Zabiorę cię stąd...
Jo
otworzyła oczy. Miała dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Wydawało jej się,
że słyszy jakiś hałas, ale nie była pewna. Od wczoraj ciągle huczało jej w
głowie, po tym jak uderzyła się w nią, lądując na ścianie.
Spróbowała
się podnieść. Mięśnie nie reagowały jak powinny, przez to, że od tygodni
sypiała na twardej podłodze. Poza tym, jej racje żywnościowe raczej odbierały
niż dodawały sił. W końcu udało jej się chwiejnie stanąć na nogach i podeszła
do drzwi. Jej cela nie miała okien, więc nie wiedziała co dzieje się na
zewnątrz, ale gdy się bardziej skupiła, była pewna, że to co słyszy, to odgłosy
walki.
Jej
serce zabiło mocniej, a chwilę później zganiła się za to. Od miesiąca to samo,
każdego dnia. Narastająca, naiwna nadzieja, że ktoś się po nią zjawi i
rozczarowanie. Przestała wyczekiwać, wiedziała, że może liczyć tylko na siebie,
na swoją siłę i na to, że wytrzyma jeszcze więcej.
Ale
dziś było inaczej. Wyraźne odgłosy walki dolatywały do niej z podwórza i w Jo
wstąpiła nowa nadzieja. Kto to mógł być? Aurorzy? Może Minister Magii wysłał
kogoś na poszukiwanie kryjówki Hurrlingtona i w końcu udało im się ją znaleźć?
Jo
usiadła pod ścianą, bo ból w kręgosłupie i lewej nodze nie pozwalał jej dłużej
stać pod drzwiami. I wtedy usłyszała kroki. Wyraźnie zmierzały w jej stronę.
Strach walczył w niej z nadzieją i sama już nie wiedziała, co wygrywa. Czy to
znowu oni? A może ratunek? Utkwiła w drzwiach, przerażone, pełne prośby
spojrzenie i czekała.
*
- Potter, doprawdy! – śpiewał Hurrlington – Odwiedza mnie
pan i nawet się nie przywita jak należy – powiedział kwaśno – w dodatku jest
pan niewidzialny!
Harry zlokalizował Albusa i stanął przed nim, zasłaniając
go. A potem machnął krótko różdżką i zmaterializował się w hallu posępnego
dworu. Sir Seven klasnął w ręce.
- A więc: dzień dobry! – powiedział radośnie. Harry miał
wielką ochotę wbić mu różdżkę w oko.
- Gdzie są dzieci? – zapytał przyjmując odpowiednią postawę.
Lord zacmokał.
- Widzę tu tylko twojego syna – odparł, wpatrując się w
miejsce, gdzie stał Albus, będący pod wpływem zaklęcia Kameleona. Harry ani
drgnął, ale sir Steven wydawał się wyraźnie zainteresowany Albusem.
- To ten najstarszy? – zapytał ciekawie, jakby byli starymi
przyjaciółmi, którzy dawno się nie widzieli – James?
- Gdzie są dzieci?! – warknął znowu Harry, zaczynając tracić
cierpliwość i robiąc kilka kroków w jego stronę. Dopiero wtedy Hurrlington
znowu na niego spojrzał.
- Nie ma ich tu, Potter – powiedział już normalnym tonem –
Znowu się pomyliliście! Pudło!
Błysnęło i huknęło, gdy Harry strzelił w niego zaklęciem, a
Hurllington odbił je w ostatniej chwili. Harry, odepchnął jeszcze Ala.
- IDŹ! – ryknął, a Albus wiedział co ma robić. Odwrócił się
i pobiegł pędem w stronę, gdzie wcześniej zniknął James.
Harry i sir Steven rozpoczęli pojedynek.
*
Po schodach w dół, a potem
ciemnym korytarzem do końca. James biegł jak w amoku, nie widząc i nie słysząc
co dzieje się do koła. Lola leciała za nim. Dopadł do jedynych drzwi, jakie
zobaczył i zaczął się z nimi szamotać. Żadne znane mu zaklęcie nie otworzyło
zamka, ale nie było teraz rzeczy, której by nie dokonał. Po kilku minutach
drzwi wyskoczyły z zawiasów i wylądowały na kupce gruzu. Przez chmurę pyłu,
która wzbiła się w powietrze, dotarł do Jamesa głośny pisk i zobaczył wiele
twarzy.
- Potter!
- James! To jest James Potter!
Ale on nie wsłuchiwał się w okrzyki, tylko szybko wszedł do
środka i zaczął rozglądać. Wiedział, że ona nie będzie krzyczeć na jego widok,
i miał wielką nadzieję, że nie będzie zdumiona.
W
pomieszczeniu było kilka osób. Jakaś Puchonka z czwartego roku, dwóch jej
kolegów z szóstej klasy i Mindy Rivers, która była z Jamesem na roku. Nikogo
więcej.
- Gdzie jest Jo Carter? – zapytał James, czując jak coś
ciężkiego opada mu na dno żołądka, powodując, że zrobiło mu się niedobrze.
Chłopcy wymienili spojrzenia.
- Nie ma jej tu! – odpowiedziała Mindy, która patrzyła na
Jamesa w osłupieniu – Jak się tu dostałeś?
- Gdzie ona jest, Mindy?! – oczy Jamesa wyłaziły z orbit,
przygniatające przeczucie, że stało się coś bardzo złego rozlewało się po jego
ciele jak trucizna. Do oczu Mindy nagle napłynęły łzy.
- James, nie ma jej z nami od tygodni – powiedziała płaczliwie
– Zabrali ją, jak się dowiedzieli, że przyjaźni się z tobą i Albusem…
Uderzenie gorąca a potem fala strachu zalały Jamesa z taką
mocą, że nawet nie zauważył jak twarz Mindy robi się czerwona, a jej wzrok
biega po suficie.
- Dlaczego? – zapytał tylko James. Odpowiedziała mu
Puchonka, przyglądając się z zainteresowaniem Loli.
- Nie wiemy. Ale słyszeliśmy, że nie chciała współpracować i
trochę za to oberwała – dziewczyna mówiła to dość obojętnym głosem, nie
zwracając uwagi na Mindy, która posyłała jej ostrzegawcze spojrzenia, jakby
chciała jej powiedzieć, by nie mówiła tego Jamesowi. Ale on już nie zwracał na
nie uwagi. Usłyszał wystarczająco.
- Musicie stąd wiać – powiedział jeszcze – Mam dla was
różdżki – tu podał im pęk witek – Potraficie rzucić zaklęcie Kameleona?
Jeden z chłopców
skinął głową, reszta patrzyła na Jamesa z wdzięcznością. Miał zamiar odwrócić
się i odejść, ale wtedy do pomieszczenia wpadł zdyszany Albus.
- Potter! – zawołali znowu Puchoni, jeszcze bardziej
zdumieni, niż na widok Jamesa. Albus przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu,
podobnie jak James najwyraźniej szukając kogoś innego.
- Gdzie jest…?
- Nie ma jej tu – warknął James – Co się dzieje?
- Tata walczy z Hurrlingtonem – odparł Albus, który
wpatrywał się w Jamesa ze zgrozą.
- Jak wyjdziecie z piwnicy, nie idźcie korytarzem prosto,
tylko poszukajcie jakiejś innej drogi – polecił James reszcie, a potem bez
słowa wyszedł i rozejrzał po ciemnym korytarzu.
Albus
zamienił jeszcze kilka słów z porwanymi, a potem dołączył do Jamesa, z Lolą
trzymającą się jego nogi.
- Myślisz, że jest tutaj? – zapytał Albus, bardzo starając
się nie pokazywać, jak bardzo boi się, czy Jo w ogóle żyje. James skinął tylko
głową. Ale w korytarzu nie było więcej pomieszczeń. Jedyne drzwi, leżały teraz rozwalone
na kupce gruzu.
Ale,
gdy James i Albus rozglądali się nerwowo po piwnicy, Lola zaszczekała nagle
głośno, a potem rzuciła się do końca korytarza, który jak się wydawało był
ślepy. James i Al wymienili zdumione spojrzenia, a potem pobiegli za nią.
Wilczek szczekał zawzięcie do solidnie wyglądającej ściany. Albus oparł na niej
ręce, a potem dźgnął ją różdżką. Błysnęło i odrzuciło go na stopę.
- Kurwa! – zawołał James i pomógł mu wstać, a potem i on
wycelował różdżkę w ścianę.
Serce
tłukło mu się po klatce, jakby miało wyskoczyć. Był pewny, że tam jest. Za
chwilę ją zobaczy i wyciągnie z tego strasznego miejsca…
- Nie tak szybko, panie Potter!
Odwrócili się jak na zawołanie. Przed nimi stał barczysty
osiłek i celował w nich różdżką. Nim zdążyli zareagować, rozbroił Jamesa ale
Albus obronił się w ostatnim momencie.
- Jak mniemam przyszliście po naszą małą gwiazdę – parsknął
dryblas – A tak się zapierała, że sama nas wszystkich rozwali! – i zarechotał
ochryple.
Albus
szedł w jego kierunku z wyciągniętą różdżką.
- Co jej zrobiliście? – zapytał lodowato. Osiłek znowu się
zaśmiał.
- Wakacji raczej tu nie miała – powiedział z błyskiem w oku
– Strasznie wkurzała Greysona. Jak ją ostatnio widziałem, była trochę poobijana
– dodał puszczając im oko. Ręka, którą Albus trzymał różdżkę zadrgała okropnie.
Stojący za nim James poczuł, że krew odpływa mu z twarzy.
- Mówiłem Greysonowi, że kobiet się nie bije – wtrącił nagle
osiłek, jakby poczuł wyrzuty sumienia – Ale on nie ma cierpliwości. Codziennie
wracał z piwnicy bardziej wykończony, niż gdyby…
Ale nie dowiedzieli się, co miał na myśli. Albus nie
wytrzymał i strzelił w niego zaklęciem, ale dryblas zdołał jej odbić. Potem on
zaatakował i Al musiał wyczarować tarczę, ale w tym czasie kolejne zaklęcia
pomknęły w jego stronę. James, który nie miał już różdżki próbował podbiec do
mężczyzny, z drugiej strony, ale wtedy ten zaatakował jego, i gdy Jamesa
odrzuciło na ścianę, Al ryknął, by trzymał się z tyłu. Ale w całym tym
zamieszaniu, nikt nie zauważył, że Lola wystawiła swoje ostre ząbki i podbiegła
do osiłka, a potem rzuciła się na jego nogę i wbiła w nią z całym impetem.
Zdumiony strażnik spojrzał w dół, a Albus błyskawicznie wykorzystał ten moment.
- Expelliarmus!!! – wrzasnął i po chwili różdżki dryblasa i
Jamesa przeleciały przez korytarz i wpadły prosto w rękę Albusa.
- TY!!! – ryknął osiłek i próbował kopnąć Lolę, ale wtedy Al
wymierzył po raz kolejny i rzucił na niego Drętwotę. Strażnik nieprzytomnie
osunął się po ścianie.
- Lola! – zawołał Albus i rzucił się, by sprawdzić, czy
wszystko z nią w porządku – Dostaniesz wielki kawał mięcha – poklepał ją po
głowie, a potem odwrócił się do Jamesa i wyciągnął w jego kierunku różdżkę.
- Dzięki – głos Jamesa sprawił, że Albusowi ciarki przeszły
po plecach.
- Chodźmy – powiedział wskazując na ścianę, za którą musiało
być pomieszczenie, gdzie przetrzymywali Jo. Ku jego zdumieniu James pokręcił
głową. Wpatrywał się tępo w Lolę i wyglądał trochę, jakby oszalał.
- Co? – Albus wstał i stanął naprzeciw niego, zmuszając go,
by na niego spojrzał – Ona tam jest – powiedział twardo – Żyje.
Ale James nie reagował. Jego myśli krążyły wokół słów
strażnika. Bił ją. Codziennie wracał z piwnicy wykończony…
- Idź sam – powiedział głosem, którego Albus nigdy nie
słyszał – Musisz wysadzić ścianę…
- A ty?! – zawołał zdumiony Al. James odwrócił się i zrobił
dwa kroki w kierunku, z którego przyszli.
- Oddam im za nią.
A potem wybiegł z piwnicy.
*
Był
wczesny ranek, ale w Hogwarcie wszyscy byli już na nogach.
- Niech to szlag… - klął Louis, gdy schodził na śniadanie.
Nie było nawet siódmej, gdy kolega z dormitorium, który też przybył do szkoły w
wakacje, oznajmił, że muszą wstawać, bo jest sporo do roboty.
Louis
wszedł do Wielkiej Sali i odetchnął z ulgą. Wróciły stoły domów i ludzie jedli
przy nich śniadanie, choć dziwnie było patrzeć na to, że jest tu więcej
dorosłych w służbowych uniformach, niż uczniów w mundurkach.
Rose
siedziała sama przy stole Krukonów i dziobała widelcem po talerzu, wpatrując
się w Zaczarowane Sklepienie.
- Cześć! – Louis dosiadł się do niej i pomachał jej ręką
przed oczami, bo najwyraźniej go nie słyszała – Co jest?
Red wzruszyła ramionami. Przyglądał jej się przez chwilę.
- Masz jakiś problem?
- Mam milion problemów – oświadczyła tylko Rose, więc dał
sobie spokój.
- A powiesz mi po cholerę zrywają nas o świcie?!
Red znowu wzruszyła ramionami i miał ochotę pstryknąć ją w
nos.
- Chcą, żebyśmy pomagali w przygotowaniach.
- Do czego? – zdumiał się Louis.
- No, do wojny! – burknęła – Cały korytarz na szóstym
piętrze jest zamieniany w szpital, gdzie będą przewozić rannych. Hagrid przygarnia
każdą ilość zwierząt, która może przydać się tamtym, a nieużywana część zamku
ma zostać odgrodzona i przeznaczona dla tych, którzy szukają schronienia.
Trzeba ją przystosować…
Louis słuchał tego z coraz
większymi oczami.
- I oni naprawdę sądzą, że jak
zwali się tu pół Wielkiej Brytanii, łatwiej będzie ochronić zamek? – zapytał z
niedowierzaniem.
- Moja matka mówi, że to zamek ma
chronić nas – powiedziała kwaśno – i, że im nas więcej tym łatwiej się bronić.
Louis zastanawiał się nad tymi
słowami, bezwiednie wpychając do ust kanapkę. Rose tymczasem znowu
zmarkotniała, a po chwili odsunęła nietknięty talerz i wstała.
- To cześć! – zawołała na
odchodnym i tyle ją widział.
Kończył jeść, gdy poczuł, że ktoś za
nim staje a sekundę później, niczego nie widział, bo czyjeś ręce zasłoniły mu
oczy. Po chwilowym zdumieniu, parsknął śmiechem, a potem szybkim ruchem chwycił
w pasie „napastnika” i pociągnął do siebie, tak, że znalazł się na jego
kolanach.
- Cześć! – zawołała Grace. Louis
uśmiechnął się szeroko.
- Co tu robisz? – zapytał,
zaplatając ręce za jej plecami. Blondynka przewróciła figlarnie oczami.
- Moi rodzice są Uzdrowicielami, a
do Hogwartu przenoszą rannych z bitwy pod Manchesterem. Kiedy napisałeś, że
lecisz tu z ojcem, postanowiłam zrobić ci niespodziankę!
Louis nachylił się i cmoknął ją w
szyję.
- No to ci się udało!
Grace zaśmiała się radośnie.
*
James znalazł się znowu w
hallu, ale nie wrócił do miejsca, w którym wciąż błyskało. Jego ojciec i
Hurrlington musieli wciąż walczyć. Skręcił na oślep i znalazł się w dużym,
zaniedbanym salonie. Przeciął go i wyjrzał przez okno. Trwała walka. Odziały
aurorów z jednej strony i sprzymierzeńcy sir Stevena z drugiej, zasypywali się
gradem zaklęć. Wydawało się, że Ministerstwo wygrywa, ale James nie mógł tego
jednoznacznie stwierdzić. Zresztą, nie to go teraz obchodziło. Pośród twarzy mieszkańców dworu wypatrywał
jednej. Widział go dziś tylko przez chwilę, gdy otwierał bramę. Wysoki,
szczupły, niewiele starszy od niego blondyn. Ale teraz nigdzie go nie dostrzegał,
choć miał idealny widok na całe podwórze. Nagle wzrok Jamesa padł na schody,
prowadzące na piętro i coś go tknęło. Może Hurrlington nie rzucił wszystkich
sił do walki?
Ruszył w ich kierunku i wbiegł na
górę, a potem z różdżką w pogotowiu otworzył pierwsze drzwi. Pusto. Wrócił na
korytarz. Skierował się kolejnego pokoju, gdy usłyszał coś. Z ostatniego
pomieszczenia na piętrze dochodziły przytłumione odgłosy szurania i otwierania
mebli. James nie zastanawiał się. Dygocąc z furii skierował się prosto w tę
stronę. Nawet się nie zawahał, gdy dotarł do drzwi, tylko modlił się, by stał
za nimi Greyson Hunt.
I stał.
Prawie podskoczył na widok Jamesa i
błyskawicznie sięgnął po różdżkę, którą miał w kieszeni, ale nie zdążył. James
był szybszy i natychmiast go rozbroił. Hunt warknął i wpatrzył w Jamesa z
mieszaniną lęku i ciekawości.
- Czego?! – warknął, rzucając
ukradkowe spojrzenia po pokoju, jakby miał nadzieję zobaczyć zapasową różdżkę.
Tymczasem James wyciągnął przed siebie jego własną i złamał jednym ruchem.
Greyson ryknął wściekle, a James cisnął połamanymi patyczkami pod jego nogi.
- Co robiłeś Jo Carter przez
ostatnie tygodnie? – zapytał, wbijając w niego mordercze spojrzenie. Greyson
zamarł. Nagle na jego twarzy pojawiło się zrozumienie.
- Ty jesteś Potter – powiedział
bardziej do siebie niż do niego – James Potter, jak mniemam?
Ale James nie miał zamiaru wdawać
się z nim w niepotrzebne dyskusje.
- Co jej zrobiłeś? – powtórzył,
robiąc krok do przodu, tak, że jego różdżka znalazła się w pobliżu klatki
piersiowej Hunta.
- Dręczy cię to? – zapytał z
leniwym uśmiechem, choć spoglądał niespokojnie na wymierzoną w siebie różdżkę –
Gdyby nie znajomość z tobą, miałaby łatwiejsze życie. No, ewentualnie śmierć –
dodał rozbawiony, na co James warknął głucho – Ale gdy okazało się, że jest tak
drogą ci koleżanką stała się bardzo cennym nabytkiem. Tylko, że nie chciała
współpracować – dodał kwaśno.
Nie rozumiał. Nie miał pojęcia co
to wszystko znaczy, ani co właściwie Hunt miał na myśli. Ale nie zapytał o nic.
Zrobił kilka ostatnich kroków. Dawno
stracił kontrolę. Greyson próbował się bronić, ale James unieruchomił go i
zamachnął się z całej siły, nie dając mu szansy na obronę. Nie zastanawiał się
już czy bije za mocno, ani w co trafia. Pierwsze ciosy zadał w twarz chłopaka,
który nawet nie pisnął. Dopiero gdy pięść Jamesa odbiła się od jego przepony,
stracił oddech i mimowolnie jęknął. Ale James nie przestawał. Okładał go, nawet
nie tykając różdżki, która tkwiła bezpiecznie w tylnej kieszeni. Nie. Żadne zaklęcie
nie przyniosłoby mu takiej satysfakcji.
- Lepiej? – wycharczał Greyson,
ocierając stróżkę krwi płynącą mu po twarzy, korzystając z tego, że James
odsunął się na moment, by złapać oddech.
- Co jej robiłeś? – zapytał nie
spuszczając z niego wzroku. Greyson próbował się uśmiechnąć, ale rozcięta warga
tylko go zapiekła, więc skrzywił się okropnie.
- Pytasz o to, czy panna Carter
była moja? – James prawie czuł jak
coś w nim pęka. Słowa Hunta dolatywały do niego, jakby był w innym pomieszczeniu
– Nie. Nie tykam takich bezwartościowych śmieci jak twoja dziewczyna.
Powalająca ulga i nowa fala
wściekłości zalały Jamesa. Ale już go nie uderzył. Greyson wyglądał koszmarnie,
cały zakrwawiony i posiniaczony, a choć James marzył o tym, by go dobić, zdołał
się powstrzymać. Z najwyższą odrazą splunął na niego, a potem odwrócił się i
wybiegł z pokoju.
*
Jo była pewna, że miesza jej
się w głowie. Przecież to niemożliwe, że słyszy Lolę! Ale jednak… Nie mogłaby
pomylić ujadania własnego wilczka z niczym innym. Serce tłukło jej się po
klatce jak oszalałe i próbowała się podnieść, ale ból w lewej nodze był nie do
zniesienia i po chwili oparła z powrotem na zimną posadzkę. A potem drzwi,
które jak wiedziała są w zamurowanej ścianie drgnęły, Jo jeszcze spróbowała się
podnieść, a potem otworzyła szeroko usta i krzyknęła głośno.
Przed
nią stał Al. Gdy zobaczył w jakim jest stanie, zamarł. Nie umiał wykrztusić
słowa, więc przez moment po prostu na nią patrzył, próbując przekonać samego
siebie, że najważniejsze jest to, że żyje. Tymczasem zza jego nogi wyszła szara
kulka, która sporo urosła w ostatnim czasie i podeszła prosto do Jo.
- Lola! – zawołała w najwyższym
zdumieniu. Ale coś jej nie grało. Wilczek, który przez ostatni rok notorycznie
ją podgryzał, teraz podszedł do niej chętnie i zaczął lizać ranę na jej nodze,
gdzie świeciła dawno zaschła stróżka krwi. Jo odwróciła od niej wzrok.
- Kim jesteś? – zapytała sucho. Dopiero
wtedy Albus się obudził.
- To ja, Jo – powiedział delikatnie
i zrobił kilka kroków w jej stronę, ale Jo zerwała się i przylgnęła do ściany, patrząc
na niego nieufnie.
- Skąd macie włos Albusa?! Nic wam
nie powiem! – krzyczała, próbując odsunąć Lolę, która teraz położyła łepek na
jej zranionej nodze.
Albus miał wrażenie, że
serce za chwilę pęknie mu na pół. Nic, co przeżył do tej pory nie wywołało w
nim takiego poruszenia, jak widok pobitej Jo, która patrzyła na niego z lękiem,
jakiego nigdy nie widział w jej oczach. W tym momencie miał ochotę pobiec za
Jamesem i pomóc mu oddać tym, którzy sprawili, że najodważniejsza dziewczyna jaką
znał miała w oczach taki strach.
- Jo, to ja, przysięgam –
powiedział najdelikatniej jak umiał i kucnął przy niej, ale zachował bezpieczną
odległość – Tata i James też tu są. Szukamy cię od miesiąca – oczy Jo rosły z
każdym jego słowem, ale nieufność nie malała. Albus westchnął – Jestem Albus
Severus Potter, twój były chłopak. Pocałowałem cię po raz pierwszy na boisku do
quidditcha, po tym jak lecieliśmy razem na miotle. Boisz się latać, bo Cameron
kiedyś zrobił ci psikusa i zeskoczył, gdy miał cię tego nauczyć. Wpadłaś do
mąki.
Na ustach Jo bardzo powoli zakwitł
smutny, pozbawiony szczęścia uśmiech.
- Al… - jęknęła cicho. To było dla
niego za dużo. Zerwał się i dopadł do niej, a potem objął, uważając, by nie
zrobić jej krzywdy. Był pewien, że rana na nodze to tylko jedna z wielu.
- Jo, do cholery – mówił,
zaciskając zęby – Tyle cię szukaliśmy...
Jo ukryła twarz w jego koszuli i
zaczęła szybko oddychać. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu i zdumiała się. Od
miesiąca nie uroniła ani jednej łzy. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie
i płacz nic tu nie pomoże. Ale teraz, gdy był tu Al, a gdzieś w pobliżu
znajdował się James, poczuła, że może na moment odpuścić. Była bezpieczna.
- Dziękuję – powiedziała tylko,
bojąc się, że za chwilę wybuchnie jak małe dziecko, ale nic takiego się nie
stało. Może przeszła za dużo, by zwyczajnie się popłakać? A może nawet na to
nie miała już siły.
- James jest na górze – powiedział
Al, ciesząc się, że tym razem o niego nie pytała – Tata walczy z Hurrlingtonem,
a… - urwał na moment, bo oczy Jo rozszerzyły się gwałtownie.
- CO?! – pisnęła z przerażeniem –
Musisz do niego iść, ostrzec go! – wołała potrząsając jego koszulką –
Hurrlington to szaleniec! Potrafi… Al, on jest bardzo potężny!
Albus przyglądał jej się ze
strachem. To już nie była dziewczyna, która szukała przygód, bez przejmowania
się konsekwencjami. Bał się pomyśleć co się z nią stało…
- Spokojnie – powiedział, głaskając
ją po ramieniu – Mój tata da sobie radę.
Jo dopiero po chwili kiwnęła
głową, ale wyglądała na bardzo zaniepokojoną. Albus podniósł się, a potem
pochylił nad nią.
- Zabiorę cię stąd.
- Nie bardzo mogę chodzić… -
wymamrotała i Al uśmiechnął się delikatnie, bo miał wrażenie, że jest zła na
samą siebie.
- Wiem – powiedział tylko. A potem
wsunął ręce pod jej kolana i z siłą, jakiej by się po nim nie spodziewała
dźwignął ją z ziemi i podniósł jakby nic nie ważyła. Lola zaszczekała cicho i Jo
znowu wytrzeszczyła oczy. Co się stało z jej wilkiem?
- W mojej kieszeni jest różdżka –
powiedział Al, gdy obrócił się z Jo w kierunku korytarza – wyjmij ją i dobrze
celuj. Za chwilę będzie po wszystkim – dodał miękko, ale Jo nie wyglądała na
przekonaną. Al wzmocnił uścisk i ruszył w kierunku korytarza, obiecując sobie w
duchu, że zrobi wszystko, by więcej się nie bała.
*
Harry machnął różdżką po
raz ostatni, pewien, że jest po wszystkim. Hurrlington przegrał i został uwięziony
w ciasnych więzach, które wyczarował Harry. Ale coś było nie tak, i Potter czuł
pod skórą, że to nie koniec. Nie opuszczając różdżki ani o cal, szedł w jego
kierunku. Sir Steven wyglądał, jakby świetnie się bawił.
- Piękny pojedynek, panie Harry! –
zawołał z podziwem – Ale teraz chyba się pożegnamy!
Harry natychmiast posłał w jego
kierunku Drętwotę, ale wystarczyło by mrugnął, a gęsty żółty dym, który widział
już podczas pojedynku Hurrligtona z profesor McGonagall owiał go i wypełnił cały
hall. Gdy opadł grubego lorda już nie było.
- Tato! – Harry obrócił się
błyskawicznie. Ze schodów na drugie piętro zbiegał James, który wyglądał, jakby
sporo przeszedł w ciągu ostatniej godziny.
- James?! – Harry zatrzymał go
gestem w miejscu a potem rozejrzał uważnie. Wciąż nie rozumiał, co stało się z
Hurrlingtonem – Gdzie Al?!
- Poszedł po Jo – powiedział James
– Co się tu stało?!
- Nie jestem pewien… - mruknął
tylko Harry, ale przestał wypatrywać swojego przeciwnika i szybko podszedł do
okna – Wygraliśmy – powiedział krótko – Można już wyjść.
James zawahał się, posyłając
szybkie spojrzenie w kierunku piwnicy, a potem skinął ojcu głową i wyszedł na
podwórze, gdzie aurorzy ścigali ostatnich współpracowników Hurrligtona. Harry czekał
tylko chwilę.
- Al! JO!!!
Przerażenie odmalowało się na jego
twarzy, gdy zobaczył jak dziewczyna wygląda. Ale nie powiedział nic na ten
temat, tylko zaczekał, aż niosący ją Albus podjedzie bliżej i próbując
uśmiechnąć się pokrzepiająco powiedział:
- Już po wszystkim Jo. Zabiorę cię
do szpitala i powiadomię twoich rodziców. Albus pojedzie z nami i myślę, że
niedługo zjawi się James. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz?
Jo pokiwała powoli głową, a potem
wtuliła się w koszulę Ala, jakby tylko to utrzymywało ją jeszcze w stanie
względnej równowagi. Harry bezwiednie zacisnął dłonie w pięści, gdy patrzył na
jej rany, a potem poczuł bezkresną dumę z Jamesa.
- Mam po niego pójść? – zapytał nagle
Albus Jo. Ona spojrzała na Harry’ego.
- Przyjedzie do mnie?
Harry pewnie skinął głową. Jo przeniosła
wzrok na Ala.
- Proszę zabierz mnie stąd.
Harry nie czekał dłużej, ale zagarnął
jeszcze Lolę, ścisnął mocno różdżkę, a po chwili już ich nie było.
*
- I mam to wszystko gdzieś! – kończyła Rose. Scorpius wpatrywał
się w nią ze złością, ale wziął kilka głębokich oddechów i zdołał się opanować.
Usiadł
koło niej. Od dwóch godzin próbowali zapędzić do klatek stado małych
hipogryfów, ale te uparły się, by pozostać na wolności.
- CO one tu właściwie robią?! – darła się Red, wykręcając
sobie ręce – Po cholerę nam PIĘĆDZIESIĄT sztuk hipogryfów?!
Scor po raz tysięczny zagryzł zęby i dopiero po chwili
powiedział:
- Są przydatne w walce, bo potrafią latać. Dlatego Minister
zlikwidował wolne hodowle i przeniósł je tutaj. Ale we wrześniu mają trafić do
innej, specjalnie ukrytej placówki.
Red znowu coś burknęła, ale Scor już jej nie słuchał. W ich
kierunku zmierzał wielki, brązowy puchacz, który ewidentnie niósł jakiś list. Rose
zauważyła go dopiero po chwili i stanęła koło Scorpiusa, wstrzymując oddech. Nie
znała tej sowy, a to znaczy, że wiadomość mogła być od…
- Potter! - wrzasnęła
chwilę później, a w jej oczach pojawiły się łzy, gdy odczytywała znajome pismo
Albusa. Scorpius bezceremonialnie zaglądał jej przez ramię.
Rose, (Scor?)!
Znaleźliśmy Jo. Nie mogę za
wiele napisać, ale wiem, że Rose szaleje, bardzo się martwi. Jo jest
cała i zdrowa, chociaż sporo przeszła. Mam nadzieję, że w Hogwarcie wszystko w
porządku. Niedługo na pewno się zobaczymy!
Pozdrawiam
Al.
Red przeczytała to kilka
razy, a potem cisnęła za siebie.
- Cholerny Potter! – warknęła – Od miesiąca nie daje znaku
życia, i wysyła dwa słowa! Już ja go…
- Och, zamknij się! – zawołał Scorpius łapiąc się za głowę.
Rose wytrzeszczyła oczy – Słyszałaś! – burknął Scor, zakładając ręce na piersi –
Przez miesiąc ci odpuszczałem, bo porwali twoją przyjaciółkę a kuzyni i wuj
byli w niebezpieczeństwie. Ale to by było na tyle! Nie jesteś pępkiem świata,
Red! To Jo trzymali nie wiadomo gdzie, a ty zachowujesz się jakbyś była jedyną
pokrzywdzoną!
Rose nabrała głośno powietrza, a potem zrobiła dwa kroki w
tył i zmrużyła oczy.
- Słucham?! Coś ci nie pasuje?!
Scorpius pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Red, jesteś najbardziej rozkapryszoną osobą jaką znam!
Twoje wahania nastrojów wykończyłyby największego stoika!
- Wiesz co, Malfoy? – warknęła, nie wierząc własnym uszom –
Odwal się!
A potem obróciła się na pięcie i zaczęła wściekle maszerować
w stronę zamku, nie przejmując się tuzinem rozbrykanych hipogryfów, których
nadal nie udało im się zagonić do klatki. Scorpius warknął głucho, a potem
dogonił ją w kilku krokach i złapał za rękę.
- CZEGO?!
- Po pierwsze – powiedział wściekły – Mamy robotę. A po drugie,
do cholery Weasley! Już po wszystkim – dodał lżejszym tonem – Carter jest z
Potterami, nic jej nie grozi. Przestań ciskać gromami, bo mam tego dość!
- Póki co, to ty się na mnie wydzierasz! – przypomniała mu
ze złością. Scorpius westchnął ciężko.
- Bo przez ostatnie tygodnie zachowywałaś się jak wariatka!
I przeżyłem to, bo ty się zawsze tak zachowujesz, ale – tu złapał ją za rękę,
bo zamierzała wściekle odejść – Już jest dobrze. Więc możemy wyluzować.
Rose stała przez chwilę i nic nie mówiła, wpatrując się w
zieloną trawę. A potem zadarła głowę do góry i niecierpliwym ruchem
przyciągnęła Scorpiusa za koszulkę.
- Martwiłam się o nich!
Scorpius założył ręce na jej talii i ukrył twarz w jej
włosach, a gdy poczuł znajomy zapach, który zawsze wprawiał go w dobry nastrój
powiedział:
- Założę się, że oni wszyscy bardziej martwili się o ciebie
Weasley. Jesteś najbardziej szaloną osobą na świecie!
I gdy Rose po raz pierwszy od miesiąca, wybuchła szczerym
śmiechem, obrócił się z nią w miejscu, ani trochę nie rozluźniając uścisku.
;') jeju rozdział świetny !
OdpowiedzUsuńPojechałaś! :P
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona! Oczywiście żal mi potwornie Jo i nabrałam do niej dużo szacunku, ale ten wątek jest genialny i świetnie dopracowany. Nie mogę się doczekać, aż ona opowie co się tam działo przez miesiąc...
Musiałaś oczywiście też opisać tak Jamesa, żeby wszyscy go jeszcze bardziej kochali, co? :P Ale Albus też był przecudowny i dobrze, że to on zabrał Jo, bo gdyby to zrobił James mogłoby być strasznie słodko, czy cuś :D
No a Red i Scor trzymają poziom. Cieszę się, że nie opisujesz już tylko ich cudownej love, bo skoro tyle lat się kłócili to nagle nie mogą przestać! I to jest realne :)
Już nie mogę się doczekać na wątki z nowymi bohaterami!
Pozdrawiam ciepło! :)
Znalazłam Twoje opowiadanie kilka dni temu i gdyby nie szkoła to przeczytała bym je w jeden dzień, a w ten sposób dopiero dziś skończyłam czytać wszystko i pokochałam to! Naprawdę nie mogłam się oderwać i chciałam jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego.
OdpowiedzUsuńKocham wszystkich Twoich bohaterów bez wyjątku, ale nie mogę się zdecydować, którego z Potterów bardziej lubię... ale według mnie Jo powinna być z Jamesem, mimo wszystko są bardziej dopasowani.
Rozdział genialny, zresztą tak jak wszystkie. Jeśli Rose i Scorpius przestaliby się kłócić, byłoby to strasznie dziwne. Jestem ciekawa jak Draco zareaguje na ich związek. I zgadzam się, że gdyby to James uratował by Jo, mogłoby to być zbyt słodkie.
Przepraszam, że mój komentarz jest trochę "bez ładu i składu", mogę się tylko usprawiedliwić tym, że piszę na telefonie i jest późno, mój mózg pracuje wolniej po dniu w szkole.
Pozdrawiam ;*
Witam i dzięki! :)
UsuńMam tylko taką małą prośbę, żeby się podpisywać. Może ksywka albo imię, bylebym wiedziała kto jest kto :)
Pozdrawiam!
Okay, przepraszam, następnym razem będę pamiętać :)
UsuńŻyczę weny,
Grace
No i masz szczęście, że znalazła się Jo ;) Może nie cała i zdrowa, ale najważniejsze że żyje. Jestem ciekawa jej spotkania z Jamesem. Który w tym rozdziale pokazał jak bardzo mu na niej zależy.
OdpowiedzUsuńAluś jaki opiekuńczy i kochany :) Też chce takiego przyjaciela :D
Kłótnie Rose i Scora są zawsze epickie :) Jakby oni się nie kłócili będąc parą to nie było by to samo opowiadanie :D
Podoba mi się Louis, choć zachowuje się jakby wojna go nie dotyczyła, czyli inaczej niż główni bohaterowie. I to jest fajne. Bo gdy wokół wszyscy myślą o wojnie on zachowuje się jak typowy nastolatek :)
Pozdrawiam i życzę weny,
Calypso
Dzięki!
UsuńOch, to teraz mi psujecie plany z Louisem, bo może i on jest zwyczajnym nastolatkiem, ale to on będzie miał najtrudniejsze decyzje do podjęcia i dość ciężkie życie już wkrótce :P
JO! O jak dobrze, że żyje! :) Martwiłam się. Na szczęście jej stan jest lepszy niż po ataku "Genevive", więc się wyliże.
OdpowiedzUsuńJames dokop temu dupkowi! Ale tak, by się nie pozbierał! xD
Albus Obrońca. To nawet pasuje ;D
I Harry VS Steven, mistrzostwo świata!
Docinki Rose i Scorpiusa genialne. Chociaż ja do tej pory nie odbierałam humorów Red jako egoizmu i nadal mi to nie pasuje... Ona się po prostu martwi. :( Gdyby Rosie i Scor byli teraz taką idealną parą, to nie byłoby to wiarygodne. :D
Louis zachowuje się, jakby wojna wcale go nie ruszała. A przecież to nieprawda, wojna wywiera wpływ na każdego. Nie lubię tej jego laski. Jak ona ma na imię? Grace? Wydaje się nieistotna. Za ro Leah mnie zaciekawiła. ;)
Liczę na rozwinięcie wątków Dakoty i Scarlett, bardzo je lubię! <3
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ten jest bombowy!
Pozdrawiam ciepło xx
Rose się martwi ale humorzasta to ona jest :P Hmmm Louis i wojna. Na razie go nie dotknęła, trudno wymagać, by zachowywał się jak weteran:P Hahaha Grace powiedziała 2 zdania i już jej nie lubisz? To właśnie Leah ciężko będzie polubić :p
UsuńDo następnego! :)
ODWLEKASZ MOMENT JOMES!
OdpowiedzUsuńAle jest tak pięknie i idealnie, że mi to nie przeszkadza ;)
Wszystko cudownie! Oczywiście martwię się o Jo, o wojnę i o świat...Ale Jo żyje! James ukarał jej oprawcę! Al i Harry przeżyli! Red i Scorpius są razem i też żyją! Czego by jeszcze chcieć?
Ach! No tak! Mogli by w końcu skopać tyłek temu sir Hurrlingtonowi!
No i chciałabym bardziej poznać Louisa. I dowiedzieć się co u Camerona (czy żyje, choć nie przyjmuję innej odpowiedzi niż "oczywiście") i jak radzi sobie Lucy z jego nieobecnością. Dawaj szybko następny (choć ja nie jestem najlepszą osobą do popędzania z następnymi rozdziałami ;p)
Buziaki dla ciebie i Jamesa :*
PS Ładny nowy szablon ;)
Trafiłaś, bo w nast rozdziale będzie troszkę o Cameronie i o Lucy. Louisa poznamy powoli, na razie były ważniejsze wątki :P
UsuńA teraz ja i James czekamy na rozdział Ślizgońskiej Krwi! Wiesz, James bardzo się martwi, że Jo będzie musiała wyjść za Ala... :P A tak serio to co się tam dzieje - nie masz czasu czy weny?
Rozdział się pojawił :) Twój szantaż był nad wyraz skuteczny. Brakowało mi i czasu i weny, ale wizja Albusa i Jo przed ołtarzem była na tyle straszna bym zebrała się w sobie ;)
UsuńBiedna Jo! Co oni jej musieli zrobić, że się tak zmieniła?! Całe szczęście, że Al i James ( no i Harry ) ją uratowali.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi jedna rzecz- co się stało ze Stevenem?! Jak on to robi, że tak znika?!
Luis jes taki cudowny, taki zwyczajny, zupełnie inny niż reszta bohaterów. Jest wojna a on się zachwuje tak jakby jej wcale nie było...
Rozdział jak zwykle niesamowity!
Pozdrawiam serdecznie!
Dzięki!
UsuńHurrlington znika i robi różne inne rzeczy! Ale obawiam się, że wyjaśnienie w części 3 :)
A Louis, wiesz on jest trochę egoistą :)
Pozdrawiam!
O tak Jo żyje, Jo uratowana ale co ci chorzy popaprańcy jej zrobili? I bardzo dobrze, że James przywalił temu kolesiowi, serio ja to bym go nawet crucio potraktowała za to co zrobił Jo.
OdpowiedzUsuńScena Scorose jak zawsze świetna jak widzę powrócili do kłótni za to ich kocham. Ale Scor nie powinien się tak wściekać na nią przecież Rose zachowuję się tak tylko dlatego, że się martwi i musi w jakiś sposób odreagować a jak widać ten jest dla niej najlepszy.
Ten cały Hurrlington to już w ogóle jakiś świr i co to za sztuczki z żółtym dymem?
I gdzie jest Lucy? tęsknie za Lucy :(
Pozdrawiam
Carmen
Jak dla mnie trochę za szybko znaleźli Jo, trzy rozdziały to trochę mało, ale to tylko moje nic nie znaczące zdanie :D
OdpowiedzUsuńPolubiłam Louisa :D Fajnie, że razem z nową częścią wprowadziłaś jakieś nowe postacie.
Uwielbiam Scora i Rose. Są jedyni w swoim rodzaju. I... i ... i nawet nie wiem co napisać. Po prostu kocham fragmenty z nimi.
Znaleźli Jo. To bardzooooo dobrze. Ona jest cudowna. Ale teraz już nie będzie taka jak wcześniej prawda ? Ona była przestraszona! (To takie słodkie na swój sposób) Ja myślałam że James ja uratuje. A tu proszę Al. Oni już nie będą razem prawda? Albus powinien byś se Scarlett. A James jest straszny jak jest wściekły. Nie rozumiem Scora przecież Rose martwi się o Jo i w ogóle dlatego taka jest.
OdpowiedzUsuńWiem że bez ładu i składu ale jest już późno i chce mi się spać :D
Z pozdrowieniami
Margo!
Ta notatka Ala do Rospiusa (haha, uwielbiam ten parring, szczególnie u Ciebie) kompletnie mnie rozwaliła już na samym początku :D Skubany, skąd wiedział, że oni są w jednym pomieszczeniu, hę?? :)
OdpowiedzUsuńAle nie na tym się trzeba skupić, ba na tym, że Jo została uratowana, nie? :D Także wszyscy się cieszą i czekają aż... albo nie, bo wykrakam :D
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
Dobrze,że znaleźli Jo. Uwielbiam kłótnie Rose i Malfoya
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze to iż Al znalazł Jo nie zmieni relacji jej z Jamesem :)) Najlepsze są kłótnie Rose kontra Scorpious. Mam nadzieje ze jeszcze kiedyś będzie incydent Rose vs. Profesor Draco
Powodzenia
Euforiatheone
Kolejny fantastyczny rozdział ��
OdpowiedzUsuńBiedna Jo, nawet nie chce sobie wyobrażać co Ona tam przeszła, ciekawa też jestem czego oni chcieli, że aż tak oberwala za brak współpracy...
I James taki zdenerwowany i zmartwiony... Na szczęście jego relacje z Alem się już poprawiły ��
Ciekawa jestem postaci Louisa, bo póki co wydaje się być smieszkiem, który nie lubi się uczyć (tak sobie zawsze wyobrażałam Huga XD)
No i Rose i Scor co tu dużo mówić ❤️
Fajnie że nie są tacy przeslodzeni i że co drugie słowo jakie kierują do siebie to kocham cię ��
Caraline Gentile