Ginger Golden Girls

1 października 2014

Rozdział XXIX

Zabiorę cię stąd...



                Jo otworzyła oczy. Miała dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Wydawało jej się, że słyszy jakiś hałas, ale nie była pewna. Od wczoraj ciągle huczało jej w głowie, po tym jak uderzyła się w nią, lądując na ścianie.
                Spróbowała się podnieść. Mięśnie nie reagowały jak powinny, przez to, że od tygodni sypiała na twardej podłodze. Poza tym, jej racje żywnościowe raczej odbierały niż dodawały sił. W końcu udało jej się chwiejnie stanąć na nogach i podeszła do drzwi. Jej cela nie miała okien, więc nie wiedziała co dzieje się na zewnątrz, ale gdy się bardziej skupiła, była pewna, że to co słyszy, to odgłosy walki.
                Jej serce zabiło mocniej, a chwilę później zganiła się za to. Od miesiąca to samo, każdego dnia. Narastająca, naiwna nadzieja, że ktoś się po nią zjawi i rozczarowanie. Przestała wyczekiwać, wiedziała, że może liczyć tylko na siebie, na swoją siłę i na to, że wytrzyma jeszcze więcej.
                Ale dziś było inaczej. Wyraźne odgłosy walki dolatywały do niej z podwórza i w Jo wstąpiła nowa nadzieja. Kto to mógł być? Aurorzy? Może Minister Magii wysłał kogoś na poszukiwanie kryjówki Hurrlingtona i w końcu udało im się ją znaleźć?
                Jo usiadła pod ścianą, bo ból w kręgosłupie i lewej nodze nie pozwalał jej dłużej stać pod drzwiami. I wtedy usłyszała kroki. Wyraźnie zmierzały w jej stronę. Strach walczył w niej z nadzieją i sama już nie wiedziała, co wygrywa. Czy to znowu oni? A może ratunek? Utkwiła w drzwiach, przerażone, pełne prośby spojrzenie i czekała.

                                                                      *

- Potter, doprawdy! – śpiewał Hurrlington – Odwiedza mnie pan i nawet się nie przywita jak należy – powiedział kwaśno – w dodatku jest pan niewidzialny!
Harry zlokalizował Albusa i stanął przed nim, zasłaniając go. A potem machnął krótko różdżką i zmaterializował się w hallu posępnego dworu. Sir Seven klasnął w ręce.
- A więc: dzień dobry! – powiedział radośnie. Harry miał wielką ochotę wbić mu różdżkę w oko.
- Gdzie są dzieci? – zapytał przyjmując odpowiednią postawę. Lord zacmokał.
- Widzę tu tylko twojego syna – odparł, wpatrując się w miejsce, gdzie stał Albus, będący pod wpływem zaklęcia Kameleona. Harry ani drgnął, ale sir Steven wydawał się wyraźnie zainteresowany Albusem.
- To ten najstarszy? – zapytał ciekawie, jakby byli starymi przyjaciółmi, którzy dawno się nie widzieli – James?
- Gdzie są dzieci?! – warknął znowu Harry, zaczynając tracić cierpliwość i robiąc kilka kroków w jego stronę. Dopiero wtedy Hurrlington znowu na niego spojrzał.
- Nie ma ich tu, Potter – powiedział już normalnym tonem – Znowu się pomyliliście! Pudło!
Błysnęło i huknęło, gdy Harry strzelił w niego zaklęciem, a Hurllington odbił je w ostatniej chwili. Harry, odepchnął jeszcze Ala.
- IDŹ! – ryknął, a Albus wiedział co ma robić. Odwrócił się i pobiegł pędem w stronę, gdzie wcześniej zniknął James.
Harry i sir Steven rozpoczęli pojedynek.

                                                                          *

                                Po schodach w dół, a potem ciemnym korytarzem do końca. James biegł jak w amoku, nie widząc i nie słysząc co dzieje się do koła. Lola leciała za nim. Dopadł do jedynych drzwi, jakie zobaczył i zaczął się z nimi szamotać. Żadne znane mu zaklęcie nie otworzyło zamka, ale nie było teraz rzeczy, której by nie dokonał. Po kilku minutach drzwi wyskoczyły z zawiasów i wylądowały na kupce gruzu. Przez chmurę pyłu, która wzbiła się w powietrze, dotarł do Jamesa głośny pisk i zobaczył wiele twarzy.
- Potter!
- James! To jest James Potter!
Ale on nie wsłuchiwał się w okrzyki, tylko szybko wszedł do środka i zaczął rozglądać. Wiedział, że ona nie będzie krzyczeć na jego widok, i miał wielką nadzieję, że nie będzie zdumiona.
                W pomieszczeniu było kilka osób. Jakaś Puchonka z czwartego roku, dwóch jej kolegów z szóstej klasy i Mindy Rivers, która była z Jamesem na roku. Nikogo więcej.
- Gdzie jest Jo Carter? – zapytał James, czując jak coś ciężkiego opada mu na dno żołądka, powodując, że zrobiło mu się niedobrze.
Chłopcy wymienili spojrzenia.
- Nie ma jej tu! – odpowiedziała Mindy, która patrzyła na Jamesa w osłupieniu – Jak się tu dostałeś?
- Gdzie ona jest, Mindy?! – oczy Jamesa wyłaziły z orbit, przygniatające przeczucie, że stało się coś bardzo złego rozlewało się po jego ciele jak trucizna. Do oczu Mindy nagle napłynęły łzy.
- James, nie ma jej z nami od tygodni – powiedziała płaczliwie – Zabrali ją, jak się dowiedzieli, że przyjaźni się z tobą i Albusem…
Uderzenie gorąca a potem fala strachu zalały Jamesa z taką mocą, że nawet nie zauważył jak twarz Mindy robi się czerwona, a jej wzrok biega po suficie.
- Dlaczego? – zapytał tylko James. Odpowiedziała mu Puchonka, przyglądając się z zainteresowaniem Loli.
- Nie wiemy. Ale słyszeliśmy, że nie chciała współpracować i trochę za to oberwała – dziewczyna mówiła to dość obojętnym głosem, nie zwracając uwagi na Mindy, która posyłała jej ostrzegawcze spojrzenia, jakby chciała jej powiedzieć, by nie mówiła tego Jamesowi. Ale on już nie zwracał na nie uwagi. Usłyszał wystarczająco.
- Musicie stąd wiać – powiedział jeszcze – Mam dla was różdżki – tu podał im pęk witek – Potraficie rzucić zaklęcie Kameleona?
 Jeden z chłopców skinął głową, reszta patrzyła na Jamesa z wdzięcznością. Miał zamiar odwrócić się i odejść, ale wtedy do pomieszczenia wpadł zdyszany Albus.
- Potter! – zawołali znowu Puchoni, jeszcze bardziej zdumieni, niż na widok Jamesa. Albus przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu, podobnie jak James najwyraźniej szukając kogoś innego.
- Gdzie jest…?
- Nie ma jej tu – warknął James – Co się dzieje?
- Tata walczy z Hurrlingtonem – odparł Albus, który wpatrywał się w Jamesa ze zgrozą.
- Jak wyjdziecie z piwnicy, nie idźcie korytarzem prosto, tylko poszukajcie jakiejś innej drogi – polecił James reszcie, a potem bez słowa wyszedł i rozejrzał po ciemnym korytarzu.
                Albus zamienił jeszcze kilka słów z porwanymi, a potem dołączył do Jamesa, z Lolą trzymającą się jego nogi.
- Myślisz, że jest tutaj? – zapytał Albus, bardzo starając się nie pokazywać, jak bardzo boi się, czy Jo w ogóle żyje. James skinął tylko głową. Ale w korytarzu nie było więcej pomieszczeń. Jedyne drzwi, leżały teraz rozwalone na kupce gruzu.
                Ale, gdy James i Albus rozglądali się nerwowo po piwnicy, Lola zaszczekała nagle głośno, a potem rzuciła się do końca korytarza, który jak się wydawało był ślepy. James i Al wymienili zdumione spojrzenia, a potem pobiegli za nią. Wilczek szczekał zawzięcie do solidnie wyglądającej ściany. Albus oparł na niej ręce, a potem dźgnął ją różdżką. Błysnęło i odrzuciło go na stopę.
- Kurwa! – zawołał James i pomógł mu wstać, a potem i on wycelował różdżkę w ścianę.
                Serce tłukło mu się po klatce, jakby miało wyskoczyć. Był pewny, że tam jest. Za chwilę ją zobaczy i wyciągnie z tego strasznego miejsca…
- Nie tak szybko, panie Potter!
Odwrócili się jak na zawołanie. Przed nimi stał barczysty osiłek i celował w nich różdżką. Nim zdążyli zareagować, rozbroił Jamesa ale Albus obronił się w ostatnim momencie.
- Jak mniemam przyszliście po naszą małą gwiazdę – parsknął dryblas – A tak się zapierała, że sama nas wszystkich rozwali! – i zarechotał ochryple.
                Albus szedł w jego kierunku z wyciągniętą różdżką.
- Co jej zrobiliście? – zapytał lodowato. Osiłek znowu się zaśmiał.
- Wakacji raczej tu nie miała – powiedział z błyskiem w oku – Strasznie wkurzała Greysona. Jak ją ostatnio widziałem, była trochę poobijana – dodał puszczając im oko. Ręka, którą Albus trzymał różdżkę zadrgała okropnie. Stojący za nim James poczuł, że krew odpływa mu z twarzy.
- Mówiłem Greysonowi, że kobiet się nie bije – wtrącił nagle osiłek, jakby poczuł wyrzuty sumienia – Ale on nie ma cierpliwości. Codziennie wracał z piwnicy bardziej wykończony, niż gdyby…
Ale nie dowiedzieli się, co miał na myśli. Albus nie wytrzymał i strzelił w niego zaklęciem, ale dryblas zdołał jej odbić. Potem on zaatakował i Al musiał wyczarować tarczę, ale w tym czasie kolejne zaklęcia pomknęły w jego stronę. James, który nie miał już różdżki próbował podbiec do mężczyzny, z drugiej strony, ale wtedy ten zaatakował jego, i gdy Jamesa odrzuciło na ścianę, Al ryknął, by trzymał się z tyłu. Ale w całym tym zamieszaniu, nikt nie zauważył, że Lola wystawiła swoje ostre ząbki i podbiegła do osiłka, a potem rzuciła się na jego nogę i wbiła w nią z całym impetem. Zdumiony strażnik spojrzał w dół, a Albus błyskawicznie wykorzystał ten moment.
- Expelliarmus!!! – wrzasnął i po chwili różdżki dryblasa i Jamesa przeleciały przez korytarz i wpadły prosto w rękę Albusa.
- TY!!! – ryknął osiłek i próbował kopnąć Lolę, ale wtedy Al wymierzył po raz kolejny i rzucił na niego Drętwotę. Strażnik nieprzytomnie osunął się po ścianie.
- Lola! – zawołał Albus i rzucił się, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku – Dostaniesz wielki kawał mięcha – poklepał ją po głowie, a potem odwrócił się do Jamesa i wyciągnął w jego kierunku różdżkę.
- Dzięki – głos Jamesa sprawił, że Albusowi ciarki przeszły po plecach.
- Chodźmy – powiedział wskazując na ścianę, za którą musiało być pomieszczenie, gdzie przetrzymywali Jo. Ku jego zdumieniu James pokręcił głową. Wpatrywał się tępo w Lolę i wyglądał trochę, jakby oszalał.
- Co? – Albus wstał i stanął naprzeciw niego, zmuszając go, by na niego spojrzał – Ona tam jest – powiedział twardo – Żyje.
Ale James nie reagował. Jego myśli krążyły wokół słów strażnika. Bił ją. Codziennie wracał z piwnicy wykończony…
- Idź sam – powiedział głosem, którego Albus nigdy nie słyszał – Musisz wysadzić ścianę…
- A ty?! – zawołał zdumiony Al. James odwrócił się i zrobił dwa kroki w kierunku, z którego przyszli.
- Oddam im za nią. 
A potem wybiegł z piwnicy.
                                                              
                                                                      *

                Był wczesny ranek, ale w Hogwarcie wszyscy byli już na nogach.
- Niech to szlag… - klął Louis, gdy schodził na śniadanie. Nie było nawet siódmej, gdy kolega z dormitorium, który też przybył do szkoły w wakacje, oznajmił, że muszą wstawać, bo jest sporo do roboty.
                Louis wszedł do Wielkiej Sali i odetchnął z ulgą. Wróciły stoły domów i ludzie jedli przy nich śniadanie, choć dziwnie było patrzeć na to, że jest tu więcej dorosłych w służbowych uniformach, niż uczniów w mundurkach.
                Rose siedziała sama przy stole Krukonów i dziobała widelcem po talerzu, wpatrując się w Zaczarowane Sklepienie.
- Cześć! – Louis dosiadł się do niej i pomachał jej ręką przed oczami, bo najwyraźniej go nie słyszała – Co jest?
Red wzruszyła ramionami. Przyglądał jej się przez chwilę.
- Masz jakiś problem?
- Mam milion problemów – oświadczyła tylko Rose, więc dał sobie spokój.
- A powiesz mi po cholerę zrywają nas o świcie?!
Red znowu wzruszyła ramionami i miał ochotę pstryknąć ją w nos.
- Chcą, żebyśmy pomagali w przygotowaniach.
- Do czego? – zdumiał się Louis.
- No, do wojny! – burknęła – Cały korytarz na szóstym piętrze jest zamieniany w szpital, gdzie będą przewozić rannych. Hagrid przygarnia każdą ilość zwierząt, która może przydać się tamtym, a nieużywana część zamku ma zostać odgrodzona i przeznaczona dla tych, którzy szukają schronienia. Trzeba ją przystosować…
Louis słuchał tego z coraz większymi oczami.           
- I oni naprawdę sądzą, że jak zwali się tu pół Wielkiej Brytanii, łatwiej będzie ochronić zamek? – zapytał z niedowierzaniem.
- Moja matka mówi, że to zamek ma chronić nas – powiedziała kwaśno – i, że im nas więcej tym łatwiej się bronić.
Louis zastanawiał się nad tymi słowami, bezwiednie wpychając do ust kanapkę. Rose tymczasem znowu zmarkotniała, a po chwili odsunęła nietknięty talerz i wstała.
- To cześć! – zawołała na odchodnym i tyle ją widział.

             Kończył jeść, gdy poczuł, że ktoś za nim staje a sekundę później, niczego nie widział, bo czyjeś ręce zasłoniły mu oczy. Po chwilowym zdumieniu, parsknął śmiechem, a potem szybkim ruchem chwycił w pasie „napastnika” i pociągnął do siebie, tak, że znalazł się na jego kolanach.
- Cześć! – zawołała Grace. Louis uśmiechnął się szeroko.
- Co tu robisz? – zapytał, zaplatając ręce za jej plecami. Blondynka przewróciła figlarnie oczami.
- Moi rodzice są Uzdrowicielami, a do Hogwartu przenoszą rannych z bitwy pod Manchesterem. Kiedy napisałeś, że lecisz tu z ojcem, postanowiłam zrobić ci niespodziankę!
Louis nachylił się i cmoknął ją w szyję.
- No to ci się udało!
Grace zaśmiała się radośnie.

                                                                     *

                   James znalazł się znowu w hallu, ale nie wrócił do miejsca, w którym wciąż błyskało. Jego ojciec i Hurrlington musieli wciąż walczyć. Skręcił na oślep i znalazł się w dużym, zaniedbanym salonie. Przeciął go i wyjrzał przez okno. Trwała walka. Odziały aurorów z jednej strony i sprzymierzeńcy sir Stevena z drugiej, zasypywali się gradem zaklęć. Wydawało się, że Ministerstwo wygrywa, ale James nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić. Zresztą, nie to go teraz obchodziło.  Pośród twarzy mieszkańców dworu wypatrywał jednej. Widział go dziś tylko przez chwilę, gdy otwierał bramę. Wysoki, szczupły, niewiele starszy od niego blondyn. Ale teraz nigdzie go nie dostrzegał, choć miał idealny widok na całe podwórze. Nagle wzrok Jamesa padł na schody, prowadzące na piętro i coś go tknęło. Może Hurrlington nie rzucił wszystkich sił do walki?
              Ruszył w ich kierunku i wbiegł na górę, a potem z różdżką w pogotowiu otworzył pierwsze drzwi. Pusto. Wrócił na korytarz. Skierował się kolejnego pokoju, gdy usłyszał coś. Z ostatniego pomieszczenia na piętrze dochodziły przytłumione odgłosy szurania i otwierania mebli. James nie zastanawiał się. Dygocąc z furii skierował się prosto w tę stronę. Nawet się nie zawahał, gdy dotarł do drzwi, tylko modlił się, by stał za nimi Greyson Hunt.
            I stał.
            Prawie podskoczył na widok Jamesa i błyskawicznie sięgnął po różdżkę, którą miał w kieszeni, ale nie zdążył. James był szybszy i natychmiast go rozbroił. Hunt warknął i wpatrzył w Jamesa z mieszaniną lęku i ciekawości.
- Czego?! – warknął, rzucając ukradkowe spojrzenia po pokoju, jakby miał nadzieję zobaczyć zapasową różdżkę. Tymczasem James wyciągnął przed siebie jego własną i złamał jednym ruchem. Greyson ryknął wściekle, a James cisnął połamanymi patyczkami pod jego nogi.
- Co robiłeś Jo Carter przez ostatnie tygodnie? – zapytał, wbijając w niego mordercze spojrzenie. Greyson zamarł. Nagle na jego twarzy pojawiło się zrozumienie.
- Ty jesteś Potter – powiedział bardziej do siebie niż do niego – James Potter, jak mniemam?
Ale James nie miał zamiaru wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje.
- Co jej zrobiłeś? – powtórzył, robiąc krok do przodu, tak, że jego różdżka znalazła się w pobliżu klatki piersiowej Hunta.
- Dręczy cię to? – zapytał z leniwym uśmiechem, choć spoglądał niespokojnie na wymierzoną w siebie różdżkę – Gdyby nie znajomość z tobą, miałaby łatwiejsze życie. No, ewentualnie śmierć – dodał rozbawiony, na co James warknął głucho – Ale gdy okazało się, że jest tak drogą ci koleżanką stała się bardzo cennym nabytkiem. Tylko, że nie chciała współpracować – dodał kwaśno.
Nie rozumiał. Nie miał pojęcia co to wszystko znaczy, ani co właściwie Hunt miał na myśli. Ale nie zapytał o nic.
                Zrobił kilka ostatnich kroków. Dawno stracił kontrolę. Greyson próbował się bronić, ale James unieruchomił go i zamachnął się z całej siły, nie dając mu szansy na obronę. Nie zastanawiał się już czy bije za mocno, ani w co trafia. Pierwsze ciosy zadał w twarz chłopaka, który nawet nie pisnął. Dopiero gdy pięść Jamesa odbiła się od jego przepony, stracił oddech i mimowolnie jęknął. Ale James nie przestawał. Okładał go, nawet nie tykając różdżki, która tkwiła bezpiecznie w tylnej kieszeni. Nie. Żadne zaklęcie nie przyniosłoby mu takiej satysfakcji.
- Lepiej? – wycharczał Greyson, ocierając stróżkę krwi płynącą mu po twarzy, korzystając z tego, że James odsunął się na moment, by złapać oddech.
- Co jej robiłeś? – zapytał nie spuszczając z niego wzroku. Greyson próbował się uśmiechnąć, ale rozcięta warga tylko go zapiekła, więc skrzywił się okropnie.
- Pytasz o to, czy panna Carter była moja? – James prawie czuł jak coś w nim pęka. Słowa Hunta dolatywały do niego, jakby był w innym pomieszczeniu – Nie. Nie tykam takich bezwartościowych śmieci jak twoja dziewczyna.
Powalająca ulga i nowa fala wściekłości zalały Jamesa. Ale już go nie uderzył. Greyson wyglądał koszmarnie, cały zakrwawiony i posiniaczony, a choć James marzył o tym, by go dobić, zdołał się powstrzymać. Z najwyższą odrazą splunął na niego, a potem odwrócił się i wybiegł z pokoju.

                                                                     *

                  Jo była pewna, że miesza jej się w głowie. Przecież to niemożliwe, że słyszy Lolę! Ale jednak… Nie mogłaby pomylić ujadania własnego wilczka z niczym innym. Serce tłukło jej się po klatce jak oszalałe i próbowała się podnieść, ale ból w lewej nodze był nie do zniesienia i po chwili oparła z powrotem na zimną posadzkę. A potem drzwi, które jak wiedziała są w zamurowanej ścianie drgnęły, Jo jeszcze spróbowała się podnieść, a potem otworzyła szeroko usta i krzyknęła głośno.
                  Przed nią stał Al. Gdy zobaczył w jakim jest stanie, zamarł. Nie umiał wykrztusić słowa, więc przez moment po prostu na nią patrzył, próbując przekonać samego siebie, że najważniejsze jest to, że żyje. Tymczasem zza jego nogi wyszła szara kulka, która sporo urosła w ostatnim czasie i podeszła prosto do Jo.
- Lola! – zawołała w najwyższym zdumieniu. Ale coś jej nie grało. Wilczek, który przez ostatni rok notorycznie ją podgryzał, teraz podszedł do niej chętnie i zaczął lizać ranę na jej nodze, gdzie świeciła dawno zaschła stróżka krwi. Jo odwróciła od niej wzrok.
- Kim jesteś? – zapytała sucho. Dopiero wtedy Albus się obudził.
- To ja, Jo – powiedział delikatnie i zrobił kilka kroków w jej stronę, ale Jo zerwała się i przylgnęła do ściany, patrząc na niego nieufnie.
- Skąd macie włos Albusa?! Nic wam nie powiem! – krzyczała, próbując odsunąć Lolę, która teraz położyła łepek na jej zranionej nodze.
                      Albus miał wrażenie, że serce za chwilę pęknie mu na pół. Nic, co przeżył do tej pory nie wywołało w nim takiego poruszenia, jak widok pobitej Jo, która patrzyła na niego z lękiem, jakiego nigdy nie widział w jej oczach. W tym momencie miał ochotę pobiec za Jamesem i pomóc mu oddać tym, którzy sprawili, że najodważniejsza dziewczyna jaką znał miała w oczach taki strach.
- Jo, to ja, przysięgam – powiedział najdelikatniej jak umiał i kucnął przy niej, ale zachował bezpieczną odległość – Tata i James też tu są. Szukamy cię od miesiąca – oczy Jo rosły z każdym jego słowem, ale nieufność nie malała. Albus westchnął – Jestem Albus Severus Potter, twój były chłopak. Pocałowałem cię po raz pierwszy na boisku do quidditcha, po tym jak lecieliśmy razem na miotle. Boisz się latać, bo Cameron kiedyś zrobił ci psikusa i zeskoczył, gdy miał cię tego nauczyć. Wpadłaś do mąki.
Na ustach Jo bardzo powoli zakwitł smutny, pozbawiony szczęścia uśmiech.
- Al… - jęknęła cicho. To było dla niego za dużo. Zerwał się i dopadł do niej, a potem objął, uważając, by nie zrobić jej krzywdy. Był pewien, że rana na nodze to tylko jedna z wielu.
- Jo, do cholery – mówił, zaciskając zęby – Tyle cię szukaliśmy...
Jo ukryła twarz w jego koszuli i zaczęła szybko oddychać. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu i zdumiała się. Od miesiąca nie uroniła ani jednej łzy. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie i płacz nic tu nie pomoże. Ale teraz, gdy był tu Al, a gdzieś w pobliżu znajdował się James, poczuła, że może na moment odpuścić. Była bezpieczna.
- Dziękuję – powiedziała tylko, bojąc się, że za chwilę wybuchnie jak małe dziecko, ale nic takiego się nie stało. Może przeszła za dużo, by zwyczajnie się popłakać? A może nawet na to nie miała już siły.
- James jest na górze – powiedział Al, ciesząc się, że tym razem o niego nie pytała – Tata walczy z Hurrlingtonem, a… - urwał na moment, bo oczy Jo rozszerzyły się gwałtownie.
- CO?! – pisnęła z przerażeniem – Musisz do niego iść, ostrzec go! – wołała potrząsając jego koszulką – Hurrlington to szaleniec! Potrafi… Al, on jest bardzo potężny!
Albus przyglądał jej się ze strachem. To już nie była dziewczyna, która szukała przygód, bez przejmowania się konsekwencjami. Bał się pomyśleć co się z nią stało…
- Spokojnie – powiedział, głaskając ją po ramieniu – Mój tata da sobie radę.
Jo dopiero po chwili kiwnęła głową, ale wyglądała na bardzo zaniepokojoną. Albus podniósł się, a potem pochylił nad nią.
- Zabiorę cię stąd.
- Nie bardzo mogę chodzić… - wymamrotała i Al uśmiechnął się delikatnie, bo miał wrażenie, że jest zła na samą siebie.
- Wiem – powiedział tylko. A potem wsunął ręce pod jej kolana i z siłą, jakiej by się po nim nie spodziewała dźwignął ją z ziemi i podniósł jakby nic nie ważyła. Lola zaszczekała cicho i Jo znowu wytrzeszczyła oczy. Co się stało z jej wilkiem?
- W mojej kieszeni jest różdżka – powiedział Al, gdy obrócił się z Jo w kierunku korytarza – wyjmij ją i dobrze celuj. Za chwilę będzie po wszystkim – dodał miękko, ale Jo nie wyglądała na przekonaną. Al wzmocnił uścisk i ruszył w kierunku korytarza, obiecując sobie w duchu, że zrobi wszystko, by więcej się nie bała.
                                                                                                             
                                                                      *

                       Harry machnął różdżką po raz ostatni, pewien, że jest po wszystkim. Hurrlington przegrał i został uwięziony w ciasnych więzach, które wyczarował Harry. Ale coś było nie tak, i Potter czuł pod skórą, że to nie koniec. Nie opuszczając różdżki ani o cal, szedł w jego kierunku. Sir Steven wyglądał, jakby świetnie się bawił.
- Piękny pojedynek, panie Harry! – zawołał z podziwem – Ale teraz chyba się pożegnamy!
Harry natychmiast posłał w jego kierunku Drętwotę, ale wystarczyło by mrugnął, a gęsty żółty dym, który widział już podczas pojedynku Hurrligtona z profesor McGonagall owiał go i wypełnił cały hall. Gdy opadł grubego lorda już nie było.
- Tato! – Harry obrócił się błyskawicznie. Ze schodów na drugie piętro zbiegał James, który wyglądał, jakby sporo przeszedł w ciągu ostatniej godziny.
- James?! – Harry zatrzymał go gestem w miejscu a potem rozejrzał uważnie. Wciąż nie rozumiał, co stało się z Hurrlingtonem – Gdzie Al?!
- Poszedł po Jo – powiedział James – Co się tu stało?!
- Nie jestem pewien… - mruknął tylko Harry, ale przestał wypatrywać swojego przeciwnika i szybko podszedł do okna – Wygraliśmy – powiedział krótko – Można już wyjść.
James zawahał się, posyłając szybkie spojrzenie w kierunku piwnicy, a potem skinął ojcu głową i wyszedł na podwórze, gdzie aurorzy ścigali ostatnich współpracowników Hurrligtona. Harry czekał tylko chwilę.
- Al! JO!!!
Przerażenie odmalowało się na jego twarzy, gdy zobaczył jak dziewczyna wygląda. Ale nie powiedział nic na ten temat, tylko zaczekał, aż niosący ją Albus podjedzie bliżej i próbując uśmiechnąć się pokrzepiająco powiedział:
- Już po wszystkim Jo. Zabiorę cię do szpitala i powiadomię twoich rodziców. Albus pojedzie z nami i myślę, że niedługo zjawi się James. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz?
Jo pokiwała powoli głową, a potem wtuliła się w koszulę Ala, jakby tylko to utrzymywało ją jeszcze w stanie względnej równowagi. Harry bezwiednie zacisnął dłonie w pięści, gdy patrzył na jej rany, a potem poczuł bezkresną dumę z Jamesa.
- Mam po niego pójść? – zapytał nagle Albus Jo. Ona spojrzała na Harry’ego.
- Przyjedzie do mnie?
Harry pewnie skinął głową. Jo przeniosła wzrok na Ala.
- Proszę zabierz mnie stąd.
Harry nie czekał dłużej, ale zagarnął jeszcze Lolę, ścisnął mocno różdżkę, a po chwili już ich nie było.  

                                                                       *

               
- I mam to wszystko gdzieś! – kończyła Rose. Scorpius wpatrywał się w nią ze złością, ale wziął kilka głębokich oddechów i zdołał się opanować.
                Usiadł koło niej. Od dwóch godzin próbowali zapędzić do klatek stado małych hipogryfów, ale te uparły się, by pozostać na wolności.
- CO one tu właściwie robią?! – darła się Red, wykręcając sobie ręce – Po cholerę nam PIĘĆDZIESIĄT sztuk hipogryfów?!
Scor po raz tysięczny zagryzł zęby i dopiero po chwili powiedział:
- Są przydatne w walce, bo potrafią latać. Dlatego Minister zlikwidował wolne hodowle i przeniósł je tutaj. Ale we wrześniu mają trafić do innej, specjalnie ukrytej placówki.
Red znowu coś burknęła, ale Scor już jej nie słuchał. W ich kierunku zmierzał wielki, brązowy puchacz, który ewidentnie niósł jakiś list. Rose zauważyła go dopiero po chwili i stanęła koło Scorpiusa, wstrzymując oddech. Nie znała tej sowy, a to znaczy, że wiadomość mogła być od…
- Potter!  - wrzasnęła chwilę później, a w jej oczach pojawiły się łzy, gdy odczytywała znajome pismo Albusa. Scorpius bezceremonialnie zaglądał jej przez ramię.

                Rose, (Scor?)!

                Znaleźliśmy Jo. Nie mogę za wiele napisać, ale wiem, że Rose szaleje, bardzo się martwi. Jo jest cała i zdrowa, chociaż sporo przeszła. Mam nadzieję, że w Hogwarcie wszystko w porządku. Niedługo na pewno się zobaczymy!

Pozdrawiam
Al.

                Red przeczytała to kilka razy, a potem cisnęła za siebie.
- Cholerny Potter! – warknęła – Od miesiąca nie daje znaku życia, i wysyła dwa słowa! Już ja go…
- Och, zamknij się! – zawołał Scorpius łapiąc się za głowę. Rose wytrzeszczyła oczy – Słyszałaś! – burknął Scor, zakładając ręce na piersi – Przez miesiąc ci odpuszczałem, bo porwali twoją przyjaciółkę a kuzyni i wuj byli w niebezpieczeństwie. Ale to by było na tyle! Nie jesteś pępkiem świata, Red! To Jo trzymali nie wiadomo gdzie, a ty zachowujesz się jakbyś była jedyną pokrzywdzoną!
Rose nabrała głośno powietrza, a potem zrobiła dwa kroki w tył i zmrużyła oczy.
- Słucham?! Coś ci nie pasuje?!
Scorpius pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Red, jesteś najbardziej rozkapryszoną osobą jaką znam! Twoje wahania nastrojów wykończyłyby największego stoika!
- Wiesz co, Malfoy? – warknęła, nie wierząc własnym uszom – Odwal się!
A potem obróciła się na pięcie i zaczęła wściekle maszerować w stronę zamku, nie przejmując się tuzinem rozbrykanych hipogryfów, których nadal nie udało im się zagonić do klatki. Scorpius warknął głucho, a potem dogonił ją w kilku krokach i złapał za rękę.
- CZEGO?!
- Po pierwsze – powiedział wściekły – Mamy robotę. A po drugie, do cholery Weasley! Już po wszystkim – dodał lżejszym tonem – Carter jest z Potterami, nic jej nie grozi. Przestań ciskać gromami, bo mam tego dość!
- Póki co, to ty się na mnie wydzierasz! – przypomniała mu ze złością. Scorpius westchnął ciężko.
- Bo przez ostatnie tygodnie zachowywałaś się jak wariatka! I przeżyłem to, bo ty się zawsze tak zachowujesz, ale – tu złapał ją za rękę, bo zamierzała wściekle odejść – Już jest dobrze. Więc możemy wyluzować.
Rose stała przez chwilę i nic nie mówiła, wpatrując się w zieloną trawę. A potem zadarła głowę do góry i niecierpliwym ruchem przyciągnęła Scorpiusa za koszulkę.
- Martwiłam się o nich!
Scorpius założył ręce na jej talii i ukrył twarz w jej włosach, a gdy poczuł znajomy zapach, który zawsze wprawiał go w dobry nastrój powiedział:
- Założę się, że oni wszyscy bardziej martwili się o ciebie Weasley. Jesteś najbardziej szaloną osobą na świecie!
I gdy Rose po raz pierwszy od miesiąca, wybuchła szczerym śmiechem, obrócił się z nią w miejscu, ani trochę nie rozluźniając uścisku.


21 komentarzy:

  1. ;') jeju rozdział świetny !

    OdpowiedzUsuń
  2. Pojechałaś! :P

    Jestem zachwycona! Oczywiście żal mi potwornie Jo i nabrałam do niej dużo szacunku, ale ten wątek jest genialny i świetnie dopracowany. Nie mogę się doczekać, aż ona opowie co się tam działo przez miesiąc...

    Musiałaś oczywiście też opisać tak Jamesa, żeby wszyscy go jeszcze bardziej kochali, co? :P Ale Albus też był przecudowny i dobrze, że to on zabrał Jo, bo gdyby to zrobił James mogłoby być strasznie słodko, czy cuś :D

    No a Red i Scor trzymają poziom. Cieszę się, że nie opisujesz już tylko ich cudownej love, bo skoro tyle lat się kłócili to nagle nie mogą przestać! I to jest realne :)

    Już nie mogę się doczekać na wątki z nowymi bohaterami!
    Pozdrawiam ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam Twoje opowiadanie kilka dni temu i gdyby nie szkoła to przeczytała bym je w jeden dzień, a w ten sposób dopiero dziś skończyłam czytać wszystko i pokochałam to! Naprawdę nie mogłam się oderwać i chciałam jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego.
    Kocham wszystkich Twoich bohaterów bez wyjątku, ale nie mogę się zdecydować, którego z Potterów bardziej lubię... ale według mnie Jo powinna być z Jamesem, mimo wszystko są bardziej dopasowani.
    Rozdział genialny, zresztą tak jak wszystkie. Jeśli Rose i Scorpius przestaliby się kłócić, byłoby to strasznie dziwne. Jestem ciekawa jak Draco zareaguje na ich związek. I zgadzam się, że gdyby to James uratował by Jo, mogłoby to być zbyt słodkie.
    Przepraszam, że mój komentarz jest trochę "bez ładu i składu", mogę się tylko usprawiedliwić tym, że piszę na telefonie i jest późno, mój mózg pracuje wolniej po dniu w szkole.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam i dzięki! :)
      Mam tylko taką małą prośbę, żeby się podpisywać. Może ksywka albo imię, bylebym wiedziała kto jest kto :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Okay, przepraszam, następnym razem będę pamiętać :)
      Życzę weny,
      Grace

      Usuń
  4. No i masz szczęście, że znalazła się Jo ;) Może nie cała i zdrowa, ale najważniejsze że żyje. Jestem ciekawa jej spotkania z Jamesem. Który w tym rozdziale pokazał jak bardzo mu na niej zależy.
    Aluś jaki opiekuńczy i kochany :) Też chce takiego przyjaciela :D
    Kłótnie Rose i Scora są zawsze epickie :) Jakby oni się nie kłócili będąc parą to nie było by to samo opowiadanie :D
    Podoba mi się Louis, choć zachowuje się jakby wojna go nie dotyczyła, czyli inaczej niż główni bohaterowie. I to jest fajne. Bo gdy wokół wszyscy myślą o wojnie on zachowuje się jak typowy nastolatek :)

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Calypso

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Och, to teraz mi psujecie plany z Louisem, bo może i on jest zwyczajnym nastolatkiem, ale to on będzie miał najtrudniejsze decyzje do podjęcia i dość ciężkie życie już wkrótce :P

      Usuń
  5. JO! O jak dobrze, że żyje! :) Martwiłam się. Na szczęście jej stan jest lepszy niż po ataku "Genevive", więc się wyliże.

    James dokop temu dupkowi! Ale tak, by się nie pozbierał! xD

    Albus Obrońca. To nawet pasuje ;D

    I Harry VS Steven, mistrzostwo świata!

    Docinki Rose i Scorpiusa genialne. Chociaż ja do tej pory nie odbierałam humorów Red jako egoizmu i nadal mi to nie pasuje... Ona się po prostu martwi. :( Gdyby Rosie i Scor byli teraz taką idealną parą, to nie byłoby to wiarygodne. :D

    Louis zachowuje się, jakby wojna wcale go nie ruszała. A przecież to nieprawda, wojna wywiera wpływ na każdego. Nie lubię tej jego laski. Jak ona ma na imię? Grace? Wydaje się nieistotna. Za ro Leah mnie zaciekawiła. ;)

    Liczę na rozwinięcie wątków Dakoty i Scarlett, bardzo je lubię! <3

    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ten jest bombowy!

    Pozdrawiam ciepło xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rose się martwi ale humorzasta to ona jest :P Hmmm Louis i wojna. Na razie go nie dotknęła, trudno wymagać, by zachowywał się jak weteran:P Hahaha Grace powiedziała 2 zdania i już jej nie lubisz? To właśnie Leah ciężko będzie polubić :p

      Do następnego! :)

      Usuń
  6. ODWLEKASZ MOMENT JOMES!
    Ale jest tak pięknie i idealnie, że mi to nie przeszkadza ;)
    Wszystko cudownie! Oczywiście martwię się o Jo, o wojnę i o świat...Ale Jo żyje! James ukarał jej oprawcę! Al i Harry przeżyli! Red i Scorpius są razem i też żyją! Czego by jeszcze chcieć?
    Ach! No tak! Mogli by w końcu skopać tyłek temu sir Hurrlingtonowi!
    No i chciałabym bardziej poznać Louisa. I dowiedzieć się co u Camerona (czy żyje, choć nie przyjmuję innej odpowiedzi niż "oczywiście") i jak radzi sobie Lucy z jego nieobecnością. Dawaj szybko następny (choć ja nie jestem najlepszą osobą do popędzania z następnymi rozdziałami ;p)
    Buziaki dla ciebie i Jamesa :*

    PS Ładny nowy szablon ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś, bo w nast rozdziale będzie troszkę o Cameronie i o Lucy. Louisa poznamy powoli, na razie były ważniejsze wątki :P

      A teraz ja i James czekamy na rozdział Ślizgońskiej Krwi! Wiesz, James bardzo się martwi, że Jo będzie musiała wyjść za Ala... :P A tak serio to co się tam dzieje - nie masz czasu czy weny?

      Usuń
    2. Rozdział się pojawił :) Twój szantaż był nad wyraz skuteczny. Brakowało mi i czasu i weny, ale wizja Albusa i Jo przed ołtarzem była na tyle straszna bym zebrała się w sobie ;)

      Usuń
  7. Biedna Jo! Co oni jej musieli zrobić, że się tak zmieniła?! Całe szczęście, że Al i James ( no i Harry ) ją uratowali.

    Bardzo mnie ciekawi jedna rzecz- co się stało ze Stevenem?! Jak on to robi, że tak znika?!

    Luis jes taki cudowny, taki zwyczajny, zupełnie inny niż reszta bohaterów. Jest wojna a on się zachwuje tak jakby jej wcale nie było...
    Rozdział jak zwykle niesamowity!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Hurrlington znika i robi różne inne rzeczy! Ale obawiam się, że wyjaśnienie w części 3 :)
      A Louis, wiesz on jest trochę egoistą :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. O tak Jo żyje, Jo uratowana ale co ci chorzy popaprańcy jej zrobili? I bardzo dobrze, że James przywalił temu kolesiowi, serio ja to bym go nawet crucio potraktowała za to co zrobił Jo.
    Scena Scorose jak zawsze świetna jak widzę powrócili do kłótni za to ich kocham. Ale Scor nie powinien się tak wściekać na nią przecież Rose zachowuję się tak tylko dlatego, że się martwi i musi w jakiś sposób odreagować a jak widać ten jest dla niej najlepszy.
    Ten cały Hurrlington to już w ogóle jakiś świr i co to za sztuczki z żółtym dymem?
    I gdzie jest Lucy? tęsknie za Lucy :(
    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie trochę za szybko znaleźli Jo, trzy rozdziały to trochę mało, ale to tylko moje nic nie znaczące zdanie :D

    Polubiłam Louisa :D Fajnie, że razem z nową częścią wprowadziłaś jakieś nowe postacie.

    Uwielbiam Scora i Rose. Są jedyni w swoim rodzaju. I... i ... i nawet nie wiem co napisać. Po prostu kocham fragmenty z nimi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Znaleźli Jo. To bardzooooo dobrze. Ona jest cudowna. Ale teraz już nie będzie taka jak wcześniej prawda ? Ona była przestraszona! (To takie słodkie na swój sposób) Ja myślałam że James ja uratuje. A tu proszę Al. Oni już nie będą razem prawda? Albus powinien byś se Scarlett. A James jest straszny jak jest wściekły. Nie rozumiem Scora przecież Rose martwi się o Jo i w ogóle dlatego taka jest.
    Wiem że bez ładu i składu ale jest już późno i chce mi się spać :D

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta notatka Ala do Rospiusa (haha, uwielbiam ten parring, szczególnie u Ciebie) kompletnie mnie rozwaliła już na samym początku :D Skubany, skąd wiedział, że oni są w jednym pomieszczeniu, hę?? :)
    Ale nie na tym się trzeba skupić, ba na tym, że Jo została uratowana, nie? :D Także wszyscy się cieszą i czekają aż... albo nie, bo wykrakam :D
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze,że znaleźli Jo. Uwielbiam kłótnie Rose i Malfoya

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział!!
    Mam nadzieje ze to iż Al znalazł Jo nie zmieni relacji jej z Jamesem :)) Najlepsze są kłótnie Rose kontra Scorpious. Mam nadzieje ze jeszcze kiedyś będzie incydent Rose vs. Profesor Draco
    Powodzenia
    Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń
  14. Kolejny fantastyczny rozdział ��
    Biedna Jo, nawet nie chce sobie wyobrażać co Ona tam przeszła, ciekawa też jestem czego oni chcieli, że aż tak oberwala za brak współpracy...
    I James taki zdenerwowany i zmartwiony... Na szczęście jego relacje z Alem się już poprawiły ��
    Ciekawa jestem postaci Louisa, bo póki co wydaje się być smieszkiem, który nie lubi się uczyć (tak sobie zawsze wyobrażałam Huga XD)
    No i Rose i Scor co tu dużo mówić ❤️
    Fajnie że nie są tacy przeslodzeni i że co drugie słowo jakie kierują do siebie to kocham cię ��
    Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń