"Pozdrawiam, James"
Rose wyszła w chłodny, jesienny wieczór na dziedziniec i skierowała się w stronę Zakazanego Lasu. Bezwiednie, bo nie myślała nad tym, gdzie prowadzą ją nogi. Dopięła kurtkę i włożyła ręce do kieszeni, zaczynając maszerować.
Jest inaczej i jest źle. Jest o tysiąc razy gorzej niż, gdy kłócili się bez przerwy. Jest bardziej do dupy, niż gdy myślała, że to on przestraszył ją w lochach. Gorzej niż, kiedy zostali sami podczas porwania Jo. I prawdopodobnie nic się nie zmieni. Ta myśl była najbardziej gorzka. Bo co mogło się polepszyć? Skóra Scorpiusa nie ulegnie cudownej odnowie, zresztą… wiedziała, że nie tylko w tym był problem. Może kiedyś po prostu przywyknie. Ale zbyt dobrze go znała, by nie wiedzieć, że będzie to równoznaczne zgorzknieniu.
Jeszcze jeden oddech by wytrzymać. Chyba wzięła ich ostatnio więcej niż przez całe życie, jeśli to w ogóle możliwe, ale cóż przecież wiedziała, że był dla niej jak to cholerne powietrze.
- WEASLEY! – była już na skarpie, która prowadziła obok chatki Hagrida, gdy uświadomiła sobie, że to nie wiatr, ale ktoś woła ją od dłuższej chwili. Odwróciła się i zobaczyła Elizabeth, w puchatym płaszczu, kroczącą pewnie w jej stronę.
- Chcesz iść ze mną? – burknęła Rose. – Pod warunkiem, że nie będziesz się odzywać…
Elizabeth spojrzała na nią z wyższością.
- Nie, Weasley, nigdzie z tobą nie idę. Zobaczyłam cię na dziedzińcu… Musimy porozmawiać.
Teraz Rose się skrzywiła.
- Naprawdę nie jestem w nastroju…
- Ty? – zapytała gniewnie Cambell. – Och, tak, to ty prawie umarłaś ratując swoją matkę!
Oczy Rose najpierw zaszkliły się łzami, ale szybko błysnął w nich lód.
- Od kiedy to jest twoja sprawa? – zapytała groźnie. Elizabeth wyprostowała się z godnością.
- Scorpius jest moim przyjacielem – powiedziała chłodno. – A ty… ty jesteś beznadziejną dziewczyną!
Rose na przemian otwierała i zamykała usta. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zatkało ją po czymś tak głupim, ale nie potrafiła niczego znaleźć. Tymczasem Elizabeth wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną.
- Tak, Weasley… - mówiła dalej, pewnym tonem. – Jesteś z siebie dumna bo wytrwałaś kilka miesięcy z marudzącym Scorpiusem? – i nie czekając na odpowiedź, ciągnęła – Och, tak bardzo się poświęciłaś! Ale masz dość, co? Uznałaś, że wystarczy i jeśli cię odpycha, to ty sobie pójdziesz. Bardzo ci to pasuje, co?
Rose warknęła głucho, bo poziom jej wściekłości podniósł się do górnej granicy. Ale Elizabeth nie dawała sobie przerwać.
- Malfoy zachowuje się jak dupek i ostatni kretyn? MA DO TEGO PRAWO! To co się stało, to nie było draśnięcie…
- WIEM! – ryknęła Rose, bliska furii. – Wiem, do cholery! Nie potrzebuję twoich…!
- Potrzebujesz – przerwała jej lodowato Elizabeth. – Bo tyle – tu wskazała maleńką odległość między palcami – tyle ci brakuje, żeby sobie odpuścić. Weasley, znam Scorpiusa. Gdyby to tobie przydarzyło się to co jemu, nosiłby cię na rękach każdego dnia. Gdybyś nie pozwalała mu się dotknąć, spałby pod twoimi drzwiami i zacisnąłby zęby do końca, aż doszłabyś do siebie.
Rose oddychała szybko.
- Nie chce mnie – powiedziała cicho. – On mnie nie potrzebuje.
Elizabeth wyglądała, jakby bardzo chciała nią potrząsnąć, ale opanowała się, bo przecież nie znosiła dotykać ludzi.
- Potrzebuje tylko ciebie – poprawiła ją chłodno. – Ale to Ślizgon, w dodatku Malfoy. Jest dumny, boi się współczucia, litości i tego, że będziesz z nim mimo, że możesz już nie chcieć opiekować się jego spalonym ciałem. TO sobie myśli teraz twój chłopak. A ty utwierdzasz go w tym przekonaniu. No, ale cóż, widocznie jesteś zbyt słaba, żeby to udźwignąć…
Elizabeth zmierzyła Rose spojrzeniem. Red tylko zacisnęła wargi i wyprostowała się.
- Ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz, prawda? – Elizabeth uśmiechnęła się z chłodem, choć wyglądała na zadowoloną, strzeliła brwiami a potem odwróciła się i odeszła. Rose długo jeszcze stała na błoniach.
*
Wrzesień chylił się ku końcowi. Jo każdego wieczora wypatrywała czegoś za oknem i dopiero w pewien piątkowy wieczór, prawie o północy zobaczyła w końcu coś, co sprawiło, że prawie spadła z parapetu. Nie przejmując się tym, że prawdopodobnie obudzi swoje współlokatorki szybko zeskoczyła i otworzyła okno. Zimny wiatr wpadł do dormitorium, a chwilę później wleciała do niego puchata sowa Jamesa. Ręce Jo trzęsły się, gdy udało jej się ją chwycić i zaczęła odwiązywać list od jej nóżki.
Pierwszym co rzuciło się jej w oczy była jego długość. Raptem kilka zdań. Cóż, po trzech tygodniach spodziewała się zdecydowanie czegoś innego. Ale, wiedziała jak zajęty był James i była pewna, że w treści listu znajdzie zaproszenie na randkę, dlatego nie przejęła się tym tak bardzo. Przynajmniej na początku.
„Jo!
Zupełnie nie rozumiem Twojej wściekłości, piosenka była bardzo ładna!
A tak na poważnie… Jestem już w jednostce i zaczynam ćwiczenia. Okazało się, że jednym z moich zwierzchników jest profesor Warren, z czego bardzo się cieszę, bo to dobrze widzieć choć jedną znajomą twarz. Dowiedziałem się, że ćwiczenia potrwają 6 miesięcy, dopiero wtedy zostaniemy przydzieleni do oddziałów i wysłani na pierwsze misje. Już nie mogę się tego doczekać.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze? Ucałuj Ala i Rose.
Pozdrawiam,
James”
„Pozdrawiam, James”. Jo spojrzała na tył listu, ale niczego tam nie było. Przeczytała jeszcze raz te kilka zdań i usiadła na łóżku. Nawet nie zauważyła, kiedy sowa Jamesa wyfrunęła przez okno.
Czy faktycznie był tak zajęty, że nie miał czasu na nic więcej? W to jeszcze była w stanie uwierzyć. Ale czy on za nią nie tęsknił? Nie miał jej nic więcej do powiedzenia? Miała wrażenie, że Jesse użył dzisiaj więcej serca mówiąc jej wieczorem „dobranoc”, niż jej własny chłopak, który nie widział jej od miesiąca. Ale nie pozwoliła sobie na długie użalanie nad sobą.
Megan zatrzęsła się przez sen i Jo podniosła się, by zamknąć w końcu okno. Ale nie mogła jeszcze się położyć. Była zbyt rozbudzona i zdumiona, a jednoczenie nie miała ochoty niczego teraz analizować. James był w wojsku i miał ważniejsze rzeczy na głowie niż romanse, a ona to rozumiała. Podeszła do swojej komody, by włożyć list do pudełeczka, w którym trzymała różne rzeczy od Jamesa, a do którego istnienia w życiu by się nie przyznała (jeszcze ktoś by ją uznał za ckliwą…). Włożyła list, którego nie miała ochoty znowu czytać i miała już zamknąć szufladę, gdy jej wzrok przyciągnęło coś o czym dawno zapomniała.
Dziennik dziadka, który znalazła w jego starym domu na wakacjach leżał spokojnie na dnie szuflady, przysypany połamanymi piórami i plikiem pergaminów. Pamiętała jak bardzo chciała się do niego zabrać, ale to wszystko co się działo – nowy Scorpius, nienormalni nauczyciele, a przede wszystkim rozłąka z Jamesem, skutecznie wyparły z jej głowy wszystko inne. Ale teraz dochodziła północ, a Jo wiedziała, że jeszcze długo nie zaśnie.
Lola wystawiła tylko łepek ze swojego kojca, gdy Jo ułożyła się w łóżku. Przystawiła bliżej świecę i otworzyła dziennik. Pierwsza data była sprzed sześćdziesięciu lat. Leonard Marlow zaczynał więc pisać go jeszcze jako kawaler. Jo poczuła dreszczyk emocji. Pamiętała dziadka jako fascynującego, zabawnego człowieka, który zawsze opowiadał najlepsze bajki. A co jeżeli część z nich była prawdziwa?
„21.03.
Dziki krzyk towarzyszył całej wyprawie. Wyruszyliśmy nocą, żeby zaskoczyć Imogenę skoro świt. Wiedźma spodziewała się nas i była dobrze przygotowana, ale i my obaj wiedzieliśmy co czynić. Ja zakląłem nasze ciała tak, aby nawet przenikliwie oczy wiedźmy, która pustoszyła przez lata południowe krainy, nie zobaczyły nas. Taw miał ze sobą swój kołczan i strzały, które okazały się pomocne już niejeden raz.
Imogena ukryła się w bagnie, w którym zastawiła na nas najczarniejsze pułapki, jakie tylko znała, a więc nie tylko druzgotki i wodniki, ale fioletowe ropuchy, z jadowitymi językami i zgniłe raki ze szczypcami parzącymi ogniem. Gromiłem wodne upiory czarem i stalą, a Taw parł naprzód, póki nie przetarł nam drogi do kryjówki wiedźmy.
Takiej maszkary i takiej szpetności nigdy nie widzieliśmy, choć już trzeci rok walczyliśmy wspólnie z okropnościami tego świata. Imogena miała ropne oczy, w których nie doszukaliśmy się źrenicy i ropuszą skórę, której dotknąć ręką bym nie mógł. I znała potwora czary, jakich też dawno nie spotkaliśmy – nie dziw, ilu czarodziejów pokonała!
Raniła mnie w nogę, a Taw otrzymał srogi cios w pierś, ale nie zatrzymaliśmy się, póki jej szkaradna postura nie runęła w przepaść. Ale wtedy… jak dziki ptak wyfrunęła z powrotem na nas! Moje czary nie zdołały jej poskromić, tyle choć, że zwróciłem cały jej atak na siebie, a wtedy mój druh sięgnął kołczanu i jego strzała przebiła paskudę.
- Leo, teraz! – krzyknął mi przyjaciel i skierowałem różdżkę na wiedźmę. Nie żyła już chwilę później a Taw podbiegał już do niej i wyciągał swoją szczęśliwą strzałę.
- Mało ich masz? – zapytałem, bo odraza mnie wzięła, gdy chował drewno ociekające czarną krwią Imogeny. Taw tylko westchnął.
- Ma mi przypominać, jak silnych przeciwników pokonaliśmy.
Dzień kończył się zwyczajowo – lekką strawą i godnym napitkiem. A my we dwóch kładliśmy się tylko na chwilę, by rano znów wyruszyć…”
Jo otarła szybko łzę, która niepostrzeżenie wyrwała się z jej oczu. Każdą literę napisał kiedyś jej dziadek – wspaniały łowca i bohater, wspaniały dziadek. Tyle o nim wiedziała, ba! Uczyli się o jego wyczynach na Historii Magii… Ale czytać te zapiski, poznawać każdą z jego bitew… Wiedziała, że dziś nie zaśnie. Przekartkowała dziennik, pragnąc jak najszybciej poznać każdą z jego stron, ale miał ich prawie czterysta! Wiedziała, że prędko ich nie przeczyta.
Była jednak na tyle niecierpliwa, że z palącej ciekawości, przekartkowała go na koniec. Ostatnia data była spisana na cztery dni przed śmiercią dziadka Marlowa. Jo szybko zaczęła czytać treść tej strony. Niewiele z tego rozumiała, i wiedziała, że musi się wrócić do początku, ale nagle zatrzymała się nad kilkoma słowami. Pismo Leonarda było tu o wiele bardziej rozmazane, jakby pisał to w wielkim pośpiechu.
„…tak wiele jest jeszcze do zrobienia, ale choć nie mnie będzie dane pokonać Bestię, wierzę, że zrobiłem wszystko, by kiedyś znalazł się ktoś kto złamie tę potęgę. Najciemniejsza magia jaką powołano zniknie i świat obudzi się na nowo…”
Jo usiadła na łóżku, prawie strącając świecę, która już dogasała. Dziadek Marlow zginął w walce z wampirami. Wiedziała to i było to dla niej oczywiste. Ale może było coś jeszcze, o czym nie wiedziała ani Jo ani Agatha Carter? Czym była Bestia? Dziadek zginął cztery lata wcześniej. Czy „najciemniejsza magia” została pokonana? Czym była?!
Świeca wypaliła się i zgasła, dochodziła druga w nocy. Ale Jo już nie zasnęła i była pewna, że wielu następnych nocy sen również nie będzie jej towarzyszem.
*
Ministerstwo Magii pracowało na okrągło. Dawno nikt już nie widział pustek w tym gmachu, nawet w nocy i prawie nigdy nie zdarzało się, by zapadała tu cisza. Prawdopodobnie wszystko przez największego pracoholika w tym miejscu – nową Minister Magii.
- Naprawdę, Cam możesz już wracać do domu.. Och i ucałuj Lucy!
Carter spojrzał na przełożoną ze zmrużonymi oczami.
- Jest już późno, też powinnaś wracać do domu, Hermiono!
Machnęła ręką.
- Posiedzę jeszcze najdłużej dwadzieścia minut! A ty uciekaj!
Cameron zamierzał chyba protestować, ale wtedy rozległo się pukanie do drzwi i Hermiona poszła by je otworzyć.
- Co ty tu jeszcze robisz?! – zapytał rozzłoszczony Noel Raejack. Hermiona uniosła brwi najwyżej jak mogła.
- Przychodzisz do mojego gabinetu z nadzieją, że mnie nie zastaniesz?
Raejack wmaszerował do środka i obrzucił Camerona oburzonym spojrzeniem, a potem utkwił w Hermionie wzrok żądający natychmiastowych wyjaśnień.
- Od miesiąca nie wyszłaś stąd ani razu przed drugą w nocy! – oznajmił Raejack. Hermiona spojrzała w sufit.
- Przypominam ci, że to ty nabuntowałeś Harry’ego i obaj wrobiliście mnie w to stanowisko – powiedziała spokojnie. Cameron zachichotał i oboje skierowali na niego wzrok.
- Eee… tak, to ja już pójdę – mruknął rozbawiony – Rozumiem, że i ty nie zostaniesz tu zbyt długo…
- Oczywiście, że nie zostanie! – zapewnił go Noel.
Gdy zamknęły się drzwi za Carterem, Hermiona i porucznik rozpoczęli walkę na spojrzenia.
- Wysunęliśmy twoją kandydaturę, żebyś zajęła się najważniejszymi sprawami – powiedział Noel – nie, żebyś umarła z przepracowania!
- Och, przestań – jęknęła Hermiona opadając na krzesło. – Jak zrobię wszystko to wyjdę!
Raejack wpatrywał się w nią tak, że mimowolnie zaczęła zbierać swoje rzeczy do torebki.
- Właściwie przyszedłem w innej sprawie – powiedział lżejszym tonem. Hermiona utkwiła w nim bystre spojrzenie. – Wracam z rozmowy z Harrym. W Polsce trwają przygotowania do obrony przed Rosją. Zabieram tam część armii.
Hermiona wyglądała jakby nie wiedziała co powiedzieć. Bezwiednie podniosła się z miejsca, momentalnie smutniejąc. Bądź co bądź przyzwyczaiła się już do tego, że młody porucznik krzyczał na nią za każdym razem, gdy uznawał to za słuszne.
- Och… Kiedy?
- Za kilka dni, ale jutro wyjeżdżam do jednostki. Pomyślałem, że ostatni raz zmyję głowę Minister Magii za siedzenie po nocach w pracy!
Hermiona uśmiechnęła się krzywo.
- Musisz na siebie uważać! – powiedziała szybko, wychodząc zza biurka. – Bądź ostrożny, Noelu…
Poczuła dziwne szarpnięcie, gdy młody porucznik uśmiechnął się szeroko, ale było to uczucie, którego nie czuła tak długo, że kompletnie go nie zrozumiała.
- Wedle rozkazu! – Noel stanął na baczność i zasalutował jej, nie przestając się śmiać. Hermiona miała ochotę uścisnąć go na pożegnanie, ale nim rozprawiła się z myślą, że nie do końca wypada Minister Magii ściskać wojskowego porucznika, znowu rozległ się stukot do drzwi. Raejack odwrócił się, by je otworzyć, a Hermiona poczuła jeszcze większą konsternację.
- Dobry wieczór, och, Noelu, to ty!
W drzwiach stała Astoria Malfoy.
- As!!! – Hermiona zerwała się z miejsca. – Co tu robisz?
Pani Malfoy zrobiła tylko krzywą minę. Noel odwrócił się w stronę Hermiony.
- Do zobaczenia za jakiś czas. Nie pracuj już za dużo…
Okej, teraz to już czuła się jak nastolatka.
- Nie będę… - bąknęła.
Noel uśmiechnął się serdecznie i pomachał jej, a potem kiwnął Astorii i wyszedł z gabinetu.
- Fajny facet – stwierdziła Astoria, budząc Hermionę z zamyślenia.
- Och, tak, całkiem sympatyczny. Co tu robisz? – zapytała, w końcu zdumiewając się dostatecznie tą sytuacją.
Astoria rozejrzała się czujnie po gabinecie, jakby nie do końca była pewna swojego przyjścia tutaj.
- Wracam z… W każdym razie – poprawiła się szybko. – Pomyślałam, że mogę jeszcze cię zastać, podobno siedzisz w ministerstwie po nocach… Mam prośbę, Hermiono.
Hermiona uniosła brwi.
- Chodzi o Raphaela Alexandra – wyjaśniła szybko Astoria. – Wiesz, że Draco wciąż go szuka. - Hermiona skinęła tylko głową. – Chyba go znalazłam.
- Co?! Jak to to ty go znalazłaś?
Astoria przestąpiła z nogi na nogę.
- Szukałam go od dawna i dzisiaj chyba udało mi się namierzyć jego kryjówkę.
- Ale nie powiedziałaś o tym swojemu mężowi? – zapytała potępiająco Hermiona. Astoria pokręciła głową.
- Draco nie myśli racjonalne, jest tak bardzo wściekły…
- Trudno mu się dziwić – wtrąciła delikatnie Hermiona. – Alexander prawie cię zabił i jest odpowiedzialny za to co przydarzyło się Scorpiusowi.
Astoria kiwnęła głową.
- Ale przez to Draco nie myśli normalnie. Pali go zemsta i boję się, że go zgubi. Odmówił Harry’emu, gdy zaproponował mu oddelegowanie kilku aurorów do pomocy. Draco chce znaleźć Alexandra sam a nie mam najmniejszych wątpliwości, że to się źle skończy.
- Znalazłaś go?
- Wpadłam na jego ślad – powiedziała Astoria. – Wiem kto może mnie do niego zaprowadzić.
- Jaką masz prośbę do mnie? – zapytała uprzejmie Hermiona.
- Powiem ci wszystko co wiem, a ty wyślesz tam ludzi. Nie mogę pozwolić, żeby Draco stało się to samo co Scorpiusowi.
Hermiona milczała przez chwilę, a potem skinęła głową i wskazała jej krzesło. Astoria wciąż oddychając ciężko usiadła i zaczęła mówić.
*
Scorpius siedział nad wykresami do Quidditcha, przy zapalonej świecy i przecierał oczy. Teraz męczyły się dużo częściej, wrażliwe na jaskrawe światło. Usłyszał szmer za drzwiami i ciche pukanie. Zmrużył oczy. Miał wielką nadzieję, że to nie Carter ani Potter. Ewentualnie zniesie jeszcze Blake’a, albo Elizabeth.
Ale to nie było żadne z nich. W drzwiach stała Rose.
- Cześć – powiedział zdumiony. Nie rozmawiali od tygodnia…
- Mogę wejść?
Przepuścił ją w drzwiach.
- Przyszłam, żeby ci coś powiedzieć – oznajmiła Rose, zatrzymując się po środku pokoju.
Scorpius poczuł strach. Wiedział, że jest jej ciężko i był prawie pewny, że za chwilę usłyszy po prostu, że ma dość.
- Kocham cię – podniósł na nią wzrok, który przypominał wzrok zranionego szczeniaczka i Rose aż drgnęło serce na ten widok, ale wiedziała, że nie może się rozpraszać i musi mówić dalej. – Kocham cię, Scor i nawet jak zachowujesz się jak ostatni kretyn, to niczego nie zmienia. Ale nie umiem ci pomóc i to jest najgorsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Nie chcesz mnie przy sobie – nie będzie mnie. Ale musisz wiedzieć, że cię kocham i, że to się nie zmieni, nawet jeśli stwierdzisz, że mnie nie chcesz.
Patrzył na nią z czymś, co nie mogło być tylko refleksem na światło świecy. I czuł się tak, jakby wszedł do wanny pełnej gorącej wody z bąbelkami.
- Jesteś… jesteś cudowna, Rose.
Uśmiechnęła się. Wiedziała, że nie może jeszcze podejść, że on sobie tego nie życzy. Ale to i tak było coś. Stali naprzeciw siebie długą chwilę, po prostu się w siebie wpatrując. W końcu Rose kiwnęła głową i skierowała się do drzwi. Scorpius poczuł palącą potrzebę zatrzymania jej, ale nie umiał tego zrobić. Drzwi zamknęły się za Rose, a on mimo wielkiej konsternacji, która nim targnęła poczuł, że ognisty supeł w jego żołądku nieco się rozluźnił.
Następnego dnia też czuł się lepiej. Myjąc twarz w łazience spojrzał nawet w lustro. Zjadł śniadanie z Elizabeth i w nienajgorszym nastroju wychodził na pierwszy trening Quidditcha tego roku. Lekarze zalecali mu taką aktywność i był z tego zadowolony.
W połowie drogi na stadion zdał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Połowa jego drużyny była już w powietrzu i najwyraźniej zaczęła już trenować. Wypatrzył Blake’a, który dopiero wychodził z szatni i też spoglądał w górę ze zdumieniem.
- HYDE!!! – ryknął Scorpius. Obrońca Ślizgonów spojrzał na niego z góry, zatrzymał swoją miotłę i beztrosko zleciał na dół.
- Tak?
- Czemu zaczęliście sami? – zapytał Scorpius, podczas gdy Blake już biegł w jego stronę a reszta drużyny zawisła w powietrzu, przyglądając się im z zaciekawieniem. Kirk Hyde wzruszył ramionami.
- Była ładna pogoda – powiedział, patrząc na Malfoya wyzywająco.
- Nie zaczyna się treningu bez kapitana – warknął Blake, stając obok Scorpiusa. Hyde zacmokał.
- Taaak… a propos tego, nie sądzę, żebyś był najlepszy na tym stanowisku w obecnej chwili.
Scorpius mimowolnie cały się spiął, a Blake szybko położył mu rękę na ramieniu.
- Chcesz coś dodać, Hyde? – wycedził Scorpius, patrząc na niego ze wstrętem.
- Och, tak – powiedział szybko Kirk. – Podobno większa część twojego ciała jest w takim stanie jak twoja głowa. Nie sądzę, żebyś dał sobie radę w rozgrywkach.
Nim Scorpius zdążył mu odpowiedzieć, reszta drużyny, na czele z Emmą zleciała na ziemię i dołączyła do ich małego zbiegowiska.
- To nie tak! – zawołała Emma, patrząc przepraszająco na Scorpiusa. – Hyde powiedział nam, że się spóźnisz!
Scorpius łypnął na niego groźnie.
- Widzę, że masz ze mną poważny problem…
- Owszem! – zawołał Kirk. – Nie jesteś w pełni sprawny, nie możesz być dłużej kapitanem drużyny!
Blake warknął głucho a Emma z oburzeniem trzepnęła Hyde’a w ramię, ale reszta drużyny wbiła wzrok w ziemię i zaczęła mamrotać coś o racjach Kirka.
- Świetnie – rzucił Scorpius, robiąc krok w tył. Blake natychmiast się wściekł.
- Co ty robisz?! – zawołał do przyjaciela. – Zamierzasz odejść, bo ten pajac ci tak powiedział?!
Scorpius miał tylko sekundę. Jeszcze wczoraj wróciłby do zamku, połamał miotłę i zamknął się w swoim dormitorium, albo i wrócił do myśli, że powinien opuścić Hogwart.
Całą drużyna przyglądała się w napięciu jak Scorpius przekłada miotłę w rękach, a potem przerzuca przez nią nogę i mocno odbija się od ziemi.
- Ty i ja! – zawołał do Hyde’a z powietrza. – Ścigamy się do słupków i pomiędzy nimi.
Hyde prychnął tylko z rozbawieniem, a potem przerzucił nogę przez miotłę i wzbił się na wysokość Scorpiusa.
Drużyna Ślizgonów patrzyła z niepokojem na swojego kapitana i obrońcę, a jednocześnie byli ciekawi jak potoczy się wyścig. Scorpius i Kirk ustawili się koło siebie, a potem jeden ze ścigających krzyknął „Start!” i ruszyli.
Nie było wątpliwości kto był lepszy już od początku. Scorpius wyprzedzał go o pół długości miotły i pierwszy dotarł do słupków, a potem bez problemu przeleciał pomiędzy nimi i wylądował na ziemi o tyle wcześniej, by móc jeszcze przybrać zniecierpliwioną pozę, nim Hyde doleciał do niego. Rozległy się brawa, a Blake zaczął szyderczo gwizdać.
- To jeszcze niczego nie dowodzi! – krzyczał Kirk, ciskając miotłą o glebę. – Jesteś…!
- Wystarczy! – zawołała Emma. – Scorpius na pewno rozmawiał z lekarzami o tym czy może grać, i jeśli tu jest oznacza, że wszystko w porządku! Był od ciebie lepszy, zresztą jak zwykle, więc albo się zamkniesz, albo powtórzymy sprawdziany na obrońcę!
Reszta drużyny głośno ją poparła. Hyde wykrzywił się i splunął. Blake patrzył na Scora ze strachem, jakby bał się, że Malfoy może jeszcze zrobić coś nieprzewidzianego. Ale Scorpius stanął tylko twarzą do drużyny i powiedział chłodno:
- Zaczynamy na mój znak...
*
Ciasny bar na wybrzeżu tętnił życiem. Louis poprawił kaptur i upił łyk piwa. Od dłuższej chwili przyglądał się Forly’emu. Starszy pan był już widocznie w radosnym nastroju, kończąc kolejnego drinka.
Drzwi baru otworzyły się i weszło kilka osób. Dwie z nich ruszyły do baru, a trzecia, która chyba przyszła sama rozejrzała się i zajęła miejsce w kącie sali. Louis nie widział jej twarzy, bo podobnie jak on skrywała się pod kapturem. Natychmiast przestał obserwować Forly’ego a wpatrzył w kobietę w kącie. Coś mu podpowiadało, że ma takie samo zadanie jak on i… nie pomylił się. Tajemnicza przybyszka usadowiła się bokiem do reszty sali, za to idealnie by móc obserwować starego czarodzieja.
Louis nie miał jak podejrzeć jej twarzy, ale wpadł mu do głowy pomysł.
- Kelner! – zwrócił się do mężczyzny za barem. – Czy może pan podać tamtej pani coś ode mnie? Skrzacie wino, albo… cokolwiek?
Cztery minuty później wychylił się cały, gdy kelner ruszył z jego zamówieniem w stronę kobiety. Zupełnie niespodziewająca się niczego drgnęła, gdy kelner coś do niej powiedział, a potem podniosła na niego głowę, tak, że Louis mógł zobaczyć jej twarz.
Jakby poraził go prąd. Nie wiedział, kiedy podniósł się z miejsca, ale nagle stwierdził, że stoi po środku sali, przerażony i zdumiony, wpatrując się w… Leah.
Zerwał się jak porażony i ruszył w jej stronę prawie przewracając krzesła. A potem z hukiem odciągnął jedno przy jej stoliku i opadł na nie.
Leah krzyknęła.
- Louis!!!
Uniósł wysoko brwi. Jak bardzo jej nienawidził…
- Robota? – zapytał z drwiną. Leah na przemian otwierała i zamykała usta. Wyglądała jakby nie mogła się na niego napatrzeć.
- Lou… Nie widziałam cię od…
- Od czasu śmierci bardzo wielu osób – odparł bezlitośnie. Nie spuściła wzroku, co więcej patrzyła na niego tak, że zaczynał zapominać za co jej nienawidzi, więc szybko się odezwał:
- Widzę, że nie próżnujesz. Sir Steven bardzo ci ufa, co?
Chyba go nie słuchała.
- Ciągle o tobie myślę.
Jego wargi zadrgały.
- Chcesz mnie dopisać do swojej listy ofiar? – zapytał. Leah tylko westchnęła.
- Nawet nie wiesz…
Wystarczyło. Nie miał siły tego słuchać. I tak nie potrafił się wyleczyć, a teraz w ogóle już sobie tego nie wyobrażał. Odwrócił się przez ramię i zobaczył, że Forly wstał i zbierał się do wyjścia. Louis też się podniósł.
- Miałaś dzisiaj szczęście – powiedział jeszcze do Leah. – Następnym razem trafisz prosto w ręce Wizengamotu.
Leah nie zdawała się przejmować jego groźbą.
- Następnym razem mogę nie wytrzymać twojej obecności. Jak cię nie ma łatwiej mi sobie wyobrażać, że nigdy nie wyszliśmy z twojego dormitorium…
Jego serce najpierw skurczyło się, by za chwilę eksplodować. Takie właśnie miał wrażenie. Zamknął oczy i odwrócił się, a potem wyszedł. Padał deszcz i ucieszył się z tego. Może spłucze z niego choć odrobinę tej tragicznej miłości.
*
Jesse mył zęby diablo z siebie zadowolony.
- Jesteś pewien? – prawie podskoczył. W jego łazience właśnie pojawiła się Jo.
- Czy jest jakieś miejsce, do którego masz opory wejść?
- Drzwi były otwarte – powiedziała obojętnie. – I słyszałam, że myjesz zęby, nieważne… Jesteś pewien, że wiesz co robić?
Jesse wyjął szczoteczkę z ust i posłał jej czarujący uśmiech.
- Przekonam ją, żeby do mnie wróciła. Tak, wiem co robić!
Jo skinęła głową, a potem podeszła do niego i ku jego zdumieniu zabrała mu szczoteczkę, a potem wbiła mu ją w żebro.
- Jak ją znowu skrzywdzisz, połamię na kawałeczki to co czyni cię czarodziejem!
Jesse uniósł brwi.
- Różdżkę?
- Nie. Twoje jaja!
I wyszła.
Przez całą drogę do Hogsmeade cieszył się jak małe dziecko. Zresztą od kiedy Dakota napisała mu, że się z nim w końcu spotka, cieszył się jak głupi.
Czekała przed Trzema Miotłami, a jemu serce zabiło szybciej na ten widok. Prawie zapomniał jaka była śliczna.
- Cześć! – powiedziała trochę nerwowo. Jemu dla odmiany głos uwiązł w gardle i gdy podszedł zdołał tylko wybełkotać coś niezrozumiałego i pocałował ją w rękę. Dakota uniosła wysoko brwi.
- Wejdziemy?
Zajęli miejsca i zamówili piwo, a Jesse powoli odzyskiwał panowanie nad sobą.
- Wyglądasz… Specjalnie jesteś dziś taka ładna?
Dakota parsknęła mimowolnie śmiechem.
- Zrobiłabym wszystko na złość tobie.
- Ja też cię uwielbiam – powiedział nieprzytomnie, a Dakota wzniosła oczy do nieba. Ale wydawała się mniej zła niż ostatnio i patrzyła też na niego inaczej.
- Co tam w Hogwarcie, słyszałam, że uczy was ta okropna dziennikarka, Skeeter?
Jesse machnął ze zniecierpliwieniem ręką.
- Jo ma z nią małą wojnę – odparł obojętnie. – Jak twoje szkolenie?
- Och, jest dość ciężko. Odpadło już sporo osób, ale jakoś sobie radzę.
- Nie wątpię – wtrącił Jesse. – Jesteś królową kujonów.
- Co?! – zawołała wściekle. – Ja…
- Cholernie tęskniłem – przerwał jej, gdy tylko się zapowietrzyła, a potem nachylił się do niej przez stolik i chwycił ją za rękę. – Scott, musisz mi w końcu wybaczyć!
Dakota przyglądała się chwilę ich złączonym dłoniom, a potem wzięła głęboki oddech.
- Jesse, wiesz, że zgodziłam się na to spotkanie…
- …randkę – powiedział szybko.
- SPOTKANIE, tylko dlatego, że chciałeś rzucić szkołę. Nic się nie zmieniło.
Jesse zamilkł. Zabrał swoją rękę i upił łyk piwa.
- W porządku.
- W porządku? – powtórzyła wyraźnie zaskoczona.
- Tak. Rozumiem słowo „nie”. A od ciebie słyszę je po raz dwutysięczny. W porządku.
- Och… - wyrwało się jej. – To wspaniale.
Siedzieli chwilę w ciszy, potem wymienili kilka zdawkowych uwag i w końcu oboje zgodzili się, że pora wracać.
Wyszli na zewnątrz i owiał ich chłodny wiatr.
- Mogę się stąd teleportować… - powiedziała Dakota, a Jesse skinął jej głową na zgodę.
- Dziękuję za to spotkanie – rzekł jeszcze. Dakota uśmiechnęła się trochę smutno, obrzuciła go jeszcze ciepłym spojrzeniem, i odwróciła się.
- Och, zapomniałbym… – mruknął Jesse.
Zrobił jeden krok w jej kierunku, obrócił ją do siebie, a potem przyciągnął tak szybko, że pisnęła.
- Zapomniałbym, że nie dam ci odejść.
I znowu całowali się tak jak wtedy w Gryffindorze. Jesse trzymał ją, jakby bał się, że zechce się wyrwać, ale Dakota chyba nie miała takiego zamiaru. Przywarli do siebie mocno i w napięciu pełnym gorącego pożądania całowali się na ciemnej ulicy. Jesse oderwał się od niej tylko na moment i zjechał niżej, nie odrywając ust od jej skóry aż dotarł do obojczyka. Dakota chyba zapomniała o tym, że powinna się stąd natychmiast teleportować i zamiast tego oddychała szybko, oddając się tej chwili. Odzyskali oddech i wydawało się, że ktoś z nich za chwilę coś powie. Ale zbyt dobrze wiedzieli, że wtedy wszystko pryśnie. Bez słowa wrócili do pocałunków.
Btw. to jest ujęcie, po którym absolutnie i na zawsze zakochałam się w tym aktorze, mimo, że było to tysiąc lat temu :)
Znalazłam błąd. Zamiast "ckliwy" powinno być "wspaniały" :P
OdpowiedzUsuńElizabeth - plus 100 do zajebistości (znowu!)
James - minus (na razie) 50, ale może być więcej jeśli następny list będzie tak samo suchy.
Jo, wiedziałam, że znajdzie sobie robotę! Ten fragment z dziennika czytałam 3 razy, bo wiem, że jest tam coś ważnego, prawda? Czekam niecierpliwie na następny!
Ile lat ma Raejack? Zresztą, nieważne. On i Hermiona są miodem na moje serce, serio kocham im, serio, bardzo :D
Leah! Jak mnie zaskoczyła i swoją obecnością i postawą! Ona go kocha! Och, to jest piękne i oni muszą być razem.
A Jesse i Dakota, cóż... fantastyczny pocałunek i boski gif :P
Pozdrawiam Cię ciepło! :)
Haha :D
UsuńDziennik dziadka na pewno jest cenny dla Jo.
Raejack jest jakieś 6 lat młodszy od Hermiony :P
Dziękuję, też pozdrawiam! :)
Na wstępie przepraszam, że ostatnio nic nie napisałam. Porządny komentarz pojawi się jak tylko będę miała chwile (to będzie pierwsze co zrobie po otworzeniu laptopa). Teraz tylko powiem, że gadasz głupoty, bo rozdział jest świetny, według mnie nawet lepszy niż poprzedni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Miałam zamiar skomentować od razu oba rozdziały, ale jednak jakoś mi bardziej pasuje dodać dwa komentarz haha ;)
UsuńCo do 58 to straasznie mi się podobał, czytanie tego było jedną z lepszych rzeczy jakie mi się ostatnio przytrafiły.
Hermiona i Noel!! Na początku pomyślałam 'No nie', ale później ' O tak'. Nawet jeżeli nie masz zamiaru tego bardziej rozwijać, Chociaż mam nadzieję, że masz. Proszę, miej.
Polubiłam Elizabeth, chociaż sama się sobie dziwie. Jest jaka jest, ale dzięki temu nie jest nudna. No i nie ukrywajmy, miała racje w tym, co powiedziała Rose. Red potrzebowała kopniaka, żeby nie narobiło się gorzej między nią i Scorem.
Rospius jest cudowny, nawet jak nie jest między nimi cudownie. Z resztą widać, że Scorpius pomału wraca do siebie i dobrze.
Co do listu Jamesa, to poczekam, aż coś się bardziej rozwinie, bo przecież to na razie jeden taki dziwny list.
Za to Jo nareszcie czyta dziennik, jeeej. Niech Bestia zje Hurrlingtona i Ankdala,
Jesse i Dakota - nareszcie, nareszcie, nareszcie. Mam nadzieję, że po prostu przestaną się odzywać, żeby nic nie prysło.
No i Leah i Lou. Ta ich dziwna relacja jest piękna. Nawet jak nie będą ze sobą, a nie wiem czy powinni być. Lubię o nich czytać.
Hahahha, świetny komentarz a propos Dakoty i Jessiego - masz rację, gdyby mniej mówili, byłoby im znacznie łatwiej! :)
Usuńjejku juz taki malutki postęp Rose i Scora, mam nadzieje ze juz bedzie bardzo oki następnym razem!!<3
OdpowiedzUsuńJames mógł napisac jakies kocham cie czy cos prawda?? wydaje mi sie ze jest w tym jakiś ukryty cel ze nie napisał ale idk XDD
Elizabeth dała Rose do zrozumienia to co trzeba było, wreszcie!:D
Noel(?) i Hermiona byli by fajna para, hahah
Leah moze jeszcze cos do Louisa czuje?:o
zycze duzo weny i czekam na mn<3
Kiedy zobaczyłam, że dodałaś rozdział, czym prędzej pobiegłam po sorbet truskawkowy, który czekał właśnie na tę okazję. Pomijam fakt, że jest zamrożony i twardy jak skała. W końcu coś się dzieje między rodziną Malfoy. Myślałam, że zwariuję bez ich małżeńskich kłótni i nieporadnych wyznań miłosnych. Jeżeli James będzie miał jakiekolwiek wątpliwości co to tego, że kocha Jo to mu nogi z dup.. z pośladków wyrwę i dam tym wampirom dziadka Jo na pożarcie. Czym jest bestia?! Ty mnie kiedyś do załamania nerwowego doprowadzisz, bo wiem, że poleje się krew i WCALE mi się to nie podoba. W ogóle. Wróciła jedna z moich ukochanych postaci! Leah! Leah! Leah! I Louis... Tutaj nie mogę się nawet domyślić co wymyślisz, bo boję się twoich pomysłów. Czekam na starcie Riva versus Jo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
An.
Mam nadzieję, że nie masz anginy po sorbecie? :P
UsuńDziennik ma 400 stron, ale ileż będzie wskazówek czym jest bestia! :P
Rita i Jo w następnym rozdziale! :)
Bohaterka rozdzialu jest Elizabeth. Fragment 'Teraz Rose się skrzywiła.
OdpowiedzUsuń- Naprawdę nie jestem w nastroju…
- Ty? – zapytała gniewnie Cambell. – Och, tak, to ty prawie umarłaś ratując swoją matkę!' jest fantastyczny. I ta ironia! ♥ hahah.
Ciesze sie ze Rospius zrobili kroczek w przod.
Dziennik dziadka Jo staje sie coraz wieksza zagadka. Juz nie moge sie doczekac rozwiniecia tego watku.
Nie wiem dlaczego ale ten list od Jamesa wydawal mi sie byc tak naprawde nienapisany przez niego. Taki suchy i krotki. Ale to tylko moje odczucia.
Jesse i Dakota... jestem zawiedziona. Jest tyle osob ktore czekalo na taki obrot sprawy a ja zywolam szczere nadzieje ze jednak bedzie inaczej ze ona mu nie wybaczy i NA PEWNO nie beda sie obsciskiwac co doprowadzi do ich powrotu do siebie.
Leah mnie zaskoczyla. Sadzilam ze sie pogodIla z tym wszystkim. Ba ze jej sie podoba praca dla Ankdala a to Lou jest tym ktoremu bardziej zalezy. Plus dla Leander.
Ciekawia mnie dalsze losy Alexandra i czy Draco dowie sie o.umowie As i Hermiony i o tym co wie pani Malofoy.
No i Noel. Byliby niezla para z pania minister chociaz nie podobaja mi sie pary w ktorych facet jest mlodszy.
Wiem ze chaotycznie nic nie po kolei no.ale trudno. Wazne ze rozdzial byl fajny. Masz racje ckliwy ale nie tak bardzo jak uwazasz.
Pozdrawiam weny i do nastepnego - Lilka.
Ps Jesteś najlepszym lekiem na złe samopoczucie!
UsuńList był od Jamesa, zapewniam :/
UsuńA Jesse i Dakota nie wrócili do siebie, i ona bynajmniej mu nie wybaczyła. Po prostu starałam się wczuć w jej sytuację i wydaje mi się, że ona nie potrafi sie odkochać...
Ach, ja na przykład uwielbiam pary, w których facet jest młodszy :P
Dzięki! :)
To współczuję Jo, a James ma u mnie wielkiego minusa.
UsuńKażdy ma inne poglądy, ale to zależy też od tego jaki jest facet i jaka dziewczyna.
Nie ma za co!
Przepraszam za nieodpisanie na Twoje zapytanie, ale czekałam na nowy transfer danych. Już jest, tak jak nowy rozdział, więc nie będę się już cofać do poprzedniego.
OdpowiedzUsuńRose i Scorpius - nareszcie coś drgnęło w dobrą stronę.
Elizabeth - cieszę się, że to ona była tym impulsem do działania dla Rose. Pisałaś, że Elizabeth się nie zmieni. Ona już jest inna. Tamta Cambell nigdy nie zniżyła by się do tego, żeby pomóc innym. Nie te progi.
Hermiona - praca do późna? Dopóki nie skończy? Cała ona. Już jak ona doprowadzi ministerstwo do ładu to pracownicy będą śmigać jak w zegarku.
Jo - trochę mi jej szkoda. Wypatruje informacji od długiego czasu, a kiedy dostaje sowę czuje się rozczarowana. Ani jednego słowa bezpośrednio do niej. Pozdrowić Ala i Rose. A buziak dla niej? Przecież dała by go swojemu odbiciu ;)
Louis - ... chodź do mnie. Pozwól, że cię przytulę i ukoję złamane serduszko... :D
Leah - czułam, że dostanie takie samo zadanie jak Lou. Słowa które wypowiedziała w barze sprawiły, że dostaje odemnie szansę, aby naprawić to co mogło by być pomiędzy nią a Weasleyem.
Dziennik dziadka - coś czuję, że nasza paczka będzie miała zajęcie na ostatni rok w Hogwarcie. Niewiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ten nauczyciel Mortimer i dziadek Jo się znali. Ot tak sobie to umyśliłam. Wkońcu obaj starzy, jeden był łowcą, a drugi uczy OPCM. Jakieś doświadczenie musi przecież mieć, więc...
Jesse - zaskoczył mnie. Ta zmiana taktyki. Ale podziałało. Liczy się skutek jaki odniósł, a mianowicie jedno spotkanie "ala randka" zamieni się na pewno w kolejne.
MiMiK i ośmio miesięczna Marysia ;)
Ps. A, nie. Dziś nie ma ps. :D
Masz rację, Elizabeth się zmieniła. Pewnie chodziło mi o to, że nigdy nie będzie zbyt ciepła i przyjaźnie nastawiona do świata, ale fakt, teraz inaczej podchodzi do ludzi :)
UsuńPowiedzmy, że Mortimer nie jest tylko starszym nudziarzem :P
Ucałuj swoją córeczkę, która swoją drogą jest od teraz honorową "czytelniczką" GGG i zdecydowanie muszę coś dla niej wymyślić! :)
:)
Może i rozdzial jest momentami ckliwy... ale jest ckliwy w najwspanialszy z możliwych sposobów! :)
OdpowiedzUsuńWyjec Jamesa jest najwspanialszym momentem! Czy mi się wydaje czy między Jamesem a Jo zaraz zacznie się psuć?
Nawet nie wyobrażasz sobie mojej radiści gdy Rose poszła do Scora:)
Poza tym wiedziałam że Scorpius się nie podda bo jest zbyt silną osobą a ten Kirk (tak się nazywa?) nie dorasta mu do pięt!
Bardzo zaciekawił mnie dziennik dziadka Jo.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)))
Pozdrawiam serdecznie i życzę dodużo weny :)
Myślę, że Jomesa czeka poważny sprawdzian :)
Usuń:)
Ckliwy, nie ckliwy, mi się rozdział podobał :D
OdpowiedzUsuńCoraz to bardziej i bardziej lubię Elizabeth, widać, że martwi się o Scora i chce dla niego dobrze. Dobrze, że zdecydowała się porozmawiać z Rose, mimo, że nie pała do niej wielką sympatią :)
James i taki poważny list.. To takie dziwne po tym co odstawił z piosenką. Ale może faktycznie ma dużo do roboty.
Bestia? Czyli widać, że kolejna zagadka do rozwiązania dla Jo. Przynajmniej będzie miała jakieś ciekawe zajęcie :D Ciekawi mnie czy ma to powiązanie z tym co się teraz u nich dzieje na świecie.
Hermiona, jak to Hermiona nie odpuści sobie w pracy :D Z jednej strony mogłaby być z Raejackiem, a z drugiej trudno mi wyobrazić ją sobie z kimś innym niż Ron czy Harry.
Co do Alexandra, mam nadzieję, że go znajdą, złapią i wsadzą do Azkabanu na dożywocie. Wyrządził tyle szkód...
Super, że Rose zdecydowała się na rozmowę ze Scorpiusem. Zrobili krok do przodu, to zawsze coś :)
A sam Scor pokazał, że nie jest jakąś ofiarą. Wręcz przeciwnie, pokazał na co go stać, jest świetnym kapitanem.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :))
Zdecydowanie dziennik dziadka może mieć wpływ na to co dzieje się obecnie w świecie czarodziejów . Ale o tym ciiii :P
UsuńJedyne co mogę teraz powiedzieć o Hermionie, że nie wyobrażam sobie, by nawet na koniec tej częsci była w jakimkolwiek związku.
:)
To trzecie podejście do napisania składanego komentarza, więc mam nadzieję, że teraz coś z tego wyniknie :/
OdpowiedzUsuńDziennik dziennikiem, ale dla mnie intrygą roku zostaje śledztwo As i jak na to zareaguje Draco...
Przepraszam, ale co do stu tysięcy kilogramów zjęczałych oczu traszek odstawia James?! "Pozdrawiam, James" to może odpisać McGonagall kiedy go zaprasza na herbatkę!
Scorpius i Rose. To dla nich bardzo ciężki okres, ale coś drgnęło :)
Mało Ala i Scar, ale Jesse i Dakota rekompensują wszystko ^^
A, i Hermiona. Ona i Noel? Hmm, zobaczymy cobz tego wyniknie. Pozdrawiam
~ Mała Mi
Chyba mi się podoba. Chyba bardzo. ;)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się ze Elizabeth kiedykolwiek odbędzie powazna rozmowę z Rose. I że to ona bedzie chciała naprawiać związek Scora i Red. Chyba coraz bardziej ja lubię .
U Rose i Scorpiusa nareszcie coś drgnęło. Juz zaczynałam się martwic.. A Hyde jest głupim cwelem :D
Zaintrygował mnie dziennik dziadka Jo i ta Bestia. Chyba Jo bedzie miała zajecie
Raejack i Hermiona .. Coś jest na rzeczy i bardzo mi się to podoba ;)
Wiedziałam ze tą kobietą w barze bedzie Leah. Biedny Lou. Kiedy mu się zacznie układać w końcu ?
Noo i Jesse i Dakota nareszciee. Bo chyba się juz pogodzili nie ?
Gif jest przee <3
Pozdrawiam
Wow... Tak dalej Rose nie poddawaj sie :D
OdpowiedzUsuńCo on sobie myslal, ze Scor tak latwo da sie pokonac?? Haloo to jest Malfoy!!
Leah znowu pojawia sie w najmniej przeze mnie oczekiwanym momencie :D biedny Lou :/
James co sie z toba dzieje?? Gdzie jest TEN James, ktorego tak.lubilam?? To do niego nie podobne..
Oo Miona zostala Ministrem i juz sie biedaczka przepracowuje, ona jest uzalezniona od pracy, powinnas ja wyslac na urlop czy cos :D no.ale coz takie czasy :)
Reajack i Hermiona..hmm moze byc ciekawie :D
Dakota i Jesse niech oni sie w koncu pogodza :D
Rose i Scor nareszcie. Kocham ten moment. Czytałam go z dziesięć razy. :*
OdpowiedzUsuń" Ale to nie było żadne z nich. W drzwiach stała Rose.
- Cześć – powiedział zdumiony. Nie rozmawiali od tygodnia…
- Mogę wejść?
Przepuścił ją w drzwiach.
- Przyszłam, żeby ci coś powiedzieć – oznajmiła Rose, zatrzymując się po środku pokoju.
Scorpius poczuł strach. Wiedział, że jest jej ciężko i był prawie pewny, że za chwilę usłyszy po prostu, że ma dość.
- Kocham cię – podniósł na nią wzrok, który przypominał wzrok zranionego szczeniaczka i Rose aż drgnęło serce na ten widok, ale wiedziała, że nie może się rozpraszać i musi mówić dalej. – Kocham cię, Scor i nawet jak zachowujesz się jak ostatni kretyn, to niczego nie zmienia. Ale nie umiem ci pomóc i to jest najgorsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Nie chcesz mnie przy sobie – nie będzie mnie. Ale musisz wiedzieć, że cię kocham i, że to się nie zmieni, nawet jeśli stwierdzisz, że mnie nie chcesz."
Leah kocha Louisa ! Oooo ! <3 James jakiś taki mało Jemes'owaty (?).
Nie umiem pisać więc kończę. Czekam na następny ! :)
Pozdrawiam :D
Jak napisać długi komentarz? Wkleić pól rozdziału. Sprytnie:p
UsuńPolecam napisanie tego co się myśli, a nie wieczne marudzenie, że się nie umie pisać :P
Z rozdziału na rozdział coraz bardziej uwielbiam Elizabeth. Rany, ta dziewczyna jest świetna!
OdpowiedzUsuńWpis z dziennika dziadka Jo jest wspaniały. W ogóle już myślałam, że nie będzie żadnych nawiązań do łowców i prawie się z tym pogodziłam, a tutaj takie zaskoczenie! Zaczęłam się szczerzyć jak głupi do sera (czy jak to się mówi), kiedy czytałam ten fragment! Genialnie Ci to wyszło!
Ze Scorpiusem jest już chyba coraz lepiej. Znaczy... fragmenty z nim nie łamią mi już serca.
Leah/Louis - kurcze, szkoda mi ich. Ciekawe czy uda im się być razem. Mam nadzieję. Chociaż właśnie naszła mnie dziwna, okrutna wizja, w której Louis przypadkowo zabija Leah. X'DD
No i Dakota/Jesse. Jak już chyba pisałam - zaczęłam im kibicować dopiero po ich rozstaniu. Cieszę się, że się pocałowali, ale coś czuję, że jednak nic z tego nie będzie.
Pozdrawiam, LS
PS: Kurcze, muszę się w końcu nauczyć pisać komentarze zaraz po przeczytaniu rozdziału (tak jak kiedyś), bo później nie wiem co w tych komentarzach napisać.
Pisanie na telefonie i jednocześnie próby zatamowania potoku z nosa to trudne zadanie. (Obawiam się, że to zdanie jest beznadziejnie i żałośnie skonstruowane.) Chyba cały komentarz taki będzie, ale jedziemy...
OdpowiedzUsuńZacznę od Elizabeth, której z początku nie lubiłam, o czym doskonale każdy wie, ale... Ale jej 'Jesteś... Jesteś starym wieprzem!', które do dzisiaj wspominam, odwróciło mój światopogląd do góry nogami. Jej rozmowa z Rose jeszcze bardziej mnie przekonała. Elizabeth jest bardzo spoczko... No cóż, kobieta zmienną jest.
Zabawię się w Trelawney...
/Widzę czarne chmury dla Jomesa!/
Pewnie mi nie wyszło, ale don't care.
Nawet nie będę zgadywać czym jest Bestia, a przynajmniej nie będę wyciągać tego na światło dzienne, ponieważ zazwyczaj jestem dalej niż prawie blisko.
Jesse i Dakota *szczerzy zęby*. Z nimi każdy fragment jest idealny.
Pozdrawiam ciepło,
Patrycja, która tym razem umiera na ból głowy.
:)
Elizabeth bierze sprawy w swoje i ręce i bardzo dobrze! James nie postarał się z tym listem,mam nadzieję,że następny nie będzie taki oschly. Nareszcie Dakota i Jessie! Z nimi rozdział od razu ciekawszy,i to spotkanie Leah i Louisa. Teraz tylko się zastanawiać czym jest bestia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Chyba zaczynam lubić Elizabeth. Rose nareszcie wzięła się w garść no i super powoli do przodu :) i Scor na treningu :* Mówiłam że Dakota zmięknie na spotkaniu :) oh tak strasznie polubiłam Louisa a on jest taki nieszczęśliwy :( i na koniec Hermiona i Noel mam nadzieję że będzie o nich coś więcej :) Mimi
OdpowiedzUsuńOkej. James jest dziwny. Rose pogadała ze Scorem. Jo dzieki dziennikowi znudzi się na śmierć. Jesse i Dakota!!!! Całowali się, czyli ona przynajmniej trochę mu wybaczyła! Super! Czyżby Hermiona się zakochała o.O? ?
OdpowiedzUsuńScorose sie polepsza, a scorpius sie ogarnia!! Jeee...
OdpowiedzUsuńElizabeth... Po niej się tego nie spodziewałam 😏
Dakota i Jesse... Hmm... 💖💖💖💖 Mają byc razem. A Leander chyba zaczyna rozumieć, co straciła..
Kobieto, jak Red i Scorp nie zaczną się mordować, to wiedz, że ja cię znajdę i zamorduje!
OdpowiedzUsuńLou i Leah wreszcie!
Jess i Dakota wygrali życie hahahah :D
Biedna Jo, James mnie wkuuuuurza ale i tak go kocham <3
Zaczynam coraz bardziej lubić Elizabeth :D
OdpowiedzUsuńDakota i Jesse...tyle czekałam na ten moment :) uwielbiam ich, trzymam kciuki, żeby byli razem :)
Przeczuwam jakiś romans Hermiony :P
Właśnie polubiłam Elizabeth widać, że się dziewczyna zmieniła.
OdpowiedzUsuńWyznanie Rose <3 ( miło, że Elizabeth jej co nie co uświadomiła)
Scor brawo! Wreszcie dochodzi do siebie :D tak trzymać.
Zaintrygował mnie dziennik dziadka Jo także nie mogę się doczekać kolejnych wątków z nim związanych.
Hermiona jak zwykle pracowita ale czy ona i Noel coś ten tego później czy to tylko ja doszukuję się czegoś czego nie ma? :D
Mam nadzieje, że ten dupek co oparzył Scora dostanie za swoje.
Jesse nadal próbuje uzyskać przebaczenie Dakoty? Coś czuję, że właśnie mu się udało.
Leah ! :) brakowało mi jej ale Lou to niedługo chyba przez nią oszaleje.
Pozdrawiam
Carmen
Witam!
OdpowiedzUsuńSpotkanie Jessego i Dakoty było... i tak nie wybaczę sku*wysynowi! Nie ważne co zrobi, nie ważne jak się zachowa i tak mu nie wybaczę! I podzielam zdanie JO;
,, Jak ją znowu skrzywdzisz, połamię na kawałeczki to co czyni cię czarodziejem!
Jesse uniósł brwi.
- Różdżkę?
- Nie. Twoje jaja!" Może i jestem psychiczna, nienormalna, dziwna (podobnych słów w życiu nasłuchałam się dosyć dużo), ale nienawidzę, gdy facet zdradza swoją partnerkę, a potem prosi o wybaczenie. Jak dla mnie takie COŚ nie zasługuję na wybaczenie!
,,Elizabeth wyglądała, jakby bardzo chciała nią potrząsnąć, ale opanowała się, bo przecież nie znosiła dotykać ludzi." Współczuję jej przyszłemu facetowi :D
Przepraszam, że tak krótko, ale jeśli mam skomentować WSZYSTKIE rozdziały to chcę się wyrobić!
Selene Neomajni
Wow Elizabeth pomogła Rose. To już coś. A Red jakoś wydoroślała :D Jesse i Dakota ! <3 Dlaczego Leah jest po złej stronie ?! Ja ją uwielbiam! Louis ją kocha a ona sobie z Sir Steven'em trzyma ! No żal ! O co chodzi z tą bestią ? Coś z nią będzie prawda ?
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Dobrze, że Elizabeth pogadała z Rose :D
OdpowiedzUsuńHah Jesse z Dakotą jak zwykle się spisują ;D
Jakoś dalej nie mopgę się przekońać do Leah, choć lubię Louisa ;/
A co miał znaczyć ten lista Jamesa?! No ja wypraszam sobie takie listy :C
Mega ciekawi mnie ten wątek z dziennikiem :D
Ten Mortimer mi się kojarzy z Myszką Miki, gdzie był taki jeden co zarywał do Minnie i się nazywał tak samo, haha :3
OdpowiedzUsuńElizabeth pogadała z Red i może to i lepiej? Chociaż wg mnie to Scorpiusowi się należała pogadanka.
Ten dziennik też jest super sprawą. Czasami zastanawiam się czy ty to wszystko już masz napisane tylko że od ostatniego rozdziału, bo wszystko tak bardzo trzyma się kupy... :)
Ta Leah powoli zaczyna mnie denerwować, a przecież ją lubiałam... To zapewne jest sprawką Genialnej Autorki, która w kilku słowach może zmienić nastawienie czytelnika do danej osoby. :)
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
Podoba mi się przemiana Elizabeth. Lubię ją coraz bardziej. Scor zrobił mały krok w stronę normalności. Oby tak dalej. Hermiona i Noel... Serio... Jakoś nie jestem przekonana. Ale do Camerona i Lucy też na początku nie byłam, a teraz ich uwielbiam.
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi sie wateK Hermiony i Noela ;D i ona jest idealna na miejsce ministra magii!
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi sie watek Hermiony i Noela ;D i ona jest idealna na miejsce Ministra Magii!
OdpowiedzUsuń