Ginger Golden Girls

14 października 2014

Rozdział XXXI

Jesteś wszędzie.  



                Sierpień zakwitł w pełni, wysuszając większość trawników w Wielkiej Brytanii. W upale wszystko toczyło się wolniej i leniwiej. Tylko Jo dni mijały pracowicie. Uzdrowiciele ze Świętego Munga poradzili jej, by gdy odzyska siły, znalazła sobie zajęcie, które pomoże jej wrócić do codzienności. Tak więc postanowiła pomóc rodzicom w prowadzeniu ich sklepu, który bardzo podupadł, stojąc zamknięty podczas jej porwania.
                Państwo Carterowie ucieszyli się z tego, że Jo będzie pracować z nimi, zwłaszcza, że nie musieli opuszczać pracy i mogli mieć ją na oku przez całą dobę. Nie sądzili jednak, że tego lata zyskają nie jednego, a dwóch pracowników.
- James, mógłbyś zanieść to na zaplecze? – zapytał Robert, wskazując na pudło samotulących misiów.
- Już się robi!
James podniósł pudło i ruszył na zaplecze. Otworzył drzwi i…
- Cholera! – zaklęła Jo. Zderzyli się ze sobą, bo Jo próbowała wyjść właśnie w tej chwili.
- Carter, patrz jak chodzisz! – zawołał James, choć oczy mu się śmiały. Jo wzruszyła ramionami.
- Ciężko mi uważać, skoro jesteś wszędzie – burknęła. James odstawił pudła.
- I tak ma być – oznajmił odwracając się znowu do niej – Nie zamierzam cię znowu zgubić.
Jo zrobiła tylko markotną minę, znowu wzruszyła ramionami i wyszła. James westchnął, szukając cierpliwości. Obiecał nie zadawać sobie irytującego pytania: jak długo jeszcze. Ale każdego dnia samo cisnęło mu się na usta, gdy Jo zamykała się w sobie na cztery spusty, patrzyła niewidzącym wzrokiem i nie odzywała całymi godzinami. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział jak się uśmiecha.
                Rozumiał to. Nie miał do niej najmniejszych pretensji. Wiedział, że jest odpowiedzialny za wszystko co przeżyła, bo ten pieprzony stary wieprz chciał czegoś od niego. Ale James nigdy nie należał do cierpliwych osób i miał coraz większą ochotę potrząsnąć nową, obojętną Jo. Tak bardzo brakowało mu diabelskiego błysku w jej oku, że byłby gotów za niego skoczyć w przepaść.
                Ale obiecał sobie, że da jej czas i pomoże jej wrócić do siebie. Wziął głęboki oddech, zabrał z magazynu dwa pudła rozrastających się klocków i powlókł się z powrotem do sklepu, gdzie przynajmniej mógł mieć ją na oku.
               
                                                                       *         

                Albus korzystał z ostatnich dni lata, poza domem. Ginny wciąż była obrażona na wszystkich za to, że on i James bez jej zgody wyruszyli na poszukiwania Jo, i przebywanie z nią było jak drażnienie węgierskiego rogogona. Większość czasu spędzał latając z Lily na miotłach, albo szlajając się po Dolinie Godryka. Kilka razy odwiedził Jo, ale miał wrażenie, że jego była dziewczyna wcale sobie żadnych odwiedzin nie życzyła, bo wolała teraz ciszę i samotność. Oczywiście James nie odstępował jej na krok, ale tego akurat Albus nie chciał już analizować. Wystarczył mu piekący ścisk w gardle, że to jego brat jest z nią w najtrudniejszych chwilach.
                W ostatnim tygodniu sierpnia Ginny oznajmiła, że muszą wybrać się na Pokątną, żeby kupić książki i inne rzeczy do Hogwartu. James zostawił tylko listę życzeń i teleportował się do sklepu Carterów, więc Al, Lily i Ginny mieli pojechać sami.
- Ja i Lily pójdziemy do Madame Malkin – oznajmiła Ginny, gdy znaleźli się na ulicy Pokątnej, pełnej aurorów i magicznej policji, pilnujących bezpieczeństwa – Mógłbyś w tym czasie odwiedzić Esy i Floresy?
- Jasne – odparł zadowolony, że nie musi iść do sklepu z szatami.
                Ruszył do księgarni, rozglądając się ciekawie po ulicy. Tu życie toczyło się dalej, jakby wojna nie dotyczyła sprzedawców i kupców. Tylko ubrani na ciemno aurorzy i ludzie przystający, by wymienić się najnowszymi pogłoskami, zdradzali, że to nie jest kolejne ciepłe i beztroskie lato. Jeszcze się nie zaczęło – myślał Albus, zmierzając do księgarni. Oni nie walczyli z czarnoksięskimi bestiami, ani nie szukali bliskich po całym kraju. I, choć miał nadzieję, że nikomu się to już nie przydarzy, czuł, że ta wojna dopiero zaczęła zbierać żniwo.
                Pogrążony we własnych myślach, nie zauważył, że wiele głów odwracało się za nim, gdy przechodził. Dopiero, gdy dziewczyna z długim warkoczem, prawie podskoczyła na jego widok i zaczęła pokazywać go swojej siostrze, zwolnił i zrobił zdumioną minę. Znał tę dziewczynę z Hogwartu, choć nie miał pojęcia w którym jest domu. Nie uszedł paru kroków, gdy sytuacja się powtórzyła, tyle, że tym razem jakiś chłopiec, który nie mógł mieć więcej niż dwanaście lat pokazał Albusa palcem, swoim rodzicom i zaczął entuzjastycznie podskakiwać. Zdumiony Al przyspieszył. Może jest czymś ubrudzony? Albo ktoś rozpuścił ośmieszającą plotkę na jego temat? Jeśli to była znowu Red, tym razem ją zamorduje.  
                Pospiesznie wszedł do Esów i Floresów. Minął się z jakimś starszym mężczyzną i odetchnął. Nie zaśmiał się na jego widok, więc z pewnością nie ma niczego na nosie. Podszedł do regału z podręcznikami i usłyszał zbiorowy pisk. Cztery dziewczyny, które również kojarzył z Hogwartu, zgodnie wpatrywały się w niego z uwielbieniem. Teraz poczuł już prawdziwą panikę. Próbował nie zwracać na nie uwagi, ale stały na tyle blisko, by słyszał jak gorączkową szepczą. Gdy znowu na nie spojrzał, przeraziły się i gwałtownie poczerwieniały.
                Zachodząc w głowę co się właściwie dzieje, Al sięgnął po losowe podręczniki do Zaklęć i kilka innych książek z listy, a potem odwrócił się szybko, żeby za nie zapłacić. Najwyżej James albo Lily nie będą mieli się z czego uczyć, ale na pewno nie będą mieć o to do niego pretensji… Chciał tylko jak najszybciej wyjść, żeby napisać do Rose, czy nie rozpowiedziała o nim czegoś kompromitującego. Był już przy kasie, gdy ktoś w niego wszedł. Dosłownie. Odwrócił się zdumiony, do jednej z dziewczyn, które jeszcze przed chwilą go obgadywały. Jedna z nich – niska, z lśniącymi czarnymi włosami i takimi samymi oczami, patrzyła na niego zalotnie.
- Och, przepraszam! – zawołała bez cienia skrępowania – Jestem trochę gapowata!
Albus uśmiechnąłby się do niej, gdyby nie fakt, że tak bardzo nie rozumiał tej sytuacji, że miał ochotę pobiec do mamy.
- Nie szkodzi – powiedział wciąż zdziwiony i odwrócił się znowu, by zapłacić za książki, ale dziewczyna zrównała się z nim, najwyraźniej domagając się uwagi.
- Jestem Suzanne – oświadczyła odważnie i wyciągnęła rękę – rok niżej od ciebie w Gryfindorze.
- Aha – wyjąkał Al – Albus Potter.
- No przecież wiem! – zawołała ze śmiechem, energicznie potrząsając jego ręką.
Al tylko zmarszczył brwi.
- Ja… wiesz, muszę zapłacić i lecieć! – wydukał spanikowany.
- Och, szkoda – powiedziała ze szczerym żalem Suzanne – W takim razie zobaczymy się w Hogwarcie!
Pomachała mu jeszcze, uśmiechając się szeroko, a potem odwróciła się i odeszła do koleżanek, które prawie podskakiwały w oczekiwaniu na nią.
                Albus z wyrazem najgłębszego szoku podał rozchichotanemu sprzedawcy podręczniki, a potem czym prędzej opuścił księgarnię.
- Królestwo za objaśnienie psychiki dziewczyn – mruknął sam do siebie, idąc zalaną słońcem ulicą Pokątną. Ale, gdy zaczął o tym myśleć, gdzieś z tyłu głowy znowu zamajaczyła mu Jo i teraz poza zdumieniem zalała go znowu fala smutku.

                                                                   *

- AAAAaaa…!!!
Scorpius pociągnął szybko Rose do wnęki w ścianie, a potem stanął tak blisko, że nie mogła oddychać i pocałował ją szybko i namiętnie. Długo trwało nim się od niej oderwał, a potem niespodziewanie puścił ją zupełnie i zaczął pospiesznie rozglądać po korytarzu.
- CO to było? – zapytała Rose, trochę rozkojarzonym tonem. Scor najpierw upewnił się, że nikogo nie ma na korytarzu a potem złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Mój ojciec tędy przechodził – wytłumaczył spokojnie. Red warknęła głucho i wyrwała swoją dłoń z uścisku.
- I w ten żałosny sposób chciałeś się ukryć?!
Scor zerknął na nią z ukosa.
- Nie wiedziałem, że całujemy się żałośnie.
Red nie traciła buty.                                                           
- Żałosne jest to, że boisz się powiedzieć ojcu!
Scorpius zatrzymał się nagle i chwycił ją w pasie, tak, że też musiała się zatrzymać.
- Słucham?! Ja się boję?! A kto mi truje od miesięcy, że nikt nas nie może zobaczyć, bo będzie koniec świata???!!!
Rose odrzuciła z godnością swoje czerwone włosy do tyłu.
- Miałam na myśli swoją rodzinę.
- Och, bo moja cię uwielbia! – prychnął Scor – Mój ojciec mało nie dostał zawało przez lekcje z tobą, a o twoim ojcu mówi wyłącznie jak się upije, bo na trzeźwo wypiera z pamięci jego istnienie!
Rose spojrzała na niego z takim mordem w oczach, że prawie się cofnął.
- A może ty też podzielasz poglądy tatusia? – zapytała słodko. Ten ton zawsze sprawiał, że włosy stawały mu dęba.
- A może ty zgadzasz się ze swoim? – warknął Scor – Ostatnio mówiłaś, że jak się o nas dowie żywcem cię zamuruje!
Red wzruszyła ramionami.
- Przynajmniej nie musiałabym patrzeć na twoją głupią twarz!
Scorpius warknął głucho.
- Świetnie! W takim razie zaraz napiszę do Ronalda, że w wolnych chwilach całuję się z jego nienormalną córką!
I ruszył korytarzem. Rose zaśmiała się głośno.
- W końcu nauczyłeś się pisać?! Jestem taaaaaka dumna!
I poszła w drugą stronę.

                Scorpius wciąż trzęsąc się ze złości zapukał do gabinetu profesor McGonagall. Dyrektorka kazała mu wejść, więc otworzył drzwi i trochę za mocno je zamknął. Minerva spojrzała na niego badawczo.
- Pan Malfoy. Ach, tak. Zapraszam.
Wstała i zdjęła z kominka słoiczek z proszkiem Fiuu, a potem wyciągnęła go w kierunku Scorpiusa, przyglądając mu się surowo.
- Proszę przekazać pannie Carter, że… że czekamy na nią we wrześniu – powiedziała dyrektorka, gdy Scor nabierał sobie garść proszku. Skinął tylko głową, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, a potem wszedł do kominka.
- Chatka! – krzyknął i wyrzucił proszek w płomienie, które zrobiły się wściekle zielone, a potem przyciągnął łokcie do siebie.
                Gabinet McGonagall zniknął, a on zaczął szybko wirować, aż nagle poczuł, że zwalnia i wypadł z niewielkiego kominka do skromnie urządzonej bawialni.
- Ach, to ty – odezwał się ktoś z fotela i Scorpius prawie otworzył usta na widok Jo. Schudła, straciła kolor i wiązała włosy w dziwny kok. Siedziała w fotelu z nogami pod brodą i wydawało się, że czyta książkę, ale gdy Scorpius spojrzał na tom, zauważył, że leżał odwrócony do góry nogami.
- Cóż za miłe powitanie – powiedział wychodząc z kominka i otrzepując się z pyłu. Jo wstała, a Scorpius podszedł do niej i przygarnął do siebie, a potem uniósł na parę cali i obrócił z nią w miejscu.
- Dość tych czułości – burknęła tylko Jo, gdy postawił ją na ziemi, ale w jej pustych oczach na moment pojawiło się światło – rozgość się a ja powiem rodzicom, żeby znowu odłączyli kominek.
Scorpius skinął głową i usiadł w wysłużonym, ale niezwykle miękkim fotelu, podczas gdy Jo wyszła z salonu. Słyszał od Rose, że Jo jest w strasznym stanie i dopiero zrozumiał co miała na myśli. Ona nie rozpaczała, nie histeryzowała. W jakiś sposób się wypaliła i to było najgorsze, co mogło jej się przytrafić. Ręce Scora same zaciskały się w pięści, na myśl o tym, co musieli jej zrobić i w takich momentach miał ochotę uścisnąć dłoń Jamesa Pottera, którego zwykle trawił najmniej z całej ich bandy. Przynajmniej on w jakiś sposób się zemścił.
                Jo wróciła do salonu, niosąc tackę z lemoniadą i szklankami.
- Opowiadaj – powiedziała beznamiętnie, siadając naprzeciw niego. Scorpius uniósł brwi.
- Ja?
Wzruszyła ramionami.
- U mnie niewiele się dzieje – odparła sucho – Pomagam rodzicom, jem dużo warzyw a James Potter niedługo wyskoczy z mojej lodówki. Ty pewnie masz ciekawsze życie!
Scorpius czuł nieprzyjemny uścisk w żołądku, gdy tak z nim rozmawiała. Ale nie chciał jej do niczego zmuszać.
- Spotykam się z Weasley! – wypalił zaskakując sam siebie – Niedługo się pozabijamy.
Przez twarz Jo przemknął cień uśmiechu. Jakby stare życie wracało do niej leniwą, uśpioną falą.
- Cokolwiek was uszczęśliwia – mruknęła niby obojętnie, ale Scor widział w niej cień zainteresowania. Kiwnął głową.
- Wolę się użerać z Rose, niż wymieniać czułostkami z kimkolwiek innym.
Jo uśmiechnęła się wymuszonym gestem.
- To fantastycznie.
- Carter?
- Co?
Tak trudno było mu dobrać słowa, podczas gdy przebicie się do niej było prawie niemożliwe.
- Tęskniliśmy za tobą.
Jo poruszyła się niespokojnie i odwróciła wzrok.
- A co tam w Hogwarcie? – zapytała szybko – Słyszałam, że robią z niego bunkier?
Scor nie zwracał na nią uwagi.
- To mogło się przytrafić każdemu z nas. I z pewnością nie pozwolimy, żeby przydarzyło się znowu tobie! Słyszysz mnie, Carter? – zapytał wstając z fotela. Pokręciła głową.
- Odpuść sobie. Nie chcę o tym rozmawiać.
- Ale będziesz! – zawołał Scorpius, teraz już zupełnie wyprowadzony z równowagi – Cholera tyle rzeczy widziałaś i nic cię nie złamało! Nie możesz pozwolić, żeby to…
Teraz Jo zerwała się z miejsca i stanęła naprzeciw niego.
- „TO”?! A wiesz o czym mówisz, mówiąc „to”?!
No, to już było coś – pomyślał Scor. Drze się jak dawniej, zamiast zamykać się w sobie jakby nic nie czuła.
- Nie wiem – powiedział spokojnie – Bo nic nie mówisz.
- Nie wiem co mam robić – odparła z beznadzieją w głosie – Nie umiem już być taka jak wcześniej.
Scorpius zrobił dwa kroki w jej kierunku i znowu przygarnął ją do siebie, głaszcząc po plecach.
- Umiesz. Niech tylko pojawi się jakaś tajemnica, albo starożytny rysunek i na pewno wrócisz do siebie.
Jo zaśmiała się gorzko.

                Dwie godziny później Scorpius wrócił do Hogwartu. Nie poszedł jednak do siebie, ale skierował się do Wieży Ravenclawu. Chwilę mu zajęło odpowiedzenie na pytanie kołatki, ale w końcu dostał się do Pokoju Wspólnego Krukonów, przeciął go i wspiął się do dormitorium Rose. Żadnej z jej współlokatorek nie było jeszcze w Hogwarcie, więc nawet nie zapukał.
                Leżała na plecach i lewitowała nad głową gazetę o podróżach. Gdy go usłyszała uniosła się na cal, a potem zrobiła buntowniczą minę.
- Jesteśmy pokłóceni! – zawołała. Scorpius tylko prychnął, a potem podszedł do jej łóżka, położył się na nim bezceremonialnie i schował twarz w jej włosach.
Rose chciała protestować, ale jedno spojrzenie na twarz Scorpiusa wystarczyło, by wiedzieć, że wizyta u Carter była wyczerpująca.
- Wciąż się nie odzywa? – zapytała cicho. Poczuła jak kiwa głową.
- Strasznie się zmieniła. Nie wiem jak z nią gadać!
Rose westchnęła.
- Raczej mówić do niej – mruknęła – Jo niewiele się odzywa.
Scorpius podniósł się nieco i podparł na łokciu, jedną rękę kładąc na brzuchu Red.
- Zastanawiam się, czy kiedyś jej przejdzie?
Red spojrzała na niego krytycznie.
- Oczywiście, że tak! – zawołała ze złością – Jest wojna, trzeba działać, a Carter kocha adrenalinę i…
- Kochała – wtrącił Scor – I zapłaciła za to wysoką cenę. A teraz zamknęła się na cztery spusty i nikogo do siebie nie dopuszcza. Może jeszcze Potter coś wskóra – powiedział z nadzieją. Rose pokiwała szybko głową.
- Na pewno! James ma podejście do ludzi.
Scorpius zmarszczył brwi.
- Miałem raczej na myśli to, że oni tak jakby za sobą szaleją…
Z jakiegoś powodu Red nagle zrzedła mina i nic nie powiedziała. Dopiero po chwili zrobiła naburmuszoną minę i pewnym gestem zdjęła ze swojego brzucha rękę Scora.
- Jesteśmy pokłóceni! – zawołała znowu. Scorpius wpatrywał się nią przez długą chwilę.
- No to chodź, pogodzimy się – i pocałował ją szybko, nim zdążyła się odezwać. Po kilku minutach udało jej się w końcu zapomnieć, że kilka godzin wcześniej wydzierali się na siebie w korytarzu. Zresztą, pewnie do zmierzchu pokłócą się jeszcze ze trzy razy…
                              
                                                                   *

                Do rozpoczęcia roku szkolnego zostało parę dni, ale nie wszystkim było smutno z tego powodu.
- Pierwszy września, pierwszy września, już niedługo pierwszy września!
Dakota wędrowała korytarzami Hogwartu śpiewając wesoło i od czasu do czasu zaglądając do przypadkowych klas, które mijała. Było po dziesiątej, a ona chwilę temu zauważyła światła z dwóch różdżek na schodach. Niestety były to schody, które ciągle zmieniały swoją drogę i nie wiedziała, gdzie podziali się łamacze regulaminu.
                Przeszła już cały korytarz na szóstym piętrze i zeszła niżej. Wycelowała różdżką w pierwsze drzwi na tym poziomie i:
- AHA! – zakrzyknęła głośno. W pustej klasie, pod tablicą stała dwójka ciasno splecionych ze sobą Krukonów i w najlepsze się obściskiwała.
Gdy zobaczyli Dakotę, nawet się od siebie nie odsunęli.
- Przepraszam – powiedział chłopiec, który patrzył na nią, jakby była wyjątkowo niekulturalna – Mogłabyś nam nie przeszkadzać?
Dakota nabrała powietrza w płuca i szybko ruszyła w ich stronę.
- SŁUCHAM?! – zawołała, potrząsając energicznie głową – Przeszkadzam?! Jest – tu zerknęła szybko na zegarek – Dwudziesta druga szesnaście! – dodała ze zgrozą – Marsz do łóżek!
Chłopak i dziewczyna wymienili zdumione spojrzenia.
- Są wakacje… – powiedziała Krukonka, patrząc na nią jak na chorą psychicznie.
Dakota zatrzymała się w pól kroku i coś sobie przekalkulowała.
- To nie ma nic do rzeczy! – oświadczyła, wyglądając jak człowiek z planem – Regulamin dotyczy zamku a nie pory roku! – i spróbowała ukryć triumfalny uśmiech.
                Krukoni spojrzeli jeszcze po sobie z niedowierzaniem, a potem ruszyli do wyjścia, obrzucając ją nienawistnym spojrzeniem. Gdy wyszli z klasy, Dakota klasnęła w ręce i ruszyła za nimi.
- Pierwszy września, pierwszy września, już niedługo pierwszy września!

                                                                  *

                Państwo Carterowie każdego dnia przyglądali się swojej córce z większą troską. Dni mijały, a Jo spędzała je w milczeniu. Gdy już się odzywała stawała się opryskliwa i nieprzystępna. Jedynie James jakoś sobie z nią radził i gdy byli razem, wydawało się, że Jo odzyskuje dawny sposób bycia. James pojawiał się więc w ich sklepie na Pokątnej, potem odprowadzał Jo do domu, gdy Agatha i Robert zostawali w pracy, i wracał do siebie późnym wieczorem. Jednego z takich wieczorów, gdy Carterowie zostali już sami, w ich domu pojawił się niespodziewany gość.
                Harry Potter w podróżnej pelerynie, zastukał do drzwi i gdy Robert mu otworzył, szybko wszedł do środka.
- Agatho, Jo! – przywitał się uprzejmie Harry, a potem zajął wskazany przez Roberta fotel.
- Eee… Jo, może pójdziesz do siebie? – zapytała Agatha, wpatrując się z uwagą w Harry’ego. Jo pokręciła szybko głową, a Harry powiedział:
- Nie ma takiej potrzeby. Jo wie, że Cameron jest na misji, którą mu zleciłem i pewnie się domyśla co to za misja.
Jo pokiwała głową.
- Nie wiem tylko czy rodzice wiedzą.
Harry uśmiechnął się blado.
- Oczywiście. Wysłałem ich syna na bardzo niebezpieczną akcję. Byłem im winien przynajmniej prawdę.
- Ale skąd ty…? – zdumiał się Robert, świdrując Jo wzrokiem. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Wiem i już – powiedziała – Ale teraz macie chyba inne pytania. Agatha i Robert znowu przenieśli spojrzenia na Harry’ego.
- Widziałeś się z nim? Wszystko w porządku? – pytała Agatha. Harry skinął głową, ale widać było, że robi to nie bez zmartwienia.
- Spotkaliśmy się trzy dni temu. Cameron jest cały, chociaż narzeka na brak domowych posiłków – Agatha uśmiechnęła się smutno, a Robert pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Znalazł go? – zapytała Jo – Dopadł Crosby’ego?
Harry pokręcił głową.
- To nie takie proste.
Za oknami zapadła już ciemna, parna noc. Carterowie wpatrywali się z uwagą w Harry’ego, który mówił:
- Crosby nie udał się do Norwegii. Hurrlington musiał przekazać Ankdalowi informację o tym, że bestia, którą wyczarował Crosby, by zniszczyła w przyszłości Drzewo Początku, została… unieszkodliwiona – tu Harry zerknął szybko na Jo, ale uznał, że tych szczegółów walki w lochach jej rodzice nie muszą znać – Gustav był wściekły i Crosby musiał się o tym dowiedzieć. Zmienił trasę podróży. Obecnie się ukrywa.
- Gdzie? – zapytał szybko Robert.
- To stara się ustalić Cameron. Crosby żyje póki ma klucze, a na nich zależy w tym momencie wielu osobom. Dlatego ukrył się gdzieś głęboko i nie wychodzi.
Agatha przetarła zmęczone oczy. Harry przypatrywał jej się z troską. Wiedział jak wiele przeszli, gdy Jo była porwana a w dodatku ich syn przebywał w tym czasie na ryzykownej misji.
- Nie będę ukrywał, że nie wiem ile czasu Cameron spędzi jeszcze szukając Crosby’ego – powiedział wprost – Ale widziałem czego już dokonał i wiem, że wróci zdrów i cały.
- Dziękuję – powiedziała słabo Agatha – Mam nadzieję, że niedługo znowu dostaniemy jakąś informację.
Harry zrobił ponurą minę.
- Bardzo mi przykro. Nie wysłałbym Cama, gdybym sam mógł ścigać Crosby’ego. Ale i ja mam ważne zadanie i za dwa dni wyjeżdżam w długą podróż. Nie będę mógł was o niczym informować, a obawiam się, że pisanie listów jest zbyt ryzykowne. Ale gdy tylko będę mógł postaram się z wami skontaktować.
Robert kiwnął głową.
- Chociaż tyle.
Harry wstał i spojrzał na Jo.
- Jak się masz? – zapytał, siląc się na lekki ton. Jo wzruszyła ramionami.
- Całkiem spoko – odparła – Tylko pański syn mnie prześladuje!
Harry parsknął śmiechem, a Jo w tym czasie odwróciła się i odmaszerowała do swojego pokoju. Harry został jeszcze chwilę, by pożegnać się z jej rodzicami, a potem wyszedł na gęstą noc i zniknął.

                Pojawił się w Dolinie Godryka, gdy gasły ostatnie światła w sąsiedztwie. Odczarował zamek i po cichu wszedł do środka. Wszyscy już spali. Rzucił zaklęcie wyciszające i otworzył drzwi sypialni, w której nie był od miesięcy. Ginny spała niespokojnie. Coś ciężkiego opadło na dno jego żołądka, gdy się jej przyglądał. Gdyby miał więcej czasu…
                Ale nie miał. Wyszedł ostrożnie i skierował się na drugie piętro, gdzie były sypialnie dzieci. Zastukał do pokoju Jamesa.
- Tata? – zaspany James pojawił się w drzwiach, a jego włosy sterczały tak, że Harry miał ochotę mimowolnie przygładzić własne. Wciąż zdumiony James wpuścił go do środka i usiadł na łózku.
- Wyjeżdżam – powiedział bez ogródek Harry – Muszę coś zrobić i nie wiem kiedy wrócę.
- Co zrobić? – zapytał szybko James, natychmiast się wybudzając. Harry pokręcił głową.
- Lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedział.
James przypatrywał mu się podejrzliwie.
- Chcę ci coś powiedzieć, James – rzekł Harry poważnym tonem – Teraz ty jesteś tu mężczyzną, rozumiesz? Zostawiam mamę, Ala i Lily pod twoją opieką. Wiesz co to znaczy?
James milczał. Jeszcze parę miesięcy temu przeraziłby się tymi słowami. On miałby się kimś opiekować? Ale teraz, kiedy od tygodni zajmował się niedopuszczającą nikogo do siebie Jo i nie zamieniłby się tym z nikim innym, wiedział co Harry ma na myśli. Powoli kiwnął głową.
- Nie musisz się o nich martwić – powiedział. Harry przyglądał mu się przez chwilę i wyglądało na to, że już ma odejść, ale powiedział jeszcze:
- Jestem z ciebie dumny. Nie mówiłem tego wcześniej, ale stałeś się wspaniałym dojrzałym mężczyzną.
Jamesa zatkało. Gdy znowu mógł mówić, wyjąkał tylko:
- Tato, bo się wzruszę...
Harry zaśmiał się, popatrzył na niego jeszcze przez chwilę i wyszedł.

                Zajrzał do sypialni Albusa i Lily, a potem z ciepłą nadzieją w sercu wyszedł. Ruszał na wojnę jak lata temu. Ale teraz robił to sam. Bez przyjaciół i pomocy. Ale tym razem miał więcej siły, niż gdy walczył jako Wybraniec za cały świat, za ludzi których nie znał. Teraz był mężem i ojcem i walczył co najmniej za cztery osoby, za które oddałby życie bez mrugnięcia okiem.

                                                                   *
               
- I sobie poszedł. Rozumiesz coś z tego?
Jo pokręciła głową. Po południu miała ją odwiedzić Rose, więc ani ona ani James nie pojechali na Pokątną, a rozłożyli koc w ogrodzie za domem Carterów i korzystali z ostatnich wolnych dni lata. Blizny Jo zagoiły się, choć na szyi i nodze zostały jeszcze dwie, długie, które teraz lśniły w słońcu.
- Za trzy dni szkoła – powiedziała dziwnym głosem Jo. James spojrzał na nią. Miała zacięty wyraz twarzy, a jej oczy znowu zrobiły się puste.
- Wiem, koszmar – próbował mówić lekkim tonem – I jeszcze Dakota dostała odznakę prefekta naczelnego. Moje życie nie ma sensu.
Wargi Jo zadrgały, ale wciąż miała tę minę, której James praktycznie nie znosił.
- Carter?
- Co?
- Wiadro.
I pstryknął ją w nos, a potem przyciągnął do siebie i posadził sobie na kolanach. Pozwoliła mu na to. Z jakiegoś powodu, mimo, że ciągle na niego narzekała i wyrzucała z domu przynajmniej siedem razy dziennie; tylko jemu pozwalała się dotykać i czasem nawet sama szukała kontaktu. Przytuliła się ufnie, opierając czoło o jego klatkę.
- Jesteś głupkiem, Potter.
- I ty też! – odparł, czulej ją obejmując. Na to wszystko napatoczyła się Rose.
                Z jakiegoś powodu zrobiła niezadowoloną minę, widząc jak James trzyma Jo na kolanach i przytulają się do siebie.
- Dzień dobry! – zawołała głośno. Jo próbowała zejść z Jamesa, ale ją przytrzymał.
- Cześć, Red. Co tam? – zapytał uprzejmie. Rose nie zwracała na niego uwagi.
- Hogwart stoi na głowie – oświadczyła z niezadowoloną miną – moja matka dyryguje wszystkimi, a Scorpius ma przez ciebie depresję!
Jo i James spojrzeli na nią zdumieni.
- Lepiej nie pytam – stwierdził James, a potem delikatnie zsunął ze swoich kolan Jo i wstał.
- To wy tu sobie pogadajcie a ja się pobawię z Lolą – oznajmił – ostatnio nie gryzie!
Pomachał im i odszedł w stronę domu. Rose przycupnęła na kocu koło Jo.
- Przepraszam, że Scor ma depresję – powiedziała Jo, nie mogąc się zdecydować jak się do tego właściwie odnieść. Rose machnęła ręką.
- Mówi, że przeze mnie ma schizofrenię.
Jo pokiwała głową.
- To prawdopodobne.
Ale Red nie wyglądała jakby było jej do śmiechu. Miała zaciętą minę i patrzyła na Jo, jakby się czegoś bała.
- O co chodzi, Rose? – zapytała szybko Carter. Red zaczęła sobie wykręcać ręce.
- O nic – mruknęła.
- Mów!
Rose spojrzała w kierunku, w którym zniknął James.
- Widziałam się z Alem.
Jo uniosła brwi.
- Był u mnie jakiś czas temu. Chyba wszystko u niego w porządku?
Rose spoważniała zupełnie i smutno pokiwała głową.
- O to właśnie chodzi, Jo. U Ala jest dobrze jak nie było od dawna. On i James zachowują się jak bracia. Nie jak dwa wilki walczące o padlinę. Sorry – dodała zdając sobie sprawę z tego, że nie było to trafne porównanie – Wiesz, oni nigdy nie mieli zbyt bliskich relacji. Ale po tym jak wspólnie cię szukali, bardzo się do siebie zbliżyli.
- Nie rozumiem co masz na myśli – wyznała Jo. Rose westchnęła ciężko i powiedziała z widocznym bólem:
- Nie rozwal tego, proszę. Jo, wiem, że to największa rzecz o jaką cię poproszę, ale oni są rodziną. Jeśli zaczniesz chodzić z Jamesem, Al się załamie, a oni znowu się pokłócą.
             Jo nie wiedziała co powiedzieć. Z jednej strony czuła, że Red ma rację, ale z drugiej odmówienie sobie przebywania z Jamesem w tej sytuacji, było dla niej teraz najboleśniejszą rzeczą jaką mogła sobie wyobrazić.
- Kiedyś Albus się odkocha – dodała jeszcze Rose, uważnie jej się przypatrując – Ale teraz będzie bardzo cierpiał.

                Usłyszały wesołe szczeknięcie i odwróciły się w stronę domu. James wyprowadzał Lolę na spacer, a ta biegała szybko dokoła niego, głośno szczekając. James śmiał się radośnie, obserwując pobudzonego wilka, ale co chwila zerkał na Jo. Nawet z tej odległości można było zobaczyć, że patrzy na nią jakby widział tylko ją.
                Jo wyglądała podobnie. Tylko on. Tylko jego widziała.

- Spokojnie, Rose – powiedziała cicho – Ja i James nie będziemy razem. 

18 komentarzy:

  1. Zdemoralizowana się ZAŁAMIE!!!

    Rozdział jest TAKI piękny... :')
    Ujmujący. Normalny... ale poruszający. Piękny. <3

    Jak dużo Scorose! Te ich kłótnie wymiatają! Najlepsi, najzabawniejsi ever *,*
    A co do ich ujawnienia, to jestem na nie. Jakoś mi to nie pasuje, to za wcześnie.

    Z Jo jest bardzo nie tak. Diametralnie się zmieniła, a mnie to martwi. Kurde, gdzie ta szalona dziewczyna?!

    Bardzo lubię relację Jo i Scorpiusa. Jakbym miała wybrać ulubioną, to to byłaby ta. Jorpius. Hahahaha jak to głupio brzmi. xdd
    Ale oni są taaacy fajni, jak brat i siostra.

    Kurde, Rose ma trochę racji, ale biedna Jo POTRZEBUJE Jamesa. On ją wspiera itd.
    I ja rozumiem, że Weasley martwi się o rodzinę, sama bym tak zrobiła, ale bardzo żal mi Carter.
    Może Al by sobie z tym poradził, kto wie? W końcu sam widzi, co się dzieje.

    Harry, powodzenia na misji. Niech Merlin ma Cię w opiece. xdd

    Genialna scena syn i ojciec. "Jestem z ciebie dumny. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale stałeś się wspaniałym dojrzałym mężczyzną." HIT SEZONU!!!

    Dakota w swoim żywiole, tak trzymać.

    Dobrze, że u Cama wczystko okej, trzymam za niego kciuki.

    Państwo Carter to fajna para, lubię ich. Są tacy normalni.

    Ten rozdział jest, mam wrażenie, taki "przejściowy", a wiem jak ciężko się takie pisze, wykonałaś kawał dobrej roboty!

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny! :) Szkoda, że Jo się tak zmieniła. Lubię tę kochającą adernalinę i przygody dziewczynę. Dobrze, że James przy niej jest. Mam nadzieję, że niedługo będzie wszystko OK. Post jest genialny z resztą tak jak wszystkie poprzednie. Pozdrawiam xx - Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co?! Co?! Co?!
    Nie. Ona tego nie powiedziała!
    TO SIĘ NIE STAŁO!
    Jestem w szkole i mój nauczyciel wosu i tak dziwnie się gapi kiedy próbuję powstrzymać moje emocje, ale napisze później i porządnie się wyżyję.
    ROSE WEASLEY, SZYKUJ SIĘ NA ŚMIERĆ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacza, że dopiero teraz, ale zagrożenie z matematyki to siła wyższa..ekhem. No to zaczynam...
      CO?! CO?! CO?!
      Ja wiedziałam że nie będzie łatwo, ale nie sądziłam, że wydarzy się coś TAKIEGO! Czy Rose ogupiała? Pocałunki Scorpiusa były tak płomienne, że wypaliły jej szare komórki? Ja rozumiem, że martwi się o Albusa, ale przecież James to też jest jej kuzyn. Chyba chce jego szczęścia? Nie mówiąc już o szczęściu Jo! James jest jedyną osobą, która może jej pomóc po tych traumatycznych przeżyciach, a ona ma go odrzucić bo Rose się martwi o biednego pokrzywdzonego Alusia o złamanym sercu. Jak mogła prosić ją o coś takiego?!
      Kocham za to rozmowę Harry'ego z Jamesem. Pokazuje zmianę jaką oboje przeszli. Taki wzruszający moment ojca i syna. Strasznie mi przykro, że Harry wyruszył sam. On potrzebuje Hermiony i Rona!
      Uwielbiam Scorpiusa w tym rozdziale. Jest taki kochany, a przy tym typowy z niego Malfoy :)
      Chcę więcej Dakoty! Uwielbiam ją. Jesteś pewna że nie jest to jakaś porzucona córka Percy'ego albo Hermiony? ;)
      Nadal ubolewam nad brakiem Cama, ale cieszę się z informacji które przyniósł Potter. Najważniejsze, że żyje. I lepiej żeby tak pozostało! :)
      Kocham Jamesa. Dawno tego nie pisałam, więc muszę nadrobić. James. James. Kocham go. Jest cudowny. James Potter. Kocham. Po prostu kocham.
      A JOMES TO PRZEZNACZENIE! I NIKT, nawet podstępna, ruda Rose Weasley, TEGO NIE ZMIENI!
      Czekam na następny rozdział :*

      Usuń
  4. Rozdział jak zawsze genialny, mimo,że w sumie wiele się nie dzieje. Ostatnio było tak mało Scorpiusa to teraz to się zmieniło. Oczywiście to dobrze :) Moim zdaniem dobrze, że Jo jeszcze poczeka zanim będzie z Jamesem, to by było za szybko. Bardzo mnie ciekawi, dlaczego te wszystkie dziewczyny tak nagle zaczęły się interesować Alem. Już nie mogę się doczekać, żeby się tego dowiedzieć.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super.
    Nie ma Louisa, ale przeżyje bo była Dakota.
    Scorp i Red CUDO!!! oni są niezwykli. A te ich kłótnie *.*
    Szkoda mi Jo... A James zrobił się taki dorosły <3
    Zastanawia mnie ta sprawa z Albusem...
    Nie było Lucy :( Brakuje mi Camerona...
    Bardzo mnie zaintrygowała misja Harrego...
    Czekam na cd.
    Pozdrowienia i weny
    ~Natalie Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  6. NIE! Że niby Jo i James nie będą razem?!
    Nie! Nie! Nie! Nie wierzę, że Jo to powiedziała i, że Red ją do tego namawiała!
    Ja chcę z powrotem normalną Jo!
    Aluś stał się popularny:)
    Red i Scor są tacy cudowni(chociaż nie mam pojęcia jak ze sobą wytrzymują;))
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie nie nie !!!! Rose dlaczego to powiedziałaś przecież Jo i James są dla siebie stworzeni, gdyby nie on to Jo już w ogóle całkiem by się w sobie zamknęła no jak możesz! Tym bardziej, że James w końcu wydoroślał, jego rozmowa z Harrym był taka poważna, chyba nigdy tak szczerze nie rozmawiali.

    Hahaha Dakota uwielbiam cię, od dzisiaj dołącza do grona moich ulubionych bohaterów.
    Scorose z każdą ich kłótnią utwierdzam się w przekonaniu, że ten związek to mieszanka wybuchowa siejąca zniszczenie i prawdopodobnie wykończą się nawzajem psychicznie :D ale jak tu ich nie kochać :D.

    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko wręcz współczuję Albusowi....
    Scor i Rose - napisze to co zawsze, czyli ONI SĄ GENIALNI!
    Błagam Rose nie zniosę chyba już dłużej tych wiecznych potyczek ,,kto będzie z Jo?"

    OdpowiedzUsuń
  9. Popłakałam się. Nie wiem dlaczego. To było takie słodkie! Ja współczuje Jo. A ona powinna być z Jamsem ;D (A Albus ze Scarlett!!) To było takie cudowne jak Harry rozmawiał z Jamsem<3

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  10. No z Jo jest serio nieciekawie...Oby znaleźli jakąś wskazówkę, czy coś, bo nie wygląda to wesoło, a nuż jej się polepszy :D

    No i James i ta jego odpowiedzialność za rodzinę :3 na pewno nie zawiedzie, na pewno! :]

    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaaaa!!
    Co, nie, dlaczego??
    Swoją drogą to Rose i Malfoy są supeer!!
    No ale nie o tym... Dlaczego?? Przecież Jo pasuje do Jamesa jak nie wiem a Albus to się może Scarlett zająć a Jo zostawić dla Jamesa!!!
    Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurde jak czytalam jak Harry odchodzil lezka mi sie zakrecila... Dziwne?

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze mam nadzieję, że Jo wróci do dawnych nawyków... Nie mówię tu o samotnym łażeniu po lochach, ale o chęci zdobywania przygód itd...
    Ciekawe czm wszyscy tak się zainteresowali Alem ����
    I scorose!! Dla mnie i tak za mało XD
    Ale co za dużo to nie zdrowo XDDD
    Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń