Ginger Golden Girls

30 kwietnia 2015

Rozdział LV


,będzie idealnie, nawet gdy nie będzie dobrze.




                Początek i koniec każdej historii zawsze są do siebie podobne. W chwili, gdy Jo Carter poznała Jamesa Pottera czuła podenerwowanie, wzburzenie i podskórną euforię. Moment, w którym brała z nim ślub niczym się nie różnił.
- Teraz – powiedział James, opuszczając na sekundę różdżkę. – Nie chcę żyć ani jednego dnia dłużej w świecie, w którym nie jesteś moją żoną.
Jo patrzyła na niego ciężko oddychając. W przeciwieństwie do niego, nie opuszczała gardy.
- Tutaj? – upewniła się.
James skinął głową.
- Zawsze tego chcieliśmy.
Jo poklepała się po nosie.
- Chyba bardziej myśleliśmy o takiej śmierci niż ślubie, ale… masz rację. Zróbmy to teraz!
James przysunął swój nos do jej nosa.
- Nie mamy czasu na wymyślanie przysięgi.
- Co powiesz na… - Jo zagryzła wargę. – Na zawsze?
James pocałował ją krótko.
- A więc Joanne-Jeszcze-Przez-Moment-Carter… przysięgam ci… Na zawsze.
Jo uśmiechnęła się rozkosznie i odwróciła się.
- Panie Potter?
Harry westchnął z głębokim wzruszeniem.

                                                              *

                Dwa lata wcześniej

- Jesteś najpiękniejszą panną młodą jaką widziałam! Wyglądasz jak królewna skąpana w migdałach oblanych miodem. Jestem taka dumna…!
Rose trzymała się za serce i płakała rzewnymi łzami. Jo wyglądała jakby zastanawiała się czy może ją kopnąć, a Molly starała się nie zwracać na nią uwagi, choć było to trudne.
                Lucy poruszyła się niespokojnie. Długa biała suknia zaszumiała dźwięcznie.
- Cam padnie z wrażenia – odezwała się Jo z dość głupim wyrazem twarzy, bo próbowała ukryć rozanielone spojrzenie. Molly zachichotała.
- Do tej pory nie mogę uwierzyć, że wyrwałaś takiego przystojniaka, siostra – westchnęła głęboko. Rose zachichotała.
- Fakt, pamiętam jak Cameron Carter był najsłynniejszym podrywaczem w Hogwarcie i nikt nie postawiłby Knuta na to, że się ustatkuje…
Jo przysiadła na niskiej sofie z westchnięciem.
- Piękne czasy. Mniej więcej wtedy James prowadził castingi do swojego haremu.
Rose kiwała szybko głową.
- My się w ogóle nie znałyśmy, a Aluś był porządniejszy od McGonagall…
Jo przymknęła oczy z rozrzewnieniem.
- Stare, dobre czasy!
Rose zmrużyła oczy, wygładzając swoją czerwoną suknię.
- Pieprzysz, Carter. Nigdy nie byłaś szczęśliwsza niż teraz.
Jo roześmiała się w głos.
- Pewnie, że nie! Lucy, wszystko w porządku? – zwróciła się do panny młodej, która nagle zatrzymała się w pół kroku, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
- Ja… - wydyszała. Jo, Red i Molly patrzyły na siebie zdumione.
                Lucy wpatrywała się w siebie, jakby nie poznawała się w lustrze. Jej wzrok omiótł najpierw luźno opadające fale, przykryte długim, lekkim welonem, upiętym wysoko spinką z kolorowymi kamykami. Jej oczy były tylko lekko umalowane i miała muśnięte czerwoną pomadką usta, ale malowała się tak rzadko, że teraz wydawała się sobie zupełnie odmieniona.
                Oddychając szybko, przejechała ręką po odsłoniętej szyi, na której połyskiwał tylko łańcuszek z czerwonym kamieniem, i spojrzała w dół. Biała suknia leżała idealnie. Była tylko troszkę rozkloszowana i tak cudownie szumiała, gdy się w niej poruszała.
                Lucy wpatrywała się w odbicie z lekko otwartymi ustami, nie zwracając uwagi na swoje druhny, które od kilku minut coś do niej mówiły.
- …bo jak nie chcesz to ewentualnie możesz w każdej chwili zwiać…! – prawie darła się Rose. Wyćwiczona ręka Jo trzasnęła ją w koka, który i tak był do poprawy, bo Red ciągle machała głową.
- Oszalałaś, Lucy nie chce zwiać sprzed ołtarza! – zawołała ze złością. – Prawda Lucy? – zapytała zezując na nią szybko.
                Panna młoda wciąż milczała, oddychając głęboko.
Jo, Rose i Molly patrzyły po sobie spanikowane.
- Co się robi w takich sytuacjach? – syknęła Rose. Jo natychmiast podniosła się z łóżka.
- Hej, a może Rose ma rację? Jak nie chcesz nie musisz wychodzić za tego palanta! – zawołała przekonująco.
                Lucy drgnęła. Spojrzała na Jo ze złością.
- Cam nie jest palantem!
Jo zerknęła szybko na Rose, próbując dać jej coś do zrozumienia, a potem powiedziała szybko:
- Nie? Hmm… Ja tam bym nie chciała takiego męża.
Lucy nabrała głośno powietrza.
- Co ty wygadujesz?! Mój narzeczony dokonał czegoś niemożliwego! Wygrał z Ankdalem!
Rose zrobiła powątpiewającą minę, najwyraźniej w lot łapiąc pomysł Jo.
- Wielkie mi co! – prychnęła. – To w sumie wciąż goguś!
Lucy wyglądała jakby dostała wścieklizny.
- CAMERON NIE JEST GOGUSIEM! Jest najlepszym, najprzystojniejszym i najsłodszym facetem pod słońcem!
Jo i Rose miały ochotę przybić sobie piątkę.
- No nie wiem… - zaczęła znowu Jo, ale Lucy zrobiła krok w jej stronę, i nie pozwoliła jej dokończyć.
- ALE JA WIEM! Gdzie jest mój cholerny bukiet?! Idę wyjść za mojego cudownego narzeczonego, a wy… wy możecie się wypchać! – oświadczyła, podczas gdy dym wylatywał jej z nosa i uszu.
                A potem minęła je i wypadła z pokoju. Jo i Rose przybiły sobie piątkę.
- Świetny plan – mruknęła Molly z wyraźnym podziwem. Jo i Rose tylko się wyszczerzyły.
- A teraz ją znajdź, do ślubu jeszcze półtorej godziny – oznajmiła Rose, stając przed lustrem i krzywiąc się malowniczo na widok kompletnie zburzonej fryzury.

                Jo i Molly poszły poszukać Lucy, a Rose usiadła na sofie i chwyciła się za klatkę. Od rana czuła palący ból, ale jakoś udawało jej się to ukryć. Teraz mogła sobie pozwolić na chwilę słabości…
- Rose! – w drzwiach stanęła Lucy i wytrzeszczyła oczy. – Zapomniałam, że jeszcze sporo czasu… Ty płaczesz?!
Rose spróbowała zrobić drwiącą minę.
- Zwariowałaś! Nie płaczę! – i dmuchnęła w górę, żeby strącić łzy z policzków.
                Lucy zamknęła szybko drzwi i podbiegła do niej.
- Co się dzieje?
- Nic! Naprawdę… ja…
- Rose – przerwała jej natychmiast Lucy i kucnęła przy niej. – Jestem panną młodą. Ale jeśli mi nie powiesz co się stało nie wyjdę stąd, a wtedy Cam rozwali kaplicę. Wspominał o tym wczoraj…
Red uśmiechnęła się przez łzy i westchnęła głęboko.
- Scorpius… - powiedziała cicho. – Nie przyjdzie na ślub.
Lucy wypuściła głośno powietrze.
- Dlaczego?!
Rose przymknęła na moment oczy.
- Twierdzi, że wygląda niewyjściowo – wytłumaczyła krzywiąc się boleśnie. – Ma duży problem z pokazywaniem się publicznie.
Lucy pokręciła szybko głową.
- Zwariował?! Od dwóch miesięcy jest tematem numer… no, dobra pierwszym jest jak zwykle wujek Harry, potem twoja mama na stanowisku ministra – wyliczała Lucy. – Potem jeszcze Ryan Hastings… Chodzi mi o to – obudziła się – że Scorpius jest bohaterem. Każdy to wie! A jego blizny są dowodem na to jakie ma serce.
Rose westchnęła ciężko.
- Cóż, nie przekonuje go to. Ale – wtrąciła, wycierając łzy z wyraźnym zdenerwowaniem – to wasz dzień. Mną się nie przejmuj – dodała raźnym tonem. – Potańczę sobie z Hugiem.
Wstała i uśmiechnęła się szeroko, a po smutku na jej twarzy nie zostało ani śladu. Lucy przyglądała jej się uważnie, a w końcu skinęła głową i wstała, wiedząc, że Molly obedrze ją ze skóry jeśli wygniecie suknię.

                                                              *

                           Ciemność i cisza panowały w dworze Malfoy’ów od miesięcy. Ciężka, ponura atmosfera królowała tutaj, jakby ktoś umarł niedawno w tym domu.
- Mogę go wywlec, jeśli trzeba – burknął Dracon. Astoria zrobiła przerażoną minę i chwyciła męża za ramię.
- Proszę, Draco… - szepnęła, widząc, że kończy mu się cierpliwość. – Może nie ma na to ochoty.
Draco wzniósł oczy do nieba.
- Wiesz jak musi się czuć Rose? – zapytał ze złością. – Traktuje ją jakby to była jej wina!
Astoria natychmiast spuściła głowę.
- Masz rację. Tylko ja tu jestem winna… - wstrząsnął nią szloch, a Draco natychmiast pożałował, że to powiedział.
- As! – zawołał obejmując ją szybko. – Rozmawialiśmy o tym setki razy! Jedyną winę za to, że Scor został poparzony ponosi Alexander. I zapłaci za to – dodał pustym, ciężkim głosem. – Ale minęło trzy miesiące i nasz syn musi wrócić do normalności. 
Astoria nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Draco ruszył w ich stronę, ale był dopiero w połowie drogi, gdy otworzyły się na oścież, a ich oczom ukazał się przedziwny widok. Rudowłosa dziewczyna w sukni ślubnej wbiegła właśnie do ich posiadłości, ciężko oddychając.
- Dzień dobry! – przywitała się Lucy Weasley. – Przepraszam, że tak wpadam ale jestem chyba spóźniona, a muszę porozmawiać ze Scorpiusem!
Ani Draco ani Astoria nie byli w stanie nic powiedzieć, tylko wgapiali się w Lucy z najwyższym zdumieniem.
- Jest na górze… - bąknęła w końcu Astoria. – Pierwsze drzwi po lewej.
Lucy skinęła głową, podniosła wysoko swoją białą suknię i popędziła schodami w górę. Draco i Astoria wpatrywali się w siebie z otwartymi ustami.
- Mam nadzieję, że nie chce z nim uciec z własnego ślubu… - szepnęła Astoria. Draco uśmiechnął się nagle kątem ust.
- To by pasowało do rodziny Malfoy’ów… Ale to tylko kuzynka Rose, nie ona sama, więc…
Parsknęli nerwowym śmiechem.

                Scorpius siedział na bujanym krześle i czytał książkę. W jego pokoju było ciemno. Zasłony były teraz zaciągnięte, jakby drażniło go światło. I zniknęły wszystkie lustra. Scor przewrócił beznamiętnie kartkę, gdy usłyszał dźwięk obcasów na korytarzu i natychmiast zwęził usta. To nie mogła być jego matka – Astoria prawie nie nosiła wysokich butów, a sądząc po tym, że dziś był dzień ślubu Cartera i Lucy, domyślił się prędko kto mógł właśnie do niego zmierzać. Nie mógł się bardziej mylić.
                Gdy Lucy Weasley w sukni ślubnej i welonie stanęła na progu jego drzwi stwierdził, że nic go już w życiu nie może zaskoczyć.
- Weasley… - mruknął podnosząc się z fotela. – Lubię rude dziewczyny, ale przykro mi, nie ożenię się z tobą…
Lucy patrzyła na niego z bezdenną złością.
- I bardzo dobrze! – burknęła. – Wcale nie chcę takiego tchórzliwego męża!
Scorpius tylko prychnął.
- Ubieraj się, Malfoy! – zawołała Lucy. – Wydaje mi się, że zaproszenie otrzymałeś wystarczająco wcześnie!
Scorpius westchnął ciężko.
- Z całym szacunkiem, Weasley… Wiem, że to twój dzień i tak dalej… Ale jeśli przyszłaś po mnie to straciłaś czas, a mniemam, że nie masz go dzisiaj zbyt dużo.
Lucy cała się zaperzyła.
- Jakbyś zgadł! – burknęła i zrobiła kilka kroków do przodu. – Ale moja druhna właśnie płacze przez ciebie w kaplicy, więc może byś tak…
Przez twarz Scorpiusa przeszedł cień.
- Rose płakała?
Lucy wbiła w niego ostre spojrzenie.
- Dlaczego nie chcesz przyjść na ślub?
Scorpius zaśmiał się gorzko.
- Nie widać?
I ku jej zdumieniu podszedł do okna, a potem szybkim ruchem odsłonił zasłony, wpuszczając do pomieszczenia trochę światła. Słońce odbiło się od jego spalonej skóry i ukazało w całości jego blizny i zniekształcenia.
Ale Lucy pomachała tylko głową, jakby to nie miało znaczenia.
- Bardzo przepraszam, ale to jest MÓJ ślub – powiedziała chłodno. – Pozwolisz, że to JA będę na nim ładnie wyglądać.
Usta Scora drgnęły, ale nie wydawał się przekonany.
- Nie chcę, żeby Red czuła się źle – warknął.
- Ale ona teraz czuje się okropnie! – zawołała Lucy, tupiąc nogą. – Potrzebuje cię. A poza tym pannie młodej się nie odmawia.
Scorpius długo jej się przyglądał. One mają to w genach? To te rude włosy?
- Wyjdź z mojego pokoju, Weasley – westchnął ciężko, a gdy Lucy zrobiła oburzoną minę dodał – Nie będziesz oglądać jak się przebieram…

                                                                *

                James i Jesse wymieniali ukradkowe spojrzenia. Cameron gwizdał wesoło.
- Co jest chłopaki? – zaśmiał się, widząc ich miny. – Żenię się!!!
James wyszczerzył zęby, ale Jesse był ewidentnie zdumiony. Pierwszy drużba Cama, Flynn również.
- I nie masz cykora? – zapytał zdumiony Jesse. – Nawet takiego maleńkiego?
Cameron spojrzał w dół na swój krawat, który za nic w świecie nie chciał się zawiązać, tak jak pokazywał mu sprzedawca w sklepie.
- Czego mam się bać? – burknął Cam, bardziej przejęty krawatem niż jego pytaniem.
- Bo ja wiem… - odezwał się Flynn. – Monogamii??? NUDY?!
Cam westchnął ciężko, bo krawat kompletnie przestał z nim współpracować.
- Lucy nigdy mi się nie znudzi – powiedział pewnie. – A jak ja jej się znudzę, to coś wymyślę. Ale rozwodu nie dostanie.
James parsknął śmiechem.
- Ale się porobiło – mruknął z niedowierzaniem. – Dwa lata temu piliśmy shoty z pępków tych… no… jak im tam?! – Cam i Jesse też próbowali sobie przypomnieć, ale w końcu wszyscy zrezygnowali. – Nieważne – stwierdził szybko James. – A teraz? Dowodzisz strażą Ministra Magii i za chwilę się żenisz!
Cam znowu zerknął na swój krawat.
- Kobiety, co? – zapytał retorycznie.
Głośny wybuch śmiechu przerwało pukanie do drzwi i Cam spojrzał na nie trochę przestraszony. Od rana spodziewał się swojego teścia, który ostatnimi czasy uwielbiał ucinać sobie z nim pogawędki na bardzo nudne tematy. Dlatego odetchnął, gdy w drzwiach stanął nie Percy, a jego własny ojciec.
- Chłopaki – przywitał się z drużbami Cama. – Dacie mi minutkę?
James, Jesse i Flynn skinęli mu głowami, a potem opuścili pokój pana młodego. Robert Carter omiótł syna badawczym spojrzeniem, a potem podszedł do niego i zabrał się za jego krawat, który wisiał na jego szyi byle jak po kilkudziesięciu próbach zawiązania.
- Widziałem Lucy – powiedział Robert, a Cam uniósł brwi wysoko. – Masz wielkie szczęście, synu.
Cameron wyszczerzył zęby. Robert był wciąż jednak wyjątkowo poważny.
- Jeśli kiedykolwiek zrobisz krzywdę tej dziewczynie… - tu ojciec posłał mu takie spojrzenie, że miał ochotę się cofnąć, ale Robert wciąż wiązał mu krawat.
- Tato – powiedział zupełnie poważnie. – Kiedyś wolałem blondynki… Najlepiej wysokie i ze Slytherinu – przez twarz Roberta przemknął tajemniczy uśmiech, ale zdołał go opanować, a Cam mówił dalej. – Teraz nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatni raz widziałem ładną dziewczynę. Jedyne co mam w głowie to moja Lucy.
Robert zawiązał pętelkę i przeciągnął przez niego końcówkę krawatu, a potem poklepał go i poprawił synowi kołnierz.
- To dobrze. Bo Lucy będzie teraz Carter i będzie członkiem mojej rodziny do końca życia.
Cameron zamilkł i zrobił zamyśloną minę. W końcu uśmiechnął się szeroko i pozwolił ojcu się uścisnąć.
                              
                                                               *

                Muzyka grała niezbyt głośno. Babcia Molly popłakiwała cicho w ramię dziadka Artura. Agatha Carter wyglądała jakby miała ochotę na to samo, ale chyba postanowiła się jeszcze powtrzymać. Jo zrezygnowała z wymownego patrzenia w sufit, które wskazywało co myśli o ślubach i zamiast tego ona i James dyskretnie puszczali sobie oczka przed ołtarzem.
                Cameron czekał wyprostowany i spokojny. 
                Skrzypce zagrały szybciej, a wszyscy goście wstali, gdy na czerwony dywan, usypany kwiatami wkroczyła Lucy pod rękę z Percym. Ojciec panny młodej wyglądał jakby nie mógł być szczęśliwszym.
- Moja piękna córeczka… - mówił z dumą, gdy kroczyli wzdłuż nawy, a wszyscy goście wpatrywali się w Lucy jak urzeczeni. – Jestem niezwykle dumny – paplał Percy. – Taki zięć!
                Dopiero przed ołtarzem Percy się przymknął i zatrzymał, by zdjąć welon z twarzy Lucy. Ucałował ją a następnie podał jej rękę Camowi.
               
                Jak wygląda zakochany człowiek, może powiedzieć z pewnością ten, który widział oczy Camerona Cartera, gdy zobaczył swoją za-chwilę żonę w białej sukni przed ołtarzem. Takiego błysku, takiej radości nie dadzą żadne skarby tego świata, a je właśnie miał w oczach pan młody.
                Lucy też nie mogła przestać się uśmiechać. Nigdy nie widziała go w garniturze. Tylu tu ludzi… A jej się zdawało, że są sami.

                Słońce zaglądało do kaplicy i grało w welonie Lucy. Rose patrzyła na to zafascynowana, usilnie starając się być dzielną. Pozwoliła sobie jedynie na chwilę dołującego żalu i w akcie chorobliwej nadziei odwróciła się przez ramię. Jej serce prawie wyskoczyło przez gardło! Scorpius opierał się o ostatnią kolumnę kaplicy, ziewając przeciągle. Rose nabrała powietrza na tyle głośno, że Jo musiała szturchnąć ją w ramię, ale nie zwracała na nią uwagi. Scorpius też ją zobaczył. A potem wyprostował się i posłał jej rozbawione spojrzenie. Red uśmiechnęła się tak szeroko, że Jo znowu szturchnęła ją dość mocno w żebro. Ale potem obydwie musiały się uspokoić, bo tuż przed ich nosami rozgrywała się ważna scena…

                Cameron, który do tej pory był ostoją spokoju, nagle spiął się, a na jego twarzy odmalowała się pełna powaga. Lucy wyglądała jakby głos uwiązł jej w gardle, gdy stanęli naprzeciw siebie, by złożyć przysięgę. Ale to była tylko chwila, kiedy wydawało się, że młoda para jest zbyt zdenerwowana, żeby coś powiedzieć. Lucy uśmiechnęła się promiennie i nagle, jakby obojgu odjęło strachu.
- Ostatni rok był najgorszy w moim życiu – powiedziała Lucy, mimowolnie robiąc krok w stronę Cama. – Nie było cię i wszystko było złe. Jedzenie, powietrze… A teraz jest idealnie. I chyba to chcę ci obiecać… Obiecuję ci – zrobiła krótką pauzę, by dać obydwu rodzinom czas na wstrzymanie oddechu – że będzie idealnie, nawet, gdy nie będzie dobrze.
Głębokie westchnięcie przetoczyło się przez kaplicę i dopiero głośnie wydmuchiwanie nosa przez jednego ze wzruszonych gości przywróciło normalną atmosferę. Ale wtedy odezwał się Cameron i znów wróciło podniosłe napięcie.
- Jest wojna – powiedział pan młody. – I każdy dzień może się skończyć za wcześnie. Ale ja obiecuję ci, że nigdy nie dam cię skrzywdzić. Że nie zauważysz więcej żadnej walki i bitwy. I, że wszystko niedługo się skończy. Kocham cię, Lucy.
Cam kompletnie zapomniał o urzędniku udzielającym ślubu, gościach i kaplicy, bo po prostu przyciągnął do siebie Lucy i pocałował. Głośne kaszlanie urzędnika i nerwowy chichot Jo przypomniały o bożym świecie i kompletnie niezawstydzony odsunął się od niej.

                Ceremonia dobiegła końca. Para młoda wyszła z kaplicy emanując czymś, czego reszta bardzo im teraz zazdrościła – pewnością, że przetrwają. Nawet wojnę.

                                                                *

                Muzyka grała głośno, szkło brzęczało przy każdym toaście, a jedzenie pachniało zachęcająco. To wszystko nie przeszkadzało Rose wpaść we wściekłość.
- Zadowolony?! – syknęła do ucha Scorpiusa, gdy zostali sami przy stoliku, bo Jo i James i Al ze Scarlett oddalili się w stronę parkietu. – Musiałeś odstawić cały ten cyrk i do ostatniej chwili nie mówić mi, że się łaskawie pojawisz?
Blizny na twarzy Scora rozciągnęły się na całej długości, gdy przewrócił oczami.
- Mówiłem ci, że nie widzę się na tym weselu.
Rose buchnęła para z nosa.
- To co tu robisz?!
- Twoja szurnięta kuzynka wpadła do mojego domu w ślubnej sukni. To jest szantaż godny ciebie i Carter.
Rose go nie słuchała.
- Od miesięcy ci powtarzam, że jesteś głupi. A ty dalej swoje!
- Zatańczmy – powiedział szybko Scorpius i podniósł się z miejsca. Rose obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
- Chcesz tylko, żebym przestała gadać! – fuknęła nie ruszając się z miejsca. Scorpius (nie bez trudu) nachylił się i chwycił ją pod pachą. Rose poddała się i ruszyli w stronę tańczących par.
- Jestem tu – powiedział Scorpius, obejmując ją w talii. – Może skupisz się na tym?
Rose spojrzała mu prosto w oczy. To właśnie tu, w jego źrenicach było najwięcej blizn. I były po stokroć gorsze od tych widocznych, wyrytych w jego skórze. I nie przeszkadzałoby jej to, gdyby nie fakt, że każda taka blizna była jak krok między nimi, którego nie umieli pokonać.

                                                               *

                Jo wtulona w ramię Jamesa obserwowała tańczących. Jej tata z najwyższą dumą prowadził Lucy, która była tak czerwona, że gdyby jej nie znała, pomyślałaby, że wypiła już sporo szampana. Cameron (w przeciwieństwie do swojej żony) był wyjątkowo pewny, tańcząc z babcią Molly, która była przy nim tak maleńka, że musiał się porządnie zgarbić. Agatha miała dość zagubiony wyraz twarzy, pewnie dlatego, że Percy, który ją poprosił, mówił coś do jej ucha tak szybko, że kompletnie wypadli z rytmu. Jo śmiała się na ten widok tak głośno, że James musiał poczuć łaskotki w okolicach swojej szyi.
- Carter – odezwał się, bo coś nagle wpadło mu głowy i Jo podniosła na niego wzrok. – Możesz mi powiedzieć co to była za reakcja w ministerstwie, gdy ci wspomniałem o pierścionku?
Oczy Jo rozszerzyły się tak gwałtownie, że parsknąłby śmiechem, gdyby nie fakt, że trochę go jednak denerwowała.
- Ale… ale… ja… my… przecież, ja… nie… James…
- Rozumiem – zadrwił i okręcił ją w miejscu, gdy zmieniła się muzyka. – Mniemam, że masz w planach poślubić kogoś innego? – zapytał z udawaną uprzejmością. Jo znowu się zapowietrzyła.
- CO?! Jesteś durny! – warknęła. – Ja po prostu sobie nie wyobrażam czegoś takiego – wskazała szybko ręką na salę. – Ja w białej sukience? Ty wyznający mi… eee… ten… w kaplicy. Nie, to nie dla nas!
James zrobił zamyśloną minę.
- Niech to szlag – mruknął, nagle poważniejąc.
- Co?
James zwolnił, choć piosenka, którą grała orkiestra była wyjątkowo żywa.
- Tyle czasu, a my nigdy nie powiedzieliśmy sobie… eee… „tego”.
Jo zrobiła wielkie oczy.
- Cholera – mruknęła, wpatrując się w niego intensywnie, aż oboje parsknęli śmiechem.
- Najgorsze jest to – odezwał się James z teatralnym westchnięciem. – Że zdążyłaś mnie już wykorzystać. Nie raz – dodał niby ostro, a Jo delikatnie się zarumieniła – A nigdy mi nie powiedziałaś co do mnie czujesz! – James pokręcił głową z udawanym oburzeniem.
- Może… - zastanawiała się Jo. – Może to jest tak oczywiste, że nie trzeba tego mówić na głos?
James przejechał rękami po jej plecach, zbliżając swoją twarz do jej twarzy.
- Podoba mi się twoje wytłumaczenie.
A potem zwolnili już tak, że właściwie trudno było to nazwać tańcem i przywarli do siebie rozpalonymi ustami.

                                                                   *

                Cameron patrzył z lękiem na kolejkę ciotek i kuzynek Lucy, która pojawiała się za każdym razem, gdy próbował zatańczyć z własną żoną. Lucy dzielnie podawała rękę wszystkim wujkom, kuzynom i kolegom Cama, jemu samemu posyłając tylko tęskny uśmiech.
                Dakota cmoknęła pana młodego w policzek i odbiegła do swojego stolika. Z bardzo oczywistego powodu zamierzała zwinąć się z przyjęcia jak najprędzej.
- Moja kolej – usłyszała i jęknęła przeciągle.
- Daj spokój, Atwood – powiedziała dziarsko, odwracając się do Jessiego. – Tyle tu pięknych dziewczyn, które nie wiedzą jakim jesteś palantem! A ja się zmywam!
Nie zrobiła nawet pół kroku, gdy jego ramię owinęło się wokół jej talii i została uwięziona w jego uścisku. A potem poczuła, że się kołysze.
- Dałem ci trzy miesiące – warknął Jesse. – Powiedziałaś, że mam się nie zbliżać do ciebie w Hogwarcie, a potem pojechałaś na wakacje. I obiecałaś, że tylko jak dam ci spokój, porozmawiasz ze mną w końcu!
Dakota uśmiechnęła się serdecznie, a potem z całej siły nadepnęła mu na stopę. Jesse ani drgnął, gdy jej szpilka utkwiła w jego bucie i nie zwolnił uścisku.
- Masz rację – oznajmiła Dakota. – Mój błąd, że wyznaczyłam jakiekolwiek ramy twojego trzymania się ode mnie z daleka. Powinnam od razu sprecyzować, że chodziło mi o całą WIECZNOŚĆ.
Jesse uniósł brwi.
- A jednak powiedziałaś, że ze mną pogadasz! – przypomniał jej triumfalnie. – A to znaczy, że sama też tego chciałaś!
- Nic podobnego! – ofuknęła go, ale wtedy zauważyła, że jakaś ciotka Camerona przygląda im się z zainteresowaniem i bezwolnie zaczęła się kołysać. – Po prostu myślałam, że dawno się znudzisz!
Jesse skorzystał z okazji i zacisnął mocniej ręce na jej talii.
- Już ci powiedziałem, że możesz to sobie wybić z głowy. Masz dwie opcje, Scott – dodał uprzejmie. - Powiesz mi co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła. Albo… mi wybaczysz bezwarunkowo.
Dakota patrzyła na niego z odrazą.
- Mam lepszy pomysł – odparła ze słodyczą. – Odpieprzysz się ode mnie, albo odpieprzysz się ode mnie!
Jesse warknął głucho i pochylił się, by jej odpowiedzieć, ale była sprytniejsza. Para tańcząca koło nich znalazła się nagle bardzo blisko, Dakota wyswobodziła ręce z jego uścisku i klasnęła, zwracając na nich uwagę.
- Odbijany!
A potem kopnęła go w kostkę i zagarnęła mile zaskoczonego wujka Lucy, a Jesse musiał poprowadzić jego dość postawną żonę. Zamierzał jeszcze protestować, ale wtedy zauważył wzrok Jamesa, który przyglądał mu się z mordem w oczach z drugiego końca sali. Zrezygnował. Normalnie nic go by nie powstrzymało, żeby ją zmusić do przyjęcia przeprosin, ale wciąż miał świeżo w pamięci jak Potter zmiażdżył mu szczękę, a uznał, że nie chciałby powtarzać tego na weselu Cartera. Westchnął i uśmiechnął się wymuszenie do ciotki, która patrzyła na niego wyjątkowo zalotnie.

                                                                *

                Wesele mijało szybko, jakby ten moment zapomnienia był kradziony. Dochodziła już północ, gdy zjawił się ostatni gość.

                Hermiona wyglądała na bardzo zmęczoną, kiedy wchodziła na salę taneczną. Miała na sobie strój roboczy, bo nie zdążyła się przebrać. Właściwie dziwiła się, że udało jej się w ogóle tu przybyć. Omiotła spojrzeniem parkiet i uśmiechnęła się na moment na widok Rose i Scorpiusa, kołyszących się powoli. Za nimi gdzieś mignął jej Harry, który tańczył z Jo, i Hugo depczący niemiłosiernie Lily.
                Wyłowiła wzrokiem Camerona walcującego ze swoją mamą i Lucy, którą Percy zagadywał bezlitośnie i skierowała się w ich stronę. Ale nie przeszła nawet kilku kroków, gdy ktoś zagrodził jej drogę.
- Pani Minister… - Ron ukłonił się teatralnie. Hermiona wzniosła oczy do nieba.
- Uwierz mi, nie śmieszy cię to mniej niż mnie.
Ron zachichotał.
- Zatańczysz ze mną? – zapytał. Pokręciła głową.
- Wpadłam tylko na moment. Złożę życzenia Lucy i Camowi i wracam do ministerstwa.
Teraz Ron wzniósł oczy do nieba.
- Daj spokój! Jeden taniec…
Hermiona zagryzła wargi. Nie rozmawiali od tygodni i chyba nie miała ochoty na taką bliskość. Ale była zbyt zmęczona, by protestować.
- Jak ślub? – zapytała podając mu rękę.
- Mama płakała całą godzinę, a Percy zanudził wszystkich Carterów – opowiadał Ron, prowadząc ją w takt muzyki. Hermiona parsknęła śmiechem.
- Myślałam, że wyrwę się do kaplicy. Ale Cameron jest szefem Straży Ministerstwa i sama się zgodziłam, żeby jego nowi koledzy poszli na ślub, więc Noel Raejack zabronił mi się ruszać z gmachu.
Ron pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Po tym co wydarzyło się z Kingsleyem nie należy niczego bagatelizować, Hermiono.
Spojrzała mu w oczy. Sama się dziwiła jakie to było łatwe.
- Cieszę się, że możemy normalnie rozmawiać.
- Szkoda tylko, że nauczyliśmy się tego po rozwodzie.
Hermiona parsknęła śmiechem a Ron zrobił to samo. Obrócili się parę razy i tańczyli w ciszy.
- Gdybyś mnie kiedykolwiek potrzebowała… - powiedział, gdy muzyka zaczęła zwlaniać.
- Wiem – Hermiona uśmiechnęła się jeszcze, a potem przysunęła się bliżej i pocałowała go w policzek.
- Do zobaczenia!
                Odwróciła się i odeszła z odrobinę lżejszym sercem.

                                                                *

                James ze śmiechem obserwował Jo tańczącą czwartą piosenkę z dziadkiem Arturem. Musiał opowiadać jej coś strasznie ciekawego, bo co chwila robiła wielkie oczy, albo wybuchała śmiechem. Oderwał wzrok na moment i szybko odstawił szklankę, którą trzymał. Od Lucy odchodził właśnie Louis. Nie wyglądał dobrze. Wychudł i wybladł jeszcze bardziej niż gdy widzieli się ostatnim razem – miesiąc temu w Hogwarcie.
                James zerwał się z miejsca i puścił biegiem. Dopadł go przy wyjściu.
- Cześć!
Louis obrócił się i przymknął oczy.
- Cześć – a potem ruszył dalej, ewidentnie nie mając ochoty na rozmowę. Ale James nie miał zamiaru dać za wygraną.
- Co u ciebie? – zapytał jego pleców, ale przynajmniej Louis zwolnił.
- Nic szczególnego. Słuchaj stary…
- Gdzie mieszkasz? – przerwał mu szybko James. – Wiem, że wyprowadziłeś się z domu.
Louis wywrócił oczami.
- Wynająłem mieszkanie w Londynie – powiedział, chyba uznając, że inaczej James się od niego nie odczepi.
- Czemu? – zapytał natychmiast Potter.
- Nie jestem zbyt rodzinny ostatnio – zadrwił Lou. James prychnął. Uznał, że nie ma sensu owijać w bawełnę.
- Masz jakieś wieści od Leander?
Przez twarzy Louisa przeszedł cień, a jego wargi zadrgały.
- Taaaak… Codziennie wysyła informacje o postępach w mordowaniu mugoli przez Hurrlingtona.
James pokręcił szybko głową.
- Znam ją, rozumiesz? – palnął ostro. – Leander jest nieobliczalna, ma milion tajemnic, ale… nie wierzę. Po prostu nie wierzę, że może być po jego stronie.
Louis zaśmiał się szaleńczo.
- No to masz dużo optymizmu!
A potem bez słowa odwrócił się, by odejść, ale James znowu się odezwał:
- Nie zawsze można wierzyć w to co się widzi. Znajdź ją. Wiem, że ciągle można ją uratować!
Louis stał przez chwilę w miejscu, odwrócony od niego. Ale po chwili ocknął się i odszedł, a James już go nie zatrzymywał.

                                                                *

                Na parkiecie pozostali najwytrwalsi, w tym Fred, który obtańcowywał padniętą Lucy i Victoire, która pokazywała Cameronowi kroki tańca na francuską modłę. Albus siedział przy stoliku z przysypiającą Scarlett. Rose i Scorpius wyszli jakiś czas temu, a Jo i James kołysali  się w kółko tak długo, że Al zastanawiał się czy nie jest im niedobrze… Zerknął na Scarlett i uśmiechnął się pod nosem. Jego dziewczyna zasnęła mu na ramieniu, ewidentnie wykończona.
- Al! – usłyszał i podniósł wzrok na rodziców. Ginny wpatrywała się w niego surowo. – Trzeba odprowadzić Scarlett do domu!
- Możemy ją teleportować – powiedział Harry. Albus posłał mu urażone spojrzenie.
- Nie ma mowy. I przypominam, że mam już licencję.
Harry i Ginny nie wyglądali na przekonanych, ale Albus nie zwracał na nich uwagi. Odsunął delikatnie głowę Scar, tak, żeby móc objąć ją ramieniem, a potem podniósł się i nachylił. Jednym ruchem uniósł ją i wziął na ręce, uważając, by jej nie obudzić.
- Dobranoc! – powiedział jeszcze rodzicom, a potem przemaszerował przez całą salę i wyszedł na dziedziniec.
                                                                     
                Zdumiona pani Archibald pozwoliła Alowi zanieść Scarlett do jej sypialni. Ułożył ją i wciąż kręcąc głową, że się nie obudziła, podniósł z miejsca. Ale tak trudno było mu wyjść…
- Scar… - znowu się nachylił i pogłaskał jej odsłoniętą szyję. Drgnęła, a potem bardzo powoli otworzyła zaspane oczy.
- Al…
Nieziemskie ciepło wypełniło jego klatkę i znowu usiadł na łóżku.
- Jest późno. Zasnęłaś przy stoliku i odprowadziłem cię do domu.
Scarlett uśmiechnęła się nieprzytomnie. Chyba nie była do końca wybudzona.
- Mmm… zostaniesz ze mną?
Coś przewróciło się w jego wnętrznościach.
- Powiedziałem twojej mamie, że cię położę i wyjdę.
- Więc wróć przez balkon… - powiedziała, zamykając znowu oczy. Albus zaśmiał się i zerknął przez okno.
- Kusząca propozycja. Ale... Nie będziesz mieć przez to kłopotów?
Scarlett pokręciła śpiąco głową.
- Wróć tu…
Nie musiała dwa razy powtarzać. Al podniósł się i szybko wyszedł, a potem zbiegł po schodach, by pożegnać się z mamą Scarlett. Zaczekał chwilę pod balkonem i wspiął się szybko z powrotem.
- Mam nadzieję, że doceniasz jakie to było romantyczne? – upewnił się wchodząc przez okno. Scarlett zaśmiała się radośnie i odsunęła kołdrę.
- Było – przyznała. – Obiecuję kiedyś wdrapać się do ciebie przez balkon!
Albus parsknął śmiechem, a potem poluzował krawat i rzucił się na łóżko koło niej, przyciągając ją najbliżej jak się dało.
- Oj, będziesz mieć problem – mruknął Albus, czując że i jego bierze w końcu senność, choć bliskość Scarlett skutecznie go rozpraszała.
- Czemu? – zdziwiła się. Albus przytknął usta do jej obojczyka.
- Bo nie mam pojęcia jak się mnie stąd kiedykolwiek pozbędziesz.
Scarlett zaśmiała się tylko, układając się na jego ramieniu. Zamknęli oczy.

                                                               *
                                                               *
                                                               *

                Piskliwy, zimny głos potoczył się przez pokój.
- Jesteś pewien?
Mężczyzna, który stał naprzeciw niego kiwnął głową.
- Wszystko gotowe, sir. Wykonałem zadanie.
Steven Hurrlington skinął głową z roztargnieniem.
- Potrzebujemy tego sukcesu. Minęło trzy miesiące od fiaska w Londynie…
- Sir, widziałem dzisiaj nasze wojska. Wydaje mi się, że są gotowe.
Hurrlington machnął ręką.
- Jeszcze żadnej wojny nie wygrały wojska… Ale inne czynniki też niedługo nam posłużą. Potter nie da rady bronić wiecznie mugoli… I co najważniejsze – obrzucił mężczyznę niewielkim podziwem. – Niedługo zyskamy najpotężniejszą broń.
- Tak, sir. Wszystko gotowe.
Hurrlington skinął głową, a potem zaśmiał się lodowatym, piskliwym śmiechem.

                                                                *

                Orkiestra zapowiedziała ostatnią piosenkę i ci, którzy jeszcze mieli siłę tańczyć, znowu rzucili się na Lucy i Cama. Ale państwo młodzi w końcu wykazali się asertywnością.
- Przykro mi… - kręciła głową Lucy, gdy wujkowie i kuzyni znów ją otoczyli.
- Nie – ucinał szybko Cam każdą propozycję, pewnie zmierzając w kierunku swojej żony.
W końcu spotkali się na parkiecie.
- Zatańczyliśmy razem jedną piosenkę – jęknęła żałośnie Lucy, wtulając się w niego.
- Wiem – burknął. – Nigdy więcej się nie ożenię!
Lucy parsknęła śmiechem i zaczęli kołysać się, ledwo powłócząc nogami.
- Ciężki dzień – stwierdziła jeszcze Lucy, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Okropny – zgodził się.

              Lucy uśmiechnęła się szeroko i przymknęła oczy. Orkiestra przestała grać i goście zaczęli się rozchodzić. Na zewnątrz świtało, a Cam i Lucy wciąż tańczyli, choć nie było już muzyki, a oni byli wykończeni i senni. Mimo wszystko, jeszcze przez chwilę chcieli nacieszyć się tym dniem, który był ciężki i okropny. Ale ich.














62 komentarze:

  1. Ślub Lucy i Cama, ich miłość i wszystkie emocje z nim zwązane były takie urocze i sam ślub był taki wzruszający.
    Ale sam początek rozdziału, Jomes i ich ślub, przypominam sobie całą historię ich miłości, poznanie, zagadki, Albus, wojna a teraz ślub, dziękuję Ci
    Jeszcze Scorpius i Rose, matko jak ja ich kocham
    To dziwne, ale nie martwię się tym co wykombinował Ankdal.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Umarłam, jestem w niebie, chociaż Scorpius i Dakota chyba chcą mnie z niego sciągnąć.
    Umm, optymizm przede wszystkim. *Ma cichutką nadzieję, że początek rozdziału to zwiastun pięknego happy endu.* Tak będzie, prawda?
    Moi kochani Cam i Lucy wreszcie bardzo bardzo razem. Czuję się tak magicznie i śpiewająco, że pomimo zmęczenia, które skleja mi już oczy, suszę zęby i nie mogę przestać.
    Lucy jako superbohater-panna-młoda-i-Malfoy-zbieraj-poślady-z-fotela to moja ulubiona Lucy.
    Ojejujejujeju, nie mam kompletnie pojecia co mogę napisać jeszcze. Chyba tylko tyle, że rozdział idealny. :)

    Pozdrawiam i jeszcze raz dziekuję za zaproszenie,
    Patrycja

    :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeden z najsłodszych i najukochańszych rozdziałów :3 oczywiście pomijając scenę z Hurrlingtonem. Uwielbiam śluby, są takie piękne, magiczne (wklej milion idiotycznie uroczych synonimów) chociaż wizja James'a i Jo chyba bardziej do mnie przemawia/mówi xd Biedne Roscpius, kolejne mury przed nimi. Mam nadzieję, że sobie poradzą :) I na końcu strasznie zauroczyłaś mnie "romantycznym" Alem, uwielbiam ten fragment " Mam nadzieję, że doceniasz jakie to było romantyczne? – upewnił się wchodząc przez okno. Scarlett zaśmiała się radośnie i odsunęła kołdrę.
    - Było – przyznała. – Obiecuję kiedyś wdrapać się do ciebie przez balkon!" Chyba muszę to sobie gdzieś zapisać xd
    Do następnego
    Afra xx
    Ps.1 Chociaż w sumie ten kawałek też kocham " To w sumie wciąż goguś!" Już wiem jak się zwracać do kumpli :p
    Ps.2 Dziękuję Ci za możliwość czytania tego dzieła :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam taki beznadziejny humor i na szczęście jesteś Ty!

    Ale piękna ceremonia, piękny ślub, piękni nowi państwo Carter. <3
    Scena ślubu Jomes na początku była taką fantastyczną niespodzianką! :') Aż się łezka w oku kręci. Ale w sumie wszystkiebich sceny wywołują też uśmirch na twarzy, są tacy śmieszni! Może nie jak RS, ale mają taki swój świetny urok.
    Albus i Scar są tak niesamowicie słodcy, że dla nich skala już dawno się skończyła. Ostatnia scena MEGA UROCZA, po prostu brak mi słów. Wspomnę też, że to na ich związek głosowałam. ;*
    Louis, biedny Louis. Naprawdę chłopakowi współczuję, wpakował się po uszy w niezłe bagno... zwane "Leah"...
    Jesse naprawdę się stara. Kurde, baaaaardzo chciałabym, żeby Dakota mu wybaczyła, to już całkiem sporo czasu. I technicznie to on jej chyba nie zdradził, nie była jeszcze wtedy jego dziewczyną. Niemniej jednak to było złe, tyle że już się trochę zrechabilitował, dajmy mu szansę. :D
    Tak, nie lubię związku Hermiony i Rona i tak dalej. No i są po rozwodzie i wgl, ale ten ich momencik moim skromnym zdaniem był fenomenalny. Wszystko jest takie normalne w tym rozdziale, kocham to.
    Raejack też wydaje się spoko, ale jak już kiedyś wcześniej wspomniałam, maksymalnie jako przyjaciel.
    Absolutnie ubóstwiam wszelkie interakcje między Draco a Astorią, oni są tacy kochani.
    Płacząca Rose... :'''''''C
    Ogólnie rzecz biorąc martwię się o Rospiusa. Scor ma problem i wszyscy to wiemy, dlatego nie chcę być dla niego surowa, ale to ich niszczy. I mnie też. Ten fragment o bliznach w jego oczach, ktore są jak dzielące ich kroki oddaje wszystko. Po prostu pasuje idealnie. Ale wiesz co, Ginger? Jestem ciekawa jak to rozwiniesz. I jestem też w stanie przeżyć ten chwilowy kryzys, bo wiem, że Rospius jest sobie przeznaczony. Koniec. Kropka.

    Kocham to opowiadanie bardzo-bardzo i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny, zapierający dech w piersiach rozdział.

    Pozdrawiam bardzo cieplutko i serdecznie, CJ


    Ps dziękuję również za zaproszenie, uratowałaś ten dzień <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze do usług! :P

      Technicznie to Dakota i Jesse chyba jednak byli parą :P Nawet jeśli tego nie nazwali, to spotykali się.

      Jak się cieszę, że nie krzyczysz :P Scor przeszedł coś, co trudno sobie nawet wyobrazić. Trochę mu zajmie powrót do równowagi.

      :)

      Usuń
  5. Początek tej części, a szczególnie tego rozdziału przepiękny. "na zawsze" - niby dwa wyrazy, ale jak cudowne :)
    Taka relacja Rona i Hermiony jest idealna, super, że ze sobą rozmawiają. Po tylu latach to byłoby dość smutne, gdyby tak nie było, tyle razem przeszli.
    Lucy, jak ja ją uwielbiam :D I Cameron, tak za nimi tęskniłam <3 Ich ślub był idealny po prostu.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obawiam się, że ten komentarz będzie o tym, że masło jest maślane, ale mam nadzieję, iż mi to wybaczysz. Ból brzucha robi swoje ._.
    Po pierwsze i najważniejsze – dziękuję za możliwość przeczytania dalszej części GGG, bo prawdę mówiąc twoje opowiadanie jest 2/3 moim ulubionym. Powodzenia w dalszym pisaniu <3
    Całkowicie wzruszyła mnie ceremonia. Lucy i Cameron to jest po prostu.... Chciałabym, żeby taka miłość istniała, ale obawiam się, że ja takiej nie doświadczę.
    Jo i James to jest coś, czego nie może zabraknąć i mam nadzieję, że będą razem forever, bo w przeciwnym razie poszłabym do biedronki, kupiła mydło, dywan i ręcznik, a następnie zorganizowałabym skakanie z dywanu ze spadochronem–ręcznikiem w czasie podcinania sobie żył mydłem w płynie.
    Czasami jak słyszę coś, co przypomina mi jakąś zabawną sytuację z twojego opowiadania, to zaczynam się śmiać, a inni nie wiedzą o co mi chodzi.
    Każdy kolejny rozdział wywołuje uśmiech na mojej twarzy, ale zaraz potem zdaję sobie sprawę, że niedługo przygoda z GGG dobiegnie końca.
    Na pewno po zakończeniu tej historii postaram się przeczytać ją kolejny raz.
    Piszę postaram, bo jak jakieś FF wywołało u mnie tyle emocji to nie jestem gotowa psychicznie na przeczytanie go w całości. Każde z moich ulubionych (o ile nie jest autorstwa Kitiary – toż to parodie!) opowiadań jest przeczytane tylko raz, ewentualnie dwa, bo obawiam się, że ten dom nie wytrzymałby kolejnych wrzasków typu:
    „James, ty debilu, nie puszczaj się jak panna na Nokturnie!”
    „Ginger!!!! Szykuj się na odwiedziny bomby atomowej!”
    „Jo nawet nie próbuj! No nie całuj go! NOOOŁ! Nie zgadzam się!” *rzucanie telefonem na koniec łóżka*
    I wiele, wiele innych.
    Rozpisałam się.
    Stałam się sentymentalna, ale taka prawda.
    Pozdrawiam i dziękuję.
    Anastasia.
    P.s. Wydaje mi się, że ten komentarz brzmi trochę jak pożegnanie, ale cóż. Na pewno nim nie jest :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradź mi jakie są Twoje ulubione opowiadania! Ja od roku nie czytam nic poza Zdemoralizowaną, ach no i GGG! :D
      Ha! Powtarzasz się w groźbach! :D

      Usuń
    2. Wiem, ze się powtarzam, ale taka prawda <3
      Moje ulubione? Kiedy Lwica walczy – Severus S. x Hermione G.
      Harry Potter i Gwiazda Mroku – Draco M. x Harry P.
      Pragnienia naszych serc – Remus L. x Luna L.
      I kilka innych xd

      Usuń
    3. AAAA nie wiem, która z tych par przeraża mnie bardziej :/

      :P

      Usuń
    4. Obawiam się, że bardziej przeraziłyby cię te teksty (zwłaszcza dwa pierwsze) <3

      Usuń
  7. Cameron i Lucy... Lucy i Cameron... Miłość w ich wydaniu jest taka ... awww... ciężko znaleźć mi odpowiednie słowa. Ale chyba : piękna, urocza, idealna są odpowiednią definicją. Mam nadzieję, że będą żyli długo i szczęśliwe tak jak w bajkach.
    Zauważyłam, że Lucy od początku opowiadania przeżyła (oczywiście przynajmniej jak dla mnie) chyba jedną z największych przemian. Z szarej myszki, zmieniła się w kobietę, która staje w obronie swojego przyszłego męża; robi wszystko, aby uszczęśliwić swoją kuzynkę. I powiem szczerze, że taka Lucy lubię.
    Cameron jako mąż - dziwnie to brzmi, ale wierzę, że będzie najlepszym mężem pod słońcem. Zrobi wszystko, aby jego żona była szczęśliwa i wypełni swoją obietnicę z przysięgi małżeńskiej.
    Jo i James, Jomes, nie wiem czemu, ale nie przepadam za tą parą. Może to dlatego, że nie ma opowiadania w którym bym lubiła głównych bohaterów. Oczywiście kocham Jamesa całym swoim sercem i wiem, że będzie on dla Jo dobrym i kochającym mężem, to ich wątek nie jest moim ulubionym.
    Za to jak wiadomo każdy kocha Rose i Scorpiusa. Nie mam zielonego pojęcia co w nich jest, ale oni zawsze są najlepszą parą. (A tak na marginesie na miejscu Rose już dawno był mu coś zrobiła za to, że się tak zachowuje.)
    Nie mogę nie wspomnieć o Hermionie i Ronie, cieszę się, że normalnie rozmawiają. Dla mnie nawet po rozstaniu są idealną parą.
    Aluś ma dziewczynę, to takie prawdziwe. Cieszę się, że pokazałaś ich jakby byli normalnymi nastolatkami, a nie żołnierzami.
    Nie mogłabym nie wspomnieć o Percym. Nikt go nie lubi, ale on jest taki zabawny(choć opowiada nudne rzeczy). Lubię jak on wszystkich zanudza, a jego rozmówcy szukają najszybszej drogi ucieczki. Pewnie będąc na ich miejscu zrobiłabym to samo, ale on zawsze będzie mnie rozbawiać.

    Dziękuję za możliwość czytania trzeciej części. Może i nie komentuje często, ale staram robić się to jak tylko mam czas i chęci, a jak widać staram się zostawiać długie komentarze, więc mam nadzieję, że to się choć trochę równoważy.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Calypso

    PS Tam gdzieś zauważyłam błąd w odmianie imienia. Nie "z Hugiem" a " z Hugo". Tak tylko ci o tym wspominam, ale nie ważne. A tak wgl to WIĘCEJ HUGA :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak czytam, że ktoś nie lubi Jo albo Jamesa (nie jako pary, ale tak ogólnie) to mi serce rośnie. Po to się pisze opowiadania ://///

    no ale ok.

    A imię Hugo jest fleksyjne i można je odmieniać według polskiej deklinacji. Sama to zrobiłaś pisząc "więcej Huga"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha ale dojebałam. Ciebie opierdoliłam a sama błąd zrobiłam xD Dobra ja się wycofuje, nie było tematu xD I WIELKIE SORRY.
      Nie, że ich nie lubię, ale ja po prostu z reguły nie lubię głównych bohaterów. Jeśli chodzi o ich charaktery to jestem jak najbardziej za, ale jak dla mnie każdy główny bohater ma coś w sobie co mnie w nim denerwuje i nie potrafię go polubić tak jak innych, np. Camerona czy Jessego (nie jestem pewna czy dobrze napisałam) Po prostu nie potrafię.
      Stworzyłaś świetnych bohaterów, ale każdemu nie dogodzisz. Ja np. zawsze będę się czepiać bo mam taką naturę i już, ale staraj się tym nie przejmować.
      Jak każdy autor zawsze będziesz kochać najmocniej swoich głównych bohaterów i najbardziej będzie cię bolało jak będą się na nich czytelnicy skarżyć, ale pamiętaj, że oni są twoi i tylko twoi i nie musisz ich zmieniać bo jakiejś głupiej lasce coś w nich przeszkadza ;)

      Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za możliwość czytania twojego opowiadania,
      Calypso

      Usuń
  9. Cieszę się, że tu jestem!
    Narazie nic więcej nie jestem w stanie dodać, ponieważ jestem padnięta, a nic, oprócz ,,achów" i ,,ochów" nie przychodzi mi do głowy.
    Dziękuję za rozdział i za to, że mogłam go widzieć. Był piękny.
    Idę spać.
    Tak Bardzo Zmęczona Asia

    OdpowiedzUsuń
  10. Klikając link z zaproszenia szczerzyłam się jak głupia, potem banan rósł i rósł aż w końcu rozpłynęłam się jak czekolada w rondelku na małym ogniu... tak że tego...
    Dziękuję, dziękuje, dziękuję za Rona i Hermionę ^^
    Za głupiego Scorpiusa również, i za wkurzoną Lucy, i za Jomesa, i romantycznego Ala
    Dobra, koniec "achów" i "ochów" bo jeszcze blogspot nie wytrzyma takiej ilości serduszek,więc dość. Ślub był po prostu idealny to się nie rozpisuje ;) Nienawidźmy Hurrlingtona i całej reszty.
    Miło znów Cię widzieć/ czytać~ Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i mam taką małą prośbę. Otóż moja kochana i jakże inteligentna siostrzyczka podpisująca się nickiem "Ruda Jędza" niechcący usunęła zaproszenie, więc mogłabyś wysłać jej drugie?
      e-mail to: lista.zaqpow@gmail.com

      Usuń
  11. Przeczytalam jeszcze wczoraj ale nie wirdzialam co napisac.
    Mialam tak fantastyczny humor ze nie sadzilam ze moze byc lepszy. A jednak.
    Ten rozdzial byl piekny fantastyczny i mimo sceny Ankdala Jessiego Louisa i blizn Scorpiusa bardzo optymistyczny. Chyba wszyscy takiego potrzebowalismy po zimnej wojnie ktora zabrala im wielu bliskich i zostawila po sobie znamie.
    Dziekuje Ci za zaproszenie. Do nastepnego. Pozdrawiam - Lilka. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. O matko, o matko jakie to wszystko było słodkie <3<3<3 Najlepszy moment kiedy Lucy wpada do Malfoy Manor :) Ogólnie cały rozdział fantastyczny i Jomes i Ron z Hermioną Dakota i Jesse i nawet Al i Scarlett, tylko Louis taki smutny :( III część zapowiada się ciekawie, wole jednak nie domyślać się na razie jak zakończy się sprawa z początku tego rozdziału :) Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny :) Mimi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi to się nawet wydaje, że było za słodko :/

      :P

      Usuń
  13. Hej :) zacznę od tego, ze jestem taka dumna ze mogę czytać 3 część tego świetnego opowiadania :) wczoraj i dzisiaj przeszukiwalam wszystkie notatniki żeby znaleźć moje hasło na gmaila i wreszcie mogę pisać z mojego konta na bloggerze :D.
    Ten rozdział jest taki cudownyy ze ach.. I jeszcze ten mały spoiler na samym początku.. Czyżby tak miała się zakończyć ta historia?
    Lucy i Cam małżeństwem.. kto by o tym pomyślał w 1 części. Ja w ogóle bym nie pomyślała o żadnym ślubie a tu juz drugi się szykuje ( jeśli po drodze nie będzie jeszcze jakichś :D)
    Najfajniejsza scena to kiedy Lucy przyszła po Scora. Świetne .
    Mamy z Jo coś wspólnego : Ja też sobie nie wyobrażam siebie w bialej sukni a na ślubach też man ochotę wznosić oczy do sufitu :D no ale jej do tego znacznie szybciej niż mi :P ja mam juz 19 lat ale ani myślę o ślubie ;)
    Scorose jak zawsze świetni <3
    Tekst Dakoty " Tyle tu pięknych dziewczyn, które nie wiedza jakim jesteś palantem" mega. Zastanawia mnie tylko czy ona kiedyś mu wybaczy .
    Zdziwiło mnie ze Hermiona zatańczyła z Ronem i że go pocałowała w policzek i ze w ogóle normalnie ze sobą rozmawiają. Dobrze ze rozstali się w zgodzie.
    Biedny Lou .. Oby jednak był w końcu szczęśliwy tak mi go szkoda..
    To chyba tyle. A bardzo fajne gify. Takie realistyczne :)
    Jak najwięcej weny Ci życzę .

    Pozdrawiam
    Nowa ( juz ostatni raz się tak podpisuje :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      Masz coś wspólnego nie z Jo, a ze mną (choć to w sumie to samo:P) Nie lubię ślubów, bo są jak jakieś cholerne wyreżyserowane przedstawienia :P

      :)

      Usuń
  14. !!! <3
    No cześć! :)

    Strasznie podoba mi się tytuł rozdziału!
    Ale początek już nie... Nie dlatego, że bym tego nie chciała, och nie, gdybym przeczytała to pod koniec tej części byłabym zachwycona, ale już ja Cię znam! Wrzucasz to tutaj nie bez powodu, prawda? :/ Poza tym w zapowiedzi mam coś takiego, że James oddali się od Jo i pada jakże wymowne pytanie "czy ślub na polu bitwy był tylko senną marą?". No więc ja tam się boję!

    Scora rozumiem w 100%, nikt nie może sobie nawet wyobrazić co on przeżył. I wiem, że się w końcu otrząśnie.

    Jomes i Alrett są jak zwykle najlepsiejsi, co tu pisać...

    Powtarzam i będę powtarzać - oby Dakota nie wybaczyła Jessiemu. Nie wolno wybaczać takich rzeczy z bardzo prostego powodu - rezygnuje się wtedy z siebie i z szacunku do siebie!

    Mojego ulubionego wątku oczywiście nie skomentuję, wiemy dlaczego :/

    A Cam i Lucy - cóż, ja za nimi (jako parą) nigdy nie przepadałam, ale fajnie, że Lucy się wyrabia :D

    A i jeszcze jedno - Hugo się odmienia :P

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnaś zostać detektywem (y)
      Masz rację, początek ma swój ukryty sens, a jaki.......

      :P

      Muszę przyznać, że jak czytam 1 część to aż się sobie dziwię, że Cam jest z Lucy :P Wiecie, że planowo miał mieć super-ognisty romans z Norah? :D Nie pamiętam jak to się stało, że trafił na Lucy! No, ale chyba nie żałuję :P

      :)

      Usuń
  15. Slub?? Nie spodziewalam sie go tak "szybko", ale z drugiej strony jest wojna kazdy dzien moze byc ich ostatnim.
    Zawiodlam sie na Scorze, czy on pomyslal jak Rose bedzie sie czula, ja rozumiem, ze wiele przeszedl ale tak mi sie Rose szkoda zrobilo.
    I Lucy wpadajaca do domu Malfoy'ow z wielkim hukiem niczym jak w jakims filmie z gangsterami tylko pistoletu jej brakowalo :)
    Precy przynudzajacy wszystkich?? Nic nowego... Szkoda ze Ron z Hermiona dopiero teraz potrafia sie dogadac...
    Lou bedzie jej szukal prawda?? A Jesse sie tak latwo nie podda..
    Co ten Andakal znowu kombinuje?? :D Napewno nic dobrego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Scora to się radzę przyzwyczaić. Nie można mówić, że kogoś zawodzi, bo to co się dzieje w jego psychice jest straszne i nie do wyobrażenia. To małostkowe podejście sądzić, że ważniejsza jest smutna Rose, która nie będzie miała z kim tańczyć od tego, że ktoś, kto prawie umarł, spalony żywcem, nie może patrzeć na siebie w lustrze, pogodzić się z tym wszystkim ani dojść do siebie...

      To tak na przyszłość, bo pewnie będzie sporo takich komentarzy wkrótce :P

      A Ankdala nie było w tym rozdziale.

      Usuń
  16. Ślub Lucy i Cama,był fantastyczny <3 Jak nie przepadam za takimi imprezami po tym mam ochotę na jakiś pójść xD Jak zwykle idealni Jomes i ich "wyznanie" :D Realcja Rona i Hermiony też mi się podoba,bo normalnie ze sobą rozmawiają. Lucy była w tym rozdziale genialna,a szczególnie gdy wpadła do Malfoy Manor po Scora! Biedna Rose,mam nadzieję,że uda im się to przetrwać i będzie happy end :D Tak samo jak u Dakoty i Jesse'ego,bo uwielbiam ich razem <3 I bardzo zaciekawilas mnie bronią Ankdala,trzeba czekać ;)
    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział bardzo słodki, ale nie za bardzo. Naprawdę przyjemny. Lucy i Cam są moją ulubioną parą, zaraz po Rospiusie. Nawet nie wiem czemu, ale ich uwielbiam. Rozmowa druhen z panną młodą i potem ta scena u Malfoy'ów - chyba dwa moje ulubione momenty. No i jeszcze Al wchodzący balkonem.
    Rozumiem i Scorpiusa i Rose, dlatego nie biorę tutaj żadnych stron, mam nadzieję, że nie oddali ich to zbytnio. Ze wszystkim innym jakoś sobie poradzą, tak mi się wydaje.
    Jomes - zawsze im kibicowałam, w sumie nie wyobrażałam sobie żadnego z nich z kimś innym (no może momentami), ale faktycznie nie pasują do ślubu. Za to scena o 'mówieniu tego' bardzo mi pasowała. :D
    No i jeszcze Jesse i Dakota. Atwood zachował się jak dupek, ale i tak trzymam za niego kciuki.
    Wątek 'najpotężniejszej broni' oczywiście najbardziej intrygujący. Chociaż ten ślub Jomesa też daje do myślenia.
    Życzę dużo weny i jeszcze raz dziękuję za zaproszenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :)

      Pytanie brzmi czy Jesse zachował się jak dupek czy po prostu nim trochę jest? :D

      Usuń
  18. Idealny początek trzeciej czesci!
    Tak szczerze,to nie spodziewalam sie slubu Cama i Lucy tak szybko, choc teraz wydaje mi sie to lepsze, niz czekanie z nim do konca wojny. Moim zdaniem oprócz panstwa mlodych w tym rozdziale najlepsza jest Dakota. Jej ,,odbijany" to jedna z najlepszych taktyk obronnych o jakiej slyszalam! XD
    Biedny Louis! Tak cierpi z powodu Leah, a ona byla szpiegiem! Moim zdaniem zasluguje na kogos lepszego, ale kto wie, moze masz w planach ich jeszcze połączyc?
    Na koniec powiem, ze z niecierpliwoscia czekam na Scar wchodzącą balkonem!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział świetny ;) Lucy była świetna jak poszła po Scora. Szkoda mi go :( Szkoda mi też Louisa. Albus taki słodki przez balkon wchodzi :) Nie umiem pisać komentarzy więc napisze poprostu. Rozdział rewelacyjny :*
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  20. na zawsze... forever... na zawsze... Piękna słowa. Zostanę na tym blogu na zawsze lub do mojej śmierci. (w tym momencue masz się cieszyć) Notka jak zawsze wspaniała. Mocy pokazała że ma charakterek zmuszając Scorpiusa do przyjścia. A ślub? Brak mi słów tak pięknie opisałaś cała ceremonie, jakbym tam była. Biedny Luise tak musi się męczyć. Jestem pewna, że uda mu się przekonać Lea do zmiany zdania. Mam też nadzieję, że Jesse pogodzi się z Dakotą. Tylko zastanawiam mnie jedna rzecz: czy masz zamiar zpowrotem rozkochać w sobie Rona i Hermionę? Wypadałoby też znaleźć partnerów dla Lilki i Huga. No, ale to zostawiam tobie. Pozadrawiam.

    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Ron i Hermiona to przeszłość. To było pożegnanie.
      A Lilka i Hugo nie są bohaterami tej historii. Przynajmniej nie głównymi.

      :)

      Usuń
    2. No wiem, że nie główni. No, ale bohaterowie poboczni też mogą mieć swoją drugą połówkę, a co do Rona i Hermiony to tak podejrzewałam.

      Usuń
  21. Okej...Cały rozdział świetny, Lucy, Cam, ślub, słodko...ale zanim zacznę o tym to...

    O MÓJ BOŻE!!! JOMES I ŚLUB! NA POLU BITWY! JO CARTER I JAMES POTTER II SIĘ POBIORĄ! TOTALNIE ŚWIRUJĘ, FANGIRLUJĘ I BIEGAM PO POKOJU, NIE POTRAFIĄC SIĘ ZATRZYMAĆ (mój pies mierzy mnie pogardliwym spojrzeniem, co wygląda nawet zabawnie zważywszy że jest miniaturowym sznaucerem). TO ZA DUŻO! NIE! TO IDEALNIE! TA DWÓJKA! IDEALNI, WSPANIALI I OCH...aż dostałam chrypy od tego caps locku ;)
    A teraz o dalszej części rozdziału: to było takie urocze! Cam i Lucy...Och, są razem cudowni. Cieszę się, że oboje się zmienili w swoim towarzystwie, cieszę się, że przetrwali rok rozłąki i cieszę się, że postanowili razem iść przez życie. (Śluby twoich bohaterów przeżywam prawdopodobnie bardziej niż kiedykolwiek będę przeżywać swój :p )
    Szkoda było mi Rose, ale Lucy pokazała, że nie jest już tą samą płochliwą puchonką, która nie pamięta które schody prowadzą do Hufflepuffu i pokazała Malfoyowi co to znaczy mieć jaja :) Niech się weźmie w garść, bo tylko rani Red, a wszyscy wiemy, że to ostatnie czego chce.
    Dobrze, że Hermiona pogodziła się z Ronem. Ale nadal mam w głowie ship Granger/Reajack. Ja już wiem czemu tak bardzo chciał, żeby została w ministerstwie :p I z ochroną nie miało to za wiele wspólnego xd No cóż, pasują mi do siebie. Jak nazwać ten paring? Granjack? Reanger?
    Ale co się stało z Jessem i Dakotą!? Ja ją rozumiem, naprawdę...ale oni są dla siebie idealni! Przeciwieństwa się przyciągają i te sprawy...
    Tak więc życzenia ślubne dla państwa Carter, udanej podróży poślubnej na pole walki i wszystkiego dobrego na nowej, wojennej drodze życia...
    Mam wrażenie, że ten rozdział był taki słodki i uroczy, bo teraz to już będzie tylko gorzej. Prawda czy fałsz? :)
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za zaproszenie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, myślę, że poza wpadającym w otchłań Scorem następne rozdziały nie będą katastroficzne, raczej dość podobne do tego. Pierwszy rok akcji tej części, poza dwoma wątkami, nie będzie zbyt smutny. Schody się zaczną trochę później :P

      :)

      Usuń
  22. Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
    Za wspaniały rozdział.
    Za możliwość jego przeczytania.
    Za taniec Rona i Hermiony.

    Jest dość późno a ja powinnam skorzystać z okazji, że mój aniołek śpi i spać razem z nią, więc będzie krótko. Wybacz.

    Ślub Camerona i Lucy - słodki. Takie oderwanie od wojny. Troche przypomina ślub Billa i Fleur. Taki szybki. Ale jednak o wiele bardziej beztroski.
    Scorpius - widać, że chłopak wpada w depresje. Mam nadzieję, że może tym razem to Jo wyciągnie go z jego świata tak jak on starał się dla niej, bo coś czuje, że na Rose chwilowo nie będzie mógł liczyć.
    Jesse - powala mnie jego determinacja.
    Dakota - nie wybaczy mu. Napewno, ale podręczyć by go mogła.
    Louis - dlaczego nikt nie załatał jego serduszka? Ja go przygarnę i zaopiekuję się nim. Oczywiście do czasu aż znajdzie się Leah i wszystko wyjaśni. Jak będzie miała naprawdę dobry powód to jej go oddam, w przeciwnym razie zatrzymam.
    Całość - super. I długość i słodkość...
    Wystarczy jej na najbliższe pięć może sześć rozdziałów, więc możesz dodawać goryczy. Przetrwamy :)

    MiMiK

    Ps. Wyobraziłam sobie Scarlett wspinającą się na balkon i padłam ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz córeczkę??? :)) Jak cudnie! :)

      Myślę, że wręcz przeciwnie, Scorpius po raz pierwszy naprawdę może liczyć na Rose...

      :)

      Usuń
  23. Komentarz piszę z lekkim opóźnieniem, bo byłam u babci i nie ogarniałam tamtejszej klawiatury. A im później komentuję, tym bardziej nie wiem co w komentarzu napisać.
    No... Rozdział, jak zwykle, bardzo mi się podobał. Jak zwykle trochę popłakałam, trochę się pouśmiechałam, pomachałam radośnie nogami (taki głupi nawyk: jak leżę macham nogami, jak siedzę rękami. zazwyczaj z radości).
    Podobał mi się taniec Rona i Hermiony (szkoda, że się rozpadli, ale rozumiem, że nie każdy kupował ich związek), podobało mi się to jak Lucy wpadła do pokoju Scorpiusa w sukni ślubnej. Ogólnie podobał mi się cały ślub i wesele. Przypomniało mi się wesele Billa i Fleur. Na szczęście tym razem obyło się bez niespodzianek. Ogólnie lubię śluby w czasie wojny - to takie krótkie chwile, dające nadzieję na lepszy jutro, kiedy wokół jest tyle śmierci.
    Pozdrawiam, nieanonimowa LS

    OdpowiedzUsuń
  24. Po pierwsze.. dziękuje, że moge czytać III część <3 "I nie przeszkadzałoby jej to, gdyby nie fakt, że każda taka blizna była jak krok między nimi, którego nie umieli pokonać." poradzą sobie prawda ? wiem, że tak <3 po drugie ślub.. cudowniejszych przysięg nie można było wymyślić, prawda ? <3 powiem dodatkowo, że Draco wywarł tu na mnie wielkie wrażenie, mimo iż jego rola jest dosyć znikoma.. no i ta rozmowa James'a z Luis'em.. pozostaje pytanie.. kiedy on zacznie szukać Leah ?! <3 no i Jo i James (ten prolog mnie osobiście zbił z nóg <3) po zakończeniu ostatniej części myślałam, że bez wyraźnej akcji wszystko mnie będzie nudzić, a jednak nie ! to było cudowne ! perfekcja w każdym calu ! pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  25. Przepraszam, kto gra Scora, Jesse i Jo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo to Alona Tal, z czasów Supernatural, Scor - Sebastian Stan (Carter Baizen z Plotkary) a Jesse to Jesse Bradford, który jest już dość dorosły (:P) ale mam do niego olbrzymią słabość po jednym z filmów :)

      Usuń
  26. Dziekuje za zaproszenie *.*
    wesele Cama i Lucy takie wzruszajace ^^
    Scor rozumiem ze mu ciezko ale tęsknie za nim :(
    caly rozdzial cudo!
    mam malo czasu wiec dokladniej skomentuje nastepny rozdział :D
    Julk ;* (ktorej gmail nie pozwolil byc Julkiem -,-')

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie wiem co pisać, więc zwyczajnie podziękuję za rozdział i przede wszystkim to, że mogę go czytać:-)
    ~Ruda
    Ps. Sorry za to, że jestem ciotą i usunełam pierwsze zaproszenie.
    Pss.Zieeeew... dobranocka.

    OdpowiedzUsuń
  28. jeeejku ślub Lucy i Cama po prostu idealny no<3 sa piekna para, teraz juz małżeństwem, pięknie to opisałaś!
    Scor głupi jak but no z tym swoim wyglądem, ze niby zle no, a biedna Rosie ubolewa:(( mam nadzieje, ze zrozumie ze wygląd nie jest najważniejszy
    scena Jo i Jamesa hahaha: i 'eee tego', bardzo fajnie ujęte:D
    Al i Scarlett sa tacy awww*-*
    taniec Rona z Hermiona był bardzo dobrym pomyslem, moze po rozwodzie przynajmiej beda mieli jakiś kontakt
    po czytaniu GGG dziwie sie, ze żaden chłopak mi sie nie podoba jak tu takie ideały no hahahah
    pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń
  29. Aaaaaaa cudowny rozdział
    Bardzo martwię sie o Scorpiusa i Rose, mam nadzieje że dalej będą razem
    Haahha Jo i James jak zwykle świetni
    Ps. czy tylko ja poprawiam dopiero teraz oceny :(((((

    OdpowiedzUsuń
  30. Po pierwsze dziękuję a zaproszenie ,będę komentować każdy rozdział! :)
    Czy to na początku to ślub Jamesa i Jo? Ech... A ja miałam nadzieję na dużo gości, kwiatów, balonów, ładnych sukienek i całą familię Potter&Weasley na wielkim przyjęciu :( Ciekawy pomysł, że w pierwszym rozdziale jest cześć zakończenia historii. Ślub Camerona i Lucy jest idealny <3 A Scorpius jest głupi! Przeeść zakończenia historii. Ślub Camerona i Lucy jest idealny <3 A Scorpius jest głupi! Przejmuje się swoim wyglądem bardziej niż Rose, a chyba powinno być na odwrót. Scor jest bohaterem ,a Red go kocha i wezmą ślub, koniec.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś nadzieję na balony i ładne sukienki na ślubie Jo i Jamesa? Proponuję przeczytać bloga od początku, bo ewidentnie nie wiesz którzy to Jo i James :P
      A skąd wiesz, że to co jest na początku to zakończenie historii??

      Tak, Scor jest strasznie głupi. To 25 w Twoim nicku to nie jest niestety Twój wiek, co? :)

      Ps. Tak, jestem potwornie złośliwa :P

      Usuń
  31. Okay, jestem :) Dzięki za zaproszenie, Ginger, bałam się, że za mało komentowałam, abyś mnie dodała. Ale cóż, teraz odrobię straty.
    Lucy i Cameron są tacy słodcy. Ale co oni sobie myśleli? Z tą liczną familią Weasleyów nie było szans na więcej niż dwa tańce, haha! A teraz się boję. Chyba nie zamierzasz rozdzielic Scorose? Możesz zabić wszystkich Weasleyów, oprócz Lucy :) A zostawić Scorose. SCOROSE FOREVER!
    Lucy strasznie się zmieniła. Choć nadal trochę nieśmiałą, to już waleczniejsza. Cam sprawił, że w końcu ma odwagę :D I dobrze, że odwiedziła Scora. Gdybyś mnie wpisała do opowiadania, jako nową postać, to zdzieliłabym go po tym głupim, lalusiowatym łbie i nawrzeszczała, bo wygląd nie jest najważniejszy!!!

    Jeszcze raz dzięki :) Idę czytać dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  32. Ten rozdział jest taki ajahgsjsgdjxkdghs *.*
    Teraz jest wszystko takie idealne i perfekcyjne! (Nie licząc smutnego Louisa i zapracowanej po uszy Hermiony) tak bardzo nie chce dalszej wojny... i tej zapowiedzianej śmuerci! Ja nie przeżyje jeżeli zginie Lou, Cam, Red, Jo, James, Leah i Lucy (nwm czemu ale jak Al lub Scarlett zginą to nie będę tak rozpaczać jak wcześniej wspomniane osoby xd)
    Dobra, idę czytać dalej!!! *0*

    OdpowiedzUsuń
  33. Jeszcze raz dziękuje za zaproszenie :D
    A co do rozdziału :
    Jest!!! Lucy i Cameron są małżeństwem <3 ah cóż to był za ślub :D
    Lucy mój mistrzu nie ma to jak wbić do domu chłopaka swojej kuzynki w sukni ślubnej kilka minut przed własnym ślubem. Uwielbiam ją.
    Rozumiem Scora, to logiczne, że po czymś takim trudno mu wrócić do normalności i pewnie minie dużo czasu zanim zaakceptuję swój wygląda.
    Ooo Hermiona i Ron już po rozwodzie? ale to dobrze, że mimo rozstania potrafią się dogadać.
    Oh Lou jak mi jest go żal :(

    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  34. O mój Boże... nie wiem od czego zacząć :D
    Po pierwsze dziękuję, że mogę czytać część 3 :)
    Po drugie ślub Lucy i Camerona był taki... magiczny, cudny. Był świetny <3 Lucy była najlepsza, gdy przyszła do Scora :D
    Szkoda mi strasznie Scora, pewnie mu jest strasznie ciężko ;(

    OdpowiedzUsuń
  35. Witam!
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że otrzymałam zaproszenie!
    Rozdział był... cudowny. Taki "SWEET" ♥ Co do początku notki to... nie chcę nic mówić, ale brzmiało to tak jakby mieli się pożegnać. Ale mam nadzieję, iż to tylko moje chore przewidzenia, a nie potwierdzenie moich obaw.
    Mieć taką synową jak Carter to skarb! <3
    ,,- Chyba bardziej myśleliśmy o takiej śmierci niż ślubie, ale… masz rację." Jo, mistrzyni romantycznych tekstów :D
    Lucy świetnie wyszła w tym rozdziale. Zaraz będzie jej ślub, a ona poświęca się dla kuzynki, zapierdziela do Malfoyów, żeby zmusić ich syna do odwiedzenia Rose i przyjścia na swój ślub. Za to właśnie kocham rodzinę Weasleyów (oczywiście nie bardziej niż rodzinę Potterów ♥)! Potrafią się poświęci dla siebie niezależnie od sytuacji.
    ,,A potem zwolnili już tak, że właściwie trudno było to nazwać tańcem i przywarli do siebie rozpalonymi ustami." Ekhem, ekhem... Jo, James... nie, żeby coś, ale tam też są dzieci xD
    Dobra, spadam na następny rozdział! Pozdro!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  36. AAA! Ślub!!! Cacy!!! Albo Lumeron? Nie Cacy brzmi lepiej! Głupi Scorpius! Lucy w domu Malfoy'ów w sukni ślubnej;););). Co ten Hurrlington planuje?
    Nigdy więcej się nie ożenię!-Najlepsza kwestia w całym rozdziale!!!

    OdpowiedzUsuń
  37. Jejciu ! Jak słodko ! Lucy i Cam tacy cudowni i James z Jo i Scar z Albusem *.* CUDO ! Jak mi jest szkoda Louis'a i Scora. Lucy jak po Scorpiusa przyszła! Hihihihihihiihihhiih :'') O co chodziło Hurrlington'owi z tą bronią ?! Rozdział rewelacyjny!

    Z pozdrowieniami
    Margo!

    OdpowiedzUsuń
  38. Na początek wielkie dzięki za zaproszenie :D
    Nie znoszę ślubów, tak po prostu. Ale tu było smutno, zabawnie, słodko ... I tyle innych emocji, że mnie zachwycił :D
    Tak cholernie mi żal Scorpiusa i Rose.
    Dorwać tych śmierciożerców i wypatroszyć...
    Lucy, jak zawsze idealna :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Na początku należą Ci się stokrotne podziękowania za zaproszenie na bloga :)
    A więc 100 x DZIĘKUJĘ! :D
    Początek zrobił mi z mózgu sieczkę i nieźle mnie zdezorientował :) ale potem przeczytałąm "dwa lata wcześniej" i ucieszyłam się, że tak zaczęłaś, bo wiadomo, że Jo i James będą razem, jupii! :D
    No a Scorpiusowi trzeba tyłek przetrzepać i koniecznie! Co z tego, że ma blizny?? Uratował mamę przecież!! :]
    A Lucy po prostu do niego poszła i go przekonała, za co ją kocham jeszcze bardziej :D
    Nie wiem co tutaj mogę jeszcze napisać...jak zwykle...
    Rozdział świetny,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  40. Totalnie uroczy ślub! Nie myślałam, że będzie tak szybko. Brawo dla Lucy za zmuszenie Scora, żeby się ruszył z domu. Rose i Scor muszą być razem. Żadnej pary nie lubię tak bardzo jak ich. Dakota dobrze robi. Niech Jesse zostawi ją w spokoju albo niech więcej robi a nie tylko mówi.

    OdpowiedzUsuń
  41. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  42. Fajnie,że chociaż na chwile wszyscy mogli zapomnieć o wojnie. Wspaniały ślub.!

    OdpowiedzUsuń
  43. Woah, kiedy to Lucy stała się taka twarda?
    "- Bardzo przepraszam, ale to jest MÓJ ślub – powiedziała chłodno. – Pozwolisz, że to JA będę na nim ładnie wyglądać." To jak się tu zachowywała było takim zaskoczeniem, ze wow. Ale podoba mi się taka! Rozdział suuuper ;)
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń