Ginger Golden Girls

30 kwietnia 2014

Rozdział VII

Wybacz, Mistrzu Niezawodnych Sztuczek!




              

                     Następnego dnia, stojąc w kolejce do klasy Eliksirów, Jo miała trochę nieobecny wzrok. W końcu dopiero przebyła krótką chorobę, podczas której WYDAWAŁO jej się, że chce się umówić z Jamesem Potterem… Ale na szczęście już wyzdrowiała. Dlatego właśnie nie marnuje czasu na chłopców, bo są dziecinni i podli! A James Potter w szczególności. I wcale nie ma pięknego uśmiechu. A nawet jeśli, to obdarza nim połowę Hogwartu. Zresztą, bardzo dobrze, ona ma lepsze rzeczy do roboty – myślała wściekła Jo, kiedy do lochów zaczęli schodzić Krukoni, z którymi Gryfoni mieli zajęcia.
- Carter! – Rose dostrzegła ją z daleka i zaczęła się przepychać w kierunku jej i Jessiego. Ten natychmiast obciął Red wzrokiem i wyszczerzył zęby.
- Rose Weasley – powiedział tonem, którego Jo wprost nie cierpiała. Obie zmierzyły go spojrzeniem, więc trochę zbity z tropu odwrócił się i zaczął rozmawiać z innymi Gryfonami.
- I jak? – zapytała rzeczowo Rose. Szybko tego pożałowała. Jo zrobiła krok do przodu i wycelowała w nią palec.
- Zaraz ci powiem jak! – Red zrobiła zdumioną minę i dla bezpieczeństwa cofnęła się o dwa kroki.
- Eee… Rozumiem, że spacer się nie udał?
Jo prychnęła wściekle, ale wtedy otworzyły się drzwi do sali Eliksirów i profesor Gilbert gestem zaprosił ich do środka. Jo cisnęła swoją torbę na ostatnią ławkę, tak, że prawie strąciła kociołek. Jesse na ten widok odwrócił się na pięcie i usiadł z kolegami z dormitorium. Rose, która miała grubszą skórę z wahaniem zajęła koło niej miejsce.
- Dzień dobry – przywitał ich wysoki i chudy profesor Gilbert – na piątym roku nauczymy się… dzień dobry, panie Potter.
Wszyscy odwrócili się do tyłu. Albus próbował właśnie niepostrzeżenie wemknąć się do klasy, ale nie bardzo mu to wyszło. Jo na jego widok otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, a Rose zasłoniła usta dłonią, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Al miał niedopiętą szatę, nie miał krawata a jego włosy były w większym nieładzie, niż zazwyczaj robił sobie na głowie jego brat. Do tego miał podpuchnięte oczy i sprawiał wrażenie, jakby mocno bolała go głowa.
- Siadaj, Potter – powiedział Gilbert surowym tonem. Albus minął Jo i Rose, nawet na nie nie patrząc i usiadł ze Scarlett.
- Nie mogę! – syknęła Rose – Aluś-Prefekt się urżnął!
Jo przyjrzała mu się uważnie.
- Może po prostu późno się położył…
- Wierz mi – powiedziała Rose swoim pouczającym głosem – wiem, kiedy ktoś ma kaca i Albus Potter właśnie ma go po raz pierwszy w życiu!
- Spokój – powiedział chłodno Gilbert – Proszę wyjąć ingrediencje do wywaru na drgawki i zabieramy się do roboty.
Bulgoczące kociołki i dudniące siekanie, które rozległo się w klasie stwarzało idealną atmosferę do dyskusji, z czego cieszyła się Rose i nad czym ubolewała Jo.
- Więc co z tym spacerem? – dopytywała się Red, krojąc łodygę storczyka i patrząc przy tym na Jo. Ta znowu zacisnęła usta.
- Nie było żadnego spaceru – odpowiedziała poirytowana – twój kuzyn w międzyczasie zaprosił na randkę cały swój harem.
- Och… - usta Rose uformowały się w podkówkę – Fakt, James zawsze był kobieciarzem…
Jo rzuciła jej lodowate spojrzenie i zaczęła gwałtownie mieszać w swoim kociołku, rozbryzgując wywar do koła.
- Więc czemu chciałaś, żebym się z nim umówiła?! – warknęła. Rose wypuściła powietrze.
- Bo kiedyś dorośnie? – spróbowała, ale kiedy Jo wycelowała w nią chochlą, a z jej oczu trysnęły iskry, cofnęła się szybko – Jo, uspokój się. James to świetny facet, kiedyś na pewno…
- Ani. Słowa. Więcej – wycedziła Jo i wrzuciła chochlę do kociołka – przysięgam, że nigdy więcej nie pomyślę o Jamesie Potterze w „ten” sposób – wyrecytowała a Rose zastanawiała się czy mówi do niej czy do siebie.
- Masz rację – powiedziała szybko – Popieram.
- No! – warknęła Jo i poczochrała z frustracją włosy, wpatrując się w swój wywar – co ja tu właściwie nawrzucałam?! 

                                                          *

                Rose, Al i Scarlett szli razem na drugie śniadanie. Red przez całą drogę gapiła się na kuzyna.
- Przestań, Rosie – powiedział z groźbą w głosie.
- Ja się tylko zastanawiam, gdzieś ty się tak urządził? – mówiła ledwo powstrzymując się od śmiechu. Scarlett też przyglądała mu się z ciekawością.
 - Siedziałem długo nad numerologią – odparł Albus, nie patrząc na nie.
- A czy ostatnio braliśmy na numerologii picie Ognistej Whisky na czas? – zapytała Scarlett, a Rose wybuchła śmiechem. Widocznie był on głośny, bo idący sporo przed nimi Scorpius Malfoy zatrzymał się gwałtownie.
- Ups, będzie jatka – ucieszyła się Rose i zatrzymała. Al złapał Scarlett za ramię i pociągnął ze sobą, przybijając po drodze piątkę Malfoy'owi. Rose na ten widok rozchyliła nozdrza.
-  Malfoy! – powiedziała z teatralnym oburzeniem, kiedy blondyn podszedł do niej z mordem w oczach – W ogóle nie zajmujesz się naszym psem!
Scorpius wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać ze złości. W życiu nie spotkał nikogo tak… tak…
- Jesteś szurnięta – oświadczył pochylając się nad nią. Była sporo niższa i ledwo go widziała z takiej odległości, więc zrobiła krok do tyłu.
- Frank Vasco Grigorij Jerry…
- Kto?! – Scorpius złapał się za włosy, jakby był bliski szaleństwa. I rzeczywiście tak było.
- Pies – warknęła Red – Nabiera przez ciebie złych nawyków – oświadczyła z obrażoną miną. Scor jęknął przeciągle.
- Co masz na myśli, wariatko?
Rose wyjęła różdżkę, a Malfoy zręcznie jej ją wyrwał.
- Jest dziwnie nadpobudliwy, jak wraca z lochów! – Red kopnęła go w kostkę i zabrała swoją różdżkę.
- Jak wraca od ciebie ma wzrok szaleńca!!! – darł się Scorpius. Rose znowu wycelowała, a on ponownie wyrwał jej różdżkę.
- Mój pies jest mądrzejszy od ciebie!
- NASZ PIES!!! – ale Rose już go nie słuchała, tylko wydarła mu siłą różdżkę, pokazała środkowy palec i spokojnie ruszyła do Wielkiej Sali na drugie śniadanie. Scorpius zaczął miarowo uderzać głową w najbliższą ścianę. 

                                                             *

                Złość przeszła Jo dopiero następnego dnia. Nie zwracała już uwagi na Jamesa i była pewna, że i on się nie nią nie interesuje. Popołudnie spędzała w kącie salonu, gdzie ponownie przyniosła kojec Loli i ponownie prawie straciła przy tym rękę. Jesse, który poprzedniego dnia próbował wyprowadzić ją na spacer i wrócił z poszarpanymi nogawkami, oświadczył, że dziś nie podchodzi do wilka nawet z różdżką w ręce. Jo czytała przeraźliwie nudny rozdział na mugoloznawstwo, kiedy jej wzrok padł na parę wchodzącą właśnie do salonu. James Potter i Olivia Aston zaśmiewali się z czegoś w najlepsze. James z jakiegoś powodu zaczął rozglądać się uważnie po Pokoju Wspólnym, ale Jo nie dowiedziała się czego lub kogo szuka wzrokiem, bo szybko wsadziła nos do książki. Kiedy go znowu podniosła, Jamesa i Prefekt Naczelnej już nie było, a w stronę  Jo zmierzał właśnie Cameron.
- Moja siostra z książką – powiedział zdumionym tonem – umierasz?
Jo zrobiła do niego minę i zabrała swoje rzeczy z najbliższego fotela. Cameron zajął go i założył ręce za głową.
- Rodzice przysłali list – poinformował ją leniwie.
- Co piszą?
- Pytają czy coś już zbroiłaś – zaśmiał się. Jo przewróciła oczami.
- To, że w zeszłym roku dostali sowę od McGonagall tuż po uczcie powitalnej nie znaczy…
- Tak, jesteś święta – zadrwił Cameron – a szlabany zarabiasz za punktualność, pilną naukę i przestrzeganie regulaminu.
- Dokładnie – powiedziała Jo kiwając skwapliwie głową. Cameron zaśmiał się ironicznie.
- Czasem sobie myślę, że jestem współodpowiedzialny za twoją fascynację łamania regulaminu – stwierdził filozoficznie. Jo uniosła brew – no wiesz, jak byłaś mała to ja się tobą często zajmowałem, na zapleczu sklepu rodziców… I raczej zabawiałem cię procą niż lalkami…
- Pamiętam – przerwała mu z sentymentem Jo – uczyłeś mnie też wybijać szyby sąsiadom i podpalać różne rzeczy – dodała z niewyraźną miną.
- Piękne czasy – westchnął Cameron – w każdym razie, rodzice kazali cię uściskać i przekazać, że jak znowu dostaniesz szlaban za szlajanie się po nocy, to wakacje spędzisz w mugolskim zakonie.
Jo natychmiast zrzedła mina.
- Coraz częściej żałuję, że prowadzą sklep – jęknęła – może i da się tam dowiedzieć wielu  interesujących rzeczy, ale niektóre informacje docierają tam zbyt szybko…
Cameron zmarszczył brwi.
- Masz szczęście, że tylko denerwowaliście Irytka – fuknął na nią niespodziewanie – już myślałem, że miałaś jakąś randkę.
Jo nagle się zaperzyła.
- Pomijając fakt, że nic ci do tego – wyrecytowała z marszu – to wiedz, że nie zamierzam się z nikim umawiać przez następne… sto lat!
Cameron badał ją przez chwilę wzrokiem, nie umiejąc rozszyfrować nagłej histerii w jej tonie.
- I bardzo dobrze – stwierdził w końcu. Jo przewróciła niecierpliwie stronę książki a Cameron rozejrzał się leniwie po salonie.
- Czy to jest wilk?! 

                                                                *

                Albus miał nadzieję na nudny patrol tego wieczora. Ostatnio działo się zbyt dużo i potrzebował trochę spokoju. Zresztą nigdy nie był takim luzakiem jak James, albo po prostu wariatem jak Rose. Było już po dziesiątej, kiedy z zapaloną różdżką sprawdzał korytarz na szóstym piętrze. Przeszedł już połowę, kiedy usłyszał hałas za wielką zbroją, gdzie jak wiedział (bo powiedziała mu Rose), było tajne przejście. Podszedł do niego ostrożnie, wyciągnął różdżkę na długość ramienia i pchnął drzwi. Mimowolnie złapał się za głowę.
- Carter… - jęknął na widok skradającej się Jo – co ty wyprawiasz?
Jo wyraźnie ucieszyła się na jego widok.
- Al! Już myślałam, że to Crosby, albo co gorsza Dakota Scott! – zawołała ze zgrozą i wygramoliła się z przejścia. Ablus potarł czoło.
- Co ty tu robisz? – powtórzył, rozglądając się czy prefekta Hufflepuffu, z którym miał patrol nie ma nigdzie w pobliżu. Jo zrobiła dziwną minę, coś pomiędzy zawstydzeniem a złością.
- Tropię.
- Co?
- Aferę.
Albus miał wielką ochotę złapać się za głowę. Zamiast tego pociągnął ją za łokieć w kierunku Wieży Gryffindoru.
- Jo, jaką znowu aferę tropisz? – zapytał cierpliwie, wciąż bacznie obserwując korytarz. Jo wydawała się mniej zestresowana od niego tym, że chodzi po zamku o zabronionej porze.
- Tę, którą odkryliśmy w szafie – powiedziała zdziwionym tonem – a jest jakaś inna?
Albus patrząc na nią miał wielką ochotę się uśmiechnąć.
- Jeśli ty o niej nie wiesz, z pewnością nie ma – stwierdził. Jo uśmiechnęła się promiennie a on poczuł, że robi mu się duszno.
- Co właściwie, spodziewałaś się znaleźć w tym przejściu? – zapytał szybko.
- Prowadzi do korytarza, na którym jest gabinet twojego ojca – wytłumaczyła, kiedy skręcili do jej wieży – obserwowałam jego drzwi, z nadzieją, że znowu się wymknie.
Albus pokiwał głową.
- Nie najgorszy pomysł – przyznał – ale mogłaś dać znać – dodał z wyrzutem.
Jo machnęła ręką.
- Wpadłam na to przed chwilą – powiedziała, a Al nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Jo też się uśmiechnęła a jej uśmiech miał tę niesamowitą właściwość, że obejmował i oczy i całą jej postać, tak, że nie można było się tym nie zachwycić. A już na pewno Albus nie mógł. Szybko jednak przypomniał sobie, że ich ostatnie spotkanie nie było dla niego zbyt miłe. Chrząknął nerwowo.
- Mmm… Udało ci się znaleźć ostatnio Jamesa? – zapytał zdawkowo – No, wiesz… – dodał, kiedy zrobiła zdziwioną minę – w niedzielę.
- Och, tak – powiedziała Jo, a w jej głosie pobrzmiewała dziwna gorycz – spotkałam go.
- Umówiliście się? – zapytał znowu Al. Wchodzili na korytarz wiodący do Pokoju Wspólnego Gryfonów, a Albus modlił się, żeby nie był tak czerwony jak mu się wydawało, że jest.
- Nie! – powiedziała natychmiast Jo, a Al był tak zachwycony ulgą, którą poczuł, że nie zwrócił uwagi na wyraźne zawstydzenie Jo – Ja tylko… To naprawdę głupstwo….
Zatrzymali się przed portretem Grubej Damy, a Albus miał wielką ochotę jej tam nie wpuszczać, ale wybrać się z nią na jakąś długą przechadzkę. Nie umawiała się z jego bratem! Nie umawiała!
- Al?
- Tak?! – ocknął się szybko.
- Dzięki za odprowadzenie! – I znowu uśmiechnęła się tak, jak tylko ona potrafiła i nim zdążył zaprotestować zniknęła za portretem Grubej Damy. 

