„Zostaniesz?”
Hermiona
biegła pierwsza, za nią pędzili Rose i Scorpius, co chwila oglądając się na
profesor McGonagall, która nie ustępowała im tempa. Rose zerkała na Scorpiusa,
wytrzeszczając oczy i wskazując na swoją matkę, której nigdy nie widziała w
takim stanie. Nagle te wszystkie przygody, w których brali udział jej rodzice i
wujek Harry stały się dla niej czymś rzeczywistym i namacalnym jak nigdy
wcześniej.
Gnali
tak prędko, że już po kilku minutach znaleźli się na ruchliwym placu między
mugolskimi budynkami, gdzie było ukryte Ministerstwo Magii. Z tym, że nazwanie
teraz tego miejsca ruchliwym było sporym niedopowiedzeniem. Było tu chyba kilka
tysięcy ludzi; uzbrojonych, milczących i gotowych do walki. Stali na warcie
przed ministerstwem i wyglądali pokrzepiająco i przerażająco jednocześnie. Rose
i Scorpius zwolnili, uświadamiając sobie nagle jak bardzo są młodzi i niedoświadczeni. Ale
Hermiona przecinała plac tak szybko, że w kilku susach znalazła się przed
mężczyzną, który wyglądał jak dowódca tego oddziału.
- NOEL!!! – zawołała z wyraźną
ulgą, łapiąc dech. Wiele głów zwracało się w jej stronę i pozostałych
biegnących.
- Hermiono! – porucznik Raejack
wykonał dziwny ruch, jakby chciał ją objąć, ale chyba przypomniał sobie, że
wojskowemu nie wypada, i że patrzą na nich tłumy ludzi.
- Co się dzieje? – zapytała
natychmiast Hermiona.
- Harry poprowadził oddział do
gmachu. Nie powinien mieć większych problemów, ale tutaj spodziewamy się lada
moment potężnego uderzenia reszty wojsk Hurrlingtona.
Hermiona skinęła głową trochę
nieprzytomnie.
- Jakieś wieści z granic?
Raejack wyglądał na przybitego tym
pytaniem.
- Ryan Hastings ustawił swoich
ludzi wzdłuż granicy. Mamy nadzieję, że zdąży nas uprzedzić.
Hermiona znowu przytaknęła.
- Potrzebuję różdżki… Czterech –
dodała wskazując na Rose, Scorpiusa i profesor McGonagall, którzy stali kawałek
dalej, nie śmiejąc podejść do dowódcy. Raejack kiwnął tylko w kierunku
stojącego najbliżej żołnierza, a ten oddalił się bez słowa i wrócił niecałą
minutę później niosąc cztery witki.
- Hermiono… - powiedział porucznik,
gdy brała dla siebie różdżkę od młodego żołnierza. – Skąd wracasz? I dlaczego
wyglądasz jakbyś stoczyła już jakąś bitwę? – zapytał omiatając wzrokiem rękawy
jej szaty, które były poplamione krwią.
Hermiona przymknęła oczy. Zrobiła
jeszcze jeden krok i powiedziała mu coś na ucho. O tym, że Raejack był
doskonałym żołnierzem świadczył fakt, że nawet nie drgnął, gdy przekazywała mu tragiczną
wiadomość. Ale Hermiona, która stała blisko niego widziała w jego oczach
potężny ból.
- Jego zastępca… - powiedział w
końcu. – Nie mamy z nim kontaktu.
Hermiona wzięła głęboki oddech.
- Nie przejmuj się Noelu, nie figur
nam teraz trzeba.
Poklepała go jeszcze po ramieniu,
co przyjął z iście żołnierską beznamiętnością i odwróciła się do Rose,
Scorpiusa i profesor McGonagall, którzy badali swoje nowe różdżki.
- Jest do kitu… - mamrotała Rose,
próbując rzucić na Malfoya zaklęcie poplątania nóg. Ten tylko zaśmiał się
złośliwie.
- Pani dyrektor – odezwała się
Hermiona. – Trzeba zabrać stąd…
- O na pewno nie! – zawołała Rose w
połowie jej zdania, robiąc krok do tyłu. – NIGDZIE się stąd nie ruszam! Będę
walczyć!
Hermiona wywróciła oczami.
- Nie będziesz. Scorpiusie… -
zwróciła się do niego, najwyraźniej oczekując po nim większego rozsądku.
- Pani Granger… - zaczął
dyplomatycznie. – Mogę odstawić Rose do zamku ale…
- W końcu! – ucieszyła się Red, gdy
jej zaklęcie dosięgło go i jego nogi zaczęły nagle dziko pląsać. Machnął
różdżką uwalniając się od tego i spojrzał na nią ze złością.
- Dasz mi kiedyś dokończyć?! –
fuknął. – Chciałem powiedzieć, że mogę odstawić Rose do zamku, ale bardziej
przydamy się tutaj!
Hermiona i profesor McGonagall natychmiast
pokręciły głowami.
- Panie Malfoy – odezwała się
dyrektorka. – Ma pan szesnaście lat i…
- PADNIJ!!!
McGonagall
nie dokończyła swojej reprymendy. Potężny grzmot, jakby ktoś trzasnął ogromnym
biczem rozległ się na placu, a potem niebo zalał grad iskier i promieni.
Hermiona rzuciła się na Rose i Scorpiusa, zasłaniając ich sobą, a potem
wycelowała różdżkę i wyprostowała się. Przed nimi materializowało się morze
wojska.
*
Draco
zostawił bezpieczną Scarlett niedaleko miejsca, gdzie ukrył ciało Ministra Magii i
pożyczył sobie jej różdżkę. Potężny huk, który usłyszał przed momentem sprawił,
że przyspieszył. Przed placem, z którego dochodziły ewidentne odgłosy walki
zwolnił i wyjrzał powoli zza budynku mugolskiej poczty, gdzie właśnie ukrywało
się mnóstwo osób. Draco nie zwracał na nich uwagi i z różdżką w pogotowiu wychylił
się zza muru i zamarł. Kilka razy większa armia nacierała na obrońców
Ministerstwa Magii. Zobaczył z daleka Hermionę, zasłaniającą Rose i Scorpiusa i
rzucił się w ich stronę, ale w tym momencie coś innego przyciągnęło jego widok.
- Niech to szlag! – Dziesięć stóp
od niego, w samym sercu bitwy poczyniała sobie w najlepsze jego żona. – AS!!! –
ryknął, zapominając, że są w ogniu walki i rzucając się w jej stronę.
Oczywiście go nie usłyszała.
Między
nimi było kilkudziesięciu ludzi, ale nie stanowili oni dla Dracona
najmniejszego problemu w momencie, gdy gnał by zabić swoją irytującą żonę.
Położył kilku, następnych paru po prostu wyminął i był już bardzo blisko. Ku
jego zdumieniu koło Astorii walczył Ian Warren, co nagle wzbudziło w nim
jeszcze większą wściekłość.
- AS!!! – ryknął znowu i w końcu
się obróciła. Uśmiechnęła się szeroko.
- Draco! – strzeliła jeszcze jednym
zaklęciem i ruszyła do niego nie zważając na błyski i huki.
- Co. Ty. Tu. Robisz?! – wycharczał
wściekle, gdy rzuciła mu się w ramiona. Gdzieś między jej włosami zobaczył, że
Warren obraca się w ich stronę z chłodnym spojrzeniem.
- Myślałeś, że będę siedzieć
grzecznie w zamku? – zapytała retorycznie Astoria.
- Nie – jęknął Draco. – Ale co tu
robisz z tym palantem?
Astoria zagryzła wargi.
- Masz rację, to palant – oznajmiła
nagle czerwieniejąc, a Draco poczuł nowy przypływ gorąca i wbił w nią wyczekujące
spojrzenie. – Zamiast udać się na bitwę jak normalny porucznik, przyszedł do
mnie i oświadczył, że ze mną posiedzi… - wybełkotała szybko, nie patrząc na
swojego męża. – W ogóle wiecznie za mną chodził… Powiedziałam mu, że jeśli chce
zaimponować kobiecie powinien ruszyć tyłek do walki, więc mnie tu zabrał, ale…
Draco?!
Ale on był już w połowie drogi do
Warrena. Nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że wokół zaklęcia przecinają
powietrze jak brzytwa, a Warren jest właśnie pochłonięty walką z zakapturzonym
wojownikiem. Machnął krótko różdżką i jego przeciwnik padł jak długi, a Warren
powoli odwrócił się do Dracona.
- Nie trzeba było – powiedział
kpiąco. Ale Draco nie zwracał na niego uwagi. Przełożył różdżkę do lewej ręki,
zrobił ostatni krok i zamachnął się z całej siły. Astoria pisnęła i podbiegła
do niego, Warren zatoczył się i dotknął rękawem swojej obolałej szczęki, a
potem wycelował w niego różdżkę. Draco nie zdawał się tym przejmować.
- Spójrz jeszcze raz na moją żonę,
a wyplujesz resztę zębów!
Warren chyba nie miał nic ciekawego
do powiedzenia, bo tylko posłał mu mordercze spojrzenie i zajął się swoją
szczęką. Draco chwycił Astorię za rękę i obrócił się, dokładnie w momencie, gdy
dwa strzały pomknęły w ich stronę. Odbili je i pobiegli dalej.
- Znowu się bawisz w rycerza?! –
zawołała Astoria, chyba nie mogą się zdecydować czy być na niego złą czy nie.
- A ty znowu przyciągasz za dużo
uwagi! – odburknął jej, gdy lawirowali między gęstym tłumem walczących.
- Dokąd my właściwie biegniemy?! –
zawołała jeszcze Astoria.
- Scorpius jest po tamtej stronie!
- CO?!
Astoria wyciągnęła szyję, a potem
pognała tak szybko, że miał spore trudności z dognaniem jej.
*
- Nawet nie wiesz… - wyrzucił z
siebie Harry wzruszonym głosem.
- Wiem! – przerwał mu ze śmiechem
Cameron. – Sam się sobie dziwię, że żyję!
Harry pociągnął tylko nosem,
uznając, że ewidentnie się starzeje. Kiedyś nie był tak ckliwy.
- Wiem, że dopadli Crosby’ego. Ale
wysłałem spory oddział do obrony Hogwartu. Nikt nie przemknie się tam z
kluczami.
Cameron zmarszczył nagle czoło.
- No nie, bo ja je mam! – powiedział, a potem nagle
włożył rękę do wewnętrznej kieszeni swojego szarego płaszcza i ku zdumieniu
Harry’ego wyjął z niej szklane, świetliste pudełeczko. Rozejrzał się jeszcze do
koła, ale w miejscu w którym byli walka już się skończyła i teraz zwycięski
oddział Harry’ego zbierał rannych i grupował się przed następną bitwą, nie
zwracając na nich większej uwagi.
- Kupiłem po drodze – oznajmił
niefrasobliwie Cam, gdy Harry wgapiał się w to co robi z otwartymi ustami. –
Otwiera się tylko na mój dotyk – dodał szczerząc zęby.
Otworzył pudełeczko i Harry miał
wrażenie, że grzebie w nim jakby było tam więcej rzeczy, a potem wyjął pęk
świetlistych kluczy, każdy z innego metalu. Harry wypuścił głośno powietrze, a
potem bez słowa podszedł do niego i uścisnął go krótko.
- Nie mam słów! – powiedział. – Nie
mam słów!
Cameron znowu się zaśmiał i gdy
Harry w końcu go puścił, schował pieczołowicie pudełko do wewnętrznej kieszeni.
- Ale… jak? – zdumiewał się wciąż
Potter. Ale Cameron zdążył tylko otworzyć usta, gdy głośny pisk rozległ się w
Atrium i wiele głów obróciło się w stronę schodów wiodących do Departamentu
Tajemnic. W ich stronę biegła Jo, a za nią zmierzał wściekły James.
- CAM!!! – Jo wyglądała jakby
spłynęło po niej tak ogromne uczucie ulgi, że nic innego się w tej chwili nie
liczyło. Biegła w kierunku brata, jakby bała się, ze za chwilę zniknie. A potem
wpadła w jego wyciągnięte ramiona.
- Nie do końca to miałem na myśli
mówiąc, że mamy się nie rzucać w oczy! – warknął James, dopędzając ją i
zerkając na ojca, jakby oczekiwał najgorszego. Harry wziął głęboki oddech.
- Nie zapytam co tu robicie! –
powiedział, próbując się uspokoić, podczas gdy Cameron wciąż ściskał Jo,
unosząc ją kilka cali nad ziemią. – Ale zaraz pokażę wam, gdzie macie się…
- Tato – przerwał mu szybko James. – Wiesz, że
nigdzie nie pójdziemy, więc sobie daruj! Na dole położyliśmy kilkunastu ludzi
Hurrlingtona i wcale cię to nie dziwi, bo to ty rok temu dałeś nam taką szkołę
walki, że wiesz na co nas stać.
Harry wpatrywał się w niego z
mieszaniną podziwu i niedowierzania.
- Mimo wszystko, James… Jo jest
niepełnoletnia…
Cameron wypuścił ją w końcu z objęć
i spojrzał na nią z góry.
- Pan Potter ma rację. Ale mam
pomysł – dodał odwracając się do Harry’ego. – Zostaną ze mną. Będę miał ich na
oku.
Harry niedługo się zastanawiał.
- Zgoda. Ale jeśli spadnie ci włos
z głowy – rzucił w kierunku Jo. – To twój chłopak będzie miał ze mną do
czynienia!
Harry omiótł ich jeszcze długim,
ciepłym spojrzeniem a potem ruszył w kierunku swojego oddziału.
Jo
patrzyła na Camerona, jakby wciąż nie wierzyła, że tu jest.
- Lucy oszaleje ze szczęścia –
powiedziała w końcu. Przez twarz Cama przemknął cień, a Jo miała dziwne
wrażenie, że aż go boli, gdy o niej słyszy. Nagle odwrócił się od siostry i
spojrzał chłodno na Jamesa.
- Eee… tak – mruknęła Jo. – Tak
jakby się spotykamy… - to ostatnie prawie już wyszeptała. Lata dorastania z
Cameronem nauczyły ją kilku rzeczy: po pierwsze w żadnym wypadku nie należy
mieć chłopaka. Jeśli już się go ma, nie należy o tym mówić. Jeśli musisz
powiedzieć zrób to bardzo cicho.
Cameron
zrobił krok w jego stronę, ale James się nie cofnął. A potem ku zdumieniu jego
i Jo, Cam wyciągnął do niego rękę a potem poklepał go po bratersku po ramieniu.
- Dzięki stary!
- Za co? – zdumiała się Jo.
Cam odwrócił się do niej,
wykrzywiając twarz.
- Za to, że masz się dobrze. Wiem co się z tobą działo w wakacje – mówił cicho, znowu do
niej podchodząc. – Obiecuję, że ich znajdę… Zapłacą za wszystko.
- Sama ich sobie znajdę! – burknęła
Jo.
James odkaszlnął.
- To może już pójdziemy ich
poszukać? – zapytał i gdy rodzeństwo parsknęło śmiechem zebrali się, by ruszyć
do następnej walki.
*
Albus
przycisnął się do ściany i zgasił różdżkę. Wiedział, że tuż za nim jest spora
grupa przeciwników, a ich zostało tutaj tylko kilkoro. Gdzieś po drodze mignęli
mu Jesse i Dakota, ale nie wiedział gdzie dokładnie są teraz. Jamesa i Jo
stracił z oczu dawno temu.
Coś
błysnęło i srebrzysty promień przeciął przestrzeń tuż przed nim. Al rzucił się
na ziemię, a potem wycelował na oślep. Ale nie trafił a w korytarzu rozległ się
złośliwy śmiech.
- Bawisz się w żołnierza, Potter? –
Al otworzył usta ze zdumienia, a potem zaświecił różdżkę, prosto na twarz
Elizabeth Cambell.
- Co ty tu robisz? – warknął. –
Piekło wezwało wszystkie siły?
Elizabeth pokraśniała z dumy.
- Blisko. Gdzie twoja banda? Bo za
tobą jest spora grupa wampirów i nie wiem jak zamierzasz sobie sam z nimi
poradzić.
Albus prychnął.
- Te wampiry są też za tobą.
Elizabeth znowu się zaśmiała.
- Och, nie!
A potem błyskawicznie machnęła
różdżką i choć Albus zdążył odbić zaklęcie, musiał się bronić. A Elizabeth była
dobra. Atakowała szybko, nie dając czasu na zastanowienie. I nagle, gdy tuż za
nimi rozległ się hałas, Elizabeth uderzyła po raz ostatni, Al zobaczył ciemność
przed oczami i…
*
Louis
i Lucy wyskoczyli z wielkiego kominka i zanieśli się kaszlem. Wskoczyli w
płomienie tak szybko, że najedli się przy okazji Proszku Fiuu.
- W ostatniej chwili… - mruknął
Louis, gdy płomienie za nimi zgasły, jakby ktoś zalał je wodą.
- Gdzie jesteśmy? – zastanawiała
się Lucy, rozglądając po czymś co wyglądało jak magazyn z kociołkami.
- Nie mam pojęcia – odparł Louis. –
Ale musimy chwilę zaczekać. Profesor Longbottom nie wie, że pomógł nam się tu
dostać. Są z Johnson parę kroków przed nami.
Lucy kiwnęła mu głową i wyjęła
różdżkę.
- Co właściwie zamierzasz tu robić?
- Muszę znaleźć wujka Harry’ego.
Louis westchnął i podszedł do drzwi
a potem uchylił je na cal.
- Lucy, jest wojna. Wujek pewnie
jest w jej samym środku…
- Mam to gdzieś! – oznajmiła, a
potem minęła go i pchnęła drzwi.
Louis na moment zapomniał co ma
robić, przyglądając jej się z podziwem.
- Muszę poznać tego twojego
chłopaka… - mruknął, ale Lucy już go nie słyszała, maszerując pewnie w kierunku
drzwi.
*
Przed
Ministerstwem Magii płonęło. Wciąż teleportowali się następni czarodzieje,
którzy usłyszawszy o ataku Hurrlingtona postanowili wspomóc obrońców, ale siły
sir Stevena ciągle były w przewadze. Gdy z nieba spadło kilka pierwszych kropel
deszczu, wiadomym było po której stronie śmierć zbiera większe żniwo.
Ale
nie poddawali się. Porucznik Raejack dowodził obroną i wyrastał z pod ziemi
tam, gdzie brakowało już walczących. I zawsze, gdy wydawało się już, że wojsko
Hurrlingtona bierze górę, zjawiała się niespodziewana pomoc.
- Fleur, tam! – krzyknął Bill, gdy
tylko wylądowali. Pociągnął żonę za rękę i pognali w największy ogień. Ginny,
George i Angelina byli tuż za nimi.
- Tyle złamanych przepisów… -
mruknął Percy, kręcąc głową.
- Och, zamknij się – jęknął Ron,
popychając go w stronę tłumu, który okrążał kilku osamotnionych obrońców
ministerstwa.
Deszcz
rozpadał się na dobre. Gdzieniegdzie gasił ogień, niektórym przesłaniał widok,
ale co najgorsze rozmywał nadzieje w wielu sercach.
- HERMIONO! – pośliznęła i byłaby
upadła, gdyby nie podtrzymał jej Neville.
- Jesteście! – zawołała z chwilową
ulgą, odgarniając z czoła mokre włosy. Norah wzniosła oczy do nieba.
- Mielibyśmy ominąć TAKĄ akcję? –
zaśmiała się i obróciła na pięcie by strzelić zaklęciem. Neville chyba chciał
coś dodać, ale w tym momencie zaatakowało go dwóch rosłych przeciwników, i
odskoczył stając do walki.
- Przylecieliście razem? – zdziwiła
się Hermiona. Norah zrobiła nagle wkurzoną minę.
- Nie znoszę, gdy masz rację! –
fuknęła.
- W czym miałam rację? – zdumiała
się jeszcze bardziej Hermiona. Norah uniosła różdżkę.
- Jest świetny! – oznajmiła, a
potem pognała do Neville’a. Hermiona była w takim szoku, że prawie oberwała w
kostkę.
- Cholera! – krzyknęła Rose.
Scorpius natychmiast obrócił się w jej stronę, ale nie pobiegł do niej. Dawała
radę.
- Obijasz się, Rose! – zawołał
tylko, nokautując swojego przeciwnika i obracając się w kierunku następnego.
Nawet z tej odległości słyszał jak Red prycha.
- Możemy się ścigać! – oznajmiła
pomiędzy dwoma celnymi trafieniami i zaśmiała się triumfalnie.
Scorpius też wybuchł śmiechem a
potem ruszył w kierunku potężnego zamieszania i stracił ją z oczu.
*
Louis
biegł ramię w ramię z Lucy. Wciąż nie dowierzał, że to ta sama osoba, która
potrafiła się rozpłakać na widok myszy.
- Och…! - wyrwało jej się, gdy
dobiegli w końcu do przecznicy, za którą rozciągał się straszny widok.
Na
placu przed ukrytym gmachem ministerstwa walczyło morze ludzi, skąpanych w
rzęsistym deszczu. Ten widok sprawił, że zwolnili na moment, a potem jakby się
umawiali, ruszyli biegiem w tym samym momencie.
Louis
trzymał różdżkę wysoko i celował w zakapturzone wojsko Hurrlingtona, ale
jednocześnie wyciągał głowę na wszystkie strony. Serce podpowiadało mu, że
prędzej znajdzie w tym tłumie śmierć niż odszuka Leah, ale przecież nie to się
teraz liczyło…
Ktoś
go zaatakował, odbił zaklęcie i pobiegł dalej, ale nagle zatrzymał się
orientując, że nie ma z nim Lucy. Zaklął. Odwrócił się i przystanął. Miał
znaleźć Leander, ale przecież nie mógł pozwolić by coś stało się jego kuzynce!
- LUCY! – ryknął, ale równie dobrze
mógł się wcale nie odzywać, bo jego głos utonął w kaskadzie bitewnych krzyków.
Znowu
musiał się bronić, ale tym razem zajęło mu to dłużej i gdy w końcu wygrał
walkę, ogarnął go prawdziwy strach.
- LUCY!!!
*
Harry
wiedział, że coś jest nie tak. Odbili gmach. Łatwo. Zbyt łatwo. Departament
Tajemnic, Atrium i wszystkie piętra były obsadzone jego ludźmi, ale podskórnie
czuł, że to pułapka.
- Nie opuszczajcie różdżek… -
mówił, idąc wzdłuż kolumny sowich żołnierzy. – Nie opuszczajcie…
Coś
przegapił, o czymś zapomniał. Wiedział, że na zewnątrz trwa walka, nawet
spodziewał się jej wyniku, ale jeszcze nie mógł wyjść z ministerstwa. Musieli
je zabezpieczyć. Zbyt dużo tajemnic, magii było w tym budynku.
Wrócił
się. Wiedział, że jeśli nie może pójść na przód, musi się cofnąć. Mijał
zadowolone twarze obrońców ministerstwa, którzy wygrali tę bitwę. Nie miał
serca tłumaczyć im co czeka ich na zewnątrz. Minął Atrium i ruszył schodami w
dół, myśląc gorączkowo. Miał to… musiał tylko…
- Jak zwykle w centrum zamieszania…
Zatrzymał się. Po raz pierwszy od
rozpoczęcia bitwy poczuł prawdziwy strach. W potajemnym wejściu, którego sam użył kilka
godzin temu, stała Ginny. Miała dwa rozcięcia na twarzy.
Ruszył
z miejsca tak szybko, że po kilku krokach był przy niej i trzymał ją w
ramionach. I całował. Jak wtedy, gdy wygrali Puchar Quiddticha. Jak wtedy, gdy
wyjeżdżał by szukać horkruksów.
- Jest wojna.
- Kocham cię. – odparł, nie
puszczając jej ani na moment. – Wygram tę cholerną wojnę i wrócę do domu, a ty
mnie przyjmiesz, bo też mnie kochasz.
Ginny wyglądała, jakby zamierzała
się kłócić. Ale nie mogła udawać, że nie zrobił na niej wrażenia.
- Więc wygraj! – mruknęła z groźbą.
Harry skinął głową i puścił ją.
- Szukałaś mnie?
- Chciałbyś! – prychnęła. –
Widziałam Rose. Założę się, że przynajmniej dwoje z trojga naszych dzieci też
tu jest!
Harry pokiwał głową.
- W Atrium… Chociaż nie widziałem
Ala… - dodał nagle. – Ale może Jo i James wiedzą gdzie jest. Hej… - przypomniał
sobie. – Nie krzycz za bardzo na Jo, co?
Ginny zrobiła zdumioną minę.
- Czemu mam krzyczeć na swoją
ulubioną synową? – a potem wzniosła oczy do nieba i odmaszerowała, wyciągając
różdżkę do pozycji bojowej.
Harry
uśmiechnął się na moment, a potem ruszył dalej.
*
Ogień
płonął na placu przed ministerstwem. Takiej bitwy nie widział żaden z
walczących tu i każdego przerażała. Hermiona za wszelką cenę próbowała mieć na
oku Rose, ale nie było to proste, bo deszcz padał coraz mocniej, a walka
odciągnęła ją na sporą odległość. Dawno nie widziała też już Scorpiusa, ale
pocieszyła się, gdy gdzieś między walczącymi mignęły jej twarze Malfoy’ów. Nie
traciła wiary, ale nie przybywało jej też nadziei.
Na moment
opuściła różdżkę, by znowu wyjrzeć za Rose, gdy poczuła ostry ból i zgięła się
w pół. Dostała. Zrobiło jej ciemno przed oczami i usłyszała czyjś głośny
śmiech, a potem nagle wszystko się skończyło.
- Żartujesz?! – prychnął ktoś za
jej plecami, ochraniając ją przed upadkiem. – Pokonałaś Voldemorta, a dajesz
się walnąć jakiemuś oprychowi?!
Hermiona pisnęła a potem odwróciła
się z otwartymi ustami.
- LUNA! – zawołała i rzuciła się na
przyjaciółkę z impetem.
- Dobrze cię widzieć! – oznajmiła
wesoło Luna, która wyglądała jak zwykle, jakby trafiła tu przez przypadek, i
rozglądała się ciekawie po polu bitwy. – Gdzie Harry?
- Nie mam pojęcia! UWAŻAJ! – teraz
to ona pchnęła ją w dół, chroniąc przez pomarańczowym promieniem.
- Racja! – obudziła się Luna i wyprostowała
z wyciągniętą różdżką. – Ooo! Jest Hagrid! – pokazała na coś, a potem
pomachała Hermionie i odbiegła. Ta chętnie by się roześmiała, ale musiała
akurat się odsunąć przed nadlatującym grotem śmierci.
*
Louis
dostrzegł Lucy na moment przed tym, jak wskoczyła w otwarty hydrant. Miał
dziwne wrażenie, że jeszcze wcześniej widział tam ciotkę Ginny. Po raz ostatni
odwrócił się z żalem na pole bitwy i ruszył za Lucy.
- Tu jest ciekawiej.
Zamarł. Nie potrafił się obrócić.
Piekło go w piersi i szumiało w uszach.
- Skoro tak mówisz… - bardzo powoli
odwrócił się w stronę Leah. Wyglądała okropnie. Miała mnóstwo ran na twarzy i
szyi i szatę rozdartą w wielu miejscach.
- Louis… - powiedziała miękko.
Przymknął oczy.
- Nie atakujesz mnie? Jesteś po ich
stronie, prawda?
Nie odpowiedziała.
- Nie jestem po waszej stronie.
Louis zaśmiał się z bólem.
- Nie ma trzech stron, Leah!
Pokręciła głową. Nie miał już siły
z nią walczyć. Zrobił krok w jej stronę i złapał ją za rękę.
- Chodź ze mną. Ukryjemy cię.
Wiesz, że nie musisz tego robić!
Nie drgnęła, tylko przyglądała się
ich złączonym dłoniom.
- Chodź… - błagał. – Moja rodzina
ci pomoże. Nie musisz…
Nie dokończył. Jeszcze nim zaczął,
wiedział jaka będzie jej odpowiedź.
- Mam nadzieję, że będziesz kiedyś szczęśliwy
– powiedziała tylko, a potem wyrwała swoją rękę, odwróciła się i pognała w wir
bitwy. Więcej jej nie widział.
*
Albus
odzyskał przytomność. Nie miał pojęcia gdzie jest, ale chyba był tu sam.
Wiedział tylko, że porządnie oberwał. Zapalił
różdżkę. Musiał być ciągle w Departamencie Tajemnic. Nagle drgnął, gdy zobaczył
w koło siebie kilka ciał. Wstał i ruszył z miejsca.
Zwolnił,
gdy usłyszał kroki, chyba w sąsiednim korytarzu. Uniósł różdżkę i bardzo powoli
przesuwał się naprzód. Skrzypienie jakichś drzwi zatrzymało go znowu w miejscu,
a potem usłyszał głos, piskliwy, przeciągający sylaby.
- Czekaliśmy na pana, panie Potter!
Albus natychmiast wychylił się zza
ściany, instynktownie gasząc światło. A to co zobaczył sprawiło, że jego serce
zwolniło rytm.
Z
jednego z pomieszczeń wyszedł niski, gruby człowieczek, którego twarz była na
okładkach wszystkich gazet od roku. Za nim czaiło kilkudziesięciu posępnych
ludzi. A przed nimi stał Harry. Al poczuł, że włosy na jego karku stają dęba.
- Sir Steven – Harry nie wydawał
się przestraszony. – Znowu wysyła pan do walki innych, by za pana ginęli?
Hurrlington zaśmiał się głosem
pozbawionym jakiekolwiek radości.
- Chętnie zacząłbym walkę z panem
tu i teraz – oznajmił, wpatrując się w Harry’ego ze szczerą nienawiścią. – Ale
jest tu ktoś kto bardzo sobie życzył zając się panem osobiście.
Albus zamarł i wiedział, że Harry
zrobił to samo, gdy drzwi z sali, z której wyszedł przed chwilą Hurrlington
drgnęły znowu. Wyszedł z nich wysoki, blady człowiek w srebrnej szacie. Miał
długie, jasne włosy i oczy tak jasne, że w świetle różdżek zdawały się prawie
białe.
Gustav Ankdal
stanął naprzeciw Harry’ego, który wyprostował się, ale nie cofnął. Albus
zamarł, nie mogąc się poruszyć.
*
Lało. Niebo
jakby chciało ugasić pożar w Londynie, otworzyło się nad nim i zalewało wrogów
i przyjaciół potężnymi falami. Nie sposób było już odróżnić swojego od
przeciwnika. Na polu bitwy zrobiło się spokojniej i odziały powoli wycofywały
się, by na moment przerwać walkę i zaczekać, aż będzie cokolwiek widać. Raejack
zgromadził swoich żołnierzy pod mugolską pocztą i zaczął ich przegrupowywać.
- Dostałem wiadomość, że w
Hogwarcie wciąż spokojnie. Hurrlington nie wysłał tam żadnych oddziałów.
- To świetnie – wydyszała Hermiona,
która stała koło niego i miała wielką ochotę się go przytrzymać. – Muszę… -
urwała i westchnęła z ogromną ulgą. Rose i Scorpius wracali trzymając się za
ręce. Mieli kilka ran, ale wyglądali na całych i zdrowych.
- Rose!!! – Hermiona puściła się
biegiem w ich kierunku i zagarnęła ich do siebie. – Macie natychmiast…!
Głośne krzyki wielu osób
zgromadzonych wokół Raejacka zagłuszyły ją i urwała w pół zdania. Rose i
Scorpius wyswobodzili się z jej uścisku i wlepili spojrzenia w jedną stronę. W
ich kierunku biegł młody, najwyżej dwudziestoletni chłopak. Rose była pewna, że
skądś go zna, ale był teraz tak zakrwawiony i poraniony, że trudno go było
rozpoznać. Mimo stanu w jakim był, biegł zadziwiająco szybko. Nagle Hermiona
wydała z siebie zduszony krzyk i rzuciła się w jego stronę w tym samym momencie
co porucznik Raejack.
- RYAN!!! – krzyknęła, a Rose
westchnęła głęboko, nagle rozumiejąc.
- Kto to? – zapytał szybko
Scorpius.
- Ryan Hastings – powiedziała Rose,
smutniejąc, gdy zobaczyła w jakim jest stanie. – Wujek Harry opiekował się nim, odkąd
zginęli jego rodzice. Pomieszkiwał trochę u Potterów, a potem wujek Harry
wyszkolił go na aurora. Jest dla niego jak syn.
Scorpius pokiwał głową i wrócił do
przyglądania się sytuacji, ale z tej odległości i w tym deszczu trudno było
cokolwiek usłyszeć.
Hermiona
dopadła Ryana pierwsza i chwyciła go za ramiona, przyglądając mu się z
prawdziwym przerażeniem.
- Co…?! – zaczęła, ale uprzedził ją
Raejack.
- Skandynawia? – zapytał rzeczowo.
Ryan kiwnął głową i splunął krwią na zalany deszczem bruk.
- Skurwiele są wszędzie.
Hermiona zrobiła zrozpaczoną minę,
ale mężczyźni nie tracili rezonu.
- Weszli godzinę temu. Nie mieliśmy
najmniejszych szans. Straciłem cały oddział i krew mnie zalewa, że nie mogłem tam
zginąć razem z nimi!
- Ryan! – zawołała Hermiona.
Raejack położył mu rękę na ramieniu.
- Wykonałeś swoje zadanie.
Ostrzegłeś nas.
- I co z tego? – prychnął Hastings.
– Ilu macie ludzi? – zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi, gdy omiatał
wzrokiem garstki obrońców, którzy teraz lizali rany przed ministerstwem. –
Ankdal wysłał tu połowę armii. Nie ma już takiej siły, by go powstrzymać.
Szklista łza zakręciła się w oku
Hermiony.
- Jest wciąż nadzieja… Włochy i
Hiszpania… Polska i Czechy… - mówiła urywanym głosem.
- Nie przyszli. – przerwał jej
sucho Ryan. – Możemy liczyć na siebie.
- Masz rację – skinął mu Raejack. –
Musimy się przegrupować i…
- I z całym szacunkiem – przerwał
mu znowu Ryan, a w jego oczach zabłyszczało coś nagle. – Ale ja przejmuję
dowodzenie. Mniemam, że Harry jest w środku? Świetnie! No to chodźmy zginąć za
ten kraj!
Raejack i Hermiona wymienili
krótkie spojrzenie i pobiegli za nim.
*
Jo
i James rozglądali się z niepokojem.
- Gdzie do cholery jest Al? –
denerwował się James.
- Gdzie go ostatnio widzieliście? –
zapytał Cameron. Jo pokręciła głową.
- Nie wiem. W Departamencie
Tajemnic?
Cam kiwnął głową.
- A więc chodźmy.
Zerwali się z miejsc.
- Hej, może nam w końcu powiesz jak
przeżyłeś? – zapytał James, gdy ruszyli przez Atrium. Cameron zaśmiał się
wesoło.
- Nie mam pojęcia! Miałem już
połowę epitafium! – Jo wsadziła mu łokieć w żebro.
- Nawet tak nie mów.
- Okej! – zaśmiał się znowu i
spoważniał. – No więc Crosby był już w Norwegii, gdy zorientował się, że jego potwór zginął w lochach Hogwartu i wcale nie wykonał swojego zadania. A to oznaczało, że Ankdal się bardzo zdenerwuje... Ale Crosby wciąż miał klucze, które były jego kartą przetargową. Ankdal tak go zaczarował, że nie mógł opuścić kraju. Ale woźny schował się w mysią dziurę i nie wychodził.
Szukałem go miesiącami. Raz prawie dopadłem, co tylko utwierdziło mnie w
przekonaniu, że ciąży na nim klątwa i nie może opuścić Norwegii. Wtedy
uzmysłowiłem sobie, że ktoś mu pomaga. Nie mogłem znaleźć jego, ale odszukałem
jego pomagierów.
- Kiedy to było? – zapytała Jo, gdy
skręcili na schody do Departamentu Tajemnic.
- Kilka tygodni temu. Wyciągnąłem z
nich, że pomagają „brzydkiemu Anglikowi”. Zaprowadzili mnie do niego, nie będąc
tego świadomymi. Crosby mocno się zdziwił na mój widok.
- A więc ojciec miał rację. –
mruknął James. – Nie wziął cię za zagrożenie.
Cam kiwnął głową.
- A powinien.
- Zabiłeś go? – zapytała szeptem
Jo. Cameron pokręcił głową.
- Nie, ale zginął w dzień po naszej
walce. Miałem pieprzone szczęście i znalazłem go kilkanaście godzin przed
Ankdalem. Zabrałem mu klucze i stworzyłem ich kopię. Na pewno wpadła w ich
ręce. Nie wiedziałem tylko czy się zorientują. Na wszelki wypadek to ja
ukryłem się i przez kilka tygodni siedziałem w mysiej dziurze.
- Ale jesteś – powiedziała Jo nie
kryjąc zdumienia. – Jesteś a ja jestem z ciebie cholernie… - Urwała. Wszyscy
urwali i zatrzymali się.
Schodami, którymi schodzili biegła Lucy. Gdy zobaczyła ich zamarła i
wyglądała, jakby ją spetryfikowano. Nie ruszała się, chyba przestała oddychać.
Cam zrobił tylko jeden krok, jakby bezwiednie i też się zatrzymał. Jo i James
spojrzeli na siebie nie bardzo wiedząc co robić, a potem odsunęli się, nie
chcąc przeszkadzać.
Lucy
poruszała ustami, jakby dostała ataku. Wpatrywała się w niego nie mrugając. A
potem nagle Cameron ożył, zerwał się z miejsca i ruszył w jej stronę tak szybko,
że dopadł jej w kilku krokach. Ale nie dotknął jej. Zatrzymał się dokładnie na
cal przed nią i wbił w nią tęskne spojrzenie.
Lucy
patrzyła na niego ze strachem. Jakby zupełnie nie wierzyła, że to się dzieje. A
potem ku jej jeszcze większemu zdumieniu Cam nie objął jej, ale przyklęknął nie
spuszczając z niej wzroku. Bez słowa, po prostu wpatrując się w nią, włożył rękę do kieszeni i pogrzebał w niej chwilę. Lucy przyglądała się
temu nie mrugając.
Szkliste
pudełeczko zalśniło w bladym świetle, gdy Cameron otworzył je i wyjął najpierw
pęk mieniących się kluczy, które następnie włożył z powrotem, gdy znalazł to
czego szukał.
- Zabrałem go ze sobą, gdy
wyjeżdżałem za Crosbym – powiedział, a głos drżał mu tak, że Lucy przeraziła
się jeszcze bardziej. I wtedy Cameron otworzył dłoń, na której połyskiwał pierścionek z czerwonym oczkiem. – I obiecałem sobie, że jeśli przeżyję, pierwszą rzeczą
jaką zrobię będzie danie ci go.
Lucy zaczęła
płakać. Chyba nie mogła nic powiedzieć. Jo i James wpatrywali się w nich na
wpół oszołomieni, na wpół rozbawieni, ale milcząc i czekając na jej reakcję.
Cameron robił to samo.
- Ale… ale… Chcesz mi go tylko dać?
– wyłkała w końcu. – Bo jeśli nie zapytasz czy zostanę twoją żoną, to ja go nie
chcę!
Cameron zaśmiał się głośno, a potem
zerwał się z kolan i w końcu przygarnął ją do siebie, zamykając w uścisku
potężnych ramion.
- Zostaniesz? – zapytał cicho, tak,
że tylko ona go usłyszała. – Zostaniesz moją żoną?
- Kiedy zechcesz – powiedziała
cicho.
Nad
nimi, pod nimi i w koło nich latały zaklęcia i iskry. Śmierć zbierała swoje
żniwo pracowicie. A tu, na jednym ze stopni Ministerstwa Magii Cameron Carter
i Lucy Weasley całowali się tak, jakby na świecie nie było żadnego zła, i
szczerze mówiąc, gdy się na nich patrzyło, zło rzeczywiście traciło na
wartości.
Myslalam, ze Cameron.bedzie na nia krzyczec czy cos, hahha Lucy jak ona to genialnie powiedziala. Biedny Lou tak mi go szkoda dziewczyna ktora kocha ma udzial w dreczeniu mugoli i.zabijaniu niewinnych ludzi. Pominelas Dakote i Jesse poza tym krotkim fragmentem nic o nich nie bylo. Mam nadzieje, ze Harry przezyje i ten chlopak co jest dla niego jak.syn Ryan?? Nie wiem jak to.sie pisze. Mam takie przeczucie, ze nie tylko Cam sie oswiadczy. Wiem,.ze.to twoje opowiadanie, ale jednak sprobuje NIE ZABIJAJ NIKOGO. Jak oni moga pokonac Skandymawie, no jak?? Przeciez ich jest za malo :(. Ale mimo.wszystko jestem dobrej mysli. To mnie kompletnie rozwalilo " Nie krzycz za bardzo na Jo, co?
OdpowiedzUsuńGinny zrobiła zdumioną minę.
- Czemu mam krzyczeć na swoją ulubioną synową? " hahha ona juz planuje ich przyszlosc. Jeju, ale Draco jest zazdrosny, czekalam na chwile jak juz nie wytrzyma i mu walnie, jestem z niego.dumna :) Cam po raz kolejny mnie zaskoczyl myslam, ze mu.cos.zrobi wezmie go na "rozmowe", ale w sumie na wojnie tak nie wypada chociaz Draco to nie przeszkadzalo. Moze moj komentarz jest taki chaotyczny, ale jest 12 w nocy i.jestem zmeczona :). A chcialam ci zlozyc jakies zyczenia ale moj mozg juz nie pracuje wiec napisze poprostu Wesolych Swiat,.wielu czytelnikow, spelnienia marzen i powodzenia przy ksiazce :)
Popłakałam się, naprawdę.
OdpowiedzUsuńW komentarzu, gdzie spoilerowałaś :P kto się ma niby z kim hajtnąć obstawiałam właśnie Camerona i Lucy (miałam nikłą nadzieję również na pieprzonego Ronalda Weasley'a i Hermionę), ale nie spodziewałam się, że to aż tak mnie wzruszy sama siebie nie poznaję o.O
Chcę dogłębnie poznać i z każdej strony obejrzeć historię Ryan'a Hastings'a! Facet mnie z miejsca urzekł (urocze okoliczności jak na zauroczenie :D)
Za mało Scorse :'(
Jak czytałam kawałki z Alem to aż mnie nosiło, a ty bezczelnie przerwałaś! A phi!
Kocham Draco <3 <3 <3 i AS <3333
Mokrego jajka i smacznego Dyngusa :*
~ Mała Mi
Zabiłaś mnie opisem nowego rozdziału.
UsuńZnaczy nie na śmierć, ale raczej jego treścią i zapowiedzią przyszłej notki.
Poleje się krew... Jeszcze 2 duszyczki do uśmiercenia... w zasadzie to ciałka, ale co tam :p Jestem straszna.
Ach! Ryan, mój nowy ulubieniec... cóż, na razie po prostu go zapamiętajcie :)
UsuńNo tak następny rozdział będzie zdecydowanie najważniejszy w tej części :)
Pozdrawiam, i dziękuję! :) Również życzę Wesołych Świąt!
jenyy moj ulubiony rozdział od teraz!! Cameron i Lucy po prostu hadkdhd❤️❤️❤️❤️ uwielbiam ich, oni tak bardzo do siebie pasują*-*
OdpowiedzUsuńDraco jaki zazdrośnik, As śmieszna hahah oni tez twarzą idealna pare
Scorose jak zwykle rywalizuja XD, mam nadzieje, ze w którymś rozdziale Scor tez sie oświadczy Rose:(
szkoda mi Lou, jego dziewczyna walczy po przeciwnej stronie grr.
jejku Ginny i Harry wreszcie razem<3 mam nadzieje ze ich małżeństwo nie ucierpi jak Hermiony i Rona:(
Ian mnie zdenerwował tym ze nie chciał jechac na bitwę, dopiero jak Astoria mu cos powiedziała to poszedł, niby taki odważny..
liczę na to ze Norah bedzie z Nevillem koedys hahahah, byłoby to bardzo ciekawe :D
Jo jako ulubiona synowa, no no no :D James i Jo sa taaaacy super, obydwoje lubią adrenaline i takie rzeczy hahaha
skoro Elizabth tam była to znaczy ze ona jest szpiegiem?:O Leah jest niewinna a Genevive poplecznikiem?
z niecierpliwoscią czekam na następny rozdział i zycze duzo weny!!
a no i Wesołych Świat Wielkanocnych i w tym roku chyba nie mokrego dyngusa ;p
Szpieg, poplecznik i niewinna w następnym rozdziale. Co więcej... Jedna z nich może pojawić się jeszcze tylko w tym rozdziale...
UsuńWesołych! :)
JEST!
OdpowiedzUsuńTa-tata-ta-ta-tatatata
Mogę być druhną na ich ślubie?
Cameron wrócił <3
Póki co bomba atomowa leży cichutko pod łóżkiem.
Nie wiem czy to dobrze, ale domyślam się, że Louis i Leah nie będą razem, mam rację? Jeżeli uśmiercisz Leah to ja się chyba załamię psychicznie i pójdę pociąć mydłem w płynie z biedronki w czasie skakania z dywanu z Ikei z spadochronem w postaci ręczniku z Castoramy. Obiecuję. Ja całe czas czekam aż Jomes będzie wiodło sielankowe życie pewne misiów i pączków, ale znając ciebie to jedynym takim rozdziałem będzie epilog i dobrodusznie będę czekać do tego rozdziału i starać się nie zabić cię z zimna krwią. Gdzie moja Jakota, Scorose i Arlett? To mysi wyglądać dziwnie i tylko fani twojego opowiadania będą wiedzieć co oznaczają te niezidentyfikowane słowa.
Czy to mogłabyś mi, do cholery, wytłumaczyć, dlaczego czytając twoje rozdziały mną miotają takie emocje? Czuję się jak przy czytaniu WLf, a to było bardzo (z naciskiem na bardzo!) odmienne FF.
Właśnie rozpoczęła się ta część, kiedy ja piszę pierdoły, a ty uważasz mnie za jeszcze większego kretyna niż jestem, więc..
Gacie w górę, majty przez głowę!
Pozdrawiam i podduszam,
Anastasia znana też jako psychopatyczny pięciolatek ;D
nie-placz-w-hogwarcie.blogspot.com
ferro-igni-dramione.blogspot.com
Spróbuj przeczytać to bez uwzględniania literówek .-.
UsuńPisane pod wpływem emocji D:
Uwielbiam Cię za to, że lubisz Leah <3 Już myślałam, że muszę ją kochać za was wszystkich :D Czy ona i Louis będą razem? Nie mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie. Twoja groźba jest najbardziej obrazową i przerażającą jaką słyszałam, ale muszę być twarda i nie reagować :D
UsuńLucy ma już 3 druhny, ale ok wciśniemy Cię.
Jomes przecież długo wiedli życie pełne misiów, pączków i żelków i galaretków. Wystarczy :D
Dzięki! Wesołych! Zdrowia! <3
Jednak zrezygnowałam z mojej groźby, bo istniałoby prawdopodobieństwo, ze niemogłabym przeczytać dalszych przygód WESOŁEJ BRYGADY CIOCI GINGER (wali w ścianę.). Powiedzmy, ze wykażę się cierpliwością ;3
UsuńTakże życzę wesołych ;D
[zmieniłam nazwę.]
Ciocia Ginger? Błagam!! Nie, ja i tak jestem za stara na fanfiki, więc tylko nie ciocia :D
UsuńNo dobra, dobra.
UsuńPowiedzmy, że przyszła narzeczona ;D
Słowo ciocia kojarzy mi się z psychicznymi ciotkami, które szczypią za policzki i kupują słodycze .-.
Ahhh! Kocham ten rozdzial!
OdpowiedzUsuńMyslalam, ze sie rozplacze, ale nie docenilam tego, jak malo jest we mnie wrazliwosci w takich smutnych czy wzruszających scenach ( ja powoli podwazam jej istnienie ).
Juz tak malo zostalo do konca tej czesci! Czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial!
Pozdrawiam :)
Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTo było SUPER! CAM I LUCY!!!!!! ♡♥♡♥♡ Awww...
Piękne!
Jedyne co mnie martwi to brak Davoty i Jesse'go. I co się stało z Cambell? I o co chodzi z tymi wampirami?
TTNA
Ale przez 50 rozdziałów już chyba się przyzwyczaiłyście, że w żadnym rozdziale (poza ostatnim) nie ma wszystkich, bo to się po prostu nie mieści. A poza tym trzeba od nich czasami odpocząć ALBO zwyczajnie nic się u nich nie dzieje ;P Dakota i Jesse aktualnie walczą dzielnie w ministerstwie.
UsuńCambell będzie miała wielką chwilę w nast rozdziale i już niedługo poznamy całą wersję wydarzeń z jej punktu widzenia :)
A wampiry naprawdę nie są ważne. Po prostu walczą po stronie Hurrlingtona.
:)
:') ~moje łzy szczęścia chlip...
OdpowiedzUsuńBitwa, a oni się całują jakby istnieli tylko oni dla siebie, we dwoje. Aaaah...
Dziękuję, że dotrzymałaś obietnicy: nikogo nie zabiłaś.
Scena Draco-As majstersztyk! Niech ten idiota się do niej nie przystawia, bo mój Malfoy ma w zanadrzu więcej takich ciosów.
Gustav Ankdal we własnej osobie. Robi się ciekawie. Grrrrr... Harry musi wyjść z tego cało. Przecież jest bardzo ważnym bohaterem GGG, ciekawi mnie tylko JAK!
Wesołych Świąt Wielkanocnych!
~Ruda Jędza
Pomyśl JAK :D To bardzo proste JAK Harry może przeżyć :)
UsuńWesołych jajków! :)
To było słodkie :-D Cam i Lucy, to było cudowne. Boję się o Harry'ego, co on z nim zrobi? Ginny się załamie jak mu się coś stanie. Przeczuwam, że Albus nie będzie siedział cicho i grzecznie w ukryciu, tylko pomoże ojcu. Zazdrosny Draco, to jest coś :-D ale należało się Warrenowi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :-D, do następnego, Annayis :-)
Aaaaaaaaaaaaaaaa!!Będzie ślub !:D Jak urooczo :) o ja, o jaa ;) ale się cieszę .
OdpowiedzUsuńDraco i As <3 i jeszcze ten moment gdy Draco "gnał by zabić swoją irytującą żonę " to było świetne ! No i gdy przywalil Warrenowi którego tak w ogóle od początku nie lubiłam .
Niic juz nie napisze ze mało Rospiusa i będę wytrwale czekać na ich scenę :P
Prawie się poryczalam, kiedy Ryan powiedział " No to chodźmy zginąć za ten kraj" Ja nawet nie chce myśleć kto za ten kraj zginie..
Miałam taka malutka nadzieje na to ze zdarzy się rozmowa Hermiony i Rona i w obliczu takiego zagrożenia ich życia zrozumieją ze im na sobie zależy i ze nie chcą rozwodu. Ale pewnie nie mam co ma to liczyc
No I Jo jako ulubiona synowa Ginny <3
A! I zycze Ci Wesolych Świąt i oczywiście duuzo weny ;)
Pozdrawiam
Nowa
Nie. Nie. Nie. Ron i Hermiona nie. NIE.
UsuńNIE. NIE. NIE. NIE.
Aha i nie.
:)))))
A może tak małe pojednanie na samym końcu? Jakaś terapia małżeńska albo chociaż randka? Coś co by pozwoliło nam, twoim czytelnikom wierzyć, że może kiedyś tam znów będą razem.
UsuńProszę. No nie możesz mojego kochanego Ronalda zostawić samego. Nie zasługuje na taki los. Proszę ładnie?
Nie odpowiadaj od razu. Tylko obiecaj, że nad tym pomyślisz.
Rozdział świetny. Tyle się dzieje. Ciężko tak z marszu wszystko opisać.
W skrócie: oświadczyny boskie - pięć razy czytałam i wyobrażałam sobie tą scenę.
Walka pod Ministerstwem - tylu czarodziei ginie. Magiczny świat zamiast wyjść z ukrycia popadnie w zagrożenie wyginięciem.
Jo - z tego wszystkiego zapomniałam, że Cam jest jej bratem. Zdziwiłam się jej reakcją, a potem pacnęłam w czoło. To takie oczywiste.
Najważniejsze - Harry, Al, czarna różdżka i przeciwnicy w jednym pomieszczeniu - to się nie skończy zbyt dobrze.
MiMiK
Ps. Przepraszam za brak wcześniejszych komentarzy, ale miałam napisane już trzy razy i mi je skasowało. A to tel padł. A to net mi zanikł i jak odświeżyłam to zniknęło. A przedwczoraj postanowiłam dodać z konta google jak obiecałam, ale zrobiłam błąd. Najpierw napisałam a dopiero potem się zalogowałam. Zniknęło i wzięła mnie frustracja. Taki długi, rozbudowany koment. Na celownik wzięłam wszystko. Przede wszystkim miniaturka. Była cudna.
Nie będę już komentować wstecz, choć bardzo chciałam. Obiecuję wrócić do miniaturki. Zasługuje na to by dostać "własne" uznanie w formie komenta.
To tyle. Pozdrawiam i Wesołych :)
Ja mam propozycję. Udawaj, że wątek Rona i Hermiony nie istnieje :) Albo nie bierz go na poważnie czy coś... Wiesz, wydaje mi się jednak, że jest równie dużo osób, które ucieszyły się gdy oni się rozstali, więc jakoś nie mam wyrzutów sumienia, które próbujesz we mnie wzbudzić :P
UsuńAle bardzo dziękuję za opinię :)
Pozdrawiam!
A może tak małe pojednanie na samym końcu? Jakaś terapia małżeńska albo chociaż randka? Coś co by pozwoliło nam, twoim czytelnikom wierzyć, że może kiedyś tam znów będą razem.
UsuńProszę. No nie możesz mojego kochanego Ronalda zostawić samego. Nie zasługuje na taki los. Proszę ładnie?
Nie odpowiadaj od razu. Tylko obiecaj, że nad tym pomyślisz.
Rozdział świetny. Tyle się dzieje. Ciężko tak z marszu wszystko opisać.
W skrócie: oświadczyny boskie - pięć razy czytałam i wyobrażałam sobie tą scenę.
Walka pod Ministerstwem - tylu czarodziei ginie. Magiczny świat zamiast wyjść z ukrycia popadnie w zagrożenie wyginięciem.
Jo - z tego wszystkiego zapomniałam, że Cam jest jej bratem. Zdziwiłam się jej reakcją, a potem pacnęłam w czoło. To takie oczywiste.
Najważniejsze - Harry, Al, czarna różdżka i przeciwnicy w jednym pomieszczeniu - to się nie skończy zbyt dobrze.
MiMiK
Ps. Przepraszam za brak wcześniejszych komentarzy, ale miałam napisane już trzy razy i mi je skasowało. A to tel padł. A to net mi zanikł i jak odświeżyłam to zniknęło. A przedwczoraj postanowiłam dodać z konta google jak obiecałam, ale zrobiłam błąd. Najpierw napisałam a dopiero potem się zalogowałam. Zniknęło i wzięła mnie frustracja. Taki długi, rozbudowany koment. Na celownik wzięłam wszystko. Przede wszystkim miniaturka. Była cudna.
Nie będę już komentować wstecz, choć bardzo chciałam. Obiecuję wrócić do miniaturki. Zasługuje na to by dostać "własne" uznanie w formie komenta.
To tyle. Pozdrawiam i Wesołych :)
Jakie wyrzuty sumienia?
UsuńJa próbuje zaznaczyć, że jako stwórce ukochanej przez wszystkich Rose, zasługuje na cząstkę szczęścia. Żona go zostawiła. Córka odejdzie do syna dawnego wroga. Hugo pewnie też pójdzie w swoją strone. A Ron? Zostanie samiutki. Bez nadziei, bez miłości. ;(
MiMiK
Oczywiście żartowałam.
Ale znajdź mu kogoś na koniec. Epizodycznie :)
Ok, to Ci mogę obiecać :)
UsuńO, może np Norah? Jakoś mi nie pasuje do Nevilla, chociaż z drugiej strony...
UsuńNorah i Ron? :) Eeee... Ja naprawdę nie trawię Ronalda i nie zechce mi się w ogóle opisywać jego przygód miłosnych :P Tak btw to chyba wina aktora, który go grał, bo w książce lubiłam bardzo jego charakter (poza momentami, gdy wszystkich zostawiał i się obrażał :P)
UsuńW każdym razie w moim planie jest wspomnieć gdzieś pod koniec, że Ron ułozył sobie życie. I tyle :P
Ten rozdział, pomimo śmierci tylu statystów, jest miodem na moje serce po poprzednim rozdziale.
OdpowiedzUsuń(ekhm ekhm, znowu będę w komentarzu skakać z wątku na wątek)
Elizabeth! No cóż... twierdzenie, że "ona wcale nie jest po złej stronie mocy" niestety już (dawnooo) straciło sens, co? Ale i tak bardzo ją lubię! (btw. wampiry? powiało grozą)
Jak Bill, Fleur itd. się pojawili to tak mi się przykro zrobiło - no bo kolejna wojna (przy takiej Hermionie czy tam Harrym tak tego nie odczuwałam, ale przy postaciach drugoplanowych już tak). No a jak się Luna pojawiła i "która wyglądała jak zwykle, jakby trafiła tu przez przypadek, i rozglądała się ciekawie po polu bitwy" zaczęłam się szczerzyć jak idiotka. Uwielbiam Lunę! <3
Zgaduję, że Czarna Różdżka przyda się Harry'emu przy walce z Ankdalem? W ogóle przy jego opisie NIE MAM POJĘCIA DLACZEGO moją pierwszą myślą było to, że to Aberforth Dumbledore. [*]
Bardzo mi się podobał fragment z Louisem i Leah. Aż mi się oczy zaszkliły łzami (ciotaaa).
No a przy spotkaniu Lucy i Camerona to już płakałam (pisałam już, że jestem ciotą? [*]), a później śmiałam się przez te łzy. Wiedziałam, że to Cam oświadczy się Lucy. WIEDZIAŁAM!
"No to chodźmy zginąć za ten kraj!" - a to jest moje ulubione zdanie w tym rozdziale.
+ Wesołych Świąt! (nie potrafię składać życzeń)
Pozdrawiam, tym razem nieanonimowa LS
Lubię jak wklejacie swoje ulubione zdania i cytaty i chyba też zacznę to robić! :)
Usuń"pomimo śmierci tylu statystów..." <3
Z Elizabeth trzeba poczekać, staram się za wszelką cenę, żeby nic nie było czarne ani białe i każdy bohater miał wady i zalety (albo odcienie - nie mylić z Greyem:P). I tak sobie myślę, że jeśli jest jakieś najważniejsze przesłanie tej mojej historyjki to takie, że "to nasze wybory pokazują kim jesteśmy" :P
Wesołych Świąt! Ja też jestem ciotą :P
No i znowu nie mam pojęcia co napisać! Rozdział jescze bardziej nesamowity niż poprzedni. Domyślam się że Al jakoś pomoże Harry'emu a może nie?
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że Cam odzyskał klucze:), ale wciąż się boję, że go zabijesz...
I ta ostatnia scena!
No ja naprawdę nie mam pojęcia co powiedzieć!
Mam tylko przeczucie, że pod tym wszystkim kryje się jakiś jeszcze większy podstęp.
Jesteś mistrzynią w takich intrygach i planach wojennych i w opisywaniu tej całej wojny! :)
Życzę wesołych świąt, dużo weny ( noe mogę się doczekać kolejnego rozdziału) i serdecznie pozdrawiam! :)
Dobra, widzę, że macie mnie za potwora z trzema głowami, który żywi się rozpaczą...
UsuńNaprawdę myślisz, że miałabym serce zabić Cama po tym jak się oświadczył? I po tym jak dokonał czegoś tak wielkiego?! :/
Cameron nie zginie.
Podpisano, potwór ze szczątkowym sercem :P
Dzięki Bogu! Tak się cieszę że Cam nue zginie! :)
UsuńChwila... ale wciąż możesz zabić Lucy ;)
Ooo Cam i Lucy *.* wyobrażam sobie jakie urocze będą mieć dzieci, bo będą mieć, racja? A co do rozdziału, moim ulubiony fragment to ten z Draco i As. Kiedyś myślałam, że z Warrenem jest coś nie tak, ale teraz myślę, że jest tylko lalusiem, hahah. I Ryan, matko, jest nim tylko jeden moment, a ja już go kocham, no dobra kocham to za dużo powiedziane, ale bardzo mi się podoba. Mam pytanie, czy Nora jest z Neville'm? A i co masz na myśli mówiąc, że mamy zapamiętać Hastingsa, czy pojawi się w 3 części? Czy będzie miał swój wątek? Martwi mnie też parę innych rzeczy, mianowicie, zapowiedź następnego rozdziału: jestem ciekawa jak Albus zapisze się w historii, może wpłynie na losy wojny, kogo zabije Ankdal, od razu myślę o Leah i Louisie, proszę nie, dlaczego Rose wścieknie się na Scora, oby to nie było nic związanego z Elizabeth, a co do Elizabeth jej reakcja na wampir, się ich nie bała , co może oznaczać, że są po jednej stronie. Matko, niech wszystko się wyjaśni. Już prawie po Świętach, ale co tam, Wesołych świąt!
OdpowiedzUsuńA.
A owszem, będzie dziecko w III części :)
UsuńRyan... chyba nie chcę jeszcze zdradzać jego przyszłości :P Ale czuję, że będę mieć dobrą wiadomość z nim związaną, więc po prostu warto go zapamiętać, bo na razie jest bohaterem epizodycznym.
Norah nie jest z Nevillem. Przylecieli razem na bitwę :)
Wesołej połowy ostatniego dnia świąt! :D
Będzie dziecko, ale kogo, Lucy i Cama czy kogoś innego? Norah przyznała, że Neville jest świetny, więc czy mogli by być ze sobą? Jeśli nie to ja widzę ją z kimś innym :)
UsuńA
A z kim? :)
UsuńZ Ryanem :)
UsuńRyan... myślę, myślę i myślę... i chyba powiem, że mam dla niego inną wybrankę :P
UsuńZnamy ją już?
UsuńYhym :P
UsuńO matko, pierwsza moja myśl to Hermiona, czy to mogłaby być ona?
UsuńHahahahha.
UsuńNie :)
Po pierwsze jest prawie 2 razy od niego starsza :P Po drugie Ryan jest pewnym siebie, nieprzewidywalnym, szalonym aurorem. A Hermiona juz miała męża, który do niej nie pasował :D
Nie mam innych pomysłów, chociaż czy ona mogłaby być troszkę młodsza od niego?
UsuńI dobrze, to jest naprawdę odległy temat :)
UsuńA jak Hermiona miałaby być młodsza od niego? :D On ma 20 lat, a ona prawie 40. I serio, porzuć ten pomysł, bo mnie przeraża :P
Hej. Super rozdział. Najbardziej podobały mi się oświadczyny Cam i Lucy ze swoim zdaniem "Ale… ale… Chcesz mi go tylko dać? – wyłkała w końcu. – Bo jeśli nie zapytasz czy zostanę twoją żoną, to ja go nie chcę!". Kochana Lucy.
OdpowiedzUsuńŻal mi tego Louisa i Leah. Oboje się kochają, ale mają inne rodziny, i inaczej zostali wychowani. Szkoda, że się nie pocałowali... Oj tak, Louis musi poznać narzeczonego swoje kuzynki
Ginny polubiła Jo i nawet nie zdziwiła się, że jej dzieci tu są. Po tym jak Ginny i Harry wyznali sobie miłość to Harry musi wygrać tę wojnę.
"- CAM!!! – Jo wyglądała jakby spłynęło po niej tak ogromne uczucie ulgi, że nic innego się w tej chwili nie liczyło. Biegła w kierunku brata, jakby bała się, ze za chwilę zniknie. A potem wpadła w jego wyciągnięte ramiona.
- Nie do końca to miałem na myśli mówiąc, że mamy się nie rzucać w oczy! – warknął James, dopędzając ją i zerkając na ojca, jakby oczekiwał najgorszego. Harry wziął głęboki oddech." Nie ma to, jak siostra widzi żyjące brata po tylu miesiącach. No to Harry się dowiedział, że cała ferajna jest w Ministerstwie Magii.
Strasznie podobała mi się scena Draco i Astorii. Jak zawsze zazdrosny o swoją żonę. Ale najlepsze było, jak powiedział jej, że Scorpius walczy. " Astoria wyciągnęła szyję, a potem pognała tak szybko, że miał spore trudności z dognaniem jej."
Pozdrawiam i życzę dużo weny, Nikita
Nie jestem w stanie napisać nic ambitnego...
OdpowiedzUsuńOJEZUOJEZUOJEZU!!! Cameron! Lucy! Pierścionek! Ja serio jestem w niebie! Nie wyjdę stamtąd! OJEZUOJEZU! Mam ochotę skakać pod sufit... wait, w niebie nie ma sufitów! Ale i tak mam ochotę skakać pod sufit!!! <3<3<3 O JEZUNIUUU
Dziękuję za życzenia! Wesołych świat, smacznego jajuszka i mokrego dyngusa, bardzo mokrego:D:D (Mam wrażenie, że trochę spóźnione, ale ciii)
Pozdrawiam cieplutko!
Patrycja
Ginger po przeczytaniu tego rozdziału i zapowiedzi mam dziwną myśl w głowie -pożegnamy się z Albusem w następnym rozdziale . Bardzo bardzo bardzo się cieszę z powrotu Camerona i z jego zaręczyn z Lucy. Czyżby ,to był koniec Louisa i Leah ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam / D
Chciałabym Ci odpisać, ale nie wiem jak to zrobić, żeby jednocześnie nie zdradzać fabuły :p
UsuńAle może poradzę Ci uprawianie czarnowidztwa na mniejszą skalę? :)
Pozdrawiam!
Jeju, ta końcówka jest po prostu genialna, byłam prawie pewna, że to właśnie Cam się oświadczy <3 To było takie piękne :')
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy tylko ja miałam wyszczerz na twarzy kiedy Draco dowalił Warrenowi :D Zasłużył sobie w pełni, mam nadzieję że teraz się odczepi od Astorii.
I pojawiła się Luna, super, bardzo ją lubiłam w HP :)
Harry twarzą twarz z Andkalem! Nie mogę się doczekać ich starcia.
Teraz tylko czekać na wielki finał, wnioskując z zapowiedzi zapowiada się emocjonująco :D
Pozdrawiam i mam nadzieję że miło spędziłaś święta :D Życzeń już nie składam bo już po wszystkim, ech :"D
A nie, ja też miałam wyszczerz kiedy Draco walił Warrena po twarzy :D A czy się odczepi? Chyba nie ma wyjścia :P
Usuń:D
Pozwalały mi się na głowę problemy, były Święta i mój brat bliźniak dzisiaj wylądował w szpitalu, ale mimo wszystko skomentuję.
OdpowiedzUsuńMoim ulubionym momentem jest, o dziwo, moment z Jo.
"Sama ich sobie znajdę! - burknęła Jo."
Uwielbiam tę chwilę. Oczywiście kocham też zaręczyny i zazdrosnego Draco.
Rozdział piękny.
Do następnego, pozdrawiam xx CJ
Ps przepraszam, że dzisiaj tak skromnie, ale to nadrobię następnym razem. Obiecuję.
Podasz mi swojego maila?
UsuńJasne. constance.jagger@gmail.com
UsuńZakończenie omomomom *.* a tak poza tym.." - Pani Granger… - zaczął dyplomatycznie. – Mogę odstawić Rose do zamku ale…" byłam przekonana, że powie "ale ja tu wrócę by wam pomóc" czy coś takiego xD dobrze, ze tak nie zrobił, bo wtedy byłoby to przesłodzone ^^ Ryan dołącza do grona moich ulubionych bohaterów, chociaż praktycznie go nie znam x W Leah będę wierzyć do końca, choćby nie wiem co ! Dlaczego ? Może dlatego, że kilka rozdziałów wstecz myślała, że nie może się z nim zadawać czy coś takiego, dla mnie zabrzmiało to tak, że nie może się z nikim zaprzyjaźnić, bo prędzej czy później będzie zmuszona opowiedzieć się przeciwko Wielkiej Brytanii, a odniosłam wrażenie, że nie chce nikogo zranić lub obawia się, że mógłby to zrobić jej ojciec, dlatego trzyma się na uboczu. Odniosłam też wrażenie, że robi to wszystko by zyskać w oczach rodziców (chce pozakazać, że się do czegoś nadaje, bo oni całe życie chcieli odzyskać to co utracili nie bardzo się nią przejmując, więc w końcu chce zwrócić ich uwagę na siebie). Nie, nie wykreślę jej z listy moich ulubionych bohaterów, wręcz przeciwnie. Nigdy w nią nie zwątpię. Co się tyczy Ala.. intryguje mnie co teraz zrobi, ale sądzę, że wszyscy razem (włącznie z Scorpiusem i Rose + gromadką ze schodów) dołączą do Harrego ^^ Pozdrawiam xoxo
OdpowiedzUsuńPisałam już, że Cię uwielbiam za to, że lubisz Leah? Komuś pisałam! :) Tylko pamiętaj o tym... później :P I masz bardzo słuszne wnioski co do niej.
UsuńDzięki za wszystkie komentarze :)
Mi pisałaś ;3
UsuńBędę pamiętać ! <3 Poza tym gdyby byli sami bohaterowie od początku dobrzy i tak dalej to by było nudno i nie naturalnie.. no i każdy ma prawo popełniać błędy, a potem się na nich uczyć :) Ja dziękuje za tą historie <3
UsuńAaa! Okej, no to wielbię Was obydwie za lubienie Leah! :D
UsuńNie wiem co napisac... moj ulubiony rozdzial... te cytaty *.* Jomes Lucy Cam Ginny Harry i oni wszyscy... podejrzewam ze to Albus James Cam Jo i Lucy uratuja Harrego... Jeju ja Cie poprostu uwielbiam...
OdpowiedzUsuńA teraz moje ulubione cytaty ;)
,,-Znowu sie bawisz w rycerza?
- A ty znowu przyciagasz za duzo uwagi".
,,A jesli spadnie ci wlos z glowy, to twoj chlopak bedzie mial ze mna do czynienia"
,,Obiecuje, ze ich znajde... zapkaca za wszystko
- Sama ich sobie znajde."
,,Pokonalas Voldemorta, a dajesz sie walnac jakiemus oprychowi?"
,,Bo jesli nie zapytasz czy zostane twoja zona to ja go nie chce!" *.*
Dziekuje za to co robisz... pisz dalej
Julk ;*
Jejku przepraszam, że dopiero teraz komentuje ;/ Rozdział świetny i wgl, zresztą tak jak zawsze. Ehh aż nie mogę w to uwierzyć odkąd pojawił się ten rozdział próbuje go jakoś skomentować tak żeby to miało ręce i nogi a tu nic. Jest druga w nocy i jakoś dopiero teraz mi się zebrało żeby napisać komentarz i nawet nie był on zły. No i co? Gdzie ten komentarz? No nie ma. Bo? Bo zobaczyłam nowy rozdział i zapomniałam co chciałam napisać ;/
OdpowiedzUsuńJestem cholernie zła na siebie -.-
Znowu obiecałam sobie cos czego nie potrafię dotrzymać -,- (miałam komentować każdy rozdział). Mam nadzieje że może się jakoś odblokuje czy cos i dodam już normalny komentarz pod następną notką. -,-
Przepraszam za spam. Nwm wgl dlaczego to pisze. :/
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Astoria i Draco cudowni:* Rospius nic tylko rywalizacja <3 Cameron i Harry :) Nieustraszona Lucy <3 walka Harrego i Ankdala to będzie coś !!! I końcówka, Cameron i rozbrajająca Lucy :*
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadanie! Zaczęłam je czytać parę dni temu,więc wybacz że nie komentowałam,ale nie mogłam się oderwać i mam nadzieję,że będę mogła je dalej czytać ;) Przy następnym poście postaram się o dłuższy komentarz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duużo weny :D
- wisniakkk
Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!! Tak jest Cameron i Lucy znowu razem, o matko ryczę ich scena była taka piękna.
OdpowiedzUsuńAstoria i Draco <3 kocham ich są najlepszą parą ze starego pokolenia :D
"- Znowu się bawisz w rycerza?! – zawołała Astoria, chyba nie mogą się zdecydować czy być na niego złą czy nie.
- A ty znowu przyciągasz za dużo uwagi! – odburknął jej, gdy lawirowali między gęstym tłumem walczących." uwielbiam <3 :D.
Hyhy zazdrosny Draco to lubię :D
Warren mięczaku taki z ciebie żołnierz a migałeś się od bitwy to już Astoria ma większe jaja od ciebie :P Jak dobrze Draco mu przywalił.
Nie!!! Leah wróć nie uciekaj, znowu cię lubię tylko wróć, już nawet nie podejrzewam cię o bycie szpiegiem, ale Lou i tak pewnie jeszcze będzie jej szukał.
"- W końcu! – ucieszyła się Red, gdy jej zaklęcie dosięgło go i jego nogi zaczęły nagle dziko pląsać. Machnął różdżką uwalniając się od tego i spojrzał na nią ze złością." - Rosie mój mistrz :D
Pozdrawiam
Carmen
Dean! Znaczy Jensen! Znaczy się Rayan ! <3 Nareszcie jest !
OdpowiedzUsuńLucy kochana! Jakie to piękne!
Draco i Astoria *.* Ja chcę mieć takie małżeństwo :D
CAMERON I LUCY ! TAK ! CUDOWNIE ! WSPANIALE ! REWELACYJNIE ! Nie wiem co napisać. Lecę czytać dalej :D
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Słodka scena końcowa.
OdpowiedzUsuńA dla Draco oklaski! Tylko czekałam aż mu przywali. Ten...! Ekhem! Nie przeklinam. Ale bardzo mnie cieszy, że oberwał, tak jak pojawienie się Luny. Martwię się o Harrego (nie zginie prawda? Prawda?!). Ale mogę się założyć, że zginie tu jakiś główny bohater i któryś z rodziców, ewentualnie Minerva.
Aż się zaczynam bać!
Wracam do lektury!
Buziaczki,
BlackRabbit
"Nad nimi, pod nimi i w koło nich latały zaklęcia i iskry. Śmierć zbierała swoje żniwo pracowicie. A tu, na jednym ze stopni Ministerstwa Magii Cameron Carter i Lucy Weasley całowali się tak, jakby na świecie nie było żadnego zła, i szczerze mówiąc, gdy się na nich patrzyło, zło rzeczywiście traciło na wartości." O matko jakie słodkie *.* Ta scena daje mi nadzieje, ze nikt nie zgine
OdpowiedzUsuń~TikiTaka