Cześć! Bardzo dziękuję za te
wszystkie życzenia i wspaniałe słowa pod urodzinową miniaturką! :)W zamian postanowiłam
jak najszybciej wrzucić nowy rozdział – siedziałam pół nocy nad nim, ale jest.:)
Na mój rozkaz!
Rose
czuła, że coś jest nie w porządku. Spędzili we trójkę wspaniały czas, a tata
bardzo się starał, by nie wracali już do przykrych wspomnień. Jadali u babci
Molly, bo nie byli pewni które z nich gorzej gotuje, a wieczorami smażyli
pianki w kominku. Ale brakowało im Hermiony i nawet Rose, która wiecznie
przekonywała, że najbardziej lubi swoją matkę, gdy śpi w sąsiednim pokoju,
czuła palące uczucie tęsknoty za rodzinną, normalną atmosferą.
- Rose? – ręka z piórem podskoczyła
gwałtownie, gdy tata wyrwał ją z zadumy i zrobiła olbrzymiego kleksa w swoim
liście.
- Tak?
Ron wyglądał na bardzo
zdenerwowanego.
- Zejdź na dół, mama przyjechała.
- Ooo… - wyrwało się Rose. – Zaraz
zejdę!
Ron wyszedł z jej pokoju, a Rose
wróciła pospiesznie do swojego listu. „…dużo tu plam z atramentu, ale ty i tak
dopiero od niedawna umiesz czytać, więc nie powinieneś się przejmować. Żartuję.
Tęsknię, Rose.” – Zwinęła pergamin w rulonik i wstała od stołu, a potem z
drżącym sercem zeszła na dół.
W
salonie był już Hugo, a Ron i Hermiona siedzieli na dwóch fotelach naprzeciw
siebie. Rose wiedziała, że to źle wróży.
- Cześć, kochanie!
- Pani profesor… - burknęła Rose,
podchodząc i dając się przytulić.
- Usiądź… - poleciła jej Hermiona.
Ona i Hugo wyprostowali się na
kanapie i wpatrzyli w rodziców, ale ci nie kwapili się by zacząć rozmowę. Oboje
wyglądali na potwornie spiętych i chyba przestraszonych.
- No, dajecie… - odezwał się Hugo –
Walcie śmiało.
- Jak ty się wyrażasz! – warknęła
Hermiona.
Hugo przewrócił oczami.
- Zaraz nam powiecie, że bierzecie
rozwód, a ty się przejmujesz moim doborem słownictwa?
W salonie zapadła głucha cisza.
- Skąd…? – wyrwało się w końcu
Ronowi. Hugo wypuścił głośno powietrze.
- Nie obraźcie się, jesteście super
rodzicami… ale dość beznadziejną parą – oznajmił filozoficznie. – Ciągle się na
siebie drzecie i dziwię się, że dopiero teraz na to wpadliście.
Ron i Hermiona wyglądali jakby
zobaczyli odrodzonego Voldemorta.
- Ale… - jęknęła Hermiona. Rose
pokiwała głową.
- Jeśli to jest wasza decyzja i
będziecie szczęśliwsi osobno to my się dostosujemy.
Ron i Hermiona wymienili
spojrzenia.
- I nie macie żadnych obiekcji? –
zdumiała się mama. – Nie boicie się, że… eee… będziecie dziećmi z rozbitej
rodziny?
Hugo parsknął śmiechem.
- Spróbuj być dzieckiem z rozbitej
rodziny w familii Weasley’ów. Ja czasem chciałbym się poczuć odrobinę samotny!
Rose wybuchła śmiechem, a Hermiona
natychmiast się oburzyła.
- Co ty wygadujesz! Ja i tata nie
pozwolimy by to odbiło się na waszym życiu w większym stopniu! Teraz, gdy
pracuję w Hogwarcie tata będzie mieszkał w domu, ale w wakacje…
- Mamo – przerwała jej ostro Rose,
nim się zapowietrzyła. – On właśnie powiedział, że chciałby się poczuć jak sierota. Daj mu się nad sobą poużalać…
Hermiona przymknęła oczy z
bezradności, a Ron zaśmiał się trochę histerycznie.
- Nie ukrywam, że spodziewaliśmy
się innej reakcji…
Rose pokiwała głową.
- Hej, jasne, że to do bani, że się
rozstajecie. Ale umówmy się, nigdy nie byliście parą sezonu...
Hermiona obnażyła groźnie zęby, a
Ron wyglądał jakby walczył ze sobą, by nie dać jej szlabanu.
- Jesteście teraz szczęśliwsi? –
zapytał nagle Hugo. Ron i Hermiona poczerwienieli, a potem zamilkli. Ale w
końcu nie patrząc w ogóle na siebie kiwnęli powoli głowami.
- No i super! – oznajmił Hugo. –
Teraz możecie zacząć kupować naszą miłość osobno!
I potajemnie przybił piątkę z Rose.
- Koniec. Rozmowy. – wycharczała
wściekle Hermiona. Hugo zasalutował jej i podniósł się z kanapy.
- Zrobię ci herbaty – zaproponował
Ron. Hermiona kiwnęła wdzięcznie głową.
Tata wyszedł a Rose siedziała na
kanapie przyglądając się dość załamanej Hermionie.
- Hugo udaje – powiedziała w końcu.
– Przejmuje się. Mi też jest przykro. Ale nie kłamaliśmy, gdy mówiliśmy, że
chcemy waszego szczęścia.
Hermiona przyglądała się jej przez
chwilę w milczeniu.
- Zmieniłaś się, Rose – powiedziała
w końcu. – Nie wiem czy to zasługa Scorpiusa, ale bardzo ostatnio wydoroślałaś.
Rose skrzywiła się nieznacznie.
- Och, nie Malfoy nie ma na mnie
żadnego pozytywnego wpływu – ogłosiła pewnie, a potem spoważniała. – Ale tyle
się ostatnio dzieje. Wujek Harry wyjechał i nie wiadomo czy wszystko z nim w
porządku… Moja przyjaciółka była porwana i torturowana przez psycholi, którzy
chcą władzy nad światem. I nie wiadomo czy jutro nie obudzimy się na polu
walki. To stawia nas w trochę innej perspektywie, nie? Uważam, że nie ma sensu
męczyć się w czymś, czego się nie czuje. Więc podziwiam was za to, że
podjęliście taką mądrą decyzję.
Hermiona patrzyła na nią z
podziwem.
- Ale… - odezwała się znowu Rose. –
Jedno mnie zastanawia. Czy ja i Scorpius byliśmy głównym powodem tej sytuacji?
Hermiona pokręciła głową.
- Oczywiście, że nie, Rose!
Pokłóciliśmy się na wasz temat, ale to nie byłą przyczyną! Ja i tata… Wiesz,
szkolne związki nie zawsze są tymi na całe życie. Często – dodała, patrząc na
nią znacząco – Ale nie zawsze.
- Wiem – mruknęła Rose. – Ciągle
mam nadzieję, że Scarlett zmądrzeje i znajdzie sobie kogoś porządniejszego od
Alusia.
- CO?! – pojawił się Ron i prawie
upuścił tackę z herbatą. – Scarlett chodzi z Albusem?!
Hermiona też wpatrzyła się w nią
ciekawsko. Rose wzięła głęboki oddech, rozsiadła się wygodnie na kanapie i
zaczęła opowiadać.
*
W
Norze było tak głośno, jakby wojna miała swoją arenę właśnie tutaj. Wszędzie
ktoś biegał, krzyczał, przewracał ozdoby babci Molly albo coś jadł. W tym całym
harmiderze nikt nie zauważył, że w domu zjawiły się jeszcze dwie osoby. Jo i
James wemknęli się cicho do środka i zdjęli kurtki. Zamierzali chyba przemknąć
się do salonu, gdy ktoś zastąpił im drogę.
- Dzień dobry – Rose założyła ręce
na piersi i wpatrzyła w nich jak rodzic, który przyłapuje dziecko na powrocie
po godzinie policyjnej. – Gdzie byliście?
- U moich rodziców.
- U rodziców Jo.
Rose przyglądała im się podejrzliwie
jeszcze przez chwilę, ale jako, że była tragicznym szpiegiem nie doszukała się
w nich niczego dziwnego, więc tylko skinęła im konspiracyjnie i ruszyła przez
korytarz.
- Al pisał, że w Hogwarcie
spokojnie – oznajmiła im, zatrzymując się w kącie korytarza, gdzie było
przynajmniej trochę ciszej. Jo i James stanęli koło niej. – Almond podobno
siedzi ciągle w swoim pokoju.
- To świetnie.
- To fantastycznie.
Rose zmarszczyła brwi. No może byli
jacyś odrobinę inni…
- Ale warto podsłuchać wujka Billa.
Od rana mówi coś o tym, że w kraju panuje cisza przed burzą.
- Jasne!
- No to chodźmy!
Rose wróciła do
salonu, gdzie usiadła koło ponurej Lucy i zaczęła wodzić wzrokiem za Jo i
Jamesem. Niby wszystko było jak zwykle, myślała, gdy witali się z babcią Molly,
ani na sekundę nie puszczając swoich rąk… Ale… Było w nich coś innego –
stwierdziła, gdy Jo podbiegła do dziadka Artura, który aż pojaśniał na jej
widok, a James ignorując połowę swojej rodziny ruszył za nią, jakby nie mógł
postać przez chwilę samemu. Jo usiadła koło dziadka, który natychmiast zaczął
coś opowiadać, a James dosiadł się do niej. Ale Rose była pewna, że nie słucha
opowieści. Wpatrywał się w swoją dziewczynę z czymś takim, czego ona jeszcze
nie widziała. Co się stało odkąd zgubili ich ze Scorpiusem w pociągu? - zastanawiała
się, przyglądając jak Jo co chwila zerka na Jamesa z prawdziwym uwielbieniem.
- Nie chcę wiedzieć – mruknęła w
końcu sama do siebie i odwróciła wzrok.
*
- …naprawdę sobie świetnie radzę!
Albus udawał, że nie słyszy. Bez słowa
ciągnął Scarlett za rękę do Skrzydła Szpitalnego.
- Po raz setny ci mówię, że to
tylko kontrola! – zawołał przez ramię, bo Scarlett tak się opierała, że była
sporo za nim. – Vurtage cię zbada i po krzyku!
- Jesteś uparty jak Rose! –
zawołała Scarlett. Albus posłał jej oburzone spojrzenie.
- Wiesz, że to była poważna obelga?
– upewnił się. Scarlett odwróciła się obrażona.
Ale byli już przed szpitalem i
Albus pchnął drzwi a potem wciągnął ją do środka.
- Świetnie! – pani Vurtage
obrzuciła ich szybkim spojrzeniem a potem wyjęła różdżkę z fartucha.
- Jak stąd wyjdę to zamknę cię w
dormitorium i będę cię torturować. – syknęła szybko Scarlett, bo pielęgniarka
już zmierzała w jej stronę.
- Nie mogę się doczekać – oznajmił Albus
i usiadł na krześle zakładając ręce za głową.
Po
pół godziny Scarlett, której pani Vurtage oznajmiła, że jest zupełnie zdrowa,
wyszła ze Skrzydła z nosem wycelowanym w niebo.
- Hej, chciałem się tylko upewnić! –
mówił niewzruszony Al, doganiając ją w połowie korytarza. Scarlett tylko
wybełkotała coś wściekle pod nosem.
W
milczeniu wracali do Wieży Ravenclawu, choć po drodze Albus złapał ją jeszcze
za rękę a ona tylko chwilę próbowała się wyrwać.
- No już… - mruknął, gdy otworzyli
przejście i znaleźli się w zupełnie pustym Pokoju Wspólnym.
- Jesteś nadopiekuńczy – oznajmiła Scarlett.
- Yhym – nie bardzo był skupiony na
tym co mówi, bo bardziej interesowały go jej usta.
Całując ją, prowadził w kierunku
kanapy, a Scarlett nie bardzo się opierała. Ale, gdy już na nią opadli odsunęła
się do niego na moment.
- Nie sprawdzaliśmy mapy przez
godzinę! – zawołała z trwogą. Al westchnął i pogrzebał w kieszeni.
- Zawsze jakieś bzdury… - stuknął w
pergamin i wypowiedział cicho formułę, a mapa zapełniła się kilkunastoma
kropkami osób, które pozostały w czasie ferii w zamku.
- Nic się nie dzieje, możemy wrócić
do…
- JEST! – ryknęła Scarlett tak
głośno, że Al prawie podskoczył.
Spojrzał szybko na miejsce, w które
się wpatrywała i otworzył usta z wrażenia. Genevive Almond była właśnie na
błoniach.
Było
już ciemno, gdy pędzili przez dziedziniec w kierunku białego grobowca. Al
trzymał się z przodu i cały czas pluł sobie w brodę, że nie zabronił Scarlett
iść razem z nim.
- Zwolnij – usłyszał i posłuchał
jej. Zatrzymali się i przyczaili za sękatą wierzbą.
- Może zaczekasz tu… i?
- I pójdziesz sam? – prychnęła Scarlett.
– Zapomnij.
- Ale…
- Przymknij się, okej?
Byli już na tyle blisko, by mogli
dostrzec skąpaną w mroku twarz Genevive Almond, która kryła się pod głębokim
kapturem. Ślizgonka pochylała się nad białym grobem dyrektora Hogwartu,
szepcząc najpewniej jakieś zaklęcie, bo różdżka w jej ręku wibrowała szybko.
Albus
sięgnął do kieszeni i spojrzał wymownie na Scarlett, by też wyjęła różdżkę. Powoli
zbliżali się w kierunku grobowca.
- DRĘTWOTA! – Zaklęcie śmignęło tak prędko, że Albus dopiero w
ostatniej chwili zdążył się odchylić, by nim nie dostać. Pociągnął Scarlett za
sobą, w biegu strzelając zaklęciem, ale też chybiło.
- Potter i Archibald… - zadrwiła
Genevive prostując się. – Szukacie przygód?
- A ty? – prychnął Al, stając tak,
by móc zasłonić Scarlett i jednocześnie przysuwając się do przodu, by móc
spojrzeć na grobowiec.
- Zjeżdżajcie stąd, póki wam życie
miłe.
- To dość przesadzona groźba jak na
kogoś, kto niezbyt dobrze posługuje się różdżką, prawda? – zapytała niefrasobliwie
Scarlett. Almond warknęła głucho i momentalnie w nią wycelowała.
- Chcesz się przekonać, wywłoko?
Scarlett sapnęła z oburzenia, Al
pociągnął ją w dół, gdy Genevive znowu strzeliła oszołamiaczem. Przeczołgali się
wzdłuż marmuru i Albus wystawił czubek różdżki by móc wymierzyć, ale w tym
momencie znikąd pojawił się gęsty, pomarańczowy dym, który sprawił, że oboje
zaczęli kaszleć. Scarlett podciągnęła się jeszcze trochę i zakrywając usta
rękawem strzeliła, ale znowu chybiła.
- Nie widzę jej! – zawołała do Ala,
który leżał na trawie tuż obok i próbował się podnieść, by dostać do grobu.
- Jest otwarty! – ryknął. – I pusty!
Dym był tak gęsty, że gryzł ich w
oczy, ale nagle Scarlett zmrużyła je tak, że prawie nie było widać jej źrenic i
obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni a potem strzeliła w tym kierunku
oszałamiaczem. Coś ciężkiego upadło na ziemię, i w tym samym momencie dym
zaczął się znikać.
- Trafiłaś! – zawołał uradowany Al
i puścił się biegiem w kierunku nieprzytomnej Almond. Leżała na wznak, a jej
różdżka wypadła jej z ręki. Ale nie to najbardziej interesowało Albusa. W połach
jej szaty leżał cienki, czarny patyczek, bardzo stary, a jednocześnie piękny. Al
jeszcze nigdy nie widział takiej różdżki.
- To ta? – szepnęła Scarlett
dobiegając do niego. – To Berło Śmierci?
Al nie wiedział co jej
odpowiedzieć. Pochylił się nad Almond i drżącymi dłońmi wyjął Czarną Różdżkę z
jej szaty, a potem schował pieczołowicie do kieszeni. Dokładnie na sekundę nim
rozległ się głośny krzyk.
- POTTER! ARCHIBALD!
Na trzy cztery odwrócili się w
kierunku dyrektor McGonagall.
- Szliście przez błonia i
zobaczyliście Genevive Almond przy grobie profesora Dumbledore’a?
Profesor McGonagall wpatrywała się
w nich, jakby wiedziała ile mają na sumieniu. Al kiwnął niewzruszenie głową.
- Majstrowała coś przy nim. Zdziwiliśmy
się i podeszliśmy, wtedy nas zaatakowała.
- Ale to ona leży teraz w Skrzydle
Szpitalnym w nienajlepszym stanie – powiedziała dyrektorka przenosząc
spojrzenie na Scarlett.
- Broniłam się – powiedziała szybko.
– A, że Gen nigdy nie była najlepsza w czarach, to trochę oberwała…
Profesor McGonagall wciąż
wpatrywała się w nich jak sęp.
- Potter – zwróciła się znowu do
Ala. – Czy twój ojciec kiedykolwiek rozmawiał z tobą na temat plotek Rity
Skeeter? Na temat… eee… ewentualnych pamiątek po profesorze Dumbledore'u, które
mogły być w jego grobowcu.
Al przelotnie dotknął wybrzuszenia
w swojej szacie.
- Chodzi pani o Berło Śmierci?
Minerva McGonagall przestała mrugać
i bardzo powoli kiwnęła głową.
- Nie. Tata nigdy nic nie mówił na
ten temat.
Był pewny, że mu nie wierzy, bo
paciorkowate oczy dyrektorki wyglądały teraz jak sztylety wycelowane prosto w
niego.
- Genevive Almond otworzyła dzisiaj
grób profesora Dumbledore’a. Zapewne przez te pogłoski. Muszę wiedzieć, czy nie
widzieliście czy wasza koleżanka cokolwiek znalazła.
Scarlett przełknęła głośno ślinę i
spojrzała na Ala.
- Nie.
McGonagall ani drgnęła.
- Jesteś pewny, Potter?
- Tak.
Długa cisza, która zapadła zdawała
się być cięższa od dymu, który jeszcze przed chwilą ich spowijał.
- Weźcie sobie ciasteczka. –
McGonagall przysunęła im pod nos misę z piernikowymi traszkami, a potem wyjęła
jakiś pergamin i zaczęła coś skrobać, dając im do zrozumienia, że mogą odejść.
- Czemu jej nie powiedziałeś? –
zapytała Scarlett, gdy byli już daleko od gabinetu dyrektorki i z lekkim
zdumieniem przegryzali piernikowe traszki.
- Bo by ją skonfiskowała – odparł po
prostu Al. – A czuję, że… że ta różdżka niedługo się przyda.
Scarlett spojrzała na niego z
ukosa.
- A nie czujesz, że masz do niej
średnie prawo? – mruknęła.
Albus zastanawiał się chwilę.
- McGonagall użyła sformułowania „pamiątka
po Dumbledorze”. Cóż, jako jego imiennik chyba mogę przechować jakąś jego rzecz…
Dla Scarlett było to absolutnie
absurdalne wytłumaczenie, ale nie zdążyła nic już powiedzieć, bo ze ściany w
korytarzu, którym szli wyłonił się nagle Irytek i prawie podskoczyli na jego
widok.
- AFEEEEERA!!! – ryczał poltergeist,
wywracając koziołki w powietrzu. Al i Scarlett wymienili spojrzenia.
- O czym on mówi?!
- Uciekinierka! Morderczyni!
- HEJ! – wrzasnął Al, doganiając
duszka. – O kim ty mówisz?!
Irytek westchnął teatralnie.
- NAPADNIĘTO PIELĘGNIARKĘ,
POTTERKU! – zawołał ledwo ukrywając szeroki uśmiech. – Pacjentka raniła ją i
uciekła! Ot, co!
A potem znowu wywinął koziołka i
wsiąkł w kolejną ścianę. Al i Scarlett nie ruszali się z miejsca, wpatrując w
siebie z przerażeniem.
- Sprawdź mapę! – zawołała szybko
Scarlett i Albus natychmiast wyjął zmięty pergamin.
Ale choć oglądali go długo i
uważnie, nie znaleźli tego czego szukali. Genevive Almond nie było już w zamku.
*
Jesse
włóczył się po korytarzach bez celu, wynudzony do reszty. Początkowo cieszył się,
gdy jego rodzice postanowili odwiedzić jego brata w Brazylii, przynajmniej nie
musiał wracać do domu, by tłumaczyć się z tragicznych ocen… Ale nie było Jo,
nikogo z drużyny Quidditcha ani Scott.
Scott.
Scott. Nie wierzył sam sobie co się porobiło z jego życiem. Chodził z prefekt
naczelną. Jakby mu ktoś powiedział o tym parę miesięcy temu, zaprowadziłby go
do Skrzydła Szpitalnego. A teraz proszę! Wraca z sowiarni, skąd właśnie wysłał
jej list.
Ale
miał dziwne wrażenie, że gdy o tym myślał robiło mu się duszno. Poluzował krawat,
a w końcu go ściągnął, bo wydawało mu się, że brakuje mu tlenu. Miał dziewczynę.
Minął
wejście do Wieży Gryffindoru, gdzie w czasie ferii było nudniej niż na Historii
Magii. Oczywiście, że Scott była niesamowita. Lubił ją. Bardzo ją lubił. Ale
kiedy właściwie zostali parą na wyłączność? I czy on się na to pisał?
Zszedł
schodami w stronę dziedzińca, uznając, że zaraz udusi się z gorąca, które go
nagle oblało. Napisała mu, że ma „być grzeczny”. Co ona przez to rozumie? Już nic
mu nie wolno? Nigdy nie umiał być grzeczny!
Trzymał
już rękę na klamce drzwi wejściowych, gdy ktoś go zawołał.
- Atwood! – obrócił się z trudem ukrywając
szeroki uśmiech.
- Sally… Wieki cię nie widziałem!
Piękna Puchonka z wyjątkowo bujnym
biustem patrzyła na niego zalotnie.
- Pewnie o mnie zapomniałeś… -
mruknęła niby-smutno.
- Ja?! – oburzył się Jesse. – Nigdy…
- i zaciął się. Ma dziewczynę. Ma to straszne brzemię, które narzuca na ciebie
milion krępujących zobowiązań. Jak smycz.
- Tak? – zaśmiała się Sally,
podchodząc bliżej.
- Eee… byłem zajęty.
- A teraz też jesteś? – zapytała bardzo
niedwuznacznie. – Wszystkie moje przyjaciółki wyjechały na ferie. Może zjesz ze
mną budyń w moim dormitorium?
Krew odpłynęła mu z głowy, gdy
przypomniał sobie, jak ostatnio jadł z nią budyń. A raczej z niej.
- Eee… - coś paliło go w mózgu.
Ma
dziewczynę. I jest świetna. Scott jest świetna.
Ale
przecież nie jest jej niewolnikiem. Może rozmawiać z innymi dziewczynami.
- Prowadź… - powiedział, czując
suchość w gardle.
*
Louis
wściekle otwierał każdy przedział, który mijał. Przysięgał sobie, że gdy w
końcu znajdzie Leander zamknie ją w betonowej klatce. Bez różdżki.
Tyle,
że nigdzie jej nie było. Minęło dwa tygodnie odkąd przyszła do niego, i
powiedziała to wszystko co brzmiało jak pożegnanie. A teraz był pewien, że nie
ma jej w pociągu do Hogwartu. Z jakiegoś powodu nie łudził się, że znajdzie ją
w samym zamku.
Sekunda
wydawała mu się dniem. Minuta miesiącem. Wieczór dłużył się jak wieczność, i
był pewien, że nie wytrzyma bez Leah ani jednego dnia dłużej. Cokolwiek się
działo, kimkolwiek była, nie miało to znaczenia.
- Lou? – podniósł głowę na Grace i zdumiał
się jej widokiem.
- Cześć. Potrzebujesz czegoś? –
zapytał, starając się nie zabrzmieć jak ktoś pozbawiony sensu w życiu.
- Siedzisz tak od czterdziestu
minut – powiedziała Grace. – Wszystko w porządku?
Kiwnął szybko głową.
- Tak. Dzięki za troskę.
Grace przewróciła oczami.
- Jak mam się nie martwić, jeśli
wdepnąłeś w takie gówno? – zadrwiła. Louis przyjrzał jej się i zobaczył potężny
chłód w jej oczach. – Co takiego odwaliła Leander?
Louis nie odpowiedział od razu. Najpierw
musiał zważyć w sobie czy bardziej nie znosi obecnie Leah czy tego, że ktoś ją
obraża.
- Grace, nie sądzę, by…
Krukonka zaśmiała się z drwiną.
- A może w końcu wpadłeś na to, co
było od początku oczywiste? Zrozumiałeś kogo popiera twoja dziewczyna?
Louis zamarł.
- O czym ty…?
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Nie wiesz kogo popierają twoi
teściowie? – zapytała z ironią. – Leanderowie czyszczą buty Hurrligtona! Dla Weasley’a,
kogoś z taką rodzinną tradycją to musiał być szok, prawda? Chociaż… - dodała z
udawaną troską – Wydajesz się zaskoczony. Najdroższa Leah nie powiedziała ci,
że dla niego szpieguje?
Louis nie wiedział kiedy zerwał się
z kanapy i niezbyt delikatnie chwycił ją za rękę.
- O czym ty bredzisz?! – warknął,
wbijając w nią palący wzrok. Grace znowu się zaśmiała.
- Twój kuzyn i jego znajomi
rozmawiali o tym w pociągu po powrocie z zimowych ferii – oświadczyła mściwie. –
Mówili, że w Hogwarcie jest szpieg Hurrlingtona. Wszyscy wiedzą, że sir Steven
szuka z jakiegoś powodu niejakiej Mary Hervell, a ona jest tu, w naszej szkole! I
Leander ją dopadła. Wiem, bo widziałam nie raz jak czaiła się pod Smoczym
Gobelinem, a potem szła na spotkanie do Zakazanego Lasu albo Hogsmeade. Leah
Leander jest szpiegiem!
Louis puścił nadgarstek Grace i
odsunął się, ciężko dysząc. Przecież to czuł, wiedział, sam wykrzyczał to w
twarz Leah. Ale teraz… Tyle obrazów miał przed oczami i tylko jedna, gorączkowa
myśl tłukła się po jego biednej głowie.
- To nieprawda – wycharczał ciężko.
– Leah nie jest po złej stronie!
Grace zaśmiała się okrutnie po raz
ostatni, a potem rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i odeszła. Louis opadł na
fotel, czując, że kłuje go mięsień w klatce piersiowej. Po raz pierwszy od
dawna poczuł się zupełnie bezradny.
*
- Nie uważasz, że to dziwne, że
zmienili termin rozstrzygnięcia konkursu?! – krzyczała Rose, wywracając
zawartość swojego kufra do góry nogami, choć pięć minut wcześniej oznajmiła, że
jest spakowany. Scorpius wzruszył ramionami, rozwalony na jej łóżku.
- Uważam. Ale napisali, że wobec
groźnej sytuacji międzynarodowej, postanowili przyspieszyć konkurs, żeby w
ogóle doszedł do skutku.
Rose westchnęła ciężko.
- Miałam plany na jutro.
- Jakie? – zaciekawił się Malfoy.
Rose zaczęła składać swoje szaty
wyjściowe.
- Miałam zamiar całować się z tobą
w twoim dormitorium.
Scorpius podniósł głowę.
- Możemy to przenieść na dzisiaj! –
oznajmił, podnosząc się i kierując w jej stronę. Red niewzruszenie pakowała się
dalej.
- Dzisiaj całuję się z kim innym…
AAA! – pisnęła, gdy chwycił ją od tyłu i podniósł do góry.
- Niezbyt śmieszne! – zawołał,
obracając ją w swoją stronę.
- Muszę się spakować! –
protestowała ze śmiechem. Scorpius nie zwracał na nią uwagi.
- Mam lepszy pomysł…
*
- Żadnych wieści? – upewniała się
Jo.
- Wyobraź sobie, że nie mamy zbyt
wielu wspólnych znajomych z Hurrlingtonem – odpowiedział jej Scorpius. Jo
pokazała mu język.
- Nie wiemy czy Almond do niego
uciekła – mruknęła Rose. Reszta wpatrzyła się w nią z niedowierzaniem.
- No tak, pewnie pojechała na
wycieczkę, pięć minut po tym jak obrobiła czyjś grób! – zadrwił Albus.
- Panuj nad swoim facetem –
poleciła Scarlett. Ta nie zwracała na nią uwagi.
- Gdziekolwiek jest Genevive,
najważniejsze, że nie ma ze sobą Berła Śmierci.
- Dobrze je schowałeś? – zapytał James
Albusa. Ten tylko przewrócił oczami.
- W twoich książkach. Nikt tam nie
zagląda!
Jo zaśmiała się wesoło, ale szybko
się zamknęła, gdy zobaczyła wzrok Jamesa.
- Ciekawe czemu Cambell wyjechała
na ferie, gdy Almond miała wtedy dokończyć swój plan – zastanawiała się Rose.
- Tak, to jest dobre pytanie –
powiedział Scorpius, zsuwając się z ławki i łapiąc ją za rękę. – Pomyślimy o
tym w powozie!
- Lecicie powozem? – ucieszyła się
Scarlett. – Ale wam zazdroszczę! Gdyby nie ten cholerny wypadek, ja poleciałabym
na ten konkurs!
Albus pokręcił głową.
- Bzdura. Nie puściłbym cię z
Malfoy’em. Zdeprawował już wystarczająco Rose.
Wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Jo
i James wymienili nagle tajemnicze, ciepłe spojrzenia tylko między sobą.
- A więc powodzenia! – Scarlett zeskoczyła
z ławki i podbiegła, by ucałować Red.
- Przyda się… - mruknął Scorpius,
gdy Jo podeszła do niego i krótko go uściskała – Leci z nami minister.
- Co?! – zdumieli się Al i Jo.
Malfoy pokiwał głową.
- To konkurs międzynarodowy i
podobno wielki prestiż.
- Strasznie wielki, skoro to
pierwsza edycja tego konkursu… - powiedziała z zamyśleniem Jo. Rose wzruszyła ramionami.
- Tak czy inaczej, przywieziemy
złoto!
A potem pomachali im i wypadli z
klasy.
Nie
minęło dwie godziny, gdy powóz ciągnięty przez stado testrali z Rose,
Scorpiusem, Hermioną, Draco, profesor McGonagall i Ministrem Magii wzbił się w
powietrze, gdy Jo i James zatrzymali się w połowie korytarza, truchlejąc po tym
co usłyszeli:
- Jesteś pewien? – pytał ostro
Neville.
- Pięć minut temu dostałem
wiadomość od swojego pułkownika – mówił Ian Warren, zza wnęki w korytarzu. –
Hurrlington przypuścił atak na Londyn. Pod ministerstwem jest cała jego armia.
Jo chwyciła Jamesa za rękę.
*
- I co zamierzacie tam robić?! –
krzyczała Scarlett. Ona, Albus, James i Jo stali przed ukrytym przejściem do
Miodowego Królestwa. Wszyscy mieli na sobie mugolskie ubrania, a Jo upięte
wysoko włosy, jakby nie chciała by jej przeszkadzały.
- Walczyć – odparła jej po prostu. Scarlett
prychnęła.
- Carter, masz szesnaście lat! Uważasz,
że potrafisz…?
- Tak – ucięła chłodno Jo – Uważam,
że potrafię być tam gdzie trzeba, gdy dzieją się najważniejsze wydarzenia
mojego życia! Nie będę siedzieć w zamku, gdy tam dochodzi do obalenia władzy.
Dobrej władzy!
Scarlett odwróciła się do Albusa,
jakby nie widziała sensu w rozmowie z Jo.
- A jeśli coś wam się stanie?
- Zwariowałaś? – powiedział ciepło Al,
przyciągając ją do siebie i całując w czoło. – Jestem Potterem, my sporo
obrywamy ale zawsze potrafimy się wylizać.
Scarlett nie wyglądała na
rozbawioną, więc włączył się James.
- Zaplanowali to. Wiedzieli, że
Kingsley opuszcza kraj. Nie ma w nim naszego ojca i Hurrlington skorzystał z
niesamowitej okazji. Założę się, że zdążyli już zająć ministerstwo. Każda para rąk jest tam potrzebna.
- Jadę z wami – Scarlett zmieniła
front. Albus spojrzał na nią ostro.
- Wybij to sobie z głowy. Z całym
szacunkiem, Scar ale ty nie masz pojęcia o walce. Nawet nie zdawałaś SUMa z
Obrony!
- I co z tego?!
- To z tego, że zginiesz,
Archibald! – odezwał się ktoś za ich plecami i prawie podskoczyli. W korytarzu
pojawili się Jesse i Dakota. On wyglądał trochę nieswojo, a Dakota zdawała się
walczyć sama ze sobą, ale pewnie trzymali w rękach różdżki.
- Dostałeś moją wiadomość? –
ucieszyła się Jo.
- Idziemy z wami – oznajmiła Dakota.
James patrzył na nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- Ale wiesz, że uciekasz ze szkoły?
Dakota nie zwracała na niego uwagi.
- Jeśli padnie Ministerstwo Magii
władzę w tym kraju przejmie szaleniec, którego życiową ambicją jest
wymordowanie jak największej liczby mugoli legalną drogą. Wolę zginąć niż mu na
to pozwolić.
James patrzył na nią z szerokim
uśmiechem, ale to i tak nic w porównaniu z tym co miał w oczach Jesse. Choć
zdaniem Jo, którego wolała nie wygłaszać na głos, było to coś bardziej z
pogranicza poczucia winy…
- A więc w drogę! – nie byłoby w
tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie był to głos nikogo, kto wybierał się
na tę bitwę.
- Scarlett… – jęknął Al.
- Jadę z wami. Macie rację! –
dodała głośno, gdy pięć par oczu wbiło w nią wściekłe spojrzenia. – Może nie
jestem mistrzem w walce, ale chyba lepiej zginąć niż pozwolić by działo się to
wszystko czego chce Hurrlington!
Albus ewidentnie zamierzał się kłócić,
ale Jo położyła mu rękę na ramieniu.
- Idzie z nami – powiedziała twardo,
przyglądając się Archibald. – Poza tym, jeśli Ministerstwo padnie Hogwart
będzie jego następnym celem. Będzie tu tak samo niebezpiecznie.
- Musimy ściągnąć pomoc – dodał James.
– W tym zamku są zbyt małe oddziały. Teleportujemy się do Londynu i rozeznamy w sytuacji.
- W drogę! – zgodził Albus.
*
Ciężkie,
fioletowe chmury wisiały nad miastem, gdy dwadzieścia tysięcy żołnierzy stanęło
pod gmachem Ministerstwa Magii. Byli wyprostowani i dumni, ale gdybyś był
wytrawnym obserwatorem, dostrzegłbyś, że na ich twarze padał cień.
- Jesteśmy gotowi? – starszy
porucznik odwrócił się tyłem do kolumny żołnierzy, gdy jego kolega stanął u
jego boku, z pytającym spojrzeniem.
- Nie żeby wygrać… – powiedział
cicho.
- Mamy przewagę, okrążyliśmy ich!
Starszy porucznik uśmiechnął się
tak, jak uśmiechają się do młodszych ci, którzy widzieli w życiu więcej.
- Ta bitwa nie ma wodza. Minister
nie zdąży wrócić. Harry Potter zniknął miesiące
temu. To wojsko nie ma w sobie ducha.
Młodszy porucznik patrzył na niego,
jakby niewiele rozumiał.
- Ale… co pan mówi! Pan jest ich
dowódcą!
- Nie dowódcy wygrywają bitwy, a
duch walki.
Młodszy nie dawał za wygraną.
- Pójdą za panem, czekają na
rozkazy!
- I będą walczyć – powiedział
pewnie porucznik. – Ale przeklęta niech będzie godzina, w której Harry Potter
opuścił ten kraj. Dla niego poszliby w ogień.
- Gdzie jest młody Hastings? –
zapytał jeszcze młodszy. – Widziałem, jak porywa tłumy. Szatan nie człowiek!
Porucznik przymknął na chwilę oczy.
- Zaoferował się, by bronić granic.
Młodszemu oczy wyłaziły z orbit.
- JEDNYM oddziałem?!
- Więcej nie ma. To samobójcza
misja, ale jeśli Hurrlington ściągnie Skandynawię, Ryan zdąży nas przynajmniej
uprzedzić, niczym zamkną nas w dwóch ogniach.
Młodszy porucznik nic już nie
mówił, tylko patrzył na armię, która choć stała wyprostowana i dumna, nie miała
woli walki wypisanej na twarzy.
- Zaraz będzie lało – zauważył
Albus.
- Tak, świetnie – mruknęła
nieprzytomnie Jo.
- Podejdźmy tam! – syknął James,
wskazując na przód kolumny, gdzie stali dowódcy. – Może się czegoś dowiemy!
Reszta skinęła głowami i wężykiem
ruszyli z miejsca, uważając, by nikt nie zaglądał im pod kaptury.
-…jakieś pomysły jak wejść do
zamkniętego na cztery spusty, podziemnego budynku? – pytał młodszy porucznik,
który wydawał się dość zaniepokojony. James i reszta zatrzymali się w
niedalekiej odległości od nich, gdy jego starszy kolega mówił:
- Musimy przypuścić szturm. Nie znam planów Kingsley’a co do ataku na jego własny gmach, więc będziemy musieli improwizować.
- Musimy przypuścić szturm. Nie znam planów Kingsley’a co do ataku na jego własny gmach, więc będziemy musieli improwizować.
Jo i Al wymienili zdumione
spojrzenia.
- Sto procent powodzenia… - mruknął
Jesse.
Ale w tym momencie przez tłum pod
Ministerstwem przeszedł szmer i wszystkie głowy zwróciły się w jedną stronę. W
kierunku porucznika szedł posunięty w latach jegomość, chudy i wysoki, a w ręku
kręcił cytrynowo zielony melonik.
Dotarł
do dowódców i kiwnął głową.
- Poruczniku Reajack, poruczniku
Tally – przywitał się Korneliusz Knot. – Wydaje mi się, że potrzebują panowie
małej pomocy.
Były Minister Magii patrzył na
miejsce, w którym ukryta była jego stara siedziba z serdecznym rozrzewnieniem.
- Może pan taką zaoferować? –
zapytał rzeczowo Reajack. Knot kiwnął głową.
- Wiem, że nie ma Kingsleya, ale
gdzie jest pan Potter? – zapytał rozglądając się wokół, jakby był przekonany,
że Harry skrywa się w którymś krzaku.
- Porucznik Reajack dowodzi w tej
bitwie – odezwał się Tally. Knot wyglądał, jakby nie rozumiał, ale wiedział, że
nie ma czasu na pytania.
- Znam wejście, o którym wie tylko
Minister Magii. Może pan przygotować swoich żołnierzy…
Jo,
James i reszta szybko poprawili kaptury, gdy porucznik Reajack odwrócił się w
kierunku swoich oddziałów.
- Przygotować się! – huknął, a
wszyscy stanęli na baczność z różdżkami w pogotowiu. Ale to by było na tyle ich
musztry.
Wiele
głów obracało się za siebie, jakby wypatrując wsparcia. Szeptano o tym, co mogą
zastać w środku i były to głosy strachu. Jo zaczęła nawet zastanawiać się, czy
ci wszyscy czarodzieje faktycznie pójdą za Reajackiem. W końcu to nie była
armia szkolonych od lat żołnierzy, a ochotników, zrekrutowanych w ciągu roku…
I
gdy na wszystkich padł długi cień strachu, a wątpliwości mnożyły się jak zaraza,
zduszony okrzyk wyrwał się z czyjegoś gardła i wszyscy spoglądali za siebie, by
odkryć źródło nowej konsternacji.
Człowiek
w czarnej pelerynie podróżnej przecinał tłum tak szybko, że wiele osób nie
zdołało go w ogóle zauważyć. Kaptur opadał mu na twarz, tak, że jej nie
widzieli, ale co poniektórzy mieli wrażenie, że dostrzegają bliznę w kształcie
błyskawicy.
Człowiek
był już na przodzie, i prawie potrącił Albusa, kierując się szybko na czoło
kolumny. Dotarł do poruczników, a jego kaptur opadł. Reajack odetchnął głęboko,
a Korneliusz Knot złapał się za serce.
- Zajęli budynek – powiedział od
razu starszy porucznik. – Pan Minister wie jak dostać się tajnym wejściem.
Harry
skinął głową, a potem odwrócił się w stronę wojska. James i Albus wymienili zażenowane
uśmiechy, gdy dwadzieścia tysięcy żołnierzy stanęło na baczność, bez
jakiegokolwiek rozkazu i wpatrzyło ufnie w Pottera.
- Na mój rozkaz! – krzyknął tylko,
a potem odwrócił się w stronę ukrytego gmachu Ministerstwa Magii.
OMG! MEGA! piekny rozdział! Tylko te zakonczenie... znowu trzeba czekac by sie dowiedziec co dalej! A scena z Hermoina i Ronem...taka smieszna i jednoczesnie smutna...też nigdy nie lubilam pary Ron-Hermiona no ale...
OdpowiedzUsuńOj Rose sie wkurzy jak wroci i zobaczy ze ominela ja bitwa, oo wkurzy sie...
I to że wszyscy ida walczyc..nawet Scarlett... a jak zgina?
I moj kochany Harry wrócił! nic mu nie jest hurra!
,,Rose pokiwała głową.
- Hej, jasne, że to do bani, że się rozstajecie. Ale umówmy się, nigdy nie byliście parą sezonu..."
,,Hermiona przyglądała się jej przez chwilę w milczeniu.
- Zmieniłaś się, Rose – powiedziała w końcu. – Nie wiem czy to zasługa Scorpiusa, ale bardzo ostatnio wydoroślałaś.
Rose skrzywiła się nieznacznie.
- Och, nie Malfoy nie ma na mnie żadnego pozytywnego wpływu – ogłosiła pewnie,"
sceny z Rose najlepsze *.*
Duuuuużo weny Ci życze i wstawiaj szybko kolejny rozdział!
Julk ;*
czyżbym była pierwsza?
UsuńŁapanie wifi w kazdym mozliwym miejscu sie opłaca ;p
J.
Skąd pomysł, że Rose nie będzie na bitwie? :P
UsuńAle akcja! Co za emocje! Jedno wielkie WOW!
OdpowiedzUsuńJa wiedzialam, że Harry wróci i pokieruje oddziałami. Przecież on nie opuściłby takiej bitwy! Nie mam pojęcia jak ja wytrzymam do kolejnego rozdziału wyczekujac na to, co się teraz stanie!
Jesse,Jesse,Jesse... szczerze mówiąc to ja podświadomie wiele się po tobie nie spodziewałam, ale żeby tak od razu... jestem tobą zawiedziona Jesse, bardzo zawiedziona.
W następnym rozdziale mamy pierwszego trupa :/
UsuńA Jesse cóż, taki jego urok :)
Trupa?! O jeny, ciekawe, kto to będzie! Mam nadzieję, że nikt kogo bardzo lubię, ale z drugiej strony ktokolwiek umrze, to będzie mi przykro!
UsuńAaaa, ja się mam uczyć, a nie z emocjonować wielką bitwą! Babka od historii nie będzie zachwycona jeśli opowiem jej przebieg bitwy o Londyn zamiast tej pod Cuszimą :P
OdpowiedzUsuńJak Harry mógłby opuścić TAKĄ bitwę? To nie w jego stylu :D Bez urazy, ale Scar to nadaje się chyba wyłącznie do opatrywania ewentualnych rannych :P
Hugo zgrywa twardziela. Może jednak malutka terapia rodzinna...
Jesse, jak mogłeś?! Zgiń, przepadnij i udław się tym budyniem , phi!
Cam, gdziekolwiek jesteś nie umieraj!!! (i tak go zabijesz, prawda Ginger?)
Co do treści ogólnej rozdziału to wiele się dzieje, ale chyba jednak za dużo przeskoków, hm... Czas na najbardziej irytujące pytanie wszechczasów: Kiedy nowy rozdział? :p Naprawdę po przeczytaniu tego absolutnie potrzebuję kolejnej dawki *,*
~ olewająca historię Mała Mi (pozdrawiam panią Joannę)
Ale spróbuj z tą bitwą o Londyn, może historyczka zrozumie? :P
UsuńScar jak najbardziej nie nadaje się na bitwy, o to mi chodziło, by był tu ktoś inny niż Jo i Rose, mniej twardy i nie tak waleczny. Ale to nie znaczy, ze Scarlett nie odegra ważnej roli :P
Ach, a gdzie te wszystkie "kocham Jessiego"! :P Widzicie z facetami to tak jest, że najbardziej kochamy takich drani :P
Wiem, że są straszne przeskoki, przykro mi :/ Musiałam zmieścić w tym rozdziale duży przedział czasowy...
Nowy rozdział - serio nie wiem kiedy :( No ale znacie mnie, przecież nie trzeba będzie długo czekać:P
cudowny rozdział, a zakończenie :O mam nadzieje, ze nasi ulubieni bohaterowie przeżyją, no bo jak to tak bez nich ggg by nie było tym samym ggg:( wiedziałam ze Harry wroci, takiej bitwy by nie ominął hahaah. moment Hermiony i Rona taki śmieszny hahaha, jednocześnie smutny, no ale jakos trzeba żyć dalej :D
OdpowiedzUsuńRose i Scor jak zwykle tacy cudowni no, i to
-Mozemy to przenieść na dzisiaj
-Dzisiaj całuje sie z kimś innym
-Niezbyt smieszne
hahahaha nie mogłam sie powstrzymać, kocham ich razem❤️
Jesse, Jesse, Jesse dlaczego?:( bieedna Dakota, ale w sumie mam nadzieje, ze sie o tym nie dowie, bo jeju no tak by ją zranił:(
Albus i Scarlett nie mogli dokończyć swoich wyczynów, ah ta Gen!:D
wspolczuje Louisowi no:( mam nadzieje tez, ze Leah bedzie niewinna i beda żyć długo i szcześliwie!! hahaha
mozna spytac czy bedziesz opisywała co sie dzieje tez poza Hogwartem w czasie tej wojny? chodzi mi głownie o Ginny, Weasley'ow, Malfoy'ow no i innych rodziców :O
rozdział świetny, cudowny jak zawsze, zycze duzooo weny i z niecierpliwoscią czekam na rozdział!!:*
Oczywiście, że pojawią się wszyscy! W końcu mamy wielki finał! :)
UsuńO ja pierdziele! Błagam, niech z podniebnej podróży wrócą Rose, Scor, DRACO i Hermiona! Albo chociaż pierwsza trójka. Serio, nie wiem co zrobię, jak zabijesz Draco, ale głodówka to minimum.
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że w tym rozdziale sceny z Rose są najlepsze! :) Rospius cudowny, a co do rozwodu, to nieźle to przejeli. Oczywiście napewno są zranieni i jest im przykro, ale obyło się bez krzyków i ryków. I Rose naprawdę dojrzała, to widać. Wciąż jest roztrzepana, impulsywna i niesamowicie uparta, albo strzela komicznymi tekstami, ale wydoroślała. Wojna zmienia ludzi.
Po zachowaniu Jomes wnioskuję, że jednak do czegoś doszło... xD
Brawo Jesse. Pięknie. No nic, dopiero w następnym poście dowiemy się, czy coś naprawdę zmalował. Oby nie, choć faktycznie chyba my, kobiety, mamy słabość do tych "złych".
Sama nie wiem, czy Scarlett jest tak głupia, czy tak odważna. Przecież to nie zabawa, to bitwa! Prawdziwa, niebezpieczna bitwa! Oby ta dziewczyna miała niebotyczne szczęście...
Podobała mi się tutaj Dakota. Co prawda niedużo jej, ale przecież nie jest główną bohaterką, więc wszystko jest jak najbardziej okej. Mądrze mówi, widać, że z przekonaniem.
Odramnym plusem były te początkowe sceny pisane z "perspektywy" Rose. Nie bardzo wiem jak to okreścić, bo tak naprawdę nic tu nie jest z niczyjej perspektywy, ale jakoś były tak bardziej jej.
Powodzenia w bitwie, moi kochani hogwardczycy! Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z naszymi fantastycznymi bohaterami, szczególnie tymi lekko już zapomnianymi.
Pozdrawiam xx CJ
Ps Proszę nie zabijaj Draco, Rose, Scora i As (nie mogę o niej zapomnieć, choć nawet jej tu nie ma; lepiej dmuchać na zimne, a ja ją uwielbiam :)). ;*
Cieszę się, że widać tę zmianę Rose; wcześniej nie była gotowa do tego wszystkiego co teraz ich czeka, więc ona akurat musiała najbardziej wydorośleć...
OdpowiedzUsuńEee oczywiście, że doszło do czegoś między Jo i Jamesem, myślałam, że to oczywiste? :p Ja po prostu urwałam opisywanie tego w połowie, bo to nie jest blog erotyczny ;P
Scarlett nie jest ani głupia, ale odważna. jest zakochana. Ale spokojnie, ona na szczęście nie trafi w ogień bitwy :P
Sceny są jak najbardziej z czyjejś perspektywy! Może poza wspólnymi, gdzie to trudne :P
I oczywiście hit komentarza w Twoim wykonaniu - ASTORIA z nimi nie leci :P A zginie ktoś, kto jest w powozie...
Twoja wyobraźnia mnie kiedyś zabije <3
Ani* tam powinno być, że Scarlett nie jest głupia, ANI odważna! :)
UsuńNie no, wiem, że nie leci... xD
UsuńAle może na przykład leciałaby jakoś na tresalu, albo na miotle. ;D To raczej tak dla upewnienia się, że mojej kochanej pani Malfoy nic się nie stanie. :)
A co do mojej wyobraźni, to faktycznie jest nieokiełznana... ;)
Ach, jeszcze jedno! Niech zginie minister magii, albo ewentualnie Hermiona czy McGonagall. Tyle że wolałabym by oni nie umierali, mam pewnie sentyment ze względu na Rowling. Kurde, jestem w kropce.
Ani mi się waż zabijać McGonagall! Kto jak nie ona będzie częstować piernikowymi traszkami?! O.o
UsuńCzy Minerwa w ogóle leci do tej Francji? :D
UsuńSama nie wiem, zapewne znowu coś pomieszałam, jak zawsze. Ale to chyba ona jest teraz dyrektorem, a dyrektor zapewne leci. xD
UsuńW powozie jest Rose, Hermiona, Draco, Scor, Kingsley i McGonagall.
UsuńCześć, rozdział jest cudny, ale dużo rzeczy się w nim dzieje: po pierwsze podniebna podróż, błagam nie uśmiercaj Scora, Rose i Draco, mam dzisiaj urodziny a moja przyjaciółka za dwa dni i bardzo nam zależy, żebyś ich nie uśmiercała, taki urodzinowy prezent ;) , po drugie: myślę, że Jesse zdradził Dakotę, nie wiem czemu mam takie przeczucie, ale ona mu przebaczy, bo trwa wojna a ona go kocha. Mam jeszcze taką straszną wizję tego lotu, że Draco i Hermiona uratują Rose i Scorpiusa a oni sami... nie nie mogę tak myśleć, oby tylko minister zginął. Pozdrawiam, już 16-letnia
OdpowiedzUsuńA.
Urodziny to poważny argument, podaj proszę maila i sprawdź go wieczorem. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, to moje konto :)
UsuńMimo wszystko nie wyświetla mi się Twój mail, więc wysłałam wiadomość na Hangoutsie!
UsuńNiestety jedynym prezentem jaki mogłam zrobić jest kilka tajemnic GGG, ale mam nadzieję, że Cię ucieszą! :)
Zacznę od tego, że jestem złą, niedobrą czytelniczką, bo widziałam, że dodałaś miniaturkę ROCZNICOWĄ bodajże w dzień dodania (albo dzień po), ale nie przeczytałam bo miałam tyleeee seriali do nadrobienia. Przeczytałam ją dopiero dzisiaj, na komórce, baardzo zadowolona, że zdążyłam to zrobić chociaż przed dodaniem nowego rozdziału. Miałam zamiar skomentować to jak wrócę do domu ale nagle patrzę... jest już nowy rozdział ggg. Także, no... napiszę tylko w tym komentarzu (bo naprawdę wyjdzie z tego tylko kilka zdań, skoro czytałam ją jakoś rano), że miniaturka mnie zauroczyła, Astorię kocham jeszcze bardziej, upijającego się Draco kupuję całkowicie, a przy tym jak Astoria powiedziała, że podobno widziano Harry'ego na smoku przez moją ciotowatą naturę miałam łzy w oczach, chociaż to chyba nie miało być wzruszające. X'D
OdpowiedzUsuńI nie wiem jakie (spóźnione) życzenia składa się z okazji rocznic blogów, ale wena chyba jest dobrym pomysłem. Także życzę Ci dużo weny, czasu na pisanie, żebyś się nigdy nie zniechęciła do tego co robisz no i wydania tamtych książek o których pisałaś (chętnie poczytam).
Kurcze, czyli jednak Ron i Hermiona się rozwodzą? Szkoda. No ale Ron chociaż się ogarnął.
"Weasley'owie" i "rozbita rodzina" w jednym zdaniu brzmi co najmniej dziwnie.
Hugo jest fajniutki. Lubię go.
Stwierdzenie Rose o tym, że ma nadzieję, iż Scarlett znajdzie sobie kogoś porządniejszego niż Albusa wywołało u mnie taki napad śmiechu, że dłuższą chwilę zajęło mi ogarnięcie się, a i w trakcie pisania tego zdania cały czas chichoczę. Matko, biedny Al X'D
Nora! Uwielbiam to miejsce. Zawsze wydawało mi się takie totalnie ciepłe i rodzinne, a z tymi wszystkimi wnukami Molly i Artura to już w ogóle. Zawsze mi się marzyła taka wielka rodzina - pewnie przez to, że jestem jedynaczką (w sumie od roku nie jestem, ale nadal czasami czuję się jakbym nią była).
Cisza przed burzą - to mi się podoba.
Zgadzam się ze Scarlett - Albus jest naprawdę nadopiekuńczy.
O, nie! Myślałam, że Genevive nie uda się jednak otworzyć tego grobu.
Dobra, Scarlett udało się załatwić Almond.
Uuuu, McGonagall. Ej, dlaczego oni ją okłamują?
Właśnie, Al - czemu jej nie powiedziałeś? Ale to chyba dobrze, żeby ją skonfiskowała, lol, Al, coś czuję, że będą z tego kłopoty.
"McGonagall użyła sformułowania „pamiątka po Dumbledorze”. Cóż, jako jego imiennik chyba mogę przechować jakąś jego rzecz…" - płaczę. XDD Nie tylko Scarlett uważa, że to wytłumaczenie jest absurdalne. Chyba zaczynam ją lubić.
Może to ta pielęgniarka jest jednym z trzech trupów?
Czyli to jednak Leah na bank jest szpiegiem czy to jakaś zmyłka? Jeśli to prawda to jednak dobrze obstawiałam na początku.
(cholera, bateria mi się zaraz w komórce rozładuje... będę czytać i pisać na dwóch kartach)
Scorpius i Rose to chyba moja ulubiona para w tej historii.
Coś czuję, że na tym konkursie stanie się coś bardzo złego. Jeszcze ten minister...
Dobra, albo i nie na nim tylko mniej więcej w czasie jego trwania. W ogóle brawo, szanowny panie ministrze! Opuszczać kraj z takiego powodu w TAKICH czasach.
O, Datkota i Jesse dołączą do naszej wesołej, gryfońskiej (ja wiem, że oni wszyscy nie są z Gryffindoru, ale to takie typowo-gryfońskie zachowanie - w sensie, że w przypływie odwagi idą tam, gdzie nie powinno ich być) gromadki. Nie spodziewałam się tego. I Scarlett postawiła na swoim!
Knot jest po naszej stronie czy coś knuje? Boję się go.
Awww, Harry wrócił! Jakoś to będzie (chyba, wydaje mi się, że Harry może być jednym z trzech trupów).
LS
PS: Miałam ostatnio jakiś posrany sen o ggg (pierwszy raz mi się przyśnił fanfick).
Usuń*zerka do sennika*
Śniło mi się, że dodałaś jakiś filmik ze zwiastunek nowego rozdziału na którym Albus dusił Scarlett (która w tym śnie była mieszaniną Scarlett i Jo i była dziewczyną Jamesa). W komentarzach ludzie panikowali, że Albus zgwałci Scarlett, a ja, dla odmiany, pisałam o tym, że nic dziwnego, iż Hermiona stała się zła skoro jest córką/żoną Voldemorta (co). A później, jak napisałaś ten rozdział, okazało się, że to nie Al dusił Scarlett tylko jakiś ksiądz (?) bo była opętana.
Dobra. Okej. Stało się. Nie wiem co napisać :P
UsuńNie skomentuję Twojego snu, bo przerosło mnie absolutnie wszystko co się w nim działo :P
Zacznę od wzruszeń - ja mam ich sporo, jak piszę GGG i ten moment ze smokiem na pewno taki był! Ale co ciekawe innym takim momentem dla mnie był właśnie fragment z Knotem, który uważasz za podejrzany :D Ja wiem, że on w ostatnich tomach był nie halo, ale dla mnie jednak jak facet kręci ten melonik i przychodzi pomóc, przypomina się ten niegroźny minister z pierwszych części... :P
Co do sceny z McGonagall - po pierwsze Al jest synem Harry'ego i ma we krwi absolutnie dużo jego reakcji (nie pozwalanie słabszym na dołączenie do walki :P) i ukrywanie przed starszymi ważnych rzeczy :). A poza tym gdyby McGonagall skonfiskowała Czarną Różdżkę stałoby się coś bardzo złego, wierz mi!
Pielęgniarka nie jest jednym z trupów, i Harry też nim będzie. Chyba nie zdradzę żadnej wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, że nigdy w życiu nie zabiłabym w tym opowiadaniu Harry'ego.
Pozdrawiam Cię! :)
Jak to stało, by się coś złego, czy McGonagall jest po stronie Hurrlingtona? Nie, raczej nie
UsuńNie! :) Po prostu McGonagall skonfiskowałaby różdżkę i na pewno nie dostarczyłaby jej na bitwę. A zostanie tam użyta :)
UsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że Harry nie umrze. Chociaż w tej części prawie w ogóle go nie było, to jego postać darzę wielką sympatią (z sentymentu).
UsuńJa się chyba najbardziej wzruszyłam przy takim jednym zdaniu o szukaniu horkruksów bodajże i, że Harry poczuł się tak jak wtedy (coś w tym stylu).
Dobra, czyli Czarna Różdżka przyda się na polu bitwy. A ja już zakładałam najgorsze z najgorszych (Albus hasa sobie gdzieś wesoło z różdżką i Hurrlington/któryś z jego ludzi ją przejmuje. Albo jakaś tajemnicza siła emanująca z różdżki i marzenia o potędze zmuszają Albusa do zamordowania jej poprzedniego właściciela (Harry'ego, tak?)). W sumie to dobrze nastawiać się na najgorsze, a później być miło zaskoczonym. XD
LS
O MÓJ BOŻE (strasznie dużo komentarzy zaczynam w ten sposób, nie? :p)
OdpowiedzUsuńTyle emocji, czuję się jak przy oglądaniu jakiegoś filmu akcji!
Jomes słodko, Jesse GNOJEK (mam nadzieję, że jednak nie zdradził Dakoty, a dziwny wyraz jego twarzy to nie było poczucie winy spowodowane zdradą, ale poczucie winy w stosunku do samego siebie, że w końcu, nareszcie, się zakochał. Wiecznemu kawalerowi nareszcie zależy. I dlatego czuje się z tym nieswój. No musi tak być!
Cały rozdział taki wojenny i uwielbiam to! Jest genialnie i nie mogę się doczekać co dalej. Nie zabijaj nikogo kogo kocham, proszę :c
Pozdrawiam i czekam na kolejny!
No heeeeej!
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział! Tęskniłam za akcją :D
Knot i Harry i ci dwaj porucznicy rozmawiający o duchu walki <3 i Dakota! Ha, ona jest jednak prawdziwą Gryfonką! Ja mam swoją teorię co do Czarnej Różdżki - myślę, że dzięki niej pokojnają Hurrlingtona albo Ankdala...Tylko nie wiem jeszcze jak różdżka może usłuchac takiego Ala, skoro należy do Harry'ego :/
Jomes są zajebiści! :D Rose i Scor też, ale i tak wolę Carter i Pottera.
No i umieram z ciekawości co dalej!!!
Pozdrawiam!
Katerina
Czytałam sobie ten fenomenalny, fantastyczny, genialne, fajny i jedyny w swoim rodzaju rozdział koło pierwszej bw nocy. Oczywiście nie obyło się bez interesujących snów powiązanych z tym blogiem.
OdpowiedzUsuńŚniło mi się, że moja koleżanka (która, notabene, w moim śnie była robotem udającym zwykłego ucznia Hogwartu), podczas jazdy samochodem z McGonagall za kierownicą, powiedziała wszystkim, że to ja jestem szpiegiem. I... nie wiem co dalej... :(
But the way, rozdział jak zwykle cudny i nie nudny (ale mi się rymło ;)). Oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejny.
TTNA
P.S. Mam nadzieję, że jednak nie jestem szpiegiem. Amen
P.P.S. Jak ja napisałam taki długi komentarz?!
OdpowiedzUsuńSpadłam z krzesła.
OdpowiedzUsuńOkej, wstałam.
Niestety nie mogę CI powiedzieć czy to Ty jesteś szpiegiem, okaże się to w 53 rozdziale. :P:P:P:P
<3
No, nareszcie jestem na bieżąco! Komentowałabym, gdyby moje komentarze pod starymi rozdziałami cokolwiek zmieniły. Co z moim ukochanym Camem? Nie zabijaj go. On musi być z Lucy! MUSI!
OdpowiedzUsuńCo do Jessiego - CO ZA ... (dopowiedz sobie z kontekstu, nie chcę się niekulturalnie wrażać).
Nie rozdzielaj moich kochanych Rospius, Jomes i (Al+Scar)! Nie pozwalam!
~pozdrowionka Ruda Jędza
Ale od kiedy komentarze mają coś zmieniać? :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Ja teraz w ogóle nie wiem co mam napisać. Jestem przerażona! Nikt z naszych ukochanych bohaterów nie może zginąć . Nawet Jesse na którego jestem okropnie wściekła za to, co zrobił Dakocie. Jeśli ma zginąć to tylko z jej ręki kiedy się dowie o jego zdradzie :D. Ale coś mi się wydaje że to Albus pierwszy zginie broniąc Scarlett :( Będę plakaac ;(.
OdpowiedzUsuńTrochę mi przykro ze Ron z Hermiona się rozwodzą. Według mnie to jedna z najlepszych par w HP. No ale to tylko moje skromne zdanie. Wiem ze dużo osób tak nie uważa :) . Biedna Lucy. Cameron powinien wrócić chociaż na chwilee .
No i Scorose <3 nie zabijaj żadnego z nich dobrze ? ;)
Pozdrawiam
Nowa
Jeju, ale ja nikogo nie zabiję! Ja tu nawet nie występuję :P
UsuńJeśli ktoś zginie to przez Ankdala, serio, czepcie się jego :D
Pozdrawiam
No tak, ale to ty masz na to czy on kogoś zabije czy nie baaardzo duży wpływ. Przekonaj go żeby tego nie robił :D
UsuńDobra słuchajcie, gadałam z nim. Mówię: "słuchaj, Gustek, jest problem, dziewczyny są załamane, trochę świrują, jedna chce ogłaszać głodówkę... Tragedia." On mi na to: "Okej, możemy pertraktować".
UsuńJa: "Nie pozabijasz tych, których sobie zaplanowałeś?"
Gustek: "Pozabijam. Ale mogę uspokoić te Twoje czytelniczki. Powiedz, że Draco przeżyje".
Ja: "ufff! Ktoś jeszcze?"
Gustek: "Rose".
Ja: tańczę, śpiewam: "Dawaj dalej, bracie!"
Gustek: "Irytujesz mnie. Koniec rozmowy i nie denerwuj mnie, bo zaraz zginie Jomes."
No to wiecie... odpuściłam. :P
! :)
Ale co ze Scorem i As?! Bo ja naprawdę świruję i jestem tuż-tuż od głodówki. Choć baaardzo doceniam żywego Draco i Rose, to jednak nie mogę tak o innych zapomnieć. Linia rodowa Malfoy'ów musi koniecznie przetrwać! xD A Astoria jest za fajna, żeby jej nie było.
UsuńA tak na serio to OGROMNE dzięki za tą pogawędkę z Gustkiem, Ginger. Już mi trochę lepiej, świat bez Draco byłby czarno-biały. :)
Szkoda, że Ron i Hermiona się rozwodzą. Ale z drugiej strony może to będzie ich szansa na poznanie prawdziwej drugiej połówki? Bardzo podoba mi się twoja historie, jest oryginalna i niepowtarzalna.
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/
Wygłoszę swoją opinię xD Uważam, że Ron i Hermiona się nie rozwiodą... nie chcę tego, ale też wybitnie rozpaczać nie będę xD ale sądze, że koniec końców będą razem.
OdpowiedzUsuńRose.. dorosła spoważniała no i koniec wiecznych kłótni z Scorpiusem <3 tak wiem, wiem od dłuższego czasu się nie kłócą jakoś ostro, ale po tym liście doszłam do wniosku, że ich związek przeszedł na "wyższy" etap <3 Nie wiem czemu mi się tak skojarzyło xDD
Pomarańczowy proszek.. czyli wiemy kto jest szpiegiem ? :D Mam nadzieję, że to nie było do zmylenia tropu.. xD
No i bitwa.. nie wiem dlaczego ale gdy pojawi się nowy rozdział będę się bała go przeczytać zważywszy na to, że chcesz kogoś uśmiercić :( gdybym miała kogoś sugerować to wybierz nauczyciela OPCM dobrze się nadaje xD Nie irytuje mnie jakoś wybitnie, ale jest mi też obojętny xD W wyczekiwaniu na następny rozdział <3 <3 <3
Hej! Proponuję nie wyczekiwać na nowy rozdział, tylko kliknąć "nowszy post" na samej dole po prawej... :P Znajdziesz 2 nowe rozdziały. Spis treści jest aktualizowany co jakiś czas, bo nigdy mi się nie chce tego robić :P
OdpowiedzUsuńOoo a ja głupia bym czekała xD dziękuje <3
OdpowiedzUsuńrON i Hermiona do siebie nie pasują...
OdpowiedzUsuńO jejku jestem w szoku tyle się dzieję, teraz jak prawie wszyscy ruszyli do walki to do póki nie przeczytam następnego rozdziału będę żyła w stresie martwiąc się kto zostanie uśmiercony. Matko jakie emocje.
OdpowiedzUsuńBrawo Scarlett po raz kolejny mi zaimponowała, raczej nie jest osobą która odnalazła by się na polu bitwy a mimo wszystko się uparła i pojechała z nimi. Wydaję mi się, że Scar stała się jakby bardziej dojrzała albo nie wróć odważniejsza to idealne słowo na początku była bardziej strachliwa a teraz nie dość, że chciała być przynętą ( ku nie zadowoleniu Ala), to jeszcze wyruszyła z nimi (również ku nie zadowoleniu Ala).
Również Rose stała się dojrzalsza widać to między innymi w jej reakcji na rozwód rodziców. Wojna zmienia ludzi.
A jednak Ron i Hermiona się rozwodzą, może to i dobrze i tak nigdy do siebie nie pasowali.
Jesse dupku nie mów, że zdradziłeś Dakotę.
Tak się zastanawiam kto ich podsłuchiwał w tym pociągu jak rozmawiali o szpiegu czyli to była Grace on też jest jakaś dziwna. Ha a może to ona jest szpiegiem? i teraz zwala winę na Leah. Nie dobra musze się ogarnąć i skończyć z wymyślaniem nowych teorii,
Pozdrawiam
Carmen
Jesse idioto ty!
OdpowiedzUsuńOjoj, jeśli rzeczywiście to co mówi Grace jets prawdą, jedną na trzy opcje zgadłam :D Ciekawe co z pozostałymi dwoma.
Zabiję cię Jesse! -.- No kuczczki, dlaczego oni (Rose i Scorpius) są tacy słodcy?! *.* Przynajmniej Harry wrócił. Ale gdzie do jasnej ciasnej jest CAMERON?!
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Mam nadzieje, że Ron i Hermiona się nie rozwiodą. Jakoś zawszę lubiłam ich jako parę. Rose i Scor uroczy jak zwykle. Lecę czytać dalej. Kocham twojego bloga.
OdpowiedzUsuńW ciągu trzech dni udało mi się wchłonąć prawie dwie części, więc dopiero teraz zdałem sobie sprawę z braku mojego komentarza. Nie jestem do końca pewien czy mój wpis cokolwiek wniesie, zwłaszcza że dopiero pięć minut temu zorientowałem się że są tu same dziewczyny, które w większości mogą się nie zgodzić z moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńŻeby nie przedłużać: Blog czyta się świetnie, mimo mnogości wątków romansowych za którymi do końca nie przepadam ( dla uściślenia są interesujące, niespodziewane, ale przesytu romansu nigdy nie trawiłem), intryga jest zaskakująca a sytuacja geopolityczny w świecie czarodziejów ciekawie zarysowana ( choć zawsze się zastanawiam jakim cudem przy dzisiejszym poziomie zaawansowania technicznego wojsk tzw. mugoli, po prostu nie dogadali się z tymi dobrymi czarodziejami, albo nawet sami nie weszli do walki o swoje bezpieczeństwo? ). Najbardziej jednak cieszy różnorodność postaci pozwalająca na utożsamienie się z którąś z nich.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.
Ps. Hugo. Lubie cię.
UsuńDobra, może nie lubię Leander, ale Grace była straszna dla Louisa i nawet mi się zrobiło go żal. A tak poza tym, to WOJNA SIĘ ,ZACZĘŁA!! Boże, niech tylko nikt nie umrze, prooooszę!
OdpowiedzUsuńW ogóle, to jakieś podejrzane, że Scor i Rose nie będzie na bitwie... Hmmm, dobra, czytam dalej ;)
~TikiTaka