Ginger Golden Girls

20 lipca 2015

Rozdział LXV cz. 1


Wiemy już tyle, że możemy walczyć




                Sir Hurrlington odprowadził Leah i Jamesa do bawialni i zostawił ich samych.
- James! – Leah była tak wstrząśnięta, że dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie może być tak głośno i rzuciła niewerbalnie zaklęcie nieprzenikalności na drzwi. – Co ty tu na Merlina robisz?!
James zrobił zdumiony wyraz twarzy.
- To samo co ty – odparł spokojnie.
- Ale… Ja… Rozmawiamy o tobie! – zawołała, nie spuszczając z niego wzroku. – Nienawidziłeś ich! WALCZYŁEŚ z nimi! A teraz im służysz?!
- Źle oceniłem Gustava Ankdala – powiedział James. – Ten człowiek chce dobrej zmiany. Chyba nie muszę cię do tego przekonywać?
Leah zaschło w ustach. On mówił szczerze. Od pierwszego momentu wiedziała, że to nie Imperius.
- Twoja rodzina, James… – odezwała się znowu, badając każde jego mrugnięcie. – Twój tata jest pierwszym wrogiem sir Stevena.
James zdawał się być zdenerwowany na samą wzmiankę o ojcu.
- Harry Potter nie jest tym dobrym w tej wojnie. Ani żadnej… Marzy tylko o sławie i chwale.
Leah nie wiedziała jak się do tego odnieść, nie znała Harry’ego Pottera. Ale znała Jamesa i wiedziała, że jest jedna rzecz, która w jego życiu nie mogła się tak łatwo zmienić.
- Ta Gryfonka… Jo Carter. Nie jesteście już ze sobą?
Przez twarz Jamesa przemknął cień. Ale ku nowemu zdumieniu Leander nie było to nic na kształt tęsknoty.
- Jo Carter dawno powinna zmądrzeć i przejść na właściwą stronę. Teraz jest moim wrogiem.
Leah chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ktoś zapukał i w salonie pojawił się lokaj z dzbankiem i dwoma szklankami. James nalewał sobie soku, a ona przyglądała mu się z bijącym szybko sercem. To niemożliwe… myślała gorączkowo. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że James ma podobny układ ust co Louis. Potter nie może być po stronie Hurrlingtona, myślała gorączkowo. Po prostu nie może.

                                                           *

                Był taki dzień, w którym wyszło słońce. Jo wstała z łóżka a pierwszym co przyszło jej do głowy nie było echo powtarzanego „nie kocham cię”. Wyszła z Gryffindoru nim Rose albo Scorpius przyszli, by wyciągnąć ją z niego siłą i sama zeszła na śniadanie. Nie interpretowała tego i nie zastanawiała się nad tym czy przeszła już zbyt wiele czy właśnie odbija się od dna. Po prostu zjadła śniadanie.
                Pierwszą lekcją tego dnia była Obrona Przed Czarną Magią. Jo dawno miała plan wyciągnięcia czegoś z Mortimera, ale ich nauczyciel był wyjątkowo nieuchwytny jak na kogoś, kto przychodził zawsze spóźniony, bo pokonanie jednego korytarza zabierało mu wszystkie siły.
- Zaczekajcie na mnie! – syknęła Jo, kiedy zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji do Rose, Scora i Jessiego. Ci skinęli głową, choć przyglądali jej się podejrzliwie.
                Klasa wyszła i profesor Mortimer zaczął zbierać swoje rzeczy, wrzucając po jednej książce do zmurszałej teczki.
- Panie profesorze? – zagadnęła Jo. Nic.
- PANIE PROFESORZE! – wrzasnęła i przygłuchy nauczyciel w końcu ją usłyszał.
- Tak… Panno…? – chyba próbował sobie przypomnieć jej nazwisko, ale uznał, że to zbyt wielki wysiłek, więc uśmiechnął się dobrodusznie.
- Carter – powiedziała Jo. – Mam do pana pytanie.
Mortimer uniósł brwi.
- Uważa pan, że najlepszym sposobem na zamrożenie Drapacza jest zaklęcie Orfatum?! – zapytała głośno. Nauczyciel zamyślił się i trwało to na tyle długo, że Jo zdążyła się zirytować.
- Jest skuteczne… Tak, to zaklęcie jest najlepsze! – oznajmił w końcu i… jakby coś w nim zaskoczyło, spojrzał na Jo trochę zaskoczony. – Skąd je znasz, młoda damo?
Jo wzruszyła niewinnie ramionami.
- Dziadek mi o nim wspominał.
- Och. Twój dziadek musi być wielkim czarodziejem!
Jo pokiwała głową.
- Był. Może pan o nim słyszał? Leonard Marlow był dość znany w swoich czasach…
Szybko tego pożałowała. Starzec na dźwięk tego nazwiska zachłysnął się powietrzem, jego oczy wylazły z orbit i złapał się za serce. Jo pisnęła.
- Wszystko w porządku?! – wrzasnęła, odwracając się za siebie i już miała krzyczeć do stojących za drzwiami Rose, Scora i Jessiego, ale wtedy zobaczyła coś niesamowitego. W oczach Mortimera błyszczały łzy. Patrzył na Jo ze wzruszeniem, którego ciężko było jej wytrzymać.
- Jesteś… jesteś córką Agathy? – zapytał w końcu. Jo czuła się bardzo niekomfortowo. Skinęła chaotycznie głową.
- Znał pan mojego dziadka? – odparła, przypominając sobie po co ta cała szopka. Wilhelm Mortimer pokiwał powoli głową.
- Był… był moim najlepszym przyjacielem. Teraz widzę… - dodał, wpatrując się w jej oczy tak, że znowu poczuła się dziwnie.
- Może… mógłby mi pan kiedyś opowiedzieć o dziadku? – zapytała szybko. Mortimer przymknął ciężko powieki i była pewna, że odmówi.
- Z najwyższą przyjemnością.

- I co?!
Jo ruszyła korytarzem, a Rose, Jesse i Scorpius otoczyli ją ze wszystkich stron.
- Poza sceną „jesteś wnuczką mojego zmarłego przyjaciela” niewiele – burknęła. – Umówiłam się z nim wieczorem w jego gabinecie. Mam nadzieję, że do tego czasu już się wypłacze.
Scorpius parsknął śmiechem.
- Ona też się wzruszyła – wyartykułował do Rose i Jessiego.
- Wcale nie! – wrzasnęła histerycznie Jo, idąc przed nimi. – Sam się wzruszyłeś!!!
I dyskretnie otarła łzę.

                Wieczorem Jo długo się wahała czy pokazać Mortimerowi dziennik Leonarda. Z jakiegoś jednak powodu nie chciała by zbyt wiele osób o nim wiedziało i zostawiła go w swoim dormitorium. Za pięć dziewiąta zapukała do gabinetu profesora, co okazało się całkiem sprytne, bo nim jej otworzył, była dokładnie dwudziesta pierwsza.
- Moja droga! Zapraszam! – Mortimer wyglądał na zachwyconego a Jo nieporadnie przeszła koło niego i pomaszerowała do biurka, przed którym stało krzesło.
- Mam tyle pytań! – zawołał staruszek, idąc w jej stronę, a Jo uniosła brwi. – Musisz mi wszystko opowiedzieć! Wszystko! Jak się ma Agatha?!
Jo westchnęła. Chyba będzie musiała dać sporą zaliczkę nim dostanie to po co tu przyszła…
                Godzinę później Mortimer zalał się łzami. Jo musiała opowiedzieć mu absolutnie wszystko – kim jest jej ojciec, co porabia Agatha, czym ona się interesuje i jak wygląda ich dom. Mortimer był ciekaw wszystkiego, a że pamięć mu wyraźnie szwankowała, niektóre pytania zadawał po cztery razy. Tylko, kiedy powiedziała mu, że Agatha prowadzi sklep z zabawkami był mocno zdziwiony…
                W końcu Jo odchrząknęła z nadzieją, że teraz jej kolej.
- Panie profesorze… Wiem, że pracował pan z moim dziadkiem – powiedziała ostrożnie.
Mortimer pokiwał powoli głową.
- Długie lata… Zjeździliśmy razem świat – mówił, przymykając ciężkie powieki.
- Tylko we dwóch?
Mortimer otworzył szybko oczy. Zbadał ją spojrzeniem i powiedział:
- Rzadko się zdarza by łowcy pracowali wspólnie. Dwóch to i tak dużo!
Jo zagryzła wargi. Kłamał. Tylko dlaczego?
- Myślałam… myślałam, że dziadek miał więcej kolegów łowców – wymyśliła szybko. – Wspominał kiedyś o Ferdynandzie Forlym.
Teraz była już pewna, choć przed chwilą miała wątpliwości co odmalowało się w oczach starca. To był strach.
- Nic o tym nie wiem! – zawołał szybko. – Ja i Leonard pracowaliśmy sami!
- Rozumiem – powiedziała grzecznie Jo. Ostatnim na czym jej zależało to denerwowanie go. I tak wyglądał jakby miał wiecznie stan przedzawałowy…
- Wie pan… - spróbowała znowu. – Do tej pory nie rozumiem jak właściwie dziadek zmarł… Wampiry dla łowcy to jak bułka z masłem…
Mortimer znowu przymknął ciężko oczy.
- Dla sprawnego człowieka pewnie tak… - powiedział z bólem. Jo otworzyła usta, ale profesor mówił dalej – Tyle lat… tyle bitew. Twój dziadek był już zmęczonym człowiekiem. Nie miał siły by wygrać tamtą walkę.
Jo chciała się sprzeczać, ale uznała, że profesor znowu może ją okłamać. Serce biło jej szybko. Mogła wyjść stamtąd z niczym, lub zaryzykować…
- Wie pan co szczególnie zapamiętałam z rozmów z dziadkiem? Wciąż powtarzał o jakiejś Bestii…
I doigrała się. Mortimer zbladł a jego twarz stężała. Złapał się za serce i zaczął charczeć, jakby nie mógł oddychać. Jo przeklinała się w duchu i szybko podniosła się wyciągając różdżkę, choć nie miała pojęcia co robić. Ale wyglądało na to, że to tylko atak paniki, bo Mortimer niespodziewanie wstał i złapał ją za rękę.
- Nie powtarzaj tego, dziecko! Nie widzisz jaką cenę zapłaciłem?! Bestia może przyjść po ciebie, po twoją magię! Zapomnij! Idź, zapomnij!
Z jego oczu leciały iskry, na policzki wystąpiły czerwone plamy i Mortimer trząsł się jak w febrze. Jo chciała przeprosić, ale profesor wydawał jej się teraz tak przerażający, że cofnęła się, wyrywając swoją rękę i czym prędzej wypadła z gabinetu.
                Przez cały zamek serce waliło jej jak oszalałe. Chciała zabrać z Gryffindoru Komunikujące Karteczki, ale nie musiała. Rose, Scorpius, Jesse, Al i Scarlett już na nią czekali, oparci o ścianę w korytarzu.
- Wysysa magię! – zawołała Jo na ich widok, nie mogąc złapać tchu. – O tym mówiła Rita! – dodała w kierunku Rose. – Bestia zabiera magię! Zabrała ją Forly’emu i wyssała życie z Mortimera i mojego dziadka! A teraz… założę się, że Ankdal używa jej, żeby odbierać magię innym czarodziejom. DLATEGO jest tak potężny!
Rose nie mrugała. Scorpius wpatrywał się w Jo, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Al i Scarlett patrzyli na siebie, nie oddychając. Tylko Jesse zrobił krok do przodu i objął Jo, bo okropnie się trzęsła.
- Powiedział ci to wszystko? – zapytał spokojnie. – Mortimer rozmawiał z tobą o Bestii?
Jo pokręciła szybko głową.
- Był przerażony na sam dźwięk tego słowa! I kłamał, że on i Leonard pracowali sami!
Reszta spoglądała po sobie z niekrytym zdumieniem. Tylko Albus przymknął na moment oczy, a potem obrócił się w lewo i w prawo sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Słuchajcie, coś przyszło mi do głowy… dawno temu.
Pięć paru oczu przeniosło na niego naglące spojrzenia.
- Bestia… Nie wydaje wam się, że już mieliśmy z nią do czynienia?
Oczy Jo rozszerzyły się maksymalnie. A potem przeszły ją ciarki i poczuła niewytłumaczalne mrowienie w miejscach, w których kiedyś miała setki małych, ciętych ran.
- Nie! – wydała z siebie zduszony krzyk. Rose zakryła usta dłońmi a Scorpius powiedział:
- Ten… ten stwór, którego wyczarowywał Crosby?!
Albus westchnął z frustracją.
- Długo nad nim myślałem. Nigdy nie słyszałem o takich czarach! Ten potwór nie był w y c z a r o w y w a n y ale PRZYWOŁYWANY. Jo przeżyła tylko dlatego, że mój tata oczyścił jej rany! I to połączenie! Pamiętacie? Crosby KAZAŁ potworowi zniszczyć Drzewo Początku, gdy da mu sygnał! Jaki wyczarowany stwór ma aż taką moc?!
Scarlett pokręciła głową.
- Żaden.
Wszyscy milczeli, przerażeni i wstrząśnięci. Jo oddychała głęboko i tylko Rose obudziła się z marazmu:
- Nie… Zaczekajcie, ja też go widziałam, prawda?! Genevive nastraszyła mnie nim w lochach! – odwróciła się do Scorpiusa. – Ale on wtedy nie był prawdziwy… rozpłynął się!
- Rose, Gen była najgłupszą Ślizgonką, jaką znałem – odparł Scor. – Na pewno nie potrafiła wyczarować żadnej Bestii!
- Ale to by pasowało! – stwierdził Jesse. – Almond była spokrewniona z Ankdalem i być może współpracowała z Crosbym… Musiała znać czar na przywołanie Bestii… Może po prostu nie wychodził jej tak jak powinien?
Nikt mu nie odpowiedział, bo wszyscy zastanawiali się nad tymi słowami.
- Więc… Więc twój dziadek i jego koledzy żyli w czasach, kiedy przywołano Bestię – próbowała podsumować wszystko Scarlett, patrząc pytająco na Jo.
- Zrobił to jeden z nich – odparła jej Carter, pustym głosem. – Jeden z nich chciał przejść na ciemną stronę!
Scarlett kiwnęła potakująco głową.
- A teraz Ankdal wykorzystuje te same czary…
Jo krzyknęła. Wszyscy spojrzeli na nią zdumieni, a Carter zakrywała sobie usta dłonią, wpatrując się w każdego z nich.
- Odbiera magię… Ankdal jest tak potężny, bo Bestia potrafi odebrać magię!!! Być może on ją czerpie!
Wszyscy zamarli. Nie musiała nic dodawać, wiedzieli, że ma rację.
- Mój ojciec… - odezwał się Albus.
- Tym razem będzie musiał mnie wysłuchać! – warknęła Jo.
- Mortmier musi powiedzieć więcej! – zawołała Rose. – Musi powiedzieć który z nich wyczarował Bestię! Może wie jak ją powstrzymać i jak powstrzymać Ankdala!
Jo skinęła głową.
- Wyduszę to z niego.
Mieli takie miny, że pierwszoroczniak, który właśnie pojawił się na korytarzu do Gryffindoru, po krótkim namyśle odszedł w stronę, z której przyszedł.
- Hej… To wszystko… Jest dobrze – oświadczyła nagle Jo. Pozostała piątka spojrzała na nią jak na wariatkę, a Jo kiwnęła tylko pewnie głową. – Jest wojna i Ankdal ma potężną broń, którą wykorzystuje do najgorszych, najbrudniejszych celów jakie można sobie wyobrazić… Ale teraz wiemy już tyle, że możemy walczyć z nim i jego potworem. To jest dobra wiadomość i od tego trzeba zacząć.

                                                               *

                Scorpius wchodził na Wieżę Astronomiczną z prawdziwie skrajnymi myślami. W takim celu nie był tu od miesięcy i czuł się wręcz zagubiony. Pchnął drzwi i parsknął szczerym, głośnym śmiechem.
- Kopę lat! – zawołał drwiąco Albus, pijackim głosem, wymachując pękatą butelką rumu.
- Potter, myślałem, że odkąd jesteś z Archibald nie robisz głupich rzeczy? – zaśmiał się Scor, ruszając pewnie w jego kierunku.
- Taaa… Czasy się zmieniają, co? Teraz na przykład mój brat jest oficerem skurwiela, który wysysa z ludzi magię, by mordować innych ludzi!
- Aha… - mruknął powoli Scor i zabrał mu butelkę. W końcu musieli być na tym samym poziomie, by móc prowadzić tę dyskusję.
Piętnaście minut później było to możliwe.
- Nigdy nie lubiłem twojego brata – oświadczył Scorpius. – Ale nie wierzę i nigdy nie uwierzę…
- WALCZY PO STRONIE HURRLINGTONA! – ryknął Al. – Ojciec jest pewien, że nie jest zaczarowany!
Scorpius pokręcił spokojnie głową.
- Miałem na myśli co innego… Nigdy nie uwierzę, że starszy Potter odpuścił sobie Carter.
Albus zaśmiał się gorzko.
- Też uważam, że to niemożliwe…
- Tobie nie wyszło, co? – burknął Scor. Al spojrzał na niego z pogardą.
- O czym ty bredzisz, Malfoy?
- Stary, wiem, że Archibald jest świetna. I widzę, że ci zależy… Ale zabij mnie, jeśli Carter przeszła ci do końca.
Al patrzył na niego z rozdziawionymi ustami.
- Jesteś jebnięty – stwierdził tylko i wycelował w skrytkę Malfoy’a.
- Nie twierdzę, że to to samo co dwa lata temu – odparł Scorpius. – Archibald nie jest tylko na pocieszenie, wiem. Ale Jo wciąż ci siedzi w głowie i chyba tylko ty i ona o tym nie wiecie.
Albus odkręcił kolejną butelkę.
- Jak miałeś gładką cerę mówiłeś mądrzej.
Scorpius zaśmiał się głośno.
- Może. W każdym razie, nie mówiłem tego, bo tak ma być. Stary, musisz w końcu o niej zapomnieć. Carter i ty to nietrafione połączenie… A twój brat kiedyś wróci do niej na kolanach. Pewnie go nie przyjmie, w końcu to Carter – wtrącił, przewracając oczami. – Ale będzie go kochać po kres świata.
Al westchnął teatralnie.
- Aleś się urżnął…
Scorpius zachichotał. Miał mu już odebrać swój rum, ale w tym momencie drzwi na Wieżę Astronomiczną otworzyły się z hukiem i obaj prawie podskoczyli. A gdy zobaczyli kto w nich stoli prawie z niej spadli… Rose i Scarlett wpatrywały się w nich z mordem w oczach.
- Jest wtorek! – warknęła Rose, idąc w ich stronę z założonym na biodrach rękami. Scorpius trochę się cofnął.
- Wtorek?! A co to ma do rzeczy?! – oburzyła się Scarlett. – Nie wolno wam pić w szkole!!!
Albus zwiesił głowę.
- Eee…
- Kretyni! – zawołała Rose, zatrzymując się przed Scorpiusem. Była przy nim tak niska, że gdy kulił się ze strachu wyglądało to co najmniej komicznie. – Nie, co ja mówię?! Dzieci! Jesteście durni jak dzieci!
Scarlett wyglądała na srogo zawiedzioną.
- Jesteś prefektem, Al.
Albus pokiwał głową.
- Masz rację, to strasznie nieodpowiedzialne… - Scarlett przewróciła oczami i wyszła Albus za nią a Scropius zaniósł się śmiechem.
- Pantofel… - jego śmiech zamienił się w syk, gdy tylko Rose na niego spojrzała.
- Eee… Widzisz, skarbie… Potter mnie tu zaciągnął!
Red zmarszczyła nos.
- Pewno cię związał? – zapytała ze współczuciem. Scorpius pokiwał szybko głową.
- Nie moglibyście się upijać gdzie indziej?! Tylko w takim miejscu, z którego wraca się pół godziny?! Al i tak jest na cenzurowanym, odkąd wyszła ta sprawa z Jamesem! Nie trzeba mu więcej kłopotów!
- Masz rację, Rosie – oświadczył natychmiast Scorpius. Red spojrzała w niebo, a potem złapała go za szatę i pociągnęła za sobą.
- Myślałeś kiedyś o jakimś leczeniu z nałogu?
- Nie, ty mnie wystarczająco dobijasz – odparł i dopiero gdy na niego spojrzała, obnażając zęby zdał sobie sprawę z tego, że powiedział to na głos. – Ale jaka jesteś piękna!
- Muszę z tobą w końcu zerwać – burknęła sama do siebie, odwracając się w drugą stronę. Scorpius uwiesił się na jej szyi (prawdopodobnie dlatego, że nie bardzo mógł prosto iść).
- Po moim trupie! – syknął jej do ucha. Rose zmierzyła go niechętnym spojrzeniem.
- Wiele ci do tego nie brakuje…

                                               *

                Blake ze śmiechem oglądał jak Rose wprowadza totalnie zalanego Malfoya do jego dormitorium i z tego co zdołał usłyszeć, niezbyt delikatnie rzuca go na łóżko. Dorzucił drewna do ognia.
- Masz chłodno w pokoju, Warrington? – rozległ się wysoki, zmanierowany głos, który wprost ubóstwiał.
- Nie śpisz jeszcze, Elizabeth? – odparł nie odwracając się w jej stronę. Po chwili pojawiła się tuż przed nim.
- Nie mogłam zasnąć – wzruszyła ramionami i przysiadła na oparciu jego fotela.
- Sumienie? – zadrwił Blake. Elizabeth posłała mu pełne wyższości spojrzenie, ale dostrzegł w nim coś jeszcze…
- Raczej brak towarzystwa – odparła znowu się odwracając. Blake poczuł, że świerzbią go ręce.
- Wiesz, Cambell… - zaczął i poczuł, że schnie mu w ustach, ale w ostatniej chwili się opamiętał. – Mogę ci kogoś znaleźć.
Elizabeth spojrzała na niego tak szybko, że nie zdziwiłby się, gdyby zapiekło ją w karku.
- Myślałam… o tobie, Warrington, ale właśnie zmieniłam zdanie!
A potem zamiotła czarnymi jak kruk włosami i zaczęła podnosić się z jego fotela. Nie zdążyła, bo złapał ją za rękę i mocno przytrzymał.
- Kusząca propozycja… - wychrypiał, wściekły, że nie potrafi tak grać, jakby chciał. – Kusząca – powtórzył, przyciągając ją bardzo blisko siebie.
                Cambell miała piegi. Ukryte pod grubą warstwą makijażu, ale teraz w specyficznym świetle mieszaniny ognia z kominka i zielonej poświaty można było je dostrzec…
- Ale nie jestem zainteresowany.
Twarz Elizabeth zastygła, a potem odsunęła się z lodowatą furią. Jeszcze nigdy nikt…!
- Pożału…
- Nie jestem zainteresowany twoją zabawą – przerwał jej spokojnie. – Chodź ze mną na kolację.
Elizabeth zamarła. Czy o sobie z niej kpił?!
- Tysiąc razy mówiłam ci, że za wysokie progi, Warrington! – oznajmiła wyniośle. Blake przewrócił oczami i podniósł się z miejsca, stając koło niej i patrząc na nią z góry.
- W sobotę – powiedział tylko, nachylając się tak nisko, że prawie zetknęli się nosami. Elizabeth mimowolnie się zatrzęsła, jakby przeszedł przez nią prąd. – O dziewiętnastej.
Cambell wpatrywała się w niego prawie nie oddychając. Ale nie traciła rezonu.
- Nie przyjdę! – wyjąkała słabo. Blake dotknął palcem jej ust.
- W Trzech Miotłach – powiedział tylko, zabrał dłoń i odszedł.
Elizabeth trzęsła się z furii.
- Chyba nie sądzisz, że robisz na mnie jakiekolwiek wrażenie! – zawołała za nim, ale nawet się nie odwrócił.  







23 komentarze:

  1. O matko! A raz przeszła mi myśl, że Bestia pojawiła się już dużo wcześniej.
    Może powodem Jamesa do przejścia na stronę Ankdala była wielka sława ojca, która go irytowała i dlatego nie chciał być po jego stronie.
    Nie mogłam przestać się śmiać przy fragmencie z Wieżą Astronomiczną, tylko te domysły Scorpiusa, że Albusowi nie do końca przeszła Jo wydają mi się prawdopodobne. A i jak powiedział, że James wróci do Jo na kolanach a ona go nie przyjmie, ale ciągle będzie go kochać, to też wydaje się możliwe. Scor zmądrzał.
    Życzę miłej randki Blake'owi i Elizabeth. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiecie co? Kluczem do rozwiązania KAŻDEJ zagadki tu jest zaskoczenie. Wymyślcie rozwiązanie (na które da się wpaść) i jeśli pomyślicie - nie, to mało prawdopodobne, to znaczy, że trafiłyście w dziesiątkę! :)

      Oczywiście, że Jo nie przeszła Alowi, powiedziałam Wam kiedyś, że ona się zdecyduje w 3 części :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ja wciąż mam nadzieję, że James naprawdę nie wierzy w to co mówi. A może James jest zamknięty gdzieś w miejscu gdzie nikt go nie znajdzie i ktoś się pod niego podszywa.
    Myślę że któryś z dawnych przyjaciół Marlowa, ten czwarty to Ankdal.
    Scor i Rose są tacy kochani! Uwielbiam ich!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez mam przeczucie ze Ankdal ma coś wspólnego z Marlowem... a James... no cóż... nie będę się domyślać bo i tak nas czymś zaskoczysz
    Jo i Al to najgorsze połączenie Scorpius ma całkowita racje
    Ciekawi mnie tylko dlaczego Leah dalej jest po tej złej stronie
    Życzę dużo weny i do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, w życiu Leah tak naprawdę niewiele się zmieniło... Od dawna jest zakochana w Lou i niczego to nie zmieniało... A jeszcze nie wiemy czemu ona w ogóle jest po tej stronie! :)

      Usuń
  4. Hahahah uśmiałam się przy tej scence z Wieży Astronomicznej. Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie myśl, że ten Taw to Ankdal. Blake i Elisabeth są ekstra.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że tym razem nie będę musiała nardabiać rozdziałów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadając na Twój komentarz spod poprzedniego rozdziału ("James jest durniem i już go nie lubię") - podobno piszesz swojego bloga? :P To chyba nie jest dobry pomysł, skoro nie rozumiesz wątku Jamesa - jest środek akcji, nie masz pojęcia czemu on jest w obozie Hurrlingtona i wykazujesz bardzo mały zmysł autorski...
      Przepraszam, ale wkurza mnie to. Większość czytelników szuka powodu jego zachowania, nikt nie nazywa go durniem nie wiedząc o co mu chodzi.

      Usuń
  5. Hahaha.. upili sie jak za starych dobrych czasow :D. I ten gniew Scarlet :). Scorpius moze miec racje, co do tego, ze Al nie zapomnial jeszcze o Jo, ale kocha tez Scar.
    Co do tych przyjaciol Marvola moze jednym z nich byl wlasnie Andakal.. co jest dosc prawdopodobne, tak jak mowila Jo jeden z nich przeszedl na ciemna strone. W ten sposob mozna dojsc do wniosku, ze rowniez dziadek Jo mogl stworzyc bestie, a pozniej wymknela mu sie z pod kontroli..
    Nadal uwazam, ze to nie jest James, albo przynajmniej ma jakis okreslony cel i dlatego taki jest.
    Leah.. odnosze wrazenie, ze ona nie jest zla. Nawet ja rozumiem.. Ona po prostu w ten sposob próbuje chronic siebie, Lou i mozliwe ze swoich rodzicow.. Mam takie dziwne wrazenie, ze ona w decydujacej bitwie przejdzie na ta dobra strone :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mmmm Marvolo był dziadkiem Voldemorta, dziadek Jo to Leonard MARLOW :P

      Decydująca bitwa w rozdziale 70, a więc już bardzo niedługo i tak, tam wyjaśni się sytuacja Leah, chociaż będzie to trochę bardziej skomplikowany scenariusz...

      :)

      Usuń
  6. Kurcze no, coraz mniej nie lubię Leander. Dziwne... ale myślę, że może jakoś pomóc w odkryciu motywów kierujących Jamesem
    O, widać nie jestem jedyną osobą rozważającą jakieś powiązanie Ankdala z tajemniczym Tawem. Może niekoniecznie to ta sama osoba, ale coś jest na rzeczy, prawda?
    Szczerze mówią przez chwilę myślałam, że dziewczyny przyłączą się do Ala i Scora, a tu jednak odezwała się ich praworządna strona :P
    Elizabeth pójdzie na randkę. Z nudów bo z nudów, ale pójdzie :D
    Jestem bardzo ciekawa ile, jak i czy w ogóle się dowie Harry Potter o wynikach śledztwa naszej wesołej kompanii. Pozdrawiam,
    ~ Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że nie lubisz Leah, gdybym miała zrobić listę moich ulubionych postaci byłaby na 2 miejscu :)

      Usuń
  7. Bestia, która odbiera magie! Kto by pomyslal? Ciekawe, jak Harry zareaguje na rewelacje Jo i reszty. Zastanawiam sie tez, kim byl czwarty łowca oraz ktory z nich przeszedl na zla storne. Moim zdaniem byl to ten czwarty, bo pozostali mi nie pasuja.
    To bylo oczywiste, ze wlasnie TA tradycja nowego pokolenia zostanie odnowiona. Wyobrazam sobie moment, kiedy Rose prowadzila Scorpiusa do dormitorium :D
    Nie moge sie doczekac spotkania Elizabeth i Blake'a :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. hahaha świetna scena na wieży astronomicznej :D
    Elizabeth i Blake... zapowiada się bardzo ciekawie
    Liczę na to, że James się tak zachowuje bo ma jakiś plan :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurcze :O . Przeciez to bylo tak oczywiste ze Bestia ma cos wspólnego z Ankdalem, no ale ja bym na to w życiu nie wpadła. Tak bardzo mnie ciekawi co to i który z łowców ja przywołał. I kim byl ten czwarty. Matko! Tyle pytań a tak mało odpowiedzi :) I jestem pewna ze one będą takie oczywiste :D
    Mnie też się wydaje, ze to przejście Jamesa na stronę Ankdala to pewnie część jego genialnego planu pokonania Gustava. Obyyy.
    Moment, w którym Rose i Scarlett ustawiają do pionu swoich chłopaków jest świetny :D .
    No i Blake i Elizabeth .. W końcu randka:)

    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam kolejny wspaniały pomysł co opcji z Jamesem! Może Potter ma tą samą sytuacje jak Szalonooki Moody w "Czara Ognia"? Tylko teraz pytanie kim jest Crouch?
    Jo nie traci rezonu i chce wykończyć Harry'ego! Tak trzymać! ;d hahahha
    Pozdrawiam
    ~Nats

    OdpowiedzUsuń
  11. http://adrianna-ocalic-istnienia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak czytam takie komentarze to natychmiast otwieram nowy dokument, żeby pisać dalej. :)))
    Pierwsza sprawa - jest jeszcze jeden post (ze wczoraj) i musisz kliknąć "nowszy post" na dole, bo nie ma go jeszcze w spisie...

    Odpowiadając na pytania:
    1. Hahhahaha, no przecież nie mogę tego zdradzić! :P ale całe opowiadanie nie zakończy się jednym wielkim happy endem :/ Będą śluby ale będą też pogrzeby. Nie wszyscy bohaterowie dożyją i nie wszystkie pary będą razem.
    2. Nigdzie nie jest powiedziane, że Bestia chce dorwać akurat Jo. Jeśli chodzi Ci o słowa Mortimera, on mówił ogólnie, a jeśli o to, że Harry martwił się szczególnie o Jo - miał na myśli to, że ona jest największym zagrożeniem dla Hurrlingtona, bo kiedyś była z Jamesem i może mieć jeszcze na niego wpływ a James jest bardzo cenny dla nich.
    3. Znowu nie mogę :P Ale w rozdziale 67 będzie wspólna scena Jomes.
    4. Odpowiedź znajdziesz jak klikniesz "nowszy post" :P
    A co do informowania - nie robię tego, wybacz. Jeśli dodasz się do obserwatorów bloga, będziesz mieć informacje na bieżąco o nowych rozdziałach, które dodaję raz na tydzień.

    Ach, zapomniałabym, że uwielbiam Cię za to jak lubisz Jomes!
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się z Leah on nie może być po stronie Hurrlingtona!
    Ta Bestia to potwór z lochów?! O.o
    Scor i Al na Wieży. Spotkanie po latach? Hihihihi :'') Łołoło. Elizabeth mięknie? Hmm ciekawe :D

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  14. Potwór z lochów ma być tą zakichaną Bestią? Serio?! W sumie by pasowało to, że blizn Jo się z początku nie dało usunąć, tylko po jakimś czasie dopiero... hmm... :D
    Nie chcę gdybać co z Jamesem, bo chyba bym zgłupiała. Za dużo teorii spiskowych się by tutaj narodziło... :)
    Tak se myślę, że z twojego opowiadania wyszedłby super film o nowym pokoleniu. Sama JKR byłaby zachwycona, daję rękę sobie uciąć :D
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  15. Okej czyli potwór z lochów to ta sama bestia o której mowa? Hmm... w sumie ma to jakiś sens :)
    Ciekawe który z łowców chciał przejść na złą stronę? może Forly skoro Mortimer się przeraził na wzmiankę o nim albo ten czwarty łowca.
    Aluś znowu się urżnął razem ze Scorem hahaha :D uwielbiam te sceny jak razem piją.
    Nieee James co ty gadasz Jo nie jest twoim wrogiem zmądrzej albo wyzdrowiej wreszcie.

    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  16. Wreszcie wiadomo czym jest Bestia! Teraz tylko dowiedzieć się który łowca przeszedł na drugą stronę. Al i Scor wracają do starych nawyków,nareszcie :D Dobrze,ze dziewczyny się nimi zajęły. I Blake i Elizabeth <3 Nie mogę się doczekać ich randki :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wierze, że James jest świadomy tego co robi.Jakiś krok to przodu po rozmowie z profesorem ;p

    OdpowiedzUsuń