Ginger Golden Girls

9 października 2014

Rozdział XXX

Hej, hello!

Dziękuję za głosowanie w ankiecie! Wynik jest taki, że Harry&Ginny i Hermiona&Ron będą razem forever and ever. Ale nikt i nic nie zmusi mnie do opisywania ich romantycznych wątków, bo ja tego NIE WIDZĘ :) Więc nie gniewajcie się, ale za jakiś czas problemy w ich małżeństwach cudownie wyparują, bo zwyczajnie mi się nie chce pisać o tym jak się ze sobą godzą, czy coś i właściwie w tym momencie ich wątki zostają zredukowane do minimum, a my skupimy się na Nowym Pokoleniu :P

Miłego czytania!


Kim bym wtedy była?




- Wygląda strasznie, nie chcę myśleć co się z nią działo…
- A ja muszę się tego dowiedzieć.
Rose i Jesse siedzieli razem w poczekalni Szpitala Świętego Munga. Na polecenie Harry’ego pilnował go cały odział aurorów, bo poza Jo, która wciąż mogła być na celowniku Hurrlingtona, znajdywali się tu też ranni w bitwie pod jego dworem.
                Jo od dwóch dni spała, pod wpływem magicznego eliksiru i nikogo do niej nie wpuszczali. Zaraz po przewiezieniu byli u niej tylko rodzice, którzy teraz stali przed jej salą, jakby nie mogli się na nią napatrzeć. Jak zauważyła Rose, wyglądali wcale nie lepiej od córki.
- Gdzie Potterowie? – zapytał Jesse, dziwiąc się, że ich tu nie ma. Zdążył już się dowiedzieć, że to oni uratowali Jo i przenieśli do szpitala.
- Lekarze przysięgli im, że obudzi się dopiero dzisiaj, więc wczoraj wujek Harry obydwu wysłał do domu. Ale jak ich znam, niedługo się zjawią…
Jesse kiwnął tylko głową. Ciągle nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Z jednej strony był pewien, że Potterowie są winni większości rzeczy, które w ostatnim czasie przytrafiały się jego przyjaciółce, ale z drugiej, nie mógł nie docenić tego, że to dzięki nim żyje. Nawet jeśli wygląda jak żywy trup…
- Słyszałem, że aurorom udało się pojmać wiele osób – powiedział Jesse, żeby zmienić temat, bo głowa zaczynała mu już pękać – Ciekawe czy będą mieć proces.
Rose pokręciła energicznie głową.
- Moja mama mówi, że to nielegalnie – powiedziała ze złością – Oprócz tych, którym udowodnią porwanie, nie mogą nikogo skazać.
- CO?! – zawołał wściekle Jesse, patrząc na nią jak na wariatkę – Te świry…
- Te świry – przerwała mu głośno Red – prezentują poglądy inne niż Ministerstwo. Ale to nie jest jeszcze zbrodnia.
- Dobra! – warknął Jesse – Więc niech ich wsadzą za przetrzymywanie porwanych! I za to, że ona wygląda jak worek tłuczonych kartofli! – dodał wydzierając się na pół szpitala. Rose przyjrzała mu się uważnie. Przez pięć lat w Hogwarcie rozmawiała z nim ze cztery razy, z czego za każdym uświadamiała mu, że się z nim nie umówi. Jesse Atwood był znanym podrywaczem i lekkoduchem. Teraz zachowywał się jak dobry przyjaciel i całkiem porządny facet.
- Wszystko zależy od Jo – westchnęła Rose – Musi wskazać kto ją porwał i kto torturował. I czego właściwie chcieli.
Jesse kiwnął głową z frustracją.
- A co z pozostałymi porwanymi? Wiesz coś?
Teraz Red skinęła.  
- Nic im nie jest – powiedziała z ledwo wyczuwalnym bólem – Opisali tylko jak wyglądał ten, który ich porwał i wszystko wskazuje na to, że był to Greyson Hunt. Według Jamesa to ten sam, który tak urządził Jo… - dodała gorzko, zaglądając przez szybę do sali, w której spała Carter – Odwiedzał ich jeszcze jeden strażnik, którego załatwił Albus w dworku Hurrlingtona. Jemu i Huntowi mają przedstawić zarzuty, ale reszta póki co jest czysta.
Jesse prychnął. Otwierał usta, by powiedzieć co o tym sądzi, gdy Rose zerwała się z miejsca z głośnym piskiem.
- Obudziła się!!!
Jesse spojrzał szybko w kierunki sali Jo, a gdy zobaczył, że Rose ma rację, pobiegł za nią. Ale w korytarzu zobaczyli jak państwo Carterowie wchodzą do jej pokoju i zatrzymali się w tym samym momencie. Rose tylko pomachała Jo przez szybę, a ta uśmiechnęła się szeroko i niezbyt przytomnie.

                                                                         *

- Gdzie ja…? MAMA! TATA!!!
Spróbowała się podnieść, ale nie miała siły. Choć ból w lewej nodze i kręgosłupie ustąpił zupełnie, wciąż czuła się nienaturalnie słaba.
                Agatha i Robert weszli do sali i powoli ruszyli do jej łóżka. Jo patrzyła na nich coraz większymi oczami. Jej matka schudła o połowę, a przecież i tak zawsze była szczupła! Za to Robert wyglądał, jakby nie spał od miesiąca.
- Jak się czujesz, skarbie? – zapytał siadając przy niej. Jo starała się zrobić najbardziej niefrasobliwą minę, na jaką było ją stać. W końcu rodzice dość już przez nią przeszli.
- Dobrze! Wyspałam się i wypoczęłam. Mogę wstać?
- Nie – powiedziała natychmiast Agatha, która usiadła obok męża – Jeszcze długo nie będziesz mogła wstać.
- Naprawdę nic mi nie jest! Ja…!
Przerwało jej pukanie do drzwi. Stał w nich pan Potter, za którym czaili się Rose i Jesse.
- Bardzo państwa przepraszam – powiedział Harry do rodziców Jo – Wiem, że chcieliby państwo porozmawiać z córką, ale nagli mnie czas. Muszę porozmawiać z Jo.
Robert pokiwał ze zrozumieniem głową, a potem on i Agatha podnieśli się z miejsc i rzucając córce jeszcze troskliwe spojrzenie, wyszli z sali. Harry zamknął za nimi drzwi, podszedł do Jo i usiadł na krześle, a potem wlepił w nią badawcze spojrzenie zielonych oczu.
- Panie Potter – odezwała się, nim coś powiedział – Jeszcze panu nie podziękowałam… Jestem… Nie ma pan pojęcia, jak bardzo jestem wdzięczna panu i chłopakom.
Harry uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Przyjmij ode mnie małą radę, Jo i nigdy nie dziękuj przyjaciołom. Oni tego nie chcą, i to wcale nie potrzebne.
Jo uśmiechnęła się ciepło. Harry wciąż jednak widział w jej oczach potężny smutek i ból, dlatego gdy się znowu odezwał, poczuł palące wyrzuty sumienia.
- Jo, wiem, że chciałabyś o wszystkim teraz zapomnieć i być ze swoją rodziną i przyjaciółmi – powiedział łagodnie – ale dziś wieczorem wyjeżdżam, a muszę usłyszeć od ciebie co się wydarzyło przez ostatni miesiąc. Niestety muszę cię prosić o każdy szczegół…
Harry myślał, że Jo się rozpłacze, albo w jakiś sposób okaże swoje załamanie. Zapomniał, że ta dziewczyna jest dzielniejsza niż niejeden dorosły, którego znał i trudno ją złamać. Dlatego zdumiał się widząc, że kiwa pewnie głową, bez cienia słabości.
- Mam tylko jeden warunek – zaznaczyła, a Harry uniósł brwi – Widzi pan, to będzie smutna opowieść, a ja nie chcę, żeby moja mama, Rose, i reszta płakali nade mną, albo jak James i Al walili pięściami w krzesła. Dlatego opowiem panu wszystko, a pan powtórzy to im. Wtedy nie będą się tak litować.
Harry nie spuszczał z niej wzroku. Dawno pogubił się w tym jak wyglądają jej relacje z jego synami, ale miał teraz wielką nadzieję, że Jo dogada się kiedyś z Jamesem, bo od kiedy lepiej ją poznał, nie widział lepszej partnerki dla swojego pierworodnego, niż ta dziewczyna. Skinął głową.
                Jo podniosła się o kilka cali, bo tylko na to pozwalały jej siły, a potem utkwiła spojrzenie w oknie i zaczęła mówić.
- Ostatniego dnia roku, po uczcie wracałam do Wieży Gryffindoru – tu oczy Jo zaświeciły się na moment, jakby coś wtedy napawało ją wewnętrzną radością. Szybko jednak zgasło, a jej oczy na powrót zrobiły się zimne i puste – W tajnym przejściu do wieży usłyszałam pisk. Bardzo krótki. Ale od czasu naszej wizyty w lochach byłam na wszystko wyczulona, więc wyjęłam różdżkę i pobiegłam w stronę przejścia do Hufflepuffu, bo stamtąd dochodził głos. Wychyliłam się i zobaczyłam mężczyznę, który rozbroił troje Puchonów. Zresztą, nie było to trudne, pewnie mieli różdżki w kieszeniach… Byli to Walden Shepard, Harvey Firth i Vivien Madison. Potem dowiedziałam się, że ich krewni to szychy Wizengamotu, a ojciec Vivien jest bardzo bogaty i pożycza ludziom pieniądze na wysoki procent.
Harry kiwnął głową, na znak, że wie to wszystko. Jo wzięła głęboki oddech i kontynuowała:
- Tym człowiekiem był Greyson Hunt – powiedziała, a Harry wstrzymał oddech. Zastanawiał się jak Jo podejdzie do tematu swojego oprawcy, ale ona mówiła spokojnie, choć, gdy padło nazwisko Hunta, jej ręka mimowolnie zacisnęła się na prześcieradle, żeby powstrzymać drżenie.
- Obezwładnił Puchonów i pozbawił ich głosu, po tym jak Vivien pisnęła. Potem próbował ich związać, więc do nich pobiegłam. Chciałam z nim walczyć, ale nie miałam szans – dodała gorzko – Rozbroił mnie w dwie sekundy, a zaklęć jakich używał nigdy nie widziałam…
Harry słuchał uważnie, a Jo wciąż wpatrywała się w okno.
- Związał mnie tak jak pozostałych, a potem zaciągnął do przejścia do Miodowego Królestwa. Po drodze wpadliśmy na Mindy Rivers z Gryffindoru, która czekała na kogoś pod grabem Jednookiej Wiedźmy. Hunt zabrał nas do Hogsmeade, a potem świstoklikiem do domu Hurrlingtona. To on z nami rozmawiał – mówiła dalej Jo – Jest kompletnie walnięty – dodała, patrząc na Harry’ego z powagą, a ten tylko zaśmiał się gorzko – Czasami wydawało się, że nie ma kontaktu z rzeczywistością. Wygadywał bzdury i bardzo mu zależało, żeby przekonać nas do tego, że wyprowadzenie magii z ukrycia to świetna sprawa… Nie używał siły, zresztą to nie było potrzebne. Byliśmy tam po to, by nasi rodzice przeszli na jego stronę.
Jo wzięła głęboki oddech a potem znów wlepiła wzrok w okno.
- Rodzice Vivien i Waldena dali się namówić na spotkanie z nim. Krewni Harveya oponowali, wtedy kazał mu napisać do nich list. Opierał się, więc rzucili na niego Imperiusa. Nie wiem co dalej się z nimi działo, bo w międzyczasie zbadano moje i Mindy powiązania rodzinne. Okazało się, że jej rodzice podobnie jak moi, niewiele znaczą w świecie czarodziejów – powiedziała sucho – Strażnik, który nas pilnował dawał nam wyraźnie do zrozumienia, że żyjemy jeszcze tylko dlatego, by Hurrlington nie wyszedł na bezdusznego drania. Ale wiedziałyśmy, że gdy tylko rodziny reszty przejdą na jego stronę, nas zabiją – dodała po prostu, a Harry siłą powstrzymał się, by nie złapać Jo za ramię. Sam dobrze wiedział, co znaczy świadomość bliskiej śmierci i współczuł jej teraz jeszcze bardziej. Jo ciągnęła dalej, wypranym z emocji głosem:
- Ale Mindy bardzo się bała. Podczas ostatniego spotkania z Hurrlingtonem, na którym byłam z całą czwórką, wypaliła, że zna was – tu Jo zerknęła na Harry’ego – powiedziała, że jest przyjaciółką Jamesa. Może coś sobie ubzdurała, a może uznała, że to jej ostatnia deska ratunku.
- Ale podziałało – odezwał się Harry. Jo kiwnęła głową.
- Problem w tym, że jej nie uwierzyli. Przynajmniej nie do końca. Przesłuchiwano ją na osobności, a gdy wróciła, mnie zabrano. Myślę, że podali jej veritaserum i wtedy Mindy wyznała, że ona i James są na jednym roku, ale niewiele mają wspólnego poza tym. Ale jakimś cudem temat zszedł na mnie i Mindy musiała powiedzieć, że ja i James dobrze się znamy. Może powtórzyła plotki? Nie wiem, po raz ostatni widziałam ją trzy tygodnie temu.
- Co się wydarzyło później?
Jo oderwała wzrok od okna i przeniosła na Harry’ego spojrzenie tak pełne niesprawiedliwego bólu, że prawie czuł go na własnej skórze.

