Ginger Golden Girls

1 stycznia 2015

Rozdział XL

Kochani, w pierwszy dzień Nowego Roku życzę Wam, by był tak wyjątkowo wyjątkowy jak ten tutaj dzień w Hogwarcie J


Koniec!


Powiedziałbyś, że magia to sprawiła, choć inny rzekłby, że to kapryśne przeznaczenie. Jedna godzina, którą później będą długo wspominać, zmieniła życie ich wszystkich.
Zegar wybił dziewiątą, gdy Jo Carter weszła na schody, jadące do Wieży Gryffindoru, żeby spotkać się z Jamesem. W tej samej chwili Rose schodziła do lochów, prowadząc Franka.
- Jest i moja najlepsza przyjaciółka! – zadrwił Scorpius, który czekał na nią oparty o ścianę, z rękami w kieszeni. Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Otóż to! – burknęła. Nagle dotarło do niej, jaką głupotę ostatnio palnęła i nie mogła dziwić się temu, że Scorpius był tak wściekły. 
              W dodatku w tym momencie wyglądał tak pociągająco i seksownie, w czarnej koszuli, z rozpiętym ostatnim guzikiem, że nie potrafiła sobie przypomnieć, który czart ją podkusił, by proponować mu przyjaźń.
- Chodźmy na spacer! – powiedziała, nim zdołała się powstrzymać. Brwi Scora podjechały do góry.
- Co?
Red wzruszyła ramionami.
Przyjaźnimy sięPrzyjaciele chodzą razem na spacery.
Scorpius parsknął głośnym śmiechem, badając ją wzrokiem. Szczerze mówiąc, pożerając ją nim…
- W porządku! – zgodził się, odbijając się od ściany. Podszedł do niej i wyjął jej z dłoni smycz Franka, a potem kurtuazyjnie przepuścił ją przodem.
- A więc, moja droga przyjaciółko – zaczął, gdy wyszli z lochów – Co u ciebie?
Rose zaśmiała się melodyjnie.
- Wyśmienicie! Dostałam „Wybitny” z Zielarstwa!
Scorpius przewrócił oczami, ale gdy się odezwał brzmiał nad wyraz grzecznie.
- To dlatego, że Longbottom jest kolegą twoich starych… Ale cieszę się z tego niezmiernie! – dodał głosem ociekającym słodyczą. Rose przygryzła wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- A co u ciebie? – zapytała teatralnie miłym tonem. Zeszli ze schodów i ruszyli długim korytarzem pierwszego piętra.
- Doskonale – odparł Scor – Zgłoszono mnie do konkursu na syntezę magii w dziedzinie Eliksirów i Transmutacji!
Rose klasnęła w ręce.
- Świetny wybór! Na pewno nie było nikogo lepszego niż syn nauczyciela jednej z dziedzin! – i posłała mu promienny uśmiech.
- Wybrała mnie twoja szanowna mamusia – odpowiedział i uśmiechnął się tak samo. Rose śmiała się już tak, że łzy napłynęły jej do oczu.
- Nikt natomiast nie wie kto wybrał Scarlett – stwierdziła, ciut poważniej – Jest niezła, ale nie tak jak JA.
Scorpius pokiwał głową.
- Oczywiście, jesteś najlepsza we wszystkim, moja przyjaciółko!
Rose zrobiła skromną minę.
- Ale twój ojciec nienawidzi mojego, więc wybrał ją!
- Z pewnością – stwierdził głośno Malfoy – Z pewnością!
Prawie płakali ze śmiechu, przyglądając się sobie z niczym innym jak tęsknotą. Jak im tego brakowało! Jak bardzo chcieli znowu ukryć się w którymś z tajnych przejść… Rose zwolniła.
- Wiesz, przyjacielu – mruknęła trochę poważniej – Tak się zastanawiam jakie są właściwie zasady naszej przyjaźni. 
Scor też zwolnił. Frank obrócił się w ich kierunku i zaszczekał głośno, niezadowolony, z ich tempa.
- Myślę… - zaczął Scorpius, a Rose przysunęła się do niego – Myślę, że…
Nie dokończył. Chwyciła go za koszulę, która w tym momencie kusiła ją niesamowicie. Przyciągnęła go do siebie i zaciągnęła jego zapachem. Scorpius wypuścił smycz Franka i położył ręce na jej biodrach. Powoli przesuwali się w kierunku najbliższej ściany. Kiedy plecy Rose napotkały opór, Scor pochylił się nad nią nisko.
- Przyjaciele często na przykład dotykają się nawzajem… - stwierdził zachrypłym głosem. Rose zaśmiała się lubieżnie.
- A czy robią… tak? – przyciągnęła go jeszcze bliżej i pocałowała w szyję, znacząc na niej mokry ślad, aż cały zdrętwiał.
- Zdecydowanie – mruknął, napiętym głosem – Albo tak…
Teraz on pochylił się nad jej obojczykiem i odsunął sobie jej bluzkę, tak by móc pocałować kawałek jej skóry. Red czuła prądy w ciele i miała wrażenie, że przestaje myśleć.
- A ty się nie chciałeś przyjaźnić… - mruknęła tylko, przymykając oczy z rozkoszy. Scorpius zawył śmiechem i podniósł głowę, spotykając się z nią na poziomie jej ust.
- Mój błąd – szepnął, z wargami na cal od niej. Rose przyciągnęła go niecierpliwie, ale gdy ich usta się połączyły, dobiegł ich podrywający dźwięk, który niósł się echem z końca korytarza.
- Pies nam zwiał! – burknął Scor, odsuwając się od Red. Ta pokręciła teatralnie głową.
- Nie rozumie jak ważne jest przyjaźnienie się dokładnie… - mruknęła sama do siebie, gdy Scorpius pociągnął ją za rękę do miejsca, z którego dobiegało irytujące szczekanie.

                                                                            *

                Jo przeskakiwała parę stopni na raz. Serce tłukło się po jej klatce jak oszalałe, ale nie zwolniła, nim zatrzymała się przed portretem Grubej Damy. Drżąc na całym ciele wypowiedziała cicho hasło.
                Mniej więcej w tej samej chwili Louis wchodził do Wieży Ravenclawu. Był cały przemoczony, zmarznięty i głodny, bo ostatnie godziny spędził błąkając się po błoniach, w nadziei, że spotka Leander, której nie widział nigdzie od dwóch dni. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, gdy przekroczył próg salonu była Grace, odrabiająca pracę domową w fotelu przed kominkiem. Coś zakłuło go w piersi, ale minęła długa chwila, nim uświadomił sobie, że było to jego sumienie.
                Nie mógł tak dłużej. Włóczy się po błoniach, w deszczu i zimnie, tylko po to, by spojrzeć na Leah. A Grace na to nie zasługiwała.
- Lou! – zawołała zdumiona jego widokiem – Gdzie byłeś?! Czemu tak wyglądasz?
Louis przyciągnął sobie najbliższe krzesło i opadł na nie, siadając twarzą do Grace. Miał tak smutne oczy, że od razu wszystkiego się domyśliła. Nie musiała nawet czekać, aż powie:
- Jest ktoś. Czuję się jak świnia, i wiem, że nią jestem, ale jest ktoś, Grace…
Krukonka zaczekała aż wróci jej oddech. Dopiero, gdy była pewna, że głos jej nie zadrży odezwała się:
- Leah Leander… - zaśpiewała z obrzydzeniem – Dobra jest?
 Louis przymknął oczy.
- To nie tak... Wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził.
Grace zaśmiała się paskudnie.
- Ależ nie wiem! Wiem tylko, że to dziwadło ukradło ci rozum! I zastanawiam się w jaki sposób – kontynuowała najbardziej złośliwym tonem, na jaki było ją stać – Jesteś zbyt dobry w czarach, by coś na ciebie rzuciła, więc pozostaje tylko jedno… Ile razy ci dała?
Louis spojrzał na nią surowo.
- Grace, wiem, że jesteś wściekła, ale uspokój się! Nic między nami nie zaszło. Po prostu ciągle o niej myślę…
Jak bardzo nie znał kobiet… Biedny Louis nie miał zielonego pojęcia, że mniejszą krzywdę wyrządziłby swojej dziewczynie, gdyby ją zdradził fizycznie, niż gdy siedział naprzeciw niej i opowiadał o swoim uczuciu do Leander.
- No i tego, widzisz, nie rozumiem! – warknęła Grace – Wydajesz się normalnym człowiekiem. Normalni ludzie nie myślą o takich pokręconych dziwadłach jak ta szmata!
Louis zaczynał tracić cierpliwość.
- Po raz kolejny powtarzam, że do niczego między nami nie doszło, więc może byś przestała jej ubliżać?
Grace tyle wystarczyło. Zerwała się z fotela, tak, że wiele głów obróciło się w jej kierunku, ale nie zwracała na nikogo uwagi.
- JA jej ubliżam?! Ta dziwka dopiero się dowie, co to znaczy…
Louis nie dał jej dokończył. Zerwał się ze swojego miejsca i chwycił ją za nadgarstek.
- Grace, opanuj się! – syknął, bo ludzie w pokoju zaczęli pokazywać ich palcami – Leah mnie nie chce! Nawet na mnie nie patrzy. Nie wyżywaj się na niej!
- Nie chce cię? – powtórzyła jadowicie Grace – To może zatrzep portfelem, na pewno przybiegnie!
Louis nie zrozumiał tego zdania, ale nie zastanawiał się nad nim.
- JA tu jestem winien – powiedział, wciąż trzymając jej dłoń – Zachorowałem na nią, Grace. I bycie z tobą to oszustwo.
Puścił ją i zamierzał odejść, ale mu nie pozwoliła.
- TAK tego nie załatwisz! – krzyknęła, a w Pokoju Wspólnym rozległy się pojedyncze chichoty. Louis spojrzał na nią sfrustrowany – Popełniłeś wielki błąd. Przekonasz się o tym!
Minęła go, wbiegając na schody do swojego dormitorium, a Louis nie ruszał się z miejsca. Kiedy jego życie zaczęło przypominać dramat, pisany przez wariata?

                                                                            *

                Jo przelazła przez dziurę w portrecie i rozejrzała się po Pokoju Wspólnym. Nigdzie go jednak nie zauważyła i na moment zawahała się. Może powinna wracać do dormitorium i o wszystkim zapomnieć? Spokojne życie, to dobre ży… Był. Siedział przed kominkiem i rozmawiał o czymś z szukającą drużyny Gryfonów.
                Wypatrzyła Jessiego i podeszła do niego szybko.
- Cześć, mała! – zawołała w wyjątkowo dobrym humorze, ale nie miała teraz czasu, by to analizować.
- Cześć. Możesz coś dla mnie zrobić?
Jesse uniósł brwi.
- Powiedz Jamesowi, żeby zaczekał na mnie w pustym dormitorium.
Jesse przyglądał jej się przez chwilę. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba zmienił zdanie i skinął tylko głową. Jo obserwowała jak podchodzi do Jamesa. Ten trochę się zdumiał, po pierwszym zdaniu ale przytaknął i powoli ruszył po schodach do dormitorium, w którym tak dawno temu Jo opatrywała go, gdy dał się za nią pobić.
                W tym samym momencie Albus wracał z biblioteki. Tylko tu jeszcze znajdywał względny spokój, którego nawet nowy on potrzebował. Był już na korytarzu w Wieży Ravenclawu, gdy usłyszał za sobą szybkie kroki.
- Al! – odwrócił się szybko. Clair, jego koleżanka z klasy i drugi prefekt na jego roku biegła w jego stronę – Właśnie cię szukałam!
- Co się stało? – zapytał natychmiast. Clair zatrzymała się, z trudem łapiąc oddech. Wyglądała na poważnie przestraszoną.
- Scarlett… - powiedziała, a Al poczuł, że robi mu się gorąco – Miała wypadek!
Miał wrażenie, że grunt usuwa mu się spod stóp.
- Gdzie jest? – zapytał takim głosem, że Clair wyraźnie się przeraziła.
- W skrzydle… Jest cała połamana.
Albus nie pytał już o nic. Zerwał się z miejsca i puścił biegiem. Kiedy stanął przed drzwiami szpitala, kłuło go w klatce i nie mógł złapać tchu, ale nie przejmował się tym. Bezceremonialnie pchnął drzwi i wpadł do środka.
                To co zobaczył śniło mu się przez wiele następnych nocy. Scarlett leżała na łóżku, trzymana przez jakiegoś wysokiego Ślizgona, a pielęgniarka próbowała ją unieruchomić za pomocą różdżki. Było to potrzebne, bo całe ciało Scarlett drgało konwulsyjnie, najpewniej z powodu silnego bólu. Jej ręce i twarz były potwornie zadrapane, prawa noga sterczała pod dziwnym kątem, a ona sama ledwo przytomnie patrzyła przed siebie.
- SCAR!!! – ryknął Albus i rzucił się w jej kierunku. Ślizgon i pani Vurtage prawie podskoczyli, a Scarlett próbowała odwrócić się w jego stronę, ale nie była w stanie.
- Panie Potter, proszę stąd wyjść! – zawołała pielęgniarka. Al nie zwracał na nią uwagi. Dopadł do łóżka Scarlett, trącając Ślizgona, którego obecności nadal nie pojmował.
- Co się stało?! – zawołał rozkazującym tonem, bojąc się dotknąć Scarlett, która patrzyła na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.
- Panie Potter, naprawdę nie wiem co pan tu robi! – zirytowała się pielęgniarka.
- Jestem jej przyjacielem. I prefektem Ravenclawu! – dodał, bo wpadło mu to nagle do głowy. I całe szczęście, bo Vurtage zagryzła wargi, ale przestała już protestować przeciw jego obecności. Zamiast tego wróciła do badania Scarlett, a milczący Ślizgon wciąż trzymał ją za ramiona.
- Pan Edwards przyniósł ją tu dziesięć minut temu. Ma połamane…
Ale Albus nie dowiedział się jeszcze co dolega Scarlett, bo w tym momencie chwycił Ślizgona za kołnierz koszuli i postawił na nogi, a potem nie zważając na protesty pani Vurtage, ani ciche pojękiwanie Scarlett, rzucił nim o ścianę.
- Odbiło ci, Potter?! – ryknął Edwards. Ale Albus już się nie kontrolował i znowu miał zamiar się na niego rzucić, ale w tym momencie błysnęło i odrzuciło go do tyłu.
- CO TY WYPRAWIASZ, POTTER?! – darła się pielęgniarka, tylko lekko opuszczając różdżkę – POWIEDZIAŁAM, ŻE PAN EDWARDS JĄ TU PRZYNIÓSŁ, NIE, ŻE JĄ DOPROWADZIŁ DO TAKIEGO STANU!
Al podniósł się z ziemi i otrzepał, w ogóle nie zmieszany.
- Okej – powiedział ugodowo i znowu zbliżył się do łóżka Scarlett, która, choć nie mogła mówić, wpatrywała się w niego w najwyższym zdumieniu.
- WON! – ryknęła pielęgniarka, widząc, że Albus podchodzi do chorej – Nie chcę cię tu widzieć, Potter!
Albus tylko pokręcił głową.
- Myślałem, że to on, tak?! – warknął, zatrzymując się tak, by Ślizgon nie mógł zbliżyć się do Scarlett – Będę już grzeczny. I nie wyjdę – oznajmił sucho, widząc, że Vurtage znowu otwiera usta.
- Ravenclaw traci czterdzieści punktów. I powiadomię o wszystkim profesor Vector!
- Nie mogę się doczekać – prychnął Al, wpatrując się w Scarlett – A teraz niech pani się nią zajmie!
Pielęgniarka wyglądała, jakby zamierzała mu przyłożyć, ale twarz Scarlett robiła się coraz bledsza, więc zrezygnowała z tego i po raz kolejny szarpnęła różdżką.
- Trzeba ją przytrzymać – powiedziała chłodno. Edwards poruszył się, jakby zależało mu, by pomóc, ale Albus był szybszy i znowu zagrodził mu drogę.
- Gdzie? – zapytał natychmiast. Pielęgniarka bez słowa pokazała mu, by chwycił Scarlett za ramiona i pospiesznie to zrobił. W ciszy zaczęła jeździć różdżką wzdłuż całego jej ciała. Gdy skończyła miała niewesołą minę.
- Jest cała połamana – powiedziała smutnym głosem, zapominając, że jest wściekła na Albusa – Ma trzynaście pogruchotanych kości, obdarcia i stłuczenia. I coś niedobrego dzieje się z jej płucami, dlatego nie może mówić… Może pan ją puścić, panie Potter.
Albus ani drgnął. Wciąż obejmując Scarlett, jakby od tego zależało jej życie, odwrócił się w kierunku Ślizgona.
- Gdzie ją znalazłeś?
- Na pierwszym piętrze – powiedział obrażonym głosem, w ogóle na niego nie patrząc – Koło schodów.
Al obrócił się znowu do niej i wbił w nią palące spojrzenie. Scarlett ledwo widziała na oczy, ale teraz pojawiły się w nich łzy. Albus przytulił ją do siebie mocniej, ale sekundę później, pielęgniarka odepchnęła go niezbyt delikatnie.
- Muszę się zająć jej płucami! – oznajmiła.
Al tym razem posłusznie odsunął się na kilka kroków. Zerknął na Ślizgona.
- Chyba nie jesteś tu już potrzebny – powiedział chłodno. Edwards zmiażdżył go wzrokiem.
- Chcę wiedzieć czy wydobrzeje.
- Wydobrzeje – powiedział natychmiast Albus – A jeśli nie jesteś lekarzem, to zabierasz tylko tlen!
Pani Vurtage pokręciła tylko głową, pochylona nad Scarlett, a Ślizgon wychylił się tak, by znaleźć się w zasięgu jej wzroku.
- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – powiedział, posłał jeszcze Albusowi nieprzyjemne spojrzenie i wyszedł.
Pielęgniarka podniosła się i odsunęła na krok od łóżka Scarlett. Ta wyglądała, jakby się krztusiła, ale chwilę później zaczęła kaszleć, a w końcu odetchnęła głęboko.
- Możesz mówić? – zapytała Vurtage. Scarlett bardzo powoli kiwnęła głową.
- Chyba tak… - wychrypiała tak słabym głosem, że Albusa zapiekło w piersi. Vurtage kiwnęła głową.
- Przygotuję ci eliksir na gardło, a potem zajmę się złamaniami. Wytrzymaj jeszcze chwilę. ANI MI SIĘ WAŻ! – warknęła, gdy Albus zrobił krok w stronę jej łóżka, chcąc znowu jej dotknąć.
- Trzynaście złamań! – zawołała ze zgrozą. Odeszła, a Al przykucnął koło łóżka Scarlett.
- Nic nie mów! – powiedział szybko, widząc, że próbuje się odezwać, co sprawiało jej wielki ból.
Pielęgniarka wróciła chwilę później, niosąc kufel parującego płynu i stos bandaży i temblaków. Albus bez słowa przyglądał się jak ją opatruje, zaciskając dłonie w pięści. Gdy Vurtage musiała rozebrać Scarlett, grzecznie wyszedł za parawan i przytrzymał się najbliższego stołka. Nigdy by nie pomyślał, że taki widok prawie złamie mu serce… A teraz… Oddałby wszystko, żeby tam leżeć zamiast niej.
- To wszystko – usłyszał głos Vurtage, i uznał, że może wrócić. Prawie padł na jej widok. Obydwie ręce i połowę tułowia miała w bandażach, a prawa noga była unieruchomiona w gipsie.
- Wieczorem dostaniesz Szkiele Wzro – powiedziała jeszcze pielęgniarka, wsuwając różdżkę do kieszeni – Jutro, najdalej za dwa dni twoje kości będą jak nowe, ale masz tyle obrażeń, że poleżysz tu do świąt – W oczach Scarlett znowu stanęły łzy i Albus ruszył do niej prędko – Jest po dziewiątej! – ofuknęła go pani Vurtage – Proszę wracać do swojej wieży, panie Potter!
Albus nawet na nią nie spojrzał. Przyciągnął sobie krzesło i usiadł koło Scarlett, delikatnie kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Może mi pani odebrać jeszcze tysiąc punktów i pójść po dyrektorkę. Nie ruszę się stąd.
Pielęgniarka przyglądała mu się z niesmakiem, pokręciła głową, ale w końcu odeszła mamrocząc coś pod nosem. Albus wpatrywał się w Scarlett, gładząc ją po zabandażowanym ramieniu.
- Co się stało? – zapytał, bo czuł, że za chwilę eksploduje, jeśli się tego nie dowie. Scarlett znowu odchrząknęła, ale gdy się odezwała, jej głos brzmiał o wiele lepiej.
- Spadłam.
- Skąd?!
- Z ósmego piętra.
Albus wypuścił z siebie powietrze tak głośno, że zamieniło się prawie w krzyk.
- Jak… jak… ale… JAK?!
W oczach Scarlett znowu stanęły łzy.
- Ktoś mnie zrzucił.
W Alu zawrzała krew.
- Kto? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Scarlett pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia, Al. Szłam na skróty na Wieżę Astronomiczną, bo posiałam gdzieś swój podręcznik do Astronomii. Myślałam, że może tam go zostawiłam… Kiedy przechodziłam jakimś ukrytym przejściem zobaczyłam dwie dziewczyny. Strasznie się o coś kłóciły. Kiedy mnie zobaczyły zrobiło mi się ciemno przed oczami, a potem odrzuciło mnie do balustrady, przeleciałam przez nią i… spadłam na sam dół.
W żołądku Ala utworzyło się coś, co bardzo chciało wydostać się na zewnątrz.
- Kto to był? – zapytał tonem tak lodowatym, że nawet Scarlett się przeraziła.
- Nie wiem – powiedziała ze smutkiem – Tam było potwornie ciemno, nie widziałam twarzy. Miały długie włosy, tyle pamiętam.
- A głosy?!
- Nie rozpoznałam ich, kłóciły się…
Al miał jeszcze tysiąc pytań, ale w tym momencie z oczu Scarlett popłynęła łza, a jego serce rozdarło się na pół.
- Nie płacz – poprosił szybko, dotykając jej policzka i wycierając łzę – Błagam, nie płacz.
Scarlett zagryzła wargi, ale wyglądała okropnie. Albusowi wydawało się, że zaraz zwariuje. Podniósł się z krzesła i oparł o wolną część jej łóżka, obejmując ją ramieniem. Drugą ręką głaskał ją po twarzy.
- Mogę z tobą zostać? – zapytał cicho.
Scarlett pociągnęła nosem.
- Chciałam cię o to poprosić…
Albus zaśmiał się ponuro i pocałował ją w czubek głowy. Ułożył się trochę wygodniej i zamknął ją w uścisku, z którego ani Vurtage ani wszyscy diabli by jej teraz nie wyrwali.

                                                                          *

                James wszedł do opuszczonego dormitorium z nienajlepszym przeczuciem. Od jakiegoś czasu w ogóle nie rozmawiał z Jo, a teraz prosiła by tu na nią zaczekał. O co mogło jej chodzić? Może ma nowe powody, by się z nim nie spotykać? Tak, na pewno przyniesie mu zwój pergaminu na temat: „Ile osób by zginęło, gdyby Jo i James byli razem”.
                Trochę zdenerwowany przeciął cały pokój i obrócił się w stronę drzwi z oczekiwaniem. Na szczęście nie musiał długo czekać. Otworzyły się lekko i stanęła w nich Jo. Miała rozpuszczone włosy, białą koszulę, w której wyglądała nad wyraz niewinnie i minę, która wyrażała w tej chwili chyba z tysiąc emocji. Nie powiedziała ani słowa, tylko zamknęła za sobą drzwi i stanęła w sporej odległości od niego, wyprostowana, patrząc na niego trochę butnie i zadziornie, a jednocześnie z takim uczuciem, jakiego chyba jeszcze u niej nie widział.
                Chciał coś powiedzieć, ale w jej wzroku było coś takiego, że wolał milczeć i czekać. Wzrok Jo stał się nagle trochę płochliwy, gdy odbiła się od miejsca i zrobiła jeszcze kilka kroków. James przypatrywał się jej zafascynowany, kompletnie nie rozumiejąc co Carter zamierza. Ona tymczasem szła powoli w jego stronę, aż zatrzymała się na odległość pary trampek. Jamesowi z jakiegoś powodu zaschło nagle w ustach i poczuł jak po jego ciele rozlewa się paląca tęsknota. Jego serce, całe jego ciało wyrywało się do niej. Ale już nie musiał czekać.
                Jo zrobiła jeszcze jeden krok i uśmiechnęła się przepraszająco. A potem stanęła na palcach i położyła obydwie dłonie na jego twarzy, ciągnąc ją delikatnie w swoją stronę. James zamarł. Tyle na to czekał, tyle razy o tym marzył...
 Gdy ich twarze były na cal od siebie, miała wrażenie, że za chwilę zwariuje. Ale to był kres odwagi Jo. Nagle poczuła się głupio i nie wiedziała co ma robić dalej.
                James uśmiechnął się z zachwytem i splótł ręce za jej plecami, tak, że prawie straciła równowagę. Ich usta zetknęły się ze sobą.
                Poruszył nimi. Pocałował ją z całą swoją miłością, która przez ponad rok nie mogła znaleźć ujścia, aż do tej chwili. Miód i kukurydza wypełniły mu nozdrza, a słodki smak rozpuścił się na jego wargach. Na Merlina, jak ona smakowała! Był pewien, że już się od niej nie oderwie.
                Serce Jo podjechało pod samo gardło, gdy James coraz szybciej ssał jej wargi i pieścił językiem kąciki jej ust. Bezwiednie zdjęła dłonie z jego twarzy i położyła je na jego twardej klatce. James wzmocnił uścisk i gdyby miał włączone myślenie zdałby sobie sprawę z tego, że dodatkowo pozbawia ją tchu, ale w tym momencie żadne z nich nie zwracało na to uwagi.
                I dopiero, gdy skończył im się tlen, Jo szarpnęła lekko głowę, a potem szybko schowała twarz w jego szyi. James wciąż oszołomiony, zaśmiał się głośno nad jej nagłym zawstydzeniem. Odchrząknął, i nie zwalniając uścisku ani na cal, powiedział:
- Cześć, Carter!
- Cześć, James – burknęła, z twarzą wciąż ukrytą w zagłębieniu między jego szyją a twarzą, więc jej głos dochodził jakby z sąsiedniego pokoju.
- Podoba mi się twoje nowe powitanie!
- Mi też… - wyjąkała, a gdy James zerknął w dół, zauważył, że jej cały policzek jest soczyście czerwony. Zaśmiał się radośnie i jedną ręką przesunął w górę, chwytając ją za podbródek i delikatnie podnosząc do góry, tak by mógł na nią spojrzeć.
Jo wyglądała, jakby przeżyła właśnie najpiękniejszy moment swojego życia. Albo najbardziej zawstydzający. Jedno z dwóch…
- A więc koniec? – zapytał surowo James. Jo zrobiła zdumioną minę.
- Raczej odwrotnie… - mruknęła bardzo cicho. James pokręcił głową.
- Koniec twoich durnych teorii, wykręcania się i niechodzenia ze mną?
Jo parsknęła śmiechem.
- Koniec! – bąknęła, znowu przytulając się do jego torsu. James jednak nie odpuszczał i po raz kolejny podniósł jej podbródek.
- Co z Alem?
- Ma swoje życie, a my mamy swoje – wyśpiewała Jo, jakby nauczyła się tego jak wiersza. James pokiwał głową w wyrazie łaskawej aprobaty.
- Okej, możesz wracać – powiedział wskazując na swoją pierś. Jo znowu się roześmiała, a potem wtuliła w niego ufnie.
- Och, nie, zapomniałem! – zawołał teatralnie James i po raz trzeci przyciągnął do siebie jej twarz. Jo zrobiła zdumioną minę.
                James ponownie splótł ręce za jej plecami i wpatrując się w jej oczy znowu wpił się w jej usta w długim, słodkim pocałunku.






Kilka słów na koniec; mam nadzieję, że przynajmniej w jakimś stopniu każdy z Was jest usatysfakcjonowany! Długo czekałam na ten rozdział i cieszę się, że mogłam go oddać w takim dniu! Tym postem żegnam się jednak z Wami na jakiś czas, ponieważ w moim życiu bardzo dużo się teraz dzieje i muszę się temu w pełni poświęcić. Dlatego na następny rozdział trzeba będzie trochę poczekać (stąd tempo ostatnich postów). Ale zostawiam Hogwart w dobrym stanie, a całą bandę z owocnymi planami na przyszłość! J Papa :*



25 komentarzy:

  1. Pierwsza! Wiedziałam, że ,,przyjaźń '' Rose i Scorpiusa to to będzie ,,to''
    Scar i Al, to było takie cudowne, że mam łzy w oczach
    Cieszę się, że Jo jest z James'em
    Dzięki za wspaniały rozdział :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak po odliczaniu do północy jak najszybciej wchodzić na twój blog po to, aby zobaczyć nowy rozdział xD. Przeczytałam go w 10 pierwszych minut nowego roku (niezły początek!), ale trzeba było dopić szampana :D.
    Tak więc powiem jedno: rozdział jest cudowny! ♥
    Ciesze się, że Rose i Scorpius ustalili zasady swojej przyjaźni, tak będzie im łatwiej! Oni są tacy dojrzali- traktują przyjaźń BARDZO poważnie i z tego się cieszę!
    Scar i Al- po prostu cudo! I nie chodzi mi o to ,że cieszę się z ,,wypadku" Scar, ale o ich relację :). Widać, że Albusowi zależy na Scarlett, pomimo tego, że, przynajmniej na razie, nic do niej nie czuje.
    Jo i James? Najlepszy fragment rozdziału! Uwielbiam ich prawie tak samo jak Rose i Scorpiusa! Bardzo się cieszę, że w końcu się pocałowali! ♥
    Komentarz krótki i pełen serduszek (?), ale jakoś nie sklejają mi się zdania xD.
    Czekam na kolejny i mam nadzieję, że ten rok będzie dla ciebie lepszy lub podobny do 2014, o ile był on dobry!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. To było piękne! Przez Ala i Scarlett prawie się popłakałam. Scor i Rose... przez nich mam motylki w brzuchu! A James i Jo? Bajka!
    Życzę dużo weny na Nowy Rok 2015! Zdrowia, bezproblemowości i szczęścia też.
    Dziękuję za cudny rozdział
    Tak trochę nowa
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  4. To najlepsze rozpoczęcie Nowego Roku, jakie można sobie wyobrazić! :)
    Dla mnie bohaterem tego rozdziału jest niezaprzeczalnie Al!!! Naprawdę zazdroszczę Scarlett i wiem, że oni będą razem! <3
    A Jo i James... Cóż, to było po prostu piękne i uważam, że warto było czekać. Mam tylko nadzieję, że nic im tego nie zepsuje.
    I bardzo się cieszę, Louis zostawił Grace, bo po pierwsze jej nie lubię, a po drugie nie mogę się doczekać, aż Lou oswoi "wilczka" :D
    Rose i Scora nie trzeba komentować, oni są idealni bez względu na wszystko...
    Na koniec dodam, że bardzo bardzo podobała mi się formuła rozdziału - opis całej drogi Jo i to, że wszystko działo się w tym samym czasie!
    Kończę, bo zamierzam przeczytać to jeszcze raz!
    Szczęśliwego Nowego Roku! :))

    Katerina

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest cudowny, wspaniały, przepiękny, magiczny... brakuje mi przymiotników, które opisały by go ;) Stało się chyba wszystko na co czekałam. Szkoda, że trzeba będzie dłużej czekać na następny rozdział, ale doskonale rozumiem brak czasu. Życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku i dużo weny.
    Pozdrawiam gorąco
    ~maripossa

    OdpowiedzUsuń
  6. Rose i Scorpius! Chyba każda dziewczyna chciałaby mieć takiego przyjaciela . Ostatnim razem tak się śmiałam w ich wątku na podwójnej randce :) Są po prostu fantastyczni! Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Może ta przyjaźń zaproponowana przez Rose dobrze im zrobi... Nie będą w sobie tylko zakochani, będą też przyjaciółmi. Po prostu super. Oni bez siebie nie wytrzymają :D
    Al i Scarlett.... Kocham ten moment. Naprawdę. To, jak ujęłaś jego wściekłość, przerażenie. Mistrzostwo świata. Biedna Scarlett. Aż się serce kraje, że tyle dziewczyna przeżywa.
    Wiesz, że ten KONIEC trochę mnie przeraził? Bo KONIEC zazwyczaj oznacza koniec, koniec historii, a to mnie naprawdę zaniepokoiło, bo uwielbiam Twoje opowiadanie. Dobrze, że to tylko koniec niedomówień w związku Jo i Jamesa :)
    Czekam na kolejny rozdział. Nieważne, że trzeba będzie czekać, poczekam, a potem będzie się jeszcze cudowniej czytać po krótkim poście.
    Naprawdę super :) Bardzo mi się podobało.
    Szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobieto ja Cię zabije!
    Pewnie się zastanawiałaś dlaczego wczoraj miałaś tak wiele wejść?
    Odpowiem Ci na to pytanie: Cały dzień aktualizowałam twój blog, czekając na kolejną notkę, a kiedy w końcu ją dałaś przyszła do mnie przyjaciółka, i tak wyszło, że dopiero teraz miałam czas przeczytać ten rozdział!
    Ale wracając do rozdziału...
    SUPER! HIPER! EKSTRA! BOMBA! I WIELE INNYCH SŁÓW!!!
    Rose i Scorpius wreszcie pogodzeni!!! <33333
    AAAAA KOCHAM!!!!!
    Biedna Scar :'( Ale Al wreszcie sie ogarnął i ją pilnuje! WRESZCIE!
    Ja po prostu tak szczerzyłam się na momencie Jo i Jamesa, że aż brat, który siedział obok mnie powiedział: "Przestań się tak szczerzyć do tej komórki!" XDDD
    WRESZCIE LOUIS ZERWAŁ Z GRACE DLA LEAH!!!! TAK, TAK, TAK!!!! KOCHAM CIĘ PO PROSTU!!!
    "(...)a Louis nie ruszał się z miejsca. Kiedy jego życie zaczęło przypominać dramat, pisany przez wariata?"
    Kocham ten moment, lecz pragnę zauważyć, że sama siebie obrażasz... No bo jak można taką drugą Rowning, nazwać "wariatką"?! No jak?! Ja tego nawet nie mogę pojąć, że sama tak napisałaś!!!
    A tak wgl to strasznie mnie przestraszyłaś na początku pisząc: "Koniec", no bo myślałam, że chodzi o koniec historii, a przecież jeszcze tyle di końca drugiej części, a później do końca trzeciej! No a tak to na końcu wytłumaczyłaś to, nie jestem jakoś super szczęśliwa, że przez jakiś czas Cię nie będzie, ale przez to, że Cie nie będzie może bardziej się stęsknimy i bardziej będziemy chętni do przeczytania kolejnych notek ... (no przynajmniej z mojej strony to chyba nigdy nie będzie problemy ;))
    A na koniec Ci składam szczęśliwego Nowego Roku!
    Ps. Przepraszam za błędy bo jestem na komórce :/
    Pozdrawiam i życzę weny! ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah - ale ja jestem wariatem, poświęcając się temu opowiadaniu! :D więc zdecydowanie wiem, co napisałam! :)

      Usuń
  8. O tak, ja zdecydowanie jestem usatysfakcjonowana tym rozdziałem. Taką 'przyjaźń' Rose i Scora to rozumiem :)) Jomes razem, Grace i Louis osobno. Jest mega dobrze. Tylko szkoda polamanej Scarlett, ale Al jest przy niej.
    Pozdrawiam i życzę dużo szczęścia w 2015 roku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super. Strasznie się cieszę, że Jo i James są razem. Już myślałam, że połączysz ich dopiero w kolejnej części. Bardzo podoba mi się przyjaźń Rose i Scorpiusa. Coś mi się wydaje, że Albus nie zostawi wypadku Scarlett o tak. Pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny na Nowy Rok. Nikita

    OdpowiedzUsuń
  10. Rose i Scorpius cudo xd dzięki tej "przyjaźni" umocnią swój przyszły związek ^^ najbardziej kocham Al'a i Scarlett <3 ich wątek w tym rozdziale był niesamowity. Ohhh i James z Jo w końcu razem <3 nadal się rozpływam nad tym rozdziałem xd
    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny :) Ogólnie całe twoje opowiadanie jest świetne, fabuła, bohaterowie i to jak wszystko opisujesz aż można poczuć to, co czują bohaterowie :)
    Co do rozdziału: Rose i Scorpius/Jo i James-cudowni, słodcy, z humorem :)
    Grace i Louis- trochę mi szkoda Grace. Ale bardziej lubię Leah, więc mam nadzieję, że teraz między nią, a Louisem będzie lepiej.
    Albus i Scarlett-uroczy, wzruszający, idealni. Dla mnie najlepszy fragment rozdziału :)
    (z innej beczki chciałabym zobaczyć minę Vurtage następnego dnia, kiedy zobaczy ich razem)
    Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  12. OMFG KOCHAM! Wszystko było super, wiesz o tym, Rose i Scor, Lou, który zerwał z Grace, Albus i Scar...ale to nie jest ważne bo JOMES! JOMES JOMES JOMES! Nareszcie! Po tak długim czasie oczekiwania, mój najukochańszy Potter w końcu jest szczęśliwy. To jest takie piękne! Nie mogę znaleźć słów...Uwielbiam Cię, naprawdę :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie piszesz przez ostatnie dwa dni przeczytałam wszystkie twoje notki. Bardzo mi sie podoba twoj styl pisania. Opowiadanie strasznie wciaga. Zycze dalszej weny :)
    Pozdrawiam Scholastyka

    OdpowiedzUsuń
  14. PRZEPRASZAM!!! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Przepraszam, że nie komentowałam! Naprawdę chcałam, ale, co tu dużo mówić, miałam karę na internet.
    I niestety tak się złożyło, że moi Kochani Rodzice nie chcieli nawet słyszeć o żadnych wyjątkach na przeczytanie, a co dopiero skomentowanie (!) rozdziału. Więc chcąc-niechcąc (bardziej niechcąc) mogłam wszystko nadrobić dopiero dzisiaj.

    Ależ oczywiście, że jestem usatysfakcjonowana. Co prawda w czasie mojej nieobecności sporo się działo, ale wyszliśmy na prostą. Jak dla mnie para Scor i Rose jeszcze nie dojrzała do bycia razem (doszłam do tego wniosku z perspektywy czasu), ale mam ogromną nadzieję, że koniec końców wszystko się ułoży.

    Jomes! Nareszcie! Jestem taka podekscytowana! :)

    Biedna Scarlett! Toż to niewybaczalna zbrodnia zrobić taką krzywdę tej niewinnej i słodkiej dziewczynie! Ale Super Albus wkroczył do akcji, więc sądzę, że będzie okej. Swoją drogą to baaardzo miłe ze strony tego Ślizgona, że jej pomógł.

    Lucy na balu z listem powaliła wszystko na kolana, ale Louis zrywający z Leah dokończył sprawę.

    Muszę już lecieć, jestem tu trochę nielegalnie. Ale wiedz, że jestem tutaj i bardzo Cię wspieram! I proszę, wybacz, że mnie nie było.

    Zawsze z Tobą, pozdrawiam xx

    ps przepraszam za ewentualne błędy gramatyczne, ale piszę w pośpiechu. Jeszcze raz przepraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, myślałam, że obraziłaś się za rozstanie Rose i Scora :P Bardzo mnie ciekawi za co dostałaś ten szlaban :P

      Do usłyszenia! :)

      Usuń
  15. Ok. Bloga skończyłam czytać kilka dni temu ale nie potrafiłam napisać porządnego komentarza (a próbowałam! ale teraz skomentuje chociaż nie ujmę dobrze w słowa tego co myślę).
    Zacznę od tego, że szukając czegoś dobrego o młodym pokoleniu na Twoją historię natknęłam się kilkakrotnie tylko jakoś nie mogłam się zabrać za czytanie (głównie przez Jamesa jako jednego z głównych bohaterów, ale o nim później) i w sumie nie żałuję bo nazbierało się kilkadziesiąt dobrych rozdziałów przy których miło spędziłam kilka nocy i dni.
    Ta historia naprawdę mnie urzekła, bohaterowie są cudowni, relacje pomiędzy nimi, Rose, Jo, Albus, wszyscy! I WOJNA! Ta wojna trafiła do mnie! (sama kiedyś pisałam "do szuflady" o wojnie i to przy młodym pokoleniu, ale nie ujrzało to światła dziennego). Czytając opis opowiadania nie spodziewałam się tego, ale kiedy przeczytałam rozmowę podsłuchaną w szafie pomyślałam coś w stylu "o cholera! muszę to przeczytać! to będzie epickie!". I nie pomyliłam się!
    Bardzo podobały mi się też fragmenty z Harrym i Hermioną. Kilka razy miałam przy nich łzy w oczach (pierwszy raz przy tych zdaniach "Harry czuł się jak trzydzieści lat temu, w innym gabinecie tego zamku.
    „Siedem Horkruksów. Trzeba je znaleźć i zniszczyć…”"), związek-nie-związek Rose i Scorpiusa (nigdy ich nie shippowałam a dzisiaj przyśnił mi się Scorpius, który chciał się wkupić w łaski Molly, żeby zaakceptowała go w rodzinie. Dzięki. X'D), Jo i dziadek łowca (czyżby nawiązanie do Jo z supernatural? xd), Namolne Myszy, tamte genialne karteczki wygodniejsze od sów (zapomniałam nazwy)...
    Ok.
    Lubię Twojego Jamesa. Naprawdę. A ja nie cierpię fanficków z Jamesami - wszystko jedno czy Jamesami Potterami czy Jamesami Syriuszami Potterami. W każdym fanficku którego przeczytałam James był nieznośny. Ale Twojego Jamesa bardzo lubię i to od pierwszych rozdziałów chociaż na początku starałam się go nie lubić (tak dla zasady bo to James XD). I fajnie, że w końcu jest z Jo, chociaż przez pół historii i tak kibicowałam Albusowi bo to Albusa zawsze lubiłam bardziej. Ale Jo naprawdę zależy na starszym Potterze, więc niech Rose się nie wtrąca. Albus sobie poradzi. No właśnie. Albus. Kolejnym, bardzo głupim powodem przez który zabrałam się za tego bloga tak późno było to, że Albus nie jest w Slytherinie. Wiem, że to głupie ale jakoś nie mogłam sobie wyobrazić Albusa jako nie-ślizgona. Ale Albus-krukon jest okey. Uwielbiam Albusa którego wykreowałaś chociaż ostatnio woda sodowa uderzyła mu do głowy. Ale możliwe, że niestety przez Scarlett się ogarnie. Niestety bo nie lubię Scarlett (chyba jedynapozytywna postać, której w Twojej historii nie lubię). Jest taka mało wyrazista i nieciekawa w porównaniu do reszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak już zaczęłam o bohaterach to napiszę o innych po kilka zdań:
      - Lucy. Kocham Lucy. To taka urocza, ciapowata niezdara. No i jest w moim (chyba) ulubionym domu. Jej związek z Cameronem bardzo mi się podoba. Na początku byłam pewna, że Cam będzie chcieć z nią być dla żartów a tu taka niespodzianka - Cam to super chłopak.
      - Norah. Naprawdę nie wierzę w to, że jeszcze nikomu nie dolała czegoś do wina. Ostatnio nawet ją polubiłam, ale nadal nie potrafię uwierzyć w to, że nie jest zła. I w ogóle fajnie jakby była z Nevillem. Chociaż na początku byłam zaskoczona, że Neville nie ma żony (Hanny Abbot) jako, że mam ochote wrzeszczeć i zgrzytać zębami jak coś nie jest kanoniczne, ale potem uznałam, że przecież to czego nie było w książkach, a tylko w wywiadach nie jest takie ważne.
      - Astoria. Astoria jest taka jak Astoria z mojej głowy (przynajmniej na razie). Zawsze wyobrażałam ją sobie jako takie przeciwieństwo Malfoya w wieku szkolnym.
      - Lubię Elisabeth. Jest naprawdę... no może nie fajna i jakbym ją gdzieś spotkała to uciekałabym jak najdalej, ale w opowiadaniach takie postacie mogą być w porządku.
      - Harry! Harry jest świetny! Mam wrażenie, że tak samo wyglądałby w dorosłym życiu u Rowling! I podoba mi się to, że nie jest hipokrytą i był szczery wobec dzieciaków, a nie zatajał wszystko. I, że o wszystkim od początku wiedział!
      A tak w ogóle to myślę, że Leah może być szpiegiem (ale pewnie się mylę, wcześniej o wszystko obwiniałam Norah i nie miałam racji). Te zniknięcia w Zakazanym Lesie i nocne wycieczki są całkiem podejrzane.
      Okey. Chyba już kończę pisać ten nieskładny komentarz w którym ciągle gubiłam wątki i nie dotyczył nawet za bardzo tej notki tylko całego opowiadania. I przepraszam za błędy i źle wstawione przecinki bo z przecinkami u mnie jest tragicznie.

      Pozdrawiam, LS

      Usuń
    2. Witam! Wielkie dzięki za komentarz, jest cudny! Ja czytam je tak jak Wy rozdziały :) Pozdrawiam!

      Usuń
  16. Rose i Scor <3 <3 widzę tu początek pięknej "przyjaźni" :D
    Al i Scar <3 dlaczego ktoś zepchnął Scar czyżby to byli ci szpiedzy?
    Jo i James <3 no nareszcie!!! i nawet nic im nie przeszkodziło. Brawo Jo w końcu zaczęłaś myśleć także o sobie :D

    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  17. Fajne zasady przyjaźni :''') W końcu z nią zerwał ! TAK !! Jaki kurka wodna wypadek !? Ale z drugiej strony może Al zbliży się do Scar :D JEST JO I JAMES W KOŃCU !!!!! TAK! TAK! TAK! Kocham ich ! <3

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  18. To...
    Ja...
    Po prostu...
    Taaaaaaaaaaaaak!!!
    TaktaktaktakTAK!!!!!!
    Idę~
    Czytać~
    Dalej~

    Całuski,
    BlackRabbit

    OdpowiedzUsuń
  19. Jo i James, Al i Scar, Rose i Scor..... Cudownie. Uwielbiam ten rozdział!

    OdpowiedzUsuń