Ginger Golden Girls

29 marca 2015

Rozdział LI



  Wiedziałem, że nie dasz się zabić



                Lecieli. Rose oglądała z zafascynowaniem widoki z wysokości i co chwila pokazywała coś Draconowi, który siedział koło niej i chętnie się do niej przyłączył w porównywaniu fantazyjnych obłoczków. Hermiona, profesor McGonagall i Kingsley Shacklebolt dyskutowali cicho nad konkursem Beauxbatons. Tylko Scorpius siedział w milczeniu i wydawało się, że myśli nad czymś intensywnie.
- To miłe ze strony organizatorów, że przysłali po nas powóz – powiedziała Hermiona. – Ciekawe czy każdy finalista mógł na to liczyć.
- Tak myślę – odezwał się swoim głębokim basem Minister Magii. – Korespondowałem w ubiegłym tygodniu z szefem rządu w Hiszpanii. Im też zaproponowano wszelkie wygody.
- Ile szkół dotarło do finału? – zapytał Dracon, odrywając się od obłoczków.
- Trzy – odparła profesor McGonagall. – Oprócz Hogwartu i hiszpańskiej Akademii, jeszcze włoska.
Kingsley powoli obrócił twarz w jej stronę.
- To ciekawe… - mruknął nagle. Nim zdążył cokolwiek dodać, Scorpius niespodziewanie pokręcił szybko głową, a potem przyłożył palec do ust.
Rose i dorośli przyglądali się ze zdumieniem jak wyjmuje z plecaka pergamin i pisze na nim coś naprędce, a potem przekazuje każdemu z nich te same słowa i wskazuje na przednią kabinę powozu, gdzie siedzieli ich przewodnicy. Na skrawku papieru napisał tylko: „OBSERWUJĄ NAS”.

               *

                Korneliusz Knot prowadził wielką armię obrońców ministerstwa na ratunek zajętemu budynkowi. Szedł pierwszy między gęstwiną mugolskich hydrantów i skrzynek pocztowych, a za nim podążał Harry i oddziały, w które wstąpił nowy duch.
- Tutaj – Knot zatrzymał się przy najbardziej niepozornym hydrancie na świecie.
- Jak to działa? – zapytał Harry. Knot postukał w hydrant różdżką.
                Ku zdumieniu wszystkich metal rozstąpił się i pojawił się otwór mogący pomieścić najwyżej jednego, niezbyt dobrze odżywionego człowieka na raz.
- To wyjście ewakuacyjne – oznajmił Korneliusz Knot. – Jedyne, o którym wie tylko Minister Magii. I teraz jakieś dwadzieścia tysięcy ludzi – szepnął Harry’emu na ucho. Ten skinął mu tylko głową i odwrócił się do porucznika Raejacka.
- Ile osób może być w środku? – zapytał rzeczowo. Żołnierz natychmiast się wyprostował, jakby mówił do niego sam generał.
- Myślimy, że około kilkuset. Tyle wystarczyło, by Hurrlington zajął całe ministerstwo. Reszta jest pod Londynem, gdzie czeka na sygnał.
Harry ważył coś chwilę w myślach.
- To pułapka – powiedział w końcu. – Hurrlington chce tą jedną bitwą wygrać wszystko. Podziel swoje siły na trzy części – dodał nagle. – Wyślij największy oddział do Hogwartu. Tam padnie najsilniejsze uderzenie. Ustawcie się w Hogsmeade i od strony gór. Nie wpuszczaj nikogo poza jednym człowiekiem.
- O kim pan mówi? – zapytał zdumiony Raejack. Harry nachylił się do niego i powiedział mu coś na ucho.
- Nie spodziewam się go, ale nadzieja umiera ostatnia… Jeśli pojawi się w Hogwarcie dajcie mu przejść. Drugi oddział – dodał szybko Harry – rozstaw po Londynie, tak, żeby nie rzucał się w oczy ale mógł w każdej chwili dołączyć. Mi zostaw trzysta osób.
Raejack bez słowa kiwnął głową i odwrócił się, by wykonać rozkazy, ale Harry zdążył go jeszcze zatrzymać.
- Gdzie jest Ian Warren? Podobno nie zawiesił służby, tylko udał się do Hogwartu, bo uznał, że tam będzie groźniej!
Raejack skinął głową.
- Prosił o to przeniesienie. Ale spodziewamy się, że dołączy jak tylko będzie mógł!
Harry skinął mu głową, a Raejack pospiesznie oddalił się i zaczął wykonywać jego polecenia. Harry wrócił do przyglądającego się hydrantowi Knota.

- Słyszeliście? – syknął Albus. – Warren miał się zjawić, a jeszcze go nie ma! A przecież wiedział o bitwie przed nami!
James słuchał go, jakby też się nad tym zastanawiał, ale Jo machnęła szybko ręką.
- Nieważne… Teraz musimy coś wykombinować, żeby dostać się do tego oddziału co wasz tata!
Reszta zgodziła się z nią i zaczęli tak manewrować, by nie znaleźć się w zasięgu wzroku Raejacka, ale zostać blisko tych, których odsyłał do Harry’ego. Nagle Albus zatrzymał się i wpatrzył w Scarlett palącym wzrokiem.
- Hogwart jest bezpieczny – powiedział szybko. – Tata wysłał tam największy oddział. Możesz spokojnie wrócić i…
- NIE MA MOWY! – zawołała Scarlett tak głośno, że Jo rąbnęła ją w żebro, bo Raejack zaczął rozglądać się w poszukiwaniu źródła hałasu i wszyscy musieli schować się za innymi żołnierzami. – Ja… nie odejdę, Al… - powiedziała bardzo cicho, tak, ze tylko on ją usłyszał. - Nie zostawię cię, nie wiedząc co się dzieje… Proszę, nie każ mi tego robić.
Al miał wrażenie, że cały topnieje, ale wiedział co musi zrobić.
- Przykro mi, Scarlett. Ale czym innym jest odwaga a czym innym bezsensowne ryzyko. Nie jesteś typem żołnierza i za to właśnie cię uwielbiam – dodał szybko, nieznacznie przeciągając dłonią po jej twarzy. – Jeśli wejdziesz do środka możesz zginąć.
- Ale… - po twarzy Scarlett spłynęła pojedyncza łza, a Albus warknął głucho. W tym momencie Jo zobaczyła co się dzieje i podeszła do nich.
- Nie mazgaj się, Archibald! – walnęła szybko. – Masz robotę.
Albus i Scarlett spojrzeli na nią zdumieni.
- Jakieś sto tysięcy stóp nad ziemią jest właśnie Minister Magii i kilku niezłych czarodziejów – powiedziała szybko Jo. – Żadna sowa ich nie dogoni, a założę się, że bardzo by chcieli wiedzieć co się dzieje. Wymyśl sposób jak ich tu ściągnąć!
Albus wciągnął głośno powietrze.
- To niebe…
- Al, błagam cię – jęknęła Jo. – To chyba nie bardziej niebezpieczne niż zostanie tutaj? I jak ma teraz wrócić do Hogwartu, jeśli zostanie otoczony obronnym kordonem? Myślisz, ze ktoś jej uwierzy, że jest uczennicą, wymknęła się na bitwę a teraz wraca?
- Jo ma rację. Muszę powiadomić Rose i resztę.
- Jak?! – wrzasnął histerycznie Al. – Lecą powozem ciągniętym przez testrale! Wylecieli kilka godzin temu. Jak chcesz ich złapać?!
Scarlett przymknęła oczy.
- Świstoklik. Mogę im wysłać świstoklika.
- JAK? – zdumiała się Jo.
- To możliwe – dodał Albus, ale wciąż nie wyglądał na przekonanego.
- Krukoni… - mruknęła Jo i odeszła.
- Obiecaj mi, że przeżyjesz… - powiedziała szybko Scarlett. Al uśmiechnął blado.
- Pod warunkiem, że będziesz czekać.
Scarlett wychyliła się, by spojrzeć, czy któryś z dowódców nie patrzy, a potem dosłownie na sekundę przystawiła swoją twarz do jego policzka.
- Spotkamy się niedługo! – a potem odwróciła się i bez słowa pobiegła w przeciwną stronę.

Podczas gdy wszyscy żołnierze i piątka uciekinierów z Hogwartu grupowali się przed bitwą, Dakota przyglądała się Jessiemu.
- Dziwnie się zachowujesz – oznajmiła. – W szkole też byłeś jakiś inny…
Jesse wykrzywił się tylko.
- Wydawało ci się – powiedział, biorąc ją za rękę i zmienił temat. – Nie sądziłem, że będziesz chciała się bić.
Posłała mu dumne spojrzenie.
- Co to za prefekt, który nie ma jaj? – zapytała a jemu opadła szczęka. Mój Boże, jaka była wspaniała… Patrzył na nią, nie mogąc się nadziwić, że chciała w ogóle na niego spojrzeć. A potem straszna prawda zalała go jak lodowata woda.
- Scott, ja… muszę ci…
- Chodźcie! – syknął James i pchnął ich w kierunku kolumny, która ustawiała się za Harrym.
Dziękować Bogu, było tu takie zamieszanie, że nikt ich jeszcze nie rozpoznał.
                Dakota pociągnęła Jessiego za rękę i pobiegła za Jo, Jamesem i Albusem, nie zwracając uwagi na spojrzenie swojego chłopaka.

                                                                    *

                W Hogwarcie panował chaos. Ktoś wracał z Hogsmedae, inny dostał list, jeszcze ktoś podsłuchał nauczycieli. Wszyscy wiedzieli już, że w Londynie trwa wielka bitwa, podobno wrócił na nią sam Harry Potter, którego nie widziano od miesięcy, podobno Hurrlinton zajął już gmach ministerstwa, podobno ktoś widział smoki i olbrzymy…!
                Louis nie słuchał żadnych plotek i przecinał korytarze w oszałamiającym tempie. Musi się tam dostać. Musi. Napisał do Jamesa, bo jak podejrzewał jego kuzyn i jego banda poszukiwaczy przygód też chcieliby być w ogniu sytuacji, ale nie dostał odpowiedzi. Przypomniał sobie, że w trzeciej klasie odkryli kilka tajnych wyjść z zamku i szybko zmienił kierunek, ale już w połowie drogi uzmysłowił sobie jak będzie to trudne.
                Milczący aurorzy, którzy przez cały rok usilnie starali się udawać niewidzialnych, by nie zakłócać normalnego rytmu, teraz jakby się rozdwoili. Byli wszędzie, a już na pewno przy każdym (znanym Louisowi) przejściu.
                Zaklął głośno i znowu się odwrócił. Jeśli trzeba będzie zeskoczy z Wieży Astronomicznej i popędzi… Zatrzymał się. Przechodził właśnie koło gabinetów nauczycieli na piątym piętrze, a z jednego z nich dobrzmiewał odgłos głośnej rozmowy.
- Powinniśmy natychmiast się tam teleportować! – mówiła do kogoś Norah Johnson. – To jest obowiązek każdego dorosłego czarodzieja, by bronić tego kraju, by bronić mugoli i każdego kto potrzebuje ochrony!
- Masz świętą rację – odparł jej Ian Warren. – Nikomu tak jak mnie nie spieszy się na tę bitwę, ale obrona Hogwartu również jest niezwykle istotna.
- Raejack wysłał nam dziesięć tysięcy ludzi! – darła się Norah. – Dzieci są bezpieczne, a ja nie będę siedzieć w zamku, gdy tam ktoś za mnie ginie!
- Droga koleżanko – mówił spokojnie Warren. – Radzę się uspokoić i napić zielonej… - TRZASK.
Drzwi otworzyły się z hukiem i profesor Johnoson wypadła z gabinetu Warrena, nie obracając się za siebie. Louis spojrzał na nią zdumiony, ale nie zwracała na niego uwagi, wściekle maszerując.
- Kretyn… - mruczała pod nosem. – Dobrze, że w tym zamku jest jeszcze jeden żołnierz.
I ku zdumieniu Louisa skierowała się w stronę gabinetu profesora Longbottoma. Louis wiedział, że to jego jedyna szansa.
- Pani profesor! – zawołał i spojrzała na niego nieprzytomnie. – Niech mnie pani zabierze ze sobą!
Norah patrzyła na niego jak na wariata.
- Gdzie?
- Do Londynu – powiedział, robiąc kilka kroków w jej stronę. – Ja… muszę tam być.
Norah pokręciła głową.
- Weasley, nawet pomijając fakt, że jestem twoją nauczycielką i moim zadaniem jest cię przede wszystkim chronić…
- Błagam – powiedział z płonącym wzrokiem. – Z tego zamku nie ma ucieczki. Wszystkie przejścia, wyjścia i Merlin wie co jeszcze są zabezpieczone… Ja muszę tam być. Pani nie rozumie!
Norah wpatrywała się w niego bardzo długo.
- Weasley, dlaczego mam wrażenie, że tu chodzi o dziewczynę?
Louis przymknął oczy.
- Bo mam trudną dziewczynę, pani profesor.
Norah wyglądała, jakby nie wierzyła sama w to co robi.
- Odcięli nam kominki i zablokowali każdy rodzaj magii transportowej jaka jest znana – powiedziała szybko. – Ostatnią nadzieją był ten kretyn Warren, który jest pieprzonym porucznikiem w armii! – dodała wściekle w stronę drzwi, którymi przed chwilą trzasnęła. – Ale jakoś się nie kwapi do walki!
- A profesor Longbottom? – spróbował szybko Louis. Norah zrobiła bezradną minę.
- Jeśli nie dadzą zgody ostatniemu bohaterowi poprzedniej wojny jaki jeszcze został w Hogwarcie, to nic nie poradzimy!
Louis skinął jej głową, a potem oddalił się bez słowa, gdy profesor Johnson załomotała do gabinetu Neville’a i szybko weszła.
                On tymczasem usiadł we wnęce i modlił się gorączkowo.

                                                               *

                Hermiona spojrzała natychmiast na Rose, Minister ostrożnie wyjął różdżkę, a Draco wpatrzył się w trzech przewodników w kabinie przed nimi. Scorpius też pomacał się po kieszeni i zamarł.
- Co?! – syknęła Rose, przyglądając mu się uważnie. Bardzo powoli wyjął z kieszeni dżinsów coś, co jeszcze kilka godzin temu było różdżką z morwy, a teraz wyglądało jak gumowy but. Nie zdążyli się porządnie zdziwić, gdy patyczek w ręku Kingsleya pisnął cicho i zmienił się w czerwony balon. Hermiona, Draco, Rose i profesor McGonagall zaczęli sprawdzać swoje kieszenie w panice i roztargnieniu, ale skutki były podobne. Zamarli, a potem…
- Tego szukacie?
Drzwi kabiny otwarły się z hukiem i pojawił się jeden z ich „opiekunów”. W ręku trzymał pięć prawdziwych różdżek.
- Mam dobrą i złą wiadomość – oznajmił. – Dobra jest taka, że nasza podróż dobiega końca. Zła, że dla was oznacza to śmierć.
Może i przewodnik miał pięć różdżek plus swoją własną, ale chyba nie wiedział z kim podróżuje. Nim skończył mówić Draco rzucił się na niego, zwalając go z nóg, a Kingsley obrócił się błyskawicznie i w mgnieniu oka znokautował go tak, że upadł, a różdżki rozsypały się po podłodze powozu. Ale wtedy z pierwszej kabiny wypadli dwaj pozostali mężczyźni i przywołali do siebie różdżki, nim ktokolwiek zdołał je podnieść.
- Świetna robota, panie ministrze – warknął jeden z nich, oglądając rozbity nos swojego przyjaciela. – A teraz siadać! – ryknął na wszystkich celując w nich jedną z różdżek. Posłuchali go.
- Nie ma żadnego konkursu, prawda? – odezwała się Rose. Hermiona posłała jej wściekłe spojrzenie, a Scorpius miał ochotę jej przyłożyć.
Tymczasem przewodnik tylko się zaśmiał.
- Oczywiście, że nie ma! – zawołał, jakby nie mógł się nadziwić ich naiwności. – Dyrektor Beauxbatons srogo by się zdziwił, gdyby was tam zobaczył! Wspaniały sir Hurrlington obmyślił swój plan perfekcyjnie. W tym właśnie momencie ginie trzech ostatnich Ministrów Magii w Europie, którzy sprzeciwili się Gustavovi Ankdalowi!
Kingsley po raz pierwszy od kiedy zorientowali się, że nie mają różdżek, patrzył na niego ze strachem.
- Czyż to nie genialne? – zapytał retorycznie przewoźnik. – W tym momencie w Londynie oddziały sir Hurrlingtona niewielkim nakładem pokonują waszą żałosną armię… - mówił a w oczach wszystkich rósł taki strach, że zrobiły się wielkie i szkliste. – Brytyjczycy nie pójdą się bić, gdy nie ma za kogo!
- Nie wiesz co mówisz. – powiedział Minister. – Nigdy nie wygracie!  
Przewoźnik spojrzał na niego rozbawiony i na moment stracił czujność. Tyle wystarczyło. Draco po raz kolejny zerwał się z miejsca i rzucił na porywacza, który nie zdążył wycelować. Drugi mężczyzna, który prowadził powóz ruszył na pomoc koledze, ale wtedy cała reszta zdążyła już zerwać się z miejsc i włączyć do walki.
                Wydawało się już, że zdołają pokonać porywaczy, ale wtedy coś się stało. Powóz zatrzymał się gwałtownie a jeden z przewoźników wyszczerzył zęby w strasznym uśmiechu i już wiedzieli co to oznacza, na sekundę nim zaczęli gwałtownie spadać. Wszyscy stracili równowagę, różdżki potoczyły się gdzieś w kąt. Błysnęło, ktoś krzyknął i nie wiedzieli już co się dzieje. Runęli w dół.

                                                                  *

                Harry ustawiał oddziały.
- Tam na dole czeka nas krew i pot! – mówił, a wszyscy wpatrywali się w niego jak zaklęci. – Hurrligton zajął ministerstwo, by terroryzować każdego kto się z nim nie zgadza. Jeśli go nie odzyskamy, ta wojna jest przegrana. Dlatego proszę, by każdy z was zastanowił się czy wie po co tam wchodzi i czy wie… że może już stamtąd nie wrócić.
Wydawało się, że fala zawahania przejdzie przez tłum ale nic takiego się nie stało. Harry skinął głową krótkim, żołnierskim gestem.

Na końcu oddziału James spojrzał na Jo.
- Może…
 - Nie.
- Carter…
- Zamknij się.
James westchnął cicho, a Jo wzniosła oczy do nieba.
- Nie marnuj tlenu. Zostaję.
James zaśmiał się ponuro. Przecież wiedział. Nie zwracając uwagi na nikogo pocałował ją szybko.
- Lepiej się pospieszmy! – odezwał się Al, gdy kolumna zaczęła się przesuwać i ruszyli do przodu.

                Jesse szedł na końcu. Jak bardzo się pomylił… Nie było takiego złota na świecie, którego by nie oddał by cofnąć czas. I fakt, że zrozumiał to teraz, gdy Dakota maszerowała przed nim dzielnie na bitwę, sprawiał, że miał ochotę wbić sobie różdżkę prosto w serce.
- Zaczekaj… - szepnął, doganiając ją. Spojrzała na niego skonsternowana.
- Za minutę wchodzimy do ministerstwa – syknęła nerwowo. – To nie może zaczekać?
Pokręcił głową i wziął ja za rękę.
- Słuchaj… Nie mogę tam wejść, niczym nie powiem ci czegoś.
- To naprawdę tak ważne? – niecierpliwiła się.
- Jeśli coś mi stanie będziesz mnie opłakiwać. A nie powinnaś – dodał gorzko. Dakota z wrażenia przystanęła i opuściła różdżkę.
- Słucham.
Jaka była ładna w tym fioletowym niebie, z ciasno związanymi włosami.
- Jestem kretynem, Scott. Wydawało mi się, że duszę się z związku z jedną osobą i zrobiłem coś strasznego… - Nie dokończył. Dakota cofnęła się o krok i złapała głośno powietrze. Chciał coś jeszcze dodać, wyjaśnić… Ale nie było już czasu. Pierwsze osoby wskoczyły do przejścia w hydrancie i kolumna coraz szybciej posuwała się naprzód. Jo krzyknęła coś do nich, Dakota odwróciła się powoli, a Jesse zobaczył łzy w jej oczach. Chciał jej dotknąć i powiedzieć cokolwiek, ale nie zdążył. Wskoczyła do przejścia, ktoś oddzielił ich od siebie i już jej nie widział.

                                                                   *

                Louis poderwał się z miejsca, gdy tylko drgnęły drzwi gabinetu profesora Longbottoma. Ale gdy tylko wpatrzył się z nadzieją w Norah, ta machnęła szybko ręką dając mu znak, by się nie odzywał. Zrozumiał, gdy zobaczył za nią Neville’a, który ruszył szybkim krokiem przez korytarz. Norah została nieco w tyle i zaczekała, aż Neville będzie na tyle daleko, że jej nie usłyszy.
- Za pięć minut w gabinecie dyrektorki! – syknęła do Louisa. – Gdy znikniemy zdążysz wskoczyć w ogień!
Louis kiwnął szybko głową, dając znać, że rozumie. Chciał jej jeszcze podziękować, ale Norah odbiła się od miejsca i pobiegła za Nevillem.
Odczekał minutę i ruszył za nią. Zatrzymał się w niedalekiej odległości od gabinetu McGonagall na drugim piętrze, gdzie stało teraz sporo aurorów, którzy wykłócali się o coś z Nevillem. Ale Louis nie zdołał podsłuchać ich rozmowy, bo coś innego przyciągnęło jego wzrok.
- LUCY! – zawołał, zapominając o tym, że miał być cicho i zerwał się z miejsca. Jego kuzynka czaiła się między schowkiem na miotły a starą zbroją.
- Louis! – Lucy wyglądała okropnie. Miała podkrążone, puste oczy, zmierzwione włosy i cała drżała. Miał też nieodparte wrażenie, że schudła, a przecież widział ją dwa dni temu…
- Co ty tu robisz? – zapytał szybko.
- Ja… Muszę jechać do Londynu, Lou… - powiedziała z gorączką. – Cameron… Ja…
- Lucy, uspokój się! – podszedł do niej i chwycił ją za ramiona, by nią potrząsnąć. - Ja też chcę się tam dostać i nawet jest na to sposób! Ale nie pomogę ci, jeśli się nie uspokoisz!
Lucy wzięła głęboki, drżący oddech i utkwiła w nim palące spojrzenie.
- Naprawdę? Wiesz jak się tam dostać? – Louis wychylił się i zobaczył, że aurorzy kiwają tylko Nevillowi głową i powoli odchodzą.
- Może! – syknął tylko szybko. – Ale najpierw musisz mi wytłumaczyć czemu chcesz lecieć na bitwę! Od kiedy nie boisz się takich akcji?!
Lucy pokręciła tylko głową.
- Tam jest wujek Harry – powiedziała słabo. – Tylko on może wiedzieć gdzie jest Cam…
Louis nie rozumiał. Był pewien, że zabieranie Lucy, zwłaszcza w takim stanie na bitwę to najgłupszy pomysł dzisiejszego dnia. Jeszcze parę miesięcy temu nigdy by tego nie zrobił. Ale teraz… Czy gdyby on powiedział prawdę, ktokolwiek uznałby, że powinien lecieć do Londynu?
                Znowu wyjrzał zza zbroi.
- Chodź! – pociągnął ją za rękę i pobiegli razem.

                 *

                Harry poczuł, że jest już blisko, bo rura, którą zjeżdżał zaczynała opadać coraz łagodniej. Zacisnął mocno palce na różdżce i zwyczajowo już poprawił okulary. Pojaśniało i poczuł, ze upada na coś twardego. Podniósł się i rozejrzał. Znał to miejsce… Był w Departamencie Tajemnic.
Wyjrzał czym prędzej przez szparę w drzwiach. Pusto. Obrócił się szybko, bo za nim zjeżdżały już następne osoby.
- Nie zaświecajcie różdżek – polecił im cicho. – Wychodzimy tym korytarzem i idziemy do końca aż wyjdziemy w Atrium.
Kilka osób kiwnęło mu głowami, a potem jedno po drugim zaczęli opuszczać pomieszczenie.

                                                               *

- Jesteś cała? – zapytał James, gdy Jo wylądowała miękko na podłodze. Skinęła mu szybko głową. – Chyba jesteśmy ostatni – dodał obserwując jak ludzie wychodzą cicho na nieoświetlony korytarz.
- To chyba Departament Tajemnic – odezwał się Albus, rozglądając się ciekawie. Nagle odsunął się i zrobił miejsce dla Jessiego.
- Gdzie jest Dakota?! – zapytał ten natychmiast.
- Nie ma jej z tobą? – zdumiała się Jo. James od razu się spiął.
- Nie pilnowałeś jej?! – warknął. Jesse wyglądał źle. Trzęsły mu się ręce i chyba miał problemy z oddychaniem.
- Kurwa! – ryknął wściekle i wybiegł przez otwarte drzwi. Jo, James i Al polecieli za nim.
Kolejka ludzi przed nimi szła w milczeniu, po ciemku lewym korytarzem prosto. Było tu zdecydowanie zbyt spokojnie i wszyscy czuli to na swojej skórze. Jo trzymała się blisko Jamesa, Albus co chwila sprawdzał kieszeń swoich dżinsów, a Jesse wyłaził z siebie próbując dostrzec brązowe włosy Dakoty.
                Byli już przy schodach, które prowadziły w górę, gdy nagle w całym korytarzu zapaliło się mnóstwo różdżek, ktoś zaśmiał się złowróżbnie i kilkadziesiąt zaklęć przecięło się w powietrzu. Jo zdążyła złapać jeszcze spojrzenie Jamesa i popatrzeć krótko na Ala, nim wycelowała różdżkę. Zaczęło się.

                                                                    *

                Powóz spadał z oszałamiającą prędkością. Draco i Hermiona próbowali dosięgnąć różdżek, które wypadły przewoźnikom, ale te potoczyły się do pierwszej kabiny, do której nie mieli jak się dostać. Profesor McGonagall podczołgała się do Rose i Scorpiusa i nakryła ich swoich ciałem, a oni wpatrywali się w siebie, nie mogąc oderwać wzroku. Minister Magii nadludzką siłą dźwignął się z miejsca i próbował dobrać się do różdżki jednego z porywaczy, ale wtedy stało się kilka rzeczy jednocześnie.
                Świsnęło i czerwony promień przeciął klatkę Kingsleya, w miejscu gdzie było serce, Hermiona krzyknęła głośno, a Draco rzucił się na przewoźnika, który w ostatnim momencie wyrzucił swoją różdżkę przez otwór w dachu, który powstał od siły spadania. W tym chaosie prawie nikt nie zauważył, że przed Rose zmaterializowało się coś małego i białego.
- Zaraz się rozwalimy! – ryknął jeden z porywaczy i zaśmiał się szaleńczo.
Draco i Hermiona przestali szukać różdżek i rzucili się do swoich dzieci, profesor McGonagall wpatrywała się z przerażeniem w Kingsleya, z którego krew lała się teraz wartkim strumieniem i Scorpius też próbował dostać się do niego. I tylko Rose nie ruszała się z miejsca.
- Scarlett… - mruknęła zdumiona. Przed nią leżał niewielki zegarek ze śmiesznymi wskazówkami, który podarowała jej na czternaste urodziny. Skąd się tu wziął?
                Rose dotknęła go, nie mogąc się powstrzymać, a w tym momencie coś szarpnęło ją w okolicach pępka i poczuła jak ona i wszyscy, którzy jej dotykali, a także ci, którzy dotykali ich, wibrują w zawrotnym tempie wokół własnej osi. Zakręciło im się w głowie, krzyknęli, a w następnej chwili leżeli już na trawie, nieświadomi, że w tym momencie ich powóz uderza w twarde skały i roztrzaskuje się w drobny mak.
- ROSE!!! – zdumieni obrócili się w tej samej chwili i zobaczyli pędzącą w ich stronę Scarlett. Scorpius i Draco podnieśli się już na nogi i pomogli wstać Hermionie i profesor McGonagall, a one natychmiast rzuciły się w kierunku Ministra, który stracił już tyle krwi, że jego skóra była trupio blada.
- SCARLETT! – ryknęła Rose i pozwoliła, by przyjaciółka rzuciła się na nią i zaczęła ją ściskać.
- Co się dzieje? – zapytał natychmiast Draco.
- Twoja różdżka! – zawołała Hermiona i prawie wyrwała ją Scarlett, a następnie opadła na kolana przy Kingsleyu.
- Trwa bitwa – wyjaśniła szybko Scarlett, patrząc ze zgrozą na Ministra. – Jesteśmy kilka przecznic za ministerstwem magii. Hurrlington zajął je kilka godzin temu a profesor Potter ruszył na ratunek!
Wszyscy słuchali jej zdumieni i nawet Hermiona oderwała na chwilę wzrok od rannego ministra, gdy Scarlett wspomniała o Harrym.
- Uciekliśmy ze szkoły – dodała nagle, jakby wydało jej się ważne, by powiedzieć to profesor McGonagall – Zorientowaliśmy się, że możecie nie wrócić na czas i wysłałam wam świstoklika.
- Archibald… - mruknął z podziwem Dracon. – Dałbym ci trochę punktów, gdyby to miało jakiś sens… - powiedział, przyglądając jej się uważnie. Ale w tym momencie Kingsley charknął potwornie i wszyscy odwrócili się w jego stronę.
Hermiona klęczała przy nim, szepcząc gorączkowo zaklęcia i uciskając rękawem jego ranę, ale krew nie przestawała sączyć się ani na moment. Draco ukląkł przy niej i zabrał jej różdżkę, a potem sam zaczął recytować przeciwzaklęcia. Ale Minister Magii wyglądał już tak źle jak wygląda tylko człowiek w ostatnich momentach życia.
                Ostatkiem sił sięgnął po dłoń Hermiony i z trudem otworzył usta.
- Nie… pozwól… im…
Łzy ciekły po twarzy Hermiony.
- Nie rób tego, słyszysz?! Nie poddawaj się! Tyle bitew wygrałeś, tyle razy nas ocaliłeś… - teraz jej łzy zalewały i jego dłoń. Rose i Scarlett stały obejmowane przez Scorpiusa, a profesor McGonagall zaciskała powieki tak mocno, że musiało ją to boleć. Draco nie przestawał powtarzać zaklęć, ale nie było już takiej magii, która mogła uratować Kingsleya.
Hermiona łkała głośno ściskając jego rękę.
- Obiecuję ci… Nie pozwolimy im wygrać!
Minister chrząknął ustami pełnymi krwi po raz ostatni, a potem jego oddech uspokoił się i urwał.
- Dziękujemy… - szepnęła jeszcze Hermiona. – Dziękujemy ci za wszystko…
Draco przymknął powieki i odłożył różdżkę Scarlett. Profesor McGonagall otworzyła oczy i podeszła do Hermiony, by pomóc jej się podnieść.
Cisza wypełniła skwer, na którym stali, gdy wspaniałe życie kończyło się z tak okrutnego powodu.

- Archibald, czy przed ministerstwem zostały jeszcze jakieś oddziały naszych żołnierzy? – zapytał Draco, próbując opanować drżący głos. Scarlett skinęła głową.
- Są niedaleko. Myślę, że mają jakieś zapasowe różdżki…
Draco i Hermiona wymienili krótkie spojrzenia.
- Muszę przenieść gdzieś ministra – powiedział Draco. – Archibald, musisz zostać, będę potrzebował twojej różdżki. Potem wrócę.
Hermiona skinęła krótko głową, a potem wyprostowała się dumnie, z prawdziwym ogniem w oczach.
- To twoja ostatnia godzina, Stevenie Hurrlington! – rzuciła i nie czekając na resztę ruszyła z miejsca.

                   *

                Trwała walka. Jo i James stali plecami do siebie celując w żołnierzy Hurrlingtona, którzy walczyli na śmierć i życie. Albus został zepchnięty do drugiego korytarza razem z innymi, ale radził sobie niezgorzej. Jesse strzelał zaklęciami w locie, pędząc przez zapchany korytarz i wołając głośno Dakotę. Gdy zobaczył ją w końcu, walczącą przy windach, tak mu ulżyło, że opuścił na sekundę różdżkę i dostał czymś w ramię.
- Kurwa… - mruknął tylko, celując prawą ręką w lewy bark i próbując to naprawić.
                Ale nie było czasu. Wysoki dryblas runął na niego z dzikim wyrazem twarzy i Jesse musiał momentalnie wycelować. Sparzył go gorącą wodą, ale tamten niewiele się przejął i zaczął zasypywać go gradem czerwono-zielonych promieni.
                Jesse kątem oka namierzył Dakotę i wrócił do walki. Wyczarował tarczę, a potem przesunął się o cal w lewo i natychmiast odbił się w prawo, usunął tarczę i rzucił tak potężne zaklęcie oszołomienia, że dryblas zatoczył się i runął do tyłu powalając przy okazji kobietę, która walczyła koło niego.
- SCOTT!!! – ryknął Jesse, próbując się do niej dostać.
                Dakota też radziła sobie dobrze. Pokonała już chyba ze trzech żołnierzy Hurrlingtona, wzbudzając podziw dorosłych, którzy byli po ich stronie. Jesse przedzierając się do niej strzelił jeszcze kilka razy i w końcu, gdy się przed nią zatrzymał, ta część korytarza, w której byli wydawała się już czysta.
- Scott! – krzyknął, łapiąc oddech. – Nie dałaś mi wytłumaczyć!
Dakota obróciła się najpierw wkoło własnej osi, by upewnić się, że nie ma tu już ludzi sir Stevena, a potem stanęła naprzeciw niego wyprostowana.
- Przepraszam, Jesse. Gdzie moje maniery? – zapytała strasznym, pozbawionym uczuć głosem. – A więc opowiedz mi, jak było, gdy się zabawiałeś ze swoimi koleżankami?
Jesse warknął głucho a potem splunął na ziemię.
- Scott, ja… Jestem największym kretynem na świecie. To był… moment! I żałuję go bardziej niż…
- Niż ja tego, że cię spotkałam? – zapytała Dakota grzecznie. Jesse zaklął.
- Nie nadaję się do związków! Nie umiem tak żyć! Chciałem tylko odreagować, nie sądziłem, że to skończy się w jej dormitorium i…
Urwał. Wzrok Dakoty był tak pełen bólu, że on sam go poczuł. Ale nim którekolwiek z nich zdążyło coś powiedzieć, Dakota pisnęła, Jesse poczuł jak czyjaś ręka chwyta go za ramię i mocno odwraca w swoją stronę.
                Nie miał pojęcia kiedy James i Jo pojawili się za nimi. Zdążył tylko zobaczyć przestraszony wzrok Carter, która stała kilka kroków za Jamesem, nim ten pchnął go mocno, aż zatrzymał się na najbliższej ścianie.
- Coś ty, kurwa powiedział? – wycharczał James, rzucając krótkie spojrzenie Dakocie. Jesse nie bardzo protestował. Próbował go odepchnąć, ale chyba podświadomie czuł, że na to zasługuje.
                James odsunął się na krok, po to tylko by wziąć zamach, a potem z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Nikt nic nie mówił, gdy wpatrywali się w Jessiego, który wypluł sporą strużkę krwi, patrząc na Pottera z wściekłością.
- Jeśli jeszcze raz zobaczę jak na nią patrzysz, zabiję cię. – powiedział James strasznym głosem, a potem już nie marnował czasu i podszedł do Dakoty, którą chwycił za rękę i pociągnął za sobą, ale nie ruszała się z miejsca.
- Zaraz… zaraz przyjdę! – powiedziała błagalnie, ale James ani drgnął, wpatrując się w nią stanowczo.
- James… - odezwała się cicho Jo. Podeszła do niego i wsunęła swoją rękę w jego dłoń, a potem pociągnęła go za sobą. Nie opierał się już.
                Nie patrząc już w ogóle na Jessiego ruszyli kolejnym korytarzem Ministerstwa Magii i szybko znaleźli się w nowym wirze walki.

                                                                  *

                Harry’emu udało się wyjechać do Artium, gdzie jego oddział został natychmiast zaatakowany przez liczne siły Hurrlingtona. Kilkuset żołnierzy walczyło na śmierć i życie ani na moment nie biorąc przerwy. Harry był wszędzie. Troił się i wyrastał spod ziemi, kładąc w pojedynkę całe grupy popleczników Ankdala. Ale w pewnym momencie zorientował się, że coś go rozprasza.
Po jego prawej stronie walczył wysoki wojownik, w szarej pelerynie. Nie widział jego twarzy, bo skrywała się pod głębokim kapturem. Z jakiegoś powodu jego ruchy przyciągały uwagę Harry’ego i dopiero po długiej chwili zorientował się czemu mu się przygląda. Zna ten styl… Sam mu go przekazał…
I już, gdy jego serce urosło i nadzieja odżyła, ruszył w stronę wojownika w szarej szacie, ale wtedy ktoś krzyknął, znikąd pojawiło się dwa razy więcej przeciwników i Harry musiał biec w inną stronę.

                                                         *

Jesse jeszcze raz splunął krwią i wytarł usta rękawem. Dakota po długim wahaniu odbiła się z miejsca i podeszła do niego.
- Daj spokój… - mruknął, gdy przystawiła różdżkę do jego twarzy. – Zasłużyłem.
- Żeby dostać ode mnie, nie od Jamesa – oznajmiła cicho. Jesse kiwnął głową.
- Wal – powiedział. – Przyłóż mi, zrób co chcesz! Tylko mi wybacz! – dodał szybko, chwytając ją za rękę. – Błagam cię, Scott, nie zostawiaj mnie.
Jak płonął jego wzrok i jak szczere były jego słowa, wiedzieli tylko oni. Dakota przez kilka sekund nie mogła się oderwać od jego oczu, w których było tyle żalu, że jej serce drgnęło. Ale chwila minęła, a ona wyrwała swoją dłoń i odsunęła się.
- Gdy skończy się ta bitwa nie patrz na mnie i nie mów do mnie nigdy więcej. Udawaj, że nie istnieję, tak jak ty nie istniejesz dla mnie. Nie wybaczę ci. Nigdy.
                A potem uniosła różdżkę, którą przytknęła do piersi, odwróciła wzrok i pobiegła, by rzucić się w wir walki.

                                                               *

                Harry runął na trzech zakapturzonych żołnierzy i położył ich w dwu ruchach różdżki, a potem odwrócił się i dołączył do oddziału, który przedzierał się przez Atrium. Było dobrze. Nie stracili dużo ludzi, a sami położyli sporą grupę Hurrlingtona. W Atrium było teraz o wiele spokojniej niż w Departamencie Tajemnic. Harry odsapnął na moment, a potem jego wzrok znowu padł na zakapturzonego wojownika. Walczył już z ostatnim przeciwnikiem i nie było wątpliwości kto wygra. Świsnęło po raz ostatni i ten wyprostował się, oddychając ciężko.
                Harry opuścił różdżkę. Wojownik stał do niego tyłem, biorąc teraz dech po długiej walce. Harry był już tuż za nim.
- Spóźniłeś się na rozpoczęcie walki, mój chłopcze – powiedział starając się, by głos nie drżał mu tak bardzo. Wojownik odwrócił się do niego bardzo powoli.
- Tak jak i ty. Co to za dowódca, co się spóźnia na bitwę? – zapytał, wciąż skrywając się pod głębokim kapturem. Ale to już nie było ważne. Harry westchnął ciężko i spłynęło na niego wspaniałe, oczyszczające uczucie ulgi.
- Wiedziałem, że nie dasz się zabić. Wiedziałem. 

Kaptur opadł i Cameron Carter zaśmiał się wesołym, zawadiackim głosem.

               

57 komentarzy:

  1. Cudo! To jest cudo!
    Cos tak przeczuwalam, ze to Kingsley umrze, ale i tak mi jest przykro. Jest w koncu jedną z postaci stworzonych przez Rowling. Ale jednak wole, ze to jego usmiercilas, niz np. Draco :).
    Wielka bitwa, ludzie umieraja, a Jesse przyznaje sie Dakocie do zdrady. On chyba bardziej oberwal od Jamesa niz od przeciwnikow! No ale dobrze, nalezy mu sie jeszcze raz za to, co zrobil!
    Cameron! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cameron!!!!! Wreszcie!!!!
    Niech Scorpius przeżyje! Proooooooszę!!!
    I niech Jess i Dakota się pogodzą! Ja wiem, że on zachował się jak świnia, albo gorzej, ale on ją naprawdę kocha! A jak James mu pięknie przyłożł... poezja!
    Piękny rozdział.
    TTNA

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, rozdział świetny, szkoda mi Kingsleya, ale wojna to wojna. Jesse, z jednej strony cieszę się, że powiedział Dakocie prawdę, ale z drugiej ją zdradził. Dobrze, że James mu przyłożył. Cameron!! Tak się cieszę, że wrócił i mam nadzieję, że on i Lucy się spotkają, nieważne czy na polu bitwy, czy gdziekolwiek. Ciekawi mnie jedno, dlaczego Warren nie chce iść walczyć, czyżby miał coś na sumieniu, albo był po złej stronie mocy, jeśli tak to Draco miał do niego nosa, ale to tylko moje wymysły. Rozdział świetny, bo bardzo lubię klimaty wojenne i szpiegowskie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, James oświadczy się Jo czy Cam Lucy?? I w końcu dowiemy się co z Leah :)

      Usuń
  4. CAMERON!!! Skoro już wrócił nie może umrzeć, nieeee!
    Co z Luisem i Lucy?! Ja muszę wiedzieć, albo nie, mam teorię :D Lucy jakoś się dostanie do ministerstwa, albo tam gdzie aktualnie będzie przebywał Cam i go zobaczy i będzie szczęśliwa, a potem on się rzuci, żeby ją uchronić przed nadlatującą klątwą i będzie ranny i Lucy będzie płakać, albo wykaże się heroiczną odwagą i coś tam dalej... Dziękuję.
    Jakimdojasnejciasnejcudem Wybraniec, HiperSuperAuror Harry Potter nie zauważył szóstki nastolatków czających się w zgraii żołnierzy?! Nieważne...
    Uczcijmy minutką ciszy członka Zakonu Feniksa, Aurora i Zasłużonego Ministra Magii Kingsley'a Shacklebolt'a. Niech Merlin będzie z tobą King.
    Ten komentarz jest dziwny :/ Krzyczę, spiskuję, wzruszam się... Jak ty to robisz,że ja- nieczuła istota, którą wzruszyć jest niezwykle trudno, emocjonuję się jakbym co najmniej sama była uczestniczką tych wydarzeń? Za to Cię uwielbiam Ginger :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz numer 1000! :)

      W nagrodę możesz mieć jakieś życzenie/pytanie :P [poza- nie zabijaj Scorpiusa/innego ulubionego bohatera] :P

      Usuń
  5. Piekny. Brak mi slow. *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jazda! Ja pierdykam, czytałam to z ogromnym uśmiechem na ustach, do którego co jakiś czas dołączały szkilste oczy! :'D
    To jest niesamowite. Cudowne. Nie z tej Ziemi. Jak to się stało, że masz tak wielki talent?!
    Ubóstwiam scenę powrotu Camerona. Ta pewna doza nonszalancji w rozmowie zmiotła mnie totalnie. Wszystko jest na swoim miejscu... :)
    Przy śmierci Kingsley'a poleciały mi łzy, sama nie wiem jakim cudem. Zazwyczaj się nie wzruszam. Ale prawdopodobnie właśnie w ten sposób działają na mnie śmierci kanonicznych/kanonowych (jak to się pisze?!) postaci.
    Jesse to oczywiście dupek i tak dalej, ale aktualnie chcialabym się skupić na fenomenie chwili, gdy James go uderzył. To było absolutnie najsłodsze! Zawsze, ale to zawsze, wzruszają mnie sceny typu "przyjaciel broni przyjaciółkę", "chłopak broni swoją dziewczynę", "brat broni siostrę", albo "kuzyn broni kuzynkę" (mam na myśli Rose i Jamesa lub Albusa). O, i jeszcze gdy urządzają sobie "poważną" rozmowę z jej (tej dziewczyny) partnerem, to jest taaakie urocze. xD
    Co do Harry'ego, to nie mam nic do napisania, poza: Złoty Chłopiec. ;)
    Momenty Jomes były bardzo piękne, szczególnie, że wojna dodaje smaku.
    Albus i Scarlett powoli stają się jedną z moich ulubionych par, zaraz za ex aequo Draco/Astorią i Scorpiusem/Rose.
    I, muszę przyznać, Scar się z tym świstoklikiem wykazała. Nic i nikt nie przebije oczywiście mojej Rose (z postaci babskich, bo Scora i Draco kocham NAJBARDZIEJ), najmądrzejszej, najzdolniejszej i najcudowniejszej. :D
    A co do wojny samej w sobie, to trzymam kciuki za naszych Brytyjczyków oczywiście.


    Rozdział jak zawsze epicki, czekam niecierpliwie na nn,

    Pozdrawiam, wierna członkini Malfoy Team, CJ xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę tego, że rzadko się wzruszasz, ja miałam łzy w oczach pisząc sam plan rozdziałów 51-54. Jestem mięczakiem :/

      Moją życiową ambicją jest fakt sprawienia, żebyś w końcu polubiła Jo i Jamesa. Nie wiem czemu, jakoś strasznie mnie boli, że tylko Rospius i Rospius :P Ale poczekaj do 3 części, tam to już chyba tylko człowiek bez serca nie będzie trzymał kciuków za Jomesa! :D

      :P

      Usuń
    2. O Jezu, Ginger, PRZEPRASZAM!
      Nigdy, przenigdy nie chciałam sprawić Ci przykrości, naprawdę.
      Przeczytałam to już na treningu, ale dopiero teraz mogłam odpisać.
      To nie tak, że nie lubię Jomes.
      Co prawda wkurzała mnie Jo, bo była takim kozłem ofiarnym, któremu ciągle się coś dzieje i wokół którego wszystko się kręci, a dodatkowo była jedną z przyczyn kłótni Ala i Jamesa. Ale teraz już jest okej. Albus ma Scar, którą bardzo kocha i pogodził się z Jamesem, do którego nic nie miałam, nie mam i prawdopodobnie mieć nie będę. Chcę, by Jomes było szczęśliwe i lubię ich razem.
      Z początku traktowałam ich z rezerwą, bo czułam, że ranią Albusa, ale jest w pożądku.
      Co do Rospiusa, to wolę ich, bo są zabawniejsi. A wszystkich Malfoy'ów zawsze kochałam (i ślizgonów w sumie też: Snape i Voldemort <3). Rose za to skradła moje serce po kilku opowiadaniach z wątkiem Scorose.
      I Jamesa naprawdę bardzo lubię, z Jo był problem, ale teraz też ją lubię.
      I jeszcze raz baaardzo przepraszam, zasmucenie Autorki mojego ULUBIONEGO opowiadania, to ostarnie, co kiedykolwiek miałam zamiar zrobić. Zapewniam Cię, że ich lubię.

      Jomes shipper <3 CJ

      Ps sorry za błędy, ale właśnie wracam i nie jestem przyzwyczajona do jednoczesnego chodzenia i pisania, plus już dwa razy wpadłam na słup i raz na zaparkowane auto, do czego serio jestem zdolna. Ostatnio skręciłam kostkę na prostym chodniku xx

      Usuń
    3. Spokojnie! :D Ja się nie gniewam! Teraz mi głupio, bo każdy ma prawo lubić sobie kogo chce! :p Tylko cóż, Jo ma 91 % cech mojego charakteru ;p Stąd tak jakoś zawsze traktuję jej odbiór osobiście :D

      Usuń
    4. Ale ona charakter to akurat ma fajny, ja nieznoszę takich cieniasów, co ciągle płaczą i się nad sobą użalają :)
      Po prostu winiłam Jomes za cierpienie Ala, i ją (Jo) za pogorszenie braterskich stosunków ;D
      Nich Ci nie będzie głupio, to normalne, że chciałabyś, by Twoi czytelnicy lubili wykreowanych przez Ciebie bohaterów. Tyle, że ze mną nie ma tego problemu, lubię i Jo i Jamesa <3

      Usuń
  7. Czy ja już mogę komentować? :P
    Chciałam powiedzieć, że ten rozdział zrobił rzecz niesamowitą - zatkało mnie 3 razy. Teraz muszę ukrywać tego bloga przed znajomymi, bo jak to odkryją to po mnie...! :P

    Ekhym. Pierwszy raz zatkało mnie oczywiście przy scenie śmierci Kingsleya. "Tyle bitew wygrałeś"... Szkoda, straszna szkoda, ale to nadaje autentyzmu tym wojennym rozdziałom..
    Drugi raz, gdy Jesse powiedział do Dakoty, żeby go nie zostawiała. I chyba nie muszę tego komentować...
    I po raz trzeci, gdy pojawił się Cam! Nie mogę się doczekać wspólnej sceny z Lucy!

    A teraz myślę tylko o zapowiedzi!!! KTO się KOMU oświadczy? Chyba nie James Jo? Ona się nie zgodzi! :P Scorpius? Matko, matko. Zdradź coś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już możesz komentować :P

      Oooooch jak ja kocham spoilery, z których można wydumać wszystko i nic! Oświadczyny mogą być, owszem. Zastanówmy się kto się może komu oświadczyć!
      Mamy Jomes - może James zechce się upewnić czy Jo będzie grzeczna w siódmej klasie, gdy on już skończy szkołę?
      Mamy Rospiusa. Może Rose będzie umierająca i Scorpius przywoła urzędnika, który udzieli im ślubu?
      A może Cam tak się stęsknił za Lucy, że postanowił od razu przejść do rzeczy?
      Hmmm... Czyżby jednak Al postanowił się wyrwać przed tłum? Tylko gdzie on teraz znajdzie Scarlett?!
      Bo chyba nie Jesse, na którego Dakota nie chce patrzeć?! A może właśnie dlatego???
      No bo jak Norah Johnson oświadczy się Nevillowi... Hermiona by się ucieszyła.
      Zaraz zaraz... A Louis? Może dlatego szuka Leah?!
      Istnieje jeszcze ewentualność, że Harry musi znowu podrywać Ginny. Albo Ron wpadł na taki głupi pomysł, by znowu łazić za Hermioną.

      I oczywiście zawsze może to być HUGO.

      Jestem bardzo złym człowiekiem.
      <3<3<3 :):):)

      Usuń
    2. Tobie płacą za torturowanie nas???????????
      Jedna z tych możliwości jest realna, prawda?

      Usuń
  8. A więc...
    1 Ponawiam prośbę NIE ZABIJAJ CAMERONA!
    2 Wiedziałam, że ten konkurs to podpucha. Biedny Kingsley, szkoda mi TAKIEGO ministra.
    3 Niech Dakota i ten dupek się pogodzą, bo są sobie pisani, bo osobno będą cierpieć (a ja z nimi), bo on się zabije, bo... bo tak ma być.
    4 Nie morduj nikogo z naszej kochanej bandy, nie potrafię sobie wyobrazić załamanego Scora, czy Jessiego.
    Kolejna notka do mojej teczki o nazwie "Cudowne Rozdziały". Ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy.

    - Ruda Jędza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne co mogę obiecać, to, że w następnym rozdziale nie zginie nikt. To znaczy nikt nam znany z imienia :)

      Usuń
    2. Dzięki! W takim razie będzie cudownie!
      :-D

      Usuń
  9. Wow, wow i jeszcze raz wow! Strasznie żałuję, że wcześniej nie trafiłam na twojego bloga. No, ale cóż teraz już będę regularnie wyczekiwać na posty!
    Fajnie, że Cameron wreszcie wrócił do świata żywych. Teraz czekamy na happy endzik z Lucy. O ile takowy będzie.
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!

    -Izi

    OdpowiedzUsuń
  10. aaaa Cameron wreszcie jeju❤️❤️❤️ mam nadzieje, ze spotkają sie z Lucy na polu bitwy po bitwie nwm gdziekolwiek!!
    biedny Kingsley:((
    Albus taki opiekuńczy, widac jak mocno kocha Scarlett, a Scarlett jak sie wykazała tym swistoklikiem.
    teraz bedzie mnie nurtować przez caaale wieki kto sie komu oświadczy no:(( hahaha
    pozdrawiam, zycze duzo weny i czekam na następny rozdział! :p

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudo! Nie wiem co powiedzieć! Akcja tak szybko pędzi, że po prostu... nie wiem co powiedzieć brak mi słów!
    Nie zabiłaś Camerona (jescze)! :)
    Wiedziałam, że Harry przyjdzie walczyć. Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że któryś z głównych bohaterów zginie w tej bitwie.
    Scarlett, kochana Scarlett, uratowała Scora, Rose no i resztę! Wspaniała, uwielbiam ją.
    Głupi Jesse! Co on zrobił?!
    Czy Harry zobaczy, że Al i James z nim walczą? Proszę powiedz mi że tak i że nie zabijesz żednego z nich, błagam!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, coś czuję, że nei zasnę dzisiaj spokojnie ;)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozumiem, że Cam jest Waszym głównym typem w prognozach śmierci? :P
    Oczywiście, że Harry zobaczy swoich synów ;p powiem Ci nawet więcej, będą razem walczyć z... kimś :) I nie tylko Scarlett dokona czegoś wielkiego. Myślę, że co najmniej o Alu i Scorpiusie też można będzie tak powiedzieć :)

    :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ginger! Ty mi normalnie ratujesz życie tymi rozdziałami. Zawsze jak mam doła to jest cos nowego na GGG! :) Dziękuję!

    Kingsley... :( Szkoda, ale myślę, że był to dobry wybór z Twojej strony. Wiadomo, że ktoś musiał zginąć, wiadomo, że na ministra polowali od dawna, no a nie był postacią, do której w GGG byliśmy jakoś przywiązani. Ale i tak moment, w którym żegna się z Hermioną był bardzo wzruszający.

    Ja obstawiam, że oświadczy się James. Chociaż czytając Twój komentarz z "podpowiedzią" jakoś tak ten Ron mi się włączył... :P Ehhh, nieważne kto i tak będzie na pewno mnóstwo emocji! :)

    A i jeszcze napiszę coś w sprawie Jo, bo czytałam komentarze wyżej. Rozumiem Cię, jeśli nadaje się komuś własne cechy, to odbiera się tę postać bardzo osobiście. Ale nie przejmuj się, my ją wszyscy kochamy! Za to, że nie chciała zranić Ala, za to, że dała radę wrócić do siebie po porwaniu, za jej cudowną relację ze Scorem, za to, że jest tak mało dziewczyńska... za jej "to on już wie?", gdy James jej powiedział, że Al podrywa Scarlett i tysiąc innych mistrzowskich komentarzy Carter! A przede wszystkim za jej związek z Jamesem, który jest tu zdecydowanie najbardziej elektryzujący. No bo każdy wie, że Rospius to ze sobą będą forever, ale Jomes ma w sobie dużo tajemnicy!

    No!
    Pozdrawiam,
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, cieszę się poprawia Ci to humor! Mnie też. No ale ja jestem uzależniona i dziennie piszę około 20 stron różnych rzeczy, więc... :P
      Tak naprawdę chyba nie da się zgadnąć kto się oświadczy. To może być każdy, wszystkie te związki (dobra poza Norah/Nevillem i Albusem/Scarlett) są na tyle głębokie, że to mogłoby się stać. I mam już tę scenę i jestem z niej bardzo dumna! (samochwała) :)

      Dzięki za komentarz o Jo :)

      Usuń
  14. Rany, ale ze mnie ciota - przepłakałam prawie cały rozdział (powiedzmy, że to dlatego, iż mi się okres zbliża (nie zbliża)). Ledwo co mi się udało ogarnąć po innym fanficku, który przeżywałam przez kilka dni, bo złamał mi serce, a teraz pewnie będę myślała przez kilka dni o tym rozdziale (a zgaduję, że to jeszcze nic - później będzie bardziej przygnębiająco, prawda?).
    Podejrzewałam, że to Kingsley albo McGonagall zginie - ale bardziej obstawiałam McGonagall. Na szczęście się pomyliłam. Kingsleya też mi szkoda i bardzo wyłam (bo jakby mogło być inaczej skoro prawie cały rozdział przepłakałam - ciooota X'D), ale tej surowej kobiety (która przypomina mi moją ukochaną, surową, byłą polonistkę - tylko, że polonistka jest o kilkadziesiąt lat młodsza) byłoby mi jednak bardziej szkoda - bo przecież była z nami od "Kamienia Filozoficznego".
    "Profesor McGonagall podczołgała się do Rose i Scorpiusa i nakryła ich swoich ciałem, a oni wpatrywali się w siebie, nie mogąc oderwać wzroku." - to zdanie jest piękne. Zwłaszcza ta część do pierwszego przecinka.
    W ogóle, nie wierzę, ale po tym rozdziale polubiłam Scarlett. No bo jakbym mogła jej nie polubić po tym co zrobiła! Rany, jak dla mnie jest największą bohaterką tego rozdziału.
    Norah też mi się bardzo podobała w tym rozdziale (i przestałam ją osądzać o zamiary otrucia kogoś, tak w ogóle - znaczy już od dłuższego czasu o tym nie myślałam, ale teraz mi się przypomniało jak ją osądzałam co całe zło - no bo jakaś podejrzana była). Tym: "To jest obowiązek każdego dorosłego czarodzieja, by bronić tego kraju, by bronić mugoli i każdego kto potrzebuje ochrony!" i tym: "- Raejack wysłał nam dziesięć tysięcy ludzi! – darła się Norah. – Dzieci są bezpieczne, a ja nie będę siedzieć w zamku, gdy tam ktoś za mnie ginie!" kupiła mnie całkowicie.
    I cieszę się, że Louis zabrał Lucy ze sobą. Mam tylko nadzieję, że nic się nie stanie mojej ulubionej Puchonce.
    I ten, jestem jakaś dziwna, czy co? Bo przez wszystkie rozdziały wątek Jesse'ego i Dakoty był mi totalnie obojętny, a po rozdziale w którym się rozpada zaczęli mi się podobać.
    A to jak Albus chciał wysłać Scarlett z powrotem do Hogwartu wywołało u mnie dziki napad śmiechu. XD
    I podobało mi się jak James przywalił Jesse'emu - nie dziwię mu się. Chociaż ja by takie sprawy rozwiązała dopiero pod koniec bitwy - takie zwracanie się przeciwko sobie, kiedy wspólny wróg może czyhać za rogiem jest nieodpowiedzialne. Znaczy niby teraz tak piszę, ale jakbym pewnie się znalazła na miejscu Jamesa zachowałabym się tak samo. Bo emocje.
    Podsumowując: Ten rozdział rozerwał moje serce na kawałki i chyba zaczynam się bać czytać dalej. Na bank będzie tylko gorzej. I mam nadzieję, że Scorpius nie umrze osłaniając np. Rose. Nie chcę, żeby Scorpius umierał, matko. Już raz umarł w fanficku i jedna Scorpiusowa śmierć mi wystarczy. A jeśli musi umrzeć, to mam nadzieję, że nie odda za kogoś np. Rose życia (tak jak w tamtym okropnym fanficku). A co jeśli umrze osłaniając Rose, jak w mojej starej "wizji"?
    LS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wzruszenia są dobre!
      Haha! Wygrałam, lubisz Scarlett :D Tak, no ona wykazała się tym, czym umiała najlepiej, teraz pojawi się dopiero w ostatnim rozdziale.
      A jeśli chodzi o Norah to ja po prostu lubię postaci, których nie można jednoznacznie określić. Ona ma wiele wad (ten jej wątek z Harrym itd.), ale ma też zalety. Takie postacie są najprawdziwsze.
      Och, a James zwrócił się w tym momencie przeciw Jessiemu. On przyjaźni się z Dakotą od pierwszej klasy i czuje się za nią odpowiedzialny, soł... :D
      I znowu "nie zabijaj Scorpiusa". Chyba napiszę taką piosenkę :)

      Usuń
    2. Tam miało być, że zwrócił się przeciw swojemu wrogowi, bo Jesse był nim w tamtej chwili :D

      Usuń
  15. Znowu jestem spóźniona.

    Zacznę od stwierdzenia, że Jesse jest kretynem (przepraszam, musiałam), ale i tak go lubię.
    Gdy czytałam rozdział L przeczuwałam, że ten konkurs to będzie jakaś cholerna pułapka. Beznadziejnie się cieszę, że Scorpius nie wpadł na głupi pomysł uratowania ich własnym kosztem. Nie wiem nawet czy byłby jakiś sposób, ale ciii. :D Strasznie się o to martwiłam. I chyba nie powinnam przestawać, wszystko może się zdarzyć. Jednak mam nadzieję, że dobra Ginger nie złamie kruchego serduszka zmartwionej Patrysi :(
    Łoo dużo coś o tym Scorpiusie.
    Harry skojarzył mi się z takim asasynem jak się pojawił w ministerstwie. Poczułam taką moc. Przeważnie w fanfikach Potter zostaje takim fajnym niegroźnym wujaszkiem aurorem. A u Ciebie w końcu jest facet, który pokonał Voldemorta!
    CAMERON WRÓCIŁ!!! Teraz tylko utrzymać go przy życiu wielkimi modlitwami!!! Czekam na spotkanie jego i Lucy <3

    Pozdrawiam i proszę o łaskę dla moich ukochanych bohaterów!
    Patrycja

    PS Przepraszam za uciekające przecinki. Coś czuję, że dużo się ich nazbierało. :p

    PPS I przepraszam za tak marny komentarz. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestańcie mnie przepraszać za "marne" komentarze! Bo ja zacznę ciągle pisać: przepraszam za słaby rozdział!

      Ej, ej, ej. Ja się pytam - gdzie są wyznawczynie Jessiego? przecież jest taaaaaaki cudowny! On się przecież nie zmienił, tylko zachował się jak 100% on. W każdym wątku od pierwszej części z nim były wzmianki, że kogoś podrywa, wiecznie miał ochotę na Rose itd. A teraz zły :P

      Cam i Scorpius w czołówce typowanych trupów! Zapytajmy co oni na to!

      Cameron: Myślę, że zginie Scorpius. Ja jestem wyższy i nie dałem się zabić Ankdalowi w Norwegii. Lucy na mnie czeka i nie mogę zginąć.

      Scor: Obstawiam, że zginie Cam. Ja jestem przystojniejszy, a mój ojciec jest profesorem. No i Rose by mnie zabiła, gdybym umarł.

      Ginger: Dziękujemy! Werdykt już wkrótce! :)

      To wina pierwszej w nocy, nie tego, że jestem nienormalna.
      :))))

      Usuń
  16. Twoj komentarz mnie rozwalil! "No i Rose by mnie zabila gdybym umarl " wez wstaw ten fragment do ktoregos rozdzilalu ;)
    A yeraz rozdzial... tak zal mi ministra... to jedna z tych postaci do ktorych mam ogromny sentyment... byl zawsze taki opanowany i odwazny! Ale lepiej on niz Skorpius (tak wiem w kazdym komentarzu Ci tak pisza)
    I Scarrlet... nie przepadalam za nia ale teraz uratowala zycie Rose, Hermionie i tym wszystkim... i naprawde ja polubilam (czytaj: nie zabijaj jej !)
    Cam! Cam! Cam! Wrocil! A Lucy bedzie w Londynie! Nie moge doczekac sie az sie spotkaja! Tylko troche nie wyobrazam sobie Lucy w srodku bitwy...
    Jesse! Ty draniu! Jak mogles! Nie zslugujesz na Dakote! Ale brawo za odwage... tylko mogles jej nie denerwowac przed bitwa... boje sie ze ona teraz bedzie rozkojarzona i moze zginac...
    Malo Jomesa :( ale rozumiem jest bitwa i trzeba sie glownie na niej skupic... to jak James przywalil Jessemu... nalezalo mu sie
    Hermiona mega! Pisalam Ci juz ze zawsze tak wyobrazalam sobie dorosla Hermione... silna, zdecydowana i nieprzewidywalna! Czytalam wczesniejsze komentarze i wez blagam niech Ron da se spokoj z Hermiona bo oni nigdy do siebie nie pasowali!
    Ogromne dzieki za fragment z perspektywy Harrego!
    To chyba tyle... malo mojej kochanej Rose ale mam nadzieje ze w nastepnym rozdziale sie to poprawi ;)
    Przepraszam jeszcze ze tak pozno komentuje ale mialam problemy z internetem i od piatku zylam odcieta od swiata!
    Pozdrawiam i zycze duuuuzo weny!
    Julk ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo! Teraz mi sie przypomnialo! Obiecalas ze zginie jedna osoba z powozu! Wiec Rose i Scorpius sa bezpieczni?!
      Julk ;*

      Usuń
    2. Tak jedna osoba z powozu miała zginąć w tym rozdziale. Ale to nie oznacza, że wszyscy którzy nim lecieli nie mogą zginąć później. Nie oznacza też, że zginą. Po prostu to nie ma związku.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  17. Hej, Ginger. Rozdział jak zawsze cudo.
    Scarlet, nawet nie wiem, jak zrobiła świstoklik, ale tak jak Jo "Krukoni...". Tym świstoklikiem uratowała im życie...
    Jesse zachował się okropnie zdradzając Dakotę, ale taki jest. Nadal jest przystojny, szalony itp., ale zachował się okropnie. James miał rację, jako przyjaciel uderzając Jessiego...
    Jak można było nie zauważyć 5 uczniów? Ale trzeba powiedzieć, że w walce spisali się na medal.
    Coś mi się wydaje, że Norah i Nevill powinni zostać w Hogwarcie, tak jak mówi Harry, że będzie tam największy atak. Nie dość, że są tam uczniowie to jeszcze Mary...
    Tak Harry i Cam i ich wejście smoka. Tylko oni mogą tak wejść i wygrać walkę.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, Nikita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można było nie zauważyć, jeśli to była ta piątka :D
      Norah i Neville raczej wiedzą co robią. A atak na Hogwart będzie tylko jeśli padnie Londyn. Może nie padnie :P

      :)

      Usuń
  18. Ginger jedno, wielkie wow! Najlepszy rozdział moim zdaniem ze wszystkich na blogu. Smutne ,że Kingsley umarł ale taka już niestety jest wojna. Strasznie się cieszę ,że Cam jednak żyje ,bo jest moją ulubioną postacią. Dakota brawo ! Ja bym Jessemu pewnie przywaliła jak James ale no cóż. Czekaj na następny rozdział / D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam*

      Usuń
    2. Hahahah, okej czekam na następny rozdział! :) Kiedy będzie? :P

      Cam jest Twoją ulubioną postacią? Ale fajnie :) Byłam w szoku jak wszyscy podejrzewali, że zginął gdzieś po drodze! Przecież musiał się pojawić i nigdy by nie dał się zabić przed spotkaniem z Lucy! :)

      Usuń
  19. Noooo Cam wrócił. Jestem zadowolona :) przynajmniej tak no wiesz po części, bo ciągle przed skończeniem czytania rozdziału boje się ze zginie ktoś z naszych bohaterów :D
    Tak w ogóle to chciałam ci podziękować ze porozmawialas z Gustkiem i ze przekonalas go zeby ci co nieco zdradził. Tylko na ile to było prawdziwe ? Jak ba razie to i Rose i Draco boje się najmniej, ale może jemu właśnie o to chodziło ? Żeby nas zaskoczyć i teraz ich zabije najpierw ? Mam nadzieję ze jednak nie kłamał .
    James jest takim dobrym przyjacielem. Uważam ze bardzo dobrze zrobił ze mu przywalil chociaż miałam cicha nadzieję ze Dakota to zrobi :P.
    Ja rozumiem ze Al jest taaaki zakochany w Scarlett ale on chyba za bardzo się nad nią trzęsie . Czy może mi się tylko wydaje ?
    Jak dla mnie mało Rospiusa no ale jakie to przeżyje. O ile oni przeżyją :) .
    Dużo weny życzę . I mało ofiar :P

    Pozdrawiam
    Nowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błaaaaagam. Jakoś wytrzymam ciągłe marudzenie, żeby nie zabijać Scorpiusa. Ale już nie mogę tego "za mało Rospiusa/Jomesa". ludzie, jest wojna, raz na dwadzieścia ileś rozdziałów wytrzymacie bez tego, że się do siebie lepią :P
      Wierz mi, że Al też mnie denerwuje, ale daję Ci gwarancję, że gdyby jej nie zawrócił, Scar byłaby trupem jeszcze w tym rozdziale.

      Usuń
  20. O MOJA ROWLING! Cameron! Cameron wrócił!
    Jasne, cały rozdział super. Śmierć Kingsleya - smutna. Cała wojna - przerażająca. Jesse - słusznie dostał, ale nadal go kocham i mam nadzieję, że Dakota mu wybaczy. Mi w zupełności nie przeszkadza brak czułości w rozdziale. Takie wojenne też są potrzebne! I piszesz je naprawdę świetnie.
    Ale najważniejsze jest że CAMERON WRÓCIŁ! Tak, powtórzę to jeszcze raz...ON JEST W LONDYNIE! A Lucy do niego pędzi! W sam środek bitwy...no ale fajnie, że w ogóle. No i Louis i Leah...To chyba najbardziej tajemniczy wątek całego opowiadania!
    A CAMERON CARTER JEST ZNOWU Z NAMI!
    Dziękuję za ten rozdział i mam nadzieję, że dodasz coś kolejnego niedługo.
    Wesołych świąt, spokoju, szczęścia, radości :)

    PS U mnie na Ślizgońskiej Krwi, w końcu nowy rozdział :p

    OdpowiedzUsuń
  21. Odkryłam tego bloga kilka dni temu, a czytać zaczęłam około godziny 23.00 02.04. i czytam do teraz. Osobiście to mam już zakupioną bombę atomową, która byłą już tyle razy wymierzana w twoją stronę, że nie da się zliczyć, a to wsyzstko dlatego, że:
    a) czytając to FF stałam się bardziej wulgarna niż dotychczas
    b) robiłaś mi na złość - dosłownie. Ja mówiłam *odepchnij go, odepchnij* to nie! Ona całuje Albusa.
    c) znikłaś mi Camerona
    d) za każdym razem, kiedy w Jomes lub Scorose się coś psuło to w całym domu było słychać coś takiego *Ryly!? No qrwa rly?! 120 mln dolarów to nie tak dużo. Kupuję ta przeklętą bombę*

    Już? Spokój?
    Spokój.
    Gdyby nie to, że o godzinie trzeciej nad ranem nie mogłam się wydzierać to sąsiedzi usłyszeliby coś takiego *James ty przeklęty gumochłonie, sklątko tylnowybuchowa! Ty miałeś czekać aż Jo do ciebie przyjdzie, a nie się puszczać od razu!*
    Doprowadzałaś mnie do tak skrajnych emocji, że z czystym sercem mogę porównać twoje opowiadanie do When Lioness fight. Tak jak Zdemoralizowana chcę Jesse'a i Dakotę! Mogę też się pobawić w wymyślanie kompromitujących nazw? Jakota. Chcę Leah teraz, zaraz, już! Zaraz zabieram się za komentowanie poprzednich rozdziałów, ale to chyba jednak jutro, bo po tych skrajnych emocjach muszę się wyluzować. Wiesz, że gdyby nie to, że jestem kobietą to bym ci się oświadczyła? Nie chcę jednak ryzykować i w trakcie wojny ciągnąć cię do Holandii, więc jak na razie mogę ci obiecać, że bomba atomowa leży cichutko pod moim łóżkiem i czeka na mój kolejny atak *niesprawiedliwej niesprawiedliwości niesprawiedliwie spowodowanej przez niesprawiedliwą Ginger*.
    Bolą mnie ręce.
    Pozwolę sobie zakończyć ten długi komentarz pięknym stwierdzeniem naszej kochanej Rose z przed kilku(nastu) rozdziałów:
    - Ja nie mam chłopaka.

    Pozdrawiam i chowam bombę,
    Anastasia, która nawiedzała się przed maila.
    nie-placz-w-hogwarcie.blogspot.com
    ferro-igni-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie mail, zastanawiałabym się miesiąc czy Tobie się właściwie GGG podoba czy nie! :D
      Bardzo ważna wiadomość - jeśli masz 120 mln $, nie wydawaj tego na głupią bombę, tylko wpłać mi na konto a w następnym rozdziale będziesz miała każdy związek jaki Ci się zamarzy. Cennik wygląda mniej więcej tak - Jo i Rose- 50 baniek, Jo i Scorpius - 40, Al i Jesse 25, James i McGonagall 70.

      Oświadczyny chętnie rozważę, wyślij 3 zdjęcia, pierścionek i zaliczkę :D
      Dziękuję za poprawienie humoru (tzn. nie był zły, ale jest genialny:P)!

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dzięki za zrzucenie z łóżka. Bardzo poważnie rozważam zakup James'a i Minerwy. Oczywiście jak tylko sytuacja się poprawi wysyłam długaśny list z prośbą o twą rękę i kserokopią pierścionka.
      Aktualnie siedzę na łóżku i śmieję się w przestrzeń. Przynajmniej moja wcale nie normalniejsza rodzicielka stwierdziła, że próby jakiegokolwiek leczenia mnie i tak pójdą na marne.

      Intryguje mnie też Albus i Jesse. Tylko co ja teraz zrobię z tą bombą pod łóżkiem? Już wiem :D Zrzucę na...
      ...
      ...
      ...
      ... Azkaban. W końcu zobaczę *szczątki* moich znajomych :D

      Usuń
  22. CAM POWRACA !!! WOHOO xd wspaniały rozdział, mimo śmierci Kingsleya, wielbię go. Genialnie przedstawiłaś akcje, fajnie idzie się w nią wczuć, nie czuje się chaosu (nawet takie fragmenty potrafisz pisać ..., co ja robiłam, kiedy rozdawane były TAKIE talenty???) uhhh nie umiem wyrażać swoich myśli! do następnego Geniuszu xx

    OdpowiedzUsuń
  23. Cameron wrócił! Jej! Miałam nadzieję, że zginie Kingsley. Zawsze lepszy martwy on, niż Hermiona, profesor McGonagall lub Draco. Żal mi Dakoty. Zaangażowała się w ten związek, a Jesse wszystko zepsuł. No, ale tak się dzieje, gdy do myślenia zamiast mózgu używa się... no mniejsza z tym. Ale według mnie za mało mu się oberwało i James powinien mu jeszcze poprawić...
    Pozdrawiam, Annayis :-D

    OdpowiedzUsuń
  24. czemu tak mam, że nawet jeśli Jesse zrobi jakieś świństwo to i tak dalej jestem jego fanką xD ? Kocham ten rozdział, ale jednocześnie czytając cały czas myślałam kto zginie :( no i Kingsley :( Nareszcie Lucy ! Wykreowałaś jej cudowny charakter widać, że z miłościi zrobi wszystko i pokona każdą przeszkodę, gdyby siedziała wtedy w zamku to pewnie bym ją znienawidziła.. czytając poprzedniego posta proponowałam uśmiercenie Iana.. no cóż teraz wręcz się o to prosi xD trochę mnie nie pokoi gdzie jest teraz Elizabeth.. no i Leah.. strasznie ją lubie, więc sądze, że się przeciwstawi rodzinie i dołączy do dobrej strony mocy :3 (przynajmniej mam taką nadzieję..) Lecę czytać dalej :) Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  25. Na początek, mówiłam już jak uwielbiam Draco i Socorpiusa? jak nie to teraz mówię Kocham ich :* Bitwa cudowna! uwielbiam opisy bitew a już w szczególności Twoje :) James <3 no i w końcu wrócił Cameron cudo :) szkoda tylko Kingsleya + Hermiona w bojowym nastroju jest najlepsza :*

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiedzialam, ze rose nie ominie tej walki.

    OdpowiedzUsuń
  27. Cameron powrócił o tak!!!!!!!! :D To teraz tylko czekam na moment aż Lucy pojawi się na polu bitwy i spotka się z nim.
    Smutno mi, że Kingsley zginął ale z drugiej strony cieszę się, że to nikt z głównych bohaterów nie stracił życia, choć to pewnie tylko chwilowe.
    Nie ma to jak w środku bitwy przyznać się do zdrady. Tak przeczuwałam, że James to nieźle przywali Jessemu jak prawda wyjdzie na jaw. Ale mimo to liczę, że Dakota mu wybaczy.
    No dobra a dlaczego Warren nie walczy i co z Louisem uda mu się dostać w ogień bitwy i odnaleźć Leah. Właśnie a co z Leah ostatnio coś słuch po niej zaginął.
    Coraz bardziej lubię Scar jej pomysł ze świstoklikiem był genialny.

    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  28. o matko....zaczęła się wojna
    Wrócił Cam :D strasznie się cieszę
    Szkoda mi strasznie Dakoty ;(

    OdpowiedzUsuń
  29. Mówiłam że Warren to idiota. Neville bohater! Jesse ty idioto ! Jezu jak mi szkoda teraz Dakoty :'( CAM nareszcie ! :D

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  30. Mój Cameron wrócił!
    (Płacz)

    Ale tak serio.
    Nigdy nie podobał mi się ten Warren.
    I-D-I-O-T-A.
    Muszę się przyznać, że bardzo mi ulżyło gdy przeczytałam ostatnie linijki. Kingsleya zawsze lubiłam i naprawdę mi się smutno zrobiło gdy czytałam jak umiera...
    A Jesse... tego palanta nie skomentuję.
    Szkoda mi Dakoty i... mam nadzieję, że mu wybaczy? Choć nie zasłużył. Niech to odpokutuje!

    I z tym jakże optymistycznym akcentem ślę całusy,
    BlackRabbit

    OdpowiedzUsuń
  31. Tyle rzeczy na raz!może Lucy i Cameron w końcu się spotkają.

    OdpowiedzUsuń
  32. Super rozdział!!
    Trochę smutno mi po Kingsleyu i po rozpadzie Dakoty i Jessiego... Aaaaa mam nadzieję że kiedyś jeszcze będą razem <3
    Ahhhh Ci poszukiwacze przygód. Zaczyna się wojna, zaczyna się akcja :P
    No i nareszcie wrócił Cameron! Nie umiem się doczekać aż (jeśli wogole) Lucy go spotka :)
    Ogółem mówiąc bardzo mi się podoba
    Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń
  33. Wow akcja z świstoklikiem była genialna! Szkoda tylko, ze minister umarł, więc Andakal ma to, czego chciał :(
    Cameron wrócił!!! Niech on i Lucy odnajdą się tam, gdzieś, na polu walki i niech odbędzie się jakas oderwana od rzeczywistości scena w której bardzo się cieszą ze się widzą :P
    Tylkonoech nikt nie umrze!!!!!
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń