Ginger Golden Girls

14 sierpnia 2014

Rozdział XX

 Mam nadzieję, że potrafisz prowadzić? 


- Wyrazy uznania, Potter. I pięćdziesiąt punktów, co najmniej!
Albus spojrzał na niego z naganą.
- Jesteś chory – Scorpius przewrócił oczami.
- Daj spokój, zasłużyłeś. Carter jest tyle warta!
Albus miał wielką ochotę złapać się za głowę. Tym bardziej, że Malfoy nie skończył swojego wywodu.
- Ale masz minus dziesięć punktów, bo łazisz za nią od siedmiu miesięcy. Ale plus piętnaście, bo to samo robił twój brat-idol-dziewic. A z tobą chodzi za rączkę!
- Tylko czasem – mruknął Al – Większość czasu spędza na szukaniu guza.
Scorpius zaśmiał się melodyjnie i pociągnął zdrowo z pękatej butelki. Jak zwykle siedzieli na dachu Wieży Astronomicznej i popijali ze skrytki Malfoya.  
- Uwielbiam ją, ale czasami… - zamyślił się Albus, a Scor odwrócił się w jego kierunku, żeby się mu przyjrzeć.
- Czasami co?
Al wzruszył ramionami.
- Wolałbym, żeby mniej nadstawiała karku i polubiła czytanie nudnych książek.
Scorpius nie miał wesołej miny.
- No to masz przegwizdane – stwierdził z ironią – Carter i słowo nuda wykluczają się wzajemnie.
Albus skrzywił się, jakby go to irytowało.
- Łażenie po lochach w środku nocy nie może być ulubioną rozrywką dziewczyny! – oświadczył ze złością. Scor podniósł ręce w obronnym geście.
- Powiedz to Carter. Albo nie – dodał po namyśle – zginiesz, a wtedy nikt już nie zapanuje nad Red.
Al obrócił się do niego błyskawicznie, zapominając nawet o Jo.
- A propos – powiedział nagle z kpiną – Co u was?
 Scorpius przybrał kamienny wyraz twarzy.
- Masz na myśli mnie i Emmę?
Albus uniósł brwi.
- To wy się jeszcze spotykacie? – i nie czekając na odpowiedź Scora, jakby i tak nie miała znaczenia dodał – Mówiłem o tobie i Rose.
Scorpius obrócił się do niego teatralnym gestem.
- Nie ma takiego zwrotu jak „ja i Rose”! – stwierdził przesadnie głośno. Albus zrobił minę wyrażającą uprzejme zdziwienie.
- Och, czyli już nie chcesz zamordować Harissa za obłapianie jej?
Scorpius zacisnął zęby ale powiedział:
- Nic mnie to nie obchodzi.
- To dobrze – stwierdził Al, udając powagę i odwracając się znowu od niego, a potem przybrał lekki to i oznajmił – bo robi to cały czas… W dodatku sypiają w jednym dormito…!
Nie skończył zdania, bo ręce Scora zacisnęły się na kołnierzu jego koszuli, a jego wściekła twarz znalazła się na kilka cali przed nim.
- CO TAKIEGO?! – wycharczał Scorpius. Albus westchnął, odepchnął go od siebie i wykrzywił się złośliwie.
- Żartowałem – oznajmił jadowicie – nie sypiają w jednym pokoju. Ale widzę, że naprawdę cię to „nie obchodzi” – zadrwił. Scorpius wyglądał jakby chciał mu przyłożyć. Obnażył zęby i patrzył na niego morderczym wzrokiem.
- Wspominałem już, że Carter przed godziną znowu polazła do lochów? – zapytał tylko. Albus przybrał podobną minę co on.
                                                                *
 - CARTER!
Jo zaklęła w myślach.
- Co tu robisz, Rose?
Red maszerowała w jej stronę ze zmrużonymi oczami.
- Widziałam jak się wymykasz!
Jo przewróciła oczami. Stały na korytarzu prowadzącym do lochów, za Pokojem Wspólnym Slytherinu, gdzie niewielu uczniów odważało się zagłębiać.
- Okej, a teraz wracaj – powiedziała Jo i odwróciła się by odejść.
- Gdzie idziesz?! – zawołała ze złością Rose i zrównała się z nią.
- To chyba oczywiste?
Rose dała jej kuksańca w bok.
- Szukasz drzewa! – zawołała oskarżycielsko – Sama!
- Możesz poszukać ze mną – powiedziała zrezygnowana Jo. Rose rzuciła przestraszone spojrzenie na oślizgłe ściany lochów, ale przecież jeśli Carter chce tam wejść, ona nie może być gorsza!
Zagłębiały się coraz bardziej w korytarz, który w pewnym momencie zaczął opadać w dół.
- Carter, a nie przyszło ci do głowy, że drzewa nie rosną WEWNĄTRZ murów?
Jo nie zwróciła uwagi na jej drwiący ton, tylko odpowiedziała:
- A nie wydaje ci się dziwne, że całe podziemia Hogwartu, o których krążą setki legend, muszą być do czegoś wykorzystywane? Albo przynajmniej musi coś w nich być?
Red zmarszczyła czoło.
- Kiedyś żył w nich olbrzymi Bazyliszek. Nie wiem czy chcę poznać jego kolegów…
Jo machnęła ręką.
- Jestem pewna, że coś tam jest – oświadczyła tylko.
Korytarz zmienił się. Nie było już gładko ociosanych ścian, ani kamiennej podłogi, ale odrapane mury i nieprzenikniona ciemność, którą próbowały przebić światłem różdżek. Red przypomniała sobie swoją ostatnią wizytę w tym miejscu i przełknęła głośno ślinę. Ale tym razem nie było tu Malfoya. Choć w końcu zdołała uwierzyć, że to nie on nasłał na nią tę cholerną zjawę…
- Więc… - zaczęła Rose, żeby odpędzić od siebie te myśli – Co z tobą i Jamesem?
Jo rzuciła jej chłodne spojrzenie.
- Masz chyba na myśli Albusa? Spotykam się z Albusem…
- Tak. I dlatego szlajasz się sama po lochach!
Jo uniosła brwi najwyżej jak umiała.
- Mam nadzieję, że chociaż ty rozumiesz o czym mówisz?
Rose zrobiła obrażoną minę.
- Oczywiście, że wiem o czym mówię. Nie możesz być z Jamesem i odreagowujesz to w oślizgłych lochach i na szukaniu guza.
- Co ty bredzisz?!
Rose przewróciła oczami.
- Carter – powiedziała pouczającym tonem – Zdążyłam cię trochę poznać w ostatnim czasie. To twoje poszukiwanie przygód, to nic innego jak odrywanie się od codziennych problemów!
- Może i tak – burknęła Jo – Ale James nie jest aktualnie żadnym moim problemem! Ja naprawdę lubię Ala!
- Och, wiem – odparła oburzona Red – Gdybym myślała, że tak nie jest, zamordowałabym cię za wykorzystywanie mojego kuzyna. Oczywiście, że lubisz Ala. Tylko, że James siedzi w tobie jak drzazga. I pewnego dnia pękniesz, bo tobie nie potrzeba łażenia za rączkę z Alusiem, tylko łamania ciszy nocnej z Jamesem!
Jo nie wiedziała co powiedzieć. Wydawało jej się, że Rose wypowiedziała na głos wszystko, o czym ona bała się choćby pomyśleć.
- Przestań – powiedziała bardzo cicho – Po prostu przestań.
Red nabrała powietrza w usta ale nic już nie powiedziała. Przez chwilę szły w milczeniu, aż dotarły do rozwidlenia drogi. Musiały być już bardzo nisko, bo w ścianach nie było okien.
- Gdzie teraz? – zapytała Rose, rozglądając się na wszystkie strony. Miały do wyboru trzy wąskie korytarze, z których dwa spadały w dół, a trzeci piął się w górę.
- Na pewno nie tędy – wskazała na niego Jo – Powinnyśmy się rozdzielić i…
- Zwariowałaś! – syknęła Rose, która instynktownie wyczuwała, że powinny być bardzo cicho – Jesteśmy kilkanaście metrów pod ziemią, zaraz coś nas zeżre i jeszcze mamy się rozdzielać?!
Jo westchnęła z rezygnacją.
- W porządku. Chodźmy tędy – i nie czekając na Red ruszyła lewym korytarzem. Rose pewna, że zaraz zginą poczłapała za nią.
- A tak w ogóle – odezwała się znowu Jo, jakby jadły lunch na świeżym powietrzu – Tobie też należy pogratulować nowego związku!
- Po pierwsze ja tobie wcale nie gratulowałam – odparowała Rose, szybko rozglądając się do koła, jakby lada moment spodziewała się ataku – a po drugie ja i Logan to nic poważnego.
Jo odwróciła się w jej stronę rozbawiona.
- Nie mówiłam o Harissie.
Rose zrobiła zdumioną minę. Jo pokazała jej język.
- Ty i Scorpius to ciekawe zjawisko – oznajmiła wesoło – przerażające – dodała poważniej – ale ciekawe.
- Ja i Malfoy?! – zawołała ze zgrozą Rose – My się tylko całujemy!
- CO?! – Jo zapomniała nawet, że szuka superważnego drzewa i przystanęła wpatrując się w Red wielkimi oczyma. Ta skrzywiła się na ten widok.
- Nie to miałaś na myśli? – zapytała zrezygnowana. Jo pokręciła szybko głową.
- Raczej to, że świrujecie na widok swoich partnerów. Ale… całowaliście się?! Kiedy?
- To zależy.  
Jo wypuściła głośno powietrze. A potem zrobiła krok do tyłu i wyciągnęła ręce w obronnym geście.
- Nie, wiesz co? Nie chcę wiedzieć. Dla swojego zdrowia psychicznego nie chcę…
Rose posłała jej chłodne spojrzenie a potem ruszyła z miejsca. Jo zrobiła dwa kroki i znowu się odezwała:
- Ale jak to, CAŁOWILIŚCIE?! Wy się nie znosicie!
- Carter, gdybym znała odpowiedź na to pytanie, życie wielu osób stałoby się łatwiejsze…
Przez chwilę szły w milczeniu. Oślizgły korytarz opadał coraz niżej a w pewnym momencie poczuły, że podłoga zalana jest wodą. Jo miała jeszcze milion pytań do Rose, i gdy zdecydowała się które zadać jako pierwsze, Red nagle zwolniła. Wyciągnęła różdżkę od długość ramienia i poświeciła po korytarzu, który najwyraźniej był ślepym zaułkiem.
- Nie ma przejścia – powiedziała zaskoczona Rose. Jo wyminęła ją i sama zaczęła badać ścianę.
- Cholera – mruknęła. Zgasiła różdżkę i zaczęła mamrotać ciąg zaklęć wysadzających, ale ściana ani drgnęła.
- Czekaj, pomogę ci… - Rose przyłączyła się do niej, ale mimo całej serii klątw i uroków nie udało im się przejść.
- To dziwne – powiedziała powoli Jo – te zaklęcia działają na zwykłe mury!
I wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia. Red opuściła nagle różdżkę i przyłożyła ucho do ściany, pokazując jej, żeby zrobiła to samo. Zamilkły nasłuchując.
                Delikatny, cichy dźwięk przywodził na myśl morze zapisane w muszelce. Coś szumiało lekko i pięknie, tak, że Jo i Rose zasłuchane nie chciały się oderwać.
- Musimy się tam dostać… - powiedziała tylko Jo. Znowu spróbowały.
               
Ale piętnaście minut później, Red znowu opuściła różdżkę.
- To na nic! – stwierdziła ze złością – Nie przebijemy się przez tę ścianę!
Jo skinęła ponuro głową.
- Wracajmy.
Zaświeciły znowu różdżki i zaczęły wspinać się kamiennym korytarzem.
- Trzeba tu wrócić! – zawyrokowała Red. – I zabrać chłopaków!
Jo otrząsnęła się z zamyślenia i posłała jej rozbawione spojrzenie.
- Masz na myśli Ala i Jamesa czy swojego chłopaka, Malfoya?
Rose była tak przerażona wizją tego, że mogłaby być dziewczyną Scorpiusa, że zapomniała nawet jej odpyskować.
                                                                        *
                Harry siedział przy biurku w swoim gabinecie i przyglądał się pewnej mapie. Ta, którą stworzyli Huncwoci była przy niej ledwie rozrysowanym planem… Rozległo się pukanie do drzwi i Harry szybko schował mapę. Idąc, by je otworzyć wiedział już, że nie ucieszy się na widok gościa – pukanie przerodziło się w walenie do drzwi i Harry domyślał się kto może za nimi stać.
- Malfoy.
- Potter – Dracon nie czekając na zaproszenie, minął go i bezceremonialnie wszedł do gabinetu.
- Czemu zawdzięczam tę niemiłą wizytę? – burknął Harry, zamykając drzwi w obawie, że uczniowie mogą usłyszeć niechybną awanturę. Draco rozejrzał się po gabinecie a potem bez pytania odsunął sobie krzesło i usiadł na nim. Harry z uniesionymi brwiami stanął naprzeciw niego.
- Choć raz jesteś wyższy – zadrwił Malfoy, ale nim Harry zdążył odparować dodał – Żądam, żebyś przywołał do porządku swojego syna, Potter!
Harry natychmiast wyszczerzył zęby.
- Z którym sobie nie radzisz? – zapytał z dumą. Draco przewrócił oczami.
- Jestem profesorem, mają u mnie tyle samo punktów na minus na każdej lekcji – odparł beznamiętnie a Harry przybrał buntowniczy wyraz twarzy – Chodzi o to, że twój syn sprowadza na złą drogę mojego!
Harry zrobił zdumioną minę.
- Poczekaj, Malfoy, bo mówisz chyba w jakimś tajnym języku tchórzofretek, którego nie rozumiem… MOŻNA w ogóle sprowadzić na złą drogę twojego syna?
Draco zrobił obrażoną minę.
- Scorpius odziedziczył po mnie…
- No właśnie – zgodził się Harry – a więc nie można!
- Twój syn przyjaźni się z moim, Potter! – zawołał ze zgrozą Malfoy – Bawi cię to?!
Harry natychmiast spoważniał. Szybkim ruchem poprawił okulary.
- James? – zapytał ostro, ale natychmiast się poprawił – Albus… On zawsze pomagał słabszym…
- Potter, wiesz, że znam kilka niezłych zaklęć…
- Oczywiście – prychnął Harry – ciocia cię nauczyła?
- Każ synalkowi trzymać się od mojego z daleka!
- Lepiej ty powiedz swojemu, żeby się odczepił od normalnych ludzi!
- Normalnych? – zadrwił Draco – Nazwałeś syna „Albus”!
- A ty swojego „Scorpius”, matole!
Mierzyli się przez chwilę morderczymi spojrzeniami, a w końcu Draco westchnął głęboko.
- Każ synowi znaleźć sobie innych przyjaciół – wycedził, podnosząc się z miejsca.
- A ty swojemu znaleźć jakichkolwiek! – zawołał jeszcze Harry, nim drzwi jego gabinetu trzasnęły tak, że prawie wypadły z zawiasów.

                Przez resztę wieczoru Harry zadręczał się, że popełnił gdzieś poważny błąd wychowawczy i nie umie go naprawić, skoro jego rodzony syn przyjaźni się z dzieckiem Malfoya. Jego ponure rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Norah… - Harry poczuł, że się rumieni. Od kiedy Hermiona zrobiła jej awanturę w jego imieniu, wymieniali tylko powitania na korytarzu.
- Cześć, Harry – uśmiechnęła się do niego z lekkim zażenowaniem – tak sobie pomyślałam, że może zapomnimy o tej głupiej sprawie? Jesteśmy dorośli…
Harry skinął szybko głową.
- Jasne. Ja już właściwie nie pamiętam. Wejdziesz?
Norah wyraźnie się ucieszyła i skorzystała z zaproszenia.
- Przyszłam, bo kiedyś obiecałeś mi, że nauczysz mnie zaklęcia Patronusa – powiedziała, gdy Harry zamknął drzwi.
- Och, tak! Ale mmm… teraz?
- Jesteś zajęty? – zapytała szybko. Pokręcił głową.
- Nie, właściwie to… w porządku – uśmiechnął się uprzejmie i wyjął różdżkę.

Norah okazała się pojętną uczennicą i mimo, że ćwiczyli „na sucho”, w zadziwiająco krótkim czasie udało jej się wyczarować Patronusa.
- Naprawdę nieźle – komentował Harry, obserwując jak srebrny kruk lata po wnętrzu jego gabinetu. Norah uśmiechała się radośnie.
- Nie wierzę! – zawołała klaszcząc w ręce – Dziękuję, Harry! Naprawdę… dziękuję.
Harry nie wiedział, kiedy znalazła się tuż przed nim, ani kiedy zaczęła zawzięcie mrugać długimi rzęsami. W następnej chwili stanęła na palcach i dotknęła jego ust swoimi. Miał wrażenie, że dostał jakąś klątwą. Nie mógł jej odepchnąć, ani racjonalnie myśleć. I czy można go było za to winić? Na Merlina, była atrakcyjną, młodą kobietą, a jego zmysły… cóż, reagowały na to.
                W końcu jednak Norah odsunęła się od niego a na jej twarzy odmalowało się przerażenie.
- Harry, przepraszam! – zawołała cicho – Nie wiem co mi odbiło!
Harry machinalnie poprawił okulary.
- Chyba powinnaś już iść – powiedział spokojnie. Norah posłała mu jeszcze przerażone spojrzenie, a potem wypadła z jego gabinetu.
- Hermiona mnie zabije – mruknął Harry, rzucając się na sofę.  
                                                                             *
                Lucy szła przez zamek z rozmarzoną miną. Całe sobotnie przedpołudnie spędziła na błoniach z Cameronem. A teraz nie mogła się pozbyć niemądrego uśmiechu. Ale wystarczyło, że przeszła jeden korytarz, by zbladł.
                 Ethan i Mason, koledzy Camerona, którzy zawsze patrzyli na nią z niechęcią opierali się o najbliższą ścianę, spoglądając na nią wyczekująco.
- Cześć, Lucy! – zawołał Ethan, a ona mimowolnie się zatrzymała – Wracasz z randki?
- Czego chcecie? – zapytała zła i przestraszona jednocześnie. Mason wzruszył teatralnie ramionami.
- Porozmawiać? Lepiej się poznać?
- Po co? – zapytała zdumiona, podskórnie czując, że nie mają dobrych zamiarów.
- Lucy, Lucy… - zaśpiewał Ethan – Jesteś „dziewczyną” – wyartykułował kpiąco – naszego przyjaciela. Powinniśmy coś o sobie wiedzieć! Albo nie – dodał nagle, jakby coś sobie przypomniał – Raczej ty powinnaś coś wiedzieć o Camie.
Lucy zrobiła wielkie oczy. Bardzo chciała stamtąd pójść..
- Nasz drogi kolega nie opowiada ci pewnie wszystkich szczegółów ze swojego barwnego życia – dodał Mason – Pewnie zapomniał na przykład wspomnieć jak dobrze bawił się podczas ostatniej imprezy?
Usta Lucy zadrżały.
- Oczywiście nie sam – wtrącił szybko Ethan – ale kto by spamiętał imiona tych wszystkich dziewczyn!
- Tylko z ostatniej imprezy – dodał Mason – z innych można by spisać książkę.
- Czego ode mnie chcecie? – zapytała Lucy, teraz już drżąc na całym ciele. Mason przestał się kpiąco uśmiechać i zrobił krok w jej stronę.
- Żebyś dała mu spokój – warknął, a ona odruchowo cofnęła się do tyłu – Za wysokie progi, kujonko! Odczep się od Cama, albo zamienię twoje nudne życie w bardzo niemiłe nudne życie!
- Daj mi spokój, nic ci nie zrobiłam! – pisnęła, wciąż się cofając.
- Ale my zrobimy tobie. Jasne?
Lucy zamrugała szybko powiekami, a potem odwróciła się i puściła biegiem przez korytarz, odprowadzana głośnym śmiechem Gryfonów.
- Cameron by nas zabił – mruknął Ethan, gdy skończyli się śmiać.
- Bo mu namieszała w mózgu! – warknął Mason – Musi wrócić do normalności.
- A co jeśli mu powie? – zapytał jeszcze Ethan, gdy ruszyli korytarzem.
- Nie powie – stwierdził pewnie Mason – Znam kogoś, kto zadba o to, że nie będzie chciała z nim w ogóle gadać.
                                                                         *
- Gdzie Rose? – Albus zatrzymał się nad piszącą esej Scarlett. Ta uniosła brwi. Dawno z nią nie rozmawiał poza lekcjami…
- Powiedziała, że idzie na wojnę z Irytkiem, więc pewnie niedługo ich usłyszymy.
- Świetnie – stwierdził Albus, którego zainteresowało wyłącznie to, że Red tutaj nie ma – Mam sprawę.
- Do mnie? – zdziwiła się Scarlett, a Al poczuł nagłe wyrzuty sumienia.
- Tak… Wiem, że ostatnio mam mało czasu, ale wiesz…
- Wiem – przerwała mu sucho – Masz teraz dziewczynę – powiedziała, modląc się by nie zabrzmiało to jak wyrzut. Albus wyszczerzył zęby.
- I w tym rzecz. Jo ma urodziny w piątek a ja nie mam bladego pojęcia co jej dać.
Scarlett zaczęła zawzięcie mrugać. Gdyby tylko ten kretyn wiedział…
- Al, nie znam Jo Carter – powiedziała starając się nie zabrzmieć tak parszywie ponuro, jak się teraz czuła.
- Jesteś dziewczyną! – żachnął się Albus.
„Teraz to widzisz” – pomyślała z żałością a powiedziała na głos:
- Nie wiem, Al. Kup jej pluszaka.
Albus uniósł głowę, zastanawiając się nad tym. Scarlett przewróciła oczami.
- Dziewczyny lubią pluszaki – stwierdził po zastanowieniu – Chociaż Jo ma mało dziewczyńskich zainteresowań. No nic! – zawołał dziarsko, wstając z fotela – Dzięki za pomoc! – poczochrał jej włosy, jak zwykli robić starsi bracia młodszym siostrom i odszedł a Scarlett wbiła się w fotel obejmując się ciasno rękami.
                                                                         *
                Jo w piątkowy poranek obudziła się myśląc tylko o jednym. Co jest za ścianą w lewym korytarzu lochów. Myśląc na tym obsesyjnie, ubierała się i schodziła na śniadanie.
- Sto lat!
- Sto lat!
- Fałszujesz!
- Zamknij się, to ty nie potrafisz śpiewać!
Jo stanęła jak wryta. Scorpius i Rose zagrodzili jej drogę do Wielkiej Sali i wydzierali się ile sił w płucach.
- Co wy…? AAA! Mam urodziny! – zawołała skonsternowana – Super.
 Rose przewróciła oczami i podeszła, by ją ucałować.
- Życzę ci rozumu, Carter – powiedziała cmokając ją w policzek.
- Myślisz, że to działa? – odezwał się Scorpius, odpychając ją na bok – Kiedy masz urodziny?
Rose pokazała mu język. Scor przyciągnął do siebie Jo i niespodziewanie cmoknął ją w usta.
- Najlepszego! – i pozostawiając zdumioną Jo i kipiącą złością Rose odszedł do Wielkiej Sali.
               
                Jo nie zdążyła jeszcze parę razy zapomnieć, że ma dziś urodziny, pochłonięta nowym odkryciem i lekcjami, które wyciskały z nich siódme poty, bo nauczyciele (i chyba tylko oni), nadmiernie przejmowali się SUMami. Ale wieczorem Jo znów przypomniała sobie, że to dość wyjątkowy dzień.
- Cześć, mój brat cię szuka! – siedziała w wielkim fotelu przy kominku, gdy Lily Potter zamiotła swoimi płomiennymi włosami przed jej nosem. Jo wyrwała się z zadumy.
- James?
Lily zrobiła zdumioną minę.
- Albus. To z nim chodzisz, tak?
Jo wyraźnie się zmieszała.
- Eee… Gdzie on jest?
Lily wciąż przyglądała jej się uważnie.
- Na korytarzu…
Jo zrobiła jeszcze jakiś niezdecydowany ruch w jej kierunku, a w końcu wstała i szybko wyszła z Pokoju Wspólnego.
                Gdy zobaczyła na nim Albusa miała wielką ochotę uciec z powrotem do salonu. Trzymał w rękach… olbrzymiego misia.
- Wszystkiego najlepszego! – zawołał wesoło. Jo zbliżyła się do niego bardzo powoli.
- Łał… Kupiłeś mi… Łał.
Albus był wyraźnie z siebie zadowolony, a Jo nie wiedziała co powiedzieć. W którym wszechświecie ona mogłaby lubić pluszaki?!
- Podoba ci się?
Jo bardzo starała się zrobić zachwyconą minę i Al chyba w końcu to kupił.
- Czy mi się podoba?! – powtórzyła z udawaną ekscytacją – Przecież mówię, że… łał.
Albus zaśmiał się głośno a potem przyciągnął ją do siebie i pocałował, czule muskając jej usta. Jo była zbyt przerażona perspektywą posiadania słodkiej (i ogromnej!) maskotki, żeby dać ponieść się chwili…
- Uciekam, chciałem ci tylko zrobić niespodziankę! – pocałował ją raz jeszcze, a potem wręczył prezent i odszedł, machając jej na pożegnanie. Jo patrzyła na maskotkę z przerażeniem.
                Po kilku dobrych minutach i wielu głębokich oddechach, zdecydowała się w końcu wrócić do Pokoju Wspólnego. Marząc o pelerynie-niewidce wemknęła się do środka i zgodnie z jej największymi lękami wszyscy wlepili w nią spojrzenia. Przeklinając Albusa i jego prezent uciekła do dormitorium.
                                                                    *
- On chyba oszalał – mruknął James, obserwując jak czerwona Jo wnosi do salonu wielkiego pluszowego misia. Jej mina w ogóle go nie dziwiła. Jo i maskotki?!
                Gdy zniknęła na schodach do dormitoriów dziewcząt ujął twarz obiema rękami. Od rana powstrzymywał się przed złożeniem jej życzeń. A co jeśli go poniesie? Miał trzymać się od niej z daleka! Ale z drugiej strony… Jego brat-kretyn podarował jej misia. W ogóle jej nie zna!  
                James bił się z myślami. I przegrał.
- Nigdy nie potrafiłem być zbyt długo grzeczny… - mruknął w momencie, gdy zażenowana Jo pojawiła się na schodach. Wstał i podszedł do niej pewnym krokiem.
- Wszystkiego najlepszego, Carter – powiedział a Jo ku jego zdumieniu uśmiechnęła się szeroko.
- Dzięki!
- Piękny miś – zadrwił. Uśmiech Jo zbladł.
- Tak, jest…
- Bardzo nietrafiony – wpadł w jej słowo i niespodziewanie chwycił ją za rękę.
- Co ty robisz?! – zawołała zdumiona, gdy pociągnął ją do dziury w portrecie Grubej Damy.
- Daję ci odpowiedni prezent urodzinowy.

                Chociaż Jo protestowała całą drogę, nie mogła udawać, że wędrówka z Jamesem przez tajne przejście do Miodowego Królestwa nie jest najlepszym prezentem jaki dziś dostała. On szedł pewnie przed nią, nie próbując jej czarować, co rzadko mu się zdarzało. Rozmawiali o Drzewie Początku i nowym odkryciu Rose i Jo, aż doszli do przejścia. Byli w Hogsmeade.
- Słodycze! – ucieszyła się Jo – Masz rację, to dobry prezent na urodziny.
James tylko prychnął i znowu złapał ją za łokieć, chyłkiem wyprowadzając ze sklepu.
- Słodycze – powtórzył drwiąco – Masz mnie za amatora?
Jo była coraz bardziej skonsternowana i… pobudzona. Zrobiło się już ciemno, przebywali nielegalnie poza zamkiem, a James planował na pewno coś niebezpiecznego. Lepszych urodzin nie mogła sobie wymarzyć, nawet jeśli za nic w świecie nie przyznałaby się do tego na głos.
- I co teraz? – zapytała, gdy James rozglądał się uważnie po ulicy. Nie odpowiedział, ale wpatrzył w coś, czego ona nie mogła dostrzec.
- Chodźmy – powiedział tylko i ruszył w kierunku jakiegoś domu. Po drodze wyjął różdżkę.
- James, natychmiast powiedz mi co zamierzasz! – zawołała buntowniczo Jo. Mrugnął do niej tylko i pociągnął za sobą.
- Zaczekaj tu – polecił jej, gdy zatrzymali się przed jakąś posesją – Jak kogoś zobaczysz, strzel iskrami.
- A co ty…? – ale już go nie było.
Jo przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę, obserwując całą ulicę. Zaczęła się zastanawiać jak długo go nie będzie, gdy usłyszała coś bardzo dziwnego. Coś, czego nie powinna była słyszeć w wiosce czarodziejów. Ryk silnika samochodu.
                Obróciła się błyskawicznie i wypuściła głośno powietrze z płuc. James siedział we wnętrzu niebieskiego garbusa i szczerzył do niej zęby. Jo z otwartymi ustami podbiegła do miejsca, w którym się zatrzymał.
- CO?! Jak…? Skąd…?!
James znowu puścił jej oko.
- Tu mieszka mój kumpel. Jego stary prowadzi interesy z mugolami i udaje jednego z nich. W zeszłe wakacje uczyliśmy się nim jeździć.
Jo nawet nie potrafiła okazać swojej radości.
- James! Ja...
- Wskakuj – powiedział tylko i otworzył jej drzwi na miejsce kierowcy, a sam przesunął się obok. Zachwycona Jo wsiadła i dotknęła kierownicy. Pisnęła cicho.
- Mam tylko nadzieję, że potrafisz to prowadzić – powiedział James – Ja miałem tylko jedną lekcję i w zasadzie używam częściej różdżki niż tych wszystkich hamulców.
Jo pokiwała szybko głową.
- Mój dziadek był łowcą. Często udawał mugola, kiedy prowadził śledztwo i miał starą corvetę. Uwielbiałam nią jeździć!
- Ach, to stąd ci się to wzięło – James pokiwał głową ze zrozumieniem.
                Jo nacisnęła pedał sprzęgła, wrzuciła bieg i ruszyła. Tego jej było trzeba. Poczuć prędkość i cudowny podmuch wiatru, przy otwartej szybie. Docisnęła gaz i roześmiała się w głos.
- Oszalała – mruknął James. Patrzył jednak na nią zafascynowany. Dla takiej dziewczyny zrobiłby wszystko…
- Hej, a zapytałeś o zgodę ojca swojego kolegi? – zapytała nagle. James tylko się zaśmiał.
- Tak. Bo by się zgodził!
Jo znowu się zaśmiała i przyspieszyła. Czuła się cudownie. Tak cudownie, że zapomniała o wszystkim innym.
                Księżyc był już wysoko, gdy stwierdzili w końcu, że czas wracać. Jo z markotną miną odstawiała garbusa na podjazd właściciela.
- Chyba ich nie ma – stwierdził z zastanowieniem James i wzruszył ramionami – Dobrze się złożyło.
- Wracajmy – powiedziała ponuro Jo i ruszyli z powrotem do Miodowego Królestwa, a potem tajnym korytarzem do Hogwartu.
- Jesteś świetnym kierowcą – zauważył James.
- No ba – wyszczerzyła się Jo.
                Nie mieli Mapy Huncwotów, więc bardzo cicho wracali do Wieży Gryffindoru, uważając by nie spotkać Irytka albo Crosby’ego. Podali Grubej Damie hasło i przeleźli przez dziurę. Te ostatnie kroki były dla Jo wyjątkowo trudne. Z każdym z nich czuła, że zaraz pęknie. Właśnie przeżyła najpiękniejsze urodziny, dzięki facetowi, którego ustawicznie odrzuca. A w jej sypialni leży okropny miś…
- Dziękuję, James – powiedziała nagle poważniejąc. Patrzyli na siebie przy bladym już ogniu na kominku i wydawało się już, że nie potrafią przerwać tej chwili.
- Wszystkiego najlepszego, Carter – powiedział tylko James. Jo bardzo powoli zbliżyła się i pocałowała go w policzek, a potem czując każdą komórką ciała, że nie chce go zostawiać, odeszła do swojego dormitorium.
                James stał jeszcze chwilę w salonie.

- Zdecydowanie nie potrafię być grzeczny zbyt długo… 




16 komentarzy:

  1. O moja Rowling! O moja Rowling!
    Moje biedne, rozszarpywane i wklejane tyle razy Jomesowe serce! Nie mogę się pozbierać i uporządkować uczuć! Przytłoczyły mnie! To było piękne! To było idealne! Też chcę takie urodziny! Typowy James, idealny dla Jo, który jako jedyny wie czego ona potrzebuje. Ba! To właśnie ON jest tym czego Jo potrzebuje i mam nadzieję że dziewczyna też już to zrozumiała!
    To teraz inne sprawy...
    jeśli Draco i Harry rozwalą przyjaźń Ala i Sfora to ja rozwalę ich Avadą.
    Strasznie szkoda mi Scarlett. Mam nadzieję że Albus w końcu przejrzy na oczy, jak już Jo go zostawi i będzie z Jamesem :p
    Norah...jak ja jej nie trawie! Boże...co to jest? Przystawia się do zajętego faceta! Któremu nie dosięga do piet! No weźcie ludzie, to jest Harry Potter! Bohater! A ona...nie. Nie. Nie. Trzy razy nie, dziękujemy.
    Sprawy z Lucy nie chcę komentować. Dupki. Kretyni. Idioci. Chamy. Debile. Frajerzy. Amen.
    Nowy rozdział mam nadzieję pojawi się równie szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za błędy, ale pisałam na telefonie. Autokorekta i te sprawy ;)

      Usuń
    2. Też lubię tę scenę Jo i Jamesa ;)

      Harry i Draco oczywiście nie rozwalą przyjaźni swoich synów, oni po prostu uwielbiają się kłócić, a wyczerpują im się powody :D

      Usuń
  2. Ach, Jo i James są... nie znam takiego słowa! :) W każdym razie są tacy tylko razem :)
    Mało Rose i Scorpiusa, ale ostatnio było o nich sporo, więc rozumiem.
    Mam nadzieję, że Lucy nie posłucha tych gnojków...

    Pozdrawiam ciepło! :)
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham.Kocham.Kocham. I czekam na kolejny rozdział!!!
    ~foreverhappy

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, nie, nie... Lucy i Cam się rozstaną, prawda? Zrobisz nam to? :/
    Albus i Scarlett byliby świetną parą, on by jej kupował pluszaki, ona by się cieszyła :D

    No a James i Jo... Kocham ich po prostu! Zwłaszcza Jamesa, któy "nie potrafi być zbyt długo grzeczny" :D I dobrze! :P

    Nie mogę się doczekać tego, co jest w zapowiedzi! A zwłaszcza Scorpiusa, który straci cierpliwość do Logana! ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozmowa Draco i Harry'ego rozwala . Ciekawe skąd Albus wytrzasnął misia :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha Draco i Harry to chyba nigdy nie wyrosną z tych kłótni. Hah zazdrosny Scor uwielbiam i co ja widzę czyżby zazdrosna Scarlett? w sumie żal mi jej dlaczego Al jej nie zauważa jako dziewczyny? Serio Albus? pluszak dla Jo przecież to dziewczyna żądna przygód no ale Jamesowi to udało się trafić z prezentem to była moja ulubiona scena w tym rozdziale. :)
    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę przestać się śmiać. Harry i Draco zachowują się, jak wtedy, kiedy w Hogwarcie byli uczniami. Pluszak to rzeczywiście niezbyt trafiony prezent dla dziewczyny takiej jak Jo. Za to James zapunktował. Wydaje mi się, że Carter bardziej pasuje do Jamesa, niż do Ala.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Al podoba się Scarlett ?! A to niespodzianka. Hahahaha :D
    Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde mimo wszystko nie mogę się przekonać do tej całej Scarlett . Niby pasuje o Ala i wogóle, ale po prostu jej nie lubię...
    Konfrontacja Harrego i Draco świetna :D
    No i Scor + Rose = <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Scorpius dobrze gada - polać mu! :] przecież Albus nie może trzymać Jo na krótkiej smyczy! :D
    Roztrzepana Jo zapomniała o swoich urozinach, co mnie wcale nie dziwi :]
    A Albus to gorszego prezentu chyba nie mógł jej dać, a James wręcz przeciwnie :)
    Uchichrałam się, jak głupia, gdy czytałam ten fragment Harrym I Draco, haha! :D
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  11. Draco i Harry dalej się kłócą ;/ wole jak sie kłóci z Rose albo Hermioną :D Oj Jo, Jo .....

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahahah reakcja Jo na tego misia -sikam!
    "-Łał… Kupiłeś mi… Łał.
    (...). W którym wszechświecie ona mogłaby lubić pluszaki?! (...)
    - Czy mi się podoba?! – powtórzyła z udawaną ekscytacją – Przecież mówię, że… łał."
    Hahahahahahaahaha! A Al tak się cieszy, ze jej się podoba, kocham go normalnie :P
    Ale bardziej kocham Jamesa, ohhh niech Jo zostawi Ala, James jest dla niej stworzony!
    No j i jest jeszcze ten ślepy zaułek w podziemiach, moglabym się założyć, zeza nim jest cos ważnego, (może sam drzewo poczatku?) ale znając twoje zamiłowanie do nagłych zwrotowa akcji, to pewnie jeszcze zdazysz mnie zaskoczyć!
    Ale co będzie z biedna Lucy? Przyjaciele Cama to straszne gnojki!
    Rozdział wspaniały, zabawny, tajemniczy, świetny!
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  13. Mistrzowska wymiana zdan miedzy Harrym i Draco ;D

    OdpowiedzUsuń