Ginger Golden Girls

23 stycznia 2015

Rozdział XLII

Wczesne: wesołych świąt! 



                W czasie swej ponad tysiącletniej historii zamek Hogwart wiele już widział. Nigdy natomiast nie dane mu było zobaczyć tak zadziwiającej sytuacji jak pewnego poniedziałkowego popołudnia w klasie Transmutacji. Nikt bowiem nie postawiłby złamanego knuta na to, że naprzeciw siebie w jednej linii stanie jakiś Malfoy z Weasley, a naprzeciw nich inny Malfoy i… Weasley.
- Zwariowaliście – powiedziała Rose. Ona i Scorpius mieli przerażone miny, ale to i tak nic w porównaniu z Draconem i Hermioną.
- Pamiętaj do kogo mówisz, Weasley! – burknął Draco, nie patrząc na nią.
- Do wariatów! – poprał ją Scorpius – Chcecie wystawicie w konkursie nas… razem?!
Hermiona podrapała się nerwowo po głowie.
- Jesteście najlepsi w swoich dziedzinach…
- Jesteśmy najlepsi we wszystkim – przerwała jej znudzonym tonem Rose – Ale to jeszcze nie powód, żeby Hogwart uległ destrukcji.
- Destrukcji! – syknął Draco do Hermiony – Ona powiedziała, że zniszczy zamek!
Matka Rose zignorowała go, choć patrzyła na swoją córkę z lekkim przerażeniem.
- Dajcie spokój! – zawołała nienaturalnie wysokim głosem – To tylko konkurs! Wymyślimy razem jak połączyć parę zaklęć z eliksirem i pojedziemy sobie na finał do Francji!
Rose i Scorpius nie słuchali Hermiony, ale przyglądali się sobie z tajemniczymi minami. W końcu Scor wzruszył ramionami.
- Okej – powiedział, odwracając się do ojca i profesor Granger. Rose też kiwnęła głową.
- Ale robię to tylko dla pana – powiedziała z bólem do Draco. Ten mimowolnie przysunął się do Hermiony.
- Ona mi grozi! – szepnął, szarzejąc na twarzy. Hermiona znowu go zignorowała.
- Fantastycznie! – oznajmiła, choć nie potrafiła się uśmiechnąć – W takim razie, damy wam znać kiedy będzie pierwsze spotkanie. Możecie już iść.
Scorpius ukłonił się sztywno Hermionie, a Red posłała promienny uśmiech Draco i wyszli z klasy.
- To się źle skończy – oznajmił grobowo Draco. Hermiona po raz pierwszy nie potrafiła zaprzeczyć.
- Od razu widać, że się nie cierpią… - mruknęła zasmucona.
Trzaśnięcie drzwi sąsiedniej sali nie zaintrygowało ich na tyle, by domyślić się, że ich dzieci w tej chwili okazują sobie nienawiść ciasno spleceni, przyciskając się do ściany.

                                                                        *

                Zima zawitała do Hogwartu, nakrywając błonia grubą warstwą puchu i skuwając jezioro lodem. Dziedziniec zamienił się w błotno-śnieżną sadzawkę, a na boisku do quidditcha przestali pojawiać się nawet najwięksi zapaleńcy. Ale byli i tacy, których częściej widywano na spacerze w niskiej temperaturze, niż gdy świeciło piękne słońce.
- Powiedz mi, Carter – odezwał się chłodno James – Tyłek ci nie zamarł, ale rozum to już chyba tak?!
Jo obrzuciła go niemiłym spojrzeniem, a potem zbliżyła się i wzięła go za rękę. Ostatnio bardzo jej się podobała ta czynność.
- Lubię śnieg – oznajmiła filozoficznie. James wykrzywił się złośliwie.
- Bzdura! Nie chcesz siedzieć w szkole, bo ludzie się na nas gapią! – zawołał oskarżycielsko i pociągnął na odśnieżoną ścieżkę, bo zmierzała pewnie w największą zaspę jaką widział. Jo wymamrotała pod nosem coś niezrozumiałego. James westchnął.
- Carter… - powiedział tonem zmęczonego rodzica – Znudzi im się. Nie zwracaj na nich uwagi!
- Kiedy mnie denerwują… - zawyła żałośnie Jo – A jak mnie ktoś denerwuje to rzucam klątwę. A tu nie mogę, bo „Dakota zabierze ci tysiąc punktów, Carter”, i „Carter, to moja kuzynka…”! – przedrzeźniała Jamesa. Ten znowu westchnął, ale tym razem z mniejszą cierpliwością.
- Więc zamierzasz ciągać mnie po tym mrozie przez całą zimę? – zapytał patrząc na nią jak na wariatkę. Jo uśmiechnęła się niewinnie.
- Ależ skąd! – zawołała z przekąsem – Tylko tak długo jak będziemy ze sobą!
James uśmiechnął się paskudnie, a potem puścił jej rękę. Zdumiona Jo, przystanęła, a wtedy on pochylił się i chwycił ją pod kolanami, z łatwością unosząc nad ziemię. Jo krzyknęła i rozszerzyła gwałtownie oczy, dobrze wiedząc co zamierza jej psychiczny chłopak, ale on nie zwracał na nią uwagi i skierował się z powrotem w kierunku wielkiej zaspy. Jo wierzgała i krzyczała, ale nie mogła sięgnąć po różdżkę, a bez niej niewiele mogła Jamesowi zrobić. Ten natomiast był już na miejscu i niezbyt delikatnie pochylił się, a potem wrzucił Jo prosto w lodowaty śnieg.
- POTTER!!! – wrzasnęła przeraźliwie, ale James niewzruszenie trzymał ją mocno jedną ręką, drugą nabierając sobie wielką garść śniegu – NIE OŚMIELISZ SIĘ! – ryknęła Jo. Nic więcej nie powiedziała, bo cała jej twarz, szyja i dekolt, do którego James dostał się zaskakująco szybko zostały wysmarowane lodowatą bryłą. Kiedy skończył, położył się na niej, unieruchamiając ją zupełnie i uśmiechając się rozbrajająco, powiedział:
- Naprawdę nie radzę wyznaczać ram czasowych naszemu związkowi. To po pierwsze. A po drugie, czy skoro już zmarzłaś, możemy wracać do zamku?
Jo szczękała zębami i wpatrywała się w niego z rządzą mordu, ale potrzepała tylko głową.
- Nigdzie z tobą nie idę, ty szurnięty…!
- Jo – przerwał jej James, nagle zbliżając swoją twarz tak, że ich nosy zetknęły się ze sobą. Carter zapomniała co chciała powiedzieć.
- James – wyrwało jej się zamiast tego.
A potem śnieg przysypał ich oboje, gdy ręce Jamesa owinęły się ciasno wokół niej, a ich usta połączyły się, jakby sklejono je słodkim klejem.

                                                                              *

                Scarlett z każdym dniem czuła się coraz gorzej. Nie wynikało to jednak z jej stanu fizycznego. Rany goiły się szybko, kości, choć boleśnie, dobrze się zrastały i w końcu, na dwa tygodnie przed świętami, Vurtage pozwoliła jej wstać z łóżka. Ale Scarlett czuła się fatalnie i była to wina Albusa.
                Od kiedy bezmyślnie palnęła co do niego czuje, czuła się nieswojo w jego towarzystwie. A ten teraz nie odstępował jej na krok. W każdym innym przypadku byłaby tym zachwycona, ale czuła, że robi to tylko dlatego, że ma wyrzuty sumienia. A Scarlett nie lubiła być dla nikogo ciężarem.
- Naprawdę, Al… mogę posiedzieć sama przez pół godziny! – przekonywała go któregoś popołudnia – Rose ma wpaść niedługo. Nawet Scorpius Malfoy ostatnio do mnie zagląda – dodała z lekkim przerażeniem – Chyba naprawdę lubi Red…
Albus odwrócił szybko wzrok.
- Nie mówiąc o tym, że parę razy w nocy odwiedziła mnie Jo i twój brat – kontynuowała z poważną miną – Serio, jakbyście mieli jakieś warty!
Al odchrząknął i wyuczonym ruchem poprawił jej poduszkę.
- Przyniosłem ci zadania z Eliksirów i Numerologii. Malfoy zadał jakiś paskudny esej… - Scarlett przypatrywała mu się uważnie, ale chyba doszła do wniosku, że sama wszystko wyolbrzymia, bo odpuściła. Zamiast tego powiedziała:
- Chyba się przejdę. Vurtage mówi, że mogę już chodzić po schodach! – zawołała radośnie. Albus najpierw zrobił zgorszoną minę i zamierzał kategorycznie protestować, ale nigdy nie umiał odmówić dziewczynie, zwłaszcza o takim uśmiechu.
- Idę z tobą – powiedział tylko.
Pomógł jej wstać, starając się panować nad sobą za każdym razem, gdy się skrzywiła. Po przejściu korytarza był z siebie chyba bardziej dumny niż Scarlett, bo nie zaniósł jej z powrotem, choć miał na to ochotę jakieś osiem razy.
- Okej, teraz powoli… powoli… po…
- ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU!!! – Al prawie parsknął śmiechem. Scarlett nigdy nie krzyczała.
- W porządku – mruknął rozbawiony, chwytając ją jedną ręką w pasie – Po prostu musisz być ostrożna. Już się zamykam! – zawołał, gdy posłała mu rozzłoszczone spojrzenie.
Ale schody okazały się sporym wyzwaniem dla Scarlett. Już przy pierwszym stopniu poczuła taki ból w kręgosłupie, że tylko ogromny nakład samozaparcia pozwolił jej zachować kamienną twarz, tak, że Albus niczego nie zauważył. Drugi i trzeci stopień sprawiły, że na jej czole pojawiły się stróżki potu. Przy kolejnym miała ochotę wyć z bólu.
- SCAR!!! – ryknął Al, gdy zatoczyła się i gdyby jej nie podtrzymywał z pewnością by upadła – Ty uparta idiotko!
Scarlett spojrzała na niego z wyrzutem, ale nie przejmował się już tym. Nie zwracając uwagi na jej protesty, przeciągnął ręką spod jej pleców, wzdłuż kolan i wziął ją na ręce. Mimo całej swojej słabości, Scarlett nie mogła nie zauważyć, że jeszcze nigdy nie była tak blisko niego. A wytrzymanie tego, wiedząc, że jest dla niego tylko jak siostra było trudniejsze niż przejście całych tych schodów.
- Postaw mnie, Al… - poprosiła pewna, że zaraz zaczerwieni się jak piwonia. Potter nie zareagował. Ale ku zdumieniu Scarlett nie odwrócił się w kierunku szpitala, a schodził dalej po schodach.
- Al? Czemu nie wracamy? – zapytała nerwowo. Byli już w części, gdzie bez trudu można było natknąć się na przykład na Gryfonów. Albus niewzruszenie niósł ją dalej.
- Chciałaś iść na spacer. Z tym chodzeniem może i nie wyjdzie, ale spacer będzie!
Scarlett przymknęła na moment oczy. Czuła się tak zawstydzona, że nie wiedziała co powiedzieć. Chciała by ją postawił, a z drugiej strony… Może to jedyna okazja w jej życiu, by być tak blisko chłopaka, którego kochała od sześciu lat?
- Tylko mnie nie upuść, Potter – powiedziała groźnie, na co Albus posłał jej promienny uśmiech.

                                                                          *

                Ian Warren wyglądał na konkretnego człowieka i takim w rzeczywistości był. Kiedy postawił sobie jakiś cel, niestrudzenie dążył do niego. A odkąd pojawił się w Hogwarcie miał dwa takie cele: pierwszym z nich był James Potter.
- Bardzo dobrze! Idzie ci coraz lepiej!
James nie wiedział co odpowiedzieć, bo nie był pewien, czy profesor mówi prawdę, czy chce mu dodać skrzydeł. Faktem było jednak, że kiedy przyszedł do Warrena poprzedniego dnia, by powiedzieć mu, że poważnie rozważa karierę w magicznej armii, był o wiele mniej pewny siebie niż teraz, gdy profesor wspaniałomyślnie zaproponował mu ćwiczenia.
- Mam problem z blokiem – powiedział James, opuszczając różdżkę. Waren machnął ręką.
- Za bardzo skupiasz się na ataku, fakt… Ale to i tak świetnie jak na kogoś kto nie ukończył jeszcze szkoły! – James znowu nie wiedział co powiedzieć, więc profesor kontynuował – Ale na dziś już chyba skończymy, zaraz muszę gdzieś pędzić… Świetna robota, James! – i poklepał go zachęcająco po plecach.
James kiwnął mu głową i wyszedł z klasy, a Ian skierował się prosto do lustra w jej kącie. Przygładził włosy i poprawił krawat, odwrócił się i skierował do wyjścia, ale po paru krokach ponownie wrócił do lustra i dopiero, gdy był zupełnie pewien, że wygląda dobrze zdecydował się wyjść.
               
                Część zamku, w której przebywali uchodźcy zmieniła się nie do poznania. Z klas poznikały biurka i krzesła, a w ich miejscu pojawiły się wygodne kanapy i biblioteczki z książkami. Nie było tu też normalnego dla drugiej części Hogwartu hałasu, od którego profesorom pękała głowa. Ale nie był to jedyny powód, dla którego Ian Warren tak polubił przebywanie w tych miejscach.
- Mogę?
Astoria Malfoy siedziała przy stoliku czytając książkę, na okładce której leniwie przechadzał się borsuk. Gdy zobaczyła Warrena uśmiechnęła się z zaskoczeniem.
- Profesorze! Oczywiście! – i odsunęła mu krzesło, by mógł się dosiąść. Ian zrobił to nad wyraz chętnie.
- Proszę, mów mi na „ty” – powiedział szybko, dyskretnie przygładzając krawat. Astoria, choć jeszcze bardziej zdumiona, kiwnęła głową, wciąż uśmiechając się uprzejmie – Jak się ma nasz pacjent? – zapytał z troską Ian.
- Całkiem nieźle, Hagrid mówi, że za kilka dni Rożek będzie znowu biegał!
- Rożek? – zaśmiał się Warren – Nazwałaś jelenia „Rożek”?
Astoria wzruszyła ramionami.
- To świetne imię dla jelenia!
Ian miał wielką ochotę coś powiedzieć, ale postanowił to przemilczeć. Zamiast tego wpatrywał się w nią zafascynowany.
- Gdybyś potrzebowała jeszcze jakiejś pomocy…
- Oby nie! – przerwała mu szybko z poważną miną – To zaklęcie było potwornie niebezpieczne – oznajmiła ze złością – Aż boję się pomyśleć co by było, gdyby wszedł w nie jakiś dzieciak!
Ian uniósł brwi.
- Mówiłaś, że to zwierzę…
- Rożek – szepnęła Astoria.
- Oczywiście. Myślałem, że poraniło się w Lesie…
- Tak sądziliśmy – powiedziała z zadumą – Ale poprosiłam Draco, żeby zbadał Zakazany Las i polanę, bo jeszcze inne zwierzęta, albo co gorsza dzieci mogą wpaść w to okropne zaklęcie!
Warren słuchał jej uważnie.
- I czy pan Malfoy coś znalazł?
Astoria pokiwała smutno głową.
- Niestety nie w Lesie! – oznajmiła przestraszonym tonem – klątwa była rozciągnięta na błoniach, za jeziorem. Ten biedny jeleń musiał w nią wpaść, gdy pił wodę z jeziora.
Ian milczał przez chwilę.
- To naprawdę intrygujące – powiedział w końcu – Czy Dracon doszedł do jakichś wniosków?
Astoria wzruszyła ramionami.
- Jest pewien, że to dzieciaki eksperymentują. Ale mój mąż rzadko mówi mi prawdę w takich sprawach – dodała ze złością – Nie lubi mnie martwić.
Warren uśmiechnął się, ukazując szereg lśniących zębów.
- Nic dziwnego, Astorio! Uważam, że takie piękne i wspaniałe kobiety jak ty nie powinny się niczym martwić!
Astoria nie bardzo wiedziała jak ma odpowiedzieć na ten śmiały komplement, więc próbowała uśmiechnąć się z gracją, ale zamiast tego skrzywiła się, a Warren wyczuwając niezręczność szybko zmienił temat:
- Czytasz o borsukach? To wspaniałe zwierzęta, prawda?
Astoria momentalnie zapomniała o tym co przed chwilą powiedział i rozpoczęła długą, radosną opowieść, w którą wsłuchiwał się zafascynowany.

                                                                      *

                Związek Jo Carter i Jamesa Pottera byłby może i jeszcze większą sensacją w Hogwarcie, gdyby nie fakt, że krążyła po nim jeszcze jedna, spektakularna plotka. Louis Weasley miał zerwać ze swoją dziewczyną, z którą chodził od czterech lat! On sam nie rzucał się w ostatnich dniach w oczy, dlatego ciężko było zweryfikować tę bombę, ale widok Grace nie pozostawiał złudzeń. Krukonka wyglądała jak istna harpia, do której nikt nie odważyłby się podejść. Nawet nauczyciele przestali zadawać jej pytania na lekcjach, od kiedy nawrzeszczała na Neville’a tak, że miał łzy w oczach. I tylko jedno było pewne – to nie na przypadkowych osobach chciała wyżyć się Grace.
                Jeśli Leah stała się obsesją Louisa, to nie było słów by określić czym była dla niej. Grace wiedziała tylko, że Leander z zimną krwią ukradła jej chłopaka. Zemsta pochłonęła do ją do reszty, tak, że przestała nawet chwilowo zajmować się Louisem. A szansa na rewanż zdarzyła się na krótko przed świętami.
- Proszę, proszę! – zaśpiewała Grace na korytarzu piątego piętra, do pleców Leah. Ta szła spokojnie dalej.
- Hej, szmato! – Grace była już parę kroków za nią, ale Leah wciąż szła przed siebie.
- LEANDER!!!
Drgnęła. Nie przestając maszerować powiedziała chłodno:
- Lepiej, żeby tylko to ostatnie było do mnie.
Grace zaśmiała się głośno. Ale jej występ bagatelizował fakt, że Leah wciąż szła sobie dalej, niezbyt zainteresowana jej wściekłością.
- Wracasz ze schadzki z Weasley’em? – jeszcze długo nie mogła wyjść z szoku, że właśnie to zadziałało, ale dopiero teraz Leah zatrzymała się i odwróciła do niej.
- A ty to kto, właściwie? – zapytała patrząc na nią z góry, choć były tego samego wzrostu. Grace nie mogła się nadziwić, że Lou wolał to to… nieokrzesane byleco!
- Nie poznajesz dziewczyny swojego chłopaka?
Oczy Leah strzeliły iskrami.
- Nie mam chłopaka. I ty chyba też nie – dodała takim tonem, że Grace czuła wielką potrzebę wytargania jej za kudły.
- Myślisz, że cię lubi? – zadrwiła, najbardziej okrutnym tonem na jaki było ją stać – że się zakochał?
Leah zrobiła krok w jej stronę.
- Niczego ci nie zabrałam – powiedziała spokojnie – Nie waż się mi grozić.
Grace prawie trzęsła się z bezsilnej furii.
- Bo co?! – zawołała, nie panując nad sobą.
- Bo tego pożałujesz – powiedziała Leah tak, że Grace przeraziła się nie na żarty – Nigdy więcej  nie krzycz za mną na korytarzu, bo będziesz musiała potłuc wszystkie lustra w zamku, żeby nie krzyczeć na SWÓJ widok.
Grace też zrobiła krok w jej stronę.
- Już się boję! – zaśmiała się, ale głos jej drżał, co zdradzało, że nie spodziewała się takiej rywalki. Ale żadne groźby, których Leander mogłaby się przestraszyć nie przychodziły jej teraz do głowy – Możesz wracać, żeby rozkładać nogi przed cudzymi chłopakami!
Leah milczała przez chwilę, jakby walczyła sama ze sobą.
- Och, zamierzam. Pozdrowię Louisa! – a potem spokojnie odwróciła się i odeszła. Grace była o krok przed strzeleniem jej w plecy klątwą.
                Opanowała się w ostatniej chwili, stwierdzając, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.

                                                                         *

                Jo szła przez zamek z bardzo zagubioną miną. Co ten Potter z nią wyprawia? Nie dość, że wyciągnął ją z depresji to jeszcze ciągle się przez niego śmieje! A ona ma ważniejsze rzeczy na głowie niż ten pajac. Jej pajac. I znowu się śmieje!!!
                Dotarła do Skrzydła Szpitalnego pięć minut wcześniej niż umówiła się z Alem i jak zwykle schowała w sali, gdzie Vurtage trzymała niezbyt niebezpieczne medykamenty, jak bandaże i temblaki, dzięki czemu nietrudno było się tu dostać. Od kiedy Scarlett wylądowała w szpitalu ona, James i Scorpius siedzieli tu na zmianę, pilnując jej tak, żeby jej jednocześnie śmiertelnie nie przerazić. Jo jak zwykle zostawiła drzwi uchylone na kilka cali, tak by móc obserwować korytarz. Nie zdążyła nawet usiąść na zapasowym łóżku, gdy drzwi rozchyliły się na całą szerokość i wszedł Albus.
- Cześć! – powiedział wesoło. Jo też się uśmiechnęła, choć szybko zdała sobie sprawę z tego, że są sami po raz pierwszy od kiedy Potter dowiedział się o jej nowym związku i potwornie się zmieszała.
- Możesz już iść, posiedzę tu do pierwszej, potem przyjdzie…
- James – wpadł jej w słowo Al, po czym westchnął i z zawahaniem zamknął drzwi.
Jo wytrzeszczyła oczy, obserwując jak Albus siada na materacu naprzeciw niej.
- Powinniśmy pogadać – oznajmił. Jo kiwnęła szybko głową.
- Tak! Ja powinnam ci powiedzieć… Przepraszam, ale… Chodzi o to, że James…!
Albus parsknął śmiechem.
- Dawno nie słyszałem tej twojej kakofonii! – powiedział z zainteresowaniem – Może ja będę mówił? – zaproponował i nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej – Ty i James jesteście jak… jak Malfoy i Red. Tylko mniej psychiczni – dodał szybko – Pasujecie do siebie idealnie i cieszę się, Jo naprawdę się cieszę, że jesteście razem, bo to sprawia, że jesteście szczęśliwi. A ja wam życzę szczęścia – skończył spokojnie.
Jo po raz kolejny zaklęła w myślach, że nie potrafi przemawiać tak jak Potterowie, po czym wstała i podeszła do Ala, dając mu znak, by się podniósł. A potem po prostu uścisnęła go krótko. Albus trochę się zdumiał jej zachowaniem, ale odwzajemnił uścisk i odsunął się.
- Idę już, nie jadłem jeszcze obiadu.
Brwi Jo podjechały w górę.
- To może ja też powinnam ci pogratulować? – zapytała ze śmiechem Jo. Albus zrobił zdumioną minę – No… chodzi mi o to, że chyba bardzo przejmujesz się Scarlett?
Al wyglądaj na jeszcze bardziej zdziwionego.
- Oczywiście! Przyjaźnimy się od sześciu lat, a ona spadła z ÓSMEGO piętra! Czuję się tak, jakby to przydarzyło się Lily!
Jo zagryzła wargi, bo miała wielką ochotę powiedzieć coś, czego nie powinna.
- Jasne – powiedziała tylko – Dobrze, że Scarlett ma takiego przyjaciela. A teraz idź coś zjeść, bo sporo ostatnio schudłeś!
Al przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, a potem kiwnął głową i wyszedł, a Jo opadła znowu na materac, zajmując dogodną pozycję do obserwacji. Ale jej myśli wciąż krążyły wokół braterskiego uczucia Albusa i wywoływały w niej uśmiech prawie tak szeroki, jak te o jego starszym bracie.

                Krótko po północy Jo zaczęła przeklinać się w myślach, że nie przyniosła sobie kawy. Oczy same jej się zamykały i miała wielką ochotę położyć się na łóżku. Ale wiedziała, że jeśli to zrobi natychmiast zaśnie, dlatego zmusiła się by czuwać.
                Zaczęła odliczać w myślach ile czasu pozostało do końca jej warty, gdy usłyszała coś, co sprawiło, że wybudziła się zupełnie. Krótkie zaklęcie i syk, jakby gasł ogień, dochodziło z korytarza, a chwilę później zrobiło się kompletnie ciemno. Jo zerwała się na równe nogi, wyjmując różdżkę i podbiegając ostrożnie do drzwi. Czyjeś ciche kroki stawały się coraz wyraźniejsze i zmierzały prosto do sali, w której spała Scarlett. Jo nie miała wątpliwości, że tylko jednej osobie zależy na tym, by nikt jej nie zobaczył. Była pewna, że wrócił napastnik.
                Korzystając z tego, że na korytarzu zgasło światło, uchyliła szerzej drzwi, ale było tu teraz tak ciemno, że nie widziała twarzy. Jedyne co zobaczyła, to długie, ciemne włosy i dziewczęcą posturę. Postać przeszła koło niej niezauważenie i zaczęła majstrować przy drzwiach do Skrzydła Szpitalnego, które o tej godzinie były szczelnie zamknięte. Jo miała chwilę do namysłu.
                Rok temu nie wahałaby się zaatakować. Ale teraz była mądrzejsza o dziesiątki blizn, które choć zagoiły się zupełnie, dla niej wciąż były świeże i wyraźne.
Bardzo cicho i ostrożnie odsunęła się najdalej jak mogła i prawie po ścianie, przeszła na środek korytarza. Usłyszała kliknięcie i gdy ciemnowłosa dziewczyna nacisnęła klamkę drzwi Skrzydła, Jo wsunęła rękę do kieszeni, a potem rzuciła czymś i odsunęła się jak najdalej.
Detonator Pozorujący zawył potwornym wrzaskiem, dziewczyna przy drzwiach odskoczyła od nich, na korytarzu rozległ się gwar przerażonych portretów, ale Jo już tego wszystkiego nie widziała. Zbiegała po schodach, wyjmując po drodze Karteczki Komunikujące. Gdy wszędzie wokół zapalały się pochodnie, Jo wskakiwała do schowka na miotły na półpiętrze. Ledwie zatrzasnęła drzwi, ktoś zbiegł po schodach, a potem szuranie dziesiątek par stóp rozległo się w dokoła niej.
Jo zaczekała, aż wszyscy zainteresowani znajdą się już w Skrzydle Szpitalnym, najpewniej denerwując tylko przerażoną, ale chwilową bezpieczną Scarlett, po czym wymknęła się ze schowka i puściła pędem do Wieży Ravenclawu. Albus i James już szli w jej stronę.
- JO!!! – ryknął James, machając czerwoną karteczką – Po co miałem tu przyjść?!
Albus wpatrywał się w nią zbyt przerażony, by cokolwiek powiedzieć.
- Bo w Skrzydle jest teraz zbyt wiele osób! – powiedziała na wydechu, zatrzymując się przed nimi.
- Co się stało? – zapytał Albus, ledwie powstrzymując się by nią nie potalepać.
- Wróciła! Dziewczyna, która musiała strącić Scarlett, wróciła! – Oczy Jamesa rosły z każdym jej słowem, a Albus wpatrywał się już tylko w korytarz do Skrzydła Szpitalnego – Zgasiła wszystkie światła i próbowała dostać się do środka! Użyłam Detonatora, rozległ się straszny hałas i uciekła!
James chwycił ją za ramię, nie wiadomo kogo próbując tym uspokoić, a Albus wpatrywał się w nią strasznym wzrokiem.
- Widziałaś kto to był? – zapytał tylko. Jo bardzo powoli kiwnęła głową.
- Ta Ślizgonka. Elizabeth Cambell.

                                                                           *

                Sobotni wieczór zawsze był dla Jessiego obietnicą. Gdy dostał upragniony szlaban, nie zmieniło się to ani o jotę.
                Wszedł do klasy Zaklęć pewnym krokiem, w ostatnim momencie stwierdzając, że powinien rozpiąć ostatni guzik koszuli. Zamknął za sobą drzwi i natychmiast się skrzywił.
- Weasley?
Za biurkiem nauczyciela siedziała Lucy Weasley, zaczytana w śmiertelnie długie tomisko.
- Jesse Atwood! Czekam na ciebie!
Jesse wziął głęboki oddech, starając się nie wybuchać jeszcze w tej chwili.
- Gdzie. Jest. Scott? – wybełkotał przez zaciśnięte zęby. Lucy zwyczajowo zrobiła zdumioną minę, nie rozumiejąc czemu szkolnemu przestępcy zależy na konkretnym prefekcie, a potem uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dakota jest bardzo zajęta jako Prefekt Naczelny. Dlatego często deleguje zadania swojemu zastępcy. MI – dodała, gdy Jesse zrobił wielkie oczy.
- Świetnie! – warknął i odwrócił się na pięcie.
- Hej! Mam na myśli, że masz ten szlaban ze mn…
Ale Jesse był już na korytarzu. Tak to sobie wymyśliła? Sądzi, że go wykiwała… Naiwna amatorka.
                W Pokoju Wspólnym było tłumnie jak tylko w sobotni wieczór może się zdarzyć, ale Panny Prefekt z pewnością tu nie było. Jesse nie zatrzymując się ani na moment, przeciął salon i tylko sobie znanym sposobem znalazł się na schodach do sypialni dziewcząt. Tym razem nie zapukał.
- ATWOOD! – ryknęła Dakota, podrywając się na baczność, na widok łba Jessiego w jej drzwiach. Ten rzucił tylko okiem na całe dormitorium i odnotowując, że jest sama, wkroczył do środka.
- Przyszedłem po ciebie. Byliśmy chyba umówieni? – zapytał chłodno. Dakota wyglądała jakby parowała jej głowa. Jej mózg zaczynał się gotować, nie mogąc przyswoić sytuacji, w której chłopiec znajdował się nielegalnie w jej sypialni.
- Atwood, natychmiast stąd wyjdź – powiedziała dla odmiany głosem tak słabym, jakby to były ostatnie chwile jej życia.
Jesse wpatrując się w nią tak uważnie, że prawie nie mrugał, przeszedł cały pokój aż znalazł się bardzo blisko niej.
- Co jest, Scott? – zapytał z drwiną – Dajesz mi szlaban i się na nim nie zjawiasz?
- Lucy… - szepnęła przerażona Dakota – Lucy miała tam być.
- I jest – prychnął Jesse – Weasley odrabia sobie nasz szlaban.
Dakota prawie się trzęsła, a Jesse w jakiś magiczny chyba sposób znalazł się jeszcze bliżej niej, więżąc ją między sobą a ścianą.
- Gryffindor traci…
Urwała. Jesse praktycznie stał już na niej, bo ich ciała przylegały do siebie tak, że czuła jak jego klatka unosi się i opada w rytmicznym oddechu.
- Czemu jesteś wiecznie tak spięta? – zapytał z ustami na jej nosie – Wyluzuj się, Scott – dodał, praktycznie całując ją po policzku i niezbyt delikatnie zjeżdżając niżej. Dakota starała się odsunąć.
- Daj mi spokój, Atwood – powtarzała, niemrawo protestując – Czemu to robisz? – wydukała słabo. Jesse ani myślał przestawać.
- Bo lubię – powiedział tylko, a potem językiem otworzył sobie drogę do jej ust.
                Ale na tym poprzestał. Przynajmniej tak się wydawało. Jego ręce zjechały nagle niżej, w okolice jej ud i bardzo powoli, choć pewnie przeciągnęły się wzdłuż jej ciała. Dakota drżała tak, że aż dziw było, że nie rozpadła się na małe kawałeczki. Ale Jesse nie przestawał. Trzymając ją pewnie i muskając jej wargi, wodził rękami po całym jej ciele, sprawiając, że traciła oddech, a najpewniej i rozum.
                I w końcu, gdy przestała już protestować i przymknęła oczy, zupełnie zawstydzona swoimi reakcjami, Jesse przestał. Jego ręce powędrowały z powrotem do jej pleców i zacisnęły się na nich. I wtedy pocałował ją tak, że przestała myśleć, odczuwać i oddychać. Jego język rozpalał ją tak, że miała ochotę zrzucić ubranie, a usta zawładnęły nią zupełnie. I nagle wszystko się skończyło.
- Mam nadzieję, że na następny szlaban przyjdziesz osobiście – powiedział, po czym przeciągnął jeszcze dłonią po jej udzie i wyszedł z dormitorium.
                Dakota nie ruszała się z miejsca. Jeszcze długo trwało nim doszła do siebie, choć właściwie tak tego nazwać nie mogła.

                                                                              *

                Rose wmaszerowała do klasy z nosem pod sufitem. Scorpius przyglądał jej się niewzruszony.
- Wiem co chcesz powiedzieć – zadrwił. Red strzeliła spojrzeniem.
- Czyżby?
- Och, tak! – zaśmiał się, wsuwając ręce do kieszeni – Że miałaś rację!
Rose pokazała rząd pięknych zębów.
- Bo miałam.
Scorpius przekręcił głową, przyjmując myślicielską pozę.
- Niekoniecznie. Elizabeth niczego nie zrobiła.
- Bo nie zdążyła! – ryknęła Rose, nie wierząc w to co słyszy – Gdyby nie Jo, rozerwałaby Scarlett na strzępy!
- Tego nie wiemy – stwierdził spokojnie Scor. Red podeszła do niego, jakby chciała się upewnić, że to on wypowiada te brednie.
- A więc już wiem, kim była ta druga niunia! – zawołała głośno – TY pomagasz Cambell!
Scorpius zaśmiał się radośnie.
- Przejrzałaś mnie. Wiesz, Rose – dodał poważniej – Nie jesteśmy już w związku, a to znaczy…
- …że nie musimy się kłócić o to, kto ma rację – dodała lżejszym tonem Red – Święta racja.
A potem podeszła na bardzo bliską odległość.
- Co nie zmienia faktu, że za sekundę będą tu nasi starzy – mruknął jeszcze Scorpius, nim Rose przysunęła się zupełnie.
- Moja matka się spóźni – odparła – A twój ojciec pięć minut temu był jeszcze w lochach…
Nie dał jej dokończyć, przyciągając do siebie stanowczym gestem. Kiedy ich usta się złączyły zapomnieli o Elizabeth Cambell, wypadku Scarlett i o tym, że od dwóch minut są umówieni na zajęcia z Draco i Hermioną. Przypomniał im o tym rozdzierający krzyk.
                Piskliwy, jakby należący do śpiewaczki operowej głos rozległ się w całej klasie, a może i zamku. Rose i Scorpius, ze zmrożoną w żyłach krwią odskoczyli od siebie i spojrzeli w stronę drzwi, a potem struchleli.
                Draco patrzył na nich i krzyczał tak przeraźliwie, że włosy stawały im dęba. I choć dawno powinno zabraknąć mu tchu, wciąż wydzierał się tak, jakby obdzierano go ze skóry. Rose i Scorpius patrzyli to na niego to po sobie, nie mając pojęcia co robić. I dopiero, gdy Red zrobiła krok w jego kierunku, Draco przestał krzyczeć, a zamiast tego wyciągnął w ich kierunku rękę i zaczął coś mamrotać, jakby dostał udaru.
- Eee… tato? – zapytał Scorpius, bardziej zmartwiony jego stanem, niż faktem, że zobaczył jego i Rose – Chcesz wody?
- Mam sok dyniowy w plecaku – oznajmiła uprzejmie Red.
To obudziło Draco.
- WY!!! WY SIĘ CAŁOWALIŚCIE!!! JAK…?! DLACZEGO…?! TWOJA BABKA…! – krzyczał, pryskając śliną i machając na Scorpiusa – A TWÓJ OJCIEC…! – darł się w kierunku Rose.
                Scor i Red przestali go słuchać, wiedząc, że chwilę to potrwa. Obserwowali go w milczeniu, co chwila wyłapując słówka typu: „umrę”, „Weasley”, i znowu „umrę”. I dopiero, gdy głos Draco stał się chrapliwy i świszczący, jakby zdarł sobie gardło, złapał się za serce i zamilkł.
- Skończyłeś? – zapytał uprzejmie Scorpius – No to słuchaj. Ja i Weasley spotykamy się czasem. Było całkiem poważnie, ale ona jest nienormalna, o czym wiesz – tu posłał Red obrażone spojrzenie – Więc to nic wielkiego!
- No jasne, że nic wielkiego! – przytaknęła mu Rose, choć obrzuciła go długim, oziębłym spojrzeniem – Przecież wiemy, że nie pasujemy do siebie! I chociaż byłabym świetną synową, może pan o wszystkim zapomnieć!
Dracon wpatrywał się w nich, jakby zobaczył ich po raz pierwszy w życiu. W końcu po bardzo długiej chwili, cofnął się o dwa kroki i wymacał za sobą klamkę, a potem nacisnął ją i czym prędzej opuścił klasę.
- Chyba nie mamy dzisiaj zajęć – dumała Rose. Scorpius kiwnął głową i ruszył za nią drzwi, zastanawiając się czy to możliwe, że Draco wychodząc uśmiechał się pod nosem.

                                                                           *
                                                                           *
                                                                           *

                Jeśliby kto narzekał na zimę w Wielkiej Brytanii, znaczyłoby to tyle, że nigdy nie był w Skandynawii. Lód skuwał tu okna i drzwi, zamrażał całą naturę i usypiał wszystko do czego można by tęsknić. Zwłaszcza przyjezdnym trudno było przywyknąć do tej surowej aury.
                Stary i zapuszczony dom na przedmieściach Oslo, odstraszał nawet najbardziej przemarzniętych wędrownych. Szyby w tym domu były powybijane w każdym miejscu, dach świecił dziurami i nawet z ulicy słychać było wycie wiatru w jego ścianach. Zakapturzony wędrowiec pojawił się przed zardzewiałą furtką domu późnym wieczorem, na kilka dni przed Wigilią i pchnął ją tak, że zawyła ponuro. Przybysz ruszył ścieżką w kierunku drzwi frontowych i ledwie je dotknął, otworzyły się, jakby ledwie trzymały się na zawiasach. Ale gdy tylko mężczyzna przestąpił próg domu, stało się coś dziwnego. Wiatr przestał wyć, szyby były na swoim miejscu, a dom, choć nie klinicznie wysprzątany, wydawał się schludny i przytulny. A przede wszystkim było w nim ciepło.
                Wędrowiec przeszedł przez ciemny korytarz i zajrzał do jedynego pokoju na parterze. Uśmiechnął się pod nosem na widok młodzieńca śpiącego w wysłużonym fotelu, przy huczącym głośno kominku. Przybysz zakasłał.
                Chłopak zerwał się z miejsca, chwytając leżącą na jego kolanach różdżkę, ale gdy tylko zobaczył kto stoi w progu opuścił ją.
- Nie za szybko? – zapytał wędrowiec.
- Jak nazywa się kot pańskiej córki? – zapytał młodzieniec, choć nie wyglądał na zbyt ostrożnego.
- Wilhelm – odparł tamten – Lily nazwała go po bohaterze z bajki.
Chłopak opuścił zupełnie różdżkę i po krótkim zawahaniu ruszył w stronę mężczyzny, który zrzucił płaszcz podróżny, ukazując zmęczoną twarz, obrośniętą gęstym zarostem i płaską bliznę w kształcie błyskawicy na czole.
- Harry!
- Cameron!
Uścisnęli się krótko, ale obaj jakby odetchnęli z ulgą, że w ogóle doszło do tego spotkania.
- Siadaj! – powiedział szybko Cameron – Przyniosę jedzenie i herbatę! Angielską – dodał szybko – Tutaj piją jakieś pomyje.
                Harry usiadł na drugim fotelu i rozejrzał się ciekawie po salonie. Wyglądał dokładnie tak jak sobie wyobrażał – mieszkanie urządzone przez młodego chłopaka, który kompletnie nie miał ręki do dekoracji.
- Nie spodziewałem się ciebie przed Bożym Narodzeniem – Cam wrócił niosąc tacę z herbatą i puddingiem, który pachniał jak może pachnieć tylko podgrzewane za pomocą różdżki jedzenie – niezbyt apetycznie.
- To dobrze – stwierdził Harry – Jeśli przyjaciele nie znają twoich zamiarów, gorzej będzie je poznać wrogom.
Cameron usiadł naprzeciw niego i wpatrzył w niego ciekawie.
- Mogę spytać, gdzie byłeś? Od spotkania w Danii minęło trochę czasu…
Harry upił kilka łyków rozgrzewającej herbaty i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- Wszędzie – powiedział po prostu – W Niemczech, Turcji… Potem we Włoszech i Hiszpanii. Teraz wracam z Polski.
Cameron natychmiast się ożywił.
- Jakieś wieści?
Harry pokręcił głową.
- Niemcy padły, a Rosja napiera na środek Europy mocniej niż kiedykolwiek. Nie wiem czy liczenie na wschód ma jeszcze sens.
Cam zwiesił głowę, a Harry uśmiechnął się blado na ten widok.
- Ale nie wszystko jest jeszcze przesądzone – dodał – Wiele decyzji w tej wojnie jeszcze nie zapadło.
Cameron kiwnął głową, ale był pewien, że dawny profesor tylko go pociesza.
- A co robiłeś w innych krajach? – zapytał, choć wiedział jaką dostanie odpowiedź.
- Próbowałem odzyskać jedyną broń, którą można pokonać takiego przeciwnika jak Ankdal.
- Czyli niczego się nie dowiem? – zaśmiał się ponuro Cam. Harry pokręcił głową.
- Wiedza to największe zagrożenie. A nie chciałbym, żeby i to na ciebie spadło.
Cameron wpatrzył się w ogień, wiedząc, że Potter przygląda mu się z zainteresowaniem, oczekując sprawozdania. Ale nie zapytał o nic, póki Carter sam się nie odezwał.
- Crosby jest w Norwegii. Wyśledziłem go dwa tygodnie temu, na granicy ze Szwecją. Prawie go dorwałem, ale nie tylko ja próbowałem to zrobić.
- Ankdal? – zapytał szybko Harry. Cam skinął mu głową.
- Jego ludzie dopadli go przede mną, ale zdołał im się wymknąć. Ktoś musi mu pomagać i to staram się teraz sprawdzić.
Harry zmarszczył brwi.
- Skąd pewność, że wciąż jest w kraju?
Cam znowu uśmiechnął się niezbyt szczęśliwie.
- To jest najciekawsze – powiedział – Ankdal musiał w jakiś sposób go zaczarować, bo gdy tylko próbował przejść przez granicę zjawili się jego ludzie. Tak go znaleźli. I podejrzewam, że to samo zaklęcie nie pozwala mu wyjechać z Norwegii!
Harry milczał przez chwilę.
- To dobra wiadomość – stwierdził w końcu.
- Wiem.
Harry zjadł kilka łyżek puddingu, obserwując swojego ucznia. Nie mógł wyjść ze zdumienia jak bardzo się zmienił.
- Mam coś dla ciebie – powiedział po chwili. Cam uniósł brwi – Ja też wykonałem małe zaklęcie…
I wyjął z kieszeni plik listów, a Cameron prawie zerwał się z fotela na ich widok.
- Cała korespondencja zaadresowana do ciebie, trafiała do pewnego mugolskiego moteliku w Hiszpanii – wyjaśnił Harry – Wczesne: wesołych świąt!
Cam nie był w stanie niczego powiedzieć. Wiedział od kogo są te listy i czuł, że zaczynają trząść mu się ręce, gdy brał je od Harry’ego. A potem bez słowa, wiedząc, że Potter go zrozumie, wyszedł z salonu.
                Harry z o wiele lżejszym sercem dokończył swój pudding. Nie był zbyt dobry, ale przynajmniej po raz pierwszy od miesięcy nie musiał sprawdzać czy nie jest zatruty, a to już było coś, myślał przysłuchując się odgłosom bezradnego uderzania w mur, a później szczerego, szczęśliwego śmiechu.
               



26 komentarzy:

  1. Do dzisiaj nie wiedziałam, że czegoś mi brakuje w tym opowiadaniu, a tu proszę... okazuje się, że pragnęłam rywala dla Draco! O tak! Już się nie mogę doczekać momentu, w którym dowie się, że ktoś mu zarywa żonę ^^
    Secundo. Kocham Jo i Rose. Bezwzględnie i za wszystko :D
    A teraz najważniejsze... SZPIEG! Elizabeth? Obstawiam, że jest jedną z tych dziewczyn, a drugą moim skromnym zdaniem jest... Leah! Chociaż pewnie jej rodzice są szantażowani albo coś takiego. Ale myślę, że to ona rzuciła to zaklęcie koło jeziora, nad którym wiecznie przesiaduje i dlatego jeleń w nie wpadł!
    Ale i tak ją kocham, jest sto razy fajniejsza od Grace (chociaż to dobrze, że została, bo ich potyczki są fascynujące) :D
    Dzięki, dzięki, dzięki! W końcu jest Harry i Cameron. Tak tęskniłam! :)
    Dużo buziaków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże ! Tęsknie za wątkami Cameron i Lucy <3 Oni są tacy słodcy !
    Ciągle za mało Rose i Scora ! ;( Śmiałam się na cały dom kiedy czytałam to z Draco :D To było po prostu przepiękne :*
    Mi też się nasunęła Leah jako szpieg. Jakaś taka podejrzana.
    A no i niech Rose i Scorpius do siebie wrócą bo nie wytrzymam! :* Ja ich po prostu KOCHAM !
    No i Albus i Scar. Jak nie ma zamiaru z nią być to niech przestanie się tak zachowywać ! Mi się aż smutno zrobiło kiedy czytałam.
    Dobra kończę. Weny życzę ! :)
    - Nasia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, reakcja Draco na Red i Scora bezcenna :D wyobrazilam to sobie w głowie i poprostu nie mogłam się przestać uśmiechać :D
    Cam <3 tęsknię za nim! Na razie jego miejsce w moim sercu zajął Jesse, on jest po prostu cudownie niemożliwy :P Dakocie nie udało sie go wykiwac, a ta scena w jej pokoju, świetnie to rozegrał :P
    Hm... Czy to Elizabeth serio była tą osobą, która zepchnęła Scarlett? Mi się wydaje że po prostu znalazła sie w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie... Ale już nie wiem, czesem najbardziej oczywiste rzeczy okazują się tymi właściwymi. No cóż, zostaje mi tylko czekać aż wszystko sie wyjaśni :)
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Elizabeth zepchnęła Scarlett - odpowiem Ci trochę później :P Ale włamywanie się w środku nocy do skrzydła szpitalnego to nie jest znajdywanie się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. A już na pewno nie przez przypadek :P

      Pozdrawiam!! :)

      Usuń
  4. Ten rozdział jest taki cudny! Ja aż płacze ze śmiechu, na niektórych momentach ( zwłaszcza scena Draco/Rose/Scorpius) Nie wiem jak Ty to robisz, ale te opowiadanie z notki na notkę staje się coraz bardziej ciekawe! Draco taki przerażony był udziałem Rose w konkursie, że padłam ;D Jo i James są tacy uroczy, że co chwile mówię: awwww *.* XD Jak ja uwielbiam Leah! Dobrze powiedział tej idiotce! Zawsze wiedziałam, że Grace jest jakaś psychiczna! Ciekawi mnie jak się Draco dowie, że ma konkurenta... ;). Astoria stoi między młotem a kowadłem... Ian jest taki trochę dziwny... Mam ochotę wedrzeć mu się do umysłu i zobaczyć co on ma w tej głowie... James nwm czemu nadal mi nie pasuje do tego wojska... I czemu on nic nie powiedział o nim Jo?! Jo już wreszcie ogarnęła dupe i się wzięła wgarść! Wreszcie! Chociaż moim zdaniem gdyby załatwiła tą sprawę w SS tak jak stara Jo to by lepiej na tym wszyscy wyszli... Elizabeth - co do niej to zgadzam się z Scorpiusem. Nwm czemu, ale mi to nie pasuje... Ona nie mogła być tą dziewczyną... Wydaje mi się, że to jest coś głębszego niż się wydaje... Scarlett niech w końcu się nie wstydzi Ala! A Albus niech w końcu przejrzy na oczy i zakocha się w Scar!!! Co do Daktoty i Jessa to jestem tak podjarana, że ja nie mogę... Oni muszą być razem! MUSZĄ!!! Ja uwielbiam sceny w których Jess ma władze nad Dakotą... Ostatnio coś mało Hermiony i jej scenek połączenia Noah i Nevilla... Tak jak mówiłam scena Draco i Scorose, mnie rozwala... Po prostu zakryłam buzie by się nie śmiać tak głośno jak psychopata XD A łzy i tak dalej leciały XDDD Co do ostatniej sceny... To takie urocze... Cameron i Lucy są takimi... Po prostu słodziakami, że już się nie umiem doczekać kiedy się spotkają... To będzie scena nadmiaru słodkości... XDDD
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny! ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parafrazując Ciebie - ten komentarz jest cudowny! :) Dziękuję!

      Och tak, Draco dowie się, że ma konkurenta :P A Jo, jak już pisałam sto razy zmieniła się i zobaczymy czy kiedykolwiek zupełnie wróci do siebie...
      A co do sceny Cama i Lucy - mam ją w głowie od dawna i na pewno nie będzie słodka, raczej zaskakująca :D

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. O MÓJ BOŻE!
    Zacznę od największej niespodzianki jaką mi sprawiłaś...CAMERON! Żyje, jest nadal tak cudowny jak był i...och, dostał listy od Lucy! *.* Jeju, jak tylko przeczytałam jego imię to zaczęłam totalnie fangirlować i dopiero zrozumiałam jak strasznie za nim tęskniłam.
    Jak dla mnie jednak gwiazdami rozdziału niechybnie zostali...zaskoczę wszystkich, bo nie Jomes...ale Red i Scorpius. Scena, w której nakrył ich Draco jest chyba moją ulubioną EVER...Nie no dobra, sceny Jo/James nadal na pierwszym miejscu, ale ta również jest bardzo wysoko na liście TOP.
    Podobało mi się zachowanie Leah. Grace to niezła suka, ale niech się nie rzuca na lepszych od siebie. Ich potyczka przypominała mi walkę ratlerka z dobermanem. Grace dużo szczeka i się rzuca, a Leah taka spokojna i opanowana, nie do ruszenia.
    No i Jesse i Dakota! O jejku jejku! Umarłam. Prawie tak jak Draco na widok swojego syna i Weasley. To było takie urocze! Masz ogromny talent do tworzenia par z niesamowitą chemią. Par idealnych, których nie można nie kochać. Takich przeciwieństw które się przyciągają.
    Scena Jomes bardzo słodziutka. Tak długo na to czekałam i teraz czuję jak miód rozpływa się po moim sercu. Warto było czekać.
    Jedyne co mnie irytuje to Ian, ale już się nie mogę doczekać reakcji Malfoya na fakt, że jakiś kretyn, pożal się Merlinie profesor od siedmiu boleści podrywa mu żonę.
    Co ty ze mną zrobiłaś? Nigdy nie lubiłam Draco, a w twoim opowiadaniu wręcz go KOCHAM.
    Czekam na kolejny i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłaś nie lubić Draco? (No chyba, że tego fanfikowo-dziwnego, który nagle kocha Hermionę ;p)

      Cieszę się, że czekasz na kolejny, może znajdziesz w nim coś dla siebie.... :)

      Usuń
  6. Cameron! AWWW!
    I dobrze, że Rose nie jest ze Scorem. Po dłuższym przemyśleniu tej sprawy doszłam do wniosku, że ON JEST MÓJ I WARA MI OD NIEGO! :)
    A tak na poważnie: naprawdę udany rozdział. Mam tylko nadzieję, że Astoria nie da się ,, uwieść". Przepraszam za składnie zdań, ale po przeczytaniu rozdziału nie mogę się skupić. ;)
    Już czekam na następny.
    Tak Trochę Nowa Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahhaah. Rozwaliłaś system. Ok Scor jest Twój :P

      Usuń
  7. Błąd w scenie w pierwszej scenie ,, poprawił ją Scorpius'' a nie poprał. Rada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co za bzdura, oczywiście, że poparł a nie poprawił, skoro powiedział to samo. Serio? Po to piszesz komentarz, bo dwie literki są odwrotnie?

      Usuń
    2. No przepraszam po prostu to zauważyłam i chciałam napisać, żeby literówki się nie zdażały.

      Usuń
    3. Czas kończyć bloga, poprawia mnie osoba, która pisze zdarzały przez "ż".

      :P

      Usuń
    4. Hahhaha, kocham Cię Ginger!

      Panna Bez Gmaila

      Usuń
  8. WIDZĘ TO OCZYMA WYOBRAŹNI!!! Mam normalnie przed oczami tą scenę Scorpius-Rose-Draco! Ale świetne. Ja tam myślę, że Draco lubi Rose. No bo jak można jej nie lubić?! I ten uśmiech na końcu...

    Lubię "parę" Jesse i Dakota, nie żeby coś... Ale ja się bym go na jej miejscu trochę bała. xD Bo on bywa straszny! Napada ją, terroryzuje.. Jezu, czasami to pod stalking podchodzi. Ale mimo wszystko podoba mi się to napięcie między nimi, on tak do niej lgnie.

    MIAŁAM RACJĘ! ZNOWU! Od samego, samiusieńkiego początku wiedziałam, że Grace to podła suka. No i moje podejrzenia się potwierdziły. Teraz Liliana Mielthown (tak żeby nie było wątpliwości, w realu to moja przyjaciółka ;D) będzie musiała przyznać mi rację!

    Cam i Lucy są meeega słodcy. I ja wiem, że wszyscy o tym wiedzą, ale co tam... C:

    Nie podoba mi się tan cały "Ian". Imię ma zarąbiste, ale to, że Astoria jest jego crush girl wcale mi się nie podoba! No bo, do jasnej anielki, ona ma być z Draco forever and ever. I ma z nim syna, notabene mojego ukochanego (poza Draco) bohatera, Scorpiusa! I jak coś się między nimi wydarzy to obiecuję Ci Ginger, robię strajk głodowy!

    Jomes - wszystko pięknie, idealnie, super, ekstra... Tak jak miało być, w końcu trochę na to czekałyśmy. Poza tym oboje zasługują na chwilę spokoju, bez burz w związku. :)

    Co do burz! Elizabeth! Wciąż jej nie lubię (co jest dość dziwne, bo zazwyczaj lubię czarne charaktery, ale to pewnie dlatego, że widzę w niej potencjalne zagrożenie dla Rose), ale nie sądzę, by to ona zepchnęła Scar ze schodów. No bo niby po co? Mam wrażenie, że jakby ona próbowała kogoś zabić, to zrobiłaby to raz, a porządnie.

    A skoro już dotarłam do Scar... Ten IDIOTA NAD IDIOTAMI Albus ma przerąbane! Tak mu skopię tyłek, że się przez tydzień nie pozbiera! Robić tej bidulce nadzieję... ach! Niedobrze.

    Poza tym u Hermi wszystko okej, więc tylko czekam na coś między Norah (jej też wciąż nie lubię) a Nevillem.

    Jak o kimś/czymś zapomniałam, to przepraszam, jestem jednak zbyt rozemocjonowana, by sklecić jakiś porządniejszy komentarz. Do zobaczenia przy następnym poście, kocham i pozdrawiam XX

    PS z góry sory za błędy, mam masę roboty i to taki kom na szybko, żebyś wiedziała, że jeszcze tu jestem i nigdzie się nie wybieram! ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam coś napisać wczoraj, ale wyszło jak wyszło i jest dzisiaj :)
    W tym rozdziale jak dla mnie dominowały dwie sceny. Pierwsza i przedostatnia, czyli obydwie gdzie występował paring Scorpius/Rose. Ten Draco!
    ,,- Ona mi grozi! – szepnął, szarzejąc na twarzy.'' Genialne!
    Tak samo świetny moment:
    ,,- Od razu widać, że się nie cierpią… - mruknęła zasmucona.
    Trzaśnięcie drzwi sąsiedniej sali nie zaintrygowało ich na tyle, by domyślić się, że ich dzieci w tej chwili okazują sobie nienawiść ciasno spleceni, przyciskając się do ściany.'' Oni jeszcze nie wiedzą, ale się dowiedzą ;p
    O dwóch następnych scenach niewiele mogę napisać. Mamy Ala, mamy Jamesa. Oboje wypadli przeuroczo. James kochany i uroczy, a Albus troskliwy i uroczy. Oboje są chłopcami, których by się chciało spotkać, wyściskać i się z nimi zaprzyjaźnić <3
    Następnie... oh nie... Ian. Wydaje mi się, że jest z nim coś nie tak. Raczej szpiegiem nie jest, ale zgaduję, że nie jest też po jasnej stronie mocy. I jeszcze zarywa do Astorii >:( Zdecydowanie mu nie ufam!
    Dalej mamy scenę, która dowodzi, że Grace jest psychiczna. Leah ma całkiem niezłe odzywki, w szczególności ostatnia :> Leah zyskała nieco na charakterze i teraz widzę ją w trochę innych barwach. Takich bardziej buntowniczych, na przekór wszystkiemu.
    A następnie... kurde. Niby Albus kochany jest krukonem, a się nie domyśla, jak bardzo Scarlett kocha go i, że on to odwzajemnia. Taki trochę głupiutki :< Widać na odległość, że będą razem i będą szczęśliwi, a on zachowuje się jakby to była jego młodsza siostra. Ale chociaż nie jest tak bardzo zazdrosny :) Jego krótkie przemówienie było słodkie!
    Zaraz po scenie z Alem, mamy przysypiającą Jo, która widzi osobę, próbującą się włamać do skrzydła szpitalnego. Całe szczęście nie udało się to, dzięki szybkiej interwencji dziewczyny. Można było się spodziewać, kto to będzie, jednak nauczona kryminałami wiem, że to za proste. Chyba,że czytelnicy mają myśleć, że to nazbyt oczywiste i nikt nie będzie jej podejrzewał. Z drugiej strony, nauczona tanimi romansidłami, nie zdziwiłabym się, gdyby Scar zepchnęłaby inna dziewczyna, a Elizabeth byłaby lesbijką, która chciała odwiedzić swoją miłość. Wiem,że to brzmi okropnie, czytałam zbyt dużo powieści na dobranoc :<
    Kończąc myśli o paringu Scar/Elizabeth ( który, jak jestem pewna, nigdy nie zaistnieje!), mogę przejść do szlabanu Jessego. Tu nie ma za bardzo co się rozpisywać. Kocham reakcje Dakoty! Taka zawstydzona, taka nieśmiała, taka niedoświadczona. I pewnie myśli,że Jesse tylko się nią bawi. Mam nadzieję,że nie! To byłaby strata tylu zabawnych scen z tą dwójką! :<
    I ukochana scena, o czym wspomniałam na początku. Draco piszczy jak baba, Rose i Scorpius martwią się o zdrowie psychiczne ojca chłopaka. Czemu starszy Malfoy nie chciał soku dyniowego? Dziwne,że nie dostał prawdziwego zawału, choć pewnie było blisko xd
    Ostatnia scena w tym rozdziale jest według mnie bardzo wzruszająca. Dla innych może być to dziwne, bo nic szczególnie smutnego tam nie ma, ale po prostu te spotkanie na mrozie,gdzie niedługa ma być Wigilia.. Dobrze,że mieli chociaż siebie, bo inaczej na prawdę byłoby im smutno z powodu samotności. Ja bym pewnie nie wytrzymała tyle czasu z dala, od kogokolwiek bliskiego.
    Z innej beczki- uwielbiam u Ciebie wszelkie wzmianki o Polsce i o polakach, nie są natarczywe, tylko subtelne i delikatne, dzięki czemu opowiadanie nie traci swojego Brytyjskiego charakteru :D
    Czyli całość jak zwykle 11/10, bo inaczej się określić nie da :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham, ubóstwiam, wielbię!!!! no bo jak tu nie kochać tego rozdziału.<3 <3 :D
    Scena Scor-Rose-Draco po prostu padłam, leże i nie wstaję, już dawno się aż tak nie poryczałam ze śmiechu do tego wyczuwam zawał u Draco w najbliższym czasie.
    Jesse i Dakota <3 oto kolejna para której kibicuję.
    Elizabeth : nie wiem czy znalazła się tam, przypadkowo (raczej wątpię), ale z racji tego, że jest jednym z moich trzech typów na szpiega to się wcale nie dziwię że to akurat ją przyłapała Jo.Tylko czy ona była by zdolna do zepchnięcia kogoś ze schodów?
    Cameron! w końcu się pojawił1 :D. Aż mi się łezka w oku zakręciła gdy dostał listy od Lucy, liczę na to, że szybko wykona swoją misję i wróci do Lucy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oooo nareszcie Cameon <3
    Haha ! Biedny Draco :D W końcu Red byłaby wspaniałą synową :D
    O matko, jestem strasznie ciekawa co z tą Elizabeth, chociaż nie wiem czy chciała wtedy zabić Scar...

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak bardzo współczuje Scarlett. Waren mnie naprawdę bardzo wkurza! -.- Ja pierdziele KOCHAM Leah :') A mówiłam że Cambell namiesza! Hahahahahahahahha :'''''') Draco się dowiedział ! Super ! CAMERON ! <3 TAK !

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham cię i uwielbiam za scenę z Rose, Scorem i Draco!!! Była cudna. Mam nadziej, że Hermiona też za niedługo się dowie...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej.. Tak wspaniałe, że brak mi słów. Nic tylko czysty zachwyt.
    Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń
  15. Ahahahaha reakcja Dracona mnie rozwala hahaha
    " Piskliwy, jakby należący do śpiewaczki operowej głos rozległ się w całej klasie, a może i zamku. Rose i Scorpius, ze zmrożoną w żyłach krwią odskoczyli od siebie i spojrzeli w stronę drzwi, a potem struchleli. (...) wyciągnął w ich kierunku rękę i zaczął coś mamrotać, jakby dostał udaru."
    Hahahahahahaha!!!!!
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  16. Scena Rose Scora i Draco ❤ no pojawil sie moj ukochany Cameron... Wkoncu!

    OdpowiedzUsuń