Ginger Golden Girls

14 kwietnia 2014

Rozdział V

Mam psa z Malfoy'em            

                 

         



                  Jo rzadko obserwowała ludzi, czasem nawet nie zwracała na nich uwagi. Dlatego, kiedy przy śniadaniu następnego dnia połowa Gryffindoru wlepiła w nią spojrzenia, nawet tego nie zauważyła. Dopiero, gdy Jesse obrócił się gwałtownie w jej stronę podniosła głowę, a potem poszła za jego wzrokiem i zobaczyła Jamesa Pottera po swojej prawej stronie.  
- Cześć! - powiedział wesoło i nalał sobie herbaty, nie spuszczając z niej wzroku.
- Cześć – odparła ostrożnie i w końcu zauważyła dziesiątki zaciekawionych spojrzeń.
- Co masz dzisiaj? - zapytał James, a Jo była pewna, że przez sekundę przyglądał się jej klatce piersiowej.
- Transmutację – powiedziała, wciąż zastanawiając się nad tą sytuacją.  
- I tyle? - zdziwił się ze śmiechem James. Jo wzruszyła ramionami.
- Tyle pamiętam. - James zaśmiał się głośno a potem zaczął sobie nakładać tosty. Jo spojrzała na Jessiego, który przyglądał im się z uniesionymi brwiami. Chrząknęła.
- Jesse, poznaj Jamesa Pottera – powiedziała machając chaotycznie ręką – James, to jest Jesse Atwood, mój najlepszy przyjaciel – Jo nie miała pojęcia, czemu panowie przed uściśnięciem sobie rąk zmierzyli się wzrokiem. Ale nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo jakieś chude trzecioklasistki pokazywały ją sobie palcami. Zrobiła bezgłośne “buuu” i przerażone odwróciły się szybko.
- Czemu interesuje cię mój plan lekcji? - zapytała ostrożnie znad swojej porcji tostów. James uśmiechnął się szelmowsko.
- Zastanawiam się z czego możesz się urwać, żeby obgadać nasz wieczorny wypad – oznajmił.
- Wypad? - podchwycił Jesse.                                                              
- Idziemy do Zakazanego Lasu, bo Norwegia grozi Anglii – oświadczyła Jo. Jesse patrzył na nią w osłupieniu, a James zakrztusił się herbatą.
- No co? - zdumiała się Jo – Norwegia nam grozi – zaczęła od nowa konspiracyjnym tonem – a Harry Potter i Hermiona Granger, to znaczy Weasley, przyjechali do Hogwartu. To jest podejrzane i należy to sprawdzić.  
- W Zakazanym Lesie? - upewnił się Jesse. James kiwnął głową.
- Mój ojciec i ciotka poszli tam po naradzie u McGonagall – wyjaśnił przyglądając mu się uważnie – ufamy mu, tak? - zapytał nagle Jo. Ta zmrużyła oczy.
- Bardziej niż tobie – wymamrotała. James przewrócił oczami.
- Byłem w tej samej szafie co ty! - przypomniał. Jo wzruszyła ramionami.
- Wybierzesz się z nami? - zapytała Jessiego. Ten pokręcił głową.
- Mam lepsze plany – oznajmił i posłał długie spojrzenie na stół Hufflepuffu. Jo westchnęła z rezygnacją, a James z jakiegoś powodu odetchnął.
- Spotkajmy się w Sali Wejściowej o dwudziestej – powiedziała do Jamesa i zaczęła się przyglądać jak pochłania tosty. Odwrócił się w jej stronę i wyszczerzył zęby. Jo poklepała się po nosie.

                                                                   *

                     Albus nieświadomie zaciskał pięści obserwując stół Gryffindoru, przy którym jego brat playboy czarował Jo. Och, tego był pewien. James nie odpuścił nigdy żadnej ładnej dziewczynie. Ale tym razem Al nie zamierzał tylko się temu przyglądać.  
- ...może da mi usprawiedliwienie, bo więcej nie pójdę na tę durną lekcje – paplała Rose – słuchasz mnie?
- Tak – odparł bez zastanowienia Al. W stosunkach z Red należało często przytakiwać.
- Rose, nie możesz opuszczać Transmutacji! - odezwała się Scarlett robiąc wielkie oczy. Red zrobiła minę pod tytułem: “No to patrz”. Scarlett się zaperzyła.
- Twojej matce będzie przykro, że nie chcesz chodzić na jej zajęcia! - zawołała wymachując widelcem, na którym miała nabity naleśnik.
- Ale mnie jest przykro, kiedy ją widzę – odparła rezolutnie Red – Nie żebym coś do niej miała. Ale jest tak idealna, że flaki skręca...
- Rose! - oburzyła się Scarlett – Poza tym Transmutacja jest obowiązkowa – dodała tonem kończącym dyskusję. – Nie możesz sobie po prostu zrezygnować.
- Dobra, skończ – jęknęła Rose – Al, na co ty się tak gapisz?
Albus drgnął i spojrzał na nią nieprzytomnie. Był właśnie w trakcie wymyślania kolejnych przydomków swojemu bratu-pajacowi.  
- Na nic – powiedział natychmiast – Co mamy pierwsze?
I udawał, że słucha jak Scarlett z przejęciem opowiada o nowym podręczniku do Zaklęć.

                                                                     *

                       Scorpius Malfoy miał reputację osoby, której należy się bać. Choć jego ojciec był uważany za bohatera, który sprzeciwił się Voldemortowi, a babka uratowała życie Harry'emu Potteorwi, Scorpius wolał rozsiewać wokół siebie aurę strachu i nieprzystępności. Niewiele było osób, które ważyły się do niego zagadywać.  
- Co tam, palancie? - zapytała Rose na wspólnej Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami. Scorpius mógłby przysiąc, że olbrzym Hagrid zachichotał.
- Coraz gorzej – warknął Scor – widzę cię już trzy minuty.
Rose zacmokała wesoło i z całej siły nadepnęła mu na stopę. Ani drgnął.
- No, no dzieciaki! - zawołał Hagrid – Bez takich mi tu. A teraz podzielcie się w pary, kto koło kogo stoi i podejdźcie do klatek.
Scorpius, któremu widok cały czas zasłaniały rude kłaki, dopiero teraz dostrzegł kilka klatek za Hagridem. Zrobiło się zamieszanie, bo każdy szukał pary. Blake nie zwracając uwagi na Scorpiusa, podrywał w najlepsze Genevive, piękną Ślizgonkę. Rose ruszyła w stronę Pottera, ale ten już podchodził do klatek ze Scarlett. Scor parsknął śmiechem.
- Z czego rżysz, baranie? - syknęła Red – też nie masz pary. - Scorpiusowi przestało być do śmiechu. Trzymając się jak najdalej od siebie podeszli do klatek. Hagrid sprawdzał czy ustawili się parami.
- Rose, musisz sobie kogoś znaleźć.
- Z tymi włosami? - zadrwił Scorpius a Ślizgonki tradycyjnie parsknęły śmiechem. Ślizgoni tego nie robili, bo bali się Rose, poza tym wielu z nich się podobała.
- Malfoy, to samo dotyczy ciebie – zauważył Hagrid, który cały czas błądził wzrokiem po klasie – Cholibka, wygląda na to, że będzie razem – mruknął jakby trochę przerażony – A niech mnie, twój ojciec by mnie za to ugotował w oleju – powiedział cicho do Rose – ale trudno. No dalej, Scorpius, podjedź do Rosie!
Scorpius nie miał najmniejszej ochoty podchodzić znowu do tego pyskatego rudzielca, ale uznał, że wytrzyma do końca lekcji.
- Wspaniale! - Hagrid klasnął w dłonie i podszedł do klatek, które były nakryte materiałem. Kiedy nikt nic nie mówił można było usłyszeć ciche odgłosy.
- A tera niespodzianka!  
I odkrył klatki. Na trzy cztery wszystkie dziewczyny wydały z siebie pisk zachwytu, a chłopcy walczyli ze sobą, żeby nie zrobić tego samego. Oczywiście Rose udało się zmienić pisk w chrząknięcie, a Scorpius przewrócił oczami, żeby się upewnić, że nie ma maślanego wzroku. W klatach Hagrida były szczenięta. Małe pieski, kotki, liski, króliczki, szpiczaki, psidawki, wilczki i pisklęta.  
- Jaaaaaakieeeee pięeeeeeeekneeeee – wyła Tracy Cooper. Rose próbowała ją kopnąć, ale trafiła w Malfoy’a, który pociągnął ją za włosy.
- Oto i wasze zadanie na SUMa! - zawołał wesoło Hagrid, a wszyscy wlepili w niego zdziwione spojrzenia – Te sirotki są chore – dodał i wszyscy zrobili parę kroków do przodu. Dopiero teraz zobaczyli, że zwierzęta mają rany. Na uszkach, łapkach albo na brzuchu. Niektóre miały zapuchnięte oczka, inne lizały swoje zadrapania.
- Co im się stało? - zapytała szybko Scarlett.
- W wakacje przez Hogsmeade przewinęła się grupka stukniętych wampirów – odparł ponuro Hagrid – nie poradzili sobie z czarodziejami, a musieli coś jeść. Takie maluchy mają za mało krwi. Te niedobitki przeżyły, to żem je zgarnął, załatwił maści i takie tam... Ale nie upilnuję takiej zgrai a trzeba z nimi siedzieć. Każde z was se weźmie po jednym i będzie je leczyć i karmić. Jak wyleczy i wykarmi zda SUMa.
Nastroje na polanie były podzielone. Jedni jak Tracy Cooper i kilka innych dziewczyn pobiegły pędem do klatek i zaczęły wsadzać do nich ręce, póki jakiś wilczek prawie nie odgryzł im palców. Inni jak Albus stwierdzili, że to dośc prosty sposób na zaliczenie SUMa. A jeszcze inni zdali sobie z czegoś sprawę.
- NIGDY!
- Nie ma mowy!
Rose i Scorpius stali na przeciw siebie z założonymi rękami. Red wyglądała jakby zapaliła jej się głowa, kiedy tak nią machała, a Scorpius sztyletował ją wzrokiem.
- HAGRIDZIE! - wrzasnęła Red, tak że olbrzym prawie podskoczył.
- Ta? Ahaaa – kiedy Hagrid zdał sobie sprawę z tego, że właśnie przydzielił ich oboje do opieki nad zwierzątkiem na cały rok zaczął się wycofywać.
- Chcę osobne zwierzątko! - oświadczyła Rose tupiąc nogą.
- Chyba klatkę – wycedził Scorpius obrażonym tonem. Hagrid westchnął.
- Wyliczyłem to, Rosie – powiedział nie patrząc na nią. Sam nie wiedział czemu, ale bał się córki Rona i Hermiony – musisz mieć parę. A w Ravenclawie i Slytherinie jest nieparzysta liczba osób, więc i tak jakaś para musi być mieszana.
- Tylko czemu nasza? - warknął Scorpius. Nie zwracali uwagi na to, że większość klasy miała już na rękach małe stworzonka.  
- HEJ! - Hagrid zagwizdał a Krukoni i Ślizgoni odwócili się na moment – CZY KTOŚ ZAMIENI SIĘ Z ROSE ALBO SCORPIUSEM?
Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się z powrotem. No tak, Ślizgoni bali się Rose, a Krukoni Scorpiusa. Hagrid posłał im jeszcze współczujące spojrzenie i odszedł do reszty klasy.  
- Ja wybieram zwierzątko – oświadczyła Rose. Scor pokazał jej środkowy palec.
Stanęli przy klatkach, razem z resztą klasy i z rezerwą zaczęli oglądać zwierzątka. Maleńka kotka ze skalczoną łapką patrzyła na Scorpiusa, cicho pomrukując. Rose parsknęła śmiechem.  
- Podobasz jej się. - Scor posłał jej mordercze spojrzenie.  
Red przechadzała się między klatkami, szczerze wątpiąc, czy jest w stanie zaopiekować się którymś z tych zwierzaków. Czasami sama zapominała się najeść, a co dopiero gdyby miała dbać o inne stworzenie. W dodatku do spółki z Malfoy’em.  
W ostatniej klatce siedziały trzy małe pieski. Dwa z nich spały, a trzeci – bury, chudy i brzydki, na widok Rose zamachał dziko ogonem i zaczął radośnie szczekać. Red zaśmiała się mimowolnie.
- Chcesz tego psa? - Scor stanął koło niej i udawał, że nie interesuje go,  że psina biega wesoło po klatce, przy okazji budząc swoich towarzyszy.  
- Na pewno śmierdzi – stwierdziła Red – wygląda jakby śmierdział.
- Ty wyglądasz jakbyś gryzła – burknął Scor i podszedł do klatki.
- Ja gryzę – oświadczyła głośno Rose, ale Scorpius nie zwracał na nią uwagi. Otworzył klatkę i wyciągnął ręce a psiak ufnie podszedł i polizał go po kciuku. Scor wziął go na ręce, a Rose pomachała głową, nie wierząc w to co widzi.  
- Nazwiemy go Frank.
Rose opadła szczęka.
- Frank?
Scorpius głaskał szczeniaka, który z zadowoleniem lizał jego szyję.
- Frank pasuje.
Rose wiedziała, że tego dnia nie zaśnie.  

                                                                      *

                          Ostatnią lekcją Gryfonów z piątej klasy było tego dnia Zielarstwo. Przed cieplarnią stała już długa kolejka Ślizgonów, kiedy pojawili się Jo i Jesse. Jo natychmiast zmrużyła oczy i uśmiechnęła się zadziornie – Genevive Almond Ślizgonka, z którą od pierwszej klasy prowadziła głośne kłótnie na korytarzach wpatrywała się w nią z maniakalnym uporem. Jo właściwie nie wiedziała czemu tak ją denerwuje, ale już się przyzwyczaiła do tego, że zawsze ją prowokowała. Tym razem nie było inaczej.
- Hej, Carter! - wrzasnęła na jej widok Genevive – Ojciec sprzedał szopę, żeby ci kupić podręczniki do piątej klasy?!
Zrobiło się standardowe zamieszanie. Koleżanki Genevive parsknęły śmiechem, Ślizgoni zamilki w oczekiwaniu czy ktoś z Gryffindoru nie dołączy do kłótni (rzadko dokuczali samej Jo, która podobała się połowie z nich), a Gryfoni zaczęli się burzyć i posyłać Almond oburzone spojrzenia. Jesse zrobił rozbawioną minę – wiedział, że jego przyjaciółka lubi sprowadzać Genevive Almond do pionu.
- A twój sprzedał pałac, żeby cię przepuścili do kolejnej klasy? - zapytała spokojnie Jo, podchodząc do niej na kilka kroków. Genevive uśmiechnęła się obrzydliwie i odrzuciła do tyłu swoje lśniące, czarne włosy.  
- Więc wiesz, gdzie mieszkam? - zapytała słodko – Wy podobno śpicie w piwnicy, przy tej waszej szopie na Pokątnej? - Ślizgonki zawyły z uciechy.  
W Jo coś się zagotowało, ale nie dała tego po sobie poznać. Ta żmija nie będzie obrażać jej rodziny. Zrobiła jeszcze dwa kroki, tak, że znalazła się tuż koło Genevive, która była sporo niższa, i powiedziała:
- Jak już uda ci się zapalić światło różdżką, daj znać. Poproszę Johnson, żeby pozwoliła ci czarować na Zaklęciach.  
Gryfoni parsknęli głośnym śmiechem, a Scorpius Malfoy klepnął Jo w plecy, na co Genevive tupnęła groźnie nogą i ruszyła w jej stronę. Wtedy jednak pojawił się profesor Logbottom i wszyscy umilkli a potem wsypali się do cieplarni.
- Jeden – zero – powiedział znudzonym tonem Jesse, kiedy zajmowali miejsce przy olbrzymich daktylowcach. Jo tylko się skrzywiła.
- Ledwo zdaje z klasy do klasy, a śmieje się z moich rodziców, którzy prowadzą swój biznes – burknęła – może i nie ma z tego pieniędzy, ale wymaga posiadania rozumu. Jej też by w końcu mógł wyrosnąć.
Jesse parsknął śmiechem a potem z miną skazańca spojrzał na daktylowce.

                                                               *

                                 Po kolacji uczniowie rozeszli się do swoich domów, a w Sali Wejściowej zrobiło się cicho i spokojnie. A raczej byłoby tak, gdyby nie dwoje Krukonów, dwójka Gryfonów i jeden Ślizgon.  
- A ten tu czego?
- Ja tam nie wiem, co ty tu robisz, Potter.
- Malfoy! Nakarmiłeś psa?
- Jakiego psa?
- Macie psa?
- CZY WY WIECIE CO TO ZNACZY SKRADAĆ SIĘ?! - Jo zatrzymała się gwałtownie, założyła ręce na piersi i wpatrywała się w nich z mordem w oczach – Jak nas znowu złapie Crosby, to was uduszę we śnie!
- Ona często nam grozi – zauważyła Rose i wyprzedziła Jo.
Rozglądając się uważnie wyszli z zamku i skuleni szybko przecinali błonia. Było już prawie ciemno, z okien chatki Hagrida połyskiwało światło, a Zakazany Las wyglądał ponuro i groźnie.  
- Okej, czego właściwie szukamy? - zapytał Albus, kiedy zatrzymali się przed wysokimi, posępnymi drzewami, ciężko zdyszani, bo prawie biegli. Jo poklepała się po nosie, a James zaśmiał się do siebie, bo zauważył, że często to robi. A wyglądała przy tym dość uroczo.
- Trzeba znaleźć centaury – powiedział pouczającym tonem Scorpius.  
- I przeszukać las – oświadczyła Jo. Reszta spojrzała na nią zdumiona – nie wiemy co tu robili – obruszyła się – pan Potter i pani Weasley tylko ROZMAWIALI z centaurami. Ale nie dla nich tu przyszli.
- Racja – przyznał Al – Więc chyba znowu musimy się rozdzielić – dodał, modląc się w duchu, żeby się nie zaczerwienić. Miał wielką nadzieję, że znowu uda się zostać samemu z Jo. Ale miał pecha, bo Rose powiedziała:
- Idę z tobą! - i zajęła miejsce koło Jo – Ten mnie rozprasza durnymi pomysłami – wskazała na Jamesa – ten jest upierdliwy – machnęła na Ala – a ten chory umysłowo – dodała, gdzieś w kierunku Scorpiusa.  
- Możesz nawet iść sama – powiedział obojętnie Scor – może coś cię zeżre.  
- Ja idę sam – oznajmił James, obrzucając Jo niepocieszonym spojrzeniem, ale przynajmniej Rose się nie rozkręciła. Albus zacisnął wargi. Cóż, jeśli jego brat woli iść samemu, niż z nim...
- Świetnie, Malfoy idziemy.
- Dobrze, kochanie – zakpił Scorpius i zapalił różdżkę. Reszta zrobiła to samo.
- Spotkamy się tutaj – Jo wypaliła X w trawie – jakby coś się działo, strzelamy czerwonymi iskrami.
Skinęli jej i jedno po drugim zagłębili się w ciemny las.  

                                                                    *

                             Rose i Jo szły już jakąś godzinę, uważnie rozglądając się do koła. Red co chwila wpadała w jakieś krzaki, a Jo miała we włosach tyle gałęzi, że mogłaby zbudować tratwę, ale nie przejmowały się tym, pochłonięte wypatrywaniem każdej anomalii. W końcu jednak Rose zaczęła się nudzić.
- Mam psa – oświadczyła z żalem. Jo skierowała na nią różdżkę, zaskoczona tym tonem.  
- Eee... to źle? - spróbowała. Red pomachała głową, żeby zabrała jej światło sprzed nosa.
- Mam psa z Malfoy’em – dodała cierpiętniczo.
- Wytłumaczysz czy zadać średnio mądre, ale zabawne pytanie? - zapytała Jo. Rose przewróciła oczami.
- Hagrid kazał nam zaopiekować się poranionymi zwierzakami – wytłumaczyła – wy też dostaniecie.
- Aha. A czemu ty i Scorpius macie to samo zwierzę?  
Rose wymamrotała coś pod nosem, a kiedy Jo znowu skierowała na nią snop światła pomachała ręką, jakby się od niego odganiała i powiedziała wyraźniej:
- Stał koło mnie. Palant.
Jo zachichotała.
- Faktycznie, kretyn. Jak się nazywa pies?
Red znowu zaplątała się w krzaki i Jo pomogła jej się wydostać, choć miała wielką ochotę jej przyłożyć za to, że w ciągu godziny wpadła w zarośla osiem razy.  
- Frank Vasco Grigorij Jerry I.
Jo prawie wlazła w drzewo.
- Czemu nazwałaś psa tyloma imionami?! - zawołała zdumiona. Red szła do przodu, nie zwracając uwagi na to, że jej towarzyszka jest daleko za nią.
- Bo Malfoy wymyślił pierwsze – odparła hardo – więc ja trzy następne.
- A czemu te imiona są tak durne? - zapytała Jo podbiegając do niej. Rose rzuciła jej zimne spojrzenie.
- To piękne, wielokulturowe imiona. Lubię książki o podróżach.
- A nie lubisz swojego psa? - dopytywała się Jo. Red stwierdziła, że nie zniży się do odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego przystanęła i pochyliła się nad fioletowymi kwiatami, które lekko podrygiwały, choć nie było tu wiatru.
- Dziwne kwiatki – burknęła – myślisz, że coś tu znajdziemy? - zapytała zrezygnowana. – Nie mam pojęcia czego szukać.  
Jo też się zasępiła i oparła o drzewo.
- Trzeba znaleźć cenatury.
- Wracajmy, sprawdzimy jeszcze tamte ścieżki...

                                                                    *

                          Albus i Scorpius szli w milczeniu. Al dziwił się, że w ogóle Malfoy go nie zgubił, bo za każdym razem kiedy się nad czymś pochylał, Ślizgon pruł do przodu, nie oglądając się na niego. Ale nie znaleźli niczego, co by im powiedziało po co Harry i Hermiona weszli do Zakazanego Lasu w środku nocy.  
- Więc podoba ci się Carter? - zagadnął ni z tego, ni z owego Scorpius. Albus prawie się przewrócił, kiedy to usłyszał.
- O czym ty bredzisz?!
- Cicho, kretynie... - syknął Scorpius, bo stado ptaków wyleciało z koron drzew, kiedy Albus krzyknął. - Mówię o tym, że patrzysz na Carter jakby chodziła bez szaty.
Albus zaczerwienił się gwałtownie i był wdzięczny, że są w ciemnym lesie.
- Rose ma rację, jesteś psychiczny.
Scorpius zarechotał.
- Też myślę, że jest niezła – oświadczył, a Albus na te słowa natychmiast skierował się w jego stronę – Ale nie dla mnie – dodał nieświadomy, że Al, który przed chwilą chciał go zabić, gwałtownie zmienił kierunek – Ale te nogi, stary... Wiem co masz na myśli.
- Nie mam nic na myśli! – warknął Albus – Fakt, ma świetne nogi... – dodał nim zdążył pomyśleć. Scorpius wyszczerzył zęby.  
- Jest brawurowa – dorzucił – ciemny las, one we dwie... - nie dokończył, bo w jego myślach zrodził się obraz, którego wolał nie przedstawiać Potterowi. Teraz Al zachichotał.  
- Gdyby to były dwie inne dziewczyny, wyobrażałbym je sobie zlęknione – stwierdził – ale te dwie pewnie złapały centaura i go przesłuchują. Wiesz co jeszcze ma fajnego Jo? - zapytał Al nawet nie myśląc z kim właściwie rozmawia – Włosy. Ma świetne włosy...
- Czy ja wiem – Scorpius wzruszył ramionami – chyba wolę żywsze kolory.
Albus nagle przystanął.
- Słyszałeś to? - zapytał dając mu znać ręką, żeby się zatrzymał. Scorpius powoli kiwnął głową.
- Kopyta.  
- Idziemy.

                                                                  *

                          James snuł teorię. Idąc za śladami, zastanawiał się czy odwołać piątkową randkę z Sally z Hufflepuffu, żeby umówić się z Jo Carter. To nie było w jego stylu, w końcu miał ważną zasadę – każda dziewczyna (poza brzydkimi) zasługuje na swoją szansę. Ale z drugiej strony Jo była wyjątkowa. Wiedział to od chwili, kiedy wpakowała ich do szafy Minervy McGonagall. Dla takiej dziewczyny warto chyba zrezygnować ze spotkania z Sally, choć była najładniejszą Puchonką na siódmym roku... Przez chwilę nawet zastanawiał się czy nie umówić się z nimi obiema, ale szybko doszedł do wniosku, że to zły pomysł. W końcu już wpadł tak ze trzy razy i potem miał same problemy...
Jego ważne przemyślenia przerwały odgłosy dochodzące z niedalekiej polany. James zgasił różdżkę i zaczął poruszać się bardzo cicho. Niestety jednak niedostatecznie.  
- STAĆ! - ryknął czyjś głos i coś poderwało Jamesa w powietrze. Zaczął się wyrywać, ale niewiele to dało. Poczuł, że to coś zaczyna biec i zrozumiał, że uwięził go centaur. Chwilę później został dość brutalnie zrzucony na okrągłą polanę.  
Małe stadko pół koni – pół mężczyzn wpatrywało się w niego wielkimi, jasnymi oczami.
- James Potter II – odezwał się centaur, który stał na przeciw niego. Miał kasztanowe włosy i bardzo ciemne, błyszczące oczy.
- Skąd wiesz? - zapytał z ciekawości James, ale nie dostał odpowiedzi.
- Co tu robisz, młody Potterze? - zapytał ten sam centaur.
- Ojciec mnie przysłał – wypalił James po momentalnym namyśle i od razu pogratulował sobie pomysłu.  
- Harry Potter wysłał do Lasu swojego niepełnoletniego syna? W nocy? - zdumiewał się centaur o czarnych włosach. James szybko skinął głową.
- Ostatnim razem nie załatwiliście wszystkiego – spróbował i wstrzymał oddech. Centaury wpatrywały się w niego uważnie i już był pewien, że spudłował i za chwilę każą mu się wynosić, ale centaur, który go tu przyniósł wyszedł zza jego pleców i powiedział:
- Wiele zawdzięczamy Harry'emu Potterowi i jego towarzyszce, ale nie możemy pomóc. Przekaż ojcu, że w tę wojnę centaury nie mogą się mieszać!
- Spokojnie, Graulusie – centaur z kasztanowymi włosami machnął ogonem i spojrzał w niebo – Oni nie widzieli gwiazd. Mogą nie rozumieć.
- Eee... czego? - spróbował znowu James, który uznał, że świetnie mu idzie. Uwierzyli, że ojciec go tu przysłał, więc może czegoś się dowie.
- Masz rację, Magorianie – przyznał Graulus, ignorując Jamesa i też spojrzał w górę – Oni tego nie czytali.
- Czego nie czytali? - dopytywał się James, zirytowany tym, że go olewają.
- Gwiazd – powiedział Magorian, a James miał dziwne wrażenie, że niczego więcej się nie dowie. Zaczął się zastanawiać o co jeszcze mógłby spytać, ale wtedy usłyszał tętent kopyt i odwrócił się szybko. Dwa centaury trzymały przed sobą Ala i Scorpiusa. Ten pierwszy miał minę, jakby nie wiedział jak się zachować, a drugi wygrażał centaurowi sądem. James parsknąłby śmiechem, gdyby nie to, że ci dwaj idiocie mogli za chwilę wszystko zepsuć.  
- Skradali się ścieżką! - oznajmił centaur, który przyniósł Albusa, a po chwili obaj wylądowali koło Jamesa.
- To mój brat – powiedział szybko James – a to syn Draco Malfoya.
Centaury przyglądały się chwilę nieproszonym gościom, a Al i Scorpius instynkownie wyczuli, że nie powinni się odzywać, skoro James ma jakieś porozumienie z centaurami.
- Czy was też wysłano, żeby nas przekonać? - zapytał Magorian robiąc krok w ich stronę. Albus zrobił zdumioną minę, ale Scor skinął szybko głową.
- Przekażcie więc waszym opiekunom, że cenatury nie zmieniły zdania – oświadczył twardo Graulus – Ta wojna i tak wybuchnie.  
- Mój ojciec to wie – wypalił James.
- I chce ją powstrzymać. Chce ratować rasę czarodziejów, a bez tych ofiar nie będzie nowego świata – wyrecytował Graulus z nosem skierowanym w niebo. James miał ochotę na niego pstryknąć. Albus i Scor wpatrywali się w nich z trudem ukrywając zdumienie.  
- Następni? - odezwał się centaur, który przyniósł Malfoya. A po chwili zniknął razem z towarzyszem. James, Albus i Scorpius domyślili się, kto za chwilę zjawi się na polanie.  

                                                                 *

- Słyszałam, że chcesz załatwić Almond korki... ze wszystkiego? - zaśmiewała się Rose, kiedy razem z Jo weszły na ścieżkę, na której widniały ślady kopyt. Jo skrzywiła się.
- Nie lubimy się.
- Wszyscy to wiedzą! - Red machnęła ręką, wciąż się śmiejąć – Ja też nie cierpię krowy! Czemu właściwie akurat ciebie się czepia?
Jo zagryzła wargi. Nie czuła wstydu z tego powodu, ale nie lubiła o tym mówić.
- Genevive lubi się pośmiać z tego, że moi rodzice prowadzą sklep z zabawkami na Pokątnej.
- A cóż w tym śmiesznego?! - oburzyła się Red. Jo miała ochotę parsknąć śmiechem.
- No wiesz, za wiele kasy z tego nie ma...
- No i...?! Ach! - klepnęła się w czoło – Rozumiem. Almond uważa, że to wstyd mieć mało pieniędzy.
Jo poczuła jak delikatnie pieką ją policzki, ale skinęła głową.
- Chyba się tym nie przejmujesz? - zapytała ostro Rose.
- Nie – zaprzeczyła szybko Jo – Wiesz, moim dziadkom powodziło się kiedyś całkiem nieźle. Ale śmierciożercy dopadli dom rodziców mojej mamy, a interes dziadków Carterów zmienili w kupkę gruzu. Po wojnie moim rodzicom nie udało się już niczego odzyskać.  
Rose przyjrzała jej się uważnie.
- Rozumiem...
- Tylko mi nie współczuj – zagroziła Jo. Red wybuchła śmiechem.
- Gdzieżbym śmiała... Poza tym świetnie sobie radzisz z tą ślizgońską flądrą, więc chyba nie masz z tym problemu.
- No jasne, że... Co to było?!
Rose nie zdążyła odpowiedzieć.

                                                                          *

                           Kiedy dziewczyny wylądowały na ziemi, James niecierpliwie pomógł im się podnieść. Wszyscy mu tylko przeszkadzali.  
- Tak, je też wysłano – powiedział szybko – Więc mówiłeś coś o ofiarach i nowym świecie...
Magorian znowu spojrzał w niebo.
- Wszystko jest zapisane – powiedział – Era czarodziejów dobiega końca.
Po tych słowach zapadła cisza. Centaury wpatrywały się w gwiazdy, a James, Albus, Scorpius, Rose i Jo w siebie nawzajem.
- Co ma pan na myśli?- zapytała szybko Jo, nie interesując się czemu właściwie James swobodnie rozmawia z centaurami a one zostały przed chwilą rzucone o ziemię.  
- Wszystko jest zapisane – powtórzył Magorian.
- To już słyszeliśmy – zirytował się James – Era czarodziejów dobiegnie końca? Co to znaczy? Wymrą?
Kilka centaurów odwróciło wzrok od błyszczącego nieba.
- Powinniście wracać do szkoły – powiedział Graulus – Firenzo was odprowadzi.
Albus drgnął słysząc to imię. Centaur, który do tej pory stał na uboczu wyszedł z cienia. Nie patrzył jednak na nich, ale na Jamesa i resztę.
- Nie wiesz kim oni są, Graulusie? - zapytał głębokim głosem – Nie poznajesz znamion?
Graulus machnął szybko ogonem.
- Młodzi Potterowie, Weasley, Malfoy i córka Carterów... – powiedział Graulus nie patrząc na nich. Wszystkie inne centaury wpatrywały się w nich z ciekawością. Jo i Rose co chwila wymieniały zdumione spojrzenia.
- Ich imiona są tam zapisane – oświadczył Firenzo.
- DOŚĆ! – Magorian stanął przed nimi odcinając ich od centaurów. Zaczęli mówić jedno przez drugie. Umilkli, kiedy uniósł rękę – Waszą przyszłość wykreują wasze decyzje, nie słowa centaurów. Wracajcie do szkoły. 
Scorpius i Rose wyglądali jakby chcieli się kłócić, ale Jo, James i Albus wiedzieli, że centaury niczego im już nie powiedzą. Jo pociągnęła Scora, a James objął ramieniem Rose i powoli ruszyli ścieżką, którą tu dotarli, co chwila odwracając się na polanę.  
                    Tej nocy znowu nie poszli do swoich dormitoriów, a ukryli się w tajnym przejściu, które kiedyś odkrył James i długo dyskutowali. Ale po wielu godzinach, szalonych pomysłach i wydumanych teoriach żadne z nich nie było nawet blisko odgadnięcia tego, co centaury wiedziały o ich przyszłości.








21 komentarzy:

  1. Ale Ty piszesz! Długo szukałam takiego bloga. Co mi się podoba najbardziej - dzieje się coś. Po drugie główna bohaterka nie jest głuipą pindą :D po trzecie jest humor! Fakt, że Rose i Scorp w takiej konwencji to nic nowego... Ale Red jest świetna. No a MAlfoy i ich pies. Jak się wymyśla takie imiona???? Wielki plus za rywalizację Jamesa i Abusa, na to chyba nikt nie wpadł. Teraz ciągle się zastanawiam z kim będzie Jo! :D Czekam na natsępny rozdział - Xxximena.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten pies mnie rozwalił. To jak Scorpius go wziął i jego imiona...:) Zastanawia mnie James.. W sumie traktuje Jo jak kolejną laskę. Ciekawe czy się zmieni czy jest tu w opozyji do Albusa, któremu podoba się tylko Jo. No i na początku myślałam, że on jest z Dakotą. Opowiadanie super :) Pozdrawiam, Panna Bez Gmaila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James na pewno w tym momencie jest w opocyzji do Ala :) Pierwszy syn, Gryfon, przystojny... Jakiemu szesnastolatkowi nie uderzyłoby to głowy? A czy się zmieni? Mam nadzieję, że wszyscy bohaterowie ewoluują :P Dakota jest tylko jego przyjaciółką i maniaczką regiulaminu szkolnego :P

      Usuń
  3. Anonimowy10 maja, 2015

    Merlinie! Twoje opowiadanie jest piękne, po prostu cudowne!
    Bloga poleciła mi moja znajoma, nie żałuję.
    Rzadko kiedy trafia się tak dobry blog potterowski, większość to jakieś dziwne opowiadania o Marych Sue.
    Strasznie podoba mi się postać Jo, wydaje się być taka miła i ogólnie fajna.


    Pozdrawiam i lecę czytać dalej,
    Rosier!

    OdpowiedzUsuń
  4. dopiero kilka rozdziałów za mną a mogę stwierdzić że bardzo dawno już nie czytałam tak dobrego bloga o tej tematyce :) wciąga, bardzo, tak, że chyba jutro nie wstanę do pracy :P

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ale jednak radzę iść do pracy, gdyż z czytania tego bloga nie ma niestety żadnych pieniędzy :/

      :)

      Usuń
  5. Rose nieznosząca matki , James nieznoszący Ojca . Wspólny psiak . Jo kłucoca się z Genevive ... wszystko Fajnie ,świetni się czyta .

    "- Idę z tobą! - i zajęła miejsce koło Jo – Ten mnie rozprasza durnymi pomysłami – wskazała na Jamesa – ten jest upierdliwy – machnęła na Ala – a ten chory umysłowo – dodała, gdzieś w kierunku Scorpiusa. "
    albo
    "- Faktycznie, kretyn. Jak się nazywa pies?
    Red znowu zaplątała się w krzaki i Jo pomogła jej się wydostać, choć miała wielką ochotę jej przyłożyć za to, że w ciągu godziny wpadła w zarośla osiem razy.
    - Frank Vasco Grigorij Jerry I.
    Jo prawie wlazła w drzewo.
    - Czemu nazwałaś psa tyloma imionami?! - zawołała zdumiona. Red szła do przodu, nie zwracając uwagi na to, że jej towarzyszka jest daleko za nią.
    - Bo Malfoy wymyślił pierwsze – odparła hardo – więc ja trzy następne.
    - A czemu te imiona są tak durne? - zapytała Jo podbiegając do niej. Rose rzuciła jej zimne spojrzenie.
    - To piękne, wielokulturowe imiona. Lubię książki o podróżach.
    - A nie lubisz swojego psa? - dopytywała się Jo."
    Ale ty masz pomysły normalnie rozbrajają człowieka :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam twoje opowiadanie dopiero dzisiaj, ale jest tak ciekawe, że chyba je dzisiaj całe przeczytam :D
    - Frank Vasco Grigorij Jerry I.
    Jo prawie wlazła w drzewo.
    - Czemu nazwałaś psa tyloma imionami?! - zawołała zdumiona.- a ten fragment jest genialny :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, cudowne. Brak mi słów. Uwielbiam Scora <3
    Scor*♡*

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham to opowiadanie z rozdziału na rozdział coraz bardziej, dawno nic mnie tak nie wciągnęło.:D Rose i Scor mający wspólne zwierzątko hahaha to może być ciekawe.:)
    Al i James zainteresowani tą samą dziewczyną oj wyczuwam aferę, plus gratuluje Jamesowi udanej improwizacji miał szczęście, że się centaury nie połapały, że zmyśla.
    Aaaa kocham Scorpiusa za jego teksty "może coś cię zeżre" padłam :D, coś czuję, że między nim a Rose będzie coś więcej, no nic zmykam czytać dalej.
    Gratuluje talentu pisarskiego i życzę dużo weny w dalszej twórczości.
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  9. Opieka nad zwierzętami to świetny pomysł. Może Rose i Scorpius dojdą do porozumienia? Co do przepowiedni zapisanej w gwiazdach -jestem pewna, że nasza Szalona Piątka odegra ważną rolę podczas walki. Rozdział jest bardzo dynamiczny. Nie ma czasu na nudę. Przeczytałam go z zaciekawieniem.

    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Blah, obym nie miała racji z Jamesem, myślenie z którą z dziewczyn się umówić jest takie.. nie. fuj. Albus do boju! Pomysł ze szczeniakiem genialny - wspólne zajęcie Rose i Scora jest jednoznaczne z większą ilością ich świetnych dialogów, które pokochałam :) Zaś co do wyprawy do Lasu, oho, jeszcze się okaże, że nasza gromadka jest jakąś grupą wybrańców.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! Jestem nowa. Czytam twojego bloga już z dwie godziny. Jest Genialny! Kuzynka mi go poleciła z jakieś pół roku temu ale nie miałam czasu wejść (czego teraz bardzo żałuje bo pokochałam tego bloga od pierwszego posta). Tak szczerze weszłam tu dla Rose i Scorpiusa ale zakochałam się już w Jo, Jamsie i Alu. A w ogóle to cudny jest ten piesek .

    Pozdrawiam
    Margo ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha ten pomysł z psem jest po prostu świetny! ok zabieram się za nadrabianie pozostałych rozdziałów :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Te centaury czasem mówią, jakby właśnie paliły jakieś magiczne liście :] A zadanie na SUMa, które wymyślił Hagrid jest przegenialne :D
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedny ten piesek. Masz bardzo ciekawe pomysły.

    OdpowiedzUsuń
  15. Na razie jest super, wszystkie postacie tak jak je sobie wyobrażałam. Tylko strasznie brakuje mi Lily :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Hahaha Teksty Rose są przezabawne! Może się powtórzę, ale kocham to opowiadanie za to, że cos się w nim dzieje i - jak na razie- nie jest to banalne, tylko coraz lepsze! :)
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  17. Ah no i stało się, czytam drugi raz :)! Kocham imiona Frankaa <3

    OdpowiedzUsuń
  18. I kolejny świetny rozdział ❤❤❤
    Jak ty to robisz, ze tak genialnie piszesz??? XD
    Hmmmm jestem bardzo ciekaa co to znaczy, ze era czarodziejow sie konczy... Czy tu chodzi o to ze.... Eee no nwm ze co no czarodzieje nie beda sie rodzic... No ale to by bylo smutne bo co by sie stalo z Hogwartem i wgl... Nie mam pojecia.
    Nie spodziewalam sie, ze James potrafi tak latwo klamac (a moze raczej ma talent aktorski heh)
    Wgl swietny pomysl z tymi zwierzaczkami, moze Frankowi SCOROSE sie do siebie bardziej zblizy ❤❤❤
    I bardzo podobala mi sie rozmowa Scora z Alem o dziewczynach (nikt nie wie, ze Malfoy mowil o Rose) 😂😂😂
    Pozdrawiam
    Ps. Jak juz wspomnialam nie potrafie pisac komentarzy dlatego przepraszam jezeli nie maja one ładu i składu i nie tworzą całości :/ Wiem, ze kalecza oczy 😞

    OdpowiedzUsuń