Ufam ci
Nawet ciepły wiatr był niespokojny tego lata. Niby-cisza panowała w całym kraju, a i tak wróżona burza była bardziej namacalna.
W starym domu pod Londynem, który przyrósł bluszczem tak, że z daleka wydawało się, że jest zielony, tętniło życie. Kilkanaście osób pracowało żwawo; wnosząc bagaże, odmalowując framugi, albo próbując zakląć sofę tak, by zmieściła się przez (nie wiedzieć czemu!) okno.
- Nawet nie wiecie jacy jesteśmy wam wdzięczni! – powtarzała w kółko Lucy, biegając między wszystkimi z tacą ciastek.
- Daj spokój – powiedziała szybko Scarlett, w którą Lucy wmusiła już ich tyle, że nie mogła na nie patrzeć. – Dobrze, że możemy pomóc, bo siedzenie w domu wszystkich dobija. Prawda, Al? – syknęła wymownie. Jej chłopak nie odpowiedział, bo od dobrej chwili gapił się bezmyślnie na jej nogi w krótkich szortach. Lucy zachichotała, a James pstryknął z irytacją.
- Podasz mi te gwoździe, kretynie, czy mam ci je wbić w…
- Proszę! – zawołała głośno Jo, wyskakując znikąd z trzema metalowymi gwoździami i podała je Jamesowi.
- Co? – ocknął się Al. Wszyscy oprócz Jamesa, który porał się z młotkiem i Scarlett, która wyglądała jakby chciała mu przyłożyć, parsknęli śmiechem.
- Co wam tak wesoło? – pojawił się Cameron, wzbudzając jeszcze głośniejszy wybuch śmiechu, bo cały był wysmarowany różnymi farbami.
- Eee… Wiesz, że miałeś malować drzwi? – zapytała Lucy z brwiami uniesionymi tak wysoko, że jej oczy wydawały się dwa razy większe. Cam zrobił minę doświadczonego majstra.
- Wszystko pod kontrolą – zapewnił ją, a potem ku ich zdumieniu odwrócił się prędko i wycelował pędzlem. Po chwili zrozumieli co się działo.
Trawnik przed domem przeciął Fred, trzymając w obydwu rękach wiadro farby i wyciągając głowę najpewniej w poszukiwaniu Cama. Carter ryknął śmiechem a potem rzucił w niego pędzlem, za co Fred zaczął gonić go po całym trawniku.
- Oto i on – odezwał się Al, gdy wszyscy przyglądali im się śmiejąc w głos. – Mąż i głowa rodziny, dowódca Straży Ministerstwa…
Wszyscy poza Lucy wybuchli jeszcze głośniej, a świeżo upieczona pani Carter zrobiła tylko nieszczęśliwą minę.
- Mówiłam ci, żebyś się zastanowiła – śpiewała Jo, dzielnie trzymając garść gwoździ dla Jamesa. – Mój brat to błazen.
Lucy już otwierała usta, żeby jej odparować, ale w tym momencie Cam zdołał pokonać Freda, wyrwał mu wiadro z farbą i wylał mu je na głowę, a Lucy zabrakło argumentów.
Godzinę później postępy w pracy były niewiele większe, ale było już tak gorąco, że wszyscy zrobili sobie przerwę.
- Jak mówiłeś, że masz coś pysznego, liczyłam na jedzenie – oznajmiła Scarlett.
Ona i Al siedzieli pod płotem w cieniu największego drzewa od kilkunastu minut, i dopiero wtedy Albus dał jej możliwość powiedzenia czegokolwiek, odsuwając się od niej w końcu.
- Chodziło mi o ciebie – wyjaśnił, opadając na trawę. – Mam ciebie i jesteś dość pyszna.
Scarlett przewróciła oczami.
- Jestem też dość głodna.
Al westchnął.
- W porządku – podniósł się i chwycił ją za rękę, pomagając jej wstać.
- Cam i Lucy kupili ten dom? – zainteresowała się Scarlett, gdy ruszyli przez zarośnięty ogród.
- Należał do dziadków Jo i Camerona – wytłumaczył Al. – Chyba do rodziców ich mamy… Carterów nie było nigdy stać na odremontowanie, ale teraz jakoś zrzucili się z wujkiem Percym, no i Cam chyba nieźle zarabia w ministerstwie…
- To fantastycznie. Po tym wszystkim czego dokonał…
Al kiwnął głową.
- Obojgu im się należało.
- Al? – odezwała się znowu Scarlett. Zwolnił i spojrzał na nią pytająco. – Myślisz, że Rose i Scorpius się dogadali?
Albus westchnął głęboko.
- To Red i Malfoy – powiedział, jakby te cztery słowa starczały za wszystko. – Im głośniej krzyczą, tym mocniej się kochają… - Scarlett parsknęła śmiechem, a on dodał już poważniej. – Ale z nim jest źle. Podobno jego rodzice musieli zagrozić mu przeprowadzką do babki, żeby zgodził się wrócić do Hogwartu.
Scarlett niewiele z tego rozumiała, ale wystarczyło jej to, by pojąć, że Scorpius był w złym stanie.
- Nie zapominaj, że jego dziewczyną jest Rose! – powiedziała dziarsko. – Na pewno tak bardzo doprowadzi go do szału, że zapomni o swojej depresji…
Al parsknął nerwowym śmiechem, ale nic już nie odpowiedział, bo weszli do domu, gdzie unosiły się kuszące zapachy i szybko znaleźli się w kuchni.
Jo nie poszła na obiad z resztą, tylko wspięła się na strych i uśmiechnęła sama do siebie. Rzeczy po dziadkach wciąż leżały po zakurzonych kątach. Miała właśnie podnieść stary dziennik z podartą okładką, gdy uświadomiła sobie, że nie jest tu sama.
- Dakota! – zawołała, chwytając się za serce. – Nie widziałam cię!
Scott uniosła brwi.
- Jestem dość duża, Jo – mruknęła rozbawiona. Carter ją zignorowała.
- Co tu robisz?
- Lucy prosiła, żebym zrobiła tu porządek – pomachała miotłą, którą trzymała.
- Ach… - westchnęła Jo. – Już rozumiem.
Dakota zachichotała.
- Połączyłaś elementy tej trudnej zagadki?
Jo posłała jej wykrzywioną minę.
- Rozumiem czemu James zabronił pojawiać się tu Jessiemu.
Dakocie natychmiast zrzedła mina.
- Tyle szczęścia – burknęła. Jo zawahała się, a potem zrobiła parę kroków i stanęła naprzeciw niej.
- Wiesz, że on bardzo się zmienił?
Dakota uniosła wysoko brew.
- Już nie pieprzy wszystkiego co się rusza? – zapytała uprzejmie. Jo przymknęła oczy.
- Cholera… jemu naprawdę zależy, wiesz?
Dakota uśmiechnęła się krzywo i pokręciła głową.
- Nieprawda. Atwood lubi wyzwania, to wszystko. Wystarczy mu odmówić, by stać się całym jego światem.
Jo patrzyła na nią chwilę, przygryzając wargi.
- Może masz rację. I nie twierdzę, że powinnaś do niego wrócić bez zastanowienia – dodała ostro. – Ale robimy w życiu tyle głupot, że gdybyśmy nie dostawali drugich szans, wszyscy bylibyśmy cholernie nieszczęśliwi… - Dakota wpatrywała się w nią z otwartymi ustami, a Jo odwróciła się i podeszła do kąta, w którym leżał stary dziennik. – Chyba trzeba tu trochę przewietrzyć… - powiedziała wkładając go do kieszeni.
Dakota w końcu się ocknęła, a potem szybko podeszła do okna, by je otworzyć i wróciła do zamiatania. Zmieniły temat, ale Jo miała wrażenie, że myśli Scott wciąż uciekają do tego pierwszego.
*
Słońce tymczasem grzało równie mocno wiele mil od nowego domu Lucy i Camerona.
- Rusz się.
- Nie.
- Wstawaj.
- Daj mi spokój.
- Liczę do trzech!
Scorpius obrzucił Rose pogardliwym spojrzeniem i wrócił do gazety. W następnej chwili Prorok Codzienny wyleciał z jego rąk i trzasnął go w głowę, aż rozległ się huk.
- WSTAWAJ! – wrzasnęła Red, wciąż trzymając w ręku zwiniętą gazetę. Scorpius warknął głucho, a potem odsunął się zamaszyście od stołu i wstał. Rose wypuściła głośno powietrze, a on bez słowa odwrócił się i wymaszerował z kuchni. Powlokła się za nim.
Wyszli do zalanego słońcem ogrodu, w którym mimo braku wiatru podrygiwały łagodnie cudaczne rośliny. Rose szybko zapomniała o swojej wściekłości.
- Widzisz? – zapytała spokojnie. – Tu jest przyjemniej.
Wyjęła różdżkę i obserwowana przez oddychającego coraz szybciej Scorpiusa machnęła nią kilka razy, a przed nimi pojawił się koc. Rose natychmiast rzuciła się na niego i spojrzała wymownie na Malfoy’a. Znowu tylko prychnął, ale w końcu usiadł koło niej.
- Jesteś nieznośna – oznajmił sucho.
- Za to ty jesteś słodki – odcięła się.
Rose leżała z nosem wycelowanym w niebo; Scorpius siedział wpatrując się w coś, co zapewne widział tylko on.
- McGonagall znalazła nowych nauczycieli – odezwała się znowu. – Jakiś stary piernik, były dziennikarzyna i świr od eksperymentów… Czemu wszystko co najgorsze zawsze spotyka mnie?!
Scorpius ani drgnął, więc nie wiadome było czy jej słucha.
- W każdym razie zmienili nam podręczniki. Trzeba wybrać się na Pokątną. Moja matka gwiazda-polityki nie ma czasu, a ojciec zawsze przeszkadza w zakupach. Wybierzmy się razem…
Odpowiedziała jej cisza.
- Scor?
Nic.
- MALFOY!!!
Scorpius odwrócił się gwałtownie w jej stronę, posyłając jej gniewne spojrzenie, a jego długie blizny zalśniły w słońcu. Rose wbijała w niego sztyletujące spojrzenie.
- CO?
- Mówię do ciebie! Nie słuchasz mnie! ZNOWU!
- Przepraszam! – burknął. – Co mówiłaś?
Rose wyglądała, jakby bardzo chciała go ugryźć.
- Musimy. Kupić. Podręczniki. – wycedziła. Scor kiwnął głową.
- Poproszę ojca.
Red zrobiła zdumioną minę.
- Nie możemy wybrać się sami na Poką…?
- Nie.
Złe przeczucie zaczęło wibrować w jej klatce piersiowej.
- Oświecisz mnie czemu?
Miała wrażenie, że na nią huknie. Ale zamiast tego Scorpius podniósł się nagle z koca i spojrzał na nią z góry.
- Bo nie mam takiej ochoty. Jak i na to, by wygrzewać się na słoneczku. – Rose już otwierała usta, ale zgasił ją jednym spojrzeniem i dodał – Ostrzegam cię, Rose… Odpuść sobie.
- BO CO?! – wrzasnęła, też zrywając się na równe nogi. Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Odwrócił się i powoli odszedł do domu.
Rose nie marzyła o niczym innym jak wybiec za bramę i deportować się stąd. Zapomnieć na pięć minut, że jej facet oszalał, a ona nie potrafi mu pomóc. Wzięła głęboki oddech. Jeszcze jeden. Podniosła koc i ruszyła do domu za Scorpiusem.
*
Wakacje miały się ku końcowi, ale nie wszystkich to martwiło. Jesse pogwizdywał wesoło, jak to miał w zwyczaju, idąc piaskową ścieżką przez gęsty las. Jeszcze raz spojrzał na kradziony pergamin, a potem wyjął różdżkę i machnął nią jak biczem.
Jego oczom ukazał się zdumiewający widok – dziesiątki białych namiotów, z wyrytym symbolem skrzyżowanych różdżek i kości wyrastały pomiędzy smukłymi drzewami. Wszędzie krzątali się ludzie w białych fartuchach a gdzieniegdzie słychać było urywane jęki. Szpital polowy z prawdziwego zdarzenia.
Jesse szedł raźno i nikt nie zwracał na niego uwagi. W końcu kto wpadłby na to, że można wykraść adres jednego z najważniejszych aktualnie miejsc w świecie czarodziejów szefowi Straży Ministerstwa? Nikt. A już na pewno nie szef Straży Ministerstwa. Jesse był pewien, że Cameron zabiłby go za to w najbardziej wyszukany sposób, jaki wpadłby mu do głowy, ale nie przejmował się tym teraz. Oglądał się na wszystkie strony, wyciągał szyję i wkładał głowę do namiotów aż w końcu ją zobaczył.
Dakota stała przy magicznej studni i nabierała właśnie wody do czerpaka. Obawiając się, że może ją na siebie wylać, chrząknął niezbyt głośno.
- Och! – jej oczy natychmiast się zwęziły a na twarz wypłynęła odraza. – Atwood! Mam nadzieję, że jesteś ranny!
Zarechotał.
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Komu wykradłeś adres? – zapytała natychmiast.
- Nie mogę ci powiedzieć.
Dakota wzniosła oczy do nieba.
- Czego chcesz?
Jesse zacmokał.
- Scott, uczysz się na uzdrowiciela czy generała?
Dakota odstawiła czerpak i założyła ręce na piersi.
- Zapytam jeszcze raz, a potem zarażę cię zmutowanym wirusem pszczelej ospy!
Jesse parsknął głośnym śmiechem, ale uświadomił sobie, że ona wcale nie żartuje.
- Szukałem cię, żeby ci coś powiedzieć.
Dakota zrobiła minę wyrażającą uprzejmą obojętność.
- Rzucam szkołę.
- CO?! – wrzasnęła, rozpryskując wkoło siebie wodę z czerpaka. – To znaczy… - zreflektowała się natychmiast. – Mam to gdzieś!
Jesse przyglądał jej przez dobrą chwilę.
- Fantastycznie – oznajmił spokojnie, a potem obrócił się i ruszył przed siebie.
Dakota wytrzeszczyła oczy, warknęła głucho ale ruszyła za nim.
- Stój, Atwood…
Odwrócił się, starając za wszelką cenę nie uśmiechnąć.
- Co ci odbiło? – zapytała ostro Dakota.
- Rzucam Hogwart – odparł jej uprzejmie. – Sensem mojego życia było przez ostatni rok irytowanie Prefekt Naczelnej… Ale skoro ty już skończyłaś szkołę, a nic nie wskazuje na to, że będziesz mnie odwiedzać w Hogsemade…
Dakota miała ochotę złapać się za głowę.
- I co zamierzasz?! – warknęła, gryząc się w język, by nie dodać „ty, baranie”.
Jesse zrobił zamyśloną minę.
- Może wstąpię do wojska… - wzruszył ramionami.
- Trzeba mieć ukończoną szkołę! Jak wszędzie!
Jesse nie przejmował się jej krzykami.
- No to będę walczył z Hurrligtonem na własną rękę. Zresztą… - dodał, wbijając w nią uporczywe spojrzenie. – I tak cię to nie obchodzi!
Wiedział, że wygrał nim skończył to zdanie. Scott przestępowała z nogi na nogę, najwyraźniej walcząc sama ze sobą.
- Zgoda! – wrzasnęła w końcu histerycznie, aż przechodzący koło niej uzdrowiciel spojrzał na nią zgorszony.
- Zgoda na co? – zapytał udając grzeczne zdziwienie Jesse.
- Jedno spotkanie – warknęła. – Napiszesz do mnie, kiedy masz wyjście do Hogsmeade i pójdziemy do Trzech Mioteł. Ale wracasz do Hogwartu!
Jesse wpatrywał się w nią przez jeden słodki moment.
- No to jesteśmy umówieni! – a potem w obawie, że zmieni zdanie, odwrócił się i czmychnął stamtąd czym prędzej.
*
Harry siedział w swoim gabinecie, czytając zdecydowanie zbyt długi list od hiszpańskiego Ministra, który przekazała mu Hermiona. Nie lubił polityki. Wolał działać, no ale to było oczywiste. Od myślenia miał Hermionę i nadal nie rozumiał, czemu wcisnęła mu ten list… Na szczęście rozległo się pukanie do drzwi, nim zdążył usnąć.
- James…! Dobrze, że jesteś. Siadaj!
James zamknął za sobą drzwi i przeszedł gabinet, a potem zajął sobie miejsce.
- Czemu chciałeś się tu spotkać? Z tego co pamiętam mieszkamy razem…
Harry poprawił okulary.
- Musimy porozmawiać, a uznałem, że powinniśmy to zrobić w neutralnym miejscu.
James otworzył szeroko usta.
- Twój gabinet w Ministerstwie Magii jest neutralny? – wyjąkał zdumiony. Harry trochę się zmieszał.
- Bardziej niż twój pokój w Dolinie Godryka!
James wypuścił powietrze z płuc.
- W porządku. O czym chcesz rozmawiać?
Harry utkwił w nim badawcze spojrzenie.
- Czemu akurat wojsko, James? – zapytał spokojnie. James rozsiadł się wygodniej na krześle, stwierdzając, że będzie to dłuższa rozmowa.
- Czy to nie oczywiste? Mamy wojnę. Gdzie lepiej się do niej przygotować niż w koszarach?
- Wojna kiedyś się skończy. Wtedy wystąpisz z armii?
James westchnął.
- Chcę walczyć. To jest moje powołanie.
Harry kiwnął głową na znak, że rozumie.
- Więc wpadłeś na to, kiedy zaczęła się wojna z Ankdalem?
James skinął głową. Uznał, że nie będzie wchodził w szczegóły i opowiadał, że natchnął go jego nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Słyszał kiedyś, że Harry go nie lubi…
- Tato, masz co przeciwko?
Harry zamilkł i zastanawiał się przez moment.
- To zależy z jakiego miejsca mam ci odpowiedzieć – oznajmił a James wytrzeszczył oczy. – Jako twój ojciec nie jestem zadowolony z tego, że będziesz ryzykował swoje życie. Jako Brytyjczyk, cieszę się, że wojsko zyska tak dobrego żołnierza. Jako szef biura aurorów żałuję, że nie wybrałeś takiej kariery, choć jako przeciwnik nepotyzmu cieszę się, że nie będę się musiał tłumaczyć z domniemanego faworyzowania członków rodziny. I na koniec – dodał Harry, który miał minę, jakby bolała go głowa od tych rozważań – Jako mąż Ginny, powinienem razem z nią drżeć o twoje życie.
Harry skończył a James próbował ukryć rozbawienie.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś za tym, żebym wstąpił do armii, jednocześnie mi tego zabraniasz, choć to popierasz, ale jesteś przeciw?
Harry parsknął śmiechem. Dopiero gdy się uspokoił, rzekł:
- Chcę ci powiedzieć, że uszanuję każdą twoją decyzję. Ale to przede wszystkim ty musisz to rozważyć z wielu miejsc, w których jesteś. Zastanów się czemu wstępujesz do wojska.
- Ja…
- Nie mi to musisz tłumaczyć – przerwał mu szybko Harry. – Chciałbym tylko, żebyś był pewien swojej decyzji. Jako Brytyjczyk, syn, brat, chłopak… I, żeby to była decyzja, która godzi te wszystkie role.
James kiwnął głową, ale wpatrywał się w Harry’ego uważnie.
- Boisz się, że to przez ciebie – powiedział cicho – Nie czuję żadnej presji – zapewnił go.
Harry wpatrywał się w niego przygaszonym spojrzeniem.
- Nie umiem ominąć tego, że ludzie mają mnie za bohatera. Wiem, że to cholernie trudne żyć z czymś takim. Ale musisz się od tego odgrodzić. TY i TWOJE życie to nie jest dalszy ciąg Harry’ego Pottera.
James kiwnął głową.
- Nie próbuję być bohaterem – powiedział po prostu.
Harry patrzył na niego bardzo długo, a w końcu kiwnął głową i uśmiechnął się tak, jak rodzic do dziecka, które podjęło nie do końca optymistyczną decyzję.
Gdy James wyszedł z jego gabinetu, Harry ze zgrozą wrócił do nudnego listu. Poczuł, że jego powieki są ciężkie już przy drugiej linijce, ale po raz kolejny wybawiło go pukanie do drzwi. Kiedy się otworzyły natychmiast się ożywił.
- Ryan! – zawołał i wstał, rozkładając ręce.
Ryan Hastings widocznie zmienił się przez ostatnie miesiące. Rany, które w czasie bitwy gęsto pokryły jego twarz zniknęły; i zdecydowanie odzyskał kolor. Teraz zamknął za sobą drzwi i przywitał się z Harrym, dając się poklepać po plecach.
- Nie wiem czy nie powinienem się obrazić mruknął Harry, gdy zajęli miejsca. Ryan uniósł brwi. – Od kiedy wróciłem ciągle słyszę, jak świetnie było za twoich rządów…
Ryan parsknął śmiechem.
- Polegały na tym, że mogli robić co chcieli, byleby Hurrlington miał problem.
Harry wyszczerzył zęby.
- Z czym przychodzisz? – zapytał. Hastings spoważniał.
- Wylizali się. Hurrlington odbudował wojsko. Lada chwila wróci do wrzeszczenia przez radio.
Harry zdjął okulary i wpatrzył w okrągłe szkła.
- Jak nasza obrona?
- Nietknięta. Mugolom nie spadł włos z głowy. Ale jesteś pewien, że nie lepiej byłoby znowu znaleźć Strażnika Tajemnicy?
Harry pokręcił głową.
- Jesteśmy silniejsi niż wcześniej. I pamiętaj, że nawet w przypadku Strażnika i tak musimy dać mugolom największą ochronę na jaką nas stać.
- Byłem w Rosji – oznajmił nagle Ryan, a Harry prawie zadławił się śliną i okulary wypadły mu z ręki i potoczyły się po biurku.
- Kto ci pozwo… COŚ TY TAM ROBIŁ?! – ryknął. Ryan wzruszył ramionami.
- Wszyscy krzyczeli, że trzeba sprawdzić co tam się dzieje, ale jakoś nikt się kwapił…
- BO TO JEST ROSJA! Tam się nie jeździ na wycieczki w czasie wojny!
Harry był tak wściekły, że wielu na miejscu Ryana odsunęłoby się na bezpieczną odległość. Hastings spojrzał w sufit.
- Interesuje cię co widziałem, czy będziesz tak krzyczał?
Harry był zbyt wzburzony by odpowiedzieć, więc tylko kiwnął zamaszyście głową.
- Rosja się buntuje.
- Przeciw wyjściu z ukrycia?!
- Nie. Przeciw Ankdalowi. Nigdy nie byli jego wiernymi fanami, a od kiedy zaczął się rządzić jego notowania poleciały na łeb. Rosja chce rządzić samodzielnie, nie chce ani zwierzchności Skandynawii ani nawet równoprawnych układów. Dlatego nie jest jeszcze tak aktywna jak może. Czeka aż Ankdal osłabnie jeszcze bardziej przy osłabieniu reszty Europy. A wtedy… zgarnie wszystko.
Harry milczał. Złość chyba już mu przeszła i myślał intensywnie.
- Ruszą na Wschód – powiedział powoli. – Nas i Skandynawię zostawią samych sobie, a oni zajmą się środkiem Europy.
Ryan skinął głową.
- Plan uderzenia na Polskę i Czechy jest gotowy.
Harry wstał.
- Nie zostaną sami.
- Kiedy mam wyruszać? – zapytał natychmiast Ryan. Harry podniósł okulary z biurka i włożył je sobie na nos.
- Szczerze mówiąc miałem dla ciebie inne zadanie.
Ryan zrobił zaintrygowaną minę, a w jego oczach grały ciekawskie ogniki.
- Byleby było tam co robić…
*
Ostatni dzień lata przyszedł prędzej niż się spodziewali. Dla każdego z nich nadszedł trudny moment.
Rose czekała przy barierce z bijącym mocno sercem. Nie była pewna czy przyjdzie. Właściwie nawet spodziewała się, że Scorpius nie zdecyduje się wrócić do Hogwartu. Co chwila sprawdzała zegarek, aż w końcu, zobaczyła go i wielka ulga spłynęła jej aż do żołądka.
- Cześć! – uśmiechnęła niemrawo. Scorpius podszedł bliżej i skinął głową. Wyglądał jak ktoś, kto nie ma najmniejszej ochoty by tu być.
- Gotowa? – rzucił tylko. Rose chciała powiedzieć, że to jego powinna zapytać, ale ugryzła się w język i skinęła głową.
Skierowali się w stronę magicznej barierki i w ostatnim momencie Scorpius wziął ją za rękę. Nie mogła być bardziej zdumiona. Nie robił tego od miesięcy. Uznała, że musi być bardziej przerażony niż to okazuje i tylko ścisnęła go mocniej, a potem wkroczyli razem na peron 9 i ¾.
*
James przyglądał się Jo z rozbawieniem. Wyginała się i wyciągała rozglądając na wszystkie strony, przestępując przy tym z nogi na nogę i wykręcając sobie ręce. Wiedział co za chwilę powie i się nie pomylił.
- Wiesz, James… Tak sobie myślę, że ja właściwie dużo już umiem i…
- Nie. – powiedział spokojnie. Posłała mu lodowate spojrzenie, więc dodał – Nie ma takiej opcji, że nie skończysz szkoły. JAKKOLWIEK nie byłabyś potrzebna tutaj – wtrącił, gdy tylko otworzyła usta.
Jo zrobiła taką minę, że zastanawiał się czy się nie odsunąć. Na szczęście w tym momencie pojawili się Al ze Scarlett.
- Ale macie miny… - zadrwił Albus. Oboje posłali mu zirytowane spojrzenia, ale James szybko się zreflektował i spojrzał na brata z zamyśleniem.
- Możemy pogadać? – zapytał szybko. Albus, Jo i Scarlett spojrzeli na niego ciekawie.
- Tak, właśnie to robimy. Nie musisz mnie pytać o pozwolenie.
- Bardzo zabawne – mruknął James, chwytając go za kołnierz i zaczynając ciągnąc za sobą.
Jo i Scarlett wymieniły zdumione spojrzenia.
- Pewnie chce się pożegnać z bratem… - zastanawiała się Scarlett. Jo parsknęła śmiechem.
- Och, tak, na pewno będą się przytulać…
James zaprowadził Ala za jeden z filarów, tak, że zniknęli z oczu Jo i Scarlett.
- Mam się bać? – zapytał kwaśno Albus. James wzruszył ramionami.
- Jak chcesz. Chciałem pogadać o Jo.
- Och…
James wyglądał jakby walczył sam ze sobą.
- Stary, wiesz, że ona jest najbardziej narwaną i niecierpliwą osobą pod słońcem?
Al zrobił zamyśloną minę.
- Coś tam zauważyłem…
- Świetnie. Wiesz, że gdy tylko usłyszy pierwsze strzały będzie chciała zwiać ze szkoły.
Albus zaśmiał się krótko.
- To jest bardzo prawdopodobne.
- Powstrzymasz ją – powiedział szybko James. – Chcę cię prosić… proszę… - powiedział kwaśno – Opiekuj się nią.
Albusa zamurowało.
- To nie brzmi jak prośba chłopaka, który skończył szkołę – mruknął. James skinął głową.
- Wstępuję do armii. Muszę liczyć się z tym, że…
- Przestań! – warknął natychmiast Al. – Nic ci nie będzie! Wiesz co ci zrobi Jo, jak dasz sobie zrobić krzywdę?
James uśmiechnął się krzywo.
- Nie dam. Nie dam, ale nie mogę obiecać, że wszystko się dobrze skończy. Mam twoje słowo? – zapytał poważnie. – Zajmiesz się Jo w razie…
- Nie musisz mnie o to prosić – przerwał mu obrażony Albus.
- Dzięki – odparł James, który wyglądał, jakby mu trochę ulżyło. Albus zmarszczył brwi.
- Trochę mnie zaskoczyłeś – powiedział odwracając wzrok. – Wiesz ja i Jo…
- Ufam wam – odparł natychmiast James. – Ufam ci.
Albus zerknął na niego. Nie miał pojęcia co może odpowiedzieć, więc zrobił krok do przodu i nieśmiało poklepał Jamesa po plecach. Ten na początku się zdumiał, a potem objął go za szyję i uścisnął. Szybko jednak się odsunęli i odchrząknęli, ale gdy wracali do swoich dziewczyn na ich twarzach malowała się ulga i tylko oni wiedzieli ile to dla nich znaczyło.
Ekspres Londyn-Hogwart wtoczył się na peron i zrobił się zwykły chaos. Albus i Scarlett pomachali Jamesowi i pobiegli za Rose i Scorpiusem, ale Jo nie ruszała się z miejsca.
- Nie idę – oznajmiła, podchodząc do niego. Nie dotknęła go, ale stała tak blisko, że poczuł nagłą konsternację, bo zaczynało mu brakować siły, żeby się z nią rozstać.
- Carter, zaczynasz się mazgaić… - próbował żartować, ale średnio mu wyszło, bo w jego głosie było już słychać tęsknotę.
- Nie idę – powtórzyła. – Nie zostawisz mnie na pastwę durnych lekcji i tych oszołomów – wskazała palcem za siebie. James westchnął ciężko. Miał wielką ochotę w końcu ją przytulić, ale nie był pewien, czy będzie umiał ją wtedy wypuścić.
- W Hogwarcie ciągle jest sporo do roboty… - próbował z innej strony. Jo wywróciła oczami.
- Nie ma. Wszystko już wyniuchaliśmy.
James parsknął śmiechem, a wtedy ona zrobiła ostatni krok i wtuliła się w niego, a James poczuł, że wszystkie argumenty przemawiające za tym, że powinna wsiąść do wagonu opuściły go w sekundę.
Zaplótł ręce za jej plecami i położył podbródek na jej głowie.
- Wiesz, że ty zawsze pachniesz kukurydzą? – mruknął. Kiwnęła głową.
- Szampon.
Wszyscy już wsiedli do pociągu i rozległ się przeciągły gwizd. Jo i James nie zwracali na niego uwagi.
- Carter do cholery!!! – obejrzeli się. Jesse stał w drzwiach wagonu i trzymał je, różdżką przywołując jej kufer.
Jo westchnęła ciężko.
- Muszę iść, James – odsunęła się z trudem, bo Potter miał wyraźny problem z puszczeniem jej. – Będę pisać i często uciekać ze szkoły. Lepiej, żebyś się nie dał załatwić Hurrlingtonowi, James, bo cię kocham – słowa wypowiedziane na jednym wydechu dotarły do Jamesa, dopiero gdy się odwróciła i zaczęła iść w stronę pociągu.
Zerwał się z miejsca tak szybko, że pisnęła zdumiona, gdy dopadł do niej i obrócił w swoją stronę, a potem pocałował tak, że szyby w pociągu parowały, gdy ludzie przyklejali do nich nosy i wzdychali z zazdrości.
- Ja cię kocham bardziej – powiedział James, a potem zauważył w końcu zmierzającego w ich stronę konduktora i pchnął lekko Jo w stronę otwartych drzwi przedziału. Odwróciła się jeszcze raz i przymknęła ciężko oczy, a gdy się odwróciła peron był już pusty.
Dzień dobry! Idzie burza więc się streszczam:
OdpowiedzUsuńDakota jaka stanowcza :D Więcej Ryana! Jest trochę podobny do Jamesa, albo odwrotnie, hmm.. To będzie ciężki rok dla naszego Rospiusa, ale dadzą radę. Prawda!? James i Albus, to było naprawdę piękne. Przypomina mi się scena z początku drugiej części, ta nad stawem. Jomes cudo, nie ma się co rozwodzić nad nim bo są po prostu idealni ^^
Czekam na wieści o Charliem~ Mała Mi
Ps. Pod każdym postem będzie teraz jakiś uroczy gif?
Pamiętam o Charliem, ale mam złą wiadomość - nie mam na to weny, próbowałam :/ Mam nadzieję, że kiedyś się uda, ale póki co brak mi inspiracji na tę historię :(
UsuńA gify jeśli tylko się znajdą to będą ;))
Pozdrawiam! :)
Awww...
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się moment, w którym James powiedział: "ufam ci".
Cudna była też scena przeprowadzki, szamponu i chwila Jomesa. Dakota wybaczy w końcu Jesse'mu? Mam nadzieję, że tak bo tworzyli taką śliczną parę. Co do Rospiusa: niech Scor się już tak nad sobą nie użala, bo Rose cierpi przez niego.
Wróć szybko z nowym zastrzykiem emocji w rozdziale XLVII~ Ruda
Scena z Jo i Jamesem była cudowna, martwię się o Scora, ale z drugiej strony Rose, która za każdym razem nie ucieka od niego pokazuje jak bardzo jej na nim zależy i mam nadzieję, że Scor to zrozumie. Coraz barłziej lubię Ryana, a reakcja Harry'ego na to, że był w Rosji pokazywała, że traktuje go jak syna, to było bardzo urocze.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, aż zacznie się akcja w Hogwarcie. Pozdrawiam
A.
Podziwiam, że kolejny rozdział tak szybko ! Scor.. biedny :( ale jak dla mnie wszystko idzie w dobrym kierunku no bo kto by się nie załamał ? a Rose po raz kolejny pokazała, że zostanie z nim na dobra i na złe <3 Ja i James tak smutno ;( aż się boje jak będzie wyglądał ten kolejny rok w Hogwarcie :3 Wiesz, przez te LVI rozdziałów płakałam, czekałam, bałam się co się stanie i baardzoo często się śmiałam tak jak na początku.. domek *.* ciekawi mnie też co będzie w tym dzienniku znalezionym na strychu, bo mam wrażenie, że to nie był przypadek, że o tym wspomniałaą ! :D Kolejna sprawa.. nareszcie dorośli do tego, że są braćmi, ufają sobie, martwią się o siebie, kochają się i zrobią dla siebie wszystko ! No i Harry, który zarówno w rozmowie z synem jak i z Ryan'em stanął na wysokości zadania :) w ogóle jakoś dużo Jamesa tym razem <3 pozdrawiam xoxo
OdpowiedzUsuńJeszcze zapomniałam o dwóch sprawach.. :) 1) Dakota mięknie czy mi się tylko wydaje.. :D ? no i 2) Proszee powiedz kiedy pojawi się Leah.. :)
UsuńDakota zmiękła, zobaczymy co wyjdzie z tego ich spotkania :P
UsuńLeah pojawi się w rozdziale 58 (za dwa) :)
oby coś wyszło <3 no a 2 rozdziały mogę jeszcze poczekać <3
Usuń^^
OdpowiedzUsuńScorpius... dalej blizny pzreszkadzaja? tak mi Cię szkoda... i biedna Rose... serce mi peka jak czytam o tym jak sie stara a Scor ja odtraca... ale za to mialam lzy w oczach gdy wziol ja za reke..
Dakota i Jesse *.* ona sie o niego martwi! a on naprawde chcial rzucic szkole?
Cam i Lucy we wlasnym domku ^^
James i Al wreszcie powoli zaczynaja zachowywac sie jak bracia... jak James mowil ze moze zginac... plakalam
I pożegnanie Jomes *.* powiedziala ze go kocha <3
Pozdrawiam i zycze duuuzo weny
;*
Scorpius! Ty głupku, jak się nie uspokoisz to stracisz Rose.
OdpowiedzUsuńNO dobra wiem, że nie rozdzielisz Scora i Rose. POza tym wydaje mi się, że Rose jest BARDZO silną osobą i nie podda się łatwo.
Zgaduję, że jakoś w międzyczasie rozdzielisz Jomes (błagam nie rób tego).
No i nie mam pojęcia co mogę napisać :(
Pozdrawiam serdecznie!
Nie wierzyłam w swoje szczęście, jak tu zaglądnęłam i zobaczyłam nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńDakota i Jesse - trzy razy tak!! Punkt dla Atwooda za sam pomysł, nawet Dakota musi mu to przyznać.
Jomes, Al i Scarlett (Alrett? haha) - bez zbędnego komentarza, bo byli tylko cudowni w tym rozdziale. Cam i Lucy również, oby więcej ich i ich nowego domu.
Rozmowa Harry'ego z Jamesem bardzo na plus, jakoś tak widać było relacje ojciec-syn. No i strasznie mi się podobał opis mieszanych uczuć Harry'ego. 'Chcesz mi powiedzieć, że jesteś za tym, żebym wstąpił do armii, jednocześnie mi tego zabraniasz, choć to popierasz, ale jesteś przeciw?', zdecydowanie moje ulubione zdanie w tym rozdziale.
Potem też ten moment braci na peronie. W sumie czekałam na taką 'braterską' sytuację miedzy nimi i jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana.
Co do Rospiusa, to całe szczęście, że Rose jest taka uparta. Gorzej, że Scorpius też, ale jak oni sobie z tym nie poradzą, to kto?
Drażni mnie ten dziennik, ponieważ wydaje mi się, że nie bez powodu Jo go znalazła. No i co Harry zlecił Ryanowi? Nienawidzę nie wiedzieć, więc czekam niecierpliwie, chociaż pewnie i tak nie dowiem się w następnym rozdziale. :((
Pozdrawiam :)
PS. Dzięki temu rozdziałowi mam nowe ulubione słowo - 'czerpak'. Śmieje się za każdym razem jak je sobie przypomnę.
Ej, nie śmiej się jest takie słowo! :)) To jest naczynie służące do nabierania wody! :P
UsuńDziennik dziadka Jo... No, kombinujcie :P
Niie wiem od czego zaczac wiec zaczne od poczatku. Ciesze sie ze tak szybko nowy rozdzial.
OdpowiedzUsuńCameron jest blaznem ale kochanym i nie dziwie sie ze Lucy za niego wyszla. Tworza fajna pare.
Dziennik dziadka Jo... znaczy cos na pewno ale nie mam pojecia co by to moglo byc.
Ta rozmowa Dakoty z Jo. Czy tylko ja jestem przeciwna temu zeby ona mu wybaczyla? Moze i potrzebne sa te drugie szansy ale nie tu. Ja na jej miejscu nie potrafilabym wybaczyc takiemu dupkowi. Lepiej zeby Scott sie nie ugiela.
Scor... jest mi go naprawde szkoda. Na pewno szybko nie wroci do normalnosci o ile w ogole wroci. Widac ze dalej kocha Red a ona jest bardzo uparta i na kazdym kroku (przynajmniej na chwile obecna) pokazuje jak jej na nim zalezy.
Scena James-Harry i Harry-Ryan pokazala jak bardzo Potter troszczy sie o rodzine i ciesze sie ze szanuje decyzje swojej najstarszej latorosli.
A jaka misje dostal Hastings? To pytanie bedzie mnie meczyc przez najblizsze dwa dni.
James i Al wreszcie dorosli. Czy musialo dojsc do wojny zeby zachowywali sie jak bracia? Ta scena jest moja ulubiona w tym rizdziale.
Jomes. Teraz kiedy po takim czasie powiedzieli sobie to kocham cie mam wrazenie ze wystawisz ich na probe. Myle sie?
Jakkolwiek nie bedzie niecierpliwie czekam na nastepny zaskakujacy jak zawsze rozdzial. Zycze weny i pozdrawiam - Lilka. Xoxo
Jaki długi komentarz! :P "nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku" zawsze spoko! <3
UsuńNie, nie tylko Ty jesteś przeciwna, żeby Jesse był z Dakotą :P
Czy ja wiem, że to przez wojnę James i Al się dogadali? Nie... do tego trzeba dojrzeć. Ja nie znosiłam swojej siostry do osiemnastki (mojej) :P
Jo i James cóż, sprawdźmy czy sobie poradzą na palonym gruncie... :P
To jest takie... no.... uuummmmm...
OdpowiedzUsuńAnastasia miałczy do laptopa z zazdrości.
Chciałabym tak...
Cameron to Cameron i tutaj nie trzeba nic mówić, bo wiadomo, bo to Cameron.
Tak samo z Lucy.
Scorpius dostanie ode mnie takiego kopa w tyłek jak się nie ogarnie, że nie usiądzie przez miesiąc, a Rud przesyłam ogromniastego misia z podziękowaniami i dpoiskiem *Zacznij go molestować. Faceci to lubią.*
Amen.
Jo... Jo.... Jo... to Jo! ;D
Rodzina Carter'ów jest nie do opisania. Po prostu.
James... powiedziałabym, że go kocham, ale Jo mogłaby mnie zjeść za takie słowa, a ja jestem trująca, więc....
Albus to mój monsz forewa i uważam go za jedną z najlepszych postaci w GGG, ale kiedy pocałował Jo to tak go zwyzywałam, że gdyby to było skierowane do mnie to bym się przestraszyła i obraziła.
Jesse Bogiem, Jesse Panem, jego zawsze będę fanem xd
Dakota tak samo. Oni muszą być razem. Hahahaha.
Piszę głupoty.
Co rozdział i komentarz to mi bardziej odbija, zauważyłaś?
Kocham twoje opowiadanie. Powtarzam się xd
Czekam na kolejny rozdział i zapraszam na Miniaturkę Scorose na NPwH
Pozdrawiam,
An.
A ja, to po przeczytaniu tego rozdziału mam wrażenie, że Scorpius rzuci Rose. To znaczy, oni się oczywiście bardzo kochają, to nie ulega żadnym wątpliwościom, ale pewnie zrobi to dla jej dobra (o ile wgl to zrobi xD). Nie twierdzę, że trwałoby to długo, ale tak mi się wydaje, tak wnioskuję po jego zachowaniu. Z drugiej jednak strony jest ich uczucie i upór, bo jak wiadomo ani Red ani Scor do uległych nie należą. To na 100% tylko chwilowy kryzys, bo oni są sobie przeznaczeni, ale jest poważny. Nie mogę się złościć na Scorpiusa niezależnie od tego jak bardzo bym chciała, bo moje współczucie przebija wszystko. Mam tylko nadzieję, że jakoś powoli zacznie się to układać, przecież nie możemy oczekiwać natychmiastowego rezultatu... :(
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do Jomesa. Wszyscy przecież wiemy, że pasują do siebie idealnie, ale to rozstanie może conajmniej lekko namieszać w ich związku. Pary na odległość to bujda, przynajmniej ja tak sądzę, bo po jakimś czasie któraś ze stron popełni błąd. Może zdradzi, może coś innego... I to nie dlatego, że nie kocha tej drugiej osoby (boska końcóweczka! <3), wręcz przeciwnie, ale tak się po prostu dzieje.
Jak dla mnie to braterska scena Albus/James była bardzo smutna. Ta prośba Jamesa zdecydowanie za bardzo przypominała pożegnanie, tak jakby nie planował wracać z wojny. Chyba to dobrze, że mają fajną relację (ach, ten uścisk *.*), ale zrobiło się depresyjnie.
O Ryanie narazie nie mam za bardzo zdania, ale nie mogę się doczekać rozwinięcia jego wątku.
Trochę się martwię tym, co może zajść między Alem a Jo w Hogwarcie. Niby każdy kocha kogoś innego, ale zawsze coś się może wydażyć. Już współczuję Scarlett.
Nie mam zielonego pojęcia co może być w dzienniku dziadka Jo, mam same odjechane teorie, hahahahah. xD Serio, nieprawdopodobne po prostu.
Domeczek Cama i Lucy, achy i ochy, sielanka. Ale to dobrze, zasłużyli sobie na chwilę spokoju. Motyw bluszczu, czy jakiekolwiek było to zielsko obrastające ich Hatkę Puchatka - genialny! Uwielbiam takie domki. :)
Zdeterminowany ten nasz Jesse, nie powiem. Ale nie wiem czy to dobrze, że Dakota zgodziła się z nim spotkać... To było tak na odwal się, żeby nie rzucał szkoły. A ja to bym wolała, żeby coś zaiskrzyło, bo jak tak, to lepiej żeby się nie widywali.
Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam, i trochę się rozpisałam, ale miałam wenę i chciałam ładnie podsumować, więc dlaczego nie? ;)
Jak zawsze jest oczywiście świetnie, nie mam pojęcia jak to robisz. I jak sobie ten komentarz sprawdziłam, to niektóre rzeczy brzmią jak krytyka, ale nią nie są. Nie zmieniłabym tu ani słowa, ani przecinka. IDEAŁ.
Czekam na trochę Leah/Louisa i Elizabeth/Blake (?), niekoniecznie związki, ale jakieś scenki byłyby super.
Trzymam kciuki za Rospiusa, pozdrawiam serdecznie CJ
W następnym rozdziale Scor pogada z Jo. Dowiesz się z czym on ma największy problem...
UsuńJo i James nie będą mieć problemów z odległością, ale bardzo dużo rzeczy się zmieni już niedługo. A Jo i Al nie będą mieć żadnego romansu w Hogwarcie! Nikt nie powiedział, że będą go mieć w ogóle.
James się absolutnie nie żegnał, po prostu jest odpowiedzialny, wie, że jak idzie na wojnę to może z niej nie wrócić...
A Ryan Hastings nie jest głównym, pierwszo- ani drugo-planowym bohaterem tutaj.
Jesse i Dakota mają dwa scenariusze - albo się zejdą po długiej przeprawie, albo się rozstaną, ale pogodzeni ze sobą, tak, żeby nie było uczucia niedosytu.
Jomes, Jomes, Jomes <3
OdpowiedzUsuńJomes.
Jomes.
Dobra. Cameron wylewający wiadro farby na głowę Freda sprawił, że przez cały rozdział miałam banana na twarzy i nawet Scorpius mi tego nie zepsuł! Lubię taką Rose, widać jak dorosła.
Harry - zdradź nam cokolwiek!
Ryan, mój przyszły mężu, dokąd Cię teraz poniesie??
Fajna scena Al-James.
I Jomes! Najlepsi na świecie oczywiście. rozstaną się, prawda? :/
Ale szampon wygrywa wszystko!
Dzięki dzieki dzięki! :):*
Jomes <3 I nareszcie "kocham cie" ^^ Cameron i Lucy w swoim mieszkanku i Cam wylewajacy farbę na Freda :D I Al i James w końcu jak prawdziwi bracia. Trzymam kciuki za Scorose <3
OdpowiedzUsuńOoooohh! Jo powiedziała Jamesowi, ze go kocha! Powiedziała to! Awww.. Wzruszyłam się. I powiedz mi, gdzie Jo kupiła kukurydzowy szampon ? Wyprobowalabym :D
OdpowiedzUsuńTak bardzo szkoda mi Scora . Musi mu być okropnie ciężko. Dobrze ze ma Rose, która musi mieć do niego anielska cierpliwość. Ale czego się nie robi z miłości nie ? Przechodzą teraz bardzo trudne chwile, ale przecież wyjdą z tego cało, prawda ?
Dlaczego mnie nie dziwi, ze Rosja chce zgarnąć wszystko. Znowu. I dlaczego mnie nie dziwi, ze zaczyna od Polski. Znowu!. Ratuj Polskę ! Chce jeszcze trochę pożyć ;D
Moment, w którym James przytulił Ala <3
Lucy i Cam mają swój własny dom , teraz to juz tylko na dzieci czekać :P
No i widzę, ze wróciłas do dodawania gifów pod rozdziałami. Podoba mi się ten pomysł :)
Dużo weny Ci życzę
Pozdrawiam
Szampon do nabycia tylko na Pokątnej :/
Usuń:P
Szampon kukurydzowy (nie wiem jak to się odmienia) ciekawe... Muszę się wybrać na pokątną. Rozdział jak zwykle super. To jak James żegnał się z Jo i jak rozmawiał z Alem - bezcenne.
OdpowiedzUsuńBiedny Score. Musi to bardzo przeżywać, a Rose taka kochana. Bardzo pomaga Scorpiusowi.
Lucy... Brak mi na nią słów tak ją super stworzyłaś. Przez ciebie i Cama cały czas chodzi mi po głowie obraz Freda całego w farbie. :P
Pozdrawiam i życzę weny!
- Izi
Matko szamponowa. Kukurydziany. Można kupić w każdej drogerii z olejkiem albo dodatkiem mąki kukurydzianej. Polecam (y)
OdpowiedzUsuń*pada na ziemię*
OdpowiedzUsuń*leży w kałuży swoich łez i emocji*
*nie podnosi się*
5 godzin później
*z trudem wstaje bo musi iść do łazienki i jest głodna, potem wraca i pisze komentarz*
O MÓJ BOŻE! DZIEWCZYNO! NO NARESZCIE!
(Jak zawsze zacznę swój komentarz od Jomes, no bo...Halo! To Jomes!) W końcu powiedziała mu, że go kocha! Jeju, ta scena była taka cudowna, że moje wnętrzności wywróciły się do góry nogami tak z pięć razy, zanim się uspokoiły! Uwielbiam ich. Są tacy uroczy i słodcy, ale nie przesadzenie. Tak na swój "dajmy-się-razem-zabić" sposób. Mam nadzieję, że nie namieszasz z nimi za bardzo! Kurczę, chyba muszę zainwestować w ten kukurydziany szampon, jeśli sprowadzi mi takiego faceta!
Równie świetna była rozmowa Jamesa z Albusem. Mam tylko nadzieję, że nie zacznie się opiekować Jo ZA BARDZO. Mam na myśli: on jest ze Scarlett, a Jo z Jamesem i żadna rozłąka, żadne wydarzenie, tęsknota czy smutek ma mi tego nie zmieniać, bo polecę do Hogwartu na mojej miotle i skopię im tyłki! Te dwie pary mają skończyć tak szczęśliwie jak Cam i Lucy!
Przed Rose i Scorpiusem trudny okres, ale jak oni tego nie przetrwają, to nikt. Niech ktoś spróbuje coś powiedzieć Malfoyowi, a Red skopie mu tyłek. Niech Malfoy powie coś na siebie samego, to stanie się tak samo. Weasley jest potrzebna Scorowi do zaakceptowania jego nowego wyglądu. I wiem, że to zrobi.
Co do Dakoty i Jessego to jestem rozdarta. Z jednej strony uwielbiam go, kocham, przeszukuję magiczny internet, żeby dowiedzieć się gdzie mieszka i planuję jego porwanie, żeby był tylko mój. A z drugiej: NO CO ZA GNOJEK! Mała dychotomia nad którą pracuję, myślę, że z biegiem czasu i rozwojem fabuły, jeszcze ją ogarnę. Naprawdę nie dziwię się Dakocie. To trudny orzech do zgryzienia. No bo przecież lubiła go. I zranił ją, owszem, ale uczucia nie odchodzą tak po prostu z dnia na dzień!
Czekam na kolejny i życzę weny :*
A! No i zapomniałam o najważniejszym! Panie i panowie, oficjalnie mam nowego Crusha! (Bo skoro James, Cameron, Jesse i Scor są zajęci...I nawet nie mogę się za to gniewać bo ich dziewczyny są cudowne ;-; )
UsuńJeśli nikt jeszcze tego nie zrobił to zaklepuję Ryana Hastingsa. Uwielbiam go, naprawdę. Trochę mi szkoda Jamesa, ale nie dziwię się Harry'emu że tak lubi Ryana. Jest świetny!
a) przystojny
b) odważny
c) zabawny
d) inteligentny
Kurczę, mogłabym tak długo, a nie było go dużo. Tak więc, jeśli masz do niego jakiś kontakt: możesz mu przekazać, że jestem wolna ;)
Po raz kolejny powtarzam: jesteś odpowiedzialna za moje przyszłe staropanieństwo i zawyżone, nierealne oczekiwania co do mężczyzn!
No właśnie lipa, bo Ryan jest... mój :P
UsuńWybaczcie, moje drogie, ale ja i Rayan wzięliśmy ślóp w zeszłym tygodniu. Oficjalnie jestem już jego szonom, a pn moim menszem. :-D Ha ha!
UsuńCałuję
Asia
P.S. Możecie być jego kochankami (ewentualnie). Nasz związek jest... specyficzny. Ja akceptuję jego kochanki, a on moich 86 menszów. No cóż... Tak jest fair. ;-)
Nie, nie napisałaś tego.. Wymazuję z pamięci ten język, on nie istnieje. Nie rób mi tego więcej, bo te błędy śmieszą tylko w specyficznym miejscu jakim jest polskie gimnazjum, które jak głęboko wierzę niedługo zostanie zlikwidowane i ludzie wrócą do normalności!
Usuń:P
Joanno, przez ten język nie możesz być żoną Ryana.
UsuńGinger, ty też odpadasz, bo go stworzyłaś. Czyli tak trochę jesteś jego matką. (tonący chwyta się najgorszych argumentów!)
A więc pozostaję ja. Czas by trochę Zdemoralizować pana Hastingsa :p
Ugh, znowu się spóźniłam.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny i jak zawsze jestem spragniona więcej i więcej. <3
Brakowało mi takiego Camerona. Wszystkich. Takich szczęśliwych i beztroskich, dlatego pierwsza scena jest chyba moją najbardziej ulubioną. Należy im się po tym co przeszli.
Scorpiusa chciałabym przytulić, ale boję się, że dostałabym Avadą. Od Rose oczywiście.
Ja kończę, bo nie mam siły na nic po tym tygodniu, zwłaszcza na myślenie.
Pozdrawiam serdeczniejsza,
Patrycja
:)
Ginger wybacz, ale trzykrotnie usunęło mi komentarz na chwilę przed publikacją. Telefon mnie zdenerwował i żeby nie trzasnąć nim o ziemię, tym razem króciutko.
OdpowiedzUsuńCam i Lucy - idealny początek nowego życia.
Scorpius i Rose - powinna mu chyba porządnie dopiec, żeby powrócił do bycia sobą. Malfoy jest dumny. Trzeba zaakceptować fakt, że jego ciało zdobią teraz blizny i być z nich dumnym. Wkońcu ma je ze szlachetnego wyczynu.
Jomes - moje małe serduszko uwielbia sceny z "kocham" tym wyrażanym słowami, gestami oraz całkowicie niemym :)
Na koniec perełka rozdziału:
"...- nie musisz mnie o to prosić...
...wiesz, że ja i Jo...
...ufam ci..."
I nic zbędnego :)
MiMiK
Ps. Obiecuje postarać się bardziej następnym razem.
Ps2. Niewiem czemu ale irytuje mnie Rayan. Naprwdę nie wiem dlaczego ale jak tylko do tego dojdę to dam znać.
aaaaaaa wreszcie Jomes wyznali sobie milosc jeju aaaaa
OdpowiedzUsuńScor moze juz bedzie miał lepsze podejście do ludzi, i super:DD przynajmiej mam taka nadzieje.
moment James i Al, niby rywalizują ale widac ze sovie ufają i sie kochają
pierwszy raz nie wiem co pisac dalej, wiec taki krotki komentarz:x
pozdrawiam! hahah
Jeju moja prawie ulubiona para (Jesse i Dakota) ma szanse znów być razem :DD
OdpowiedzUsuńKocham jak postaci w opowiadaniach wyznają sobie miłość jak James i Jo
Hahahaha i ten baaardzo zakochany Albus :'D
Kurcze długo mnie nie było, przepraszam że nie komentowałam ale miałam straszny miesiąc w szkole same poprawki itp. No ale nic jestem i na początek nie będę komentowała sytuacji Scora i Rose poczekam co tam dalej wymyślisz :) Co do Jo to strasznie jej współczuję, że będzie musiała wytrzymać rok bez Jamesa:( jestem pewna że znajdziesz jej jakieś zajęcie :D Dakota narazie stanowcza ale pewnie przy pierwszym spotkaniu się ugnie :) jestem ciekawa co będzie z Jamesem w tej całej armii, poczekamy zobaczymy :) Mimi
OdpowiedzUsuńJak zwykle super rozdział. Lucy zaczyna rozumieć ,że Cam ma jednak te same geny co Jo, gdy wylał wiadro farby na Freda. Niech Scorpius się ogarnie proszę ! Reakcja Harry'ego na to ,że Ryan był w Rosji jest bezcenna "BO TO JEST ROSJA! Tam się nie jeździ na wycieczki w czasie wojny!". Chciałbym, żeby Dakota wybaczyła Jessemu...
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Zazdrość, Zazdrość!!! Jomes Forever, i nawet szyby to wiedzą. Bosz... co ten Scorpius wyprawia? On nie widzi, że Rose cierpi więcej i bardziej od niego i przez niego? Jak już mówiłam, mam ochotę zdzielić go w ten pusty łeb... ale to wyłuszczyłam w poprzednim komentarzu, więc nie powtarzam się. I wiesz co? Boję się. Bo Albus może zapomnieć o Skarlett, i zachcieć dobrać się do Jo... A ona ma być z JAMESEM!!!
OdpowiedzUsuńJuż dzisiaj późno, więc czytać dalej będę jutro. Oczka mi się kleją, dobranoc Ginger <3
Harry mnie strasznie rozśmiesza! ;D Musiałam to napisać na początek hahhaha :) Al i James mnie zaskoczyli nie powiem... Zauważyłam, że Lucy się robi mniej fajtłapowata i cicha... I dobrze w końcu to Weasley! Scena Red i Scora... aż mi się płakać chciało :'( Biedna Rosie nie wiem jak ale ona MUSI poradzić sobie z Malfoyem... Scena Jo i Jamesa... nie wiedziałam, że oni mogą byç tacy słodcy... Jess i Dakota nic dodać nic ująć *0* Brakuje mi Lou i Leah :'c I taka mała prośba, byś mogła dać do rozdziałów więcej scenek z Fredem? Np. Gdy gada z Cameronem lub Lucy ;3
OdpowiedzUsuń"- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś za tym, żebym wstąpił do armii, jednocześnie mi tego zabraniasz, choć to popierasz, ale jesteś przeciw?" czytając ten fragment jadłam jogurt i to był mój błąd :D
OdpowiedzUsuńJesse spryciarzu mam nadzieje, że Dakota ci tak szybko nie wybaczy.
Scor zamyka się w sobie podobnie jak wcześniej Jo. Ona powinna z nim pogadać może by mu to trochę pomogło.
Końcówka najlepsza Jomes <3
Pozdrawiam :)
Carmen
Witam!
OdpowiedzUsuńNo to zaczynamy!
Pożegnanie James'a i Jo było takie, takie... dlaczego ich do cholery rozdzieliłaś?! (Wiem, że musiałaś, ale i tak to napisałam) Nawet nie próbuj robić Jobus! Widzisz?! Nawet sama nazwa jest beznadziejna! To przeznaczenie i znak, iż oni nie powinni być razem! Ona MUSI być z James'em! Słyszysz? MUSI.
Jomes always and forever ♥♥♥ <3
Mam nadzieję, że Scorpius pogodzi się ze swoimi bliznami i znów zajmie się dogryzaniem wszystkim w koło oraz kochaniu Rose (nie, nie w tym sensie co Ty pewnie myślisz xd). Nie mogę się doczekać kolejnej bitwy i kolejnych ofiar. To będzie takie emocjonujące! Ale nie próbuj nawet rozdzielać Carter i Potter'a tak jak Dakota'e i Jesse'go! Wciąż go nie lubię po tym co zrobił Scott :/
Selene Neomajni
Cameron jest wspaniały ! Z jednej strony współczuje Rose a z drugiej Scorpius'owi. Oni są tacy cudowni . Wszyscy ! A rozmowa Albusa i Jamesa była słodka ! Rozdział cudo ! :D
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Dakota jest jedyna :D Uwielbiam ją :D
OdpowiedzUsuńScor ;c Do cholery między nimi nie może się spieprzyć ;C
Szkoda, że Jamesa nie będzie już w Hogwarcie ;/
Haha świetne jest to jak Harry zatroskany niepokoi się o Rayana jak o rodzonego syna :D
No wkońcu Jomes se wyznali miłość, cholibka!! :) powiało Hagridem, haha! :D
OdpowiedzUsuńScorowi to świrowanie przejdzie, musi mu przejść... MUSI!
No i bracia Potter jakoś tak się pogodzili, niech już się nie kłócą, ok? :D
No i ten cytat "Chcesz mi powiedzieć, że jesteś za tym, żebym wstąpił do armii, jednocześnie mi tego zabraniasz, choć to popierasz, ale jesteś przeciw?" po prostu wskoczył na pierwsze miejsce moich ulubionych w tym opowiadaniu :)
Moje komentarze są coraz krótsze, ale to tylko przez Ciebie, bo piszesz coraz bardziej zajebiste rozdziały, więc... :D (ponownie przepraszam za język :3)
Pozdrawiam,
Paulina M. aka Hit Girl
Świetna rozmowa Harry'ego i Jamesa. Ich relacja jest fajna. Lubię też rozmowę Al i Jamesa. Niech tylko Jamesowi się nic nie stanie w tym wojsku. Scor mógłby się ogarnąć robi się już odrobinę irytujący z tym swoim użalaniem się nad sobą. Oczywiście ja i tak go kocham.
OdpowiedzUsuńWidzę, ze Scora i Rose czekają trudne chwile, ale mam nadzieję, ze wszystko się ułoży, a ta ostatnia scena? Awww <3 Jomes aż lezka się w oku kreci, ze Jensa nie będzie w Hogwarcie
OdpowiedzUsuń~TikiTaka