Ginger Golden Girls

9 sierpnia 2014

Rozdział XIX

Mój brat to świetny facet



                Dochodziła północ. Jo i Rose siedziały na parapecie opatulone grubym kocem, James opierał się o ścianę, Al przykucnął w kącie koło nich, a Scorpius leżał rozwalony na ławce. Dyskutowali od wielu godzin i pomimo zmęczenia, nawet nie myśleli o pójściu do łóżek.
- Myślicie, że Dumbledore kłamał? – dopytywał Albus – Może wiedzieć, gdzie jest drzewo?
Jo przetarła zmęczone oczy.
- Nawet jeśli, to nam tego nie powie.
- Jestem pewna, że rośnie w Hogwarcie – oświadczyła po raz kolejny Rose – Pomyślcie o tych wszystkich ochronach! To miejsce jest najlepiej zabezpieczone w całym kraju, a przecież żaden dyrektor nie ma takiej mocy, by samemu tak zaczarować zamek!
- Masz rację – przytaknął jej James, który miał na wpół przymknięte powieki – To pewnie dlatego nie można się tu teleportować.
- No jasne! – zawołała Rose – To nie Hogwart jest tak dobrze chroniony, tylko Drzewo Początku!
- Ciekawe czy Slytherin i inni wiedzieli, gdzie budują szkołę – zastanawiał się Scorpius. Inni zamilkli rozważając ten pomysł.
- Bardziej mnie interesuje czy wasz ojciec i mama Rose odkryli gdzie dokładnie rośnie – stwierdziła Jo – bo jeśli tak, to jest szansa, żeby je chronić.
- Nie mamy pewności czy Norwegia wie, że jest w Hogwarcie – zauważyła Rose – mama i wujek są tutaj, by zlokalizować drzewo, to pewne – przyznała – ale być może są tu tylko prewencyjnie. Nikt nie powiedział, że Ankdal szuka brytyjskiego Drzewa Początku!
Jo i James w tej samej chwili pokręcili głowami.
- Jakoś nie wierzę, by mój ojciec był tu zapobiegawczo – oświadczył – nie zapominaj, że w wakacje badał sprawę Ankdala i może wiedzieć dużo rzeczy, których my nie zdołaliśmy podsłuchać.
Rose wzruszyła ramionami.
- Nie chcę w to wierzyć – stwierdziła ponuro – bo to by oznaczało, że w razie wojny, pierwsi palanci wpakują nam się tutaj…
Scorpius podniósł się z ławki a potem przeciągnął się jak zaspany kot.
- Potter, wiesz coś o tym eliksirze? – zapytał Jamesa. Ten uderzył ręką w czoło.
- Z tego wszystkiego zapomniałem wam powiedzieć! – reszta wlepiła w niego ciekawe spojrzenia – włamałem się do Działu Ksiąg Zakazanych i znalazłem coś o Czarnym Wywarze.
- Co takiego? – zapytała szybko Jo.
- To cholerstwo działa prawie jak Imperius.
- CO?! – zdumiała się Rose. James pokiwał głową.
- Ten, komu zostanie podany zmienia swoje poglądy i zachowanie zgodnie z intencją tego, kto mu go podał. Uzależnia się od niego i postępuje tak, jak twórca eliksiru by sobie życzył!
- To jest gorsze od Imperiusa! – zawołała ze zgrozą Jo.
- Cholera, komu chcieli go podać? – zastanawiał się Scorpius.
- To akurat proste – stwierdził Al – Naszemu ojcu.
Reszta wpatrywała się w niego w osłupieniu.
- Skąd ten pomysł? – zapytał ostro James. Albus wykrzywił wargi.
- W Hogwarcie pojawił się legendarny auror, pogromca najgroźniejszych czarnoksiężników. Jak inaczej go pokonać niż podstępem? A taki wywar to idealny sposób!
- Trochę to wydumane – stwierdziła Rose, ale reszta wydawała się być przekonana.
- Trzeba ostrzec waszego tatę – powiedziała Jo, robiąc wielkie oczy. Albus pokręcił głową.
- Nawet jeśli nie doszedł do tego co my, to nie ma ostrożniejszego faceta na ziemi.
James kiwnął głową.
- Tyle razy chciano go zabić, że takie eliksiry wyczuwa nosem.
- Okej – powiedziała ostrożnie Jo – ale jest jeden element, który do niczego nie pasuje. Kim jest morderca Gilberta? Wie o drzewie? Czemu chciał otruć waszego ojca?
Rose miarowo stukała głową w szybę, jakby chciała w ten sposób zmusić się do myślenia, Jo wlepiła wzrok w dogasającą pochodnię, Albus zagryzł wargi, James siedział nieruchomo a Scorpius strzelał oczami po całej klasie. Ale żadne z nich nie znalazło odpowiedzi na te pytania.
- Chodźmy spać – odezwała się w końcu Red, zeskakując z parapetu – Przecież nie wymyślimy tego sami, a ja już ledwo widzę na oczy.
Reszta przyznała jej rację i jedno po drugim wyszli z klasy, zastanawiając się gorączkowo nad wszystkimi tajemnicami, które odkryli i tymi, których jeszcze nie znali.
                                                              *
                Dla Jo marzec był wyjątkowym czasem. Gdy lata później wspominała pierwsze ciepłe dni tego roku, pamiętała, że mimo wielu problemów było jej wtedy lekko na sercu.
- Nic nie umiem – jęknęła, gdy razem z Albusem siedzieli w prawie już pustej bibliotece – Powtarzam to od dwóch godzin i nic nie pamiętam.
- Bo się nie skupiasz! – stwierdził Al nie odrywając wzroku od podręcznika Zielarstwa. Jo miała ochotę mu przyłożyć.
- Są lepsze rzeczy do roboty niż nauka! – powiedziała pokazując mu język. Albus szybko odłożył książkę.
- Tak? – zapytał ze śmiechem i wziął ją za rękę – Na przykład jakie?
Jo zrobiła zdumioną minę.
- Szukanie drzewa! – szepnęła zaskoczona. Alowi zrzedła mina.
- Nie mogłabyś na chwilę zapomnieć o swoich zagadkach? – zapytał przysuwając swoje krzesło do niej. Jo zaczęła się denerwować, jak zwykle gdy robił coś takiego. Z jednej strony lubiła z nim przebywać, ale nigdy nie wiedziała jak ma się zachować.
- Mogłabym? – powiedziała bardzo starając się, by nie zabrzmiało to jak pytanie. Albus przysunął swoją głowę do niej i czule pocałował w kącik ust. Jo uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jest już późno – stwierdziła chwilę później – a ja i tak niczego się już nie nauczę – dodała markotnie.

                Wracali powoli korytarzem, trzymając się za ręce. Jo dziwiła się, że to takie proste. I coraz rzadziej miała ataki paniki na myśl o tym, że ma chłopaka.
- Dobranoc – zatrzymali się przed Wieżą Gryffindoru i Albus objął ją w pasie tak, że jej ręce znalazły się na jego szerokiej klatce. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, a potem Al nachylił się i pocałował ją w czoło.
- Dobranoc! – zawołała ze śmiechem i ruszyła do Pokoju Wspólnego, z radosnym uśmiechem na twarzy.  
                                                                 *
                 Cały zamek z niecierpliwością wyczekiwał wznowienia rozgrywek quidditcha. Pierwszy mecz nowego sezonu, w którym grali Krukoni z Puchonami, miał się odbyć w drugą sobotę marca, przy wyjątkowo bezchmurnym niebie.
                Drużyna Hufflepuffu wchodziła na boisko bez większych nadziei. Ich skład od dawna pozostawiał wiele do życzenia, poza tym wiedzieli, że Krukoni po fatalnym meczu ze Slytherinem zrobią wszystko by wygrać. I tak też było. Red wkroczyła na boisko z dumnie podniesioną głową, choć była na nim najniższa. Nie zwracając najmniejszej uwagi na swojego „chłopaka”, rzucała Puchonom wyzywające spojrzenia, po czym kopnęła Albusa w kostkę, gdy zwrócił jej uwagę.
                Wystartowali. Fiona Richmond rozpoczęła komentowanie meczu od obwieszczenia wszystkim kilku nowych szkolnych związków, w tym Rose z Loganem i Scorpiusa z Emmą. Piętnaście minut później okazało się, że było to najciekawsze wydarzenie tego meczu. Krukoni strzelali gole, Puchoni próbowali się bronić, choć nie bardzo im to wychodziło. Żadna akcja nie poderwała trybun i niektórzy zaczęli przysypiać. Ale nie należeli do nich Gryfoni z ostatnich klas.
- Jak to zrobimy? – pytał konspiracyjnie Jesse. Fred Weasley rozejrzał się ukradkiem.
- Wystarczy wrzucić do loży Ravenclawu – szepnął James – Jest lekki wiatr, wszystko rozniesie.
- Ja to zrobię – zaoferował się Cameron, szczerząc zęby. Zagarnął różowy proszek, który trzymał Jesse i zaczął przepychać się w stronę trybun Krukonów.
- Już po nich – śpiewał Fred.
- Będą mieć lepsze humory niż po wygranej – ucieszył się James.
- O której zresztą szybko zapomną – dodał Jesse. Cameron wrócił dokładnie dwie minuty później i mrugnął porozumiewawczo.
                Ravenclaw wygrywał osiemdziesięcioma punktami, trybuny przysypiały, gdy z sektora Krukonów zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Ci, którzy siedzieli najbliżej przecierali oczy ze zdumienia. Zazwyczaj najbardziej ułożeni i spokojni Krukoni, wyglądali jakby postradali zmysły. Wchodzili na ławki, żeby oddawać się dzikim tańcom, krzyczeli i szaleli, jakby powariowali. Jakiś pierwszoroczniak zdjął szatę i zaczął nią wymachiwać, pozostając w samych slipach, a dwie szóstoklasistki udawały chyba jelenie, bo ryczały do złożonych z dłoni trąbek. Szaleństwo ogarnęło sektor Ravenclawu i mało kto zwracał uwagę na to, co dzieje się w powietrzu.
                Podczas gdy Krukoni biegali, krzyczeli i śpiewali sprośne piosenki, Rose złapała znicza i przy kompletnym zobojętnieniu wracała na ziemię, a profesorowie rzucili się do trybun Ravenclawu, żeby opanować sytuację. Reszta szkoły powoli rozchodziła się do zamku, zaśmiewając się ze swoich kolegów.
- Genialny wynalazek – zachwalał Cameron – Twój ojciec powinien dostać Order Merlina – powiedział do Freda.
- Wiem – odparł Weasley szczerząc zęby.
- Przynajmniej nie będą się puszyć – stwierdził Jesse.
- Ciężko się puszyć na szlabanie – dodał James. Ale po dwóch krokach wiedzieli, że powiedział te słowa w złej godzinie. Na szczycie schodów wejściowych stała profesor McGonagall. Jej usta ściśnięte do krwi usta dały im wszystko do zrozumienia.
                                                                        *
                Po katorżniczym szlabanie, który zafundowała im dyrektorka, Cameron nie miał nawet siły na imprezę, którą urządzali na siódmym piętrze jego kumple. Ale nie byłby sobą, gdyby nawet tam nie zajrzał.
                Gryfoni, kilku Puchonów i  Ślizgonów (Krukoni pewnie dochodzili do siebie), bawiło się w najlepsze przy głośnej muzyce i mnóstwie zaklęć maskujących. Kiedy tylko Cameron wszedł do środka natychmiast pojawili się Ethan i Mason i wcisnęli mu do ręki szklankę z Ognistą Whisky.
- Dzięki, ale padam z nóg – powiedział próbując oddać szklankę – McGonagall kazała nam posprzątać po nietoperzach, które zagnieździły się w starej klasie Zaklęć. Wpadłem na chwilę…
Ethan i Mason wymienili krótkie spojrzenia.
- I wracasz do dormitorium, czy wybierasz się do Hufflepuffu? – zadrwił Mason. Cameron uniósł brwi.
- Co masz na myśli?
- Tę twoją małą dziwaczkę! – zaśmiał się Ethan. Cameron poczuł, że cały się spina.
- Nic ci do Lucy – warknął robiąc krok w jego stronę – i nazwij ją tak znowu, a przy następnym zdaniu wyplujesz zęby.
Ethan i Mason wybuchli głośnym śmiechem, a potem Ethan udał, że wycofuje się przestraszony.
- Co ci odbiło? – zapytał w końcu Mason – Chcesz się zabawić, spoko… Chociaż naprawdę nie wiem, co ty w niej widzisz – wtrącił ze zgrozą – Wygląda jak płochliwa trusia. Niezbyt ładna trusia, Cam.
Carter jednym haustem opróżnił szklankę, którą trzymał, a potem odwrócił się do niego.
- Powiedziałem już, że nic wam do niej! – warknął wściekle. Ethan poklepał go po ramieniu.
- Jasne. Twoja sprawa. Ale jak już wrócisz do normalności daj znać. Eliza Jaredsky rzuciła chłopaka i znowu jest do wzięcia.
I mrugając do niego, dolał mu whisky a potem razem z Masonem odeszli, rzucając mu zaniepokojone spojrzenia.
                Sen opuścił Cameorna na dobre. Wypił kilka szklanek, pogadał z koleżankami z roku i kilkoma Ślizgonkami, a potem stanął pod ścianą i mimowolnie zaczął myśleć o wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Najpierw przypomniał sobie wiecznie wystraszoną twarz Lucy i zrobiło mu się cieplej na sercu (a może to przez nadmiar whisky?). Ale potem usłyszał w głowie głos Jo, który przekonywał go, że do siebie nie pasują. Trudno było nie przyznać mu racji. Ona jest prefektem, odberała mu punkty za oszukiwanie przy pracy domowej! Ciągle się wstydzi i wiecznie przewraca… A chłopaki też nie byli daleko prawdy. Lucy to nie materiał na modelkę…
                Takie myśli dopadły go, przy siódmej i ósmej szklance Ognistej i mnóstwo wątpliwości ogarnęło Camerona. Może nie powinni się spotykać? Nie takiej dziewczyny przecież szukał. Chyba nawet nie traktuje jej poważnie… On nikogo nie traktuje poważnie!
                Mają racje. Nie pasują do siebie i w końcu skrzywdzi tę uroczą dziewczynę. Odbił się od ściany i czując zawroty w głowie wyszedł z imprezy. Skończy to. Powie jej, że zasługuje na kogoś lepszego.
                Zatrzymał się przed drzwiami do Hufflepuffu i próbował wystukać rytm w piramidzie z beczek, ale był już zbyt pijany. Zamiast tego zaczął więc głośno stukać w beczki.
- Na Merlina, kto tak hałasuje?! – Finn, prefekt Hufflepuffu i kapitan Puchonów pojawił się w piżamie w borsuki, na której widok Cameron wybuchnął głośnym śmiechem.
- Cześć, kolego – powiedział przytrzymując się ściany – Poprosisz Lucy?
- Jaką znowu Lucy, Carter?! Jest pierwsza w nocy! Gryffindor traci dwadzieścia punktów i masz szlaban!
- Mam tysiąc szlabanów – Cameron machnął tylko ręką – Idź po Lucy, to ci nie walnę – dodał w jego mniemaniu uprzejmie. Finn poprawił okulary.
- Słuchaj no, Carter…
- Niee… To ty słuchaj – ręka Camerona zacisnęła się na koszuli od piżamy Finna – Jeśli za minutę…
- Cameron!
W drzwiach do Pokoju Wspólnego pojawiła się zaspana Lucy. Wpatrywała się w niego z przerażeniem.
- Co ty wyprawiasz?! Natychmiast go puść!
- Wedle życzenia! – Cameron zabrał rękę. Finn wypuścił głośno powietrze.
- Gryffindor traci następne dwadzieścia punktów!
- Okej, a teraz zjeżdżaj – poprosił Cameron próbując złapać równowagę. Finn założył tylko ręce na piersi, ale Lucy spojrzała na niego błagalnie.
- Ja się nim zajmę – obiecała – odprowadzę go. Finn patrzył na nią z naganą.
- Nigdy bym się nie spodziewał po tobie takich znajomych, Lucy!
I z wyrazem najwyższego oburzenia, odmaszerował do salonu Puchonów. Lucy odwróciła się do Camerona.
- Oszalałeś?! Co ty tu robisz?! W dodatku – zbliżyła się na pół kroku i pociągnęła nosem – Piłeś!
- Aha! – zawołał Cameron, ciesząc się, że sama zaczyna kłótnię. Tak będzie łatwiej – Piłem. Tak już mam, że często to robię. I wiesz co jeszcze?
Lucy patrzyła na niego z bólem. A on udzielił się jemu. Do cholery, co on wyprawia? To najlepsza, najwspanialsza dziewczyna jaką w życiu poznał. Nie jest ładna?! Na Merlina, jest piękna, w tej kusej koszulce, z rozwianymi włosami! I to przecież cudownie, że jest taka uporządkowana, ktoś musi trzymać go w pionie!
Urwał swój żałosny wywód, czując się nagle o wiele trzeźwiejszy niż jeszcze przed chwilą. Odchrząknął i zrobił krok w jej stronę, a potem bardzo powoli, żeby jej nie wystraszyć, dotknął jej ramienia.
- Po co przyszedłeś? – zapytała gorzko Lucy. Cameron objął ją w pasie i oparł brodę o czubek jej głowy.
- Bo mi ukradłaś serce.
                                                                         *
                Lekcje Eliksirów z profesorem Malfoyem podzieliły zamek. Część uważała go za swojego idola, (do tej grupy należały głównie wzdychające do niego dziewczyny), druga zdążyła go znienawidzić w połowie drugiej lekcji. Dracon specjalizował się w przygotowywaniu ciekawych, często niebezpiecznych eliksirów i nękaniu Gryfonów. Wszyscy zgodnie bali się jego ciętego języka i nikt za nic w świecie nie chciał mu podpaść. Poza jedną osobą.
- Więc… profesorze Malfoy – śpiewała Rose, zawzięcie mieszając w kotle – Scorpius ma problemy z łapaniem znicza. Myśli pan, że to dziedziczne?
Klasa wstrzymała oddech, Scorpius zasłonił twarz rękoma, a Rose nadal mieszała eliksir. Zęby Dracona zgrzytnęły niebezpiecznie, gdy się nad nią zatrzymał.
- Weasley, co ty masz w kotle?! Te twoje rude włosy, całkiem zasłoniły ci oczy?!
Ale Red nie interesowała się swoim wywarem.
- Tak się też zastanawiam… - paplała – Czy zadrapanie hipogryfa boli aż tak, żeby się popłakać?!
- To było poważne zranienie!!! – wrzasnął histerycznie Draco.
- Oczywiście – Rose uśmiechnęła się szeroko – Skończyłam!
I wręczyła mu zakorkowaną butelkę. Dracon wyglądał jakby miał się za chwilę rozpłakać.

Scorpius odczekał aż reszta klasy wyjdzie z sali i tłumiąc chichot podszedł do biurka ojca. Ten mamrotał pod nosem coś o „rudych genach”.
- Dostałem list od mamy – oznajmił głośno Scorpius, bo nie był pewien czy ojciec go słucha.
- Mamy? – zapytał nieprzytomnie.
- Tak. Jestem twoim synem – przypomniał mu Scorpius, modląc się, żeby nie parsknąć śmiechem na widok jego wściekłości. Kto by pomyślał, że Red może wyprowadzić z równowagi nawet wielkiego Dracona Malfoya?
- I co tam w domu? – zapytał Draco.
- Mama nie może doczekać się świąt – odparł wzruszając ramionami. Draco zmrużył nagle oczy.
- Wypytywała cię o mnie? – bardziej oznajmił niż zapytał. Scorpius przewrócił oczami.
- Oczywiście. To mama.
- O co konkretnie? – dopytywał Draco, a Scor miał nieodparte wrażenie, że sprawdza w pamięci czy robił ostatnio coś złego.
- O to czy ciągle kłócisz się z profesorem Potterem i profesor Granger – powiedział Scorpius. Draco machnął ręką.
- I to wszystko? – zdumiał się. Scorpius zawahał się na moment. Mówić mu, że mama się dopytuje czy w Hogwarcie pracuje jeszcze ta „zdzirowata Norah Johnson”?
- Nie.
Ale Draco chyba wyczytał z jego twarzy więcej, niż Scorpius by sobie życzył, bo powiedział:
- Odpisz mamie, że wszystkie nauczycielki w Hogwarcie są brzydkie jak noc. Poza Trellawney – dodał nagle – Zrozumie żart.
Scorpius lękając się o swoje zdrowie psychiczne po tej lekcji, zamierzał odwrócić się i odejść, ale Draco nagle wlepił w niego bystre spojrzenie i zapytał:
- A propos, widziałem cię ostatnio z Montgomery. Więcej niż raz – dodał zaskoczony. Scorpius wyszczerzył zęby.
- Fajna, nie?
Draco spojrzał na niego jak na chorego umysłowo.
- Większej kretynki dawno nie widziałem.
Scorpius zrobił zagniewaną minę.
                                                                      *
                Albus i Rose zgodnie stwierdzili, że szukanie Drzewa Początku jest zbyt ryzykowne, więc Jo postanowiła powęszyć na własną ręką. Mogła oczywiście poprosić o pomoc Jamesa, ale od kiedy spotykała się z Alem, czuła, że nie spodobałoby mu się gdyby zbyt często przebywała z jego bratem. Scorpius natomiast od razu wypaplałby Albusowi i Rose co robi i dostałaby tylko burę.
                Było już po kolacji, gdy samotnie schodziła do lochów. Nie znaleźli Drzewa w Zakazanym Lesie ani na błoniach, poza tym było dobrze chronione. Dla Jo było oczywiste, że gdziekolwiek rośnie, droga do niego prowadzi przez oślizgłe lochy. Zamierzała więc trochę powęszyć.
- Carter!
Nie zdumiało jej, że Genevive Almond zaczepia ją na korytarzu, ale jej wesoły ton sprawił, że uniosła brwi.
- Czego?
Genevive odrzuciła do tyłu swoje ciemne włosy.
- Szukasz czegoś? – zapytała słodkim głosem – Może złota? Albo jedzenia?
- Och! Tak mi przykro! – zadrwiła Jo – Ale nie ma tu nikogo, kto ci przyklaśnie. Więc zjeżdżaj.
Ale Genevive wciąż wpatrywała się w nią z zainteresowaniem.
- Uważaj – syknęła, robiąc krok w jej stronę – kiedyś przez ten twój nieokrzesany temperament, coś może ci się stać.
Jo zaśmiała się tylko głośno i odwróciła, żeby odejść. Nie wiedziała, że Ślizgonka jeszcze długo obserwowała co robi. Tego dnia i wielu następnych również.
                                                                      *
                 Rose siedziała na kolanach Logana i bezmyślnie gapiła się w ogień na kominku. Chłopak zagarnął ją do siebie, gdy przechodziła nie zwracając na niego uwagi, a teraz nie wypuszczał.
- Może przyjedziesz do mnie w święta? – pytał bawiąc się guzikiem jej bluzki – Albo ja odwiedzę ciebie?
- Co? – Rose wyrwała się z zamyślenia – Och, nie! To znaczy… Widzisz, chyba jest za szybko, co?
Logan zmarszczył brwi.
- Jak wolisz. Jutro trening. Muszę poćwiczyć kilka zwodów – mówił zapalonym głosem, a Red spróbowała delikatnie wyrwać się z jego uścisku – Jesteśmy na drugim miejscu w tabeli, ale jeśli Gryffindor wygra ze Slytherinem, oni będą rywalizować o pierwsze miejsce…
- Mmm… - Rose znowu odpłynęła.
- …ale Flackwick wcale nie jest na tyle dobry, by to zablokować! Jeśli tylko opanuję na tyle mocny chwyt, żeby… Rose, co robisz?!
Podczas, gdy Logan zagłębiał się w długim monologu o zwodach, Rose wykorzystała sytuację i ześliznęła się z jego kolan.
- Ja… Coś sobie przypomniałam… - i nie zwracając na niego uwagi wyszła z Pokoju Wspólnego.

Coś sobie przypomniała. Konkretnie jak smakują usta Scorpiusa. I czuła, że jeśli znowu sobie tego nie „przypomni”, nie zaśnie. Zresztą, nie analizowała tego. Po prostu musiała go dotknąć. Znalazła go w drodze do Slytherinu. Wracał skądś z Blakiem.
- Malfoy! – zawołała zatrzymując się w pewnej odległości od nich. Obydwaj odwrócili się w jej stronę. Scorpius uniósł drwiąco brwi, a Blake zmierzył ich oboje spojrzeniem i po krótkim wahaniu odszedł, zostawiając ich samych.
- Weasley, tęskniłaś?
- Zamknij się.
Podeszła do niego i dłonią przyciągnęła jego twarz do swojej. Nie opierał się. Wręcz przeciwnie, kiedy tylko zrozumiał co Red zamierza, oddał się temu bez wahania. Złączyli się ustami i szybko stracili oddech, nie mogąc się sobą nasycić. Ręce Scora zagłębiły się w jej długich włosach, a ona palcami wyczuwała każdy mięsień na jego ramionach. A, gdy stracili oddech, zamiast oderwać się od siebie jak ostatnio, zwolnili a ich pocałunek z szalonego, zmienił się nagle w słodki i delikatny. Scorpius przejechał powoli ręką po jej plecach, a ona delikatnie pogłaskała go twarzy. W końcu oderwali się od siebie, przerażeni jak nigdy.
- Weasley, przestań za mną chodzić! – zawołał Scorpius, tak skonfundowany, że nie wiedział gdzie oczy podziać. Rose była nie mniej zawstydzona.
- Robię to samo co ty!
- Świetnie!
- Do widzenia!
Ona do Ravenclawu, on do Slytherinu, rozeszli się bojąc się dokładnie tak samo.
                                                                   *
                Przez kilka pięknych dni, James żył w błogiej nieświadomości, że dziewczyna jego marzeń i jego brat ze sobą chodzą. Ale w końcu, gdy w sobotę wracał z kolacji, zobaczył ich w kącie korytarza. Albus pochylał się nad Jo i szeptał jej coś do ucha, a ona uśmiechała się promiennie, jak tylko ona potrafiła. Ale wzrok Jamesa padł na ich złączone dłonie i poczuł tak ostre ukłucie, że cofnął się o krok.
                Jeszcze kilka tygodni wcześniej rzuciłby Alem o ścianę. Teraz wiedział, że nie ma to najmniejszego sensu. Jo wybrała jego brata i wcale jej się nie dziwił. Gdy chciała się z nim umówić, bajerował połowę Hogwartu. Kiedy mu wybaczyła awanturę, pocałował Olivię Aston. Nic dziwnego, że wolała ułożonego Albusa, który nigdy nie zrobiłby jej niczego podobnego. Czując, jakby coś wyżerało mu wnętrzności ruszył z miejsca i odszedł.

                Gdy wrócił do Pokoju Wspólnego, Jo siedziała przed kominkiem. Miała poważny wzrok i nie uśmiechała się jak jeszcze godzinę wcześniej. James po długim wahaniu, skierował się w jej stronę i usiadł w fotelu obok.
- Cześć – powiedział niepewnie. Uśmiechnęła się.
- James, cześć!
Szybko odwrócili od siebie wzrok, jakby oboje czuli, że to coś niewłaściwego.
- Co słychać? – zapytała, gdy wpatrzyli się zgodnie w ogień.
- Niewiele – odparł – trochę szlabanów a matka przysłała kolejnego wyjca za oceny z Transmutacji.
Jo pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Ale to u ciebie dzieje się tyle nowego… – dodał, usilnie starając się, by nie zabrzmiało to jak wyrzut.
Jo zamarła. Wiedziała, że James kiedyś się dowie, ale nie umiała się na to przygotować. I zdumiała się, bo spodziewała się raczej innej reakcji.
- Tak – powiedziała w końcu – Ja i Al…
- Wiem – przerwał jej szybko, bojąc się, że jeśli powie to na głos, nie wytrzyma – Cieszę się.
Jo znowu na niego spojrzała. W jego głosie nie było złości.
- James…
- Spoko – powiedział szybko – Mój brat to świetny facet.
Jo trawiła przez chwilę jego słowa. Odpuścił sobie? I czy o to jej chodziło? Czując, że zaraz eksploduje z nadmiaru uczuć, których zresztą nie rozumiała, wstała z fotela.
- Dzięki – powiedziała szczerze – Dobranoc, James.
- Dobranoc, Jo.

Ogień zaskrzeczał cicho, gdy na fotel, z którego wstała, opadła Dakota. Miała bardzo zaniepokojony wzrok.
- W porządku? – zapytała.
- Słyszałaś?
Kiwnęła głową.
- A więc w porządku – powiedział tylko, wciąż wpatrując się w ogień.  
Ale Dakota nie dała się nabrać.
- Znamy się trochę – nie dawała za wygraną – Pierwsza dziewczyna, która podoba ci się dłużej niż dwa tygodnie, chodzi z twoim bratem. Nie powinieneś tłumić swoich uczuć, James! Więc tak serio, jak się trzymasz?
Uśmiechnął się, a był to najsmutniejszy uśmiech jaki Dakota kiedykolwiek widziała.

- Dobrze. Jak na kogoś z pękniętym sercem...








20 komentarzy:

  1. Świetny rozdział jak zawsze oczywiście :) Trochę mi szkoda Jamesa, ale sam na to zapracował. Ciekawe rzeczy dzieją się u Rose i Scorpa (nie wiem jak odmienić XD ).
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemoralna Jo, teraz niemoralna Rose! I jeszcze niemoralnu Scorpius, wcześniej Niemoralny James... A Albus co? xD Ale niech on lepiej zostanie moralny. Roździal jak zawsze świetny ^^ Przez cały czas gdy Cameron myślał, ze powinien zerwać z Lucy darłam sie do tableta ze nie ma prawa z nią zerwać i lepiej niech się nie waży... Działasz mi na psychike. Nie ładnie i NIECH MIĘSO BĘDZIE Z TOBĄ!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem kompletnie odcięta od komputera a na telefonie nie potrafię pisać długich komentarzy ale muszę napisać cokolwiek!
    Rose jest cudowna a ze Scorpiusem to już w ogóle! Scena pocałunku sprawiła że niemal zaczęłam krzyczeć, piszczeć i biegać po pokoju jak postać z kreskówki na haju. No i Draco, świadomie czy nie, jest w teamie Scorose! Emma niech się idzie pieprzyć!
    Mój kochany James! Moje serce też pękło! Nienawidzę jego cierpienia! Dobrze że ma Dakotę. Przyjaciel to cenna rzecz w takich sytuacjach. Jo nadal nie ogarnia samej siebie i swojej uczuć czym mnie okropnie wkurza! Jeśli nie jest pewna kogo woli nie powinna się spotykać z żadnym.
    Nadal kocham Camerona! Jest taki bezradny i zakochany! Niech sobie tylko nie da wmówić że on i Lucy do siebie nie pasują bo ja mu skutecznie wybiję takie myśli. Ciężkim krzesłem.
    A ci jego koledzy niech spieprzają bo im pomogę. Skoro próbują rozdzielić Lumerona/Cacy? (Oba brzmią fatalnie...może Cucy?) to nawet nie są warci bym zapamiętała ich imiona.
    Strasznie się cieszę, że tak szybko dodajesz nowe rozdziały! Ja niestety mam zepsuty laptop, a pisanie na telefonie to dla mnie mordęga. Muszę czekać na okazję i wykradać komputer siostry. Ale najważniejsze że ty piszesz! Dzięki tobie te wakacje są świetne! Jesteś zabójcą mojej nudy! ;) kocham cię za to!
    Buziaki :*
    [wszystko-co-mielismy]
    [slizgonska-krew]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moge ci pożyczyć krzesło!! nawet dwa!!

      Usuń
    2. Pomyśl jak mi się nudzi, skoro rozdziały są tak często :P
      Ale mam wielką nadzieję, że szybko odzyskasz komputer, bo czekam aż Zoey i Carrie zaczną przejmować władzę nad światem! :p

      Usuń
  4. Ja... ja nie wiem co napisać! Pierwszy raz w życiu zabrakło mi słów! To takie dziwne...
    Ale jest świetne. Super. Cudowne. Niesamowite. I, kurcze, brakuje mi epitetów!
    Kocham Scora i Rosie. I Draco oczywiście! <3 Ich pocałunki są taakie ekscytujące. ;)
    Cam i Lucy. Końcówka mnie rozwaliła. Cudna.
    James jest świetny, Jo w porządku, a Ala baardzo, baardzo lubię.
    I ten tekst Draco:
    "- Większej kretynki dawno nie widziałem." Fantastyczne!!!
    I jeszcze zapomniałam o genialnym zachowaniu Red na lekcji. Po prostu bomba!!!

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  5. "Bo mi ukradłaś serce".
    To najlepszy komentarz na jaki mnie stać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisałam taki dłuugi, dłuugi komentarz, ale co się stało? Tak jak komentarze które kiedyś próbowałam wstawiac do poprzednich rozdziałów po prostu się nie wstawił.
    Bardzo Cię przepraszam, że nie komentowałam.
    Twoje opowiadanie jest niesamowite jak zaczęłam je czytać to nie mogłam się oderwać.
    Głupi Al i głupia Jo. Biedny James. Chyba na prawdę wziął sobie do serca rozmowę którą przeprowadził z ojcem kilka rozdziałów temu. Dobrze że pogodził się z bratema ale gdyby Al miał być do końca życua z Jo to nie wiem jak on by to przeżył. Kocham Scora i Red. Kocham Cama I Lucy.
    Uwielbiam rozmowy Red i Draco :)
    SSerdecznie pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam! Też żałuję, że komentarze się nie wstawiają :/

      Tak się zastanawiam, jeśli Jo jest taka zła i niedobra i wszyscy na nią narzekają, to może lepiej, że jest z Alem, jak wolicie Jamesa? :P :P

      Usuń
    2. A Jamesowi znajdziemy jakąś miłą koleżankę? :P

      Usuń
    3. NIEEEE! :P
      James i Jo muszą być razem, żadnych koleżanek! No chyba, że dla Ala :)

      Usuń
  7. supcio rozdział czekam niecierpliwie na następny rozdział :D

    Gallo Konio Anonim

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieje że będzie więcej Scorpiusa i Rose . Znowu się pocałowali .
    Ale rozmowy Rose i Draco po prostu rozwalają

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham Rose i te jej komentarze pod adresem Draco haha :D i plus dla niego za stwierdzenie, że dziewczyna Scora to kretynka. Aaaa tak, tak kolejny pocałunek Red i Scora, kiedy oni wreszcie dojdą do tego, że nie mogą bez siebie wytrzymać. O matko już się bałam, że Cameron naprawdę zerwie z Lucy całe szczęście niech on nawet o tym nie myśli. Po raz kolejny żal mi Jamesa dlaczego on musi tak cierpieć :(
    Pozdrawiam :)
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  10. Próbuję podnieść swoją szczękę z podłogi. Cały czas trzymasz równy, wysoki poziom.
    Uśmiałam się, gdy czytałam, jak Rose rzucała złośliwymi komentarzami pod adresem Draco. Tylko czekam, aż jej relacje z Scorpiusem ulegną poprawie. Co do Jamesa... nie dziwie się mu, że tak podle się czuje. To musi być fatalne uczucie widzieć dziewczynę, która się mu podoba, w ramionach swojego brata.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O boże... Sama już nie wiem.. Z jednej strony James pasuje do Jo i szkoda mi go.
    A z drugiej Al, cudowny facet, którego tak szkoda zranić...
    Ahh ..
    No a Rose i Scor świetni jak zawsze - będę to pisać do znudzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Tekst Cemarona "bo mi ukradłaś serce"... o matko, rozpływam się! :] Al to super facet, ale nie dla Jo!! :D aaa no i Rospius <3 <3
    Świetny rozdział :]
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  13. Widać Jo jeszcze nie jest do końca zdecydowana.Dobrze to nie wróży. Ciekawe, kiedy Rose i Scorpius przestaną się zachowywać jak dzieciaki

    OdpowiedzUsuń
  14. O matko James zachowuje się tak dojrzale, naprawdę ją kocha... To takie smutne aż łezka się w oku kręci :'(
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  15. Biedny James mam wrażenie, że w ostnim czasie bardzo wydoroslał i żal mi Go bo widać że się zaangażował...
    Chociaż mimo że wolę żeby Jo była że starszym z braci to widać, że Alowi na niej zależy że troszczy się o nią i nigdy jej nie skrzywdzi...
    Mam nadzieje między nimi, cała trójka wszystko się poukłada
    No Rose I Scor ach cudni są tacy zagubieni w swoich uczuciach :))
    Poprostu rozdział świetny i przyjemny
    Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń