Ginger Golden Girls

27 września 2014

Rozdział XXVIII

Hogwart zawsze będzie najbezpieczniejszym miejscem
 


                Było po północy. W sali bawialnej, ponurego londyńskiego dworku kończyła się narada. Czarodzieje i czarownice, którzy zostali na nią zaproszeni wychodzili z niej z płonącym wzorkiem i wypiekami na policzkach. Sir Steven Hurrlington potrafił przemawiać.
- Pięknie, pięknie…! – wołała gruba wiedźma, patrząc na grubego lorda z umiłowaniem – Jestem przekonana, że ma pan rację!
Sir Steven skłonił się kurtuazyjnie. Rozległy się brawa i zebrani zaczęli się rozchodzić, wymieniając jeszcze między sobą pozdrowienia. Lord uśmiechał się do każdego i machał serdelkowatą ręką.
- To już wszyscy – oznajmił mu wysoki, młodzieniec o jasnych włosach, zamykając drzwi do sali bawialnej. Hurrlington skinął krótko głową i usiadł przy długim, dębowym stole z zadowolonym uśmiechem.
- Łatwo poszło – stwierdził wyraźnie dumny – Kolejni przekonani…
Młodzieniec uśmiechnął się usłużnie.
- Już większość, sir – powiedział gorliwie – Niedługo z pewnością Shacklebolt ustąpi albo i sam przejdzie na naszą stronę!
Sir Steven pokręcił powoli głową.
- Nie sądzę. Dlatego nawet się nie staram przekonywać członków Zakonu. Widzisz, Greyson – dodał tonem doświadczonego belfra – Naiwniacy, którzy sądzą, że są bohaterami mają inne spojrzenie na życie. Optymistycznie cieszą się, że i tym razem wszystko im się uda i uważają, że istnieje coś takiego jak dobro i zło… Tymczasem, mój przyjacielu…
- Jest łatwizna i trud – wpadł mu w słowo Greyson, wyuczoną frazą. Świńskie oczka Hurrlingtona zabłysły zadowoleniem.
- Dokładnie! W tym przypadku łatwizną jest pozostawić świat w takim porządku jak do tej pory. A wiele trudu – dodał z najwyższą powagą – trzeba włożyć w zbudowanie nowego i lepszego!
Greyson kiwnął usłużnie głową, a po chwili powiedział:
- Ale Zakon to nie jedyni oponenci. Stare rody, który trzymają w garści połowę kraju wciąż się zastanawiają.
Sir Steven uśmiechnął się tak, że wyglądał jak piłka z szerokim rozcięciem.
- Dlatego, mój chłopcze trzeba im pomóc w tych rozmyślaniach! – oświadczył z chorobliwą radością – Tacy na przykład Firth’wie i Shepard’owie od miesiąca myślą coraz poważniej o przyłączeniu się do nas – tu puścił oko swojemu uczniowi, który uśmiechnął się z dumą.
- Tak, porwanie ich synów, przynosi widoczne rezultaty. Cieszę się, że mogłem w tym pomóc – tu skłonił się z udawaną pokorą, a Hurrlington zaklaskał z uciechy.
- Nasi mali przyjaciele wiele nam pomogli w ostatnich tygodniach. Dzięki nim gościliśmy tu dziś również Adamsów i Madisonów. No i nie zapominajmy, że w naszej przytulnej piwnicy trzymamy też mały skarb – dodał przeciągając ostatnie sylaby. Greysonowi zabłysły nagle oczy.
- Gdyby ten plan wypalił, mielibyśmy w ręku potężne narzędzie…
- Będziemy mieć – uspokoił go lord – Zaręczam ci, chłopcze, że w ciągu roku na czele naszej armii stanie doskonały dowódca, który porwie za sobą tłumy tych, którzy jeszcze się wahają. Musimy jeszcze tylko wysłać w podróż dwie sługi, aby dokończyć dzieła.
- Są gotowi? – zapytał poważnie Greyson – Przeniknięcie do dwóch takich instytucji, to nie lada wyzwanie.
Hurrlington przewrócił oczami.
- Dlatego wybrałem właśnie ich. Mają w sobie to co trzeba, by być doskonałym złym charakterem!
I zaśmiał się, jak opętany. Greyson posłał mu trochę przerażone spojrzenie, ale szybko się zreflektował.
- Pierwszy cel jakoś mniej mnie martwi – stwierdził Greyson pocierając czoło – Ale w Hogwarcie zostali Hermiona Granger i Draco Malfoy. Ich ciężko będzie oszukać.
Sir Steven zaśmiał się ochryple.
- Mój szpieg przechytrzy wszystkich i rozpocznie prawdziwy armagedon!
A potem znowu roześmiał się tak, że Greysonowi włosy stanęły dęba.
 
                                                                  *

                Louis Weasley nigdy nie przypuszczał, że pojawi się w swojej szkole w połowie wakacji. Nawet w roku szkolnym zdarzało mu się jej unikać, więc gdy w sierpniu jego ojciec oznajmił mu, że ma z nim jechać do Hogwartu, miał ochotę uderzyć w coś z całej siły.
- Przecież nie będziecie się jeszcze uczyć! – ofuknął go Bill, gdy wsiadł z nim do zaprzężonego w testrale powozu. Louis czuł się trochę dziwnie, bo nie widział tych skrzydlatych stworów i wydawało się, że powóz sam wzbija się w powietrze.
- Szkoła to szkoła – odparł – Czuję niesmak.
Bill tylko pokręcił głową.
- Matka i Dominique są we Francji, a nie możesz zostać sam w domu – przypomniał mu po raz kolejny.
- Jestem pełnoletni – odparł Lou tym samym tonem.
- Jest wojna – warknął Bill – Możesz mieć nawet sto lat i tak będziesz w niebezpieczeństwie!
- Z tego co pamiętam – mruknął wyraźnie rozbawiony Louis – To ostatnio byłem w niebezpieczeństwie właśnie w Hogwarcie – tu udał, że coś sobie usilnie przypomina – Ach tak, miesiąc temu, gdy wtargnęła tam armia Skandynawii!
Bill wpatrywał się w coś, czego Lou nie mógł dostrzec i domyślił się, że przygląda się testralom. Westchnął ciężko.
- Hogwart zawsze będzie najbezpieczniejszym miejscem w tym kraju – powiedział spokojnie – Dlatego tam lecimy.

                Louis obudził się, gdy baszty i wieże zamku były już blisko. Jak na początek sierpnia w stanowczo zbyt wielu oknach jarzyło się światło.
- Co tu się dzieje? – zapytał ojca, gdy powóz zaczął opadać i zbliżali się do lądowania, ale Bill tylko uśmiechnął się smutno.
                Stanęli na ziemi i ojciec podszedł, by odwiązać powozy, najwyraźniej klepiąc też skrzydlate konie po łbach, czemu Louis przyglądał się z mieszaniną fascynacji i zniecierpliwienia, że nie może ich dostrzec, a potem zabrali swoje bagaże i ruszyli do Drzwi Wejściowych.
- Bill! – ciotka Hermiona pojawiła się w nich i z wyraźną radością rzuciła w ich stronę – Louis! – cmoknęła go w policzek, gdy już przywitała się z jego ojcem – Dobrze, że jesteście! Każda para rąk do pracy jest na wagę złota!
- Pracy? – powtórzył natychmiast Louis i przystanął, wwiercając się spojrzeniem w plecy ojca. On i Hermiona też się zatrzymali, a ciotka uniosła wysoko brwi. Bill parsknął śmiechem.
- Louis panicznie boi się, że jutro będzie musiał pójść na Zaklęcia – zaśmiał się wznosząc oczy do nieba. Kąciki ust Hermiony też zadrgały, gdy przyglądała się bratankowi.
- Jest sierpień – powiedział przez zaciśnięte zęby – Nie mam zamiaru kokosić się w ławce! Przyznajcie się, dlatego jest tu tyle ludzi! Wymyśliliście jakieś pokręcone letnie warsztaty! – zawołał wskazując na rozświetlone okna zamku. Hermiona wybuchła głośnym śmiechem, a Louis miał wrażenie, że od dawna tego nie robiła.
- Nie, nie! – zawołała szybko kręcąc głową, wciąż rozbawiona – Nie będzie żadnych lekcji! Hogwart jest teraz kwaterą przeciwników Ankdala i Hurrlingtona – oświadczyła – To nasza twierdza.

- Powariowali, naprawdę – mruczał Louis, idąc przez Wielką Salę. Tyle, że teraz to wcale nie była już Wielka Sala, którą pamiętał. Wszędzie stały podesty, na których ludzie ćwiczyli pojedynki, a przyglądali im się ubrani po wojskowemu czarodzieje i czarownice.              
Jego ojciec i ciotka Hermiona zmierzali do stołu nauczycielskiego, który teraz stał wciśnięty w kącie, gdzie rozmawiało kilku nauczycieli, więc Louis przystanął. Wystarczy mu, że jest w szkole w czasie, gdy powinien łowić ryby na klifie za Muszelką. Nie miał zamiaru rozmawiać z dyrektorką. Odwrócił się na pięcie i zobaczył kogoś, na czyj widok od razu poprawił mu się humor. Rose siedziała na parapecie wysokiego okna i przyglądała się jednemu z pojedynków.
- Red! – Zawołał ucieszony i od razu do niej podbiegł. Kuzynka też ożywiła się na jego widok.
- Louis! Dobrze cię widzieć!
Louis podał jej rękę i pomógł zeskoczyć z parapetu. Rose od razu wskazała głową na wyjście z Wielkiej Sali, w której było wyjątkowo głośno.
- Możesz mi powiedzieć, co się tu właściwie dzieje?! – zapytał wciąż oszołomiony Louis, gdy mijali pojedynkujących się ludzi. Rose westchnęła ciężko i pociągnęła go na ciepły dziedziniec.
- To pomysł Ministra – wytłumaczyła – Od kiedy zamek zaatakowali Skandynawowie głowił się jak może dać mu skuteczną ochronę. No i wymyślił, że ściągnie tu pół czarodziejskiej armii, większość oddziałów aurorów i magicznej policji, którzy teraz mają tu swoją kwaterę. Podobno obawiał się infiltracji ze strony tego świra, Hurrlingtona – dodała, robiąc wielkie oczy – więc są tu tylko ci najbardziej zaufani.
- Nadal nie rozumiem! – zawołał Louis rozglądając się po błoniach, na których dopiero teraz zobaczył wielkie wojskowe namioty, i stadka dziwnych zwierząt.
- W Hogwarcie nie ma uczniów – dodał szybko – Ci wszyscy ludzie powinni chyba chronić czarodziejską społeczność a nie puste mury!
Rose spojrzała na niego z wyrozumiałą wszechwiedzą.
- Tu są wszyscy – odparła – Codziennie w zamku zjawiają się nowi ludzie szukający schronienia! Hurrlington wszystkim grozi i siłą albo zastraszaniem próbuje przeciągnąć na swoją stronę. Więc przyjeżdżają tu!
Louis zaniemówił na moment. Potem jednak coś przekalkulował i uśmiechnął się szeroko.
- Czy to znaczy, że skoro Hogwart jest teraz jedną wielką twierdzą, nie będzie zajęć?!
Rose tylko westchnęła z boleścią.
- Chciałbyś – powiedziała kwaśno – Profesor McGonagall, a jestem pewna, że namawiała ją do tego moja rodzona matka – tu Red uderzyła się w pierś – podzieliła zamek na dwie części. W jednej zamieszkają wszyscy, którzy uciekają przed Hurrlingtonem, a w drugiej my będziemy wieść dawne życie więźniów nauki…
Louis warknął cicho.
- Okropieństwo.
Rose kiwnęła głową. Nagle odwróciła się w stronę zamku i Louis poszedł za jej wzrokiem. W Drzwiach Wejściowych stał młody Malfoy i patrzył prosto na Rose.
- A ten tu czego? – zapytał groźnie Louis. Red posłała mu chmurne spojrzenie i zeskoczyła z murka.
- Mamy wspólne interesy – i machając do niego odwróciła się do Scorpiusa i odeszła.
                Louis przyglądał im się przez chwilę podejrzliwie, póki nie zniknęli mu z oczu, a potem spojrzał znów na błonia, na których pasły się dziwne stwory, stado hipogryfów i najpewniej testrali, bo inne zwierzęta wyraźnie się o coś ocierały. Co one tu wszystkie robią? Zastanawiał się. Co się dzieje w zamku? I – co najważniejsze – Czy to się może dobrze skończyć?

                                                                     *
- Jestem z ciebie dumny – mówił Scor do Rose, biorąc ją za rękę, gdy znaleźli się w lochach – Od dwóch dni nie płakałaś.
Mina Red natychmiast stężała.
- To nic nie daje – powiedziała cicho – Jak będę ryczeć to nie sprawi, że wypuszczą Carter.
Scorpius nic nie powiedział, tylko skierował ich do pokoju wspólnego Slytherinu. Podał hasło i znaleźli się w zalanym zielonym światłem salonie, w którym nie było teraz nikogo. Rose i tak przecięła go kilkoma krokami, zmierzając prosto do dormitorium Scorpiusa.
                Zamknął za nimi drzwi, podczas gdy Red położyła się łóżku i szczelnie przykryła kołdrą.
- Hej… - powiedział siadając koło niej – Miałaś dziś dobry nastrój.
Była cała przykryta, ale rozpoznał po ruchu kołdry, że wzruszyła ramionami.
- Znowu żadnych wieści od Ala i Jamesa – powiedziała, gapiąc się w ścianę – Jak wrócą to ich obydwu wypatroszę!
Mówiła tak słabo, że jej groźby wydały się teraz Scorpiusowi nad wyraz słodkie. Położył się koło niej i objął ramieniem.
- Oczywiście, że ich wypatroszysz – przytaknął, gładząc ją po plecach – Jo też się dostanie za to, że dała się porwać…
Ale na wzmiankę o Jo, oczy Rose znowu zaszły łzami i Scorpius natychmiast zaklął w duchu.
- Daj spokój, Weasley – szepnął przyciągając ją do siebie – Już niedługo będzie po wszystkim.
Ale Rose przestawała już w to wierzyć. Minął miesiąc, a oni nie mieli żadnej informacji o Carter i innych przetrzymywanych. Albus, James i wujek Harry nie dawali znaku życia. Czasem słyszeli pogłoski od rodzin innych porwanych, że są przetrzymywani, póki czarodziejska społeczność nie spełni ich żądań. Jedynym pocieszeniem było to, że skoro Potterowie nie wrócili z odsieczy, wciąż była nadzieja.
- Mogę tu spać? – zapytała cicho Red. Scorpius wtulił się w jej włosy i zaśmiał tak, że na chwilę straciła wątek.
- Codziennie tu śpisz – przypomniał jej rozbawiony. Rose odwróciła się do niego przodem i ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi. Scor cmoknął ją w czoło, ale jeszcze długo nie mogli usnąć.  

                                                                    *

                W południowej Anglii nie było czuć lata. Szara, chłodna aura trzymała w domach większość tubylców i tylko nowe, obce twarze widać było czasami w sklepach i skwerach. Ale było też kilku przyjezdnych, którzy choć przebywali na południu dłuższy czas, nie pokazywali się, kryjąc pod głębokimi kapturami.
- Padnij! – syknął Harry, a James i Albus w tym samym momencie rzucili się na ziemię. Chwila nerwowego oczekiwania i znak Harry’ego, że jest już bezpiecznie.
- Kto to był? – zapytał Al. Ojciec milczał przez chwilę, jakby coś obliczał.
- Greyson Hunt – odparł, z oczami utkwionymi w jeden punkt – ponurą, zapuszczoną willę, na końcu drogi pełnej wyrw.
- Widziałeś co robił przy bramie? – zapytał James, wpatrując się w to samo miejsce – Taki posuwisty ruch różdżką, jakby zasuwał zamek.
Harry skinął głową, ale powiedział:
- Nieważne. Nie wejdziemy tam przez bramę.
James oderwał na chwilę wzrok od domu i spojrzał na ojca.
- Jest lepszy sposób – wyjaśnił Harry – Na całe ogrodzenie jest rzucone to samo zaklęcie, co na bramę. Kiedy ktoś przez nią wchodzi, dezaktywuje na moment zaklęcie. Wystarczy wtedy przedrzeć się przez żywopłot.
James nic nie powiedział, ale Albus zmarszczył brwi, wyraźnie zdziwiony.
- A nie wydaje ci się to zbyt… proste?
 Harry uśmiechnął się kwaśno.
- Wręcz przeciwnie – powiedział poprawiając okulary – Brak potężnych zabezpieczeń obejścia, może oznaczać, że w środku są duże oddziały, które są wystarczającą obroną.
Albus pokiwał głową ze zrozumieniem, a James odwrócił się znowu do ojca, sprawiając wrażenie, jakby go w ogóle nie słuchał.
- Którędy wchodzimy? – zapytał nieprzytomnie. Harry spojrzał na niego z niepokojem, jak zresztą patrzył na niego od miesiąca.
- Nie teraz, James – powiedział poważnie – Musimy jeszcze…
- Nie – przerwał mu stalowym głosem – Od tygodni coś musimy. Znaleźliśmy ten dom trzy dni temu, wiemy jak wejść. Nie ma na co czekać.
Harry i Albus wymienili spojrzenia.
- James, będziemy mieć tylko jedną szansę – powiedział łagodnie Harry, ale Jamesa nic to nie obchodziło. Jego oczy zwęziły się tak, jakby zawładnęło nim czyste szaleństwo. Zrobił krok w jego stronę i zrównał się z Harrym.
- MAM TO GDZIEŚ! – ryknął – NIE MAMY EKSTRA CZASU! TY BĘDZIESZ SOBIE PLANOWAŁ, KTÓRĘDY LEPIEJ WEJŚĆ, A ONA MOŻE W TYM CZASIE ZGINĄĆ!! NIE JEST IM POTRZEBNA, JEJ RODZICE NIE MAJĄ PIENIĘDZY, NIE SĄ WYSOKO POSTAWIENI! ONA MOŻE BYĆ W TYM MOMENCIE TORTUROWANA, ALBO…
Głos Jamesa zamarł, jak zwykle gdy pomyślał o tym, co mogło dziać się z Jo. Miał dość. Dość braku snu, zmuszania się do jedzenia, rozpaczliwych modlitw i trujących myśli, które rozlewały się po jego umyśle, wyżerając jego wnętrze. Był na skraju wytrzymałości, tęsknoty i niepojętego lęku. Widział współczujące spojrzenia ojca i pokrzepiający wzrok Albusa, ale nie zwracał na nich uwagi. Na nic już nie zwracał uwagi.
- Uspokój się! – powiedział ostro Harry, nie cofając się, mimo, że James krzyczał, stojąc cale od niego – Naprawdę myślisz, że nie wiemy co przechodzisz? Byłem w twojej sytuacji! A Jo znaczy dla Ala nie mniej niż dla ciebie! Jeśli nie przestaniesz wrzeszczeć, zostaniesz tutaj i pójdziemy tylko my dwaj!
James odsunął się od Harry’ego i splunął na ziemię. Nic nie powiedział, oddychając ciężko.
- Ściemnia się – zauważył Albus, który nie chciał brać udziału w dyskusji. Harry długo patrzył na Jamesa, nim powiedział:
- Wracamy do namiotu i się przygotujemy. Wejdziemy o północy.

                                                                     *

                Gęsta mgła otaczała rozłożystą willę i nawet światła różdżek ochraniających ją czarodziejów, ledwie się przez nią przebijały. Ciche warczenie przebiło się przez wibrującą ciszę i obydwaj strażnicy spojrzeli w tym samym kierunku.

                                                                      *

- Cicho, Lola! – syknął Al, pochylając się nad wilkiem. Ten nawet na niego nie spojrzawszy, przysunął się do Jamesa. Ten spojrzał na Harry’ego.
- Ktoś idzie – powiedział Potter po kilku minutach stania w bezruchu – Idziemy.

Wysoka postać wyjęła różdżkę i szybkim ruchem odczarowała łańcuchy, a Harry błyskawicznie przeciął żywopłot i przeskoczył przez niski murek. Albus i James, który chwycił jeszcze Lolę zrobili to samo. Zatrzymali się nasłuchując. Nic.
                Harry bezgłośnie pokazał im, żeby szli za nim i przemknął się za najbliższe drzewa. Poszperał chwilę w kieszeni a potem wyjął mieniącą się tkaninę.
- Ubieraj to – powiedział do Jamesa, podając mu pelerynę-niewidkę.
- Dlaczego ja? – zdziwił się. Harry skierował na siebie różdżkę i chwilę później zniknął. Za moment to samo stało się z Albusem a potem Lolą.
- Zaklęcie Kameleona – wyjaśnił.
- Co teraz? – zapytał Al. Nie widzieli twarzy ojca, ale instynktownie wyczuli, że kilka sekund ciszy przed jego odpowiedzią jest dziwnie znaczące.
- Czekamy.
- Na co? – warknął James.
- Na aurorów.
- CO?! – ryknął James i natychmiast zarobił cios w ramie od Albusa.
- Ciszej, kretynie! – syknął.
- Uspokój się, James – dodał Harry.
- Oszukałeś mnie! – krzyczał dalej James, tylko odrobinę ciszej – Ustaliliśmy się, że sami ją odbijemy! Jak Hurrlington zobaczy całą armię, może ją wykorzystać do obrony!
Harry pokręcił szybko głową, ale przypomniał sobie, że synowie go nie widzą, więc powiedział szybko:
- Nie damy rady sami. Jest ich za dużo i potrzebujemy wsparcia. I, nie zapominaj – dodał ostro – że nie przyszliśmy tylko po Jo.
- A więc co teraz? – zapytał ponownie Albus, napiętym głosem.
Harry spojrzał w niebo.
- Czekamy na znak.
Nikt już nic nie mówił, choć James cały się trząsł ze złości na ojca. Znowu potraktował go jak dziecko, któremu nie można nawet ufać!
                Minęła długa chwila, nerwowej ciszy, aż w końcu w tym samym momencie z każdej strony ogrodzenia wystrzeliły w górę czerwone płomienie, przecinając gęstą mgłę. Z dworu zaczęli wypadać ludzie a żywopłot zapłonął. Lola zaczęła warczeć głośno, ale nikt już jej nie słyszał.
- Idziemy! – rozkazał Harry i Albus ruszył za nim, a James zgrzytając zębami i oglądając się na aurorów powlókł się za nimi.

                Drzwi stały otworem, i Harry, James i Albus weszli przez nie bez problemu, zostawiając za sobą ferwor walki. W hallu było głośno i wszyscy, którzy byli w środku wybiegali na dwór, by zobaczyć co się dzieje a następnie przystąpić do bitwy. Nikt nie zauważył Potterów.
                Harry wyciągnął ręce i bez słowa zatrzymał Jamesa i Albusa. Nie zapytali skąd wiedział gdzie są.
- Tam – powiedział tylko, wskazując na najdłuższy korytarz. Jedyny nieoświetlony. Ruszyli w milczeniu a Lola dreptała za nimi. Byli w połowie, gdy to usłyszeli. Czarna peleryna zamiotła połami i piskliwy głos powiedział:
- Dzień dobry, panie Potter!
Sir Steven Hurrlington stał u wejścia korytarza i wpatrywał się w miejsce, w którym stali choć nie mógł ich widzieć. Przynajmniej nie Jamesa. I to wykorzystał Harry.
- Idź! – syknął najciszej jak się dało, jednocześnie odwracając się do Hurrlingtona z wyciągniętą różdżką.

Ale James już tego nie widział. Nie odwracając się za siebie, puścił się biegiem, a Lola biegła za nim. Gdy zobaczył u końca korytarza schody prowadzące w dół do piwnicy przyspieszył. Jego serce jeszcze nigdy nie biło tak mocno. 

17 komentarzy:

  1. Jak się cieszę, że jest rozdział! :)
    Już lubię Louisa :P I szkoda, że nie ma Jo, ale to tylko wprowadza w świetny nastrój 2 część!

    Zachwycona,
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  2. Doczekałam się ! :D Dzięki, dzięki, dzięki :* ! Ja tak siedzę chora w domu, tylko na to czekając :) Pierwszy rozdział - cudny. Scorpius taki opiekuńczy :3 Co do Louisa, to jego postać mi się podoba, choć wydaje się trochę szablonowym nastolatkiem. Ale, u cb nic nie jest szablonowe, więc nie mam się o co martwić ;)

    Czekam na więcej,
    zakatarzona RosieRozalia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Louis zdecydowanie jest typowym nastolatkiem. Ale to on będzie miał w tej części najtrudniejsze zadanie.

      Życzę dużo zdrowia :)

      Usuń
  3. Jeej. Nowy rozdział, super, już nie mogłam sie doczekać. Biedna Jo, ciekawe czy w następnej części już ją uratują :D życze duuuużo weny abyś pisała tak świetnie dalej. ;)
    Pozdrawiam, Wici

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, supcio rozdział, krótszy niż poprzednie ale przecież dopiero się rozkręcasz ;) , bardzo mnie zdziwiło z tym Hogwartem ale mogłam się domyślić. Najbardziej podobała mi się scena z Louisem już go lubię bardzo mnie to rozbawiło gdy tak użalał się, że musi iść do szkoły xD

    Teraz chciała bym powiedzieć coś do nowego wyglądu jest super i w ogóle ale moim zdaniem jest trochę nie czytelnie (ale wiesz to moje zdanie), po prostu jak czytałam musiałam sobie podświetlać

    a tak to super rozdział z wielką niecierpliwością czekam na następny ;)

    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, teraz dopiero zauważyłam i zmieniłam czcionkę :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nawzajem ;)

      Gallo Konio Anonim

      Usuń
  5. Kocham to całe, ale nadal jestem WŚCIEKŁA na Pottera, bo wykluczył Rose.
    I NADAL TAK SAMO KOCHAM ROSCO/SCOROSE, A MOŻE NAWET BARDZIEJ. <3 <3 <3

    Tęsknię z Jo, smutno bez niej. I tak... łyso.
    I jeszcze tęsknię za Lumeronem/Caucy czy jakkolwiek to się nazywa. ;D Może ma ktoś jakieś pomysły?? :)

    Już nie lubię Elizabeth, jest stanowczo za ładna! Pff... Co to ma być?! xD
    Lubię za to Louisa, jest taki ludzki. Nie popaprany jak Rose, nie pseudo-zimny jak Scor, nie zrównoważony jak Al czy szalony jak Jo z Jamesem. Normalny. A oni wszyscy potrzebują odrobiny normalności.

    Chwila w Slitherinie - BEZCENNA. Dziękuję Ginger, naprawiłaś mi tydzień. C:

    CO Z JO?!?!?! NIECH JUŻ WRACA DO ŻYWYCH, ROSIE I SCORP MUSZĄ JĄ WYZWAĆ, BO DAŁA SIĘ PORWAĆ!!!!!

    Czekam i kocham.
    Pozdrowionka xx

    Ps. Poleca ktoś jakiś fajny serial?
    Ps. 2. Ginger, możesz, proszę, spróbować włączyć na bloggerze opcję z czytaniem na komórkach i tabletach? xD Ułatwisz mi życie! ;D Z góry dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już włączyłam! Coś się poprzestawiało jak zmieniałam szablon.

      Harry nie mógł zabrać Rose, bo ona się nie nadaje na tajne misje :P Od Jo zaczyna się drugi rozdział, ale celowo nie ma jej w pierwszym, bo jest to dość smutny fragment...

      Cucy(?) nie będzie w tej części prawie wcale... Cam wyjechał i prędko nie wróci. A Elizabeth (Jessica) nie jest wg mnie tak ładna jak Rose (Vanessa). I pewnie nie lubiłaś już jej wcześniej, bo przypominam, że to ta sama, która odwiedziła Scora podczas świąt, i zachwycała się nią Narcyza :)

      Dzięki i pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. O, fakt! Od zawsze jej nie lubiłam. I Rosie oczywiście jest ładniejsza (najpiękniejsza!), ale Elizabeth i tak jest za ładna... xD

      Usuń
  6. Nie spodziewałam się, że dodasz ten rozdział tak szybko:) ( nie zaglądałam tu od ostatniego rozdziału części pierwszej bo myślałam, że ten rozdział dodasz za jakiś miesiąc lub dwa)
    Jestem bardzo bardzo bardzo szczęśliwa, że ten rozdział ppjawił się tak szybko :)
    Jest in niesamowity( zresztą jak wszystkie poprzednie).
    Druga część zaczyna się bardzo interesująco i ni wyobrażam sonie tego co będzie jak akcja się rozkręci :)
    Tak jak przez całą pierwszą część uwielbiałam Jamesa tak teraz mnie zdenerwował. Rozumiem , że martwi się o Jo bo ją kocha i , że boi się, że coś źle pójdzie, ale swoim zachowaniem może wsztstko zepsuć!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. Pierwszy raz zajrzałam tu 3 dni temu. Właśnie skończyłam czytać pierwszy rozdział drugiej części. Nie komentowałam wcześniej gdyż z zapartym tchem parłam przez wszystkie dostepne rozdziały, przyrzekając skomentowanie wszystkiego jak dobiegne do finiszu.
    Więc...
    Genialny pomysł na ff. Dawno nie czytałam nic tak świetnego. Masz talent pisarski i jak za kilka lat nie wydasz czegoś własnego to Cię znajdę i ukatrupię. :)
    Twoi bohaterowie są tacy jakimi ich sobie wyobrażałam. James, Al, Skorp. A Rose jest idealną mieszanką Romione. No i Jo... tak bardzo przeniknęła wśród Potterów Weasleyów i Malfoyów, że przyłapałam sama siebie jak w pamięci szukam jej rodziców wśród Hogwardzkich bohaterów Rowling. Przypominając sobie po chwili iż są oni twoim dziełem.
    Ujrzenie (a raczej przeczytanie) dorosłych już ulubionych bohaterów przynosi uśmiech na usta, choć jakoś pustawo czasem bez Rona. I Hermiona jakoś taka mało podobna do siebie chwilami. No, bo jak panna-wiem-wszystko może nie dostrzegać zwiazku jej córki z Malfoyem ani tego gdzie jej dziecko spędza noc (patrz rozdział pierwszy, część druga).
    Jeżeli chodzi o Hermionę i Harrego - nie da się nie zauważyć, że pomiędzy nimi coś jest i nie mówię tu o zwiazku między przyjaciółmi. W dodatku te chłodne relacje z ich małżonkami czekającymi w domu.
    Jeśli mogę. BŁAGAM nie rozdzielaj Romione, a jeżeli musisz to niech to nie będzie Harry. Nie potrafię nawet dopuścić takiej myśli jakoby ich relacja miała wyglądać inaczej jak brat-siostra.
    No i wracając do Rose i Scorpiusa, nie mogę się wręcz doczekać reakcji Ronalda Weasleya na wieść o tym z kim spotyka się jego rodzona córka. Kojarzą mi się barwy Polski: biała gorączka i czerwone oblicze wściekłości.
    O Jo się nie martwie, wkońcu na ratunek idzie jej nie jeden ale aż trzech Potterów. Musi być dobrze.

    No. To chyba tyle na początek :)
    Wypatruję z nadzieją kolejnych rozdziałów.

    MiMiK

    ps. No i WITAJ cudna pisarko

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! Ostatni kom dałam pod st postem :/ ale od drugiej części zamierzam komentować!
    Po pierwsze: Jestem całym sercem fanką Jomes i Scorose. Uwielbiam kłótnie Scora i Rose, kocham ciągłe wdawanie się w niebezpieczne sprawy o, szaleństwo Jamesa na jej punkcie, uroczość Lucy, zmianę Cama o ogólnie twojego bloga!
    Ten kom. jest, jakby to powiedzieć... Cholernie ogólny, ale następne będą dotyczyć poszczególnych notek.
    Pozdrawiam
    Kisame Omori

    OdpowiedzUsuń
  9. Współczuję Rose strasznie przeżywa porwanie Jo a nikt jej o niczym nie informuję + 100 punktów dla Scora za jego wsparcie dla Rose, a scena w jego dormitorium zakochałam się, rozpłynęłam i nie wiem co jeszcze.

    Co do Louisa hmm ciężko mi go ocenić po jednym rozdziale ale wydaje się być spoko. Bardzo mnie ciekawi czy odegra on większa rolę w opowiadaniu czy będzie tylko postacią drugoplanową.
    Brakowało mi trochę Lucy i Jo. Liczę, że Jamesowi uda się wyciągnąć Jo z tego wszystkiego całą.
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  10. Louis jest genialny. KOCHAM GO! Rose jesst taka słodka jak martwi się o Jo. Jezu oby Carter nic nie było. I niech James ją uratuje! :''(

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  11. Lola, jak zwykle świetnie :] mój ulubiony zwerzaczek w tym opowiadaniu :D
    Pojawił się Louis, który narzeka, że musiał wrócić do szkoły chociaż nie ma jeszcze roku szkolnego :3 no nie wiem, jak się czuje, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji (chyba, że złożyć papiery w czasie rekrutacji), ale mogę tylko polemizować :P
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie podoba mi się postać Louisa, jest takim typowym nastolatkiem i szczerze mówiąc wydaje mi się, ze nie grzeszy rozumem.
    Poza tym wszystko jest super, akcja od razu się rozkreca, Scor i Rose razem, James szaleje z miłości, super rozdział ;)
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń