Ktoś jest w podziemiach!
Nie zauważyli
jak nastał kwiecień i wszyscy znów pakowali się na pociąg do Londynu. Wszyscy
poza pewną piątką tropicieli przygód i kilkoma niedobitkami.
- Powiedziałem rodzicom, że uczę się do SUMów – wyjaśnił
Albus Jo z niepewną miną, gdy czekali na Lily, której mieli pomóc z kufrem –
nie kupili tego.
Jo parsknęła śmiechem.
- Ja powiedziałam, że mam sprawę do załatwienia. Woleli nie
pytać.
- James wymyślił, że
opiekuje się chorym przyjacielem – dodał kwaśno Al – I jemu uwierzyli… Ale za
to Rose naopowiadała swoim, że bierze udział w turnieju gargulków…
- Hahahahaha! Red i gargulki?!
Albus sam pokręcił głową ze zdumieniem.
- Myślę, że nasz ojciec i tak nas wszystkich o coś
podejrzewa. Ale grunt, że zostajemy.
- Tak! – przyklasnęła Jo – Nie powtórzy się sytuacja z
ferii, kiedy kogoś mordują a nas tu nie ma!
Albus spojrzał na nią z lekkim strachem. Czasami była dość
przerażająca…
- I może uda nam się zlokalizować drzewo – dodał, gdy dziura
w portrecie Grubej Damy otworzyła się i wytoczyła się przez nią Lily, dźwigając
wielki kufer – Co ty tu masz?! – wrzasnął Al, pomagając jej go wyciągnąć. Lily
tylko uśmiechnęła się szatańsko.
*
Lucy
cieszyła się na wolne z wielu powodów, a żaden z nich nie miał nic wspólnego z
odpoczynkiem od nauki. Ostatnie dni w Hogwarcie były dla niej wyjątkowo trudne.
Nagle z szarej myszki, której nikt nie mówił „cześć” na korytarzach, stała się
znaną osobą, którą pokazywano palcami. Zwłaszcza dziewczyny obgadywały ją i
wyśmiewały przy każdej okazji.
- Och, patrzcie! – wołały teatralnym szeptem, gdy
przechodziła – „Dziewczyna Cartera”! „Pasują” do siebie!
Dla Lucy było to wyjątkowo przykre. Nigdy nie lubiła być w
centrum zainteresowania, a teraz czuła się jak na świeczniku. Nie wiedziała czy
Ethan i Mason mieli z tym coś wspólnego. Nie powiedziała Cameronowi o ich
ostatniej rozmowie. Co by to dało? Nawet on nie powstrzyma już tych wszystkich
dziewczyn, które plują w nią jadem z zazdrości. Ale wytrzymałość Lucy, (która
nigdy nie była zbyt wielka), zaczynała się kończyć i gdyby nie fakt, że była
zakochana, uciekłaby i zaszyła w mysiej dziurze, na co miała teraz największą
ochotę.
W
dniu wyjazdu na święta, umówili się dopiero na peronie. Lucy w towarzystwie
swojej kuzynki Dominique dreptała na stację do Hogsmeade, ciągnąc niewielki
kufer.
- Gdzie jest Louise? – rozglądała
się Dominique – Miał przypilnować Huga, bo Rose nie jedzie…
Na peronie było już ciasno, bo
stłoczyła się tu większość szkoły.
- Och, jest! – zawołała
Dominique, pomachała Lucy i ruszyła w kierunku brata. Lucy też zaczęła się
rozglądać. Gdy tylko zobaczyła Camerona, wszystkie złe myśli wyparowały jej z
głowy i z lekko zażenowanym uśmiechem, ruszyła w jego stronę.
Przystanęła
w połowie drogi. Stał tyłem do niej, otoczony swoimi kolegami i dziewczynami z
ostatniej klasy. Ethan zobaczył ją i mrugnął, uśmiechając się drwiąco, a ona
nie ruszała się z miejsca, mając nadzieję, że Carter odwróci się i sam
podejdzie. Ale on najwidoczniej zagadał się z Olivią Aston, którą Lucy znała,
bo była jej przełożoną, jako Prefekt Naczelna. Nagle koledzy Camerona i reszta
dziewczyn odeszli na niewielką odległość, a Olivia przysunęła się do niego tak,
że Lucy poczuła jak coś gorącego spływa jej do żołądka. Dziewczyna pogłaskała
go po twarzy a potem przysunęła się i cmoknęła go, gdzieś w okolicach ust. To
wystarczyło Lucy.
Odwróciła
się i puściła biegiem, czując jak do oczu napływają jej łzy. Mieli rację!
Wszyscy mieli rację! W głowie szumiało jej tak, że nie usłyszała
nadjeżdżającego pociągu. Gdy w końcu się zatrzymał wsiadła do niego czym
prędzej i pobiegła prosto do wagonu z bagażami, gdzie usiadła na jednym z
wielkich kufrów i rozpłakała się na dobre.
Co
ona sobie myślała? Że takie zero jak ona może interesować popularnego chłopaka?
Wyglądali razem śmiesznie! Nie mówiąc o tym, że on najwidoczniej był tym za
kogo wszyscy go mieli! Czar prysł. Bajka
się skończyła, księżniczko – pomyślała Lucy, ocierając gorące krople,
spływające jej po nosie.
Cameron
chodził wściekły od przedziału do przedziału. Spóźniła się na pociąg? Mieli
jechać razem! Na domiar złego ta modliszka, Olivia znowu się do niego
przyssała. Pewnie James Potter posłał ją do diabła… Miał tylko nadzieję, że
nikt nie nagada Lucy, jak to Aston cmoknęła go w policzek na peronie. Przeszedł
przez cały pociąg i jej nie znalazł, mimo, że pytał każdego, kto mógł ją
widzieć. Miał już wracać do swojego przedziału, gdy coś go tknęło. W końcu jego
dziewczyna była maniaczką porządku i robiła czasem dziwne rzeczy… Skierował się
więc do luku z bagażami, gdzie była jego ostatnia nadzieja.
Wszedł
i zamarł.
- Lucy!
Siedziała na kufrze, z głową
opartą o szybę i zapłakaną twarzą. Zrobił szybko kilka kroków w jej stronę.
- Co się stało?!
Spojrzała na niego tak żałośnie,
że już wiedział.
- Kto ci coś nagadał? – zapytał
klękając przy niej i kładąc jej rękę na ramieniu, ale odsunęła się, a jego dłoń
zawisła w powietrzu.
- Nikt mi nic nie mówił –
powiedziała cicho – sama widziałam jak przytulasz się z Olivią na peronie!
Cameron westchnął głęboko. Nie
może na nią krzyczeć.
- Lucy, z nikim się nie
przytulałem. Olivia do każdego się łasi, nic między nami nie zaszło!
Ale Lucy nie wyglądała na
przekonaną.
- Może w twoim świecie –
powiedziała nie patrząc na niego – Ja nie jestem jak twoi kumple! A już
zwłaszcza koleżanki! – odwróciła się w końcu do niego, a oczy płonęły jej tak,
że zaczął się bać nie na żarty – Nie rozumiem tych wszystkich gierek i układów.
I nie pasuję do tego.
- Lucy, o czym ty mówisz? –
zapytał ostro Cameron.
- Twoi koledzy mnie nie znoszą –
odparła siląc się na spokój – w szkole nagle stałam się kimś znanym, inne
dziewczyny wytykają mnie palcami… W dodatku ty… Bardzo cię lubię – powiedziała
bardzo cicho – ale dla mnie to nie jest „nic”, kiedy jakaś dziewczyna obłapia
mojego chłopaka. Lubiłam swoje wcześniejsze życie – dodała gorzko – A tego nie
chcę.
Cameron patrzył na nią próbując zrozumieć. Chciał jeszcze
coś wytłumaczyć, prosić o wybaczenie albo przynajmniej, by go wysłuchała, ale
wydawało mu się, że nie może. Nic nie zmieni tego jak bardzo się różnią.
Powoli
podniósł się z ziemi i nachylił się do niej, a potem pocałował w mokre od łez
usta.
- Gdyby to ode mnie zależało, nic by nam nie przeszkodziło –
powiedział patrząc jej głęboko w oczy – Ale jest jedna rzecz na świecie, której
nie potrafię – odmówić ci czegokolwiek. Więc jeśli jesteś pewna, że tego chcesz
to sobie pójdę.
Lucy miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi.
Ale rozum wziął górę, skinęła tylko głową i odwróciła się znowu do okna. Chwilę
później usłyszała ciche trzaśniecie drzwi.
*
Harry
był tym razem wyjątkowo zadowolony z tradycji spędzania świąt u Weasley’ów.
Ginny wciąż chodziła naburmuszona, choć zdecydował się nie mówić jej o
incydencie z Norah. Poza tym bez Jamesa i Albusa w domu było pusto, jakkolwiek
wielkiego zamieszania nie robiła Lily.
- A tej co znowu? – pytał Ron Harry’ego, gdy minęła ich
Ginny nawet nie spojrzawszy na swojego męża. Harry westchnął cicho.
- Ma mi za złe, że spędzam tyle czasu poza domem – wyjaśnił,
w momencie gdy podeszła do nich Hermiona – A ja pracuję – dodał gorzko. Ron
przewrócił oczami.
- No nie wiem, Harry, może jest zazdrosna o jakieś studentki
– i puścił mu oko, za co zarobił cios w potylicę od Hermiony. Tylko dzięki temu
nie zauważył, że na twarzy szwagra pojawił się delikatny rumieniec. Nie uszło
to jednak uwagi Hermiony.
- Ron, zajmij się Hugiem – powiedziała szybko. Jej mąż
spojrzał na nią z uniesionymi brwiami.
- Jak go ostatni raz widziałem, miał ze trzynaście lat i
potrafił przebywać w domu dziadków bez opieki – zadrwił. Hermiona spojrzała na
niego tak, że od razu chciał pobiec do Huga.
- Ukradł mamie wszystkie formy na ciasta i razem z Lily
smarują je rozpuszczonymi wymiotkami pomarańczowymi – powiedziała.
- Aha – Ron odstawił kieliszek, z którego pił i odszedł a
Harry wyczuwając kłopoty, zmieszał się jeszcze bardziej.
- Harry – zaczęła Hermiona świdrując go wzrokiem tak, że
poczuł nagły przypływ wyrzutów sumienia – Dziwnie się zachowujesz.
- Bzdura – powiedział biorąc szybki łyk miodu.
- Harry… - powtórzyła
z nutą groźby.
- To nie moja wina! – zawołał – Przyssała się do mnie, a ja…
Hermiona szybko odwróciła się do koła, sprawdzając czy nikt
ich nie słucha. Percy, który siedział najbliżej był jednak zbyt pochłonięty
jakimś pękatym tomiskiem, by zwracać na nich uwagę. Hermiona ściszyła jednak
głos.
- Norah cię pocałowała?! – syknęła oburzona – A to krowa!
Podstępna, puszczalska, napalona…!
- Tak, masz rację – przerwał jej Harry, nim rozkręciła się
na dobre.
- Harry! – zawołała znowu, robiąc wielkie oczy – Musisz
powiedzieć Ginny!
Harry pokręcił głową i wziął kolejny łyk.
- Po co? I tak ma do mnie ciągłe pretensje, a to akurat nie
jest moja wina. Hej! – krzyknął, bo Hermiona zrobiła powątpiewającą minę – O co
ci chodzi?!
Hermiona zmrużyła oczy.
- O to, że dawno powinieneś powiedzieć tej flądrze, by dała
ci spokój!
Harry zrobił krok do przodu.
- Uważasz, że ją zachęcam?!
- Uważam, że masz żonę i to powinno być dla ciebie
najważniejsze!
Harry wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu.
- Powiedziała szczęśliwa mężatka – mruknął z drwiną.
Hermiona nabrała powietrza w usta, ale nic nie powiedziała, zbyt wściekła na
niego, po czym odwróciła się na pięcie i odmaszerowała. Harry obserwował ją
przez chwilę z mściwą satysfakcją, póki nie pojawił się jego teść.
- Harry, właśnie widziałem jak Lily i Hugo stoją w kącie i
potwornie się chichoczą…
- Pewnie dostali karę od Rona i Ginny – powiedział Harry,
pochłonięty innymi myślami. Artur pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Doszły nas słuchy, że coraz gorzej dzieje się na świecie –
zmienił temat Artur – Kingsley wygląda na bardzo przygnębionego.
Harry skinął powoli głową. Jego wzrok stał się ponury i
nieobecny, jakby myślał o bardzo odległych sprawach.
- Norwegia jest gotowa do wojny – powiedział poważnie –
Takie mamy informacje. Europa zabiera głos. Na razie sześć państw opowiedziało
się za wyprowadzeniem magii z ukrycia. Tylko cztery, w tym Wielka Brytania
oficjalnie są przeciw. Reszta się boi. Ale jeśli poprą Ankdala, dojdzie do
wojny, jakiej ten świat jeszcze nie widział.
Oczy Artura rozszerzały się z każdym słowem Harry’ego.
Potarł czoło i pokręcił głową ze smutkiem.
- Nigdy nie opowiem się za draniem, który chce upodlić
mugoli! – oświadczył pan Weasley – I wierzę, że każdy przyzwoity czarodziej na
tym świecie zrobi to samo!
Harry uśmiechnął się blado.
- Cała w tym nadzieja.
Percy, który skończył wertować grubą księgę, wstał z fotela
i podszedł do Harry’ego i swojego ojca.
- Harry, zaskoczyło mnie, że przyjechałeś na święta –
oznajmił – Podobno nadal nie znaleźliście mordercy tego profesora?
Artur znowu spojrzał na swojego zięcia.
- Czy dzieciom coś grozi?
Harry miał wielką ochotę pokazać Percy’emu język.
- Uważasz, że zostawiłbym szkołę bez ochrony, gdy mnie nie
ma? – zapytał chłodno – Trzech aurorów patroluje korytarze dzień i noc!
- To dobrze – stwierdził z ulgą Artur. Percy nie wydawał się
jednak przekonany.
- Ale nie znaleźliście zabójcy?
- To, że nikt nie stanął przed Wizengamotem, nie znaczy, że
nic nie wiemy.
Percy aż się zapowietrzył.
- Jeśli macie jakikolwiek trop, władze powinny o tym jak
najszybciej…
- Percy, odznaka ci spada! – pojawił
się George, ratując Harry’ego – Jeszcze po jednym?
Harry skinął głową z wdzięcznością.
*
Tymczasem
w Hogwarcie nie było czasu na święta.
- Nie znam więcej zaklęć – jęknęła Rose. Ona i James od
dwudziestu minut próbowali przebić się przez ścianę w korytarzu lochów, za
którym dało się słyszeć dziwne odgłosy. Ale mur ani drgnął, choć użyli
wszystkich uroków jakie znali, a James ze trzy razy kopnął ścianę butem.
- Wracajmy – powiedział w końcu, nie mniej sfrustrowany niż
Jo, kiedy były tu ostatnim razem – Miałyście rację. Coś tam jest i albo jest
bardzo cenne albo cholernie niebezpieczne, bo wygląda na tak zaczarowane, że
chyba tylko twoja matka potrafiłaby się tam dostać.
Rose skrzywiła się.
- Spoko, jak tylko wróci, to ją tu przyprowadzę.
Zrezygnowani
wracali przez opustoszały zamek.
- James? – zagadnęła Rose – Dobrze, że pogadałeś z Alem.
- Mmm – odparł James, który jak zwykle nie miał ochoty na
zwierzenia.
- I świetnie, że potem znowu podrywałeś jego dziewczynę –
dodała złośliwie Red. James spojrzał na nią z urazą.
- Nikogo nie… Wiesz co? Myśl sobie co chcesz.
Rose przewróciła oczami ale spoważniała.
- Wiesz, problem jest taki, że ty i Carter jesteście siebie
warci. Jak ona chce ciebie, ty się miziasz z głupimi lafiryndami, ty chcesz jej
– ona chodzi za rączkę z Alusiem. No jak złoto, idealna para! Tylko w tym
wszystkim jest twój brat, który pewnego dnia będzie miał złamane serce.
Będziecie umieli być wtedy szczęśliwi?
James nic nie odpowiedział, bo dotarli do miejsca, w którym
drogi Krukonów i Gryfonów rozchodziły się w różne strony. Kiedy jednak Rose z
zasmuconą miną pomachała mu i odeszła, on po raz pierwszy od kiedy w ogóle
poznał Jo Carter, pomyślał, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia.
Rose
wracała pospiesznie do Wieży Ravenclawu. Za dziesięć minut miał się pojawić
Malfoy z ich psem. Pod drzwiami do Pokoju Wspólnego zobaczyła Logana. Jęknęła
Ucieszyła się na jego widok.
- Cześć, słońce! – zawołał, dziwnym głosem. Jakby próbował
być bardziej męski…
- Cześć! – odparła Red – Co robisz?
- Czekam na ciebie – mruknął, gdy podeszła i przyciągnął ją
silnym ruchem.
- Eee… A co chcesz robić? – zapytała Rose, czując, że nie do
końca chce poznać odpowiedź na to pytanie. Logan przeciągnął dłonią po jej
udzie.
- Powiem ci w swoim dormitorium. Nikogo tam teraz nie ma.
Red przyjrzała mu się z uwagą. Był skupiony tylko na niej,
świdrował ją spojrzeniem, które w tej chwili mówiło tylko, że chce ją mieć
bardzo blisko…
- Nie, wiesz, umówiłam się z Jo!
Nie wziął tego poważnie. Wciąż trzymając ją w stalowym
uścisku, nachylił się i pocałował ją w szyję, zostawiając mokry ślad.
- Daj spokój, Rosie… Nie możesz mi ciągle odmawiać.
- Logan… Naprawdę, nie mam ochoty.
- Rose…
W jednej chwili Red czuła jak ręka Harrisa bardzo powoli
przesuwa się wzdłuż jej pleców i niżej… W następnej usłyszała łamanie kości w
łokciu, głośny pisk swojego chłopaka i szczeknięcie.
Za nią
stał Scorpius. Nie patrzył na nią, chyba jej w ogóle nie widział. Chwycił
Logana za połamaną rękę i rzucił nim o ścianę, jakby był chudym
pierwszoroczniakiem, a nie rosłym siódmoklasistą. W dodatku graczem Quidditcha.
- Ty skurwysynu… - jęknął Harris, trzymając się za rękę.
Scorpius zerknął na Rose, a potem znowu do niego podszedł. Frank podreptał za
nim.
- Jak ci dziewczyna mówi nie, to znaczy nie, palancie –
warknął z twarzą na centymetr od pobladłej twarzy Logana. Ten spojrzał na Rose,
która była w zbyt wielkim szoku, by coś powiedzieć.
- Przypominam ci, gnoju, że to moja dziewczyna – wycedził
przez zaciśnięte zęby, próbując opanować drżenie, bo widocznie ból w prawej
ręce stawał się zbyt silny. Scorpius nie zwracał na to uwagi.
- Może sprawdzimy. Rose, chcesz iść z Loganem? – odwrócił
się do niej i chyba po raz pierwszy w życiu nie spojrzał na nią ze złością ani
kpiną. Red tak się na to zapatrzyła, że zapomniała co się dzieje i że jej
chłopak jęczy z bólu.
- Rose?
- Co?! Och, nie – powiedziała, przenosząc wzrok na Harissa –
Dzięki ale nie pójdę do twojego dormitorium. Ty za to powinieneś iść do
skrzydła…
Logan patrzył z niedowierzaniem to na nią, to na niego. W
końcu, gdy cała krew odpłynęła mu już z twarzy, odbił się od ściany i posyłając
Malfoy’owi najbardziej znienawidzone spojrzenie, na jakie było go stać, powlókł
się do szpitala. Frank odprowadzał go cichym warczeniem.
Dopiero,
gdy Harris zniknął za rogiem, Scorpius znowu spojrzał na Rose.
- W porządku? – zapytał chłodno. Red czuła coś dziwnego. Coś
pomiędzy palącą chęcią rzucenia się na niego, żeby go rąbnąć, a palącą chęcią
rzucenia się na niego, żeby go przytulić.
- Wiesz, Malfoy – powiedziała skonsternowana i bardzo
poddenerwowana – Nie musiałeś łamać mu ręki.
- Schodziła za nisko – odparł wyzywająco. Red przewróciła
oczami.
- Potrafię się bronić.
- Nie widziałem, żebyś łamała mu rękę.
Wzruszyła ramionami.
- Po prostu byłeś szybszy.
Scorpius oderwał od niej wzrok na chwilę i kucnął, żeby
poklepać po główce Franka. Wstał, żeby odejść, ale odwrócił się jeszcze i
powiedział przez ramię:
- Połamię każdą rękę, która tam sięgnie. O ile nie będzie to
moja ręka.
I zostawiając Rose z dość głupim wyrazem twarzy odszedł
szybko w stronę lochów.
*
Jo
miała dwa postanowienia na ferie. Po pierwsze zamierzała dowiedzieć się co jest
za tą cholerną ścianą w lochach. Po drugie musiała zerwać z Albusem. Na punkcie
ściany dostała lekkiej obsesji, jak zawsze, gdy natknęła się na coś
tajemniczego. A jeśli chodzi o Ala… Nie umiała go dłużej okłamywać. Lubiła go,
nawet bardzo. I nie był dla niej jak kolega. Był pociągającym, słodkim facetem,
przy którym znakomicie się czuła. I jedyną jego wadą było to, że miał brata.
Jo bała się teraz nawet pomyśleć
o Jamesie, bo każda taka myśl przyprawiała ją o dreszcze. Więc tłumiła w sobie
te uczucia, ale czasem, kiedy nie miała już na to siły, one wybuchały z
podwójną mocą i wiedziała wtedy, że nie może oszukiwać Albusa.
Któregoś dnia, podczas gdy Rose i
James po raz kolejny poszli, żeby powęszyć przed Zamkniętą Ścianą, jak
ironicznie nazywała ją Jo, ona zebrała się w sobie i postanowiła pogadać z
Alem. Znalazła go, gdy wracał z kolacji, z której ona zrezygnowała, bo miała nie
była w stanie nic przełknąć.
- Al!
Odwrócił się i uśmiechnął a potem też ruszył w jej stronę.
- Cześć! – nachylił się, by cmoknąć ją w policzek i uniósł
brwi na widok jej miny.
- Co jest? – zapytał, odsuwając się na krok. Jo wskazała
gestem, by ruszyli z miejsca. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Al, ja… My… Musimy pogadać! – oświadczyła w geście
chorobliwej odwagi. Albus spojrzał na nią z ukosa i zrobił drwiącą minę.
- Tak… Spodziewam się tego od kilku tygodni.
- Czego? – zapytała marszcząc brwi.
- Ataku paniki, histerii… Bo ja wiem.
Jo poklepała się po nosie.
- Nie rozumiem.
Albus westchnął i wskazał na lewy korytarz, gdy wyszli na
trzecie piętro.
- Kiedy prosiłem cię o szansę, wiedziałem na co się piszę –
powiedział trochę zażenowany – Nie jesteś dziewczyną, która żyje związkami,
facetami i Merlin wie czym jeszcze. A jak się przestraszysz zaangażowania to
zwiewasz.
Jo zagryzła wargi. To wszystko było prawdą, ale przecież
było coś jeszcze…
- Al, chodzi o to, że… Chodzi o twojego brata.
Albus zatrzymał się, jakby trafił na niewidzialną barierę.
Utkwił w niej ostre spojrzenie i czekał. Jo zaczęła sobie wykręcać ręce.
- Czujesz coś do niego? – zapytał lodowato.
- Nie wiem – powiedziała szczerze – Wiem tylko, że, gdy o
nim myślę, mam wyrzuty sumienia wobec ciebie!
Albus nie spuszczając z niej wzroku, zrobił kilka kroków w
jej stronę.
- A co czujesz do mnie?
Jo miała ochotę mu przyłożyć. To chyba najgłupsze i
najtrudniejsze pytanie na świecie.
- Lubię cię – powiedziała zażenowana – Lubię być z tobą.
- Więc w czym problem?! – zdenerwował się Al. Jo uniosła
brwi.
- Nie przeszkadza ci to, że ja i twój brat mamy dość…
specyficzną relację?
Albus przymknął oczy, jakby się nad tym poważnie
zastanawiał.
- Jo, kiedy do ciebie przyszedłem, wtedy na błoniach byłem
świadom zarówno tego, że James cię lubi jak i tego, że on też nie jest ci
obojętny. Liczyłem się z tym, że mi odmówisz – powiedział twardo – i wierzę, że
gdybyś czuła coś do mojego brata, nie bylibyśmy nigdy razem. Teraz jest tak
samo. Więc pytam po raz drugi i pewnie nie ostatni – dodał kwaśno – chcesz się
ze mną spotykać?
Cholera, jest taki
mądry – pomyślała smętnie Jo – ze sto
razy mądrzejszy ode mnie…
Zawsze myślała, że popełni błąd będąc z Jamesem. Otwierając
teraz usta była pewna, że popełnia go w tym momencie.
- Chcę.
*
Dni
mijały. Nazajutrz wszyscy uczniowie mieli wrócić z wiosennych ferii, co
wyjątkowo denerwowało Jo, bo pełny zamek oznaczał mniejsze możliwości
schodzenia do podziemi. A już i tak było to trudne, bo jak się okazało podczas
świąt w zamku przebywali aurorzy. Pewnie na polecenie profesora Pottera. Ale
umiała ich wykiwać. Łaziła więc do lochów odruchowo, bez większych nadziei na
przedostanie się przez ścianę do miejsca, gdzie jak podejrzewała rosło Drzewo
Początku.
Wieczorem,
ot tak zeszła do lochów i już kierowała się do lewego korytarza, gdy usłyszała
szybkie kroki. Bojąc się, że to jakiś nawiedzony prefekt ukryła się szybko w
luce między dwoma korytarzami i czekała. Prawie podskoczyła, gdy zobaczyła, kto
ją wyprzedza. Wysoka, zakapturzona postać maszerowała w kierunku, do którego
przed chwilą zmierzała Jo. Nie zauważyła jej i zniknęła w kamiennym korytarzu,
który jak wiedziała za chwilę zacznie opadać w dół.
Zawahała
się. Chciała za biec za nią, a jednocześnie się bała. To już nie była dziecinna
zabawa w detektywów. Zakapturzony człowiek szukał czegoś w podziemiach
Hogwartu, późnym wieczorem, w zamku, w którym przebywało raptem kilkanaście
osób. Chyłkiem, uważając by nie być zbyt głośno Jo wycofała się z korytarza, a
gdy dotarła do schodów puściła się biegiem.
Nie
miała czasu do namysłu. Stwierdziła tylko, że to nie pora na odpowiadanie na
idiotyczne zagadki kołatki w Ravenclawie. Jak burza wpadła do Pokoju Wspólnego
Gryfonów i wypatrzyła Jamesa, który przysypiał na fotelu. Podbiegła do niego i
potrząsnęła nim szybko.
- Carter… - mruknął zaspany – ja leżakuję…
Ale Jo już ciągnęła go za rękaw do dziury za portretem.
- Ktoś jest w podziemiach! – krzyknęła tylko przez ramię – Zamaskowany
człowiek! Poszedł lewym korytarzem!
James natychmiast otrzeźwiał.
- Co jest za tą cholerną ścianą?! – zawołał, gdy biegli do
lochów.
Minęli wejście do Slytherinu i zwolnili. Instynktownie
czuli, że powinni zachowywać się cicho i ostrożnie. Szli blisko siebie, z
wyciągniętymi różdżkami, uważnie obserwując korytarz.
- Zaczekaj – szepnął nagle James – Rose nauczyła mnie
przydatnego zaklęcia. Homenum revelio!
Nic.
- Nikogo tu nie ma.
Szli dalej.
- Wygląda jak zwykle – mruknęła Jo, gdy zatrzymali się w
ślepym zaułku, zza którego dochodziły dziwne szumy i wycie. James podszedł
ostrożnie do ściany i zaczął ją badać. Ale jak zwykle ani drgnęła.
- Jest w środku – szepnęła Jo, podchodząc do niego – Ten
zakapturzony facet, jest w środku!
James nagle wyciągnął rękę, żeby ją odsunąć.
- Co robisz!? – syknęła.
- Skoro jest w środku, to może wyjść, tak?!
Jo zrobiła naburmuszoną minę.
- A ty możesz tam stać? – zapytała łapiąc się pod boki.
- To chyba zła pora na feministyczny manifest!
Jo wypuściła głośno powietrze, ale zgodziła się z nim w
duchu, że sytuacja jest dość niebezpieczna.
- W takim razie ty też się odsuń! – pociągnęła go za rękę a
on już nie protestował. Zatrzymali się w pewnej odległości, z różdżkami w
pogotowiu i wpatrywali się w nieprzenikniony mur.
- Wracajmy – powiedział nagle James, napiętym głosem. Jo
pokręciła stanowczo głową.
- Nie! To jedyna taka szansa!
James spojrzał na nią oburzony.
- Szansa?! Carter, tam prawdopodobnie jest morderca
Gilberta! A ty masz piętnaście lat i nie pozwolę…
- Ty masz szesnaście – wtrąciła z drwiną.
- Ale to po mnie przyszłaś – odparł, sprawiając, że zamknęła
usta – To do mnie miałaś na tyle zaufania, żeby mnie tu przyprowadzić. Więc
teraz też je miej i chodź ze mną.
Jo nie ruszała się z miejsca. James położył jej dłoń na
ramieniu, przysuwając się bardzo blisko.
- Carter, to już nie są żarty – powiedział patrząc jej
głęboko w oczy – Jak coś ci się stanie, to sobie nie daruję, rozumiesz?
Jo zrobiła jeszcze niezadowoloną minę, ale wzruszyła
ramionami i ruszyła z miejsca. Przez całą drogę oglądali się za siebie.
- Hej, a może zaczaimy się tutaj? – zapytała z nadzieją Jo,
kiedy przechodzili przez korytarz koło Slytherinu. James pokręcił głową.
- Mam lepszy pomysł.
Nie
pytała. Miał rację, ufała mu.
Wrócili
do Wieży Gryffindoru i James poprosił by na niego zaczekała. Po chwili wrócił
ze swojego dormitorium z kawałkiem starego pergaminu.
- Mapa Hunc…
- Cii…! – zawołał James i wskazał gestem za siebie. W fotelu
przy kominku siedziało kilku siódmoklasistów, którzy przygotowywali się do
Owutemów.
- Jest ktoś w twoim dormitorium? – zapytał James, nie
patrząc na nią.
- Nie – odpowiedziała powoli – ale nie wejdziesz po
schodach.
James wyszczerzył nagle zęby, ale zrezygnował z
wyprowadzania jej teraz z błędu.
- U mnie jest kolega.
- To może… - zastanawiała się Jo – Puste dormitorium?!
James uśmiechnął się i skinął głową. Szybko ruszyli w stronę
sypialni chłopców i weszli do tego, w którym spali, gdy pobito Jamesa. Jo
wzięła od niego Mapę Huncwotów, wypowiedziała hasło i rozłożyła ją na jednym z
łóżek. James usiadł koło niej.
- Nic.
Przyglądali się uważnie planowi podziemi, ale nie było tam
kropki z żadnym imieniem.
- Mapa jest niedokładna – zauważyła Jo, pochylając się
nisko. James zrobił to samo.
- Może mój dziadek i jego koledzy nie znali dobrze tej
części zamku? – zastanawiał się błądząc palcem po miejscu, które przed chwilą
opuścili. Jo skinęła głową.
- Nie ma na nim tego korytarza! – zawołała ze zgrozą – A to
znaczy, że nikogo tam nie zobaczymy. Wracajmy!
Ale nim podniosła się z łóżka, żelazny uścisk Jamesa,
zatrzymał ją w miejscu.
- Carter… - mruknął groźnie. Westchnęła i znowu usiadła.
- A jeśli ten ktoś znajdzie Drzewo Początku i… i je zetnie?!
- Och, bo to pewnie takie proste – zadrwił James i odsunął
się, bo czerwona ze złości twarz Jo przysuwała się niebezpiecznie – Nic nie da,
że tam pójdziesz – dodał ugodowo – Jeszcze zginiesz i kto będzie ze mną biegał
po zamku o takiej porze?
Obrażona Jo nie odpowiedziała.
- Zrobimy tak – odezwał się znowu James, stukając palcem po
mapie – Będziemy obserwować korytarz koło Slytherinu, który jest tu zaznaczony.
Ten gość pojawi się na nim znikąd, no nie?
Jo w milczeniu skinęła głową. James przypatrywał jej się
przez chwilę, a potem niespodziewanie chwycił poduszkę i przyłożył jej w czoło.
- POTTER!!!
- Cicho, wariatko – zaśmiał się, poprawiając jej włosy,
które sam zmierzwił – Jeszcze ktoś tu wpadnie i pomyśli, że nie wiadomo co
robimy… - mrugnął do niej, na co pokazała mu język.
- Zamknij się, Potter.
James
rozłożył się na łóżku, wisząc nad mapą, a Jo po wielokrotnej zmianie pozycji
zrobiła to samo, uważając, by go nie dotykać. Dla ogólnego bezpieczeństwa.
Wpatrywali się w starą mapę, rzucając sobie ukradkowe spojrzenia, czasem James
dla żartu trącił ją łokciem pytając czy śpi, a ona co chwila dźgała go różdżką,
żeby i on nie zasnął. A na mapie nikt się nie pojawiał…
- James…
- Mmm…
- James…
Obudził się czując dziwne ciepło w okolicach klatki
piersiowej. Otworzył oczy i prawie zachłysnął się powietrzem. Jo spała z głową
na jego piersi i mruczała przez sen. Jego imię.
Bał się poruszyć. Drgnąć,
oddychać. Nigdy jeszcze nie była tak blisko i nigdy jeszcze tak się nie bał.
Jak ma ją wypuścić? Jak ma się wyrzec tego ciepła, tego cudownego, miodowego
zapachu i świadomości, że Carter o nim śni?
Mapa
Huncwotów leżała na ziemi, pokazując setki ruchomych kropek. Musiało być przed
południem i wszyscy wrócili do zamku, a szansa na odkrycie kto i czego szukał
wczoraj w podziemiach przepadła. James patrzył czule na śpiącą Jo. Uśmiechał
się szeroko. Nie umiał teraz przejmować się swoim bratem, samym sobą ani tym,
że ona za chwilę wstanie i zacznie wrzeszczeć wyzywając go od kretynów,
pomstując na niego za to, że zasnęli i przeklinając wszystko wokół, bo
przegapili wyjście tajemniczego mężczyzny z lochów.
Jeszcze
przez moment mógł patrzeć jak śpi.
Czekałam na ten rozdział! I oczywiście świetnie napisany ale...
OdpowiedzUsuńLucy rozstała się z Cameronem, nie było żadnego spektakularnego pocałunku Jomes i Carter nawet nie zerwała z Alem.
Ale scena z Jamesem i tak była słodka :3
Jedyne co sprawiło że zaczęłam fangirlować to wątek Rose/Scorpius *-* końcówka była zabójcza!
Jestem ciekawa co dalej z drzewem...nie wierzę że to już prawie koniec pierwszej części! Idę sobie popłakać...
Dużo weny!
I dużo Jamesa ;)
Nieee, nie na ten rozdział czekałaś, tylko na następny :p Tam też nie będzie spektakularnych wydarzeń, ale zdarzy się na pewno coś ważnego :P
Usuń"Połamię każdą rękę, która tam sięgnie. O ile nie będzie to moja ręka."
UsuńO to to! Omfg :3 mniam mniam
Ale dupek! Wiedziałam, że Logan jest kretybem, ale nie spodziewałam się, że aż takim!!! O.o
OdpowiedzUsuńRose ma rację. Ma pieprzoną rację, że Al ucierpi na końcu. I to prawdopodobnie dość znacznie.
Jaki świetny Scorpius! <3 To od zawsze był mój ulubiony bohater, ale od dzisiaj ma u mnie +500 do zajebistości. Klasa sama w sobie. I na dodatek ten tekst na koniec! I złamana ręka! *pisk* Jest taaaki idealny! *,*
Lubię Jamesa. Naprawdę go lubię. A na początku jakoś nie przypadł mi do gustu...
Dobrze, że Jo pogadała z Albusem, tylko czemu znowu się zgodziła z nim być? To musi być dziwne kochać braci...
Co to ma znaczyć?! Cam i Lucy mają być razem!
A Harry powinien chyba załatwić Norah zakaz zbliżania się.
I, do diabła, chcę już wiedzieć, co jest z tą ścianą!
Pozdrawiam xx
Ale ale ale fajne :P
OdpowiedzUsuńLucy i Cam, straszne ale genialne. Bo jakby oni żyli w takiej sielance, to by było nierealne! A tak wiadomo, oboje muszą się trochę zmienić i dostosować. MAm tylko wielką nadzieję, że Cameron dowie się co zrobili jego "koledzy"!
Strasznie nie mogę się doczekać związku Red i Scora. Chociaż z drugiej strony, nawet mury Hogwartu mogą tego nie przetrwać :p
Albus jest trochę sam sobie winien... No bo jak sam mówi, wiedział, że Jo i James mają coś do siebie a on i tak przyłazi i chce z nią być. A ona to już w ogóle. Masochistka czy co? :P James zresztą też... :P jak to mówi Rose: "Jak złoto, idealna para" :D
Panna Bez Gmaila
Przede wszystkim związku Red i Scora mogą nie przetrwać oni sami :P
UsuńA Al się tylko wtrącił, bo wiedział, że Jo ma też coś do niego. Jak to w trójkątach :P
"Połamię każdą rękę, która tam sięgnie. O ile nie będzie to moja ręka." to po prostu cytat nr 1 tego rozdziału. Rose i Scorpius coraz bardziej mi się podobają. ;) Co prawda ten rozdział obył się bez dramatycznych pocałunków ani bratobójczych kłótni ale koniec doładował limit "tych" wydarzeń... Nie mogę się doczekać kiedy Jo i James będą w końcu razem <3 Najchętniej jeszcze dziś przeczytałabym kolejny rozdział no ale nie można mieć wszystkiego... :(
OdpowiedzUsuń~foreverhappy
Ps. Proszę, niech Jo w końcu będzie a Jamesem :****
Nieee... za szybko :p
UsuńO nie, nie! dlaczego Lucy i Cameron zerwali ? :( jego kumple to idioci mam nadzieje, że Cameron o wszystkim się dowie. A teraz kolejny idiota a mianowicie Logan bardzo dobrze, że Scor połamał mu rękę (szkoda, że tylko jedną) i ten jego tekst na koniec za to jeszcze bardziej go kocham. Ktoś się kręci po Hogwarcie? ciekawe czy Jo wyniucha kto to. I do tego ostatnia scena taka słodka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Carmen
Ha! Nareszcie nastąpi rozpad związku Rose i Logana. Czekałam na to. Sytuacja Jo jest już tak skomplikowana, że sama się w tym gubię. Z jednej strony Albus, który zapewnił by jej stabilizacje, nie skrzywdziłby jej, a po drugiej James, który tak jak ona kocha przygody. Rozdział jak zwykle świetny,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No nie! Cameron musi być z Lucy, bo to najmniej logiczna para w tym opowiadaniu! :] Muszą wszystkim udowodnić, że to może wypalić :D
OdpowiedzUsuńJo znowu nie ma pojęcia co robi, albo cierpi na jakąś zaćmę umysłu przy Alu :] ona MUSI być z Jamesem :) :P :D
Scorpius kompletnie rozwalił mnie tym tekstem o ręce :3
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
Ciągle nie wiem co wyniknie z tych wszystkich miłosnych rozterek.Szkoda,że Jo i James przysneli ...
OdpowiedzUsuń"Ale jest jedna rzecz na świecie, której nie potrafię – odmówić ci czegokolwiek." płaczę! To nie może się tak skończyć!
OdpowiedzUsuńA Teb człowiek w lochach? Ciary mnie przechodziły! Robi się coraz ciekawej!
Scorpius jest takim rycerzem w lśniącej zbroi, on i Rose muszą być razem! *.*
No i jeszcze Jomes na koniec <3
~TikiTaka
A aaaaaaa Scorose najlepsi!!!!!! No jak czytałam ten fragment z ich udziałem to myślałam że zejdę że szczęścia XD
OdpowiedzUsuńSzkoda że Cam i Lucy nie są już razem :( Widać, że obojgu na.sobis zależy...
No i Jo i James no oni Poprostu muszą być razem, są wręcz dla siebie stworzeni ����
Ale teraz zastanawia mnie tylko zakapturzona postać i to drzewo, ciekawe jak dalej potoczt się akcja
Caraline Gentile