Jeszcze będzie pięknie
Nikt
nie rodzi się bohaterem. Są takie wydarzenia i są takie miejsca, a przede
wszystkim są takie osoby, które odmieniają nasze życie, i nic później nie jest
już takie samo. Dla Jamesa Pottera taką osobą była z pewnością Jo Carter. Od
momentu, gdy dziesięć miesięcy temu wsadziła ich do szafy Minervy McGonagall
życie Jamesa nie przypominało już tego, jakim zawsze było. Dlatego, gdy obudził
się dwa dni po wydarzeniach w lochach i rozejrzał po jasnej sali szpitalnej, pierwsze
czego pożałował to tego, że nie ma tu Jo.
- Cholera, przegapiłem walkę… - mruknął zaspany i podniósł
się do pozycji siedzącej. Zaczął się znowu rozglądać w poszukiwaniu
pielęgniarki, ale wyglądało na to, że ona jak i cała jego rodzina i przyjaciele,
niezbyt interesowała się losem chorego.
Gdy
James opadł znowu na poduszki, stwierdzając, że jest niechciany i niekochany,
drzwi do skrzydła otworzyły się z hukiem a do środka zaczęło pakować się małe
stadko. Pierwsza szła Rose, która miała pod szyją długi opatrunek, za nią
kroczył pewnie Scorpius, który jak na Jamesa trzymał się o wiele za blisko.
Potem szedł Albus, któremu spod koszuli wystawały białe bandaże, a na końcu
tego pochodu, maszerowała Jo, z nowymi pręgami i bliznami, które według Jamesa powinny
zniknąć dawno temu.
- W końcu! – zawołała Rose, gdy zorientowała się, że James
jest przytomny – Wyspałeś się, Potter?
James znowu usiadł i powiedział obrażonym tonem:
- Wstałem dawno temu i nikogo nie było!
- Bzdura! – zaśmiała się Jo, przysiadając na skraju jego
łóżka, podczas, gdy reszta zajęła krzesła – Byłam tu pół godziny temu i
chrapałeś jak smok!
James spojrzał na nią a na jego usta cisnął się wielki
uśmiech, ale zdołał go powstrzymać.
- Co się stało?! – wypalił James, spoglądając kolejno po
wszystkich – Ostatnie co pamiętam, to walka w przedsionku…
- No to sporo cię ominęło – powiedział Scor, odchylając się
na krześle i zakładając ręce za głowę – Potem na przykład Crosby prawie
pochlastał Rose, zobaczyliśmy Drzewo Początku, Crosby zwiał a my uratowaliśmy
Hogwart!
James spojrzał na niego ze złością i szybko się odwrócił.
- Ty mi opowiedz! – powiedział do Jo. Ta uśmiechnęła się
szeroko. Robiła to od momentu, gdy upewniła się, że James wyzdrowieje. Rozsiadła
się wygodnie na jego łóżku i zaczęła opowiadać. Rose wtrącała coś od czasu do
czasu, podobnie jak Scorpius, który ubarwiał opowiadanie przekleństwami i
sarkastycznymi uwagami. Tylko Albus milczał i widać było, że czuje się tu nie
najlepiej…
W
końcu, gdy skończyli opowiadać Jamesowi co wydarzyło się w lochach i na
błoniach i przeszli do zapewniania go, że wcale go nie wkręcają, drzwi do
szpitala znowu się otworzyły i zobaczyli Harry’ego. Wyraźnie się ożywił,
widząc, że James jest znowu przytomny.
- Jak się czujesz? – zapytał zamykając drzwi i podchodząc do
niego. James wzruszył ramionami.
- Jak ktoś, kogo wiele ominęło – powiedział nieszczęśliwym
głosem. Harry parsknął śmiechem, ale szybko spoważniał.
- Niestety będzie jeszcze wiele okazji, żeby się wykazać –
powiedział ze smutkiem.
- Tato – odezwał się w końcu Albus – Jest wiele rzeczy,
których wciąż nie rozumiem. Podejrzewałeś Crosby’ego?
Harry przywołał różdżką krzesło, usiadł na nim i spojrzał po
wszystkich.
- Podejrzewałem wszystkich i nikogo – wyznał z westchnięciem
– Ale Crosby nigdy nie był na moim celowniku. Nie łaził po lochach, nie rzucał
się w oczy… Kiedy wczoraj badałem jego przeszłość, stwierdziłem, że niewiele
mogę sobie zarzucić. Mało ambitny czarodziej, który pracował to tu, to tam… Od
siedmiu lat był woźnym. W tym czasie musiał się z nim skontaktować Ankdal –
dodał przypuszczająco Harry – obiecał mu złote góry, ale to wcale nie było
potrzebne – stwierdził gorzko – Crosby’emu niewiele trzeba do szczęścia.
- Ale mu nie wyszło – wtrąciła z satysfakcją Rose – zabrał
klucze, ale nie aktywował bomby koło Drzewa Początku…
- Już niedługo się o tym przekona, a wtedy straci łaskę
Ankdala.
- Wyśle pan kogoś za nim? – zapytał Scorpius – Żeby odzyskał
klucze?
Harry skinął głową.
- Ich miejsce jest w Hogwarcie. Do następnego razu, kiedy
drzewo będzie zagrożone, albo szkoła będzie potrzebowała ochrony.
Wszyscy zamilkli na moment, a ci, którzy oglądali Drzewo
Początku na własne oczy, przypominali sobie teraz jego niesamowite właściwości.
- Szkoda, że go więcej nie zobaczymy – powiedział Albus.
Harry nagle uśmiechnął się kątem ust.
- Mam wrażenie, że jeszcze o nim usłyszymy.
Reszta zastanawiała się nad jego słowami, i tym, czy Harry
wie coś o czym oni nie wiedzą, czy to tylko jego przypuszczenia. Ciszę przerwał
James, który od dobrych kilku chwil świdrował ojca wzrokiem.
- Nie wierzę! – wybuchnął w końcu – Od kiedy spotkaliśmy cię
na błoniach, czekam aż nas wszystkich porządnie ochrzanisz! Proszę bardzo, zrób
to w końcu!
Jo i Rose zrobiły wielkie oczy, jakby też czekały na
połajankę. Harry obrzucił ich wszystkich surowym spojrzeniem, a potem
zachichotał. Minęła chwila nim się uspokoił.
- Słuchajcie – powiedział poważniejąc – Oczywiście, że to
wasze węszenie było głupie i nierozsądne! I zapłaciliście za to wysoką cenę –
dodał patrząc kolejno na Jo i Jamesa, którzy byli najbardziej poranieni – Mam
nadzieję, że to was czegoś nauczyło?
- Jasne, że tak – burknęła Rose – odkąd Jo trafiła do
szpitala cała poharatana, nikt nie schodził już do lochów bez potrzeby!
Usta Harry’ego zadrgały na słowa „bez potrzeby”, ale i tym
razem się powstrzymał.
- Nie ukrywam jednak, że powinienem był was powstrzymać w
pewnym momencie, a nie zrobiłem tego…
- Powstrzymać? – powtórzył Albus – Od kiedy wiedziałeś, że
trochę węszymy?
Harry udawał, że coś oblicza.
- Od początku.
- Z całym szacunkiem, panie profesorze – powiedziała
zażenowana Jo – To niemożliwe.
Harry spojrzał na nią z ironią.
- Och, czyżby? Więc nie śledziliście nas pierwszego
września, gdy poszliśmy do Zakazanego Lasu a wcześniej nie wyniuchaliście, że
Norwegia groziła Wielkiej Brytanii?
Wszystkich zatkało. A więc Harry i Hermiona wiedzieli, że są
śledzeni pierwszej nocy po przybyciu do Hogwartu. Tylko Jo zdusiła w sobie
triumfalny uśmiech, bo profesorowie nie odkryli przynajmniej tego, że siedzieli
w szafie podczas narady!
- Wtedy dopiero zbieraliście informację. Przyznaję, że było
dla mnie zaskoczeniem, gdy poleźliście do Zakazanego Lasu!
- Skąd…?!
Harry znowu się zaśmiał.
- Przypominam, że brałem udział w procesie wychowawczym
ponad połowy z waszej bandy – powiedział wesoło – No a kiedy ukradliście mi
mapę i rysunek Drzewa Początku….
- STOP! – zawołał James, obrażonym głosem – Nie mogłeś
wiedzieć, że to my!
Jo zachichotała, bo przypomniało jej się, jak kłócili się
wtedy o to, że Harry na pewno zorientuje się, że to ich sprawka. James twierdził,
że to niemożliwe.
- Po pierwsze zawsze, ale to zawsze wiem, kiedy kłamie moja
jedyna córka – odparł, a James zgrzytnął zębami, wściekły na Lily – po drugie,
naprawdę uważasz, że po tym jak całe życie, ktoś wiecznie próbuje mnie zabić,
do mojego gabinetu mógłby wejść ktokolwiek niepowołany?
Dla Jo wydawało się to rozsądne, ale James wciąż był
naburmuszony.
- Ale nas nie powstrzymałeś – mruknął wciąż zdumiony Albus.
Harry po raz pierwszy naprawdę spoważniał.
- Nie, i wiem, że kiedy odkryje to Hermiona będę się gęsto
tłumaczył – dodał krzywiąc się nieznacznie – Ale widzicie… Życie zawsze płata
nam figle. W zamku przedwczoraj znajdywali się najlepiej wyszkoleni czarodzieje
w kraju, a obcych wykurzyła szóstka nastolatków. Oczywiście nie przewidziałem
tego! – zawołał, widząc, że Rose otwiera już usta – Ale obserwowałem was tego
roku. Jesteście fajną paczką, a w razie niebezpieczeństwa nic nie jest tak
ważne jak zgranie i oddanie. To było dobre – dodał nagle, patrząc w sufit –
Powtórzę to Hermionie.
Scorpius zachichotał a Harry wstał ze swojego krzesła.
- Zjedzcie trochę czekolady – powiedział jeszcze i wyszedł,
a w sali zapadła cisza.
James i
Jo byli trochę naburmuszeni, że ktoś poznał ich wielkie intrygi, Albus
zastanawiał się gorączkowo czy Ginny kiedyś dowie się o wszystkim, Rose miała
nadzieję, że cała złość Hermiony skupi się na wujku Harrym, a Scorpius
utwierdził się w przekonaniu, że rodzina Potterów i Weasley’ów jest szalona.
*
Harry
opuścił Skrzydło Szpitalne i skierował się do Wieży Gryffindoru. Przez całą
drogę walczył sam ze sobą. Kiedy jednak stanął przed portretem Grubej Damy, był
przekonany co do swojego zamiaru.
- Cameron?! – zawołał wsadzając głowę do Pokoju Wspólnego
Gryfonów – Cameron Carter?! – w salonie zapadła cisza jak makiem zasiał, a
potem Cameron, zdumiony tym, że profesor Potter osobiście się po niego
pofatygował, podniósł się z fotela i szybko ruszył w jego kierunku.
Znaleźli
się znów na korytarzu a Cameron nie mógł się powstrzymać przed ciągłym
zerkaniem na profesora.
- Kiedy ten szlaban? – zapytał wprost. Harry zdumiał się nie
mniej, niż on przed chwilą.
- Szlaban – powtórzył nieprzytomnie. Cam skinął szybko
głową.
- Wszyscy uczniowie mieli być w schronie, kiedy nas zaatakowano.
Ja nie byłem, w dodatku rzuciłem się do walki. Więc kiedy ten szlaban? –
zapytał rzeczowo.
Harry bardzo starał się nie robić zdumionej miny, ale jakoś
mu nie wychodziło. Kiedy nadeszły te czasy, że uczniowie upominają się o
szlaban?
- Dobrze, w takim razie wieczorem wyczyścisz sowie odchody z
gzymsów – zaśmiał się Harry – tymczasem mam dla ciebie inne zadanie.
I wskazał ręką na drzwi najbliższej klasy. Cameron wszedł do
środka wyraźnie zaintrygowany. Czego mógł chcieć od niego profesor? Harry wszedł
za nim i zamknął drzwi a potem wyjął różdżkę. Cameronowi przeszło przez myśl,
że chce go zaatakować, ale pan Potter wycelował w drzwi i machnął krótko
różdżką, najwyraźniej wyczarowując jakąś barierę, by ich nie podsłuchali, a
Camowi zrobiło się nagle głupio.
- Usiądź, proszę – powiedział Harry i wskazał mu jakąś ławkę.
Sam zajął miejsce naprzeciw niego. Potem słynnym już ruchem poprawił okulary i
powiedział:
- Cameron, jak wiesz jesteśmy w podbramkowej sytuacji.
Wielka Brytania lada dzień zostanie pochłonięta przez walki z obcym państwem.
Cam skinął szybko głową, jeszcze bardziej zaintrygowany tym,
czego chce od niego pan Potter.
- Czy wiesz, co właściwie robili w Hogwarcie Skandynawowie?
Cameron zmarszczył brwi. Do tej pory był pewien, że obce
wojska po prostu chciały zająć ważny punkt czarodziejskiego świata, jakim była
szkoła magii. Pytanie pana Pottera widocznie jednak zaprzeczało temu
przypuszczeniu, więc w końcu pokręcił głową.
Harry
zawahał się. Ostatecznie stwierdził jednak, że mówienie starszemu bratu o tym,
że jego młodsza siostra brała udział w wielkiej aferze nie zawsze jest zbyt
rozsądne. Postanowił więc przemilczeć wątek Jo w całej opowieści.
- Powiem ci teraz coś, co jest tajemnicą wagi państwowej. I
taką musi pozostać, czy to jasne?
Cameron wpatrywał się w niego z osłupieniem, ale w końcu
kiwnął głową.
- W każdym państwie rośnie bardzo stare drzewo – zaczął
Harry, uważnie obserwując reakcję swojego ucznia – To właśnie drzewo utrzymuje
magię w równowadze. Jak sam się domyślasz musi mieć bardzo potężne właściwości,
a w związku z tym jest oczywistym celem dla każdego wroga kraju. Brytyjskie
Drzewo Początku rośnie tu, w Hogwarcie.
Cameron słuchał go, prawie nie oddychając, jakby bał się
cokolwiek uszczknąć z opowieści Harry’ego. – Tutaj? – powtórzył zdumiony –
Nigdy nie słyszałem… Nawet żadna legenda…
Harry pokręcił szybko głową.
- Nie ma żadnych legend. W całej Wielkiej Brytanii jest raptem
kilkanaście osób, które o nim wiedzą. W tym połowa dość przypadkowo – mruknął z
nagłym rozbawieniem – W każdym razie to tajemnica strzeżona od wieków.
Najważniejsza tajemnica, Carter, bo gdyby coś stało się Drzewu Początku,
skończyłaby się magia – powiedział po prostu Harry, a Cameron rozdziawił usta.
- Czemu mówi pan mi to wszystko? – zapytał nie przestając
się zdumiewać.
- Phil Crosby, który od jakiegoś czasu jest na usługach
Gustava Ankdala, próbował dwa dni temu zniszczyć drzewo. Zainstalował „bombę”,
która unicestwiłaby je, gdyby czarodzieje w Wielkiej Brytanii nie poddali się
Ankdalowi. Na szczęście udało się ją… zdetonować, ale Crosby uciekł zabierając
ze sobą klucze do miejsca, w którym jest drzewo. Jeśli wróci, będziemy w
wielkim niebezpieczeństwie.
Harry zamilkł na moment, a Cameron podparł się ławki, bo
usłyszał właśnie za dużo informacji. Zdołał
tylko wybąkać:
- Woźny?
Harry kiwnął szybko głową.
- Nadal nie rozumiem – wyznał Cameron – Czemu mówi to pan mi?
Harry przeliczył w myślach wszystko raz jeszcze.
- Chcę, żebyś znalazł Phila Crosby’ego i odzyskał cztery
klucze, które otwierają drzwi do Drzewa Początku.
Cam dopiero po chwili odzyskał mowę. Bezwiednie wstał z
miejsca i wpatrzył się w Harry’ego, jakby opowiedział mało udany żart.
- Co?
Harry wyglądał, jakby spodziewał się takiej reakcji.
- Odnalezienie kluczy, a więc i Crosby’ego to w tym momencie
priorytet – powiedział poważnie – ale jednocześnie to najdelikatniejsza sprawa,
jaką mamy teraz na głowie. Nie powierzyłbym jej żadnemu aurorowi, ani nikomu,
komu nie ufam.
- A ufa pan… mi? – zapytał z niedowierzaniem. Harry przez
chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem.
- Tak – powiedział w końcu – Widziałem cię w walce. Nigdzie
indziej nie można tak dobrze poznać człowieka jak na polu bitwy. Włączyłeś się
instynktownie, osłoniłeś mnie. Jesteś urodzonym żołnierzem, Cameron.
Miarą powagi sytuacji było to, że Cameron nie poczuł nagłego
przypływu dumy z pochwały legendarnego bohatera, ale podskórną panikę na myśl o
wszystkim, co przed chwilą usłyszał.
- Panie profesorze… To… właściwie nie znam słów, by wyrazić
jak bardzo mi pan schlebia – powiedział poważnie Cameron – Ale nadal nie
rozumiem…
- Potrzebujemy cię – przerwał mu Harry – Crosby zorientuje
się, jeśli podąży za nim dorosły, pełnoprawny czarodziej. Skończyłeś już
siedemnaście lat, ale nim za tydzień opuścisz mury tej szkoły, masz na sobie
Namiar. Możemy zrobić tak, że będzie on na tobie jeszcze trochę, przez co
Ministerstwo będzie wciąż dostawać informacje o twoich wybrykach, ale
jednocześnie każdy, z kim będziesz miał do czynienia, nie będzie wyczuwał magii
dorosłego człowieka i nie weźmie cię za żadne zagrożenie. Długo się nad tym
zastanawiałem i jestem pewien, że jesteś naszą najlepszą szansą. Jeśli dobrze
pójdzie, każdy kogo spotkasz w swojej podróży zignoruje ciebie i twoje
umiejętności. W tym nasza nadzieja.
Cameron milczał. Harry był pewien, że trzeba go będzie długo
jeszcze przekonywać, lub po prostu odpuścić. Ostatecznie jak sam zauważył, był
jeszcze bardzo młody. Dlatego, gdy Cameron się odezwał, nie spodziewał się na
pewno, że powie to co powiedział.
- Zgadzam się.
Harry nie spuszczał z niego wzroku.
- Carter… Dużo mówiłem o tym, jakie to ważne, ale być może
nie zrozumiałeś, że jest to jednocześnie cholernie niebezpieczne.
- Zrozumiałem aż za dobrze – uciął Cam – Zastanawiałem się
tylko, czy dam sobie radę. Ale jeśli pan w to wierzy, to ja nie mam żadnych
wątpliwości.
Harry uśmiechnął się, będąc pod wyraźnym wrażeniem tego
młodego człowieka.
- Oczywiście, trzeba jeszcze wziąć pod uwagę zdanie twoich
rodziców.
Cameron pokręcił głową.
- Nie będzie z nimi problemu. Ojciec mojej mamy był łowcą,
rodzice wiedzą, co jest w tej chwili najważniejsze.
Harry znowu uśmiechnął się z uznaniem a potem nagle otworzył
szerzej oczy, jakby coś sobie przypomniał.
- Ach! Leonard Marlow… Ojciec Agathy… To twój dziadek
prawda? – i kiedy Cam skinął głową, on znowu pokiwał swoją z uznaniem – Jego
legenda wciąż żyje. Był niesamowitym łowcą. Teraz już rozumiem! – Harry
roześmiał się szczerze i głośno, jak już dawno tego nie robił – Dziadek
byłby z was dumny – powiedział i
odwrócił się, udając, że przygląda się ciekawemu zjawisku za oknem.
Cameron
odchrząknął, bo w oczach zakręciła mu się łza, gdy przypomniał sobie dziadka,
ale szybko wrócił do rzeczywistości.
- Panie Potter – powiedział, a Harry uznał, że może już na
niego spojrzeć – Nie wiem czy jestem najlepszą osobą do zrobienia tego, o co
pan prosi. Ale nauczę się wszystkiego co będzie trzeba i przyniosę te klucze.
Choćbym miał się z nimi przyczołgać.
- Nim wyjedziesz, nauczę cię wszystkiego, co będzie ci
potrzebne i dam ci wszystko, co może ci się przydać. Nie będziesz bezbronny.
Cameron kiwnął tylko głową. Harry nie bardzo wiedział co
jeszcze powiedzieć. Bał się, że nie znajdzie dobrych słów. Wstał i wskazał mu
na drzwi, które w międzyczasie odczarował. Gdy wychodzili, powiedział jeszcze,
by rozładować, tę poważną atmosferę:
- Wolałbym jednak, żebyś wrócił w całości, Carter. Moja
bratanica nigdy mi nie wybaczy, jeśli jej chłopakowi cokolwiek się stanie przez
jej wujka.
Harry wyszczerzył zęby, pewien, że Cameron doceni dowcip.
Dlatego zdumiał się widząc, że po raz pierwszy od kiedy rozpoczęła się ich
rozmowa, Carter był naprawdę przerażony. Nie mógł przecież wiedzieć, że jedyne
czego chłopak się bał, to wizja zapłakanej Lucy, gdy usłyszy co zamierza
zrobić.
*
Hogwart
się zmienił. Mimo, że w czasie bitwy większość szkoły siedziała w bezpiecznym
schronie, wojna stała się nagle czymś realnym i namacalnym. Wszyscy bali się
teraz o swoje rodziny i chcieli jak najprędzej wrócić do swoich domów. Czerwiec
mijał w ponurej atmosferze wyczekiwania na wieści z frontu.
A tych
było tyle, co i ludzi, którzy o tym opowiadali. Jedni mówili, że w kraju panuje
spokój, a wojska wróciły do Norwegii, by tam czekać na nowe rozkazy. Inni
twierdzili, że napastnicy są w kraju i ukryli się, wyczekując odpowiedniego
momentu, by znowu zaatakować. Znajdywali się i tacy, którzy twierdzili, że w
niektórych częściach kraju trwają krwawe walki. Czegokolwiek, by jednak nie
mówiono, każdy wiedział, że prawdziwa wojna miała się dopiero rozpocząć.
Tematem
numer jeden ostatnich dni był jeden człowiek. Sir Steven Hurrlington, który
głosił, że wyprowadzenie magii z ukrycia i przystąpienie do paktu będzie miało
tylko dobre strony, nie znikał z pierwszych stron gazet, ani z anteny
czarodziejskiego radia. Mówił długo i pięknie, a wiele osób dawało się
przekonać…
- Podobno Niemcy walczą ostatkiem sił – mówił Neville do
Norah, podczas posiłku – Ale nie przeszli na ich stronę. To dobrze.
Norah, która ciągle zerkała nerwowo na miejsce, gdzie
siedział Harry, zaczytany teraz w „Żonglera”, przytaknęła.
- Ale Turcy zbliżają się do Włoch, a droga którą idą jest
czerwona… – powiedziała ponuro.
- Państwa środka zaczęły się jednoczyć – dorzucił Neville –
Czechy, Polska, Słowacja…
- Mogą stworzyć silny front – oceniła po zastanowieniu Norah
– pytanie po której stronie.
- Myślę, że…
Ale nie skończył, bo w tym momencie Harry i Hermiona wstali
od stołu, a Norah widząc to zerwała się z miejsca.
- Neville, pogadamy później! – rzuciła tylko i
przyspieszyła, by ich dogonić.
Udało jej się to w Sali Wejściowej.
- Harry! – zawołała w akcie chorobliwej odwagi. Harry
odwrócił się i szybko przybrał barwę dojrzałej wiśni. Zerknął na Hermionę w
oczekiwaniu jakiejś ciętej odzywki, ale ku jego zdumieniu ona tylko uśmiechnęła
się uprzejmie do Norah i nie zwracając na niego uwagi odeszła. Harry nie
wiedział co ma zrobić.
Norah zrobiła jeszcze dwa kroki w jego stronę, ale
zatrzymała się w bezpiecznej odległości.
- Harry, wiem, że jesteś bardzo zajęty… Nie zajmę ci dużo
czasu – obiecała, patrząc na niego z niemniejszym strachem niż on na nią –
Chciałam cię przeprosić.
Harry poczuł ulgę. Już się bał, że znowu będzie się musiał z
nią całować…
- Nie bardzo potrafię ci wytłumaczyć, co się właściwie
ostatnio stało – bąknęła Norah – ale wiedz, że to się nigdy więcej nie
powtórzy.
Harry uśmiechnął się ugodowo.
- Jest okej – powiedział, mając nadzieję, że nie jest
czerwony jak zażenowany nastolatek – Zresztą – dodał, bo coś wpadło mu nagle do
głowy – Nie będzie już więcej okazji do… Eee… W każdym razie – powiedział
szybko – Nie będę już nauczycielem w Hogwarcie.
- Nie? – wyrwało się Norah, z wyraźnym żalem – To znaczy, no
tak… To normalne w obecnych warunkach.
Ale wydawało się, że jest jej naprawdę przykro i Harry znowu
nie wiedział jak ma się zachować.
- Jest dużo do zrobienia.
Norah skinęła głową, a potem uśmiechnęła się jeszcze smutno i
odeszła. Harry westchnął ciężko. Czemu wojna musiała wybuchnąć, akurat kiedy
miał takie branie? Kręcąc głową ze śmiechem, ruszył marmurowymi schodami do
swojego gabinetu.
*
Wojna
niesie za sobą nie tylko strach i ponure myśli, ale wyzwala w ludziach również
siłę, jakiej nigdy by się po sobie nie spodziewali i jakiej pewnie nie
wykrzesaliby w innej sytuacji. Kiedy Harry przestąpił próg swojego domu w
Dolinie Godryka, Ginny była już gotowa.
- Kiedy wyruszasz? – zapytała, gdy się przywitali. Harry
uniósł brwi – Och, proszę cię! – żachnęła się Ginny – Jest wojna a w tym kraju
tylko ty chodzisz na takie imprezy!
Harry uśmiechnął się ponuro.
- Właściwie to mam trochę inne zadanie na najbliższe
miesiące.
Ginny westchnęła głęboko.
- I oczywiście nie możesz mi powiedzieć jakie? – zapytała,
ale Harry wiedział, że nie oczekuje odpowiedzi. Bardzo długo milczeli oboje,
jakby po tylu latach nie potrzebowali nawet słów, by się zrozumieć.
- Harry – powiedziała w końcu Ginny – kiedy przed bitwą
obiecałeś mi, że wszystko się zmieni wiedziałam o czym mówisz. Nie zrezygnujesz
z pracy… Tylko ze mnie.
Harry zerwał się z miejsca i chwycił ją za ręce.
- Nigdy nie wygaduj takich bzdur! Dobrze wiesz, że zrobiłbym
dla ciebie wszystko!
- Ale nie zostaniesz w domu – powiedziała gorzko.
- Ginny, dobrze wiesz, że nie to jest problemem. Od kiedy
urodziły się dzieci prawie zrezygnowałaś ze swojej pracy, ze swoich pasji. Ale
Lily jest już na trzecim roku, chłopcy są dorośli. Wróć do Proroka, zacznij
znowu pisać, podróżować…
- Harry – przerwała mu spokojnie – Nawet jeśli to zrobię,
obojętnie gdzie będę i co będę robić, zawsze będę się zamartwiać o to co się z
tobą dzieje.
Harry znowu się odsunął, a potem usiadł przy kuchennym stole
i ukrył twarz w dłoniach.
- Ginny, wiedziałaś, jak będzie wyglądało moje życie.
Kiwnęła niecierpliwie głową.
- Wiedziałam. I żałuję, że się zgodziłam, by moje wyglądało
podobnie.
- Wyjeżdżam za kilka dni – powiedział tylko Harry.
- Porozmawiamy jeszcze, gdy to wszystko się skończy…
I zostawiając go z wypalającymi trzewia wyrzutami sumienia
wyszła z kuchni, a Harry chwilę później deportował się z cichym trzaskiem.
*
- Nie.
- Lucy…
- Nie!
Cameron znowu westchnął. Od pół godziny siedzieli w pustym
pokoju prefektów, gdzie przekonywał ją, że przeżyje, ale nie bardzo chciała mu
wierzyć.
- Ktoś musi to zrobić.
- Ktoś! – zawołała triumfalnie – Może na przykład wujek
Harry sam sobie pojedzie!
Cameron wyglądał jakby nie marzył o niczym innym jak
uderzenie głową w mur.
- Lucy, nie zachowuj się jak dziecko!
Szybko tego pożałował. Lucy nabrała głośno powietrza w usta
i wycelowała w niego palec.
- JA?! Ja zachowuję się jak dziecko?! To ty wyruszasz na
misję, do której nie jesteś przygotowany i liczysz na jakieś kosmiczne
szczęście!
Cameron skrzywił się kwaśno.
- Kochanie, mówiłem ci już, że pan Potter udzielał mi
prywatnych lekcji przez ostatnie dni. Poza tym, tutaj nie liczą się same
umiejętności, ale spryt i… i poświęcenie.
- Ha! – zawołała znowu, świdrując go wzrokiem – Poświęcenie!
- Poświęcenie! – warknął Cameron i chwycił ją
niespodziewanie za ramię, przyciągając do siebie – Bo robię to dla ciebie, mała
histeryczko! Żebyśmy mogli zakończyć wojnę i mieć normalne życie!
- Znalezienie Crosby’ego nie zakończy wojny – wybąkała,
przerażona tym, że zaczął krzyczeć. Pokręcił niecierpliwie głową, nie
puszczając jej.
- Natomiast zakończy ją, jeśli nikt go nie znajdzie i
wysadzi drzewo w powietrze! Wtedy już nie będzie żadnej wojny, bo nie będzie o
co walczyć. Nie będzie magii!
Lucy drgały wargi.
- Obiecaj mi coś – powiedział Cam, nim zdążyła się znowu
odezwać – Nie wyjadę, jeśli nie będę pewien, że dasz sobie radę. Nie może się
powtórzyć sytuacja z tego roku, rozumiesz? – zapytał patrząc na nią palącym
wzrokiem – Nigdy nie możesz dawać się zastraszyć! Ani w siebie nie wierzyć. I
przede wszystkim – dodał groźnym tonem – Nie możesz jeździć do Hufflepuffu nie
tymi schodami co trzeba!
Zaśmiała się, ale chwilę później w jej oczach pojawiły się
łzy.
- Nie zostawiaj mnie – powiedziała bardzo cicho.
Cameron myślał, że serce pęknie
mu na pół. Tyle razy zastanawiał się, czy Lucy czuje to co on, czy to tylko
jego obsesyjne łażenie za nią sprawiło, że są razem. Ale gdy tak patrzył, jak z
ogniem w oczach błaga go, by został, miał ochotę wszystko dla niej rzucić i
uciec z nią gdzieś daleko.
Ale ten
moment minął. Słowa się skończyły, nie było już próśb ani przekonywania. Lucy
przysunęła się jeszcze bliżej, a potem pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy go
nie całowała. Jak jeszcze nikt go nigdy nie całował. Nie odrywając się ani na
moment błądziła rękami po jego ciele, wyczuwając każdy, nawet najmniejszy
mięsień. Cameron od razu zareagował na ten dotyk. Posadził ją sobie na
kolanach, oddychając coraz szybciej, bo krew uderzyła mu do głowy, gdy jej ręce
znalazły się na jego klatce i zjeżdżały coraz niżej.
Oderwali
się na moment, by zaczerpnąć tchu i spojrzeli na siebie. Po twarzy Lucy ciekły
jeszcze łzy, ale patrzyła na niego takim wzrokiem, że wydawało mu się, że zaraz
pęknie. Nie musiał pytać. Wiedział, że to ostatnie co mają, i że oboje chcą
tego tak samo. Ostrożnie położył ją na wąskiej kanapie, a potem położył się na
niej. Jęknęła cicho, gdy poczuła na sobie jego ciężar.
Tyle
jeszcze o sobie nie wiedziała, ale nie myślała o tym teraz. Może w innej
sytuacji, z innym facetem dawno by uciekła z pokoju prefektów. Ale, gdy Cameron
rozpinał ostrożnie kolejne guziki jej białej bluzki, całując z namaszczeniem
każdy skrawek jej ciała, nie myślała o strachu. Mieli ostatnie godziny i
wiedzieli, że jeśli się rozstaną, to po tym, jak byli naprawdę razem.
Było
jeszcze wcześniej, gdy Lucy otworzyła oczy. Wciąż przebywała w innym świecie, i
nie była nawet pewna, czy to nie był tylko sen. Wyciągnęła rękę i dotykając
pustego miejsca obok wybudziła się całkowicie. Nie musiała patrzeć, by
wiedzieć, że odszedł.
*
Może to wojna sprawiła, a może Albus miał zwyczajnie dobre
serce. Nie potrafił dłużej gniewać się na Jo i Jamesa. Zwłaszcza, że wiedział,
że nie są jeszcze ze sobą, tylko ze względu na niego. Kończył się jeden z
ostatnich dni w Hogwarcie, gdy znalazł Jo nad jeziorem, gdzie używając
stanowczo za dużo siły, ciskała kamieniami do wody.
- Nerwowy dzień? – zapytał dosiadając się. Jo wzruszyła
ramionami.
- Nie lubię siedzieć bezczynnie, gdy tyle się dzieje –
oznajmiła, zerkając na niego płochliwym wzrokiem. Tak dawno nie zaczął pierwszy
rozmowy…
- Daj spokój! – zawołał ze śmiechem, łapiąc ją za rękaw, gdy
wycelowała kolejny kamień w taflę jeziora – Poza tym w kraju niewiele się
dzieje.
- Ale w całej Europie trwają walki – burknęła. Albus pokiwał
głową ze zrozumieniem.
- Jo – powiedział nagle poważniejąc – Czemu nie spotykasz
się z Jamesem?
Jej głowa odwracała się do niego w zwolnionym tempie.
- Al…
- Jo – odparł znowu się śmiejąc – Posłuchaj! Jeszcze parę
miesięcy temu, ba! Parę dni temu, miałem swojego brata za kompletnego palanta…
Nie chciałem widzieć, jak bardzo się zmienił. Jak ty go zmieniłaś…Teraz… Teraz
myślę, że to wspaniały facet.
Jo patrzyła na niego smutno.
- Co chcesz mi powiedzieć?
- Jeśli ty i James nie jesteście razem z mojego powodu, to
błagam, nie róbcie mi tego. Pozwól mi zatrzymać resztki godności i nie użalaj
się nade mną, do tego stopnia, by zrezygnować z Jamesa.
Mówiąc to Albus wciąż uśmiechał się i nie wyglądał na tak
przybitego jak w ostatnich dniach. Jo znowu wpatrzyła się w jezioro, bo bała
się, że jeśli będzie musiała patrzeć mu w oczy, stchórzy i tylko się zatnie.
- Każda normalna dziewczyna, byłaby… będzie z tobą cholernie
szczęśliwa, Al – powiedziała wpatrując się w wodę, która falowała lekko, po tym
jak wrzuciła do niej garść kamieni – Nie ma w tobie rzeczy, której bym nie
lubiła. I wiem, że kiedyś ktoś skorzysta z tego, co ja schrzaniłam.
Albus też wpatrywał się w wodę.
- Kocham cię, Jo.
Niewiele słów, które usłyszała w całym późniejszym życiu
miały dla niej taką wartość, jak te wypowiedziane z kontrolowanym bólem przez
Albusa. Wiedząc, że zrozumie ją, jak zresztą zawsze powiedziała:
- Ja też cię kocham, Al.
*
*
*
- Carter wyjechał o świcie – poinformował Hermionę Harry,
ostatniego dnia roku szkolnego. Jutro wszyscy uczniowie mieli wrócić do domu,
specjalnie eskortowanym pociągiem Hogwart-Londyn.
- Kiedy ty wyruszasz? – zapytała Hermiona, wrzucając do jego
plecaka wszystkie rzeczy, których zapomniał tam włożyć.
- Jak tylko upewnię się, że ekspres bezpiecznie odjedzie.
- Kiedy można się ciebie spodziewać? – zapytała rzeczowo
Hermiona. Harry przerwał w połowie czynność, którą wykonywał i w dwóch szybkich
krokach znalazł się tuż przed nią – Co?! – zawołała zdumiona, widząc jego
rozbawiony wzrok.
- Nic – powiedział z ironią – Poza tym, że zachowujesz się
jak służbistka!
Hermiona wydęła policzki.
- Spadaj, Potter. Ile razy wyjeżdżałeś i wracałeś w jednym
kawałku? Nie mam powodów, by sądzić, że tym razem będzie inaczej.
- Za to cię uwielbiam – wypalił, wyraźnie się zapominając –
Za to, że to wiesz.
Hermiona spłonęła rumieńcem.
- Zastanawiam się, czy będziesz potrzebował dodatkowego
swetra…
- A ja się zastanawiam… - zaczął Harry, znowu robiąc krok do
przodu – Czy byłoby ci przykro, gdybym jednak nie wrócił?
Hermiona znowu się zaperzyła.
- Harry, na litość boską! Napaliłeś się liści mandragory,
czy co?!
Ale Harry nie tracił rezonu. Może wiedział, że ta wojna
będzie inna niż wszystkie, które toczył do tej pory, a może minęło już tyle
lat, że nie umiał udawać…
- Pomyśl – powiedział, zniżając głos i przysuwając swoją
twarz do jej ucha – Przecież może mi się coś stać i mogę nie wrócić… Będziesz
za mną tęsknić?
Hermiona wciąż czerwona na twarzy, wyglądała teraz na
wściekłą.
- Potter, odsuń się.
Harry zaśmiał się głośno.
- Sama się odsuń.
Ale minęła długa chwila, nim to w końcu zrobiła. Harry wciąż
wyjątkowo rozbawiony wrócił do pakowania kufra, a Hermiona ze złością zaczęła
wrzucać do plecaka wszystko co wpadło jej w ręce.
- Faktycznie coś może ci się stać – mamrotała pod nosem –
jak zostaniesz tutaj!
Harry tylko puścił jej oko, na co znowu się zapowietrzyła.
Gdy jednak odwrócił się na moment, włożyła do jego kufra nie tylko dodatkowy sweter, ale i koc i
kurtkę.
*
- Masz głupią minę! – zaśmiała się Rose. Leżała na kolanach
Scorpiusa, opartego o pień grubego drzewa na błoniach. Scorpius przyglądał jej
się od dłuższego czasu.
- Do tej pory wyobrażałem sobie raczej nas na ringu, niż w
takiej sytuacji – oświadczył i pocałował ją w nos. Rose wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz mogę wszcząć bitwę…
- Nie, nie chcę – pokręcił głową – Tak jest lepiej.
Rose uśmiechnęła się promiennie, ale szybko zerwała się z
miejsca, wpatrując się w wejście do szkoły. Wyszedł z niej właśnie ojciec
Scorpiusa i teraz rozglądał się po uważnie po błoniach.
- Co ty wyprawiasz?! – zdumiał się Scor, gdy Red
wyprostowała się i zamierzała najwyraźniej odejść bez słowa.
- Twój tata! – zawołała pokazując na Draco, który właśnie
zauważył syna i skierował się w jego stronę.
- No i co? – burknął Scorpius. Rose wydęła policzki.
- To, że jakoś mi się nie chce słuchać, że Malfoy’owie i
Weasley’owie to najgorsze połączenie na świecie!
Teraz Scorpius wzruszył ramionami a potem mrugnął do niej
łobuzersko.
- Ja tam uważam, że nasze połączenie jest bardzo potrzebne…
Ale Rose tylko postukała się w czoło i ruszyła przed siebie.
W połowie drogi minęła profesora Malfoya.
- Piękny dzień! – zawołała nerwowo – Ładny ma pan sweter,
ale serio, jest trochę za gorąco!
I nie czekając na jego reakcję, zwiała czym prędzej. Draco
najpierw zmarszczył brwi, a potem parsknął śmiechem i skierował się do dębu,
pod którym leżał wciąż rozwalony Scorpius.
- Piękny dzień! – oznajmił, bezwiednie powtarzając słowa
Rose. Draco wpatrzył się w niego podejrzliwie, ale miał ważniejsze rzeczy na
głowie, więc powiedział:
- Sprawdziłem tę dziewczynę. Genevive Almond…
Scorpius machnął szybko ręką.
- To już nieważne. Okazało się, że była pod wpływem
Imperiusa. Ee… Tak słyszałem – dodał szybko. Ale Draco pokręcił głową, patrząc
na niego z uwagą.
- Być może, ale dowiedziałem się czegoś interesującego o jej
rodzinie. Są z pochodzenia Szwedami – dodał, gdy Scorpius uniósł brwi z
ciekawością – Jej matka pochodzi z tej samej rodziny co słynny Gustav Ankdal.
- CO?!
Draco skinął tylko głową.
- Nie wiem czy była pod wpływem zaklęcia, czy nie, ale będę
miał na nią oko.
I odwrócił się, by odejść, ale Scorpius go zatrzymał.
- Zaraz…! To znaczy, że zostajesz w Hogwarcie?
Draco wzruszył ramionami.
- Potter się zmywa, pewnie ze strachu… A ktoś tu musi
pilnować porządku!
I kręcąc głową z boleści nad swoim brzemieniem, ruszył z
powrotem w stronę zamku. Scorpius podniósł się i otrzepał z trawy.
*
-…wcale się nie martwiłam! – oznajmiła Jo z zaciętym wyrazem
twarzy. Siedzieli na schodach dziedzińca i James od piętnastu minut droczył się
z nią o to, że bardzo się o niego bała.
- Byłaś załamana – stwierdził pewnie – Na pewno się
popłakałaś!
Jo się zapowietrzyła.
- Przyjmij do wiadomości, że ja NIGDY nie płaczę! –
zawołała, celując w niego palcem.
- Carter – przerwał jej.
- Co?
- Zamknij się.
A potem szybkim gestem przyciągnął ją do siebie na taką
odległość, że ich nosy się ze sobą stykały. I tym razem Jo nawet nie próbowała
się odsunąć, ale uśmiechnęła się nieśmiało i…
- Sorry, że przeszkadzam! – James zgrzytnął zębami i
spojrzał wściekle na w ogóle niezmieszanego Scorpiusa.
- Czego? – wycedził, a Jo odsunęła się od niego grzecznie.
- Mam sprawę do Carter – oznajmił Malfoy. Jo zrobiła
zaciekawioną minę, a James wykrzywił się złośliwie.
- Ledwie toleruję to, że masz sprawę do Rose! – warknął – Do Carter możesz najwyżej pisywać
listy…
Jo zaśmiała się głośno, a potem przyłożyła mu w ucho.
- Co tam? – zapytała dziarsko. Scorpius bezceremonialnie
usiadł między nimi, nie zwracając uwagi na powarkującego Jamesa.
- Chodzi o atak tej pochrzanionej bestii na ciebie i Rose.
Jo natychmiast spoważniała i zamieniła się w słuch. James
zrobił to samo, a Scorpius zaczął opowiadać.
- To niemożliwe – oświadczyła pięć minut później Jo – Crosby
sam powiedział, że ją zaczarował! Nie wierzę, że mogła chcieć zabić mnie albo
Rose!
Scorpius wzruszył ramionami.
- Chciałaś wiedzieć. Póki co nie możemy jej o nic oskarżać,
ale Gen to suka. Trzeba ją mieć na oku.
James skinął poważnie głową, a Jo wyraźnie się zasępiła.
- No to idę, nieść dalej dobry nastrój – mruknął Scor, po
czym poklepał Jo po głowie i odszedł. James bez słowa przytulił ją do siebie i
długo nie wypuszczał.
*
Kończył
się ostatni dzień w Hogwarcie. Lucy snuła się jego korytarzami, wmawiając
sobie, że nie da się depresji.
- No no no.
Olivia Aston zatrzymała się wchodząc na korytarz, na którym
dostrzegła Lucy.
- Dziewczyna Cama! – zaświergotała
paskudnie. Lucy zmrużyła oczy.
- Och, odczep się! – warknęła, zaskakując samą siebie.
Olivia też wyglądała na zaskoczoną.
- Bo co mi zrobisz, ty mała dziwko?!
I zrobiła kilka kroków w jej stronę. Ale Lucy się nie
cofnęła. Tymczasem tuż za nią pojawiło się kilka osób, które z ciekawością
zaczęły przyglądać się tej sytuacji.
- Odbiło ci, Aston? – zapytał Jesse Atwood, który z tego co
kojarzyła Lucy przyjaźnił się z Jo Carter.
- A ty co, Atwood? Obrońca niedorobionych idiotek?!
Jesse zacmokał.
- Jedyną jaką tu widzę jesteś ty – odparł beznamiętnie –
Więc nie. A swoją drogą – dodał jakby coś wpadło mu do głowy – To dość żałosne,
że próbujesz stręczyć dziewczynę chłopaka, który cię nie chciał.
Olivia wyglądała jakby dał jej w twarz. Odwróciła się od
Lucy i ruszyła w jego stronę, ale przystanęła, opanowując się w ostatniej
chwili, bo tej sytuacji przyglądało się już całkiem sporo osób, które szły na kolację.
- Taaaak… - ciągnął Jesse – Pokaż co potrafisz. Powinnaś dać
nauczkę Lucy i wszystkim innym dziewczynom, które są sto razy bardziej
wartościowe od takiej puszczalskiej szmiry jak ty – powiedział rozbawionym
głosem – James Potter cię nie chciał, bo świata nie widzi poza Jo, a Cameron
godzinami gadał tylko o Lucy! O tobie jakoś nikt nie wspomina – dodał z
teatralnym współczuciem.
Olivia warknęła głośno, a potem rozjuszona rzuciła się na
niego z pięściami. Świsnęło i odleciała do tyłu, a Jesse rozejrzał się
zdumiony, bo to nie on użył różdżki.
Dakota
Scott wystąpiła z tłumu, który przyglądał się tej sytuacji i z wyciągniętą
różdżką szła w kierunku prefekt naczelnej.
- Nie wolno nikogo atakować, powinnaś to wiedzieć Olivio! –
zawołała oburzona, na co Jesse wytrzeszczył na nią oczy. Zawsze ją miał za dość
płochą trusię.
Olivia zerwała się z miejsca i też wyszarpnęła różdżkę a
potem wycelowała w Dakotę.
- Ty dziwko! – wrzasnęła – Pożałujesz!
Ale Dakota była szybsza i rozbroiła ją jednym ruchem. Aston
rzuciła się na nią, ale po chwili została unieruchomiona w jednym miejscu.
Tymczasem wszyscy zebrani otworzyli szeroko usta. Profesor McGonagall
wpatrywała się w Olivię z maksymalnie ściągniętymi wargami.
- Zawsze czułam, że twój wybór na naczelną był pomyłką –
oznajmiła z takim chłodem, że prawie dało się go poczuć – Ale zwiodły mnie
twoje oceny i przymilne zachowanie. Zapomniałam, o ile bardziej wartościowa
jest odwaga i szczerość.
A potem bez słowa podeszła do Olivii i jednym ruchem odpięła
jej odznakę a potem odwróciła się do Dakoty i wręczyła jej bez słowa.
- Lucy – odezwała się jeszcze – Mianuję cię zastępcą panny
Scott.
Lucy, która od kilku minut cieszyła się, że nie jest już w
centrum zainteresowania, poczerwieniała gwałtownie, gdy pół szkoły, które w
międzyczasie znalazło się w korytarzu wlepiło w nią spojrzenia.
- Rozejść się! – rzuciła jeszcze profesor McGonagall i
odeszła, a za nią oddaliła się upokorzona Olivia.
- Macie ikrę – mruknął jeszcze Jesse, wpatrując się trochę
nieprzyzwoicie w Dakotę. Ta tylko obrzuciła go nagannym spojrzeniem. Lucy
zachichotała.
*
- James… - mówiła Jo z płonącym
wzrokiem – Przyszłam, żeby ci powiedzieć, że… Nie! Przyszłam, bo ja… Ty… Lubię
cię, Potter. Nie, nie lubię… Chcę… AAAAAA! – wrzasnęło histerycznie jej
odbicie, a Jo zaczęła ciągnąć się za włosy.
Co ona ma mu powiedzieć? To
Potterowie są mistrzami robienia nastrojowej chwili i romantycznych monologów.
Jak ona ma wyrazić słowami, że jak go widzi to nie słyszy, co mówią ludzie do
koła niej, bo jej serce tak głośno wali? Może to mu powie? Nie… To zbyt ckliwe.
Wstała
od lusterka, bo własne odbicie tylko ją denerwowało i zaczęła nerwowo
podrygiwać, chodząc w kółko po pokoju. Nagle coś jej się przypomniało.
Powiedział, że po prostu ma do niego przyjść. Niczego więcej nie chciał.
- Dlatego mi się tak podobasz,
Potter! – klasnęła w ręce i wyszła z dormitorium. Niedługo zaczynała się uczta.
Wyjęła Komunikującą Karteczkę i napisała Jamesowi, żeby spotkali się w pustym
dormitorium po kolacji.
„Nie mogę się doczekać” – odpisał. Znowu niczego nie słysząc,
zeszła na dół.
*
- Wielkie chwile… Ważne wybory…
Wzloty i upadki w nadziei…
Te słowa przelatywały przez mózg
Albusa jak nic nieznaczące sentencje. Doceniał, że profesor McGonagall
zdecydowała się na tak uczuciową przemowę, ale jakoś nie potrafił się z tym
wszystkim utożsamić.
Obrazy
z całego roku przelatywały mu jakby cofał się do nich w czasie.
- Wolę jazdę samochodem! – mówiła Jo, gdy błądzili po ciemnych
korytarzach, śledząc jego ojca. To wtedy się w niej zakochał.
Zerknął
na stół Gryffindoru. Wyglądała na bardzo zamyśloną i jakby trochę
przestraszoną. Odwrócił się. To już nie jego sprawa…
Trochę
na prawo od niej siedział James.
- Nigdy jej sobie nie odpuszczę! – krzyczał na Albusa, gdy po raz
setny się o nią kłócili. Był wtedy tylko szukającym przygód gwiazdorem szkolnej
drużyny. Przed oczami stanęło Albusowi jak srebrzyste więzy Crosby’ego oplotły
go w lochach a on i tak zabronił im oddawać kluczy...
Koło
Ala siedziała Rose. Zachichotał na myśl o wszystkich wyzwiskach, jakimi w tym
roku obdarzyła Malfoya. A teraz gapiła się niego maślanym wzrokiem. Zerknął na
Scorpiusa. Prawie parsknął śmiechem, gdy przypomniał sobie, jak udzielał mu rad
dotyczących dziewczyn na Wieży Astronomicznej. Popijali wtedy z jego skrytki,
do której klucz otwierał również wejście do Drzewa Początku…
Albus
zerknął w lewo, gdzie parę miejsc dalej siedziała Scarlett. Od paru dni, prawie
się do niego nie odzywała i nie mógł mieć o to pretensji. Przez niego prawie
zginęła z rąk czarnoksięskiej bestii… ale nie wyobrażał sobie, że nie będzie z
nią rozmawiał, dlatego postanowił, że znajdzie ją juto na peronie i zmusi do
przyjęcia przeprosin.
Tymczasem
uczta dobiegła końca. Wszyscy wstawali od stołów z niepewnymi minami. Profesor
McGonagall długo mówiła o pokoju i równych prawach mugoli, ale od tygodnia głos
sir Stevena, który przekonywał, że wyprowadzenie magii z ukrycia ma same
korzyści, dźwięczał im w uszach równie wyraźnie. Albus zerknął jeszcze na
swojego ojca. Czy uratuje ich i tym razem?
Albus
wstał od stołu razem z innymi i krzyknął do pierwszorocznych, żeby ustawili się
w rządku. To był dziwny rok – myślał,
gdy odprowadzał ich do Wieży Ravenclawu. A najdziwniejsze w tym wszystkim było
to, że niczego by w nim nie zmienił.
*
James
zostawił otwarte drzwi. Denerwował się. Tyle razy z nią rozmawiał, tak często
był bliski pocałowania jej, trzymali się za ręce, przytulał ją, a jednak… był
zdenerwowany. Nawet nie wiedział co właściwie usłyszy. W końcu to była Carter.
Może znowu coś jej odbiło i nie chce z nim być, bo tym razem skrzywdzą kogoś
innego?
Zaczął
maszerować po pokoju.
Przyjdzie
do niego.
Na
pewno przyjdzie. Powie, że go uwielbia.
Przyjdzie.
Nie
przyszła.
James
z niedowierzaniem patrzył na zegarek. Uczta skończyła się ponad pół godziny
temu! Gdzie do cholery jest Carter?! Wyszedł z dormitorium, w którym mieli się
spotkać. Pokój Wspólny był prawie pusty, bo wszyscy pakowali się na pociąg do
domu. James miał już iść do jej sypialni, ale stwierdził, że oszczędzi im
plotek jeszcze tego jednego dnia. Wywołają je po wakacjach…
Wyjął
Komunikującą Karteczkę i zaadresował do Jo. Nic.
Zaczynając
się poważnie denerwować napisał do Rose, ale ta od razu odpisała mu, że nie
widziała Carter, od kiedy po uczcie skręciła do tajnego przejścia.
Tajnego
przejścia. Przed oczami stanęły mu obrazy z wieczora po meczu Slytherinu z
Ravenclawem. Nie skończyłby się wtedy dla niej dobrze, gdyby za nią nie
poszedł! Nie zastanawiając się ani chwili dłużej rzucił się do Portretu Grubej
Damy, a potem skręcił do przejścia, którym musiała iść Jo, ale do niego nie
dotarł. Korytarzem szedł Harry. Jamesowi wystarczył jeden rzut oka, by
wiedzieć, że stało się coś złego.
- Tato – powiedział, czując w całym
ciele narastający chłód. Jego wzrok padł na pergamin, który Harry trzymał w
jednej dłoni z różdżką.
- James, musimy porozmawiać.
- O co chodzi? – zapytał, czując,
że traci grunt pod nogami.
- James… Jo została porwana.
- Nie – powiedział po chwili,
która wydawała mu się wiecznością, a w rzeczywistości nie starczyłaby na dwa
głębokie oddechy – Nie. My… my się umówiliśmy! – powiedział z paniką w głosie.
Harry patrzył na syna ze współczuciem.
- Musisz się uspokoić…
- Kto…?!
Harry pomachał pergaminem, który
ze sobą niósł
– Przed godziną ktoś wdarł się do
zamku. Musiał pokonać aurora w Miodowym Królestwie i podszyć się pod niego. Po
kolacji zaczaił się na kilku uczniów. Są dziećmi bardzo wpływowych rodzin…
- Jo nie jest! – zawołał James,
jakby to była jego ostatnia nadzieja – Jej rodzice prowadzą sklep na Pokątnej!
Harry westchnął nerwowo.
- Musiała go usłyszeć i rzucić
się na pomoc. Zostawił listę żądań i gróźb…
Ale James nie był zainteresowany
listą żądań i gróźb jakiegoś świra. Oczy wychodziły mu z orbit, gdy mówił
roztrzęsionym głosem:
- Za dziesięć minut będę gotowy.
Musimy ją znaleźć!
Harry przyglądał mu się przez
chwilę, a choć James był pewien, że odmówi, w końcu kiwnął głową.
- Zgoda. Ale nie dzisiaj –
zaznaczył – Przygotujemy się i wyruszymy jutro z samego rana. Znajdź Ala.
James stał jeszcze chwilę na
korytarzu, usilnie próbując przekonać siebie, że to nie sen. Porwana. Została
porwana. Aż w końcu w jego mózgu coś zaskoczyło. Jo jest w rękach groźnych
szantażystów. Być może będą ją torturować, a kiedy dowiedzą się, że niczego nie
ugrają na jej porwaniu, mogą chcieć się jej pozbyć.
Wstrząsnął
nim potężny dreszcz, a potem odwrócił się bez słowa i popędził do Wieży
Ravenclawu.
*
Podczas
gdy ostatnie powozy, ciągnięte przez testrale odjeżdżały z dziedzińca, trzy
osoby stały w Drzwiach Wejściowych, obserwując ich niewidzącym wzrokiem.
- Wasz tata powiedział, że nie
mogę jechać – mówiła gorzko Rose – twierdzi, że wy dwaj i to zupełnie dość.
- I ma rację – odparł James
nerwowo zerkając na drzwi, w których miał pojawić się Harry.
- Znajdziemy ją – rzekł Albus,
ale nie wiadomo było czy przekonuje ich czy sam siebie.
- Dobrze, że pozwolił wam sobie
towarzyszyć – dodała Red – Musiał odwołać swoją podróż.
James niecierpliwie potarł czoło.
Od wczoraj nie spał, nie jadł i miał wrażenie, że przeszedł tysiąc mil, bo
jedyne co robił to chodził tam i z powrotem.
- James – powiedziała cicho Rose –
Carter jest twarda. Nie da się.
Albus pokiwał szybko głową. James
wziął głęboki oddech.
- Zobaczysz – dodała Red – Skopie
im wszystkim tyłki i oznajmi, że tylko się nudziła! A potem tu wróci, żeby
łazić po zakazanych korytarzach i lochach i, żeby się na wszystkich drzeć, że
jej psują intrygi! Będziecie razem szukać potworów i czarnoksiężników, albo po
prostu łamać regulamin! Zobaczysz, jeszcze
wszystko będzie pięknie.
Harry
wyszedł na ciepły dziedziniec i poprawił okulary. Wpatrując się w szare
stworzonko u swojej nogi skierował się w stronę swoich synów.
- Lola! – zawołał zdumiony Albus.
Harry kiwnął głową, wpatrując się niepewnie w wilczka, którego prowadził, a
który ciągle na niego warczał.
- Uznałem, że może być przydatna.
Rose, mama na ciebie czeka – dodał w jej kierunku. Red skinęła głową, a potem
szybko pocałowała Albusa i niezbyt przytomnego Jamesa w policzki, pomachała
wujowi i ruszyła do zamku.
Harry stanął naprzeciw swoich
synów.
- Jo i inni mogą być
przetrzymywani wszędzie – powiedział poważnym, żołnierskim tonem – Łącznie z
kwaterą główną wojsk skandynawskich, albo brytyjskiej opozycji. Nie mamy
wsparcia, bo jeśli zagrozimy im w otwartej walce, mogą użyć zakładników jako
tarcz. Musimy działać z ukrycia i po cichu. Wkradniemy się na ich teren i
odbijemy ich. Chcę wiedzieć, że znacie ryzyko.
Jeden po drugim skinęli głowami. James
wpatrywał się w Lolę, która odsunęła się od Harry’ego i stanęła koło jego nogi.
- W drogę – powiedział Harry i
wskazał na bramy Hogwartu.
Ruszyli.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Posłowie
Dzień dobry, tu autorka!
Właśnie zakończyliśmy pierwszą część GGG. Dłuuuugi ten
rozdział, co? :p Ale zawarłam tu wszystko co chciałam, nawet jeśli Wam się
wydaje, że jest tu coś nieistotnego, to w następnych częściach może się okazać,
że to niezwykle ważne wątki :P Nie ma Jomesa, cóż, nie obiecywałam happy endu J Ale mam nadzieję, że i
tak choć trochę jesteście zadowoleni J
Sprawy techniczne – wakacje się kończą i nie mam już tyle
czasu na pisanie, poza tym chcę odpocząć od opowiadania. Nie dlatego, że mi się
ono nudzi (nigdy w życiu!), ale dlatego, że muszę poświęcić trochę czasu na
inne rzeczy. Nie wiem kiedy pojawi się pierwszy rozdział 2 części, może za
tydzień, a może za dwa miesiące.
Jako, że jednak za długo nie wytrzymam bez GGG, obiecuję już
wkrótce dodać dużą zapowiedź 2 części, w której zdradzę co się będzie działo J
W tym miejscu, chcę Wam podziękować. Za te 9 tysięcy wejść i
fantastyczne komentarze, które uwielbiałam czytać tak samo jak pisać GGG! I nie
mówię tu o komentarzach typu: świetny blog. Nie! Najbardziej doceniam te, w
których wdajecie się ze mną w dyskusję, krzyczycie na mnie i narzekacie na
bohaterów!:P Za to dziękuję Wam wszystkim a najbardziej oczywiście
Zdemoralizowanej (za Jomesa), Roxanne Jagger (za bezwarunkową miłość do Rose i
Scora), a poza tym foreverhappy, Zosi Kuchciak, Pannie Bez Gmaila, Calypso,
Gabi, Lilianie Mielthown, Katerinie i Gallo Konio Anonim! J I oczywiście wszystkim innym, niewymienionym,
którzy tu zaglądają.
Mam do Was prośbę. Wiem, że wielu osobom nie chce się nigdy
komentować, ale jako, że jest to ostatni rozdział tej części, proszę, by pod
tym postem każdy w miarę możliwości coś po sobie pozostawił. Choćby: cześć!
Tym rozdziałem żegnam się z Wami na jakiś czas, ale mam
nadzieję, że będziecie tu zaglądać! Pozdrawiam bardzo ciepło!
Wow! Nie mam pojęcia co napisać, tyle się działo :O
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuje za cały czas, który poświęciłaś tej części i naprawdę nie mogę się doczekać co będzie dalej. Czy Cameronowi uda się odzyskać klucze, czy bez żadnych problemów uda im się uwolnić Jo, Czy Jo będzie z Jamesem i wiele innych. :D
Pozdrawiam i oczywiście będę tu jeszcze częściej zaglądać, bo nie mogę się doczekać zapowiedzi części 2 ^^
O moja Rowling! Uwielbiam cię! Jesteś jedną z moich ulubionych osób na świecie! Dzięki takim ludziom jak ty fandom Harrego Pottera nadal żyje. Jesteś cudowna i twoje opowiadanie też jest cudowne!
OdpowiedzUsuńJomes! To co jest, jak na razie mi wystarczy. Cieszę się, że zamknęła się już cała sprawa z Alem i Jo zrozumiała co czuje do Jamesa, nawet jeśli nie wie jak mu to powiedzieć ;)
Rose i Scorpius są kochani. Zarówno razem i osobno! Świetnie nakreślone postacie.
Gen to suka nad sukami. Rodzina Ankdala? Co?! Tego się nie spodziewałam!
Druga suka też pokonana! Pieprz się, Oliwia! Sama ze sobą bo nikt inny cię nie chce :p
Cameron i Lucy! O jejku jejku...tak mi ich szkoda! Mam nadzieję, że Camowi nic się nie stanie i wróci do Weasley. Nie może jej zostawić samej!
Ale że co?! Jak to Jo porwana? Nie! Nie, nie, nie! A miało być tak pięknie :c mam nadzieję że ją znajdą i skopią tyłki porywaczom!
No i to ja ci dziękuję! GGG zawsze poprawia mi humor i pozwala znów wrócić w moje ukochane mury Hogwartu! Nie mogę się doczekać następnej części. Dalej będę cię dręczyć ;) życzę dużo weny i czasu wolnego, który będziesz mogła spędzić na pisaniu nowych rozdziałów!
Buziaki :*
Smutno mi :( Czemu najlepsze rzeczy tak szybko się kończą? :( Ale mam nadzieję, że szybko powrócisz z drugą częścią :)
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ POZWOLIĆ PORWAĆ JO!!!!!!!!!!!? Jeżeli nie wróci to cię znajdę!!!
Ogólnie mówiąc to było to najlepsze zakończenie jakie mogłaś napisać :) Aż nie wiem co napisać wiecej :)
A teraz podziękowania:
-za wspaniałe opowiadanie, w którym nie łatwo było się nie zatracić :)
-za to, że dzięki niemu mogłam się oderwać od szarej rzeczywistości :)
-za kochanego Jamesa, w którym przez twoje opowiadanie zakochałam się jeszcze bardziej <3
-za Jo, która pokazała, że w życiu liczy się coś więcej niż tylko chłopcy i inne pierdoły ;)
-za Albusa, który wykazał się większą odwagą niż ktokolwiek inny, rezygnując ze swojej pierwszej miłości dla brata :)
-za kłótnie Rose i Scorpiusa, które zawsze mnie potrafiły rozbawić :D
-za miłość Camerona i Lucy, która pokazała, że nie ma rzeczy niemożliwych :)
-za Harrego, Hermione, Ginny, Draco, Nevilla i panią profesor McGonagall, że się nie zmienili :)
-za każdą wspaniałą postać :)
- i za to, że kiedyś tam postanowiłaś napisać takie cudo <3
DZIĘKUJE :D
Wiem, że nie każdy rozdział komentowałam (to nie była moja wina, tylko takiego czegoś co za często u mnie gości, co zwie się leniem), ale w części drugiej, która mam nadzieję, że pojawi sie niedługo, obiecuję że w miarę możliwości postaram się częściej komentować :D
Pozdrawiam i do zobaczenia (napisania) w części drugiej,
Calypso
No, postarałaś się ! :*
OdpowiedzUsuńWpadłam na bloga jakiś tydzień temu, może 2 i po prostu się zakochałam ♥.♥ Wolałam czekać na koniec opowiadania i dopiero je ocenić.
Więc :
* Dziękuje za niebanalne, wspaniałe opowiadanie, z którego chirałam się jak głupia :)
* Dziękuję za niepowtarzalne postaci i sytuacje :D
* Dziękuję za to, że poświęcałaś czas na pisanie dla nas :)
* I przepraszam za to, że nie pisałam komentarzy przy rozdziałach ;(
Zakochałam się w twoim Scorose (Scorpius i Rose), ponieważ pokazałaś Rose jako buntowniczke, a nie szarą myszkę <3 Uwielbiam też Jomes <3 Trzymam kciuki na Harry'ego, James'a i Albusa, niech szybko znajdą Jo całą i zdrową :)
Życzę weny i niecierpliwie czekam na drugą część,
RosieRozalia :3
Nie mogę doczekać się kolejnej części. Mimo że nie skomentowałam opowieści ani razu, to muszę ci powiedzieć, że niejedną noc nad nim spędziłam. :)
OdpowiedzUsuńMarzyłam by Scor i Red stali się parą i podskakiwałam za każdym razem, gdy wspomniałam ich pocałunki.
Klnęłam na Jamesa i Ala razem wziętych i z osobna, oraz współczułam biednej, zagubionej wśród nich Jo.
Oczyma wyobraźni widziałam Lucy rozszarpującą Olivię na kawałki, do wtóru z Cameronem dopadającym jego niedoszłych kumpli.
Śniłam o wyrazie twarzy Draco gdy dowie się z kim spotyka się jego syn i o rodzicach Red jednoczących się we wspólnym klnięciu na Malfoya za uwiedzenie im córki.
Szacowałam ile czasu minie nim Ginny wywlecze Harrego z Hogwartu, w jednej ręce mając jego ucho a w drugiej różdżkę, kierującą wałkiem do ciasta.
Podsumowując, żyłam (i żyję :)) twoim opowiadaniem i mam nadzieję, że nie poddasz się przy tworzeniu dla nas drugiego tomu. Odetchnij teraz i chwilę odsapnij. I miej świadomość, że kiedy tylko pojawi się pierwsza notka drugiej części, na pewno ją przeczytam. Czekam :)
Córka Wiatru
Koniec :( mam nadzieje że szybko wrocisz z nowa czescia, nie moge sie doczekac. Świetny blog, naprawde, uwielbiam gooo. <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Wici
Dziękuję za podziękowania! xD
OdpowiedzUsuńA tak na serio, jak można nie kochać Rose i Scora?!?! Ja UBÓSTWIAM takich popaprańców! <3
Moim zdaniem w tym rozdziale i tak pojawiło się Jomes. No bo jak on słodko się o nią martwi, aww *,*
Al tak fajnie podszedł do sprawy. ;) Między nim i Jo chyba rodzi się uczucie... Miłość, ale braterska. :D
Trzymam kciuki za Scarlett, dziewczyna ma potencjał!
W sumie Dakota też ma to coś... :)
Najbardziej w całym rozdziale podobał mi się moment w którym Rosie (hahaha jestem monotematyczna xD) pociesza Jamesa po porwaniu Jo. Jej słowa były idealne, genialne, perfekcyjne.
I jeszcze gdy Cam opuszcza Lucy. To raczej jedna z tych smutnych chwil, ale piękna... :*
Wiedziałam, że coś jest nie tak z tą całą "Genevive". Suka. Suka po prostu. Że niby imperius?! Taa, jasne... Suką trzeba się urodzić, a fakt, że ma w rodzinie dupków tylko potęguje jej sukowatość. -.-
Ja na miejscu Rose bym się obraziła, serio! Wykluczyli ją! Rose! Moją najcudowniejszą wariatkę! Mojego Rudzielca!
NIE WYBACZĘ CI TEGO POTTER!!! LEPIEJ UWAŻAJ, BO JESZCZE JEDNA TAKA AKCJA I ANKLAND BĘDZIE TWOIM NAJMNIEJSZYM PROBLEMEM!!!!!!!!!!!!!!!!
Draco idealny jak zawsze. Cały ślizgon. High five Malfoy! :)
Raczej nie wiem co napisać o Scorze, trochę go mało... Ale kocham go takiego aroganckiego gdy się wszędzie wtrąca! <3
Nigdy nie byłam Hinny Shipper, ale szkoda mi Ginn. I nie wiem jak to ubrać w słowa, po prostu mi jej żal.
Hermiona i Harry zachowują się jak stare, dobre małżeństwo. To fajnie, ale szkoda, że ich miłość (ewentualna) zniszczy ich rodziny. :(
A teraz przejdźmy do innej części komentarza. :)
Gratulacje! Moim zdaniem Twoje opowiadanie odniosło sukces i jestem z Ciebie bardzo dumna. I z siebie trochę też, że choć odrobinę zmotywowałam Cię do dalszego pisania. :D
Ja żyję historią Jo, Jamesa, Ala, Rosie i Scora. W szkole cały czas myślę co będzie dalej. Po 10 razy dziennie wchodzę na Twojego bloga by poczytać komentarze i upewnić się, czy nie pojawiło się nic nowego. Przywiązałam się do tej historii. Kocham ją, kocham bohaterów. Czytałam to wszystko od początku do końca conajmniej 20 razy. I żałuje, że nie byłam z Tobą od początku. Naprawdę, przepraszam. Ale obiecuję za to, że będę Cię wspierać do samego końca. I jeszcze dłużej, jeśli kiedyś napiszesz coś innego.
To jedyny blog którego tak kocham.
Życzę Ci weni i czasu Kochana. Wielu wspaniałych czytelników. Sukcesów tu i nie tylko. ;)
Dziękuję, że podzieliłaś się ze mną, Twoją fanką tą historią.
Niecierpliwie czekam na 2 część!
Kocham i pozdrawiam xx
Muszę się pozbierać.
OdpowiedzUsuńDobra, już.
Jestem pod ogromnym wrażeniem rozdziału! Żadnego pójścia na łatwiznę, wszystkie wątki zakończone idealnie! :) No... poza Jo, ale jestem pewna, że wszystko z nią będzie ok! :) Strasznie dużo tu Harry'ego i czuję, że to taki hołd dla Pottera :) Jego wątek z Hermioną jest świetny, mam nadzieję, że kiedyś im się uda.
Rozmowa Jo i Ala - genialna, z wyczuciem, oddaje nastrój! :) Mam nadzieję, że Albus szybko się odkocha.
Jomes, co tu mówić - para idealna :) A Rose i Scor tym bardziej! :)
Wyczuwam, że Dakota i Jesse będą pojawiać się częściej w 2 cz.? Byłoby fajnie, zwłaszcza pani prefekt jest ciekawą osóbką :P
No i na koniec - DZIĘKUJĘ!!! Za każdy post, za każdego bohatera, za to, że opowiadanie ma sens, morał, jest zabawne, logiczne i wciągające! Za Twój czas!
Czekam na 2 część!
Pozdrawiam serdecznie!
Panna Bez Gmaila
Boże jaka ja jestem głupia!
OdpowiedzUsuńTylko raz skomentowałam twój blog, ale chcę żebyś wiedzała, że jestem wielką fanką GGG.
Każdy rozdział czytałam z wielkim zaciekawieniem i zawsze wyczekiwałam na kolejny. Zawsze jak zobaczyłam, że dodałaś rozdział to go czylałam, niezależnie od tego czy to było o północy czy o piątej nad ranem( może przez to nie komentowałam).
Poza tym uwielbiam Jo i Jamesa, i trochę szkoda, że Jo została porwana, i nie udało im się spotkać, ale cóż jestem pewna, że James, Al, i Harry na pewno ją znajdą, i uratują a Lola im w tym pomoże :)
Kocham Scorpiusa i Rose, ale wydaje mi się, że jeśli mieli by być ze sobą "na zawsze" to mogłoby im to nie wyjść na dobre...
Według mnie Lucy i Cam są tak słodcy, że aż za bardzo ;)
Szkoda, że to już koniec pierwszej części, ale całe szczęście, że będzie kolejna :)
Obiecuję, że postaram się bardziej regularnie komentować drugą część.
Pozdrawiam serdecznie!
ŁIIII super zakończenie (moim zdaniem) lubię takie "mroczne" zakończenia (kluczowe pytanie na, które tylko ty znasz odpowiedź PO JAKIEJ STRONIE STANIE POLSKA to niedokończone zdanie nie dale mi spokoju) Ahhhh... Ginny i Harry ha najlepsi, te ich kłutnie... Hermiona i Harry coś mi się tutaj nie podoba! "- Piękny dzień! – zawołała nerwowo – Ładny ma pan sweter, ale serio, jest trochę za gorąco!" to mnie rozwaliło xD nie mogłam przestać się śmiać przez minutę! Albus i Scarlett hmmmm... w pewnym sensie niby było by fajnie nawet ich widzę razem ale nadal mam rozłamkę
OdpowiedzUsuńNo i chyba to tyle do podsumowanie tego rozdziału i całej części pierwszej, była super (tak w skrócie)
Gallo Konio Anonim
aaaaa o jeszcze zapomniałam dodać serdeczne dzięki za wzmiankę, naprawdę wielkie dzięki!
OdpowiedzUsuńGallo Konio Anonim
Witaj! Nie miałam czasu wcześniej skomentować. Rozdział jest... najlepszy! Idealny, genialny, zaskakujący czyli taki jak całe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńHarry - każda scena z nim jest dla mnie zawsze wzruszająca, naprawdę tak go sobie wyobrażam po tych wszystkich latach!
On i Hermiona, cholera u Ciebie to jest tak naturalne!
Kocham Jo i Rose, są świetnie napisanymi postaciami i udowadniają to w każdym rozdziale :) Zabrakło mi tu rozmowy jamesa z Alem, ale rozumiem, że to przez sytuację i kiedy już znajdą Jo, do takiej rozmowy dojdzie :)
Ech, ja mogę tak długo wymieniać :)
W każdym razie cieszę się ogromnie, że znalazłam tego bloga i już mi smutno na myśl, że kiedyś się skończy :(
Dużo, dużo weny i pomysłów :)
Nie żegnam się :p
Katerina
Dziękuję Wam za tyle miłych słów!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że rozdział się podobał :)
Pomysł na 2 część jest, więc jest dobrze! :)
Pozdrawiam i do następnego! :)
Jak już pisałam w komentarzu pod ostatnim rozdziałem drugiej części, trafiłam na GGG tydzień temu, więc komentuję całą część 1.
OdpowiedzUsuńŁał. W życiu bym nie wpadła, że to wszystko wina woźnego... Pomysł z kluczami był bardzo dobry, ale od razu wpadłam na to, że jeden klucz jest u Hagrida, a drugi w jakiejś zbroi. Lola jest świetna! Chcę taką na urodziny! ;P Imiona Franka mnie rozwaliły :) Jo z Albusem? Nie wiem co o tym sądzić; Jamest chyba jest lepszy.
To by było na tyle. Pozdrawiam i życzę weny
Idealne zakończenie części pierwszej :D Uwielbiam Jo i Jamesa, ale także świetnie wykreowałaś postacie Rose i Scorpiusa :) Zabieram się od razu za drugą część!
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że wszyscy żyją. No i nareszcie nasz trójkącik nawiązał w miarę pozytywne relacje, a już liczyłam na randkę Jo i Jamesa a jak zwykle cos staje na drodze. JAK TO KTOŚ PORWAŁ JO!!!!!! NO NIEEEEEEEEEEEEEE !!! mam tylko nadzieje, że jej nie zabiją.
OdpowiedzUsuńHarry odchodzi z Hogwartu ?? no cóż jakoś to przeżyje grunt, że Draco zostaje.
No to teraz moja ulubiona para Rose i Scor scena pod drzewem, kocham po prostu oj cos czuję, że sporo czasu minie zanim ich rodzice się dowiedzą o tym związku a Draco to pewnie zejdzie na zawał hahaha :D Genevive spokrewniona z tym czubkiem? w sumie zawsze wydawała się podejrzana.
Aaaaa scena Lucy i Camerona kolejna którą kocham, biedna Lucy będzie musiała wytrzymać bez ukochanego. No Cameron musisz dać z siebie wszystko i przeżyć bo jak nie to Lucy cię zabije :D.
Brawo Jesse, brawo Dakota wreszcie ktoś wygarnął Olivii może w końcu przestanie się panoszyć.
No koniec powiem, że coś mi się wydaje, że prawdziwa wojna dopiero wybuchnie.
Podsumowując część I przyznam sama się sobie dziwię, że już ją skończyłam dopiero co ją zaczęłam a tu już koniec. To pewnie dlatego, że już dawno nie czytałam tak wciągającego bloga tyle akcji i humory w jednym opowiadaniu, rzadko się to zdarza i za to kocham tego bloga ciągle coś się dzieje, akcja nie stoi w miejscu, do tego komiczne kłótnie bohaterów po prostu kocham. Ale dosyć gadania czas się zabrać za część II więc zmykam bo nie wytrzymam jak nie poznam dalszych losów bohaterów a zwłaszcza co się dzieje z Jo.
Pozdrawiam
Carmen.
Podsumowują
Ok nie wiem co tam na końcu komentarza robi podsumowują no ale spoko.
UsuńJa też chciałabym ci podziękować za te opowiadanie. W każdym rozdziale zabierasz nas do świata magii. Pokazujesz jak wygląda Hogwart. Przedstawiasz nam nowych bohaterów, których sama stworzyłaś i konsekwentnie nie zmieniasz i przysposobienia. Właściwie uwielbiam wszystkich, ale najbardziej do gustu przypadli mi: mająca temperament Rose i idealny Scorpius. Poza tym te opowiadanie to nie tylko romanse, ale także prawdziwa przygoda, która niejednokrotnie zapierała mi dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńNaprawdę spisałaś się :)
Pozdrawiam :")
Skończyłam! Skończyłam! Dopiero pierwszą część ale co tam ;D Jestem głodna wiedzy co dalej. Twoje opowiadanie jest najlepsze na jakie trafiłam od bardzo (bardzo) dawna. Boże zakochałam się w nich wszystkich! Bardzo skojarzyło mi się to z "Pamiętniki Wampirów" ;) :'') A jak patrzę na zdjęcie James'a (?) to od razu przed oczami staje mi 90210 :P Czyli: TWÓJ BLOG TO CUDO !
OdpowiedzUsuńDobra, od razu uprzedzam, że gdy się rozpisuje często wychodzą jakieś głupoty. Ale to jednak koniec pierwszej części no i skoro tak ładnie prosisz no to ok 😀
OdpowiedzUsuńZacznijmy od Jo . Obsadziłaś w jej roli aktorkę z Supernatural, czyli serialu który ubóstwiam! I za to ci mega dziękuję 😀 Od początku lubiłam jej postać, choć jakoś w środku zaczęły irytować mnie jej problemy miłosne... Ale na szczęście wszystko się unormowało i znów zyskała w moich oczach.
Albusa na początku nie lubiłam, ale z czasem zaakceptowałam go, bo nie mogę powiedzieć, że za nim szaleję. Mimo to mam nadzieje, ze znajdzie kogoś, kto odwzajemni jego uczucia. A z drugiej strony jeśli am wymienić kogoś kto mnie strasznie wkurza to Scarlett. I nie wiem dlaczego. Tak po prostu... Ale może Al będzie z kim innym. Kto wie co wymyślisz 😀
James jest uroczy i jest oczywistą sprawą, że to on pasuje do Jo, więc mam wielką nadzieję, że gdy ją uratują juz naprawdę ze sobą BĘDĄ.
Cameron I Lucy, Lucy I Cameron. Fajnie, że pojawiły się takie osoby. Rzadko spotykam w jakichkolwiek ff, aby osoba o takim charakterze jak Weasley miały jakiś szerszy wątek, jakaś swoją historię.
No i Rose i Scor! Kocham jak sobie dogryzają! Zwykle mało co może mnie rozśmieszyć, jeśli nie jest to dobry sarkazm, więc dziękuję, że odzywają się do siebie tak, jak się odzywają (wiem, że to idealne określenie, ale jak wspominałam na początku, możliwe, że zacznę pisać bzdury).
Och i oczywiście nie można pominąć, iż fajnym pomysłem są pojawienie się Harrego, Hermiony i oczywiście Draco 😂 Tym bardziej, że skoro mają zadanie w szkole, mogą konfrontować się na porządku dziennym zarówno z sobą jak i ze swoimi dziećmi.
Cudowne jest też to, że nie chodzi tu tylko o ich codzienność, ale są jakieś zagadki i tajemnice. Tak jak z tym drzewem, kluczami no i w końcu ataku na Hogwart.
Zastanawiam się ci będzie, gdy Draco lub Ron dowiedzą się, że ich dzieci ze sobą kręcą 😂 Już wiedzę zdruzgotanego Rona jęczącego ,,Gdzie popełniłem błąd". 😂
czytałam kilka fan fiction o Huncwotach lub czasach Harrego. Zawsze bałam się czytać o młodym pokoleniu. Bałam się, że mnie zawiodą. Chyba nawet kiedyś pisałam, że twoje jest pierwszym o dzieciakach, które czytam. Ale po przeczytaniu 1 części stwierdzam, że mnie nie zawiodłaś. Też mi dobre ,,zawiodłaś". Cholernie mnie wciągłaś w tą historię i cieszę się, że wpadłam tu wczoraj przez przypadek.
Okej kończę, bo chce się zabrać za drugą część. W końcu muszą znaleźć Jo!
Za jakiekolwiek błędy przepraszam. Jestem na telefonie, a nie znoszę tej klawiatury😧
Pozdrowienia dla autorki i oby twoja pomysłowość wciąż się rozwijała, bo jesteś świetna!
Chciałabym tutaj klepnąć mega długi komentarz, ale jak już wspominałam gdzieśtam wcześniej ja się kompletnie do tego nie nadaję...
OdpowiedzUsuńPo prostu rozdział zaczął się super, a im bliżej było końca to byłam pewna, że coś się wydarzy. No i masz! Wydarzyło się! Jo, gdzie Cię porwali?! XD
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
Cameron i Lucy <3 <3 OMG OMG .....kocham !!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga! Nigdy nie byłam przekonana do fanficów, ale twojego zdecydowanie kocham. Rose i Scor są najlepsi. To świetna para. Ich rozmowy są urocze i zabawne. Nie mogę doczekać się na to co będzie, gdy rodzice Rose i Scora dowiedzą się o ich związku. Umieram z ciekawości jak to będzie wyglądało. Lubię też Jo, Al i Jamesa. Dla Jo jest lepszy James, ale ja chyba wolę Ala. Naprawdę masz talent cały tekst bardzo szybko się czyta. Świetnie poprowadziłaś fabułę w części 1. Uwielbiam cię. Zabieram się za część .
OdpowiedzUsuńPorwanie Jo totalnie mnie zaskoczyło. Naprawde świetnie się czyta Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńDlaczego, dlaczego, dlaczego?
OdpowiedzUsuńWszystko jest nie tak! Cameron wyjeżdża, Jo porwana, Al smutny i samotny. Dobrze, ze przynajmniej Scor i Rose są razem, ale wyczuwam, ze będzie problem z nienawiścią ich rodzin
Kocham to opowiadanie, dzięki, ze je napisalas ;)
~TikiTaka
Wiem,że piszę komentarz 2 lata po dodaniu przez Ciebie rozdziału, ale odkryłam ten blog dosyć nie dawno i było to dosłownie Darem Bożym. Czytałam dużo blogów i z pełnym przekonaniem stwierdzam, że ten jest najlepszy. Mam nadzieję, że kiedyś podczas przeglądania tego co napisałaś zobaczysz mój jakże długi i nudny, ale motywujący komentarz.
OdpowiedzUsuńTen komentarz nawiązuje do wszystkich części.
"- Skrytka Malfoya – mruknął nagle Albus – Jasna cholera, Scorpius ma klucz! " - śmieję się z tego za każdym razem kiedy to czytam.
James- jest genialny. Po prostu super.
Albus- nie wiem czemu, ale trochę mnie wkurza. Mimo wszystko jest super.
Rose- jest takim połączeniem Weasley 'ów i Hermiony. Po prostu genialna.
Scorpius- on i te jego teksty są jedną z najlepszych rzeczy w tym opowiadaniu.
Draco- przez to opowiadanie przekonałam się do niego i to bardzo. Scenki z nim są bardzo śmieszne.
Harry i Hermiona- są tacy jak zawsze i to mi się podoba.
Cameron i Lucy - są tacy (blee, w dobrym sęsie) słodcy.
***
Życzę Ci weny i dużo "fanów". To cudowne,że są tacy ludzie jak Ty.
Wszystkiego dobrego
Alex
Czytam, czytam :P Dziękuję za opinię, to wciąż bardzo miłe.
Usuń:)
Dobra. A więc do dzieła. Obiecałam, powinność spełniam i biorę się za długi komentarz.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że GGG jest dla mnie legendarne. I w żadnym wypadku nie jest to żart, naprawdę, to dla mnie jedyne opowiadanie o Nowych Pokoleniu, które całe przeczytałam, kocham i jedyne, które przyjmuję do wiadomości. Nie wyobrażam sobie teraz żadnej innej kontynuacji, nawet Przeklęte Dziecko było dla mnie wstrząsem, bo jak to, Albus jest w Slytherinie? Przecież on musi być w Raveclawie! Jest w tym opowiadaniu coś takiego, że przyciąga mnie jak magnes i pochłania cały mój wolny czas (który powinnam spędzać na pisaniu własnego, ale dobra).
Ja naprawdę mogłabym godzinami rozwodzić się nad niektórymi scenami. Prawie w każdym rozdziale uśmiechałam się jak wariatka, już prawie zapomniałam, jak pierwsza część była... radosna (w porównaniu do trzeciej, którą prawie całą przeryczałam, Ginger!). Oczywiście na pierwszym miejscu wspaniałe kłótnie Rospiusa.
Mój Jomes. A powiem Ci, że miałam rozkminę roku przez pierwsze kilka rozdziałów, jak nazywał się ich ship. Nieładnie Anka, nieładnie. Szczególnie, że Jomes nadal utrzymuje się w mojej czołówce shipów, nie tylko z GGG. Tutaj na pierwszym miejscu jest - wiadomo - Rospius. No i na drugim wspaniały Hotter :D
Powracając do Jomesa, chyba teraz bardziej doceniam ten związek. Jakoś wcześniej byłam bardziej negatywnie do niego nastawiona. Teraz za to... no kocham! Chociaż nadal tam gdzieś w serduszku jest miłość do Jo i Albusa, bo za młodszym Potterem bardzo przepadam. I gdybym była Jo (a troszeczkę się nią utożsamiam) to wycałowałabym go za tego misia :D
Ale powiem Ci, za co najbardziej kocham GGG. Za pamięć o dawnych bohaterach. Kurczę, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się za pierwszym razem cieszyłam, że Harry będzie u Ciebie nauczycielem! Kocham to, że nie zapomniałaś o legendarnym pokoleniu, że nie zabrałaś im charakterów, a jednocześnie pokazałaś ich dojrzałych. Jestem wielką fanką Harry'ego tutaj i chyba na zawsze zapamiętam to, że ten skubany od początku wiedział, co nasza paczka knuje :D
Ach woźny. Za pierwszym razem byłam tak zszokowana, że nawet nie pamiętam jak zareagowałam xD (to się chyba wyklucza, co nie?). Drzewo Początku, Klucze... jeju, jak jak tęskniłam za GGG. A to już rok minął, jak czytałam to po raz pierwszy i bardzo się cieszę, że coś mnie skłoniło, by to wrócić.
I teraz ostatnia rzecz: jestem Ci dozgonnie wdzięczna. Za co? Dzięki tobie zaczęłam Supernatural. Tak, najpierw Dean był dla mnie Ryanem (przez pierwsze trzy odcinki tak go nazywałam), ale teraz... ach, zakochałam się. Teraz, na sam widok nawiązań do Supernatural serduszko bije mi mocniej :) A gdyby nie GGG i w dużej mierze LL, nigdy bym moich kochanych Winchesterów nie poznała. I bardzo Ci za to dziękuję.
No, to by było na tyle. Chyba pod drugą częścią, będę częściej komentować, a pod trzecią to będę Ci ostro jechać, za zabicie pewnych postaci. No i jeszcze wypadałoby wrócić do LL, bo jakość tamtych komentarzy, które pisałam... przemilczmy to, dobra?
Pozdrawiam Cię baaaardzo serdecznie, życzę masy weny i do zobaczenia tutaj, na LL no i na Twoim nowym opowiadaniu :D
Ana "Szajbnięta" Potter
Cccooo? Nie wierzę normalnie... Kiedy wreszcie między Jamesem i Carter miało zacząć się układać, już byliśmy tego tak blisko, Ona zostaje porwana! ����
OdpowiedzUsuńJest mi tak strasznie żal Jamesa i Albusa, przecież Oni będą przeżywać teraz horror... Nawet nie chce sobie wyobrażać co musi czuć człowiek, kiedy jego bliscy znikają, nie ważne czy jest to porwanie i czy ucieczka... Ta niepewność i ten strach, mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni.
I jeszcze Albus i Scarlett życzę im, żeby się pogodzili, bo mimo że blondynka dotychczas nie pojawiała się często w opowiadaniu, mam wrażenie, że zależy jej na Alu i Red... I że to Ona pomoże Alusiowi zapomnieć o Carter.
Przejdźmy dalej... Cameron Carter hmmm... Na początku opowiadania myślałam, że będzie takim zrozumiałym i nadetym sportowcem. Na szczęście się pomyliłam! :D To jest niesamowite, że Harry zaufał mu na tyle, żeby powierzyć tak ważna i odpowiedzialna sprawę, ta ich rozmowa była świetna :D
Jedynie jest mi szkoda Lucy, ale podnosi mnie na duchu fakt, że Cam i tak jest od niej o rok starszy więc nie mogliby spędzać że sobą tyle czasu co teraz, gdy Ona będzie w ostatniej klasie... I dodam tu jeszcze coś o niej odnośnie wcześniejszego rozdziału(komentarz który tam napisałam usunął się 2 razy ��) zaskoczyła mnie. Totalnie zaskoczyło mnie jej zachowanie bo tu na pierwszy rzut oka niby taka strachliea i nieporadna mała dziewczynka, ale widać że w głębi serca ma te gryfonskie geny XD
I wgl to ich pożegnanie teraz jak się o niego martwi. No i oboje zmieniają się pod swoim wpływem. On się uspokaja natomiast Ona nie pozwala nikomu wejść sobie na głowę ��
Trochę mało Scorose ����
Ale i tak zrobiło mi się ciepło na serduszku jak tak razem lezeli sobie pod tym drzewem ❤️ Ciekawe jak zareaguje Ron jak się dowie kto będzie przyszłym teściem jego córki,z resztą reakcji Draco też jestem ciekawa XDDDD
Dobra lecę do drugiej części ��
Ps. Szczęśliwego Nowego Roku ❤️
Caraline Gentile