Ginger Golden Girls

14 maja 2014

Rozdział IX

Albo zostajesz u mnie, albo ja idę z tobą






                Podczas gdy w Gryffindorze spali już dawno nieliczni, którzy nie zjawili się na imprezie Ravenclawu, Wieża Krukonów pękała w szwach. Po północy nikt już nie pamiętał, że to Ślizgoni wygrali mecz, a niektórzy w ogóle mało pamiętali… Po środku zamieszania była oczywiście Red, która tańczyła w najlepsze z prefektem Ravenclawu, na środku Pokoju Wspólnego. To by wyjaśniało, czemu imprezy nikt jeszcze nie rozpędził.
                Al obserwował ją trochę skonsternowany, podpierając ścianę i wodząc wzrokiem po pokoju z coraz mniejszą nadzieją.
- Kogo tak wypatrujesz? – usłyszał i odwrócił się do Scarlett. Ona też nie zaraziła się imprezowym nastrojem. Albus udał, że nie wie o co chodzi.
- Tak tylko sobie patrzę… Pewnie mnie wyleją za to, że o północy trzymamy tu pół Hogwartu, w dodatku tamci – wskazał na rozchichotanych Gryfonów – na pewno pili coś lepszego niż piwo kremowe. A inni – dodał z sarkazmem pokazując palcem Rose – chyba palili zielsko, którym raczy się zwykle Crosby.
Scarlett zachichotała i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Chodź, zatańczymy – Albus uniósł brwi. Nie był w nastroju do imprez. Cokolwiek nie wyprawiała Rose, przegrali mecz. Poza tym miał nadzieję, że na tę imprezę, która prawdopodobnie będzie go kosztowała odznakę, wpadnie Jo. Nigdzie jednak nie widział złotej czupryny, której wypatrywał cały wieczór.  
- Tylko proszę, nie w tym stylu – Al znowu wskazał głową na Rose, która oddawała się dzikim pląsom z prefektem Ravenclawu, któremu przed chwilą odpadła odznaka.

                 Red zaplanowała wszystko idealnie. Podpłaciła Lily, żeby wykradła od Jamesa Mapę Huncwotów, Huga, żeby nie mówił rodzicom, poflirtowała z prefektem i wylała niedaleko Skrzydła Szpitalnego sporą ilość Kieszonkowego Bagna, którą dostała od wujka Georga. Crosby będzie to czyścił do rana i dzięki temu nie napatoczy się na wracających z jej imprezy. A urządzała ją, żeby odreagować swój błąd. Tak, tego była akurat była pewna, nawet jeśli przez cały wieczór wszyscy gratulowali jej pięknego chwytu i snuli teorię co muszą zrobić Krukoni, żeby wygrać Puchar Quidditcha. Tak więc Rose bardzo się postarała, żeby poprawić sobie humor.
Zapomniała tylko o jednym.
Plik karteczek samoprzylepnych wyskoczył jej z kieszeni i błękitny papierek zaczął fruwać jej przed nosem.
Weasley, miej honor!
- CHOLERA JASNA! – Rose zerwała się z miejsca i nie zwracając uwagi na Nate’a, z którym tańczyła przeleciała pół pokoju.
- AL!
Albus, który tańczył ze Scarlett uniósł brwi.
- Tu masz mapę, dopilnuj, żeby nikogo nie złapali!
I tyle ją widzieli.
Jak mogła zapomnieć o zakładzie! Malfoy myśli, że stchórzyła! Niedoczekanie.
W życiu tak szybko nie biegła. Po siedmiu minutach stanęła zasapana przed wejściem do Slytherinu. Miała dziwne wrażenie, że ktoś jest na korytarzu, ale nie miała czasu tego sprawdzić. Zastukała kilka razy. Nic. Przystawiła ucho – z Pokoju Wspólnego Ślizgonów dochodziła przytłumiona muzyka. A więc oni też świętują – pomyślała z rezygnacją. Cóż, na pewno jej w takim razie nie usłyszą. Wyjęła Komunikujące Karteczki i napisała szybko Scorpiusowi, żeby wyszedł. A dokładnie, że jego zarozumiały tyłek ma się wywlec na korytarz.
- Weasley – Scorpius pojawił się w drzwiach i teatralnie pokręcił głową – Miałaś spędzić tę noc w lochach. Nie stawiłaś się, chociaż przegrałaś…
- Teraz się stawiam! – oświadczyła Red, odrzucając do tyłu czerwone włosy. Malfoy przez chwilę mierzył ją wzrokiem.
- Świetnie, chodź za mną.
I ruszył w głąb ciemnego korytarza, który jak wiedziała Rose prowadził do lochów. Red zrównała się z nim i rzuciła mu wyzywające spojrzenie. A potem zniknęli w ciemnościach. 

                                                          *

- Słyszałaś?
- Czy dziś jest gwiazdka?
- Myślisz o tym co ja?
Dwie Ślizgonki, które wymknęły się po ciszy nocnej do pustej komnaty w lochach, żeby spróbować nowej fajki, wpatrywały się w siebie zachwycone. Genevive Almond i jej koleżanka Ciara Winston od zawsze nie znosiły Rose Weasley. Teraz nadarzyła się świetna okazja, żeby jej dopiec.
- Scor zaprowadzi ją do lochów, bo przegrała jakiś zakład – mówiła Genevive, splatając palce w profesorskim geście – ma tam spędzić całą noc…
- Lochy w zasadzie nie są zbyt niebezpieczne – wtrąciła Ciara i spojrzały na siebie znacząco.
- Ale mogą być – powiedziała Genevive i uśmiechnęła się szatańsko, tak, że nawet jej przyjaciółka się przestraszyła. Genevive pociągnęła jeszcze z fajki i wyuczonym gestem wypuściła dym. 

