Ginger Golden Girls

13 lipca 2015

Rozdział LXIV

Będziesz patrzył na zgliszcza



                Pustka, która pali i wyżera wnętrzności nie jest widoczna dla obojętnego oka. Musiałbyś dobrze się przyjrzeć, by zauważyć samotność w tłumie.
                Jo wstawała rano i szła na lekcje. Notowała, ćwiczyła i wykonywała polecenia nauczycieli. W porze drugiego śniadania i obiadu Scorpius, Rose albo Al prowadzili ją do Wielkiej Sali i nakładali na jej talerz sporą porcję tego, co akurat uznali za najbardziej tłuste. Popołudniami wyciągali ją na błonia, gdzie powoli zaczynał topnieć śnieg, albo grali z nią w karty i szachy. Wieczorem kładła się wcześnie i zamykała oczy, udając, że śpi.
                Wobec jej bólu wszystko traciło na sile. Miała gdzieś szepty i spojrzenia, wytykanie palcami… Miała gdzieś Scorpiusa, Rose i Albusa i ich jedzenie i karty. Miała gdzieś samą siebie.

                                                       *

- Więc… Pan Malfoy rzucił się na śmierciożerców, którzy zagrażali jego matce? I odepchnął ją, gdy posłano w jej stronę Szatańską Pożogę?
Rose kiwnęła ze zrezygnowaniem głową.
- Nikt tego pani nie kupi – obwieściła Ricie, która wpatrywała się w swoje samonotujące pióro z natchnieniem. – Wszyscy wiedzą, że Scorpius uratował swoją mamę i został poparzony…
- Ty się zajmij swoim Forlym a ja się zajmę tym jak działają media, Weasley!
Rose wzruszyła ramionami.
- Skończyłam. Teraz pani kolej.
Rita zrobiła niezadowoloną minę, ale odwróciła się od pióra, które zamarło i wycelowało ostrze w Rose.
- Ferdynand Forly nie jest już czarodziejem. Przestał być łowcą, bo stracił swoją magię!
- Jak to się stało? – zapytała natychmiast Red. Skeeter przewróciła oczami.
- Czarodziej może stracić swój dar tylko w jeden sposób – ktoś musi mu go zabrać!
- A jak…?
- Nie wiem! – uprzedziła ją Rita. – Robiłam z nim wywiad lata temu i nie dowiedziałam się tego. Właściwie od niego samego nie dowiedziałam się niczego… Nim zniknął, dzięki legimencji udało mi się dowiedzieć, że jest praktycznie charłakiem. Potem zaczął się ukrywać. Podobno kiedy już się pojawia, zawsze towarzyszy mu jakiś oddany znajomy, który pomaga mu udawać, że wciąż może czarować.
Rose milczała przez chwilę, intensywnie myśląc.
- Kto był trzecim łowcą? – zapytała w końcu. Rita przewróciła oczami.
- Nie wiem czemu aż tak interesuje cię kto pracował z Marlowem, ale jak na swoją determinację jesteś beznadziejnie bezskuteczna!
- Niech pani uważa co mówi. – wycedziła Rose. Skeeter wykrzywiła złośliwie usta.
- Nie jesteś zbyt bystra, Weasley. Szukasz kogoś kogo masz pod nosem!
Rose zrobiła zdumioną minę.
- Jeśli to nie pani jest trzecim łowcą, to nie wiem o czy pani mówi! – prychnęła. Rita zaśmiała się jadowicie.
- Twój nauczyciel… Wilhelm Mortimer! Profesor Obrony Przed Czarną Magią był niegdyś niezbyt utalentowanym łowcą i najlepszym przyjacielem Leonarda Marlowa!
Rose zaczerpnęła głośno powietrza. Była wstrząśnięta.
- Dlaczego to wszystko cię tak interesuje? – zapytała nagle Rita, a samonotujące pióro drgnęło.
- Bez powodu – oznajmiła szybko Rose i wstała. – Pani ma swoją historię ja swoją.
Skeeter badała ją przez chwilę wzrokiem, ale Red była już w połowie drogi do drzwi i w końcu wyszła przez nie, nie żegnając się z nauczycielką.

                W klasie na czwartym piętrze panował mały tumult. Red była tak przejęta, że nie mogła wytrzymać aż zjawią się wszyscy i po kolei opowiadała to czego się dowiedziała każdemu z osobna, ciągle przerywając, bo wchodzili jedno po drugim.
- I nie może już czarować?! W ogóle?! – zdumiał się Jesse.
- Co to znaczy, że ktoś mu odebrał magię? – zastanawiał się Albus. – Nigdy o czymś takim nie słyszałem!
- MORTIMER?! – wrzeszczał Scorpius. – Ten stary pryk, któremu ręce się trzęsą jakby wypił wiadro kawy?!
Rose kiwała lub kręciła głową na zmianę, w zależności od pytania, a padło ich chyba z milion. Tylko Jo słuchała wszystkiego w ciszy, choć wyglądało na to, że myśli nad tym intensywnie i w końcu się odezwała:
- Dziadek nigdy nie mówił jak nazywają się jego przyjaciele… Ale Wilhelm Mortimer często opowiada nam na lekcjach przygody, w których Leonard mógł brać udział.
Reszta zastanawiała się nad jej słowami.
- Co to wszystko znaczy? – odezwała się w końcu Scarlett. – Do czego nas to prowadzi?
Nikt nie potrafił jej odpowiedzieć, w końcu Albus powiedział:
- Marlow miał trzech przyjaciół. Forly’ego, który stracił swoją magię, Mortimera, który jest zmurszałym dinozaurem i ciężko uwierzyć, że dziesięć lat temu mógłby być łowcą i jakiegoś Tawa, który prawdopodobnie zmarł…? – spojrzał na Jo, która kiwnęła głową.
- Jego wątek się urywa, więc tak myślę…
- A Skeeter, która swoją drogą nie jest najlepszym źródłem informacji – podjął znowu Al, spoglądając groźnie na Rose, która nabrała powietrza w policzki – twierdzi, że się pokłócili, bo jeden z nich chciał przejść na ciemną stronę, tak?
- Który z nich to mógł być? – zastanawiał się Jesse, bo nikt nie kwapił się, by odpowiedzieć Alowi.
- Jakoś nie wierzę, żeby Mortimer mógł chcieć przejść na ciemną stronę – stwierdził z kpiną Scorpius.
- Forly? – zastanawiała się Scarlett. – Może dlatego stracił swoją moc? Może odebrano mu ją za karę?
- A może ten ostatni… Taw? Mógł przez to stracić życie! – dodał Jesse. Przez chwilę nic nie mówili, w końcu odezwała się Jo.
- Musimy pogadać z Mortimerem.
- Myślisz, że coś nam powie? – zapytała powątpiewająco Rose. Jo wzruszyła ramionami.
- Nie damy mu innego wyjścia. W tym samym czasie, w którym z łowcami zaczęły się dziać dziwne rzeczy, pojawiła się Bestia. A przypominam, ze ona ma duży związek z Ankdalem i całą wojną.
Tego argumentu nie mogli podważyć, ale nie umieli też wymyślić jak wyciągnąć coś z Mortimera, więc w końcu zaczęli zbierać się do wyjścia, niewiele już mówiąc.

                                                               *

                Dni mijały, choć każdemu z nich czas w Hogwarcie wlókł się niemiłosiernie. Niepewność i brak informacji z zewnątrz dobijały ich każdego dnia, dlatego z ulgą przyjęli końcówkę stycznia, z którą przyszły też pierwsze odwilże. Liczyli już tylko dni do przerwy wiosennej. Jesse był w najlepszej sytuacji, bo jego wrodzona bezczelność i brak poszanowania dla jakichkolwiek zasad pozwalały mu dość często opuszczać zamek, by spotykać się z Dakotą. Ale sytuacja w kraju robiła się coraz groźniejsza, bo Hurrlington odzyskał już siły i wiadomym było, że zbudował nową potężną armię. Jesse już kilka razy musiał szukać drogi na około Hogsmeade, bo w wiosce dochodziło do zamieszek, przez co odwołano im też wypady z zamku.
                Któregoś wieczora, gdy musiał wrócić się do Hogwartu, bo za jego murami realnie wrzało, Jesse szedł do sowiarni, by wyjaśnić Dakocie dlaczego nie mógł się z nią spotkać. Zamierzał napisać jej też kilka bardzo nieprzyzwoitych myśli na jej temat i że przy następnej wizycie zdecydowanie jej wszystko wynagrodzi.
                Wszedł do wysokiego pomieszczenia i uderzył go znajomy zapach martwych insektów, które upolowały sowy i ich własnych odchodów. Wyłowił wzrokiem swojego puchacza, który był wiecznie na niego obrażony, bo od dwóch lat był systematycznie podgryzany przez Lolę za każdym razem, gdy pojawiał się w Gryffindorze.
- No chodź tu… Chodź tu, ty mały diable!
Ktoś zachichotał i Jesse szybko obrócił się przez ramię. W drzwiach stała Cobie Irvin, jego dawna… koleżanka.
- Już do ciebie idę! – zawołała zalotnie i znowu zachichotała. Jesse przewrócił oczami.
- Mówiłem do swojej sowy.
Cobie uśmiechnęła się pięknie.
- Dawno się nie widzieliśmy, Jesse… Jesteś czymś zajęty?
Zatrzymała się dwa małe kroki przed nim i patrzyła na niego radośnie.
- Mmm… dużo się uczę – próbował żartować, ale zaczynał czuć narastającą panikę. Nigdy w życiu nie spławił żadnej ładnej dziewczyny.
- To może moglibyśmy pouczyć się razem? – zapytała Cobie i wyciągnęła rękę, by położyć ją na jego ramieniu. Jesse był przerażony.
- Ja…
Jakie ta mała ma wielkie oczy.
- Nie, ja muszę napisać list do swojej dziewczyny.
Cofnął się i ręka Cobie opadła a on odwrócił się do żerdzi, gdzie siedział jego puchacz i odetchnął głęboko.
- Och… W porządku – usłyszał jeszcze, a gdy się odwrócił zobaczył, że dziewczyna chwyta szkolną płomykówkę i wychodzi z nią pospiesznie.
Jeszcze jeden oddech. Udało się. Przetrwał. Może to przeżyje.

                                                               *

                Scorpius najpierw upchnął pudełeczko z maścią od profesora Eliksirów na dnie swojej szafy i udawał przed sobą, że o nim zapomniał. Potem wyjął je na moment i otworzył, by zobaczyć zawartość. Stwierdził, że ma obrzydliwą konsystencję i cuchnie i włożył je z powrotem. Ale potem wstał kolejny dzień i musiał spojrzeć w lustro, gdzie zobaczył twarz, której nie poznawał.
                Wrócił do sypialni i otworzył szafę, a potem szybkim ruchem wyjął czarne pudełeczko. Była sobota i nie musiał wychodzić ze Slytherinu, więc nie musiał też przejmować się tym jak bardzo śmierdzi maść z ogona czerwonego orła… Gdy tylko o tym pomyślał zaśmiał się nad własną głupotą i już miał ją wyrzucić, ale wtedy przypomniał sobie znowu o swoim wyglądzie. Nabrał odrobinę i powoli rozsmarował najpierw na klatce, by sprawdzić czy przypadkiem skóra mu nie zzielenieje od pomysłów Wriothesley’ego, a po chwili nałożył maść na spaloną część twarzy.
               

                Dwa tygodnie później Rose leżała na jego łóżku zaczytana w przewodnik podróżniczy po Australii, a Scorpius wrócił z łazienki, zaciskając drżące dłonie w pięści.
- Co jest? – zapytała Red, odrywając się na moment od lektury.
- Nic – powiedział szybko i położył się koło niej, ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Jesteś zdenerwowany – powiedziała Rose i podniosła się, by go lepiej widzieć.
- Wydaje ci się.
Red jednak wychodziła z założenia, że to co jej się wydaje jest najświętszą prawdą, dlatego teraz chwyciła jego twarz obiema rękami i skierowała bliżej siebie.
- Przecież WIDZĘ!
Scor warknął i oswobodził się z jej chwytu.
- Przez pięć minut uwierzyłem, że ten szajbnięty profesor Eliksirów jest odrobinę mniej szajbnięty!
Rose patrzyła na niego bystro.
- Próbowałeś maści? – zapytała delikatnie. Powoli pokiwał głową.
- Odbiło mi… - powiedział kręcąc głową. Rose znowu się położyła i obróciła twarzą do niego.
- Każdy na twoim miejscu zrobiłby to samo. Ale Wriothesley to wyjątkowo niezdolny eksperymentalista…
- Raczej konował.
Rose parsknęła śmiechem.
- Nie wiedziałam, że chcesz jeszcze czegoś spróbować – powiedziała delikatnie, kładąc dłoń jego twarzy i przesuwając palec po długiej bliźnie. Dopiero niedawno przyzwyczaił się do tego, że to robiła.
- Nie chcę! Nie wiem… - powiedział w końcu. – Ale nigdy już nie będę próbował. Nadzieja to szmata, Rosie – skończył, siląc się na żartobliwy ton.
- Ja już się przyzwyczaiłam do tego, że masz teraz…  grubszą cerę – oznajmiła, nie przestając głaskać go po twarzy. – Ale jeśli kiedyś zmienisz zdanie możemy jeszcze poszukać jakiegoś uzdrowiciela albo NORMALNEGO zielarza…
Scorpius pokręcił głową.
- Jeśli ty się przyzwyczaiłaś, to mnie to już nie przeszkadza – powiedział obracając się w jej stronę. Rose uśmiechnęła się do niego a potem podniosła się i zawisła nad nim.
- Teraz jesteś cholernie męski – szepnęła, pochylając się nad nim i dotykając językiem jego szyi. Scorpius natychmiast odzyskał nastrój.
- Tak myślisz? – zapytał, przeciągając rękami wzdłuż jej ciała i lekkim ruchem przenosząc ją na siebie. Rose nie odrywała się od jego szyi, a jej ręka powędrowała na jego klatkę i zaczęła odpinać guziki jego koszuli.
- Mmm… tak właśnie myślę…

                                                         *

                Leah wpatrywała się w Louisa od dobrych kilku minut. On uparcie ją ignorował.
- Nie ufam ci za grosz – powtórzył w końcu znad swojej gazety.
- Mmm… dobrze, że nie przeszkadza ci to ze mną sypiać! – palnęła. Louis uśmiechnął się błogo.
- Leander, kocham cię nad życie, ale nie możesz pójść na spacer. Nie ufam ci i wiem, że uciekniesz.
Leah prychnęła wściekle.
- Muszę pooddychać! – zawołała groźnie. – Każdy człowiek potrzebuje powietrza!!!
Louis westchnął.
- Idź na balkon.
ŁUP. Nóż, którym kroiła pomidora przeleciał przez kuchnię i wbił się w obraz przedstawiający jabłko i gruszkę. Gruszka zawyła cicho a Leah wyszła z kuchni.

                Wieczorem zamknęła się w pokoju, bo wiedziała, że zechce się z nią położyć i nie zamierzała mu na to pozwalać. Przed północą usłyszała pukanie.
- Leah…? Otwórz, nie chcę sam spać.
Zagryzła wargi.
- TO SIĘ PRZYTUL DO LODÓWKI!!!
- Jest cieplejsza od ciebie – burknął Lou spod drzwi. Leah wygramoliła się spod kołdry i wściekle przemaszerowała przez pokój a potem otworzyła je na oścież, żałując, że nimi nie oberwał.
- To po co tu przylazłeś?! – warknęła. Louis zmrużył jedno oko.
- Mówiłem ci. Nie lubię sam spać.
- Chcę wyjść na spacer!
- Nie.
- To zjeżdżaj!
Louis westchnął ciężko. A potem ku jej zdumieniu pochylił się nagle i chwycił ją pod kolanami. Leah pisnęła i zaczęła machać dziko nogami, ale Lou był już w drodze do jej łóżka, na które w końcu zrzucił ją niezbyt delikatnie.
- Jest noc. W nocy się śpi! – oznajmił zaspany a potem położył się obok niej, objął ją silnym gestem i nie zważał ani na kopanie, ani na wrzaski. A Leah w końcu przestała przekonywać samą siebie, że jest jej źle.
                Ale nie zasnęła. Oddech Louisa stał się spokojny i głęboki a Leah wsłuchiwała się w niego długą chwilę. Jej myśli krążyły wokół jednego – czy pamiętał, aby zabezpieczyć różdżkę? Jeszcze nigdy o tym nie zapomniał, ale dziś był rozkojarzony, może akurat uśmiechnęło się do niej to szczęście? Zaczęła się podnosić i… opadła z powrotem na poduszki. Czuła na sobie ciepły dotyk i jej serce biło jak oszalałe. Ile by dała, żeby…
                Przed oczami stanęły jej twarze rodziców i Leah delikatnym ruchem podniosła się i strąciła rękę Louisa. Wyśliznęła się z łóżka i pobiegła do sąsiedniego pokoju. Miała rację. Zapomniał. Różdżka leżała na fotelu, a nie w zaczarowanej szkatułce, którą tylko on mógł otworzyć. Już się nie zastanawiała. Chwyciła ją i odwróciła się w tym samym momencie, w którym rozległy się kroki w korytarzu.
- Wracaj do łóżka... – powiedział tylko Louis, widząc ją ze swoją różdżką.
- Koniec twojej małej zabawy w dom – oświadczyła, odgarniając włosy.
- W dom? – powtórzył wstrząśnięty. – Widziałaś kiedyś DOM? Tam ludzie ze sobą żyją, a nie ciskają w siebie tym co akurat im się nawinie pod rękę!
- I pewnie są tam też z własnej woli? – prychnęła. Louis nie wyglądał na przestraszonego faktem, że trzyma różdżkę.
- Wracaj do łóżka, Leah.
Ten moment pamiętała jeszcze długo.

- Pertificus Totalus!
Ciało Louisa zesztywniało i zamienił się w żywy posąg. Tylko jego oczy patrzyły na nią jak zwykle z mieszaniną nieufności i czułości jednocześnie.
- To był najlepszy dom, jaki miałam – powiedziała pewnie, podchodząc do niego. – Do widzenia, Lou – dodała, wspinając się odrobinę na palce, żeby go pocałować. 

                I czując, że jej serce zostało w tym mieszkaniu, wybiegła.
               
                                                               *
               
                Uzdrowiciel badał Lucy długo i dokładnie, tak, że gdyby Cameron nie patrzył na nią surowo, zwariowałaby z przerażenia, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać. Uzdrowiciel spojrzał na nią znad grubych okularów.
- Pani Carter, proszę leżeć spokojnie.
Lucy zrobiła naburmuszoną minę, a Cam posłał jej ostrzegawcze spojrzenie i przestała się wiercić. W końcu po pół godzinie badania uzdrowiciel zabrał różdżkę i podniósł się z miejsca.
- Może pani wstać.
Lucy podniosła się tak szybko, że jej mąż rozchylił groźnie nozdrza.
- Wszystko w porządku, prawda?! – zapytała znowu, nie zwracając na niego uwagi. – Dziecko jest zdrowe!
Uzdrowiciel zdawał powstrzymywać przed wymownym spojrzeniem w sufit.
- Owszem. Dziecko rozwija się prawidłowo. Urodzi się na przełomie czerwca i lipca.
Cam uśmiechnął się szeroko.
- Jakieś zalecenia? – zapytał szybko. Uzdrowiciel westchnął.
- Zaleciłbym spokój, ale w dzisiejszych czasach… Proszę po prostu o siebie dbać.
- Och, będzie – mruknął groźnie Cameron, mrużąc oczy, gdy spojrzał na Lucy.
- I na pewno wszystko jest w porządku? – dopytywała się, ignorując go. Uzdrowiciel pokiwał głową.
- Na pewno. Państwa córka jest zdrowa i…
Urwał. Na twarzach Lucy i Cama odmalowało się bezgraniczne wzruszenie.
- Och – zreflektował się uzdrowiciel. – Nie mówiłem państwu, że to będzie dziewczynka?
Oboje pokręcili powoli głowami. Doktor podrapał się po głowie.
- Cóż, w takim razie zostawię państwa na moment…
I czmychnął z sali. Cam i Lucy przenieśli na siebie rozpalone spojrzenia.
- Dziewczynka – powtórzył Cam, który wyglądał, jakby był bliski szaleństwu ze szczęścia. Lucy miała łzy w oczach.
- Córka… - szepnęła. Cameron złapał się za głowę, jakby nie mógł tego pojąć, a potem podszedł do niej szybko i zagarnął w ramiona.
- Na pewno będzie ruda! – cieszył się, całując ją po czole.

                                                               *

                Niespokojny wiatr przerzucał ostatnie połacie śniegu po niespokojnym Londynie. Dwie armie schodziły się z przeciwnych stron, ale jeszcze się nie widziały. W armii ministerstwa panowała tłumiona nerwowość.
- Nie wiem czy Potter powinien dowodzić – mówił jeden z żołnierzy, nawet nie starając się być cicho. – Nikt nie wie czy nie kontaktuje się z synalkiem!
- Nie ma Raejacka – odpowiedział mu inny. – Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę Pottera… - w tym momencie obaj zamilkli, bo zdali sobie sprawę, że za nimi ktoś stoi.
- Żegnam panów! – warknął Ryan Hastings. Dwaj żołnierze wymienili zdumione spojrzenia, choć w ich oczach czaił się strach. – No dalej, zabierajcie się stąd! – grzmiał Ryan.
- My tylko…
- Nie idzie się do walki nie wierząc w dowódcę! I armia wcale nie potrzebuje takich żołnierzy!
- Nie masz takich praw, żeby… - urwał, bo wzrok Ryana dowodził, że ma o wiele większe prawa. Przerażeni żołnierze już mieli się wycofywać, gdy zobaczyli kogoś na czyj widok przystanęli.
                Harry Potter sprawiał wrażenie, jakby postarzał się bardzo w nieznacznym czasie. Był lekko przygarbiony, miał ciężkie, podpuchnięte powieki i wyraz twarzy człowieka, do którego nie należało się zbliżać z błahym pretekstem. Skinął na Ryana i Hastings obrzucił pełnym obrzydzenia spojrzeniem dwóch żołnierzy a potem bez słowa odszedł w kierunku Pottera.
- Weźmiesz swoich ludzi na południową flankę – powiedział mu Harry, przymykając na moment oczy. – W razie potrzeby przerzucisz ich na tyły.
Ryan skinął mu głową. Harry miał już odejść, ale zatrzymał się i dodał cicho:
- Każdy żołnierz jest na wagę złota. Nawet jeśli wątpi we mnie… - Ryan nie zdążył mu odpowiedzieć, bo Harry oddalił się pospiesznie.

                Zaczęło się. Po ponad pół roku Anglia znów podzieliła się na dwa obozy. Wojsko Stevena Hurrligtona parło naprzód szybko, bezczelnie i z wiarą, której zaczynało brakować po stronie wojsk Harry’ego Pottera. Zaufanie do dowódcy ulotniło się, gdy walczący zobaczyli pierwszy szereg wrogiej armii.
                Na jej czele szedł James. Miał twardy wyraz twarzy i nieprzejednany wzrok. Nawet jeśli zobaczył ojca, nie zatrzymał na nim spojrzenia. Parł do przodu szybciej niż sam sir Steven, który zanosząc się szaleńczym śmiechem torował sobie drogę jak ostrzem.
                Wojska ministerstwa słabły, choć ciężko było powiedzieć, że tamci mieli wielką przewagą. Ale nowy oficer odwalał robotę za kilku i w krótkim czasie las pod Londynem chłonął ofiary Jamesa Pottera. Ale po drugiej stronie wciąż był przynajmniej jeden żołnierz, któremu nie straszny był syn Harry’ego. Ryan próbował dostać się do Jamesa, gdy tylko go zobaczył, ale walczył całe morze ludzi od niego. Był jednak szybki i zdeterminowany i w końcu, gdy bitwa sięgnęła szczytowego punktu, znalazł się w końcu twarzą w twarz z synem swojego przybranego ojca.
- James, do cholery, nie chcę zrobić ci krzywdy! – powiedział, gdy James podniósł na niego spojrzenie pozbawione jakichkolwiek skrupułów.
- Nie możesz zrobić mi krzywdy, jesteś słaby, Ryanie Hastings.
I jakby chciał potwierdzić swoje słowa, machnął szybko różdżką, a Ryan choć odbił zaklęcie, poczuł, że siła z jaką zostało rzucone mogłaby go powalić tak, że już by nie wstał.
- To nie ty, James! Nie jesteś panem swojej głowy! Walczysz przeciw własnemu ojcu!
James nie wyglądał jakby te słowa robiły na nim wrażenie.
- Mój ojciec dawno zatracił rozróżnienie między dobrem a złem. Avada…!
- NIE! – Ryan rzucił się w prawo i dostrzegł, że za Jamesem stoi Harry.
                Był cały pokrwawiony, jakby odparł zmasowany atak i pewnie tak było. Teraz stał za Jamesem, a w jego oczach było tyle bólu, że Ryan musiał odwrócić wzrok. James podniósł różdżkę. Harry machnął swoją, ale James odbił uderzenie. Ryan nie czekał. Wiedział, że to jedyna szansa i rzucił się na pomoc Harry’emu.
                James krzyknął, ale było już po wszystkim. Cieliste węzy oplatały go, a jego różdżka leżała stopę od niego. Ryan wiedział co musi zrobić i runął w jego kierunku, by teleportować go z pola bitwy, ale w nim go dosięgnął, zobaczył zielony promień lecący w swoją stronę, Harry krzyknął i Hastings zdołał tylko zobaczyć jak Potter odbija śmiertelne zaklęcie wymierzone w Hastingsa. Steven Hurrlington śmiał się wariacko.
- Twój syn jest dorosły, Harry Potterze. Nie możesz siłą przekonywać go do swoich racji.
- Dałem rozkaz, by brać cię żywcem – odparł Harry z taką nienawiścią w głosie, jakiej Ryan jeszcze nigdy nie słyszał. – Nie pozwolę ci umrzeć, nawet gdy truchło Ankdala będzie gniło w ziemi. Będziesz patrzeć na zgliszcza tego co pozostanie po wojnie, w którą rzuciłeś swój kraj!
Sir Steven przewrócił oczami. Wyglądało na to, że zechce mu odpowiedzieć, ale nagle strzelił zaklęciem, Harry i Ryan rzucili się do walki i… otoczył ich pomarańczowy dym. Harry był na to przygotowany i poradził z nim sobie w sekundę, ale gdy dym zniknął nie było też śladu po Hurrlingtonie i Jamesie.
                Ryan spojrzał na Harry’ego. Chciał powiedzieć cokolwiek, ale słowa ugrzęzły mu gardle. Zerknął przez ramię. Walka dobiegała końca, żołnierze Hurrligtona deportowali się, a Ryan domyślił się, że zależało im tylko na tym, by pokazać znowu swoją siłę. Spojrzał jeszcze na Harry’ego. Miał opuszczoną różdżkę i szczęka drgała mu niemiłosiernie, gdy odchodził z miejsca, w którym podniósł na niego rękę jego pierwszy syn.
                 

                                                               *

                Leah spodziewała się gorszej kary. Dała się porwać i liczyła się z tym, że za to zapłaci. Ale dostała jedynie rozkaz przeniesienia się do Siedziby Głównej i była tym mocno zdziwiona. Spakowała się jeszcze tego samego dnia i po krótkim pożegnaniu z rodzicami teleportowała się na południe.
                Dwór Hurrlingtona zdawał się wyludniony i ucieszyła się z tego. Jego żołnierzy nienawidziła w równym stopniu co wojsk ministerstwa… Zastukała w mosiężną kołatkę furty i czekała. Po chwili pojawił się milczący strażnik, który bez słowa zlustrował ją wzrokiem, potem wyjął różdżkę i przez chwilę sprawdzał jej tożsamość. W końcu wpuścił ją do środka.
- Dziękuję bardzo! – wysyczała Leah.
                Prawie wbiegła po stopniach do dworku i już zaczęła się zastanawiać gdzie właściwie ma pójść, gdy usłyszała głos, który zawsze jeżył jej włosy na głowie:
- Moja kochana, pięknie cię widzieć!
Leah nie uśmiechnęła się, tylko skinęła głową.
- Sir Steven…
Hurrlington cieszył się całym swoim puszystym jestestwem.
- Zostaw walizki, moja droga, ktoś zaraz się po nie zjawi!
Wskazał jej ręką na trzecie z kolei drzwi i weszła przez nie do ciemnego gabinetu.
- A więc, moja kochana Leah… Nadal nie pamiętasz niczego z porwania?
Leah wzmocniła barierę swoich myśli i pokręciła głową.
- Straciłam przytomność przed posesję Forly’ego. Obudziłam się dwa dni temu w Londynie. Musiałam zostać odurzona.
Sir Steven kiwał głową, bacznie jej się przyglądając.
- Cóż, najważniejsze, że cię odzyskaliśmy! Nawet jeśli ci podli ludzie badali twoje myśli, nie zdołali wiele z ciebie wyciągnąć… - mówił uspokojony. – Ale na wszelki wypadek oddelegujemy cię od wcześniejszego zadania.
Leah poczuła mieszaninę ulgi i rozczarowania jednocześnie.
- Co mam robić? – zapytała.
- Wszystko w swoim czasie – mlasnął Hurrlington. – Na razie rozgość się w moim wspaniałym dworze – urwał na moment i machnął różdżką, a promienista ropucha pomknęła w stronę drzwi. – Nie dużo już zostało do zrobienia… Nie dużo – powtarzał z lubością Hurrlington. – Tymczasem, mam nadzieję, że nie zabraknie ci rozrywek. Znalazłem ci wspaniałe towarzystwo!
I spojrzał bystro na drzwi, a ku zdumieniu Leah w tym samym momencie rozległo się pukanie. Hurrlington zaklaskał ucieszony.
- Proszę! Proszę!
Drzwi otworzyły się i Leah wypuściła z płuc powietrze.
- James! – zawołała zdumiona.
                James Potter patrzył na nią przyciemnionym spojrzeniem. Nie uśmiechnął się, tylko skinął jej krótko głową. Hurrlington oblizał się z lubością.
- Przyszłość leży w rękach młodych ludzi! – zaśpiewał pozbawionym melodii głosem.







26 komentarzy:

  1. Tyle się dzieje...a ja nadal Cię nie lubię. Przynajmniej na razie. Jak ja współczuję Jo i Harry'emu!
    + składam apelację co do odrzucenia moich roszczeń do Ryana Hastingsa. Jest mój!
    PS Pozdrowienia znad morza ;) Piździ złem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochasz mnie, nie oszukuj się :DDD

      Gadałam z Ryanem. Mięknie :P

      Mazury pozdrawiają Nadmorze :DD

      Usuń
  2. Louis czemu jestes taki bezmyslny?? Jak mogles zostawic tak rozdzke? Wiedzialam, ze nie posiedzi u niego dlugo, no ale...James ma byc jej "towarzyszem"?? :o
    Dobrze, ze pilnuja Jo, bo juz by sie wykonczyla, ale ona i tak jest wrakiem samej siebie :(
    Dziewczynka??? Beda mieli coreczke.. Cam i Lucy beda mieli coreczke.. :) Moze nie bedzie ruda? :D
    Biedny Harry :'( .. Tak mi go szkoda wlasny syn go zaatkowal :(
    Pozdrowienia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się, kiedy Jo otrząśnie się z tej apatii i zacznie działać .
    Mortimer łowcą? Ciekawe jak to możliwe, że aż tak zgrzybiał i kto zabrał Forly'emu jego magię?
    Nigdy nie sądziłam, że Rita może być przydatna. A tu taka niespodzianka! Jednak myślę, że ona wie więcej niż się do tego przyznaje.
    Po przeczytaniu ostatniego rozdziału myślałam, że ten nawiedzony uzdrowiciel z powołaniem pomoże Scorpiusowi i te wszystkie substancje nie będą miały cudownych właściwości tylko w jego głowie. No cóż, jak widać jest konowałem takim, jak pół, a nawet więcej niż pół, polskiej służby zdrowia. Ale najważniejsze jest to, że Scor to nareszcie (!) zaakceptował.
    Byłam w ogromnym szoku po rewelacjach o Jamesie, ale już się otrząsnęłam. Co ma być to będzie! Alleluja i do przodu! Z powodu jednego idioty nie można się załamywać!
    Lucy i Cam będą mieć córeczkę 😊
    Pozdrawiam, życzę weny i do następnego, Annayis

    OdpowiedzUsuń
  4. James zwariował. Zupełnie zwariował. Ja rozumiem, ze moze cos mu sie zmienilo i przeszedl na zla strone, ale zeby tak potraktowac ojca? To straszne, a jezeli on sam z siebie to robi, a nie przez pranie mozgu, to jest największym idiotą na świecie. Do tego tak bardzo rani Jo!
    ,,- TO SIĘ PRZYTUL DO LODÓWKI!!!
    - Jest cieplejsza od ciebie" hahaha boskie xD
    Leah w koncu uciekla! Ciekawe, co teraz wykombinuje Louis...
    Córka Lucy i Camerona z pewnością bedzie ruda xD
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdzial :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jo, ogarnij się, co? Wiadomo, że Ginger już dawno wyśliła coś okropnego dla Jamesa, ale wiesz nie załamuj się! Chyba... :D
    Mortimer?! Really? Kiedy on tak zdziczał? Kto
    odebrał Forly'emu magię?

    Leah. Kocham ją, no! Co z tego, że wszystkich zamienia w ludzkie posążki. Fajna jest. Tylko ciekawie, co zrobi Louis, kiedy go ...odposążkują :p
    James jest idiotą wypranym z emocji. I choć kocham go nad życie, nie mogę patrzeć na to co robi... Nie wierzę, że to mówię, ale... Zaczynam czuć obrzydzenie do jego osoby!
    CO Z TEGO, ŻE MIAŁ JAKIEŚ PRANIE MÓZGU?!? POMIJAM TO, ŻE PO ROZMOWIE Z JO, ONA KOMPLETNIE SIĘ ZAŁAMAŁA?!? ALE KTO PODNOŚI RÓŻDŻKĘ NA OJCA I WYPIERA SIĘ RODZINY?!? JESTEM O B U R Z O N A !
    No, napisałam, co mi na serduszku leży, to idę spać.
    Ps. Uwielbiam twoją Ritę i jej rozmowy z Rose. Świetne^^
    Branoc i dużo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga, Ginger...
    Może zacznę od tego, że... CO TY DO JASNEJ CHOLERY ZROBIŁAŚ Z JAMESEM!??!?!?! JEŻELI ZARAZ GO NIE ODASZ TO SROGO POŻAŁUJESZ!!!!
    A teraz od początku:
    James. James. James. Muszę od niego zacząć cały ten komentarz. Dlaczego? Bo mnie irytuje, denerwuje, ciekawi, intryguje... i to wszystko w tym samym czasie! Czytałam inne komentarze i mam już pewną koncepcje co do jego zachowania, więc musisz ją teraz wysłuchać (a raczej przeczytać): James jest uwielbiany, kochany przez czytelników, Jo i jego rodzine. Co prawda ma kilka spin z Albusem i Harrym Potterem, ale ogólnie wszystko z nim cacy, kiedy inni bohaterowie przeżywają dramy jak nwm... Więc co robi Ginger? Postanawia zdenerwować czytelnika, załamać bohaterów i mnie zaintrygować. A konkretniej to James jest słodki (dla Jo), miły, uroczy itd... Ma tylko wciąż spiny z swoim ojcem. Więc żeby zainteresować czytelnika, Ty postanawiasz zrobić coś co zszokuje wszystkich. Postanawiasz go zabrać siłą na czarną stronę. Wszyscy to zaczynają kupować, że James jest zły i wgl... Tylko nie ja. Bo ja próbuję odkryć co jest na rzeczy. Myślalam o tyn przez kilka dni i chyba wiem. Podkreślam słowo CHYBA, bo Ty nadal jesteś moją ulubioną pisarką fanfiction i zawsze mnie zaskakujesz... Ale wracając. JAMES. James jest super, hiper i mega... I nagle ni z tego wpada na plan! Ale nie byle jaki plan. Nie może go nikomu wyjawić. Ani tacie. Ani Rose. Ani co dopiero Jo. Jaki plan? By udawać złego, żeby odkryć plan Ankdala (czy jak tam to się pisze), żeby nabrał do niego zaufania... Ale dlaczego, teraz powiesz, dlaczego celował zaklęciem w Jo? Dlatego, żeby jeszcze bardziej utwierdzić wszystkich, że jest "zły". Wiedział, że Cameron jej pomoże, a musial dalej drążyć plan. Ale dlaczego chciał zabić ojca, lub Ryana? Też żeby utwierdzić ich w tym przekonaniu. A specjalnie celowal źle itd...
    Taka jest przynajmniej moja wersja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz napiszę o reszcie bohaterów bo James całkiem mnie pochłonął...
      Rose. Kocham, uwielbiam i wali wszystkich na głowę. Zwłaszcza miłością do Scora <3
      Scorpius. On jest ostatnio taki uroczy, przez ten jego problem, że tak powiem... awww *.* XD
      Al i Scarlett. Denerwują mnie swoją słodkością. To dobrze, więc się nie przejmuj ;)
      Lou. Po prostu: mrrrr hahah *,*
      Leah. Zabić, ukatrupić, wsadzić do auta, zawieść do Lou i niech żyją. Happy End.
      Jess. Uwielbiam go i bije brava za tą dzisiejszą 'sceną', w której pozbył się tej Irvin.
      Dakota niech wie, że ma najlepszego chłopaka, z drugą szansą :D
      JEEEEEEEEEEEEEEJ! Cam i Lucy bedą mieli dziecko!!! I to dziewczynke! *0*
      Ja nie mogę, kocham!
      Jo - nie wiedziałam, że może tak się załamać Jamesem... Masakra...
      Rita. Zabić, udusić, zakopać.
      Ryan. KOOOOOOOCHAM! Następny na liście moich mężów Gingerowskich hahah c;
      Harry i Hermiona - takie pracusie, że ja nie mogę...
      To chyba wszystko na dziś.
      Żegnam i czekam
      ~Nat

      Usuń
    2. Przejrzałaś mnie! Co do słowa, masz rację!



      A nie jednak nie, kombinuj dalej :PP

      Usuń
  7. Wprost nie mogę uwierzyć w to co robi teraz James, to jest takie nierealne. Chciał zaatakować ojca, prawie użył Avady... Coraz bardziej ciekawi mnie co przyczyniło się do tej zmiany :/
    Ale jestem pozytywnie zaskoczona Jessim. Brawa dla tego pana! :D Już myślałam, że się złamie, ale jest wierny Dakocie. Może jednak cosik będzie z tego ich związku.
    Mega się cieszę, że Scor nie przejmuje się już swoim wyglądem. Chociaż przez chwilę myślałam, że może ta maść coś naprawdę pomoże, to by było naprawdę zaskakujące xD
    Relacja Leah i Louisa jest naprawdę dziwna, ale widać, że nie umieją bez siebie żyć <3
    Ciekawe jak to się dalej potoczy.
    A, i jeszcze Mortimer jako łowca... nie spodziewałabym się :o Ale przynajmniej w łatwy sposób mogą go wypytać o Bestię, skoro jest w Hogwarcie na wyciągnięcie ręki.
    Cam i Lucy będą mieć córeczkę :3 Moja intuicja tym razem nie zawiodła xD Ciekawe czy zadziała też w przypadku imienia (jeśli jest po kimś konkretnym to być może mam racje, jak wymyśliłaś coś nowego to na bank nie xD)
    Pozdrawiam i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, szczególnie po przeczytaniu zapowiedzi :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Czuję, że niedługo stanie się coś bardzo złego.
    Szkoda, że Leah opuściła Louisa, mimo, iż nie chciała.
    Pamiętam jak opisałaś blizny Scorpiusa, jako piękne i przerażające, dlatego nie chciałam, żeby ta maść mu pomogła. Nawet trochę się z tego cieszę.
    Wiedziałam, że Jesse nie zawiedzie Dakoty, ale ta Cobie Irvin ma świetne imię i nazwisko. Imię Cobie kojarzy mi się z Cobie Smulders, kocham jej rolę w HIMYM.
    Natomiast Ashton Irvin jest świetnym perkusistą, w genialnym zespole 5SOS. Czy stąd zaczerpnęłaś jej imię i nazwisko?
    Fajnie, że będą mieli córeczką, ale to mi przypomina smutną historię Lupina i Tonks, proszę niech z Lucy i Cameronem tak się nie stanie.
    Do kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, tak, Cobie Smulders mnie trochę natchnęła :) Ale Irvin to bardzo popularne nazwisko, tak mi jakoś przyszło do głowy :)

      Lucy i Cam w ogóle nie kojarzą mi się z Lupinem i Tonks... Ale widzę, że rozpoczynamy giełdę trupów... Ja nie biorę udziału tym razem! :DDD

      Usuń
  9. Giełda trupów -dobre, zważywszy, że zamierzasz uśmiercić z jedną trzecią? mugolskiej i czarodziejskiej Anglii.
    James - brak mi słów. Łudziłam się, że ma jakiś ambitny plan. Zwieść wszystkich, oszukać Ankdala i rozbić jego wojsko od środka... Ale się zawiodłam. Jakby na to nie spojrzeć, prowadził armię która zabijała po drodze przeciwników. Splamiony krwią jej ofiar.
    Scorpius/Rose - słodkawo się zrobiło. Scorp spróbował maści? Niech się nie załamuje. Może działa z opóźnieniem.
    Jesse - ależ jestem z niego dumna :) niby nic, mała odmowa, ale w wykonaniu jednego z największych playboyów w Hogwarcie.
    Elizabeth - aż czuję jej wściekłość na sobie. Nie pokazuje tego, aczkolwiek w środku się gotuje. Co ten Blake sobie wyobraża? Rada dla Blake - oby tak dalej.
    Cam/Lucy - aww, uroczo. No i będzie dziewczynka.
    Tak z innej beczki, też dowiedziałam się przez przypadek o płci mojej iskierki. Nie chciałam wiedzieć. Wchodze do gabinetu, mały wywiad, kłade się na kozetce, lekarka przykłada sonde do brzucha i pierwsze co słyszę to "nie widzę jajeczek". Po niespodziance.

    MiMiK

    Ps. Pozdrowienia z zachodu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zły James, bardzo zły. Pamiętajcie tylko o tym, że JAKIŚ powód tego wszystkiego jest, prawda? :P Na razie wpadła na to tylko jedna osoba...

      Hhaha, nie ma to jak wyczucie :D

      Usuń
  10. Współczuję Jo, współczuję Harry'emu. I nie lubię Jamesa. Przestałam go lubić. Zdecydowanie tak. Bo jeśli on ich nie sprawdza od środka to jest kompletnym durniem, szczególnie, że rok temu walczył po innej stronie. Rose i Scor są świetni. Leah też. Mimo tego co zrobiła Lou cieszę się, że nie są razem. W takiej sytuacji w jakiej są ich związek byłby tylko kompletnym nieporozumieniem. Lubię ich oddzielnie i lubię te ich momenty ale nie mogą być parą. Tak.
    No dobra wyszło masło maślane, ale najważniejszym jest, że post mi się podoba i to bardzo. Lubię kiedy opisujesz wojnę. Robisz to strasznie realistycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps
      Od jakiegoś czasu piszę i chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga. Znajdziesz tam zwiastun, który powie Ci więcej niż, że jest to opowieść o dziewczynie z trudną przeszłością, o jej nowo poznanej miłości i jej dążeniu do normalnego życia. Mam nadzieję, że wpadniesz. :)
      http://psychological-fanfiction.blogspot.com

      Usuń
  11. Jeszcze nie do końca wierzę, że James jest po stronie Ankdala nie wiem co tam dalej szykujesz dla niego ale pewnie będzie ciekawie :) Fajnie że mimo tych wszystkich złych rzeczy które się dzieją dajesz nam nadzieję że chociaż u jednej pary wszystko jest dobrze, strasznie fajnie że będzie dziewczynka:) Nie mogę się też doczekać zakończenia wątku Leah i Louis'a. No nic widziałam nowy rozdział idę czytać :* Mimi

    OdpowiedzUsuń
  12. Mortimer łowcą COOOOOOO, jak to mozliwe no hahahah
    Jo pozbieraj sie i do walki!! Harry jeju, zeby własny syn go zaatakował to jest kuuurde nie di przeżycia no:(
    James ogsrnij sie halo hahahaha
    oo dziewczynka Cama i Lucy na pewno bedzie ruda hihihi
    Scor i Rose jeju no kocham ich ponad zycie sa idealni, ehh
    swietny rozdział!:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam!
    Proszę... nie. Ja Cię błagam! Nie mów mi, że dojdzie do czegoś więcej pomiędzy Leah, a James! Wiem, moje pomysły są psychiczne, ale zwróciłam uwagę na to zdanie:
    "- Przyszłość leży w rękach młodych ludzi!" Mam do tego mieszane uczucia :/
    Joanne Carter rusz dupę do cholery i ratuj swojego przyszłego męża!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedna Jo. Rose jest genialna! ;) Brawo Jesse! :') Scor! Boże! DLACZEGO LEAH JEST TĄ ZŁĄ?! Przecież oni się kochają!
    "- To był najlepszy dom, jaki miałam – powiedziała pewnie, podchodząc do niego. – Do widzenia, Lou – dodała, wspinając się odrobinę na palce, żeby go pocałować.
    I czując, że jej serce zostało w tym mieszkaniu, wybiegła." To było cudowne!
    Będzie dziewczynka! Super ;)
    Powiedz że James ma jakiś plan i tylko tak dobrze kłamie! PROSZĘ! :''(

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  15. "- Leah…? Otwórz, nie chcę sam spać.
    Zagryzła wargi.
    - TO SIĘ PRZYTUL DO LODÓWKI!!!"


    Haha i już trochę polubiłam Leah :D
    Tylko czemu uciekła... A było tak pięknie

    OdpowiedzUsuń
  16. Super rozdział :)
    Wow Mortimer jednym z łowców? nie podejrzewała bym go, dziadek pewnie wiele ukrywa.
    Scor :( żal mi go mam nadzieje, że znajdzie się w końcu jakieś lekarstwo na jego oparzenia.
    Leah i Louis <3 uwielbiam ich sceny, szkoda, że Leah od niego uciekła.
    Aaaaa!!! Cameron i Lucy będą mieć córeczkę ale super :D
    Brawo Jesse jestem z ciebie dumna :)
    James!!! bądź sobą.

    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  17. No nie, Leah czemu uciekłaś? Wróć do swojego Louiska!! :D
    No i gdzieś przeczuwałam, że ten stary pryk coś-gdzieś-kiedyś tam robił.
    No a Jo będzie ciotką dla dziewczynki, jupi!
    James, ty się ocknij, zanim będzie za późno...
    Aha, no i kibicuję Blake'owi :D
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  18. Leah i Louis znowu ukradli rozdział :D Jesse jestem dumna,choć na chwilę zwatpilam. Cam i Lucy będą mieli córeczkę! "Na pewno będzie ruda" <3 James, ogarnij się wreszcie! Biedna Jo,martwię się o nią :(🎠🏩 Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ciągle nie mogę rozpracować Leah,ale napewno się wyjaśni. Harry napewno mocno przeżył tą bitwe.

    OdpowiedzUsuń
  20. Leah, dlaaaczego to zrobiłaś?

    OdpowiedzUsuń