Patrz, jak Cię nie znoszę!
Jo
otworzyła oczy.
Albus
wciąż się nad nią pochylał z wyrazem uprzejmego oczekiwania, czym wprawił ją w
jeszcze większą konsternację.
-
Al… - wybąkała w końcu – Co…? Jak…? Dlaczego?
Albus zrobił krok w tył i utkwił w niej palące
spojrzenie. Wciąż czuł na swoich jej miękkie usta.
- Lubię cię. Podobasz mi się.
Jo spłonęła na marmur. Trzy razy otwierała usta,
błądząc przy tym wzrokiem po całych trybunach, byle na niego nie patrzeć.
- Przepraszam – odezwał się Albus, widząc jej
zdenerwowanie – Nie powinienem był…
Chwycił miotłę i ruszył w kierunku szatni. Jo
przestępowała z nogi na nogę, w końcu z wahaniem ruszyła za nim.
- Poczekaj!
Odwrócił się, a na jego twarzy malował się smutek.
- Zapomnij – powiedział do jej ramienia, bo bał
się, że w jej oczach znowu zobaczy panikę.
- Al… to było… miłe – wydukała w końcu. Al nie
wierząc w to co słyszy podniósł wzrok o te parę cali. Jo wyglądała na spłoszoną
ale i pewną tego co mówi. Na potwierdzenie kiwnęła głową.
- Miłe – powtórzyła z zażenowanym uśmiechem – ale
teraz… wiesz, muszę…
- …pouczyć się na Zaklęcia? – podsunął jej prawie
rozbawiony, bo jej wzrok znowu zaczął omiatać cały wszechświat. Jo kiwnęła
ochoczo głową.
- Jutro jest…
- …sprawdzian – Al uśmiechnął się szeroko, a Jo w
końcu spojrzała mu w oczy i też się uśmiechnęła.
- Do jutra.
Ledwie przestąpiła próg zamku zawładnęła nią bezgraniczna panika. PODOBAŁA się
Alowi?! Dlaczego?! Od kiedy?! Przecież… Przecież oni są tak różni… Jo poczuła,
że zaczyna ją boleć głowa. A potem prawie wlazła w mur, kiedy coś sobie
uświadomiła. Zatrzymała się na cal przed ścianą i dotknęła swoich ust. Całowała
się. Pierwszy raz. Całowała.
Z Alem.
Nogi same ją niosły, bo głowa, która zrobiła się
dziwnie ciężka, jakby sporo wypiła, nie koordynowała już ruchów jej ciała.
Właściwie aktualnie nie koordynowała też jej życia…
Z zamyślenia ocknęła się na szczycie krętych schodów prowadzących na Wieżę
Astronomiczną. Pchnęła drzwi i poczuła uszczypnięcie wiatru, ale było jej zbyt
gorąco, by odczuć niską temperaturę.
- Carter?
Prawie podskoczyła. Scorpius opierał się leniwie o
barierkę, trzymając w ręce pękatą butelkę, na wpół wypitego rumu. Jo odetchnęła
z ulgą, przez chwilę myślała, że to jakiś nawiedzony prefekt w trakcie misji,
czy po co oni tam chodzą po zamku nocą…
- Mogę? – zapytała podchodząc do niego i nie
oczekując na odpowiedź wyrwała mu butelkę, a potem przyłożyła sobie do ust i
długo nie odrywała. Oczy Scora rosły z każdym jej łykiem.
- Carter? – zapytał znowu. Jo przełknęła cierpki
smak rumu i oddała mu butelkę. Widząc jego na wpół przerażony, na wpół
rozbawiony wzrok wzruszyła tylko ramionami.
- Cieszę się zwycięstwem Gryfonów – oświadczyła i
oparła się o murek. Scor nie spuszczał z niej wzroku, zaintrygowany jej
zachowaniem.
- Spójrz na mnie, Carter – powiedział i znienacka
obrócił ją w swoją stronę, a potem przez kilka sekund świdrował ją wzrokiem.
- Coś się…? - zamilkł jakby coś sobie uświadomił a
potem teatralnie nabrał powietrza – Zostałaś po meczu z Alusiem…
Jo natychmiast odwróciła wzrok, a Scor prawie
zachłysnął się śliną.
- CO wy tam…?!
Jo spiorunowała go wzrokiem.
- Ja… Zwariowałeś? My nic… Odwal się, Malfoy!
I wyrwała mu ponownie rum i upiła sporo obserwowana
przez coraz bardziej wstrząśniętego Scorpiusa.
- Nie mów, że Aluś się w końcu otworzył… - szepnął
Scor tak cicho jakby to było coś niewłaściwego. Jo oddała mu butelkę, waląc go
nią w łokieć.
- Al wie, że mówisz o nim „Aluś”?! – zapytała z
przekąsem.
- Powiedział ci, że oczy ci błyszczą jak kopyta
jednorożca czy poszedł na całość i się przykleił?
Sens tych słów docierał do Jo przez dłuższą chwilę
i dopiero wtedy się zaczerwieniła. Scor wiedział już wszystko. Zamaszystym
gestem odstawił rum na mur i sam na nim usiadł, przybierając minę radosnego
oczekiwania. Jo prychnęła.
- Czego?
- Dajesz, Carter. Całowałaś się z młodym Potterem.
Nic cię nie ruszyło?
Jo znowu odwróciła wzrok. Poruszyło? Co to znaczy?
Co właściwie miała poczuć…? Scorpius natychmiast odgadł jej minę i przestał się
głupio uśmiechać.
- Wolisz starszego Pottera – powiedział jakby
właśnie to sobie uświadomił – Właściwie, to widać… - dodał po namyśle – Ale nie
mam bladego pojęcia czemu.
Jo pokręciła szybko głową, jakby chciała odgonić od
siebie myśli, które podsuwał jej Scorpius.
- Wcale nie wolę Jamesa.
- Daj spokój – prychnął Scor – Wszystkie na niego
lecą. Utalentowany, taki trochę drań… - tu skrzywił się jakby czuł odrazę do
samego siebie za wychwalanie jakiegoś faceta – Laski to lubią.
Nie potrzebował dużo czasu, żeby zorientować się,
że popełnił błąd. Jo najeżyła się jak szpiczak i utkwiwszy w nim lodowate
spojrzenie, zbliżała się do niego bardzo powoli.
- NIE JESTEM ŻADNĄ LASKĄ. NIE JESTEM JAK WSZYSTKIE.
NIE. PODOBA. MI SIĘ. JAMES. POTTER.
Scor przezornie się odchylił. Co prawda siedział na
murze wysokim na kilkadziesiąt stóp, ale i tak było to mniej groźne od
zbliżającej się do niego z dziką pasją blondynki.
- Boję się ciebie, Carter. Serio, jesteś
przerażająca… - mówił a Jo z satysfakcją zatrzymała się na krok od niego.
-…co nie zmienia faktu, że masz problem z obydwoma
braćmi Potterami – dodał, gdy uznał, ze zagrożenie minęło. Jo jęknęła głucho.
- Nie wiem co powiedzieć Alowi – wymamrotała –
Lubię go, lubię spędzać z nim czas…
- Ale? – podsunął Scorpius.
Jo nie odpowiedziała od razu, tylko chwyciła
butelkę i pociągnęła z niej znowu.
- W tej chwili chyba nic do niego nie czuję.
Scorpius nic jej nie odpowiedział tylko przyglądał
jej się przez chwilę. Myślał, że ją rozgryzł, ale teraz nie był tego taki
pewien.
Jo zakołysała pustą butelką po rumie, włożyła ręce
do kieszeni i kiwając Scorowi na pożegnanie opuściła Wieżę Astronomiczną.
Scorpius został jeszcze chwilę.
- Ale będzie akcja…
*
- Al?
Nic.
- Albus?
Cisza.
- POTTER, DO STU DIABŁÓW!!!
Al podniósł głowę i na cal od swoich oczu zobaczył
wytrzeszczone, zielone oczy Rose.
- Czego chcesz? – zapytał uprzejmie. Red oddaliła
się, przyglądając mu się uważnie.
- Co ci jest? – dopytywała, łapiąc się pod boki.
Albus udał, że nie wie o co jej chodzi.
- Zamyśliłem się.
- Na jaki temat?
Albus westchnął. Wiedział, że jego ukochana kuzynka
nie odpuści, w dodatku byli w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, gdzie wolał nie
zwracać na siebie uwagi.
- Myślę o jutrzejszym sprawdzianie z Zaklęć.
Rose wpatrywała się w niego równo minutę.
- Aha.
Usiadła w fotelu naprzeciw niego i zgarnęła na
kolana Franka, który wesoło dreptał do koła niej. Al złapał za książkę, która
leżała na jego kolanach i postanowił poudawać przez chwilę, że się uczy, żeby
Rose dała mu spokój. Ale już po chwili odpłynął.
Myślami był jeszcze na boisku do quidditcha. Pocałował ją. Całował. I
powiedziała, że to było miłe…
- GADAJ! – prawie podskoczył słysząc triumfalny
okrzyk Rose, która znowu się na niego gapiła.
- CO?! – udał teatralne zdumienie. Red wycelowała w
niego palcem.
- Bo wyciągnę różdżkę… O czym ty tak myślisz? Masz
strasznie rozanieloną minę. To do ciebie niepodobne… I maśla… Maśla… Maślane
oczy… – wydukała zszokowana. Al szybko odwrócił wzrok, ale Red chyba tylko na
to czekała. Zerwała się z fotela, przy okazji niedelikatnie strącając Franka.
Ten jednak nie wydawał się obrażony, bo natychmiast za nią pobiegł.
- Albusie Sewerusie Ginewro…
- Nie mam na trzecie Ginewra! – wtrącił ze złością.
- Albusie Sewerusie Ginewro Potter, czy ty żywisz
uczucia do jakiejś kobiety?!
Al złapał się za głowę. Nie dziwił się, że wujek
Ron zwykł wszystkich poprawiać, że nie oszalał „na punkcie” swojej córki tylko
„przez nią”.
- Rose, usiądź.
- Kto to jest?
- Siadaj.
- Kto to jest?
- Bredzisz.
- Kto to…
- JO! OK?!
Red wciągnęła głośno powietrze.
- Jo? Jo Carter? Joanne Carter, ta z Gryffindoru? –
wyrzucała z siebie bardzo szybko. Al wściekły na siebie, że znowu dał się
sprowokować Rose, zrobił złośliwą minę.
- Nie. Jo, Josephine Moller, nasza sąsiadka z
Doliny Godryka. Kojarzysz ją? Ma zmarszczki nawet na włosach.
Ale Rose nie była w nastroju do żartów. Gapiła się
na Ala z otwartymi ustami.
- Podoba ci się Jo? – zapytała cicho i jakby trochę
przerażona. Al niecierpliwie skinął głową.
- Nie wierzę…
- Że mogę kogoś lubić? – zapytał z przekąsem.
- Że nie wiedziałam – powiedziała ze smutkiem –
Przepraszam.
- Za co?! – zdumiał się. Rose, która z
niezrozumiałych dla Ala powodów zrobiła się nagle ponura oklapła na fotel.
Frank natychmiast wskoczył jej na kolana.
- Powinnam się bardziej interesować tym co
wyprawiasz…
- Nic nie wyprawiam, no może…
- Co takiego? – zapytała szybko. Al nie miał
złudzeń. Wiedział, że to z niego wyciągnie prędzej czy później.
- Trochę ją pocałowałem – wymamrotał z nosem w
suficie. Rose wciągnęła powietrze tak łapczywie, że dostała czkawki.
-
I co? – zapytała szybko. Al próbował zrobić niewinną minę, ale na wspomnienie
ostatniego spotkania tylko uśmiechnął się lekko.
-
I co? – ponagliła go Red. Albus podniósł się powoli z fotela.
- Powiedziała, że było miło – rzucił i skierował
się do dormitorium. Rose z wrażenia przeszła czkawka. Potarła czoło, jak
zwykle, gdy nie mogła przyswoić jakiejś informacji. Siedziała długą chwilę i
rozmyślała o Albusie, Jo i Jamesie a w końcu westchnęła głośno.
- Będzie dym – stwierdziła w końcu filozoficznie.
*
Jo biła się z myślami przez całą noc i następny dzień. Nie bardzo
znała się na uczuciach i nie wiedziała co ma z tym wszystkim zrobić. Od
rozmyślań rozbolała ją głowa a i tak nie doszła do żadnego mądrego wniosku.
Zrezygnowała ze śniadania, stwierdzając, że i tak niczego nie przełknie.
Dopiero w porze lunchu zdecydowała, że wemknie się niepostrzeżenie do Wielkiej
Sali. Nie chciała wpaść na Albusa, bo po prostu nie wiedziała jak ma się
zachowywać. Nie chciała też spotkać Jamesa, bo z jakiegoś powodu wiedziała, że
nie chce mu spojrzeć w oczy… Zapomniała jednak o innym członku rodziny, której
unikała. Rose wparowała do Wielkiej Sali z zacietrzewioną miną i skierowała się
prosto do stołu Gryffindoru. Jesse, który siedział z Jo przezornie odsunął się
na ten widok. Ostatnio bał się Rose. W tym momencie bała się jej także Jo.
- Cześć – powiedziała niepewnie, kiedy Red
bezceremonialnie zajęła miejsce koło niej i wlepiła w nią zgorszony wzrok.
Potem nachyliła się i rozpoczęła litanię do jej ucha:
- Carter, czyś ty się na rozumy z gumochłonem
zamieniła?! Co ty wyprawiasz?! Albus cię lubi. Ale ty lubisz Jamesa i…
- Stop, Rose – przerwała jej Jo uniesieniem ręki. –
Po pierwsze nie zrobiłam nic złego – zaznaczyła pewnie – A po drugie wcale nie
lubię Jamesa.
Rose zrobiła powątpiewającą minę i prychnęła. Na
nieszczęście Jo, do Wielkiej Sali weszli właśnie Gryfoni z szóstej klasy, a
wśród nich James i poczuła nagłą konsternację i przerażenie. Rose musiała wiele
wyczytać z jej twarzy, bo powiedziała z ironią:
- Zdecydowanie nie lubisz Jamesa… W każdym
razie posłuchaj: Al to najlepszy, najbardziej słodki i kochany Potter jakiego
znam. W tym całym cyrku to on będzie poszkodowany i ja się na to nie zgadzam!
Jo odwróciła wzrok od Jamesa i znowu się najeżyła.
- A czy to ja go pocałowałam?!
Rose przypatrywała jej się przez chwilę a potem
przysunęła sobie tosty i zaczęła smarować je grubo dżemem.
- Podaj mi miód, Carter – powiedziała nie odrywając
się od wykonywanej czynności – I wybierz sobie jednego Pottera – dodała
śpiewnie. Jo jęknęła głucho.
Na Historii Magii wszyscy Gryfoni dawno posnęli ale jej nie pozwolił na to ból
w skroni. Miała dość analizowania ostatnich zajść i z nudów zaczęła słuchać
profesora Binnsa.
-…najstarszy znany dokument z tego okresu to opis
podróżnika Wolana, który zawiera…
Jo stwierdziła, że chyba jednak się prześpi.
-…napisany w języku starogaelickim, w którym nazwa
obecnych terenów Hogwartu brzmiała Dllavon…
Głowa Jo podniosła się w zwolnionym tempie.
Dllavon! Dllavon!
- Mógłby pan powtórzyć? – zapytała głośno.
Duch profesora Binnsa nawet nie podniósł na nią wzroku, tylko przerwał na
moment, ale najwyraźniej stwierdził, że coś mu się przesłyszało.
- Podróżnik Wolan…
- PRZEPRASZAM! – Jo prawie stała machając wysoko
ręką, aż obudziła większość klasy, która zaczęła obserwować ją ze zdumieniem.
- O co chodzi… Clapton?
- O to Dllavon! – wypaliła natychmiast – Czy to
starodawna nazwa Hogwartu?
Binns wyglądał na bardziej znudzonego pytaniem niż
chrapiący Jesse lekcją.
- Panno Cartman – burknął wracając do swoich
notatek – Dllavon to nazwa sprzed ponad tysiąca sześciuset lat, Hogwart
istnieje trochę ponad tysiąc lat, o czym wiedziałaby pani, gdyby uważnie
słuchała...
Ale Jo nigdy nie była bardziej skupiona na lekcji
niż w tym momencie. Opadła na krzesło, obserwowana przez zdumioną klasę a Binns
wrócił do opowieści o podróżach Wolana. Chwilę później zabrzmiał dzwonek, a Jo
zerwała się jak w gorączce i szybko wybiegła z klasy.
*
Scorpius nudził się od rana. Po obiedzie postanowił się nad kimś
popastwić, więc zatrzymał się w Sali Wejściowej.
- Hej, Potter!
Albus spojrzał na niego nieprzytomnie i podszedł do
niego ostrożnie. Scor odbił się od ściany, o którą się opierał i wyszczerzył
zęby. Al zrozumiał, że ma przechlapane.
- No więc… Podobno wiesz czy Carter wyrosły już
zęby mądrości???
Albus przymknął oczy z rezygnacji. Już nie wiedział
kto jest gorszy: on czy Rose…
- Skąd wiesz? – zapytał z rezygnacją. Scor nie
przestawał się szczerzyć.
- Pisali w „Czarownicy”. A tak swoją drogą… NIE MA
ZA CO.
Al wytrzeszczył oczy.
- O czym ty gadasz?!
Scor zmrużył oczy.
- A kto udzielał ci tych wszystkich jakże
inspirujących rad, hę?
Albus miał ochotę uderzyć głową w ścianę. Albo nie,
lepiej uderzyć w ścianę Malfoyem…
- Do reszty zdurniałeś – stwierdził tylko i
zamierzał odejść, żeby darować sobie tę wątpliwą przyjemność rozmawiania ze
Scorem o pocałunku z Jo. Ale w tym momencie zobaczył kogoś, na czyj widok wcale
nie chciał się stąd ruszać.
- Musisz być w tym niezły… - powiedział teatralnie
Scorpius ale Al już nie zwracał na niego uwagi. Przez pustoszejący korytarz
pędziła z rozwianymi włosami Jo. Na widok Ala i Scorpiusa jeszcze
przyspieszyła.
- Cześć – powiedział nerwowo Albus, modląc się, by
się nie zaczerwienić. Ale chyba tylko on miał przed oczami jak żywą wczorajszą
sytuację. Jo wyglądała jakby pochłaniało ją zupełnie co innego.
- Gdzie jest James?!
Albus poczuł się tak jakby dostał w głowę tępym
narzędziem. Nawet Scorpius przestał się głupio uśmiechać.
- I Rose?! – dodała Jo kiedy złapała oddech – Muszę
powiedzieć coś wam wszystkim!
Al trochę odetchnął. Ona po prostu się czegoś
dowiedziała…
- O co chodzi? – zainteresował się natychmiast
Scor. Jo pokręciła głową.
- Nie tutaj! Znajdźcie Jamesa i Rose, będę na was
czekać tam gdzie zwykle!
I tyle ją widzieli, bo znowu puściła się pędem
przez korytarz. Al i Scor spojrzeli na siebie skonsternowani.
- To może ja znajdę twojego brata-szejka gdzieś
pośród haremu, a ty przyprowadzisz tygrysa szablozębnego?
Albus uznał, że to dobry pomysł, choć oczywiście
nie powiedział tego Scorpiusowi, tylko rzucił mu pełne wyższości spojrzenie i
poszedł po Rose.
*
James zdumiał się kiedy Scorpius Malfoy, który notabene próbował dostać się do
Wieży Gryffindoru, wywołał go na korytarz i oznajmił, że czeka na nich Jo.
Oczywiście, odkryła coś, bo nie odzywała się do niego od balu i na pewno nie
zmieniła o nim zdania. Dlatego ucieszył się, że przynajmniej mają wspólne
sprawy…
W sali, w której zwykle się spotykali czekali już Jo, Albus i Rose. Kiedy
wszedł James Albus niespodziewanie spochmurniał, a Rose na widok Scora zrobiła
z ust supełek. Tylko Jo nie zwracała uwagi na żadne towarzyskie niuanse i
stukała nerwowo jakąś wielką książką o blat stolika.
- Wszyscy? Świetnie!
- Carter, co to za wielka bomba? – zapytała
znudzona Rose. Jo nawet na nią nie spojrzała tylko z hukiem oparła swoją
książkę na ławce, znalazła jakiś akapit i wskazała na niego triumfalnym gestem.
Nikt nie ruszył się z miejsca.
- Eee… Jo? – zaczął Albus przyglądając się książce
– To jest Historia Magii, tak? Wszyscy ją czytaliśmy, jest obowiązkową
lekturą…
Brwi Jo strzeliły w górę.
- Taaak? To czemu nikt nie wspomniał, że DLLAVON TO
HOGWART???
- CO?!
Wszyscy czworo w tym samym momencie rzucili się na Historię
Magii i zaczęli ją sobie wyrywać. Jo odsunęła się i czekała spokojnie aż
przeczytają odpowiedni fragment.
- Cholera – mruknął Scorpius, który pierwszy
skończył czytać – To drzewo, którego szukają wasi starzy i które jest związane
z „końcem ery czarodziejów” jak to określił ten koń…
- ...centaur... – poprawiła go Rose z zaciśniętymi
ustami.
- …rośnie gdzieś tutaj – skończył spokojnie
Scorpius. Albus pokręcił szybko głową.
- Dllavon to nie koniecznie tereny Hogwartu – powiedział
stukając palcem w odpowiedni fragment tekstu – to określenie tej części
Szkocji, w której później Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff
wybudowali szkołę. To wcale nie oznacza, że Drzewo Początku rośnie na terenie
Hogwartu.
- A ja jednak myślę, że oznacza – odezwał się
James. Wszyscy spojrzeli na niego z uwagą – Nasi starzy są w Hogwarcie, tak? I
tutaj czegoś szukają, po to łażą do Zakazanego Lasu… Gdyby nie chodziło o
Hogwart przeczesywaliby inną okolicę.
- A tutaj mogą to robić tylko pod pretekstem
nauczania – dokończyła Jo. Reszta patrzyła na nią i Jamesa w skupieniu.
- To się trzyma kupy – stwierdziła z powagą Rose –
Hej! – zawołała nagle – A może Drzewo Początku rośnie w Zakazanym Lesie?!
Wybuchła mała wrzawa, kiedy wszyscy zaczęli się zastanawiać
głośno nad jej pomysłem.
- Raczej go tam nie znaleźli! – przekrzyczał ich Al
i zwrócił się do Jo – pamiętasz co mówili jak wracali z lasu, pierwszego dnia
szkoły? Tylko tyle, że jakaś granica nie jest wyraźna…
- Tyle podsłuchaliśmy – poprawiła go Jo – nie wiemy
czy coś tam znaleźli.
- Trzeba tam znowu iść – oświadczył James
zeskakując z ławki, jakby zamierzał natychmiast wyruszyć – Weźmiemy rysunek
drzewa i będziemy go szukać.
Reszta trawiła jego słowa.
- Masz rację – zgodziła się Rose – Ale trzeba to
zrobić za dnia, teraz nie bardzo dasz radę odróżnić od siebie liście, co? –
dodała z ironią. James tylko pokazał jej język.
- Chwila – mruknęła Jo pocierając czoło –
Przypominam, że nie wiemy czy wasz tata i twoja mama znaleźli coś w lesie.
Myślę, że trzeba się będzie rozdzielić i przeszukać też błonia i tereny nad
jeziorem.
- Carter, jestem tu od pięciu lat – oświadczył Scor
– na zewnątrz spędziłem więcej czasu niż w zamku i nigdy takiego drzewa nie
widziałem.
Jo zaperzyła się na te słowa.
- A ja nigdy nie widziałam, żebyś przyglądał się
drzewom w Hogwarcie! – zawołała z ironią. Scorpius ją zignorował.
- W porządku – odezwał się szybko Al wiedząc, że za
chwilę do kłótni włączy się Rose i wybuchnie tu mała wojna – Jutro pozwiedzamy
tereny wokół zamku, a pojutrze pójdziemy do Zakazanego Lasu.
- Ja chcę jutro do lasu… - jęknęła Jo z miną
smutnego szczeniaczka. James uśmiechnął się pod nosem na ten widok, a Alowi
serce zabiło mocniej. Rose, która obserwowała ich ze zdenerwowaniem powiedziała
szybko:
- Nie idziemy jutro do lasu, bo nas znowu złapią.
Trzeba mieć jakiś plan i wymyślimy go jutro na błoniach!
Albus skinął głową, James uśmiechnął się jeszcze
szerzej na widok miny Jo i tylko Scorpius powiedział:
- Weasley, mówisz i ruszasz się jednocześnie.
Czyżby rozwinęły ci się niektóre ośrodki mózgowe?
Albus i James musieli złapać Rose, bo gdyby nie to
zamiast przeszukiwać błonia, następnego dnia musieliby wyprawić Scorpiusowi
pogrzeb.
*
Z przeszukiwania szkolnych terenów najbardziej cieszył się James. Miał
nadzieję, że uda mu się pogadać z Jo na osobności. Od ich ostatniej kłótni
zdążył sobie wszystko poukładać i teraz trzeba było tylko zmusić ją, żeby go
wysłuchała…
Po lekcjach cała piątka spotkała się na dziedzińcu. Listopad był szary i
pochmurny więc Rose ubrała gruby wełniany sweter, w którym trochę przypominała
kota a Jo miała na sobie swoją niebieską czapkę, w której wyglądała jak mała
dziewczynka. Przyszła ostatnia co wszystkich zdziwiło. Przynajmniej do czasu,
aż zobaczyli kogo ze sobą prowadzi.
- …nie wolno ci dzisiaj nikogo gryźć, rozumiesz?
Jak znowu poszarpiesz komuś nogawki zamieszkasz w lochach, zobaczysz…
James prawie parsknął śmiechem słysząc jak Jo
przemawia do swojego wilka, który wyglądał co najmniej na obrażonego, idąc na
magicznej smyczy koło nogi Jo.
- Cześć! – zawołała entuzjastycznie na ich widok Jo
– To co? Rozdzielamy się?
Spojrzeli na siebie skonsternowani. Rose i Scor z
pewnością nie chcieli iść razem a James i Albus bardzo chcieli iść z Jo.
- Może każdy pójdzie sam? – zaproponował z lekką
panikę Scorpius.
- Nie znajdziesz tego drzewa, choćbyś na nie wlazł
– stwierdziła z przekąsem Rose. Nim dodała coś jeszcze odezwał się James:
- Zaoszczędźmy sobie czasu. Zagrajmy w kółko i
kwadrat. Ci co wyczarują kółko idą razem a ci co kwadrat razem.
Wszyscy schowali różdżki za plecami, a potem Al
powiedział „trzy-cztery” i każdy się odsunął. Scorpius, Rose i Al wyczarowali
kwadraty a James i Jo kółka. Poza Jamesem nikomu nie spodobał się ten
przydział, ale starszy Potter nie marnował czasu.
- Tu macie kopię Drzewa Początku! No to do dzieła!
– wcisnął Rose zwitek pergaminu, pociągnął za sobą Jo i tyle ich widzieli.
Lola szczekała ożywiona. Jo i James szli w pewnym oddaleniu od siebie i
rozglądali się do koła.
- To wielkie drzewo, widzielibyśmy je stąd –
odezwała się Jo – w zasadzie nie musimy nawet obchodzić jeziora.
-
Masz rację – przyznał James – chodźmy tam – i znowu pociągnął ją za
sobą.
Jo skonsternowana nawet się nie odezwała. Nie mogła
się przy nim skupić. A już na pewno nie wiedziała jak ma się zachowywać wobec
faktu, że Albus ją pocałował. Jednego była pewna – za nic w świecie nie chciała
mówić o tym Jamesowi.
- Zaraz wejdziesz w drzewo – zaśmiał się James,
kiedy Jo w zamyśleniu nie patrzyła gdzie idzie. Chwycił ją mocno i skierował w
inną stronę, a po jej ciele przeszły ciarki.
- Słuchaj, Carter… - zaczął znowu chwilę później
James – Jeśli chodzi o to ostatnio…
Jo uniosła szybko rękę. Nie chciała o tym
rozmawiać, bo aktualnie czuła tylko wyrzuty sumienia.
- Daj spokój, James, nie ma o czym mówić. Było
minęło.
- Co minęło? – James przystanął tak, że stali teraz
naprzeciw siebie – Nie zachowuj się tak – dodał ostro – Nie byliśmy razem,
umawiałem się z innymi. To nie jest przestępstwo!
- James – Jo odwróciła się od niego. Nawet nie
mogła patrzeć mu teraz w oczy. Miała przed nimi zachwyconą twarz Albusa, gdy
się od siebie oderwali a w piersi paliło ją poczucie winy – Mieliśmy szukać drzewa… - wydukała gorzko.
James miał ochotę rąbnąć w coś pięścią. Co za uparta baba!
- To szukajmy!
I nie czekając na nią ruszył wzdłuż alei posępnych
drzew Hogwartu.
*
Cameron Carter zawsze był gwiazdą szkoły, ale po każdym wygranym meczu był
traktowany jak prawdziwy król. Koleżanki z klasy smarowały mu bułeczki masłem,
a cherlawi kujoni odrabiali jego lekcje. Nawet nie musiał prosić… Na jutro miał
zadany obszerny esej z Eliksirów, więc po kolacji udał się do biblioteki, w
której bywał tylko po odbiory prac domowych. Tym razem wypracowanie napisał mu
jakiś George. A może Doug?
- Dzięki – powiedział trochę speszony. Bądź co bądź
koleś sam się zaproponował – Wiszę ci kremowe piwo!
- Daj spokój! – zapiszczał chudzielec – Ty musisz
trenować!
Cameron z zażenowaniem podrapał się po głowie i
odwrócił, żeby odejść, gdy coś przyciągnęło jego wzrok. Niska, ruda osóbka
patrzyła na niego z wyraźną naganą, a potem gdy zorientowała się, że i on na
nią patrzy szybko wyszła z biblioteki. Zaintrygowany Cameron wyszedł za nią.
- Hej! – zawołał do jej pleców. Lucy Weasley
odwróciła się speszona – To ty! – dodał ze śmiechem przypominając sobie jak
młoda Weasley próbowała obsztorcować jego drużynę za droczenie kapitana
Puchonów, a potem wylądowała jak długa w błocie.
- Widziałam jak Peter Hougles odrabia twoją pracę
domową! – zapiszczała Lucy ciągle idąc przed nim. Cameron prawie parsknął
śmiechem.
- Sam się zaproponował! – oświadczył. Ruda główka
Lucy zatrzepotała szybko. Nie widział jej miny, bo maszerowała zawzięcie
przed nim, ale był pewny, że jest bardzo zgorszona, co go wyjątkowo rozbawiło.
- Na ostatnich Eliksirach powiedział, że to za mnie
napisze, żebym mógł trenować! – Lucy obróciła się profilem.
- Mecz był dwa dni temu! – pisnęła znowu,
najwyraźniej przerażona, że w ogóle rozmawia z kapitanem Gryfonów.
- Musiałem odpocząć – droczył się celowo. Był
pewien, że jej okrągła twarz poczerwieniała ze złości. I miał rację. Lucy w
końcu się zatrzymała, odwróciła do niego i patrząc na swoje trampki oświadczyła:
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru!
Cameron zawył śmiechem i natychmiast tego
pożałował. Usta Lucy uformowały się w dzióbek i wyglądała jakby zaraz miała się
popłakać. Nie wiedząc co robić szybko do niej podszedł, choć właściwie nie
wiedział co ma zrobić.
- Hej, Weasley – zaczął łagodniejszym tonem –
Wyluzuj!
Lucy podniosła na niego swoje wielkie oczy.
- Nie wolno oszukiwać – powiedziała żałośnie.
Cameron nie miał pojęcia jak się zachować.
- Okej – powiedział zaskakując sam siebie – Patrz,
nie wezmę tego.
I nie rozumiejąc co robi wyjął różdżkę, a potem
spopielił pergamin z esejem. Lucy natychmiast się rozpromieniła. Cameron
patrzył na nią lekko wstrząśnięty.
- Lepiej? – zapytał. Lucy uśmiechała się tak
szeroko, że nie mógł uwierzyć, że człowiek w ogóle może mieć tak rozciągliwe
mięśnie twarzy…
- Powinnam oddać ci punkty! – zawołała nagle.
Cameron znowu parsknął śmiechem.
- Nie trzeba…
- Masz rację – odparła niespodziewanie, kręcąc
filozoficznie głową – W końcu postąpiłeś nieładnie i jakaś kara ci się należy.
Cameron zamarł porażony jej obsesją
sprawiedliwości.
- Eee… okej.
- No to cześć!
Obróciła się tak szybko, że wpadła na jakiegoś
małego Ślizgona, którego przepraszała trzy razy, a potem zniknęła na schodach
jadących do Hufflepuffu. Cameron jeszcze długo nie mógł przestać się śmiać.
Udało mu się to kiedy sobie uświadomił, że musi napisać na jutro esej na stopę
pergaminu…
*
Pierwszą lekcją Ślizgonów i Gryfonów z piątej klasy była następnego dnia Obrona
Przed Czarną Magią. Tradycją stało się już, że przed tą lekcją Jo Carter i
Genevive Almond skakały sobie do gardeł obserwowane przez czterdzieści osób, w
tym zafascynowanego Scorpiusa. Tym razem nie było inaczej.
- Hej, Carter – zaśpiewała Genevive, kiedy tylko
pojawiła się Jo – Widziałam jak Crosby mył okna mniej postrzępioną szmatą niż
twoja szata!
Jo spojrzała na nią jak na poszkodowaną w wypadku.
- Schowaj lepiej różdżkę, jeszcze zrobisz sobie
krzywdę… - Gryfoni parsknęli głośnym śmiechem, ale Genevive nie dała się zbić z
tropu.
- Dobrze, że trafiłaś do Hogwartu – oświadczyła stanowczo
za głośno jak na fakt, że Jo zatrzymała się niedaleko od niej – Tu cię
przynajmniej karmią, bo w domu to pewnie…
TRZASK.
Jo wyjęła różdżkę tak błyskawicznie, że po chwili
Genevive poruszała tylko ustami w niemym wyrazie, bo głos uwiązł jej w gardle.
Tym razem śmiali się nawet niektórzy Ślizgoni, choć oczywiście dyskretnie.
- Nigdy więcej nie odzywaj się na temat mojej
rodziny – powiedziała Jo wciąż trzymając różdżkę w gotowości a Almond patrzyła
na nią z lekkim strachem – Inaczej będzie to ostatnia rzecz jaką powiesz w
życiu.
W tym momencie profesor Potter zaprosił ich do
środka i Jo wkroczyła do klasy jako pierwsza, a kilku Ślizgonów rzuciło się,
żeby odczarować Genevive, bo ta machała tylko nieporadnie różdżką. Scorpius
wciąż się śmiejąc wszedł za nią do klasy i usiadł z Blakiem za nią i jej
koleżanką Ciarą.
Przez pierwszych dziesięć minut lekcji Genevive
wpatrywała się w Jo z mordem oczach. Tamta tylko ziewała od czasu do czasu, co
musiało wyjątkowo denerwować Almond. W końcu odwróciła się do Ciary i zaczęła
szeptać jej wściekle do ucha. Tak się złożyło, że Scorpius siedział zbyt
blisko, by tego nie słyszeć.
- Ta suka się doigrała – mówiła
drążącym z nienawiści głosem – dostanie nauczkę!
Ciara spojrzała na nią pytająco.
- Jakiś pomysł?
Genevive uśmiechnęła się tak, że Scorpius poczuł
ciarki na plecach.
- Numer z Rose Weasley wyszedł idealnie. Pewnie do
tej pory boi się wchodzić do lochów…
Scor poczuł jakby coś lodowatego wpadło mu żołądka.
Przysunął się jeszcze bliżej.
- Ale jak zaciągnąć Carter do lochów? Weasley sama
tam wlazła – mówiła Ciara.
- Niech się cieszy, że wyszła – odparła jej
Genevive – Dobrze, że chciałam się tylko zabawić, bo mój futrzany kolega
zazwyczaj nie poprzestaje na straszeniu…
Scorpius przestał jej słuchać. A może krew, która
go właśnie zalała zagłuszyła to co mówi.
Po lekcji wszyscy wyszli wymęczeni, bo profesor
Potter dał im prawdziwy wycisk. Jo przechodząc koło Scorpiusa uśmiechnęła się
do niego, ale on nawet jej nie zauważył. Odprawił Blake’a i czekał. Genevive
wyszła z klasy ostatnia wciąż knując coś z przyjaciółką.
- Zjeżdżaj – powiedział Scor do Ciary zatrzymując
Genevive ręką. Jej koleżanka spojrzała na niego z niesmakiem.
- Słucham?
- Słyszałaś – powiedział wpatrując się w Almond z
nienawiścią – Liczę do trzech a potem cię stąd zmiotę.
Ciara wciąż jednak stała, nie wiedząc o co mu
chodzi. Dopiero gdy Genevive skinęła jej głową posłusznie odeszła.
- Tak, Scorpius? – zapytała próbując by jej głos
zabrzmiał słodko. W rzeczywistości była jednak trochę przestraszona jego miną.
Gdy zostali sami na korytarzu, Scor nawet nie starając się opanować
przygwoździł ją do ściany jednym ruchem.
- Mmm… - zamruczała Genevive – Wracamy do układu z
czwartej klasy?
- Jesteś chora – wycedził Scor – Nie dotknąłbym cię
miotłą. A teraz gadaj, czemu chciałaś wystraszyć Rose Weasley?
Genevive najpierw zamarła zdumiona jego
zainteresowaniem tą sprawą, potem spróbowała się uwolnić z jego stalowego
uścisku, ale kiedy jej się to nie udało powiedziała tylko:
- Bo jest głupią dziwką… Puść mnie natychmiast!
Scor tylko wzmocnił uścisk.
- Powiedz to jeszcze raz a wyrwę ci język –
wyszeptał jej do ucha – A jeśli kiedykolwiek jeszcze ją tkniesz, będziesz miała
do czynienia ze mną, rozumiesz?
Genevive patrzyła na niego oszołomiona. On nie
żartował. Oczy świeciły mu, jakby dostał gorączki.
- Oszalałeś – powiedziała z odrazą. Scor puścił ją,
ale wciąż sztyletował ją wzrokiem.
- Zbliż się do niej, a za siebie nie ręczę.
I posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie opuścił
korytarz.
*
Przed obiadem niebo za oknami i w Wielkiej Sali nagle przybrało granatową
barwę, a potem lunął rzęsisty deszcz. Jo, która wpadła w przerwie na Rose z
miną skazańca stwierdziła, że nie mają po co iść do lasu w takiej ulewie, bo i
tak niewiele zobaczą. Rose była jej za to szczerze wdzięczna, bo wcześniej była
pewna, że Carter jak na wariatkę jej pokroju przystało zaciągnie ich dziś do
tego lasu…
Red miała więc wolne popołudnie i wybrała się do
biblioteki. Zdjęła z regału o podróżach cały stos woluminów i z lubością
zagłębiła się w lekturze.
Szybciej go wyczuła niż zobaczyła, choć nie wiedziała jak to możliwe. Scorpius
szedł w jej kierunku z dziwnym wyrazem twarzy.
- Czego? – zapytała znudzona. Scor z hukiem opadł
na krzesło naprzeciw niej i wyrwał jej książkę, którą czytała, aż sapnęła z
oburzenia.
- Co zrobiłaś Genevive Almond? – zapytał
niespodziewanie – Bo tak ją wkurzyłaś, że wyczarowała potwora, który napadł cię
w lochach.
Rose przyglądała mu się z niepokojem. Znowu się
urżnął przed obiadem? Zabrała mu swoją książkę.
- Genevive Jak-jej-tam nic do mnie nie ma –
powiedziała spokojnie szukając strony, na której skończyła – Ty nasłałeś na
mnie potwora w lochach.
Scorpius warknął głośno. Kilku drugoklasistów
siedzących przy niedalekim stoliku oburzyło się na ten dźwięk.
- TO. NIE. JA – wycharczał – Masz to natychmiast
przyjąć do wiadomości!
- Idź stąd, Scor – powiedziała znudzonym głosem Red
– Wierzę ci.
- Serio? – zapytał zbity z tropu. Rose kiwnęła
głową. Scorpius przyglądał jej się przez chwilę, a potem trochę skonfundowany
wstał i zamierzał odejść. Kiedy koło niej przechodził Rose odezwała się znowu:
- Tylko pozdrów swojego czarnoksięskiego potwora…
Scor odwrócił się na pięcie i warknął tak głośno,
że jakiś gruby chłopiec spojrzał na niego oburzony i powiedział głośnym szeptem:
- To jest biblioteka!
Scorpius spojrzał na niego tak, że chłopiec i jego
koledzy po krótkim namyśle wstali i przenieśli się w inny kąt biblioteki.
- Weasley, ja z tobą nie wytrzymam! – wydarł się do
pleców Rose. Ta odwróciła się i zmrużyła groźnie oczy.
- Ani ja z tobą! – odparła – Jesteś kłamcą i
używasz Czarnej Magii!
Do regału, przy którym siedzieli wparowała
bibliotekarka pani Pince. Miała minę wyrażającą święte oburzenie.
- Co się tu dzieje?! – zawołała zdumiona – Panno
Weasley, panie Malfoy, proszę natychmiast opuścić bibliotekę!
Scorpius spojrzał na nią tak jak przed chwilą na
drugoroczniaków i bibliotekarka cofnęła się o dwa kroki.
- Będziemy już grzeczni – powiedział Scorpius
słodkim głosem, a Pince rzuciła im jeszcze groźne spojrzenie i wycofała się do swojego
biurka. Rose obróciła krzesło tak, żeby siedzieć tyłem do niego.
- Idź sobie – powtórzyła gniewnie. Podszedł do jej
pleców i nachylił się.
- Kiedy, do wszystkich diabłów pojmiesz, że nigdy
bym cię tak nie nastraszył?! – syknął jej do ucha. Rose pokręciła głową, jakby
chciała się od niego uwolnić.
- Nie znosisz mnie – przypomniała mu – Ciągle robisz
mi na złość.
- Jest granica! – warknął, przysuwając się tak, że
teraz prawie muskał jej ucho – I wyobraź sobie, że znoszę cię znakomicie!
Rose próbowała odsunąć głowę, ale nie bardzo jej to
wychodziło.
- Jakoś ci nie wierzę.
Scorpius był doprowadzony do ostateczności. Oparł
dłoń o jej szyję tak, że drgnęła jak rażona prądem a potem drugą ręką odwrócił
jej twarz w swoją stronę.
- Patrz, jak cię nie znoszę…
I pochylił się do jej ust a potem wpił się w nie
zachłannie.
Biblioteka znikła. Była tylko pyskata Red i jej
gorące wargi. Jej miękka skóra i powalający zapach.
Tylko jego silne ręce, które nie pozwalały jej się
obrócić i usta, od których nie mogła się odkleić.
Aaaaaaaaaaa!!!!! Jesteś cudowna, wspaniała, kochana! Wielbię Cię!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTo najcudowniejszy moment mojego życia! Rosie i Scorp w końcu razem! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału Kochana! Jesteś moją bohaterką! Liczę na Scorpiusa i Red w nowym poście.
Buziaki xx
Dzięki za każde słowo, jak czytam takie komentarze aż chce się pisać :) Następny rozdział na pewno szybciej, bo skończył się najgorszy miesiąc w roku, czyli czerwiec...
UsuńAle taka mała uwaga: Rose i Scorpius się całowali, nie zostali parą :P I myślę, że szybko to nie nastąpi. W następnym rozdziale między nimi będzie... zabawnie :P
Ja wiem, że oni nie są parą. :) "Razem" napisałam tak jakoś przez przypadek, pod wpływem emocji. Ciesze się po prostu, że coś się między nimi zdarzyło. I nie mogę się doczekać tych "zabawnych" sytuacji xdd
UsuńO Mój Boże! Kocham, kocham, kocham! Wchodzę na bloga, nie spodziewając się niczego i nagle...NOWY ROZDZIAŁ! Nie wierzę!
OdpowiedzUsuńScorpius i Rose znaleźli stałe miejsce w moim sercu! Zazwyczaj preferuję opcję Scor/Lily, ale Weasley w twoim opowiadaniu nie da się nie kochać!
No ale przede wszystkim...JOMES <3 Naprawdę lubię Ala i jest mi go strasznie szkoda i uważam, że jest cudowny, ale...Jo woli Jamesa i wszyscy to widzą: Scor, Red. A pocałunek był miły? Podobno w naszym życiu spotykamy tylko jedną osobę, której usta idealnie pasują do naszych. I szczerze wątpię czy było by to miłe. Raczej namiętne, oszałamiające, zwalające z nóg. I ja wiem, że to wszystko czeka na Jo u Jamesa.
A no i totalnie zakochałam się w scenie Cartera i Lucy. Ona jest taka urocza!
Nie pozwól nam czekać za długo na następny rozdział! Proszę, proszę, proszę :)
[slizgonska-krew]
Dziękuję, dziękuję!
UsuńCieszę się, że podoba Ci się Lucy. Ona jest skrajnie różna niż Jo i Rose, ale w tej swojej nieporadności ma siłę i charakter i ja też ją polubiłam :)
Co do Jo i Jamesa - oczywiście, że do siebie pasują, oczywiście, że jest między nimi chemia i coś elektryzującego... Ale moim celem nigdy nie było zrobienie z Albusa łatwej opcji dla Jo. Ona coś do niego poczuła, inaczej by zwiała z boiska, i wie o tym i Scor i Rose i Albus :D
Ale nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie 1 części, a tak mi się myśli napisać 3. Więc dajmy im dorastać, popełniać błędy i się zakochiwać :D
CO?! CO?! Słucham?!
UsuńZ jednej strony strasznie się cieszę, że będzie tyle części, ale z drugiej strony...MAMY TAK DŁUGO CZEKAĆ, AŻ DOWIEMY SIĘ Z KIM OSTATECZNIE BĘDZIE JO?! Bo to, że Rose będzie ze Scorem jest oczywiste xd Są sobie przeznaczeni. Ale co do Jo to nie jestem pewna co sobie założyłaś i ta niewiedza mnie dobija :c
TAK, właśnie tyle trzeba poczekać! ;P
UsuńJa sobie myślę, że w prawdziwym życiu na te dobre rzeczy też się długo czeka. A po drugie oczekiwanie może być przyjemne. Chyba, że wolisz w następnym poście 2 zdania i The End? :D
Oczywiście, że chcę aby to trwało i trwało. Ale jednocześnie chcę wiedzieć kogo ostatecznie wybierze Jo. Zawsze tak mam: zaglądam na koniec książki, aby wiedzieć czy mam się denerwować czy nie muszę ;) Niżej napisałaś, że wiesz z kim będzie Carter. Z tego jak bronisz Ala wnioskuję, że to on będzie tym jedynym dla blondynki. I jeśli taka jest twoja wizja to trzymaj się jej, bo nie ma nic gorszego od zmieniania historii pod czytelnika! I tak będziemy uwielbiać twojego bloga i ciebie, bo naprawdę świetnie piszesz :) Nieważne czy zakończy się on happy endem dla fanów Jomes czy Jolbusa :)
UsuńPS Ale oczywiście moje serce nadal bije tylko i wyłącznie dla starszego Pottera i nic tego nie zmieni :p
Cześć! Jak się cieszę, że jest nowy rozdział :) i to taki rozdział!
OdpowiedzUsuńMoże ja daruję sobie zachwyty nad Rose/Scorpiusem i Jo/Albusem/Jamesem... bo to jest oczywiste...
Nawet nie wiesz jaką radość sprawia czytanie czegoś tak dobrze napisanego! Jest intryga (aż jestem ciekawa co z tym drzewem!) i jest dużo humoru ("Albusie Severesusie Ginewro" - umarłam całkowicie :P)
Również czekam niecierpliwie na następną notkę! Pozdrawiam :)
Co ja mogę powiedzieć, co nie zostało napisane? :)
OdpowiedzUsuńWobec tego mam pytanie:
Czy Ty wiesz z kim będzie czy Jo, czy chcesz, żeby wynikło to w trakcie rozwoju akcji? :)
Pozdrawiam serdecznie, Panna Bez Gmaila :)
Hahahahah! Czekałam na to pytanie od pierwszego postu! :)
UsuńCo nie zmienia faktu, że chyba trudniejszego nie mogłaś zadać :P
Wiem z którym brunetem będzie Jo. Każde dotychczasowe wydarzenie z jej udziałem pisałam z myślą o tym.
Ale tak naprawdę poczekam do ostatniej części i pozwolę jej wybrać :)
Totalnie zakochałam się w Lucy i Cameronie. Znaczy w ich relacji, tej scenie... Shippuję ich!
OdpowiedzUsuńCo do Jo, Ala i Jamesa, nie mam o nich zdaniach, a jeśli chodzi o Scorose - i ship them so hard. dziwne, bo zwykle w ff mnie rurają.
Rozdział całkiem, całkiem!
O matko . Rose i Scorpius się pocałowali , normalnie radość u mnie jak u małego dziecka :D
OdpowiedzUsuńSCOROSE! TAAAAAAAAAAAAAAAK! Ale za ten pocałunek Albusa z Jo to powinnaś w łeb dostać. Dlaczegooooo? Ja chce JOMESA, a nie Jobusa!
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3
I to drzewooooo
Uwielbiam ten rozdział :D
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak Scor pocałował Rose, Scor pocałował Rose czyli istnieje szansa, że w przyszłości zostaną parą?! Oby tak było. Aaa jest i Lucy moja druga ulubienica po Rose, haha scena z Cameronem najlepsza.
Pozdrawiam
Carmen
Jezu kocham jego, ją, a ciebie przed wszystkim!
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział!
Kocham ich <3
Nawet nie wiem co więcej napisać <3
Coś się powoli zaczyna wyjaśniać z tym Drzewem, a w międzyczasie Rose i Scorpius wymieniają się bakteriami :]
OdpowiedzUsuńJo ma dylemat, który dotyczy obydwu Potterów i chyba go prędko nie rozwiąże :D
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
XD chciałam więcej Scorpiusa i Rose i dostałam :)
OdpowiedzUsuńJest! pierwszy pocałunek. Cieszę się,że nie przyśpieszasz akcji i wogóle widać ,że Twój blog jest bardzo przemyślany
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaa kocham Cię normalnie za ten rozdział SCOROSE ������������❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńNadal się cieszę jak głupia i szczerze do ekranu telefonu omg aaaaaaa!!!!
No jestem tak zaaferowana ich pocałunkiem że nie potrafię o niczym innym pisać ����
Mam nadzieję, że sprawa drzewa szybko się wyjaśni ��
Pozdrawiam Caraline Gentilw