Nie wierzę ci
Rose zaczęła
wracać do swojej postaci. Jej włosy odzyskały czerwony kolor, i była już
swojego normalnego wzrostu, więc ubranie Hermiony trochę na niej wisiało.
- Rozumiecie już? – zapytała niecierpliwie. Właśnie
skończyła po raz drugi opowiadać czego dowiedziała się od Mary Hervell. Jo
machnęła głową w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Pani Hervell jest Strażnikiem Tajemnicy – powtórzyła –
Czyli jest gwarantem Zaklęcia Fideliusa?
Rose kiwnęła głową ze znudzeniem.
- Zdeponowano w niej adres jakichś mugolskich urzędów.
- Pewnie siedzibę premiera, albo i pałac królowej! –
stwierdził Scorpius – Dla mugoli to ma duże znaczenie.
James kiwnął głową.
- A więc na tym zależy Hurrlingtonowi – powiedział – chce
usunąć mugolskie władze.
- Wybuchnie panika – dodał ponuro Al – Mugole będą
przerażeni i… posłuszni.
- Nie dojdzie do tego! – stwierdziła pewnie Jo – Mary
Hervell jest bezpieczna w zamku!
Cztery pary oczu wbiły w nią powątpiewające spojrzenia.
- Okej – westchnęła – mamy tu jednego do trzech szpiegów,
ale póki co przekazali Hurrlingtonowi tylko, że Hervell tu jest. Nic więcej.
- Przekazała – poprawiła ją Rose – Szpiegiem jest któraś z
nich.
- Kim jest Leah Leander? – zapytała niecierpliwie Jo,
patrząc po wszystkich. Odpowiedział jej James, który położył się na ławce.
- Jest ze mną na roku. Ma bogatych starych, nikogo nie lubi
i ma niezłe poczucie humoru. Aha i zabujał się w niej nasz kuzyn.
- CO?! – krzyknęli jednocześnie Rose i Al. James pokiwał
głową.
- Louis rzucił dla niej Grace.
Red zakryła sobie usta dłonią, a Albus wytrzeszczył oczy.
- Czyli są razem? – zapytał, świdrując Jamesa wzrokiem – No
to trzeba go o nią wypytać!
James wzruszył ramionami.
- Nie nazwałbym tego związkiem. Nawet nie wiem czy ona też
go lubi. Po prostu Louisa trafiło między oczy.
- Leander jest ładna – odezwał się nagle Scorpius.
- To może się z nią umówisz? – zapytała słodko Rose. Scor
postukał się w czoło.
- Myślisz, że może być niebezpieczna? – zapytała Jo Jamesa.
Ten milczał przez chwilę.
- Pewnie jest wiele rzeczy, których nikt nie wie o Leah, ale
cokolwiek robiła w tej klasie… nie wierzę, żeby chciała zrobić komuś krzywdę.
- Okej – powiedziała powoli Rose, zaczynając spacerować w miejscu
– A co z tymi wywłokami ze Slytherinu?
Scorpius posłał jej takie spojrzenie, że musiała się
odwrócić, by na niego nie patrzeć. Jo i Al wymienili spojrzenia.
- Zachowywały się jak seryjne morderczynie – stwierdził
Albus – Ale co mnie dziwi najbardziej, one się chyba nie lubią… - Jo pokiwała
głową, a Scorpius przewrócił oczami.
- Mało powiedziane. Elizabeth wyeksmitowała Gen z jej
własnego pokoju i drą koty od września.
- Więc czemu razem współpracują? – zastanawiała się Jo –
Mówiły o tym, że muszą gdzieś się dostać. Pewnie do drugiej części zamku, żeby
przejrzeć rzeczy Mary Hervell.
- Ktoś w ogóle sprawdzał czy faktycznie tam poszły? –
odezwał się James ze swojej ławki. Scorpius, który miał mapę pokręcił głową.
- Są… są w Slytherinie. Każda w swoim pokoju.
- Siedzimy tu od godziny – powiedziała Rose – Gdziekolwiek
były, zdążyły wrócić.
Przez chwilę nikt nic nie mówił, bo każdy pogrążył się w
swoich myślach.
- A co ze Scarlett? – zapytała po chwili Red, a Albus
natychmiast drgnął – Mówiliście, że Almond powiedziała, że to nie Cambell ją
zrzuciła.
Jo kiwnęła głową.
- Ale Cambell była mocno zdenerwowana tym, że jej
groziłyśmy. Nawet jeśli jej nie pchnęła, maczała w tym palce.
- Nie wiem czemu polazłyście tam same! – ofuknął je Albus –
Teraz ja sobie z nią porozmawiam!
Rose uniosła wysoko brwi.
- Jedyną osobą, z którą trzeba pogadać jest Scarlett. Musi
wiedzieć, że coś jej grozi.
- Nic jej nie grozi! – wybuchł Albus – Nikt jej nie tknie!
Jo i Scorpius spojrzeli na siebie i szybko się odwrócili, bo
inaczej parsknęliby śmiechem.
- Stary – odezwał się znowu James – Scarlett musi wiedzieć
co się dzieje.
Al kiwnął w końcu głową.
- Wiecie kto jeszcze musi być przygotowany? – zapytała Red.
Reszta wlepiła w nią pytające spojrzenia.
- Louis – powiedziała Rose – Zadaje się z kimś kto może być
szpiegiem Hurrligtona.
Zapadła cisza, która oznaczała zgodę i wszyscy znowu
zatopili się w swoich rozmyślaniach. Ale nic ponadto co zostało już powiedziane
nie przychodziło im do głowy, i w końcu jedno po drugim opuścili klasę na
czwartym piętrze.
*
Astoria
Malfoy nigdy nie lubiła zakazów, zwłaszcza, gdy wydawały jej się głupie.
Dlatego kolejne prośby profesor McGnagall, by siedziała w swojej części zamku
wpuszczała jednym uchem, a wypuszczała drugim. Większość czasu spędzała na łące
Hagrida, gdzie opiekowała się zwierzętami żyjącymi w Hogwarcie, albo na
ukrywaniu się przed Ianem Warrenem. Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią zdawał
się w ostatnim czasie być wszędzie tam gdzie Astoria. Wpadał na nią na dziedzińcu
i koło chatki Hagrida, albo zwyczajnie przychodził do drugiej części zamku.
Początkowo Astoria cieszyła się, że może porozmawiać z kimś, kto zdawał się też
interesować magicznymi stworzeniami, ale po jakimś czasie doszła do wniosku, że
młody profesor okazuje jej zbyt duże zainteresowanie.
Z tego
powodu, pewnego czwartkowego popołudnia wpadła do cieplarni, dokładnie w
momencie, gdy wychodziła z niej Hermiona.
- AŁA!
- No, chole…! Eee…
Odzyskały równowagę i spojrzały na siebie zażenowane.
- Przepraszam! – zawołała od razu Astoria – Gapa ze mnie!
- Nie, nie! To ja na panią wpadłam! – mówiła Hermiona,
kręcąc głową.
- Jaka „pani”! – oburzyła się Astoria, a potem zerknęła za
siebie i zamknęła szybko drzwi – Eee… może usiądziemy? – zapytała, wskazując na
dwie odwrócone donice po daktylowcach – W zasadzie to chyba powinnyśmy
porozmawiać…
- Zgadzam się! – odparła szybko Hermiona, po czym obrzuciła
wzrokiem donice – Od kilku dni przymierzałam się, żeby się z tobą spotkać!
Astoria uśmiechnęła się radośnie, a potem zaczęła czyścić
denka donic. Hermiona, uniosła tylko brwi, po czym wyciągnęła różdżkę i jej
pomogła.
- Przede wszystkim, chcę ci podziękować – powiedziała, gdy
już usiadły na tych nietypowych siedzeniach, co najwyraźniej w ogóle nie
przeszkadzało Astorii – To co ty i Draco zrobiliście dla Rose…
- Daj spokój! – zawołała natychmiast Astoria – Rose jest
dziewczyną Scorpiusa. W dodatku jest fantastyczna! – dodała, na co Hermiona
znowu się zdumiała – Gdybyś widziała jakie dziewczyny podsuwała mu matka
Dracona…
Hermiona parsknęła nerwowym śmiechem.
- Eee… To miłe, ale wiesz, Rose… jest dość…
- Jest wspaniała – ucięła Astoria z zachwytem – Właśnie tak
wyobrażałam sobie swoją synową!
Hermiona nie mogła wyjść z szoku, ale zdała sobie sprawę z
tego, że nie może słuchać z otwartymi ustami pochwał dla swojej córki, więc
szybko je zamknęła.
- To bardzo miłe – powiedziała – Za to Scorpius to cudowny
młody człowiek! – dodała zupełnie szczerze. Astoria cmoknęła z rozterką.
- Czasem ma głupie pomysły… - mruknęła niezadowolona. Hermiona
wbijała już sobie paznokcie w dłoń, żeby nie parsknąć śmiechem. Astoria Malfoy
była zupełnie wyjątkową personą.
- W każdym razie – powiedziała szybko Hermiona – To naprawdę
miłe, że Rose mogła spędzić u nas święta.
- Przyjemność po naszej stronie – Astoria uśmiechnęła się
szeroko – A może… - zamyśliła się – w przerwie wiosennej, odwiedzicie nas całą
rodziną?
Hermiona wzięła szybki wdech i mimowolnie spochmurniała.
- To chyba nie będzie możliwe – powiedziała, wpatrując się w
wielki bambus, który kołysał się leniwie w cieplarni, choć nie było tu wiatru.
- Coś się stało? – zapytała delikatnie Astoria. Hermiona zrobiła
bezradną minę. Z jednej strony siedziała z zupełnie obcą osobą, i nie miała
najmniejszej ochoty na zwierzanie się. Z drugiej, ta wiadomość i tak kiedyś się
rozejdzie, a rodzice Scorpiusa usłyszą o tym tak czy inaczej.
- Nie wiem czy Ron przyjmie wasze zaproszenie…
Astoria pokiwała głową ze zrozumieniem.
- No tak, wiem, że on i Draco mają… trudną przeszłość.
Hermiona tylko wzniosła oczy do nieba, na co Astoria prawie
parsknęła śmiechem.
- Przeszłość! – prychnęła – Dziecinne problemy!
Astoria pokiwała szybko głową.
- Faceci – dodała.
Hermiona westchnęła.
- Jest jeszcze jeden problem, przez który to spotkanie nie
byłoby zbyt miłe. Ja i mój mąż… bierzemy rozwód.
Astoria otworzyła usta ze zdumienia i wzięła głęboki wdech. A
potem bez zastanowienia wstała i objęła Hermionę, która aż sapnęła ze
zdziwienia.
- Tak mi przykro! – mówiła Astoria, klepiąc ją po plecach –
Mam nadzieję, że to nie przez sytuację z naszymi dziećmi?
Hermiona odczekała, aż pani Malfoy skończy ją pocieszać, i
usiądzie, a potem pozbyła się zdumionego wyrazu twarzy i pokręciła głową.
- Od dawna mieliśmy problemy. Ostatnia sprawa tylko
potwierdziła to, co czułam od dawna.
Astoria milczała przez chwilę.
- Wiesz obgadywanie takich rzeczy w cieplarni na
przewróconych doniczkach nie jest zbyt pocieszające – stwierdziła filozoficznie.
Hermiona nie wiedziała, co jej odpowiedzieć, w
końcu to był pomysł Astorii. Na szczęście ta mówiła dalej – Wpadnij dzisiaj
do drugiej części zamku, co? Napijemy się wina, które skonfiskowałam Draconowi,
ponarzekamy na twojego męża i zastanowimy się czy znam kogoś fajnego dla
ciebie!
Hermiona osłupiała.
- Ja… Tak, chętnie? – powiedziała, zdumiewając samą siebie.
- Jesteśmy umówione!
Hermiona podniosła się z donicy i coś jej się przypomniało.
- Wpadłaś tu jak burza… - powiedziała, marszcząc czoło –
Ktoś cię gonił?
- Eee… - Astoria wyglądała jak spłoszony pierwszak – Nie gonił,
bardziej… nachodził.
- Kto taki?! – zawołała oburzona. Po tym jak miła była dla
niej pani Malfoy, bardzo chciała jej się czymś odwdzięczyć. Astoria wstała ze
swojej donicy i skrzywiła się zawstydzona.
- Ian Warren. Ostatnio ciągle mnie odwiedza. I ja go
oczywiście lubię! – zapewniła Astoria – Ale Draco… Wiesz, on jest strasznie
zazdrosny i…
- Załatwię to – oświadczyła Hermiona.
- Och, nie! – zawołała Astoria – Nie chcę robić nikomu
problemów!
- Więc zamierzasz ukrywać się w cieplarniach?
Astoria zrobiła zamyśloną minę, jakby to rozważała, a
Hermiona parsknęła śmiechem.
- Wymyślimy coś wieczorem – obiecała jej, kierując się do
drzwi, a Astoria cała się rozpromieniła.
Pożegnały
się przy drzwiach wejściowych, i Hermiona skręciła do pokoju nauczycielskiego. Idąc,
myślała o Rose. Zawsze miała nadzieję, że gdy znajdzie odpowiedniego chłopca,
wyciszy się i ustatkuje. Cóż, właśnie zyskała pewność, że to się nie stanie…
*
- I co? – szepnęła Red. James wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia.
- O czym tak szepczecie, plotkary?! – w Wielkiej Sali
pojawiła się Jo, a James i Rose prawie spadli ze swoich krzeseł – I czemu
siedzisz przy stole Ravenclawu? – zapytała Jamesa – W dodatku nie dosiądziecie
się do Ala – dodała, bo właśnie zauważyła Albusa i Scarlett siedzących trochę
dalej – Hej, A…!
James w ostatniej chwili zdążył chwycić swoją dziewczynę tak,
że udało mu się zakryć dłonią jej usta i posadzić koło siebie.
- Co ty wyprawiasz, Potter?! – zawołała zdumiona. Rose
patrzyła na nią z mordem w oczach.
- Carter! – syknęła, kopiąc ją pod stołem – Niszczysz nam
plan szpiegowski!
Jo uniosła brwi najwyżej jak mogła.
- Albus miał ostatnio powiedzieć Scarlett, że mu się podoba
– wyjaśnił konspiracyjnie James. Jo cała się rozpromieniła.
- To on już wie? – zapytała radośnie. James skinął
niecierpliwie głową, wracając do podglądania brata, który niestety siedział
tak, że nie widzieli jego twarzy.
- I cooooo?! – zapytała przejęta Jo. Red zmiażdżyła ją
spojrzeniem.
- Nie wiemy, bo się napatoczyłaś i prawie wszystko zepsułaś!
– warknęła. Jo zrobiła niewinną minę, a potem razem z Rose i Jamesem zaczęła
wpatrywać się w Ala i Scarlett, prawie nie oddychając.
- Co wy, debile robicie?! – cała trójka podskoczyła jak
poparzona, gdy nad ich głowami zatrzymał się Scorpius.
- Uważaj na słowa, Malfoy – mruknął James, nie odrywając się
od swojej czynności.
- Obserwujemy Albusa i Scarlett – wytłumaczyła mu Jo, gdy
nachylił się i pocałował Rose.
- Aha – Scor usiadł na samym końcu i dołączył do nich – A
robimy to, bo Potter odkrył największą tajemnicę swojego życia, czy któreś z
nich jest szpiegiem Hurrlingtona?
- Tak – mruknęła Rose, nie zwracając na niego uwagi i cała
czwórka wlepiła w Ala i Scarlett świdrujące spojrzenia.
- Boję się ich – powiedziała Scarlett. Albus zerknął przez
ramie na drugi koniec stołu, gdzie wybuchła nagła konsternacja i Jo wsadziła
łokieć w nieswoją owsiankę, James zaczął go czyścić, a Rose i Scorpius
pogrążyli się nagle w ewidentnie pasjonującej rozmowie.
- Nie zwracaj na nich uwagi – mruknął Al, chociaż miał
ochotę walnąć ich klątwą – Zgadzasz się?
Scarlett spojrzała na niego z ironią.
- Na to, że zabierasz mnie nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po
co?
- Tak.
- Nie.
- Scar…
Blondynka pokręciła głową, jakby odganiała się od czegoś.
- W porządku! Ale jak mnie zabijesz, a mam wrażenie, że o to
ci chodzi… to pożałujesz!
Albus wyszczerzył się szeroko.
- Świetnie! Coś jeszcze…
- Już się boję…
- Tamci kretyni – wskazał za siebie palcem, nawet nie
odwracając się w stronę swojego brata i reszty – Chcą ci coś powiedzieć.
- Co?! – zdumiała się Scarlett i zrobiła przerażoną minę.
Albus spoważniał.
- Chodzi o… twój wypadek.
Scarlett przeraziła się jeszcze bardziej, ale udawała, że
jest w porządku.
- Ach, wiedziałam, że na tym ósmym piętrze to była Rose i Jo
– próbowała żartować, ale Albusa jakoś to nie bawiło.
- Chcieli się z tobą spotkać – dodał – Wszystko ci
wytłumaczą.
- Okej – zgodziła się ze strachem.
- A wieczorem zabieram cię… gdzieś! – dodał jeszcze Albus i
spojrzał na nią…. inaczej. Scarlett miała wrażenie, że się czerwieni.
- Poddaję się – wydukała.
- No i świetnie! – zawołał Al, chwycił grzankę, cmoknął ją w
czubek głowy i wstał od stołu.
Przed odejściem, spojrzał jeszcze na bandę podglądaczy i,
gdy Rose z nerwów przewróciła dzbanek z kawą a reszta rzuciła się, by jej
pomóc, pomachał im środkowym palcem, i gdy upewnił się, że go widzą, wyszedł spokojnie
z Wielkiej Sali.
*
James
nie nadawał się do poważnych rozmów i dobrze o tym wiedział. Dlatego, odkąd
ustalili, że ma pogadać z Louisem o Leah miał pustkę w głowie. No, ale kto inny
mógł to zrobić? Rose, która właściwie nie potrafiła rozmawiać z innymi ludźmi?
Albo Jo, która, gdy tylko zaczynało się z nią rozmawiać o uczuciach zamykała
się na cztery spusty?
Rad,
nie rad James skierował się po obiedzie do Wieży Krukonów i zaczął licytować
się z kołatką, która chyba uparła się, by go nie wpuszczać, bo zadała
najtrudniejsze pytanie na świecie.
- Pewnie się mylę, ale pasuje ci odpowiedź: „twoja stara”?!
– darł się James, gdy nie trafił za dziewiętnastym razem.
- Też bym tak strzelał – mruknął rozbawiony głos tuż za nim.
James odetchnął z ulgą, bo w jego stronę szedł nie kto inny jak Louis.
- Właśnie cię szukałem!
Louis podał mu rękę.
- Jakie było pytanie? – zapytał. James spojrzał morderczo na
kołatkę.
- Nieważne, chodźmy się przejść.
Louis wzruszył ramionami i dołączył do niego.
- Coś się stało? – zapytał, przyglądając mu się z ukosa.
James kiwnął powoli głową.
- Chodzi o… Leander.
Louis mocno się zdziwił, ale nic nie powiedział, tylko
czekał aż James wyjaśni o co mu chodzi.
- Powiem ci coś, ale nie możesz tego rozpowiadać – oznajmił
James, mierzwiąc sobie włosy, co znaczyło, że jest mocno zdenerwowany – W
Hogwarcie przebywa szpieg Hurrlingtona. Próbuje wytropić pewną sprawę, która
jest mu do czegoś bardzo potrzebna…
- Skąd o tym wiesz? – zainteresował się Louis. James
uśmiechnął się z ironią.
- Wrodzona ciekawość. Poza tym moja dziewczyna to zawodowy
szpieg.
- Może to ona pracuje dla Hurrlingtona? – zaśmiał się Louis.
James udawał, że się zastanawia.
- Nie zdziwiłbym się – burknął, na co Weasley parsknął
śmiechem – W każdym razie – podjął James, poważniejąc – odkryliśmy ostatnio coś
podejrzanego. Tą samą sprawą, którą interesuje się Hurrlington, interesuje się
też… Leah.
Louis zwolnił. James miał wrażenie, że myśli o czymś bardzo
intensywnie.
- Jesteś pewien?
James pokiwał powoli głową.
- Inaczej bym ci nie mówił.
Teraz Louis skinął głową.
- Dzięki – powiedział zatrzymując się – sorry, stary ale
muszę…
- Jasne – odparł szybko James, patrząc na niego ze
zmartwieniem – trzymaj się.
Louis machnął niecierpliwie głową, odwrócił się i odszedł, a
James ruszył powoli z powrotem, modląc się w duchu, by Leah Leander okazała się
być po prostu tak ciekawska jak Jo.
*
Było po
dziesiątej, w zamku panowała senna cisza i tylko w Pokojach Wspólnych tliły się
jeszcze ciche rozmowy. W Gryffindorze kilka osób grało w gargulki, a
pierwszoroczni piekli pianki w kominku, rozmawiając o czymś niezbyt głośno.
Dakota czytała podręcznik Zaklęć z piątej klasy, bo poprzedniego dnia przyśniło
jej się, że ten materiał będzie na Owutemach. Prawie podskoczyła w fotelu, gdy
usłyszała czyjś głos tuż przy uchu.
- Dobry wieczór, Scott – Jesse stał tuż za nią i wpatrywał
się w nią jak zwykle dość bezczelnie.
- Nikogo tu nie ma! – zaśpiewała do siebie Dakota, wracając
do lektury. Ku jej zdumieniu Jesse obszedł fotel, stanął nad nią i wyjął jej
książkę z dłoni.
- Chodź ze mną.
Dakota przymknęła oczy.
- Atwood, nie interesuje mnie co zniszczyłeś w tym zamku, co
ukradłeś, albo kogo zabiłeś. Masz oficjalne pozwolenie na dewastowanie czego
zechcesz! – oświadczyła tak sfrustrowana, że prawie zaczęła się trząść.
- Świetnie! – stwierdził Jesse, a potem nachylił się i
chwycił ją za rękę, szybkim ruchem stawiając ją na nogi.
- Co ty wyprawiasz?!
- Mogę robić co chcę, prawda? No więc zabieram cię gdzie
chcę!
- Po co?! – warknęła – Nie dam ci szlabanu i nie zabiorę
punktów, więc…
- Przymknij się, co? – zapytał z nadzieją, ciągnąc ją za
sobą.
- Nigdzie z tobą nie idę! – darła się Dakota, zwracając na
nich uwagę całego domu. James, który grał z Fabianem w karty w kącie salonu
posłał im pytające spojrzenie. Jesse nie zwracał na niego uwagi, ale Dakota
zaczęła rozważać poproszenie go o pomoc. Jesse odwrócił się do niej i
przystawił usta do jej ucha.
- Idziesz ze mną, albo powiem wszystkim, że się ze mną
całowałaś!
Na twarzy Dakoty wykwitły dwie wielkie, czerwone plamy i
natychmiast się zapowietrzyła.
- Ty kretynie! Sam mnie pocałowałeś! I nie waż się nikomu
mówić! – syknęła szybko. Jesse uniósł brwi.
- A więc idziesz ze mną?
Dakota zagryzła wargi, wyrwała mu swoją rękę, a potem
wyminęła go i ruszyła portretu Grubej Damy.
- Jest po dziesiątej! Nie mamy prawa tu być! – szeptała
rozzłoszczona, gdy szli korytarzem. Jesse włożył ręce do kieszeni i przyglądał
jej się z uwielbieniem.
- Dokładnie! Łamiesz regulamin, Scott. Tego ci trzeba!
Dakota przystanęła.
- TO jest twój plan?! Nie możesz mnie denerwować swoim
łamaniem prawa, więc każesz to robić mi?!
Jesse pokręcił głową ze znudzeniem.
- Kiedy przestaniesz sobie wmawiać, że chcę ci zrobić coś
złego? Jedyne o co mi chodzi to, żebyś się rozluźniła.
- Jestem wyluzowana. – wycedziła przez zaciśnięte zęby, cała
się trzęsąc.
- Och tak – mruknął rozbawiony – jesteś wyluzowana jak
grudka kleju.
I ruszył przed siebie, łapiąc ją za rękę. Dakota nie ruszała
się z miejsca.
- Atwood, błagam cię, daj mi spokój!
Jesse znowu się zatrzymał.
- W porządku! – powiedział – Pod jednym warunkiem – Dakota
uniosła brwi z nadzieją – Przejdziesz się ze mną po tym cholernym zamku.
Złamiesz kilka punktów regulaminu i jeśli powiesz mi… szczerze… że ci się nie
podobało już nigdy się do ciebie nie zbliżę!
Dakota ważyła jego propozycję.
- Obiecujesz?
Odpowiedziało jej wściekłe spojrzenie.
- Zgoda!
- Aby przypieczętować umowę, musisz mnie pocałować…
- Ruszaj się, kretynie! – warknęła wyrywając swoją rękę i
wyprzedzając go. Jesse powlókł się za nią.
To była
najdziwniejsza przechadzka w jej życiu. Przez całą drogę czuła gorącą kulę
przerażenia w gardle. Aż bała się pomyśleć, co by było, gdyby ktoś ich
przyłapał… Ich! Ją! Prefekt Naczelną, która w życiu nie straciła ani jednego
punktu!
Jesse
zaprowadził ją na Wieżę Astronomiczną, tajnym przejściem, w którym musieli trzy
razy chować się do wnęk w ścianie, bo przechodzili tamtędy aurorzy. Potem
pobiegli do kuchni i wykradli z niej dwie butelki piwa kremowego, a Atwood
uparł się, by wypili je w…
- Nie.
- Taka była umowa.
- Chyba cię porąbało, jeśli sądzisz, że włamię się do
gabinetu któregoś profesora! – darła się Dakota, zapominając, że muszą być
cicho. Jesse pstryknął ją w nos.
- Oczywiście, że się włamiesz. W rzeczywistości jesteś
spragnioną wolności dziewczynką.
Nie miała pojęcia jak ma zareagować, więc po prostu
odwróciła się na pięcie i ruszyła do Gryffindoru.
- Komu najpierw powiedzieć, że całujemy się przy każdej
okazji i, że widziałem cię nago? – zapytał niefrasobliwie Jesse. Dakota
zatrzymała się natychmiast.
- Nie widziałeś mnie nago! – warknęła siniejąc ze złości.
Jesse zrobił zdumioną minę.
- Więc skąd mam twój nagi portret?
Bezsilny okrzyk wydarł się z jej gardła, gdy minęła go z
furią i prawie biegiem ruszyła na drugie piętro.
- Profesora Longbottoma nie ma w zamku! – syknęła i ruszyła
tak szybko, że ledwie ją dogonił.
- Twoje zdrowie, Scott! – Jesse leżał rozwalony na kanapie
Neville’a, a Dakota piła swoje piwo tak szybko, że prawie się nim zachłysnęła.
- Nie możesz usiąść? – zapytał rozluźniony Jesse.
- Nie możesz zostać pożarty przez kałamarnicę? – zapytała
Dakota spod drzwi, w których spodziewała się w każdej chwili zobaczyć samą
McGonagall. Jesse zarechotał.
- Kto by cię wtedy doprowadzał do szewskiej pasji, kotku?
Nie zniżyła się do odpowiedzi.
- Wypiłam! – zawołała chwilę później, machając pustą
butelką. Jesse zmierzył ją spojrzeniem, pokręcił głową, ale wstał z sofy.
- Wygrałaś, wracamy… - i otworzył jej szarmancko drzwi.
Przez
całą drogę powrotną nie odezwali się do siebie ani słowem, ale gdy znaleźli się
przed portretem Grubej Damy, Jesse nagle chwycił ją w pasie i jednym ruchem
przycisnął do ściany.
- Ściemniasz, Scott – oznajmił z ustami na jej nosie.
- O czym ty bredzisz? – prychnęła.
- Podobało ci się!
Dakota zaśmiała się złośliwie.
- Och tak, lepsza mogłaby być tylko wycieczka na cmentarz z
grabarzem!
Jesse nie dał zbić się z tropu.
- Mów co chcesz, widziałem twoją minę na Wieży
Astronomicznej.
- Masz różne zwidy, Atwood, tak się dzieje jak się pali za
dużo skrzeloziela…
Jesse uśmiechnął się szeroko tuż przed jej nosem. Ale nic
już nie powiedział, a tylko pochylił się niżej i musnął, prawie niewyczuwalnie
jej usta. A potem puścił ją i odsunął się.
- Wygrałaś, Scott – powiedział poddając się – Obiecałem, że jeśli
ci się nie spodoba, dam ci spokój. Od dzisiaj nawet na ciebie nie spojrzę.
I jakby chciał to od razu udowodnić, odwrócił od niej wzrok,
podał hasło Grubej Damie i wszedł do środka.
Dakota osunęła
się po ścianie i usiadła na zimnej posadzce. Jak ona go nie znosiła!!! Nie
mogła uwierzyć, że zmusił ją by złamała regulamin! Było po jedenastej, a ona
przebywała poza swoją wieżą! Dobrze, że da jej w końcu święty spokój.
Przynajmniej nie będzie z nim więcej biegać po zamku nocą. To było głupie,
nieodpowiedzialne i tak cholernie podniecające!
CO?!
Dakota ukryła twarz w dłoniach i szybko pokręciła głową. Co jej odbiło?! Czemu
przyszło jej to do głowy?!
Ale nie mogła przecież okłamywać
samej siebie… To była najbardziej szalona rzecz jaką w życiu zrobiła. I nie
chciała nawet myśleć, że więcej się nie powtórzy…
*
Louis
walczył ze sobą przez cały dzień. Stwierdził, że prześpi się z tym co
powiedział mu James, ale choć było już późno, wiedział, że tej nocy nie zmruży
oka. Wstał i ubrał bluzę, a potem wyszedł z dormitorium.
Wiedział,
że nie dostanie się do Wieży Gryffindoru i nawet nie zamierzał próbować. Po
prostu nie mógł wysiedzieć w jednym miejscu. Zszedł do Sali Wejściowej i wyjął
różdżkę, rozglądając się uważnie. Wobec tego, co powiedział mu dzisiaj James,
wcale nie pocieszył go fakt, że bez problemu wydostał się na zewnątrz.
Owiał
go zimny wiatr, więc zaciągnął kaptur i ruszył przed siebie. Nie chodziło nawet
o to, czego dowiedział się James. Od dawna czuł, że to co ukrywa Leah to nie
drobnostka. I te jej ciągłe łażenie po zmroku. O ironio! Louis prawie
zachłysnął się powietrzem, gdy zobaczył dobrze znany cień zmierzający w jego
stronę. A może to jego pobudzona wyobraźnia podsuwała mu takie obrazy?
Ale
nie… chwilę później był już pewny, że wzrok go nie myli. Ze strony Zakazanego
Lasu zmierzała w jego stronę Leander.
- Chyba kpisz! – zawołał wściekle. Leah spojrzała w jego
stronę i skierowała się do niego.
- Błagam, Weasley – mruknęła wyraźnie sfrustrowana – błagam,
nie zdawaj mi żadnego pytania, na które ci nie odpowiem.
Ale po raz pierwszy odkąd się poznali, Louis nie widział w
niej pięknej, zagubionej dziewczyny, ale dorosłą kobietę, która podejmuje w
życiu własne decyzje.
- Nie możesz mnie o to prosić – powiedział oschle – Powiedz
gdzie byłaś.
- Wiesz, że nie mogę! – zawołała wściekle, stojąc dokładnie
naprzeciw niego.
- Bo co? – warknął Louis – Masz problemy z rodzicami… Może z
kimś jeszcze? Kojarzysz nazwisko sir Hurrlingtona?
Leah przymknęła na moment oczy, a potem wzięła głęboki
oddech.
- Chcesz poznać odpowiedź na to pytanie? – zapytała bardzo
powoli, ciężkim głosem. Louis przestąpił z nogi na nogę, czując, że za chwilę
po prostu wybuchnie.
- Co robiłaś w Zakazanym Lesie?
Leah patrzyła na niego poważnie.
- Moi rodzice są po jego stronie. Cała moja rodzina stoi za
Hurrlingtonem.
Louis bardzo powoli trawił tę informację.
- Co robiłaś w Lesie?
- Spotkałam się z ojcem. Robię to od dawna.
- Po co?
- Jeśli ci powiem, zginiesz.
Louis zaśmiał się szyderczo.
- Przestań mi grozić, Leander!
Leah pokręciła szybko głową.
- Nie grożę ci, Lou. Mówię prawdę, jeśli mój ojciec dowie
się, że wiesz czemu tu przybywa, zabije cię.
Louis wpatrywał się w nią bardzo długo.
- Szpiegujesz kogoś dla Hurrlingtona? – zapytał w końcu.
Leah nawet na moment nie spuściła wzroku. Patrząc mu prosto w oczy, powoli
pokręciła głową.
- Nie.
- Nie wierzę ci.
Leah przymknęła na moment powieki, a gdy je otworzyła już go
nie było.
*
Scarlett
trzęsła się ze strachu. Gdyby nie to, że Al szedł tuż koło niej, pewnie
dostałaby zawału. Dochodziła północ, a oni wędrowali sobie w najlepsze do
lochów.
- Al, ja się boję… - powiedziała Scarlett, gdy ogarnął ich
chłód i znaleźli się w nieprzeniknionych ciemnościach. Albus nic nie
odpowiedział, tylko wziął ją za rękę i wyjął różdżkę, którą zaczął oświetlać
drogę.
Na
szczęście, nim Scarlett dostała zawału, gdy znaleźli się w lochach, skręcił do
pierwszej klasy, którą mijali.
- Klasa Eliksirów? – zdumiała się, gdy Al pchnął drzwi i
zamknął je za nimi. Ale Potter znowu jej nie odpowiedział, tylko zaczął machać
różdżką, zapalając pochodnie.
Scarlett
wpatrywała się w niego z rządzą mordu. Gdy ciągle nie zwracał na nią uwagi,
prychnęła wściekle i podeszła do niego tak blisko, że musiał się nią
zainteresować.
- Co my tu robimy?! – wrzasnęła głośno. Albus spojrzał na
nią i włożył różdżkę do kieszeni.
- Tu się poznaliśmy.
Oczy Scarlett rozszerzyły się gwałtownie.
- Co?!
- Sześć lat temu zamieniliśmy tu ze sobą pierwsze słowa.
Rose tak mnie denerwowała, że szukałem wolnego miejsca i usiadłem koło ciebie.
Powiedziałaś, że masz grypę i, że nie radzisz mi siadać koło siebie.
- Al… - bąknęła – Pamiętasz to?
- Powiedziałem, że zaryzykuję – kontynuował Albus – Dwa dni
później miałem trzydzieści dziewięć stopni gorączki i drgawki.
Oczy Scarlett zaszkliły się i zaczęła szybciej oddychać.
- Co my tu robimy?
Albus zbliżył się jeszcze trochę i objął ją delikatnie.
- Wiszę ci sześć lat – powiedział z lekko zażenowanym
uśmiechem – Postanowiłem je odrobić od samego początku.
Scarlett nie wiedziała co powiedzieć.
- Al… A co z… z Jo?
Albus wzruszył ramionami.
- Nic. Był taki dzień, kiedy jej widok niczego we mnie nie
wywołał. I nie miało to nic wspólnego z tym, że zaczęła się spotykać z Jamesem
– wtrącił z powagą – a bardzo dużo z tym, że ty powiedziałaś mi… to co mi
powiedziałaś.
Scarlett znowu się zawstydziła i spuściła wzrok.
- Wszystko się wtedy zmieniło – mówił dalej.
- No tak – mruknęła Scarlett – odkryłeś pokłady dziewczyn w
zamku…
Albus spojrzał na nią przepraszająco.
- Wybaczysz mi kiedyś? – zapytał, łapiąc ją za podbródek –
Wybaczysz mi, że byłem kretynem przez sześć lat?
Scarlett zerknęła na niego z ukosa.
- To zależy co jest teraz.
Albus zaśmiał się wesoło.
- Teraz chcę z tobą być. Bądź ze mną, Scarlett…
Patrzyła na niego, jakby bała się tego co mówił. Jakby bała
się własnych marzeń.
- To wszystko brzmi naprawdę nieźle – powiedziała – ale…
- Masz rację – przerwał jej – Nie ma sensu gadać.
Jak
smakuje ktoś kogo od wielu lat pragniesz, powie ci tylko ten, kto był na tyle cierpliwy,
by na niego poczekać. Albus pochylił się i położył jej ręce w talii, delikatnie
przesuwając palcem po kawałku skóry, który odsłaniała jej bluzka. Przyłożył
twarz do jej twarzy i ucałował jej usta. Serce waliło mu jak młot, nogi miał
jak z waty, ale nie wyobrażał sobie, by mógł się od niej oderwać.
Gdy
rozchyliła usta, miał wrażenie, że w jego krwi płynie lawa. Przyciągnął ją
bliżej i pocałował mocniej. Jego ręce zabłądziły na jej plecach a Scarlett
jęknęła cicho. Al oderwał się na moment, żeby na nią spojrzeć. Śmiała się.
- Okej, masz gadane – powiedziała, obejmując go nieśmiało.
Albus pocałował ją w policzek i nie odrywał już od niej ust.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – śmiała się wciąż
Scarlett.
Albus
mruknął potakująco, a potem zaznaczył długi ślad od jej ucha do roześmianych
ust.