                                                                        *

- W końcu! – zawołał Albus.
 On i Lucy weszli do korytarza Szpitala Świętego Munga, eskortowani przez Ginny, która wyglądała jakby miała mieszane uczucia. W końcu Harry zabrał ich synów na miesięczną akcję, która mogła się Merlin wie jak skończyć! W dodatku dla dziewczyny, która omotała i Jamesa i Albusa… Ale z opowieści Ala wynikało, że Jo nieźle oberwała, więc Ginny postanowiła nie wypowiadać swojego zdania i, gdy upewniła się, że Albus i Lucy weszli bezpiecznie na oddział, wyszła, nie czekając na Harry’ego.
- Obudziła się jakieś dwadzieścia minut temu – wyjaśniła Rose, gdy Al i Lucy przywitali się z nią i Jesse’em – Teraz spowiada się twojemu ojcu.
Albus zrobił kwaśną minę i opadł na fotel w korytarzu.
- Gdzie jest James? – zapytała jeszcze Red, ze zmarszczonymi brwiami.
- Składa zeznania – odpowiedziała jej Lucy, zajmując miejsce koło Ala.
- Nieźle urządził tego Hunta – mruknął Albus – A ten gnój właśnie jemu przyznał się do tego, że torturował Jo, więc jego zeznania są najcenniejsze.
- Poza jej własnymi – wtrącił kwaśno Jesse. Al pokręcił głową, wpatrując się w przeszkloną salę, w której Jo rozmawiała z jego ojcem.
- Tata mówi, że jeśli Jo wyrazi zgodę, on przekaże Ministrowi jej zeznania i informacje o Hurrlingtonie.
Reszta pokiwała głowami w wyrazie aprobaty. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, a gdy drzwi na korytarz otworzyły się, jak jeden mąż spojrzeli z nadzieją w ich kierunku. Ale nie był to pan Potter, a rodzice Jo. Jesse podniósł się z krzesła, gdy ruszyli w ich stronę i po chwili Albus zrobił to samo. Z jakiegoś powodu również Lucy poderwała się, nagle wyraźnie speszona.
- Cześć, dzieciaki – powiedziała  łagodnie Agatha Carter, a wszyscy poza Jessiem przyglądali się jej i panu Carterowi z zainteresowaniem. Jo z pewnością była podobna do ojca, jedynie jasne włosy odziedziczyła po mamie. I w nią wpatrywała się z uporem Lucy, której Agatha nad wyraz przypominała z kolei Camerona.
- Dzień dobry! – odezwała się Rose. Ale państwo Carterowie patrzyli na Albusa. Robert podszedł do niego i wyciągnął rękę.
- Ty jesteś synem Harry’ego Pottera, prawda?
Al skinął głową.
- Albus.
Robert bez słowa potrząsnął jego dłonią, a jego wzrok wyrażał to co powiedziała Agatha:
- Dziękujemy ci. Za wszystko co zrobiłeś dla Jo.
Albus poczuł nagłą konsternację. Nie chciał ich wdzięczności. Wiedział od Jamesa, że Jo była torturowana przez znajomość z nimi. Poza tym, nie czuł się bohaterem w sytuacji, gdy ona ledwie się wylizała.
Skinął tylko szybko głową.
- Eeee… pani Carter – odezwał się Jesse, wyczuwając, że Al ma dość tej wzruszającej chwili – To jest Rose Wesley, przyjaciółka Jo ze szkoły – przedstawił Red, która uśmiechnęła się szeroko, a Agatha i jej mąż wymienili z nią uprzejme uściski dłoni – A to – kontynuował Jesse – Lucy Weasley.
Oczy Lucy zrobiły się wielkie i okrągłe, gdy państwo Carterowie przenieśli na nią spojrzenia. Robert zaśmiał się krótko.
- Nie do wiary! – zawołał, a jego żona pokiwała głową.
- Przykro mi, że poznajemy się w takiej sytuacji – dodała, wyciągając rękę – Wiem, że Cam bardzo chciał przedstawić cię osobiście.
Lucy, której zdenerwowanie sięgnęło zenitu, wpatrywała się w mamę swojego chłopaka z rozdziawionymi ustami, a gdy uświadomiła sobie, że powinna coś powiedzieć, wypaliła:
- Cameron ma bardzo ładne pismo!
Agatha zmarszczyła brwi, Robert przyglądał jej się z zainteresowaniem, a Jesse wybuchł głośnym śmiechem, podobnie jak Rose.
- Proszę się nie przejmować moją kuzynką! – zarządziła – Od dziecka jest nieśmiała jak spłoszony szpiczak!
Lucy posłała jej obrażone spojrzenie.
- W każdym razie miło cię poznać – powiedziała pani Carter, a potem spojrzała na męża i razem ruszyli w kierunku drzwi wyjściowych.

- Piękne pismo! Hahahahahaha!!!
- Cicho, Rose!
Albus szturchnął Red, żeby się zamknęła, ale ta widocznie dawno się tak nie śmiała, bo nie mogła się uspokoić. Dopiero, gdy odezwał się Jesse, Rose zamilkła.
- Ciekawe o czym tak rozmawiają – zamyślił się, wpatrując w przeszkloną szybę sali, w której leżała Jo - Myślicie, że opowiada wszystko twojemu ojcu?
Albus mimowolnie zacisnął zęby.
- Powinna najpierw pogadać z kim innym! – burknął – Z rodzicami, albo… uzdrowicielem od problemów psychicznych!
Red spojrzała na niego chłodno.
- Lepiej jej tego nie sugeruj.
Albus wzruszył ramionami i skonsternowany opadł na krzesło, a potem ukrył twarz w dłoniach. Reszta jedno za drugim poszli w jego ślady, co chwila zerkając do sali Jo. Widzieli tylko jak ta porusza ustami, w beznamiętnej pozie, wpatrując się w okno, a pan Potter słucha jej z najwyższą uwagą.

                                                                       *

- Co się wydarzyło później?
Jo drgnęła, ale nie zmieniła tonu głosu.
- Przeniesiono mnie do pokoju na górze. Z wszelkimi wygodami. Hurrlington był dla mnie tak miły, jakby gościł samego Ankdala. Pytał o Jamesa. Dowiedział się od Mindy, że braliśmy udział w bitwie i był tym bardzo zainteresowany. Domyślił się… albo – tu Jo spojrzała krótko na Harry’ego – niewiele wiem o oklumencji, ale mam wrażenie, że Hurrlington czytał mi w myślach. Chociaż to chyba nie na tym polega?
Harry miał wielką ochotę uśmiechnąć się do swoich wspomnień.
- Och, nie – powiedział szybko – Oklumencja to jak najbardziej czytanie w myślach.
Jo skinęła głową z zamyśleniem, odwróciła się znowu do okna i mówiła dalej:
- Bardzo go interesowało to co działo się, kiedy przeszkodziliśmy Crosby’emu. Ale niewiele mówił o Drzewie Początku, bardziej ciekawiło go jak odgadliśmy to wszystko i czemu przeżyliśmy. Nie odpowiadałam na jego pytania, ale nie musiałam. Zadawał je, a kiedy tylko moje myśli dotknęły jakiegoś wspomnienia, Hurrlington zdawał się o tym wiedzieć. Nie umiałam tego zablokować – dodała po raz pierwszy słabszym głosem. Harry westchnął ze złością.
- Nie możesz mieć do siebie najmniejszych pretensji, Jo!
Ale ona go nie słuchała, tylko mówiła dalej.
- Kilka razy widziałam przez okno jak Hurrlington szkoli swoich uczniów. Potrafił niesamowite rzeczy. Jest szybki, nieuchwytny i… niesamowity – dodała ze zgrozą – Nigdy nie widziałam takich czarów!
Harry wpatrywał się w nią w milczeniu, intensywnie myśląc.
- Po dwóch dniach na odosobnieniu Hurrlington złożył mi propozycję – ciągnęła – poprosił, żebym zabrała coś ze sobą do Hogwartu, a następnie dała to… Jamesowi.
- Co takiego? – zapytał ostro Harry.
- Nie wiem – odparła po prostu Jo, zerkając na niego – Zapytał czy gdy wrócimy do Hogwartu mogłabym znaleźć się na tyle blisko Jamesa, by mu coś dać. Powiedziałam, że tego nie zrobię.
Harry bił się z myślami.
- Jo – zaczął delikatnie – Czemu nie udawałaś, że się zgadzasz?
Zaśmiała się gorzko.
- Panie Potter, ten człowiek przenikał każdą moją myśl! Tysiąc razy próbowałam go zwodzić, że wcale nie przyjaźnię się z Jamesem, proponując, by zabił mnie w tej chwili! Nigdy w życiu nie przystałabym na żaden układ z nim, i on o tym wiedział!
- Co było dalej? – zapytał po chwili Harry.
- Przeniesiono mnie. Zamknęli mnie w ciemnej celi bez okien i jakichkolwiek łóżek. Na początku nie dawali mi nic do jedzenia, przez kilka dni siedziałam tam zupełnie sama – Jo znowu zapatrzyła się w okno i choć jej oczy nie patrzyły na Harry’ego widział w nich bezkresny smutek – Wtedy zjawił się Greyson. Powtórzył prośbę Hurrlingtona. Ale zrobił to tylko jeden raz. Gdy odmówiłam rzucił na mnie klątwę Cruciatus.

- Po kilku dniach znudziła mu się i wynajdywał inne sposoby torturowania mnie, żebym zgodziła się przemycić coś do Hogwartu i dać Jamesowi. Myślę… Myślę, że celem Hurrlingtona było obudzenie we mnie potwornego lęku. Tak, żebym zgodziła się i nawet, gdy zmienię zdanie na wolności, ciągle czuła taki lęk, że i tak wypełniłabym zadanie.
- Ale się nie zgodziłaś?
Pokręciła głową.
- Wie pan, co? – odwróciła się nagle do niego z palącym wzrokiem – Myślałam o tym. Setki razy zastanawiałam się czy nie powiedzieć: tak. Okłamać ich. Ale kim bym wtedy była? Tchórzem. Takim, który boi się kilku zadrapań i ucieka z pola bitwy. Wiedziałam, że mnie nie zabiją – dodała gorzko – Mogli to zrobić po kilku pierwszych dniach, gdy Hunt się nade mną pastwił. Może myśleli, że w końcu pęknę, a może byłam im jeszcze do czegoś potrzebna. Nie wiem. Siedziałam w tej celi ponad dwa tygodnie, dopóki nie przyszedł po mnie Al. Resztę pan zna.
Jo nie odwróciła się już do okna, ale patrzyła na Harry’ego z cierpliwym wyczekiwaniem. Ale ten milczał długo. Gdy w końcu się odezwał, trudno mu było ukryć emocje:
- Jo Carter, chcę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
Uniosła brwi.
- Jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką poznałem, a miałem to szczęście spotkać wiele walecznych kobiet. Fakt, że się nie ugięłaś, że byłaś gotowa zginąć za swoje przekonania… że masz takie przekonania, jakie masz… Jestem zaszczycony, że cię poznałem.
Jo nie wyglądała jednak na dumną z tego, co powiedział pan Potter. Spuściła tylko głowę i zmarszczyła brwi ze zmęczenia. Harry wstał.
- Musisz odpocząć – oznajmił – Ale obawiam się, że tamto małe stadko nie daruje mi, jeśli ich do ciebie na moment nie wpuszczę!
Jo poszła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się lekko na widok wpatrzonych w jej salę Rose, Ala, Jessiego i Lucy. Skinęła głową.

                Harry wstał i wyszedł na korytarz, a chwilę później do jej sali wpadł prawdziwy huragan w postaci Rose, która rzuciła się na jej łóżko, ściskając ją i całując, bez zważania na nieśmiałe protesty zatroskanej Lucy.
- Jak się czujesz? – zapytał Albus, patrząc na nią z wyraźnym lękiem. Jo nie odpowiedziała, tylko gestem przywołała go do siebie, a gdy zbliżył się do niej zaskoczony, przyciągnęła go do siebie i długo nie puszczała.
- Hej, ja też chcę! – zawołał w końcu z urazą Jesse i wszyscy łącznie z Jo parsknęli śmiechem.

                                                                      *

                Louis grał z kolegami w Eksplodującego Durnia w Pokoju Wspólnym Ravenclawu. Grace siedziała na jego kolanach z rękami przy twarzy, w obawie, że talia zaraz wybuchnie i osmali jej nos.
- Daj spokój! – śmiał się Louis – Najwyżej się trochę wybrudzisz!
Ale Grace wolała nie ryzykować. Wstała i pocałowała go czule, a potem ruszyła do swojego dormitorium, odprowadzana spojrzeniami wszystkich kolegów Louisa.
- AŁA!!! – ryknął Brian, łapiąc się za żołądek i patrząc na niego z urazą.
- Jeszcze raz zobaczę jak się do niej ślinisz, to wyprowadzę twoje zęby na spacer – oznajmił zabierając pięść z jego jamy brzusznej. Reszta parsknęła śmiechem i wrócili do gry.
                Dwie godziny później cały Hogwart już spał i tylko Louis siedział jeszcze w fotelu w salonie. Nie chciało mu się spać i czytał cały plik listów, które matka przysyłała ustawicznie z Francji, dopytując czy właściwie się odżywia i czy chciałby nową szatę z wysokim kołnierzem, na francuską modłę. Nie chciał, więc nie odpisał matce.

                Wstał i przeciągnął się leniwie, a potem powoli ruszył do swojej sypialni. Przechodząc koło okna, bezwiednie zerknął za szybę. Zatrzymał się. Ktoś siedział nad jeziorem, a Louisa z jakiego powodu zafascynował ten widok. Wszystko wskazywało na to, że była to dziewczyna, bo jej długie włosy powiewały w lekkim wietrze. Louis przyglądał jej się urzeczony. Nie wiedział co go właściwie tak zainteresowało, nawet nie widział jej twarzy. Może fakt, że siedzi nad jeziorem w środku nocy, bez funta światła i jedynie to, że księżyc świecił dość jasno sprawiało, że była w ogóle widoczna? Nie bała się? Większość dziewczyn w Hogwarcie zapierałaby się nogami i rękami przed wyjściem z zamku po północy, w dodatku, żeby posiedzieć na jeziorem, w którym jak było wiadomo pływała wielka kałamarnica. I co ona właściwie tam robi? Kucnęła, żeby pomyśleć? Może ma wielki problem?
                Stał tak przez chwilę obserwując ją, aż w końcu wzruszył ramionami i odwrócił się od okna. Kimkolwiek by nie była, to nie jego sprawa. Skierował się swojego dormitorium i położył do łóżka, zapominając o dziewczynie.  

                                                                     *

                Najtrudniejszym przeżyciem dla Jo, po ucieczce z dworu Hurrlingtona były rozmowy z rodzicami. Nie płakali, nie histeryzowali. Ale ból w ich oczach uświadamiał Jo to, co chwilami do niej nie docierało. Mogła zginąć. Mogło stać się milion różnych rzeczy. Agatha mimowolnie ciągle głaskała ją po głowie, a Robert wmuszał w nią niemożliwe porcje jedzenia. Ale uszanowali jej prośbę i nie kazali opowiadać wszystkiego raz jeszcze, obiecując, że zaczekają na pana Pottera. Wytłumaczyli jeszcze Jo, że Cameron wyruszył na jakąś tajemniczą wyprawę z polecenia Harry’ego, a ona mogła się tylko domyślać, że to jej brat ściga Crosby’ego.
                Po dwóch dniach uzdrowiciele ze Świętego Munga dali się uprosić Jo (a podejrzewała, że ulegli zwłaszcza zapewnieniom Harry’ego Pottera), i rodzice zabrali ją do domu. Teraz był on chroniony zaklęciem Fideliusa a ponadto jak wiedziała Jo, obserwowali go aurorzy. Nie wiedziała czy robi to na niej wrażenie. Strach opuścił ją dawno temu. Co gorszego, poza tym co już się stało, mógł jej jeszcze zrobić Hurrlington?
                Pierwszego wieczora po powrocie długo siedziała z rodzicami w salonie, popijając kakao i cicho rozmawiając. Było już późno, gdy rozległo się pukanie do drzwi, a Agatha i Robert spojrzeli na siebie zdumieni.
- Otworzę – Robert wstał i przelotnie dotykając różdżki w swojej kieszeni, wyszedł do przedsionka. Jo i Agatha usłyszały krótką wymianę zdań, a potem Robert wrócił do salonu. Za nim szedł James.
                Jo wstała z fotela nie bez trudu i uśmiechnęła się żałośnie. Tęskniła za nim tak bardzo, że wydawało jej się, że boli ją w trzewiach.
- Kochanie, to jest James Potter – powiedział Robert do żony, a James na sekundę oderwał wzrok od Jo i podszedł do pani Carter, żeby podać jej rękę.
- Powiedziałbym, że już wiem po kim Jo jest taka ładna, ale widzę niezaprzeczalne podobieństwo do pani męża – powiedział uprzejmie – Powiem więc, że Cameron jest prawie tak ładny jak pani!
Agatha wybuchła szczerym głośnym śmiechem, a Robert klepnął Jamesa po plecach i mrugnął do Jo, która również śmiała się głośno.
- Miło mi cię poznać, James – powitała go Agatha – Napijesz się czegoś?
- Dziękuję – powiedział i znowu przeniósł spojrzenie na Jo – chciałbym porozmawiać z państwa córką, jeśli to nie problem.
- Powinienem najpierw sprawdzić twoją tożsamość – stwierdził z zastanowieniem Robert – Ale ten adres podałem tylko twojemu ojcu, a nie sądzę, by wydał go jakimś łotrom, więc… tak, możecie porozmawiać.
Jo posłała ojcu pytające spojrzenie, zupełnie rozbrojona jego nagłą ostrożnością, a potem bez słowa skinęła Jamesowi i ruszyła do swojego pokoju.
               
                James zamknął za nimi drzwi. Stali naprzeciw siebie w odległości kilku kroków.
- Bardzo cię boli? – zapytał James, omiatając wzrokiem jej postać. Pokręciła głową.
- Prawie wcale.
Uśmiechnął się. A potem zrobił dwa kroki, stanął blisko niej i objął ją, zamykając w ciasnym uścisku szerokich ramion. Pisnęła, gdy uniósł ją na kilka cali i nie wypuszczał, choć przecież swoje ważyła. Ale wcale mu to nie przeszkadzało. Trzymał ją, póki jej zapach nie wypełnił mu nozdrzy, a paraliżująca tęsknota nie zniknęła zupełnie.
                W końcu postawił ją na ziemi i odsunął się tylko trochę, wciąż trzymając ręce na jej plecach.
- Zaraz mnie połamiesz! – burknęła Jo, a potem pociągnęła go na łóżko. Usiedli znowu blisko siebie, jakby nie mogli uwierzyć, że w końcu się widzą. I rzeczywiście tak było.
- Wiem o co poprosiłaś mojego ojca – powiedział James poważniejąc – szanuję to. Nie będę cię prosił, żebyś opowiadała to raz jeszcze.
Jo skinęła szybko głową, uciekając wzrokiem. James delikatnie chwycił jej podbródek, zmuszając ją by na niego spojrzała.
- Wynagrodzę ci wszystko. Carter, wiesz, że już nigdy nie dam ci zrobić krzywdy?
Patrzyła na niego smutno. Chciała w to wierzyć. Bardzo. Ale dziesiątki małych blizn na ciele, które goiły się powoli i boleśnie, przypominały jej uporczywie, że życie nie składa się z obietnic, ale wyborów i działań.
- Zostań ze mną dzisiaj – wyrwało jej się. Wcale nie chciała tego powiedzieć i poczuła szybko, że na jej policzki wstępują czerwone plamy. Właściwie to nie byli nawet razem, nie wiedziała czy może go o to prosić.
                Ale James nawet nie odpowiedział, jakby to było niepotrzebne. Odsunął tylko kołdrę, gestem wskazując by się położyła, a gdy to zrobiła ułożył się obok. Przylgnęła do niego. Objął ją i pocałował w środek czoła.
- Mogę ci zaśpiewać kołysankę – zaproponował. Parsknęła śmiechem i ziewnęła.
- Jeśli masz podobny talent jak Rose, wolałabym nie.
James zachichotał. Jo położyła głowę na jego klatce, która wydała jej się nagle wygodniejsza niż miękka poduszka i zamknęła oczy.
                Tyle było jeszcze przed nią. Demony nie umarły, ból nie zelżał. Ale w tym momencie było lepiej. James mówił coś jeszcze, ale go nie słuchała. Zmęczona i po raz pierwszy od dawna spokojna, zasnęła.

                

20 komentarzy:

  1. Swietny rozdzial! Nie mogę sie doczekac, aż będzie kolejny!
    Pisz szybko <3
    ~Katie Ceetch

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie, pięknie, pięknie! Tak bardzo współczuję Jo! I ją podziwiam!
    A jej scena z Jamesem... ja chcę więcej!!! :)

    Pozdrawiam
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana! Majstersztyk! :) Rozdział idealny. Jo idealna. Odważna, ale i krucha. Silna, chociaż delikatna. Uwielbiam ją!
    I Jamesa "Cameron jest prawie tak ładny jak pani"! :D

    Rozumiem, że Louis widział Leah? Już nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku i w ogóle wszystkiego!
    Znalezienie Twojego bloga, było jedną z lepszych rzeczy jakie mi się przytrafiły!
    Całuję mocno!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ przecież Ci nie powiem kogo widział :P
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. O tak! To jest to co lubię! Co prawda brakowało mi Scorpiusa (GDZIE ON JEST?!) ale Jesse trochę mi to nadrobił. Uwielbiam twojego Harry'ego! Jest taki kanoniczny, właśnie tak go sobie wyobrażam! A no i shippuje Jomes! :) no właśnie: kocham ich wspólną scenę. Mam nadzieję że już niedługo przyjdzie czas na pierwszy pocałunek? ;) chcę więcej Camerona! Kocham scenę Lucy/Carterowie. Panna Weasley w najczystszej postaci :) proszę dodaj kolejny jak najszybciej! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam same złe wiadomości, bo: pocałunek nie tak prędko (a czemu to w następnym rozdziale), a Cameron... nie pojawi się w tej części. A na nowy rozdział teraz czekamy u Ciebie :)

      Możesz już krzyczeć :PP

      Usuń
    2. JAK TO CAMERON NIE POJAWI SIĘ W TEJ CZĘŚCI?!
      CO?! CO?! CO?!
      Nie możesz mi tego zrobić :c Nie możesz tak po prostu go...zabrać ;_;
      A co do pocałunku to...cóż, zdaje się na ciebie i wiem, że zrobisz to co najlepsze dla opowiadania. Ale mam też nadzieję, że kiedy W KOŃCU nadejdzie ten moment to będzie on warty czekania ;)

      Usuń
    3. Nom, Cam ma misję i ona trochę potrwa...
      A co do pocałunku, to czekamy, bo Jomes mają jeszcze jedną straszną przeszkodę, ale o tym w nast rozdziale.

      A kiedy coś u Ciebie???? :)

      Usuń
  5. Piękny, wspaniały! Opowieść Jo idealna!
    A ona i James... nie mam słów.

    Szkoda, że nie będzie Camerona, ale widzę, że jest dużo nowych wątków, więc nie powinno być nudno.
    Czekam na kolejny rozdział i Scorpiusa!!!
    Pozdrawiam
    Katerina

    OdpowiedzUsuń
  6. W tym tygodniu odkryłam twój blog i nie zamierzam go opuścić! Zakochałam się w nim już po pierwszym rozdziale i trwam w tej miłości! Twój sposób pisania mi bardzo odpowiada a długość rozdziałów jest idealna!
    Bardzo mi się podobał ten rozdział. Końcówka słodka ♥♡♥
    Scorose są tacy fajni w tych swoich kłótniach! Jomes - UWIELBIAM!
    Scarlbus (Scarlett i Albus - mój pomysł na nazwe) chciałabym by byli razem, ale to tylko takie chore wyobrażenie w mojej głowie...
    Lameron (Nazwałam tak Camerona i Lucy) są idealną parą do powiedzenia "Przeciwieństwa się przyciągają".
    A co do Louisa to jeszcze man do niegi mieszane uczucia...
    Rozdział CUDO!!! ♥
    Czekam na cd!
    Pozdrawiam i życze weny! :*
    ~Natalie Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  7. GDZIE JEST MÓJ ULUBIONY BOHATER?! SCOR, SŁYSZYSZ MNIE?! SPOKO CHŁOPIE, PAMIĘTAM O TOBIE! :)

    Mam nadzieję, że chociaż na tym moście to była Leah, TAK?! xD

    Ugh, jak ta Grace mnie wkur*ia! -.-

    I nie ma Scorose, jakież to smutne... :'''(
    Tęsknię za nimi, są tacy zabawni.

    Ale doszukałam się też wielu plusów:
    Lucy, bezbłedna. Taka, jaką ją sobie wyobrażałam. Ideał. <3
    Louis, lubię Cię. Naprawdę Cię lubię. *marszczy nos* Nie zepsuj tego.
    Jo i James. Jakoś tak różowo się zrobiło... Ale każdy potrzebuje happy momentów, więc mamy równowagę. ;D
    Jesse, Jesse, Jesse. Nie umiem jeszcze zdecydować co o nim myślę, ale ma chłopak przed sobą świetlaną przyszłość.
    Różyczka klasyczna, nic dodać, nic ująć.

    Jednak tęsknię za niektórymi:
    - Cameron, słodziak nad słodziakami.
    - Scarlett, niepozorna szara myszka.
    - Dakota, wulkan sprawiedliwości.
    - Blake, uroczy Ślizgon. (Anomalia)
    I inni, których nie wymieniłam z imienia.

    A TERAZ NAJWAŻNIEJSZE: GDZIE DO CHOLERY JEST MALFOY?!?!?! DRACO MALFOY.

    Rozdział cudowny Kochana, niecierpliwie czekam na kolejny.

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scorpius się nie zmieścił:/ Jest w następnym rozdziale.

      A co do innych - Cama nieodwołanie w tej części nie będzie :/
      Scarlett i Dakota zajęły drugoplanowe miejsca więc spoko :P
      Ale Blake (super, że o nim pamiętasz!) w części ostatniej!

      Bo widzicie co za dużo to niezdrowo, więc bohaterów trzeba sobie dawkować :P

      A Draco jest w Hogwarcie :p

      Pozdrawiam :p

      Usuń
  8. Hej, hej, hej to znowu ja ! :*

    Po pierwsze - przepraszam ;( Mam tyle na głowie, że nie mam czasu włączyć komputera a co dopiero wejść na bloga. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

    Po drugie - rozdział mega :) Historia i uczucia Jo są bardzo prawdziwe. Końcówka taka słodka <3

    Po trzecie - GDZIE JESTEŚ SCORP ? Mój ulubiony parring zniknął :( Scorose, czekam na was w następnym rozdziale !

    Po czwarte i ostatnie - Louis. Więc... damska wersja Red xD Podejście ma do wszystkiego ma jak typowy facet. Tajemnicza postać nad jeziorem - czyżby to była Leah ?

    To by było na tyle...
    Pozdrawiam Rosie :*

    OdpowiedzUsuń
  9. No dobra chciałam Lucy i się doczekałam tylko teraz z kolei brakuje mi Scora gdzie on i jest czemu nie odwiedził Jo?

    Hahaha Lucy najlepsza czyżby zestresowała się spotkaniem przyszłych "teściów".

    I Jo jak ja je współczuję, po tym co przeszła wydaję się być taka krucha, oh żeby tylko te gnidy dostały za swoje.
    I ostatnia scena JOMES!!!! no i jak tu nie kochać Jamesa.?

    No to teraz Louis lubię go taki trochę luzak z niego, wojna w około a on tym się najwyraźniej nie przejmuję. Ciekawi mnie też co to była za dziewczyna nad tym jeziorem. A skoro to Louis ją widział to pewnie będą mieć później ze sobą coś wspólnego ?
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  10. A Scor ?! :C Brak mi go! :C

    Lucy jest po prostu genialna, jedyna w swoim rodzaju :D

    No i nareszcie James z JO ! I tak ma trwać!
    Kwestie kłótni i tym podobnych należą do Rose i Scora.
    A Jo i James mają po prostu ze sobą być i nie mieszać ! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak słoooooodko ! Jo i James są tacy cudowni. Louis jest smieszny :D "- Cameron ma bardzo ładne pismo!" Padłam . Hihihihihihihihihih ;)

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie lubię Grace. Bardzo jej nie lubię. Denerwuje mnie. :)

    "- Powiedziałbym, że już wiem po kim Jo jest taka ładna, ale widzę niezaprzeczalne podobieństwo do pani męża – powiedział uprzejmie – Powiem więc, że Cameron jest prawie tak ładny jak pani!" -->to mój ulubiony cytat jak narazie mnie rozwalił, haha :D

    Nie wiem co jeszcze tutaj napisać... Ta dziewczyna znad jeziora jest intrygująca... :P

    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  13. O nie, biedna Jo! :( ale świetnie się trzyma,choć widać, ze jest zalamana i trochę się zmieniła...
    Q każdym razie Jomes na koniec były idealny <3
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  14. O jacie! Super scena Jomes magia, aż ciężko uwierzyć że to jest ten sam James który występował na początku pierwszej części ❤️
    Biedna Jo, tyle przeszła może w końcu Giny też ją zaakceptuje...
    Lucy jest świetna hahahah
    Nie było Scora ani Scorose :"(
    Ale wynagrzadza to ostatnia scena Jamesa i Jo❤️❤️
    Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń