Nie wiedziałeś, że jej chcę?
Przez następny tydzień lało bez przerwy i
wyprawa do Zakazanego Lasu nie miała sensu, choć Jo oczywiście robiła
kilkukrotne podchody i wyśmiewała resztę, wymyślając im od cukrowych lal. Albus
twierdził jednak, że ona i Rose na pewno się przeziębią, James był wciąż zły na
Jo, a Scorpius po prostu nie lubił deszczu.
Rose podzielała jednak zdanie Jo i nalegała na wyprawę. W przeciwieństwie
jednak do Gryfonki, miała swoje własne powody…
- Nieeeee… - Scarlett zakryła usta dłonią. Któregoś
wieczora siedziały przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Ravenclawu. Dokładnie
Scarlett siedziała, a Red leżała na grubym kocu i piekła pianki w ogniu,
wyginając rękę pod ostrym kątem. Zarechotała na reakcję przyjaciółki.
- Nie zmyślam – zaśpiewała wesoło. Scarlett
pokręciła głową.
- Malfoy cię pocałował? Scorpius Malfoy? Ten, który
nienawidzi cię od zawsze? Ten, który zawsze pyta w Wielkiej Sali co tam robisz,
skoro Skrzaty Domowe siedzą zwykle w kuchni? Ten, który na Opiece Nad
Magicznymi Stworzeniami narysował ciebie i powiedział Hagridowi, że pomylił cię
z „dzikim kuguarem”?
Rose mlasnęła znudzona.
- Nie. Ten, który najwyraźniej jest we mnie
szaleńczo zakochany od pierwszej klasy!
Scarlett zmarszczyła brwi.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem! – Rose wrzuciła sobie piankę do ust.
- Podkochuje się we mnie, a że nie może mnie mieć,
dokucza mi! To jest bardzo logiczne – oświadczyła pewnie. Scarlett wciąż nie
była przekonana.
- Red, on w zeszłym roku obnosił po zamku twoje
zdjęcie i mówił wszystkim pierwszoroczniakom, że jesteś zbiegiem z Azkabanu…
Rose uśmiechnęła się jakby to było wyjątkowo miłe
wspomnienie.
- Czego to nie robią zakochani! – zawołała z
niedowierzaniem. Scarlett miała ochotę walić głową w ścianę. Postanowiła
zmienić taktykę.
- No, dobra. A… jak było?
Rose zawiesiła się na moment. W końcu
machnęła ręką.
- Powinien poprawić technikę – stwierdziła
nadziewając kolejną piankę. Scarlett uniosła brwi.
- Czyli ci się nie podobało?
- Ani trochę.
*
- Stary, była zachwycona.
Scorpius leżał na sofie w Pokoju Wspólnym
Slytherinu i zdawał relację Blake’owi, który z każdym jego słowem otwierał
szerzej usta.
- Moment – przerwał przyjacielowi – Rose Weasley?
Pocałowałeś Rose Weasley?
Scorpius nieco się skrzywił.
- Bardziej oddałem pocałunek…
- Jeszcze raz – próbował sobie wszystko ułożyć
Blake – Mówisz o Rose „Red” Weasley? Tej, która od pięciu lat rzuca w ciebie
czosnkiem przy obiedzie, bo twierdzi, że „nie można mieć tak chorobliwie jasnej
skóry i nie być wampirem”?
Scorpius zaśmiał się wesoło.
- Czego to się nie robi, żeby ukryć pożądanie!
Blake wytrzeszczył oczy.
- Rose Weasley cię pożąda?! – zdumiał się. Scorpius
udał obrażonego tym pytaniem.
- Każda kobieta w tym zamku pożąda mojego
nienagannego ciała i bystrego umysłu.
Blake spojrzał najpierw w lewo, potem w prawu,
czekając aż ktoś wyskoczy i krzyknie „Prima Aprilis”.
– Sprecyzujmy – rzekł ugodowo – Twierdzisz, że
podobasz się Red?
Scorpius kiwnął głową zniecierpliwiony.
- Dlatego za mną łazi i mnie całuje.
- Okej. A dlaczego na trzecim roku rozpuściła plotkę,
że masz afrykańskiego syfilisa? A przez pół roku przynosiła smycz na Opiekę Nad
Magicznymi Stworzeniami i mówiła, że powinniśmy się uczyć o tobie na tej
lekcji?
Scorpius ziewnął przeciągle.
- Nie może mnie mieć – odparł bez namysłu – więc
się mści.
Blake miał minę, jakby było mu żal Scorpiusa. Z
drugiej strony nie mógł się doczekać, aż Red dowie się tego co wymyślił…
- Jasne, masz rację – stwierdził prawie ze śmiechem
– Podobasz się Weasley. No więc jak ona całuje?
Scorpius mimowolnie przymknął oczy na sekundę.
- Bez szału.
*
Minął tydzień od pocałunku na boisku i Albus zaczynał żałować, że się w ogóle
na niego ważył. Jo go unikała: gdy widzieli się podczas posiłków albo na
przerwach twierdziła, że jest zajęta, przestała też przychodzić do klasy na
czwartym piętrze, choć zaglądał tam co wieczór. Byłby może i uznał, że się
pomylił i, że Jo faktycznie na nim nie zależało, gdyby nie fakt, że kiedy
jednak się widzieli uśmiechała się tak słodko i radośnie, że nie był w stanie
przekonać sam siebie, że Jo może nic do niego nie czuć. Postanowił więc dać jej
trochę czasu i skupić się na innych rzeczach.
Drużyna Ravenclawu po dwóch meczach rozgrywek była na trzecim miejscu w tabeli,
co nie mieściło się w głowie ani ambitnemu kapitanowi Krukonów, ani Rose, która
po prostu nie potrafiła przegrywać. Dlatego deszczowy listopad nie odstraszył
zespołu i trenowali kilka razy tygodni w błocie i ulewie. Na ostatni trening w
końcu miesiąca pałkarze Ravenclawu przyszli wyjątkowo ponurzy.
- Co jest? – zagadnęła ich dziarsko Red, która
miała na sobie wściekle fioletowy płaszcz przeciwdeszczowy. Samuel trącił Jacka
łokciem a ten powiedział, zezując na kapitana drużyny:
- Bo już wiemy czemu przegraliśmy mecz ze
Slytherinem.
Na wspomnienie tej porażki głowę zwiesiła z kolei
Rose, która czuła się odpowiedzialna za wynik. Derek był jednak żywo
zainteresowany tym, co mieli do powiedzenia pałkarze.
- Co macie na myśli? – zapytał szybko. Sam wciąż
wpatrywał się w swoje trampki, więc Jack westchnął i kontynuował:
- Przed meczem byliśmy zbyt zdenerwowani, by jeść w
Wielkiej Sali, więc poszliśmy do kuchni – opowiadał trzecioroczniak – Skrzaty
zrobiły nam kanapki, ale zwędziliśmy też kilka owoców. Wyglądały jak granaty…
- …i były super smaczne! – wtrącił nieoczekiwanie
Sam, ale szybko pojął, że to nie było zbyt mądre, więc wrócił do obserwowania
swoich butów.
- Fakt, były dobre – przyznał Jack – dlatego
wczoraj znowu chcieliśmy parę podwędzić. Ale okazało się, że to jakieś trujące
świństwa! Jeden Skrzat zmarł po zjedzeniu kilku kęsów…
- CO?! – zawołali jednocześnie Rose i Albus. Jack
pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Dobrze, że nas tylko trochę zmuliło…
- Ale co z tym Skrzatem?! – zawołała Rose – Nic o
tym nie słyszałam!
- Bo to Skrzat, nie? – odezwał się znowu Sam. Wzrok
Rose prawie go spopielił.
- Skąd w kuchni znalazły się te owoce?! – zdumiał
się Albus – Skrzaty nigdy nie podały niczego choćby odrobinę nieświeżego, a co
dopiero trującego!
Cała drużyna milczała w zamyśleniu.
- Może to zwykła pomyłka – powiedział w końcu Derek
i poklepał po plecach Jacka – Dobrze, że wam nic nie jest, no i teraz nie
musimy już się przejmować, że to my zawaliliśmy mecz. To oznacza, że jesteśmy w
znakomitej formie i następny mecz…
Drużyna słuchała go z przejęciem, gdy wychodzili w
rzęsisty deszcz. Tylko Rose i Albus milczeli ponuro.
*
Red i Scorpius zaczęli zachowywać się tak dziwnie, że nawet Ala
zaczynało to zdumiewać. Jego kuzynka i Malfoy stali się nieznośni jak nigdy i
chodzili po szkole, jakby właśnie ich koronowano. Oczywiście Albus był
przyzwyczajony do huśtawki nastrojów Rose i niczego dobrego nigdy nie
spodziewał się po Scorpiusie, ale ostatnimi czasy nawet on zaczynał tracić
cierpliwość do tej dwójki. Dlatego zaczął tak manewrować na lekcjach, żeby
Scarlett siedziała między nim a Red, dzięki czemu nie musiał słuchać czegoś o
jej „zwierzęcym magnetyzmie i ostatecznej wygranej”.
- Znowu to zrobiłeś – syknęła Scarlett na piątkowej
Obronie Przed Czarną Magią. Albus zachichotał.
- Wczoraj przy obiedzie układała jakąś Pieśń
Zwycięstwa… - jęknął – Nie wiem o co chodzi, ale wolę nie mieć z tym nic
wspólnego.
- Też bym chciała – mruknęła Scarlett wyjmując
książki i różdżkę.
- Więc wiesz co jej odbiło? – zapytał kątem ust.
Scarlett zacmokała.
- Nie chcesz wiedzieć.
Po dłuższym namyśle stwierdził, że ma racje.
Harry
jak zwykle podzielił ich w pary i kazał ćwiczyć zaklęcia obronne. Albus
pociągnął szybko Scarlett w daleki kąt. Nie wiedzieć czemu uśmiechnęła się
promiennie.
- Wiesz co mamy robić? – zapytał trochę
nieprzytomnie – Nie bardzo słuchałem ojca…
Scarlett zmarszczyła brwi.
- Ćwiczyć blok. Ostatnio ciągle chodzisz jakiś
zamyślony…
Al uśmiechnął się gorzko i uniósł różdżkę.
- Niestety, niewiele z tego wynika.
Scarlett opuściła swoją. Spojrzała na profesora
Pottera, który był zajęty obsztorcowywaniem kogoś, kto posłał swojego
przeciwnika na drzwi i powiedziała:
- Może trzeba ci pomóc w tym myśleniu?
Albus spojrzał na nią badawczo. Przyjaźnili się od
pięciu a Scarlett zawsze była dobrym słuchaczem i udzielała pomocnych rad. A
takich właśnie teraz potrzebował. Upewnił się, że cała klasa i jego ojciec są
zajęci i powiedział:
- Ktoś kogo bardzo lubię chyba się tego boi…
Twarz Scarlett dziwnie stężała. Odwróciła
wzrok od jego oczu.
- Powiedziałeś jej o tym? – zapytała dopiero po
chwili.
- Gorzej. Pocałowałem ją.
- Och.
Albus przyglądał jej się z zamyśleniem.
- Zareagowała podobnie – powiedział z ironią –
Nieważne. Wracajmy do ćwiczeń.
Pod koniec lekcji Albus szturchnął Rose, która natychmiast wycelowała w niego
palec.
- Przez ciebie ćwiczyłam z jakąś łamagą! –
warknęła.
- Hej, ja tu ciągle stoję… - odezwał się Mark
Stoden. Rose wzruszyła ramionami, a Al popchnął ją w kierunku biurka Harry’ego.
- Co jest, dzieciaki? – zapytał Potter przyglądając
im się znad okrągłych okularów.
- Wiesz, że ostatnio zginął jeden Skrzat Domowy? –
wypalił Albus – Podobno otruł się owocem…
Harry nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał
badawczo na syna.
- Tak, słyszałem – powiedział w końcu – Skrzaty
przez pomyłkę zamówiły owoce, które nie nadają się do jedzenia, ale często są wykorzystywane
w różnych eliksirach.
- Nigdy wcześniej nie zdarzyło się nic podobnego –
powiedziała Rose. Harry skinął głową.
- Profesor McGonagall zakazała sprowadzania nowych
potraw, Skrzaty są wstrząśnięte… Czemu właściwie tak was to interesuje? – zapytał
nagle.
Rose zerknęła na Albusa.
- Przecież moja mama jest założycielką WSZY! –
wypaliła.
- Nie WSZY, tylko Walki… Kogo ja oszukuję – Harry
pokręcił głową – to zawsze będzie wesz.
Rose parsknęła śmiechem, a potem razem z Alem
wycofali się i wyszli z klasy.
- Też wydaje ci się to bardzo podejrzane? – zapytał
Albus, gdy szli korytarzem. Rose kiwnęła głową.
- Dziwne rzeczy dzieją się ostatnio w Wielkiej
Brytanii i Hogwarcie. Trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte.
*
Dopiero pod koniec listopada deszcz przestał zacinać w grube szyby Hogwartu.
Zrobiło się za to chłodno i czuć już było bliską zimę. W pierwszy weekend
grudnia wszystkie klasy od trzeciej wzwyż wybierały się do Hogsmeade. Jedną z
nielicznych osób, która nie miała takiego zamiaru była Jo.
Po śniadaniu zatrzymała się w Sali Wejściowej, a kiedy wyszedł z niej Scorpius
dała mu znak ręką, żeby do niej podszedł.
- Powinniśmy wybrać się dziś do lasu! – powiedziała
bez ceremonii – Wszyscy będą w Hogsmeade i zlejemy się z tłumem, gdy będą
wracać.
Scorpius kiwnął tylko głową i odwrócił się, żeby
zaczekać na resztę.
Rose, Albus i James byli podobnego zdania co Jo. Umówili się, że po obiedzie
ruszy pierwsza dwójka (Albus i James) a potem Jo, Rose i Scorpius.
Ani Albus ani James nie byli zadowoleni z tego, że wybierają się do lasu
w swoim towarzystwie. James zwyczajnie nie wiedział o czym rozmawiać ze swoim
idealnym bratem, a Albus miał od pewnego czasu wyrzuty sumienia z jego powodu.
Oczywiście, nadal nie uważał by Jo powinna spotykać się z Jamesem. Dla własnego
dobra nikt nie powinien… Ale mimo wszystko byli braćmi, a on pocałował dziewczynę,
z którą najpierw łączyło coś Jamesa.
- Nic mi nie przypomina tego badyla – odezwał się
James po pół godzinie chodzenia między drzewami Zakazanego Lasu.
- Właściwie niewiele nam to da, nawet jeśli je
znajdziemy – stwierdził posępnie Al wyginając szyję, żeby obejrzeć czubek
sękatego dębu. I tak nie wiemy czym to drzewo właściwie jest.
- Ale pewnie wiedzą centaury – mruknął zamyślony James – a skoro już tu jesteśmy… - I spojrzał wymownie na Albusa. Ten tylko pokręcił głową.
- Ale pewnie wiedzą centaury – mruknął zamyślony James – a skoro już tu jesteśmy… - I spojrzał wymownie na Albusa. Ten tylko pokręcił głową.
- Ostatnie spotkanie z centaurami niewiele nam
wyjaśniło, prawda? Na pewno powiedzą, że o tym drzewie pisze w gwiazdach…
James nie mógł się z nim nie zgodzić. Wrócili do
przyglądania się drzewom, ale po dwóch godzinach wiedzieli już, że niczego w
lesie nie znajdą.
*
Jo po pięciu minutach zaczęła przeklinać sama siebie, że wybrała się do lasu z
Red i Scorpiusem. Nie miała pojęcia co odbiło tej dwójce, ale zachowywali się
wyjątkowo dziwacznie. Nawet jak na nich.
- Dzięki za odprowadzenie Franka – paplała Rose
niepodobnym do niej, słodkim głosem - chyba się stęsknił, bo o b l i z a ł mi
całą twarz.
Jo miała wrażenie, że Scorpius mlasnął z zachwytu.
Wolała tego nie analizować…
- Mówiłem, że przejmuje twoje nawyki – odparł, gdy
zagłębili się w północną ścieżkę lasu. Rose nie straciła animuszu.
- Nie, raczej podziela twoje… pragnienia.
Jo stwierdziła, że wysłuchiwanie ich wymiany zdań,
której pewnie sami nie kontrolują, na pewno nie pomoże jej w poszukiwaniach.
Dlatego kiedy ścieżka zrobiła się tak wąska, że musieli iść gęsiego, ona
ustawiła się na końcu, odczekała aż Red i Scor pójdą przodem a potem zmieniła
kierunek.
Rose i Scorpius nie zauważyli, że zniknęła.
- Miałeś obserwować drzewa, a nie moje nogi! – oświadczyła Red idąc przed Scorem. Zaśmiał się gardłowo.
- To raczej ty co chwila zerkasz na mój tyłek –
odparł pewnie.
- Ty obserwujesz mój od pięciu lat..
- Przynajmniej się nie ślinię.
- Polemizowałabym.
Nagle zamilkli. Obojgu wpadło coś do głowy. Czemu
on jest taki pewny siebie? Zastanawiała się Rose. Przecież to on jest we
mnie zakochany po uszy!
Scorpius wwiercał się spojrzeniem w jej plecy. Zwariowała?
Myśli, że ją lubię? To ona za mną szaleje!
I kiedy ścieżka rozszerzyła się tak, że mogli iść
koło siebie, Scorpius zrównał się z nią, obrzucili się płochymi, badawczymi
spojrzeniami, a potem nie odezwali się aż do końca bezowocnej wyprawy.
*
Hermiona była taką nauczycielką jaką uczennicą. Skrupulatnie przykładała się do
swojej pracy, bez względu na to czy pisała wypracowania czy je poprawiała.
- Postawiłaś Trollę własnemu synowi? – zaśmiewał
się Harry zaglądając jej przez ramię.
- Niższej oceny nie ma – odparła złośliwie – Nie
wiem które jest gorsze. Rose z jej ciągłymi wybrykami ale dobrymi stopniami,
czy kochany Hugo z jego nienawiścią do każdej formy nauki…
Harry znowu się zaśmiał.
- Przynajmniej z tobą rozmawiają – odparł nagle
poważniejąc – James odzywa się czulej do Trelawney niż mówi mi „dzień dobry” na
korytarzu…
Hermiona odłożyła pióro i przymknęła oczy.
- Rose chodzi na transmutację raz w miesiącu –
westchnęła – twierdzi, że ma odmianę „co tygodniowej nerwicy” i w każdą środę
boli ją śledziona.
Harry pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie wiem gdzie popełniliśmy błędy – powiedział
bardzo cicho – mamy wspaniałe dzieci, które mają z nami marny kontakt.
Hermiona potarła zmęczone oczy.
- Wychowały się w lepszych warunkach – stwierdziła
smutno – mają wszystko czego my nie mieliśmy, ale żyją pod dużą presją.
Wiedzieliśmy, że tak będzie, Harry.
- Czasem się zastanawiam czy nie oddać Jamesa i
Lily na miesiąc do Dursley’ów.
Hermiona wybuchła histerycznym śmiechem.
- Vernon wylądowałby w psychiatryku. Podobno i tak
ma się nie najlepiej?
Harry skinął głową.
- Przez ostatnich trzynaście lat żył w lęku, że
córki Dudleya mogą być czarownicami. Trudno mu się dziwić…
Hermiona rozejrzała się trochę nieprzytomnie po swoim
niewielkim gabinecie.
- Kto by pomyślał, że tu wrócimy…
Harry uśmiechnął się ciepło.
- Chyba nigdy stąd nie odeszliśmy – powiedział
trochę zażenowany. Hermiona kiwnęła głową.
- Czasem wymyślam głupie preteksty, żeby wejść na
chwilę do Pokoju Wspólnego Gryffindoru – powiedziała z lekkim zawstydzeniem.
Potter wyszczerzył zęby.
- Ja odejmuję Slytherinowi punkty bez okazji.
Hermiona natychmiast spoważniała i uniosła wysoko
brwi.
- Jak możesz! Nadużywasz swojej pozycji, żeby mścić
się na niewinnych…!
Harry’ego uratowało pukanie do drzwi. Wstał szybko,
żeby je otworzyć, bo Hermiona zaczynała już się na dobre rozkręcać.
- Cześć – to była Norah.
- Cześć – Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Wejdź, proszę! – zawołała Hermiona, ale Norah
tylko pokręciła niepewnie głową, zerkając na Harry’ego.
- Właściwie to ciebie szukałam.
Harry klasnął w dłonie. Może potem wymaże Hermionie
z pamięci wzmiankę o punktach Slytherinu…
- Do zobaczenia później! – pomachał szwagierce i
wyszedł za nauczycielką Zaklęć.
- O co chodzi? – zapytał uprzejmie, kiedy powoli
szli korytarzem na piątym piętrze.
- Mam pewien problem – wyznała szczerze. Harry
lubił ją za tę bezpośredniość – Nigdy nie umiałam wyczarować Patronusa, a to
było moje wielkie marzenie…
I spojrzała na niego pytająco. Harry parsknął
śmiechem.
- Twoim największym marzeniem jest rzucenie
zaklęcia? – zapytał nie przestając się śmiać. Norah zmrużyła groźnie oczy, więc
natychmiast przestał – Ale wiesz, że dementorzy nie szlajają się po Anglii od
dwudziestu lat?
- Byłam dziś w Hogsmeade razem z uczniami – zaczęła
wyjaśniać – w Świńskim Łbie mówili, że widziano grupę tych potworów pod
Londynem.
Harry wyuczonym ruchem poprawił okrągłe okulary,
choć leżały nienagannie.
- Kto konkretnie o tym mówił? – zapytał.
Norah wzruszyła ramionami.
- Bo ja wiem, Harry… Nie znam za dobrze towarzystwa
ze Świńskiego Łba.
Harry zerknął na nią z ukosa.
- Więc co tam robiłaś?
Miał wrażenie, że jego koleżanka się czerwieni.
- Miałam ochotę na coś mocniejszego, a nie chciałam
pić przy uczniach!
- Ach… - zaśmiał się Harry. Skręcili za rogiem
korytarza. Ich gabinety były na tym samym piętrze – Dobrze, w takim razie
postaram się znaleźć trochę czasu i przede wszystkim jakiegoś bogina…
- Bogina? – zdziwiła się Norah. Harry machnął ręką.
- Wytłumaczę ci na lekcji!
Zatrzymali się, bo stanęli przed drzwiami jego
gabinetu.
- Dobrze… Dziękuję i czekam niecierpliwie! –
uśmiechnęła się radośnie.
- No to… dobranoc!
*
Rose, która chciała zdenerwować Scorpiusa, zdenerwowała tylko samą siebie. Ten
palant myśli, że się jej podoba! No, koniec świata…
- Red, mam do ciebie delikatne pytanie – Scarlett,
z którą wysyłała sowę do taty przestępowała niepewnie z nogi na nogę.
- Mmm…?
- Chodzi o Ala. Powiedział mi ostatnio coś dziwnego.
Rose wypuściła przez okno maleńką, brązową sówkę i
spojrzała na przyjaciółkę.
- Że upija się zbyt często z Malfoyem na Wieży
Astronomicznej, czy, że jest zabujany po uszy?
Scarlett na chwilę straciła wątek i trochę
zmarkotniała.
- Coś, na kształt tego drugiego. Wiesz o kogo
chodzi?
Rose przyglądała jej się uważnie.
- Mimo, że Albus Severus czasami zachowuje się
niezgodnie z moim życzeniem, to jest moim kuzynem i nie mogę ci tego
powiedzieć. Nie wiem czy dzieli się tą radosną nowiną z całym światem czy tylko
ze mną, nieszczęsną – Tu Red teatralnie zwiesiła głowę, żeby pokazać swoje
nieszczęście. Scarlett nie zwracała uwagi na jej wygłupy.
- Chodzi o Jo Carter, prawda? – wypaliła. Rose
skrzywiła się, bo wiedziała, że nie ma sensu jej okłamywać.
- Tak… Chodzi o Jo – powiedziała poważnie.
- Całowali się – oznajmiła niespodziewanie Scarlett
skubiąc kieszeń swojej szaty – Al wspominał, że kogoś pocałował.
- Tak, to było epokowe wydarzenie – zadrwiła Rose –
Aluś w końcu użył języka do czegoś innego niż wymądrzanie się na lekcjach i
prawdopodobnie rozpoczął I wojnę Potterów.
Scarlett niewiele rozumiała z paplaniny Red, ale
była już do tego przyzwyczajona. Pogłaskała czerwoną płomykówkę, która
wyciągała do niej główkę, domagając się uwagi.
- No tak, to dość niespodziewane, że Al pocałował
Jo. Przecież…
BUM.
Rose i Scarlett odwróciły się na zawołanie i Red
zamarła. W drzwiach do sowiarni stał James.
Jego szkolna torba, która przed chwilą opadła z
hukiem, potoczyła się po ziemi al nie zwracał na nią uwagi. Patrzył na Scarlett
z mordem w oczach. Ale nic nie powiedział, o nic nie zapytał. Rose pierwszy raz
widziała w jego oczach coś takiego, że bała się odezwać. Minęła długa chwila, w
której James nie spuszczał wzroku ze zmieszanej Scarlett a w końcu bez słowa
odwrócił się i odszedł. Scarlett spojrzała nerwowo na Red.
- Co się właśnie stało?
Rose zaśmiała się histerycznie.
- Wywołałaś I wojnę Potterów.
*
Nie analizował. Nie szukał wyjaśnień. Zastanawiał się tylko gdzie pójść
najpierw. W czyją znienawidzoną twarz najpierw ma wykrzyczeć wszystko, co
chciał z siebie wyrzucić. Wiedział, że woli pójść do niej. Wygarnąć jej i o
niej zapomnieć.
Ale nie wrócił do Wieży Gryffindoru. Gdyby ją teraz zobaczył, mógłby zrobić coś
czego później by żałował. Nie kontrolował już swoich nerwów. Zatrzymał się
dopiero przed kołatką orła.
- Zamknij się – powiedział głosem drżącym z furii,
nim kołatka zdążyła zadać pytanie. Podniósł rękę, żeby zapukać, albo i rozwalić
te drzwi, ale w tym samym momencie otworzyły się z drugiej strony.
Cóż za fart. Albus.
- Co ty tu ro… Co się stało?
James chwycił go za szatę z przodu i „pomógł” wyjść
z salonu. Albus nie zdążył nawet zaprotestować, gdy wylądował na ścianie.
- CO ty odpierdalasz?! – wydarł się podnosząc się z
ziemi. James trząsł się na całym ciele, ale wiedział, że musi się opanować, więc
cofnął się o krok i oparł o ścianę.
- Cóż za słownictwo, braciszku – powiedział siląc
się na spokój, ale jego głos drżał z zimnej furii – Mama byłaby niepocieszona.
Albus wpatrywał się w niego, jakby zobaczył go po
raz pierwszy w życiu. A potem przymknął oczy i westchnął bardzo cicho.
- Kto ci powiedział?
James uderzył pięścią w ścianę, aż usłyszał
grzechot kości. Gdzieś głęboko miał nadzieję, że Al zaprzeczy, że będzie
zaskoczony. A on doskonale rozumiał co się działo. Może nawet był przygotowany.
- Jak było? – zapytał ochrypłym głosem, który
przeraził Ala jak nic do tej pory – Miło?
Al skrzywił się.
- Nie możesz mieć do mnie pretensji – powiedział
spokojnie – Nie jesteście raze…
Ale nim zdążył zdanie, James znowu znalazł się przy
nim i przygwoździł go do ściany. Albus nie bronił się. Wiedział, że jeśli
dojdzie do bójki, zerwą ostatnie więzy, jakie ich jeszcze łączą.
- Nie wiedziałeś, że jej chcę? – warknął James
przytrzymując Ala pod szyją.
- Możesz mi przywalić. Zrób to.
James wpatrywał się w niego chwilę, ale w końcu go
puścił i odwrócił się do niego plecami.
- Jesteś zły, bo nie ty ją pierwszy pocałowałeś? –
usłyszał jeszcze i zamarł – A co masz jej do zaoferowania? Czekanie w kolejce
aż znudzą ci się inne?
Albus czekał aż James odwróci się i tym razem
mu przywali. Ale minęła chwila i James nawet na niego nie spojrzawszy ruszył z
miejsca i odszedł.
Miał nadzieję, że jeśli najpierw spotka Albusa, będzie choć trochę
bardziej opanowany, gdy pójdzie do niej. Nic z tego. Krew pulsowała mu w żyłach
jeszcze głośniej.
W Pokoju Wspólnym Gryffindoru siedziało już niewiele osób i nie
było wśród nich Jo. Ale on nie mógł czekać.
- Lily!
Jego siostra z ociąganiem wstała z fotela i
podeszła do niego z uniesionymi brwiami.
- Musisz coś dla mnie zrobić. Przyprowadź Jo
Carter, jest w jednej z sypialni piątego roku.
Najlepiej o tym w jakim stanie jest James świadczył
fakt, że Lily nie protestowała, ani nie próbowała niczego na tej przysłudze
ugrać. Kiwnęła tylko głową i posłała mu zatroskane spojrzenie.
- Lily! – zawołał jeszcze za nią – Niech przyjdzie
do pustego dormitorium! Wie gdzie to jest – dodał gorzko.
Nie musiał długo czekać. Jo weszła ostrożnie i
spojrzała na niego wielkimi ze zdziwienia oczami.
- Twoja siostra…
- Bardziej chodzi o mojego brata – przerwał jej bez
skrupułów. Jo najpierw zdumiała się jeszcze bardziej.
- Co z nim? – zapytała.
- Ty mi powiedz. Ty się z nim całujesz!
Jo zamarła. James był pewny, że podobnie jak Al
zacznie wzdychać, może nawet będzie skruszona. Tymczasem Jo ku jego zdumieniu
tylko się najeżyła i zrobiła parę kroków w jego stronę, co robiła zawsze, gdy
zamierzała się z kimś pokłócić.
- Po pierwsze nie całuję! Po drugie nie twoja sprawa!
James miał wrażenie, że zaraz zacznie parować, tak
bardzo wrzała mu krew w żyłach.
- Nie? – zapytał z drwiną – Ale to była twoja
sprawa, kiedy mi wyrzucałaś, że umawiałem się z Olivią!
Jo parsknęła histerycznym śmiechem.
- Bo próbowałeś się umówić z nami obiema!
- Nieprawda! – warknął James – Umówiłem się z nią,
bo ty mi dałaś kosza! A potem poleciałaś do Albusa!
Jo spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Do nikogo nie poleciałam, kretynie! I powtarzam,
że to nie twoja sprawa!!!
James zamilkł na moment, a potem zrobił jeden mały
krok w jej stronę.
- Wiesz co? Masz rację. Nie moja sprawa, bo nie
chcę cię znać! Ani cię więcej widzieć!
Jo wyglądała, jakby jego słowa zraniły ją do
żywego. Otworzyła usta, żeby złapać więcej powietrza i James był pewien, że
będzie się jeszcze kłócić. Ale Jo tylko pokręciła głową, jakby odganiała jakieś
myśli i powiedziała:
- Świetnie.
A potem obróciła się i opuściła dormitorium. James
jeszcze chwilę wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła, a potem wyjął
różdżkę i zamknął je zaklęciem. Rzucił się na łóżko w ubraniu, ale na sen nie
miał już dziś nadziei.
*
Jo trzasnęła portretem Grubej Damy nawet nie przepraszając. Zresztą, nie była
do końca świadoma tego co robi ani gdzie idzie. Jej wściekłość wyparowała w
momencie, kiedy wyszła z dormitorium. Teraz czuła tylko ucisk w klatce
piersiowej i narastającą falę smutku.
Czy to była jej wina? Co złego zrobiła?
Nogi same ją zaniosły pod Wieżę Ravenclawu. Wyjęła Komunikujące Karteczki i
poprosiła Albusa, żeby do niej wyszedł. Pojawił się od razu.
- Rozumiem, że i ciebie odwiedził mój brat? –
zapytał gorzko Albus. Jo opierała się o najbliższą ścianę, ale nie patrzyła na
niego tylko na swoje trampki.
- Powiedział, że nie chce mnie znać – odezwała się
cicho. Albus przyglądał jej się uważnie. Bił od niej taki smutek, że ściskało
go w sercu.
- James jest porywczy, zawsze coś powie a potem…
- Nie o to chodzi, Al – przerwała mu wciąż
obserwując trampki – Nie powinnam mieszać się w wasze relacje. Jesteście braćmi!
- A od kiedy to ty się mieszasz?! – zdenerwował się
Albus – Sami cię wmieszaliśmy!
- James ma rację. Nie powinniśmy się wszyscy dłużej
ze sobą zadawać.
- Jo, co ty… - podszedł do niej i zmusił ją, by w
końcu na niego spojrzała. Od razu tego pożałował, bo patrzyła tak smutno, że
poczuł ostre ukłucie zazdrości widząc, jak cierpi przez Jamesa.
- Po prostu, nie chcę być więcej powodem waszych
kłótni – powiedziała, wyswobadzając się z jego uścisku i prawie biegiem
opuściła korytarz. Albus stał na nim jeszcze długo.
Potrzebowała świeżego powietrza. Zapomniała, że tę
samą miejscówkę obrał sobie również Scorpius.
- Co tym razem? – zapytał, kiedy tylko zobaczył
wyraz jej twarzy.
- Nie pijesz? – zdumiała się podchodząc, żeby też
oprzeć się o mur.
- Nie upijam się na smutno.
- Jesteś smutny?
- A ty?
Jo zagryzła wargi.
- Chyba będziemy musieli rozwiązać zagadkę drzewa
osobno – powiedziała w końcu. Scorpius już o nic nie pytał. Rozumiał aż za
dobrze.
- Można się było tego spodziewać.
Jo uniosła brwi. Chłodny wiatr omiótł ich tak, że
oboje zadrżeli z zimna.
- Może i jest zapisane w gwiazdach, że w
przyszłości będziemy mieć wszyscy przesrane – powiedział jeszcze Scorpius – Ale
na pewno nie ma tam nic o pokoju miedzy jakimś Malfoyem z Weasley ani
szczęśliwym związku Carter z którymś Potterem, póki drugi Potter chce tego
samego.
Wiatr zawtórował mu ponurym wyciem.
PS. Dzisiaj tak bonusowo, bo jestem chora od dwóch dni i udało mi się szybko napisać :) No i w rekompensacie za to, że na poprzedni rozdział trzeba było długo czekać :)
Smutno. Ten rozdział jest mega smutny. Red i Scorp są dziwni. Serio. Jedyne, co odrobinę podnosi mnie na duchu, to, że Scorpius chyba chciałby poprawić ich relacje. Sytuacja między Jamesem, Alem i Jo również nie jest zbyt ciekawa. Chciałabym, by Jo i James byli razem. Masz niesamowity talent. Kocham tego bloga, jesteś cudowna. :)
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia <3
Ale relacja Scora i Rose nie jest zła! Oni mają po 15 lat, są dziećmi, które w dodatku nie rozumieją własnych uczuć, bo do tej pory żyli w przeświadczeniu, że powinni się nienawidzić :P Jeśli czekasz na ich szczęśliwy i ułożony związek to dłuuugo go nie będzie :D Jeśli będą kiedyś razem to tylko po ciężkiej wojnie :D Pozdrawiam :)
UsuńNie, nie czekam na ich związek. To szybko nie nadejdzie, zdaję sobie z tego sprawę. xD I bardzo lubię te ich wojny, serio. Nie zrozum mnie źle, po prostu... no sama nie wiem. Nie mam nic do ich relacji. Kocham Twój pomysł na tą historię. :)
UsuńRównież pozdrawiam
O ja o ja o ja! Mój biedny James! Ma złamane serce! Tak mi go szkoda! Albus w ogóle nie pomyślał, że może go zranić. To, że pocałował Jo czyni z niego ogromnego egoistę, dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Wiedział, że tamtą dwójkę coś łączy, ale mimo wszystko wpieprzył się między nich, bo tak chciał. Nie pomyślał w jakiej sytuacji stawia Jo.
OdpowiedzUsuńRose i Scorpius mnie powalili! To, że oboje uważają, że podobają się sobie nawzajem jest genialne! I te podchody! Majstersztyk!
"[Al] poczuł ostre ukłucie zazdrości widząc, jak cierpi przez Jamesa." - wstałam i zaczęłam tańczyć. Kiedy w końcu zobaczy, że to on jest niepasującym do układanki elementem? Niech się zainteresuje Scarlett bo ona widocznie interesuje się nim :)
No i oczywiście "Nie widziałeś, że jej chcę?" - no właśnie! Męczy mnie to samo pytanie! Widzę Jamesa, wypowiadającego to z bólem w oczach...Tak bardzo go kocham <3
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się równie szybko jak ten. No i oczywiście dużo zdrowia ;*
Eh :/ stawiasz mnie w trudnej sytuacji, bo znowu muszę bronić Ala. Nie zapominaj, że on wie jak jego brat traktował do tej pory każdą dziewczynę i nawet gdyby próbował odbić mu Jo, to z myślą o tym, co dla niej najlepsze - on uważa, że James ją skrzywdzi i szczerze mówiąc na ten moment jest to bardzo prawdopodobne :D
UsuńCześć! Postanowiłam dzisiaj skomentować, bo mnie zastrzeliłaś tym rozdziałem! Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego poczucia humoru i tego jak potrafisz opisać zabawne sytuacje! Prawie się popłakałam jak Rose i Scorpius wysnuwali swoje teorie, a jak Hermiona opowiadała Harry'emu, że Rose wciska jej ból śledziony, musiałam przerwać czytanie, żeby się uspokoić! :)
OdpowiedzUsuńOczywiście szkoda Jamesa, ale sorry.. zwykle to on rani dziewczyny, więc taki niewinny nie jest, prawda? :D
Pozdrawiam, Katerina :*
Nieee, nie mogę znowu Cię chwalić, bo w końcu uderzy Ci sodówka :P
OdpowiedzUsuńDobrze, że akcja toczy się powoli. Jasne, chcielibyśmy wiedzieć jak to się skończy, z kim będzie Jo itd., ale to jest bardziej realistyczne. Byłoby dziwnie gdyby Rose i Scorpius byli nagle razem :D
James wspaniały w tej swojej furii! Teraz widać jak mu zależy. Szkoda mi Jo, bo tak naprawdę ma i będzie mieć duży problem - rozbić relację z braćmi czy być, z którymś szczęśliwa.
Lubię też wątek Harry'ego i Hermiony i wydaje mi się on wyjątkowo tajemniczy... :)
Czekam na nn!
Panna Bez Gmaila
Tak, wątek Harry'ego i Hermiony kryje mnóstwo tajemnic! :)
UsuńKocham twojego bloga. Rozdzial mega smutny. Mam nadzieję, że Norah nie rozwali małżeństwa Potterów, bo zachowuję się jakby leciała na Pottera. Posiadasz niesamowity talent do pisania. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńW opisie na którymś ze spisów blogów jest napisane, że Draco pojawi się w Hogwarcie. Kiedy planujesz wprowadzić go do akcji? Bo moim zdaniem to bardzo urozmaiciło by fabułę. :)
OdpowiedzUsuńBardzo niedługo :)
UsuńHah Rose i Scor są siebie warci, uwielbiam ich. No nie dlaczego Jo i James znowu się kłócą :( ale chwila moment czy mi się wydaje czy Scarlett jest zainteresowana Alem? w sumie ona chyba bardziej by do niego pasowała niż Jo. A Harry najlepszy "- Ja odejmuję Slytherinowi punkty bez okazji." nie ma jak szczerość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Carmen
Na miejscu Harry'ego też odbierałabym punkty Ślizgonom :]
OdpowiedzUsuńWojna Potterów się zaczęła - oby obyło się bez ofiar :D
Świetny rozdział i nie wiem o mogę tutaj jeszcze napisać :P
Paulina M. aka Hit Girl
O nie ������ Mam nadzieję, że się pogodzą i nadal będą się przyjaźnic, bo oni wszyscy razem tworzą jedna całość i są w stanie dokonać wielkich rzeczy a sami, osobno to tak jakby pojedyncze elementy jakieś układanki i napewno będzie im trudniej zmierzyć się z przeciwnościami, z końcem ery czarodziejow i jakimś drzewem...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Jo i James się pogodzą i że Potterowue odnajdą wspólny język.
Ciekawe jak rozwinie się relacja Rose I malfoya ��
Masz wielki talent i czytam Twoja historie z ogromną przyjemnością i zaciekawieniem ❤️
Caraline Gentile