                                                          *

- Tylko na tyle cię stać, odchodzie hipogryfa? – Rose miała znudzony wyraz twarzy oglądając korytarz, na którym się zatrzymali. Scorpius zgromił ją wzrokiem.
- Pozdrów mamusię, jak będziesz ją wołać ze strachu – powiedział tylko. Próbował dać jej pstryczka w nos, ale obnażyła zęby jakby chciała go ugryźć, więc czym prędzej odszedł.
Rose poświeciła różdżką po ścianach. Faktycznie, nie było to najprzyjemniejsze miejsce na świecie. Korytarz był tak długi, że nie widziała końca. Ściany i podłogi były zrobione z nieciosanego kamienia i gdzieniegdzie pobrudzone czymś zielonkawo oślizgłym. Może jakimś Ślizgonem? – pomyślała i zaśmiała się wesoło. Kucnęła i oparła się o ścianę. I tak było tu przyjemniej niż w pokoju Huga. I zdecydowanie ładniej pachniało. 

                                                           *

                Scorpius nie położył się nawet, kiedy skończyła się impreza. Siedział w fotelu w salonie Ślizgonów i dopijał niezbyt mocny rum. Myślami był w lochach. Z jednej strony miał wielką nadzieję, że coś zeżre Weasley tyłek, z drugiej z jakiegoś powodu nie mogło mu przejść przez myśl, że mogłaby się bać. Zerknął na zegarek. Może po nią pójść? Ostatecznie złapała znicza. Nawet jeśli założyli się o wygraną, to ona była lepsza.
                Odstawił szklankę i wstał. Wyszedł na zimny korytarz i skierował się do lochów. Nie przeszedł paru kroków, kiedy zorientował się, że coś jest nie tak. Z głębi lochów dochodził dziwny wysoki dźwięk. Jakby wycie. Przyspieszył. Prawie się potknął, gdy zobaczył, że podłoga jest umazana czymś czerwonym. Przystanął i pochylił się, żeby nabrać trochę mazi, ale nie musiał. Do jego nozdrzy dobiegł słodki zapach krwi. W sekundę podniósł się i puścił biegiem. 

                                                            *

                Rose przywarła do zimnej ściany. Od kilku minut powtarzała sobie, że to na pewno kretyński żart Malfoya, ale zaczynała w to wątpić. Odurzający zapach krwi zaczynał mącić jej w głowie, a wycie, które przyprawiało o dreszcze, było coraz głośniejsze. Coś się zbliżało z kierunku, z którego przyszła. Nie miała dokąd uciekać, przecież nie może zagłębić się w lochy, nie wiedząc, gdzie prowadzą! Jej palce kurczowo zaciskały się na różdżce, a teraz oprócz wycia, usłyszała jeszcze dziwny świst, jakby coś co wydawało te dźwięki leciało w powietrzu. Ale to nie mógł być duch.
                Kiedy jej serce zatrzymało się w krtani, ciemność wokół niej jakby zgęstniała i wielka, futrzana postać runęła w jej kierunku. Leciała w powietrzu a z jej pysk lała się krew. Rose nie była w stanie się ruszyć, krzyknąć, drgnąć. Potwór, którego przerażająca twarz sprawiała, że zrobiło jej się słabo był już przy niej, widziała jego straszne oczy, gdy… minął ją. A potem z hukiem uderzył w ścianę i opadł na podłogę. Nie był prawdziwy. 
                Rose nie ruszała się z miejsca. 

                                                           *

                Scorpius dopadł do niej, w chwili, gdy wielka postać znikła w lochach.
- ROSE?!
Stała bez ruchu. Po prostu patrzyła tępo przed siebie, zbyt oszołomiona by się ruszyć. Bez zastanowienia, chyba nawet nie kontrolując swoich odruchów przygarnął ją do siebie. Była przy nim tak niska, że musiał się pochylić, by ją objąć. Przytulił ją mocno, a ona dopiero, gdy poczuła go przy sobie, wypuściła powietrze z płuc i zaczęła się trząść.
                Po chwili Scorpiusowi wróciło jednak myślenie i zdał sobie sprawę, że stanie w tym korytarzu nie jest zbyt mądre.
- Chodź – powiedział z ustami na jej włosach i złapał ją za rękę.
Bez słowa szli w kierunku Slytherinu. Ona zbyt wstrząśnięta, on wściekły na samego siebie. Jak mógł ją tam zostawić?! Kiedy doszli do wejścia do pokoju Ślizgonów, Scor ścisnął dłoń Rose mocniej.
- Chodź ze mną – powiedział i skierował ją do wejścia, ale wtedy Rose drgnęła. Wciąż miała oczy okrągłe z przerażenia.
- Nie mogę wejść do Slytherinu – powiedziała nieprzytomnie.
- Nie zostawię cię już samej – oświadczył i znowu przyciągnął ją do siebie. Teraz jego podbródek stykał się z czubkiem jej głowy. Rose przytuliła się ufnie – Albo zostajesz u mnie, albo ja idę z tobą. Tylko ostrzegam – dodał siląc się na żartobliwy ton – wy śpicie stadami w dormitoriach i twoje koleżanki będą miały jutro mnóstwo pytań. Ja położę cię w moim własnym pokoju, gdzie sypiam sam.
Poczuł na klatce piersiowej, że Rose się uśmiecha lekko. Coś, co chyba miało skrzydła zatrzepotało mu nad żołądkiem.
- Chodź, Weasley – odsunął się i znowu wziął ją za rękę. Ale Red ani drgnęła. Na jej twarzy malowało się dziwne spięcie.
- Co to było, Scor? – zapytała przyglądając się ze zdziwieniem ich splecionym dłoniom – Co to był za potwór?
- Weasley, na Merlina, skąd mam wiedzieć?!
Rose wypuściła jego palce ze swojej dłoni. Pochyliła głowę i patrzyła na niego spod zmrużonych oczu.
- Nigdy nie słyszałam, żeby po Hogwarcie latały takie stwory – powiedziała bardzo powoli, wciąż świdrując go wzrokiem – Chciałeś mnie nastraszyć?
Scor miał ochotę złapać się za głowę.
- Tak! Do cholery, dlatego cię tam wysłałem! Ale miałaś się przestraszyć szczurów! – ryknął. Jak ta idiotka mogła w ogóle coś takiego wymyślić?! Ale Rose już zrobiła parę kroków w tył.
- Dość przerośnięty ten twój szczur – powiedziała. Jej głos sprawiał, że włosy stawały mu na głowie. Po raz pierwszy naprawdę mówiła do niego z nienawiścią – Co przygotowałeś dla mnie w swoim pokoju? Kolejną niespodziankę?
To by było na tyle cierpliwości Scora. Warknął wściekle i ruszył w jej stronę. Wytłumaczy siłą tej głupiej babie, że nie ma racji, skoro słowa do niej nie docierają! Ale gdy tylko zrobił krok Rose, puściła się biegiem. Ruszył za nią.
- WEASLEY!
Ale była szybka. No i miała różdżkę. Koło Sali Wejściowej posłała w jego kierunku ciężkie kotary, które wisiały w wejściu tak, że zaplątał się w nie, a nim udało mu się wydostać jej już nie było.

                                                         *

                Oślepiające światło wpadło do dormitorium i obudziło Jo. Zawsze miała lekki sen. Podniosła się i spojrzała na sąsiednie łóżko. Zagryzła wargi. Twarz Jamesa pokrywały zielone siniaki. Dobrze, że była niedziela, bo musiałby się wszystkim gęsto tłumaczyć. Cicho odsunęła kołdrę i założyła trampki a potem wyszła z pokoju, uważając, by go nie budzić.
                Musiało być jeszcze bardzo wcześnie, bo nikogo nie spotkała w Pokoju Wspólnym, za co też była wdzięczna. Udała się do swojego pokoju i równie cicho jak wcześniej weszła do środka. Zaczęła grzebać w książkach.
- Proszę, proszę… - rozległ się zaspany głos – ktoś tu nie wrócił na noc – Robyn, z którą dzieliła pokój patrzyła na nią podejrzliwie. Jo zerknęła na AnnaLynne, która spała pod oknem. Przyłożyła palec do ust i wskazała na nią. Poza tym nie miała ochoty tłumaczyć się z niczego Robyn. Nigdy nie miały wspólnych tematów, bo jedyne o czym można byłą z nią porozmawiać to życie innych ludzi. Tym bardziej Jo nie miała zamiaru opowiadać jej, że James Potter pobił się dla niej z trzema Ślizgonami. Złapała książkę, której szukała, mrugnęła zawadiacko do Robyn i wyszła z dormitorium.

- Myślałem, że uciekłaś – James wstał i właśnie oglądał się w okrągłym lustrze na ścianie. Skrzywił się z niesmakiem – wyglądam jak Stworek.
- Kto? – zdumiała się Jo, podchodząc do niego.
- Nasz Domowy Skrzat.
- Bijecie Domowego Skrzata?!
James obrócił się w jej stronę i postukał palcem w czoło.
- Jestem tak samo brzydki, nie tak samo potłuczony.
- Ach…
- Co tam masz? – zainteresował się James patrząc na książkę w jej ręku. Jo wskazała mu gestem, by usiadł.
- Podręcznik dla początkujących Uzdrowicieli – wyjaśniła idąc za nim – Moja mama dała mi go na drugim roku, kiedy McGonagall napisała jej, że ciągle chodzę potłuczona. No wiesz, przez wędrówki po zamku – dodała niefrasobliwym tonem. James wyszczerzył zęby.
- I twoja mama dała ci książkę, o tym jak leczyć stłuczenia? Nie sprała cię osobiście? – zdumiał się. Jo usiadła koło niego i zrobiła wielkie oczy.
- Na Merlina, czemu miałaby to robić?! – zapytała ze zgrozą – Nie lubi, kiedy włóczę się po nocy, ale przecież jej kazania nic nie dały, prawda? – zadała retoryczne pytanie i otworzyła książkę. James przyglądał jej się przez chwilę.
- Carter?
- Co? – spojrzała na niego znad książki.
- Nie będziesz się już na mnie wydzierać, ok? – zapytał z uśmiechem. Jo zaczerwieniła się lekko. Spojrzała w sufit i zrobiła filozoficzną minę, a tak naprawdę intensywnie myślała.
Wkurzyła się na niego, bo umówił się z innymi dziewczynami. A przecież nie ma prawa się za to złościć. Są tylko przyjaciółmi.
- Oczywiście, że będę się na ciebie wydzierać, Potter – oświadczyła wyjmując różdżkę – Za każdym razem, gdy zrobisz coś głupiego. A teraz nadajmy twojej twarzy mniej neonowe kolory.
James badał ją przez chwilę wzrokiem, a potem grzecznie zrobił wszystko co mu kazała. 

                                                        *

                Przez następny tydzień w zamku mówiono o jednym. W sobotę miał się odbyć wielki Bal Halloweenowy i wszystkich pochłonęła gorączka przygotowań. No może prawie wszystkich. Rose była zajęta mszczeniem się na Malfoyu. Cokolwiek nie mówił, ona była pewna, że to co przydarzyło się w lochach to jego sprawka. I w końcu, kiedy wykrzyczała przy śniadaniu w środę, że Scorpius prędzej zostanie Ministrem Magii niż złapie znicza, i on przestał próbować jej cokolwiek tłumaczyć. Od tego czasu wrócili do dawnej formy komunikacji, czyli wrzeszczenia na siebie, popychania się bez okazji i prześcigania się w wymyślaniu niezbyt wyszukanych wyzwisk. Doszło nawet do tego, że Albus musiał odprowadzać Franka z Wieży Krukonów do Slytherinu i odwrotnie, po tym jak Scor wrócił z Ravenclawu w podartych spodniach.
                
               Również Jo nie miała najmniejszego zamiaru przejmować się balem. Prawdę mówiąc w ogóle o nim zapomniała. Była zbyt pochłonięta przeglądaniem wszystkich książek o drzewach, jakie znajdywały się w bibliotece, wertowaniem każdego ranka Proroka Codziennego i Żonglera, w poszukiwani jakiejkolwiek wzmianki o tym co dzieje się w Norwegii, a wreszcie próbowała przekonać swojego upartego wilka, że nie należy wszystkiego gryźć, ciągle szczekać ani sikać na łóżko Robyn.
             
              W przeciwieństwie do dziewczyn, Albus w ciągu tego tygodnia często myślał o balu. Mieli przyjść w parach, a on nie miał pojęcia jak zaprosić dziewczynę, z którą chciał pójść. Jo widywał tylko na lekcjach. W przerwach i popołudniami gdzieś znikała, a kiedy już się pojawiała miała tak zamyślony wyraz twarzy, że nie chciał jej przeszkadzać. Poza tym ostatnimi czasy znowu widywał ją z Jamesem i bał się, że jeśli jego brat już ją zaprosił, to on się tylko ośmieszy. W piątkowy wieczór siedział razem ze Scorem na murku Wieży Astronomicznej. Popijali Ognistą ze skrytki Malfoya, a Albus nawet wyzbył się wyrzutów sumienia z tego powodu.
- No to jedziesz – rzucił Scorpius przeciągając się na murku. Al zmarszczył brwi – Mów co ci zrobiła Carter – wyjaśnił przesadnie cierpliwym tonem Scor.
- Nic mi nie zrobiła! – powiedział zdumiony Albus. Teraz Scorpius zrobił zdziwioną minę.
- A wyglądasz jakby zrobiła – mruknął sam do siebie – Więc czemu wzorowy prefekt Ravenclawu pije ze mną Ognistą przed kolacją?
Albus wymamrotał coś niezrozumiałego.
- Może lubię spędzać z tobą czas? – zakpił po chwili. Scorpius parsknął śmiechem i upił duży łyk.
- Nie lubię cię tak, Potter – stwierdził po namyśle – ale schlebiasz mi.
Albus przewrócił oczami. A potem, kiedy mocny trunek zaczął szybciej krążyć mu w żyłach powiedział w końcu:
- Nie wiem jak ją zaprosić na bal.
- Carter?
- Nie. McGonagall.
Scorpius zrobił zamyśloną minę.
- Myślę, że powinieneś to zrobić z zaskoczenia.
Albus posłał mu pytające spojrzenie. Scorpius zeskoczył z murku i zaczął krążyć po wieży, splatając ręce w filozoficznym geście.
- Carter na pewno nie ma teraz głowy do balu. Wczoraj siedziałem z nią na Transmutacji – wtrącił kręcąc głową – oświadczyła, że jak za trzy dni nie dowie się co to za drzewo jest na rysunku to: „rzuca Hogwart i będzie przemierzać świat w jego poszukiwaniu”.
Scor przystanął na moment, jakby wciąż nie mógł uwierzyć co od niej usłyszał. Albus parsknął śmiechem.
- Nie zdziwiłbym się gdyby to zrobiła.
Scorpius pokiwał głową.
- Dlatego na pewno nie w głowie jej bale. Musisz ją wziąć sposobem.
- A możesz jaśniej? – zniecierpliwił się Al. Scor posłał mu protekcjonalne spojrzenie, za co Albus miał ochotę mu przywalić w ten ulizany łeb.
- Powiedz jej coś takiego: „Wiesz, Carter…” – tu Scor zmienił głos na potwornie piskliwy i Al słysząc jak go naśladuje pogroził mu pięścią, a Malfoy kontynuował – może masz jakiś pomysł jak się wymigać od tego durnego balu…?”
- Po pierwsze – przerwał mu głośno Albus – nie mam takiego głosu, kretynie – Scorpius zrobił minę, która miała oznaczać, że szczerze wątpi – po drugie – kontynuował Al – ona będzie miała tysiąc pomysłów jak się wymigać od balu!
Scor po chwili zastanowienia kiwnął głową.
- Więc inaczej. „Cześć, Carter…” – znowu zaczął piszczeć – „Tak baaaardzo nie chcę iść na ten bal… Och, ty też nie? Hmm… No to może pójdziemy razem i będziemy udawać, że szlajamy się nocą po zamku?”
Albus przestał zwracać uwagę na jego błazenadę, a skupił się na tym co powiedział. Właściwie mogłoby się udać…
- Nie ma za co – Scorpius skłonił się teatralnie. Albus pomachał mu pustą szklanką.
- Taa… dzięki – mruknął z ironią, kiedy Scor dolewał mu whisky – powiesz mi w końcu, czemu Rose wita mnie co dnia słowami: „Dzisiaj dokonam dzieła zniszczenia Scorpiusa Malfoya!”???!!!

                                                         *

                W sobotę przy śniadaniu Jo siedziała wyjątkowo sfrustrowana. Wszyscy mówili o jakichś koronkach, a połowy szkoły w ogóle nie było w Wielkiej Sali. O co mogło chodzić? Robyn i AnnaLynne paplały o czymś z jeszcze większym niż zwykle przejęciem, więc przysunęła się w ich stronę.
- …no i Louis Weasley i Grace Austin! Będą hitem wieczoru, mówię ci! – AnnaLynne mówiła tak szybko, że Jo musiała patrzeć jej na usta, żeby zrozumieć.
- No nie wiem, Cameron idzie z Olivią Aston – odparła Robyn – a słyszałam, że ona ma sukienkę z piór feniksa.
Jo odsunęła się od nich szybko. Cokolwiek działo się w Hogwarcie nie mogło być dobre, jeśli jej brat idzie gdzieś z kimś ubranym jak ptak. Poza tym czy Olivia Aston nie kręciła się ostatnio koło Jamesa? Oni się wymieniają, czy co? Jo potarła czoło, czując, że zaczyna boleć ją głowa.
- Cześć! – odwróciła się zaskoczona i zobaczyła Albusa.
- Al! – szepnęła z ulgą – Tu dzieje się coś złego! – pisnęła robiąc wielkie oczy. Albus, co ją zdumiało jeszcze bardziej, nie wyglądał na zdziwionego.
- Przejdziemy się? – zapytał patrząc na jej pusty talerz. Kiwnęła głową.
Kiedy mijali Jamesa, uśmiechnęła się do niego, ale ten zrobił tylko dziwny grymas, patrząc podejrzliwie na Albusa. Jo nie miała ochoty tego analizować.
- Coś się tu dzieje, Al – oświadczyła Jo, kiedy ruszyli marmurowymi schodami w górę – wszyscy mówią o tiulach i tańcach. Myślisz, że ktoś rzucił na nich zły urok?
Albus miał ochotę roześmiać się w głos i wytłumaczyć jej, że to normalne i że wszyscy lubią bale, ale przypomniał sobie co powiedział mu Scorpius.
- Masz rację – przytaknął jej – oszaleli na punkcie tego całego balu – i zrobił skrzywioną minę.
- To wina tej wariatki, Johnson! – zawołała ze złością Jo, machając pięścią – A wczoraj powiedziała na Zaklęciach, że od siódmej będą zamknięte wszystkie Pokoje Wspólne! Jeśli myśli, że się zjawię… - wycedziła – Niedoczekanie.
Albus wziął głęboki oddech.
- Wiesz co? Mam pomysł – powiedział siląc się na zdawkowy ton – Chodźmy tam razem. Pośmiejemy się, ponarzekamy i unikniemy szlabanu.
Jo spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami i zrobiła zamyślony wyraz twarzy.
- Właściwie… czemu nie? Moglibyśmy usiąść ze Scorem i się upić. Tylko, że ja nie mam sukienki! – jęknęła przerażona samą myślą, że mogłaby ją mieć.
- Załatwię to – oświadczył zawadiacko Albus a Jo uniosła wysoko brwi. Ale byli już pod Wieżą Gryffindoru, więc Al, który musiał się powstrzymywać, żeby nie skakać ze szczęścia, w przypływie odwagi cmoknął ją tylko w policzek, odwrócił się i tyle go widziała.

Kiedy schodził po schodach nie krył już swojego szczęścia i ostatnich sześć przeskoczył po czym wylądował w zwycięskiej pozie na marmurowej posadzce. 

                                                       *

                James był wdzięczny Cameronowi za to, że urządzał po południu trening. Przynajmniej przestanie wysłuchiwać tych wszystkich kretynek, które „mimochodem” wspominały od tygodnia, że chętnie wybrałyby się z nim na bal. W drodze na boisko quidditcha myślał tylko o tym, że nie zaprosił Jo. Uznał, że to może znowu popsuć ich relacje, jak wtedy, gdy dostała świra, bo chciał się z nią umówić…
                Co ta dziewczyna z nim wyprawiała? Normalnie zapomniałby o każdej, która dałaby mu kosza (zaśmiał się drwiąco – nie sądził by była jeszcze jedna taka na tym świecie), potem odstawiała jakiś cyrk, jakby coś jej zrobił, a on jeszcze dał się za nią pobić! Nie mówiąc o tym, że zgodził się by byli tylko przyjaciółmi… Pocieszał się tylko myślą, że skoro z nim nie chciała się umówić, to na pewno nie pójdzie na bal z Albusem. 

                                                          *

            Jak bardzo się mylił. 
           O szóstej do pokoju Jo zapukała rudowłosa osóbka. Roxy Weasley, która była od niej o rok młodsza dźwigała naręcze mieniących się materiałów.
- Cześć! – powiedziała śmiało wchodząc do jej pokoju – Al powiedział, że potrzebujesz sukienki.
- Eee…
- Mam tutaj sześć w twoim rozmiarze – oświadczyła Roxy rozkładając je na łóżkach Robyn i AnnaLynne, które w tym momencie malowały się w łazience – Te dwie pasują do twojej karnacji – wskazała na bladożółte – te podkreślą twoją figurę – pomachała zieloną i czarną – a te to najnowsze krzyki mody! – i rzuciła w Jo fiołkową i turkusową.
- Eee…!
- A co najlepsze, każda ma koronkowe zdobienia, więc można uznać, że są jak stroje z epoki!
Roxy wyszczerzyła zęby, najwyraźniej z siebie zadowolona i spojrzała na Jo z wyczekiwaniem.
- Eee…

                                                          *

                Scorpius tak był pochłonięty nową wojną z Rose i udzielaniem rad Potterowi, że sam zapomniał o tym, że ma kogoś zabrać na bal. Dlatego podczas obiadu zatrzymał się na początku stołu Slytherinu i zmierzył go spojrzeniem. Na samym końcu siedziała Emma, jego ścigająca.
- Cześć, blondi – powiedział nonszalancko zatrzymując się przed nią – Jakieś plany na wieczór?
- Scor, przecież mamy bal! – powiedziała z udawanym wyrzutem.
- Czyli jesteśmy umówieni? – zapytał mrugając do niej. Emma wytrzeszczyła oczy.
- Zapraszasz mnie? Ale… ale ja już komuś obiecałam!
- No to go poinformuj o zmianie planów – Scor znowu do niej mrugnął. Emma nie spuszczając z niego wzroku powoli kiwnęła głową.
- Tak… Jesteśmy umówieni!

                Kilka godzin później Scorpius bardzo pożałował swojej decyzji. Emma była bardzo gadatliwa, bardzo w niego zapatrzona i bardzo blond. Po dziesięciu minutach przestał jej słuchać, a po piętnastu zaczął się zastanawiać jak się jej pozbyć.
- Przyniosę coś do picia – oświadczył, kiedy tylko przekroczyli próg Wielkiej Sali. Albo czegoś, co było nią jeszcze do niedawna…
                Pod Zaczarowanym Sklepieniem wisiały setki nietoperzy i wydrążonych dyń. Zniknęły stoły domów, a pojawiły się małe stoliczki z jedzeniem i napojami. Na podwyższeniu stał zespół, który póki co grał spokojną, według Scorpiusa pozbawioną życia muzykę. Nawet on przyzwyczajony do bali, uważał, że było nudno. Podszedł do stolika z napojami i ociągając się zaczął nalewać Emmie soku a sobie rumu z piersiówki, którą miał w kieszeni. Potem rozejrzał się po sali.
                Tłum kolorowych, koronkowych ludzi tańczył w takt muzyki. Nawet profesor McGonagall walcowała sztywno z profesorem Gilbertem. Scorpius miał ochotę parsknąć na ten widok śmiechem, ale wtedy zobaczył trzy osoby, które odwróciły jego uwagę. Pierwszymi byli Jo i Albus, którzy stali w kącie i zaśmiewali się z czegoś do łez. Ona miała na sobie ładną, jasną sukienkę a on wyglądał, jakby ktoś wydłubał mu oczy i wsadził w ich miejsce dwie latarki, tak świeciło się jego spojrzenie. Scor pogratulował sobie umiejętności i odwrócił się od nich, trafiając wzorkiem na coś tak pięknego, że stracił oddech.
                Rose Weasley w sukni gorętszej niż kolor jej włosów, weszła właśnie do Wielkiej Sali rzucając wszystkim dumne spojrzenia. Scorpius poczuł jakby tracił grunt pod nogami. Ale wtedy zobaczył, że towarzyszy jej jakiś chudy szczyl (dobra, może nie był taki najchudszy) i wydawało mu się, że zaraz zaleje go krew.
- Scor! – prawie nie dosłyszał, że ktoś go woła – Ile można nalewać soku dyniowego? – pytała z lekką naganą Emma, ciągnąc go za rękaw. Scor podał jej szklankę, nawet nie patrząc w jej stronę i nie mogąc oderwać wzroku od Rose. 

                                                         *

                Jo ze zdumieniem stwierdziła, że ten cały bal nie jest taki zły. Razem z Alem obgadali już wszystkich, którzy za bardzo się wczuli, w tym Genevive Almond, która miała na głowie diadem, prefekta Hufflepuffu, który miał różową szatę i Olivię Aston w sukni z piór feniksa. Potem Albus niespodziewanie złapał ją w tali i wciąż opowiadając jakąś zabawną historię, zaczął się z nią powoli kołysać. Czuła się nie najgorzej, choć  zawsze myślała, że nie potrafi tańczyć.
- Zaraz cię podepczę – oświadczyła ze śmiechem. Albus tylko przewrócił oczami.
Śmiała się cały wieczór. Tak dobrze nie bawiła się jeszcze na żadnej imprezie i podobało jej się to. Ale w pewnym momencie muzyka zwolniła, Al przyciągnął ją bliżej i poczuła konsternację. Ładnie pachniał. I dobrze tańczył. A sposób w jaki na nią patrzył… Gdyby miał taki wyraz twarzy, kiedy ją zapraszał pewnie by się przestraszyła i odmówiła…
- Zaraz wracam!
Nim zdążył zareagować uciekła z sali.
- Bracia Potterowie to chyba się uparli, żeby mnie zawstydzać… - mamrotała sama do siebie, idąc przez pusty korytarz. Przynajmniej myślała, że jest pusty.
- Uciekłaś mojemu bratu – usłyszała zimny głos. Odwróciła się powoli. James opierał się o drzwi najbliższej klasy. Patrzył na nią z takim chłodem, jak wtedy, gdy się pokłócili.
- Czemu wyszedłeś? – zapytała z lękiem. Miała dziwne przeczucie, że to nie wróży nic dobrego. James nie odpowiedział jej tylko zapytał:
- Dobrze się bawisz  z Albusem? – zapytał gorzko.
- Jak z kolegą. – Nie wiedziała czemu to powiedziała. Po prostu poczuła nagłą potrzebę wytłumaczenia się z tego, że przyszła tu z Alem.
- To dlatego mi odmówiłaś? – zapytał James – Dlatego nie chciałaś się ze mną umówić, bo wolisz jego?
Jo poczuła jak do żołądka spływa jej sopel lodu.
- Nic nas nie łączy – powtórzyła sucho. James odbił się od ściany i zrobił kilka kroków w jej stronę. Jego wzrok błądził po sukni, która leżała na niej idealnie.
Czuł w gardle suchość i nie mógł się zatrzymać. Jo instynktownie zaczęła się cofać.
- Więc czemu mi odmówiłaś, Carter? – pytał idąc ciągle w jej kierunku, aż oboje zatrzymali się przy ścianie. James oparł ręce po obu stronach jej głowy.
Jo wydawało się, że korytarz jest obłożony lodem, pewnie dlatego dostała dreszczy. Twarz Jamesa była tak blisko, że gdyby się poruszyła dotknęłaby nosem jego ust.
- Czemu, Carter?
- Nie odmówiłam.
Oczy Jamesa zaszły mgiełką. Błyszczały, jakby powiedziała mu, że zostanie Ministrem Magii. Zdjął jedną rękę ze ściany i pewnie położył na biodrze Jo.
- Coś ty powiedziała?
- Nie odmówiłam – powtórzyła Jo, przerażona tembrem swojego głosu. Czuła się przy nim jak dzieciak, nie jak pewna siebie, odważna dziewczyna, którą była przez całe życie – Dwa dni później szukałam cię, żeby ci powiedzieć, że chcę się z tobą umówić – powiedziała nie wiedząc, gdzie oczy podziać. Ale James nie pozwolił jej spuścić wzroku.
Wstrząśnięty tym co usłyszał, nawet się nie uśmiechnął, choć większego szczęścia nie mógł teraz poczuć. Jego wzrok ześliznął się na jej wąskie usta. Zbliżył się jeszcze bardziej.  
- Carter…
Prawie ich dotknął.
- Nie.
Jo w sekundzie odepchnęła go od siebie.
- Nie zapytasz czemu ci tego nie powiedziałam? Nie miałam okazji – powiedziała gorzko – byłeś właśnie w trakcie umawiania się z Olivią! – James złapał się za głowę. Idiota!
- Ona nie była początkowo przekonana – ciągnęła oskarżycielsko Jo – dwa dni wcześniej byłeś na randce z jakąś Sally i Olivia nie była pewna czy może ci zaufać – dodała sarkastycznie. Jamesa zamurowało. Był w szoku. Ona to widziała, słyszała… A chciała się z nim umówić!
- Wracam do Albusa.

Nie zawołał za nią. 

                                                          *

                Scorpius z ulgą stwierdził, że rozchichotane dziewczę przynajmniej potrafi tańczyć. Nie mógł więc powiedzieć, że bawi się źle. Po północy, byli tak zmęczeni, że Emma poszła na moment odpocząć (choć Scor podejrzewał, że chce pochwalić się koleżankom), a on znowu podszedł do stolika z napojami.
- Ładna sukienka, Malfoy – prawie oblał się sokiem, gdy ją usłyszał. Za jego plecami stała Rose.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie – skłamał, ale wydało go spojrzenie, którym błądził po jej talii i biuście. Rose prychnęła i miała już odejść, ale złapał ją za rękę.
- Nie napuściłem na ciebie tej zjawy w lochach, mówię ci po raz ostatni – powiedział bezsilnie. Rose zmierzyła go długim spojrzeniem.
- Uwierzyłabym… ale jesteś jedyną osobą w szkole, która tak mnie nienawidzi.
I odeszła.

                Scorpius patrzył na jej oddalające się, piegowate plecy, odsłonięte do połowy. Nienawidzi. Czy on jej nienawidził? Czy to jest nienawiść, kiedy od pięciu lat żyjesz z kimś w stanie otwartej wojny? Pewnie tak… Ale czy to wciąż nienawiść, gdy ta wojna jest sensem twojego życia? 












17 komentarzy:

  1. Anonimowy14 maja, 2014

    Super rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Oszalałam :D Oficjalnie kocham Scorpiusa. W ogóle wszystkich bohaterów :D Fajnie, że masz tą nową zakładkę z zapowiedziami rozdziałów, ale skoro już ją zrobiłaś, to błagam, proszę powiedz kto się będzie całował!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie powiem :p Ale na pewno ktoś z piątki :P

      Usuń
    2. Dobrze, to ja zgadnę :P Zaprewne nie Rose i Scorpius, bo oni się pożarli XD Jo i James!

      Usuń
  3. Anonimowy14 maja, 2014

    Czemu już nie ma takich facetów jak ci trzej <3 ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jo i James <3 Tak bardzo ich uwielbiam!
    Nawet nie wiesz jaką radość sprawił mi twój blog! Już od dawna nie znalazłam nic nowego i jednocześnie tak fantastycznego o nowym pokoleniu! Kocham Cię! Czekam na nowy rozdział jak najszybciej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie dawno nie było tak miło! :) Dziękuję za te słowa. Nowy rozdział powinien pojawić się do końca tygodnia :)

      Usuń
    2. A! I mam nadzieję, że pocałunek będzie między Jo a Jamesem, EWENTUALNIE Rose i Scorem.
      Ale jeśli wymyślisz coś z Alem i Jo to...nie chcesz się przekonać do czego zdolni są wkurzeni fani :p
      JOMES FOREVER! <3
      (tak, właśnie to wymyśliłam :D )

      [slizgonska-krew]

      Usuń
  5. Boże, ja tak KOCHAM Rose i Scora. Niech oni się kłucą, całują, niech są o siebie zazdrośni, cokolwiek! Byle razem <3 Jo i James = perfect couple
    Szkoda mi troche Ala, ale najwyzej bedzie z Dakotą :)

    OdpowiedzUsuń
  6. normalnie nie mogę uwierzyć w to jak cudownie piszesz tę historię, Twoi bohaterowie są cudowni, tacy głębocy :)
    Najlepsze jest to, że o nikim z głównych bohaterów nie zapominasz tylko rozwijasz ich w równym tempie bo uwielbiam ich wszystkich :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rose i Scorpius , James i Jo , nie no świetne , jeżeli napiszesz kiedy książkę na pewno ją przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czemu mój komentarz się nie dodał :( więc napiszę jeszcze raz.
    Rozdział świetny. Gratuluję Rose odwagi, że podjęła wyzwanie i została w lochach jednocześnie jej współczuje spotkania z potworem, tylko dlaczego ona mu nie wierzy przecież Scor nie jest aż takim idiotą, żeby ją tak nastraszyć, mam nadzieje, że mu w końcu uwierzy. O nie czyżby relacje między Jo i Jamesem znowu się pogorszyły?
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  9. ,,Czemu Rose wita mnie co dnia słowami: „Dzisiaj dokonam dzieła zniszczenia Scorpiusa Malfoya!”???!!!'' Padłam. Naprawdę już nie mogę. Mam nadzieję, że relacje Jo z Jamesem nie uległy pogorszeniu. Pasują do siebie. Uwielbiam Rose i Scora. Coś czuję, że za niedługo ich stosunek do siebie może się zmienić :>

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezuu jak mi szkoda Scora :C
    Co nie zmienia tego, że rozdział świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Rose i Scorpius w końcu się przytulili! :] I to nic, że potem się prawie pozabijali :]
    Świecące oczy Albusa normalnie pojawiły się w mojej głowie :] albo taniec McGonagall z Gilbertem :D
    Pozdrawiam,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje ulub. słowa: Dzisiaj do dokonam dzieła zniszczenia Scorupiusa Malfoya ! :D
    Takt wg to czy Rose jest najładniejszą dziwczyną w Hogwarcie? Bo wcześniej Black mówił że wszyscy sie za nią oglądają ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Jejku każdy kolejny rozdział jest bardziej zajebistty ������
    Wgl ten stwór którego zobaczyła Red... Masakra ja pewnie zeszlabym na zawał...
    Ale jak Scor w ostatnim zdaniu podsumował ich relacje awwww to jest takie kochane ❤️❤️❤️❤️
    Trochę mi przykro, że Jo poszła na bal z Alem bo oni mi jakoś do siebie nie pasują �� Może James miał dużo dziewczyn i zmieniał je dosyć często ale chyba już pokazał że zależy mu na Carter, bo mało który chłopak dałby się sprać za dziewczynę do tego stopnia...
    Uwielbiam to opowiadanie i Twój styl pisania Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń