Wczesne: wesołych świąt!
W czasie swej ponad
tysiącletniej historii zamek Hogwart wiele już widział. Nigdy natomiast nie
dane mu było zobaczyć tak zadziwiającej sytuacji jak pewnego poniedziałkowego
popołudnia w klasie Transmutacji. Nikt bowiem nie postawiłby złamanego knuta na
to, że naprzeciw siebie w jednej linii stanie jakiś Malfoy z Weasley, a
naprzeciw nich inny Malfoy i… Weasley.
- Zwariowaliście
– powiedziała Rose. Ona i Scorpius mieli przerażone miny, ale to i tak nic w
porównaniu z Draconem i Hermioną.
- Pamiętaj do
kogo mówisz, Weasley! – burknął Draco, nie patrząc na nią.
- Do
wariatów! – poprał ją Scorpius – Chcecie wystawicie w konkursie nas… razem?!
Hermiona
podrapała się nerwowo po głowie.
- Jesteście
najlepsi w swoich dziedzinach…
- Jesteśmy
najlepsi we wszystkim – przerwała jej znudzonym tonem Rose – Ale to jeszcze nie
powód, żeby Hogwart uległ destrukcji.
- Destrukcji!
– syknął Draco do Hermiony – Ona powiedziała, że zniszczy zamek!
Matka Rose
zignorowała go, choć patrzyła na swoją córkę z lekkim przerażeniem.
- Dajcie
spokój! – zawołała nienaturalnie wysokim głosem – To tylko konkurs! Wymyślimy
razem jak połączyć parę zaklęć z eliksirem i pojedziemy sobie na finał do
Francji!
Rose i
Scorpius nie słuchali Hermiony, ale przyglądali się sobie z tajemniczymi
minami. W końcu Scor wzruszył ramionami.
- Okej –
powiedział, odwracając się do ojca i profesor Granger. Rose też kiwnęła głową.
- Ale robię
to tylko dla pana – powiedziała z bólem do Draco. Ten mimowolnie przysunął się
do Hermiony.
- Ona mi
grozi! – szepnął, szarzejąc na twarzy. Hermiona znowu go zignorowała.
-
Fantastycznie! – oznajmiła, choć nie potrafiła się uśmiechnąć – W takim razie,
damy wam znać kiedy będzie pierwsze spotkanie. Możecie już iść.
Scorpius
ukłonił się sztywno Hermionie, a Red posłała promienny uśmiech Draco i wyszli z
klasy.
- To się źle
skończy – oznajmił grobowo Draco. Hermiona po raz pierwszy nie potrafiła
zaprzeczyć.
- Od razu
widać, że się nie cierpią… - mruknęła zasmucona.
Trzaśnięcie
drzwi sąsiedniej sali nie zaintrygowało ich na tyle, by domyślić się, że ich
dzieci w tej chwili okazują sobie nienawiść ciasno spleceni, przyciskając się
do ściany.
*
Zima zawitała do Hogwartu,
nakrywając błonia grubą warstwą puchu i skuwając jezioro lodem. Dziedziniec
zamienił się w błotno-śnieżną sadzawkę, a na boisku do quidditcha przestali
pojawiać się nawet najwięksi zapaleńcy. Ale byli i tacy, których częściej
widywano na spacerze w niskiej temperaturze, niż gdy świeciło piękne słońce.
- Powiedz mi,
Carter – odezwał się chłodno James – Tyłek ci nie zamarł, ale rozum to już
chyba tak?!
Jo obrzuciła
go niemiłym spojrzeniem, a potem zbliżyła się i wzięła go za rękę. Ostatnio
bardzo jej się podobała ta czynność.
- Lubię śnieg
– oznajmiła filozoficznie. James wykrzywił się złośliwie.
- Bzdura! Nie
chcesz siedzieć w szkole, bo ludzie się na nas gapią! – zawołał oskarżycielsko
i pociągnął na odśnieżoną ścieżkę, bo zmierzała pewnie w największą zaspę jaką
widział. Jo wymamrotała pod nosem coś niezrozumiałego. James westchnął.
- Carter… -
powiedział tonem zmęczonego rodzica – Znudzi im się. Nie zwracaj na nich uwagi!
- Kiedy mnie
denerwują… - zawyła żałośnie Jo – A jak mnie ktoś denerwuje to rzucam klątwę. A
tu nie mogę, bo „Dakota zabierze ci
tysiąc punktów, Carter”, i „Carter, to
moja kuzynka…”! – przedrzeźniała Jamesa. Ten znowu westchnął, ale tym razem
z mniejszą cierpliwością.
- Więc
zamierzasz ciągać mnie po tym mrozie przez całą zimę? – zapytał patrząc na nią
jak na wariatkę. Jo uśmiechnęła się niewinnie.
- Ależ skąd!
– zawołała z przekąsem – Tylko tak długo jak będziemy ze sobą!
James
uśmiechnął się paskudnie, a potem puścił jej rękę. Zdumiona Jo, przystanęła, a
wtedy on pochylił się i chwycił ją pod kolanami, z łatwością unosząc nad
ziemię. Jo krzyknęła i rozszerzyła gwałtownie oczy, dobrze wiedząc co zamierza
jej psychiczny chłopak, ale on nie zwracał na nią uwagi i skierował się z
powrotem w kierunku wielkiej zaspy. Jo wierzgała i krzyczała, ale nie mogła
sięgnąć po różdżkę, a bez niej niewiele mogła Jamesowi zrobić. Ten natomiast
był już na miejscu i niezbyt delikatnie pochylił się, a potem wrzucił Jo prosto
w lodowaty śnieg.
- POTTER!!! –
wrzasnęła przeraźliwie, ale James niewzruszenie trzymał ją mocno jedną ręką,
drugą nabierając sobie wielką garść śniegu – NIE OŚMIELISZ SIĘ! – ryknęła Jo.
Nic więcej nie powiedziała, bo cała jej twarz, szyja i dekolt, do którego James
dostał się zaskakująco szybko zostały wysmarowane lodowatą bryłą. Kiedy
skończył, położył się na niej, unieruchamiając ją zupełnie i uśmiechając się
rozbrajająco, powiedział:
- Naprawdę
nie radzę wyznaczać ram czasowych naszemu związkowi. To po pierwsze. A po
drugie, czy skoro już zmarzłaś, możemy wracać do zamku?
Jo szczękała
zębami i wpatrywała się w niego z rządzą mordu, ale potrzepała tylko głową.
- Nigdzie z
tobą nie idę, ty szurnięty…!
- Jo –
przerwał jej James, nagle zbliżając swoją twarz tak, że ich nosy zetknęły się
ze sobą. Carter zapomniała co chciała powiedzieć.
- James –
wyrwało jej się zamiast tego.
A potem śnieg
przysypał ich oboje, gdy ręce Jamesa owinęły się ciasno wokół niej, a ich usta
połączyły się, jakby sklejono je słodkim klejem.
*
Scarlett z każdym dniem czuła
się coraz gorzej. Nie wynikało to jednak z jej stanu fizycznego. Rany goiły się
szybko, kości, choć boleśnie, dobrze się zrastały i w końcu, na dwa tygodnie
przed świętami, Vurtage pozwoliła jej wstać z łóżka. Ale Scarlett czuła się
fatalnie i była to wina Albusa.
Od kiedy bezmyślnie palnęła co
do niego czuje, czuła się nieswojo w jego towarzystwie. A ten teraz nie
odstępował jej na krok. W każdym innym przypadku byłaby tym zachwycona, ale
czuła, że robi to tylko dlatego, że ma wyrzuty sumienia. A Scarlett nie lubiła
być dla nikogo ciężarem.
- Naprawdę,
Al… mogę posiedzieć sama przez pół godziny! – przekonywała go któregoś
popołudnia – Rose ma wpaść niedługo. Nawet Scorpius Malfoy ostatnio do mnie
zagląda – dodała z lekkim przerażeniem – Chyba naprawdę lubi Red…
Albus
odwrócił szybko wzrok.
- Nie mówiąc
o tym, że parę razy w nocy odwiedziła mnie Jo i twój brat – kontynuowała z
poważną miną – Serio, jakbyście mieli jakieś warty!
Al
odchrząknął i wyuczonym ruchem poprawił jej poduszkę.
- Przyniosłem
ci zadania z Eliksirów i Numerologii. Malfoy zadał jakiś paskudny esej… -
Scarlett przypatrywała mu się uważnie, ale chyba doszła do wniosku, że sama
wszystko wyolbrzymia, bo odpuściła. Zamiast tego powiedziała:
- Chyba się
przejdę. Vurtage mówi, że mogę już chodzić po schodach! – zawołała radośnie.
Albus najpierw zrobił zgorszoną minę i zamierzał kategorycznie protestować, ale
nigdy nie umiał odmówić dziewczynie, zwłaszcza o takim uśmiechu.
- Idę z tobą
– powiedział tylko.
Pomógł jej
wstać, starając się panować nad sobą za każdym razem, gdy się skrzywiła. Po
przejściu korytarza był z siebie chyba bardziej dumny niż Scarlett, bo nie
zaniósł jej z powrotem, choć miał na to ochotę jakieś osiem razy.
- Okej, teraz
powoli… powoli… po…
- ZAMKNIJ SIĘ
W KOŃCU!!! – Al prawie parsknął śmiechem. Scarlett nigdy nie krzyczała.
- W porządku
– mruknął rozbawiony, chwytając ją jedną ręką w pasie – Po prostu musisz być
ostrożna. Już się zamykam! – zawołał, gdy posłała mu rozzłoszczone spojrzenie.
Ale schody
okazały się sporym wyzwaniem dla Scarlett. Już przy pierwszym stopniu poczuła
taki ból w kręgosłupie, że tylko ogromny nakład samozaparcia pozwolił jej
zachować kamienną twarz, tak, że Albus niczego nie zauważył. Drugi i trzeci
stopień sprawiły, że na jej czole pojawiły się stróżki potu. Przy kolejnym
miała ochotę wyć z bólu.
- SCAR!!! –
ryknął Al, gdy zatoczyła się i gdyby jej nie podtrzymywał z pewnością by upadła
– Ty uparta idiotko!
Scarlett
spojrzała na niego z wyrzutem, ale nie przejmował się już tym. Nie zwracając
uwagi na jej protesty, przeciągnął ręką spod jej pleców, wzdłuż kolan i wziął
ją na ręce. Mimo całej swojej słabości, Scarlett nie mogła nie zauważyć, że
jeszcze nigdy nie była tak blisko niego. A wytrzymanie tego, wiedząc, że jest
dla niego tylko jak siostra było trudniejsze niż przejście całych tych schodów.
- Postaw
mnie, Al… - poprosiła pewna, że zaraz zaczerwieni się jak piwonia. Potter nie
zareagował. Ale ku zdumieniu Scarlett nie odwrócił się w kierunku szpitala, a
schodził dalej po schodach.
- Al? Czemu
nie wracamy? – zapytała nerwowo. Byli już w części, gdzie bez trudu można było
natknąć się na przykład na Gryfonów. Albus niewzruszenie niósł ją dalej.
- Chciałaś
iść na spacer. Z tym chodzeniem może i nie wyjdzie, ale spacer będzie!
Scarlett przymknęła
na moment oczy. Czuła się tak zawstydzona, że nie wiedziała co powiedzieć.
Chciała by ją postawił, a z drugiej strony… Może to jedyna okazja w jej życiu,
by być tak blisko chłopaka, którego kochała od sześciu lat?
- Tylko mnie
nie upuść, Potter – powiedziała groźnie, na co Albus posłał jej promienny
uśmiech.
*
Ian Warren wyglądał na
konkretnego człowieka i takim w rzeczywistości był. Kiedy postawił sobie jakiś
cel, niestrudzenie dążył do niego. A odkąd pojawił się w Hogwarcie miał dwa takie
cele: pierwszym z nich był James Potter.
- Bardzo
dobrze! Idzie ci coraz lepiej!
James nie
wiedział co odpowiedzieć, bo nie był pewien, czy profesor mówi prawdę, czy chce
mu dodać skrzydeł. Faktem było jednak, że kiedy przyszedł do Warrena poprzedniego
dnia, by powiedzieć mu, że poważnie rozważa karierę w magicznej armii, był o
wiele mniej pewny siebie niż teraz, gdy profesor wspaniałomyślnie zaproponował
mu ćwiczenia.
- Mam problem
z blokiem – powiedział James, opuszczając różdżkę. Waren machnął ręką.
- Za bardzo
skupiasz się na ataku, fakt… Ale to i tak świetnie jak na kogoś kto nie
ukończył jeszcze szkoły! – James znowu nie wiedział co powiedzieć, więc
profesor kontynuował – Ale na dziś już chyba skończymy, zaraz muszę gdzieś
pędzić… Świetna robota, James! – i poklepał go zachęcająco po plecach.
James kiwnął
mu głową i wyszedł z klasy, a Ian skierował się prosto do lustra w jej kącie. Przygładził
włosy i poprawił krawat, odwrócił się i skierował do wyjścia, ale po paru
krokach ponownie wrócił do lustra i dopiero, gdy był zupełnie pewien, że
wygląda dobrze zdecydował się wyjść.
Część zamku, w której przebywali
uchodźcy zmieniła się nie do poznania. Z klas poznikały biurka i krzesła, a w
ich miejscu pojawiły się wygodne kanapy i biblioteczki z książkami. Nie było tu
też normalnego dla drugiej części Hogwartu hałasu, od którego profesorom pękała
głowa. Ale nie był to jedyny powód, dla którego Ian Warren tak polubił
przebywanie w tych miejscach.
- Mogę?
Astoria Malfoy
siedziała przy stoliku czytając książkę, na okładce której leniwie przechadzał
się borsuk. Gdy zobaczyła Warrena uśmiechnęła się z zaskoczeniem.
- Profesorze!
Oczywiście! – i odsunęła mu krzesło, by mógł się dosiąść. Ian zrobił to nad
wyraz chętnie.
- Proszę, mów
mi na „ty” – powiedział szybko, dyskretnie przygładzając krawat. Astoria, choć
jeszcze bardziej zdumiona, kiwnęła głową, wciąż uśmiechając się uprzejmie – Jak
się ma nasz pacjent? – zapytał z troską Ian.
- Całkiem
nieźle, Hagrid mówi, że za kilka dni Rożek będzie znowu biegał!
- Rożek? –
zaśmiał się Warren – Nazwałaś jelenia „Rożek”?
Astoria
wzruszyła ramionami.
- To świetne
imię dla jelenia!
Ian miał
wielką ochotę coś powiedzieć, ale postanowił to przemilczeć. Zamiast tego
wpatrywał się w nią zafascynowany.
- Gdybyś
potrzebowała jeszcze jakiejś pomocy…
- Oby nie! –
przerwała mu szybko z poważną miną – To zaklęcie było potwornie niebezpieczne –
oznajmiła ze złością – Aż boję się pomyśleć co by było, gdyby wszedł w nie
jakiś dzieciak!
Ian uniósł
brwi.
- Mówiłaś, że
to zwierzę…
- Rożek –
szepnęła Astoria.
- Oczywiście.
Myślałem, że poraniło się w Lesie…
- Tak
sądziliśmy – powiedziała z zadumą – Ale poprosiłam Draco, żeby zbadał Zakazany
Las i polanę, bo jeszcze inne zwierzęta, albo co gorsza dzieci mogą wpaść w to
okropne zaklęcie!
Warren
słuchał jej uważnie.
- I czy pan
Malfoy coś znalazł?
Astoria
pokiwała smutno głową.
- Niestety
nie w Lesie! – oznajmiła przestraszonym tonem – klątwa była rozciągnięta na
błoniach, za jeziorem. Ten biedny jeleń musiał w nią wpaść, gdy pił wodę z
jeziora.
Ian milczał
przez chwilę.
- To naprawdę
intrygujące – powiedział w końcu – Czy Dracon doszedł do jakichś wniosków?
Astoria
wzruszyła ramionami.
- Jest
pewien, że to dzieciaki eksperymentują. Ale mój mąż rzadko mówi mi prawdę w
takich sprawach – dodała ze złością – Nie lubi mnie martwić.
Warren
uśmiechnął się, ukazując szereg lśniących zębów.
- Nic
dziwnego, Astorio! Uważam, że takie piękne i wspaniałe kobiety jak ty nie
powinny się niczym martwić!
Astoria nie
bardzo wiedziała jak ma odpowiedzieć na ten śmiały komplement, więc próbowała
uśmiechnąć się z gracją, ale zamiast tego skrzywiła się, a Warren wyczuwając niezręczność
szybko zmienił temat:
- Czytasz o
borsukach? To wspaniałe zwierzęta, prawda?
Astoria
momentalnie zapomniała o tym co przed chwilą powiedział i rozpoczęła długą,
radosną opowieść, w którą wsłuchiwał się zafascynowany.
*
Związek Jo Carter i Jamesa
Pottera byłby może i jeszcze większą sensacją w Hogwarcie, gdyby nie fakt, że
krążyła po nim jeszcze jedna, spektakularna plotka. Louis Weasley miał zerwać
ze swoją dziewczyną, z którą chodził od czterech lat! On sam nie rzucał się w
ostatnich dniach w oczy, dlatego ciężko było zweryfikować tę bombę, ale widok
Grace nie pozostawiał złudzeń. Krukonka wyglądała jak istna harpia, do której
nikt nie odważyłby się podejść. Nawet nauczyciele przestali zadawać jej pytania
na lekcjach, od kiedy nawrzeszczała na Neville’a tak, że miał łzy w oczach. I
tylko jedno było pewne – to nie na przypadkowych osobach chciała wyżyć się Grace.
Jeśli Leah stała się obsesją
Louisa, to nie było słów by określić czym była dla niej. Grace wiedziała tylko,
że Leander z zimną krwią ukradła jej chłopaka. Zemsta pochłonęła do ją do
reszty, tak, że przestała nawet chwilowo zajmować się Louisem. A szansa na
rewanż zdarzyła się na krótko przed świętami.
- Proszę,
proszę! – zaśpiewała Grace na korytarzu piątego piętra, do pleców Leah. Ta szła
spokojnie dalej.
- Hej,
szmato! – Grace była już parę kroków za nią, ale Leah wciąż szła przed siebie.
- LEANDER!!!
Drgnęła. Nie
przestając maszerować powiedziała chłodno:
- Lepiej,
żeby tylko to ostatnie było do mnie.
Grace
zaśmiała się głośno. Ale jej występ bagatelizował fakt, że Leah wciąż szła
sobie dalej, niezbyt zainteresowana jej wściekłością.
- Wracasz ze
schadzki z Weasley’em? – jeszcze długo nie mogła wyjść z szoku, że właśnie to
zadziałało, ale dopiero teraz Leah zatrzymała się i odwróciła do niej.
- A ty to kto,
właściwie? – zapytała patrząc na nią z góry, choć były tego samego wzrostu. Grace
nie mogła się nadziwić, że Lou wolał to to… nieokrzesane byleco!
- Nie
poznajesz dziewczyny swojego chłopaka?
Oczy Leah
strzeliły iskrami.
- Nie mam
chłopaka. I ty chyba też nie – dodała takim tonem, że Grace czuła wielką
potrzebę wytargania jej za kudły.
- Myślisz, że
cię lubi? – zadrwiła, najbardziej okrutnym tonem na jaki było ją stać – że się zakochał?
Leah zrobiła
krok w jej stronę.
- Niczego ci
nie zabrałam – powiedziała spokojnie – Nie waż się mi grozić.
Grace prawie
trzęsła się z bezsilnej furii.
- Bo co?! –
zawołała, nie panując nad sobą.
- Bo tego
pożałujesz – powiedziała Leah tak, że Grace przeraziła się nie na żarty – Nigdy
więcej nie krzycz za mną na korytarzu,
bo będziesz musiała potłuc wszystkie lustra w zamku, żeby nie krzyczeć na SWÓJ
widok.
Grace też
zrobiła krok w jej stronę.
- Już się
boję! – zaśmiała się, ale głos jej drżał, co zdradzało, że nie spodziewała się
takiej rywalki. Ale żadne groźby, których Leander mogłaby się przestraszyć nie przychodziły
jej teraz do głowy – Możesz wracać, żeby rozkładać nogi przed cudzymi
chłopakami!
Leah milczała
przez chwilę, jakby walczyła sama ze sobą.
- Och,
zamierzam. Pozdrowię Louisa! – a potem spokojnie odwróciła się i odeszła. Grace
była o krok przed strzeleniem jej w plecy klątwą.
Opanowała się w ostatniej
chwili, stwierdzając, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.
*
Jo
szła przez zamek z bardzo zagubioną miną. Co ten Potter z nią wyprawia? Nie
dość, że wyciągnął ją z depresji to jeszcze ciągle się przez niego śmieje! A
ona ma ważniejsze rzeczy na głowie niż ten pajac. Jej pajac. I znowu się
śmieje!!!
Dotarła do Skrzydła Szpitalnego
pięć minut wcześniej niż umówiła się z Alem i jak zwykle schowała w sali, gdzie
Vurtage trzymała niezbyt niebezpieczne medykamenty, jak bandaże i temblaki,
dzięki czemu nietrudno było się tu dostać. Od kiedy Scarlett wylądowała w
szpitalu ona, James i Scorpius siedzieli tu na zmianę, pilnując jej tak, żeby
jej jednocześnie śmiertelnie nie przerazić. Jo jak zwykle zostawiła drzwi
uchylone na kilka cali, tak by móc obserwować korytarz. Nie zdążyła nawet
usiąść na zapasowym łóżku, gdy drzwi rozchyliły się na całą szerokość i wszedł
Albus.
- Cześć! –
powiedział wesoło. Jo też się uśmiechnęła, choć szybko zdała sobie sprawę z
tego, że są sami po raz pierwszy od kiedy Potter dowiedział się o jej nowym
związku i potwornie się zmieszała.
- Możesz już
iść, posiedzę tu do pierwszej, potem przyjdzie…
- James –
wpadł jej w słowo Al, po czym westchnął i z zawahaniem zamknął drzwi.
Jo
wytrzeszczyła oczy, obserwując jak Albus siada na materacu naprzeciw niej.
- Powinniśmy
pogadać – oznajmił. Jo kiwnęła szybko głową.
- Tak! Ja
powinnam ci powiedzieć… Przepraszam, ale… Chodzi o to, że James…!
Albus
parsknął śmiechem.
- Dawno nie
słyszałem tej twojej kakofonii! – powiedział z zainteresowaniem – Może ja będę
mówił? – zaproponował i nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej – Ty i James
jesteście jak… jak Malfoy i Red. Tylko mniej psychiczni – dodał szybko –
Pasujecie do siebie idealnie i cieszę się, Jo naprawdę się cieszę, że jesteście
razem, bo to sprawia, że jesteście szczęśliwi. A ja wam życzę szczęścia –
skończył spokojnie.
Jo po raz
kolejny zaklęła w myślach, że nie potrafi przemawiać tak jak Potterowie, po
czym wstała i podeszła do Ala, dając mu znak, by się podniósł. A potem po
prostu uścisnęła go krótko. Albus trochę się zdumiał jej zachowaniem, ale
odwzajemnił uścisk i odsunął się.
- Idę już,
nie jadłem jeszcze obiadu.
Brwi Jo
podjechały w górę.
- To może ja
też powinnam ci pogratulować? – zapytała ze śmiechem Jo. Albus zrobił zdumioną
minę – No… chodzi mi o to, że chyba bardzo przejmujesz się Scarlett?
Al wyglądaj
na jeszcze bardziej zdziwionego.
- Oczywiście!
Przyjaźnimy się od sześciu lat, a ona spadła z ÓSMEGO piętra! Czuję się tak,
jakby to przydarzyło się Lily!
Jo zagryzła
wargi, bo miała wielką ochotę powiedzieć coś, czego nie powinna.
- Jasne –
powiedziała tylko – Dobrze, że Scarlett ma takiego przyjaciela. A teraz idź coś
zjeść, bo sporo ostatnio schudłeś!
Al przyglądał
jej się jeszcze przez chwilę, a potem kiwnął głową i wyszedł, a Jo opadła znowu
na materac, zajmując dogodną pozycję do obserwacji. Ale jej myśli wciąż krążyły
wokół braterskiego uczucia Albusa i
wywoływały w niej uśmiech prawie tak szeroki, jak te o jego starszym bracie.
Krótko po północy Jo zaczęła
przeklinać się w myślach, że nie przyniosła sobie kawy. Oczy same jej się zamykały
i miała wielką ochotę położyć się na łóżku. Ale wiedziała, że jeśli to zrobi
natychmiast zaśnie, dlatego zmusiła się by czuwać.
Zaczęła odliczać w myślach ile
czasu pozostało do końca jej warty, gdy usłyszała coś, co sprawiło, że
wybudziła się zupełnie. Krótkie zaklęcie i syk, jakby gasł ogień, dochodziło z
korytarza, a chwilę później zrobiło się kompletnie ciemno. Jo zerwała się na
równe nogi, wyjmując różdżkę i podbiegając ostrożnie do drzwi. Czyjeś ciche
kroki stawały się coraz wyraźniejsze i zmierzały prosto do sali, w której spała
Scarlett. Jo nie miała wątpliwości, że tylko jednej osobie zależy na tym, by
nikt jej nie zobaczył. Była pewna, że wrócił napastnik.
Korzystając z tego, że na
korytarzu zgasło światło, uchyliła szerzej drzwi, ale było tu teraz tak ciemno,
że nie widziała twarzy. Jedyne co zobaczyła, to długie, ciemne włosy i
dziewczęcą posturę. Postać przeszła koło niej niezauważenie i zaczęła
majstrować przy drzwiach do Skrzydła Szpitalnego, które o tej godzinie były
szczelnie zamknięte. Jo miała chwilę do namysłu.
Rok temu nie wahałaby się
zaatakować. Ale teraz była mądrzejsza o dziesiątki blizn, które choć zagoiły
się zupełnie, dla niej wciąż były świeże i wyraźne.
Bardzo cicho i ostrożnie odsunęła się najdalej jak mogła
i prawie po ścianie, przeszła na środek korytarza. Usłyszała kliknięcie i gdy
ciemnowłosa dziewczyna nacisnęła klamkę drzwi Skrzydła, Jo wsunęła rękę do
kieszeni, a potem rzuciła czymś i odsunęła się jak najdalej.
Detonator Pozorujący zawył potwornym wrzaskiem, dziewczyna
przy drzwiach odskoczyła od nich, na korytarzu rozległ się gwar przerażonych
portretów, ale Jo już tego wszystkiego nie widziała. Zbiegała po schodach,
wyjmując po drodze Karteczki Komunikujące. Gdy wszędzie wokół zapalały się
pochodnie, Jo wskakiwała do schowka na miotły na półpiętrze. Ledwie zatrzasnęła
drzwi, ktoś zbiegł po schodach, a potem szuranie dziesiątek par stóp rozległo
się w dokoła niej.
Jo zaczekała, aż wszyscy zainteresowani znajdą się już w
Skrzydle Szpitalnym, najpewniej denerwując tylko przerażoną, ale chwilową
bezpieczną Scarlett, po czym wymknęła się ze schowka i puściła pędem do Wieży
Ravenclawu. Albus i James już szli w jej stronę.
- JO!!! –
ryknął James, machając czerwoną karteczką – Po co miałem tu przyjść?!
Albus wpatrywał
się w nią zbyt przerażony, by cokolwiek powiedzieć.
- Bo w
Skrzydle jest teraz zbyt wiele osób! – powiedziała na wydechu, zatrzymując się
przed nimi.
- Co się
stało? – zapytał Albus, ledwie powstrzymując się by nią nie potalepać.
- Wróciła!
Dziewczyna, która musiała strącić Scarlett, wróciła! – Oczy Jamesa rosły z
każdym jej słowem, a Albus wpatrywał się już tylko w korytarz do Skrzydła
Szpitalnego – Zgasiła wszystkie światła i próbowała dostać się do środka!
Użyłam Detonatora, rozległ się straszny hałas i uciekła!
James chwycił
ją za ramię, nie wiadomo kogo próbując tym uspokoić, a Albus wpatrywał się w
nią strasznym wzrokiem.
- Widziałaś
kto to był? – zapytał tylko. Jo bardzo powoli kiwnęła głową.
- Ta
Ślizgonka. Elizabeth Cambell.
*
Sobotni wieczór zawsze był dla
Jessiego obietnicą. Gdy dostał upragniony szlaban, nie zmieniło się to ani o
jotę.
Wszedł do klasy Zaklęć pewnym
krokiem, w ostatnim momencie stwierdzając, że powinien rozpiąć ostatni guzik
koszuli. Zamknął za sobą drzwi i natychmiast się skrzywił.
- Weasley?
Za biurkiem
nauczyciela siedziała Lucy Weasley, zaczytana w śmiertelnie długie tomisko.
- Jesse
Atwood! Czekam na ciebie!
Jesse wziął
głęboki oddech, starając się nie wybuchać jeszcze w tej chwili.
- Gdzie.
Jest. Scott? – wybełkotał przez zaciśnięte zęby. Lucy zwyczajowo zrobiła
zdumioną minę, nie rozumiejąc czemu szkolnemu przestępcy zależy na konkretnym
prefekcie, a potem uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dakota jest
bardzo zajęta jako Prefekt Naczelny. Dlatego często deleguje zadania swojemu
zastępcy. MI – dodała, gdy Jesse zrobił wielkie oczy.
- Świetnie! –
warknął i odwrócił się na pięcie.
- Hej! Mam na
myśli, że masz ten szlaban ze mn…
Ale Jesse był
już na korytarzu. Tak to sobie wymyśliła? Sądzi, że go wykiwała… Naiwna
amatorka.
W Pokoju Wspólnym było tłumnie
jak tylko w sobotni wieczór może się zdarzyć, ale Panny Prefekt z pewnością tu
nie było. Jesse nie zatrzymując się ani na moment, przeciął salon i tylko sobie
znanym sposobem znalazł się na schodach do sypialni dziewcząt. Tym razem nie
zapukał.
- ATWOOD! –
ryknęła Dakota, podrywając się na baczność, na widok łba Jessiego w jej
drzwiach. Ten rzucił tylko okiem na całe dormitorium i odnotowując, że jest
sama, wkroczył do środka.
- Przyszedłem
po ciebie. Byliśmy chyba umówieni? – zapytał chłodno. Dakota wyglądała jakby
parowała jej głowa. Jej mózg zaczynał się gotować, nie mogąc przyswoić
sytuacji, w której chłopiec znajdował się nielegalnie w jej sypialni.
- Atwood,
natychmiast stąd wyjdź – powiedziała dla odmiany głosem tak słabym, jakby to
były ostatnie chwile jej życia.
Jesse
wpatrując się w nią tak uważnie, że prawie nie mrugał, przeszedł cały pokój aż
znalazł się bardzo blisko niej.
- Co jest,
Scott? – zapytał z drwiną – Dajesz mi szlaban i się na nim nie zjawiasz?
- Lucy… -
szepnęła przerażona Dakota – Lucy miała tam być.
- I jest –
prychnął Jesse – Weasley odrabia sobie nasz szlaban.
Dakota prawie
się trzęsła, a Jesse w jakiś magiczny chyba sposób znalazł się jeszcze bliżej
niej, więżąc ją między sobą a ścianą.
- Gryffindor
traci…
Urwała. Jesse
praktycznie stał już na niej, bo ich ciała przylegały do siebie tak, że czuła
jak jego klatka unosi się i opada w rytmicznym oddechu.
- Czemu
jesteś wiecznie tak spięta? – zapytał z ustami na jej nosie – Wyluzuj się,
Scott – dodał, praktycznie całując ją po policzku i niezbyt delikatnie
zjeżdżając niżej. Dakota starała się odsunąć.
- Daj mi
spokój, Atwood – powtarzała, niemrawo protestując – Czemu to robisz? – wydukała
słabo. Jesse ani myślał przestawać.
- Bo lubię –
powiedział tylko, a potem językiem otworzył sobie drogę do jej ust.
Ale na tym poprzestał. Przynajmniej
tak się wydawało. Jego ręce zjechały nagle niżej, w okolice jej ud i bardzo
powoli, choć pewnie przeciągnęły się wzdłuż jej ciała. Dakota drżała tak, że aż
dziw było, że nie rozpadła się na małe kawałeczki. Ale Jesse nie przestawał. Trzymając
ją pewnie i muskając jej wargi, wodził rękami po całym jej ciele, sprawiając,
że traciła oddech, a najpewniej i rozum.
I w końcu, gdy przestała już
protestować i przymknęła oczy, zupełnie zawstydzona swoimi reakcjami, Jesse
przestał. Jego ręce powędrowały z powrotem do jej pleców i zacisnęły się na
nich. I wtedy pocałował ją tak, że przestała myśleć, odczuwać i oddychać. Jego język
rozpalał ją tak, że miała ochotę zrzucić ubranie, a usta zawładnęły nią
zupełnie. I nagle wszystko się skończyło.
- Mam
nadzieję, że na następny szlaban przyjdziesz osobiście – powiedział, po czym
przeciągnął jeszcze dłonią po jej udzie i wyszedł z dormitorium.
Dakota nie ruszała się z
miejsca. Jeszcze długo trwało nim doszła do siebie, choć właściwie tak tego
nazwać nie mogła.
*
Rose wmaszerowała do klasy z
nosem pod sufitem. Scorpius przyglądał jej się niewzruszony.
- Wiem co
chcesz powiedzieć – zadrwił. Red strzeliła spojrzeniem.
- Czyżby?
- Och, tak! –
zaśmiał się, wsuwając ręce do kieszeni – Że miałaś rację!
Rose pokazała
rząd pięknych zębów.
- Bo miałam.
Scorpius
przekręcił głową, przyjmując myślicielską pozę.
-
Niekoniecznie. Elizabeth niczego nie zrobiła.
- Bo nie
zdążyła! – ryknęła Rose, nie wierząc w to co słyszy – Gdyby nie Jo, rozerwałaby
Scarlett na strzępy!
- Tego nie
wiemy – stwierdził spokojnie Scor. Red podeszła do niego, jakby chciała się
upewnić, że to on wypowiada te brednie.
- A więc już
wiem, kim była ta druga niunia! – zawołała głośno – TY pomagasz Cambell!
Scorpius
zaśmiał się radośnie.
- Przejrzałaś
mnie. Wiesz, Rose – dodał poważniej – Nie jesteśmy już w związku, a to znaczy…
- …że nie
musimy się kłócić o to, kto ma rację – dodała lżejszym tonem Red – Święta racja.
A potem
podeszła na bardzo bliską odległość.
- Co nie
zmienia faktu, że za sekundę będą tu nasi starzy – mruknął jeszcze Scorpius,
nim Rose przysunęła się zupełnie.
- Moja matka
się spóźni – odparła – A twój ojciec pięć minut temu był jeszcze w lochach…
Nie dał jej
dokończyć, przyciągając do siebie stanowczym gestem. Kiedy ich usta się
złączyły zapomnieli o Elizabeth Cambell, wypadku Scarlett i o tym, że od dwóch
minut są umówieni na zajęcia z Draco i Hermioną. Przypomniał im o tym
rozdzierający krzyk.
Piskliwy, jakby należący do
śpiewaczki operowej głos rozległ się w całej klasie, a może i zamku. Rose i
Scorpius, ze zmrożoną w żyłach krwią odskoczyli od siebie i spojrzeli w stronę
drzwi, a potem struchleli.
Draco patrzył na nich i krzyczał
tak przeraźliwie, że włosy stawały im dęba. I choć dawno powinno zabraknąć mu
tchu, wciąż wydzierał się tak, jakby obdzierano go ze skóry. Rose i Scorpius
patrzyli to na niego to po sobie, nie mając pojęcia co robić. I dopiero, gdy
Red zrobiła krok w jego kierunku, Draco przestał krzyczeć, a zamiast tego
wyciągnął w ich kierunku rękę i zaczął coś mamrotać, jakby dostał udaru.
- Eee… tato? –
zapytał Scorpius, bardziej zmartwiony jego stanem, niż faktem, że zobaczył jego
i Rose – Chcesz wody?
- Mam sok
dyniowy w plecaku – oznajmiła uprzejmie Red.
To obudziło
Draco.
- WY!!! WY
SIĘ CAŁOWALIŚCIE!!! JAK…?! DLACZEGO…?! TWOJA BABKA…! – krzyczał, pryskając
śliną i machając na Scorpiusa – A TWÓJ OJCIEC…! – darł się w kierunku Rose.
Scor i Red przestali go słuchać,
wiedząc, że chwilę to potrwa. Obserwowali go w milczeniu, co chwila wyłapując
słówka typu: „umrę”, „Weasley”, i znowu „umrę”. I dopiero, gdy głos Draco stał
się chrapliwy i świszczący, jakby zdarł sobie gardło, złapał się za serce i
zamilkł.
- Skończyłeś?
– zapytał uprzejmie Scorpius – No to słuchaj. Ja i Weasley spotykamy się
czasem. Było całkiem poważnie, ale ona jest nienormalna, o czym wiesz – tu posłał
Red obrażone spojrzenie – Więc to nic wielkiego!
- No jasne,
że nic wielkiego! – przytaknęła mu Rose, choć obrzuciła go długim, oziębłym
spojrzeniem – Przecież wiemy, że nie pasujemy do siebie! I chociaż byłabym
świetną synową, może pan o wszystkim zapomnieć!
Dracon
wpatrywał się w nich, jakby zobaczył ich po raz pierwszy w życiu. W końcu po
bardzo długiej chwili, cofnął się o dwa kroki i wymacał za sobą klamkę, a potem
nacisnął ją i czym prędzej opuścił klasę.
- Chyba nie mamy
dzisiaj zajęć – dumała Rose. Scorpius kiwnął głową i ruszył za nią drzwi,
zastanawiając się czy to możliwe, że Draco wychodząc uśmiechał się pod nosem.
*
*
*
Jeśliby kto narzekał na zimę w
Wielkiej Brytanii, znaczyłoby to tyle, że nigdy nie był w Skandynawii. Lód
skuwał tu okna i drzwi, zamrażał całą naturę i usypiał wszystko do czego można
by tęsknić. Zwłaszcza przyjezdnym trudno było przywyknąć do tej surowej aury.
Stary i zapuszczony dom na
przedmieściach Oslo, odstraszał nawet najbardziej przemarzniętych wędrownych. Szyby
w tym domu były powybijane w każdym miejscu, dach świecił dziurami i nawet z
ulicy słychać było wycie wiatru w jego ścianach. Zakapturzony wędrowiec pojawił
się przed zardzewiałą furtką domu późnym wieczorem, na kilka dni przed Wigilią
i pchnął ją tak, że zawyła ponuro. Przybysz ruszył ścieżką w kierunku drzwi
frontowych i ledwie je dotknął, otworzyły się, jakby ledwie trzymały się na
zawiasach. Ale gdy tylko mężczyzna przestąpił próg domu, stało się coś
dziwnego. Wiatr przestał wyć, szyby były na swoim miejscu, a dom, choć nie
klinicznie wysprzątany, wydawał się schludny i przytulny. A przede wszystkim
było w nim ciepło.
Wędrowiec przeszedł przez ciemny
korytarz i zajrzał do jedynego pokoju na parterze. Uśmiechnął się pod nosem na
widok młodzieńca śpiącego w wysłużonym fotelu, przy huczącym głośno kominku.
Przybysz zakasłał.
Chłopak zerwał się z miejsca,
chwytając leżącą na jego kolanach różdżkę, ale gdy tylko zobaczył kto stoi w
progu opuścił ją.
- Nie za
szybko? – zapytał wędrowiec.
- Jak nazywa
się kot pańskiej córki? – zapytał młodzieniec, choć nie wyglądał na zbyt
ostrożnego.
- Wilhelm –
odparł tamten – Lily nazwała go po bohaterze z bajki.
Chłopak
opuścił zupełnie różdżkę i po krótkim zawahaniu ruszył w stronę mężczyzny,
który zrzucił płaszcz podróżny, ukazując zmęczoną twarz, obrośniętą gęstym
zarostem i płaską bliznę w kształcie błyskawicy na czole.
- Harry!
- Cameron!
Uścisnęli się
krótko, ale obaj jakby odetchnęli z ulgą, że w ogóle doszło do tego spotkania.
- Siadaj! –
powiedział szybko Cameron – Przyniosę jedzenie i herbatę! Angielską – dodał szybko
– Tutaj piją jakieś pomyje.
Harry usiadł na drugim fotelu i
rozejrzał się ciekawie po salonie. Wyglądał dokładnie tak jak sobie wyobrażał –
mieszkanie urządzone przez młodego chłopaka, który kompletnie nie miał ręki do
dekoracji.
- Nie
spodziewałem się ciebie przed Bożym Narodzeniem – Cam wrócił niosąc tacę z
herbatą i puddingiem, który pachniał jak może pachnieć tylko podgrzewane za
pomocą różdżki jedzenie – niezbyt apetycznie.
- To dobrze –
stwierdził Harry – Jeśli przyjaciele nie znają twoich zamiarów, gorzej będzie
je poznać wrogom.
Cameron
usiadł naprzeciw niego i wpatrzył w niego ciekawie.
- Mogę
spytać, gdzie byłeś? Od spotkania w Danii minęło trochę czasu…
Harry upił
kilka łyków rozgrzewającej herbaty i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- Wszędzie –
powiedział po prostu – W Niemczech, Turcji… Potem we Włoszech i Hiszpanii. Teraz
wracam z Polski.
Cameron
natychmiast się ożywił.
- Jakieś
wieści?
Harry pokręcił
głową.
- Niemcy
padły, a Rosja napiera na środek Europy mocniej niż kiedykolwiek. Nie wiem czy
liczenie na wschód ma jeszcze sens.
Cam zwiesił
głowę, a Harry uśmiechnął się blado na ten widok.
- Ale nie
wszystko jest jeszcze przesądzone – dodał – Wiele decyzji w tej wojnie jeszcze
nie zapadło.
Cameron
kiwnął głową, ale był pewien, że dawny profesor tylko go pociesza.
- A co
robiłeś w innych krajach? – zapytał, choć wiedział jaką dostanie odpowiedź.
- Próbowałem
odzyskać jedyną broń, którą można pokonać takiego przeciwnika jak Ankdal.
- Czyli
niczego się nie dowiem? – zaśmiał się ponuro Cam. Harry pokręcił głową.
- Wiedza to
największe zagrożenie. A nie chciałbym, żeby i to na ciebie spadło.
Cameron wpatrzył
się w ogień, wiedząc, że Potter przygląda mu się z zainteresowaniem, oczekując sprawozdania.
Ale nie zapytał o nic, póki Carter sam się nie odezwał.
- Crosby jest
w Norwegii. Wyśledziłem go dwa tygodnie temu, na granicy ze Szwecją. Prawie go
dorwałem, ale nie tylko ja próbowałem to zrobić.
- Ankdal? –
zapytał szybko Harry. Cam skinął mu głową.
- Jego ludzie
dopadli go przede mną, ale zdołał im się wymknąć. Ktoś musi mu pomagać i to
staram się teraz sprawdzić.
Harry zmarszczył
brwi.
- Skąd
pewność, że wciąż jest w kraju?
Cam znowu
uśmiechnął się niezbyt szczęśliwie.
- To jest
najciekawsze – powiedział – Ankdal musiał w jakiś sposób go zaczarować, bo gdy
tylko próbował przejść przez granicę zjawili się jego ludzie. Tak go znaleźli.
I podejrzewam, że to samo zaklęcie nie pozwala mu wyjechać z Norwegii!
Harry milczał
przez chwilę.
- To dobra
wiadomość – stwierdził w końcu.
- Wiem.
Harry zjadł
kilka łyżek puddingu, obserwując swojego ucznia. Nie mógł wyjść ze zdumienia
jak bardzo się zmienił.
- Mam coś dla
ciebie – powiedział po chwili. Cam uniósł brwi – Ja też wykonałem małe zaklęcie…
I wyjął z
kieszeni plik listów, a Cameron prawie zerwał się z fotela na ich widok.
- Cała
korespondencja zaadresowana do ciebie, trafiała do pewnego mugolskiego moteliku
w Hiszpanii – wyjaśnił Harry – Wczesne: wesołych świąt!
Cam nie był w
stanie niczego powiedzieć. Wiedział od kogo są te listy i czuł, że zaczynają
trząść mu się ręce, gdy brał je od Harry’ego. A potem bez słowa, wiedząc, że
Potter go zrozumie, wyszedł z salonu.
Harry z o wiele lżejszym sercem
dokończył swój pudding. Nie był zbyt dobry, ale przynajmniej po raz pierwszy od
miesięcy nie musiał sprawdzać czy nie jest zatruty, a to już było coś, myślał
przysłuchując się odgłosom bezradnego uderzania w mur, a później szczerego,
szczęśliwego śmiechu.
Do dzisiaj nie wiedziałam, że czegoś mi brakuje w tym opowiadaniu, a tu proszę... okazuje się, że pragnęłam rywala dla Draco! O tak! Już się nie mogę doczekać momentu, w którym dowie się, że ktoś mu zarywa żonę ^^
OdpowiedzUsuńSecundo. Kocham Jo i Rose. Bezwzględnie i za wszystko :D
A teraz najważniejsze... SZPIEG! Elizabeth? Obstawiam, że jest jedną z tych dziewczyn, a drugą moim skromnym zdaniem jest... Leah! Chociaż pewnie jej rodzice są szantażowani albo coś takiego. Ale myślę, że to ona rzuciła to zaklęcie koło jeziora, nad którym wiecznie przesiaduje i dlatego jeleń w nie wpadł!
Ale i tak ją kocham, jest sto razy fajniejsza od Grace (chociaż to dobrze, że została, bo ich potyczki są fascynujące) :D
Dzięki, dzięki, dzięki! W końcu jest Harry i Cameron. Tak tęskniłam! :)
Dużo buziaków :)
Boże ! Tęsknie za wątkami Cameron i Lucy <3 Oni są tacy słodcy !
OdpowiedzUsuńCiągle za mało Rose i Scora ! ;( Śmiałam się na cały dom kiedy czytałam to z Draco :D To było po prostu przepiękne :*
Mi też się nasunęła Leah jako szpieg. Jakaś taka podejrzana.
A no i niech Rose i Scorpius do siebie wrócą bo nie wytrzymam! :* Ja ich po prostu KOCHAM !
No i Albus i Scar. Jak nie ma zamiaru z nią być to niech przestanie się tak zachowywać ! Mi się aż smutno zrobiło kiedy czytałam.
Dobra kończę. Weny życzę ! :)
- Nasia!
Haha, reakcja Draco na Red i Scora bezcenna :D wyobrazilam to sobie w głowie i poprostu nie mogłam się przestać uśmiechać :D
OdpowiedzUsuńCam <3 tęsknię za nim! Na razie jego miejsce w moim sercu zajął Jesse, on jest po prostu cudownie niemożliwy :P Dakocie nie udało sie go wykiwac, a ta scena w jej pokoju, świetnie to rozegrał :P
Hm... Czy to Elizabeth serio była tą osobą, która zepchnęła Scarlett? Mi się wydaje że po prostu znalazła sie w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie... Ale już nie wiem, czesem najbardziej oczywiste rzeczy okazują się tymi właściwymi. No cóż, zostaje mi tylko czekać aż wszystko sie wyjaśni :)
Pozdrawiam :3
Czy Elizabeth zepchnęła Scarlett - odpowiem Ci trochę później :P Ale włamywanie się w środku nocy do skrzydła szpitalnego to nie jest znajdywanie się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. A już na pewno nie przez przypadek :P
UsuńPozdrawiam!! :)
Ten rozdział jest taki cudny! Ja aż płacze ze śmiechu, na niektórych momentach ( zwłaszcza scena Draco/Rose/Scorpius) Nie wiem jak Ty to robisz, ale te opowiadanie z notki na notkę staje się coraz bardziej ciekawe! Draco taki przerażony był udziałem Rose w konkursie, że padłam ;D Jo i James są tacy uroczy, że co chwile mówię: awwww *.* XD Jak ja uwielbiam Leah! Dobrze powiedział tej idiotce! Zawsze wiedziałam, że Grace jest jakaś psychiczna! Ciekawi mnie jak się Draco dowie, że ma konkurenta... ;). Astoria stoi między młotem a kowadłem... Ian jest taki trochę dziwny... Mam ochotę wedrzeć mu się do umysłu i zobaczyć co on ma w tej głowie... James nwm czemu nadal mi nie pasuje do tego wojska... I czemu on nic nie powiedział o nim Jo?! Jo już wreszcie ogarnęła dupe i się wzięła wgarść! Wreszcie! Chociaż moim zdaniem gdyby załatwiła tą sprawę w SS tak jak stara Jo to by lepiej na tym wszyscy wyszli... Elizabeth - co do niej to zgadzam się z Scorpiusem. Nwm czemu, ale mi to nie pasuje... Ona nie mogła być tą dziewczyną... Wydaje mi się, że to jest coś głębszego niż się wydaje... Scarlett niech w końcu się nie wstydzi Ala! A Albus niech w końcu przejrzy na oczy i zakocha się w Scar!!! Co do Daktoty i Jessa to jestem tak podjarana, że ja nie mogę... Oni muszą być razem! MUSZĄ!!! Ja uwielbiam sceny w których Jess ma władze nad Dakotą... Ostatnio coś mało Hermiony i jej scenek połączenia Noah i Nevilla... Tak jak mówiłam scena Draco i Scorose, mnie rozwala... Po prostu zakryłam buzie by się nie śmiać tak głośno jak psychopata XD A łzy i tak dalej leciały XDDD Co do ostatniej sceny... To takie urocze... Cameron i Lucy są takimi... Po prostu słodziakami, że już się nie umiem doczekać kiedy się spotkają... To będzie scena nadmiaru słodkości... XDDD
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny! ;***
Parafrazując Ciebie - ten komentarz jest cudowny! :) Dziękuję!
UsuńOch tak, Draco dowie się, że ma konkurenta :P A Jo, jak już pisałam sto razy zmieniła się i zobaczymy czy kiedykolwiek zupełnie wróci do siebie...
A co do sceny Cama i Lucy - mam ją w głowie od dawna i na pewno nie będzie słodka, raczej zaskakująca :D
Pozdrawiam! :)
O MÓJ BOŻE!
OdpowiedzUsuńZacznę od największej niespodzianki jaką mi sprawiłaś...CAMERON! Żyje, jest nadal tak cudowny jak był i...och, dostał listy od Lucy! *.* Jeju, jak tylko przeczytałam jego imię to zaczęłam totalnie fangirlować i dopiero zrozumiałam jak strasznie za nim tęskniłam.
Jak dla mnie jednak gwiazdami rozdziału niechybnie zostali...zaskoczę wszystkich, bo nie Jomes...ale Red i Scorpius. Scena, w której nakrył ich Draco jest chyba moją ulubioną EVER...Nie no dobra, sceny Jo/James nadal na pierwszym miejscu, ale ta również jest bardzo wysoko na liście TOP.
Podobało mi się zachowanie Leah. Grace to niezła suka, ale niech się nie rzuca na lepszych od siebie. Ich potyczka przypominała mi walkę ratlerka z dobermanem. Grace dużo szczeka i się rzuca, a Leah taka spokojna i opanowana, nie do ruszenia.
No i Jesse i Dakota! O jejku jejku! Umarłam. Prawie tak jak Draco na widok swojego syna i Weasley. To było takie urocze! Masz ogromny talent do tworzenia par z niesamowitą chemią. Par idealnych, których nie można nie kochać. Takich przeciwieństw które się przyciągają.
Scena Jomes bardzo słodziutka. Tak długo na to czekałam i teraz czuję jak miód rozpływa się po moim sercu. Warto było czekać.
Jedyne co mnie irytuje to Ian, ale już się nie mogę doczekać reakcji Malfoya na fakt, że jakiś kretyn, pożal się Merlinie profesor od siedmiu boleści podrywa mu żonę.
Co ty ze mną zrobiłaś? Nigdy nie lubiłam Draco, a w twoim opowiadaniu wręcz go KOCHAM.
Czekam na kolejny i życzę weny! :)
Jak mogłaś nie lubić Draco? (No chyba, że tego fanfikowo-dziwnego, który nagle kocha Hermionę ;p)
UsuńCieszę się, że czekasz na kolejny, może znajdziesz w nim coś dla siebie.... :)
Wyczuwam Jomes...
Usuń:)
Cameron! AWWW!
OdpowiedzUsuńI dobrze, że Rose nie jest ze Scorem. Po dłuższym przemyśleniu tej sprawy doszłam do wniosku, że ON JEST MÓJ I WARA MI OD NIEGO! :)
A tak na poważnie: naprawdę udany rozdział. Mam tylko nadzieję, że Astoria nie da się ,, uwieść". Przepraszam za składnie zdań, ale po przeczytaniu rozdziału nie mogę się skupić. ;)
Już czekam na następny.
Tak Trochę Nowa Asia
hahahhaah. Rozwaliłaś system. Ok Scor jest Twój :P
UsuńBłąd w scenie w pierwszej scenie ,, poprawił ją Scorpius'' a nie poprał. Rada
OdpowiedzUsuńco za bzdura, oczywiście, że poparł a nie poprawił, skoro powiedział to samo. Serio? Po to piszesz komentarz, bo dwie literki są odwrotnie?
UsuńNo przepraszam po prostu to zauważyłam i chciałam napisać, żeby literówki się nie zdażały.
UsuńCzas kończyć bloga, poprawia mnie osoba, która pisze zdarzały przez "ż".
Usuń:P
Hahhaha, kocham Cię Ginger!
UsuńPanna Bez Gmaila
WIDZĘ TO OCZYMA WYOBRAŹNI!!! Mam normalnie przed oczami tą scenę Scorpius-Rose-Draco! Ale świetne. Ja tam myślę, że Draco lubi Rose. No bo jak można jej nie lubić?! I ten uśmiech na końcu...
OdpowiedzUsuńLubię "parę" Jesse i Dakota, nie żeby coś... Ale ja się bym go na jej miejscu trochę bała. xD Bo on bywa straszny! Napada ją, terroryzuje.. Jezu, czasami to pod stalking podchodzi. Ale mimo wszystko podoba mi się to napięcie między nimi, on tak do niej lgnie.
MIAŁAM RACJĘ! ZNOWU! Od samego, samiusieńkiego początku wiedziałam, że Grace to podła suka. No i moje podejrzenia się potwierdziły. Teraz Liliana Mielthown (tak żeby nie było wątpliwości, w realu to moja przyjaciółka ;D) będzie musiała przyznać mi rację!
Cam i Lucy są meeega słodcy. I ja wiem, że wszyscy o tym wiedzą, ale co tam... C:
Nie podoba mi się tan cały "Ian". Imię ma zarąbiste, ale to, że Astoria jest jego crush girl wcale mi się nie podoba! No bo, do jasnej anielki, ona ma być z Draco forever and ever. I ma z nim syna, notabene mojego ukochanego (poza Draco) bohatera, Scorpiusa! I jak coś się między nimi wydarzy to obiecuję Ci Ginger, robię strajk głodowy!
Jomes - wszystko pięknie, idealnie, super, ekstra... Tak jak miało być, w końcu trochę na to czekałyśmy. Poza tym oboje zasługują na chwilę spokoju, bez burz w związku. :)
Co do burz! Elizabeth! Wciąż jej nie lubię (co jest dość dziwne, bo zazwyczaj lubię czarne charaktery, ale to pewnie dlatego, że widzę w niej potencjalne zagrożenie dla Rose), ale nie sądzę, by to ona zepchnęła Scar ze schodów. No bo niby po co? Mam wrażenie, że jakby ona próbowała kogoś zabić, to zrobiłaby to raz, a porządnie.
A skoro już dotarłam do Scar... Ten IDIOTA NAD IDIOTAMI Albus ma przerąbane! Tak mu skopię tyłek, że się przez tydzień nie pozbiera! Robić tej bidulce nadzieję... ach! Niedobrze.
Poza tym u Hermi wszystko okej, więc tylko czekam na coś między Norah (jej też wciąż nie lubię) a Nevillem.
Jak o kimś/czymś zapomniałam, to przepraszam, jestem jednak zbyt rozemocjonowana, by sklecić jakiś porządniejszy komentarz. Do zobaczenia przy następnym poście, kocham i pozdrawiam XX
PS z góry sory za błędy, mam masę roboty i to taki kom na szybko, żebyś wiedziała, że jeszcze tu jestem i nigdzie się nie wybieram! ;***
Miałam coś napisać wczoraj, ale wyszło jak wyszło i jest dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale jak dla mnie dominowały dwie sceny. Pierwsza i przedostatnia, czyli obydwie gdzie występował paring Scorpius/Rose. Ten Draco!
,,- Ona mi grozi! – szepnął, szarzejąc na twarzy.'' Genialne!
Tak samo świetny moment:
,,- Od razu widać, że się nie cierpią… - mruknęła zasmucona.
Trzaśnięcie drzwi sąsiedniej sali nie zaintrygowało ich na tyle, by domyślić się, że ich dzieci w tej chwili okazują sobie nienawiść ciasno spleceni, przyciskając się do ściany.'' Oni jeszcze nie wiedzą, ale się dowiedzą ;p
O dwóch następnych scenach niewiele mogę napisać. Mamy Ala, mamy Jamesa. Oboje wypadli przeuroczo. James kochany i uroczy, a Albus troskliwy i uroczy. Oboje są chłopcami, których by się chciało spotkać, wyściskać i się z nimi zaprzyjaźnić <3
Następnie... oh nie... Ian. Wydaje mi się, że jest z nim coś nie tak. Raczej szpiegiem nie jest, ale zgaduję, że nie jest też po jasnej stronie mocy. I jeszcze zarywa do Astorii >:( Zdecydowanie mu nie ufam!
Dalej mamy scenę, która dowodzi, że Grace jest psychiczna. Leah ma całkiem niezłe odzywki, w szczególności ostatnia :> Leah zyskała nieco na charakterze i teraz widzę ją w trochę innych barwach. Takich bardziej buntowniczych, na przekór wszystkiemu.
A następnie... kurde. Niby Albus kochany jest krukonem, a się nie domyśla, jak bardzo Scarlett kocha go i, że on to odwzajemnia. Taki trochę głupiutki :< Widać na odległość, że będą razem i będą szczęśliwi, a on zachowuje się jakby to była jego młodsza siostra. Ale chociaż nie jest tak bardzo zazdrosny :) Jego krótkie przemówienie było słodkie!
Zaraz po scenie z Alem, mamy przysypiającą Jo, która widzi osobę, próbującą się włamać do skrzydła szpitalnego. Całe szczęście nie udało się to, dzięki szybkiej interwencji dziewczyny. Można było się spodziewać, kto to będzie, jednak nauczona kryminałami wiem, że to za proste. Chyba,że czytelnicy mają myśleć, że to nazbyt oczywiste i nikt nie będzie jej podejrzewał. Z drugiej strony, nauczona tanimi romansidłami, nie zdziwiłabym się, gdyby Scar zepchnęłaby inna dziewczyna, a Elizabeth byłaby lesbijką, która chciała odwiedzić swoją miłość. Wiem,że to brzmi okropnie, czytałam zbyt dużo powieści na dobranoc :<
Kończąc myśli o paringu Scar/Elizabeth ( który, jak jestem pewna, nigdy nie zaistnieje!), mogę przejść do szlabanu Jessego. Tu nie ma za bardzo co się rozpisywać. Kocham reakcje Dakoty! Taka zawstydzona, taka nieśmiała, taka niedoświadczona. I pewnie myśli,że Jesse tylko się nią bawi. Mam nadzieję,że nie! To byłaby strata tylu zabawnych scen z tą dwójką! :<
I ukochana scena, o czym wspomniałam na początku. Draco piszczy jak baba, Rose i Scorpius martwią się o zdrowie psychiczne ojca chłopaka. Czemu starszy Malfoy nie chciał soku dyniowego? Dziwne,że nie dostał prawdziwego zawału, choć pewnie było blisko xd
Ostatnia scena w tym rozdziale jest według mnie bardzo wzruszająca. Dla innych może być to dziwne, bo nic szczególnie smutnego tam nie ma, ale po prostu te spotkanie na mrozie,gdzie niedługa ma być Wigilia.. Dobrze,że mieli chociaż siebie, bo inaczej na prawdę byłoby im smutno z powodu samotności. Ja bym pewnie nie wytrzymała tyle czasu z dala, od kogokolwiek bliskiego.
Z innej beczki- uwielbiam u Ciebie wszelkie wzmianki o Polsce i o polakach, nie są natarczywe, tylko subtelne i delikatne, dzięki czemu opowiadanie nie traci swojego Brytyjskiego charakteru :D
Czyli całość jak zwykle 11/10, bo inaczej się określić nie da :D
Pozdrawiam!
Kocham, ubóstwiam, wielbię!!!! no bo jak tu nie kochać tego rozdziału.<3 <3 :D
OdpowiedzUsuńScena Scor-Rose-Draco po prostu padłam, leże i nie wstaję, już dawno się aż tak nie poryczałam ze śmiechu do tego wyczuwam zawał u Draco w najbliższym czasie.
Jesse i Dakota <3 oto kolejna para której kibicuję.
Elizabeth : nie wiem czy znalazła się tam, przypadkowo (raczej wątpię), ale z racji tego, że jest jednym z moich trzech typów na szpiega to się wcale nie dziwię że to akurat ją przyłapała Jo.Tylko czy ona była by zdolna do zepchnięcia kogoś ze schodów?
Cameron! w końcu się pojawił1 :D. Aż mi się łezka w oku zakręciła gdy dostał listy od Lucy, liczę na to, że szybko wykona swoją misję i wróci do Lucy.
Pozdrawiam
UsuńCarmen
Oooo nareszcie Cameon <3
OdpowiedzUsuńHaha ! Biedny Draco :D W końcu Red byłaby wspaniałą synową :D
O matko, jestem strasznie ciekawa co z tą Elizabeth, chociaż nie wiem czy chciała wtedy zabić Scar...
Tak bardzo współczuje Scarlett. Waren mnie naprawdę bardzo wkurza! -.- Ja pierdziele KOCHAM Leah :') A mówiłam że Cambell namiesza! Hahahahahahahahha :'''''') Draco się dowiedział ! Super ! CAMERON ! <3 TAK !
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Kocham cię i uwielbiam za scenę z Rose, Scorem i Draco!!! Była cudna. Mam nadziej, że Hermiona też za niedługo się dowie...
OdpowiedzUsuńOjej.. Tak wspaniałe, że brak mi słów. Nic tylko czysty zachwyt.
OdpowiedzUsuńEuforiatheone
Ahahahaha reakcja Dracona mnie rozwala hahaha
OdpowiedzUsuń" Piskliwy, jakby należący do śpiewaczki operowej głos rozległ się w całej klasie, a może i zamku. Rose i Scorpius, ze zmrożoną w żyłach krwią odskoczyli od siebie i spojrzeli w stronę drzwi, a potem struchleli. (...) wyciągnął w ich kierunku rękę i zaczął coś mamrotać, jakby dostał udaru."
Hahahahahahaha!!!!!
~TikiTaka
Scena Rose Scora i Draco ❤ no pojawil sie moj ukochany Cameron... Wkoncu!
OdpowiedzUsuń