Ginger Golden Girls

20 grudnia 2014

Rozdział XXXVII

Z góry sorry, ale ten rozdział jest strasznie długi i pochrzaniony :P

Uznałem, że trzeba wybadać opcje!


                       Rose obudziła się następnego poranka z dziwnym wrażeniem, że coś jest nie tak. Leżała jeszcze przez chwilę zastanawiając się, czemu czuje się tak podle. I sobie przypomniała. Scorpius miał jej dość i uważał, że jest dziecinna. Falę smutku, która ją zalała szybko zastąpiła wściekłość i zerwała się z łóżka.
- JA się tylko kłócę?! – zawołała głośno – Jestem najspokojniejszą osobą jaką znam!
- Rose!
Red odwróciła się szybko w kierunku łóżka Scarlett. Jej przyjaciółka wpatrywała się w nią z mordem w oczach.
- Tak? – zapytała cichutko Rose, udając, że nie wie o co chodzi.
- Wyjdź. Krzyczeć. Gdzieindziej.
Red kiwnęła szybko głową, a potem powlekła się do łazienki.
                Idąc samotnie na śniadanie wymyśliła dwanaście nowych obelg na Malfoy’a i trzy sposoby tortur, które skrzętnie odnotowała w myślach. Wkroczyła do Wielkiej Sali nie zaszczycając spojrzeniem stołu Slytherinu i usiadła. Wytrzymała tak osiem minut, po czym zerknęła szybko przez ramię. Scorpius jadł samotnie śniadanie. Wyglądał na trochę rozkojarzonego, ale co Red przyjęła z nową falą gniewu, niezbyt smutnego. I zdecydowanie nie patrzył w jej stronę.
                Rose prychnęła, ale chwilę później ogarnął ją smutek. Czyżby mu przeszło? Już go nie interesuje? Sama nie rozumiała co się właściwie dzieje.
- Ale masz minę – usłyszała i łypnęła groźnie na Scarlett – Wybaczam ci pobudkę – dodała chłodno blondynka, przyglądając jej się uważnie. Rose nie zwracała na nią uwagi. – Halo! – wrzasnęła Scarlett, a Red uniosła jedną brew i zrobiła minę zbitego psa.
- Malfoy mnie rzucił – oznajmiła. Scarlett otworzyła usta. Zamknęła je i znowu otworzyła. Zrobiła tak jeszcze cztery razy, nim powiedziała:
- Kiedy… chodziłaś… z Malfoyem…?
Red spojrzała w sufit.
- Będzie ze cztery miesiące.
Scarlett powtórzyła schemat z naprzemiennym zamykaniem i otwieraniem ust. Rose zlitowała się nad nią i wyjaśniła jej wszystko, opowiadając historię swojego związku z dziwnym uciskiem w klatce piersiowej. Kiedy skończyła Scarlett zacisnęła szczęki tak mocno, że gdy się odezwała Red ledwo rozumiała co mówi.
- Jak. Mogłaś. Mi. Nie. Powiedzieć?!
Rose westchnęła.
- Długo nie sama sobie nawet nie mogłam powiedzieć – odparła z zadumą – No wiesz ja… i Malfoy! – zawołała zdumiona – To jest przecież jakieś wariactwo!
Scarlett milczała chwilę, zbyt wstrząśnięta tym co usłyszała i wściekła na przyjaciółkę za to, że tak długo trzymała to w tajemnicy. Ale gdy tak na nią patrzyła, zrobiło jej się żal Rose, która jakkolwiek nie starała się być dzielna, wyglądała na mocno przybitą.
- Red, powinnaś z nim pogadać.
Rose przyglądała się przez chwilę swojemu odbiciu w łyżeczce do herbaty.
- Nie – powiedziała poważnie – Dobrze się stało.

                                                                       *

                Jo była wściekła. Nie czuła tego od tak dawna, że teraz rozpierało ją podwójnie. A wszystko przez profesor Johnson, która postanowiła urządzić bal halloweenowy. Znowu!
- Przepraszam! – burknęła, bo wpadła na kogoś wychodząc z Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Ze zdumieniem stwierdziła, że stoi przed nią James.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał szczerząc zęby, gdy ruszyli korytarzem. Jo wydała z siebie taki dźwięk jak ruszająca lokomotywa.
- Norah urządza bal! – zawołała zbolałym głosem. James zrobił minę wyrażającą pełne zrozumienie.
- Wiem, już dostałem za to szlaban.
Jo spojrzała na niego pytająco.
- Zapytałem czy uważa za stosowne urządzanie bali w czasie wojny.
- I co ona na to? – zapytała Jo, gdy weszli na schody.
- Że mam wysprzątać sowiarnię z ptasich odchodów.
- Małpa.
Schody zatrzymały się na najniższym poziomie i skierowali się do Wielkiej Sali. Nie widziała tego, ale James przyglądał jej się z uwagą.
- Cholera – powiedział przesadnie głośno, aż na niego spojrzała.
- Mmm?
- Zapomniałem Mapy Huncwotów – klepnął się w czoło i zwolnił, jakby zamierzał się wrócić.
- Po co ci mapa? – zdumiała się Jo. Byli w progu Wielkiej Sali, gdzie większość szkoły zabierała się już za obiad.
- Próbujemy ustalić czy ktoś zbyt często nie odwiedza drugiej części zamku.
Jo zamarła na moment. James obserwował ją uważnie i prawie przybił sobie piątkę, gdy w końcu zapytała:
- Po co miałby to robić?
James uśmiechnął się sam do siebie, korzystając z okazji, że zajmowali miejsca przy stole.
- Chodzi o tego szpiega – powiedział spokojnie – Już raz mieliśmy jednego i nie skończyło się to najlepiej.
Jo bardzo powoli zaczęła nabierać sobie ziemniaczków i sosu, a James, choć robił to samo, ani na moment nie oderwał od niej wzroku.
- I… tylko obserwujecie mapę? – zapytała ostrożnie Jo. James wzruszył ramionami od niechcenia.
- Rose ma jeszcze dowiedzieć się czegoś o Warrenie, a Malfoy o tej Cambell. Są tu nowi i…
Przerwał, bo Jo nabrała szybko powietrza, jakby chciała coś powiedzieć. Ale wypuściła je i zamilkła, więc James kontynuował:
- …i podejrzewamy ich.
Jo przekroiła sobie ziemniaczka i długo się w niego wpatrywała.
- Aha.

                                                                      *                         


                    Scorpius odpuścił sobie wszystkie lekcje tego dnia. Po pierwsze nie chciało mu się na nie iść. Po drugie nie wytrzeźwiał od wczoraj. Postanowił jednak nie robić tego wcale i wieczorem znowu rozwalił się na murku Wieży Astronomicznej, obstawiając się z każdej strony rumem i whisky. Gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi, otworzył leniwie jedno oko i prawie spadł Wieży.
- Carter! – zawołał stanowczo zbyt głośno – Nie powinnaś raczej siedzieć pod kołdrą?
Jo podeszła do niego, uśmiechając się złośliwie.
- Aleś się urżnął.
I ku jego zdumieniu, chwyciła jedną z butelek i upiła kilka sporych łyków. Scor z trudem podniósł się do pozycji siedzącej.
- Czemu zawdzięczam tę przemiłą wizytę? – zapytał. Jo wzruszyła ramionami i usiadła koło niego.
- Siedzenie pod kołdrą czasem się nudzi.
Scor uniósł brwi.
- Kocham cię, Carter – powiedział nagle i przyciągnął ją do siebie, żeby pocałować w nos. Jo odepchnęła go szybko, ale roześmiała się głośno – Jesteś najlepsza – kontynuował Scorpius – Czemu nie mogłem się w tobie zabujać?!
Jo próbowała zrobić poważną minę, ale pijany Scorpius był tak komiczny, że nie potrafiła przestać się śmiać.
- Bo zabujałeś się w Rose – oznajmiła, zabierając mu butelkę – I dobrze, jesteście idealną parą.
Scorpius z powrotem zabrał jej rum i machając nim przecząco, oznajmił:
- Nie jesteśmy. Zerwaliśmy.
Jo zrobiła zdumioną minę.
- Bo?
Scor pociągnął zdrowo z butelki.
- Bo Weasley woli się szarpać niż dogadać. A ja jestem nienormalny, bo czasem wolałbym, żeby moja dziewczyna mnie wspierała, a nie darła ze mną koty. CZASEM – dodał nagle z wyczuwalnym bólem.
Jo walczyła sama ze sobą. W końcu powiedziała:
- Red jest jaka jest. Wiedziałeś o tym, że uwielbia się kłócić.
Scorpius pokręcił głową.
- Jej nie zależy. Za każdym razem to ja wyciągałem rękę i mam tego dość.
Znowu zapadła krótka chwila ciszy, kiedy na zmianę popijali mocny trunek.
- Jestem pewna, że to nie koniec – oświadczyła Jo – Ty i Rose po prostu musicie skończyć razem.
Scorpius tylko machnął ręką. W tym momencie drzwi na Wieżę Astronomiczną otworzyły się po raz kolejny, a Jo i Scor zawołali radośnie na widok Ala.
- Bosko – mruknął na widok zalanego Scorpiusa, i coraz bardziej wciętej Jo – Oblewacie środę czy Malfoy jest po prostu uzależniony?
Jo zaśmiała się radośnie, a Al zapatrzył się na nią, zdumiony. Nie pamiętał kiedy ostatnio się śmiała, ani kiedy siedziała tak blisko kogoś jak teraz. Poza Jamesem oczywiście…
- Masz, Potter – burknął Scor podając mi whisky – Po alkoholu jesteś znośniejszy.
Al przewrócił oczami.
- Nie daj się prosić! – zawołała Jo. Albus nie mógł wyjść ze zdziwienia jaka jest… normalna. Ostatnio widział ją taką pół roku temu. Jego serce drgnęło na ten widok i uśmiechnął się ciepło.
- W takim razie, za spotkanie! – powiedział teatralnie i upił łyk whisky. Jo znowu się zaśmiała.
- Ty nie wytrzeźwiałeś od przedwczoraj – dodał po chwili, celując butelką w Scora – A Rose mamrocze coś pod nosem całymi dniami. Znowu się pokłóciliście?
- Lepiej! – oznajmił Scorpius – Ostatni raz się pokłóciliśmy!
Albus znowu zrobił zdziwioną minę i przeniósł spojrzenie na Jo.
- Zerwali – powiedziała lekceważącym tonem, jakby nie wierzyła, że w ich relacji ma to jakieś znaczenie.
- Och, nie – jęknął Al – Bardziej od was razem, nie lubię tylko was osobno.
Malfoy wymamrotał coś pod nosem, ale nikt go nie zrozumiał. Jo zeskoczyła nagle z murka, odstawiła butelkę po rumie trochę zbyt głośno i powiedziała do Ala:
- Pogadaj z nim.
- Idziesz już? – zapytał Albus. Jo kiwnęła głową.
- Póki widzę drogę – dodała wesoło. Cmoknęła jeszcze Scora w czubek głowy, pomachała Albusowi i zniknęła w drzwiach. Albus odwrócił się do Scorpiusa.
- Wraca do normalności.
Malfoy wzruszył ramionami.
- Szkoda, że nie swojej – stwierdził filozoficznie – Normalna Carter to ta szukająca guza, a nie wracająca grzecznie do dormitorium o dwudziestej.
Al zamyślił się nad jego słowami.
- Powinieneś chyba pójść w jej ślady – oznajmił, patrząc na niego z rozbawieniem. Malfoy pokręcił stanowczo głową.
- Tu mi świetnie!
- Spoko – stwierdził Al – Słuchaj, ty i Rose…
- Ty i Rose! – przedrzeźniał go Scor, piskliwym głosem – Porozmawiajmy o tobie!
Albus postukał się w czoło.
- Tak, będziemy o tobie rozmawiać! – oznajmił Scorpius – Powiedz mi, czemu nie widziałem cię jeszcze z jakąś super laską?!
Albus wzniósł oczy do nieba.
- To na pewno był rum? – upewnił się – Czy znowu ukradłeś ojcu Szaleńczy Wywar?
Scor nie zwracał na niego uwagi.
- Carter ci przeszła, tak? – Al chrząknął coś co miało oznaczać niepewną zgodę – Więc się zabaw! – ryknął Malfoy waląc go po plecach – Jesteś teraz nowym idolem Hogwartu, czemu z tego nie korzystasz?!
Albus zarechotał głośno na samą myśl o tym, a potem podniósł się i stanął naprzeciw niego.
- Ewidentnie jesteś totalnie zalany. Idziemy!
Scorpius już nie protestował, a zamiast tego rozpoczął długą pieśń o czarownicy w krótkiej szacie.

                                                                                  *

                  Jo dosłownie wpadła do Pokoju Wspólnego, potykając się o własne nogi. Nie przejmując się tym wyprostowała się i ruszyła do swojej sypialni, ale po drodze zwolniła. James siedział w fotelu przed kominkiem, przysypiając.
- Cześć, Potter! – zawołała wesoło, stając przed nim. Otworzył jedno oko i natychmiast się ożywił.
- Carter – mruknął zaspanym głosem, który w tym momencie brzmiał nadzwyczaj męsko. Jo nie wiedziała czy to alkohol czy po prostu fakt, że tak długo na siebie czekają sprawia, że nie mogła ruszyć się z miejsca.
- James.
Wybudził się zupełnie. Bez słowa pociągnął ją w swoją stronę tak, że usiadła mu na kolanach. Patrzył na jej usta, a ona była pewna, że jeśli go nie pocałuje to pęknie. Żeby się przed tym uchronić powiedziała:
- Przepraszam.
- Za co? – zapytał, nie spuszczając wzroku z jej ust.
- Za to, że wybrałam kiedyś Albusa, że na ciebie nie czekałam, że ciągle jest coś co nam przeszkadza.
James spojrzał w końcu w jej oczy i zobaczył w nich smutek.
- Carter… Nie masz mnie za co przepraszać.
- Mam – powiedziała poważnie, czując jakby cały alkohol zupełnie z niej wyparował – Bo jedyne o czym marzę to bycie z tobą – James drgnął konwulsyjnie – I tego jednego nie mogę mieć.
- Dlaczego? – zapytał poruszony.
- Bo przyrzekłam. Obiecałam, że Al nie będzie więcej przeze mnie cierpiał, ani, że między wami nie będzie więcej nieporozumień z mojego powodu.
James przymknął na sekundę oczy, jakby próbował się opanować.
- Al nie ma nic do ciebie – powiedział – I sam mówił, że życzy nam jak najlepiej!
Jo pokręciła głową.
- Może kiedyś, James – powiedziała smutno – Ale to wszystko co się działo w zeszłym roku... Nie chcę tego powtarzać. Może kiedy skończymy szkołę, albo gdy Al znajdzie sobie kogoś… Przepraszam, wiem że ostatnio robiłam wszystko, żeby być jak najbliżej ciebie, ale to dlatego, że byłam w potwornym dołku i nie umiałam sobie tego zabronić.
- Carter… – westchnął sfrustrowany James, ale ona nie pozwoliła mu dokończyć.
- On jest taki szczęśliwy – powiedziała z uporem – Nie zepsuję mu tego!
- Och, więc lepiej zepsuć życie sobie i mi! – warknął James. Jo pokręciła głową.
- Ja poczekam – powiedziała pewnie – A ty… Sam zdecydujesz.
A potem zsunęła się z jego kolan i powoli odeszła.
                   James miał dość. Miał tak cholernie dość, że gotów był rozwalić pół zamku. Właściwie to nawet podnosił się w tym celu z fotela, gdy ktoś zastąpił mu drogę.
- Czego chcesz, Lily? – jego młodsza siostra miała wystraszony wzrok.
- Mama jest w Hogwarcie!
- CO?! – zapytał ostro. Lily pokiwała głową.
- Widziałam się z nią przed chwilą. Mówi, że nudzi jej się w domu, ale wygląda jakby coś jej się stało!
W połowie tego zdania James był już przy portrecie Grubej Damy. Kiedy wyszedł na korytarz natychmiast puścił się biegiem. Zatrzymał się dopiero przy Smoczym Gobelinie na trzecim piętrze, gdzie jak wiedział było przejście do tej części, gdzie zatrzymali się goście Hogwartu. Odsunął go, ale nie pojawiły się za nim drzwi, jak to było jeszcze przed wakacjami. James z coraz większym zdenerwowaniem wyjął różdżkę.
- To na nic – usłyszał i odwrócił się do młodego aurora, którego widywał czasem również przy tajnych wyjściach z zamku.
- Dlaczego? – zapytał trochę niegrzecznie. Ale nie przejmował się tym teraz.
- Ci, którzy tam mieszkają zostali naznaczeni przez dyrektorkę. Reszta nie ma wstępu.
- Tam jest moja matka! – zawołał wściekle – Przybyła niedawno i chcę natychmiast wiedzieć czy coś jej się stało!
Auror zbadał go wzrokiem.
- Jak się nazywa twoja mama? – zapytał spokojnie.
- Ginny… Ginevra Potter!
Auror prawie stanął na baczność słysząc to nazwisko, a James już wiedział, że za chwilę zobaczy matkę. Podwładny Harry’ego kiwnął tylko głową, a potem sam odsunął gobelin. Gdy jego ręka zetknęła się z materiałem, w ścianie pojawiły się drzwi. Nacisnął klamkę i przeszedł przez nie. James zamierzał zrobić to samo, ale gdy on dotknął gobelinu, drzwi natychmiast zniknęły.
                   Nie czekał jednak długo. Po kilku minutach wrócił młody auror, a za nim pojawiła się Ginny. Nim rzuciła się synowi w ramiona, zdążył zobaczyć, że ma kilka świeżych zadrapań na twarzy i szyi.
- Mamo! Co ci się stało?! – zapytał ostro. Auror bez słowa oddalił się korytarzem, a Ginny machnęła lekceważąco ręką.
- To nic! To tylko…
- Dopadli cię! – przerwał jej James – Poplecznicy Hurrlingtona!
Ginny kiwnęła niecierpliwie głową.
- Byłam na Pokątnej… Zaatakowało mnie kilku, ale chyba byli niepoważni sądząc, że żona Harry’ego Pottera nie potrafi się bronić!
Jamesa zamurowało. To tata zawsze był tym, który walczył. Nie potrafił sobie wyobrazić swojej mamy w bitwie.
- Dobrze, że nic ci nie jest – powiedział, chwytając ją za ramię – Tu będziesz bezpieczna.
Ginny zrobiła kwaśną minę.
- Tu nie ma nic do roboty. Zwłaszcza, że McGonagall zabroniła mi pilnować ciebie, Ala i Lily.
James wyszczerzył zęby.
- Zawsze możesz odrabiać moje zadania – powiedział z nadzieją. Ginny parsknęła tak lodowatym śmiechem, że włosy stanęły mu dęba.
- Chyba podziękuję. Ale poznałam kogoś miłego – dodała nagle, z niekrytym zdumieniem – Astoria Malfoy, żona Dracona jest tu od kilku dni. Nigdy bym nie powiedziała, że jest tak… normalna.
James wzruszył ramionami.
- Może niewiele przebywa z mężem i synem… Miałaś jakieś wiadomości od taty? Nie pytałem w liście, bo uznałem, że to zbyt ryzykowne.
Ginny kiwnęła głową.
- I dobrze zrobiłeś. Tak… Tata czasami wysyła krótkie wiadomości. Żyje – dodała gorzko – tyle można z nich wywnioskować.
James kiwnął głową i zamilkł na moment. Ginny rozejrzała się ciekawie po korytarzu.
- Przejdziemy się? – zaproponowała z nadzieją. James skinął głową.
- Pod warunkiem, że mi opowiesz jak im się wywinęłaś...

                                                                   *

                   Lucy jadała ostatnio jeden posiłek dziennie, do którego zmuszał ją ktoś z rodziny, kto akurat na nią wpadał. Po prostu nie była głodna od pięciu miesięcy… Nie była też niczym zainteresowana ani zadowolona.
- Cześć! – głos wysokiego Krukona wyrwał ją z zadumy w czasie kolacji, na której rozgrzebała jak zwykle jedzenie, którego nie zamierzała jeść. Uniosła wysoko brwi, nie wiedząc o co chodzi.
- Jestem Dominick, ostatnio patrolowaliśmy razem korytarze, pamiętasz?
Lucy była pewna, że widzi go po raz pierwszy w życiu.
- Jasne! – powiedziała grzecznie – O co chodzi, Dominick?
Chłopak trochę się speszył, ale usiadł koło niej i powiedział:
- Tak sobie pomyślałem, może… może wybrałabyś się ze mną na bal halloweenowy?
Lucy otworzyła usta tak szeroko, że chłopak natychmiast spurpurowiał.
- Och! Ja… To znaczy…. – zaczęła bełkotać – Idę już z kimś.
- Ach! – Dominick pokiwał głową ze zrozumieniem – No tak. Mogłem się domyślić, że na dzień przed balem masz już parę…
Lucy nie wiedziała co powiedzieć, więc upiła łyk soku dyniowego i uśmiechnęła się uprzejmie. Krukon wciąż cały czerwony, pożegnał się i odszedł a Lucy miała wielką ochotę się rozpłakać.

                                                                          *

                 W dniu balu Hogwart wyraźnie odżył. Na jeden dzień umilkły nerwowe szepty, nikt nie podsycał plotek, a sytuacja w Europie na moment przestała być najważniejszym tematem. Stały się nim koronki i tiule. Wieczorem Wielka Sala zamieniła się w salę balową; znikły stoły domów a jedyne światło pochodziło z lewitujących pod sufitem świec, co stwarzało wyjątkową atmosferę.
                 Kiedy Rose wkroczyła do Wielkiej Sali, wiele głów obracało się za nią, a większość chłopców zapominała o swoich partnerkach. Miała na sobie złotą sukienkę bez ramiączek i rozpuszczone włosy, które sięgały jej do pleców. Towarzyszył jej Brian Jenkins, najlepszy kolega Louisa i jeden z najprzystojniejszych Krukonów. Aktualnie wpatrywał się w Red, jakby był najszczęśliwszym facetem na ziemi.

                Scorpius pokręcił głową.
- Co mówiłaś? – zwrócił się do Elizabeth, odwracając wzrok od Rose.                             
- Że nigdy nie byłam na plebejskim balu – stwierdziła obwąchując poncz. Scor parsknął śmiechem.
                Elizabeth miała na sobie czarną suknię i długie, aksamitne rękawiczki, a włosy związała w wytwornego koka. Trudno mu było skupić się na czym innym, a co dopiero porozmawiać z nią o czymś trudnym.
- Słuchaj… - powiedział w końcu – Ty chyba nie mówisz serio o tym całym Hurrlingtonie?
Elizabeth uniosła delikatnie brwi. Wszystko co robiła było subtelne i dyskretne.
- Dlaczego miałabym być niepoważna? – zapytała.
- Bo to całe wyprowadzanie magii z ukrycia jest głupie! – oznajmił Scorpius. Elizabeth wyglądała na uprzejmie zdziwioną.
- Głupie? – powtórzyła chłodno – Cóż w tym głupiego?
Scorpius mlasnął zniecierpliwiony i poprowadził ją do stolika.
- Źle nam? – zapytał retorycznie – Mugole o nas nie wiedzą i niczego od nas nie chcą. Po co to zmieniać?
- To uproszczone myślenie – odparła – Czarodzieje ukrywają się od wieków, nie dla świętego spokoju, ale dlatego, że czują się zagrożeni. I to przez kogo! Gatunek, którego największym wynalazkiem jest sieć internetowa, służąca do obrażania się wzajemnie!
Scorpius kiwnął ostrożnie głową.
- Elizabeth, szanuję twoje poglądy. Ale tu już nie chodzi o samą ideologię a o sposób jej wyrażania. Ankdal i Hurrlington porywają i zabijają ludzi!
Elizabeth spojrzała na niego z góry, choć ich głowy były na tym samym poziomie.
- Widocznie nie jesteś gotów, żeby pojąć wyższe cele – stwierdziła tonem kończącym rozmowę – Zatańczmy.
Scorpius milczał jeszcze przez chwilę, ale w końcu wstał i ruszył z nią na parkiet. Po drodze zerknął jeszcze na Rose, która kołysała się na parkiecie z wysokim Krukonem. Zakłuło go w klatce, i odwrócił szybko wzrok. Jeśli tak łatwo o nim zapomniała, to on też nie powinien zajmować sobie nią głowy.
                     Chwycił Elizabeth w pasie i zaczął z nią powolny taniec, badając ją uważnie wzrokiem. Wydawało mu się, że zdążył ją dobrze poznać, ale z drugiej strony… równie dobrze mógł właśnie obejmować niebezpiecznego szpiega Hogwartu.

                                                                    *

                    Ani złota suknia Rose Weasley, ani żywy paw na głowie Genevive Almond, ani nawet spontaniczny występ czwartoklasisty z Hufflepuffu nie wywołały takiego poruszenia w Wielkiej Sali, jak przybycie Albusa Pottera. Od kiedy profesor Johnson ogłosiła, że urządza bal, wszystkie niespokrewnione z nim dziewczyny w szkole, biły się choćby o możliwość zagadania do młodszego Pottera na temat ewentualnego wspólnego wyjścia. Ku zdumieniu wszystkich, które przyzwyczaiły się do tego, że ich bożyszcze nie zwraca na nie uwagi, tym razem Potter chętnie podejmował temat. Dlatego w najwyższym skupieniu oczekiwały kogo przyprowadzi.
                    Ale nie partnerka Ala wzbudziła teraz zdumienie, a to, że nie była… jedna. Albus wkroczył do Wielkiej Sali luzackim krokiem, prowadząc ze sobą dwie roześmiane Gryfonki. Jedną była Georgia Vargas z siódmej klasy, drugą jej koleżanka Sofia Poulsen. Hogwart zamarł. Tylko Rose parsknęła głośnym, trochę histerycznym śmiechem, a Scorpius głośno zagwizdał.
- Przyniosę coś do picia – powiedział Al i zostawił na moment swoje partnerki, obserwowany uważnie przez całą salę.
- Nieźle – usłyszał za plecami i wyszczerzył zęby do Jamesa.
- Dzięki – powiedział zadowolony – Uznałem, że trzeba wybadać opcje.
- Co? – zdumiał się James.
- Posłuchałem Scorpiusa – odparł trochę nerwowo Albus, rozlewając poncz do trzech szklanek. James kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Świetnie – stwierdził – Może w końcu przestanę być zakałą rodziny.
Al zmarkotniał.
- Hej, a gdzie Jo? – zapytał zmieniając temat. James wyglądał na zdenerwowanego tym pytaniem.
- Wymyśliła sobie nowy powód, żeby posłać mnie do diabła i siedzi w dormitorium.
Albus jakoś nie umiał mu współczuć.
- To świetnie – stwierdził, obserwując swoje towarzyszki, a potem skinął Jamesowi i oddalił się z trzema szklankami ponczu.
                                                                                                    
                                                                          *

- Co ty wyprawiasz, Rose? – zapytała z wyrzutem Scarlett, ciągnąc ją za łokieć.
- O co ci chodzi? – odparła oburzona Red.
- Chcesz wkurzyć Malfoya? Po co?
Rose wzruszyła ramionami.
- Zerwał ze mną!
- Bo chciał, żebyś mu pokazała, że ci zależy!
Rose zamyśliła się na moment.
- I dlatego przyprowadził tu tę flądrę? – wycedziła, przyglądając się Elizabeth, która w tym momencie właśnie wstawała od stolika. Scarlett przewróciła oczami.
- Przyjaźnią się. Ty przyszłaś z przystojnym siódmoklasistą, żeby go wkurzyć!
Rose wykrzywiła śmiesznie usta.
- Najlepszą obroną jest atak – stwierdziła filozoficznie.
- NIKT CIĘ NIE ATAKUJE, RED!!! – wrzasnęła Scarlett, rozbrojona upartością przyjaciółki. Ta zmieniła front.
- Hej, i kto to mówi! – zaśmiała się sarkastycznie – Jakoś nie widzę cię z Alem, tylko z tym jak mu tam…
- Chrisem – powiedziała Scarlett, zerkając na swojego towarzysza – No tak, mogłam przyjść z Alem – dodała wściekle, wyławiając go w tłumie pomiędzy dwiema blondynkami – Ale niestety ma dwie ręce i musiałabym trzymać się jego karku!
I odeszła, wściekle zamiatając jasnymi włosami. Rose wypuściła głośno powietrze. A potem, jak przez całe życie zrobiła coś, czego nie planowała.
                      Elizabeth zatrzymała się przy stoliku z przekąskami, a Red podeszła prosto do niej.
- Ojej! – zawołała z udawanym żalem, patrząc na nią z troską – Nikt ci nie powiedział, że to nie pogrzeb? – dodała wymownie, przyglądając się jej czarnej sukni i stanowczo zbyt wyszukanym dodatkom. Elizabeth uśmiechnęła się lodowato.
- A tobie, że to nie bal dla upadłych artystów? – odparła, objeżdżając jej złotą suknię. Rose zaśmiała się głośno.
- Co tu robisz ze Scorem? – zapytała poważniejąc. Elizabeth obserwowała ją przez długą chwilę.
- Och, nie – powiedziała w końcu – Nie mów, że coś do niego masz. Scorpius nigdy nie spojrzy na taką wieśniaczkę jak ty!
Rose zrobiła dwa kroki.
- To raczej tobie nie radzę patrzeć na niego choć trochę za długo – powiedziała takim tonem, który nawet ją trochę przestraszył – Nie radzę.
Elizabeth była tak zaskoczona i szczerze mówiąc, naprawdę przestraszona jej głosem, że nie zdążyła nic powiedzieć, a Red odwróciła się i odeszła.

                                                                         *

                  Jesse szybko znudził się towarzystwem Puchonki, którą zabrał na bal i postanowił wyjść na dziedziniec. Owiał go przyjemny chłód. Rozejrzał się po placu i prawie zachłysnął powietrzem. Nie kto inny jak Dakota Scott opierała się o jeden z filarów. Jesse odchrząknął, ale panna prefekt musiała być bardzo zamyślona, bo nie usłyszała i dopiero gdy znalazł się bardzo blisko, zwróciła na niego uwagę.
                 Najpierw oblała się rumieńcem, co wyjątkowo uradowało Jessiego, a potem zrobiła najbardziej surową minę na jaką było ją stać.
- Atwood! – wrzasnęła, odbijając się od filaru – Chcesz czegoś?!
- Od ciebie? – zaśmiał się Jesse – Nigdy w życiu! Po prostu zobaczyłem dziewczynę zostawioną przez faceta i postanowiłem ją pocieszyć. Jak się zorientowałem, że to ty, było za późno by się odwrócić – skończył teatralnie. Dakota patrzyła na niego z obrzydzeniem.
- Nie zostawił mnie facet!
- Och… - Jesse westchnął głęboko – Przyszłaś z regulaminem? – i rozejrzał się po posadzce, jakby spodziewał się gdzieś grubej księgi. Dakocie zapłonęły uszy.
- Przyszłam sama! – wycedziła wściekle – Nie wiem czemu cię to obchodzi!
Jesse parsknął śmiechem.
- Oczywiście! – zawołał – Kto by chciał przyjść z kserokopią McGonagall?!
Dakota wyglądała na dotkniętą do żywego.
- Jestem tu, żeby pilnować porządku, a nie dla rozrywki! – zawołała, buzując furią – A teraz zejdź mi z oczu, Atwood!
Jesse zrozumiał, że przegiął, ale Dakota już go wyprzedziła i wracała prawie biegiem do zamku. Rozluźnił zapięcie szaty przy szyi i usiadł na schodach. Było śmiesznie. Wkurzyła się, piętnaście punktów… Tylko czemu jedyne o czym teraz marzy to szlaban, którego z jakiegoś powodu nie zarobił?

                                                                            *

                      Lucy wmówiła sobie, że wszystko jest w porządku i, że zachowuje się zupełnie normalnie. Ubrała trawiasto-zieloną suknię, w której czuła się jak żaba i wkroczyła do Wielkiej Sali. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Świetnie. 
                     Usiadła przy jednym ze stolików, zaciskając mocno na czymś rękę. Nie minęło nawet kilka minut, kiedy ktoś się dosiadł. 
- Zatańczymy? - zapytał Gryfon z piątej klasy, którego znała chyba z jakiegoś kółka. Uśmiechnęła się zaskoczona. nigdy nie proszono jej do tańca. Ale od razu zalała ją fala smutku i tylko pokręciła głową. 
- Przepraszam, nie jestem sama. 
- Och, to ja przepraszam! - zawołał Gryfon i szybko rozejrzał się do koła, szukając wzrokiem jej partnera.
- Jest tu! - oznajmiła Lucy wyciągając w jego kierunku potwornie wysłużoną kopertę. Gryfon otworzył szerzej oczy, a potem bez słowa się oddalił, patrząc na nią trochę jak na wariatkę. Lucy zaśmiała się tylko pod nosem, a potem rozłożyła swojego ''partnera" po raz tysięczny. 
"Skarbie,
- powiedział, a po jej twarzy popłynęła pojedyncza łza. Nie musiała czytać listu po raz kolejny. Znała go na pamięć, więc po prostu wpatrywała się w najpiękniejsze słowo jakie znała: 
Cameron."

                                                                            *

                  Louis nie miał najmniejszej ochoty na bal. Ale miała go Grace, więc teraz pozwalał jej wyciągać się na parkiet i rozmawiać z jej przyjaciółmi.
- Jesteś strasznie znudzony – powiedziała, przyglądając mu się uważnie, gdy kołysali się w takt niezbyt szybkiej piosenki. Louis wzruszył ramionami.
- Nie lubię bali.
- W zeszłym roku byłeś królem parkietu – wytknęła mu. Uśmiechnął się wymuszenie.
Tańczyli chwilę w ciszy, a potem zupełnie nagle Louis się ożywił.
                 Do Wielkiej Sali weszła Leah. Miała na sobie granatową sukienkę i spięła włosy, pokazując długą szyję. Była sama i patrzyła na wszystkich z wyraźnym znudzeniem.
- Lou? – zdumiała się Grace, gdy jej chłopak nagle przystanął, wpatrując się w wejście.
- Och, przepraszam! – ocknął się i obrócił ją wkoło jej osi – Usiądziemy?
Grace nie rozumiała co się dzieje, ani czemu Louis nagle zachowuje się dziwnie, ale skinęła głową i pozwoliła poprowadzić się do stolika, przy którym siedzieli też Brian i Rose. Gdy Grace zajmowała miejsce, Louis niepostrzeżenie szepnął coś do ucha kumplowi a ten skinął głową.
- Grace, mogę cię prosić? – zapytał, a ta uśmiechnęła się uprzejmie i dała się poprowadzić do tańca, choć nie rozumiała czemu Brian ciągnie ją na drugi koniec parkietu.
- Kuzynka, mogę liczyć na dyskrecję? – szepnął jeszcze Louis do Rose, ale ta była tak zamyślona, że chyba nie zwróciła uwagi, że ktoś koło niej jest.
             Nie czekając dłużej, Louis wstał z miejsca i ruszył prosto w kierunku wejścia. Leah ciągle stała bez ruchu i obserwowała bal z lekkim znudzeniem.
- Mogę prosić? – zapytał, pojawiając się nagle przed nią i chwytając za rękę.
- Weasley! – zawołała oburzona – Nie możesz!
I spróbowała się wyrwać, ale trzymał ją mocno i objął tak, że nie mogła mu uciec.
- Myślałem o tobie przez cały bal.
- Bo to cholernie nudny bal! – palnęła Leah, bezwiednie zaczynając się kołysać. Louis był tak blisko, że jego zapach wypełnił jej nozdrza i poczuła dreszcze w całym ciele.
- Ciągle mi uciekasz – ciągnął – A co, jeśli tym razem cię nie puszczę?
Prąd przeszedł po jej ciele. Do cholery, nie była ze stali! A on… on…
- Chodźmy na zewnątrz – powiedziała, nie kontrolując samej siebie. Louis nie musiał się zastanawiać. Nie puszczając jej ręki, wyszedł za nią.
Leah wyswobodziła się z jego uścisku na dziedzińcu. Chłodny wiatr omiótł ją tak, że zaczęła się trząść i Louis zbliżył się, ale w tym samym momencie odsunęła się od niego.
- Czego ty chcesz?! – zawołała z paniką. Jej oczy błyszczały tak jasno, jak pochodnie przy drzwiach wejściowych. Louis oparł się o filar.
- Nie wiem. Pogadać z tobą, popatrzeć na ciebie? Tak, chyba o to chodzi. Lubię na ciebie patrzeć.
- Jesteś pieprzonym podrywaczem! – zawyrokowała wściekle – Masz natychmiast przestać!
Louis zaśmiał się krótko.
- Nie ma mowy.
A potem odbił się od gzymsu i wyjął różdżkę, którą wyczarował marynarkę, dokładnie w kolorze jej sukienki.
- Przyjdź, jeśli będziesz chciała jeszcze ze mną zatańczyć.
A potem odszedł, wiedząc, że będzie o nim teraz myśleć, i zapominając, że teraz myśli przecież o nim ktoś jeszcze.

                                                                           *

 - Dobrze się bawisz? – warknęła Rose. Albus uśmiechnął się promiennie.
- Jak nigdy! Wiesz, że bycie porządnym facetem jest mniej zabawne niż bycie moim bratem?
Red złapała się za głowę.
- Nie chcę wiedzieć – powiedziała sama do siebie – W każdym razie, James chyba coś odkrył, bo kazał nam przyjść na czwarte piętro za pół godziny. Powiedz tej pięknej blondynce – wskazała głową na Malfoya, tańczącego z Elizabeth – Ja zajrzę jeszcze do Jo, podobno siedzi w dormitorium…
Albus kiwnął głową, a potem wrócił do swoich uroczych partnerek, które uparły się, że sprawdzą której z nich szminka dłużej będzie się trzymać na jego policzkach…

                                                                         *

                 Leah stała w bezruchu tak długo, że ręce zupełnie jej skostniały. Bałwan. Kretyński, zapatrzony w siebie, przylizany… 
                 Musi z nim zatańczyć. Jeszcze tylko raz.
                 Wróciła do Wielkiej Sali i rozejrzała się, ale nigdzie go nie zobaczyła. Ruszyła w kierunku parkietu i nagle przystanęła. On już tańczył. Z piękną blondynką, która co chwila całowała go w szyję. A on się nie opierał. Uderzenie gorąca i furia zalały ją z taką siłą, że jeszcze długo później dziwiła się, że nie rozwaliła mu łba na oczach wszystkich. Ale moment minął, zebrała się w sobie i wyszła z sali.

                                                                          *

                Rose i Scorpius zmierzyli się chłodnym spojrzeniem i zajęli miejsca w dwóch różnych kątach klasy. Uchachany Albus, który notabene był cały wysmarowany szminką, rozsiadł się po środku. James stanął nad nimi z niewesołą miną.
- Dowiedziałem się dziś czegoś istotnego – oznajmił poważnym tonem – Do drugiej części zamku mogą wejść tylko ci, których McGonagall specjalnie zaczarowała. Ci, którzy tam są nie wychodzą, a to oznacza…
- Warren – szepnęła Rose – śledziłam go i widziałam jak wchodził tam wczoraj.
- To jeszcze nic nie znaczy – stwierdził Scorpius.
- Co z Cambell? – zapytał go James. Rose prychnęła, a Malfoy zrobił kwaśną minę.
- Nie wiem. Nie wygląda mi na szpiega, ale…
Przerwało mu skrzypienie drzwi. Otworzyły się, i wszyscy wstrzymali oddech. Stała w nich Jo. Obejmując się ciasno rękoma, weszła cicho do klasy i zatrzymała niedaleko Jamesa.
- Wszystko robicie źle – oznajmiła. Patrzyli na nią w osłupieniu, a ona ciągnęła – Hurrlington to genialny zawodnik. Nie powierzyłby takiego zadania komuś, kto będzie pierwszym podejrzanym, bo niedawno przybył do Hogwartu.
- Co podejrzewasz? – zapytał Albus, pierwszy wybudzając się z oszołomienia. Jo spojrzała na wszystkich wyzywająco.

- Myślę, że szpieg jest od dawna w Hogwarcie. 

15 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza ! Super ! <3

    Boże poryczałam się prawie na tym jak Leah zobaczyła Luisa na parkiecie.
    Scarlett miała racje jak rozmawiała z Rose. Ona w ogóle się nie stara. Troszkę smutno bo oni myślą że o sobie zapomnieli :(
    Głupi Albus !
    Jo kochana wróciła <3 James :* Kocham !
    ROSE I SCORPIUS ! PROSZĘ OGARNIJCIE SIĘ ! W SUMIE TO NIECH ROSE SIĘ OGARNIE !
    Boże i Lucy z listem od Camerona. Wtedy nie mogłam powstrzymać swoich łez. PIĘKNE ! On jeszcze wróci ?

    Weny życzę. Wesołych świąt i w ogóle. Czekam na ciąg dalszy ! Oby szybko się pojawił ! <3 Jeszcze raz Wesołych Świąt ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty chyba nie rozumiesz słowa "pochrzaniony"! :P
    Rozdział jest fantastyczny, chociaż straaaasznie mało Jessiego!
    Jo!!! Jest fantastyczna, nowa stara, nieważne. Tylko czemu znowu sobie wymyśliła, że nie może być z Jamesem? :(
    Rose i Scor - kocham tekst Ala: "Bardziej od was razem nie lubię tylko was osobno" - mistrzostwo świata! :D A oni, cóż, ja wiem (jak to powiedziała Jo), że oni skończą razem, a taka przerwa na pewno im się przyda!
    Louis - czemu on nie rzuci Grace?
    Ale rozdział zdecydowanie wygrała Lucy, która przyszła na bal z listem <3<3<3

    Pozdrawiam ciepło
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny! Tak dużo moich ukochanych bohaterów Rose, Scorpius i moja ukochana Lucy <3 widać jak bardzo tęskni za Cameronem. Ja zresztą też za nim tęsknie.
    Bardzo szkoda, że Jo nie jest jeszcze z Jamesem. Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni, wydaje mi się że Al nie miał by juz nic przeciwko... Al na balu wyluzował, dwie dziewczyny, wow! Ciekawe czy to tylko na dzień balu, wydaje mi się, że tak, ale ciekawie by było jakby tak zostało :D
    Co do Louisa i Leah , to moim zdaniem Louis zachował się głupio, najpierw miesza Leah w głowie, a później ..
    No cóż, mam nadzieję, że się ogarnie :D
    Pozdrawiam, Gabi ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny rozdzial!
    Al w końcu wykorzystal swoje popularność xD. Nie spodziewałam się, ze zrobi to w taki sposób! No,ale przynajmniej sie nie nudził :D
    Lucy jaka kochana! Przyszla na bal z listem <3. Widać, ze nie zapomni o Cameronie!
    Scor i Rose musza do sb wrócić! Bez siebie tylko sie męczą... Po co?
    Jesse to swinia! Jak on mógł tak potraktować Dakote? Powinna go spoliczkować! Zasłużył sobie!
    Wątek Leah i Louisa sie rozkręca! Chociaz chyba wolałabym,żeby byl z Grace, bo ja polubiłam, to on zbyt fascynuje sie Leah, żeby nic z tego nie wynikło.
    Co ta Jo sobie ubzdurała? Przez jej glupote ona i James nie są razem! Niech ona sie ogarnie!
    Komentarz bez ładu i skladu, ale , jak zawsze, pisze na telefonie.
    Nie wiem, czy będzie cos na swieta na blogu, wiec juz teraz złożę Ci życzenia.
    Z okazji swiat Bożego Narodzenia życzę Ci dużo radosci, miłości i oczywiscie weny na dalsze rozdzialy! Wesolych Swiat!!!
    No to chyba byłoby na tyle. Czekam na kolejny rozdzial i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wchodzę na GGG, a tu 2 rozdziały zaległe!
    Nareszcie moja upragniona przerwa świąteczna, mam nadzieję, że będzie się ciągła w nieskończoność. Noo, i nareszcie jest czas nadrobić zaległości w czytaniu. :)
    Ja Rose kiedyś uduszę, poćwiartuję i skleję na nowo żeby się ogarnęła. Scorpius się tak stara no... Ale i tak ją lubię!
    Wohohoho, takiego Albusa to ja wolę znacznie bardziej. Scorpiusie masz na niego zły wpływ! (Miej taki dalej, ładnie proszę)
    Lucy, moja biedna mała Lucy. Jejku, jak mi jej strasznie szkoda. :( Cameron wracaj szybko! Ale cały!
    Jo w końcu wraca! Mam przynajmniej taką nadzieję, że przynajmniej w połowie zrobi nam come back starej dobrej Carter. Bo chyba nie ma co liczyć, że po tym wszystkim będzie taka jak wcześniej.
    Czy ja już kiedyś mówiłam, że kocham Jessego i Louisa? Jeśli nie, to oficjalnie ogłaszam! Kocham ich całym serduchem i czymkolwiek się jeszcze da!
    Rozdział... rozdziały absolutnie cudowne.

    Pozdrawiam Cię cieplutko, życzę weny i wesołych świąt!
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział jest chyba najlepszy jaki napisałaś!
    Zalety:
    •Jest dłuuuuuuuuuugi ♡
    •Wszyscy bohaterowie dziś w nim występują (no może oprócz nauczycieli, ale nie było mi ich brak) i czuje się spełniona.=D XD
    • CUD, MIÓD I ORZESZKI PO PROSTU.
    • Kocham Red i Scora - są tak uparci (jak ja, ale nieważne) że po prostu sami siebie pokonują w tym.
    • Jo - ona żyje! Zaczyna normalnie funkcjonować!!! Wreszcie! I te ostatnie zdanie - po prost perfect *.*
    •Liah - czy jest zazdrosna (uuuuuu - woła chór osób)
    • Jedyne mądre zdanie Albusa w tym rozdziale: "Gorsze od tego gdy jesteście razem, jest to gdy jesteście osobno" (czy jakos tam XD)
    Albus i te dwie dziewczyny: NO COMENTS.
    Czy on nie widzi, że Skarlett jest taka... No taka! Taka super! Grrrr... Jestem za Scarbus!
    #Team_Scarlett
    •Jess chce szlaban? Czy coś tu sie kroi? *porusza zabawnie brwiami*
    XD
    Ja już kończe bo ten komentarz jest bez ładu i składu...
    Czekam, czekam i czekam...
    Na nexta!
    Pozdro i weny! <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Rose!!! weź się ogarnij!! zamiast wywoływać zazdrość Scora mogłaby zacząć o niego walczyć.

    Czyżby Leah była zazdrosna o Louisa? Lubię ją ale nie wiem czemu wydaje mi się trochę podejrzana.

    Jak ja współczuję Lucy, prawie się poryczałam na scenie z listem. Cameron musi wrócić do niej cały i zdrowy.<3
    Jesse dupku lubię cię ale przegiąłeś a teraz biegnij przeprosić Dakotę.
    Czyżby wróciła stara Jo? NARESZCIE!!! :D
    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa zapomniałam o Alu. W końcu wykorzystał to, że ma branie? Trochę trudno mi go sobie wyobrazić jako takiego "casanove". Ale skoro James dorasta to czemu on także nie miałby się zmienić.

      Usuń
  8. LUCY :c Cameron masz wrócić cały i zdrowy, ale przede wszytskim ma się to stać szybko !

    Pieprzona Elizabeth... Jak dobrze, że Rose ma cięty język :)
    A tak wogóle Red i Scor... Błagam musicie ze sobą gadać !

    Fajnie, że Albus trochę wyluzował (choć wogóle to do niego nie pasuje, ale każdy musi kiedyś zaszaleć), ale niech później wraca do normalności!

    No i widocznie Jo zaczyna wracać do żywych :D

    OdpowiedzUsuń
  9. BOŻE ! Dlaczego Rose jest taka dziecinna ? Albus jest śmieszny :D Jak Cameronowi się coś stanie to się zabije! Jo zaczęła wracać ! Jeeeeeeeeeeeej ! ;) Leah jest cudowna. Nie wiem dlaczego ale Cara Delevingne strasznie mi się z nią kojarzy :)

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieję, że Red da nauczkę tej czarnej wywłoce. Krew mnie zalewa gdy widzę ją przy Scorpiusie. Nie wybaczę, jeśli cameron nie wróci cały i zdrowy, co to, to nie.
    ...Biedna Lu...
    A wilczek i pan L. Huhuhu~
    Jak on jej złamie serce, to ja mu połamię wszystkie kości...~

    Całuski!
    BlackRabbit

    OdpowiedzUsuń
  11. Jo wraca do żywych. Bosko! Rose i Scor siebie warci... Mam nadzieja, że szybko do siebie wrócą. Liczę na jakąś scenę z Ginny i Astorią. Fajnie by było jakby się zaprzyjaźniły.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaczynam podejrzewać,że szpiegiem jest nowa miłość Louisa.chociaż myślę o tym już od kilku rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam wrażenie ze Leah to szpieg :) Tak się jakoś dziwnie zachowuje... Brakuje mi Rose i Scorpiusa razem..Wkurza mnie ta cała Elizabeth.. Jakaś podejrzana.Myślę że mogła przyjść do Hogwartu aby zbliżyć się do Scora. Brakuje mi Camerona :/
    No ale nic czytam dalej ;)
    Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak! Jo wraca do gry!
    A Lucy jest taka biedna... Smuteczek :(
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń