Wygląda na to, że mamy nową królową
Jo wysiadła z samobieżnego powozu i szybko
ruszyła w stronę zamku. Wydawało jej się, że ktoś ją woła, ale nawet się nie
obróciła. Lawirując między spłoszonymi pierwszakami wemknęła się do Wielkiej
Sali, a potem udając, że nie istnieje wycelowała w stronę stołu Gryffindoru i
przecięła całą odległość w kilku krokach. Jadalnia wypełniała się miarowo, a
przybyciu reszty towarzyszył zwykły gwar radosnej paplaniny, choć tym razem
dało się również usłyszeć poważniejsze tony, wśród starszych i lepiej
zorientowanych w wojnie uczniów.
Jo oparła łokcie na stole i ukryła twarz w
szerokich fałdach rękawów szaty, mając nadzieję, że w ten sposób stanie się
niewidzialna.
- Dzień dobry, Carter.
Podniosła głowę na parę cali i spotkała się z chłodnym
wzrokiem Jamesa, który usiadł z jej prawej strony.
- Będziesz krzyczał? – zapytała tylko. James zrobił
zamyśloną minę.
- Nie. Ale masz szczęście, że widziałem gdzie leziesz w tym
pociągu, inaczej bym go zatrzymał.
Jo łypnęła na niego z niezadowoleniem.
- Chciałam być sama.
- Co się dzieje? – zapytał ostro James. Jo westchnęła
ciężko i już miała mu wytłumaczyć, ale w tym momencie w sali zrobiło się cicho
i wstała profesor McGonagall.
- Witajcie – powiedziała krótko – Cieszę się, że mimo
niepokojów w kraju, wszyscy dotarliście bezpiecznie.
Wzrok dyrektorki omiótł stół Krukonów, a potem zerknęła na
stół Gryfonów i Jo wiedziała, że szuka jej w tłumie. Warknęła cicho.
- Jak wiecie wobec zagrożenia ze strony Skandynawii jak i
wojny domowej, również nasza sytuacja uległa zmianie. Ktoś bardzo zasłużony dla
tej szkoły powiedział kiedyś, że każdy kto w Hogwarcie poprosi o pomoc, otrzyma
ją. Dlatego zdecydowaliśmy, że w części zamku pozwolimy zamieszkać tym, którzy
takiej pomocy potrzebują. Oczywiście – tu McGonagall wróciła do swojego
zwykłego, surowego tonu, który wyrwał wszystkich z zadumy – w żadnej mierze nie
zakłóci to toku nauczania. Ze spraw bieżących…
Jo głowa opadła na ramiona. James wciąż przyglądał jej się
krytycznie.
- Więc co się dzieje? – zapytał znowu, kątem ust. Jo
zaczęła wykręcać sobie ręce.
- Chodzi o to…
Zerknęła na stół Ravenclawu. Albus, który najwyraźniej jej
się przyglądał tak się zdenerwował, widząc, że też na niego patrzy, że strącił
łokciem szklankę z sokiem. Jo zakryła twarz dłonią i odwróciła się do Jamesa.
- Chodzi o to, że potrzebuję trochę samotności.
- Nie potrzebujesz – stwierdził pewnie James –
obserwowałem cię przez miesiąc, i jedyne czego jestem pewien, to to, że kiedy
zostajesz sama zaczynasz świrować.
Jo nabrała powietrza w płuca.
- Ja wcale nie…!
James już miał uśmiechnąć się triumfalnie, bo wyglądała
jak stara dobra Jo, irytująca się, gdy wypominano jej słabości. Ale chwila
minęła, a Jo nie dokończyła zdania, tylko westchnęła smutno i pokiwała głową. W
Jamesie coś się zagotowało.
- Masz rację – powiedziała cicho – Ale ja… my…
Zerkała na niego tak spłoszonym wzrokiem, że nie mógł się
powstrzymać i w końcu się uśmiechnął, obejmując ją ramieniem, na co kopnęła go
w kostkę, ale go nie zabrał.
- Wiem. I naprawdę niczego od ciebie teraz nie chcę, poza
tym, żebyś doszła do siebie. A potem… -
tu mrugnął do niej łobuzersko – Potem zobaczymy.
McGonagall skończyła mówić o sprawdzianach dla drużyn
quidditcha, wstał jakiś czarnowłosy mężczyzna, któremu Wielka Sala zaczęła
klaskać, a Jo i James wpatrywali się w siebie z zażenowanymi uśmiechami i
wypiekami na policzkach.
*
Uczta
dobiegła końca i w drzwiach Wielkiej Sali zrobił się mały korek, bo wszyscy
chcieli jak najszybciej sprawdzić czy coś zmieniło się w zamku. Scorpius już miał
wyjąć różdżkę, żeby utorować sobie drogę, gdy usłyszał coś, co go wyraźnie
zainteresowało.
- …ewidentne bzdury. Zagrożeniem dla czarodziejów są
MUGOLE, a nie inni czarodzieje!
Przyspieszył, bo to interesujące zdanie wypowiedziała
czarnowłosa dziewczyna, idąca kilka stóp przed nim. Ci, którzy byli najbliżej
niej pokiwali głowami, a Scorpius prawie złapał się za głowę, gdy zobaczył, że
wśród jest Blake. Cóż, kimkolwiek by nie była, musi być nieziemsko piękna… -
stwierdził z ironią. Gdy znowu się odezwała, Scor doznał dziwnego wrażenia, że
zna skądś ten głos.
- Ukrywanie magii… To jest dopiero bzdura! To tak jakby
ukrywać największe odkrycia ludzkości!
- Masz rację, masz całkowitą rację – paplał Blake,
wpatrując się w dziewczynę jak urzeczony.
PAC. Ręka Scorpiusa odbiła się od jego głowy, gdy w końcu
udało mu się do niego dostać. Przyjaciel odwrócił się do niego ze złością, ale
Scorpius nie zwracał na niego uwagi, bo w tym momencie odwróciła się również
ciemnowłosa dziewczyna. Malfoy przystanął z wrażenia.
- Elizabeth!!!
Elizabeth Cambell, ta sama, którą gościła Narcyza podczas
świąt, dając mu do zrozumienia, że nie widzi lepszej kandydatki na jego żonę,
przemierzała właśnie korytarz Hogwartu, głosząc głośno swoje zdanie.
- Witaj, Scorpiusie – powiedziała, uśmiechając się z
wyższością.
- Co ty tu robisz?! – zapytał wciąż oszołomiony. Blake,
który również się zatrzymał, patrzył na niego z coraz większą złością.
Elizabeth trochę przygasła.
- Moja rodzina przeniosła swoją filię do innego kraju,
wobec… niestabilności tego. Musiałam pójść do szkoły, bo za granicą nikt nie
uzna poświadczenia moich rodziców, że uczyłam się w domu.
Scorpius zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc.
- POTRZEBUJĘ OWUTEMÓW – wyjaśniła niecierpliwie i ruszyła
dalej korytarzem. Blake i Scorpius powlekli się za nią.
- W jakim jesteś domu? – zapytał Currlington. Elizabeth
uśmiechnęła się zadziornie.
- W Slytherinie, oczywiście. Przybyłam na rozmowę z waszą
dyrektorką w lipcu i w połowie mojej prezentacji dała mi wasz krawat.
Scorpius parsknął śmiechem, ale gdy na niego spojrzała
szybko udał zakrztuszenie.
- To fantastycznie – powiedział tylko.
Doszli do lochów i weszli do zwyczajowo zalanego
zielonkawym światłem salonu. Elizabeth zachowywała się, jakby była u siebie, a
nie jakby znalazła się tu po raz pierwszy.
- Gdzie jest moja sypialnia? – zapytała chłopców, i obaj
wzruszyli ramionami.
- Gdzieś tam – Scorpius machnął ręką w stronę, gdzie były
wszystkie dormitoria dziewcząt, ale Blake wypiął się usłużnie.
- Zaprowadzę – oznajmił niskim głosem i wyeksponował
ramię, najwyraźniej oczekując, że go pod nie chwyci. Elizabeth jednak nie
zwróciła na niego uwagi, minęła ich obydwu i pewnie pomaszerowała w stronę,
którą jej wskazali. Scorpius parsknął śmiechem.
- Powycieraj się – powiedział do Blake’a. Ten łypnął na
niego spode łba, ale szybko się ożywił.
- Co za dziewczyna – mruknął, kręcąc głową – Ten styl, ta
uroda, ten…
- Światopogląd? – wpadł mu w słowo Scorpius, trochę
zaniepokojonym tonem – Tak. Ma dziewczyna poukładane w głowie.
Blake patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Stary, nasłuchałeś się McGonagall, czy co? – zapytał z
ironią – Nie każdy jest przeciwny Ankdalowi…
- I myślisz, że mają rację? – odparł ostro Scor. Blake
pokręcił szybko głową.
- Myślę, że każdy ma prawo do własnego zdania – stwierdził
sucho – Co nie znaczy, że popieram niektóre sposoby jego wyrażania.
- To dobrze – powiedział tym samym tonem Scorpius – bo
ludzi, którzy trzymali Jo Carter powinni powiesić za jaja.
- Zgadzam się w stu procentach… - przyznał mu Blake, i już
mieli się rozejść, gdy z kierunku, w którym zniknęła znów pojawiła się
Elizabeth Cambell.
- Coś nie tak?! – zapytał natychmiast Blake i podbiegł do
niej.
- Nie podoba mi się moja sypialnia – oświadczyła. Blake
zerknął na Scora, który znowu przygryzł język, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Eee… możesz chyba pójść do McGonagall i poprosić, żeby…
Ale Elizabeth go nie słuchała, tylko odwróciła się i
ruszyła w kierunku, gdzie była dalsza część damskich dormitoriów. Blake i Scor
znowu na siebie spojrzeli, a potem bez słowa ruszyli za nią, stwierdzając, że
nie mogą tego przegapić.
- Nie! – Blake zatrzymał się i zaczął histerycznie śmiać.
Scorpius szybko zrozumiał co ma na myśli. Elizabeth zatrzymała się przed
sypialnią Genevive Almond.
- Błagam – jęknął Blake – Jeszcze się zaprzyjaźnią i będziemy
mieć dwie królowe…
Drzwi się uchyliły i Elizabeth wmaszerowała do środka.
Niestety zamknęła za sobą i chłopcy nie słyszeli z pewnością interesującej
wymiany zdań.
- Gen nie odda jej swojego pokoju – powiedział Scorpius,
tonem, jakby obstawiał mecz quidditcha. Blake oparł się o ścianę.
- Może ten też nie spodoba się Elizabeth.
Niedługo
musieli czekać na odpowiedź. Drzwi sypialni otworzyły się, ale stała w nich nie
Elizabeth a Genevive. Wyglądała na wstrząśniętą. Wciąż otwierała i zamykała
usta, najwyraźniej nie wiedząc co właściwie chce powiedzieć. A potem nie
zaszczycając Scora i Blake’a spojrzeniem, przemaszerowała wściekle przez
korytarz.
Scorpius
zacmokał z robzawieniem.
- Wygląda na to, że mamy nową królową.
*
Albus
czuł się jak w innej rzeczywistości. Od kiedy wsiadł do pociągu na Kings Cross,
ciągle czuł na sobie natarczywe spojrzenia. Usiadł w przedziale z Dominique,
która co prawda całą drogę na coś narzekała, ale przynajmniej przez chwilę,
uchroniła go przed zachęcającymi spojrzeniami dziewczyn, które chyba się
rozmnożyły w ciągu tego lata, bo jakoś wcześniej nie wiedział, że jest ich aż
tyle… Na uczcie na szczęście już spotkał się z Rose, która skutecznie
odstraszała każdą dziewczynę, a prawdę mówiąc w ogóle ludzi. Ale potem gdzieś
przepadła, a on musiał samotnie wracać do wieży, co okazało się nie lada
wyzwaniem.
- Cześć Al!
- Hej!
- Albus!
Prawie biegiem pokonał ostatni odcinek do Wieży
Ravenclawu, którą zamierzał szybko przeciąć, ale w połowie drogi nagle się
zatrzymał, zauważając burzę kręconych, jasnych włosów.
- Cześć! – zawołał, zatrzymując się przed kominkiem.
Scarlett prawie podskoczyła słysząc jego głos, a gdy się do niego odwróciła, na
jej policzkach pojawiły się czerwone plamy.
- Al… Cześć! – i ku jemu zdumieniu wstała z fotelu i
szybko ruszyła przed siebie. W osłupieniu poszedł za nią.
- Hej, zaczekaj! – zatrzymała się i bardzo powoli
odwróciła w jego stronę – Co się dzieje? – zapytał zdumiony – Czemu mnie unikasz?
- Ja, nie, och! Skąd! – wyrzuciła z siebie bardzo szybko,
błądząc wzrokiem po całym Pokoju Wspólnym – Chodzi o to, że bardzo chce mi się
spać!
Albus zmarszczył brwi. Co się stało z jego światem?
Wszystkie dziewczyny nagle chcą z nim gadać, a ta, która zawsze to robiła,
teraz go unika…
- Dziwnie się zachowujesz, Scar – oznajmił, przyglądając
jej się uważnie. Znowu zaczęła panikować.
- No tak, bo jak już mówiłam, jestem zmęczona!
Nic nie mówił, próbując ją rozgryźć, ale w końcu się
poddał i kiwnął głową.
- W porządku. W takim razie dobranoc!
Wykonała dziwny gest, który wyglądał, jakby chciała mu
zasalutować, odwróciła się, potknęła o najbliższy fotel i klnąc siarczyście
pomknęła do sypialni.
Albus
zapomniał nawet o tym, że i on się ukrywa przed połową szkoły i opadł na sofę.
Nie zauważył nawet, że niska blondynka, która przyglądała mu się przez całą
ucztę, teraz strzeliła spojrzeniem i ruszyła w jego stronę. Na szczęście, w tym
momencie w salonie pojawiła się Rose i blondynka natychmiast zmieniła kierunek.
- Co jest? – zapytała na widok Albusa, zatrzymując się nad
nim. Wzruszył ramionami.
- Nie wiesz o co chodzi Scarlett? – zapytał, wciąż
pogrążony w swoim zdumieniu. Red zrobiła dziubek.
- Co masz na myśli?
- Bo ja wiem… Dziwnie się zachowuje.
- Dziwnie jak na kogoś zakochanego po uszy?
Albus otworzył szeroko usta, a potem uderzył się otwartą
dłonią w czoło.
- Ach, o to jej chodzi!
Teraz Rose zmarszczyła czoło.
- Nie jesteś zdziwiony? – zapytała mrużąc oczy – Bo miałam
zamiar cię zszokować, tak, żebyś zapomniał o Carter.
- Zaraz – powiedział głośno Albus – Od jak dawna wiesz, że
Scar…?
- Od zawsze. I nie mów na nią Scar. Od jak dawna TY wiesz?
- Powiedziała mi w dniu, kiedy walczyliśmy ze Skandynawią.
- Aha.
Rose wyglądała jakby coś sobie kalkulowała.
- No więc czego tu nie rozumiesz, małostkowy mężczyzno?
Albus zmroził ją spojrzeniem.
- Niczego.
Rose westchnęła ciężko.
- Pamiętasz jak powiedziałeś Carter co do niej czujesz?
Al kiwnął głową.
- I ona też cię olała, nie? No a ty zrobiłeś to samo
Scarlett! Więc teraz jej głupio.
Albus pokręcił szybko głową.
- To nie to samo! Ja i Scar…lett – tu spojrzał ze złością
na Rose, bo zaczęła gwizdać – jesteśmy przyjaciółmi. Od zawsze! Nie pozwolę,
żeby cokolwiek to zepsuło!
Rose na moment zrobiła poważną minę i powiedziała
delikatnym tonem:
- Obawiam się, że sam to zepsułeś.
Albus już miał jej wygarnąć, zezłoszczony jak nigdy, ale
uświadomił sobie, że to nie Rose ma cokolwiek tłumaczyć, ale tej irracjonalnej
blondynce, która przed nim ucieka. Machnął więc tylko ręką i zmienił temat:
- Wiesz może, czemu dziewczyny ciągle się na mnie gapią? –
zapytał rozeźlony. Rose parsknęła śmiechem.
- W KOŃCU to obczaiłeś? – zaśmiała się, a gdy warknął
głucho dodała szybko – Jesteś nowym idolem nastolatek! Gratuluję, wygrałeś pół
funta żabiej wątroby!
I rechocząc złośliwie odwróciła się, żeby odejść.
- ROSE!!!
Przystanęła i wróciła do niego wciąż rozbawiona.
- Co?
- Masz mi powiedzieć o co im chodzi!
Rose wzniosła oczy do nieba.
- Powinieneś iść na jakiś kurs, dla facetów, którzy nie
rozumieją o co chodzi dziewczynie, nawet jak zaczyna go całować! I weź Malfoya…
- Czy on przypadkiem nie jest twoim chłopakiem?
Kiwnęła głową.
- Ale nic nie rozumie – westchnęła teatralnie.
- To o co chodzi tym dziewczynom? – zapytał spokojnie Al,
doświadczony szesnastoletnim przebywaniem z Red, której nie należało pozwalać
rozpoczynać więcej niż pięciu tematów w rozmowie, jeśli chciało się czegoś
dowiedzieć.
- Jesteś strasznie tępy – oświadczyła, ale Albus nie miał
już siły się dzisiaj wydzierać, więc tylko posłał jej lodowate spojrzenie – W
czerwcu wtargnęły tu obce wojska, które prawie zmiotły Hogwart. Duchy i obrazy
widziały jak wychodzimy z lochów, na moment po tym, jak wywiało armię
Skandynawii za bramę. Wszyscy dowiedzieli się, że braliśmy udział w jakiejś
walce, a że James był wtedy nieprzytomny, więc ich zdaniem nie poradził sobie
najlepiej, a Scorpius cóż… zawsze był dość popularny – tu zrobiła minę, jakby
nie wiedziała co sama o tym sądzi – tak więc ty zostałeś obwołany bohaterem
przez głupie nastolatki!
Albus układał sobie wszystko w głowie.
- Aha – powiedział w końcu i już miał zadać następne
pytanie, ale okazało się, że myślał nad tym tak długo, że Rose zdążyła zwiać.
*
James
rozpoczął tradycyjnie ostatni rok w Hogwarcie. Nie wstał na pierwszą lekcję, a
na drugą przyszedł mocno spóźniony. A była to Obrona Przed Czarną Magią, z
nowym nauczycielem.
- Dzień dobry, panie Potter – powitał go dziarsko Ian
Warren – Rozumiem, że jeszcze nie wpadł pan w lekcyjny rytm.
James z konsternacją poczochrał włosy na głowie, a potem
nie bardzo wiedząc co powiedzieć, usiadł koło Dakoty, która obrzuciła go
obrzydzonym spojrzeniem.
- Jak mówiłem – kontynuował Warren, na co James otworzył
usta, zdumiony tym, nie dostał nawet szlabanu – kiedy klątwa wiąże się z
eliksirem, który uprzednio wypiła osoba go rzucająca, może to dać o wiele
lepsze wyniki.
- Minus pięć punktów! – syknęła Dakota. James spojrzał na
nią z miną nieszczęśliwie obitego psa.
- On nic mi nie dał! – poskarżył się kątem ust.
- No właśnie!
James pokręcił tylko głową, ale nie kłócił się z nią. W
końcu mogło być o wiele gorzej, a do jej nadgorliwości dawno się przyzwyczaił.
Wpatrzył
się w nowego nauczyciela. Był takim luzakiem, czy co? W końcu przyszedł tu prawie
przed dzwonkiem… Nie zdążył jednak wyrobić sobie zdania na ten temat, bo zaczął
przysłuchiwać się temu, co Warren mówi o klątwach.
- Coś dużo wie o czarnej magii – stwierdził dziesięć minut
później, gdy wyszli z klasy. Dakota uniosła brwi.
- To chyba dobrze? W końcu uczy o obronie przed nią.
- Jakoś nie słyszałem, by nam powiedział jak się bronić
przed tymi klątwami! – kłócił się James, ale Dakota już go nie słyszała, bo z
uporem wpatrywała się w trzecioroczniaków przed nimi, którzy lewitowali słój z żabim
skrzekiem w drodze do klasy Zaklęć. James westchnął, wiedząc co się za chwilę
wydarzy.
Dakota
dołączyła do niego, gdy siedział już w ławce i wciąż zaspany oglądał nowe
podręczniki, które widział po raz pierwszy.
- Rozmawiasz z Alem! – powiedziała, siadając obok – To
dobrze!
Kiwnął głową.
- Sytuacja to wymusiła – odparł.
- A co z Jo? – zapytała jeszcze.
- Nie jest sobą – powiedział z dziwnym uporem w głosie –
Zamknęła się, zmieniła. Nie umiem do niej dotrzeć.
Dakota przez chwilę milczała, wyjmując książki, pióra i
pergaminy, które następnie ułożyła w równym rządku.
- James, z tego co mówiłeś ona straciła wiarę w… siebie.
Zawsze była silną, odważną dziewczyną. A oni pokazali jej, że są rzeczy, którym
nie daje rady i Jo nie umie sobie z tym poradzić.
James wpatrywał się w nią, jak w obraz.
- Czyli co mam zrobić? – zapytał szybko. Dakota wywróciła
oczami, a potem wyprostowała się w krześle, bo do klasy, wpadła spóźniona
profesor Johnson.
- Nie wiem, James, nie jestem psychologiem, i ledwo znam
Jo Carter!
James skrzywił się i przetarł twarz.
- A myślałem, że wiesz wszystko! – po czym uszczypnął ją w
biodro, bo jak wiedział, nigdy nie ośmieli się oddać mu w czasie lekcji.
*
Od śniadania Rose rozpaczała nad
swoim życiem. Nie dość, że musi ukrywać swojego chłopaka, bo jej rodzina ją
wyklnie, to jeszcze miała dzisiaj Transmutację. A, że byli w szóstej klasie,
miał ją również Scorpius. Red weszła jak zwykle ostatnia i rozejrzała się.
Scorpius siedział z Blakiem i jakąś ciemnowłosą dziewczyną, której wcześniej
nie widziała. Minęła ich bez słowa, kierując się w stronę Ala, który siedział
koło czerwonej jak mrówka Scarlett. Rose opadła na krzesło, łypiąc ponuro na
rozkładającą dziarsko książki Hermionę.
- Dzień dobry! – zawołała profesor Granger – W tym roku
czeka nas mnóstwo zabawy na Transmutacji.
Red wyjęła różdżkę i udała, że celuje
sobie w głowę.
- Zaczynamy transmutację ludzką i muszę was ostrzec, że
tym razem każdy wasz błąd, może was dużo kosztować.
A
potem rozdała im lustra i zaczęli ćwiczyć zmianę koloru brwi. Rose, której
zabawa znudziła się po dziesięciu minutach zaczęła przyglądać się ukradkiem
nowej koleżance Scorpiusa. Dziewczyna była bardzo piękna, najwyraźniej wybitnie
uzdolniona, bo zmieniła kolor swoich brwi przy pierwszym podejściu i ewidentnie
niemiła, o czym Rose przekonała się w ciągu chwili.
- Na co się patrzysz? – zapytała tamta dość głośno.
Hermiona, zajęta ratowaniem płonącej brwi jakiegoś Gryfona nie usłyszała tej
odzywki, z czego Red była bardzo zadowolona. Uśmiechnęła się zadziornie.
- Z twojej głupiej twarzy – odparła, na co Scorpius
natychmiast się podniósł, wiedząc do czego w potyczkach słownych jest zdolna
jego dziewczyna – Mieliśmy zmieniać kolor brwi!
- Zmieniłam – powiedziała sucho dziewczyna. Rose zaśmiała
się złośliwie.
- Och, a myślałam, że taka już się urodziłaś!
I odwróciła się zadowolona z siebie.
Pod
koniec lekcji bilans strat był niewielki, dzięki temu, że Hermiona miała dobry
refleks i uratowała w ostatniej chwili kilka par brwi. Kiedy zabrzmiał dzwonek,
zawołała jeszcze:
- Panie Malfoy, proszę zaczekać!
Scorpius siłą woli powstrzymał się, by nie spojrzeć na
Rose i kiwnął głową. Zrobiło się zamieszanie i dał jej znać, by na niego
zaczekała. Kiedy w klasie zrobiło się pusto powoli ruszył do biurka Hermiony,
szukając w myśli jakiegokolwiek usprawiedliwienia na to, że spotyka się z jej
córką. W końcu, o co innego mogło chodzić?
- Ma pan świetne wyniki z Transmutacji – oznajmiła
Hermiona, a Scorowi opadła szczęka.
- Eee…
- I talent – kontynuowała kiwając pewnie głową –
Zastanawiam się, czy wie pan już co będzie robić po Hogwarcie?
- Eee… Nie.
- W takim razie proszę pomyśleć poważnie o zajęciu się
Transmutacją. Dawno nie widziałam, by ktoś tak skutecznie panował nad
przemianami własnego wyglądu. Zresztą obserwowałam pana również w zeszłym roku
i nie jestem zdziwiona, że zdał pan SUMa na Wybitny!
- Eee…
- To wszystko – oznajmiła uprzejmie Hermiona – Proszę się
nie spóźnić na następną lekcję!
Scorpius z szeroko otwartymi ustami, odwrócił się od niej
powoli i skonsternowany ruszył przed siebie.
- Czego chciała?! – Rose stała za drzwiami, z nie mniej
wystraszoną miną, niż on, gdy Hermiona kazała mu zostać. Pociągnął ją za rękę
do najbliższej wolnej klasy.
- Powiedziała mi, że jestem dobry w Transmutacji…
- Co?!
Wzruszył ramionami. Sam był wciąż w szoku. Dobrze
wiedział, że nie znosiła jego ojca, że jego ciotka torturowała ją, w domu jego
dziadków… A mimo to, ona… dba o jego przyszłość.
- Na pewno się o nas dowiedziała – panikowała Red –
Zamierza się zemścić, szydząc z twoich umiejętności!
Scorpius zmroził ja wzrokiem.
- Ja JESTEM dobry w Transmutacji.
Ale Rose go nie słuchała, bełkocząc coś pod nosem.
- Może po prostu zadziałał mój naturalny czar – oznajmił
po chwili, gdy już zaczął dochodzić do siebie – W końcu podobam się wszystkim
Weasley.
Rose prychnęła, a Scorpius złapał ją za rękę i przyciągnął
do siebie.
- Nie jest tak?
- Nie pochlebiaj sobie – mruknęła, gdy znalazła się bardzo
blisko. Scorpius przeciągnął ręką po jej udzie.
- Twoja matka mnie uwielbia – stwierdził z zadowoleniem –
To dobry znak.
- Mój ojciec cię ugotuje – odparła grobowo Red – To bardzo
zły znak.
Scorpius parsknął tylko śmiechem i nachylił się, żeby ją
pocałować, ale Rose właśnie sobie coś przypomniała, i odsunęła się szybko.
- Hej, co to za nowa pinda z Slytherinu?
Scor posłał jej nieprzychylne spojrzenie.
- Elizabeth Cambell. Jest nowa. Musiałaś być taka wredna?
- JA?! – oburzyła się Red i zepchnęła jego ręce.
- Dobra, jesteście jednakowo niemiłe – poddał się Scorpius
– Odpuść. Elizabeth pochodzi ze starego rodu, który ma głupie, długowieczne
tradycje nienawidzenia mugoli. Ona ma zupełnie inny światopogląd i lepiej,
żebyście nie wchodziły sobie w drogę.
Rose słuchała go z najwyższą uwagą.
- Rozumiem, że ty zamierzasz wchodzić w drogę pannie
Elizabeth Cambell?
Scorpius podskórnie czuł, że powinien uciekać.
- Poznaliśmy się jakiś czas temu i chociaż jest trochę…
dziwna, polubiłem ją!
Rose trysnęły iskry z oczu.
- Hej! – zawołał szybko Scorpius, widząc, że się odwraca,
żeby wyjść – Powiedziałem: polubiłem. Mam do tego prawo! Tak samo jak do tego,
żeby ciebie – Rose przystanęła – bardzo lubić.
Podszedł do niej od tyłu i objął mocno w pasie.
- Bardzo cię lubię, Weasley.
- Bardzo mnie denerwujesz, Scorpius.
Odwróciła się do niego i przyciągnęła, żeby go pocałować. A
potem zapomnieli pójść na lekcje.
*
Przedostatnią
lekcją siódmych klas pierwszego dnia, była Numerologia, na którą chodziło
tylko kilkanaście osób. Louis i Grace przyszli nieco spóźnieni, bo w czasie
przerwy przechadzali się po dziedzińcu. Usiedli razem w ławce i Grace zagadała
się z koleżanką, która siedziała za nimi, a Louis obiegł resztę klasy wzrokiem.
Prawie się zachłysnął.
W
drugim rzędzie, na samym końcu siedziała dziewczyna, z którą kłócił się na
błoniach. Teraz miała rozpuszczone włosy, a grzywka prawie zasłaniała jej
twarz, ale nie miał wątpliwości, że to ona. Tak się na to zagapił, że Grace
musiała dać mu kuksańca w żebra, żeby się obudził, bo do klasy wszedł właśnie
nauczyciel. Louis nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.
- Jak się nazywa tamta dziewczyna? – zapytał szybko Grace.
Ta najpierw zmierzyła go spojrzeniem i dopiero zerknęła za siebie.
- Czemu pytasz? – zapytała siląc się na naturalny ton.
Louise nie rozumiał jej zachowania.
- Bo ostatnio na mnie nawrzeszczała, a nawet nie
wiedziałem, że jest na tym samym roku co ja!
Grace jakby odetchnęła.
- To Leah Leander. Jest w Gryffindorze i jest dziwadłem.
- Co masz na myśli? – zapytał z zainteresowaniem, a jego
dziewczyna znowu obrzuciła go bacznym spojrzeniem.
- Na przykład fakt, że jej nie znasz – stwierdziła – Nie
ma żadnych przyjaciół i nawet w Wielkiej Sali prawie nie można jej spotkać.
Więc jest dziwadłem – Grace przyłożyła palec do ust, bo zaczął się wykład i
skupiła się na lekcji, ale Louis nie miał zamiaru słuchać.
Zerknął
jeszcze za siebie. Leah nie zwracała na niego uwagi, zajęta gryzmoleniem po
kartce. Wyglądała prawie niewinnie i na moment zapomniał jak się na niego
ostatnio wydarła. Jak to możliwe, że nigdy jej nie zauważył? Była… Cholera,
była całkiem ładna. I nie wyglądała na dziwadło. Bardziej na samotnika z
wyboru. Co robi nad tym jeziorem? Przez moment Louis miał nieodpartą ochotę
przysiąść się do niej, ale wiedział, że Grace by go za to zabiła. Spróbował
skupić się na lekcji, ale jego myśli wciąż krążyły nad dziewczyną, która
nielegalnymi sposobami wymykała się z zamku nad jezioro.
Po
Numerologii Grace pożegnała się z nim i ruszyła na obiad, ale Louis miał
jeszcze Starożytne Runy. Jakim zaskoczeniem było dla niego, gdy okazało się, że
Leah też skręca do klasy na drugim piętrze. Tym razem nie zastanawiał się ani
chwili.
- Cześć – powiedział głośno, dosiadając się do niej. Przez
chwilę po prostu na niego patrzyła, najwyraźniej nie rozumiejąc tej sytuacji,
ale po chwili musiała sobie wszystko przypomnieć, bo wytrzeszczyła oczy i
powiedziała ze złością:
- To miejsce jest zajęte!
- Wiem, przeze mnie.
Leah zmrużyła groźnie oczy:
- Czego chcesz?!
Louis uśmiechnął się triumfalnie.
- Dowiedzieć się co knujesz nad jeziorem!
- Niczego nie knuję – powiedziała groźnie – a teraz się
przesiądź!
Pokręcił głową i odsunął się na krześle, a potem zaczął na
nim swobodnie huśtać.
- Podoba mi się to miejsce!
- W takim razie ja się przesiądę!
I wstała, a wtedy krzesło Louisa zatrzymało się gwałtownie
opadając.
- Schowaj zęby, wilczku. Nic ci nie zrobię.
Leah zaśmiała się głośno.
- Myślisz, że się ciebie boję? – zadrwiła – Po prostu cię
nie lubię!
- Ani ja ciebie – oznajmił Louis – Jesteś przyjemna w
obyciu jak pokrzywa!
Leah już otwierała usta i Louis nie mógł się doczekać
wyzwisk, którymi go obdarzy, ale w tym momencie do klasy weszła profesor
Vector.
- Cisza! – zarządziła na wstępie. Leah obrzuciła go
jadowitym wzrokiem a on uśmiechnął się tylko triumfalnie. Teraz do końca lekcji
będzie mógł się na nią bezkarnie gapić. Nawet jeśli obedrze go ze skóry, gdy
wyjdą z klasy.
Świetny rozdział! Skomentuje później ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę dużo weny ;)
O matkooooo <33333 mam nową uuuuuluuubioną paaręę Leah & Louis mam nadzieję, że będzie o nich w następnych rozdziałach (ostrzegam w innym przypadku odnajdę cię i nie ujdziesz z tego żywaaa... xD), ogółem to co tu przeczytałam jest piękne, i to piękno ma pozostrać ;)
OdpowiedzUsuńGallo Konio Anonim
Stanowczo za często mi grozisz :P
UsuńHehehehehe... no cóż powinnaś się przyzwyczajać z dzieckiem szatana łatwo się nie żyje xD
UsuńGallo Konio Anonim
Nosz kurde! Jak ktoś zaraz nie strzeli Avadą Elizabeth, to ja sama to zrobię. To jest (jeśli dobrze pamiętam) drugi rozdział w którym ona się pojawia, no ale... no. Jestem skłonna założyć fan club Genevive, serio!
OdpowiedzUsuńOj będzie się działo. Leah jest taka jak ja! Totalnie aspołeczna, chyba. Ja już shipuję ją i Louisa! Louah <3
Niechcący wyobraziłam sobie Hermionę i Scorpiusa jako parę, to nie był dobry widok, mimo wszystko. Znacznie bardziej wolę ją z kochaną fretką.
No, i jeszcze Jo. Zmarniała dziewczyna, ale to w końcu Jo Carter, wyliże się.
Brakuje mi Lucy i Camerona, pojawią się jeszcze kiedyś?
Rozdział jak zawsze prześwietny! Z niecierpliwością czekam na następny i życzę Ci dużodużodużo weny, żeby był jeszcze lepszy od poprzednich! :D
Patrycja
Matko Hogwarcka, Scor i Hermiona?! :P
UsuńLucy nadal jest w Hogwarcie i na pewno pojawi się od czasu do czasu w 2 części, Cam pojawi się w... pewnym momencie :)
Ojojoj to czekam na... pewien moment. Taa, moja wyobraźnia nie zna granic. :D
UsuńOoo wróciłaś. Świetny rozdział, jak zawsze można się pośmiać. Uwielbiam Twoich bohaterów :D
OdpowiedzUsuńWici :)
Jak zwykle poprawiłaś mi humor świetnym rozdziałem. Coś czuje,że Elizabeth przynosi ze sobą kłopoty przez co już jej nie lubię. Za to kocham Rose. Brakuje mi trochę Lucy i wydaje mi się, że ona z Cameronem są tak jakby zastąpieni przez Luisa i Leah. Tą dwójkę zresztą też uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Ci weny
~ maripossa
Rozdział, jak zawsze super. Rozmowa Leah i Luisa była wyśmienita. Mam nadzieję, że Jo niedługo dojdzie do siebie. Wyobraziłam sobie rozmowę Scorpiusa z Hermioną, jego mina była wyśmienita.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Nikita
Nie wiem dlaczego, ale ja lubię Elizabeth. Jestem jakaś nienormalna :D No ale to się może zmienić, jeszcze jej nie znamy tak dobrze. Leah i Louisa uwielbiam, tyle mogę powiedzieć, nawet nie tylko jako parę ale każdego z osobna :)
OdpowiedzUsuńJa chcę żeby Jo już się pozbierała, brakuje mi jej jako pełnej życia, odważnej Gryfonki :/
Pozdrawiam :))
Gabi♥
Jesteś tak samo nienormalna jak ja, bo też lubię Elizabeth, a raczej jej charakter, bo oczywiście poglądy ma strasznie odjechane :P
Usuńheja! Dziś zobaczyłam twoją nową notkę, i stwierdzam, że jest (jak zwykle) super! Rozdział bardzo fajny...
OdpowiedzUsuńRose i Scorp <3
Jo ostatnio się robi taka... TAKA... NO INNA. James jak zwykle najukochańszy.
Stwierdzam, że Rose ma taki sam charakter jak ja (Co mi się podoba) :D
Louis cudny, cudny, cudny. Po prostu CUD, MIÓD I ORZESZKI! ;)
Mini scenka:
Natalie zrobiła wielkie oczka i najsłodszy głosem na świecie powiedziała:
-Mogę prosić więcej scen Draco i Rose? PLISSS!!!!
Koniec scenki.
Kocham twój blog, twoje pisanie, tą notkę i czekam na cd!
Życzę weny i pozdrawiam! :D
Dziękuję, to bardzo miłe! :)
UsuńJa też uwielbiam Draco i Rose w jednym pomieszczeniu, ale pamiętaj, że im czegoś więcej tym bardziej powszednieje :D
Hermiona chwali Scorpiusa?! Wyczuwam jakiś podstęp...
OdpowiedzUsuńA może nie, w sumie Hermiona zawsze była bardzo tolerancyjna i ostrożna w swoich osądach więc może polubiła Scorpiusa?
Czyżby Al wciąż nie rozumiała że stał się bardzo popularny i każda dziewczyna o nim marzy?
Tak naprawdę to Albus trochę mnie denerwuje. Wie że nie może być z Jo ale wciąż odrzuca Scarlett.
No tak, ale przecież miłość nie wybiera...
Elizabeth moim zdaniem stanowi swego rodzaju konkurencję dla Rose i nie będę zdziwiona jeśli będą przez nią jakieś kłopoty.
Elizabeth nową "królową" hmmm...
Coś mi się wydaje, że Luis będzie miał sporo kłopotów przez Leah( nie mam pamięci do imion więc nie wiem czy dobrze zapamiętałam więc wybacz jeśli ciś pomyliłam tym bardziej że rozdział czytałam wczoraj)
Dużo weny!
Pozdrawiam serdecznie!
Al nie może być z Jo, a mimo to odrzuca Scarlett. Bo Al nie kocha Scarlett, to chyba logiczne? :) No i jak sama mówisz, miłość nie wybiera, a najważniejsze, że przestał już łazić za Jo :p
UsuńElizabeth jest definicją słowa "kłopot" :P Podobnie jak Leah :D
Cudny rozdział!
OdpowiedzUsuńLouis mym bogiem, a Leah miszczem! Są świetni. Grace chyba nie będzie jakąś ważną postacią, prawda? Jakaś dziwna mi się ona wydaje :/.
Co do Elizabeth to jej nie lubię!! Teraz przynajmniej będzie w mojej głowie rywalizacja, ktora postać jest gorsza : Elizabeth czy Hermiona xD
Czekam na nowy rozdzial :D.
Pozdrawiam życzę weny! :-)
Ojej a co masz do Hermiony? :)
UsuńNigdy jej nie lubiłam ;). W twoim opowiadaniu nie jest aż taka zła, ale zawsze wkurzał mnie jej charakter.
UsuńRozdział przeczytałam już wczoraj, ale nie miałam czasu skomentować.
OdpowiedzUsuńKocham Louisa, hahaha. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej ♥
Oficjalnie nienawidzę Elizabeth!
No i Rose i Scorp <3 Jak ja ich kocham. Chciałabym zobaczyć moment, w którym Ron dowiaduje się o ich związku, haha.
Mam nadzieję, że Jo dojdzie niedługo do siebie i będzie wreszcie z Jamesem. CIągle czekam na pierwszy pocałunek :c
Czekam na nowy rozdział i życzę dużo weny!
Mayela
Ginger, rozdział super ale Jo i James mają być razem <3 Pamiętaj !!!
OdpowiedzUsuńAhahahah Czekam na dalszy rozwój GGG.
Pozdrawiam!
Rozdzial jest swiwtny. Uwielbiam Leah. Bardzo przypomina mi moja przyjaciolke ktora tez ma swoj charakterek. RoSco sa swietni i oby ich wiecej w kolejnych rozdzialach. Kocham xx - Lilka
OdpowiedzUsuńO MOJA ROWLING! Nawet nie wiedziałam, że wróciłaś! Merlinie, jak ja się cieszę!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co napisać...KOCHAM CIĘ!
A rozdział cudowny, jak zawsze. Trochę się martwię o Jo (no dobra...BARDZO się martwię o Jo. Niemal tak bardzo jak James) ale mam nadzieję, że starszy Potter przywróci ją do normalności. Rose i Scor jak zawsze cudowni i już nie mogę doczekać się chwili, w której ogłoszą swój związek. A fakt, że Elizabeth niedoszła-prawie-narzeczona-Scorpiusa pojawiła się w Hogwarcie dodatkowo dodaje smaczku ich związkowi. Bo nie wydaje mi się, żeby dziewczyny kiedykolwiek mogły się zaprzyjaźnić. Leah i Louis...cóż, zobaczymy jak to się rozkręci.
Dużo weny! I bardzo się cieszę, że nas nie porzuciłaś. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Hej. Niedawno trafiłam na Twojego bloga i właśnie skończyłam nadrabiać zaległości. Jestem zachwycona, niesamowicie piszesz. Mało jest takich opowiadań które potrafią mnie doprowadzić do płaczu lub śmiechu, albo sprawiają że chodzę z głupim uśmiechem na twarzy. Tobie się to udało. Gratuluję talentu! Czekam na nowy rozdział! :)
OdpowiedzUsuńWybacz jeśli nie będę mogła zawsze komentować, ale będę się starała.
Naprawdę świetny blog i oczywiście rozdział cudowny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńPost super ( jak zwykle ) niedawno odkryłam twojego bloga i no .... pokochałam go ! W jeden dzień przeczytałam wszystko, a że jestem doś skomplikowaną i leniwą osobą ( niezbyt dobre połączenie) jest świetnie. Kocham parę Jo i James <3<3 So cute .. Oczywiście innych tez kocham, ale ich kocham bardziej. ;)
OdpowiedzUsuńPS. Kiedy nowy rozdział ?
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej zaczynam lubić Louisa i Leah a zwłaszcza ich kłótnie.
Okeeej Hermiona chwali Scora trochę to było podejrzane a już myślałam podobnie jak Rose, że czegoś się domyśliła, ciekawa jestem jak zareaguję jak naprawdę się dowie o ich związku.
Elizabeth (nie lubię jej) w Hogwarcie oj coś czuję, że iskry polecą i to nie jeden raz + nie wierze, że wywaliła Genevive z jej dormitorium ale gorzej by było jakby się zaprzyjaźniły.
Nowy nauczyciel OPCM też jest spoko, tylko czemu Hermiona go nie lubi?
Pozdrawiam :)
Carmen
Oj wydaje mi się że Cambell trochę namiesza. Louis i Leah są taaaacy słodcy :D Hhahahahahahah ;) Jeeeeju Rose i Scor są tacy cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudowni !!! <3
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Aaaaaaaaaaa!
OdpowiedzUsuńNowa paraaaaaa!
BlackRabbit
O nie tylko nie Elizabeth! Mam nadzieje, że nie wejdzie między moją ukochaną parę (Rose i Scor). Kolejny cudowny rozdział. Zaczynam przekonywać się do Luisa, na początku nie zbyt go lubiłam. Teraz jest ok. Uwielbiam scenę, w której Hermiona chwali Scora.
OdpowiedzUsuńPojawienie się Elizabeth to pewnie nie przypadek,ale fajnie że wprowadzasz nowych bohaterów.Rose będzie zazdrosna.Widzę,że masz w tym opowiadaniu wszystko przemyślane,super!
OdpowiedzUsuńO nieee! Najbardziej w Elizabeth lubilam to, ze nie pojawi się w Hogwarcie, a tu proszę bardzo.... Jest! :/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze, przepraszam, ze nie konentowalam poprzednich, ale się trochę zaczytalam :P
~TikiTaka
Albus taki słodki i nieogarnięty ❤️ Mam nadzieje, że zawalczy o przyjaźń że Scarlett, bo z tego co mówił widać, że byli blisko. Hahah Dakota jest świetna już wiem, że ją polubi takie totalne przeciwieństwo Jamesa, AI tak się dogadują :))
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia cd tej całej Elizabeth, oby nie namieszała między Scorose...
Rozdział fantastyczny zresztą jak każdy❤️
Pozdrawiam cieplutko Caraline Gentile