:)
Nie żałuję
Dochodziła pierwsza i śnieżyca zerwała się nad Doliną
Godryka. Na dworze hulał wiatr, a ciężkie płaty śniegu przykrywały domy i
drogi. W domu Potterów było już zupełnie cicho, i słychać było tylko odgłosy
śnieżnej burzy.
Albus
nie mógł spać. Obecność Jo przypominała mu o tym, że jest samotny i nie
napawało go to radością. Ona i James byli szczęśliwi, Rose i Scorpiusowi wróżył
najwyżej jeszcze dwadzieścia lat totalnej wojny, po której i tak będą razem, i
tylko on będzie miał wiecznego pecha do kobiet. Nagle przed oczami stanęła mu
Scarlett i zaczął o niej myśleć. Ciekawe jak się czuje… Napisze do niej jutro z
samego rana... do którego nie wytrzyma…
Podniósł
się i wstał z łóżka, a potem podszedł do biurka. Uniósł na moment głowę, bo
odgłosy śnieżycy stały się tak wyraźne, że miał wrażenie, że ktoś łomocze do
drzwi. Wyjął z szuflady pergamin i sięgnął po pióro. Wygładził papier i wycelował
w niego piórem, po czym zamarł z ręką w powietrzu.
CO ma
jej napisać? Przecież wie, że się o nią martwi… że myśli o tym jaka jest pięk…
Co z tą
burzą?! Obrócił się w kierunku drzwi. W życiu nie słyszał, by śnieg tak walił w
szyby. Zaraz… To chyba nie śnieg.
Al
zerwał się z miejsca i wypadł na korytarz, gdzie spotkał się z opatuloną w koc
Jamesa Jo.
- Wiecie, że ktoś puka do drzwi? – zapytała na wpół
przytomnie. Al kiwnął głową i dał jej znak, żeby szła za nim. Nie zrobili nawet
dwóch kroków, gdy drzwi do pokoju Jamesa otworzyły się na oścież.
- Co wy tu…?! – wydusił z siebie, obrzucając ich morderczym
spojrzeniem. Albus popukał się w czoło.
- Ktoś wali do wejścia! – syknął i przyłożył palec do ust,
bo byli niedaleko sypialni Ginny. James odetchnął, a Jo pokazała mu środkowy
palec, po czym ruszyli za Albusem po schodach.
Łomotanie
stało się tak napastliwe, że w holu Al prawie zaczął biec w obawie, że ktoś
zaraz wywali ich drzwi wejściowe. Jo i James dopadli do nich chwilę po Albusie,
gdy ten otwierał je w najwyższym szoku.
Na
ganku stała Rose. Miała na sobie płaszcz, którym próbowała zakryć szyję i
głowę, ale i tak były przysypane grubą warstwą śniegu. Jej policzki i ręce były
krwisto czerwone, a ona cała dygotała, jakby dostała jakiegoś ataku.
- RED!!! – ryknął Al i szybko wciągnął ją do środka, gdzie
razem z nią wpadł chyba kilogram śniegu.
- Rose, co ty tu robisz?! – zawołał zdumiony James, który
razem z Jo odsunął się, by zrobić jej miejsce. Wszyscy troje wpatrywali się w
nią z obłędem w oczach.
Rose
wciąż trzęsła się z zimna i wyglądała, jakby przepłakała dobrych kilka godzin.
Odgarnęła z twarzy włosy i śnieg, a potem wyprostowała się i powiedziała:
- Odwiedzam rodzinę w święta, to się nazywają maniery, James – Jo i Al wymienili
zdumione spojrzenia, a potem Jo zrobiła krok w jej stronę.
- Daj mi płaszcz, strasznie zmarzłaś! – i pomogła jej się rozebrać,
co nie było proste, bo Red potwornie się trzęsła.
- Rose – odezwał się Al tonem, który wskazywał, że jego
cierpliwość się skończyła – Co. Się. Stało?!
Jego kuzynka posłała mu obrażone spojrzenie, a potem
zwiesiła głowę.
- Ojciec wyrzucił mnie z domu.
- CO?!
- Niemożliwe!
- Chyba żartujesz!
- Za co?
Ten ostatni głos nie należał do żadnego z nich i cała
czwórka obróciła się jak na zawołanie. W holu stała Ginny i patrzyła na swoją
bratanicę ze zmartwieniem. Rose wzruszyła ramionami. Podczas, gdy Potterowie i
Jo gapili się na nią z otwartymi ustami, Red westchnęła i minęła ich bez słowa,
wkraczając do salonu, gdzie zapaliła sobie światło i zajęła fotel. Al, James,
Jo i Ginny weszli za nią.
- Carter, potrzebujesz tego koca? – zapytała z dumą Rose. Jo
spojrzała w dół i pokręciła szybko głową. Była tak zaabsorbowana jej
pojawieniem się, że zapomniała jak musi być jej zimno. Red wyciągnęła rękę i okryła
się kocem, a potem zagłębiła w fotel z miną człowieka, który przysięga sobie,
że nie wstanie z niego do końca życia.
- Rose – odezwała się Ginny – Możesz nam powiedzieć dlaczego
mój brat wyrzucił cię z domu?
Choć bardzo starała się to powstrzymać, oczy Red zaszły
łzami. Ale kiedy się odezwała, brzmiała jak normalna Rose – zdystansowana i
trochę szalona.
- Powiedziałam mu o Malfoy’u.
Jo, James i Albus wydali z siebie identyczne westchnięcie
zrozumienia, ale Ginny pokręciła głową.
- O jakim Malfoy’u? I co z nim?
- Ja i syn Draco się spotykamy.
Ginny na moment zaniemówiła i przestała nawet mrugać. Ale
szybko obudziła się z marazmu i odchrząknęła.
- Cóż, to faktycznie dość… zaskakująca nowina – stwierdziła,
ale gdy usta Rose uformowały się w dziubek, szybko dodała – I bez znaczenia!
Twój chłopak może się nawet nazywać Riddle! – oznajmiła.
- Tata tak nie uważa – wymamrotała Red. Ginny nagle zerwała
się z miejsca i obróciła w stronę ganku.
- Nie obudźcie Lily. I zróbcie Rose herbaty – powiedziała w
stronę swoich synów i Jo, a potem ruszyła do holu. Chwilę później usłyszeli
trzaskanie drzwi.
- Naprawdę cię wyrzucił? – zapytał James, siadając na
kanapie. Rose pokiwała głową.
- No… Powiedział, że mam „zejść mu z oczu”.
James i Albus wymienili spojrzenia.
- Czyli cię nie wyrzucił – mruknął James, a gdy Rose
wycelowała w niego mordercze spojrzenie, szybko się uśmiechnął – Ale oczywiście
wujek Ron przesadził!
Jo podeszła do Rose i przysiadła na kraju jej fotela.
- Naprawdę powiedziałaś mu o Scorze…? To coś… wielkiego.
Rose nic nie powiedziała, tylko uniosła wyżej koc, tak, że
zakrywał ją prawie po sam nos i zamknęła oczy. Nigdy nie widzieli jej w takim
stanie. Jo i James patrzyli po sobie bezradnie, bo żadne z nich nie wiedziało
jak podnieść na duchu Red – tę, która nigdy się nie łamała.
Rose
pociągnęła nosem, i Albus zerwał się z miejsca, a potem bez słowa przeszedł
pokój i stanął nad nią pomagając jej wstać. W milczeniu objął ją mocno i
przytulił. Rose wyglądała jakby tego jej było trzeba, bo po chwili odsunęła się
od Albusa i powiedziała złośliwie:
- Mam spać z Jo, czy bezwstydnie przebywa w pokoju Jamesa
przed ślubem?
*
Ta sama
śnieżyca, która hulała po Dolinie Godryka, straszyła w wioskach obok. Ale w
domu państwa Weasley’ów chyba nawet nie zauważono, że pada śnieg.
- JAK MOGŁEŚ?! TY PODŁY…
- JA?! JAK TY MOGŁAŚ NIE WIEDZIEĆ CO WYRABIA TWOJE DZIECKO,
MAJĄC JE POD NOSEM?!
- A CO TAKIEGO WYRABIA?!
- ZADAJE SIĘ Z TYM… TYM…
Hugo
dawno zamknął się w swoim pokoju, którego podłogą targało teraz echo awantury
Rona i Hermiony. Pan Weasley stał nad stołem i od czasu do czasu uderzał w
niego zaciśniętą pięścią. Jego żona chodziła po całym pokoju, z rozwianymi
włosami i ognistym wzrokiem.
- Nawet nie wiemy gdzie ona jest! – ryknęła, wskazując na
okno, gdzie jak dopiero zauważyli panowała śnieżna burza.
- Nie histeryzuj! – ofuknął ją Ron – Jest u Ginny, zawsze
tam ucieka!
Hermiona zmiażdżyła go spojrzeniem, ale Ron miał coś jeszcze
do powiedzenia:
- No, chyba, że poleciała do dworku Malfoy’ów!
Hermiona zatrzymała się w miejscu, a potem obróciła na
pięcie i podeszła do niego z oszałamiającą prędkością, po to, by dźgnąć go
palcem w pierś.
- KIEDY TY DOROŚNIESZ?! Rose nie może mieć chłopaka, bo
Draco przezywał cię w szkole?!
Ronowi natychmiast poczerwieniały uszy i wbił w nią
sztyletujące spojrzenie.
- Rose może mieć jakiegokolwiek chłopca zechce! Nie
rozumiesz?! Ona to robi SPECJALNIE!
Hermiona zrobiła minę, jakby nie wierzyła w to co słyszy.
- Czy ci rozum odjęło?! – wrzasnęła – Uważasz, że twoja
własna córka chce ci zrobić na złość?!
Ron wyglądał na zmieszanego i chyba żałował, że to
powiedział, ale nie przyznał się do tego.
- Malfoy był śmierciożercą! – zawołał triumfalnie –
ŚMIERCIOŻERCĄ, Hermiono! Jego ciotka torturowała cię w jego domu! Jego ojciec
próbował zabić Harry’ego a…
- …a jego matka uratowała mu życie! – wpadła mu w słowo
Hermiona, z oczami błyszczącymi szaleństwem – Jakie to ma znaczenie?!
- Takie, że nie pozwolę, by Rose miała cokolwiek wspólnego z
tą rodziną!
Hermiona rozszerzyła gwałtownie oczy i zrobiła dwa kroki w
tył.
- Nie pozwolisz? – powiedziała o wiele ciszej, ale tym razem
w jej głosie było coś, co przestraszyło Rona o wiele bardziej od całej tej
awantury – Nie pozwolisz córce być szczęśliwą, bo masz swoje cholerne
uprzedzenia?
- Uprzedzenia! – prychnął histerycznie Ron, zrywając się z
miejsca, jakby chciał do niej podejść, ale szybko zrezygnował – To są fakty,
nie uprzedzenia!
Hermiona pokręciła głową.
- Nie, Ron. To jest przeszłość! A ty jesteś ostatnią osobą,
która może ją komukolwiek wypominać.
Ron wyglądał na zdumionego.
- Co ty wygadujesz?! Nie mam prawa mówić o tym jaką
szumowiną był Malfoy i cała jego rodzina? Bo co? Och, tak! – zawołał z udawanym
przejęciem – Bo tylko pomogłem zabić Voldemorta!
- Teraz wypowiadasz jego imię, co? – prychnęła Hermina, na
co jej mąż po raz kolejny uderzył dłonią w stół. Nie zwróciła na to uwagi –
Mówię o tym, że wiecznie kogoś zostawiasz. Tak! – zawołała, widząc, że jego
oczy rozszerzają, a na policzki wstępują coraz ciemniejsze plamy – Zostawiłeś
mnie i Harry’ego, gdy szukaliśmy horkruksów! A teraz zostawiasz własną córkę.
Ron wykonał taki ruch, jakby właśnie dostał w twarz.
Hermiona przełknęła ślinę, ale nie cofnęła się.
- Po tych wszystkich latach… - wycharczał Ron.
- No właśnie, Ron! – ryknęła – Minęło tyle lat, czemu nie
odpuścisz?!
Pokręcił głową.
- Może wyżalisz się Harry’emu?
Hermiona uśmiechnęła się, robiąc przy tym taką minę, jakby
czekała na to zdanie.
- Dawno nie używałeś tego argumentu, co?
Ron już otwierał usta, ale w tym momencie rozległ się hałas
w holu i oboje rzucili się do drzwi, w nadziei, że to Rose.
Ale w
ganku stała Ginny, z mokrymi od śniegu włosami i wściekłą miną. Nie przywitała
się z nimi, tylko podeszła prosto do Rona, a potem wsadziła mu pięść w żołądek.
Podczas, gdy jej brat zwijał się z bólu, Ginny zmierzyła wzrokiem Hermionę i
dopiero gdy doszła do wniosku, że nie jest niczemu winna, powiedziała do niej:
- Rose jest u mnie. I tam zostanie – dodała groźnie, znów
odwracając się do Rona, który wpatrywał się w siostrę z żądzą mordu.
- Dziękuję, Ginny – odezwała się Hermiona – Rano z nią
porozmawiam.
- Ty? – prychnęła pani Potter – Z tego co mi wiadomo to ten
kretyn powinien przeprosić Rose!
Ron ryknął wściekle, pewnie czując się osaczony.
- Nie będziesz mi mówić co mam…!
- Nie – przerwała mu beznamiętnie Ginny, patrząc na niego
jak na karalucha – Nic ci nie będę mówić, zabiorę tylko rzeczy twojej córki,
skoro wyrzekasz się jej z powodu durnych urazów!
I obserwując jak twarz Rona tężeje ze zdumienia i smutku,
skierowała się na schody i weszła na piętro, gdzie zniknęła w drzwiach pokoju
Rose.
Ron i
Hermiona wpatrywali się w siebie w milczeniu.
- Ona ma rację – powiedziała drżącym z furii głosem Hermiona
– Musisz iść po Rose.
Ale Ron wyglądał jak człowiek, który coś sobie postanowił.
- Nie. Wiedziała, że nienawidzę tej rodziny a mimo to…!
- Zamknij się – powiedziała po prostu Hermiona – Nie chcę
tego słuchać. To koniec… - dodała twardym głosem. Ron skinął głową.
- Jest bezpieczna, więc masz racje. Możemy skończyć tę durną
dyskusję i…
- Nie, Ron – przerwała mu Hermiona – Nie to miałam na myśli.
Mam dość ciebie. Ciągle się poddajesz. Przestałeś być aurorem, żeby prowadzić
kretyński sklep z zabawkami! Rezygnujesz z córki, bo jesteś obrażony za szkolne
wyzwiska! Rose nie wróci na święta przez ciebie, i wiesz co? Ja też ich z tobą
nie spędzę. Ani tych ani następnych.
Z oczu Hermiony popłynęły łzy, które szybko wytarła, a potem
odwróciła się i odeszła, zamykając za sobą drzwi. Ron miał wrażenie, że jego
nogi są ze stali, bo nie mógł oderwać ich od ziemi. Ale minęła chwila, usłyszał
kilka trzaśnięć drzwiami, obudził się i ruszył z miejsca.
*
Rose
obudziła się, gdy było jeszcze ciemno. Ciężka bryła na sercu przypomniała jej
co się stało i nakryła się szczelniej kołdrą, pragnąc jak najszybciej znowu
zasnąć. Ale nie mogła. Przeleżała tak do rana, i gdy z kuchni Potterów zaczęły
dochodzić poranne odgłosy, wstała i zeszła na dół.
Przy
stole siedział już James i Jo, a Albus parzył herbatę.
- Al… - Rose weszła do kuchni, pełnym godności krokiem i
skinęła mu głową – Jomes…
Jo i James spojrzeli na siebie ze zdumieniem, po czym James
parsknął śmiechem, a Jo otworzyła usta jakby usłyszała właśnie obelgę.
- CO?! – warknęła do Rose, która zajmowała miejsce przy
stole.
- Tacy jesteście słodziutcy, że wymyśliłam wam pseudonim –
odparła filozoficznie. James śmiał się wesoło, Albus dostał napadu
niekontrolowanego chichotu, a Jo wyglądała jak bardzo nieszczęśliwy człowiek.
- Jak się czujesz? – zapytał Albus Red, stawiając przed nią
kubek parującej herbaty.
- Okropnie. Twoje łóżko jest niewygodne.
Albus zagryzł zęby.
- Ależ nie musisz mi dziękować za to, że odstąpiłem ci
pokój!
Rose go zignorowała, przyglądając się jego spodniom i
bluzie.
- Szybko się ubrałeś – zauważyła, zerkając na Jo i Jamesa,
którzy wciąż siedzieli w dresach, w których spali. Nie wiedzieć czemu Al nagle
się zmieszał.
- Bo się ubrałem! – zawołał zdenerwowany – Nie mogę się
ubierać we własnym domu?! – Rose i Jo wymieniły szybkie spojrzenia, a James
przyglądał się bratu podejrzliwie.
- Ciocia i Lily jeszcze śpią? – zagadnęła Rose, która wciąż
starała się brzmieć normalnie, chociaż wyglądała na załamaną. Al pokiwał głową,
jakby zadowolony ze zmiany tematu.
- Mama wróciła bardzo późno – powiedział, zerkając na drzwi
do salonu – Przywiozła twoje rzeczy – Rose odchrząknęła, jakby nie chciała tego
komentować – A Lily jak zwykle śpi do dwunastej – dodał szybko Albus, nie chcąc
zmuszać Rose do rozmowy, na którą najwyraźniej nie miała ochoty, i znowu
spojrzał na drzwi.
- Dziwnie się zachowujesz – stwierdziła Rose, biorąc łyk
herbaty. Al wymamrotał coś pod nosem, a potem wstał od stołu i zaczął zmywać.
James, Jo i Rose przypatrywali mu się z mieszaniną zdziwienia i rozbawienia,
póki wszystkich czworo nie wyrwał z zadumy tajemniczy hałas w salonie.
- Pewnie Lily coś rozwaliła… - mruknął James.
- Przecież ona nie wstaje przed obiadem! – zdumiała się Rose
i wstała od stołu. Jo i James zrobili to samo, ale Al, który obrócił się
błyskawicznie od zlewu zatrzymał ich gestem.
- Lepiej zostańcie tutaj…
Rose
wmaszerowała do bawialni, gdzie unosił się właśnie charakterystyczny dym
Proszku Fiuu. A stał w nim nie kto inny jak Scorpius.
Miał na
sobie mugolski, czarny garnitur i niebieską koszulę i wyglądał trochę jak
biznesmen. Na widok Rose zrobił wściekłą minę, co tylko jeszcze bardziej ją zdumiało,
a potem przeszedł cały pokój, zatrzymując się dokładnie przed nią, i zagarnął
ją w swoje ramiona.
Rose
była zbyt oszołomiona by cokolwiek powiedzieć. Pozwoliła mu się przytulić, choć
nie miała zielonego pojęcia co się tu dzieje. Ale uścisk Malfoy’a był tak
silny, że nawet gdyby chciała, nie zdołałaby się uwolnić. W końcu, po długiej
chwili Scorpius rozluźnił mięśnie i odsunął się na krok, ale wciąż trzymał
dłonie na jej biodrach. Rose w końcu się obudziła.
- Co ty tu robisz?! – zawołała tak głośno, że po chwili
dobiegł ich stłumiony kaszel Lily.
- Potter wpadł do mnie przed śniadaniem – wyjaśnił niedbale
Scorpius, a Rose natychmiast obróciła się w stronę kuchni, gdzie teraz Al, Jo i
James siedzieli jak myszy pod miotłą – Powiedział mi co zrobiłaś. Naprawdę
powiedziałaś o mnie ojcu?
Rose wyswobodziła się z jego uścisku i zrobiła krok w tył,
czerwieniąc się na nosie.
- Nie.
- Powiedziałaś.
- Powiedziałam, i co z tego?!
Scorpius pokręcił głową.
- Wywalił cię?
Rose zwiesiła głowę, bo czuła, że znowu łzy napływają jej do
oczu. Czuła się jak ofiara losu. Ona! Rose Weasley! Scorpius obserwował ją
uważnie, i gdy tylko usłyszał, że jej oddech staje się nerwowy i urywany, odbił
się i od miejsca i znowu przygarnął ją do siebie z takim impetem, że wpadła mu
w ramiona i pewnie by się odbiła, gdyby nie zamknął jej w stalowym uścisku.
- Gdybym wiedział… - szepnął jej do ucha, głaszcząc kojąco
jej kark – Nie mówiłbym tego wszystkiego. Nie sądziłem, że przeze mnie tak
pokłócisz się z ojcem.
Rose była rozdarta. Nie chciała mu się wyżalać, ani by ją
pocieszał, ale… Może o to chodziło w związku? Może tej jednej osobie na świecie
mogła pokazać swoje słabości…
- Nie żałuję – powiedziała bardzo cicho. Scorpius drgnął.
Odsunął
się na kilka cali, tak by móc widzieć jej twarz, a potem położył swój nos na
jej policzku i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze.
Rose wtuliła się w jego twarz.
- Wiem.
Scorpius uśmiechnął się do niej, a potem odsunął i rozejrzał
raźno po salonie Potterów:
- Okej, a teraz się zbieraj!
- CO?!
Scor zmarszczył czoło.
- Jedziesz do mnie.
- Nie, nie jadę! Odbiło ci?! – i jakby bała się o jego
zdrowie umysłowe odeszła kilka kroków dalej i wbiła w niego nieufne spojrzenie.
Scorpius westchnął.
- Red, są święta. Do domu nie wrócisz, a tu…
- To też mój dom! – burknęła – Harry i Ginny to moi rodzice
chrzestni! Poza tym, przygarnęli już Jo na święta…
Z kuchni dobiegł ich
głośny kaszel Carter, który urwał się nagle, jakby dostała od kogoś łokciem.
Rose i Scorpius nie zwracali na nich uwagi.
- Rose, jedziesz ze mną – oświadczył Scor, patrząc na nią
twardo. Ona tylko postukała się w czoło.
- Ja i twój ojciec przy jednym stole?! Przypomnieć ci jak
zareagował na nasz widok?! Też chcesz wylecieć z domu?
- Najwyżej – rzucił Scorpius, jak zwykle nie przejmując się
jej histerią – Poza tym moi rodzice wiedzą, że przyjedziesz.
Rose opadła szczęka.
- I umarli?
- Nie, wariatko – powiedział, znowu do niej podchodząc –
Zdziwisz się jak cię przyjmą…
- O nie! – zawołała hardo Rose, zakładając ręce na piersiach
– Na pewno chcą mnie zamordować!
Scorpius zerknął na ścianę, jakby chciał uderzyć w nią
głową.
- Albo oni, albo ja – wycedził przez zęby. Rose nadal stała
niewzruszenie.
- Red, moi rodzice zgodzili się na twój przyjazd. A po tym
co zrobiłaś nie zostawię cię tu – powiedział poważnie. Rose długo na niego
patrzyła, w końcu opuściła ręce.
- Tam są moje rzeczy – powiedziała cicho, wskazując na
kufer, który przywiozła Ginny. Scor kiwnął głową, a potem poszedł po niego i
skierował się w stronę kominka, wolną rękę wyciągając do Rose.
Po
długim wahaniu podeszła do niego. Scorpius wrzucił w płomienie garść Proszku
Fiuu i krzyknął coś, a potem razem z Rose wszedł do kominka. Ogień buchnął
potężnie i po chwili już ich nie było.
- Są szurnięci.
- Skończą razem w Azkabanie…
James, Al i Jo weszli do salonu i Potterowie spojrzeli na
Carter, oczekując, że coś doda. Jo miała bardzo zamyśloną minę.
- Próbuję wymyślić idiotyczne połączenie ich imion! –
wypaliła, po czym wszyscy troje zanieśli się głośnym śmiechem.
*
Draco po raz setny przygładził
krawat. Stał w kącie swojego imponującego salonu i zachowywał się, jakby bardzo
chciał wsiąknąć w tło.
- Dobrze się czujesz? – zapytała Astoria, przypatrując mu
się badawczo. Dracon odchrząknął tylko, ale żona nie zwracała już na niego
uwagi, bo płomienie w ich kominku zrobiły się nagle zielone, buchnął żywy
ogień, a potem na dywan wyskoczył Scorpius.
Astoria
klasnęła zadowolona, a Draco zrobił kilka szybkich kroków w jej stronę, ale nie
stanął koło niej a za nią, jakby próbował się schować. W tym momencie z kominka
państwa Malfoy’ów wyskoczyła drobna istotka o płomienistych włosach, piękna,
ewidentnie obrażona na ich syna i chyba trochę zawstydzona.
- Mamo, poznaj Rose – powiedział Scor, wyciągając rękę do
Rose i pomagając jej wyjść.
Astoria
wyglądała na zachwyconą i od razu podeszła bliżej, wyciągając dłoń w kierunku
Red. Ta obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem, ale dygnęła i podała jej rękę.
- Rose Weasley.
- Astoria Malfoy, bardzo miło mi cię poznać!
- Czemu? – palnęła Rose, zupełnie zbita z tropu. Scorpius
westchnął głośno. Draco uśmiechnął się ukradkiem, znowu czając się za Astorią.
Pani
Malfoy wskazała Rose fotel, i sama zajęła inny. Scorpius stanął za Red, a Draco
niezauważalnie schował się za fotelem Astorii, która wciąż uśmiechając się
miło, powiedziała:
- Rose, twój kuzyn opowiedział nam jak postawiłaś się
swojemu tacie. To bardzo odważne z twojej strony.
- Opowiadał wam wszystkim? – jęknęła Red. Astoria zachichotała.
- Właściwie to nas obudził – wyjaśniła – W każdym razie jestem
pewna, że twój tata wszystko sobie przemyśli… A tymczasem mamy nadzieję, że
zatrzymasz się u nas na święta!
Rose nie odpowiedziała, wpatrując się w nią, jakby czekała,
aż wstanie i krzyknie: „Mamy cię!”. A potem przyłoży jej łopatą.
- E… kochanie? – Astoria obserwowała konsternację Rose i
chyba doszła do wniosku, że potrzebuje wsparcia.
Draco
prawie podskoczył, gdy Astoria zwróciła się do niego. A tak mu dobrze szło
udawanie, że go nie ma… Rose spojrzała na niego tymi swoimi wielkimi oczami i
Dracon musiał wziąć głęboki oddech, nim się odezwał.
- Oczywiście, As – powiedział, starając się by jego głos
brzmiał naturalnie – Weasley, możesz zostać!
Ku zdumieniu wszystkich Rose zwiesiła głowę i utkwiła wzrok
w swoich kolanach.
- Skarbie? – powiedziała delikatnie Astoria, a Scorpius
położył rękę na jej ramieniu, na co Draco przymknął oczy.
- No bo… państwo są tacy mili! – bąknęła Red głosem, który
wskazywał, że siłą woli powstrzymuje się przed płaczem – A mój własny ojciec…
Pokręciła szybko głową, odganiając się od złych myśli.
Scorpius błyskawicznie znalazł się przy niej, Astoria podnosiła się z miejsca,
ale Draco uprzedził wszystkich. Gdy się odezwał, jego głos po raz pierwszy przy
Rose zabrzmiał pewnie.
- Ależ oczywiście, że Ronald sobie z tym nie poradził –
oznajmił – Zawsze był małostkowy. Ale MY bardzo się… cieszymy z waszego… W
każdym razie! – dodał szybko czując, że traci wątek – Zostajesz u nas na
święta, i dłużej jeśli tylko zechcesz!
Głowa Rose powoli podniosła się w górę. Przez chwilę
wpatrywała się w swojego profesora z bezdennym zdumieniem, a potem wyszczerzyła
się radośnie.
- Zawsze lubiłam pana najbardziej ze wszystkich nauczycieli!
Astoria zaśmiała się radośnie, Draco jakby oklapł, gdy
przypomniała mu o ich szkolnej relacji, a Scorpius poklepał Red po plecach.
- Bardzo państwu dziękuję – dodała poważniej Rose – Tym
bardziej, że ja i Scorpius nawet nie jesteśmy parą.
Po tych słowach Astoria przeniosła na syna oburzone
spojrzenie, w oczach Draco zapaliła się iskierka nadziei, a sam Scor zmiażdżył ją
spojrzeniem.
- Co ty wygadujesz, Red? – wycedził przez zęby. Rose wzruszyła
ramionami.
- Zerwałeś ze mną, nie pamiętasz?
Astoria zmrużyła groźnie oczy, najwidoczniej obrażona na
syna za to, że zerwał z Rose, a Draco miał minę, jakby nie mógł pojąć jak mógł
to zrobić. Scorpius przybrał obronną postawę.
- To nieaktualne – powiedział zażenowany tym, że rodzice
przysłuchują się problemom w jego związku. Rose posłała mu pytające spojrzenie –
Jesteśmy razem – dodał twardo – I wszyscy już wiedzą. Hurra – mruknął obojętnie,
a potem bez słowa przyciągnął Rose do siebie i pocałował krótko.
Astoria znowu klasnęła w ręce, Draco bardzo uważał, by się
nie uśmiechnąć, a Scorpius odsunął się od Rose i podał jej rękę pomagając
wstać.
- Będziemy u mnie – oświadczył rodzicom.
- Okej! – zawołała radośnie Astoria, machając im na
pożegnanie.
Scor złapał jeszcze po drodze kufer Rose i wyprowadził ją z
salonu. Draco opadł na fotel.
- Jest świetna! – oznajmiła zachwycona Astoria. Pan Malfoy
spojrzał w sufit.
- Ta… Może być.
O matko, najlepszy rozdział! Cieszę się, że cały o Rosie i Scorpiusie, moich ulubionych bohaterów. Dzięki za wspaniały rozdział i nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńL
O Boże, Boże, Boże ! Takie to kochane !
OdpowiedzUsuńI Malfoy'owie i Rose i... no wszyscy ! Cudowne ! :*
Normalnie kocham twojego bloga. Codziennie wchodzę i sprawdzam czy czegoś nie dodałaś :D Super piszesz !
A chciałam się jeszcze o coś zapytać. W sumie o dwa cosie :)
1. Kiedy będzie następny rozdział ? (Już nie mogę się doczekać! :* )
2. Kto jest na zdjęciu Rose ? Chodzi mi o osobę.
Jeszcze raz : KOCHAM TWOJEGO BLOGA ! <3
- Nasia
Pierwszy coś :) - nie wiem, może w środę/czwartek, bo część już mam.
UsuńDrugi coś - To jest młoda Vanessa Paradis.
:)
Ja... ja... ja nie wiem, co mam napisać. Jestem taka SZCZĘŚLIWA!!! Jezu, Ginger, kocham Cię po prostu! :D
OdpowiedzUsuńTo jest mój nowy najulubieńszy rozdział.
Ja... Rose i Scor! Boże, to wszystko jest taaakie piękne. ;)
I reakcja Draco! Bo o Astorii to już nie mówię, pełen entuzjazm! xD
I jak Rose powiedziała Jomes!
I jak Al myślał o Scar!
I Scorose!!!!!!!!!!!!!!
Jestem zbyt szczęśliwa, żeby ułożyć porządny komentarz! Ale wiedz, że to jest wspaniałe! 10/10! Nie, 100/10! Cudo!
LOL! I nawet Ty jesteś w tym rozdziale! Gratulacje :p
UsuńRoxanne Jagger: "Ja... Rose i Scor"
Haha, pozdrawiam Cię! :)
Kocham ten rozdział <3 Malfoyowie tacy cudowni, nie to co Ron. O nim to szkoda pisać xd. A Al myśli o Scar <3 I jest Jomes <3 Idealnie <3
OdpowiedzUsuń(przeraża mnie ilość tych serduszek w moim komentarzu, ale nie wiem jak inaczej wyrazić mój zachwyt :P)
Już nie mogę się doczekać drugiej części rozdziału!
O MÓJ BOŻE
OdpowiedzUsuńTO BYŁO TAKIE CUDOWNE.
RON TO FRAJER. DOBRZE, ŻE GINNY MU PRZYŁOŻYŁA.
DRACO I ASTORIA SĄ FANTASTYCZNI.
ROSE I SCOR JESZCZE BARDZIEJ.
JOMES TO JUŻ W OGÓLE IDEALNIE.
I AL ZE SWOIMI PRZEMYŚLENIAMI DOT. SCARLETT.
UMARŁAM.
ps Pomogę Jo. Uważam, że Rosepius/Rospius/Scorose/Scose brzmi o wiele gorzej niż Jomes :) Carter może się z nich śmiać do woli :p
Swietny, cudowny, niesamowity, wspaniały aaa brak mi słów.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział 😄 nie moge doczekać sie następnego i jestem ciekawa jaka ważna rzecz stanie się w drugiej części rozdziału
OdpowiedzUsuńUwielbiam to jak Draco reaguje na Rose. ZAWSZE szczerze się jak idiotka kiedy występują razem w jakimś fragmencie (nawet jeśli Rose jest smutna przez swojego ojca-idiotę).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ron szybko się ogarnie, chociaż chyba się na to nie zapowiada.
Fajnie, że chociaż Malfoyowie zachowali się po ludzku. Przez cały fragment się uśmiechałam.
LS
Tak dużo Rose i Scora! *.* Normalnie padam! Jak ja ich kocham! *-*
OdpowiedzUsuńBiedna Rosie, szkoda mi jej, ale Scir jest dla niej teraz taki opiekuńczy *_____*
Rozdział sweet ;***
Pozdro i weny ;)
Prawie zgadłam. Nie wzięłam tylko pod uwagę Potterów. Jakoś tak wyleciało mi to z głowy. Kłótnia Rona i Hermiony - siedzę w pierwszym rzędzie i wcinam ogórki z musztardą. Jest tyle "złych" komentarzy na Ronalda, a ja go wręcz uwielbiam. Właśnie za tę jego wybuchowość. Z nim nie da się nudzić. Cieszę się, że Rose też ma to "coś". Tak miło się czyta.
OdpowiedzUsuńDraco - nie sądziłam, że taki z niego pantoflarz (hahaha), ale to chyba zasługa Astorii. Jej poprostu nie sposób nie ulec.
Lecę dalej z historią. Mam zaległości.
MiMiK
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńScorose <3 kocham.
Draco i Astoria są najlepsi tak bez problemu akceptują ich związek a Draco to chyba nawet lubi Rose.:D
Boże Ron ogarnij się bo już przesadzasz, brawo Ginny 100 punktów dla ciebie za przyłożenie Ronowi i wspieranie Rose. :D
Hahah Rose i to jej Jomes <3 jestem ciekawa jaką nazwę Jo wymyśli dla ich związku.
Al. myśli o Scar czy to znaczy, że zaczyna coś do niej czuć ?
Pozdrawiam :D
Carmen
Rewelacyjny rozdział :D świetnie opisałaś reakcję Rona, właśnie ją sobie tak wcześniej wyobrażałam :D
OdpowiedzUsuńRON! TY IDIOTO! TY SKOŃCZONY KRETYNIE! Choć idealnie opisałaś jego wburzenie i kłótnię z Hermioną.
OdpowiedzUsuńZa to Draco i Astoria <3 uwielbiam ich tak samo jak Red i Scora :D
No i jest na świętach u Malfoyów!
Kocham ten rozdiał!
Jeeeeeeju! Jaki świetny rozdział! Malfoy'owie są taaaaaaacy cudowni! Nie wiem co jeszcze napisać. Jestem taka szczęśliwa! A i jeszcze Jomes. Hihihihihihihihi :''') Al chciał napisać do Scar! Ekstra!
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Margo!
Kocham, wielbię i ubóstwiam!!! Najlepszy rozdział uroczy i zabawny. Kocham Rose i Scora!
OdpowiedzUsuńHah końcówka mega.draco boi się rosę!
OdpowiedzUsuńO matko, jak dobrze, że jestem sama w pokoju, bo na końcu bez przerwy śmiałam się do telefonu :P
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, jak zawsze ;)
~TikiTaka
Kurde jak ja uwielbiam Draco w twoim opowiadaniu ;D
OdpowiedzUsuń