Ginger Golden Girls

24 kwietnia 2014

Rozdział VI

Hej, panno z głową w chmurach!




                      

                      Są takie wydarzenia, które zbliżają ludzi. Raz jest to powalenie górskiego trolla, a innym razem wizyta u centaurów, które mimochodem wspominają o wspólnej, groźnej przyszłości. Od czasu wędrówki po Zakazanym Lesie Jo, Rose, Albus, James i Scorpius często przebywali w swoim towarzystwie. Oczywiście Al i James ciągle sobie dogryzali a Rose i Scorpius wiecznie darli koty, ale perspektywa tego, że nadciągają ważne wydarzenia, a oni wezmą w nich razem udział, zbliżyła ich do siebie nieodwracalnie. Poza tym Rose i Scor dzielili się teraz opieką nad Frankiem i po siódmej wymianie zaczęli jakby mniej na siebie krzyczeć.  
                      W piątek przed pierwszym weekendem wszyscy mieli dobre humory. Poza Jamesem, bo czekało go jeszcze jedno niemiłe wydarzenie. Po śniadaniu miał pierwszą w tym roku Obronę Przed Czarną Magią.  
- Będzie super! - przekonywała go Jo, wymachując tostem – Twój tata pokazywał nam ostatnio Zaklęcie Patronusa i było super! A najlepsze jest to, że obiecał nas go nauczyć! To będzie...
-...super? - warknął James. Jo zrobiła skwaszoną minę.
- James, źle do tego podchodzisz – powiedziała, a Dakota pokiwała skwapliwie głową – wyobrażam sobie, że trudno sprostać legendzie takiego ojca...
- Czyżby? - zainteresował się złośliwie James. Jo strzeliła oczami i parsknąłby śmiechem, gdyby nie był tak wkurzony.
- Tak – powiedziała twardo – Ale właśnie w tym rzecz. Na lekcji nie jest twoim ojcem, tylko profesorem, który ma niebywałe doświadczenie i wiedzę. I tak go potraktuj!
James przyglądał jej się przez chwilę. W końcu pokręcił głową.
- Łatwo ci mówić. To nie do ciebie wszyscy znajomi ojca mówili: ,,silny chłopak, ale tatusia nie przebije...”
- James – zaczęła Jo, a on poczuł nagłą konsternację, jak zawsze, kiedy wymawiała jego imię – idź na lekcję i naucz się czegoś. Może wtedy przebijesz tatusia – dodała ze śmiechem. James natychmiast się najeżył.
- A kto powiedział, że chcę?!
- Uspokój się natychmiast – warknęła nagle Dakota – to samo od sześciu lat! A spróbuj coś odwalić na OPCM, to zarobisz taki szlaban, że mnie popamiętasz!
James zwiesił ramiona, jak niesprawiedliwie obity pies, a Jo patrzyła na Dakotę z podziwem.
- Lubię cię – oświadczyła – za bardzo przejmujesz się regulaminem, ale masz podejście do człowieka – powiedziała kiwając głową z uznaniem. Dakota na chwilę zaniemówiła. Nie wiedziała czy ją obsztorcować za to, że nie pochwala przestrzegania regulaminu, czy cieszyć się z pochwały. Zdecydowała się na miły uśmiech, a potem pociągnęła Jamesa, który już odzyskiwał butę i znowu zaczął się wściekać.
- Dzięki – powiedział jeszcze do Jo i niespodziewanie pocałował ją w policzek. Jo otworzyła szerzej oczy zdumiona jego zachowaniem, na co tylko uśmiechnął się szelmowsko i wyszedł z Wielkiej Sali. Jo nerwowo poklepała się po nosie. 

                                                               *

- Witam, fajnie, że jesteście, siadajcie – Harry Potter opierał się o biurko, obserwując szóstą klasę znad okrągłych okularów. Większość była tak podekscytowana, że James nie miał najmniejszego problemu z zajęciem ostatniej ławki, bo wszyscy pchali się do przodu. Ojciec rzucił mu krótkie spojrzenie ale niczego nie powiedział, czego i James się wcale nie spodziewał.
- Szósty rok to super czas – oznajmił Harry, a James skrzywił się mimowolnie przypominając sobie jak przy śniadaniu Jo nadużywała tego słowa, opisując spotkanie z Potterem – Ci, którzy wybrali OPCM będą uczyć się, przede wszystkim odpierania czarnoksięskich ataków.
- Proszę pana...? - pisnęła Mindy Rivers z Hufflepuffu, a James wiedział, że to co powie bardzo go zirytuje – podobno piątym klasom obiecał pan, że nauczy ich Zaklęcia Patronusa – po klasie przeszedł cichy pomruk – czy nas też pan tego nauczy?
Mindy zrobiła błagalne spojrzenie, a Jamesowi zebrało się na wymioty. Harry uśmiechnął się lekko zażenowany.
- Tak, taki miałem zamiar.
Mindy znowu zaczęła piszczeć, a reszta wznosić głośne okrzyki zadowolenia. Dakota, która siedząc w pierwszej ławce, co chwila obrzucała Jamesa oburzonym spojrzeniem, zaklaskała z radości.
- Ale zaczniemy od czegoś prostszego – oświadczył Harry – podzielcie się na pary i poćwiczymy Expelliarmus.
- Cudownie – wyrwało się Jamesowi – spróbujmy od zaklęcia z pierwszej klasy.
Cała klasa odwróciła się, żeby posłać mu niedowierzające spojrzenia. Poza Dakotą, która miała minę wyraźnie obiecującą szlaban. Harry natomiast poprawił okulary i powiedział spokojnie:
- James, dobierz sobie kogoś proszę i pokaż reszcie jak rzucamy to zaklęcie.
James widział w tym oczywistą próbę zadrwienia sobie z niego. Jego ojciec chyba nie sądzi, że nie potrafi rzucić tego prostego zaklęcia?
- Stary? - skinął na Fabiana a ten podniósł się z miejsca. Stanęli na przeciw siebie.
- Expelliarmus! - różdżka Fabiana wyrwała się z jego ręki a James złapał ją zręcznie. Miał wielką ochotę posłać ojcu spojrzenie pełne wyższości, ale się powstrzymał.
- Bardzo dobrze – pochwalił go Harry, a ten tylko łypnął na niego groźnie – Spróbuj jeszcze raz.
- Z kim?
- Ze mną.
James uniósł drwiąco brwi. Oczywiście, że go ośmieszy. W końcu robi to od szesnastu lat. Stanął jednak pewnie na przeciw niego i uniósł różdżkę.
- Expelliarmus!
Ale nic się nie wydarzyło. Harry nadal pewnie trzymał swoją różdżkę.
- Jeszcze raz.
James zagryzł zęby.
- Expeliarmus!
Nadal nic. Wściekły James sapiąc miał ochotę wyjść z klasy. Jego ojciec stał spokojnie, a reszta klasy miała miny, jakby miała się za chwilę posikać.
- Skup się – powiedział Harry – Rozbroiłeś Fabiana, bo on nie starał się cię powstrzymać.
James poczuł, że gotuje się w środku. Jego bohaterski ojciec po raz kolejny musiał pokazać, że jest lepszy.
- Jeszcze raz. – wycedził przez zaciśnięte zęby. Harry skinął głową. James zebrał w sobie cały spokój, na jaki było go stać i po raz trzeci krzyknął zaklęcie. Różdżka Harry'ego poderwała się w jego stronę, ale Potter trzymał mocno i szybko odbił zaklęcie. James zaklął pod nosem.
- Wystarczy – powiedział Harry i odwrócił się a James poczuł, że krew się w nim gotuje – teraz będziemy ćwiczyć nie tylko wytrącanie różdżek ale i powstrzymywanie przed tym przeciwnika. Dobierzcie się w pary!
W klasie zrobiło się zamieszanie i szum. Wszyscy zaczęli szukać partnerów, więc nikt już nie zwracał uwagi na Jamesa, który stojąc po środku sali wpatrywał się w ojca z nienawiścią. Fabian patrzył na niego wyczekująco, ale James nie zwracał na niego uwagi. Dopiero, kiedy ktoś trzepnął go w ramię oderwał wzrok od Harry'ego.
- Co ty wyprawiasz, bałwanie? - Dakota świdrowała go wzrokiem, który zapowiadał długie kazanie.
- Przecież nic nie robię – burknął James, ale znowu przeniósł wściekłe spojrzenie na ojca. Fabian tylko wzruszył ramionami i odszedł, żeby znaleźć innego partnera.
- James, przestań! - zażądała Dakota, odwracając go w swoją stronę – potrakował cię jak ucznia. Czego się spodziewałeś?
- Chyba nie mam już żadnych oczekiwań – stwierdził James, a potem skierował na nią swoją różdżkę.
Do końca lekcji tak usilnie ćwiczył zaklęcie, że był pewien, iż jest już w stanie pokonać Harry'ego. Zrobił nawet parę kroków w jego stronę, ale wtedy zabrzmiał dzwonek. James uśmiechnął się pod nosem.
- Jak zwykle więcej szczęścia niż rozumu – mruknął, ale Harry tego nie dosłyszał, a James czym prędzej opuścił salę. 

                                                              *

                       Jo szła sama, na końcu klasy, na ostatnią tego dnia lekcję – Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Jesse był gdzieś z przodu i zagadywał dwie Puchonki, bo w tym roku mieli tę lekcję z Hufflepuffem. Jo potknęła się o wystający głaz, ale prawie tego nie zauważyła. Od rana jej myśli zajmowało coś, o czym nigdy wcześniej nie myślała. Rozchylone usta Jamesa Pottera i uśmiech, jakby przeznaczony specjalnie dla niej, nie wychodziły jej z głowy. Była tym tak zdumiona, że nie wiedziała co się dzieje. Przypomniała sobie jak na drugim śniadaniu James usiadł z Dakotą, naburmuszony i nieprzystępny a Jo długą chwilę walczyła ze sobą, żeby do niego nie podejść.  
Była już na polanie, gdzie mieli zajęcia z Hagridem, więc Jo pomachała szybko głową, jakby się od czegoś odganiała.
- Kretynka – mruknęła sama do siebie i dogoniła Jessiego.
- No dzieciaki! - zadudnił basem Hagrid – Pewnie już wiecie jakie jest wasze zadanie na Suma? Macie się zatroszczyć o te szczeniaki!
Cała klasa z różnym natężeniem szczęścia na twarzach podreptała do klatek, które stały na polanie. Jo zagryzła wargi, żeby się nie rozkleić na ten widok. Zwierzaki miały małe i duże rany, zadrapania i wyjątkowo smutne oczy. Jesse klasnął w dłonie.
- Świetnie, zawsze chciałem mieć psa.
Jo odwróciła się w kierunku klatek ze szczeniakami. Zostały już tylko dwa, choć ich klatka była największa. Obydwa były czarne i nie miały wielkich zadrapań. Jesse posłał protekcjonalne spojrzenie wątłym Puchonom, którzy podeszli do klatek, a potem stanął przed nimi. Jo uśmiechnęła się przepraszająco do chłopaków i rąbnęła Jessiego w ramię.
- Nie zachowuj się jak palant – syknęła – chcesz któregoś z tych? - zapytała niezbyt przekonanym tonem. Jesse włożył rękę do klatki a jeden z psiaków podszedł ufnie i zaczął go obwąchiwać. Jo przyglądała się temu przez chwilę, ale coś odwróciło jej uwagę. Ciche warczenie wydobywało się z klatki obok i Jo szybko odwróciła się w tę stronę, w momencie kiedy szybkim krokiem odchodziły od niej trzy Puchonki. Jedna z nich trzymała się za nadgarstek. Jo zrobiła parę kroków. W klatce, w pozycji bojowej siedział mały wilczek. Miał zaklejone jedno oko. Warczał i łypał zdrowym okiem na każdego, kto przechodził koło jego klatki, w której został już tylko on. Jo z wahaniem ruszyła w jego stronę i kucnęła koło klatki.
- Siema, jesteś strasznie groźny co? - wilk zaczął głośniej warczeć – No jasne, że jesteś. Ja też tak mam, wiesz? Odstraszam nowych ludzi, bo nie jestem zbyt towarzyska. Rozumiem cię, stary...
Wilk przestał wydawać z siebie groźne odgłosy, ale uważnie przypatrywał się Jo.
- Ale cię poranili co? - zapytała patrząc na jego opatrunki – sorry za ludzi.
Wilk niespodziewanie poruszył się i podszedł do krat. Jo zaskoczona wyciągnęła rękę a potem...
- AAA!!! Ty wredna kreaturo...!!! - Jesse odskoczył od klatki z psami i podbiegł do Jo, która trzymała w ustach ugryziony palec. Wilczek patrzył na nich niewinnie. Jo zmrużyła oczy.
- Bierzemy go – powiedziała pewnie. Jesse wytrzeszczył oczy.
- CO?! Właśnie cię ugryzł!
- A ja mogę się odwdzięczyć... – dodała Jo z groźbą w głosie, patrząc na zwierzaka. Wyjęła różdżkę i jednym ruchem otworzyła klatkę. Wilczek zaszczekał radośnie, a potem jakby sobie przypomniał, że nikogo nie lubi, zamilkł i dostojnie wyszedł na trawę. Hagrid widząc to zaczął się do nich przepychać.
- No, no! - zagrzmiał – Jesteście pewni? Ta mała pogryzła każdego, kto na nią spojrzał.
Jo uśmiechnęła się pod nosem. Coś jednak jej się nie zgadzało.
- Mała?
- To wilczyca – Hagrid pokiwał głową – a wręcz lwica – zaśmiał się – podobno nieźle poharatała jednego z tych przerośniętych komarów.
Jo znowu się ucieszyła.
- Wspaniale, potrzebujemy tylko maści i bandaży...
Jesse zakaszlał głośno.
- Co? - zapytała zdziwiona.
- Nie pytałaś mnie o zdanie, a mamy się tym wilkiem opiekować razem.
Wilczek na te słowa zawarczał groźnie. Jo nachyliła się do Jessiego i powiedziała mu na ucho:
- Nie podoba ci się?
Jesse nie odzywał się przez chwilę, a potem przewrócił oczami.
- Jest świetna. Nazwiemy ją Lola – szczeniak po raz kolejny udowodnił, że rozumie co mówią, bo na te słowa odwrócił się i zaczął biec przed siebie. Jo wybuchnęła głośnym śmiechem i nie mogła się uspokoić, kiedy razem próbowali ją dogonić. Była pewna, że jej nowe zwierzątko nie pozwoli jej się nudzić. Nie mogła przecież wiedzieć, że przez całą drogę do zamku i przez wiele następnych dni będzie ją też notorycznie gryźć. 

                                                            *

                               Sobotnie przedpołudnie było wyjątkowo jasne i ciepłe. Idealne na quidditcha, z czego szczególnie cieszył się Scorpius. W wakacje został mianowany nowym kapitanem drużyny Slytherinu i zamierzał od razu wziąć się do roboty i jak najszybciej przeprowadzić sprawdziany. Po śniadaniu odprowadził Franka pod Wielką Salę, gdzie zwykle umawiał się z Weasley. Znowu nie odezwali się do siebie ani słowem, co było poważnym krokiem w ich relacji, choć Scropiusowi już zaczęło brakować krzyków Red...  
Na boisku zebrała się już cała drużyna i chętni na miejsca obrońcy i ścigającego.
- Zajebista pogoda – powitał Scora Blake, podając mu miotłę. Miał już na sobie szatę do quidditcha, a dziewczyny siedzące na trybunach śliniły się na jego widok, czego nie omieszkał, co chwilę komentować nonszalanckim “dajcie spokój”.
- Najpierw obrońcy! - zarządził Scor, a na te słowa dziewczyny, które stały w kolejce do sprawdzianów na ścigające zachichotały głośno. Scorpius nie zwrócił na nie uwagi.
Zdarł sobie gardło i prawie zabił trzy osoby, ale pół godziny później znalazł obrońcę.
- Teraz wy – rzucił groźnie do kandydatów na ścigających, wśród których były rzucające mu powłóczyste spojrzenia dziewczyny.
- No dalej!
Kandydaci wzbijali się w powietrze pojedynczo i próbowali trafić kaflem do bramki, której pilnował Blake. Pięć pierwszych osób było tak beznadziejnych, że Scor zaczął nerwowo uderzać dłonią o udo, gdzie miał różdżkę.
- Jesteś zbyt nerwowy na to stanowisko – usłyszał dźwięczny głos tuż przy uchu i obejrzał się zdumiony. Słodkie dziewczę, o porcelanowej cerze i jasnych włosach patrzyło na niego zalotnie.
- Nie zawracaj mi głowy! – burknął. Dziewczę nie wyglądało na urażone. Piąty zawodnik wracał na ziemię, po tym jak prawie spadł z miotły, kiedy zamachnął się i rzucił, a po drugiej stronie boiska rozległ się głośny śmiech, który wydawał się Scorpiusowi dziwnie znajomy. Weasley stała przy trybunach, na smyczy trzymała Franka i drwiąco patrzyła na sprawdzian Ślizgonów. Scor natychmiast się ożywił.
- Weasley! Chcesz zaprezentować swoje umiejętności?! - krzyknął przez pół boiska – Zagoił ci się już tyłek po ostatnim meczu?!
Red zrzedła mina, a blondynka, która stała koło Scorpiusa zaśmiała się głośno.
- Zagoił się prędzej niż twój po upadku z krzesła, jak mamusia wysłała ci wyjca! - wrzasnęła Rose. Scorpius pokazał jej środkowy palec, a Red zrobiła złośliwą minę i odmaszerowała na trybuny, gdzie rozsiadła się na ławce.
- Teraz wy! - krzyknął Scor do reszty kandydatów, a ci posłusznie wzlatywali jedno po drugim. Ale kapitan Ślizgonów był coraz bardziej rozdrażniony, kiedy okazało się, że i ci są do niczego. Poza tym nie mógł się skupić, kiedy Rose machała swoimi rudymi włosami, które iskrzyły się w bladym słońcu.
- Bierz tego!!! - darła się, kiedy kolejny kandydat zrobił widowiskowe salto w powietrzu uciekając przed nadlatującą piłką. Scorpius powoli odwrócił się w jej stronę.
- Weasley, jeszcze słowo a zrobię sprawdzian na pałkarzy, a ty posłużysz im za cel!!! - Rose tylko strzeliła zieloną gumą do żucia. Scor zmrużył oczy.
- Nie zwracaj na nią uwagi – odezwało się znowu blond stworzenie. Scorpius prawie podskoczył, bo zapomniał, że od dawna koło niego stoi.
- Nie zwracam – burkął tylko i znowu zerknął na Rose. Nie wiedzieć czemu jej butna mina zrzedła i wpatrywała się teraz w Scorpiusa ze złością. Scor znowu spojrzał na dziewczynę i siłą powstrzymał się przed zadowolonym uśmieszkiem. A więc słodkie dziewczę denerwuje Weasley? Może się znają i nie lubią...
- Jak właściwie masz na imię? - zapytał uprzejmie Scorpius, uśmiechając się zachęcająco.
- Emma – powiedziała dziewczyna z naganą – tyle razy rozmawialiśmy, Scorpius! - i przelotnie dotknęła jego klatki piersiowej. Scor zrobił zeza na Weasley i prawie wyszczerzył zęby – Red wpatrywała się w Emmę, jakby życzyła jej bolesnej śmierci.
- Startujesz do drużyny? - zapytał Scorpius pochylając się nad nią. Dziewczynie zaczęły płonąć policzki. Powoli kiwnęła głową.
- Próbuję od kilku lat, ale dopóki w Hogwarcie był Firth nie miałam szans...
- Masz teraz – przerwał jej Scorpius mrugając do niej i gestem wskazał na boisko.
Emma uśmiechnęła się promiennie i chwyciła miotłę a potem wzbiła się w górę. Scor nie mógł uwierzyć w swoje szczęście – nie dość, że ta mała denerwowała Weasley, to jeszcze była znakomita! Po kilku minutach kazał jej wracać.
- Gratuluję – zerknął za siebie – jest jeszcze dwie osoby, ale wyglądają na gamoni.
- Ej!
- Jakiś problem? - zapytał groźnie Scorpius, a ostatni kandydaci skulili się w sobie i pokręcili głowami.
- Świetnie.
- Dzięki! - zawołała Emma i rzuciła mu się na szyję. Mając nadzieję, że to jeszcze bardziej wnerwi rudą, nie ooponował, ale kiedy zerknął na trybuny zobaczył tylko oddalające się czerwone włosy, które wciąż błyszczały w słońcu.
- Już wystarczy – burknął i szybko odsunął od siebie zdumione blond stworzonko. 

                                                                 *

                                Późnym wieczorem Jo siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdzie zniosła kojec Loli. Wilczek wciąż nie dawał jej się dotknąć, a próba nakarmienia skończyła długą blizną na przedramieniu. Jo obrała więc taktykę nie dotykania jej, ale przeniosła kojec ze sobą do salonu gdzie odrabiała lekcje. Uniosła właśnie głowę znad wypracowania i jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem, które ostatnimi czasy wywoływało w niej dziwną reakcję.  
- James.
- Cześć, mała – opadł na fotel naprzeciw niej a jego wzrok padł na kojec – masz wilka.
- Wiem – powiedziała stwierdzając, że chyba jest chora, bo jej policzki gwałtownie zaczęły ją piec. Może ma gorączkę?
- Kolejny uratowany zwierzak? - zapytał James i wstał – jak się wa...?
- NIE! - Jo zerwała się z fotela i w ostatnim momencie odciągnęła rękę Jamesa od kojca. Spojrzał zdumiony najpierw na nią, potem na ich splecione ręce i uśmiechnął się szelmowsko. Jo, która poczuła nagłe uderzenie gorąca chciała szybko zabrać rękę, ale James ją przytrzymał.
- Ten wilk wszystkich gryzie! - zawołała, żeby przykryć swoje zmieszanie, ale ku jej zdumieniu James wpatrywał się w nią znacząco, wciąż nie puszczając jej dłoni.
- A ty się tak o mnie martwisz? - zapytał z lekkim uśmiechem. Jo zaklęła w myślach.
- Zjeżdżaj Potter – i zwinnym ruchem wyrwała swoją dłoń – właśnie uratowałam ci tyłek!
Wróciła na swój fotel i chwyciła pióro, którym przed chwilą pisała, ale ręka jej się teraz trzęsła i nie miała pojęcia co robić. James włożył ręce do kieszeni i wpatrywał się w nią przez chwilę, a ona udawała, że tego nie widzi.
- Umów się ze mną, Carter – powiedział spokojnie James. Jo była pewna, że się przesłyszała. Bardzo powoli podniosła głowę znad referatu, którego i tak nie pisała.
- C-co? - wydukała zawstydzona jak nigdy w życiu. Bo nigdy w życiu żaden facet nie chciał się z nią umówić!
- Słyszałaś – odparł pewnie – umów się ze mną. Chodź na spacer, na szalony bieg po zamku nocą, czy co ty tam robisz w wolnych chwilach...
Chciała. Nie, wcale nie chciała.
- Nie umawiam się z facetami.
- Wolisz dziewczyny?
- Badzo śmieszne – Jo wróciła do wypracowania. James zaśmiał się, a ona była pewna, że jest już cała czerwona.
- Jesteś pewna, Carter? - zapytał jeszcze.
Jo poczuła się skonfundowana. Oczywiście, że nie była pewna! Ale... randka? Związki? Przecież to nie dla niej.
- Mieliśmy odkryć czemu Norwegia grozi Wielkiej Brytanii! I co twój ojciec i ciotka robią w Hogwarcie! - wypaliła podnosząc na niego wzrok.
- Niszczą moje życie – odparł obojętnie James – przynajmniej mój ojciec... Ale jak chcesz – dodał trochę zimniejszym tonem – trzymaj się, Carter.
James wyszedł z Pokoju Wspólnego a Jo zamarła z piórem w dłoni. Co to było? Czemu zachowała się jak idiotka? Czemu tamten idiota tak na nią działał?!
- Jakbym zapytała cię o radę, to byś mnie ugryzła, prawda?
Lola odwróciła się do niej tyłem. 

                                                             *

                            W niedzielę Rose wpadła na szatański plan wyprowadzenia Malfoya z równowagi. Nie stawiła się o umówionej porze przed Wielką Salą, nie jadła też posiłków z resztą uczniów. Zamiast tego zaszyła się z Frankiem w dalekim zakątku na błoniach i cieszyła jednym z ostatnich ciepłych dni tego roku. Szczeniak był wyjątkowo zadowolony z pobytu na świeżym powietrzu, choć jak zauważyła Rose jej pies cieszył się ze wszystkiego... W przeciwieństwie do Malfoya – pomyślała z satysfakcją. Była pewna, że Scorpius od rana na nią polował, zamierzając jej wygarnąć, co o niej sądzi, po tym jak nie przyszła na umówione spotkanie. Potem pewnie wpadł w szał, kiedy nigdzie nie mógł jej znaleźć. Rose była zachwycona tą wizją i wesoło zajadała jabłko, wylegując się na puchatym kocu.  
- Cześć, Rose! - Red prawie podskoczyła, kiedy złote włosy Jo znalazły się tuż przed jej nosem.
- Carter! - wrzasnęła Rose – Chcesz, żebym dostała zawału?
- Mogę się dosiąść? Nie mogę znaleźć sobie miejsca – Red skinęła głową, a gdy Jo usiadła na kocu przyjrzała jej się uważnie.
- Co jest? - zapytała Rose. Jo wzruszyła tylko ramionami a potem dostrzegła Franka, który turlał się radośnie po trawie i zaczęła cmokać, żeby do niej podbiegł.
- To ten, o którym mówiłaś? - ucieszyła się, a Frank podbiegł do niej ufnie i zaczął lizać po rękach. Red skinęła głową.
- Mój wilk wszystkich gryzie – oświadczyła smętnie Jo, kiedy Frank wdrapał jej się na kolana, merdając ogonem.
- I to cię tak trapi? - strzeliła Rose. Jo zrobiła bezradną minę, ale powiedziała:
- A kto mówi, że coś mnie trapi?
- Ty – odparła Rose – sama powiedziałaś, że nie możesz sobie znaleźć miejsca. I masz strapioną minę – dodała po namyśle. Jo opadły ramiona.
- Och, to nic takiego, no wiesz... właściwie to... chodzi o to...
Rose strzeliła palcami z niecierpliwości.
- Powiesz mi dzisiaj?
Jo wymamrotała coś pod nosem. Rose rzuciła jej lodowate spojrzenie.
- W porządku – powiedziała ze złością Jo – chodzi o twojego kuzyna.
- Którego? - zainteresowała się natychmiast Rose.
- Jamesa.
- Ach tak – Rose splotła ręce jak nauczyciel i zrobiła wszechwiedzącą minę, która nie spodobała się Jo.
- A więc cóż zrobił James Potter II?
Jo spojrzała na nią nieprzytomnie. Frank zaszczekał głośno, domagając się uwagi.
- Zjeżdżaj – Rose rzuciła mu patyka, a piesek rzucił się w jego stronę – a ty nie bełkocz! - zawołała do Jo, która znowu mamrotała pod nosem.
- Chciał się ze mną umówić.
- I?
- Odmówiłam.
- Bo?
- Och, Rose! - Jo zerwała się z miejsca i zaczęła sobie wykręcać ręce.
- Nie jestem tobą! Ciebie często widuję z jakimś chłopcem, ale ja nigdy nie byłam na żadnej randce! Chłopcy mnie nie interesują, mam lepsze rzeczy na głowie! Z CZEGO TY SIĘ ŚMIEJESZ?!
- Ze swojego psa – odparła z ironią Red – i z ciebie oczywiście!
Jo łypnęła na nią groźnie.
- Daj spokój! - żachnęła się Rose – Chłopcy cię nie interesują? To czemu przejmujesz się Jamesem?
- Wcale się nie przejmuję! - zawołała Jo zakładając ręce na biodrach. Rose parsknęła jeszcze głośniejszym śmiechem i poklepała miejsce koło siebie, a Jo po krótkim wahaniu znowu usiadła.
- Mój kuzyn to kretyn – oświadczyła Rose – ale jest zabawny, inteligenty i przystojny. Jeśli ci się podoba, to się z nim umów.
- Łatwo ci mówić – prychnęła Jo. Rose postukała się w czoło.
- Zaproponował ci randkę? - zapytała, ale nie czekała na odpowiedź – To się zgódź! No jazda!
- TERAZ?! - zawołała wstrząśnięta Jo.
- Nie. W przyszłym roku.
Jo patrzyła na nią długą chwilę w milczeniu, a potem niespodziewanie wstała.
- Idę do Jamesa.
- No ja myślę! - ucieszyła się Rose.
- To tylko spotkanie – zaznaczyła Jo.
- Oczywiście.
- Nie wolno ci...
- MARSZ DO WIEŻY GRYFFINDORU, CARTER!!!

                            Jo mamrotała do siebie całą drogę przez błonia i zamek. To nie będzie żadna randka, a James Potter wcale jej się nie podoba. Ot, jest sympatyczny, więc pójdzie z nim na spacer.  
- Hej, panno z głową w chmurach! - Jo zauważyła, że na kogoś wpada, dopiero gdy odbiła się od jego klatki piersiowej.
- Albus! - Jo poklepała się po nosie – Przepraszam, zamyśliłam się.
- Zauważyłem – Al wyszczerzył zęby – co cię tak pochłonęło? - zapytał ciekawie. Jo znowu poczuła jak płoną jej policzki i zaczynało ją to już irytować.
- O takich tam... głupotach – powiedziała nie patrząc na niego. Ale Albus wpatrywał się w nią uważnie i jego uśmiech trochę przygasł.
- Chcesz się przejść? - zapytał z nadzieją. Jo zaczęła szurać nogami.
- Właściwie to... szukam twojego brata – powiedziała przepraszająco. Uśmiech na twarzy Ala zgasł i miał minę, jakby coś zrozumiał.
- Ach... no tak. W takim razie do zobaczenia.
Posłał jej jeszcze długie spojrzenie, odwrócił się i odszedł.

                        Może chodzi o jakieś sprawy Gryffindoru... – powtarzał sobie w myślach, ale coś lodowatego uformowało się w jego żołądku i nieprzyjemnie tłukło, kiedy wchodził po schodach. Niemożliwe, żeby się umówili, Jo nie mogła polecieć na jego pozerskiego brata! Ale zbyt dobrze znał ten wzrok, żeby nie wiedzieć, że Jo była przynajmniej zauroczona Jamesem. Czerwieniła się tak, jak czerwieni się dziewczyna, której podoba się jakiś chłopak.
Było mu duszno i nogi same zaprowadziły go do Wieży Astronomicznej. Wspinał się po schodach, kiedy na ich szczycie zobaczył blond czuprynę, którą często ostatnio widywał.
- Malfoy – skinął mu głową. Scorpius zatrzymał się niespodziewanie i wbił w niego swój palec.
- Gdzie. Jest. Twoja. Obłąkana. Kuzynka?!
Al zrobił zdumioną minę.
- Nie mam pojęcia. Czemu jej szukasz?
- Bo mi porwała psa!!!
Al parsknąłby śmiechem, gdyby nie to, że był w parszywym nastroju.
- Ach... - klepnął się w czoło – faktycznie, wychodziła rano z Frankiem na błonia. Od tej pory jej nie widziałem.
Scorpius zmrużył oczy i nabrał powietrza.
- Myśli, że mnie wkurzy... - mruknął mściwie do siebie – Niedoczekanie. Chce się zajmować sama psem? Proszę bardzo!
Al patrzył na niego przez chwilę zdziwiony, a potem wzruszył ramionami i bez słowa ruszył dalej. Scorpius jednak krzyknął za nim:
- A tobie co, Potter?
- Nie twoja sprawa – burknął Albus i szedł dalej. Scor stwierdził jednak, że mu się nudzi, skoro nie lata po całym zamku jak poparzony w poszukiwaniu szurniętej Weasley, więc ruszył za nim. Albus wyszedł na szczyt wieży i oparł się o balustradę. Scorpius stanął z tyłu i chichotał.
- Carter? - zapytał uprzejmie. Al posłał mu mordercze spojrzenie.
- Nie twoja sprawa, Malfoy.
- Może i nie moja sprawa – oświadczył śpiewnie Scor i podszedł do skrzynki, która stała pod murem, a potem wyjął maleńki kluczyk i ją otworzył – ale moja Ognista Whisky...
Albus odwrócił się szybko i otworzył usta ze zdumienia. Scorpius właśnie otwierał butelkę i zaryglowywał zaklęciem skrzynkę.
- To co, za Carter? - zapytał z ironią. Al powoli pokręcił głową i wyciągnął rękę.
- Zdecydowanie nie za Carter – i pociągnął zdrowo z butelki. Scorpius zaśmiał się głośno.
- Co zrobiła? - zapytał biorąc od Pottera butelkę. Ten wzruszył ramionami.
- Jest taka jak wszystkie – stwierdził Al patrząc na góry, które tonęły teraz w zachodzącym słońcu. Scor pociągnął jeszcze jeden łyk, a potem powiedział poważnie:
- Nie jest. Jo jest bystra i ma pasje, nie jest jak te wariatki, którym śpieszno tylko do tego, żeby złapać faceta.
Al bez słowa wziął od niego whisky i napił się. Zaszumiało mu w głowie.
- Muszę cię zmartwić, właśnie poleciała do mojego brata!
Scor zrobił dzióbek ustami i wykonał jakiś nieporadny gest, jakby chciał poklepać go po ramieniu. Chyba jednak stwierdził, że nie przystoi Malfoy'owi dotykać Pottera, więc zrezygnował.
- Jesteś pewny?
Albus kiwnął głową.
- W takim razie, powiem ci jedno – tego kwiatu jest pół światu!
I rozpoczął długą opowieść o nogach Ślizgonek z siódmej klasy, którą Al przetrwał tylko dzięki temu, że w tajemnej skrzynce Scorpiusa było więcej whisky. 

                                                           *

                           Jo w drodze do wieży Gryffindoru dwanaście razy zmieniła zdanie, czy powinna przeprosić Jamesa i zaproponować spacer. W końcu stwierdziła, że tego nie zrobi, bo wcale nie chce. Przelazła przez portret Grubej Damy i skierowała się do swojego dormitorium, kiedy go zobaczyła. Opierał się o gzyms kominka i czochrał sobie włosy, co wywoływało w niej dziwne, ciepłe uczucie w żołądku. A Jo wiedziała już, że nie pójdzie do dormitorium. Skierowała się prosto w jego stronę, pewna, że chce wybrać się z nim na ten cholerny spacer! Ale nim znalazła się w zasięgu jego wzroku, podeszła do niego inna dziewczyna, a Jo zwolniła i natychmiast straciła pewność siebie. Tą dziewczyną była Olivia Aston, piękna Prefekt Naczelna Hogwartu, która teraz trzepotała rzęsami przed Jamesem. Na swoje nieszczęście Jo stała na tyle blisko, żeby słyszeć ich rozmowę. 
- Zamieniłam się patrolami – mówiła Olivia – możemy się przejść.
- Mmm... - ucieszył się James i przejechał dłonią po jej szyi – dokąd chcesz pójść?
Jo poczuła się, jakby grunt usuwał jej się spod nóg. Ale... jak to? Dopiero co chciał umówić się z nią...
- Nie tak szybko – zaświergotała Olivia i pogroziła mu palcem, choć wciąż uśmiechała się zalotnie – podobno w piątek miałeś randkę z Sally Silverstone?
James trochę się zmieszał.
- To nic poważnego – powiedział i odbił się od gzymsu, o który się opierał – Przeszliśmy się nad jeziorem, nic wielkiego!
Olivia patrzyła na niego przez chwilę a potem skinęła głową.
- Pójdę po kurtkę...
I odeszła, a James rozejrzał się po salonie, bo miał dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Ale nikogo już nie zauważył, tylko portret Grubej Damy trzasnął może trochę za głośno.

















11 komentarzy:

  1. Bardzo polubiłam to opowiadanie :) Jest w nim coś z Harry'ego, jakiego znamy i do którego mamy sentyment :D
    Twoi Rose i Scorpius są moimi ulubionymi, a jest ich na blogspocie dziesiątki:P
    No i James... może się nawet umawiać z haremem..."umów się ze mną, Carter" i tak jest jedyne <3
    Panna bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeglądam sobie katalog, zakładkę Nowe Pokolenie i tracę nadzieję... aż tu to! Znalzłam kiedyś fajne opowiadanie z tej serii i od tego czasu szukam innych, bo fascynuje mnie dorosłe życie Harryego, Hermiony i ich dzieci, ale większość jest jednowątkowa, niezbyt dobrze napisana. A tu proszę! Będę wpadać często :) J.

    OdpowiedzUsuń
  3. napisze krótko bo śpieszy mi się, żeby czytać dalej: super! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział haha uwielbiam Rose i te jej pomysł lepiej żeby jej Scor nie dorwał. Generalnie kocham te ich kłótnie. :D Super, że Jo przygarnęła wilczka pasuje do niej.
    Na początku trochę mi żal było James, że dostał kosza od Jo, ale skoro taki z niego kobieciarz to niech ma.
    Haha nie wierze Al pije ze Scorem, no ale jak to się mówi to może być początek pięknej przyjaźni hahahah :)
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  5. James zachował się bardzo nieładnie. Biedna Jo, wzięła się w garść, chciała się z nim spotkać, a tu takie coś. Rozdział był SUPER. Często wybuchałam śmiechem. A Scorpius i Rose? Czuję, że coś się kroi.

    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "- Gdzie. Jest. Twoja. Obłąkana. Kuzynka?!
    Al zrobił zdumioną minę.
    - Nie mam pojęcia. Czemu jej szukasz?
    - Bo mi porwała psa!!!"
    Po prostu kocham twojego Scorpiusa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam te momenty, w których Jo klepie się po nosie, a także gdy Scorpius i Rose się użerają :]
    To chyba było do przewidzenia, że Carter weźmie pod opiekę tą wilczycę, bo przecież Lola ją pogryzła. Kto się czubi, ten się lubi przecież :P
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo podoba mi się twój blog. Długo czegoś takiego nie czytałam

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie obchodzi mnie to co zrobił James, ja chce żeby Jo z nim była, ona w ogóle nie pasuje do Ala. No i tak tradycyjnie dodam, że Rose i Scor są świetni ;)
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmm sceną albusa i scora, poczatek wspanialej przyjaźni

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział wręcz zajebisty ❤
    Uwielbiam Rose widać, że z tej dziewczyny jest niezłe ziółko 😂
    Hmmm Albus i Scor razem na wieży astronomicznej... Nwm czm ale wyobraziłam sb zamiast nich Harrego i Draco i jako$ od razu zachciało mi się śmiać, bo nie wyobrażam sobie tego duetu jako przyjaciół wspólnie popijających ognistą XD
    Biedna Jo :( James zachował się okropnie, ponieważ wychodzę z założenia, ze jezeli mi na kims zalezy to o te osobe walcze, chce zeby byla najszczesliwsza na swiecie, a nie przy pierwszej gorce lub upadku poddaje sie i ide na skroty :( Uwazam, ze zachowal sie jak rozkapryszone dziecko i nie pokazal, iz ma jakikolwiekszacunek do Jo 😕 Ale to jest tylko moje zdanie (i tak go lubie ☺).
    Ide czytac dalej pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń