Jakby ktoś szukał melodii do piosenki J. to niech sobie wyobrazi taki szybki swing :D
Po Transmutacji cały siódmy rok doznał nagle głębokiej potrzeby przewartościowania swojego życia i docenienia wszystkich nauczycieli, na których narzekali przez ostatnie lata. Ale nie mieli zbyt dużo czasu, by się nad sobą użalać, bo musieli pędzić na Obronę Przed Czarną Magią.
- Gorzej być nie może… - pocieszał wszystkich Al. Jo zmrużyła groźnie oczy.
- Kto powiedział, że było źle? – zapytała, ale nikt nie był na tyle głupi, by jej odpowiadać. – No, może Rita!
Rose zachichotała, a Jo ciągnęła:
- A nawet jeśli tego nie powiedziała to niedługo powie! Stara ropucha, objęła posadę, żeby nas wypytywać i bazgrać te swoje parszywe artykuły! Och, już ja jej dostarczę tematów. Pierwszy: „Jak Skeeter wyleciała z Hogwartu na kopniakach!”
Albus poklepał ją po plecach, a Jesse nachylił się do idącej koło niego Rose.
- Już współczuję Skeeter – westchnął. Rose znowu się roześmiała. Nagle idący przed nimi Scorpius zwolnił i obejrzał się przez ramię.
Byli już przy drzwiach klasy i zatrzymał się, czekając na nią.
- Cześć.
Red zmarszczyła czoło.
- Cześć.
- Jak… pierwszy dzień? – Rose patrzyła na niego z niedowierzaniem. Czy oni w ogóle jeszcze byli razem?
- Świetnie! – syknęła i stwierdzając, że nie wytrzyma ani jednego chłodnego spojrzenia więcej minęła go i wpadła do klasy.
Albus zatrzymał się i wpatrzył w Scorpiusa z mordem w oczach, ale Jo, która była tuż za nim, uderzyła go łokciem i wszedł do klasy. Scor spojrzał krótko na Jo i ruszył za nim.
W sali był już nauczyciel. Już na pierwszy rzut oka wiedzieli, że powtórki z Rity Skeeter na pewno nie będzie.
- Nie wiedziałem, że skamieliny mogą uczyć… - mruknął Jesse, zajmując miejsce koło Jo.
- Dzień dobry! – rozległ się skrzekliwy, słaby głos i wszyscy zaczęli wymieniać zaniepokojone spojrzenia.
Za katedrą siedział bardzo stary, siwobrody nauczyciel, który miał tak głębokie zmarszczki, że wyglądał jakby miał kilka warstw twarzy. Nawet, gdy się uśmiechał, mieli wrażenie, że bardzo się przy tym męczy.
- Nazywam się Wilhelm Mortimer – oznajmił profesor i zrobił przerwę na oddech. Rose mimowolnie obróciła się, by spojrzeć na Jo. – Zaczniemy razem długą podróż w krainę magii obronnej… - znowu przerwa.
- No, długa będzie na pewno… - mruknął Jesse.
Nim profesor zdołał się przedstawić i sprawdzić obecność, minęła połowa lekcji. Ale jeśli sądzili, że już przynajmniej druga część będzie praktyczna, srogo się mylili.
- Pozwólcie mi zatem… opowiedzieć wam… wspaniałą historię czarodzieja… który pokonał sabat czarownic… przy użyciu złamanej… różdżki – Mortimer tak się przy tym zasapał, że Clair, nowa prefekt naczelna po kryjomu wycelowała różdżką w okno, by je otworzyć.
- Nie, to się nie dzieje… - mamrotała Jo, leżąc na ławce, z głową ukrytą w ramionach. – Jest wojna, a oni nam przysyłają starego dziada od historyjek…
Jesse zerknął na profesora, ale widocznie był on też mocno przygłuchy, bo nawet nie spojrzał na Jo, która wcale nie mówiła zbyt cicho.
- Myślę… - mruknął do niej Jesse – że McGonagall miała spory problem ze znalezieniem nauczycieli. Większość ludzi chce walczyć w tej wojnie, po jednej albo drugiej stronie. W zeszłym roku wszyscy szukali w Hogwarcie schronu, bo bali się Hurrlingtona i Ankdala. Od kiedy dostali od nas po tyłkach w kwietniu, ludzie zobaczyli, że trzeba walczyć!
Głowa Jo bardzo powoli podnosiła się do jego poziomu.
- I to jest powód, żeby ten piernik opowiadał o połamanych różdżkach jakichś maminsynków?!
Jesse nie miał pojęcia co odpowiedzieć.
Poziom frustracji siódmej klasy po drugiej lekcji sięgał zenitu i gdy szli na Eliksiry wyglądali jak wściekły garnizon.
- Co macie takie miny? – zapytała Scarlett, która już czekała na nich w lochach. Albus oparł czoło o jej ramię, a Rose powiedziała:
- Obronę mamy z dinozaurem, który czyta nam bajki.
- Aha – bąknęła tylko Scarlett, głaszcząc Ala po włosach. W tym momencie drzwi do klasy otworzyły się i pełni najgorszych przeczuć, wsypali się do środka.
Po środku sali stał mężczyzna w średnim wieku i zwykłej szacie. Po pomarańczowym wdzianku Skeeter i oszacowaniu wieku Mortimera na trzysta pięćdziesiąt lat, profesora Eliksirów przyjęli z głębokim westchnięciem ulgi. Zbyt szybko.
- Dzień dobry…! Dzień dobry bardzo! – wrzasnął, gdy tylko zamknęły się drzwi, po czym podskoczył, jednocześnie klaszcząc w ręce.
- Nie, tylko nie następny świr – błagała Jo, która razem z Jessiem usiadła przy tym samym kociołku co Scorpius i Elizabeth Cambell.
- Dzisiaj nauczymy się przygotowywać najciekawszy eliksir z jakim kiedykolwiek się spotkaliście! – wołał dalej profesor. Ręka Rose drgnęła i wystartowała w górę.
- Tak, tak, o co chcesz zapytać? – profesor prawie podbiegł do Rose, ewidentnie zachwycony jej postawą.
- Jak się pan nazywa?
Przez klasę przetoczył się napad kontrolowanego śmiechu, bo nie byli w zbyt dobrych nastrojach. Nauczyciel kompletnie się nie przejął.
- Och, tak! Nazywam się Oliver Wriothesley… Jak mówiłem będziemy dzisiaj przygotowywać eliksir, który jest jednym z najciekawszych eksperymentów magicznych, jakie kiedykolwiek…
- JAK się nazywa? – syknęła niezbyt cicho Elizabeth.
- Wrio- coś tam – mruknął Jesse. Elizabeth tylko wzniosła oczy do nieba.
Mistrz Eliksirów tymczasem opowiadał wciąż o wywarze, podskakując i co chwilę przyklaskując bez powodu.
- Jego nazwa to: „Kolorowy Sen”!
Rose, Al i Scarlett siedzący tuż przed Jo i resztą na trzy-cztery odwrócili się do tyłu i cała siódemka w tym samym momencie głośno westchnęła.
- Och, nie, jest cudowny! – zawołał szybko pan Wriothesley, widząc ich miny. – Sami zobaczycie!
I wycelował różdżką w tablicę, gdzie pojawiły się ingrediencje i sposób przygotowania.
- Jeśli wszystko zrobicie jak należy, uwarzycie dzisiaj remedium na nudne sny! – obwieścił, znowu klaszcząc.
- Jeszcze raz tak zrobi i następnym razem ja mu się przyśnię… - warknął Scorpius.
Nie wiadomo było czy Wriothesley usłyszał co dokładnie powiedział Scorpius, ale spojrzał na niego i po raz pierwszy odkąd zaczęła się lekcja przestał się radośnie uśmiechać.
- Na Merlina! – zakrzyknął i prawie przewrócił swój kocioł, spiesząc w jego kierunku.
Usta Scorpiusa zadrgały gwałtownie, gdy Wriothesley zatrzymał się przy nim i wpatrzył się w jego pokrytą bliznami twarz z szeroko otwartymi oczami.
- Co się panu stało? – zapytał ostro. Scorpius łypnął na niego tak, że siedzący naprzeciw niego Jesse przezornie się odchylił.
- To raczej moja sprawa. - wycedził Scorpius. Profesor nie wydawał się ani zakłopotany swoją śmiałością ani zrażony odpowiedzią ucznia.
- Wygląda pan.. Wygląda… Czy to była Szatańska Pożoga?! – zawołał szczerze przerażony Wriothesley. Jo wbiła w niego sztyletujące spojrzenie, Scarlett patrzyła na niego z najwyższym wyrzutem, a Scorpius zdawał się parować lodowatą furią.
- Zdaje się – wycharczał przez ściśnięte gardło – że miał pan nam pokazać jak się robi eliksir na kolorowe sny.
Wriothesley wciąż nie zdawał sobie sprawy z tego, że cała klasa morduje go wzrokiem.
- Mój drogi chłopcze, jeśli to była Szatańska Pożoga powinien pan spróbować maści z roztartych jaj rozwielitki!! Muszą być wysuszone na słońcu i…
- Panie profesorze – odezwała się Jo, obserwując jak twarz Scorpiusa zmienia się w kamienną maskę. – Chyba powinniśmy wracać do eliksiru.
Wriothesley nie zwracał na nią uwagi, wciąż wpatrując się w Scorpiusa jak w najciekawszy obiekt w zoo.
- Dajmy spokój rozwielitce! Korzeń czarnej pokrzywy! To jest to!
Scorpius zamknął i otworzył oczy, a wtedy wszyscy podskórnie wyczuli, że za chwilę stanie się coś złego. Ale nim rozwścieczony do granic Scor zdołał się odezwać, Rose rzuciła mu tylko jedno spojrzenie a potem odwróciła się do profesora i powiedziała spokojnie:
- Ten eliksir na kolorowy sen… Brzmi świetnie.
Ku zdumieniu całej klasy… podziałało! Wriothesley klasnął w ręce, podskoczył i obrócił się w stronę swojego kotła, zapominając o Scorpiusie.
Dalsza część lekcji przebiegła o wiele spokojniej, jeśli nie liczyć tego, że Jesse dwa razy podpalił sobie szatę, próbując rozpalić pod kotłem, gdzie ciągle mu gasło, za co w końcu zarobił od Elizabeth łokciem w twarz. Ale szalony profesor, choć co chwila zerkał z fascynacją na Scorpiusa, nie odezwał się już na temat eksperymentowania z jego leczeniem. Gdy zabrzmiał dzwonek, otworzył jeszcze usta, wpatrując się w Malfoy’a, ale ten wypadł z klasy tak szybko, że reszta nie zdążyła się zorientować.
- Pójdziesz za nim? – odezwała się głośno Elizabeth w stronę Rose. Ta spojrzała na nią wściekle.
- To chyba nie twoja sprawa? – warknęła. Elizabeth spakowała swoją torbę i założyła ją na ramię.
- W takim razie, ja to zrobię!
Red otwierała i zamykała usta, a w tym czasie Cambell wyszła z klasy za Scorpiusem. Oczy Rose zaszły łzami, ale miała zaciętą minę.
- Zjedz porządny obiad – powiedziała jej tylko Jo i też ruszyła do wyjścia.
*
Londyn zapadał w senny nastrój. Harry ślęczał nad ogromną mapą, którą musiał zaczarować, by nie spadła mu z biurka. Pukanie do drzwi tylko go rozzłościło i zaczął poważnie zastanawiać się nad tym czy nie zacząć pracować w domu. Może i Ginny zatłukłaby go na śmierć za to, ale przynajmniej nie musiałby rozmawiać z każdym w Ministerstwie, kto ma ochotę zapytać go o pogodę, co zdarzyło się dzisiaj czternaście razy.
- Proszę! – zawołał, nie odrywając się od mapy.
- Dobry wieczór, wujku.
Harry podniósł głowę i natychmiast poprawił okulary. W jego drzwiach stał Louis.
- Lou! Dobrze cię widzieć! – zawołał, gestem zapraszając go do środka. – Twój tata narzeka, że rzadko się pokazujesz!
Louis puścił tę uwagę mimo uszu.
- Macie dużo roboty… - stwierdził, omiatając spojrzeniem gabinet Harry’ego i zatrzymując je na wielkiej mapie. – Nie potrzebujesz pomocy?
Harry przyglądał mu się nie mrugając.
- Co masz na myśli?
Louis wzruszył ramionami.
- Robotę. Jakąkolwiek. Daj mi zadanie, chciałbym wam pomóc.
Harry westchnął, a potem stuknął w mapę różdżką i zaczęła się składać.
- Louis, dopiero ukończyłeś Hogwart. Powinieneś raczej rozpocząć jakiś staż albo…
- Wujku – przerwał mu szybko – Jest wojna. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym pomóc.
Było coś w jego wzroku co sprawiało, że Harry bardzo chciał zadzwonić do Fleur.
- Louis… - powiedział powoli, szukając odpowiednich słów. – Walka nie jest sposobem na zapomnienie.
Jego bratanek przymknął oczy.
- Och, słyszałeś – mruknął z ironią. – Słyszałeś, że moja była dziewczyna jest obecnie koleżanką Hurrlingtona.
Harry skinął powoli głową.
- Leah Leander i jej rodzice współpracują z nim bardzo ściśle.
Louis wyglądał jakby walczył z przypływem lodowatego bólu.
- Nie mam z nimi nic wspólnego – powiedział twardo. – Chcę tylko pomóc.
- A ja – odparł Harry – nie chcę, żebyś źle dobrał powody.
Louis prychnął.
- Nie chodzi tylko o nią. Zawsze byłem przeciwko mordercom!
- Wiem o tym – zapewnił go szybko Harry – Ale prosisz mnie o zadanie, a ja nie wiem czy powierzając ci je nie narażę cię na coś gorszego od niepowodzenia.
Louis długo ważył jego słowa.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. Proszę, wujku… Chcę pomóc.
Harry wpatrywał się w niego aż Louis stwierdził, że traci tylko czas. Ale wtedy Harry skinął głową.
- Dobrze. Jest coś do zrobienia.
Louis natychmiast się ożywił, ale Harry zauważył, że nie uśmiechnął się ani nie okazał jakiegokolwiek zadowolenia.
- Sir Hurrlington od roku próbuje przekonać do siebie pewnego czarodzieja – powiedział Harry. – Nam też bardzo zależy by ten człowiek opowiedział się po naszej stronie, ale do tej pory i nam odmawiał.
- Chcesz, żebym spróbował go przekonać? – zapytał Louis ze zmarszczonym czołem. Harry zaśmiał się gorzko.
- Wybacz, ale pan Forly nie usłuchałby twojej matki, a wszyscy wiemy jak przekonująca jest Fleur… - Louis znowu się nie uśmiechnął, a Harry poczuł znowu zaniepokojenie, ale kontynuował – Chcę, żebyś przyjrzał się temu kto odwiedza Forly’ego. Musimy wiedzieć, czy Hurrlington nie zdoła go jakoś przeciągnąć na swoją stronę. Poza tym twoje zadanie może przynieść więcej korzyści, bo ciągle zbieramy informację o poplecznikach sir Stevena.
Louis wysłuchał go w skupieniu. Gdy Harry skończył kiwnął szybko głową.
- Zajmę się tym natychmiast. Dziękuję, wuju.
I widząc, że Harry krzywi się, jakby miał jeszcze wątpliwości, odwrócił się i wyszedł pospiesznie z jego gabinetu.
Harry opadł na krzesło i oparł głowę na rękach. Czy cała jego rodzina musiała mieć tak skomplikowane życie jak on?
*
James wypuścił sowę z rąk. Nie mógł przestać chichotać. Ciekawe czy Jo rozwali Wielką Salę, gdy otrzyma list…
Wyjął różdżkę z kieszeni i deportował się z trzaskiem, a chwilę później rozglądał się już po londyńskim placu. Zerknął na kartkę z adresem i okręcił się w miejscu. Siedziba Magicznej Armii według wskazówek, które dostał mieściła się w mugolskiej kwiaciarni. Unosząc brwi najwyżej jak potrafił, ruszył w jej kierunku i wszedł do środka. Odetchnął z ulgą. Wewnątrz nie było żadnych kwiatów ani innych roślin, jak wskazywała witryna, a tylko schludne, niewyposażone pomieszczenie. Tylko na jedynym tu krześle drzemał brodaty staruszek.
- Przepraszam! – odezwał się James. Staruszek ocknął się i poderwał żwawo, na co nie wskazywałaby jego siwizna.
- Nazwisko?
- Potter James.
Brodacz wyjął z kieszeni zwój pergaminu, który był tak długi, że zaczął wlec się po podłodze i zaczął czegoś na nim szukać. W końcu zatrzymał się, spojrzał uważnie na Jamesa i skinął głową.
- Schodami na samą górę!
Dopiero teraz James zauważył, że za krzesłem są drzwi. Brodacz otworzył je i ukazały się kręte schody. James skinął mu głową i ruszył szybko przed siebie.
Gdzieś po siódmej kondygnacji zgubił się w rachubie pięter, które musiał już pokonać. Może to jakiś pierwszy test dla ochotników? Sprawdzić jak bardzo się zmęczą po takiej ilości schodów? On na szczęście wciąż miał normalny oddech, gdy w końcu stanął na ich szczycie i rozejrzał się do koła.
W siedzibie armii wrzało jak w ulu. Przed oczami migali mu czarodzieje i czarownice w szarych mundurach, którzy nie zwracali na niego uwagi przemieszczając się pospiesznie. James zrobił kilka kroków nie bardzo wiedząc gdzie ma iść dalej. Próbował kogoś zaczepić, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. W końcu trochę zniecierpliwiony ruszył w kierunku najbliższych drzwi, gdy usłyszał, że ktoś go woła.
- James! James Potter, mój chłopcze! A więc posłuchałeś mojej rady, tak się cieszę!
James uniósł brwi bardzo wysoko. Ian Warren szedł w jego kierunku z radością wymalowaną na twarzy.
*
Drugi dzień szkoły był tylko odrobinę lepszy od pierwszego. Choć ostatnie klasy nie miały dzisiaj, ani Transmutacji, ani Obrony i Eliksirów, wszyscy byli wciąż w podłych nastrojach. Scorpius i Rose praktycznie przestali rozmawiać. Red powiedziała tylko Alowi, że skoro Malfoy jej unika, ona nie będzie go do niczego zmuszać i zakazała kuzynowi by też to robił.
Tego dnia skończyli dużo wcześniej niż pozostałe klasy i z nadzieją na wczesny obiad powlekli się do Wielkiej Sali. Jo i Jesse usiedli z Alem, Rose i Scarlett przy stole Krukonów. Red rzuciła tylko jedno spojrzenie przez ramię, ale nic nie powiedziała. Scorpius nie wszedł za nimi, od uczty powitalnej unikał Wielkiej Sali. Za to przy stole Ślizgonów usiadła Elizabeth Cambell i w samotności jadła zupę.
- Może McGonagall ma Zapaść Starych Dyrektorek? – zastanawiała się głośno Jo. – Nic innego nie wyjaśnia co tu robi Sketeer, Mortimer i ten pajac o jeszcze głupszym nazwisku!
Jesse i Albus parsknęli śmiechem. Rose była zbyt zamyślona by zwracać na nich uwagę, a Scarlett od dobrej chwili siedziała przekręcona do nich tyłem.
- Co ty robisz? – zainteresował się w końcu Al i poszedł za jej wzrokiem. Scarlett wpatrywała się w Cambell z przygryzionymi wargami.
- Ja… Och, po prostu nie mogę patrzeć jak tak sama je!
Wszyscy poza Red zdębieli.
- Eee… - mruknął Jesse. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy ta „samotna” osoba w zeszłym roku prawie nie zabiła cię razem z tą drugą za to, że je podsłuchiwałaś?
Scarlett pokręciła szybko głową.
- To była wina Genevive. A Elizabeth walczyła po naszej stronie w kwietniu! I bardzo martwi się waszym przyjacielem! – dodała w stronę Jo, Albusa i Rose.
- Do czego zmierzasz? – zapytał skrzywiony Al. Scarlett milczała przez chwilę, jakby walczyła ze sobą, a potem nagle odwróciła się w stronę stołu Slytherinu i zawołała:
- Hej, Elizabeth!
Cambell podniosła na nią chłodne, zdumione spojrzenie.
- Może się do nas dosiądziesz? – zapytała uprzejmie Scarlett. Elizabeth wyglądała jakby zaproponowała jej podróż do koła świata na jednorożcu.
- Dlaczego? – zapytała niezbyt miło.
Scarlett uśmiechnęła się zachęcająco.
- Bo tu jest… weselej?
Elizabeth wciąż nie wiedziała co się dzieje. Bez słowa wróciła do swojej zupy. Scarlett opadły ramiona i zrobiła smutną minę. Albus natychmiast się wkurzył.
- Cambell! – zawołał głośno, a Elizabeth podniosła na niego zirytowany wzrok. – Moja dziewczyna zaprosiła cię do nas! Może tak podziękujesz ładnie i przywleczesz tu swoje zadufane cztery litery?!
Jo i Rose, która wybudziła się z otępienia patrzyły na Albusa wyraźnie przerażone.
- On coś bierze? – syknęła Red. Jo zachichotała.
Elizabeth wyglądała jakby nie miała pojęcia co robić. Ale Albus wpatrywał się w nią tak groźnie, że chyba nie wierząc w to co robi podniosła się i ruszyła w ich stronę.
- Ja was nawet nie lubię – oznajmiła z godnością, zakładając ręce na piersiach.
- Och, nie! – burknął Albus, przesuwając się, by zrobić jej miejsce. – My cię uwielbiamy!
- To niczego nie zmienia – odparła Elizabeth, ale usiadła na wolnym miejscu.
- No więc czego chcecie? – zapytała. Al łypnął na nią wściekle.
- JEDZ.
Elizabeth chyba zamierzała coś odparować, ale do Wielkiej Sali wszedł właśnie Blake Currington i zdumiał się na widok Ślizgonki przy stole Ravenclawu tak bardzo, że ruszył w ich stronę.
- Cambell? Potrzebujesz ratunku?
Rose posłała mu krzywą minę, ale Blake wpatrywał się tylko w Elizabeth. Ta natomiast, ku zdumieniu wszystkich nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem, a spokojnie przyciągnęła sobie talerz z pieczonymi ziemniakami.
- Daj mi spokój, Currington. Jem z… przyjaciółmi.
Blake wzruszył tylko ramionami, choć wyglądał na przybitego i odszedł do stołu Ślizgonów, przy którym zbierało się coraz więcej osób, a Jo, Al, Scarlett, Rose i Jesse wbili w Elizabeth pytające spojrzenia.
- Podaj mi sos, Atwood – usłyszeli tylko.
Scarlett uśmiechnęła się serdecznie i wyręczyła zdumionego Jessiego podając jej sosjerkę.
*
Piątek nadszedł dla Jo zdecydowanie zbyt wolno. Na śniadanie schodziła z myślą, że jak tak dalej pójdzie, umrze z nudów. Weszła do Wielkiej Sali i z przyzwyczajenia rzuciła krótkie spojrzenie Scorpiusowi, starając się zagłuszyć wyrzuty sumienia. Wciąż była przekonana, że powinna dać mu czas, ale gdy widziała co działo się z Rose, zaczynała czuć poważne wątpliwości.
Wyszukała wzrokiem Jessiego i ruszyła w jego kierunku. Gdyby była bardziej wyspana z pewnością zauważyłaby ciekawskie spojrzenia kilku chłopców z Hufflepuffu i Gryffindoru, którzy przyglądali się jej, kiedy przechodziła. W końcu opadła na miejsce.
- Cześć, mój promyczku radości – zadrwił Jesse na widok jej przybitej miny.
- Zamknij się – odpowiedziała jak co rano.
Nalała sobie mleka do owsianki i zabrała się do niej bez życia, gdy do Wielkiej Sali wleciała poczta.
- Scott, zaczynasz mnie poważnie drażnić… - mruknął Jesse, wyciągając się cały, najwyraźniej w poszukiwaniu sowy Dakoty. Jo miała już powiedzieć po raz kolejny co sądzi o jego szantażu, ale w tym momencie tuż koło jej talerza wylądował brązowy puchacz. Sowa Jamesa.
- Co…? – Łyżka Jo opadła z brzękiem na stół, gdy zdenerwowana szybko wyciągnęła ręce. Koperta, którą sowa trzymała w dziobie była czerwona i dymiła.
- Czemu Potter wysyła ci wyjca? – zdziwił się Jesse. – Co przeskrobałaś?
Jo nie odpowiedziała, bo sama była jeszcze bardziej zdumiona. Chwyciła szybko kopertę i zamierzała wyjść z nią z sali. Za cokolwiek James był na nią zły, cały Hogwart nie musiał tego słyszeć… Niestety było za późno. Jo zdążyła się tylko podnieść, gdy koperta pękła i z jej wnętrza wydobył się tubalny głos Jamesa, który… śpiewał:
„Cześć, dziewczyno, pachnąca kukurydzą!
Znowu śniłaś mi sięęęęę….
Tyle czasu oczy moje cię nie widzą!
Bardzo jest im źleee…!”
Jo pisnęła głośno, przerażona i opadła na miejsca, a potem szybko ukryła twarz w dłoniach. W Wielkiej Sali zapadła cisza i wszyscy zaczęli wsłuchiwać się w piosenkę Jamesa.
„Twoje zdjęcie trochę już się drze!
Ciągle całuję jeeee!
Wykupiłem wczoraj cały miód!
Bo to zapach twój!”
- To się nie rymuje! – wołał Jesse, który płakał już ze śmiechu. Czerwona po cebulki włosów Jo, zakryła się rękoma tak szczelnie, że Ślizgoni musieli wstać, by zobaczyć kto dostał tego wyjątkowego wyjca…
„Śpiewam, tęsknię, myślę cały czaaaaaaaaaas
O twoim noooosie!
Pójdę z tobą nawet w ciemny las!
Dziewczyno, o słodkim głosie!”
Norah Johnson tańczyła przy stole nauczycielskim, Hagrid gwizdał w takt, a przy stole Krukonów Rose, Albus i Scarlett leżeli na stole, płacząc ze śmiechu. James zaśpiewał jeszcze jedną zwrotkę o tym, że polubił komponowanie piosenek i, że „czeka na jej improwizację”, po czym wyjec wyskoczył z rąk prawie martwej Jo i uległ samodestrukcji. Wielka Sala ryknęła jeszcze raz tubalnym śmiechem, rozległy się brawa i gwizdy, a potem wszyscy wrócili do śniadania i w końcu zaczęli się rozchodzić.
Jo nie podnosiła głowy ani kiedy wołało ją pół stołu, ani gdy Rose rzuciła w nią papierową kulką, ani kiedy Jesse śmiejąc się wciąż jak wariat szczypał ją w biodro. Dopiero gdy minęła jej pierwsza fala furii podniosła się i wyprostowała z godnością.
- Jamesie Potterze, gotuj się na piekło! – i wstała od stołu nie zaszczycając nikogo spojrzeniem, po czym rzuciła się w stronę sowiarni.
Dwanaście godzin później Jo była nie mniej wściekła, ale już nie zabijała spojrzeniem. Na chwilę przed ciszą nocną wracała z kuchni, skąd zabrała sobie jedzenie, bo przez cały dzień panicznie unikała Wielkiej Sali. Była już przy rozwidleniu, które kierowało do Gryffindoru, gdy usłyszała coś dziwnego. Z klasy Zaklęć dochodził stłumiony głos, jakby ktoś płakał. Nie zastanawiając się ruszyła w tę stronę.
W pustej klasie siedziała Rose. Trzymając się za klatkę płakała urywanym, ciężkim szlochem, nie mogąc złapać powietrza. Jo rzuciła się w jej stronę z mdlącym uczuciem strachu.
- RED! – Rose poderwała się z miejsca i przeraziła na jej widok.
- Jo, ja… Zostaw mnie, proszę!
- Rose…
- Proszę! – w jej oczach było coś takiego, że Jo przeraziła się na żarty.
- Chcę tylko…
- Błagam. Za pięć minut wyjdę stąd i przysięgam, że nie będę się mazać przez następny miesiąc, tylko na wszystkie świętości… zostaw mnie samą!
Rose drżała na całym ciele i Jo wiedziała, że zostawianie jej samej to bardzo zły pomysł. Ale dotarło do niej, że musi zrobić teraz coś innego. Skinęła jej głową i powoli opuściła klasę.
W drodze do lochów wyjęła jeszcze Komunikujące Karteczki i na jednej z nich naskrobała Alowi, żeby za kwadrans poszukał Rose w klasie Zaklęć, jeśli nie wróci do Wieży, a potem skierowała się prosto do pokoju wspólnego Ślizgonów. Jesse wczoraj wypaplał ich hasło i podała je a potem weszła do zielonkawego salonu. Było tu sporo osób, ale nie zwracała na nikogo uwagi, kierując się w stronę drzwi, które musiały prowadzić do sypialni. Odnalazła nazwisko i pchnęła drzwi dormitorium.
W sypialni Scorpiusa było kompletnie ciemno. Trochę światła, które tu wpadło, gdy otworzyła drzwi pozwoliło jej stwierdzić, że Malfoy leży na swoim łóżku, wpatrując się w mrok.
Jo nie powiedziała nic, tylko zamknęła drzwi i ruszyła w jego kierunku. Scorpius też milczał, jakby nie zbyt zainteresowany jej obecnością. Poczuł tylko nagle, że jego łóżko nieco się ugina, gdy Jo położyła się na drugiej połowie i też wpatrzyła w ciemność.
- Twój chłopak jeszcze zechce napisać o tym piosenkę… - stwierdził sucho. Jo puściła to mimo uszu, choć na wspomnienie wyjca dostała małego ataku wściekłości.
- Nie możesz nawet na nas patrzeć – powiedziała. – Irytujemy cię i drażnimy. I nie wiesz ile jeszcze wytrzymasz.
- O czym ty mówisz, Carter? – warknął. Jo założyła ręce za głowę.
- Po porwaniu nie chciałam widywać Jamesa. Przypominał mi o wszystkim. Kojarzył mi się z tą pierdoloną piwnicą. Miałam ochotę go zabić.
- Dziękuję za tę informację, ale…
- Teraz to samo dzieje się tobie – przerwała mu spokojnie. – Ja, Albus, Rose… Byliśmy tam i nasz widok ciągle przypomina ci to, o czym bardzo chciałbyś zapomnieć.
Scorpius zaśmiał się nagle lodowato.
- Wiesz co mi jeszcze o tym przypomina? Moja poharatana twarz!
Jo zaczęła szybciej oddychać.
- Fakt, lepiej ci było z cerą jak u niemowlaka.
Łóżko drgnęło, jakby Scorpius próbował powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
- Jestem sam, Carter – powiedział po chwili. – Możecie wyłazić ze skóry ale i tak nie zrozumiecie jak to jest mieć spalone ciało, spalone życie…
Jo poczuła nagłą potrzebę dotknięcia go, ale wiedziała, że jeśli to zrobi, wyrzuci ją z pokoju.
- Mogłeś zginąć. Wiesz ile czasu trzeba, żeby sobie z czymś takim poradzić? – zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. – Całe życie. Mnie wciąż kłuje w środku, kiedy sobie przypominam jak często Hunt patrzył na mnie tak, jakby nie marzył o niczym innym tylko machnięcie różdżką po raz ostatni w moim kierunku. Ale wiesz co? Nauczysz się z tym żyć. Ze śmiercią, jakkolwiek to brzmi, da się żyć.
Milczeli chwilę, a w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno.
- Boję się jej dotknąć, Jo – powiedział bardzo cicho Scorpius. – Boję się tego, że w końcu przestanie udawać, że jej to nie przeszkadza. Nie widziała mnie. Od szyi w dół jest dwa razy gorzej, bo Uzdrowiciele najpierw zajęli się moją twarzą.
Jo obróciła swoją twarz w jego stronę, choć i tak prawie nic nie widziała.
- Rose tego nie widzi – powiedziała delikatnie. – Kocha cię tak, że chciałaby cię nawet gdybyś miał smocze łuski.
Scorpius zaśmiał się krótko, ale szybko wrócił do siebie.
- W końcu zobaczy to co ja widzę… - powiedział starając się ukryć strach w głosie, ale było to niemożliwe. Jo westchnęła głęboko.
- Masz rację. Zobaczy, bo odpychasz ją na taką odległość, że musiałaby do reszty zwariować, żeby cię nie zostawić za jakiś czas!
Scorpius wciągnął głośno powietrze, a Jo podniosła się i zapaliła swoją różdżkę.
- Co robisz?! – zapytał zdenerwowany.
- Gdybym to zrobiła po ciemku, byłoby trochę dziwnie… - mruknęła kierując się w jego stronę.
- Zrobiła „co”?!
Jo nie odpowiedziała, tylko pociągnęła go do siebie i objęła. Wyrywał się i próbował ją odtrącić, ale splotła ręce na jego karku tak mocno, że w końcu odpuścił. Oddychał szybko i drżał na całym ciele. Od wielu miesięcy nie pozwolił nikomu się dotknąć i teraz czuł się tak źle, że nie wiedział co robić.
Ale po długiej chwili jego ramiona opadły i przyzwyczaił się do tego uczucia, które prawie już zapomniał. Jo szarpnęła lekko, jakby chciała się odsunąć, ale bezwolnie zatrzymał ją. Tak długo nie pozwalał się dotknąć…
- Nie tego potrzebujesz… - powiedziała Jo. Poczuła, że kiwa głową i powoli się odsunął.
Miał czerwone, pełne łez oczy i szybko przyłożył do nich rękaw koszuli.
- Może już wyjdziesz z mojego łóżka, Carter? – zapytał z irytacją. Jo uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem, wiem – powiedziała podnosząc się. – Tu jest miejsce tylko dla Rose.
Obróciła się przez ramię. Scorpius kiwnął jej głową.
PIERWSZA! JUHU! Pozdrawiam mamę i tatę! :)
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny, uśmiałam się. Z tymi nauczycielami to jedna wielka masakra! Piosenka Jamesa to hit i już się nie mogę doczekać zemsty Jo! Martwię się o Lou...Czy w tej części czekają nas jakieś trupy? Mam nadzieję, że nie!
Scorpius... Niech się ogarnie bo straci Rose na zawsze. Jest mi jej tak cholernie szkoda!
Ale za to akcja z Elizabeth mnie podbiła! To było super! Odkąd Al jest ze Scarlett lubię go o wiele bardziej :> Jest pewniejszy siebie...
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*
Taaak, trupy będą zdecydowanie, ale nie dam się znowu wciągnąć w dyskusję na ich temat jak w poprzedniej części! :P
UsuńWiesz, że moja propozycja wyjazdu do jakiegokolwiek kraju, w którym mogłabym ci się oświadczyć jest nadal aktualna?
OdpowiedzUsuńPokochałam już z całego serca tego szajbniętego nauczyciela eliksirów i chcę więcej momentów z nim, okey?
Same pytania dzisiaj, ale cóż...
Cieszę się, że ktoś spróbował w końcu przemówić Scorpiusowi do rozumu, bo wydaje mi się, że ja na miejscu Rose długo bym tak nie wytrzymała i zrobiła coś sobie albo jemu. Z charakterem Red jestem skłonna stwierdzić, iż druga opcja jest bardziej prawdopodobna.
Coś mało anastasiowaty ten komentarz, ale nie mam nastroju do dziwnych porównań, więc może w ramach zadośćuczynienia walnę jakimś suchym i nieśmiesznym żartem:
Co robi biedronka w Biedronce?
Kupuje spray na biedronki.
Tak wiem, że to było suche jak pięty Dumbledore'a, ale uznajmy, że tego nie było.
W takim razie przesyłam ci bombę i sztylet dla Rose, a co najważniejsze – pozdrawiam.
Poyebana Nazzie & przyjaciele spółka złom.
Haha, no pan Wriothesley nie zniknie :P
UsuńA Rose się bardzo zmieniła,więc nie, nie zabije Scora :P
Znowu nielegalnie, ale nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie skomentowała.
OdpowiedzUsuńBiedna Jo. Jakbym ja dostała takiego wyjca, to na 100% spaliłabym się ze wstydu. Chociaż z drugiej strony James jest serio kreatywny... xD
Jak czytałam ten fragment o Lou to cały czas miałam w głowie pytanie: "Co on sobie wyobraża?!". Rozumiem, miłość i tego typu sprawy, ale oni nie byli jak Jomes (życie za życie itd.), do niedawna miałam nawet wrażenie, że Leah go nie lubiła.
Ten Jesse to też ma wyobraźnię. Jak tam Dakota? :) Ciekawe jak to się z nimi wszystko potoczy. Z jednej strony byliby ciekawi razem, z drugiej może lepiej byłoby im osobno? Sama nie wiem.
Jeszcze raz: Kocham Ala i Scar! <3
Iana nigdy nie lubiłam i, muszę przyznać, wciąż jestem zaskoczona jego obecnością w Kwaterze. Ale dam mu jeszcze jedną szansę, może poprawi się po Astorii.
Moment Jo i Scora jest tak piękny i tak wszystko oddaje, że nawet nie będę się rozpisywać. Wiedz tylko, że zapiera dech w piersiach i czytałam go 6 razy.
Płacząca Rose łamie mi serce.
A Elizabeth nadal nie lubię, ale daję jej kredyt zaufania. Niech tego nie spieprzy.
Dobra, zaczynam pisać pierdoły. Rozdział jak zawsze po prostu nieziemski. Pozdrawiam gorąco, CJ xx
Ps niezależnie od tego jak absurdalnie to teraz zabrzmi, na początku bałam się, że Jo pocałuje Scorpiusa. Tak, wiem, że to rylko przjaciele. Ba, Jo to jedna z najlepszych przyjaciółek miłości jego życia, do tego jej miłością jest kuzyn miłości Scora. Ale się poplątałam. No w każdym razie jak go przytuliła, to spłynęła na mnie taka ulga, że sobie tego nie wyobrażasz.
Ps 2 niech Scor spróbuje miksturek tego walniętego psorka eliksirów. Co mu szkodzi? Może tamten gość jest geniuszem, tylko się ukrywa. xD
No to miałaś mylne wrażenie :p Leah pokazywała wielokrotnie, że jest bardzo zakochana, chociaż jej nie wolno było z nikim się spotykać.
UsuńJo i Scorpius pocałują się zaraz po Rose i Albusie :D Ale argumentacja jest zła, Jo i Scor są ze sobą o wiele bliżej niż Rose i Jo, ale to nadal tylko i aż przyjaźń.
Wiem, sama się ze sobą plączę. Ale generalnie chodziło mi o to, że ich pocałunek (?!) byłby conajmniej... dziwny. A co do przyjaźni Jo i Scora, to oczywiście masz rację, są bliżej niż Rose i Jo, dużo bliżej. Ja po prostu tak pokrętnie, nieumiejętnie tłumaczę, celem było pokazanie dziwactwa/anomalii ewentualnego pocałunku (?!). No nic, jestem do kitu. Lepiej już pójdę spać, bo znowu coś pokręcę.
Usuń:)
jejkuu jak Scor powiedział ze sie boi dotknąć Rose, prawe sie popłakałam:(( on musi zrozumieć, ze ona go kocha bez względu na wygląd noo do cholery ;_; Scooor zrozum!!!! miłe było se strony Jo ze poszła wreszcie do jego pokoju i mu wszystko wytłumaczyła, bo Rose by sie na smierć zapłakała:/
OdpowiedzUsuńAl i Scarlett sa tacy skodcy, Al przy niej jest weselszy i pewniejszy siebie
wyjec Jamesa ahahahaha, ciekawe czym odpłaci sie Jo XDD
rozdział swietny, i czekam na nastepny!!
Podsumowujac caly rozdzial.
OdpowiedzUsuńNevile i Norah sa swietni. Rita Skeeter (moge robic bledy w pisowni za co z gory przepraszam) jako nauczycielka transmutacji? Bedzie ciekawie i to bardzo. Ciekawe czy wytrzyma z docinkami naszych bohaterow.
Nauczyciel OPCM wydaje mi sie bardzo sympatyczny. Nie wiem dlaczego. Za to koszmarnie irytuje mnie Wiro - ktos tam. Ale zgadzam sie z Constance moze Malfoy powinien sprobowac jego sposobow na leczenie blizn?
Jest mi bardzo szkoda Rose. Obrywa jej sie najbardziej w tej sytuacji. I rozumiem. To Scor jest ten ze zniszczona psychika ale niedlugo takim zachowaniem moze doprowadzic Wesley do zalamania.
Ale James jest kreatywny. Kiedy czytalam ten moment kiedy on wysylal jej wyjca wyobrazilam sobie nieziemsko przystojnego mlodego mezczyzne ktoremu idealne rysy twarzy niszczy wielki chochlikowaty usmiech i zmarszczony nos.
Na miejscu Jo schowalabym sie pod stol w Wielkiej Sali i nie wychodzila spod niego dopoki ktos inny nie stalby sie sensacja. Ale Carter tak narzekala na nude. Chyba ma za swoje.
Uwielbiam Albusa i Scarlett. Sa fenomenalni.
A do opisania fragmentu Jo i Scorpius brakuje mi slow. On oddaje wszystko co powinien i jest po prostu idealny w kazdym calu. To chyba na tyle.
Weny i do nastepnego - Lilka
Po pierwsze, cokolwiek bierze profesor Eliksirów, niech bierze połowę! Albo niech chociaż nie rozprowadza tego po szkole...
OdpowiedzUsuńMam przeczucie, że Wilhelm Mortimer pokaże jeszcze na co go stać. Może tylko udaje, że jest bardziej zmurszały niż jest w rzeczywistości :D
Aaaaaa, Warren jest taki irytujący! W tym rozdziale pojawił się dosłownie w jednej linijce, a i tak mnie wkurza, brr
Nie potrafię składnie skomentować sceny Jo- Scorpis. To frustrujące. Cała sytuacja jest okropnie frustrująca pewnie dla wszystkich, a już w szczególności dla Rose. Ona cierpi bo Scorpius, który również niewyobrażalnie cierpi, odtrąca ją dla, jak twierdzi, jej dobra.
James. Już nie mogę się doczekać jego wojskowych perypetii :D i klątwy jaką przygotowała dla niego Jo ^^
Elizabeth zdobywa przyjaciół? Buhahahaha :D
Pozdrawiam~ Mała Mi
Co jest frustrującego w tej scenie z Jo i Scorem, bo nie łapię?
Usuń:)
Świetny rozdzial!
OdpowiedzUsuńWzruszyla mnie scena Scorpiusa i Jo. Biedny Scor, tak bardzo sie przejmuje, chociaz w tej sytuacji Rose tez bardzo cierpi. Mam nadzieje, ze w nastepnym rozdziale szczerze ze soba porozmawiają.
Nie wiem, co w tym rozdziale bardziej mnie rozbawilo: piosenka Jamesa czy nowi nauczyciele.
James powinien zawodowo pisac piosenki! Dawno lepszej nie slyszalam!
Pozdrawiam cie i czekam na kolejny rozdzial :)
No i znowu opuściłam. I znowu jestem na siebie zła, ale czego się nie robi dla ocen? *Głos z tyłu sali* Tylko winny się tłumaczy! *Głos z tyłu sali łaskawie zamilknął*
OdpowiedzUsuńDlaczego tak trudno mi nabrać dystansu? Dlaczego za każdym razem jak czytam nowe rozdziały przeżywam to jak swoje własne życie? Problemy fangirl są problematyczne...
Może na począteczek zacznę od końca. Jo i Scorpius to jedna z moich ulubionych przyjaźni. Czytanie takich fragmentów jak tamten z dormitorium jest dla mnie strasznie przyjemne, mimo że scena sama w sobie była bolesna.
Cholera (SŁOWNICTWO PATRYSIU!) jak ja bym chciała żeby wszystko pomiędzy Rose a Scorpiusem było świetnie, pięknie i magicznie. Ale tak się nie da, prawda?
Piosenka Jamesa mnie dobiła! (W tym dobrym sensie, chyba.) Próbowałam ją zaśpiewać... Co nie było najlepsiejszym pomysłem. Ani dla mnie, ani dla osób mieszkających ze mną. Zwłaszcza dla nich. :D
Mam szczerą nadzieję, że Louisowi nic się nie stanie. Umm i o dziwo... co może mnie kosztować życie (albo jednak nie) i wbrew wszelkim zasadom... Jakaś wewnętrzna część mnie pragnie by Louis i Leah się nie zeszli... Tak po prostu.
Mam wrażenie, że pomyliłam kolejność od końca...
Ale walić (ZNOWU SŁOWNICTWO!!!) chronologię!
Wyobraziłam sobie Elizabeth, Scar, Rose i Jo hasające wesoło po łące podczas śpiewania 'Friendship is Magic' i chciałabym to zobaczyć na własne oczy, serio. To byłaby rzecz, która dopełnialiby moje życie. Dobra, nie, skończ już Patrycjo, proszę...
Pan nauczyciel z nazwiskiem, którego nawet nie będę próbowała zapamietać zdenerwował mnie bardziej niż Rita.
Co do Skeeter... przepraszam, ale czy szanowna pani dyrektor McGonnagall dobrze się czuje?! Chyba nawet lepiej byłoby zostawić transmutację bez nauczyciela. Jakoś by sobie poradzili... Mmm chyba.
Okej, okej kończę bo jeszcze Cię zabiję tym moim przynudzaniem. Żyjesz, prawda?
Pozdrawiam serdecznie,
Patrycja
:D
Ha ha! A ja właśnie mam melodię na piosenkę! :D No ale... nie zaśpiewam :P
UsuńNie wszystkie te pary będą razem, może właśnie L&L się nie zejdą...
Ale zapewniam Cię z całą mocą, że biegających po łące dziewczyn to Ty nie zobaczysz. Jeszcze moooooooże Scar, ewentualnie baaardzo pijana Rose. Ale Elizabeth musiałaby związać i ciągnąć za sobą w worku, a "hasająca" Jo to martwa Jo :D
:P
Nie płacz, mój dzielny Malfoy'u! Lepiej idź i przytul Rose!
OdpowiedzUsuńTen wyjec sprawił, że wyję (ze śmiechu). To takie.... romantyczne?(nie, chyba nie) dziwne? śmieszne? Jakbym widziała siebie i mojego faceta. Jemu podoba się twój blog!!! Zdziwiłam się, bo do tej pory niespecjalnie przepadał za ,, nowym pokolenoem". Siedział za mną i czytał ten rozdział, a potem stwierdził, że chce przeczytać pozostałe! Aaaa! Dziękuję Ci! Zachęciłaś go do czytania!
A wracając... Brakuje mi Dakoty. I chciałbym zobaczyć co słychać u nowożeńców.
Dziękuję za rozdział i za to, że tak cudownie piszesz, że nawet pewnemu FACETOWI potrafiło się spodobać!
Asia
Gratuluję, mój facet trzyma się od bloga z daleka:P Choć po namyśle stwierdzam, że to chyba dobrze, bo pewnie by stwierdził, że mam bardziej narąbane niż i tak już mysli, że mam :P
UsuńDakota w nast rozdziale :)
Wybacz spóźnienie. Przeczytałam od razu, ale skończył mi się transfer na tel i żeby skomentować musiałam odpalić laptopa, co jest nie lada wyczynem, bo moja Iskierka jest zazdrosna o każdy ekran w domu któremu poświęcam uwagę. :) Iskierka śpi, więc:
OdpowiedzUsuńRose - o Merlinie, płaczący Weasley to wielki emocjonalny dołek, a płacząca Red chyba właśnie dosięgła dna. Co ten Scorpius sobie myśli? (oczywiście dzięki Ginger wiemy co sobie myśli, ale) No jak tak można.
Scorpius - chłopie, weź się w garść. Jesteś Malfoy, a Malfoy jest dumny. Dziadek Lucjusz przewraca się w grobie :) Swoją drogą, popieram pomysł Constance. Przekonajmy go do eksperymentu u profesorka. Może i blizny nie znikną, ale na przykład wyblakną? A to już dużo.
Jomes - o nie, teraz to będzie - Jo i prawie ukatrupiony James - padłam ze śmiechu. Wyjec, sprytnie. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale czasem kiedy jakiś bohater znajduje się w żenującej sytuacji, wstyd mi razem z nim (może to wina tego, że bardzo się wciągam w czytaną treść). Tak, więc obie z Jo spaliłyśmy buraka :). Bój się Jamesie Syriuszu Potterze, zemsta będzie słodka.
Elizabeth - i pękła jej twarda skorupka. Ryska jest malutka, ale Scarlett przebije się do środka stuprocentowo.
Oliver Wriothesley - o matko skąd ty wzięłaś to nzwisko (wybacz skopiowane, bo nie potrafiłam póki co go zapamiętać). Trochę przypomina Lockharta. Ma swój świat. Ale miło go odebrałam, chyba najlepiej z całej trójki.
Mortimer - skojarzył mi się z Adamsem :), jak ktoś wyżej mam wrażenie, że jego żółwie tempo to tylko przykrywka, że jednak uczniowie coś przydatnego wyniosą z tych zajęć. Niech golnie sobie przed zajęciami jak Oliver, bo ten na pewno coś łyka.
MiMiK
Ile lat ma Twoja córeczka? I proszę, powiedz jak ma na imię! :)
UsuńCo do zawstydzonej Jo - jasne, jasne pięć minut płonęła w tej Wielkiej Sali, ale hej, to jest Carter - pozostały czas spędziła na wymyślaniu jak boleśnie zabić Jamesa :D
A co do Elizabeth, powiem bardzo szczerze - ona jest jedną z moich ulubionych postaci i nie zamierzam jej zmieniać... ewentualnie trochę namieszać w jej relacjach ze światem, ale zimna i wyniosła na pewno będzie do końca :)
Nazwisko pana Wrio sama kopiuję, bo go nie pamiętam :P Wzięłam je z jakże wspaniałej genealogii brytyjskiej szlachty :DD
:)
Wilhelm Mortimer ma świetne nazwisko! Od razu skojarzyło mi się z Mortimerem Ćwirem z The Sims. No cóż... nasza gromadka ma pecha z tymi nowymi nauczycielami, ale pewnie będzie... ciekawie.
OdpowiedzUsuńPrzy fragmencie z Louisem było mi bardzo smutno. Kurcze, szkoda mi go i Leah.
W ogóle od teraz Twój blog będzie moim pierwszym blogiem w którym będę czytać o takim prawdziwym wkraczaniu młodych czarodziejów w dorosłość. Strasznie się tym ekscytuję - zwłaszcza dlatego, że dochodzi do tego wojna (w ogóle GGG to mój ulubiony, rozdziałowy ff potterowski).
Podobało mi się, kiedy Scarlett zawołała Elizabeth (którą lubiłam chyba od zawsze, a teraz zaczynam ją lubić coraz bardziej), żeby się do nich dosiadła. I, że Albusowi udało się ją do tego przekonać. XD
Piosenka Jamesa mnie zabiła! X'D
Żal mi Rose. I Scorpiusa. Dobrze, że Jo do niego poszła. Mam nadzieję, że po tym będzie z nim trochę lepiej, bo mi się normalnie serducho rozwala na kawałki, kiedy czytam o takim Scorpiusie.
Pozdrawiam, LS
W imieniu GGG bardzo dziękuję za bycie ulubionym, rozdziałowym fanfickiem potterowskim!
UsuńMyślę, że w Scorze zaszła już ważna zmiana - dał się dotknąć komukolwiek. No i gorzej nie będzie, nie?
;)
"Super" nauczycieli ciąg dalszy.! :)
OdpowiedzUsuńScore... Zaszła w nim wielka zmiana. Teraz czekamy aż przeprosi Rose.
Wyjec Jamesa był zaje*sty! Ciekawe co Jo wymyśli dla Jamesa. Nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam
xoxo
- Izi
Coz.. Wspolczuje im nauczyciela OPCM.. ale na eliksirach moze byc ciekwie haha :)
OdpowiedzUsuńLou.. tak mi go szkoda, biedny chlopak, boje sie ze on moze zrobic cos glupiego.
Ahh ten wyjec Jamesa, myslalam, ze Jo serio zacznie demolowac Wielka Sale :D Zawodla mnie :p
Rose plakala, jest zle, jest bardzo zle, ona sie biedna zalamie :(
Ta rozmowa Jo ze Scorem, mam nadzieje, ze choc troche na niego wplynie :D
Nie wiem czemu ale mam dziwne przeczucie, ze James nie powinien wstepowac do armii
Ja też mam przeczucie, że James nie powinien wstępować do armii :p
Usuńcudny *.*
OdpowiedzUsuńprzepraszam przeczytalam wczesniej ale nie bylo czasu napisac :/ nauczyciele strasznie cisna bo koniec roku...
Obydwoje nauczyciele sa... niespodzianka ja tez naprawde nie mam pojecia co McGonagal sobie mysli zatrudniajac ich.. jeden stary i gluchy a drugi no... pozbawiony jakiegokolwiek wyczucia i taktu...
Elizabeth... ja tez bardzo ja lubie jest wredna i taka troche suka... ale okay. Za to reakcja Scarlett mnie zaskoczyla... moze Elizabeth ,,znizy'' sie do poziomu zwyklych ludzi i znajdzie sobie przyjaciol ;p
List Jamesa! czy on ma mysli samobojcze? wysylac Jo piosenke milosna? wysylac JO wyjca?! ale myslalam ze jej reakcja bedzie bardziej... wybuchowa?
Rose... serce mi peka...plakala... Rose naprawde prawie nigdy nie placze...A rozmowa Scora i Jo... to bylo poprostu piekne
Tyle... z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial ;)
Wybacz ze dopiero teraz, ale ostatnio w ogóle nie mam na nic czasu :/
OdpowiedzUsuńKolejni nowi dziwni nauczyciele widzę ;)
Ten Wiorsthley( dobrze napisalam ? ) to kompletnie nie ma taktu. Myślałam ze Scorpius go tam rozerwie na strzępy. Co pewnie by się stało gdyby nie Rose.
Reakcja Jo na wyjca od Jamesa przswietna :D. " Ciągle całuje jeeee" ;)
Mam zle przeczucia jeśli chodzi o Warrena . On coś kombinuje . Coś złego. Ja to czuje od początku kiedy się pojawił.
Ohhh Louis. Niech się juz tak nie meczy .
Serce mi się ścisnęło kiedy Rose płakała . Wscieklam się wtedy na Scora. Ale kiedy on mówił ze boi się reakcji Red na resztę blizn i ze jest taki samotny to mi się go szkoda zrobiło. Dobrze ze Jo z nim porozmawiała. Zazdroszczę im tej przyjaźni .
To chyba tyle. Niecierpliwie czekam na następny. Pozdrawiam
Jak ja im współczuję tych nauczycieli xD Ale przynajmniej może być zabawnie. Świetna piosenka Jamesa dla Jo <3 Brakuje go w Hogwarcie. Jak dobrze,ze Jo porozmawiala ze Scorem,ich więź jest bardzo silna. Coraz bardziej lubię Elizabeth razem z jej wyniosłością :D I nareszcie wrócił Blake! Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na następny
OdpowiedzUsuńTak jak mówiłam, drugi komentarz :)
OdpowiedzUsuńNowi nauczyciel - naprawdę nie mam pojęcia skąd ty bierzesz te pomysły. Rita to po prostu strzał w dziesiątkę. Tak sobie myślę, że irytujący Oliver z trudnym nazwiskiem na W może nie być taką straszną porażką jak się teraz wydaje. Może poradzi coś na te blizny Malfoya. Nie wiem za to czy jest na co liczyć ze strony Mortimera.
Dwa najlepsze jak dla mnie zdania (w sumie trzy) z obu części 'Będziesz płakać?' oraz 'Daj mi spokój, Currington. Jem z… przyjaciółmi.' i co do drugiego to cała scena jest świetna.
Płacząca Rose poruszyła mnie chyba bardziej niż rozmowa Jo i Scora. No ale bardzo dobrze, że Jo poszła do Malfoya. W końcu chyba nikt w tej chwili nie zrozumie go lepiej.
Piosenka Jamesa świetna, haha. Kolejny raz, skąd bierzesz pomysły? A co do samego Pottera to jakoś mi się nie podoba ta cała armia.
Napisałabym, że czekam na następny rozdział, ale już go przeczytałam :D
Ci nauczyciele są serio dziwni nie wiem skąd Ty ich wytrzasnęłaś:) biedna Rose :((( ale może teraz gdy Scor dał się w końcu komuś dotknąć będzie już tylko lepiej :)wyjec Jamesa był cudowny, ciekawa jestem zemsty Jo :D Mimi
OdpowiedzUsuńNo fajnie , transmutacja z Ritą Skeeter (nue wiem hak się pisze)"Obronę mamy z dinozaurem, który czyta nam bajki." (Aluś jak zawsze potrafi idealnie podsumować) , a eliksirów uczy nabuzowany szalony naukowiec. Czyżby Elizabeth dołączyła do ekipy? Wyjechać Jamesa mnie rozwalił. Leżę i nie wstaję :'D Cudo! Mam nadzieję, że Scorpiusowi i Rose w końcu się ułoży. Przecież u tak już wiele przeszli...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pachnąca kukurydzą 😁 Jamesie Potterze 2 to było bajeczne 😆 ciekawe jak odpowie mu Joanne... A ty Scorpiusie Malfoyu, jak sie nie ogarniesz... ( tak, znów poruszam ten temat)
OdpowiedzUsuńTo ...
Sceny ze Scorpem mnie tak strasznie wzruszają! BIEEEEEEEEEDNA RED! Jak mi jej szkoda! Jo i James jak zwykle rozwalają system! ;D Scarlet i scena z Elizabeth nie spodziewana... Piosenka mega ;) Nauczyciele... padłam. Jess czeka i czeka :) Lou ma załamanie :'( Harry jest taki słodki na swój sposób, że ja nie mogę...
OdpowiedzUsuńDobra nie ględzę tylko idę czytać dalej c;
Ci nowi nauczyciele są nieźle rąbnięci hahaha :D
OdpowiedzUsuńJames powinien przyszykować się na śmierć bo jak go Jo dorwie to nie będzie co zbierać :D
Rose :( żal mi jej, płacze razem z nią :(
Jo w końcu porozmawiała ze Scorem, najlepsza scena wierzę, że po ich rozmowie Scor trochę się ogarnie.
Pozdrawiam
Carmen
Witam!
OdpowiedzUsuńOd razu mówię, że nie popiszę się tutaj moją elokwencją, ale wcześniej miałam długi komentarz, lecz mi się usunął i nie chcę mi się wszystkiego powtarzać.
Świetny rozdział. Bardzo spodobała mi się rozmowa Jo i Scora pod koniec. A ten przytulas ;3 Jospius ♥ Żartuję! Jomes always and forever ♥♥♥
Selene Neomajni
Biedna Rose. :'( Dlaczego wydaje mi się że Ian Warren coś knuje ? Scarlett jest niesamowita :D A Elizabeth jeszcze bardziej. Boje się o Louisa :( Jejuniu Scorpius się popłakał *.* Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Boże. Co ty ze mną robisz droga autorko.
OdpowiedzUsuńNigdy nie beczałam, gdy coś czytałam. NIGDY. Ale Scorpius po prostu... Cholera no nie mogę. Łzy napłynęły mi do oczu, a gdy zaobczyłam tego gifa to już po prostu się pobeczałam...
Odetchnijmy i wróćmy do komentowania rozdziału.
Elizabeth i Blake mnie rozwalają ;D
Co raz bardziej lubię Louisa :D
Wnerwia mnie ten nauczyciel Eliksirów...
No i w sumie chyba tyle, bo po prostu dalej mi łzy lecą.
Gif podkreślił wszystko.
OdpowiedzUsuńTa durna arystokratka El (do której powooooli się przekonuję) rozwala mnie razem z Blakiem (tak to się pisze?). :)
Wszyscy nauczyciele są trochę niepełnośprytni (takie określenie od napoju Sprytny Zbyś, nie wiem akurat czemu pomyślałam o nim, hmmm....), ale nie bez powodu przybyli do Hogwartu, nie? No. :D
Ah, no i wyjec Jamesa! On jest geniuszem! :D
Świetny rozdział, podrawiam
Paulina M. aka Hit Girl
James jest moim idolem. Coś czuję, że do niego należą następne Grammy. Biedna Rose... Mam nadziej, że rozmowa z Jo pomogła Scorowi.
OdpowiedzUsuńNowy nauczyciele są delikatnie mówiąc nierozgarnięci.Biedny Louis,ale jego sytuacja pewnie bd miała jakąś kontynuację?
OdpowiedzUsuń