Kiedy się poddasz, Scott?
O niczym innym
nie mówiono. Dołączenie Niemiec do Ankdala brzmiało jak zapowiedź sromotnej
klęski. Przeciw paktowi pozostały już tylko trzy kraje, ale niewiele
pokładano w nich nadziei. Włochy były otoczone ze wszystkich stron, Hiszpania
była zbyt słaba, a Wielką Brytanię trawiła wojna domowa. Oczy całego świata
zwróciły się na wschód Europy i z trwogą oczekiwano ostatnich decyzji tej
wojny.
Również w Hogwarcie
dobry nastrój wyparował prędzej niż się pojawił. Nawet nauczycielom ciężko było
skupić się na lekcjach, gdy z całego świata docierały coraz gorsze wieści. Było
już tylko dwoje profesorów, którzy nie odpuszczali nikomu.
- Co wy na to?
Scorpius i Scarlett mierzyli się wzrokiem.
- …i mielibyśmy co stworzyć? – zapytała trochę nieprzytomnie Scarlett,
nie spuszczając wzroku z Malfoya.
- Syntezę, czyli połącznie… - zapaliła się natychmiast Hermiona.
- Trzeba przetransmutować eliksir – przekrzyczał ją Draco. Ku zdumieniu
Scarlett i Scora profesorowie zaczęli mordować się wzrokiem.
- A czym to się różni, panie Przemądrzały? – prychnęła Hermiona. Dracon
ją zignorował.
- Musicie wykazać się wyjątkową dyscypliną i skupieniem, a także… -
mówiąc to patrzył wyłącznie na Scarlett, więc Hermiona chrząknęła głośno.
- …a także odpowiedzialnością, pilnością… - dodała głośno, wpatrując
się znacząco w Scorpiusa.
- To to samo, Granger – przerwał jej Draco.
- Jesteśmy wam w ogóle potrzebni? – zapytał głośno Scorpius. Ci dwoje
za bardzo mu kogoś przypominali.
- Na ten moment to chyba wszystko – powiedziała zmieszana Hermiona.
Draco przyjrzał się swoim dłoniom.
- Zgłosimy wasze kandydatury, a w przyszłym tygodniu zaprojektujemy
syntezę… - dodała jeszcze Hermiona, gdy Scorpius i Scarlett byli już pod
drzwiami.
- Okej.
- Do widzenia!
Wypadli z klasy, prawie taranując się w drzwiach.
- A więc, cześć! – bąknęła Scarlett i wypaliła w kierunku Wieży
Ravenclawu. Scorpius ruszył za nią.
- Czekaj, Archibald! Idę do Weasley…
Scarlett zwolniła i obróciła się przez ramię, z miną wyrażającą
kompletne rozbicie.
- Do Rose?!
Scorpius wzruszył ramionami.
- Mamy wspólnego psa.
- Aha.
Ruszyli razem korytarzem. Scarlett nie miała bladego pojęcia co mówić,
a Scor zaczął gwizdać, żeby zagłuszyć ciszę. Kiedy zatrzymali się przed kołatką
Ravenclawu oboje odetchnęli z ulgą.
- Zawołałam Red – bąknęła Scarlett i odpowiedziała na pytanie kołatki,
w połowie jego zadawania, po czym dosłownie wpadła do salonu.
Scorpius oparł się o ścianę i wpatrzył w wejście. Coś z jego
wnętrzności podjechało mu do gardła, ale za wszelką cenę starał się to
zignorować. Ale, kiedy Rose stanęła w drzwiach, jego serce po prostu oszalało.
- Weasley – powiedział najbardziej chłodnym tonem, na jaki było go
stać.
- Malfoy – odparła, w ogóle na niego nie patrząc i skupiając się na
Franku.
Zrobiła parę kroków i podała mu smycz. Scorpius bardzo się starał, by
jej nie dotknąć, ale było to niemożliwe. Kiedy ich dłonie zetknęły się ze sobą,
Rose wydała z siebie wysoki dźwięk, a Scorpius zapomniał o wszystkim i przyciągnął
ją do siebie. Ani w głowie było jej się odsuwać.
Scor trzymał ją w
pasie, a Rose bezwiednie położyła mu dłoń na piersi. Frank, jakby rozumiał
powagę sytuacji, ani drgnął między nimi.
- Ja… - zaczęła Red. Tyle miała mu do powiedzenia. O niczym teraz nie
marzyła, jak o naprawieniu wszystkiego! Ale to wciąż była Rose, która nie
potrafiła przepraszać.
- Tak? – zapytał Malfoy, zachrypniętym głosem.
- Myślę, że… że… Ja…
- Tak, Rose?
Jej oczy świeciły tak, że korytarz wydawał się
jaśniejszy.
- My… Może powinniśmy się… przyjaźnić.
Scorpius wypuścił głośno powietrze.
- Ach, tak? – zapytał z sarkazmem, odsuwając się od
niej. Red wzruszyła ramionami.
- To chyba dobra opcja.
- Idealna – stwierdził sucho, a potem pociągnął za
smycz Franka, odwrócił się i odszedł. Rose chwyciła się za serce.
*
Życie Neville’a znacznie zmieniło się od kiedy zaczął pracować z Norah
Johnson. Okazało się, że wiele jego lęków było bezpodstawnych i coraz częściej
udawało mu się w jej obecności powiedzieć więcej niż dwa zdania jednym ciągiem.
Sama Norah była miła i ciekawa, choć ciągle wydawała się znudzona ich pracą.
Neville nagle zdał sobie sprawę z tego, że ma strasznie staromodną fryzurę i odkrył zastosowanie dla eleganckich koszul, które dostawał przez lata na urodziny. Z jakiegoś powodu Hermiona za każdym razem, gdy widywała ich razem, wpadała w nieopisany zachwyt. W przeciwieństwie do Dracona, który nie omieszkiwał wtedy przekonywać ich, że nie mają największych szans w konkursie, w którym on bierze udział.
Neville nagle zdał sobie sprawę z tego, że ma strasznie staromodną fryzurę i odkrył zastosowanie dla eleganckich koszul, które dostawał przez lata na urodziny. Z jakiegoś powodu Hermiona za każdym razem, gdy widywała ich razem, wpadała w nieopisany zachwyt. W przeciwieństwie do Dracona, który nie omieszkiwał wtedy przekonywać ich, że nie mają największych szans w konkursie, w którym on bierze udział.
- Palant – burknęła Norah, kiedy minęli go na
korytarzu. Neville zachichotał – Swan i Dawson są już w dość zaawansowanej
fazie – ciągnęła – Trzeba ich tylko naprowadzić na to, co wymyśliliśmy wczoraj
i mamy wygraną w kieszeni!
Neville pokiwał głową.
- Zgadzam się – powiedział, czując, że na policzki
wstępują mu czerwone plamy. Tego jednego jeszcze nie opanował – potwornego
czerwienienia się, gdy na niego patrzyła.
Byli już przed jej gabinetem i Norah odwróciła się do
niego, posyłając mu uprzejmy uśmiech. Neville znowu się zmieszał.
- Dobranoc! – Norah pomachała mu i zniknęła w
drzwiach.
Po pięciu minutach zdał sobie sprawę z tego, że
stanie tam nie ma sensu, ocknął się i też odszedł.
*
Albus świetnie się bawił. Całe życie krytykował styl życia Jamesa, a
ostatnio zachodził w głowę, czemu go po prostu nie naśladował. Co prawda
większość dziewczyn zaczynała go już porządnie irytować, ale poznał też kilka
całkiem miłych koleżanek, z którymi lubił spędzać czas. Choć dobrze wiedział,
że wymieniłby je wszystkie na swoją najlepszą przyjaciółkę, z którą teraz mógł
porozmawiać tylko, gdy udało mu się ją złapać w pędzie przecinającą Pokój
Wspólny.
- SCARLETT! – ryknął po raz trzeci, gdy biegła do
dormitorium.
- Al! – pomachała mu, uśmiechając się uprzejmie i
odwróciła znowu, żeby zwiać. Ale Albus był szybszy.
- Idziemy pogadać… - mówił, ciągnąc ją za łokieć.
Scarlett zmarszczyła brwi.
- Coś się stało?
- Nie wiem – powiedział wściekle – W ogóle nie wiem
co się u ciebie dzieje!
I niezbyt delikatnie posadził ją na kanapie koło
siebie. Scarlett uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wiem – powiedziała, zwieszając głowę – Nie mam
ostatnio za wiele czasu… A teraz w dodatku biorę udział w konkursie! Z
Malfoyem!
Al parsknął śmiechem i bezwiednie położył rękę na
oparciu sofy, za jej głową. Scarlett drgnęła i szybko spuściła wzrok. Albus
niczego nie zauważył.
- Pogadaj z Rose, ona sobie z nim jakoś radzi…
Nagle urwał, bo na sofę koło nich opadła Gabriela,
dziewczyna, z którą był ostatnio na kilku spacerach.
- Cześć! Przeszkadzam? – zapytała, a Al od razu się
rozpromienił.
- Skąd! – zawołał, zabierając rękę z wezgłówka
Scarlett. Ona sama wyglądała nagle na zestresowaną. Niepostrzeżenie odsunęła
się na kilka cali.
- Co tam? – zagadnął Al Gabrielę. Dziewczyna
uśmiechnęła się jeszcze szerzej, jeśli było to w ogóle możliwe.
- Ciężki dzień. Strasznie nas męczą przed SUMami…
Albus pokiwał głową ze zrozumieniem, a Scarlett znowu
odsunęła się o kilka cali.
- Mam gdzieś notatki ze wszystkiego – powiedział
szybko – Dam ci je i będziesz mogła trochę odpuścić.
Gabriela wyglądała, jakby zamierzała rzucić mu się na
szyję. Albus patrzył na nią z szerokim uśmiechem, odwracając się całkowicie w
jej kierunku. Delikatne szarpnięcie sofy, oznajmiło mu, że ktoś właśnie z niej
wstał i Al obrócił się tak szybko, że zapiekło go w karku.
- SCAR!!! – ryknął, na pół pokoju, gdy zobaczył jej
czuprynę na pierwszym stopniu schodów. Obróciła się wyraźnie zażenowana. Albus
zostawił zaskoczoną Gabrielę i dopadł w kilku krokach Scarlett.
- Co ty wyprawiasz?! – syknął wściekły.
- Nie przeszkadzam ci – odburknęła.
Albus wyglądał, jakby miał wielką ochotę jej
przyłożyć.
- Wychodzimy – oznajmił, patrząc na nią z uporem.
- Dokąd?! – zapytała zaskoczona.
- Gdzieś, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał! –
zawołał głośno. Scarlett miała wielką ochotę zapaść się pod ziemię, bo patrzyła
na nich połowa Ravenclawu.
- Okej – powiedziała ugodowo. Al przytaknął sam sobie
i poprowadził ją do wyjścia.
Byli w połowie drogi, gdy coś zagrodziło im drogę.
Scarlett stanęła na palcach, bo Al był o wiele wyższy i wychyliła się, by
zobaczyć o co chodzi. Szybko tego pożałowała.
- Cześć, Al! – Hanna Berkley uśmiechała się do niego
promiennie. Scarlett siłą woli powstrzymywała się, żeby nie wrzasnąć.
- Eee… cześć – powiedział niecierpliwie Albus,
drapiąc się po głowie.
- Chyba nie zapomniałeś? – zapytała, śmiejąc się
wdzięcznie Hanna.
- O czym? – zdziwił się Al.
- Miałeś mi pokazać jak rzucać Zaklęcie Patronusa!
Scarlett nie wytrzymała i wychyliła się przed niego.
- Boisz się, że w tym zamku zaatakuje cię dementor?!
Hanna zrobiła wielkie oczy, a Albus parsknął
śmiechem.
- Obiecałeś, Al!
Albus uśmiechnął się zawiadacko.
- Może być potem? Teraz idę ze Scarlett…
Już w połowie tego zdania, wiedział, że popełnił
ogromny błąd. Twarz Scarlett przybrała odcień dojrzałej wiśni, a jej oczy
przypominały dwa sztylety, gdy wbiły się w Albusa.
- Chyba kpisz! – syknęła z furią. Al zrobił skruszoną
minę.
- Wiesz, że nie o to mi cho…
Próbował chwycić ją za ramię, ale wyrwała się i
pokręciła szybko głową, a w jej oczach pojawiły się łzy wściekłości.
- Ile czasu mam w twoim dzisiejszym grafiku?! –
warknęła, siłą powstrzymując płacz – Bo nie chciałabym, żeby reszta musiała
długo czekać!
I spojrzała na niego tak, że poczuł palący wstyd. Nie
wiedział co powiedzieć, więc po prostu stał i patrzył na nią z żalem, czując
się naprawdę podle. Scarlett pokręciła jeszcze głową i zamrugała gwałtownie, po
czym odwróciła się na pięcie i prostując się z godnością odeszła. Albus miał
ochotę strzelić w siebie klątwą.
- Ekhym – usłyszał, jakby z oddali – To co, z tym
Patronusem?
*
Astoria Malfoy szybko
zadomowiła się w Hogwarcie. Znalazła sobie nawet zajęcie, choć jej mąż szczerze
nad tym ubolewał. W każdej wolnej chwili pomagała Hagridowi w opiece nad
stworzeniami, które żyły w granicach szkolnych błoni i Zakazanego Lasu.
Szczególnie upodobała sobie małe, albo chore zwierzątka i poświęcała im cały
swój czas. Zazwyczaj radziła sobie całkiem nieźle, czasem tylko korzystając z
rad bardziej doświadczonego Hagrida, aż do czasu, gdy napotkała poranionego
jelenia. Nie wyglądał jakby coś przytrafiło mu się w Zakazanym Lesie, a z wielu
jego ran sączyła się dziwna, ciemna posoka.
- Nie pirszy raz widzę coś takiego – powiedział jej
Hagrid, gdy oboje opatrywali zwierzę.
- Co mogło mu się stać? – zapytała przejęta Astoria.
Hagrid urwał kawał bandaża, którym owinął kopyto jeleniowi.
- Tak wygląda zwierzę, co wlazło w jakieś ciemne
zaklęcie – wytłumaczył z powagą Hagrid.
- Zostały zaatakowane? – przeraziła się Astoria.
Hagrid patrzył na nią z wyraźnym podziwem. Dopiero po chwili pokręcił głową.
- Gdyby ktoś chciał go zaatakować, już by nie żył.
Raczej dostał rykoszetem, albo wlazł w coś bardzo niebezpiecznego.
Astoria patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, a
potem wróciła do opatrywania jelenia. Zawiązali bandaże wokół wszystkich jego
ran, ale nie musieli długo czekać, by się przekonać, że to nie pomoże. Przez białą
tkaninę po chwili przebiła się czarna jak smoła ciecz.
- Tak se myślałem… - mruknął Hagrid, a kiedy pani
Malfoy uniosła brwi, dodał – Potrzebujemy kogoś kto się zna na czarnej magii…
Astoria podniosła się szybko.
- Pójdę po swojego męża!
Hagrid przemyślał to szybko.
- Może być i on… - burknął z niezadowoleniem. Astoria
tylko uśmiechnęła się pod nosem i podniosła z polany, a potem szybkim krokiem
pomaszerowała w stronę zamku.
Ale niestety nie znalazła nigdzie Dracona. Uświadomiła sobie, że jest
dziesiąta rano i na pewno do południa prowadzi lekcje. Najpierw uznała, że
ranny jeleń jest ważniejszy od Eliksiru na wrzody, czy czego on tam uczy, ale
potem przypomniała sobie, że McGonagall prosiła, by goście zamku nie
przeszkadzali uczniom. Przez chwilę zastanawiała się co robić, w końcu stwierdziła,
że uda się do pokoju nauczycielskiego. W końcu ktoś powinien mieć teraz
przerwę, a nauczycieli znających się na Czarnej Magii powinno być w Hogwarcie
zdecydowanie więcej.
Nie spodziewała się jak celnie trafi. W pokoju nauczycielskim siedział
sam nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.
- Przepraszam! – zawołała Astoria, wsadzając głowę do
środka i zauważając ciemnowłosego mężczyznę. Ian Warren natychmiast podniósł
się z miejsca.
- Dzień dobry! – zawołał, przyglądając jej się z
ciekawością – W czym mogę pomóc?
Astoria zamknęła ostrożnie drzwi.
- Szukam nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią!
Warren wypiął pierś.
- Służę pomocą.
Astoria cała się rozpromieniła.
- To cudownie! Mógłby mi pan pomóc? Znaleźliśmy ranne
zwierzę… Jelenia. Hagrid twierdzi, że wszedł w czarnomagiczne zaklęcie!
Warren długo wpatrywał się w nią, nim coś powiedział.
Wyglądał jakby badał ją wzrokiem.
- Z kim właściwie mam przyjemność? – zapytał. Astoria
pokręciła głową.
- Bardzo przepraszam! Astoria Malfoy – przedstawiła
się, wyciągając dłoń. Warren nachylił się i ucałował jej wystawioną rękę.
- Jestem zaszczycony.
Uśmiechnęła się uprzejmie.
- Rozumiem, że jest pani żoną Dracona?
- Tak! A czy moglibyśmy już zobaczyć tego jelenia? –
zapytała, robiąc przepraszającą minę. Warren zaśmiał się radośnie.
- Oczywiście! – zawołał, sięgając po płaszcz i
podchodząc do drzwi. Przepuścił ją przodem, nie spuszczając z niej wzroku.
- Proszę prowadzić!
*
Im bardziej Louis wypatrywał Leah, tym bliżej niego była Grace. Od kiedy
Hogwart obiegły plotki o jego zażyłości z Leander, jego dziewczyna nie
odstępowała go na krok. Poza momentami, kiedy polowała na jego nową adoratorkę…
Grace przypatrywała jej się przy każdej okazji. Na lekcjach i w czasie
tych rzadkich posiłków, na których raczyła się zjawić w Wielkiej Sali, Grace
nie spuszczała z niej wzroku. Ale nie zniżyła się do rozmowy z nią. Szybko
uznała, że Leander to tylko płotka i nie musi się o nią martwić. Na jej oko
wyglądała jak strach na wróble, i była największym dziwadłem jakie widziała. Bo
kto normalny ciągle znika na gdzieś na błoniach, albo przesiaduje wiecznie nad
jeziorem?! Nie, nawet jeśli z Louisem działo się coś dziwnego, to Grace mogła
dać sobie rękę uciąć, że nie było to spowodowane jego uczuciem do tej
zdziczałej Gryfonki!
Ale nadszedł w końcu dzień, kiedy mogła przyjrzeć się im obojgu, gdy
znajdowali się w jednym pomieszczeniu. Jedyną lekcją jaką Grace, Louis i Leah
mieli razem były Zaklęcia. Tak się złożyło, że kilka ostatnich zajęć zostało
odwołanych, bo Johnson była chora (wszyscy wiedzieli, że ściemnia, bo startuje
w jakimś konkursie i tylko wciska kit McGonagall). Kiedy w końcu lekcja się
odbyła, Grace pociągnęła Louisa do ostatniej ławki, tak by Leander znajdowała
się w zasięgu wzroku ich obojga.
Louis wydawał jej się już od początku skonsternowany, ale postanowiła
nie wpadać w paranoję. Kątem oka obserwowała jak rzuca plecak i obiega wzrokiem
całą klasę. W pewnym momencie zatrzymał wzrok i Grace nie musiała patrzeć, by
wiedzieć na kim.
- Ekhym! – chrząknęła głośno – Pożycz mi pergamin!
Louis ani drgnął. Grace zalała fala zimnego potu, gdy
patrzyła jak jej chłopak wbija palące spojrzenie w tę przeklętą Gryfonkę.
- Lou – powiedziała lodowato. Drgnął i spojrzał na
nią nieprzytomnie.
- Tak? – zapytał uprzejmie. Grace czuła jak drżą jej
ręce, ale nie dała niczego po sobie poznać.
- Pergamin. Chciałabym pożyczyć pergamin.
- Jasne.
Pochylił się i zaczął grzebać w torbie. W końcu wyprostował
się i znowu omiótł wzrokiem kąt, w którym siedziała Leander, a coś ostrego
wbiło się w pierś Grace.
- Proszę – powiedział Louis i wyciągnął rękę w jej
stronę. Grace spojrzała i poczuła jak drga jej warga.
- To jest piórnik – warknęła, czując, że traci grunt
pod nogami. Louis skrzywił się nieznacznie.
- Przepraszam – mruknął, nie patrząc na nią – Nie
wiem gdzie mam głowę.
Grace zagryzła wargi, żeby nie palnąć czegoś
dobitnego. Nie. Załatwi to inaczej.
Gdy wyszli z klasy, żadne z nich nie zwracało na siebie uwagi. O ironio,
byli zapatrzeni w plecy tej samej osoby. Louis, dlatego, że nie umiał już
myśleć o niczym innym, a Grace, ponieważ chciała najpierw poznać swoją
niechybną ofiarę. Nie była amatorką. Nie rzuci się na nią z pazurami. Och, nie.
Zniszczy ją z klasą.
*
James był przyzwyczajony do tego, że nauczyciele w Hogwarcie traktują go
trochę inaczej niż resztę jego kolegów. Neville na przykład zawsze dawał mu
najprostsze zadania, jego ojciec w zeszłym roku katował go najgorszymi
ćwiczeniami, ciotka Hermiona omijała go z daleka, nie mogąc uwierzyć, że taki
leser jest w jej rodzinie a Dracon Malfoy odbierał mu zwykle punkty nim zadał mu
pytanie. Dlatego zachowanie Iana Warrena nie zdumiało Jamesa tak jak powinno,
mimo, że go nie rozumiał.
Już od pierwszej lekcji James miał wrażenie, że nowy profesor Obrony
Przed Czarną Magią z jakiegoś powodu go lubi. Później tylko utwierdził się w
tym przekonaniu.
- Znakomicie, dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! –
wołał podczas jednej z listopadowych lekcji, na której James poradził
sobie w pojedynku. Niedługo później zabrzmiał dzwonek na przerwę, ale pan
Warren pomachał jeszcze do niego i zawołał:
- Panie Potter, proszę zaczekać!
Lekko skonsternowany odstawił plecak i pozwolił, by
reszta klasy wyszła. Kiedy zostali sami profesor Warren podszedł do niego
szybkim, żołnierskim krokiem.
- Panie Potter, pozwoli pan, że zajmę mu chwilę.
Chodzi mi o pańskie umiejętności.
James uniósł brwi.
- Jest pan wyjątkowo uzdolniony w dziedzinie Obrony
Przed Czarną Magią. Oczywiście – tu Warren uśmiechnął się znacząco – to nic
innego jak geny! Czy wie pan już, co będzie robić po Hogwarcie?
James wypuścił głośno powietrze. W piątej klasie, gdy
mieli rozmowy o karierze zawodowej był zajęty głównie Krukonkami ze starszych
roczników. W zeszłym roku pochłonęła go afera z Drzewem Początku, a teraz myślał tylko
o Jo. Na przemyślenia o swojej przyszłości pozostawało mu już niewiele czasu.
Wzruszył ramionami.
- Szczerze mówiąc, nie wiem.
Z jakiegoś powodu Warren ucieszył się na tę
wiadomość.
- Ojciec pewnie będzie nakłaniał pana na kurs aurora…
- Warren urwał, ale James nie miał ochoty na rozmowę o swoich stosunkach z
ojcem, który notabene jak był pewien, nigdy by go do niczego nie nakłaniał – W
każdym razie – zaczął znowu profesor – Uważam, że powinien pan poważnie
przemyśleć karierę w armii.
Jamesa zatkało. No… To było coś.
- Ciekawa myśl – stwierdził. Warren pokiwał głową.
- Ma pan idealne cechy, by być dobrym żołnierzem. Co
ja mówię, cechy! Predyspozycje! A znam się na tym, jak pan wie byłem
porucznikiem w brytyjskiej armii i dowódcą oddziału szturmowego.
James kiwnął głową.
- To… To znaczy, na pewno to przemyślę.
Warren wyglądał na zadowolonego.
- Jeśli się pan zdecyduje, znajdę czas, by
przygotować pana na rozmowę kwalifikacyjną i testy.
- Dziękuję, to bardzo uprzejme – wydukał zaskoczony
James. Warren machnął ręką.
- To naprawdę nic wielkiego! A teraz proszę już
pędzić na następną lekcję!
James przyglądał mu się jeszcze przez moment, w końcu
kiwnął głową i odwrócił się , by odejść.
*
Cierpliwość była cnotą, z którą Jesse Atwood nigdy się nie spotkał. Po
tym jak wypuścił Namolne Myszy, rozpuścił Spray na Omdlenie w Pokoju Wspólnym,
wyśpiewywał sprośne piosenki w Wielkiej Sali i podpuścił połowę pierwszego roku
do wojny z Irytkiem i nie dostał za to ani punktu na minus, zaczął rwać sobie
włosy z głowy. Dakota Scott stała się jego największym koszmarem, którego nie
umiał pokonać. Jej znudzone, chłodne spojrzenie prześladowało go nawet w snach
i miał wrażenie, że doprowadzi go w końcu do szaleństwa.
Wiedział, że to nie zadziała, ale wciąż wymyślał nowe psikusy, żeby ją
zdenerwować, choć w rzeczywistości tylko on był wściekły. Ale w końcu, któregoś
dnia to o czym skrycie marzył, ziściło się zupełnie przez przypadek. Siedział w
pustym Pokoju Wspólnym, w środku nocy, wymyślając nowy wielki plan, za który miałby
w końcu dostać upragniony szlaban. Salon był pusty, bo był środek tygodnia.
Nagle Jesse usłyszał skrzypnięcie drzwi i aż sapnął z zadowolenia. Scott
schodziła po schodach w różowej piżamie w pergaminy, puszystych bamboszach i z
rozwianymi włosami. Wyglądała na potwornie zaspaną, i przez chwilę w ogóle nie
zauważyła, że w Pokoju Wspólnym ktoś jest. Skierowała się do stolika z wodą i
wciąż nieprzytomnie, nalała sobie szklankę, a potem usiadła w fotelu, by ją
wypić. Dopiero po kilku łykach odjęła butelkę od ust, kiedy wzrok padł na jej
towarzysza.
- Ciężka noc? – zapytał Jesse, wpatrując się w nią
najbardziej bezczelnym wzrokiem, jaki kiedykolwiek widziała. Dakota poprawiła
nerwowo szlafrok.
- Przez cały wieczór uczyłam się na Obronę Przed
Czarną Magią i teraz śnią mi się wampiry i Inferiusy…
Jesse przestał się kpiąco uśmiechać. Przez chwilę
przyglądał się jej w milczeniu, a potem wstał nagle, na co Dakota zmrużyła
podejrzliwie oczy.
- Co znowu, Atwood? – zapytała znudzona – Wypuścisz
Latające Szczury? Rozwalisz nam Wieżę?
Jesse uśmiechnął się szeroko nie spuszczając z niej
wzroku i wciąż idąc w jej stronę.
Dakota wyglądała na lekko przestraszoną. Jesse
zatrzymał się krok od jej fotela, wpatrując w nią z rozbawieniem.
- Kiedy się poddasz, Scott? – zapytał z figlarnym
uśmiechem. Dakota zaczynała wpadać we frustrację. – Znowu bredzisz, Atwood –
burknęła tylko. Jesse roześmiał się głośno.
- Pytam, kiedy ci się znudzi i dasz mi w końcu
szlaban? Wiesz, że na niego zasługuję… - powiedział, a zabrzmiało to bardziej
sprośnie od piosenek, które ostatnio wyśpiewywał w Wielkiej Sali. Dakota
zatrzęsła głową, jakby odganiała się od czegoś.
- Dawanie szlabanów nie ma w twoim przypadku
najmniejszego sensu – oświadczyła chłodno. Jesse zrobił mały krok w jej
kierunku, szczerząc się w olśniewającym uśmiechu.
- A więc wygrałem. Mogę robić co chcę!
Dakota prychnęła tak głośno, że śpiący pod kominkiem
kot Lily Potter obudził się i uciekł.
- Oczywiście, że nie, Atwood!
- Och, czyżby! – zaśmiał się Jesse. Dakota miała dość
tej rozmowy, jego bezczelnego spojrzenia i głupiego śmiechu. Pokręciła tylko
głową z irytacją, po czym zaczęła podnosić się z fotela.
Ale jej na to nie pozwolił.
Zrobił błyskawiczny krok w jej stronę i delikatnie pchnął ją z powrotem na
fotel, a sam zawisł cale nad nim, opierając ręce na obu jego brzegach. Zdumiona
Dakota, uwięziona między jego ramionami, sapnęła z oburzenia.
- Natychmiast mnie wypuść!
Jesse uśmiechnął się tylko szerzej i jeszcze bardziej
nachylił.
Z przezorności położył swoje dłonie na jej, a Dakota
nie wyrwała ich tylko dlatego, że w tym samym momencie poczuła na swoich ustach
miękki dotyk. Jesse przylgnął do niej swoimi chłodnymi wargami i pocałował z
taką pasją, że nie mogła mu się oprzeć. Chciała zaprotestować, ale jego smak,
pewność w tym co robił i to niesamowite uczucie podniecenia pochłonęły ją, jak
jeszcze nic w życiu.
Jesse całował ją długo i namiętnie, aż sam stracił oddech. W końcu, gdy
się nasycił, odsunął na cal i zdjął ręce z jej dłoni, wpatrując w nią z
oczekiwaniem i zaczepnym uśmiechem. Dakota otworzyła oczy i wypuściła głośno
powietrze. Jej twarz zmieniła kolor z buraczkowej, w trupiobladą. Odepchnęła go
z całą mocą i zerwała się z fotela, sztyletując go spojrzeniem. Jesse włożył
ręce do kieszeni i ze swoim firmowym uśmiechem, wpatrywał się w nią z uprzejmym
oczekiwaniem. Dakota wzięła kilka głębokich oddechów, prychnęła z nieopisaną
wściekłością, ale nic nie powiedziała, tylko puściła biegiem do swojego
dormitorium.
Jesse z wyjątkowym
zadowoleniem opadł na fotel, z którego przed chwilą wstała. Tym razem nie zdziwił
się, że nie zarobił szlabanu.
*
Jo powiedziała
reszcie, że sama przygotuje plan dywersji, która wyciągnie Hervellów z
zamkniętej części zamku. Po pierwsze chciała to zrobić bez nich, bo byli
wyjątkowo nieskuteczni. Po drugie musiała sobie znaleźć zajęcie, by nie myśleć
o Jamesie.
Wszystkie wolne
chwile spędzała badając przejście między dwoma częściami Hogwartu. Musiała
przyznać im rację, że zostało tak zaczarowane, by uczniowie w żadnym wypadku
nie zdołali się tam dostać. Ale oczywiście, nie oznaczało to, że niczego nie
wskórają…
W sobotni wieczór,
wyprowadziła w pole dwóch aurorów i kilku policjantów i przyczaiła się na
korytarzu, gdzie Smoczy Gobelin strzegł przejścia i wyjęła różdżkę. Nagle
przypomniała sobie, jak rok temu badali w ten sposób wejście do Drzewa Początku
i jej twarz zastygła. Konsekwencje tego wciąż siedziały w niej jak cierń. Ale
odgoniła od siebie złe myśli i znowu spróbowała złamać zaklęcie. Nagle
usłyszała niepokojący dźwięk i zaklęła w myślach. Pozbyła się ochrony Hogwartu,
a tu ktoś właśnie przełazi przez gobelin! Odwróciła się i szybko ruszyła w
przeciwną stronę, ale nie zdążyła.
- Jo Carter?! – zamarła. Słyszała ten głos tylko parę
razy w życiu, ale nie wspominała go najlepiej. Powoli odwróciła się do Ginevry Potter.
- Dzień dobry! – powiedziała nerwowo i zamierzała
zwiać, ale mama Jamesa zrobiła jeszcze parę kroków.
- Zaczekaj! Właściwie to – tu zawahała się –
Chciałbym z tobą porozmawiać.
Jo jęknęła w duchu. Wiedziała, że pani Potter jej nie
lubi i była pewna, że za chwilę otrzyma jakąś niesprawiedliwą reprymendę.
- Oczywiście – powiedziała poddając się. Ginny
podeszła do niej blisko i przyjrzała jej uważnie.
- Chcę ci podziękować.
Jo zrobiła zdumioną minę.
- Wiem, że wiele wycierpiałaś tego lata i wiem co
zrobiłaś dla mojego syna. Nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Jo była tak zdumiona, zażenowana i zdenerwowana, że
zdołała tylko kiwnąć wymijająco głową. Ginny przyglądała jej się wciąż z
uporem, jakby walczyła sama ze sobą. W końcu powiedziała:
- Jo, dlaczego nie chodzisz z Jamesem?
- Jo, dlaczego nie chodzisz z Jamesem?
Carter wypuściła głośno powietrze. Biorąc pod uwagę
całą rodzinę Jamesa, wolałaby już nawet, by Rose śpiewała jej co rano, albo,
żeby Lucy pomagała jej w pracach domowych. Wszystko wydawało jej się teraz
mniej straszne od rozmowy z jego matką o ich pokręconym związku.
- Pani Potter… - zaczęła kulawo, strzelając oczami po
całym korytarzu – Ja…
- Wy – przerwała jej cicho Ginny i wzięła głęboki
oddech – Jesteście idealną parą.
Jo spojrzała na nią zupełnie rozbita.
- Myślałam, że pani mnie nie lubi! – palnęła, nim
zdążyła ugryźć się w język. Ginny zaśmiała się ponuro.
- Jeśli będziesz mieć kiedyś dzieci, na pewno mnie
zrozumiesz. Ale masz rację – dodała twardo – Źle cię oceniłam.
Jo po raz kolejny nie wiedziała co powiedzieć. Na
szczęście Ginny chyba to rozumiała, bo znowu przerwała ciszę.
- Czemu nie chcesz z nim być?
Carter zagryzła wargi.
- Przez milion rzeczy – powiedziała szczerze – To
niewłaściwe, bo najpierw spotykałam się z Albusem!
Ginny kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- I to był twój błąd – powiedziała trochę chłodniej –
Ty i Al nigdy do siebie nie pasowaliście.
- A teraz… - mruknęła Jo – Będzie nieszczęśliwy,
jeśli zacznę spotykać się z Jamesem. Nie mogę mu tego zrobić, bo i tak sporo przeze mnie wycierpiał.
Ginny wzięła głęboki oddech.
- Jo Carter, jeśli Albus nadal coś do ciebie czuje,
to mamy tutaj trzy bardzo nieszczęśliwe osoby. Jeśli będziesz z Jamesem,
zostanie tylko jedna, która notabene kiedyś się z tego wyleczy.
Jo spojrzała na nią zdumiona.
- Ale tu chodzi o pani syna! – zawołała z wyrzutem.
Ginny parsknęła śmiechem.
- Ty i James będziecie kiedyś razem. Póki tak się nie
stanie, Al zawsze będzie miał nadzieję. Obserwowałam go w czasie tych wakacji i
wiem, że da sobie radę. Nie wiem tylko czemu pozbawiasz szczęścia Jamesa i…
siebie samą.
Jo zamilkła, jakby te słowa zupełnie ją rozbiły.
- Obiecałam Rose…
Teraz pani Potter parsknęła histerycznym śmiechem.
- Doprawdy! Znalazłaś sobie autorytet. Rose!
Jo też zaczęła się śmiać.
- Pani Potter…
Ginny położyła jej dłoń na ramieniu, a Jo urwała.
- Widziałam was razem. Tak patrzą na siebie ludzie
tylko raz w życiu. Idź do niego, Jo.
Carter zamrugała szybko. Ginny wpatrywała się w nią z
taką pewnością, że udzieliła się i jej. Nic już nie powiedziała, tylko
odwróciła się i ruszyła korytarzem prosto do Wieży Gryffindoru.
Cudowny rozdział! Życzę weny i czekam na następny!
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej zaczynają mi się podobać sceny z Jessym (nie wiem czy dobrze odmieniłam ;d) i Dakotą. Ten upór Dakoty jest niesamowity! Naprawdę podziwiam ją, że wytrzymuje z Jessym. ;D
Ciekawy był też wątek z Alem i Scarlett. Szkoda mi jej. Al to palant ;( najpierw chce porozmawiać ze Scarlett, a później ja ignoruje... ;/ mam nadzieje ze się poprawi! ;d
Od scenki z panią Malfoy bardziej chyba podobała mi się tylko rozmowa Ginny i Jo. Pokazałaś Astorie jako normalną kobietę, która pomimo ze jest bogata to nie wstydzi sie (albo boi? Nwm) pomagać innym. No i urzekła mnie jej troska o zwierzęta! ^^ Ale i tak najlepsza była rozmowa teściowej z synową (przepraszam nie mogłam się powstrzymać żeby tego nie napisać ;D). Juz nie mogę doczekać się nowego rozdziału! Mam nadzieje, że będzie tam sporo o Jamsie i Jo :3
P.s. Przepraszam, że nie komentuję każdego rozdziału ;/ poprawie się ;d
Ja sama nie wiem jak to odmieniać :P Ale formą wyjściową jest raczej Jesse :D W następnym rozdziale naprawdę sporo o J&J, zobaczycie za dwa dni :D
UsuńCo ta Rose zgupiala? Przyjaciółmi? SERIO? Rose, chowaj swą dumę i idź do niego i przepros i zyjcie długo I szczesliwie :D
OdpowiedzUsuńLubię Astorie, jest taka...ludzka. Przejmuje sie losem biednych zwierząt, ujęło mnie to, cieszę się, że nie zrobilas z niej sztywnej arystokratki, mega poważnej i niewrazliwej na krzywdy innych.
Scena Jesse'a (nie wiem czy dobrze odmieniam) i Dakoty <3 Uwielbiam <3
Szkoda mi Grace, no Louis mógłby się chociaż ogarnąć na tej jednej lekcji! Nie widzi, że ją rani? :o
A Aluś to Alus uwielbiam go, ale niech sie weźmie w garść i się skupi na jednej dziewczynie (no najlepiej Scarlett :P).
Jo, Jo ,Jo <3 Niewiele jest o niej ostatnio, ale co jest. Jak nawet Ginny jest za Jomesem to po prostu MUSZA byc razem.
Pozdrawiam, Gabi
W następnym rozdziale Rose zdefiniuje dokładniej ich "przyjaźń" :P
UsuńSwoją drogą ten rozdział jest już gotowy, i myślę, że nie zawiodę :)
Pozdrawiam :)
Jesse jest boski! Nie umiem inaczej zacząć komentarza! xD On to się, jak postępować z dziewczynami, a juz zwłaszcza z Dakotą!
OdpowiedzUsuńAle mnie wkurza Louis! Moglby sie powstrzymać przed bezczelnym gapieniem sie na Leah przynajmniej wtedy, kiedy Grace jest obok. Mam wrażenie, ze wcale mu na tym zwiazku nie zależy. Ok, Leah go intryguje, ale on jest ze swoja dziewczyna juz od dawna, a teraz kompletnie ja olewa.
Hermiona i Draco nadal dają radę! Czy oni kiedykolwiek sie uspokoją? I nie chodzi mi o ich potencjalny związek ( z reszta wcześniej pisalas, ze go nie będzie ), ale wtedy ich współpraca dawałaby lepsze efekty.
Albus....brak mi na niego slów. Wcześniej nie bylo tak źle jezeli chodzi o jego nagłą zmianę , ale teraz juz przesadził. Kolejna postać, która powinna sie ogarnąć xD.
I na koniec... CZY ROSE JUZ DO KOŃCA ZWARIOWAŁA? Ona? Scorpius? Przyjaciółmi!? To jest niewykonalne! Niech ona schowa ta swoja dumę i wezmie sie w garść!
A tak na marginesie: dlaczego nie zabrali im tych zwierząt, co mieli w zeszlym roku jako zadanie na sumach? Myslalam, ze oni oddali Franka!
To chyba na tyle. Komentarz jak zwykle nieskładny ,ale chcialam napisać.
Pozdrawiam i zycze na kolejny rozdzial!
Hmmm, z Louisem to jest tak jak z Jo w pierwszej części, jeden ci się podoba, z drugim powinnaś być... Ale pamiętajmy, że on ma 17 lat, a Leah go zlewa. To normalne, że jest bardzo zauroczony...
UsuńHermiona i Draco never never never.
A co do Rose, to zaczekajcie aż wam wytłumaczy jak rozumie "przyjaźń" :D
A te zwierzęta - ci, którzy chcieli oddali swoje, ale większość zbyt się do nich przywiązała jak Rose i Scor do Franka, albo Jo do Loli :)
Pozdrawiam!
Kolejny rozdział! Jej! Nawet nie wiesz jak się ciesze! Można mnie teraz porównać do dziecka, które dostało upragnionego lizaka! Rozdział jak zwykle fantastyczny... Scena na początku z Skarlett, Scorpiusem, Draco i Hermioną po prostu cudna! Norah i Neville są razem tacy fajni <3 Astorię coraz bardziej lubię - ma w sobie taką delikatność a zarazem upartość, że ona jest wprost niemożliwa. Nadal mam jakąś skrytą nadzieję, że Rose będzie w tym konkursie z Scorpiusem :D Grace nie lubię i chyba lubieć nie będę #Team_Louis_i_Leah <3 Ginny mnie zaskoczyła w ty,m rozdziale nie powiem XD Jess i Dakota... No co ja mam powiedzieć... PO PROSTU CUDO!!! Jak myślę o Jessim to aż mi się chce z niego śmiać... Coraz bardziej ciekawi mnie kto może być tym szpiegiem... Fajnie by było gdyby Cameron przyjechał na święta spotkać się z Lucy ;) Jo oby wyjaśniła to sobie z Jamesem, ale niestety mam przeczucie, że znów coś sobie nie wyjaśniom i się po raz kolejny pokłócą... I jeszcze jedno... JAMES DO WOJSKA??? PROSZĘ OBY NIE POSZEDŁ!!!!1!!1! Ja go nie widzę w wojsku...
OdpowiedzUsuńDobra, to chyba wszystko czekam na nexta i mam nadzieję, że Rose i Scorp sobie to wszystko wyjaśniom ;)
Pozdrawiam i życzę weny :*
Masz dobrą intuicję do pewnych wątków :P Ale znowu w innym przypadku pudło. Zaczekaj na następny rozdział :)
UsuńJa natomiast widzę Jamesa w tym wojsku jak nigdzie indziej! :D
:)
Świetny. :)
OdpowiedzUsuńOjojojojoj!!!!!! Jo i James nareszcie razem!!!!!
OdpowiedzUsuńGłupia Rose!
Jessy i Dakota! Słodko!
Nie lubię Grace.
Chyba trochę mnie ogłupił ten rozdział. Czuję się jakaś taka... dziwniejsza niż zwykle? Najpierw myślę: 'ale supi! James i Jo', a potem: 'mój biedny, kochany Scor!'.
Dziękuję za rozdział i już nie mogę się doczekać następnego.
Tak trochę nowa Aśka
Bardzo przepraszam za ogłupianie ludzi! :P
UsuńPozdrawiam! :)
Ta rozmowa Ginny i Jo na końcu niesamowita! Z Ginny to nawet jest mądra babka ;) ma rację Jo powinna być z Jamesem! Nie wiem czemu, ale znowu mam dziwne przeczucie, że coś się zepsuje :( Nie wiem co, może James będzie siedział z jakąś inną dziewczyną... , jednak nie James taki nie jest.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to było w tym rozdziale, czy w poprzednim (oba przeczytałam przed chwilą), ale to jak Hermiona i Draco wybierali uczniów było genialne, mam wrażenie że tym drugim typem Draco była Rose ;)
Szkoda, że Albus aż tak się zmienił i, że nie udało mu się pogadać ze Scar(To chyba było w poprzednim rozdziale)
Pozdrawiam serdecznie!
A i zapomniałam dodać, że chyba wole Jo taką jak jest teraz niż jaka była w pierwszej części :)
UsuńNiedługo się dowiecie kto był drugim typem Draco :) Al się nie zmienił, trochę mu odbiła sodówka :P
UsuńPozdrawiam! :)
Ja mam mętlik w głowie... coraz częściej myślę o tym że uśmiercisz James'a. Całkowicie zepsułaś Albusa, chciałaś żeby zapomniał ale jakim kosztem? Nie polubiłam Grace ale ją rozumiem, wydaje mi się że zrobi coś za co Louis ją znienawidzi... Rose i Score jak zawsze świetni a jeżeli chodzi o Jessego i Dakote to podejrzewałam że to tego dojdzie. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńJakiś podpis po komentarzem można prosić?
Usuń3 części nie przeżyją wszyscy oczywiście... A do czego dojdzie z Dakotą i Jessiem, bo nie rozumiem?
A kiedy dodasz nowy rozdział? Chyba dzisiaj, ale o której?
OdpowiedzUsuńA.
A i jedno mnie zastanawia gdzie jest Elizabeth i co robi, średnio ją lubię, ale była w grupie podejrzanych jako szpieg, a długo nic z nią nie czytaliśmy. Chciałabym, żeby Warren nie okazał się szpiegiem, bo go polubiłam :)
OdpowiedzUsuńA.
Albo Genevieve jest szpiegiem? Proszę dodaj szybko rozdział i to wyjaśnij.
OdpowiedzUsuńA.
Przepraszam za falstart! Kochani, nowy rozdział o północy (ustawiłam na zaplanowaną publikację, powinno zadziałać)! Szalonej nocy! Pa ;)
OdpowiedzUsuńPędzisz. Pędzisz jak burza. Nie nadążam z rozdziałami. :D
OdpowiedzUsuńJa chyba się nie będę rozwlekać. Absolutnie cudownie, nadal nie wiem jak Ty to robisz. Ale rozmowa Rose i Scorpiusa złamała mi serce. :(
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę udanego sylwestra oraz szczęśliwego nowego roku!
Patrycja
Dlaczego Rose ?! dlaczego wyleciałaś z tą przyjaźnią?! to jak strzał w kolano!
OdpowiedzUsuńDakota i Jesse <3 <3<3.
Nie przepadałam wcześniej za Ginny ale jej rozmowa z Jo to zmieniła, jak ja się cieszę, że Ginny przekonała się do niej.
Ale dlaczego mam przeczucie, że jak teraz Jo pobiegnie do Jamesa to znowu coś im przeszkodzi? oby się nie sprawdziło, oby w końcu byli razem.
Cieszę się, że Astoria znowu się pojawiła jest taka ludzka, lubię jej charakter.:)
Pozdrawiam :)
Carmen
o matko... nie mam słów żeby wyrazić mój podziw dla Ciebie <3
OdpowiedzUsuńwątek Dakoty i Jessego po prostu genialny!!!
Bardzo mi się spodobała Astoria, jest taka jakby to powiedzieć ... normalna :P
Dakota i Jesse - nawet nie wiem co powiedzieć. Są bezbłędni ;D
OdpowiedzUsuńHaha, bardzo intryguje mnie wątek konkursu. A konkretniej Draco i Hermiona,
Och, Ginny! Dzięki, że wreszcie przemówiłaś Jo do rozsądku! :D
Astoria jest... Nawet nie wiem co napisać! Uwielbiam każdy fragment z nią, choć było ich niewiele :D Draco ma cudowną żonę! :D
Al ty idioto ! Jak mi szkoda Scarlett ! Leah niech się pilnuje teraz ;D Hahahahaha. Żart. Ta rozmowa Jo i Ginny była cudowna :')
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
O.o
OdpowiedzUsuńNie piszę więcej, bo MUSZĘ(!!!) czytać dalej!
Buziaczki,
BlackRabbit
Kto by pomyślał,że to ginny przekona jo do szczerej rozmowy z Jamesem.ciekawie jest tu ukazana rodzina malfoya.draco nadal wredny ale juz po dobrej stronie a jego żona to całkowite przeciwieństwo
OdpowiedzUsuńSupiiiii!!
OdpowiedzUsuńRozmowa Ginny i Jo była taka urocza i motywujące!! No po prostu cud,miód, malina ;)
Euforiatheone
Takie ciarki przy rozmowie Rose i Scora... Eh.. Przyjaciolmi 😞 teraz czekam na Jo - Jamesa!
OdpowiedzUsuń