Dziękuję za głosowanie w ankiecie! Wynik jest taki, że Harry&Ginny i Hermiona&Ron będą razem forever and ever. Ale nikt i nic nie zmusi mnie do opisywania ich romantycznych wątków, bo ja tego NIE WIDZĘ :) Więc nie gniewajcie się, ale za jakiś czas problemy w ich małżeństwach cudownie wyparują, bo zwyczajnie mi się nie chce pisać o tym jak się ze sobą godzą, czy coś i właściwie w tym momencie ich wątki zostają zredukowane do minimum, a my skupimy się na Nowym Pokoleniu :P
Miłego czytania!
Kim bym wtedy była?
- Wygląda strasznie, nie chcę myśleć co się z nią działo…
- A ja muszę się tego dowiedzieć.
Rose i Jesse siedzieli razem w poczekalni Szpitala Świętego
Munga. Na polecenie Harry’ego pilnował go cały odział aurorów, bo poza Jo,
która wciąż mogła być na celowniku Hurrlingtona, znajdywali się tu też ranni w
bitwie pod jego dworem.
Jo od
dwóch dni spała, pod wpływem magicznego eliksiru i nikogo do niej nie
wpuszczali. Zaraz po przewiezieniu byli u niej tylko rodzice, którzy teraz
stali przed jej salą, jakby nie mogli się na nią napatrzeć. Jak zauważyła Rose,
wyglądali wcale nie lepiej od córki.
- Gdzie Potterowie? – zapytał Jesse, dziwiąc się, że ich tu
nie ma. Zdążył już się dowiedzieć, że to oni uratowali Jo i przenieśli do
szpitala.
- Lekarze przysięgli im, że obudzi się dopiero dzisiaj, więc
wczoraj wujek Harry obydwu wysłał do domu. Ale jak ich znam, niedługo się
zjawią…
Jesse kiwnął tylko głową. Ciągle nie wiedział, co o tym
wszystkim sądzić. Z jednej strony był pewien, że Potterowie są winni większości
rzeczy, które w ostatnim czasie przytrafiały się jego przyjaciółce, ale z
drugiej, nie mógł nie docenić tego, że to dzięki nim żyje. Nawet jeśli wygląda
jak żywy trup…
- Słyszałem, że aurorom udało się pojmać wiele osób –
powiedział Jesse, żeby zmienić temat, bo głowa zaczynała mu już pękać – Ciekawe
czy będą mieć proces.
Rose pokręciła energicznie głową.
- Moja mama mówi, że to nielegalnie – powiedziała ze złością
– Oprócz tych, którym udowodnią porwanie, nie mogą nikogo skazać.
- CO?! – zawołał wściekle Jesse, patrząc na nią jak na
wariatkę – Te świry…
- Te świry – przerwała mu głośno Red – prezentują poglądy
inne niż Ministerstwo. Ale to nie jest jeszcze zbrodnia.
- Dobra! – warknął Jesse – Więc niech ich wsadzą za
przetrzymywanie porwanych! I za to, że ona wygląda jak worek tłuczonych
kartofli! – dodał wydzierając się na pół szpitala. Rose przyjrzała mu się
uważnie. Przez pięć lat w Hogwarcie rozmawiała z nim ze cztery razy, z czego za
każdym uświadamiała mu, że się z nim nie umówi. Jesse Atwood był znanym
podrywaczem i lekkoduchem. Teraz zachowywał się jak dobry przyjaciel i całkiem
porządny facet.
- Wszystko zależy od Jo – westchnęła Rose – Musi wskazać kto
ją porwał i kto torturował. I czego właściwie chcieli.
Jesse kiwnął głową z frustracją.
- A co z pozostałymi porwanymi? Wiesz coś?
Teraz Red skinęła.
- Nic im nie jest – powiedziała z ledwo wyczuwalnym bólem –
Opisali tylko jak wyglądał ten, który ich porwał i wszystko wskazuje na to, że
był to Greyson Hunt. Według Jamesa to ten sam, który tak urządził Jo… - dodała
gorzko, zaglądając przez szybę do sali, w której spała Carter – Odwiedzał ich
jeszcze jeden strażnik, którego załatwił Albus w dworku Hurrlingtona. Jemu i
Huntowi mają przedstawić zarzuty, ale reszta póki co jest czysta.
Jesse prychnął. Otwierał usta, by powiedzieć co o tym sądzi,
gdy Rose zerwała się z miejsca z głośnym piskiem.
- Obudziła się!!!
Jesse spojrzał szybko w kierunki sali Jo, a gdy zobaczył, że
Rose ma rację, pobiegł za nią. Ale w korytarzu zobaczyli jak państwo Carterowie
wchodzą do jej pokoju i zatrzymali się w tym samym momencie. Rose tylko
pomachała Jo przez szybę, a ta uśmiechnęła się szeroko i niezbyt przytomnie.
*
- Gdzie ja…? MAMA! TATA!!!
Spróbowała się podnieść, ale nie miała siły. Choć ból w
lewej nodze i kręgosłupie ustąpił zupełnie, wciąż czuła się nienaturalnie
słaba.
Agatha
i Robert weszli do sali i powoli ruszyli do jej łóżka. Jo patrzyła na nich
coraz większymi oczami. Jej matka schudła o połowę, a przecież i tak zawsze
była szczupła! Za to Robert wyglądał, jakby nie spał od miesiąca.
- Jak się czujesz, skarbie? – zapytał siadając przy niej. Jo
starała się zrobić najbardziej niefrasobliwą minę, na jaką było ją stać. W
końcu rodzice dość już przez nią przeszli.
- Dobrze! Wyspałam się i wypoczęłam. Mogę wstać?
- Nie – powiedziała natychmiast Agatha, która usiadła obok
męża – Jeszcze długo nie będziesz mogła wstać.
- Naprawdę nic mi nie jest! Ja…!
Przerwało jej pukanie do drzwi. Stał w nich pan Potter, za
którym czaili się Rose i Jesse.
- Bardzo państwa przepraszam – powiedział Harry do rodziców
Jo – Wiem, że chcieliby państwo porozmawiać z córką, ale nagli mnie czas. Muszę
porozmawiać z Jo.
Robert pokiwał ze zrozumieniem głową, a potem on i Agatha
podnieśli się z miejsc i rzucając córce jeszcze troskliwe spojrzenie, wyszli z
sali. Harry zamknął za nimi drzwi, podszedł do Jo i usiadł na krześle, a potem
wlepił w nią badawcze spojrzenie zielonych oczu.
- Panie Potter – odezwała się, nim coś powiedział – Jeszcze
panu nie podziękowałam… Jestem… Nie ma pan pojęcia, jak bardzo jestem wdzięczna
panu i chłopakom.
Harry uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Przyjmij ode mnie małą radę, Jo i nigdy nie dziękuj
przyjaciołom. Oni tego nie chcą, i to wcale nie potrzebne.
Jo uśmiechnęła się ciepło. Harry wciąż jednak widział w jej
oczach potężny smutek i ból, dlatego gdy się znowu odezwał, poczuł palące
wyrzuty sumienia.
- Jo, wiem, że chciałabyś o wszystkim teraz zapomnieć i być
ze swoją rodziną i przyjaciółmi – powiedział łagodnie – ale dziś wieczorem
wyjeżdżam, a muszę usłyszeć od ciebie co się wydarzyło przez ostatni miesiąc.
Niestety muszę cię prosić o każdy szczegół…
Harry myślał, że Jo się rozpłacze, albo w jakiś sposób okaże
swoje załamanie. Zapomniał, że ta dziewczyna jest dzielniejsza niż niejeden
dorosły, którego znał i trudno ją złamać. Dlatego zdumiał się widząc, że kiwa
pewnie głową, bez cienia słabości.
- Mam tylko jeden warunek – zaznaczyła, a Harry uniósł brwi
– Widzi pan, to będzie smutna opowieść, a ja nie chcę, żeby moja mama, Rose, i
reszta płakali nade mną, albo jak James i Al walili pięściami w krzesła.
Dlatego opowiem panu wszystko, a pan powtórzy to im. Wtedy nie będą się tak
litować.
Harry nie spuszczał z niej wzroku. Dawno pogubił się w tym
jak wyglądają jej relacje z jego synami, ale miał teraz wielką nadzieję, że Jo
dogada się kiedyś z Jamesem, bo od kiedy lepiej ją poznał, nie widział lepszej
partnerki dla swojego pierworodnego, niż ta dziewczyna. Skinął głową.
Jo
podniosła się o kilka cali, bo tylko na to pozwalały jej siły, a potem utkwiła
spojrzenie w oknie i zaczęła mówić.
- Ostatniego dnia roku, po uczcie wracałam do Wieży
Gryffindoru – tu oczy Jo zaświeciły się na moment, jakby coś wtedy napawało ją
wewnętrzną radością. Szybko jednak zgasło, a jej oczy na powrót zrobiły się
zimne i puste – W tajnym przejściu do wieży usłyszałam pisk. Bardzo krótki. Ale
od czasu naszej wizyty w lochach byłam na wszystko wyczulona, więc wyjęłam
różdżkę i pobiegłam w stronę przejścia do Hufflepuffu, bo stamtąd dochodził
głos. Wychyliłam się i zobaczyłam mężczyznę, który rozbroił troje Puchonów.
Zresztą, nie było to trudne, pewnie mieli różdżki w kieszeniach… Byli to Walden
Shepard, Harvey Firth i Vivien Madison. Potem dowiedziałam się, że ich krewni
to szychy Wizengamotu, a ojciec Vivien jest bardzo bogaty i pożycza ludziom
pieniądze na wysoki procent.
Harry kiwnął głową, na znak, że wie to wszystko. Jo wzięła
głęboki oddech i kontynuowała:
- Tym człowiekiem był Greyson Hunt – powiedziała, a Harry
wstrzymał oddech. Zastanawiał się jak Jo podejdzie do tematu swojego oprawcy,
ale ona mówiła spokojnie, choć, gdy padło nazwisko Hunta, jej ręka mimowolnie
zacisnęła się na prześcieradle, żeby powstrzymać drżenie.
- Obezwładnił Puchonów i pozbawił ich głosu, po tym jak
Vivien pisnęła. Potem próbował ich związać, więc do nich pobiegłam. Chciałam z
nim walczyć, ale nie miałam szans – dodała gorzko – Rozbroił mnie w dwie
sekundy, a zaklęć jakich używał nigdy nie widziałam…
Harry słuchał uważnie, a Jo wciąż wpatrywała się w okno.
- Związał mnie tak jak pozostałych, a potem zaciągnął do
przejścia do Miodowego Królestwa. Po drodze wpadliśmy na Mindy Rivers z
Gryffindoru, która czekała na kogoś pod grabem Jednookiej Wiedźmy. Hunt zabrał
nas do Hogsmeade, a potem świstoklikiem do domu Hurrlingtona. To on z nami
rozmawiał – mówiła dalej Jo – Jest kompletnie walnięty – dodała, patrząc na
Harry’ego z powagą, a ten tylko zaśmiał się gorzko – Czasami wydawało się, że
nie ma kontaktu z rzeczywistością. Wygadywał bzdury i bardzo mu zależało, żeby
przekonać nas do tego, że wyprowadzenie magii z ukrycia to świetna sprawa… Nie
używał siły, zresztą to nie było potrzebne. Byliśmy tam po to, by nasi rodzice
przeszli na jego stronę.
Jo wzięła głęboki oddech a potem znów wlepiła wzrok w okno.
- Rodzice Vivien i Waldena dali się namówić na spotkanie z
nim. Krewni Harveya oponowali, wtedy kazał mu napisać do nich list. Opierał
się, więc rzucili na niego Imperiusa. Nie wiem co dalej się z nimi działo, bo w
międzyczasie zbadano moje i Mindy powiązania rodzinne. Okazało się, że jej
rodzice podobnie jak moi, niewiele znaczą w świecie czarodziejów – powiedziała
sucho – Strażnik, który nas pilnował dawał nam wyraźnie do zrozumienia, że
żyjemy jeszcze tylko dlatego, by Hurrlington nie wyszedł na bezdusznego drania.
Ale wiedziałyśmy, że gdy tylko rodziny reszty przejdą na jego stronę, nas
zabiją – dodała po prostu, a Harry siłą powstrzymał się, by nie złapać Jo za
ramię. Sam dobrze wiedział, co znaczy świadomość bliskiej śmierci i współczuł
jej teraz jeszcze bardziej. Jo ciągnęła dalej, wypranym z emocji głosem:
- Ale Mindy bardzo się bała. Podczas ostatniego spotkania z
Hurrlingtonem, na którym byłam z całą czwórką, wypaliła, że zna was – tu Jo
zerknęła na Harry’ego – powiedziała, że jest przyjaciółką Jamesa. Może coś
sobie ubzdurała, a może uznała, że to jej ostatnia deska ratunku.
- Ale podziałało – odezwał się Harry. Jo kiwnęła głową.
- Problem w tym, że jej nie uwierzyli. Przynajmniej nie do
końca. Przesłuchiwano ją na osobności, a gdy wróciła, mnie zabrano. Myślę, że podali
jej veritaserum i wtedy Mindy wyznała, że ona i James są na jednym roku, ale
niewiele mają wspólnego poza tym. Ale jakimś cudem temat zszedł na mnie i Mindy
musiała powiedzieć, że ja i James dobrze się znamy. Może powtórzyła plotki? Nie
wiem, po raz ostatni widziałam ją trzy tygodnie temu.
- Co się wydarzyło później?
Jo oderwała wzrok od okna i przeniosła na Harry’ego
spojrzenie tak pełne niesprawiedliwego bólu, że prawie czuł go na własnej
skórze.
*
- W końcu! – zawołał Albus.
On i Lucy weszli do korytarza Szpitala
Świętego Munga, eskortowani przez Ginny, która wyglądała jakby miała mieszane
uczucia. W końcu Harry zabrał ich synów na miesięczną akcję, która mogła się
Merlin wie jak skończyć! W dodatku dla dziewczyny, która omotała i Jamesa i
Albusa… Ale z opowieści Ala wynikało, że Jo nieźle oberwała, więc Ginny
postanowiła nie wypowiadać swojego zdania i, gdy upewniła się, że Albus i Lucy
weszli bezpiecznie na oddział, wyszła, nie czekając na Harry’ego.
- Obudziła się jakieś dwadzieścia minut temu – wyjaśniła
Rose, gdy Al i Lucy przywitali się z nią i Jesse’em – Teraz spowiada się
twojemu ojcu.
Albus zrobił kwaśną minę i opadł na fotel w korytarzu.
- Gdzie jest James? – zapytała jeszcze Red, ze zmarszczonymi
brwiami.
- Składa zeznania – odpowiedziała jej Lucy, zajmując miejsce
koło Ala.
- Nieźle urządził tego Hunta – mruknął Albus – A ten gnój
właśnie jemu przyznał się do tego, że torturował Jo, więc jego zeznania są
najcenniejsze.
- Poza jej własnymi – wtrącił kwaśno Jesse. Al pokręcił
głową, wpatrując się w przeszkloną salę, w której Jo rozmawiała z jego ojcem.
- Tata mówi, że jeśli Jo wyrazi zgodę, on przekaże
Ministrowi jej zeznania i informacje o Hurrlingtonie.
Reszta pokiwała głowami w wyrazie aprobaty. Siedzieli przez
chwilę w milczeniu, a gdy drzwi na korytarz otworzyły się, jak jeden mąż
spojrzeli z nadzieją w ich kierunku. Ale nie był to pan Potter, a rodzice Jo.
Jesse podniósł się z krzesła, gdy ruszyli w ich stronę i po chwili Albus zrobił
to samo. Z jakiegoś powodu również Lucy poderwała się, nagle wyraźnie speszona.
- Cześć, dzieciaki – powiedziała łagodnie Agatha Carter, a wszyscy poza Jessiem
przyglądali się jej i panu Carterowi z zainteresowaniem. Jo z pewnością była
podobna do ojca, jedynie jasne włosy odziedziczyła po mamie. I w nią wpatrywała
się z uporem Lucy, której Agatha nad wyraz przypominała z kolei Camerona.
- Dzień dobry! – odezwała się Rose. Ale państwo Carterowie
patrzyli na Albusa. Robert podszedł do niego i wyciągnął rękę.
- Ty jesteś synem Harry’ego Pottera, prawda?
Al skinął głową.
- Albus.
Robert bez słowa potrząsnął jego dłonią, a jego wzrok wyrażał
to co powiedziała Agatha:
- Dziękujemy ci. Za wszystko co zrobiłeś dla Jo.
Albus poczuł nagłą konsternację. Nie chciał ich
wdzięczności. Wiedział od Jamesa, że Jo była torturowana przez znajomość z
nimi. Poza tym, nie czuł się bohaterem w sytuacji, gdy ona ledwie się wylizała.
Skinął tylko szybko głową.
- Eeee… pani Carter – odezwał się Jesse, wyczuwając, że Al
ma dość tej wzruszającej chwili – To jest Rose Wesley, przyjaciółka Jo ze
szkoły – przedstawił Red, która uśmiechnęła się szeroko, a Agatha i jej mąż
wymienili z nią uprzejme uściski dłoni – A to – kontynuował Jesse – Lucy Weasley.
Oczy Lucy zrobiły się wielkie i okrągłe, gdy państwo
Carterowie przenieśli na nią spojrzenia. Robert zaśmiał się krótko.
- Nie do wiary! – zawołał, a jego żona pokiwała głową.
- Przykro mi, że poznajemy się w takiej sytuacji – dodała,
wyciągając rękę – Wiem, że Cam bardzo chciał przedstawić cię osobiście.
Lucy, której zdenerwowanie sięgnęło zenitu, wpatrywała się w
mamę swojego chłopaka z rozdziawionymi ustami, a gdy uświadomiła sobie, że
powinna coś powiedzieć, wypaliła:
- Cameron ma bardzo ładne pismo!
Agatha zmarszczyła brwi, Robert przyglądał jej się z
zainteresowaniem, a Jesse wybuchł głośnym śmiechem, podobnie jak Rose.
- Proszę się nie przejmować moją kuzynką! – zarządziła – Od dziecka
jest nieśmiała jak spłoszony szpiczak!
Lucy posłała jej obrażone spojrzenie.
- W każdym razie miło cię poznać – powiedziała pani Carter,
a potem spojrzała na męża i razem ruszyli w kierunku drzwi wyjściowych.
- Piękne pismo! Hahahahahaha!!!
- Cicho, Rose!
Albus szturchnął Red, żeby się zamknęła, ale ta widocznie
dawno się tak nie śmiała, bo nie mogła się uspokoić. Dopiero, gdy odezwał się
Jesse, Rose zamilkła.
- Ciekawe o czym tak rozmawiają – zamyślił się, wpatrując w
przeszkloną szybę sali, w której leżała Jo - Myślicie, że opowiada wszystko
twojemu ojcu?
Albus mimowolnie zacisnął zęby.
- Powinna najpierw pogadać z kim innym! – burknął – Z
rodzicami, albo… uzdrowicielem od problemów psychicznych!
Red spojrzała na niego chłodno.
- Lepiej jej tego nie sugeruj.
Albus wzruszył ramionami i skonsternowany opadł na krzesło,
a potem ukrył twarz w dłoniach. Reszta jedno za drugim poszli w jego ślady, co
chwila zerkając do sali Jo. Widzieli tylko jak ta porusza ustami, w
beznamiętnej pozie, wpatrując się w okno, a pan Potter słucha jej z najwyższą
uwagą.
*
- Co się wydarzyło później?
Jo drgnęła, ale nie zmieniła tonu głosu.
- Przeniesiono mnie do pokoju na górze. Z wszelkimi
wygodami. Hurrlington był dla mnie tak miły, jakby gościł samego Ankdala. Pytał
o Jamesa. Dowiedział się od Mindy, że braliśmy udział w bitwie i był tym bardzo
zainteresowany. Domyślił się… albo – tu Jo spojrzała krótko na Harry’ego –
niewiele wiem o oklumencji, ale mam wrażenie, że Hurrlington czytał mi w
myślach. Chociaż to chyba nie na tym polega?
Harry miał wielką ochotę uśmiechnąć się do swoich wspomnień.
- Och, nie – powiedział szybko – Oklumencja to jak
najbardziej czytanie w myślach.
Jo skinęła głową z zamyśleniem, odwróciła się znowu do okna
i mówiła dalej:
- Bardzo go interesowało to co działo się, kiedy przeszkodziliśmy
Crosby’emu. Ale niewiele mówił o Drzewie Początku, bardziej ciekawiło go jak
odgadliśmy to wszystko i czemu przeżyliśmy. Nie odpowiadałam na jego pytania,
ale nie musiałam. Zadawał je, a kiedy tylko moje myśli dotknęły jakiegoś
wspomnienia, Hurrlington zdawał się o tym wiedzieć. Nie umiałam tego zablokować
– dodała po raz pierwszy słabszym głosem. Harry westchnął ze złością.
- Nie możesz mieć do siebie najmniejszych pretensji, Jo!
Ale ona go nie słuchała, tylko mówiła dalej.
- Kilka razy widziałam przez okno jak Hurrlington szkoli
swoich uczniów. Potrafił niesamowite rzeczy. Jest szybki, nieuchwytny i…
niesamowity – dodała ze zgrozą – Nigdy nie widziałam takich czarów!
Harry wpatrywał się w nią w milczeniu, intensywnie myśląc.
- Po dwóch dniach na odosobnieniu Hurrlington złożył mi
propozycję – ciągnęła – poprosił, żebym zabrała coś ze sobą do Hogwartu, a
następnie dała to… Jamesowi.
- Co takiego? – zapytał ostro Harry.
- Nie wiem – odparła po prostu Jo, zerkając na niego –
Zapytał czy gdy wrócimy do Hogwartu mogłabym znaleźć się na tyle blisko Jamesa,
by mu coś dać. Powiedziałam, że tego nie zrobię.
Harry bił się z myślami.
- Jo – zaczął delikatnie – Czemu nie udawałaś, że się
zgadzasz?
Zaśmiała się gorzko.
- Panie Potter, ten człowiek przenikał każdą moją myśl! Tysiąc
razy próbowałam go zwodzić, że wcale nie przyjaźnię się z Jamesem, proponując,
by zabił mnie w tej chwili! Nigdy w życiu nie przystałabym na żaden układ z
nim, i on o tym wiedział!
- Co było dalej? – zapytał po chwili Harry.
- Przeniesiono mnie. Zamknęli mnie w ciemnej celi bez okien
i jakichkolwiek łóżek. Na początku nie dawali mi nic do jedzenia, przez kilka
dni siedziałam tam zupełnie sama – Jo znowu zapatrzyła się w okno i choć jej
oczy nie patrzyły na Harry’ego widział w nich bezkresny smutek – Wtedy zjawił
się Greyson. Powtórzył prośbę Hurrlingtona. Ale zrobił to tylko jeden raz. Gdy odmówiłam
rzucił na mnie klątwę Cruciatus.
- Po kilku dniach znudziła mu się i wynajdywał inne sposoby
torturowania mnie, żebym zgodziła się przemycić coś do Hogwartu i dać Jamesowi.
Myślę… Myślę, że celem Hurrlingtona było obudzenie we mnie potwornego lęku.
Tak, żebym zgodziła się i nawet, gdy zmienię zdanie na wolności, ciągle czuła
taki lęk, że i tak wypełniłabym zadanie.
- Ale się nie zgodziłaś?
Pokręciła głową.
- Wie pan, co? – odwróciła się nagle do niego z palącym
wzrokiem – Myślałam o tym. Setki razy zastanawiałam się czy nie powiedzieć:
tak. Okłamać ich. Ale kim bym wtedy była? Tchórzem. Takim, który boi się kilku
zadrapań i ucieka z pola bitwy. Wiedziałam, że mnie nie zabiją – dodała gorzko –
Mogli to zrobić po kilku pierwszych dniach, gdy Hunt się nade mną pastwił. Może
myśleli, że w końcu pęknę, a może byłam im jeszcze do czegoś potrzebna. Nie
wiem. Siedziałam w tej celi ponad dwa tygodnie, dopóki nie przyszedł po mnie Al.
Resztę pan zna.
Jo nie odwróciła się już do okna, ale patrzyła na Harry’ego
z cierpliwym wyczekiwaniem. Ale ten milczał długo. Gdy w końcu się odezwał,
trudno mu było ukryć emocje:
- Jo Carter, chcę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
Uniosła brwi.
- Jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką poznałem, a miałem
to szczęście spotkać wiele walecznych kobiet. Fakt, że się nie ugięłaś, że
byłaś gotowa zginąć za swoje przekonania… że masz takie przekonania, jakie masz…
Jestem zaszczycony, że cię poznałem.
Jo nie wyglądała jednak na dumną z tego, co powiedział pan
Potter. Spuściła tylko głowę i zmarszczyła brwi ze zmęczenia. Harry wstał.
- Musisz odpocząć – oznajmił – Ale obawiam się, że tamto
małe stadko nie daruje mi, jeśli ich do ciebie na moment nie wpuszczę!
Jo poszła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się lekko na widok
wpatrzonych w jej salę Rose, Ala, Jessiego i Lucy. Skinęła głową.
Harry
wstał i wyszedł na korytarz, a chwilę później do jej sali wpadł prawdziwy
huragan w postaci Rose, która rzuciła się na jej łóżko, ściskając ją i całując,
bez zważania na nieśmiałe protesty zatroskanej Lucy.
- Jak się czujesz? – zapytał Albus, patrząc na nią z
wyraźnym lękiem. Jo nie odpowiedziała, tylko gestem przywołała go do siebie, a
gdy zbliżył się do niej zaskoczony, przyciągnęła go do siebie i długo nie
puszczała.
- Hej, ja też chcę! – zawołał w końcu z urazą Jesse i
wszyscy łącznie z Jo parsknęli śmiechem.
*
Louis
grał z kolegami w Eksplodującego Durnia w Pokoju Wspólnym Ravenclawu. Grace
siedziała na jego kolanach z rękami przy twarzy, w obawie, że talia zaraz
wybuchnie i osmali jej nos.
- Daj spokój! – śmiał się Louis – Najwyżej się trochę
wybrudzisz!
Ale Grace wolała nie ryzykować. Wstała i pocałowała go
czule, a potem ruszyła do swojego dormitorium, odprowadzana spojrzeniami wszystkich
kolegów Louisa.
- AŁA!!! – ryknął Brian, łapiąc się za żołądek i patrząc na
niego z urazą.
- Jeszcze raz zobaczę jak się do niej ślinisz, to wyprowadzę
twoje zęby na spacer – oznajmił zabierając pięść z jego jamy brzusznej. Reszta parsknęła
śmiechem i wrócili do gry.
Dwie
godziny później cały Hogwart już spał i tylko Louis siedział jeszcze w fotelu w
salonie. Nie chciało mu się spać i czytał cały plik listów, które matka
przysyłała ustawicznie z Francji, dopytując czy właściwie się odżywia i czy
chciałby nową szatę z wysokim kołnierzem, na francuską modłę. Nie chciał, więc
nie odpisał matce.
Wstał i
przeciągnął się leniwie, a potem powoli ruszył do swojej sypialni. Przechodząc koło
okna, bezwiednie zerknął za szybę. Zatrzymał się. Ktoś siedział nad jeziorem, a
Louisa z jakiego powodu zafascynował ten widok. Wszystko wskazywało na to, że
była to dziewczyna, bo jej długie włosy powiewały w lekkim wietrze. Louis
przyglądał jej się urzeczony. Nie wiedział co go właściwie tak zainteresowało,
nawet nie widział jej twarzy. Może fakt, że siedzi nad jeziorem w środku nocy,
bez funta światła i jedynie to, że księżyc świecił dość jasno sprawiało, że
była w ogóle widoczna? Nie bała się? Większość dziewczyn w Hogwarcie
zapierałaby się nogami i rękami przed wyjściem z zamku po północy, w dodatku,
żeby posiedzieć na jeziorem, w którym jak było wiadomo pływała wielka
kałamarnica. I co ona właściwie tam robi? Kucnęła, żeby pomyśleć? Może ma
wielki problem?
Stał tak
przez chwilę obserwując ją, aż w końcu wzruszył ramionami i odwrócił się od
okna. Kimkolwiek by nie była, to nie jego sprawa. Skierował się swojego
dormitorium i położył do łóżka, zapominając o dziewczynie.
*
Najtrudniejszym
przeżyciem dla Jo, po ucieczce z dworu Hurrlingtona były rozmowy z rodzicami.
Nie płakali, nie histeryzowali. Ale ból w ich oczach uświadamiał Jo to, co
chwilami do niej nie docierało. Mogła zginąć. Mogło stać się milion różnych
rzeczy. Agatha mimowolnie ciągle głaskała ją po głowie, a Robert wmuszał w nią
niemożliwe porcje jedzenia. Ale uszanowali jej prośbę i nie kazali opowiadać
wszystkiego raz jeszcze, obiecując, że zaczekają na pana Pottera. Wytłumaczyli
jeszcze Jo, że Cameron wyruszył na jakąś tajemniczą wyprawę z polecenia Harry’ego,
a ona mogła się tylko domyślać, że to jej brat ściga Crosby’ego.
Po
dwóch dniach uzdrowiciele ze Świętego Munga dali się uprosić Jo (a
podejrzewała, że ulegli zwłaszcza zapewnieniom Harry’ego Pottera), i rodzice
zabrali ją do domu. Teraz był on chroniony zaklęciem Fideliusa a ponadto jak
wiedziała Jo, obserwowali go aurorzy. Nie wiedziała czy robi to na niej
wrażenie. Strach opuścił ją dawno temu. Co gorszego, poza tym co już się stało,
mógł jej jeszcze zrobić Hurrlington?
Pierwszego
wieczora po powrocie długo siedziała z rodzicami w salonie, popijając kakao i
cicho rozmawiając. Było już późno, gdy rozległo się pukanie do drzwi, a Agatha
i Robert spojrzeli na siebie zdumieni.
- Otworzę – Robert wstał i przelotnie dotykając różdżki w
swojej kieszeni, wyszedł do przedsionka. Jo i Agatha usłyszały krótką wymianę
zdań, a potem Robert wrócił do salonu. Za nim szedł James.
Jo wstała
z fotela nie bez trudu i uśmiechnęła się żałośnie. Tęskniła za nim tak bardzo,
że wydawało jej się, że boli ją w trzewiach.
- Kochanie, to jest James Potter – powiedział Robert do
żony, a James na sekundę oderwał wzrok od Jo i podszedł do pani Carter, żeby podać
jej rękę.
- Powiedziałbym, że już wiem po kim Jo jest taka ładna, ale
widzę niezaprzeczalne podobieństwo do pani męża – powiedział uprzejmie – Powiem
więc, że Cameron jest prawie tak ładny jak pani!
Agatha wybuchła szczerym głośnym śmiechem, a Robert klepnął
Jamesa po plecach i mrugnął do Jo, która również śmiała się głośno.
- Miło mi cię poznać, James – powitała go Agatha – Napijesz się
czegoś?
- Dziękuję – powiedział i znowu przeniósł spojrzenie na Jo –
chciałbym porozmawiać z państwa córką, jeśli to nie problem.
- Powinienem najpierw sprawdzić twoją tożsamość – stwierdził
z zastanowieniem Robert – Ale ten adres podałem tylko twojemu ojcu, a nie
sądzę, by wydał go jakimś łotrom, więc… tak, możecie porozmawiać.
Jo posłała ojcu pytające spojrzenie, zupełnie rozbrojona
jego nagłą ostrożnością, a potem bez słowa skinęła Jamesowi i ruszyła do
swojego pokoju.
James
zamknął za nimi drzwi. Stali naprzeciw siebie w odległości kilku kroków.
- Bardzo cię boli? – zapytał James, omiatając wzrokiem jej
postać. Pokręciła głową.
- Prawie wcale.
Uśmiechnął się. A potem zrobił dwa kroki, stanął blisko niej
i objął ją, zamykając w ciasnym uścisku szerokich ramion. Pisnęła, gdy uniósł
ją na kilka cali i nie wypuszczał, choć przecież swoje ważyła. Ale wcale mu to
nie przeszkadzało. Trzymał ją, póki jej zapach nie wypełnił mu nozdrzy, a
paraliżująca tęsknota nie zniknęła zupełnie.
W końcu
postawił ją na ziemi i odsunął się tylko trochę, wciąż trzymając ręce na jej
plecach.
- Zaraz mnie połamiesz! – burknęła Jo, a potem pociągnęła go
na łóżko. Usiedli znowu blisko siebie, jakby nie mogli uwierzyć, że w końcu się
widzą. I rzeczywiście tak było.
- Wiem o co poprosiłaś mojego ojca – powiedział James
poważniejąc – szanuję to. Nie będę cię prosił, żebyś opowiadała to raz jeszcze.
Jo skinęła szybko głową, uciekając wzrokiem. James
delikatnie chwycił jej podbródek, zmuszając ją by na niego spojrzała.
- Wynagrodzę ci wszystko. Carter, wiesz, że już nigdy nie
dam ci zrobić krzywdy?
Patrzyła na niego smutno. Chciała w to wierzyć. Bardzo. Ale dziesiątki
małych blizn na ciele, które goiły się powoli i boleśnie, przypominały jej
uporczywie, że życie nie składa się z obietnic, ale wyborów i działań.
- Zostań ze mną dzisiaj – wyrwało jej się. Wcale nie chciała
tego powiedzieć i poczuła szybko, że na jej policzki wstępują czerwone plamy. Właściwie
to nie byli nawet razem, nie wiedziała czy może go o to prosić.
Ale
James nawet nie odpowiedział, jakby to było niepotrzebne. Odsunął tylko kołdrę,
gestem wskazując by się położyła, a gdy to zrobiła ułożył się obok. Przylgnęła do
niego. Objął ją i pocałował w środek czoła.
- Mogę ci zaśpiewać kołysankę – zaproponował. Parsknęła śmiechem
i ziewnęła.
- Jeśli masz podobny talent jak Rose, wolałabym nie.
James zachichotał. Jo położyła głowę na jego klatce, która
wydała jej się nagle wygodniejsza niż miękka poduszka i zamknęła oczy.
Tyle
było jeszcze przed nią. Demony nie umarły, ból nie zelżał. Ale w tym momencie
było lepiej. James mówił coś jeszcze, ale go nie słuchała. Zmęczona i po raz
pierwszy od dawna spokojna, zasnęła.
Swietny rozdzial! Nie mogę sie doczekac, aż będzie kolejny!
OdpowiedzUsuńPisz szybko <3
~Katie Ceetch
Pięknie, pięknie, pięknie! Tak bardzo współczuję Jo! I ją podziwiam!
OdpowiedzUsuńA jej scena z Jamesem... ja chcę więcej!!! :)
Pozdrawiam
Panna Bez Gmaila
Kochana! Majstersztyk! :) Rozdział idealny. Jo idealna. Odważna, ale i krucha. Silna, chociaż delikatna. Uwielbiam ją!
OdpowiedzUsuńI Jamesa "Cameron jest prawie tak ładny jak pani"! :D
Rozumiem, że Louis widział Leah? Już nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku i w ogóle wszystkiego!
Znalezienie Twojego bloga, było jedną z lepszych rzeczy jakie mi się przytrafiły!
Całuję mocno!!
Ależ przecież Ci nie powiem kogo widział :P
UsuńPozdrawiam! :)
O tak! To jest to co lubię! Co prawda brakowało mi Scorpiusa (GDZIE ON JEST?!) ale Jesse trochę mi to nadrobił. Uwielbiam twojego Harry'ego! Jest taki kanoniczny, właśnie tak go sobie wyobrażam! A no i shippuje Jomes! :) no właśnie: kocham ich wspólną scenę. Mam nadzieję że już niedługo przyjdzie czas na pierwszy pocałunek? ;) chcę więcej Camerona! Kocham scenę Lucy/Carterowie. Panna Weasley w najczystszej postaci :) proszę dodaj kolejny jak najszybciej! :*
OdpowiedzUsuńMam same złe wiadomości, bo: pocałunek nie tak prędko (a czemu to w następnym rozdziale), a Cameron... nie pojawi się w tej części. A na nowy rozdział teraz czekamy u Ciebie :)
UsuńMożesz już krzyczeć :PP
JAK TO CAMERON NIE POJAWI SIĘ W TEJ CZĘŚCI?!
UsuńCO?! CO?! CO?!
Nie możesz mi tego zrobić :c Nie możesz tak po prostu go...zabrać ;_;
A co do pocałunku to...cóż, zdaje się na ciebie i wiem, że zrobisz to co najlepsze dla opowiadania. Ale mam też nadzieję, że kiedy W KOŃCU nadejdzie ten moment to będzie on warty czekania ;)
Nom, Cam ma misję i ona trochę potrwa...
UsuńA co do pocałunku, to czekamy, bo Jomes mają jeszcze jedną straszną przeszkodę, ale o tym w nast rozdziale.
A kiedy coś u Ciebie???? :)
Piękny, wspaniały! Opowieść Jo idealna!
OdpowiedzUsuńA ona i James... nie mam słów.
Szkoda, że nie będzie Camerona, ale widzę, że jest dużo nowych wątków, więc nie powinno być nudno.
Czekam na kolejny rozdział i Scorpiusa!!!
Pozdrawiam
Katerina
W tym tygodniu odkryłam twój blog i nie zamierzam go opuścić! Zakochałam się w nim już po pierwszym rozdziale i trwam w tej miłości! Twój sposób pisania mi bardzo odpowiada a długość rozdziałów jest idealna!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał ten rozdział. Końcówka słodka ♥♡♥
Scorose są tacy fajni w tych swoich kłótniach! Jomes - UWIELBIAM!
Scarlbus (Scarlett i Albus - mój pomysł na nazwe) chciałabym by byli razem, ale to tylko takie chore wyobrażenie w mojej głowie...
Lameron (Nazwałam tak Camerona i Lucy) są idealną parą do powiedzenia "Przeciwieństwa się przyciągają".
A co do Louisa to jeszcze man do niegi mieszane uczucia...
Rozdział CUDO!!! ♥
Czekam na cd!
Pozdrawiam i życze weny! :*
~Natalie Malfoy
Witam i dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńGDZIE JEST MÓJ ULUBIONY BOHATER?! SCOR, SŁYSZYSZ MNIE?! SPOKO CHŁOPIE, PAMIĘTAM O TOBIE! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że chociaż na tym moście to była Leah, TAK?! xD
Ugh, jak ta Grace mnie wkur*ia! -.-
I nie ma Scorose, jakież to smutne... :'''(
Tęsknię za nimi, są tacy zabawni.
Ale doszukałam się też wielu plusów:
Lucy, bezbłedna. Taka, jaką ją sobie wyobrażałam. Ideał. <3
Louis, lubię Cię. Naprawdę Cię lubię. *marszczy nos* Nie zepsuj tego.
Jo i James. Jakoś tak różowo się zrobiło... Ale każdy potrzebuje happy momentów, więc mamy równowagę. ;D
Jesse, Jesse, Jesse. Nie umiem jeszcze zdecydować co o nim myślę, ale ma chłopak przed sobą świetlaną przyszłość.
Różyczka klasyczna, nic dodać, nic ująć.
Jednak tęsknię za niektórymi:
- Cameron, słodziak nad słodziakami.
- Scarlett, niepozorna szara myszka.
- Dakota, wulkan sprawiedliwości.
- Blake, uroczy Ślizgon. (Anomalia)
I inni, których nie wymieniłam z imienia.
A TERAZ NAJWAŻNIEJSZE: GDZIE DO CHOLERY JEST MALFOY?!?!?! DRACO MALFOY.
Rozdział cudowny Kochana, niecierpliwie czekam na kolejny.
Pozdrawiam xx
Scorpius się nie zmieścił:/ Jest w następnym rozdziale.
UsuńA co do innych - Cama nieodwołanie w tej części nie będzie :/
Scarlett i Dakota zajęły drugoplanowe miejsca więc spoko :P
Ale Blake (super, że o nim pamiętasz!) w części ostatniej!
Bo widzicie co za dużo to niezdrowo, więc bohaterów trzeba sobie dawkować :P
A Draco jest w Hogwarcie :p
Pozdrawiam :p
Hej, hej, hej to znowu ja ! :*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - przepraszam ;( Mam tyle na głowie, że nie mam czasu włączyć komputera a co dopiero wejść na bloga. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Po drugie - rozdział mega :) Historia i uczucia Jo są bardzo prawdziwe. Końcówka taka słodka <3
Po trzecie - GDZIE JESTEŚ SCORP ? Mój ulubiony parring zniknął :( Scorose, czekam na was w następnym rozdziale !
Po czwarte i ostatnie - Louis. Więc... damska wersja Red xD Podejście ma do wszystkiego ma jak typowy facet. Tajemnicza postać nad jeziorem - czyżby to była Leah ?
To by było na tyle...
Pozdrawiam Rosie :*
No dobra chciałam Lucy i się doczekałam tylko teraz z kolei brakuje mi Scora gdzie on i jest czemu nie odwiedził Jo?
OdpowiedzUsuńHahaha Lucy najlepsza czyżby zestresowała się spotkaniem przyszłych "teściów".
I Jo jak ja je współczuję, po tym co przeszła wydaję się być taka krucha, oh żeby tylko te gnidy dostały za swoje.
I ostatnia scena JOMES!!!! no i jak tu nie kochać Jamesa.?
No to teraz Louis lubię go taki trochę luzak z niego, wojna w około a on tym się najwyraźniej nie przejmuję. Ciekawi mnie też co to była za dziewczyna nad tym jeziorem. A skoro to Louis ją widział to pewnie będą mieć później ze sobą coś wspólnego ?
Pozdrawiam :)
Carmen
A Scor ?! :C Brak mi go! :C
OdpowiedzUsuńLucy jest po prostu genialna, jedyna w swoim rodzaju :D
No i nareszcie James z JO ! I tak ma trwać!
Kwestie kłótni i tym podobnych należą do Rose i Scora.
A Jo i James mają po prostu ze sobą być i nie mieszać ! :D
Jak słoooooodko ! Jo i James są tacy cudowni. Louis jest smieszny :D "- Cameron ma bardzo ładne pismo!" Padłam . Hihihihihihihihihih ;)
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Nie lubię Grace. Bardzo jej nie lubię. Denerwuje mnie. :)
OdpowiedzUsuń"- Powiedziałbym, że już wiem po kim Jo jest taka ładna, ale widzę niezaprzeczalne podobieństwo do pani męża – powiedział uprzejmie – Powiem więc, że Cameron jest prawie tak ładny jak pani!" -->to mój ulubiony cytat jak narazie mnie rozwalił, haha :D
Nie wiem co jeszcze tutaj napisać... Ta dziewczyna znad jeziora jest intrygująca... :P
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
O nie, biedna Jo! :( ale świetnie się trzyma,choć widać, ze jest zalamana i trochę się zmieniła...
OdpowiedzUsuńQ każdym razie Jomes na koniec były idealny <3
~TikiTaka
O jacie! Super scena Jomes magia, aż ciężko uwierzyć że to jest ten sam James który występował na początku pierwszej części ❤️
OdpowiedzUsuńBiedna Jo, tyle przeszła może w końcu Giny też ją zaakceptuje...
Lucy jest świetna hahahah
Nie było Scora ani Scorose :"(
Ale wynagrzadza to ostatnia scena Jamesa i Jo❤️❤️
Caraline Gentile