                                                             *

                Następnego dnia Rose umarła na Transmutacji. Tak przynajmniej twierdziła przez całą drogę na boisko quidditcha, gdzie drużyna Ravenclawu miała tego popołudnia trening.
- Rose, jeszcze słowo o tym, że twoja matka jest zbyt idealna a będziesz trenować na szczotce od kibla  - warknął w końcu Al. Red pokazała mu swój ulubiony gest dłonią, a potem naburmuszona poszła do szatni się przebrać.
Wyszła z niej ostatnia i zobaczyła, że mają gościa. Przewróciła oczami na widok platynowej czupryny. Co więcej gadała ona z czupryną Albusa. Oni się przyjaźnią, czy co? Scorpius trzymał na rękach Franka, a Al klepał go po główce.
- Albusie Sewerusie – zaczęła głośno Red maszerując pewnie w ich stronę. Reszta drużyny przyglądała im się niepewnie – co tu robi ta blond pała? Cześć, mój śliczny pieseczku!
Poczochrała uszy Franka a potem spojrzała pytająco na Malfoya.
- Przyszedłem lojalnie powiedzieć, żebyście dali sobie spokój – oświadczył Scor odciągając od Rose Franka – Nie macie z nami szans. Bez urazy – dodał szybko do Albusa. Ten spojrzał na niego, potem na Rose, w końcu przewrócił oczami i odszedł bez słowa do reszty drużyny.
- W zeszłym roku też tak mówiłeś – powiedziała złośliwie Rose, nieświadomie stając na palcach, bo wyglądała przy nim jak skrzat – a potem zwędziłam ci znicza sprzed nosa!
Scorpiusowi zgasł nieco uśmiech.
- Nie zapominaj, że spadłaś z miotły… - zadrwił wyniośle.   
- Nawet jak spadam to jestem lepsza – odparła Red. Scor zmrużył oczy i pochylił się nad nią. Rose była pewna, że robił to celowo, żeby jej pokazać o ile jest niższa.
- Załóżmy się – warknął Scorpius a Rose uniosła głowę zainteresowana – jeśli wygra Slytherin spędzisz całą noc w lochach. Tam gdzie nie ma pochodni, ale jest mnóstwo szczurów.
Rose nie musiała się nawet zastanawiać.
- Zgoda!
Scorpius uśmiechnął się z satysfakcją.
- Ale jeśli wygra Ravenclaw… – Rose zrobiła dramatyczną pauzę, a Scor zaczął się poważnie zastanawiać czy dobrze zrobił – pomożesz Skrzatom Domowym sprzątać sowiarnię. A ja będę robić zdjęcia.
Scor się zawahał. On miałby sprzątać? Przypomniał sobie jednak, że ona bez zastanowienia zgodziła się na noc w lochach, czego nie zrobiłby pewnie niejeden dorosły Ślizgon. To oczywiście świadczyło tylko o tym jaka jest szurnięta, ale…
- Zgoda – oświadczył. Przez chwilę toczyli pojedynek na złośliwe spojrzenia, dopóki Albus nie wydarł się do nich przez pół boiska:
- POGADALIŚCIE SOBIE?! ROSE, WSIADAJ NA MIOTŁĘ ALBO W NASTĘPNYM MECZU WYSTĄPISZ W RÓŻOWEJ SUKIENCE OD BABCI!!!
Rose próbowała jeszcze pogłaskać Franka, ale Malfoy, który prawie tarzał się ze śmiechu znowu się obrócił, uniemożliwiając jej to, więc skrzywiła się tylko i pobiegła do reszty drużyny.
- Do roboty! – zarządziła Rose – Jak przegramy następny mecz, to wam zrobię takie harakiri, że miesiąc na tyłkach nie usiądziecie!

                                                                *

                Nadszedł weekend. James jednak nie potrafił cieszyć się nim jak zwykle. Randki z Olivią skończyły się tak szybko jak zaczęły, o Sally Silverstone też zdążył już zapomnieć i tylko o jednym zdarzało mu się wciąż myśleć. O Jo Carter, która dała mu kosza. Zastanawiał się, czy to dlatego tak go pociągała, ale nie umiał sobie odpowiedzieć. Po prostu wstawał rano z myślą, że zobaczy tę złotą główkę przy śniadaniu, później wodził za nią wzrokiem po korytarzach w przerwach między zajęciami, a po południu, gdy siedział z kolegami w Pokoju Wspólnym nie brał udziału w rozmowach, tylko bezmyślnie  gapił się na Jo. Ale ona trzymała się na dystans, pewnie wciąż przerażona tym, że chciał się z nią umówić. A przecież on nie zrobi pierwszego kroku, po tym jak dała mu kosza! Pierwsza w historii!     
Nie zwracając uwagi na trajkoczącą mu nad głową Dakotę, która zrzędziła, że za chwilę dziesiąta, James wstał z fotela, przeciągnął się i wyszedł z wieży. Od południa nie widział Jo i był bardzo ciekaw co robiła. Nie miał jednak pojęcia gdzie mogła być. Przeszedł kawałek i dotarło do niego, że łażenie po zamku o tej godzinie, bez pomysłu na znalezienie jej, jest niezbyt mądre. Wtedy wpadł mu do głowy genialny pomysł, ale do tego potrzebował kogoś ze specyficznymi zdolnościami.
- Masz szczęście! – zawołała Dakota, kiedy wrócił do salonu.
- Widziałaś moją siostrę? – zapytał szybko. Dakota zmarszczyła brwi.
- Jest tam – wskazała na kąt, w którym siedzieli trzecioklasiści. James ruszył w tę stronę, nie zwracając uwagi na zdumioną Dakotę.
- Zjeżdżać! – fuknął na kolegów Lily, którzy wydawali mu się strasznie mali. Kiedy go zobaczyli, w mgnieniu oka czmychnęli do innego kąta. Lily założyła ręce na piersi.
- Co ty wyprawiasz, tyłku pawiana?! – James nie mógł się zdecydować, czy się roześmiać czy wkurzyć. Nie miał jednak na to czasu.
- Musisz coś dla mnie zrobić.
- Dlaczego? – zapytała bystro Lily, potrząsając rudą główką. James przekalkulował swój plan.
- Bo to przyda się i tobie – powiedział ostrożnie. Lily zmierzyła go spojrzeniem, a on nie mógł się nadziwić jak bardzo w tej chwili przypomina ich matkę.
- O co chodzi? – zapytała w końcu. James nachylił się nad nią konspiracyjnie.
- Nasz ojciec ma pewną mapę. Bardzo przydatną – wtrącił, a oczy Lily rozszerzyły się z ciekawości – Pokazuje wszystkie przejścia w Hogwarcie i ludzi, w każdym miejscu zamku. Pomóż mi ją zdobyć, a dostaniesz ją za dwa lata, jak odejdę ze szkoły.
Zainteresowanie Lily zmalało.
- Za dwa lata… - powtórzyła smętnie. James przewrócił niecierpliwie oczami.
- Będziesz ją miała od piątej do siódmej klasy, to i tak dłużej niż ja! – Lily wpatrywała się w niego chwilę, a potem klasnęła w ręce i wyciągnęła do niego dłoń.
- Umowa stoi. Co mam robić?

                                                         *

                Albus pierwszy raz  wziął dodatkowy patrol. Miał dziwne wrażenie, że Jo, która wyszła z kolacji, zaraz po jego ojcu, znowu coś knuje. Zamienił się z zachwyconą Clair, drugim prefektem Ravenclawu i udał prosto do tajemnego przejścia na szóstym piętrze. Otworzył je, ale nikogo w nim nie zastał. Tak przynajmniej myślał. Kiedy zrobił parę kroków, zobaczył złotą czuprynę, związaną w wysokiego koka, tuż przy końcu przejścia.
- Carter, Carter… - westchnął głośno, a Jo prawie podskoczyła i odwróciła się błyskawicznie, celując w niego różdżką.
- Al! – zawołała z wyrzutem – Czemu mnie straszysz?
- Miałem zamiar podkraść się od tyłu i cię obezwładnić, ale uznałem, że zawołanie cię po nazwisku zabrzmi groźniej – stwierdził z zadowoleniem. Jo poklepała się po nosie.
- Znowu podglądasz mojego ojca? – upewnił się Albus obserwując dziurkę od klucza, w którą przed chwilą Jo wsadzała nos – Wiesz, że to zakrawa na obsesję? – dodał z teatralnym niepokojem. Jo postukała się w głowę.
 - Widzę, że humor dopisuje… – mruknęła i znowu przyłożyła oko do dziurki od klucza.
 Al to zignorował. Bo co miał jej powiedzieć? Że cieszy się jak dziecko na jej widok? I, że jest zachwycony tym, że nie umawia się z jego bratem?
- James?! – Al prawie podskoczył, słysząc jak to mówi.
- Co?! – i podbiegł szybko do drzwi, przy których kucała. Uchylili je na parę cali. Do gabinetu Harry’ego zmierzał właśnie James i Lily.
- Kto to? – zapytała zupełnie niepodobnym do niej tonem Jo. Alowi przeszło przez myśl, że jest zazdrosna, ale szybko się opamiętał.
- Nasza siostra – wyjaśnił obserwując ją uważnie, niestety Jo była czasami jak zamknięty na cztery spusty sejf, z którego nie dało się nic wyciągnąć. 
W milczeniu obserwowali jak James mówi coś do Lily, żywo gestykulując, a potem chowa się za posągiem przysadzistej wiedźmy. Lily odrzuciła do tyłu swoje długie włosy i zapukała. Po chwili pojawił się Harry.
- Lily! – zdumiał się na jej widok i poprawił okulary.
- Co tu robisz?
- Mam problem – oświadczyła Lily, a Jo stwierdziła, że mała jest świetną aktorką – zgubiłam Wilhelma.
- Nie ma go w Wieży Gryffindoru? – zapytał zdziwiony Harry. Lily pokręciła głową.
- Nie ma go nigdzie. Pytałam już Rose i Albusa, ale też go nie widzieli.
Al wzniósł oczy do nieba. James świetnie wyszkolił nowego Huncwota.
- Dobrze, poszukamy razem tego kota – zgodził się Harry – nie możesz chodzić sama po zamku o tej godzinie – dodał i zrobił dziwną minę, jakby był zdumiony tym, co sam powiedział. Lily uśmiechnęła się radośnie, a Potter wyjął różdżkę z kieszeni, stuknął w zamek do drzwi swojego gabinetu i ruszył za córką. Al i Jo nie zdążyli wymienić zaskoczonych spojrzeń, kiedy zza posągu wyskoczył James i zaczął majstrować przy zamku do drzwi jego ojca.
- Co on robi? – zastanawiała się Jo – Myślisz, że chce przeszukać gabinet, żeby dowiedzieć się czegoś nowego?
- Nie sądzę – odparł Al, obserwując jak jego brat męczy się z zamkiem, który ich ojciec musiał jakoś specjalnie zakląć – Zabrałby Rose, albo… ciebie. Zaraz zobaczymy co kombinuje.
James w końcu złamał zaklęcie ojca i szybko wśliznął się do jego gabinetu. Jo i Albus zdążyli tylko spojrzeć na siebie ze zdziwieniem, kiedy James pojawił się z powrotem na korytarzu i upychając w kieszeni jakieś papiery, zamykał drzwi przy pomocy różdżki. Ledwie się odwrócił, znieruchomiał i spojrzał ze zgrozą w lewo, w kierunku posągu wiedźmy, skąd dochodziły coraz głośniejsze odgłosy kroków, potem w prawo, gdzie jak się domyślała Jo mógł wpaść na swojego ojca. James z paniką rozglądał się po korytarzu, a kroki były coraz głośniejsze. Jo spojrzała na Ala i skinęła głową. Albus uchylił drzwi, które nie były widoczne po tamtej stronie korytarza, złapał zdumionego Jamesa za ramię i pociągnął za sobą. Chwilę później usłyszeli świszczący oddech Phila Crosby’ego, którego z przerażeniem obserwowali przez dziurkę od klucza. James stał nad nimi z szeroko otwartymi ustami.
- Co wy tu robicie?! – zawołał tak zdumiony, że Jo miała przez chwilę ochotę parsknąć śmiechem. Szybko jednak przypomniała sobie, dlaczego nie rozmawiali od tygodnia.
- Próbujemy wyniuchać coś nowego – odparł Albus, widząc, że Jo nie kwapi się do odpowiedzi. Zamiast tego przyglądała się swoim paznokciom. James zamknął w końcu usta.
- Amatorzy – mruknął protekcjonalnie – ojciec wie o tym przejściu.
Jo momentalnie się najeżyła.
- Och, wybacz Mistrzu Niezawodnych Sztuczek! – wysyczała w końcu na niego spoglądając – Nauczysz nas jak wyciągnąć coś z gabinetu ojca, używając przy tym siostry i sądząc, że on się nie kapnie?!
- Oczywiście, że się nie kapnie – odparł obrażonym tonem James.
- Co mu wykradłeś? – zainteresował się Albus. Jamesowi zrzedła mina.
- Mapę Huncwotów – powiedział patrząc w sufit. Al prychnął.
- No tak, ojciec się nie kapnie, że to ty wykradłeś mapę, skoro wiedzą o niej jeszcze dwie osoby: jedna jest teraz z nim, a mnie, cóż… nie będzie podejrzewał.
James uniósł drwiąco brwi.
- Oczywiście, święty Aluś… - żachnął się. Jo miała wielką ochotę walnąć go w ten napuszony łeb.
- Chodźmy stąd – powiedziała do Albusa. Ten skinął głową i ruszyli ciemnym przejściem, a James za nimi.
- Co to właściwie za mapa? – zapytała Jo Albusa, a James miał ochotę pociągnąć ją za włosy. Co za dziwna kobieta… Złości się na niego, bo chciał się z nią umówić?
- Pokazuje cały Hogwart, wszystkie przejścia, ludzi…
Jo pokiwała głową z uznaniem, a Albus obrócił się przez ramię do Jamesa.
- Po ci ona, właściwie? – zapytał z ciekawością. James chrząknął coś niezrozumiałego wpatrując się w plecy Jo.
- Serio, James, ojciec się zorientuje, że to ty wykradłeś mu mapę – stwierdził pewnie Al. Jo nie widziała jego twarzy, ale była pewna, że idący za nią James właśnie pokrzywiał się bratu.
- Niekoniecznie – stwierdził tylko z ironią – wystawała z szuflady i pokazywała wszystko, więc używał jej przed wyjściem. Zabrałem mu z biurka kilka innych dokumentów, więc pomyśli, że włamywacz przyszedł po coś innego, a mapę wziął sobie przy okazji… AU!
James nie zauważył, że Jo przystanęła w pewnym momencie jego opowieści i wlazł w nią.
- Co zabrałeś z jego biurka? – zapytała szybko. Ich spojrzenia się spotkały i przez chwilę po prostu na siebie patrzyli, póki James nie przypomniał sobie, że o coś go zapytała. Odchrząknął i zapalił swoją różdżkę, którą bezceremonialnie jej wręczył, a potem wyjął z kieszeni kilka starych pergaminów.
Albus i Jo pochylili się nad nimi.
- To są runy – powiedział Al, przyglądając się pożółkłej kartce.
- A co to może być? – Jo wskazała na odręczny rysunek, jakiegoś rozłożystego drzewa.
- Nie mam pojęcia – szepnął James przyglądając mu się zaintrygowany. Drzewo miało zupełnie czarną korę i dziwne, jakby trójkątne liście.
- Widzieliście gdzieś takie drzewo? – zapytał zafascynowany. Jo pokręciła głową.
- Co tu jest napisane? – odezwał się nagle Al, wskazując na prawie niewidoczny napis na pniu drzewa, który wyglądał jak wyryty ostrzem.
- To po łacinie – Jo skrzywiła się i nachyliła bardziej, żeby lepiej widzieć – lig… lignum? Nie mogę odczytać tego drugiego słowa…

- Początek – szepnął Al – tu jest napisane: drzewo początku… 













12 komentarzy:

  1. Od dwóch godzin pochłaniam Twoje opowiadanie i jestem zachwycona! Kłótnie Rose i Scorpiusa są tak prawdziwe, że od razu przypominają mi się moje z bratem... No i Jo.. Jest niesamowita :D
    Z pewnością będę często wpadać :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy03 maja, 2014

    Nowy rozdział! a ja dopiero teraz czytam:(
    Uwielbiam, uwielbiam Rose. Jej podejście do życia.... ech, pozazdrościć:)
    I spodobał mi się Al w tym rozdziale, potrafi się wyluzować :P
    Ale najbardziej ze wszystkiego podoba mi się jak piszesz.. Masz duży talent.

    Całuski,
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no trójkącik . Rose jak zwykle rozwala system . :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Frank Vasco Grigorij Jerry…
    - Kto?! – Scorpius złapał się za włosy, jakby był bliski szaleństwa. I rzeczywiście tak było.
    - Pies – warknęła Red" normalnie leże, Rose i Scor są nie do przebicia w swoich kłótniach. Haha Al ma kaca nie wierze, że tatuś się nie dowiedział. Widzę że Lily to takie samo ziółko jak James (już ją lubię ), tylko Al taki ułożony w rodzince. Końcówka mnie zaintrygowała, nareszcie znaleźli jakiś trop. Dobra jestem tak zaciekawiona, że lecę czytać dalej.
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie pojawiła się Lily. Nie wiem, czy odegra jakąś ważniejszą rolę w opowiadaniu. Akcja nabiera tempa. Scor i Rose są coraz bardziej niemożliwi. Czyżby Jo czuła coś też do Albusa? Mam nadzieję, że niedługo się dowiem.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. "- Malfoy! – powiedziała z teatralnym oburzeniem, kiedy blondyn podszedł do niej z mordem w oczach – W ogóle nie zajmujesz się naszym psem!"
    Czytam ten fragment już któryś raz i wciąż mnie śmieszy. Nie przepadam za ff o młodym pokoleniu, toteż (jak już wcześniej wspomniałam) to jest pierwszym, które mnie wciągnęło i mam nadzieję, że dotrwam z tobą do końca :)

    OdpowiedzUsuń
  7. James jest dla Jo mocno... dezorientujący?, skoro nie wie co nawrzucała do kociołka :] Zakład między Rose, a Scorem napewno ciekawie się skończy, jestem tego pewna :)
    A pomysł z tym drzewem początku mnie bardzo zaintrygował :]
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój blog jest SSSUPER

    karolina.ula

    OdpowiedzUsuń
  9. Monika ( ktosik_13@tlen.pl )08 października, 2015

    Widzę,że akcja się rozkręca pod każdym względem. Zakończenie bardzo tajemnicze"drzewo początku"-zobaczymy :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeju, czytałam tego bloga w szkole i przez to ledwo co słyszałam dzwonki obwieszczające lekcję! Uwielbiam Red i Scorpiusa, Jo, Jamesa, Ala - po prostu wszystkich! Muszę Ci szczerze przyznać, że rzadko kiedy ma się do czynienia z takim świetnym, pełnym ikry Scorose. Jo wzbudza moją wielką sympatię w każdej sytuacji swojego życia, Albus jest kochany, a James - mimo iż jest flirciarzem - jest charakterem, którego również bardzo lubię :)
    Rose i Scorpius mają psa! Hahahah, uwielbiam te ich bitwy słowne xD A James/Jo/Al - mimo iż są trójkącikiem wzajemnej adoracji - są tacy naturalni i niewkurzający jak to zwykle bywa w przedstawianiu takich sytuacji miłosnych...
    Od razu pokochałam małą wilczycę Jo i Jessiego, Lolę <3
    Ale naprawdę, to jest chyba pierwszy Scorpius, którego lubię! I pierwsza tak świetna Rose!
    No po prostu nie mogę napiać się z zachwytu. Lily też ma charakterek ^^
    A, no i Harry i Hermiona - wprawdzie na razie pojawiają się rzadko, ale i tak są bardzo dobrze oddani c: "Zrobił dziwną minę, jakby był zdumiony tym, co sam powiedział" - aż się łezka w oku kręci :')
    No to do następnego!
    ~ Tita Pocky

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziwna choroba Jo <3 Haha ;d drzewo... I się zaczęło!

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmmm ciekawe o co chodzi z tym drzewem początku...
    Zaklad Rose i Scora... Chcialabym przeczytac jak Malfoy sprząta juz sobie wyobrazam go w fartuchu i z miotla oraz biegajaca wokol niego Red z aparatem 😂😂😂
    Jo i Al szpiegowie pierwszej klasy 😂
    Ogolnie rozdzila fantastyczny, ale to pewnie juz wiesz, bo masz ogromny talent i piszesz tak swietnie jak Rowling ❤❤❤❤
    Pozdrawiam Caraline

    OdpowiedzUsuń