Mam nadzieję, że potrafisz prowadzić?
- Wyrazy uznania, Potter. I pięćdziesiąt punktów, co
najmniej!
Albus spojrzał na niego z naganą.
- Jesteś chory – Scorpius przewrócił oczami.
- Daj spokój, zasłużyłeś. Carter jest tyle warta!
Albus miał wielką ochotę złapać się za głowę. Tym bardziej,
że Malfoy nie skończył swojego wywodu.
- Ale masz minus dziesięć punktów, bo łazisz za nią od
siedmiu miesięcy. Ale plus piętnaście, bo to samo robił twój brat-idol-dziewic.
A z tobą chodzi za rączkę!
- Tylko czasem – mruknął Al – Większość czasu spędza na
szukaniu guza.
Scorpius zaśmiał się melodyjnie i pociągnął zdrowo z pękatej
butelki. Jak zwykle siedzieli na dachu Wieży Astronomicznej i popijali ze
skrytki Malfoya.
- Uwielbiam ją, ale czasami… - zamyślił się Albus, a Scor
odwrócił się w jego kierunku, żeby się mu przyjrzeć.
- Czasami co?
Al wzruszył ramionami.
- Wolałbym, żeby mniej nadstawiała karku i polubiła czytanie
nudnych książek.
Scorpius nie miał wesołej miny.
- No to masz przegwizdane – stwierdził z ironią – Carter i
słowo nuda wykluczają się wzajemnie.
Albus skrzywił się, jakby go to irytowało.
- Łażenie po lochach w środku nocy nie może być ulubioną
rozrywką dziewczyny! – oświadczył ze złością. Scor podniósł ręce w obronnym
geście.
- Powiedz to Carter. Albo nie – dodał po namyśle – zginiesz,
a wtedy nikt już nie zapanuje nad Red.
Al obrócił się do niego błyskawicznie, zapominając nawet o
Jo.
- A propos – powiedział nagle z kpiną – Co u was?
Scorpius przybrał
kamienny wyraz twarzy.
- Masz na myśli mnie i Emmę?
Albus uniósł brwi.
- To wy się jeszcze spotykacie? – i nie czekając na
odpowiedź Scora, jakby i tak nie miała znaczenia dodał – Mówiłem o tobie i
Rose.
Scorpius obrócił się do niego teatralnym gestem.
- Nie ma takiego zwrotu jak „ja i Rose”! – stwierdził przesadnie
głośno. Albus zrobił minę wyrażającą uprzejme zdziwienie.
- Och, czyli już nie chcesz zamordować Harissa za obłapianie
jej?
Scorpius zacisnął zęby ale powiedział:
- Nic mnie to nie obchodzi.
- To dobrze – stwierdził Al, udając powagę i odwracając się
znowu od niego, a potem przybrał lekki to i oznajmił – bo robi to cały czas… W
dodatku sypiają w jednym dormito…!
Nie skończył zdania, bo ręce Scora zacisnęły się na
kołnierzu jego koszuli, a jego wściekła twarz znalazła się na kilka cali przed
nim.
- CO TAKIEGO?! – wycharczał Scorpius. Albus westchnął,
odepchnął go od siebie i wykrzywił się złośliwie.
- Żartowałem – oznajmił jadowicie – nie sypiają w jednym
pokoju. Ale widzę, że naprawdę cię to „nie obchodzi” – zadrwił. Scorpius
wyglądał jakby chciał mu przyłożyć. Obnażył zęby i patrzył na niego morderczym
wzrokiem.
- Wspominałem już, że Carter przed godziną znowu polazła do
lochów? – zapytał tylko. Albus przybrał podobną minę co on.
*
- CARTER!
Jo zaklęła w myślach.
- Co tu robisz, Rose?
Red maszerowała w jej stronę ze zmrużonymi oczami.
- Widziałam jak się wymykasz!
Jo przewróciła oczami. Stały na korytarzu prowadzącym do
lochów, za Pokojem Wspólnym Slytherinu, gdzie niewielu uczniów odważało się
zagłębiać.
- Okej, a teraz wracaj – powiedziała Jo i odwróciła się by
odejść.
- Gdzie idziesz?! – zawołała ze złością Rose i zrównała się
z nią.
- To chyba oczywiste?
Rose dała jej kuksańca w bok.
- Szukasz drzewa! – zawołała oskarżycielsko – Sama!
- Możesz poszukać ze mną – powiedziała zrezygnowana Jo. Rose
rzuciła przestraszone spojrzenie na oślizgłe ściany lochów, ale przecież jeśli
Carter chce tam wejść, ona nie może być gorsza!
Zagłębiały się coraz bardziej w korytarz, który w pewnym
momencie zaczął opadać w dół.
- Carter, a nie przyszło ci do głowy, że drzewa nie rosną
WEWNĄTRZ murów?
Jo nie zwróciła uwagi na jej drwiący ton, tylko
odpowiedziała:
- A nie wydaje ci się dziwne, że całe podziemia Hogwartu, o
których krążą setki legend, muszą być do czegoś wykorzystywane? Albo
przynajmniej musi coś w nich być?
Red zmarszczyła czoło.
- Kiedyś żył w nich olbrzymi Bazyliszek. Nie wiem czy chcę
poznać jego kolegów…
Jo machnęła ręką.
- Jestem pewna, że coś tam jest – oświadczyła tylko.
Korytarz zmienił się. Nie było już gładko ociosanych ścian,
ani kamiennej podłogi, ale odrapane mury i nieprzenikniona ciemność, którą
próbowały przebić światłem różdżek. Red przypomniała sobie swoją ostatnią
wizytę w tym miejscu i przełknęła głośno ślinę. Ale tym razem nie było tu
Malfoya. Choć w końcu zdołała uwierzyć, że to nie on nasłał na nią tę cholerną
zjawę…
- Więc… - zaczęła Rose, żeby odpędzić od siebie te myśli –
Co z tobą i Jamesem?
Jo rzuciła jej chłodne spojrzenie.
- Masz chyba na myśli Albusa? Spotykam się z Albusem…
- Tak. I dlatego szlajasz się sama po lochach!
Jo uniosła brwi najwyżej jak umiała.
- Mam nadzieję, że chociaż ty rozumiesz o czym mówisz?
Rose zrobiła obrażoną minę.
- Oczywiście, że wiem o czym mówię. Nie możesz być z Jamesem
i odreagowujesz to w oślizgłych lochach i na szukaniu guza.
- Co ty bredzisz?!
Rose przewróciła oczami.
- Carter – powiedziała pouczającym tonem – Zdążyłam cię
trochę poznać w ostatnim czasie. To twoje poszukiwanie przygód, to nic innego
jak odrywanie się od codziennych problemów!
- Może i tak – burknęła Jo – Ale James nie jest aktualnie
żadnym moim problemem! Ja naprawdę lubię Ala!
- Och, wiem – odparła oburzona Red – Gdybym myślała, że tak
nie jest, zamordowałabym cię za wykorzystywanie mojego kuzyna. Oczywiście, że
lubisz Ala. Tylko, że James siedzi w tobie jak drzazga. I pewnego dnia
pękniesz, bo tobie nie potrzeba łażenia za rączkę z Alusiem, tylko łamania
ciszy nocnej z Jamesem!
Jo nie wiedziała co powiedzieć. Wydawało jej się, że Rose
wypowiedziała na głos wszystko, o czym ona bała się choćby pomyśleć.
- Przestań – powiedziała bardzo cicho – Po prostu przestań.
Red nabrała powietrza w usta ale nic już nie powiedziała.
Przez chwilę szły w milczeniu, aż dotarły do rozwidlenia drogi. Musiały być już
bardzo nisko, bo w ścianach nie było okien.
- Gdzie teraz? – zapytała Rose, rozglądając się na wszystkie
strony. Miały do wyboru trzy wąskie korytarze, z których dwa spadały w dół, a
trzeci piął się w górę.
- Na pewno nie tędy – wskazała na niego Jo – Powinnyśmy się
rozdzielić i…
- Zwariowałaś! – syknęła Rose, która instynktownie
wyczuwała, że powinny być bardzo cicho – Jesteśmy kilkanaście metrów pod
ziemią, zaraz coś nas zeżre i jeszcze mamy się rozdzielać?!
Jo westchnęła z rezygnacją.
- W porządku. Chodźmy tędy – i nie czekając na Red ruszyła
lewym korytarzem. Rose pewna, że zaraz zginą poczłapała za nią.
- A tak w ogóle – odezwała się znowu Jo, jakby jadły lunch
na świeżym powietrzu – Tobie też należy pogratulować nowego związku!
- Po pierwsze ja tobie wcale nie gratulowałam – odparowała
Rose, szybko rozglądając się do koła, jakby lada moment spodziewała się ataku –
a po drugie ja i Logan to nic poważnego.
Jo odwróciła się w jej stronę rozbawiona.
- Nie mówiłam o Harissie.
Rose zrobiła zdumioną minę. Jo pokazała jej język.
- Ty i Scorpius to ciekawe zjawisko – oznajmiła wesoło –
przerażające – dodała poważniej – ale ciekawe.
- Ja i Malfoy?! – zawołała ze zgrozą Rose – My się tylko
całujemy!
- CO?! – Jo zapomniała nawet, że szuka superważnego drzewa i
przystanęła wpatrując się w Red wielkimi oczyma. Ta skrzywiła się na ten widok.
- Nie to miałaś na myśli? – zapytała zrezygnowana. Jo
pokręciła szybko głową.
- Raczej to, że świrujecie na widok swoich partnerów. Ale…
całowaliście się?! Kiedy?
- To zależy.
Jo wypuściła głośno powietrze. A potem zrobiła krok do tyłu
i wyciągnęła ręce w obronnym geście.
- Nie, wiesz co? Nie chcę wiedzieć. Dla swojego zdrowia
psychicznego nie chcę…
Rose posłała jej chłodne spojrzenie a potem ruszyła z
miejsca. Jo zrobiła dwa kroki i znowu się odezwała:
- Ale jak to, CAŁOWILIŚCIE?! Wy się nie znosicie!
- Carter, gdybym znała odpowiedź na to pytanie, życie wielu
osób stałoby się łatwiejsze…
Przez chwilę szły w milczeniu. Oślizgły korytarz opadał
coraz niżej a w pewnym momencie poczuły, że podłoga zalana jest wodą. Jo miała
jeszcze milion pytań do Rose, i gdy zdecydowała się które zadać jako pierwsze,
Red nagle zwolniła. Wyciągnęła różdżkę od długość ramienia i poświeciła po
korytarzu, który najwyraźniej był ślepym zaułkiem.
- Nie ma przejścia – powiedziała zaskoczona Rose. Jo
wyminęła ją i sama zaczęła badać ścianę.
- Cholera – mruknęła. Zgasiła różdżkę i zaczęła mamrotać
ciąg zaklęć wysadzających, ale ściana ani drgnęła.
- Czekaj, pomogę ci… - Rose przyłączyła się do niej, ale
mimo całej serii klątw i uroków nie udało im się przejść.
- To dziwne – powiedziała powoli Jo – te zaklęcia działają
na zwykłe mury!
I wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia. Red opuściła nagle
różdżkę i przyłożyła ucho do ściany, pokazując jej, żeby zrobiła to samo.
Zamilkły nasłuchując.
Delikatny,
cichy dźwięk przywodził na myśl morze zapisane w muszelce. Coś szumiało lekko i
pięknie, tak, że Jo i Rose zasłuchane nie chciały się oderwać.
- Musimy się tam dostać… - powiedziała tylko Jo. Znowu
spróbowały.
Ale piętnaście minut później, Red
znowu opuściła różdżkę.
- To na nic! – stwierdziła ze złością – Nie przebijemy się
przez tę ścianę!
Jo skinęła ponuro głową.
- Wracajmy.
Zaświeciły znowu różdżki i zaczęły wspinać się kamiennym
korytarzem.
- Trzeba tu wrócić! – zawyrokowała Red. – I zabrać
chłopaków!
Jo otrząsnęła się z zamyślenia i posłała jej rozbawione
spojrzenie.
- Masz na myśli Ala i Jamesa czy swojego chłopaka, Malfoya?
Rose była tak przerażona wizją tego, że mogłaby być
dziewczyną Scorpiusa, że zapomniała nawet jej odpyskować.
*
Harry
siedział przy biurku w swoim gabinecie i przyglądał się pewnej mapie. Ta, którą
stworzyli Huncwoci była przy niej ledwie rozrysowanym planem… Rozległo się
pukanie do drzwi i Harry szybko schował mapę. Idąc, by je otworzyć wiedział
już, że nie ucieszy się na widok gościa – pukanie przerodziło się w walenie do
drzwi i Harry domyślał się kto może za nimi stać.
- Malfoy.
- Potter – Dracon nie czekając na zaproszenie, minął go i bezceremonialnie
wszedł do gabinetu.
- Czemu zawdzięczam tę niemiłą wizytę? – burknął Harry,
zamykając drzwi w obawie, że uczniowie mogą usłyszeć niechybną awanturę. Draco
rozejrzał się po gabinecie a potem bez pytania odsunął sobie krzesło i usiadł
na nim. Harry z uniesionymi brwiami stanął naprzeciw niego.
- Choć raz jesteś wyższy – zadrwił Malfoy, ale nim Harry
zdążył odparować dodał – Żądam, żebyś przywołał do porządku swojego syna,
Potter!
Harry natychmiast wyszczerzył zęby.
- Z którym sobie nie radzisz? – zapytał z dumą. Draco przewrócił
oczami.
- Jestem profesorem, mają u mnie tyle samo punktów na minus
na każdej lekcji – odparł beznamiętnie a Harry przybrał buntowniczy wyraz
twarzy – Chodzi o to, że twój syn sprowadza na złą drogę mojego!
Harry zrobił zdumioną minę.
- Poczekaj, Malfoy, bo mówisz chyba w jakimś tajnym języku
tchórzofretek, którego nie rozumiem… MOŻNA w ogóle sprowadzić na złą drogę
twojego syna?
Draco zrobił obrażoną minę.
- Scorpius odziedziczył po mnie…
- No właśnie – zgodził się Harry – a więc nie można!
- Twój syn przyjaźni się z moim, Potter! – zawołał ze zgrozą
Malfoy – Bawi cię to?!
Harry natychmiast spoważniał. Szybkim ruchem poprawił
okulary.
- James? – zapytał ostro, ale natychmiast się poprawił –
Albus… On zawsze pomagał słabszym…
- Potter, wiesz, że znam kilka niezłych zaklęć…
- Oczywiście – prychnął Harry – ciocia cię nauczyła?
- Każ synalkowi trzymać się od mojego z daleka!
- Lepiej ty powiedz swojemu, żeby się odczepił od normalnych
ludzi!
- Normalnych? – zadrwił Draco – Nazwałeś syna „Albus”!
- A ty swojego „Scorpius”, matole!
Mierzyli się przez chwilę morderczymi spojrzeniami, a w
końcu Draco westchnął głęboko.
- Każ synowi znaleźć sobie innych przyjaciół – wycedził,
podnosząc się z miejsca.
- A ty swojemu znaleźć jakichkolwiek! – zawołał jeszcze
Harry, nim drzwi jego gabinetu trzasnęły tak, że prawie wypadły z zawiasów.
Przez
resztę wieczoru Harry zadręczał się, że popełnił gdzieś poważny błąd
wychowawczy i nie umie go naprawić, skoro jego rodzony syn przyjaźni się z
dzieckiem Malfoya. Jego ponure rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Norah… - Harry poczuł, że się rumieni. Od kiedy Hermiona
zrobiła jej awanturę w jego imieniu, wymieniali tylko powitania na korytarzu.
- Cześć, Harry – uśmiechnęła się do niego z lekkim
zażenowaniem – tak sobie pomyślałam, że może zapomnimy o tej głupiej sprawie? Jesteśmy
dorośli…
Harry skinął szybko głową.
- Jasne. Ja już właściwie nie pamiętam. Wejdziesz?
Norah wyraźnie się ucieszyła i skorzystała z zaproszenia.
- Przyszłam, bo kiedyś obiecałeś mi, że nauczysz mnie
zaklęcia Patronusa – powiedziała, gdy Harry zamknął drzwi.
- Och, tak! Ale mmm… teraz?
- Jesteś zajęty? – zapytała szybko. Pokręcił głową.
- Nie, właściwie to… w porządku – uśmiechnął się uprzejmie i
wyjął różdżkę.
Norah okazała się pojętną uczennicą i mimo, że ćwiczyli „na
sucho”, w zadziwiająco krótkim czasie udało jej się wyczarować Patronusa.
- Naprawdę nieźle – komentował Harry, obserwując jak srebrny
kruk lata po wnętrzu jego gabinetu. Norah uśmiechała się radośnie.
- Nie wierzę! – zawołała klaszcząc w ręce – Dziękuję, Harry!
Naprawdę… dziękuję.
Harry nie wiedział, kiedy znalazła się tuż przed nim, ani kiedy
zaczęła zawzięcie mrugać długimi rzęsami. W następnej chwili stanęła na palcach
i dotknęła jego ust swoimi. Miał wrażenie, że dostał jakąś klątwą. Nie mógł jej
odepchnąć, ani racjonalnie myśleć. I czy można go było za to winić? Na Merlina,
była atrakcyjną, młodą kobietą, a jego zmysły… cóż, reagowały na to.
W końcu
jednak Norah odsunęła się od niego a na jej twarzy odmalowało się przerażenie.
- Harry, przepraszam! – zawołała cicho – Nie wiem co mi
odbiło!
Harry machinalnie poprawił okulary.
- Chyba powinnaś już iść – powiedział spokojnie. Norah
posłała mu jeszcze przerażone spojrzenie, a potem wypadła z jego gabinetu.
- Hermiona mnie zabije – mruknął Harry, rzucając się na
sofę.
*
Lucy szła
przez zamek z rozmarzoną miną. Całe sobotnie przedpołudnie spędziła na błoniach
z Cameronem. A teraz nie mogła się pozbyć niemądrego uśmiechu. Ale wystarczyło,
że przeszła jeden korytarz, by zbladł.
Ethan i Mason, koledzy Camerona, którzy zawsze
patrzyli na nią z niechęcią opierali się o najbliższą ścianę, spoglądając na
nią wyczekująco.
- Cześć, Lucy! – zawołał Ethan, a ona mimowolnie się
zatrzymała – Wracasz z randki?
- Czego chcecie? – zapytała zła i przestraszona
jednocześnie. Mason wzruszył teatralnie ramionami.
- Porozmawiać? Lepiej się poznać?
- Po co? – zapytała zdumiona, podskórnie czując, że nie mają
dobrych zamiarów.
- Lucy, Lucy… - zaśpiewał Ethan – Jesteś „dziewczyną” –
wyartykułował kpiąco – naszego przyjaciela. Powinniśmy coś o sobie wiedzieć!
Albo nie – dodał nagle, jakby coś sobie przypomniał – Raczej ty powinnaś coś
wiedzieć o Camie.
Lucy zrobiła wielkie oczy. Bardzo chciała stamtąd pójść..
- Nasz drogi kolega nie opowiada ci pewnie wszystkich
szczegółów ze swojego barwnego życia – dodał Mason – Pewnie zapomniał na
przykład wspomnieć jak dobrze bawił się podczas ostatniej imprezy?
Usta Lucy zadrżały.
- Oczywiście nie sam – wtrącił szybko Ethan – ale kto by
spamiętał imiona tych wszystkich dziewczyn!
- Tylko z ostatniej imprezy – dodał Mason – z innych można
by spisać książkę.
- Czego ode mnie chcecie? – zapytała Lucy, teraz już drżąc
na całym ciele. Mason przestał się kpiąco uśmiechać i zrobił krok w jej stronę.
- Żebyś dała mu spokój – warknął, a ona odruchowo cofnęła się
do tyłu – Za wysokie progi, kujonko! Odczep się od Cama, albo zamienię twoje
nudne życie w bardzo niemiłe nudne życie!
- Daj mi spokój, nic ci nie zrobiłam! – pisnęła, wciąż się
cofając.
- Ale my zrobimy tobie. Jasne?
Lucy zamrugała szybko powiekami, a potem odwróciła się i
puściła biegiem przez korytarz, odprowadzana głośnym śmiechem Gryfonów.
- Cameron by nas zabił – mruknął Ethan, gdy skończyli się
śmiać.
- Bo mu namieszała w mózgu! – warknął Mason – Musi wrócić do
normalności.
- A co jeśli mu powie? – zapytał jeszcze Ethan, gdy ruszyli korytarzem.
- Nie powie – stwierdził pewnie Mason – Znam kogoś, kto
zadba o to, że nie będzie chciała z nim w ogóle gadać.
*
- Gdzie Rose? – Albus zatrzymał się nad piszącą esej
Scarlett. Ta uniosła brwi. Dawno z nią nie rozmawiał poza lekcjami…
- Powiedziała, że idzie na wojnę z Irytkiem, więc pewnie
niedługo ich usłyszymy.
- Świetnie – stwierdził Albus, którego zainteresowało wyłącznie
to, że Red tutaj nie ma – Mam sprawę.
- Do mnie? – zdziwiła się Scarlett, a Al poczuł nagłe
wyrzuty sumienia.
- Tak… Wiem, że ostatnio mam mało czasu, ale wiesz…
- Wiem – przerwała mu sucho – Masz teraz dziewczynę –
powiedziała, modląc się by nie zabrzmiało to jak wyrzut. Albus wyszczerzył
zęby.
- I w tym rzecz. Jo ma urodziny w piątek a ja nie mam
bladego pojęcia co jej dać.
Scarlett zaczęła zawzięcie mrugać. Gdyby tylko ten kretyn
wiedział…
- Al, nie znam Jo Carter – powiedziała starając się nie
zabrzmieć tak parszywie ponuro, jak się teraz czuła.
- Jesteś dziewczyną! – żachnął się Albus.
„Teraz to widzisz” – pomyślała z żałością a powiedziała na
głos:
- Nie wiem, Al. Kup jej pluszaka.
Albus uniósł głowę, zastanawiając się nad tym. Scarlett
przewróciła oczami.
- Dziewczyny lubią pluszaki – stwierdził po zastanowieniu –
Chociaż Jo ma mało dziewczyńskich zainteresowań. No nic! – zawołał dziarsko,
wstając z fotela – Dzięki za pomoc! – poczochrał jej włosy, jak zwykli robić starsi
bracia młodszym siostrom i odszedł a Scarlett wbiła się w fotel obejmując się
ciasno rękami.
*
Jo w
piątkowy poranek obudziła się myśląc tylko o jednym. Co jest za ścianą w lewym
korytarzu lochów. Myśląc na tym obsesyjnie, ubierała się i schodziła na
śniadanie.
- Sto lat!
- Sto lat!
- Fałszujesz!
- Zamknij się, to ty nie potrafisz śpiewać!
Jo stanęła jak wryta. Scorpius i Rose zagrodzili jej drogę
do Wielkiej Sali i wydzierali się ile sił w płucach.
- Co wy…? AAA! Mam urodziny! – zawołała skonsternowana – Super.
Rose przewróciła
oczami i podeszła, by ją ucałować.
- Życzę ci rozumu, Carter – powiedziała cmokając ją w
policzek.
- Myślisz, że to działa? – odezwał się Scorpius, odpychając
ją na bok – Kiedy masz urodziny?
Rose pokazała mu język. Scor przyciągnął do siebie Jo i
niespodziewanie cmoknął ją w usta.
- Najlepszego! – i pozostawiając zdumioną Jo i kipiącą
złością Rose odszedł do Wielkiej Sali.
Jo nie
zdążyła jeszcze parę razy zapomnieć, że ma dziś urodziny, pochłonięta nowym
odkryciem i lekcjami, które wyciskały z nich siódme poty, bo nauczyciele (i
chyba tylko oni), nadmiernie przejmowali się SUMami. Ale wieczorem Jo znów
przypomniała sobie, że to dość wyjątkowy dzień.
- Cześć, mój brat cię szuka! – siedziała w wielkim fotelu
przy kominku, gdy Lily Potter zamiotła swoimi płomiennymi włosami przed jej
nosem. Jo wyrwała się z zadumy.
- James?
Lily zrobiła zdumioną minę.
- Albus. To z nim chodzisz, tak?
Jo wyraźnie się zmieszała.
- Eee… Gdzie on jest?
Lily wciąż przyglądała jej się uważnie.
- Na korytarzu…
Jo zrobiła jeszcze jakiś niezdecydowany ruch w jej kierunku,
a w końcu wstała i szybko wyszła z Pokoju Wspólnego.
Gdy
zobaczyła na nim Albusa miała wielką ochotę uciec z powrotem do salonu. Trzymał
w rękach… olbrzymiego misia.
- Wszystkiego najlepszego! – zawołał wesoło. Jo zbliżyła się
do niego bardzo powoli.
- Łał… Kupiłeś mi… Łał.
Albus był wyraźnie z siebie zadowolony, a Jo nie wiedziała
co powiedzieć. W którym wszechświecie ona mogłaby lubić pluszaki?!
- Podoba ci się?
Jo bardzo starała się zrobić zachwyconą minę i Al chyba w
końcu to kupił.
- Czy mi się podoba?! – powtórzyła z udawaną ekscytacją –
Przecież mówię, że… łał.
Albus zaśmiał się głośno a potem przyciągnął ją do siebie i
pocałował, czule muskając jej usta. Jo była zbyt przerażona perspektywą
posiadania słodkiej (i ogromnej!) maskotki, żeby dać ponieść się chwili…
- Uciekam, chciałem ci tylko zrobić niespodziankę! –
pocałował ją raz jeszcze, a potem wręczył prezent i odszedł, machając jej na
pożegnanie. Jo patrzyła na maskotkę z przerażeniem.
Po
kilku dobrych minutach i wielu głębokich oddechach, zdecydowała się w końcu wrócić
do Pokoju Wspólnego. Marząc o pelerynie-niewidce wemknęła się do środka i
zgodnie z jej największymi lękami wszyscy wlepili w nią spojrzenia.
Przeklinając Albusa i jego prezent uciekła do dormitorium.
*
- On chyba oszalał – mruknął James, obserwując jak czerwona
Jo wnosi do salonu wielkiego pluszowego misia. Jej mina w ogóle go nie dziwiła.
Jo i maskotki?!
Gdy
zniknęła na schodach do dormitoriów dziewcząt ujął twarz obiema rękami. Od rana
powstrzymywał się przed złożeniem jej życzeń. A co jeśli go poniesie? Miał trzymać
się od niej z daleka! Ale z drugiej strony… Jego brat-kretyn podarował jej
misia. W ogóle jej nie zna!
James
bił się z myślami. I przegrał.
- Nigdy nie potrafiłem być zbyt długo grzeczny… - mruknął w momencie,
gdy zażenowana Jo pojawiła się na schodach. Wstał i podszedł do niej pewnym
krokiem.
- Wszystkiego najlepszego, Carter – powiedział a Jo ku jego
zdumieniu uśmiechnęła się szeroko.
- Dzięki!
- Piękny miś – zadrwił. Uśmiech Jo zbladł.
- Tak, jest…
- Bardzo nietrafiony – wpadł w jej słowo i niespodziewanie
chwycił ją za rękę.
- Co ty robisz?! – zawołała zdumiona, gdy pociągnął ją do
dziury w portrecie Grubej Damy.
- Daję ci odpowiedni prezent urodzinowy.
Chociaż
Jo protestowała całą drogę, nie mogła udawać, że wędrówka z Jamesem przez tajne
przejście do Miodowego Królestwa nie jest najlepszym prezentem jaki dziś
dostała. On szedł pewnie przed nią, nie próbując jej czarować, co rzadko mu się
zdarzało. Rozmawiali o Drzewie Początku i nowym odkryciu Rose i Jo, aż doszli
do przejścia. Byli w Hogsmeade.
- Słodycze! – ucieszyła się Jo – Masz rację, to dobry prezent
na urodziny.
James tylko prychnął i znowu złapał ją za łokieć, chyłkiem
wyprowadzając ze sklepu.
- Słodycze – powtórzył drwiąco – Masz mnie za amatora?
Jo była coraz bardziej skonsternowana i… pobudzona. Zrobiło się
już ciemno, przebywali nielegalnie poza zamkiem, a James planował na pewno coś
niebezpiecznego. Lepszych urodzin nie mogła sobie wymarzyć, nawet jeśli za nic w
świecie nie przyznałaby się do tego na głos.
- I co teraz? – zapytała, gdy James rozglądał się uważnie po
ulicy. Nie odpowiedział, ale wpatrzył w coś, czego ona nie mogła dostrzec.
- Chodźmy – powiedział tylko i ruszył w kierunku jakiegoś
domu. Po drodze wyjął różdżkę.
- James, natychmiast powiedz mi co zamierzasz! – zawołała buntowniczo
Jo. Mrugnął do niej tylko i pociągnął za sobą.
- Zaczekaj tu – polecił jej, gdy zatrzymali się przed jakąś
posesją – Jak kogoś zobaczysz, strzel iskrami.
- A co ty…? – ale już go nie było.
Jo przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę, obserwując całą
ulicę. Zaczęła się zastanawiać jak długo go nie będzie, gdy usłyszała coś
bardzo dziwnego. Coś, czego nie powinna była słyszeć w wiosce czarodziejów. Ryk
silnika samochodu.
Obróciła
się błyskawicznie i wypuściła głośno powietrze z płuc. James siedział we
wnętrzu niebieskiego garbusa i szczerzył do niej zęby. Jo z otwartymi ustami
podbiegła do miejsca, w którym się zatrzymał.
- CO?! Jak…? Skąd…?!
James znowu puścił jej oko.
- Tu mieszka mój kumpel. Jego stary prowadzi interesy z
mugolami i udaje jednego z nich. W zeszłe wakacje uczyliśmy się nim jeździć.
Jo nawet nie potrafiła okazać swojej radości.
- James! Ja...
- Wskakuj – powiedział tylko i otworzył jej drzwi na miejsce
kierowcy, a sam przesunął się obok. Zachwycona Jo wsiadła i dotknęła
kierownicy. Pisnęła cicho.
- Mam tylko nadzieję, że potrafisz to prowadzić – powiedział
James – Ja miałem tylko jedną lekcję i w zasadzie używam częściej różdżki niż
tych wszystkich hamulców.
Jo pokiwała szybko głową.
- Mój dziadek był łowcą. Często udawał mugola, kiedy
prowadził śledztwo i miał starą corvetę. Uwielbiałam nią jeździć!
- Ach, to stąd ci się to wzięło – James pokiwał głową ze
zrozumieniem.
Jo
nacisnęła pedał sprzęgła, wrzuciła bieg i ruszyła. Tego jej było trzeba. Poczuć
prędkość i cudowny podmuch wiatru, przy otwartej szybie. Docisnęła gaz i
roześmiała się w głos.
- Oszalała – mruknął James. Patrzył jednak na nią zafascynowany.
Dla takiej dziewczyny zrobiłby wszystko…
- Hej, a zapytałeś o zgodę ojca swojego kolegi? – zapytała nagle.
James tylko się zaśmiał.
- Tak. Bo by się zgodził!
Jo znowu się zaśmiała i przyspieszyła. Czuła się cudownie. Tak
cudownie, że zapomniała o wszystkim innym.
Księżyc
był już wysoko, gdy stwierdzili w końcu, że czas wracać. Jo z markotną miną
odstawiała garbusa na podjazd właściciela.
- Chyba ich nie ma – stwierdził z zastanowieniem James i
wzruszył ramionami – Dobrze się złożyło.
- Wracajmy – powiedziała ponuro Jo i ruszyli z powrotem do
Miodowego Królestwa, a potem tajnym korytarzem do Hogwartu.
- Jesteś świetnym kierowcą – zauważył James.
- No ba – wyszczerzyła się Jo.
Nie
mieli Mapy Huncwotów, więc bardzo cicho wracali do Wieży Gryffindoru, uważając
by nie spotkać Irytka albo Crosby’ego. Podali Grubej Damie hasło i przeleźli
przez dziurę. Te ostatnie kroki były dla Jo wyjątkowo trudne. Z każdym z nich
czuła, że zaraz pęknie. Właśnie przeżyła najpiękniejsze urodziny, dzięki
facetowi, którego ustawicznie odrzuca. A w jej sypialni leży okropny miś…
- Dziękuję, James – powiedziała nagle poważniejąc. Patrzyli na
siebie przy bladym już ogniu na kominku i wydawało się już, że nie potrafią
przerwać tej chwili.
- Wszystkiego najlepszego, Carter – powiedział tylko James.
Jo bardzo powoli zbliżyła się i pocałowała go w policzek, a potem czując każdą
komórką ciała, że nie chce go zostawiać, odeszła do swojego dormitorium.
James
stał jeszcze chwilę w salonie.
- Zdecydowanie nie potrafię być grzeczny zbyt długo…
O moja Rowling! O moja Rowling!
OdpowiedzUsuńMoje biedne, rozszarpywane i wklejane tyle razy Jomesowe serce! Nie mogę się pozbierać i uporządkować uczuć! Przytłoczyły mnie! To było piękne! To było idealne! Też chcę takie urodziny! Typowy James, idealny dla Jo, który jako jedyny wie czego ona potrzebuje. Ba! To właśnie ON jest tym czego Jo potrzebuje i mam nadzieję że dziewczyna też już to zrozumiała!
To teraz inne sprawy...
jeśli Draco i Harry rozwalą przyjaźń Ala i Sfora to ja rozwalę ich Avadą.
Strasznie szkoda mi Scarlett. Mam nadzieję że Albus w końcu przejrzy na oczy, jak już Jo go zostawi i będzie z Jamesem :p
Norah...jak ja jej nie trawie! Boże...co to jest? Przystawia się do zajętego faceta! Któremu nie dosięga do piet! No weźcie ludzie, to jest Harry Potter! Bohater! A ona...nie. Nie. Nie. Trzy razy nie, dziękujemy.
Sprawy z Lucy nie chcę komentować. Dupki. Kretyni. Idioci. Chamy. Debile. Frajerzy. Amen.
Nowy rozdział mam nadzieję pojawi się równie szybko ;)
Przepraszam za błędy, ale pisałam na telefonie. Autokorekta i te sprawy ;)
UsuńTeż lubię tę scenę Jo i Jamesa ;)
UsuńHarry i Draco oczywiście nie rozwalą przyjaźni swoich synów, oni po prostu uwielbiają się kłócić, a wyczerpują im się powody :D
Ach, Jo i James są... nie znam takiego słowa! :) W każdym razie są tacy tylko razem :)
OdpowiedzUsuńMało Rose i Scorpiusa, ale ostatnio było o nich sporo, więc rozumiem.
Mam nadzieję, że Lucy nie posłucha tych gnojków...
Pozdrawiam ciepło! :)
Panna Bez Gmaila
Kocham.Kocham.Kocham. I czekam na kolejny rozdział!!!
OdpowiedzUsuń~foreverhappy
Nie, nie, nie... Lucy i Cam się rozstaną, prawda? Zrobisz nam to? :/
OdpowiedzUsuńAlbus i Scarlett byliby świetną parą, on by jej kupował pluszaki, ona by się cieszyła :D
No a James i Jo... Kocham ich po prostu! Zwłaszcza Jamesa, któy "nie potrafi być zbyt długo grzeczny" :D I dobrze! :P
Nie mogę się doczekać tego, co jest w zapowiedzi! A zwłaszcza Scorpiusa, który straci cierpliwość do Logana! ;)
Pozdrawiam!
uroczy rozdział :)
OdpowiedzUsuńRozmowa Draco i Harry'ego rozwala . Ciekawe skąd Albus wytrzasnął misia :D
OdpowiedzUsuńHahaha Draco i Harry to chyba nigdy nie wyrosną z tych kłótni. Hah zazdrosny Scor uwielbiam i co ja widzę czyżby zazdrosna Scarlett? w sumie żal mi jej dlaczego Al jej nie zauważa jako dziewczyny? Serio Albus? pluszak dla Jo przecież to dziewczyna żądna przygód no ale Jamesowi to udało się trafić z prezentem to była moja ulubiona scena w tym rozdziale. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Carmen
Nie mogę przestać się śmiać. Harry i Draco zachowują się, jak wtedy, kiedy w Hogwarcie byli uczniami. Pluszak to rzeczywiście niezbyt trafiony prezent dla dziewczyny takiej jak Jo. Za to James zapunktował. Wydaje mi się, że Carter bardziej pasuje do Jamesa, niż do Ala.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Al podoba się Scarlett ?! A to niespodzianka. Hahahaha :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
Kurde mimo wszystko nie mogę się przekonać do tej całej Scarlett . Niby pasuje o Ala i wogóle, ale po prostu jej nie lubię...
OdpowiedzUsuńKonfrontacja Harrego i Draco świetna :D
No i Scor + Rose = <3
Scorpius dobrze gada - polać mu! :] przecież Albus nie może trzymać Jo na krótkiej smyczy! :D
OdpowiedzUsuńRoztrzepana Jo zapomniała o swoich urozinach, co mnie wcale nie dziwi :]
A Albus to gorszego prezentu chyba nie mógł jej dać, a James wręcz przeciwnie :)
Uchichrałam się, jak głupia, gdy czytałam ten fragment Harrym I Draco, haha! :D
Paulina M. aka Hit Girl
Draco i Harry dalej się kłócą ;/ wole jak sie kłóci z Rose albo Hermioną :D Oj Jo, Jo .....
OdpowiedzUsuńHahahah reakcja Jo na tego misia -sikam!
OdpowiedzUsuń"-Łał… Kupiłeś mi… Łał.
(...). W którym wszechświecie ona mogłaby lubić pluszaki?! (...)
- Czy mi się podoba?! – powtórzyła z udawaną ekscytacją – Przecież mówię, że… łał."
Hahahahahahaahaha! A Al tak się cieszy, ze jej się podoba, kocham go normalnie :P
Ale bardziej kocham Jamesa, ohhh niech Jo zostawi Ala, James jest dla niej stworzony!
No j i jest jeszcze ten ślepy zaułek w podziemiach, moglabym się założyć, zeza nim jest cos ważnego, (może sam drzewo poczatku?) ale znając twoje zamiłowanie do nagłych zwrotowa akcji, to pewnie jeszcze zdazysz mnie zaskoczyć!
Ale co będzie z biedna Lucy? Przyjaciele Cama to straszne gnojki!
Rozdział wspaniały, zabawny, tajemniczy, świetny!
~TikiTaka
Mistrzowska wymiana zdan miedzy Harrym i Draco ;D
OdpowiedzUsuń