Ginger Golden Girls

5 sierpnia 2014

Rozdział XVIII

  Kiedy chodzi o tę dziewczynę…




Robiła to każdego poranka. Wchodziła do Wielkiej Sali i najpierw omiatała spojrzeniem stół Krukonów w poszukiwaniu Albusa, a potem bezwiednie szukała wzrokiem Jamesa przy stole Gryffindoru. Czując do siebie najwyższą odrazę zaczynała śniadanie.
                Co mogła zrobić? Z jednej strony był James, porywczy z wiecznie zachmurzonym spojrzeniem, które prześladowało ją, gdy kładła się do łóżka. Z drugiej Albus, dojrzały i poważny i z myślą o jego uśmiechu wstawała rano. Sumienie nie dawało jej spokoju, rozum wyśpiewywał ciągłe kazania ale Jo wiedziała już, że jest za późno. I była tym przerażona.
                Coraz częściej uciekała od nich obydwu, albo asekurowała się obecnością Rose. Wieczory najczęściej spędzały w bibliotece, bo perspektywa SUMów zbliżała się nieuchronnie i nauczyciele zadawali im tyle, że piąte klasy prawie nie miały czasu na nic innego. Któregoś razu, gdy Jo zjawiła się przy stoliku Red, zobaczyła jej kuzynkę, którą poznała podczas świąt.
- Cześć, Lucy!
Z jakiegoś powodu Puchonka zrobiła wielkie oczy na jej widok.
- Jo Carter!
Rose zachichotała.
- Twoja sława cię prześciga – zaśpiewała, błędnie odczytując zakłopotanie Lucy.
Jo położyła na stoliku cztery woluminy notatek z Obrony Przed Czarną Magią i opadła na krzesło.
- Też macie sporo nauki na szóstym roku? – zapytała uprzejmie Jo – Przynajmniej SUMy macie z głowy…
- Ależ skąd! – zawołała Lucy, wciągając głośno powietrze – Na szóstym roku zaczyna się naprawdę trudny materiał, a przecież do OWUTEMów trzeba też powtórzyć pierwszych pięć lat!
Rose zagryzła policzki, żeby nie parsknąć śmiechem na widok miny Jo, która ostatnio była tak zdumiona, gdy powiedzieli jej w pierwszej klasie, że nie może pójść do Zakazanego Lasu.
- Och – wyjąkała – No to masz sporo roboty.
- W dodatku jest prefektem – skrzywiła się Red – Musi pilnować tych małych gnojków…
Lucy spojrzała na nią z oburzeniem.
- Nie są tacy źli – powiedziała – Czasem tylko…
Nie zdążyła dokończyć, bo za jej plecami pojawił się niespodziewanie Cameron i kładąc ręce na jej ramionach nachylił się i cmoknął ją w usta. Co ciekawe, ani Jo, która otworzyła szeroko usta na ten widok, ani Rose, której rozbiegany wzrok przeskakiwał z jednego na drugie, nie były tak zdumione jak sama Lucy.
- Cześć! – zawołał Cameron szczerząc zęby.
- Co tu robisz? – pisnęła Lucy i zerknęła szybko na Jo. Ta wpatrywała się w brata w osłupieniu.
 - Właśnie – warknęła – Co robisz w miejscu przeznaczonym do nauki?
Cameron pokazał jej język, a potem znowu zwrócił się do Lucy.
- Szukałem cię. Nikt cię nie widział, więc stwierdziłem, że pewnie siedzisz tutaj!
Rose otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale ta sytuacja przerosła nawet ją, więc po chwili je zamknęła.
- Chodźmy na błonia – zaproponował Cameron – robi się coraz cieplej – Lucy skrzywiła się nieznacznie.
- Odrabiam lekcje – powiedziała, wciąż nerwowo zezując na Jo. Ta natomiast wpatrywała się z uporem w brata.
- Ja z tobą pójdę! – oświadczyła wstając z miejsca i sztyletując go wzrokiem. Cameron, który w końcu na nią spojrzał trochę przygasł.
- Okej – powiedział ostrożnie, wyczuwając kłopoty – Zobaczymy się później!
Pocałował Lucy w czerwony nos a potem przepuścił Jo przed sobą i niepewnie powlókł się za nią. Lucy wróciła do swoich notatek. Dwie sekundy później Red wyrwała je jej i zawisła na cal przed jej twarzą.
- Rose? – zdumiała się Lucy.
- AAAAAA!!! Mów natychmiast co to było!!!

              Pierwsze promienie słońca w tym roku zalały błonia Hogwartu, powodując wielkie roztopy. Jo kroczyła dziedzińcem, wysysając różdżką wodę z największych kałuż. Cameron dreptał za nią.
- Okej – Jo zatrzymała się w miarę suchym miejscu i założyła ręce piersiach – Gadaj.
Cameron po raz tysięczny zaczął zachodzić w głowę, jak taka mała istotka mogła budzić taką grozę. Potarł czoło z roztargnieniem.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz o co! – zawołała Jo ze złością – Co ty wyprawiasz z Lucy Weasley?
Cameron zrobił zdumioną minę.
- Co masz do Lucy? Jest miła, naturalna…
- Nie mam nic do Lucy, kretynie, tylko do ciebie! Rozmawiałam z nią pięć minut i już wiem, że do siebie nie pasujecie – powiedziała ostro – a to oznacza, że zaraz się nią znudzisz i zostawisz!
Teraz Cameron założył ręce na piersi.
- Nie mam takiego zamiaru! Naprawdę ją lubię, a ty się nie wtrącaj!
Jo wykrzywiła się złośliwie.
- Jak się nie wtrącę, ta słodka istotka za trzy dni będzie wyła w poduszkę! Do tej pory miałam to gdzieś, bo zadawałeś się z flądrami, ale Lucy jest świetną dziewczyną, więc powinieneś trzymać się od niej z daleka!
Cameron trawił przez chwilę jej słowa.
- Nie mam zamiaru jej krzywdzić – powiedział w końcu. Jo prychnęła.
- Oczywiście, że nie masz! W tym momencie… Ale na Merlina, ona jest zupełnie inna! O czym będziecie rozmawiać? O pracy domowej? Ty nie wiesz co to jest! Ona jest prefektem, ty masz więcej nielegalnych przedmiotów niż piór i pergaminów! Ona wygląda na przestraszonego kociaka a ty jesteś wielkim Kapitanem Wspaniałej Drużyny Gryfonów! – wyliczała Jo, żywo gestykulując – Jeśli ci na niej naprawdę zależy, zostaw ją w spokoju – dodała gorzko. Cameron wyglądał, jakby rzeczywiście go to dotknęło.
- Nie wiesz o czym mówisz – powiedział tylko, a potem odwrócił się i odszedł, zostawiając Jo z zaciętym wyrazem twarzy.

                                                       *

                Jo zastanawiała się czasem, czy jest uzależniona od łamania regulaminu. Każdy dzień, w którym wróciła do swojej wieży o dozwolonej porze uważała za stracony. Dlatego próby dostania się ze Scorpiusem do gabinetu McGonagall, żeby pogadać z obrazem Fineasa Nigellusa, były świetnym pretekstem do nocnych wędrówek. Po jednej z takich nieudanych prób, Jo pożegnała się ze Scorem na trzecim piętrze a sama postanowiła skorzystać z jednego z tajnych przejść. Nie zrobiła dwóch kroków, gdy usłyszała znajomy głos.
- Po co chciałaś się spotkać? – pytał James. Jo zaklęła w myślach. Musiała na niego wpaść?! I to w trakcie jego kolejnej randki! Już miała się wycofać, ale coś w jego głosie sprawiało, że podskórnie czuła wielką chęć usłyszenia co James tutaj robi. Nie był zbyt uprzejmy dla swojej towarzyszki…
- Nie rozumiem – odezwała się Olivia Aston, a ręce Jo bezwiednie zacisnęły się w pięści – Kiedyś nie pytałeś po co się spotykamy, tylko przechodziłeś do rzeczy…
Jo stwierdziła, że tyle jej wystarczy i zamierzała wycofać się chyłkiem, ale to co powiedział James sprawiło, że nie mogła się ruszyć.
- To było kiedyś. Już nie jestem zainteresowany.
Jo nie widziała ich twarzy, bo stali sporo od niej, ale była pewna, że prefekt naczelna ma bardzo niezadowoloną minę.
- A co się zmieniło? – zapytała z ironią – Ta mała dziwka zawróciła ci w głowie?
Jo usłyszała kilka kroków, jakby James zerwał się nagle z miejsca.
- Nazwij ją tak raz jeszcze a zapomnę, że jesteś dziewczyną! – warknął.
W przejściu rozległ się głośny śmiech Olivii.
- James, James – zaśpiewała – Czyżbyś ty miał ludzkie uczucia? Nigdy bym cię o to nie podejrzewała!
- Jeśli tylko po to mnie tu zaciągnęłaś, to możemy już wracać – odparł James.
- Znudzisz się nią szybciej niż resztą – stwierdziła Olivia – Carter jest brzydka, dziecinna i niedoświadczona. Nie lubisz takich, James!
Jo poczuła nagłą potrzebę włączenia się do dyskusji, skoro toczyła się na jej temat. Ale nim zdążyła się zdecydować znowu odezwał się James.
- Nie dziwię się, że jesteś zazdrosna – powiedział chłodno – jest od ciebie sto razy ładniejsza, dziecinnością nazywasz chyba to, że ma normalne zainteresowania, a nie puste hobby jak wy wszystkie. I fakt, nie obracało jej pół Hogwartu i trzy czwarte Londynu, jak ciebie, więc…
CHLAST.
Jo skrzywiła się mimowolnie, słysząc jak James dostaje z całej siły w twarz.
- Idioto! – wrzasnęła Olivia, której drżał głos – Szlaban! A jak cię z nią zobaczę…!
- Rób co chcesz! – warknął James – Myślisz, że ktoś się ciebie boi? Zostałaś Naczelnym, bo przed nauczycielami udajesz świętą. Podwójna moralność, co Olivio?
- I kto to mówi? – wycedziła Aston. James zaśmiał się krótko.
- Ja niczego nie udaję. Nigdy nie twierdziłem, że jestem grzecznym chłopcem.
- Więc o co ci chodzi? – ton Olivii nagle zelżał – Przecież ja nie chcę chodzić z tobą za rączkę! Chcesz tej małej? Spoko… My możemy się tylko czasem… - dodała coś tak cicho, że Jo, która czuła jak bucha z niej para, nie dosłyszała reszty zdania. Była pewna, że dłużej nie wytrzyma i zaraz przyłoży tej kretynce. Ale po raz kolejny w miejscu zatrzymały ją słowa Jamesa, choć jak wiedziała odezwał się po krótkiej chwili.
- Nie. Powiedziałem ci już, że nie jestem zainteresowany. I naprawdę uważasz, że gdyby ktoś mógł umawiać się z Jo Carter, potrzebowałby jeszcze potajemnych schadzek z tobą?
W przejściu rozległy się szybkie kroki a chwilę później trzask gobelinu koło korytarza do Gryffindoru. Minęła minuta i Jo usłyszała spokojne kroki odchodzącego Jamesa.

Oparła się o chłodną ścianę i osunęła po niej, kładąc dłonie na twarzy, jakby bała się, że jej głowa zaraz eksploduje z nadmiaru myśli i uczuć.

                                                              *

- I co?!
Albus i Rose wrócili z kuchni do klasy na czwartym piętrze, gdzie czekali Jo, James i Scorpius. Red usiadła jak najdalej od Scora a Al uśmiechnął się do Jo.
- Ten owoc nazywa się Lahlin, choć wymawia się to jakoś tam inaczej – zaczęła Rose i zmarszczyła śmiesznie nos, próbując sobie przypomnieć prawidłową wymowę.
- Skąd się tu wziął?! – niecierpliwiła się Jo.
- Skrzaty twierdzą, że go w ogóle nie zamawiały – odpowiedział Al – Nawet go wcześniej nie znały. Kiedy przyszła przesyłka odstawiły go na bok, żeby odesłać albo dać komuś do zbadania…
-… wtedy nasi pałkarze musieli je zwędzić – wtrąciła szybko Rose – Skrzaty twierdzą, że dzień później pudło zniknęło.
Zapadła cisza, w czasie której każdy zastanawiał się kim była osoba, która zamówiła owoce i prawdopodobnie zabiła z ich powodu profesora Gilberta.
- WIEM!
Wrzask Jo wyrwał wszystkich z zamyślenia. Carter zerwała się z miejsca i podbiegła do półki, na której trzymała wszystkie książki botaniczne wypożyczone z biblioteki.
- Lahlin… - mruczała wodząc palcem po spisie treści – MAM!
Rose, Al, James i Scorpius rzucili się w jej stronę a Jo zaczęła czytać:
- Owoc krzewu o tej samej nazwie. Ich sok jest trujący, dlatego nie nadają się do spożycia. Wykorzystywane w Eliksirach. Najsłynniejszy eliksir, którego ważnym składnikiem jest owoc Lahlin to Czarny Wywar.
Jo oderwała się od tekstu i spojrzała na resztę wielkimi oczami.
- Dalej! – zawołała jej Rose i wskazała gestem, by czytała. Jo pokręciła głową i pokazała jej książkę.
- Nic więcej nie ma.
- Czarny Wywar? – powtórzył Scorpius – A co to jest, na Merlina?!
Ale nikt mu nie odpowiedział.
- Ja się tym zajmę – oznajmił James, który podobnie jak reszta miał bardzo poważną minę – i trzeba w końcu pogadać z portretem Nigellusa – dodał pewnym tonem – Tu się dzieje coś kurewsko złego.

                                                            *

                Od tej pory mieli oczy i uszy szeroko otwarte. Ale przede wszystkim zapomnieli o spontanicznych akcjach i wyskokach, które do tej pory stanowiły źródło ich wiedzy o tym co się dzieje. Zaplanowali każdy szczegół swojego śledztwa i bardzo uważali, żeby nikt poza ich piątką nie dowiedział się, że są na tropie mordercy.
                James miał jeszcze jedno zadanie. Dakota od powrotu ze świąt przyglądała mu się uważnie i w końcu osaczyła go któregoś dnia w salonie Gryffindoru:
- Co jest z tobą i twoim bratem?!
James przewrócił oczami.
- Nic, bo co?
- O co się znowu pokłóciliście?
- Odpuść...
Ale Dakota nie zwykła odpuszczać swojemu najlepszemu przyjacielowi, zwłaszcza gdy wiedziała, że coś zbroił. 
- James, ty i Albus jesteście braćmi. O cokolwiek się nie pokłóciliście, to nie może być od tego ważniejsze, rozumiesz? Napraw to! 
               
                Tymczasem za oknami Hogwartu świat budził się do życia i wszystkie drużyny wznowiły treningi quidditcha. Wykończeni Krukoni wracali z boiska w momencie, w którym wchodzili na nie Gryfoni. James po krótkim namyśle odłączył się od reszty i stanął naprzeciwko Albusa.
- Jak poszło? – zapytał niepewnie. Ala na moment zatkało. Ostatnim razem James odezwał się do niego jeszcze w czasie ferii, żeby mu podokuczać.
- Ciężko wrócić do rytmu – odparł nerwowo Albus. James wyglądał przez moment, jakby walczył sam ze sobą.
- Słuchaj, chciałem… przeprosić.
Albus mimowolnie otworzył szerzej oczy. Zawsze był pewien, że jego brat nawet nie zna tego słowa.
- Za co? – zapytał gorzko. James przewrócił oczami.
- Za wytarcie tobą ściany.
- Nie przesadzaj – zmieszał się Al – ledwie mnie szturchnąłeś…
James parsknął śmiechem.
- Obiecuję więcej cię nie szturchać za… no wiesz…
- Wiem – Albus uśmiechnął się blado – za Jo.
James kiwnął głową.
- Czyli, mam rozumieć, że ją sobie odpuszczasz? – zapytał zadowolony Albus. James bezwiednie zrobił wielkie oczy.
- Nie, stary – powiedział zdumiony – przyszedłem ci powiedzieć, że mi przykro za to, że rzuciłem się na ciebie z pięściami, nie, że rezygnuję z Carter.
Albus bezwiednie zacisnął szczęki.
- Więc może to przemyślisz? – wycedził – Ona nie jest zbyt przekonana do ciebie.
James wziął głęboki oddech. Miał pogodzić się z bratem, nie wszczynać nową wojnę.
- Ustalmy coś raz na zawsze – powiedział spokojnie – Jesteśmy rodziną i dałbym się za ciebie zabić. Ale kiedy chodzi o tę dziewczynę… - urwał, wiedząc, że Albus rozumie o co mu chodzi. Zgodnie z jego przewidywaniem Al kiwnął głową.
- Ona się kiedyś zdecyduje – powiedział po chwili – A wtedy drugi odpuści, powinniśmy to sobie obiecać.
James rozważał przez chwilę jego słowa, a wiatr rozwiewał mu włosy na wszystkie strony. W końcu powiedział:
- Nie, bracie. Nie dam jej odejść, nawet jak będzie twierdzić, że chce ciebie. Pozwolę jej na to, dopiero gdy mi powie, że nie chce mnie.
Albus trawił jego słowa w milczeniu. Tak bardzo się różnili…
Cameron i Fred darli się z drugiej strony boiska, żeby James wracał. Albus skinął mu jeszcze głową i odszedł, czując palącą potrzebę zobaczenia Jo.
 
                                                             *

                Lola szczekała prawie radośnie. Jo wyprowadziła ją na spacer, ścieżką wiodącą do chatki Hagrida i przyglądała jej się ze zdumieniem. Jej mały wilczek, (który już zresztą sporo podrósł), od tygodnia nikogo nie ugryzł i prawie nie sikał na cudze łóżka. Była z niej dumna.
- JO!
Odwróciła się zdziwiona, że ktoś ją tu znalazł i zobaczyła Albusa. Miał poważny wyraz twarzy, ale to akurat nie było do niego niepodobne. Uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć! Właśnie sobie spacerujemy. Lola…
- Jo – przerwał jej szybko. Uniosła brwi. Patrzył na nią z taką tęsknotą, że zrobiło jej się cieplej na sercu, choć jednocześnie bała się tego co powie – Daj mi szansę.
Otworzyła szerzej oczy.
- Szansę na co, Al?
Zrobił jeszcze jeden krok a potem wziął ją za rękę.
- Na to, że będziemy dobrą parą.
Oczy Jo zrobiły się okrągłe jak monety. Albus był pewny, że za chwilę się zapowietrzy.
- Pa… parą?! Ale jak…? My… Ja, przecież…!
- Jo – powiedział ostro, bo wiedział, że jak szybko nie przywoła jej do porządku zaraz zacznie panikować, może nawet zwieje.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć. I mam nieodparte wrażenie, że ty też myślisz o mnie.
W pierwszym odruchu Jo zamierzała znów zacząć bezładnie bełkotać i oddać się panice. Ale każdy, kto choć chwilę wpatrywał się w tęczówki Albusa w końcu się uspokajał i wracały mu zmysły. A zmysły Jo mówiły teraz, że chce tego co on.
Jak żywo stanęła jej przed oczami noc, gdy została w Wieży Ravenclawu. Jego silne ramiona i nagi tors… Czuła, że się rumieni na to wspomnienie. A przecież było też tyle innych! I gdy stała tak, zapatrzona w te ciemne tęczówki, myślała tylko o tym.
- Po prostu gdzieś chodźmy – powiedział znowu Albus, żeby przerwać ciszę – boisz się oficjalnego nazewnictwa, więc zwyczajnie chodź ze mną na spacer! Dzisiaj, jutro i często w najbliższym czasie.
Ale gdy Al patrzył tak wyczekująco, przed oczami stanął jej James i poczuła nagły ucisk w żołądku. Niewiele z tego rozumiała. Ale wiedziała, że to nie jest wybór, bo z Jamesem nigdy jej się nie ułoży. Nawet jeśli chwilowo zrezygnował z umawiania się z Olivią Aston. A Al… Czemu nie mogłaby być z nim szczęśliwa, skoro jej się podoba i jest świetnym facetem?
Lola zaszczekała głośno, żeby o sobie przypomnieć.
- Chodźmy na spacer – powiedziała w końcu Jo z nieśmiałym uśmiechem – I możemy też chodzić na nie często…
Albus uśmiechnął się tak, że wszystkie złe myśli wyfrunęły jej z głowy.

                                                         *

                Nic w ostatnim czasie nie wzbudzało w zamku takiego zainteresowania jak dwa nowe związki, dostrzeżone na korytarzach. Rose Weasley umawiała się z Loganem Harrisem a Scorpius Malfoy z Emmą Montgomery. I nie wiadomo było, co wzbudzało większe niedowierzanie. Red, która zwykła nudzić się chłopcami po tygodniu czy Scor, który przez całe życie powtarzał, że „nie nazwie nikogo swoją dziewczyną”.
                Co dziwne, szybko dało się zauważyć, że dwie nowe pary z jakiegoś powodu często są widywane w swoim towarzystwie. Rose nabrała zwyczaju wędrować do lochów ze swoim nowym chłopakiem i psem, którego podrzucała Malfoy'owi, ten z kolei obrał sobie Wieżę Ravenclawu na ulubione miejsce do całowania nowej dziewczyny.
- Malfoy, idź do hotelu! – syknęła Rose, gdy natknęła się na niego i Emmę pod biblioteką. Scorpius zdumiał się teatralnie.
- Weasley, nie podglądaj!
Rose prychnęła z godnością.
- Jakby było co!
- Daj spokój Scor, ona jest zazdrosna!
Nic nie zdumiałoby bardziej Red od tego stwierdzenia, wypowiedzianego przez dziewczynę Malfoya. Emma wykrzywiła wargi w dzióbek, patrząc na Rose z urazą, Scorpius wyglądał jakby była gwiazdka, a Red pewnie zrobiła dwa kroki w ich kierunku,
- Mam chłopaka, kretynko. O co mam być zazdrosna?!
Emma, uczepiona kurczowo Scorpiusa ledwie wychylała się w jej stronę, najwyraźniej panicznie bojąc się Rose.
- Może i masz chłopaka, ale to za moim ciągle patrzysz! – pisnęła. Rose buchnęła para z nosa, Scorpius był w stanie wyższej euforii, a przechodzący koło nich ludzie zmieniali nagle trasę. Ale Red wiedziała, że nie może dać się wyprowadzić z równowagi. Zaśmiała się melodyjnie i odrzuciła do tyłu swoje długie włosy.
- Przebywanie z tobą zmniejsza mózg – powiedziała do Scora a potem zwróciła się do jego dziewczyny, walcząc ze sobą, żeby nie wbić jej palca w oko – Podwójna randka? Dzisiaj wieczorem, w sali koło kuchni! Zjemy sobie coś, poznasz Logana i może przestaniesz być tak zazdrosna o swojego chłopaka!
Emma patrzyła na nią zmrużonymi oczami, wyraźnie wietrząc postęp. Rose natomiast podeszła bliżej Scora i położyła mu dłoń na twarzy.
- A przecież zupełnie nie masz o co! – zawołała delikatnie przejeżdżając palcem po twarzy Scora, od czoła po czubek nosa, co sprawiło, że przestał uśmiechać się radośnie – Scorpius świata poza tobą nie widzi!
I odeszła, zostawiając Emmę w stanie najwyższej konsternacji i Scora, któremu nagle zaczęły błyszczeć oczy.

- Nie rozumiem – denerwował się Logan – czemu mamy podwójną randkę z Malfoyem i Montgomery?
Rose poprawiła obcisłą bluzkę.
- Bo to mój przyjaciel – odparła, gdy skręcali na schody, prowadzące do kuchni. Logan odwrócił się zaskoczony w jej stronę.
- Dwa dni temu, na pytanie co jest twoim największym marzeniem odpowiedziałaś, że „widok Malfoya pożeranego przez sklątkę tylnowybuchową”.
- Nic podobnego – powiedziała tylko Rose, bo znaleźli się koło kuchni, gdzie czekali już Scorpius z Emmą. Malfoy obrzucił Rose długim spojrzeniem, zatrzymując się na jej dekolcie, a Emma wyraźnie ucieszyła się na widok Logana i jakby odetchnęła z ulgą. Nie na długo.

- Jeśli tylko wasi pałkarze znowu nie nawalą, powinniście gładko wygrać – mówił Scorpius popijając sok dyniowy. Logan kiwnął głową. Od dwudziestu minut rozmawiali o quidditchu a konwersacja ociekała słodyczą.
- Wy za to macie duże szanse z Gryffindorem – stwierdził Logan – Musicie tylko uważać na Cartera i Pottera, są cholernie pewni siebie…
- Podobnie jak nasz obrońca! – zaznaczyła szybko Emma – Hyde jest…
Scorpius i Rose słuchali jednym uchem. Siedząc naprzeciw siebie mieli idealne pozycje, by obserwować swoje reakcje. Red bawiła się ręką Logana, na co Scor co chwila cmokał Emmę w czubek głowy. Wtedy Rose zaczęła podjadać z talerza swojego chłopaka, a Malfoy nakarmił dziewczynę swoją struclą.
- Quidditch, co? – zaśmiał się Logan – Nie tylko daje dużo emocji, ale i można poznać kogoś wyjątkowego! – i pocałował czułe Rose. Ta była pewna, że Scorpius zaraz zrobi to samo z Emmą, albo wymyśli coś jeszcze bardziej denerwującego, ale to był kres cierpliwości Malfoy'a.
- Bo ją wyssiesz – powiedział nagle chłodno, a Logan obrzucił go czujnym spojrzeniem.
- Hej, co myślicie o tej śmierci Gilberta? – zapytała szybko Emma, choć sama też zbadała chłopaka uważnym spojrzeniem.
Logan i Rose zaczęli dyskusję na ten temat, ale Scorpius nie brał w niej udziału. Zamiast tego gapił się w okno, albo posyłał Rose mordercze spojrzenia. Ta początkowo go ignorowała, ale w końcu kopnęła go z całej siły w kostkę. Nawet nie jęknął.

- Trzeba to kiedyś powtórzyć! – powiedział Logan, gdy żegnali się pół godziny później. Emma uśmiechnęła się słodko.
- No jasne! Może Hogsmeade?
- Może – burknęła Rose, siląc się na uprzejmy uśmiech. Emma chwyciła Scorpiusa za rękę i odeszli do Slytherinu, odprowadzani wściekłym spojrzeniem Red, która pluła sobie w brodę, że wpadła na ten kretyński pomysł.
- Są w porządku – stwierdził Logan, gdy wracali do wieży – Zawsze miałem Malfoy'a za gogusia, ale da się z nim wytrzymać. 
Rose uniosła tylko brwi.
- Trochę sobie dogryzacie, ale widać, że jesteście dość blisko – stwierdził z zastanowieniem. Rose warknęła cicho.

- Red, Jo ma do ciebie sprawę – powiedział Albus, budząc Rose z zamyślenia. Siedziała na fotelu w Pokoju Wspólnym i bezmyślnie gapiła się w sufit, podczas gdy Logan coś do niej mówił – jest na korytarzu – dodał Albus a Red zdziwiła się, bo miał zażenowaną minę i był trochę zdenerwowany.
- Zaraz wracam – rzuciła do Logana i wstała.
Na korytarzu nie było jednak Jo. O najbliższą ścianę, z rękami założonymi na piersiach opierał się za to Scorpius. Rose zrobiła zdumioną minę i już miała się odezwać, ale nie pozwolił jej na to.
                Odbił się od ściany i podszedł do niej pewnie wbijając w nią palące spojrzenie. A potem położył jej ręce na biodrach i przycisnął do ściany, pochylając się nad nią. Nie zapytał o pozwolenie. Przycisnął swoje wargi do jej ust i pocałował tak zachłannie, że straciła oddech. Jego ręce przesunęły się na jej plecy i prawie wbił ją w ścianę, nie przestając całować. Ich czoła stykały się ze sobą, a języki połączyły się i oboje poczuli nagły przypływ gorąca. Rose nie protestowała. Choć i tak niewiele by to dało, bo Scorpius trzymał ją pewnie, błądząc rękami po jej plecach i szyi. I trwało to wystarczająco długo, by oboje stracili oddech.
                Oderwali się od siebie i Scorpius odsunął się, ciężko oddychając, ale wciąż wpatrując się w nią palącym spojrzeniem. Red powoli odbiła się od ściany i poprawiła włosy.
- Co to było?! – warknęła.
- Dobry pocałunek – odparł – Chciałem ci pokazać jak to się robi, bo twój chłopak nie ma o tym zielonego pojęcia!
Rose sapnęła z oburzenia.
- Ty, palancie! Myślisz, że możesz robić co chcesz?! – zawołała robiąc krok w jego stronę. Scorpius wzruszył ramionami.
- Pewnie nie wszystko, ale będę cię całował kiedy mi się spodoba – i korzystając z okazji, że Rose zapowietrzyła się po tych słowach, odwrócił się i spokojnie odszedł.
Red chciała za nim pobiec i zrobić mu taką awanturę, że zapamiętałby ją do końca życia. Stwierdziła jednak, że piekące wargi i kołatanie serca mogłyby zepsuć przekaz.

                                                             *

                Następnego dnia przy śniadaniu niewiele osób nie miało w rękach Proroka Codziennego, choć nie wszyscy go prenumerowali. Często przedarte i pogniecione egzemplarze przechodziły z rąk do rąk. Wszystko przez artykuł, który głosił:
                                              
                                                         „NOWE PORZĄDKI
               
                Świat czarodziejów żyje wczorajszym wystąpieniem Premiera Norwegii Gustava Ankdala. Podczas obrad Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, wygłosił porywającą przemowę o potrzebie wyprowadzenia magii z ukrycia. – Czemu pokojowi, rozsądni ludzie mają się ukrywać i taić swoje zdolności? Nie musimy korzyć się przed mugolami! – brzmiały argumenty Ministra.
                W Norwegii trwają prace nad ustawami, przygotowującymi próby obwieszczenia światu mugoli istnienia magii i czarodziejów, a podobne pomysły mają zostać zrealizowane w Danii i Szwecji, które wraz z Norwegią tworzą Unię Trzech Królestw.
                Brytyjscy politycy nie popierają propozycji norweskiego premiera i zapowiadają surowe sankcje w razie wprowadzenia ww. ustaw. Nieoficjalnie mówi się jednak, że Norwegia jest zbyt silna, by obce państwo mogło ją powstrzymać…”

W tym miejscu wszyscy zazwyczaj przerywali czytanie artykułu i odwracali się do swoich sąsiadów, żeby przedyskutować te rewelacje. W Wielkiej Sali panowało większe ożywienie, niż kiedy tego roku pojawili się w niej nowi profesorowie. Dysputowano z przejęciem o pomyśle norweskiego premiera, o tym jak zareagują mugole, co zrobi Wielka Brytania i przede wszystkim, co to znaczy, że Norwegia jest zbyt silna…
Tylko jedna osoba nie brała udziału w całej wrzawie. Jo wstała od stołu Gryffindoru po przeczytaniu pierwszych wersów artykułu i pobiegła prosto stołu Slytherinu. Scorpius miał tak samo poważną minę jak ona.
- Chodźmy! – zawołała wskazując na wyjście. Bez pytania ruszył za nią.
- Idziemy do gabinetu McGonagall? – zapytał tylko, gdy znaleźli się w Sali Wejściowej. Kiwnęła głową.
- Dyrektorka wróci najszybciej za kilkanaście minut – mówiła, gdy prawie biegiem zmierzali na drugie piętro – dyskutuje z panem Potterem. A my musimy w końcu dowiedzieć się co to za cholerne drzewo!
Zasapani zatrzymali się pod gargulcem i podali mu hasło, które usłyszeli od Albusa. Po krętych schodach weszli do kolistego gabinetu. Portrety byłych dyrektorów i dyrektorek zaczęły się przekrzykiwać na ich widok.
- Włamanie! Dzieci nie są na lekcjach! – wołał obraz grubej kobiety w jaskrawych szatach.
- Minus pięćdziesiąt punktów dla waszych domów! – dodał pomarszczony staruszek. Jo przewróciła oczami.
- Portrety nie mogą odbierać punktów!
Scorpius nie przysłuchując się wrzawie podszedł prosto do obrazu, ciemnowłosego mężczyzny, którego znał z domowych albumów.
- Przyszliśmy do… pana – w ostatnim momencie zorientował się, że mówienie Nigellusowi ma „ty” jak zamierzał, nie jest dobrym pomysłem. Nawet jeśli portrety wygadają McGonagall, że ktoś tu był, nie będą wiedzieli właściwie kto.
- Czego chcecie? – zapytał znudzony dyrektor. Jo szybko podeszła do Scorpiusa.
- Zapytać czy wie pan co to jest Drzewo Początku! – wypaliła. W gabinecie zaległa głucha cisza. Dyrektorzy i dyrektorki zaczęły przeskakiwać z obrazu na obraz, byle znaleźć się bliżej. Fineas Niggelus przewrócił oczami.
- Dzieci i starożytne tajemnice! – prychnął – To raczej wy mi powiecie, dlaczego Ślizgon trzyma się z Gryfonką?! – zawołał oburzony. Inne portrety zaczęły protestować przeciwko podtrzymywaniu stereotypowych konfliktów. Jo sapnęła niecierpliwie. Nie mieli na to czasu! Z rozpaczą spojrzała na inne portrety i jej wzrok padł na dobrotliwie uśmiechniętego staruszka ze srebrną brodą. Podczas gdy Scorpius, Fineas Nigellus i inne portrety rozpoczęły długą dyskusję, ona chyłkiem podeszła do obrazu Albusa Dumbledore’a.
- Pan wie, prawda? – szepnęła. Dyrektor pokiwał powoli głową.
- Pytanie skąd ty o tym wiesz, moja droga? – zapytał uprzejmie.
- Nie mam czasu, żeby to wytłumaczyć – odparła szybko – Ale nasz kraj i cały świat mugoli jest w niebezpieczeństwie! A to drzewo… wydaje mi, że ma z tym związek!
Albus Dumbledore przyglądał jej się długo znad okularów połówek. W końcu powiedział:
- Bardzo mi kogoś przypominasz… Niezwykłe...
- Wie pan coś o tym drzewie? – zapytała niecierpliwie, zerkając przez ramię na drzwi od gabinetu, w których lata chwila mogła pojawić się McGonagall.
- TY wiesz o nim już wystarczająco dużo – powiedział Dumbledore – drzewo POCZĄTKU. Początku magii.
- CO?!
Jo prawie podskoczyła, bo nie wiedziała, kiedy pojawił się przy niej Scorpius. Okazało się, że pozostałe obrazy tak pogrążyły się w kłótni z Fineasem Niggelusem, że nie zwracały na nich uwagi.
- Drzewa Początku wyrosły u zarania dziejów – mówił Dumledore, a oni spijali każde słowo z jego ust – Na terenach, gdzie się pojawiały rodzili się czarodzieje i czarownice. Każdy obszar geograficzny… jak na przykład Wielka Brytania ma swoje Drzewo Początku. Każdy jego liść to jeden czarodziej lub czarownica. I wszystkie magiczne społeczności chronią te cudowne i straszne rośliny, bo jeśli coś im się stanie…
- …skończy się era czarodziejów! – zawołała Jo, powtarzając słowa centaurów i zakrywając usta dłonią. Dumbledore pokiwał głową.
- Jeśli drzewo zostanie ścięte, w danej społeczności przestaną rodzić się magiczne osoby.
Scorpius spojrzał z konsternacją na Jo a potem znowu na portret dyrektora.
- Ale przecież są dobrze chronione, prawda!? Nikt nawet o nich nie wie.
Dumbledore uśmiechnął się a w jego oczach pojawiły się chochliki.
- Wiedzą o nim na przykład nastoletni uczniowie – zauważył – Są chronione najstarszą i najgroźniejszą magią. Miejsca, w których rosną chronią potężne czary, a i one mają niezbadane, prawdopodobnie straszne właściwości. Nie pytajcie – dodał widząc, że otwierają usta – Ale nie są nieśmiertelne. Zdarzyło się już kiedyś, dawno temu, że czarnoksiężnicy znaleźli i zniszczyli Drzewo Początku w jednym z krajów. Nie ma tam już magii – dodał a jego wzrok stał się nagle smutny.
- Ono rośnie tutaj – powiedziała Jo, choć w jej zamyśle miało to być pytanie – Drzewo Początku rośnie w Hogwarcie, prawda?
Dumbledore przypatrywał jej znowu długą chwilę.
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie widziałem go nigdy na błoniach – dodał znowu z chochlikowatym uśmiechem.
- Musimy wracać – odezwał się Scorpius zerkając na zegarek. McGonagall mogła już wracać ze śniadania. Jo kiwnęła głową.
- Wie pan, że pytaliśmy o to, żeby pomóc? – upewniła się jeszcze – Nie zamierzamy zrobić nic złego.
Dumbledore zaśmiał się radośnie.

- Moje dziecko, gdybym cię o to podejrzewał, powiedziałbym, że Drzewo Początku to stara brzoza pod chatką Hagrida! 













19 komentarzy:

  1. Hej!
    Ale fajny rozdział, tylke akcji! ;D Kocham akcję!!! <3
    W rozdziale bardzo dużo Jo. Trochę chyba za dużo.
    Ale za to jaki dojrzały James. Odrzucił Olivię, szok! O.o
    Rozmowa braci normalna, szczera i opanowana. Prawidłowa.
    Rose i Logan plus Scorpius i Emma to jest jakaś katastrofa. xD
    I ten pocałunek! Bomba! *,*
    Cam i Lucy słodcy, a Jo wredna.

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo głównej bohaterki? :P I zła, bo nie chce, żeby jej brat skrzywdził Lucy? :p

      Usuń
    2. Ale Cameronowi zależy! I on nie jest jak James, mam wrażenie, że jest lepszy.
      A poza tym Jo nie jest jedyną główną bohaterką.
      Ale nie przejmuj się moję opinią, bo ja jestem dziwna. I najbardziej i tak kocham Scorpiusa. ;D

      Usuń
    3. Jest najgłówniejsza :P Nie przejmuję się, oczywiście, po prostu dla mnie to, że się martwi o obcą dziewczynę czyni z niej raczej kogoś pozytywnego. No ale, każdy może sobie lubić kogo chce :p

      Usuń
  2. W tym rozdziale rozwalili mnie absolutnie wszyscy!
    James - to jak posłał Olivię do diabła.. byłam pod wrażeniem! :P Albus - jak powiedział, żeby Jo dała mu szansę.. aż miałam ciarki! :P Rose - straciła trochę pazur, ale jest tym bardziej cudowna! :D Scorpius - brak mi słów, a to się rzadko zdarza :p No i Jo - strasznie podobał mi się początek, jak ona już wie, że podobają jej się obydwaj... Nie wiem czemu, ale to, że jest trochę... niemoralna (?) jest świetne! :p

    No a akcja z Drzewem Początku i Dumbledorem to już mistrzostwo świata i idę czytać raz jeszcze!

    Pozdrawiam
    Panna Bez Gmaila

    OdpowiedzUsuń
  3. Jo dobrze zrobiła. Pytanie tylko czy teraz Cameron da z siebie wszystko czy zwieje...
    Rozmowa Jamesa z Olivią - najlepszy fragment rozdziału! <3 I jeszcze to: "Nie dam jej odejść, nawet jak będzie twierdzić, że chce ciebie. Pozwolę jej na to, dopiero gdy mi powie, że nie chce mnie" !!! Aaaaa, umarłam :)

    Rose i Scorpius, tego nawet nie ma jak skomentować, są epiccy! :P

    A Drzewo Początku i morderca Gilberta to super pomysły! :)
    Już nie mogę się doczekać co "Draco sądzi o nowej dziewczynie syna" :)

    Całusy :*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, powiedzmy, że Cameron zacznie intensywnie myśleć :P

      Usuń
  4. Bardzo ładny wygląd! No i świetny rozdział :)
    Jak na mnie Lucy faktycznie nie pasuje do Camerona, chociaż lubię go jak jest z nią. I uwielbiam Ala z Jo, chociaż pewnie będzie z Jamesem, co też bd miało swoje plusy :P
    A podczas rozmowy Jo z Dumbledore'em aż się wzruszyłam :)
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej! Jaki twój blog jest świetny!
    Nołlajfie przez ciebie... bardziej niż zwykle, ale to nie ważne.
    Poświęcilam caly dzień żeby to przeczytać ^^
    Zauważyłam, ze chyba jedyna z osób które cie czytają wole Ala od Jamesa ;( A on jest taki świetny i genialny i jaram sie nim *.* \(●o●)/
    Zresztą Scorpiusem też :)
    Joe jest... ciekawa...Wyróżnia sie z tłumu tych głupich bohaterek z tych prostych książek które nazywane są romansami... albo.. większości innych gatunków, a Rose :o jest taka zajebista ze zacytuje tylko mojego brata: epiiik
    Piszesz mój drugi ulubiony paring z HP więc chwala ci władco i stwórco!! ~(♥o♥)~
    Nie moge się już doczekać kolejnego rozdziału i...
    NIECH MIĘSO BĘDZIE Z TOBĄ (chyba bede tego uzywac zamiast zalogowania sie bo tablet mi to uniemożliwia...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję mocno! :P
      Wydaje mi się, że grono fanek Ala powiększa się sukcesywnie :D

      Mięso jest ze mną, bo rozdział bd dzisiaj albo jutro :P

      Usuń
  6. Świetne jak zwykle , jak ty to robisz ?
    Jo po prostu martwi się o Lucy która chodzi z Cameronem ciekawe jak z nimi dalej będzie.
    Scorpius i Rose nigdy się nie znudzą .:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Z racji tego, że uwielbiam Lucy i Camerona jestem trochę wkurzona na Jo, że się wtrąca ale z drugiej strony to rozumiem w końcu ona najlepiej zna swojego brata i tym samym martwi się o Lucy. Duży plus dla James chłopak chyba zaczyna dojrzewać.
    Tak jest :D kolejny pocałunek Scora i Rose jestem zachwycona. Wow brawo Al to już jakiś krok do przodu.
    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli wiemy już trochę o Drzewie Początku. Myślę, że Jo miała trochę racji, co do tego, że za chwilę Cameronowi znudzi się Lucy. Natomiast zaimponował mi dzisiaj James, złamał swoją opinię kobieciarza i jeszcze Carter to słyszała.Może wreszcie się do niego znów przekona? Podwójna randka Scorpiusa i Emmy oraz Rose i Logana to mistrzostwo! To tylko kwestia czasu, jak nastąpi następny przełom na linii Rose-Scorpius.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooo James :D Fajnie, że wydoroślał i zrozumiał, że zależy mu tylko na Jo.
    Scor i Rose są oczywiście genialni ;DTa podwójna randka była świetnym pomysłem! Nie wspominając nawet o "będę cię całował kiedy mi się spodoba " :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Za to jak James spławił Olivię należy mu się jakaś nagroda, czy coś :]
    Sprawa z Drzewem Początku powoli ruszyła do przodu, a nastroje w kraju też zostały jakoś pokazane :) Czytając ten wpis z Proroka wydawało mi się, że gazeta chce zasiać malenkie ziarenko strachu w czytelnikach, aby później tym świrom było łatwiej :D ale to tylko takie spostrzeżenia :) Aha, no i Albus zaprosił Jo na spacer... Dlaczego nie James??? :3
    Rozdział świetny, jak zwykle :D
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  11. Tajemnice, tajemnice ! <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Robi się gorąco! (Mówię tu o miłostkach i o tajemnicach) nie będę się rozpisywać, bo chce szybko dowiedzieć się co dalej!
    Rozdział świetny, jak zawsze ;)
    ~TikiTaka

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie no teraz to poszalałaś XD
    James się zachował tak dojrzałe normalnie jak nie On kiedy spławił tą całą wariarke Olivie
    Potem Aluś i Jo hmmm... Ciekawe jak długo ich spacery będą trwały...
    Drzewo początku magii... Brzmi poważnie awt bardzo to straszne że od niego zależy czy w danym iejscu będą rodzic się czarodzieje
    I wisienką na torcie są Red i Scor no co ja tu mogę dużo powiedzieć?!? No brak mi sł}ów bo jestem tak zszokowany i zachwycona❤️❤️❤️
    Lece czytać dalej Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń