Nie zadzieraj z Dakotą!
- Skąd ta pewność?
- Po prostu to wiem.
Scorpius uśmiechał się
pod nosem, Rose nuciła marsz zwycięstwa, Albus patrzył na nią z rozdziawionymi
ustami i tylko James bał się wykonać jakikolwiek gest, by jej nie spłoszyć. Ale
Jo, choć patrzyła na resztę trochę nerwowo, nie wyglądała jakby zamierzała
wychodzić. A kiedy zaczęła tłumaczyć o co jej chodzi, jej głos brzmiał twardo i
pewnie.
- Hurrlington nie wziął
się znikąd. Ankdal tworzył siatkę swoich popleczników całymi latami. Tak było
też z Crosby’m. Nie sądzę, by szpieg pojawił się w zamku we wrześniu. Nie. Dam
sobie uciąć rękę, że jest tu od dawna.
- Okej – powiedziała
ostrożnie Red, szeleszcząc swoją satynową suknią – Myślisz, że to jakiś nauczyciel
czy trzecioroczniak z Hufllepuffu?
Scorpius parsknął
śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Jo zmiażdżyła ich spojrzeniem.
- Gdybym miała strzelać,
obstawiłabym kogoś z najstarszej klasy. Kogoś z rodziny, która wierzy w brednie
Ankdala i służy Hurrlingtonowi. Ale oczywiście nie możemy tego sprawdzić póki
co.
- Więc? – zapytał Albus
– Co robimy?
- Wiemy, że
Hurrlingtonowi zależy na Hervellach. Trzeba ich wybadać.
- Na to już wpadliśmy –
powiedział chłodno James i Jo spuściła wzrok. A więc był na nią zły… Scorpius
pokiwał głową.
- Uchodźcy nie wychodzą
do naszej części zamku – powiedział – A my nie możemy dostać się tam.
- To są problemy
techniczne – Jo machnęła szybko ręką – Trzeba wymyślić dywersję!
- Co? – zdumiała się
Rose. Jo uśmiechnęła się pod nosem.
- Plan, dzięki któremu
wyciągniemy ich stamtąd.
- I przy okazji wylecimy
– dodał Scor, podchodząc do niej i kładąc jej rękę na ramieniu – Bierzmy się do
roboty!
*
W dzień po balu jego temat był numerem jeden. Ale nie
wszyscy mówili o najlepszych fryzurach i małych skandalach. Louis spędził jego
koniec na szukaniu Leah, ale w końcu pogodził się z tym, że zwyczajnie sobie
poszła. Gdy więc zobaczył ją w poniedziałek na Starożytnych Runach, w pierwszym
odruchu nie miał zamiaru do niej podchodzić. Ale kiedy odwróciła się w jego
stronę, wyraźnie wściekła i obrzuciła go pełnym odrazy spojrzeniem, chwycił
plecak i bez zastanowienia ruszył w jej stronę.
- Zjeżdżaj – wycedziła,
gdy odsunął sobie krzesło koło niej.
- Coś przeoczyłem? –
zdumiał się – Czemu masz jeszcze ostrzejsze pazury niż zwykle, wilczku?
Gdyby wzrok mógł zabijać
Louis Weasley właśnie padłby trupem. Leah spojrzała na niego tak, że chyba
tylko jego zahartowanie dzięki dorastaniu z dwiema kłótliwymi siostrami
pozwoliło mu przetrwać ten moment.
- Powiesz mi o co
chodzi? – zapytał uprzejmie – Bo jak tak patrzysz to tylko jeszcze bardziej mi
się podobasz.
Nie wiedział kiedy
wyjęła różdżkę, ani kiedy jej koniec wbił mu się w krtań.
- Czy ja mówię niewyraźnie?
– warknęła groźnie – ZJEŻDŻAJ STĄD!
Ktoś za nimi zaśmiał się
wesoło, i gdy mimowolnie obrócili głowy zobaczyli Jamesa w ławce za sobą. Żadne
z nich nie zwróciło na niego uwagi.
- Schowaj ten patyczek,
wilczku – rozkazał jej rozbawiony Louis. Leah buchnęła para z nosa.
- Weasley, ty chyba nie
wiesz z kim zadzierasz!
Louis przewrócił oczami.
- Z wariatką, to pewne.
Ale i tak się nie przesiądę, więc może mi łaskawie powiesz o co się ciskasz? –
zapytał uprzejmie. Leah wpatrywała się w niego jeszcze przez chwilę z mordem w
oczach, a potem wypuściła powietrze z nosa i opuściła różdżkę.
- A więc… - zaczęła
lżejszym tonem – Lubisz mnie?
Louisa na moment
zamurowało. Leander tak rzadko opuszczała gardę, że był kompletnie rozbrojony
jej nagłą delikatnością.
- Sam nie wiem czemu –
powiedział szczerze.
Leah uśmiechnęła się
promiennie i lekko przechyliła w jego stronę.
- A co w takim razie… -
mówiła mu do ucha, a jej różdżka stykała się jego bokiem – Czujesz do swojej
dziewczyny?!
Ostry ból w boku, który
wywołała wbijająca się w niego różdżka odwrócił na moment jego uwagę od oczu
Leah, które sztyletowały go z taką mocą, że kto inny na jego miejscu z
pewnością by uciekł.
- Aua! Wariatko! –
wrzasnął i chwycił ją za nadgarstek, wyciągając ostre drewno ze swojego
brzucha. Kiedy Leah wyglądała jakby nie zamierzała go już atakować, przetarł
czoło i powiedział:
- Nigdy nie mówiłem, że
nie mam dziewczyny!
Leah sprawiała wrażenie,
jakby miała ochotę parsknąć głośnym śmiechem.
- Och, w takim razie
wszystko jest w porządku! – oznajmiła teatralnie a jej twarz znowu zawisła na
cale przed jego – Tylko przyjmij do wiadomości, że JA nie lubię cię ani trochę!
Rzygam na twój widok i mam ochotę rzucić się z Wieży Astronomicznej!
A potem odsunęła się
równie żywiołowo na sam kraj ich ławki. Louis natychmiast przysunął swoje
krzesło.
- Nieprawda.
Leah rozszerzyła groźnie
nozdrza.
- Jeszcze cal a rozwalę
ci nos!
Nie zwracał na nią
uwagi.
- Lubisz mnie. Jesteś
zazdrosna i mnie lubisz.
- TY PIEPRZONY,
KRETYŃSKI…
Ale nie dowiedział się
kim jeszcze jest. Profesor Vector wparowała do klasy i rzuciła Leah groźne
spojrzenie, sprawiając, że zamilkła. Louis spojrzał na nią jeszcze wyzywająco i
odsunął z powrotem swoje krzesło. James zaśmiał się głośno.
Godzinę później Leah zniknęła, nim Louis zdążył
spakować swoje rzeczy.
- Nie radzę – usłyszał
za sobą, gdy pospiesznie opuszczał klasę. Obrócił się do Jamesa i wytrzeszczył
oczy – Jest piekielnie szybka – wyjaśnił James.
Louis nie odpowiedział.
Jego kuzyn postanowił chyba do reszty zepsuć mu dzień i kontynuował:
- Jak mnie o nią
ostatnio pytałeś, myślałem, że zalazła ci za skórę. Jak Rogerowi Jerkins’owi w
trzeciej klasie, gdy mu podpaliła szatę, bo jej stręczył kota… Ale nie wpadłbym
na to, że jesteś samobójcą!
- Co ty bredzisz? – zapytał
znudzony Louis. James pokręcił teatralnie głową.
- Ona ci się podoba!
Stary, patrzysz na nią jak… no, nie znam się na ładnych porównaniach.
Louis wzruszył
ramionami, gdy skręcili do Wielkiej Sali.
- Jest ładna.
- Jest NIEBEZPIECZNA –
poprawił go James – Wiem co mówię, sam mam taką dziewczynę – dodał z nagłym
rozbawieniem.
- Ty nie masz dziewczyny
– wtrącił zaskoczony Louis. James kiwnął głową.
- Ale ty masz – odparł
triumfalnie.
Louis miał ochotę złapać
się za głowę.
- Stary, Leander jest…
Ciągnie mnie do niej, ok? To nic poważnego.
Wchodzili do stołówki,
gdy James spoważniał.
- Wiem jak to się kończy
– powiedział, patrząc na niego z ukosa – Jak najszybciej rozwiąż sprawę z jedną
z nich. Radzę ze szczerego serca.
James odszedł do stołu
Gryfonów, a Louis opadł na miejsce przy swoim stole. Dopiero po chwili
zorientował się, że kilka krzeseł dalej siedzi Grace, więc podniósł plecak i
powoli powlókł się w jej stronę.
*
- Mógłbyś nie siedzieć
tyłem, gdy do ciebie mówię?!
Dracon zerknął przez
ramię.
- Nie sądziłem, że to
coś ważnego.
Hermiona zatrzęsła się
ze złości.
- Norah i Neville już
wybrali reprezentantów! Mamy trzy dni, żeby zgłosić swoich.
Malfoy z ociąganiem
odwrócił się w jej stronę.
- Bierzemy Gregorsona i
Nye’a.
Hermiona zmrużyła
groźnie oczy.
- Po raz tysięczny
przypominam ci, że nie jesteś tu szefem! – Draco zrobił zdumioną minę, ale nim
zaoponował, powiedziała – Poza tym nie możemy wziąć nikogo z siódmej klasy.
McGonagall nie zgadza się, by coś rozpraszało uczniów przed OWUTEMami.
Dracon przewrócił
oczami.
- Poza tym – dodała
zgryźliwie Hermiona – Nie ma takiej opcji, żebyśmy wystawili w konkursie dwóch
Ślizgonów!
- Proszę bardzo, Granger
– zaśpiewał Malfoy – rozbaw mnie swoimi propozycjami.
Ku jego zdumieniu
Hermiona wyszczerzyła zęby.
- Tak, to z pewnością
cię rozbawi. Otóż chciałam zaproponować twojego syna!
Zapadła cisza. Hermiona
patrzyła na niego wyzywająco, a Draco wpatrywał się w nią
ewidentnie węsząc
podstęp.
- Scor?
- Tak chyba go nazwałeś –
odparła chłodno.
- Jest najlepszy? –
zapytał dumnie. Hermiona westchnęła.
- Z sześciu klas, tak…
jest najlepszy. LENIWY – zaznaczyła szybko, widząc, że Draco ukazuje rząd zębów
– Ale najlepszy – dodała cicho. Malfoy wyglądał jakby właśnie mianowano go Ministrem
Magii.
- Oczywiście, wcale mnie
to nie dziwi. Scorpius odziedziczył po mnie…
-… zdumiewającą łatwość
niezamieniania się w tchórzofretkę zbyt często – ucięła Hermiona, na co Draco w
końcu się zamknął – A więc Scorpius będzie reprezentował Transmutację. Kto jest
najlepszy z Eliksirów?
Draco zamyślił się. Cóż,
Granger wykazała się… dorosłością. On też powinien. W głowie miał dwie
propozycje, ale jedną od razu odrzucił. W końcu byłaby tragedia.
- Archibald – powiedział
w końcu – Boi się własnego cienia, ale ma żyłkę do Eliksirów. I przerażająco
dużo się uczy…
Hermiona puściła mimo
uszu jego obelgę o pilnych uczniach.
- Scarlett… -
powiedziała z namysłem – W porządku. Miejmy nadzieję, że przyjaciółka mojej
córki dogada się lepiej z twoim synem niż Rose.
Draco parsknął nerwowym
śmiechem już na samą wzmiankę o tej małej kreaturze.
- A więc ustalone –
powiedział. Hermiona kiwnęła głową. Obrzucili się jeszcze złowrogimi
spojrzeniami i w tym samym momencie rozeszli w przeciwnych kierunkach.
*
Scorpius jadł
kolację, obserwując z wściekłością stół Ravenclawu. Brian jakmutam dosiadł się
do Rose i z jakiegoś powodu wepchnął sobie makaron do nosa, co miało ją
najpewniej rozbawić. Scor nie widział twarzy Red, ale był pewien, że się nie
śmieje. Wyglądało to dość żałośnie.
- Pożyczę! – fuknął do
Blake’a, czytającego dzisiejszego Proroka i bezceremonialnie zabrał mu gazetę.
Ten patrzył na niego z mordem w oczach, ale w tej chwili pojawiła się Elizabeth
i Currlington zapomniał o całym świecie. Scorpius też miał taki zamiar, dlatego
zagłębił się w jakiś przerażająco nudny artykuł o spółkach eliksirowych.
Prawie udało mu się zapomnieć o Red i jej nowym
adoratorze, czytając o najbogatszych właścicielach pracowni alchemicznych w
Europie. Nagle jego wzrok prześliznął się po czymś znajomym, a jego mózg zaczął
szybciej pracować.
- Elizabeth – powiedział
głośno, zwracając na siebie jej uwagę – Twoja rodzina posiada filię zakładów
alchemicznych, tak?
Panna Cambell nie
odrywała się od zupy rybnej.
- Owszem.
Scorpius czytał dalej.
- Gratuluję.
Elizabeth zaszczyciła go
spojrzeniem, unosząc wysoko brwi.
- Piszą, że za dwa lata
zasiądziesz w zarządzie firmy – wyjaśnił Scorpius, marszcząc czoło. Elizabeth
wróciła do zupy.
- To oczywiste! –
odezwał się Blake, jak zwykle próbując jej się przypodobać – Masz ewidentny dar
do Eliksirów!
Elizabeth nawet na niego
nie spojrzała.
- Nienawidzę Eliksirów.
Zajmę się zarządzaniem firmą, nie mieszaniem w kotle.
Ale Scorpius ich nie
słuchał.
- To ciekawe, że czeka
na ciebie ta posada. We wrześniu mówiłaś, że potrzebujesz OWUTEMów, żeby dostać
pracę za granicą.
Po tych słowach zapadła
cisza, a Elizabeth zamarła nad swoim talerzem. Odłożyła łyżkę i poprawiła
włosy.
- Chcę mieć różne opcje
do wyboru – odparła chłodno. Blake przyglądał się Scorpiusowi, jakby nie
rozumiał, czemu jest tak spięty. Ale Malfoy nie spuszczał wzroku z Elizabeth.
- Rozumiem. W końcu byle
jaka posadka jest równie atrakcyjna co zarządzanie własną firmą! – zadrwił.
Elizabeth spojrzała na niego z góry, jak zawsze.
- Masz jakiś problem?
Scor długo jej się
przyglądał.
- Och, nie. Po prostu
zazdroszczę rodzinnych koligacji!
I wrócił do gazety.
Elizabeth trochę nerwowo zamieszała swoją zupę.
Po kolacji, Scorpius zaczekał, aż Ślizgoni znikną w
lochach, a sam zaczaił się w Sali Wejściowej.
- HEJ! – ryknęła Rose,
gdy chwycił ją za łokieć i pociągnął za sobą.
- Nie wrzeszcz – burknął
i wepchnął ją do najbliższej sali, która okazała się komórką na miotły.
- MALFOY! – ryknęła Red,
rozglądając się do koła – Dlaczego mnie porwałeś?!
Scorpius wytrzeszczył
oczy.
- Chciałabyś.
Rose prychnęła i już
otwierała usta, ale te kilka miesięcy z nią nauczyło go refleksu. Nim się znowu
odezwała, zasłonił jej usta dłonią. Miał wrażenie, że przeszedł go prąd i
próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jej dotykał, ale Red wrzasnęła i
próbowała go rąbnąć łokciem, więc powiedział szybko:
- Mam coś. Elizabeth
Cambell jest tu z jakiegoś powodu. I nie jest to głód wiedzy.
Patrzył na nią badawczo,
sprawdzając czy zamierza znowu wrzeszczeć i dopiero, gdy był pewien, że tego
nie zrobi zabrał rękę z jej twarzy. Rose uśmiechnęła się triumfalnie.
- Nieeee – zadrwiła z
lubością – Twoja dziewczyna ma coś za uszami?!
Scorpius zmroził ją
wzrokiem.
- Dorośnij, Rose –
powiedział po prostu. Red przewróciła oczami.
- Czego się
dowiedziałeś?
Po krótce opowiedział
jej o ich rozmowie. Rose pokiwała głową.
- Nie powiem, że.. –
urwała, widząc jego spojrzenie – Okej! Po prostu miej ją na oku. A nawiasem
mówiąc mnie wpadło do głowy coś innego.
Scorpius uniósł brwi.
- Zastanawiałam się nad
teorią Jo. O tym, że szpieg jest tu od dawna…
- I?
Rose zmrużyła oczy.
- Nie przypomina ci się
coś? Albo ktoś? Daleka krewna Ankdala, amatorka czarnomagicznych bestii…
- Genevive?!
Rose pokiwała głową.
- Do tej pory nie wiemy
jaki miała udział w planie Crosby’ego – powiedziała szybko – On twierdził, że
była pod wpływem Imperiusa, ale… sama nie wiem.
Scor potarł czoło.
- Świetnie – mruknął –
dwie podejrzane i obydwie ze Slytherinu.
Rose parsknęła śmiechem.
- Ciebie też bym nie
wykluczała – stwierdziła. Teraz on się zaśmiał. Nagle zdali sobie sprawę z
tego, że są sami w ciasnej komórce na miotły. W tym samym momencie chrząknęli i
okręcili się w miejscu, a potem Rose pchnęła drzwi i wyszła, a Scorpius szybko zrobił
to samo.
*
Listopad był wietrzny i zimny. Kolejny mecz tego
sezonu miał się odbyć w pierwszy weekend, między Hufflepuffem i Gryffindorem.
Jo szła na niego wyjątkowo niechętnie. Od kiedy powiedziała Jamesowi, że nie
powinni być razem, zauważyła, że jej unika. Już nie spędzali razem całego
wolnego czasu, ba, nie spędzali go w ogóle. James zaczął szukać innego
towarzystwa i coraz częściej widywała go z kolegami i koleżankami z roku. Nie mogła
go za to winić. To ona podjęła mnóstwo złych decyzji, które zaważyły na ich
sytuacji i musiała się pogodzić z tym, że James nie będzie na nią wiecznie
czekał.
Ale idąc w sobotnie przedpołudnie na stadion
Quidditcha, czuła wielki ciężar w żołądku. Nie tylko James zachowywał się
inaczej. Roześmiane stada Gryfonek i dziewczyn z innych domów, znów krążyły
wokół niego jak sępy. Może dał im jakiś znak, a może zauważyły, że między nim a
Jo niczego nie ma, i znowu postanowiły poszukać swojej szansy? Gdy wspinała się
na trybuny, bezwiednie odwróciła się w kierunku szatni i przygryzła wargi.
Kilka dziewczyn otaczało Jamesa, który właśnie z niej wyszedł i najwidoczniej
świetnie się bawił. Wściekła na siebie, że obiecała Jessiemu, że przyjdzie na
mecz, powlekła się na miejsce.
*
James śmiał się głośno.
- Uciekajcie stąd! –
powiedział do Gryfonek, które życzyły mu powodzenia – Muszę iść!
Zaświergotały coś
jeszcze i pobiegły na stadion. James pokręcił głową.
Dawno się tak nie czuł. Lekko i beztrosko. I dawno
nie rozmawiał z kimś, kto nie miał problemów poważniejszych od pracy domowej…
Zerknął na trybuny, ale szybko się odwrócił. Jakie ma znaczenie to czy
przyszła?
Mecz się zaczął i James zapomniał o wszystkim.
Odświeżona drużyna Puchonów, z nowym kapitanem parła ambitnie do przodu i w
krótkim czasie zdobyła prowadzenie. Ale James nie po to trenował swoją drużynę
w błocie i chłodzie przez cały październik, żeby przegrać i już po pół godzinie
szukająca Gryfonów zaciskała dłoń na złotej piłeczce.
James, Jesse i reszta zlatywali w glorii chwały.
- Byłeś niesamowity! –
wołała Patricia, koleżanka Jamesa z klasy, obcałowując całą jego twarz. James
wyglądał na zadowolonego.
- Ekhym, ekhym! –
Patricia odskoczyła, bo za jej plecami stała mama Jamesa.
- Pani Potter! –
zawołała zawstydzona – Nie wiedziałam, że pani tu jest!
Ginny uśmiechnęła się
uprzejmie, ale jej wzrok oznajmiał Gryfonce, że ma czym prędzej zabrać łapy od
jej syna, i po chwili Patricia się ulotniła.
- Mamo! – zawołał uradowany
James – Nie sądziłem, że przyjdziesz na mecz!
Ginny zerknęła przez
ramię na miejsce, gdzie siedziała profesor McGonagall.
- Właściwie to mam zakaz
przebywania w tej części Hogwartu, ale – machnęła ręką – kto by się przejmował!
No i nie mogłam przegapić pierwszego meczu mojego najstarszego syna!
James wyszczerzył zęby.
- Byłem niezły, nie? –
zapytał nonszalancko. Ginny spojrzała na niego tak, że miał ochotę pójść do
kąta.
- Przebierz się,
zaczekam na ciebie i się przejdziemy.
Gdy wrócił z szatni, Ginny rozmawiała z Hermioną, a
stadion zupełnie już opustoszał.
- Gratulacje, James! –
zawołała jeszcze ciotka i pomachała im obojgu, po czym odeszła w stronę zamku.
- Nigdy nie zrozumie
zasad – mruknęła Ginny, kręcąc głową. Ruszyli z miejsca.
- O czym chcesz pogadać?
– zapytał James. Ginny udała zdumienie.
- No wiesz! Chciałam
tylko odprowadzić cię do…
- Mamo – przerwał jej
surowo – Masz do mnie sprawę.
- Sprawę! – burknęła
Ginny – W porządku… Chciałam zapytać o tę dziewczynę… Jo Carter.
James poczuł ostre
ukłucie w okolicach przepony.
- Co z nią? – zapytał
naburmuszony. Ginny uważnie mu się przyglądała.
- Wiem, że w zeszłym
roku Al miał obsesję na jej punkcie…
- Przestań słuchać Rose
– wtrącił zażenowany James.
- …a ty i ona
spędzaliście razem dużo czasu na wakacjach…
James poprawił miotłę,
którą niósł na ramieniu.
- Wiesz, że Jo była
przetrzymywana przez Hurrlintona? – zapytał – I że była torturowana przez jego
popleczników?
Ginny skinęła powoli
głową.
- Chodziło im o mnie –
wyznał James, a Ginny prawie się potknęła.
- Jak to?!
James zwolnił.
- Hurrlington chciał,
żeby Jo przemyciła coś dla mnie do Hogwartu. Pewnie miałoby mnie to zabić –
wtrącił niefrasobliwie – Te świry na pewno ucieszyłyby się ze śmierci syna
Harry’ego Pottera – mówił, a przerażenie na twarzy Ginny malowało się z coraz
większą intensywnością – Jo odmówiła. Wszystko co jej się przytrafiło było
spowodowane tym, że nie chciała z nimi współpracować.
Ginny zaniemówiła.
Fakt, że coś groziło jej synowi… I to, że ta dziewczyna im się postawiła. Nie
potrafiła znaleźć odpowiednich słów.
- James – powiedziała
w końcu – Teraz rozumiem, czemu czujesz się za nią tak odpowiedzialny.
James zatrzymał się
tak nagle, że Ginny prawie w niego wpadła.
- Nie powiedziałem ci
tego, żeby wytłumaczyć czemu zależy mi na Jo – powiedział zdumiony – Próbowałem
ci uzmysłowić, że źle ją oceniłaś!
Ginny wyglądała na
skonsternowaną.
- Ja… Może masz rację
– powiedziała w końcu – Miałam ją za trzpiotkę, która chce złowić któregoś z
moich synów – dodała cicho. James pokręcił głową.
- To ja i Al
chodziliśmy za nią jak głupi – oznajmił trochę zażenowany – Ona dała kosza nam
obydwu.
Ginny nie wyglądała na
zasmuconą tym faktem.
- Może to i dobrze –
powiedziała, kładąc mu dłoń na ramieniu – Mimo wszystko… Jakoś nie wyobrażam
jej sobie jako swojej synowej.
Te słowa docierały do
Jamesa bardzo powoli. Jakby Ginny stała na drugim końcu boiska i musiał czekać,
aż je usłyszy. Coś w nim drgnęło. Kiedy matka wypowiedziała na głos to, co
wiedział od dawna poczuł się, jakby wszedł w mur.
- Nie – powiedział
tylko. Ginny uniosła brwi.
Te wszystkie dni bez niej, jej
głupie upieranie się… To wszystko nie miało sensu!
- Kocham ją.
Ginny wytrzeszczyła
oczy. Nigdy nie widziała jeszcze, by James był tak poważny, tak pewny siebie…
- Skarbie, jesteś
jeszcze bardzo młody… - powiedziała delikatnie. Znowu pokręcił szybko głową.
- Zaczekam na nią. Ile
będzie trzeba. A ty się z tym pogódź – dodał nagle ostrzej – Bo czy ci się to
podoba czy nie, Jo Carter będzie twoją synową!
I nie czekając na jej
reakcję, odszedł prędko. Ginny stała na błoniach jeszcze długo, nie zważając na
porywczy wiatr, który rozwiał jej płomiennorude włosy we wszystkie strony.
*
Astoria Malfoy nigdy nie lubiła
nudy. Dlatego kiedy mąż zmusił ją, żeby przeniosła się do Hogwartu, w którym
nie było kompletnie nic do roboty, obraziła się na niego na śmierć.
- As…
- Nie rozmawiam ze
zdrajcami.
Draco posłał jej
mordercze spojrzenie.
- Byłaś w
niebezpieczeństwie.
Astoria prychnęła i
założyła ręce na piersi.
- Nieprawda.
Draco zacisnął usta.
Czemu musiał sobie znaleźć tak upartą żonę?!
- Nie rozumiesz, że w
tej sytuacji jesteśmy na świeczniku? – zapytał bezsilnie. Astoria nadal
siedziała odwrócona do niego plecami. Westchnął i mówił dalej – Wielka Brytania
się dzieli, każdy musi zająć stanowisko, As. Hurrlington już się po mnie
odzywał, wiesz o tym.
- I dostał odpowiedź!
– zawołała zirytowana – Posłałeś go do diabła!
- Ale tam nie poszedł – odparł Draco – Wszyscy byli śmierciożercy są jego
grupą docelową – dodał cicho – A tych, którzy się opierają przekonuje innymi
sposobami.
Astoria przewróciła oczami.
- Poradziłabym sobie z tymi jego „sposobami”…
Draco zaśmiał się wesoło i przysunął do niej.
- Ależ oczywiście! – zawołał z ironią i próbował cmoknąć ją w policzek, ale
w ostatniej chwili się odsunęła i pocałował szafę za nią.
- Dobrze ci tak! – oznajmiła, parskając głośnym śmiechem. Draco w odwecie
chwycił ją w pół i mimo głośnych protestów, nie wypuszczał.
*
Od kiedy Dakota Scott została
ogłoszona Prefektem Naczelnym Hogwartu, życie jego mieszkańców znacznie się
utrudniło. Ani magiczna policja, która patrolowała nieustannie korytarze, ani
aurorzy, którzy strzegli każdego tajnego i oficjalnego przejścia, nie byli tak
skuteczni jak ona. Żaden łamacz regulaminu nie miał szans, gdy stała na warcie.
Poza jednym.
Jesse od jakiegoś czasu
zauważał, że wszystko uchodzi mu na sucho. Od czasu pamiętnego szlabanu w
bibliotece, Dakota udawała, że nie istnieje. Nie zwracała uwagi na jego
wybryki, wracanie o różnych porach do Wieży, przeszkadzanie całemu domowi w
nauce i kilka innych, mniej wybrednych incydentów. Ostatni raz zwróciła na
niego uwagę na balu, kiedy znowu ją zawstydził.
Ale Jessiemu wcale to nie
odpowiadało. Z jakiegoś powodu im bardziej ona go ignorowała, tym większe
głupoty wymyślał. Nie przyznawał się do tego nawet przed sobą, ale marzył o
szlabanie.
- Potrzymaj to –
syknął do Jamesa, podając mu olbrzymie pudło. Potter uniósł brwi a Jesse
wyszczerzył zęby i zerknął w prawo. Dakota siedziała na sofie, zaczytana w
przerażająco grubą książkę.
- To Namolne Myszy –
oznajmił głośno. James zerknął do pudła. Było pełne wyglądających prawdziwie
myszy, które jednak były o wiele lżejsze od żyjących zwierząt.
- Co one robią? –
zainteresował się żywo James.
- Ogólny chaos i
zamieszanie – odpowiedział mu Jesse – Są szybsze od błyskawicy, potwornie piszą
i są namolne.
- Aha.
James przyglądał się
jeszcze chwilę Namolnym Myszom, potem spojrzał na Jessiego i kierunek, w którym
patrzył i powiedział:
- Świetny pomysł. Plus
trzydzieści do zajebistości, szacunek i uznanie. NIE ZADZIERAJ Z DAKOTĄ!
Jesse wytrzeszczył
oczy. James wydawał się śmiertelnie poważny.
- Stary, możesz robić
co chcesz, wkurzać kogo chcesz, ale z dobrego serca i doświadczenia mówię ci:
NIE ZADZIERAJ Z DAKOTĄ.
Jesse trawił przez
chwilę te słowa, a potem znów spojrzał w prawo.
- No to idę!
James ukrył twarz w
dłoniach.
Dakota czytała podręcznik
Zielarstwa, kątem oka obserwując Pokój Wspólny. Panował tu niepokojący spokój i
nosem węszyła aferę. Nie długo musiała czekać. Atwood przemaszerował przez cały
salon, z wielkim pudłem pod ręką, a potem postawił je na środku i wyjął
różdżkę. Dakota ścisnęła wargi i pomacała swoją różdżkę w kieszeni. Wiedziała,
że za chwilę wydarzy się coś bardzo złego.
Jesse stuknął w pudło, jego
ściany opadły a w Pokoju Wspólnym pojawiła się setka myszy, które zaczęły
pędzić w kierunku dziewczyn, kompletnie omijając chłopców i włazić im pod
szaty. Dziewczyny piszczały i uciekały, rzucały się na swoich kolegów, mierzyły
do myszy z różdżek, wszystkie na raz rzucając się na schody do dormitoriów
dziewcząt. Chłopcy płakali ze śmiechu, a Jesse, na którego patrzyła Dakota
włożył ręce do kieszeni i obserwował jej minę.
Prefekt Naczelna wstała z
miejsca i z godnością podeszła do niego.
- Masz dziesięć minut
na pozbieranie tych kretyństw – powiedziała spokojnie. Jesse zmarszczył brwi.
- Coś jeszcze? –
zapytał z nadzieją. Dakota patrzyła na niego, jak na robaka.
- To wszystko.
- W takim razie
niczego nie pozbieram! – oznajmił radośnie. Dakota wyglądała, jakby nudziła ją
ta sytuacja. W rzeczywistości gotowało się w niej jak jeszcze nigdy w życiu.
- Nie? – zapytała
tylko.
- Nie.
Jesse wyglądał, jakby
ta sytuacja sprawiała mu dziką satysfakcję. Dakota nie okazywała żadnych
emocji.
- Świetnie.
Odwróciła się na
pięcie a potem, nawet nie spojrzawszy na Jessiego podeszła do tłumu dziewcząt
przy schodach, wrzasnęła coś do nich, odwróciła się i wyjęła różdżkę.
Strzepnęła nią lekko i wszystkie myszy zamarły, następny ruch i zaczęły wracać
do pudła. Dziewczyny upewniły się, że nic im nie grozi i zeszły ze schodów,
ostrożnie wracając do salonu.
Jesse zgrzytnął zębami.
Wpatrywał się w nią tak płonącym wzrokiem, że aż dziw, że nie stanęła w ogniu.
Dakota tymczasem upewniła się, że sytuacja jest opanowana, wróciła na sofę i
otworzyła książkę, na której ją zamknęła. Jesse obserwował ją jeszcze przez
chwilę, a potem powstrzymując się przed kopnięciem czegoś lub kogoś, powlókł
się do dormitorium.
*
Dawno nie widziano w Hogwarcie
takiego szaleństwa, jakie ogarnęło połowę damskiej części zamku, gdy Albus
Potter zaczął rozmawiać z dziewczynami. Codziennie widywano go z inną
koleżanką, rzadko wieczorem była nią ta sama, co rano. Scorpius walił go po
plecach, głośno gratulując, Rose oznajmiła mu, że nie należy już do jej rodziny,
a Albus miał się świetnie. Od kiedy odkrył, że w Hogwarcie jest o wiele więcej
ciekawych dziewczyn niż jedna, jego życie było zdecydowanie weselsze.
- Wstyd mi za ciebie!
– usłyszał i obrócił się zdumiony. Lily zatrzymała się w czasie kolacji, przy
stole Ravenclawu, gdzie Albus opowiadał właśnie umiarkowanie śmieszny żart, a
trzy Krukonki zaśmiewały się perliście.
- O co chodzi, mała?
Lily złapała się pod
boki i zatrzepotała rudą główką.
- O ciebie, durny
baranie! – zawołała. Krukonki zgodnie wbiły w nią sztyletujące spojrzenia.
- Zjeżdżaj – rzucił
tylko Al i odwrócił się do koleżanek. Lily nie ruszała się z miejsca. Wydęła
tylko policzki i nachyliła się nad nim, wykrzywiając złośliwie.
- Jak któraś z was
zostanie jego dziewczyną, ojciec go wydziedziczy, więc poszukajcie sobie innej
ofiary!
I zostawiając je
wszystkie z bardzo głupimi minami, odeszła do stołu Gryffindoru. Albus parsknął
głośnym śmiechem.
*
Od Starożytnych Run, Louis nie
miał okazji porozmawiać z Leah, ani czegokolwiek jej wytłumaczyć. W gruncie
rzeczy było to dla niego idealne rozwiązanie, bo właściwie nie wiedział jak ma
jej to wszystko wyjaśnić. Był pewien, że bardzo lubi Grace i nie chce jej
krzywdzić. Ale na widok Leah po prostu głupiał i przestawał nad sobą panować.
W końcu, któregoś dnia zobaczył ją
na korytarzu, wracającą z lekcji. Nie zastanawiał się.
- Leander!
Nie odwróciła się,
choć był pewien, że go usłyszała.
- LEANDER! – warknął,
doganiając ją, na pierwszym stopniu schodów.
- Weasley, zabieraj te
obślizgłe łapy! – rzuciła, wciąż nie odwracając się do niego. Louis parsknął
wściekle, wyprzedził ją i stanął przed nią, blokując jej drogę. Leah na ten
widok zaczęła wyjmować różdżkę.
- Co mam powiedzieć?!
– zawołał, nie przejmując się tym, że ludzie zaczynali przyglądać im się z
ciekawością – Mam dziewczynę – powiedział patrząc jej poważnie w oczy – Mam ją
od czterech lat.
- Gratuluję –
wycedziła Leah, ze złośliwym uśmiechem – Mam nadzieję, że wasze dzieci będą
zdrowe.
I spróbowała go
wyprzedzić, ale znowu zastąpił jej drogę i chwycił za ramię.
- Puść mnie!
Nie puścił. Zamiast
tego przysunął się jeszcze bardziej, a jego wzrok palił ją tak, że poczuła
dziwną słabość w nogach. I przestała się wyrywać.
- Mam z nią zerwać? –
zapytał cicho – Powiedz, a to zrobię.
Leah zamarła. Na
Merlina, jaki on był… Czemu nie może się ruszyć, a przez jej ciało przechodzą
tak silne dreszcze? Powinna go rąbnąć, albo potraktować jakąś klątwą… Tylko, że
nie mogła.
- Przestaniesz być
taka, jeśli będę sam? – pytał, świdrując ją spojrzeniem – Pogadasz ze mną
wtedy, pójdziesz na spacer?
Ile uczuć i myśli
miała teraz w głowie. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła wypalało jej
wnętrzności. A potem przypomniała sobie wszystko, o czym przecież musiała
pamiętać. Nie może się z nikim spotykać. A już zwłaszcza nie z kimś, kto jest w
poważnym związku i ma chwilową zachciankę.
- Zaczynasz mnie
nudzić, Weasley – wyjąkała, drżącym głosem, który go nie zmylił.
- I ty mnie też,
Leander – odparł, puszczając ją. Zamiast tego przysunął się tak, że ich ciała
stykały się ściśle ze sobą – Możesz się opierać ile zechcesz, nic ci to nie da.
A potem odsunął się od
niej, odwrócił i odszedł, nie patrząc już na nią. A Leah wbiło w ziemię i miała
wrażenie, że właśnie ją spetryfikowało.
Grace lubiła plotki, ale nie,
gdy dotyczyły niej samej, albo jej chłopaka. Dlatego tego wieczora ogarnęła ją
prawdziwa furia, gdy któraś osoba z rzędu opowiedziała jej niesłychaną historię
o spotkaniu Louisa z jakąś Gryfonką na schodach. Kilka pierwszych osób
zignorowała. Przecież to głupie! Jej chłopak nie ma żadnego romansu. A już na
pewno nie z Leah Leander, tą dziwaczką z Gryffindoru!
- Tak słyszałam cię,
Tracy! – warknęła do Krukonki, która z udawaną troską opowiadała jej co
widziała niedawno.
- Cóż, w takim razie
powodzenia – powiedziała Tracy, a Grace użyła całej samokontroli, żeby jej nie
przekląć.
Wyszła z Pokoju Wspólnego
Ravenclawu i ruszyła korytarzem. Nie widziała Louisa od obiadu i nie miała
pojęcia gdzie mógł być. Ostatnio coraz częściej znikał, ale nigdy się tym nie
przejmowała. Myślała, że może spędza czas z rodziną, niedawno pogodził się z
Jamesem, często łaził gdzieś z Red, albo Dominique... Poza tym Louis był
samotnikiem, i lubił włóczyć się samemu.
Ale ostatnie wydarzenia stanęły
jej nagle przed oczami w zupełnie innym świetle. To jego przesiadywanie przed
oknem, jakby starał się kogoś wypatrzeć, włóczenie się po błoniach wieczorami
i, Grace przystanęła go to sobie przypomniała – jego wypytywanie o Leander,
kilka tygodni temu. A teraz te plotki.
Przyspieszyła. Cóż, nie pierwszy
raz spotyka się z tym, że jej chłopak stał się obiektem zainteresowania jakiejś
flądry. Nie z takimi sobie radziła. Grace zmieniła kierunek, to nie jego należy
pilnować. Z morderczym wzrokiem skręciła do Wieży Gryffindoru.
*
Kojące odprężenie zawładnęło
Hogwartem po balu. Na moment zapomnieli, że za grubymi murami zamku trwa wojna,
która ze względu na swoje powody jest bardziej nieobliczalna niż jakakolwiek
targała Europą w ostatnich stuleciach. Aż do pewnego poniedziałku, gdy
uczniowie wchodzili do Wielkiej Sali w dobrych nastrojach i spokojnych nerwach.
Niewiele osób zdążyło napić się
herbaty, gdy głośny krzyk wypełnił Wielką Salę. Wiele głów obracało się w
stronę stołu Hufflepuffu, skąd dobiegł ich ten przerażający dźwięk, ale wtedy
wiele podobnych odezwało się w całej sali.
„Żongler” przechodził z rąk do
rąk, często wydzierany sobie w kawałkach. Jego strona tytułowa głosiła:
„Niemcy upadły. Świat stoi
otworem dla Ankdala.
Wczoraj, w godzinach
wieczornych Minister Magii Niemiec, Horst Kuller ogłosił na konferencji
prasowej gotowość przyłączenia się do Unii Trzech Królestw i innych państw
paktu. „Jesteśmy pewni, że wyprowadzenie magii z ukrycia, to najważniejszy i
najpotrzebniejszy krok w dziejach ludzkości.” – powiedział szef rządu Niemiec.
W kraju od dzisiaj ruszyły przygotowania do poinformowania społeczności mugoli
o prawdzie o naszym świecie. Ciężko przewidzieć, jak zostanie to przyjęte –
wiadomo, że w Skandynawii trwają walki z niemagicznymi osobami, które zostały
przymuszone do przyjęcia nowych zasad. Liczbę ofiar ciężko oszacować.
Decyzja Niemiec budzi niepokój
na całym świecie. Dołączenie tego potężnego państwa do paktu, w którym są już
obok Skandynawii, Francja, Rosja i wiele innych krajów, może oznaczać
ostateczną przegraną koalicji, w której pozostały już tylko Wielka Brytania,
Hiszpania i Włochy.”
Super rozdział... Bardzo się cieszę, że Jo zaczyna powoli wracać do siebie, no ale i ona i James potrzebują siebie. Czyżby Louis się zakochał w Leah? Strasznie by skrzywdził Grace tym, że zerwałby z nią. Elizabeth jest strasznie dziwna. Zastanawiam się, czy by tak samo mówiła, jakby ktoś ją skrzywdził albo jej rodzinę. Jessie nie dostał szlabanu?? Jak to jest możliwe?? Dlaczego Niemcy upadły? Mam nadzieję, że dadzą sobie radę w tej walce...
OdpowiedzUsuńA teraz miło mnie zaskoczyłaś tym, że w święta dodałaś nowy rozdział. Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału, w szczególności, że mam strasznie dużo nauki. Życzę bardzo dużo weny i pozdrawiam Nikita
Ile pytań :P Louis zadurzył się w Leah. Jesse nie dostał szlabanu, bo to jest sposób Dakoty na niego :p Niemcy upadły, bo jest wojna :P
UsuńMam nadzieję, że pomogłam :P
Pozdrawiam :)
Pomogłaś... Wydaje mi się, że Jesse i tak będzie robił wszystko, żeby Dakota dała mu szlaban...Mam nadzieję, że mimo, że Niemcy upadły to i tak nie wygra Ankdal
UsuńŚwietna była ta rozmowa z matką. <3 Niech Ginny juz przyzwyczaja sie, że Jo sie raczej nie pozbędzie. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Jesse'a , ciekawi mnie kiedy Dakota straci do niego cierpliwość. :p Zagadką dla mnie jest Elizabeth. Czemu przyjechała do Hogwartu , jeśli i tak ma zapewnioną pracę. Jestem prawie pewna że nie jest szpiegiem, to by było za proste. :D
OdpowiedzUsuńNiemcy upadly, robi się groznie. Nie moge sie juz doczekac dalszego ciagu wydarzen.
Pozdrawiam, Gabi
O moja Rowling ile się dzieje!
OdpowiedzUsuńTotalnie kocham Dakotę i Jessego! Przeciwieństwa się przyciągają, hm? Zmiana nastawienia Albusa trochę mnie zdziwiła, ale co tam, niech się chłopak wybawi! Cieszę się że pojawiła się Astoria, bo bardzo lubię tę postać, a nieczęsto występuje w opowiadaniach. Już się nie mogę doczekać współpracy Draco i Hermiony. Louis jest TOTALNIE uroczy i chyba mam nowego trzeciego ukochanego bohatera (zaraz za Jamesem, oczywiście, i Scorpiusem, zastąpił Camerona, bo cóż...nie ma go aktualnie) . W całej sytuacji z Leah jest taki uroczy *.*
Ale oczywiście to co najwspanialsze to wyznanie Jamesa! Jego rozmowa z Ginny to absolutne OMFR! Tylko żeby jeszcze powiedział to Jo! Niech się w końcu pogodzą i żyją długo i szczęśliwie :3 Oczywiście bardzo się cieszę, że Carter powoli wraca do siebie i wciągnęła się w zagadkę szpiega (btw trzymam kciuki żeby to była Elizabeth. Rose wtedy mogłaby chcieć powiedzieć "a nie mówiłam" ale Scor uciszyłby ją pocałunkiem i było by cudownie!)
Czekam na kolejny rozdział :*
Genialny. :)
OdpowiedzUsuńNajpierw zacznę od przeprosin.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię że ostatnio nie pisałam komentarzy, ale przed chwilą to nadrobiłam ;)
To teraz od początku. Jo - mała myślicielka! Elzabeth po prostu tak mnie intruguję, że aż sama się dziwię! Od razu widać, że nie ma empatii... Po za tym coś mi tu śmierdzi (DYM DYM DYM) Spiskiem...
A tak btw... Jak ja kocham Rose&Scorpiusa ♡♡♡
Coraz bardziej mnie wkurza Albus i Grace (takich niby gwiazd... Pfff niech znikną... Please). Louis chce zerwać z Grace dla Leah? OMFG!!! TO TAKIE *.* <333
Grace idzie zabić Leah? Będzie ciekawie...
Hermions i Draco - razem tag bardzo :') <333
CZEKAM, AŻ DAKOTA DA JESSIEMU SZLABAN!!!!!!!!!
Te pomysły Jessiego - po pristu bomba (dosłownie).
James - taki smutasek :(
Jak ja nie lubię Ginny... Nigdy jakoß bardzo jej nie przepadałam, ale teraz to po prostu koooosmos.
Niemcy upadli?! OMFG I CO ONI TERAZ ZROBIĄ? MOŻE POLSKA COS ZDZIAŁA ( XD tego zdania nie ma, no bo... Polska? SRSLY? czasamj sama się zadkakuje XDDD)
Dobra ja już kończę i pozdrówki.
Czekam na nexta i życze mnóstwo weny :***
Ja też nie lubię Ginny... Ani Grace, szczerze mówiąc :P
UsuńOhh.. jaki przemiły prezent w postaci nowego rozdziału ! bardzo się cieszę ;)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że Niemcy upadły i zaczynam się bać . Co teraz będzie ?
Rose i Scorpius niby już nie są razem, ale widać że ich do siebie ciągnie.
Jo wraca do siebie i dobrze :). No i to wyznanie Jamesa ahh.. :D
Z Albusem dzieje się coś niedobrego . Zaczyna się z niego robić taki kobieciarz, jakim wcześniej był James. Niedobrzee.. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe i niedługo znajdzie sobie kogoś na dłużej. Wcale bym się nie pogniewała, gdyby była to Scarlett ;).
Ty nawet nie wiesz co zrobiłas. Przez ciebie zaczynam lubić Dakotę, a zwlaszcza jej kłótnie z Louisem np.
Louis " Myślałem o tobie przez cały bal."
Leah: "Bo to cholernie nudny bal"
To było meeega :P
Biedny Jesse. Tak bardzo się stara, a Dakota go olewa . Kiedy da mu jakiś szlaban ? ;)
Coś mi się wydaje, że to nie Elizabeth jest szpiegiem.Genevive też mi nie pasuje. To by było zbyt proste.
Rozdział świetny, zresztą jak wszystkie :)
Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam
Nowa
Biedny Jesse?! :D hahaha, on jest wcieleniem czystego zła! :) I dobrze, że zaczynasz lubić Leah, bo jest interesująca :D A co do szpiega, myślę, że już z początkowych rozdziałów tej części można trochę wywnioskować, i to wcale nie jest tak jak z Crosby'm, który był totalnym zaskoczeniem dla prawie wszystkich :)
UsuńNie jestem zwolenniczką długich komentarzy, być może dlatego, że nie potrafię ich pisać. Więc krótko i zwięźle: James i to jego 'Jo Carter będzie twoją synową!' - super
OdpowiedzUsuńScorpius jak zawsze najlepszy ♡
Ros jak zwykle najfajniejsza
Jessy + Dakota=♡
GDZIE JESTEŚCIE CAMERONIE I LUCY?????
Rozdział fajny
Pozdrawiam
Tak trochę nowa Aśka
P.S. i tak długi ten komentarz... :/
Jak nie lubisz pisać długich komentarzy, to pisz: "Przeczytałam" :D Ja i tak będę zadowolona :D
UsuńCam i Lucy w jednej scenie nie pojawią sie bardzo długo, sorry :/
Cześć! Trochę nie komentowałam, więc pod tym rozdziałem wypowiem się nieco dłużej :P
OdpowiedzUsuńJo - jak dla mnie wątek z jej przemianą jest genialny. Pocierpiała, wiele przeszła i jest inna - tak samo rąbnięta na punkcie zagadek, ale doroślejsza. Dla mnie - bomba. James - trochę mi brakowało tego jaki był w 1 części, dlatego spodobał mi się ten rozdział i to, że chwilowo miał dość Jo. No ale jego rozmowa z Ginny.... !!! <3
Rose i Scor - ja chyba jestem nienormalna, ale też cieszę się, że zerwali. W normalnym życiu ludzie, którzy się wiecznie nie znosili, nie tworzą nagle szczęśliwego związku. Zdecydowanie potrzebują czasu :)
Kocham nowego Ala! :) Chociaż chyba nie będzie ze Scarlett, a szkoda :(
Jesse i Dakota - ten wątek sprawia, że moje serce bije szybciej! :D
A Louis - lubię Grace, ale uwielbiam Leah! <3
Jak na mnie szpiegiem jest pewna Ślizgonka, ale tak jak to było z Crosbym,Ty uwielbiasz zaskakiwać, więc pewnie okaże się nim Astoria Malfoy... :P
Pozdrawiam ciepło w ten zimny dzień! :)
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak bym miała obstawiać kto jest szpiegiem to stawiała bym na Elizabeth z racji tego, że coś kręci o powodach swojego pobytu w Hogwarcie co zauważył Scor, jako drugą osobę obstawiałabym Genevive za jej powiązania z tym świrem, a jako trzecią osobę obstawiałabym co może wydać się dziwne ( sama nawet lubię tą osobę) jest Leah to dlatego, że czasem dziwnie się zachowuję i wymyka się zamku. Ale pewnie i tak się pomyle,
Hahaha Jesse nie chce szlabanu to go dostaje, Jesse chce szlaban to go nie dostaje, zawsze pod górkę :D
A jednak Aluś został casanovą, nawet spoko ale w mojej pamięci na zawsze pozostanie zapamiętany jako ten ułożony z braci.
Pozdrawiam
Carmen
Jesse i Dakota, dwa słodziaki. I nasz mały wilczek z panem L. A Grace to ja nie lubię, choć mi jej trochę szkoda.
OdpowiedzUsuńSytuacja w Europie coraz gorsza. Robi się gorąco...
Hmmm...
Całusy,
BlackRabbit
Super!!
OdpowiedzUsuńRozmowa Jamesa z Ginny wymiata tak jak tekst Leah "(...)Gratuluję. Mam nadzieje ze wasze dzieci będą zdrowe ":P
Brak mi Jamesa z Jo i Rose z Malfoyem..
No i czekam na SZLABAN :))
Euforiatheone
Wrrr! Czy Jo nie widzi ze Ala juz nie obchidzi..? 😒
OdpowiedzUsuń