Hej, panno z głową w chmurach!
Są takie wydarzenia, które zbliżają ludzi. Raz jest
to powalenie górskiego trolla, a innym razem wizyta u centaurów, które
mimochodem wspominają o wspólnej, groźnej przyszłości. Od czasu wędrówki po
Zakazanym Lesie Jo, Rose, Albus, James i Scorpius często przebywali w swoim
towarzystwie. Oczywiście Al i James ciągle sobie dogryzali a Rose i Scorpius
wiecznie darli koty, ale perspektywa tego, że nadciągają ważne wydarzenia, a
oni wezmą w nich razem udział, zbliżyła ich do siebie nieodwracalnie. Poza tym
Rose i Scor dzielili się teraz opieką nad Frankiem i po siódmej wymianie
zaczęli jakby mniej na siebie krzyczeć.
W piątek przed pierwszym weekendem wszyscy mieli
dobre humory. Poza Jamesem, bo czekało go jeszcze jedno niemiłe wydarzenie.
Po śniadaniu miał pierwszą w tym roku Obronę Przed Czarną Magią.
- Będzie super! - przekonywała go Jo, wymachując
tostem – Twój tata pokazywał nam ostatnio Zaklęcie Patronusa i było super! A
najlepsze jest to, że obiecał nas go nauczyć! To będzie...
-...super? - warknął James. Jo zrobiła skwaszoną
minę.
- James, źle do tego podchodzisz – powiedziała, a
Dakota pokiwała skwapliwie głową – wyobrażam sobie, że trudno sprostać
legendzie takiego ojca...
- Czyżby? - zainteresował się złośliwie James. Jo
strzeliła oczami i parsknąłby śmiechem, gdyby nie był tak wkurzony.
- Tak – powiedziała twardo – Ale właśnie w tym
rzecz. Na lekcji nie jest twoim ojcem, tylko profesorem, który ma niebywałe
doświadczenie i wiedzę. I tak go potraktuj!
James przyglądał jej się przez chwilę. W końcu
pokręcił głową.
- Łatwo ci mówić. To nie do ciebie wszyscy znajomi
ojca mówili: ,,silny chłopak, ale tatusia nie przebije...”
- James – zaczęła Jo, a on poczuł nagłą
konsternację, jak zawsze, kiedy wymawiała jego imię – idź na lekcję i naucz się
czegoś. Może wtedy przebijesz tatusia – dodała ze śmiechem. James natychmiast
się najeżył.
- A kto powiedział, że chcę?!
- Uspokój się natychmiast – warknęła nagle Dakota –
to samo od sześciu lat! A spróbuj coś odwalić na OPCM, to zarobisz taki
szlaban, że mnie popamiętasz!
James zwiesił ramiona, jak niesprawiedliwie obity
pies, a Jo patrzyła na Dakotę z podziwem.
- Lubię cię – oświadczyła – za bardzo przejmujesz się
regulaminem, ale masz podejście do człowieka – powiedziała kiwając głową z
uznaniem. Dakota na chwilę zaniemówiła. Nie wiedziała czy ją obsztorcować za
to, że nie pochwala przestrzegania regulaminu, czy cieszyć się z pochwały.
Zdecydowała się na miły uśmiech, a potem pociągnęła Jamesa, który już odzyskiwał
butę i znowu zaczął się wściekać.
- Dzięki – powiedział jeszcze do Jo i
niespodziewanie pocałował ją w policzek. Jo otworzyła szerzej oczy zdumiona
jego zachowaniem, na co tylko uśmiechnął się szelmowsko i wyszedł z Wielkiej
Sali. Jo nerwowo poklepała się po nosie.
*
- Witam, fajnie, że jesteście, siadajcie – Harry
Potter opierał się o biurko, obserwując szóstą klasę znad okrągłych okularów.
Większość była tak podekscytowana, że James nie miał najmniejszego problemu z
zajęciem ostatniej ławki, bo wszyscy pchali się do przodu. Ojciec rzucił mu
krótkie spojrzenie ale niczego nie powiedział, czego i James się wcale nie
spodziewał.
- Szósty rok to super czas – oznajmił Harry, a
James skrzywił się mimowolnie przypominając sobie jak przy śniadaniu Jo
nadużywała tego słowa, opisując spotkanie z Potterem – Ci, którzy wybrali OPCM
będą uczyć się, przede wszystkim odpierania czarnoksięskich ataków.
- Proszę pana...? - pisnęła Mindy Rivers z
Hufflepuffu, a James wiedział, że to co powie bardzo go zirytuje – podobno
piątym klasom obiecał pan, że nauczy ich Zaklęcia Patronusa – po klasie
przeszedł cichy pomruk – czy nas też pan tego nauczy?
Mindy zrobiła błagalne spojrzenie, a Jamesowi zebrało
się na wymioty. Harry uśmiechnął się lekko zażenowany.
- Tak, taki miałem zamiar.
Mindy znowu zaczęła piszczeć, a reszta wznosić
głośne okrzyki zadowolenia. Dakota, która siedząc w pierwszej ławce, co chwila
obrzucała Jamesa oburzonym spojrzeniem, zaklaskała z radości.
- Ale zaczniemy od czegoś prostszego – oświadczył
Harry – podzielcie się na pary i poćwiczymy Expelliarmus.
- Cudownie – wyrwało się Jamesowi – spróbujmy od
zaklęcia z pierwszej klasy.
Cała klasa odwróciła się, żeby posłać mu niedowierzające
spojrzenia. Poza Dakotą, która miała minę wyraźnie obiecującą szlaban. Harry
natomiast poprawił okulary i powiedział spokojnie:
- James, dobierz sobie kogoś proszę i pokaż reszcie
jak rzucamy to zaklęcie.
James widział w tym oczywistą próbę zadrwienia
sobie z niego. Jego ojciec chyba nie sądzi, że nie potrafi rzucić tego prostego
zaklęcia?
- Stary? - skinął na Fabiana a ten podniósł się z
miejsca. Stanęli na przeciw siebie.
- Expelliarmus! - różdżka Fabiana wyrwała się z
jego ręki a James złapał ją zręcznie. Miał wielką ochotę posłać ojcu spojrzenie
pełne wyższości, ale się powstrzymał.
- Bardzo dobrze – pochwalił go Harry, a ten tylko
łypnął na niego groźnie – Spróbuj jeszcze raz.
- Z kim?
- Ze mną.
James uniósł drwiąco brwi. Oczywiście, że go
ośmieszy. W końcu robi to od szesnastu lat. Stanął jednak pewnie na przeciw
niego i uniósł różdżkę.
- Expelliarmus!
Ale nic się nie wydarzyło. Harry nadal pewnie
trzymał swoją różdżkę.
- Jeszcze raz.
James zagryzł zęby.
- Expeliarmus!
Nadal nic. Wściekły James sapiąc miał ochotę wyjść
z klasy. Jego ojciec stał spokojnie, a reszta klasy miała miny, jakby miała się
za chwilę posikać.
- Skup się – powiedział Harry – Rozbroiłeś Fabiana,
bo on nie starał się cię powstrzymać.
James poczuł, że gotuje się w środku. Jego
bohaterski ojciec po raz kolejny musiał pokazać, że jest lepszy.
- Jeszcze raz. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Harry skinął głową. James zebrał w sobie cały spokój, na jaki było go stać i po
raz trzeci krzyknął zaklęcie. Różdżka Harry'ego poderwała się w jego stronę,
ale Potter trzymał mocno i szybko odbił zaklęcie. James zaklął pod nosem.
- Wystarczy – powiedział Harry i odwrócił się a
James poczuł, że krew się w nim gotuje – teraz będziemy ćwiczyć nie tylko
wytrącanie różdżek ale i powstrzymywanie przed tym przeciwnika. Dobierzcie się
w pary!
W klasie zrobiło się zamieszanie i szum. Wszyscy
zaczęli szukać partnerów, więc nikt już nie zwracał uwagi na Jamesa, który
stojąc po środku sali wpatrywał się w ojca z nienawiścią. Fabian patrzył na
niego wyczekująco, ale James nie zwracał na niego uwagi. Dopiero, kiedy ktoś
trzepnął go w ramię oderwał wzrok od Harry'ego.
- Co ty wyprawiasz, bałwanie? - Dakota świdrowała
go wzrokiem, który zapowiadał długie kazanie.
- Przecież nic nie robię – burknął James, ale znowu
przeniósł wściekłe spojrzenie na ojca. Fabian tylko wzruszył ramionami i
odszedł, żeby znaleźć innego partnera.
- James, przestań! - zażądała Dakota, odwracając go
w swoją stronę – potrakował cię jak ucznia. Czego się spodziewałeś?
- Chyba nie mam już żadnych oczekiwań – stwierdził
James, a potem skierował na nią swoją różdżkę.
Do końca lekcji tak usilnie ćwiczył zaklęcie, że
był pewien, iż jest już w stanie pokonać Harry'ego. Zrobił nawet parę kroków w
jego stronę, ale wtedy zabrzmiał dzwonek. James uśmiechnął się pod nosem.
- Jak zwykle więcej szczęścia niż rozumu – mruknął,
ale Harry tego nie dosłyszał, a James czym prędzej opuścił salę.
*
Jo szła sama, na końcu klasy, na ostatnią
tego dnia lekcję – Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Jesse był gdzieś z
przodu i zagadywał dwie Puchonki, bo w tym roku mieli tę lekcję z Hufflepuffem.
Jo potknęła się o wystający głaz, ale prawie tego nie zauważyła. Od rana jej
myśli zajmowało coś, o czym nigdy wcześniej nie myślała. Rozchylone usta Jamesa
Pottera i uśmiech, jakby przeznaczony specjalnie dla niej, nie wychodziły jej z
głowy. Była tym tak zdumiona, że nie wiedziała co się dzieje. Przypomniała sobie jak na drugim
śniadaniu James usiadł z Dakotą, naburmuszony i nieprzystępny a Jo długą chwilę
walczyła ze sobą, żeby do niego nie podejść.
Była już na polanie, gdzie mieli zajęcia z
Hagridem, więc Jo pomachała szybko głową, jakby się od czegoś odganiała.
- Kretynka – mruknęła sama do siebie i dogoniła
Jessiego.
- No dzieciaki! - zadudnił basem Hagrid – Pewnie
już wiecie jakie jest wasze zadanie na Suma? Macie się zatroszczyć o te
szczeniaki!
Cała klasa z różnym natężeniem szczęścia na twarzach
podreptała do klatek, które stały na polanie. Jo zagryzła wargi, żeby się nie
rozkleić na ten widok. Zwierzaki miały małe i duże rany, zadrapania i wyjątkowo
smutne oczy. Jesse klasnął w dłonie.
- Świetnie, zawsze chciałem mieć psa.
Jo odwróciła się w kierunku klatek ze szczeniakami.
Zostały już tylko dwa, choć ich klatka była największa. Obydwa były czarne i
nie miały wielkich zadrapań. Jesse posłał protekcjonalne spojrzenie wątłym
Puchonom, którzy podeszli do klatek, a potem stanął przed nimi. Jo uśmiechnęła
się przepraszająco do chłopaków i rąbnęła Jessiego w ramię.
- Nie zachowuj się jak palant – syknęła – chcesz
któregoś z tych? - zapytała niezbyt przekonanym tonem. Jesse włożył rękę do
klatki a jeden z psiaków podszedł ufnie i zaczął go obwąchiwać. Jo przyglądała
się temu przez chwilę, ale coś odwróciło jej uwagę. Ciche warczenie wydobywało
się z klatki obok i Jo szybko odwróciła się w tę stronę, w momencie kiedy
szybkim krokiem odchodziły od niej trzy Puchonki. Jedna z nich trzymała się za
nadgarstek. Jo zrobiła parę kroków. W klatce, w pozycji bojowej siedział mały
wilczek. Miał zaklejone jedno oko. Warczał i łypał zdrowym okiem na każdego,
kto przechodził koło jego klatki, w której został już tylko on. Jo z wahaniem
ruszyła w jego stronę i kucnęła koło klatki.
- Siema, jesteś strasznie groźny co? - wilk zaczął
głośniej warczeć – No jasne, że jesteś. Ja też tak mam, wiesz? Odstraszam
nowych ludzi, bo nie jestem zbyt towarzyska. Rozumiem cię, stary...
Wilk przestał wydawać z siebie groźne odgłosy, ale
uważnie przypatrywał się Jo.
- Ale cię poranili co? - zapytała patrząc na jego
opatrunki – sorry za ludzi.
Wilk niespodziewanie poruszył się i podszedł do
krat. Jo zaskoczona wyciągnęła rękę a potem...
- AAA!!! Ty wredna kreaturo...!!! - Jesse odskoczył
od klatki z psami i podbiegł do Jo, która trzymała w ustach ugryziony palec.
Wilczek patrzył na nich niewinnie. Jo zmrużyła oczy.
- Bierzemy go – powiedziała pewnie. Jesse
wytrzeszczył oczy.
- CO?! Właśnie cię ugryzł!
- A ja mogę się odwdzięczyć... – dodała Jo z groźbą
w głosie, patrząc na zwierzaka. Wyjęła różdżkę i jednym ruchem otworzyła
klatkę. Wilczek zaszczekał radośnie, a potem jakby sobie przypomniał, że nikogo
nie lubi, zamilkł i dostojnie wyszedł na trawę. Hagrid widząc to zaczął się do
nich przepychać.
- No, no! - zagrzmiał – Jesteście pewni? Ta mała
pogryzła każdego, kto na nią spojrzał.
Jo uśmiechnęła się pod nosem. Coś jednak jej się nie zgadzało.
- Mała?
- To wilczyca – Hagrid pokiwał głową – a wręcz
lwica – zaśmiał się – podobno nieźle poharatała jednego z tych przerośniętych
komarów.
Jo znowu się ucieszyła.
- Wspaniale, potrzebujemy tylko maści i bandaży...
Jesse zakaszlał głośno.
- Co? - zapytała zdziwiona.
- Nie pytałaś mnie o zdanie, a mamy się tym wilkiem
opiekować razem.
Wilczek na te słowa zawarczał groźnie. Jo nachyliła
się do Jessiego i powiedziała mu na ucho:
- Nie podoba ci się?
Jesse nie odzywał się przez chwilę, a potem
przewrócił oczami.
- Jest świetna. Nazwiemy ją Lola – szczeniak po raz
kolejny udowodnił, że rozumie co mówią, bo na te słowa odwrócił się i zaczął
biec przed siebie. Jo wybuchnęła głośnym śmiechem i nie mogła się uspokoić,
kiedy razem próbowali ją dogonić. Była pewna, że jej nowe zwierzątko nie
pozwoli jej się nudzić. Nie mogła przecież wiedzieć, że przez całą drogę do
zamku i przez wiele następnych dni będzie ją też notorycznie gryźć.
*
Sobotnie przedpołudnie
było wyjątkowo jasne i ciepłe. Idealne na quidditcha, z czego szczególnie
cieszył się Scorpius. W wakacje został mianowany nowym kapitanem drużyny
Slytherinu i zamierzał od razu wziąć się do roboty i jak najszybciej
przeprowadzić sprawdziany. Po śniadaniu odprowadził Franka pod Wielką Salę,
gdzie zwykle umawiał się z Weasley. Znowu nie odezwali się do siebie ani
słowem, co było poważnym krokiem w ich relacji, choć Scropiusowi już zaczęło
brakować krzyków Red...
Na boisku zebrała się już cała drużyna i chętni na
miejsca obrońcy i ścigającego.
- Zajebista pogoda – powitał Scora Blake, podając
mu miotłę. Miał już na sobie szatę do quidditcha, a dziewczyny siedzące na
trybunach śliniły się na jego widok, czego nie omieszkał, co chwilę komentować
nonszalanckim “dajcie spokój”.
- Najpierw obrońcy! - zarządził Scor, a na te słowa
dziewczyny, które stały w kolejce do sprawdzianów na ścigające zachichotały
głośno. Scorpius nie zwrócił na nie uwagi.
Zdarł sobie gardło i prawie zabił trzy osoby, ale
pół godziny później znalazł obrońcę.
- Teraz wy – rzucił groźnie do kandydatów na
ścigających, wśród których były rzucające mu powłóczyste spojrzenia dziewczyny.
- No dalej!
Kandydaci wzbijali się w powietrze pojedynczo
i próbowali trafić kaflem do bramki, której pilnował Blake. Pięć pierwszych osób
było tak beznadziejnych, że Scor zaczął nerwowo uderzać dłonią o udo, gdzie
miał różdżkę.
- Jesteś zbyt nerwowy na to stanowisko – usłyszał
dźwięczny głos tuż przy uchu i obejrzał się zdumiony. Słodkie dziewczę, o
porcelanowej cerze i jasnych włosach patrzyło na niego zalotnie.
- Nie zawracaj mi głowy! – burknął. Dziewczę nie
wyglądało na urażone. Piąty zawodnik wracał na ziemię, po tym jak prawie spadł
z miotły, kiedy zamachnął się i rzucił, a po drugiej stronie boiska rozległ się
głośny śmiech, który wydawał się Scorpiusowi dziwnie znajomy. Weasley stała
przy trybunach, na smyczy trzymała Franka i drwiąco patrzyła na sprawdzian
Ślizgonów. Scor natychmiast się ożywił.
- Weasley! Chcesz zaprezentować swoje
umiejętności?! - krzyknął przez pół boiska – Zagoił ci się już tyłek po
ostatnim meczu?!
Red zrzedła mina, a blondynka, która stała koło
Scorpiusa zaśmiała się głośno.
- Zagoił się prędzej niż twój po upadku z krzesła,
jak mamusia wysłała ci wyjca! - wrzasnęła Rose. Scorpius pokazał jej środkowy
palec, a Red zrobiła złośliwą minę i odmaszerowała na trybuny, gdzie rozsiadła
się na ławce.
- Teraz wy! - krzyknął Scor do reszty kandydatów, a
ci posłusznie wzlatywali jedno po drugim. Ale kapitan Ślizgonów był coraz
bardziej rozdrażniony, kiedy okazało się, że i ci są do niczego. Poza tym nie
mógł się skupić, kiedy Rose machała swoimi rudymi włosami, które iskrzyły się w
bladym słońcu.
- Bierz tego!!! - darła się, kiedy kolejny kandydat
zrobił widowiskowe salto w powietrzu uciekając przed nadlatującą piłką.
Scorpius powoli odwrócił się w jej stronę.
- Weasley, jeszcze słowo a zrobię sprawdzian na
pałkarzy, a ty posłużysz im za cel!!! - Rose tylko strzeliła zieloną gumą do
żucia. Scor zmrużył oczy.
- Nie zwracaj na nią uwagi – odezwało się znowu
blond stworzenie. Scorpius prawie podskoczył, bo zapomniał, że od dawna koło
niego stoi.
- Nie zwracam – burkął tylko i znowu zerknął na
Rose. Nie wiedzieć czemu jej butna mina zrzedła i wpatrywała się teraz w
Scorpiusa ze złością. Scor znowu spojrzał na dziewczynę i siłą powstrzymał się
przed zadowolonym uśmieszkiem. A więc słodkie dziewczę denerwuje Weasley? Może
się znają i nie lubią...
- Jak właściwie masz na imię? - zapytał uprzejmie
Scorpius, uśmiechając się zachęcająco.
- Emma – powiedziała dziewczyna z naganą – tyle
razy rozmawialiśmy, Scorpius! - i przelotnie dotknęła jego klatki piersiowej.
Scor zrobił zeza na Weasley i prawie wyszczerzył zęby – Red wpatrywała się w
Emmę, jakby życzyła jej bolesnej śmierci.
- Startujesz do drużyny? - zapytał Scorpius
pochylając się nad nią. Dziewczynie zaczęły płonąć policzki. Powoli kiwnęła
głową.
- Próbuję od kilku lat, ale dopóki w Hogwarcie był
Firth nie miałam szans...
- Masz teraz – przerwał jej Scorpius mrugając do
niej i gestem wskazał na boisko.
Emma uśmiechnęła się promiennie i chwyciła miotłę a
potem wzbiła się w górę. Scor nie mógł uwierzyć w swoje szczęście – nie dość,
że ta mała denerwowała Weasley, to jeszcze była znakomita! Po kilku minutach
kazał jej wracać.
- Gratuluję – zerknął za siebie – jest jeszcze dwie
osoby, ale wyglądają na gamoni.
- Ej!
- Jakiś problem? - zapytał groźnie Scorpius, a
ostatni kandydaci skulili się w sobie i pokręcili głowami.
- Świetnie.
- Dzięki! - zawołała Emma i rzuciła mu się na
szyję. Mając nadzieję, że to jeszcze bardziej wnerwi rudą, nie ooponował, ale
kiedy zerknął na trybuny zobaczył tylko oddalające się czerwone włosy, które
wciąż błyszczały w słońcu.
- Już wystarczy – burknął i szybko odsunął od
siebie zdumione blond stworzonko.
*
Późnym wieczorem
Jo siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdzie zniosła kojec Loli. Wilczek
wciąż nie dawał jej się dotknąć, a próba nakarmienia skończyła długą blizną na
przedramieniu. Jo obrała więc taktykę nie dotykania jej, ale przeniosła kojec
ze sobą do salonu gdzie odrabiała lekcje. Uniosła właśnie głowę znad
wypracowania i jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem, które ostatnimi czasy
wywoływało w niej dziwną reakcję.
- James.
- Cześć, mała – opadł na fotel naprzeciw niej a
jego wzrok padł na kojec – masz wilka.
- Wiem – powiedziała stwierdzając, że chyba jest
chora, bo jej policzki gwałtownie zaczęły ją piec. Może ma gorączkę?
- Kolejny uratowany zwierzak? - zapytał James i
wstał – jak się wa...?
- NIE! - Jo zerwała się z fotela i w ostatnim
momencie odciągnęła rękę Jamesa od kojca. Spojrzał zdumiony najpierw na nią,
potem na ich splecione ręce i uśmiechnął się szelmowsko. Jo, która poczuła
nagłe uderzenie gorąca chciała szybko zabrać rękę, ale James ją przytrzymał.
- Ten wilk wszystkich gryzie! - zawołała, żeby
przykryć swoje zmieszanie, ale ku jej zdumieniu James wpatrywał się w nią
znacząco, wciąż nie puszczając jej dłoni.
- A ty się tak o mnie martwisz? - zapytał z lekkim
uśmiechem. Jo zaklęła w myślach.
- Zjeżdżaj Potter – i zwinnym ruchem wyrwała swoją
dłoń – właśnie uratowałam ci tyłek!
Wróciła na swój fotel i chwyciła pióro, którym
przed chwilą pisała, ale ręka jej się teraz trzęsła i nie miała pojęcia co
robić. James włożył ręce do kieszeni i wpatrywał się w nią przez chwilę, a ona
udawała, że tego nie widzi.
- Umów się ze mną, Carter – powiedział spokojnie
James. Jo była pewna, że się przesłyszała. Bardzo powoli podniosła głowę znad
referatu, którego i tak nie pisała.
- C-co? - wydukała zawstydzona jak nigdy w życiu.
Bo nigdy w życiu żaden facet nie chciał się z nią umówić!
- Słyszałaś – odparł pewnie – umów się ze mną.
Chodź na spacer, na szalony bieg po zamku nocą, czy co ty tam robisz w wolnych
chwilach...
Chciała. Nie, wcale nie chciała.
- Nie umawiam się z facetami.
- Wolisz dziewczyny?
- Badzo śmieszne – Jo wróciła do wypracowania.
James zaśmiał się, a ona była pewna, że jest już cała czerwona.
- Jesteś pewna, Carter? - zapytał jeszcze.
Jo poczuła się skonfundowana. Oczywiście, że nie
była pewna! Ale... randka? Związki? Przecież to nie dla niej.
- Mieliśmy odkryć czemu Norwegia grozi Wielkiej
Brytanii! I co twój ojciec i ciotka robią w Hogwarcie! - wypaliła podnosząc na
niego wzrok.
- Niszczą moje życie – odparł obojętnie James –
przynajmniej mój ojciec... Ale jak chcesz – dodał trochę zimniejszym tonem –
trzymaj się, Carter.
James wyszedł z Pokoju Wspólnego a Jo zamarła z
piórem w dłoni. Co to było? Czemu zachowała się jak idiotka? Czemu tamten
idiota tak na nią działał?!
- Jakbym zapytała cię o radę, to byś mnie ugryzła,
prawda?
Lola odwróciła się do niej tyłem.
*
W niedzielę Rose wpadła na
szatański plan wyprowadzenia Malfoya z równowagi. Nie stawiła się o umówionej
porze przed Wielką Salą, nie jadła też posiłków z resztą uczniów. Zamiast tego
zaszyła się z Frankiem w dalekim zakątku na błoniach i cieszyła jednym z
ostatnich ciepłych dni tego roku. Szczeniak był wyjątkowo zadowolony z pobytu
na świeżym powietrzu, choć jak zauważyła Rose jej pies cieszył się ze
wszystkiego... W przeciwieństwie do Malfoya – pomyślała z satysfakcją. Była
pewna, że Scorpius od rana na nią polował, zamierzając jej wygarnąć, co o niej
sądzi, po tym jak nie przyszła na umówione spotkanie. Potem pewnie wpadł w
szał, kiedy nigdzie nie mógł jej znaleźć. Rose była zachwycona tą wizją i
wesoło zajadała jabłko, wylegując się na puchatym kocu.
- Cześć, Rose! - Red prawie podskoczyła, kiedy
złote włosy Jo znalazły się tuż przed jej nosem.
- Carter! - wrzasnęła Rose – Chcesz, żebym dostała
zawału?
- Mogę się dosiąść? Nie mogę znaleźć sobie miejsca
– Red skinęła głową, a gdy Jo usiadła na kocu przyjrzała jej się uważnie.
- Co jest? - zapytała Rose. Jo wzruszyła tylko
ramionami a potem dostrzegła Franka, który turlał się radośnie po trawie i
zaczęła cmokać, żeby do niej podbiegł.
- To ten, o którym mówiłaś? - ucieszyła się, a
Frank podbiegł do niej ufnie i zaczął lizać po rękach. Red skinęła głową.
- Mój wilk wszystkich gryzie – oświadczyła smętnie
Jo, kiedy Frank wdrapał jej się na kolana, merdając ogonem.
- I to cię tak trapi? - strzeliła Rose. Jo zrobiła
bezradną minę, ale powiedziała:
- A kto mówi, że coś mnie trapi?
- Ty – odparła Rose – sama powiedziałaś, że nie
możesz sobie znaleźć miejsca. I masz strapioną minę – dodała po namyśle. Jo
opadły ramiona.
- Och, to nic takiego, no wiesz... właściwie to...
chodzi o to...
Rose strzeliła palcami z niecierpliwości.
- Powiesz mi dzisiaj?
Jo wymamrotała coś pod nosem. Rose rzuciła jej
lodowate spojrzenie.
- W porządku – powiedziała ze złością Jo – chodzi o
twojego kuzyna.
- Którego? - zainteresowała się natychmiast Rose.
- Jamesa.
- Ach tak – Rose splotła ręce jak nauczyciel i
zrobiła wszechwiedzącą minę, która nie spodobała się Jo.
- A więc cóż zrobił James Potter II?
Jo spojrzała na nią nieprzytomnie. Frank zaszczekał
głośno, domagając się uwagi.
- Zjeżdżaj – Rose rzuciła mu patyka, a piesek
rzucił się w jego stronę – a ty nie bełkocz! - zawołała do Jo, która znowu
mamrotała pod nosem.
- Chciał się ze mną umówić.
- I?
- Odmówiłam.
- Bo?
- Och, Rose! - Jo zerwała się z miejsca i zaczęła
sobie wykręcać ręce.
- Nie jestem tobą! Ciebie często widuję z jakimś
chłopcem, ale ja nigdy nie byłam na żadnej randce! Chłopcy mnie nie interesują,
mam lepsze rzeczy na głowie! Z CZEGO TY SIĘ ŚMIEJESZ?!
- Ze swojego psa – odparła z ironią Red – i z ciebie
oczywiście!
Jo łypnęła na nią groźnie.
- Daj spokój! - żachnęła się Rose – Chłopcy cię nie
interesują? To czemu przejmujesz się Jamesem?
- Wcale się nie przejmuję! - zawołała Jo zakładając
ręce na biodrach. Rose parsknęła jeszcze głośniejszym śmiechem i poklepała
miejsce koło siebie, a Jo po krótkim wahaniu znowu usiadła.
- Mój kuzyn to kretyn – oświadczyła Rose – ale jest
zabawny, inteligenty i przystojny. Jeśli ci się podoba, to się z nim umów.
- Łatwo ci mówić – prychnęła Jo. Rose postukała się
w czoło.
- Zaproponował ci randkę? - zapytała, ale nie
czekała na odpowiedź – To się zgódź! No jazda!
- TERAZ?! - zawołała wstrząśnięta Jo.
- Nie. W przyszłym roku.
Jo patrzyła na nią długą chwilę w milczeniu, a
potem niespodziewanie wstała.
- Idę do Jamesa.
- No ja myślę! - ucieszyła się Rose.
- To tylko spotkanie – zaznaczyła Jo.
- Oczywiście.
- Nie wolno ci...
- MARSZ DO WIEŻY GRYFFINDORU, CARTER!!!
Jo mamrotała do siebie całą
drogę przez błonia i zamek. To nie będzie żadna randka, a James Potter wcale
jej się nie podoba. Ot, jest sympatyczny, więc pójdzie z nim na spacer.
- Hej, panno z głową w chmurach! - Jo zauważyła, że
na kogoś wpada, dopiero gdy odbiła się od jego klatki piersiowej.
- Albus! - Jo poklepała się po nosie – Przepraszam,
zamyśliłam się.
- Zauważyłem – Al wyszczerzył zęby – co cię tak
pochłonęło? - zapytał ciekawie. Jo znowu poczuła jak płoną jej policzki i
zaczynało ją to już irytować.
- O takich tam... głupotach – powiedziała nie
patrząc na niego. Ale Albus wpatrywał się w nią uważnie i jego uśmiech trochę
przygasł.
- Chcesz się przejść? - zapytał z nadzieją. Jo
zaczęła szurać nogami.
- Właściwie to... szukam twojego brata –
powiedziała przepraszająco. Uśmiech na twarzy Ala zgasł i miał minę, jakby coś
zrozumiał.
- Ach... no tak. W takim razie do zobaczenia.
Posłał jej jeszcze długie spojrzenie, odwrócił się
i odszedł.
Może chodzi o jakieś sprawy Gryffindoru...
– powtarzał sobie w myślach, ale coś lodowatego uformowało się w jego żołądku i
nieprzyjemnie tłukło, kiedy wchodził po schodach. Niemożliwe, żeby się umówili,
Jo nie mogła polecieć na jego pozerskiego brata! Ale zbyt dobrze znał ten
wzrok, żeby nie wiedzieć, że Jo była przynajmniej zauroczona Jamesem.
Czerwieniła się tak, jak czerwieni się dziewczyna, której podoba się jakiś
chłopak.
Było mu duszno i nogi same zaprowadziły go do Wieży
Astronomicznej. Wspinał się po schodach, kiedy na ich szczycie zobaczył blond
czuprynę, którą często ostatnio widywał.
- Malfoy – skinął mu głową. Scorpius zatrzymał się
niespodziewanie i wbił w niego swój palec.
- Gdzie. Jest. Twoja. Obłąkana. Kuzynka?!
Al zrobił zdumioną minę.
- Nie mam pojęcia. Czemu jej szukasz?
- Bo mi porwała psa!!!
Al parsknąłby śmiechem, gdyby nie to, że był w
parszywym nastroju.
- Ach... - klepnął się w czoło – faktycznie,
wychodziła rano z Frankiem na błonia. Od tej pory jej nie widziałem.
Scorpius zmrużył oczy i nabrał powietrza.
- Myśli, że mnie wkurzy... - mruknął mściwie do
siebie – Niedoczekanie. Chce się zajmować sama psem? Proszę bardzo!
Al patrzył na niego przez chwilę zdziwiony, a potem
wzruszył ramionami i bez słowa ruszył dalej. Scorpius jednak krzyknął za nim:
- A tobie co, Potter?
- Nie twoja sprawa – burknął Albus i szedł dalej.
Scor stwierdził jednak, że mu się nudzi, skoro nie lata po całym zamku jak
poparzony w poszukiwaniu szurniętej Weasley, więc ruszył za nim. Albus wyszedł
na szczyt wieży i oparł się o balustradę. Scorpius stanął z tyłu i chichotał.
- Carter? - zapytał uprzejmie. Al posłał mu
mordercze spojrzenie.
- Nie twoja sprawa, Malfoy.
- Może i nie moja sprawa – oświadczył śpiewnie Scor
i podszedł do skrzynki, która stała pod murem, a potem wyjął maleńki kluczyk i
ją otworzył – ale moja Ognista Whisky...
Albus odwrócił się szybko i otworzył usta ze
zdumienia. Scorpius właśnie otwierał butelkę i zaryglowywał zaklęciem skrzynkę.
- To co, za Carter? - zapytał z ironią. Al powoli
pokręcił głową i wyciągnął rękę.
- Zdecydowanie nie za Carter – i pociągnął zdrowo z
butelki. Scorpius zaśmiał się głośno.
- Co zrobiła? - zapytał biorąc od Pottera butelkę.
Ten wzruszył ramionami.
- Jest taka jak wszystkie – stwierdził Al patrząc
na góry, które tonęły teraz w zachodzącym słońcu. Scor pociągnął jeszcze jeden
łyk, a potem powiedział poważnie:
- Nie jest. Jo jest bystra i ma pasje, nie jest jak
te wariatki, którym śpieszno tylko do tego, żeby złapać faceta.
Al bez słowa wziął od niego whisky i napił się.
Zaszumiało mu w głowie.
- Muszę cię zmartwić, właśnie poleciała do mojego
brata!
Scor zrobił dzióbek ustami i wykonał jakiś
nieporadny gest, jakby chciał poklepać go po ramieniu. Chyba jednak stwierdził,
że nie przystoi Malfoy'owi dotykać Pottera, więc zrezygnował.
- Jesteś pewny?
Albus kiwnął głową.
- W takim razie, powiem ci jedno – tego kwiatu
jest pół światu!
I rozpoczął długą opowieść o nogach Ślizgonek z
siódmej klasy, którą Al przetrwał tylko dzięki temu, że w tajemnej skrzynce
Scorpiusa było więcej whisky.
*
Jo w drodze do wieży
Gryffindoru dwanaście razy zmieniła zdanie, czy powinna przeprosić Jamesa i
zaproponować spacer. W końcu stwierdziła, że tego nie zrobi, bo wcale nie chce.
Przelazła przez portret Grubej Damy i skierowała się do swojego dormitorium,
kiedy go zobaczyła. Opierał się o gzyms kominka i czochrał sobie włosy, co
wywoływało w niej dziwne, ciepłe uczucie w żołądku. A Jo wiedziała już, że nie
pójdzie do dormitorium. Skierowała się prosto w jego stronę, pewna, że chce
wybrać się z nim na ten cholerny spacer! Ale nim znalazła się w zasięgu jego
wzroku, podeszła do niego inna dziewczyna, a Jo zwolniła i natychmiast straciła
pewność siebie. Tą dziewczyną była Olivia Aston, piękna Prefekt Naczelna
Hogwartu, która teraz trzepotała rzęsami przed Jamesem. Na swoje nieszczęście
Jo stała na tyle blisko, żeby słyszeć ich rozmowę.
- Zamieniłam się patrolami – mówiła Olivia – możemy
się przejść.
- Mmm... - ucieszył się James i przejechał dłonią
po jej szyi – dokąd chcesz pójść?
Jo poczuła się, jakby grunt usuwał jej się spod
nóg. Ale... jak to? Dopiero co chciał umówić się z nią...
- Nie tak szybko – zaświergotała Olivia i pogroziła
mu palcem, choć wciąż uśmiechała się zalotnie – podobno w piątek miałeś randkę
z Sally Silverstone?
James trochę się zmieszał.
- To nic poważnego – powiedział i odbił się od
gzymsu, o który się opierał – Przeszliśmy się nad jeziorem, nic wielkiego!
Olivia patrzyła na niego przez chwilę a potem
skinęła głową.
- Pójdę po kurtkę...
I odeszła, a James rozejrzał się po salonie, bo
miał dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Ale nikogo już nie zauważył, tylko
portret Grubej Damy trzasnął może trochę za głośno.
Bardzo polubiłam to opowiadanie :) Jest w nim coś z Harry'ego, jakiego znamy i do którego mamy sentyment :D
OdpowiedzUsuńTwoi Rose i Scorpius są moimi ulubionymi, a jest ich na blogspocie dziesiątki:P
No i James... może się nawet umawiać z haremem..."umów się ze mną, Carter" i tak jest jedyne <3
Panna bez Gmaila
Przeglądam sobie katalog, zakładkę Nowe Pokolenie i tracę nadzieję... aż tu to! Znalzłam kiedyś fajne opowiadanie z tej serii i od tego czasu szukam innych, bo fascynuje mnie dorosłe życie Harryego, Hermiony i ich dzieci, ale większość jest jednowątkowa, niezbyt dobrze napisana. A tu proszę! Będę wpadać często :) J.
OdpowiedzUsuńnapisze krótko bo śpieszy mi się, żeby czytać dalej: super! ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział haha uwielbiam Rose i te jej pomysł lepiej żeby jej Scor nie dorwał. Generalnie kocham te ich kłótnie. :D Super, że Jo przygarnęła wilczka pasuje do niej.
OdpowiedzUsuńNa początku trochę mi żal było James, że dostał kosza od Jo, ale skoro taki z niego kobieciarz to niech ma.
Haha nie wierze Al pije ze Scorem, no ale jak to się mówi to może być początek pięknej przyjaźni hahahah :)
Pozdrawiam :)
Carmen
James zachował się bardzo nieładnie. Biedna Jo, wzięła się w garść, chciała się z nim spotkać, a tu takie coś. Rozdział był SUPER. Często wybuchałam śmiechem. A Scorpius i Rose? Czuję, że coś się kroi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
"- Gdzie. Jest. Twoja. Obłąkana. Kuzynka?!
OdpowiedzUsuńAl zrobił zdumioną minę.
- Nie mam pojęcia. Czemu jej szukasz?
- Bo mi porwała psa!!!"
Po prostu kocham twojego Scorpiusa.
Uwielbiam te momenty, w których Jo klepie się po nosie, a także gdy Scorpius i Rose się użerają :]
OdpowiedzUsuńTo chyba było do przewidzenia, że Carter weźmie pod opiekę tą wilczycę, bo przecież Lola ją pogryzła. Kto się czubi, ten się lubi przecież :P
Paulina M. aka Hit Girl
Bardzo podoba mi się twój blog. Długo czegoś takiego nie czytałam
OdpowiedzUsuńNie obchodzi mnie to co zrobił James, ja chce żeby Jo z nim była, ona w ogóle nie pasuje do Ala. No i tak tradycyjnie dodam, że Rose i Scor są świetni ;)
OdpowiedzUsuń~TikiTaka
Hmm sceną albusa i scora, poczatek wspanialej przyjaźni
OdpowiedzUsuńRozdział wręcz zajebisty ❤
OdpowiedzUsuńUwielbiam Rose widać, że z tej dziewczyny jest niezłe ziółko 😂
Hmmm Albus i Scor razem na wieży astronomicznej... Nwm czm ale wyobraziłam sb zamiast nich Harrego i Draco i jako$ od razu zachciało mi się śmiać, bo nie wyobrażam sobie tego duetu jako przyjaciół wspólnie popijających ognistą XD
Biedna Jo :( James zachował się okropnie, ponieważ wychodzę z założenia, ze jezeli mi na kims zalezy to o te osobe walcze, chce zeby byla najszczesliwsza na swiecie, a nie przy pierwszej gorce lub upadku poddaje sie i ide na skroty :( Uwazam, ze zachowal sie jak rozkapryszone dziecko i nie pokazal, iz ma jakikolwiekszacunek do Jo 😕 Ale to jest tylko moje zdanie (i tak go lubie ☺).
Ide czytac dalej pozdrawiam 😘