Mam chłopaka i pierwsze słyszę o dziewczynie Malfoya!
- Hej, Potter dawno nie byłeś w skrzydle szpitalnym!
- Podobnie jak ty, Malfoy! Nie musisz poudawać chorego, żeby
się od czego wymigać?!
- Nie boli cię blizna?
- A ciebie lewe ramię?
- Na Merlina, ile wy macie lat?! – wrzasnęła Hermiona. Ku
swojemu niezadowoleniu wszyscy spotkali się na marmurowych schodach, gdy
wychodzili z Wielkiej Sali.
- Tyle co ty, Granger. Policz zmarszczki!
Harry ucieszył się w duchu. Teraz Hermiona przestanie go
uciszać, gdy kłóci się z Malfoy’em…
- Nie zniżę się do twojego poziomu, Draco – syknęła, bo
mijali grupkę uczniów, która przyglądała im się z zainteresowaniem – Powiem
tylko, że mam mniej zmarszczek na twarzy niż tobie wypadło włosów!
Harry wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, Hermiona
pociągnęła go za ramię i zostawili Malfoy’a, któremu jak wiedzieli na usta
cisnęły się wyjątkowo perfidne obelgi.
Harry i Hermiona niewiele rozmawiając (zajęci wymyślaniem
nowych epitetów dla Dracona), skierowali się do gabinetu profesor McGonagall.
Dyrektorka już na nich czekała.
- Siadajcie, proszę – wskazała im krzesła przed biurkiem.
- Mamy niewiele nowych poszlak, pani profesor – odezwała się
Hermiona – Crosby prawdopodobnie gonił zabójcę, ale go nie widział.
- Zgubił go na piątym piętrze – dodał Harry. Dyrektorka
poprawiła rogowe okulary.
- Na piątym piętrze? – powtórzyła wpatrując się w Harry’ego
– Co to może oznaczać?
- Cóż, to proste – stwierdziła szybko Hermiona – tam znajdują
się gabinety większości nauczycieli, a trójka z nich była wtedy w Hogwarcie.
- Więc podejrzewacie, że to ktoś z kadry?! – zdumiała się
profesor McGonagall. Portrety byłych dyrektorów za jej głowami zaczęły głośno
pomstować.
- Ależ skąd – uciął Harry – morderca musiałby być wyjątkowym
kretynem, żeby po wszystkim wracać do swojego gabinetu.
Hermiona zwęziła usta zezując na przyjaciela.
- Norah Johnson nie jest zbyt inteligentna.
- Norah?! – podchwyciła dyrektorka. Harry westchnął ciężko.
- Hermiona jej nie lubi.
- To nie ma nic do rzeczy! – oburzyła się Hermiona – Ja
tylko nikogo nie wykluczam!
Profesor McGonagall nie wydawała się jednak przekonana jej
teorią.
- Co ty o tym sądzisz, Potter?
Harry zerknął na portret profesora Dumbledore’a. Czuł się,
jakby wrócił do szóstej klasy, gdy białowłosy starzec zachęcał go, by sam
rozwiązywał wszystkie zagadki…
- Na piątym piętrze jest tajne przejście do Hogsmeade –
powiedział Harry wracając do teraźniejszości – Jeśli Crosby faktycznie kogoś
gonił, prędzej była to osoba, która dostała się do zamku z zewnątrz.
- Jeśli? – podchwyciła czujnie McGonagall. Harry kiwnął
głową.
- Z rozmowy z woźnym niewiele wynika – rzekł – twierdzi
tylko, że kogoś gonił. To mógł być jakiś Ślizgon.
- Harry! – syknęła Hermiona, ale profesor McGonagall nie
zwracała na nich uwagi.
- Co z motywem? – zapytała po chwili namysłu. Znowu odezwała
się Hermiona.
- Sprawdziliśmy całą jego przeszłość. Spokojny
trzydziestolatek, miał świra na punkcie eliksirów. Żadnych eksperymentów z
Czarną Magią, tajemniczych znajomych i pokrętnych powiązań rodzinnych.
- Czemu więc ktoś chciał go zabić?!
Harry wyglądał, jakby zastanawiał się czy coś powiedzieć, a
w końcu zdecydował się i rzekł:
- Bardziej niż jego dalsza przeszłość, zainteresowało mnie
jego życie w Hogwarcie.
- Co masz na myśli?! – zawołała natychmiast profesor
McGonagall, najwyraźniej oburzona, że ktoś mógł wieść „nieodpowiednie” życie w
Hogwarcie.
- Pamięta pani jak badałem sprawę otrucia tego skrzata?
McGonagall skinęła szybko głową.
- Badał ją również Gilbert.
- Nie widzę związku.
Harry przetarł okulary.
- Ten owoc, którym zatruł się skrzat… Jest szeroko
wykorzystywany w eliksirach – wyjaśniła Hermiona – gdy zginął ten biedny skrzat
wypytywaliśmy profesora Gilberta o zastosowanie tego nieszczęsnego owocu. Widać
było, że bardzo się zainteresował tym tematem.
Profesor McGonagall wlepiła w nich wyczekujące spojrzenie, a
kiedy żadne z nich nie spieszyło z wyjaśnieniem, powiedziała groźnym tonem:
- Więcej szczegółów!
- Jeżeli Gilbertowi udało się coś odkryć, mógł być
zagrożeniem dla osoby, która sprowadziła do Hogwartu te owoce.
- Nie… - profesor McGonagall pokręciła szybko głową – to był
wypadek! Dostarczono je omyłkowo!
Hermiona westchnęła ponuro.
- To mało prawdopodobne, profesor McGonagall.
Dyrektorka ukryła twarz w dłoniach.
- Chcecie mi powiedzieć, że mamy w Hogwarcie groźnego
szaleńca, który najpierw chciał kogoś otruć, a potem zabił tego, który wpadł na
jego trop?!
Harry i Hermiona wyćwiczonym latami ruchem, wymienili
spojrzenia.
- Na to wygląda, pani profesor – powiedział Harry i znowu
spojrzał na portret Dumbledore’a. Ten patrzył na niego spokojnie, jakby był
pewny, że jego wychowanek i z tym sobie poradzi.
*
- O cholera.
- Wiedziałam…
- Niezłe gówno.
Albus zwinął trzy komplety Uszu Dalekiego Zasięgu i
pociągnął Jo i Rose za sobą, nim Harry i Hermiona wyszli z gabinetu McGonagall
i nadziali się na podsłuchiwaczy.
- Ale numer! – zawołała Red, gdy schodzili na czwarte
piętro. Albus pokiwał głową.
- Trzeba na nowo przyjrzeć się naszej liście.
- Co masz na myśli? – zapytała Jo.
- Mój ojciec twierdzi, że Gilberta zabito z powodu tego co
odkrył, prawda? A więc morderca jest nadal w Hogwarcie.
Rose nagle rozejrzała się do koła, jakby spodziewała się
zagrożenia.
- Wiecie co musimy zrobić? – odezwała się Jo.
- Zapobiegawczo wsadzić do Azkabanu wszystkich, którzy
zostali w Hogwarcie na święta? – zapytała Red. Jo nie zwracała na nią uwagi.
- Dowiedzieć się co to był za owoc! Może to pomoże nam
odkryć, kto za tym wszystkim stoi.
Byli już pod drzwiami klasy, w której czekali James i
Scorpius, więc Al pchnął je i przepuścił je przodem. Rose weszła do środka z
nosem wycelowanym w sufit, jako że nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na
Malfoya (bo i tak ciągle jej się śnił). Albus zamknął drzwi.
- Jak wam poszło? – zapytał. Scorpius wzruszył ramionami.
- Znowu klapa. McGonagall cały dzień siedziała w swoim
gabinecie. Może portret Nigellusa wisi gdzieś jeszcze? – zapytał z nadzieją.
- Kiedyś wisiał w mieszkaniu naszego ojca – odparł Al – ale
się go pozbył.
Scorpius zwiesił głową.
- A jak wam poszło?
Jo klasnęła w ręce i usiadła koło Rose, a potem razem z
Albusem zaczęli opowiadać, co podsłuchali. Dziesięć minut później nawet James i
Scorpius mówili jednym głosem:
- No to wdepnęliśmy w gówno.
Reszta miała podobne zdanie.
*
Styczeń
minął i nastał luty, przynosząc śnieżyce i kując lodem witrażowe okna Hogwartu.
Dla Rose były to długie i dziwne dni. Za każdym razem, gdy pomyślała o
Scorpiusie wściekała się na siebie i stawała groźna dla otoczenia. Dla własnego
bezpieczeństwa Albus i Scarlett zaczęli ją omijać, w czym mieli już wprawę… Ale
Red nie narzekała na brak towarzystwa.
- Może dziś też, wymkniemy się wieczorem z wieży i włamiemy
się łazienki prefektów? – pytał Logan. Siedzieli w bibliotece, bo sterta prac
domowych Rose zrobiła się alarmująca. Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
Zwinęli z kuchni słodycze i wskoczyli do wielkiego basenu prefektów
w ubraniach.
- Innym razem – powiedziała Red – muszę napisać cztery
wypracowania – dodała żałośnie. Logan wyglądał na niepocieszonego. Nie
przejmując się tym, że siedzą w zatłoczonej bibliotece pogłaskał ją po twarzy a
potem pocałował, co Rose odwzajemniła dość obojętnie.
- Odbijemy sobie w weekend – mruknął jej do ucha.
- Nie mogę się doczekać – odparła beznamiętnie Rose.
- Kto to kurwa jest?!
- Uspokój się!
- SAM SIĘ USPOKÓJ! Zabiję go.
- Wychodzimy stąd, natychmiast!
- SAM SIĘ USPOKÓJ! Zabiję go.
- Wychodzimy stąd, natychmiast!
Albus w najgłębszym zdumieniu wyprowadził Scorpiusa z
biblioteki, gdzie przed momentem Rose obmacywała się z jakimś ciemnowłosym
Krukonem.
- Co ci odbiło?! – zawołał zszokowany.
- MI?! – darł się Scorpius – To twoja kuzynka idzie na
całość z jakimś gnojkiem w publicznym miejscu!!!
- Tylko się całowali… - poprawił go wciąż zdumiony Albus, za
co prawie zarobił cios w żołądek, więc zrezygnował z tego. Zamiast tego
zaczekał, aż Scor trochę ochłonie, a potem wlepił w niego wyczekujące
spojrzenie.
- CO?! O nie! Myślisz, że jestem zazdrosny – próbował drwić
Scorpius, ale zdradzało go drżenie rąk i to, że wyglądał jakby miał zaraz
eksplodować – Przyjmij do wiadomości, że NIE jestem zazdrosny. Mam zamiar po
prostu ich zabić!
I nie czekając na niego odszedł czym prędzej. Albus jeszcze
długą chwilę nie mógł ruszyć z miejsca.
*
Jo
siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru nad tabelami księżycowymi. Zawsze
lubiła Astronomię i nawet prace domowe z tego przedmiotu zdawały jej się nie
nudzić. Tylko, że ciągle coś ją rozpraszało. James siedział niedaleko i grał z
kolegami, koleżankami, Jesse'em i jej bratem w Eksplodującego Durnia. Cameron
wołał ją już kilka razy, ale wolała grzecznie odmówić. Mieli z Jamesem jasny
układ a ona czuła, że jeśli znowu zobaczy jak Potter z kimś flirtuje, co pewnie
teraz robił, może przekroczyć granicę tego układu. Wróciła więc do tabeli
księżycowych.
Tymczasem
kilka stolików dalej, James nie miał najmniejszej ochoty na flirtowanie z
nikim, z kim akurat siedział.
- Grajmy o coś! – zawołała Patricia, jego koleżanka z roku,
zezując to na niego, to Camerona i Jessiego – Kto wygra robi mi masaż! – i
zachichotała melodyjnie. Jesse wyszczerzył zęby, Cameron przewrócił oczami a
James powiedział:
- Jak bolą cię plecy, to idź do skrzydła szpitalnego.
Cameron zaczął niekontrolowanie chichotać, a Patricia
przestała się wyzywająco uśmiechać.
- James, od kiedy ty nie korzystasz z takich propozycji? –
zaśmiała się jej koleżanka, Gloria. James nawet na nią nie spojrzał, tylko
przetasował karty.
- Chyba wolę wyzwania od propozycji – mruknął, na co
dziewczyny zrobiły niezadowolone miny a Cameron z troską położył mu rękę na
czole.
- Ale możemy się umówić tak – odezwał się znowu James do
Patricii, odganiając Cartera – jak przegrasz zrobisz sto przysiadów! Też pomaga
na plecy!
Chłopcy wybuchli śmiechem, a Patricia i Gloria chwilę
później doszły do wniosku, że mają lepsze rzeczy do roboty i zostawiły ich
samych.
*
Albus
bał się następnego spotkania ze Scorpiusem. Od jakiegoś czasu podejrzewał, że
między nim a Rose jest coś, co ich oboje przerazi… Ale rozwinęło się to w dość
nietypowy sposób. Dlatego zmierzając z Rose na kolację, w dniu, kiedy Scorpius
zobaczył ją z Loganem miał mieszane uczucia.
- Więc umawiasz się z Harrisem? – zapytał napastliwie. Red przewróciła
oczami.
- Yhym. I co?
Albus jak zwykle bał się pytać ją o szczegóły, bo najlepiej
ze wszystkich wiedział, jak kończy się przepytywanie Rose na niewygodny temat.
- To świetnie – stwierdził tylko – Długo to potrwa?
Red zbadała go spojrzeniem. Nie rozumiała o co może mu
chodzić. Natomiast Albus zastanawiał się po prostu kiedy Logan Harris zginie z
rąk zazdrosnego Malfoy'a.
- To pytanie jest głupie – oświadczyła, gdy weszli do
Wielkiej Sali.
- To pytanie jest potrzebne – szepnął Albus, bo w tym momencie
zauważył zmierzającego w ich stronę Scora. Teraz już zląkł się nie na żarty i
miał zamiar zasłonić sobą Rose, gdy zobaczył, że Scorpius nie jest sam. Ciągnął
za sobą drobną blondynkę, którą ostatnio widzieli z nim na balu.
- Hej, Potter! – zawołał Scorpius, gdy on i Rose zatrzymali
się w progu. Red zmierzyła dziewczynę spojrzeniem a potem wbiła wzrok w ich
złączone ręce. Albus podskórnie wyczuwał eksplozję.
- Znasz Emmę? – zapytał Scorpius wciąż lekceważąc Rose –
Szukająca Slytherinu i moja dziewczyna.
Al miał wrażenie, że Rose warknęła cicho. On natomiast
zaczął się zastanawiać, które z nich jest gorsze. Gdy doszedł do wniosku, że są
siebie absolutnie warci, wyciągnął rękę w kierunku blondynki.
- Albus Potter.
- Wiem! – pisnęła – Wszyscy cię znają!
- Wszyscy cię znają! – zapiszczała Rose, na co Albus
przymknął oczy z zażenowania, Scorpius uśmiechnął się szeroko, słysząc, że Red
jest zdenerwowana a Emma zrobiła z ust podkówkę.
- Scorpius – powiedziała głośno Rose, nie zwracając na nią
uwagi – Mam nadzieję, że nie będziesz zaniedbywał Franka, skoro masz nowe
zwierzątko!
Scorpius miał ochotę przybić sobie piątkę. Albus miał ochotę
obojgu im wlać.
- O Franka się nie martw – powiedział obojętnie Scor – ale
fakt, będę miał teraz o wiele mniej czasu… - i czule pocałował Emmę w czubek
głowy. Głowa Rose zdawała się parować.
- Wiem co masz na myśli! – zawołała z udawaną uprzejmością –
Ja i Logan też nie możemy się od siebie oderwać!
- Logan? – powtórzył Scor, udając, że nie ma pojęcia o czym
mówi. Rose rozszerzyła nozdrza, ale wciąż udawała grzeczną.
- Mój chłopak.
Scorpius zaśmiał się kątem ust.
- Och, tak. Twój
chłopak – powiedział z ironią. Red wyglądała jakby się zapowietrzyła.
- MAM CHŁOPAKA – wycedziła na co Albus stwierdził, że bardzo
chciałby paść martwy w tej sekundzie.
- Oczywiście – zaśmiał się znowu Scorpius, a potem patrząc
Rose w oczy znowu pocałował Emmę i machając Albusowi ruszył z nią do stołu
Slytherinu. Albus czekał na wybuch. I… nie doczekał się.
- Padam z głodu – oświadczyła tylko Rose. Al zaczął się
zastanawiać czy coś go jeszcze w życiu zdziwi. Red usiadła przy stole i nabrała
sobie górę pieczonych ziemniaczków i kilka złocistych udek. I tylko fakt, że
ręce drżały jej tak, że nie mogła ich pokroić zdradzał w jakim jest faktycznie
stanie.
*
-
Nie! – Jo łzy ciekły po twarzy ze śmiechu. Albus kiwał głową sam też nagle
zdając sobie sprawę z komizmu tej sytuacji – Scor zobaczył Rose z chłopakiem, a
potem przyprowadził swoją nową dziewczynę i udawał, że nic nie wie o związku Red?
-
Tak, właśnie – Albus znowu pokiwał głową, śmiejąc się razem z nią.
-
Są psychiczni – oznajmiła Jo, ocierając łzy. Było już późno i oboje wracali z
sowiarni.
-
Ja tam się ich boję – stwierdził Albus, przestając się uśmiechać – Scorpius
wyglądał jakby chciał zamordować Logana, a Rose zapaliła się głowa, jak go
zobaczyła z tą całą Emmą.
-
Myślisz, że oni naprawdę… no wiesz?
Albus
wzruszył ramionami.
-
Jeszcze wczoraj wyśmiałbym każdego, kto wpadłby na taki pomysł. Ale teraz… Sam
nie wiem. Tylko jedno jest pewne.
-
Co takiego? – zainteresowała się Jo.
-
Związku Weasley z Malfoyem ten świat nie przetrwa.
I
pokładając się ze śmiechu ruszyli powoli do swoich wież.
*
Harry z ciężkim sercem i
przerażony jak nigdy, zapukał do gabinetu Hermiony.
-
Cześć! Co tam?
Wszedł
powoli i ostrożnie zamknął za sobą drzwi.
-
Coś się stało? – zapytała Hermiona, obserwując jak przestępuje z nogi na nogę i
patrzy wszędzie, byle nie na nią.
-
Właściwie to tak – wymamrotał. Hermiona miała wielką ochotę parsknąć śmiechem.
Wyglądał jak wtedy, gdy szukał dziewczyny na Bal Bożonarodzeniowy…
-
To może ja się prześpię, a jak wstanę zdecydujesz się mi powiedzieć? – zapytała
rozbawiona. Harry rzucił jej obrażone spojrzenie i przysunął sobie krzesło do
jej biurka.
-
Chodzi o Norah! – oświadczył w końcu. Teraz Hermiona wyglądała na zażenowaną.
-
Ach, tak? A o co konkretnie? – zapytała poprawiając ramki ze zdjęciami na
biurku.
-
Podobno kazałaś jej przestać mnie podrywać?
Hermiona
westchnęła ciężko i spojrzała na niego.
-
Owszem! Harry, zawsze byłeś ślepy w tych sprawach i ktoś musi…
-
A co to znaczy?! – zawołał zdumiony Harry. Hermiona prychnęła.
-
Przez sześć lat nie zdawałeś sobie sprawy z tego, że Ginny umiera z miłości do
ciebie!
Harry
machnął szybko ręką.
-
Nie wiedzę związku.
-
I dobrze! – oświadczyła Hermiona – Bo Ginny została w końcu twoją żoną, a
lepiej, żeby z tą modliszką nic cię nie łączyło!
-
Nie przesadzasz trochę? – zapytał ostro Harry – Pracujemy razem, śmiejemy z
niedorobionych uczniów i…
-
Harry – przerwała mu Hermiona – tak widzisz to ty. Norah jest w tobie zadurzona
i wykorzystuje każdą okazję, żeby spędzać z tobą czas!
Niemądry
uśmiech cisnął się na usta Harry’ego.
-
Chciałabym faktycznie mieć takie powodzenie, jak twierdziliście zawsze z Ronem
– zaśmiał się – ale to nieprawda. W rzeczywistości leci na mnie tylko moja żona
i dwie Puchonki z drugiego roku. Rysują mi serduszka na esejach – dodał z miną
wyrażającą coś pomiędzy strachem a chęcią zapomnienia o tym fakcie. Hermiona
przewróciła oczami.
-
Harry, wiesz, że gdyby Ginny usłyszała od kogoś, że spędzasz dużo czasu z
piękną, młodą koleżanką, dostałaby szału.
Harry
spojrzał w sufit.
- Nie ma powodu! - oznajmił ze złością - Norah Johnson średnio mi się podoba. Wolę bardziej waleczne kobiety – dodał ze
śmiechem, pomachał jej jeszcze i wyszedł.
Harry
nie miał ochoty wracać do siebie. Zamiast tego
stwierdził, że wydębi z kuchni trochę karmelowej tarty. Nie zdziwił się, gdy na
schodach do kuchni wpadł na Jamesa, który najwyraźniej planował coś podobnego.
-
Cześć!
James
jak zwykle przygasł na jego widok.
-
Jeszcze nie ma dziesiątej! – zawołał od razu. Harry westchnął.
-
To dobrze, inaczej zatargałbym cię za uszy do dyrektorki – mruknął. James nie
był pewny czy żartuje.
-
Idę po coś słodkiego – powiedział Harry wskazując na obraz, prowadzący do
kuchni.
-
A ja…
-
…też – skończył za niego Harry. James skinął niepewnie głową. Harry podszedł do
obrazu z owocami i połaskotał wielką gruszkę, która zamieniła się w klamkę.
Weszli
do środka. Skrzaty na widok Jamesa od razu zaczęły wyciągać wszystkie słodkie
rzeczy, jakie miały pod ręką, na co Harry miał wielką ochotę się roześmiać.
Przyglądając się temu zastanawiał się intensywnie, czemu najtrudniej dogadać mu
się z synem, który prawdopodobnie jest do niego najbardziej podobny. No może
poza pewnością siebie. Tę James raczej odziedziczył po dziadku…
-
No to… idę! – obwieścił James, machając reklamówką słodkości. Harry dał mu znak
ręką, by zaczekał i powiedział skrzatom czego by sobie życzył. James miał
nietęgą minę czekając na niego.
-
Może zjemy razem? – zapytał Harry, gdy wyszli z kuchni. James wyglądał, jakby
zaproponował mu szlaban.
-
Jasne – mruknął i ze zdziwieniem patrzył jak Harry siada na najbliższych
schodach, a potem wyciąga kawałek karmelowej tarty. James zajął miejsce koło
niego.
-
Co cię gryzie? – zapytał Harry. James znowu się skrzywił.
-
Nic mnie nie gryzie, skąd ten pomysł?
Harry
przełknął kawałek ciasta.
-
Obserwuję cię od kiedy pierwszy raz się rozbeczałeś. Czyli po urodzeniu – dodał
rzeczowo – Wiem, kiedy masz problem.
James
nie bardzo miał ochotę zwierzać się swojemu idealnemu ojcu z problemów z
idealnym bratem.
-
Chodzi o dziewczynę? – zapytał nagle Harry. James był tak zdumiony, że nic nie
powiedział, więc Harry wziął to za zgodę.
James
przekalkulował swoją sytuację. Może jego ojciec zna się na kobietach? Bardzo
powoli kiwnął głową.
-
Jest… wyjątkowa – powiedział w końcu. Harry uśmiechnął się szeroko.
-
Ale?
- Silna konkurencja – powiedział wymijająco James, i żeby nie siedzieć tak
głupio też wyjął sobie ciastko.
-
Konkurencja? Nie powiesz mi, że jakaś nastolatka woli kogoś od ścigającego
Gryfonów, który ma w dodatku nośne nazwisko – tu skrzywił się nieznacznie, a
James zrobił to samo.
-
Raczej chodzi o to, że konkurencja jest… mi bliska.
Harry
przeżuwał powoli tartę. Lata doświadczenia w tym delikatnym temacie nauczyły
go, że natychmiast powinien pobiec do Hermiony. Wiedział jednak, że nie może
tego zrobić, więc zaczął dodawać. Przypomniał sobie, co Ginny mówiła w święta a
potem ostatnią minę Albusa, która wyglądała podobnie jak wyraz twarzy jego
starszego syna…
-
Wiesz – powiedział zastanawiając się jak dobrać słowa – w czwartej klasie brałem,
udział w Turnieju Trójmagicznym.
-
Więc wiesz o czym mówię… – zakpił James.
-
Daj mi skończyć! – zawołał Harry – Taki turniej gwarantował wielką sławę i duże
pieniądze a wujek Ron bardzo zazdrościł mi tej szansy.
James
spojrzał na niego z zainteresowaniem, bo tego wątku udziału ojca w turnieju nie
znał.
-
Przez jakiś czas w ogóle się do mnie nie odzywał i myślałem już, że to koniec
naszej przyjaźni. Ale kiedy Ron zrozumiał, że właściwie zostałem siłą
wciągnięty do turnieju i muszę go ukończyć, zrozumiał swój błąd i stanął po
mojej stronie.
James
miał wrażenie, że nie do końca rozumie tę alegorię, a Harry chyba to wyczuł.
-
Jeśli coś w naszym życiu jest naprawdę ważne, to jeśli ludzie, którzy nam zazdroszczą są nam naprawdę bliscy, w końcu pojmą swój błąd i staną po naszej stronie.
James
milczał przez chwilę.
-
A co jeśli, ten kto zazdrości sam to zdobędzie?
Harry
przełknął ostatni kęs tarty
-
Wtedy trzeba stanąć po jego stronie.
*
Lucy
Weasley nigdy nie była na randce. Nigdy nawet nie była blisko pójścia na
randkę, bo zwyczajnie nikt jej nie zaprosił. Dlatego, kiedy Cameron Carter
uparł się, by wybrała się z nim do Hogsmeade w ostatni weekend lutego, najpierw
stoczyła ze sobą ciężki pojedynek.
- Czemu właściwie chce się z tobą umówić? – pytała odbicia w
lustrze, które pokazywało jej wystraszoną osóbkę z wielkimi, zielonymi oczami.
- Bo cię lubi – odpowiedziało jej odbicie.
- Ale czemu? – dopytywała zdumiona – Ludzie na ogół nie
szukają mojego towarzystwa.
- Głupia! – ofuknęło ją odbicie – Jesteś ciekawą, miłą
osobą!
- Ale Cameron Carter może mieć na pęczki ciekawych, miłych
osób. W dodatku ładniejszych – jęknęła przyglądając się pucułowatym policzkom. Odbicie
westchnęło.
- Ale on chce się spotkać z tobą. Więc się już zamknij i
ubierz coś ładnego.
Na twarzy Lucy odmalowało się dogłębne przerażenie.
Godzinę później ubrana w sweter od babci Molly i po
pięciokrotnej zmianie spódniczki, wyszła w końcu z dormitorium i skierowała się
do Sali Wejściowej. Kiedy zobaczyła Camerona miała ochotę czmychnąć. No bo jak
taki przystojny, świetnie zbudowany gracz quidditcha z ostatniej klasy, mógł
chcieć się z nią spotykać?! Wszystkie jej kompleksy przemówiły naraz, w dodatku
jednym, piskliwym głosem, który kazał jej natychmiast wracać do pokoju.
- Lucy! – prawie zemdlała, gdy to krzyknął. Teraz już nie
ucieknie…
- Wyglądasz, jakbym czaił się na ciebie z siekierą –
zauważył ostrożnie Cameron, przypatrując się jej przerażonej minie.
- Eee… - odpowiedziała, żeby nawiązać konwersację. Cameron,
który zdążył się już przyzwyczaić do jej chorobliwej nieśmiałości, nie przejął
się tym i schylił się, żeby ją pocałować w policzek. Ale w tym momencie panika
Lucy sięgnęła zenitu, i gdy jego broda znalazła się na poziomie jej twarzy,
wykonała szybki ruch i uderzyła go głową w nos. Cameron tylko skrzywił się
nieznacznie.
- Przepraszam! – zawołała szybko. Jedyna dobra strona tej
sytuacji była taka, że zapomniała o swoim przerażeniu i zaniepokojona jego
stanem uniosła się na palcach, żeby go dotknąć.
- W porządku? – zapytała z poczuciem winy. Cameron przyglądał
się jak jej ręka wodzi po jego twarzy.
- Teraz już tak – wyszczerzył zęby. Gdy Lucy zorientowała
się o czym mówi, szybko ją cofnęła.
- Chodźmy – zaśmiał się Cameron, i wskazał na kolejkę
wychodzących z zamku. Gdy przechodzili razem, Lucy miała wrażenie, że ludzie
dziwnie na nich patrzą. Nic dziwnego, w końcu on był rozpoznawalnym kapitanem
Gryfonów, a ona… Kim ona jest? –
pytali.
- Cholernie zimno! – zawołał Cameron, gdy wyszli z zamku i
prawie parsknął śmiechem, gdy zobaczył, że Lucy się krzywi słysząc przekleństwo
– Ale co ty wyprawiasz?! – wrzasnął a ona znowu wytrzeszczyła oczy, nie wiedząc
o co mu chodzi.
Cameron pokręcił głową z niedowierzaniem i prawie wyrwał jej
kurtkę, którą trzymała w ręce, najwyraźniej zapominając, że stoi na siarczystym
mrozie.
- Wyleciało mi z głowy! – uśmiechnęła się tak rozkosznie, że
Cameronowi zadrżały ręce, gdy zapinał zamek jej kurtki. Miał dać jej
reprymendę, ale był zbyt zajęty gapieniem się na jej usta.
- Chodźmy do Trzech Mioteł – zaproponowała Lucy, gdy byli
już w Hogsmeade. Cameron zerknął na nią rozbawiony.
- W końcu odkryłaś, że jest zimno?
Odpowiedziało mu podzwanianie jej zębów. Weszli do gospody,
gdzie roznosiło się rozkoszne ciepło ognia z kominka i zapach grzanego piwa. Zajęli
stolik i zamówili a Lucy znowu poczuła się niepewnie.
- Co jest? – podchwycił Cameron.
- Nic – odparła szybko, odwracając wzrok.
- To czemu znowu robisz tę głupią minę?
Nos Lucy natychmiast przybrał czerwoną barwę.
- Nie robię żadnych głupich min! – oburzyła się. Cameron wyszczerzył
zęby.
- Robisz.
- Znowu się ze mną droczysz! – zawołała ze złością. Kiwnął skwapliwie
głową.
- Ostatnio to sens mojego życia.
Nie było miejsca na twarzy Lucy, która nie pokryła się
czerwonymi plamami.
- A teraz powiedz czemu patrzysz na mnie, jakbyś
podejrzewała mnie o czyhanie na twoje życie – zarządził Cameron, gdy kelnerka
podała im dwa kremowe piwa. Lucy spuściła wzrok.
- Bo nie wiem czemu się umówiliśmy – wymamrotała do swojego
kufla. Cameron zmarszczył brwi.
- A możesz jaśniej?
Lucy wzruszyła ramionami.
- Chłopcy zazwyczaj biorą ode mnie pracę domową, nie chcą
chodzić ze mną do Hogsmeade – wybełkotała teraz już zupełnie purpurowa. Cameron
odchylił się na krześle i zmrużył oczy.
- Strasznie głupi ci chłopcy – oznajmił po chwili. Lucy
uniosła głowę na cal, pewna, że znowu się z niej nabija, ale on miał zupełnie
poważną minę. Była totalnie skonsternowana. Ona mu się podoba, czy jak?
- A ty to niby co? – zapytała.
- A ja jestem mądry, ty śliczna i nie chcę więcej słyszeć
takich bzdur. I jeszcze raz zrobisz te swoje wielkie oczy na mój widok, to cię
zamknę w swoim dormitorium, aż się do mnie przyzwyczaisz!
Lucy była przerażona tą perspektywą, ale bojąc się, że nie
żartuje nie zrobiła przestraszonej miny, ale upiła szybko łyk kremowego piwa i
uśmiechnęła się najładniej jak umiała.
Wracali, gdy było już ciemno i większość ich kolegów dawno
była w zamku, ze względu na brzydką pogodę. Po drodze Lucy pośliznęła się tylko
trzy razy a jedynie raz wpadła w zaspę, co wzięła za dobry znak, ale ostatni
odcinek pokonali wyjątkowo szybko, bo cała trzęsła się z zimna.
- Może jakiś kurs? – zastanawiał się Cameron z bardzo
poważną miną, gdy wchodzili do zamku. Lucy odwróciła się w jego kierunku z
groźną miną.
- Nie pójdę na kurs łapania równowagi!!!
Cameron wyszczerzył zęby.
- To może zrobisz sobie takie dwa kijki? – zaproponował –
Będzie ci łatwiej i…
Lucy nie usłyszała reszty, bo wyprzedziła go dumnie i z
nosem wycelowanym w sufit zmierzała do Hufflepuffu. Ale Cameron był szybki i
dopadł ją w dwóch krokach, obracając przy tym w swoją stronę.
- Czego chcesz?! – zawołała obrażona.
- Cieszę się, że pytasz!
Jej ośnieżona czapka wylądowała za jej plecami, gdy przycisnął
ją do ściany, blokując ruchy a potem pochylił się i dotknął swoimi wargami jej
zimnych ust. Najpierw powoli, by jej nie spłoszyć całował ją powoli i delikatnie,
a potem coraz szybciej, aż jej usta zrobiły się zupełnie gorące.
Tym razem Lucy nie podskoczyła
przerażona i nie zrobiła wielkich oczu ani głupiej miny.
*
- Naprawdę nie wiem, co nagadał ci Albus… Tak, mam chłopaka
i pierwsze słyszę o dziewczynie Malfoya! Nie miałam o niej pojęcia! – Jo i Rose siedziały w Pokoju
Wspólnym Ravenclawu, bo tylko w salonach było teraz ciepło, więc Red przemyciła
ją do swojej wieży.
- Daj spokój, Rose – zaśmiała się Jo – ty i Scorpius coś do
siebie macie!
Red wydęła policzki.
- Co tam u Jamesa i Albusa?
- Wycofuję zarzuty!
Było już późno, gdy do pokoju wpadła prefekt Ravenclawu i
rzuciła Jo niezadowolone spojrzenie.
- Carter, dałabym sobie rękę uciąć, że Tiara przydzieliła
cię do Gryffindoru…
- Już idę, Clair! – odpowiedziała ugodowo Jo. Prefekt pokręciła
jednak głową.
- Teraz nie możesz. Jakiś kretyn z czwartej klasy przemycił
całe pudło zabawek z Magicznych Dowcipów i Crosby od godziny czatuje pod naszą
wieżą.
- W takim razie zaczekam.
- Ale mnie się chce spać! – marudziła Rose – chodź,
prześpisz się u mnie!
Jo nie była zachwycona tą perspektywą, ale stwierdziła, że
tym razem odpuści sobie szlaban u woźnego i poczłapała za Rose do jej sypialni.
Nie był to dobry wybór.
Ogniste sploty obejmowały całe jej ciało, a ból stawał się nie
do zniesienia. Wszędzie widziała tylko ogień i oślepiające światło. Poczuła ostry
ból w klatce i obudziła się nagle. Rose wsadziła jej pięść w mostek i spała
dalej spokojnie. Jo cała zlana potem odsunęła kołdrę i wstała. Paraliżujące obrazy
ze snu nie dawały jej spokoju. Złapała szlafrok Rose i cicho wyszła z
dormitorium.
Wciąż drżała i nie mogła złapać tchu, gdy wróciła do Pokoju
Wspólnego Krukonów. Zaczęła rozglądać się za czymś do picia, gdy usłyszała
cichy szmer i podskoczyła.
- Jo?
Albus w samych spodniach od dresu i bez koszulki przecierał
zaspaną twarz. Jo odetchnęła z ulgą, ale jej oddech wciąż był szybki i
niespokojny.
- Co ty tu robisz? – zapytał Al podchodząc do niej szybko.
- Zostałam na noc u Rose i miałam koszmary – powiedziała próbując
się otrzeźwić, ale ręce wciąż jej drżały i nie mogła się uspokoić, a na jej
twarzy malowało się przerażenie. Al przyglądał jej się tylko przez chwilę.
Zrobił jeszcze jeden krok i przygarnął ją do siebie, a potem
zamknął w uścisku szerokich ramion. Jo poddała się bez słowa, choć przez chwilę
czuła się niepewnie. Ale kiedy zaczął się z nią powoli kołysać, jej oddech
wrócił do normalnego rytmu i przestała drżeć konwulsyjnie. Albus nic nie mówił
tylko tulił ją do siebie, aż zupełnie się uspokoiła.
Hej!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już pojawił się nowy rozdział, bardzo na niego czekałam. ;)
Draco, Harry i Hermiona kłócą się jak za starych, dobrych czasów, to takie fajne. :) Miło się robi czytając ich sprzeczki. Szkoda, że w związkach się im nie układa... :(
Uśmiech nie schodził mi z ust, gdy czytałam części o Scorze i Red. Zazdrośniki małe. xD A Logana i Emmy nie lubię, są jacyś naiwni jeśli myślą, że mają jakieś szanse. :D
Ale się dzieje w tym Hogwarcie! Morderca to mogłaby być Norah, ona jest taka fałszywa... -.-
Podobała mi się rozmowa Harry'ego z Jamesem, tylko jej końcówka mnie zmartwiła. No bo jakby Al był z Jo to James naprawdę mógłby się załamać i szanse na poprawę ich braterskich stosunków byłyby równe zeru. A jakby Jo wybrała Jamesa to Albus jakoś dałby sobie radę...
Cameron i Lucy to taka idealna para. Nie pod względem dopasowania, tylko po prostu ich stosunki są totalnie bezproblemowe. <3
I jeszcze końcówka. Rose ma boski sen. Nigdy nie wiadomo co się stanie. :) Jo uciekła i wpadła na Ala. To było takie urocze. Uspokoił ją i mamy Happy End.
Tylko co na to fanki Jamesa?!?!?!
Pozdrawiam xx
Po raz kolejny dzięki! :)
UsuńAle niestety wykrakałaś, bo już koniec z sielanką u Camerona i Lucy :P
Pozdrawiam :)
Ups...
UsuńEj ja się nie zgadzam !!! Oni maja żyć długo i szczęśliwie :D Koniec i kropka :P
UsuńHey
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział cudowny <33 Ciekawi mnie to wydarzenie na ślubie Hermiony,które mogło zmienić całe ich życie...Oczywiście nie zabrakło mojego ulubionego wątku czyli Albusa i Jo <33 Czekam na kolejny rozdział.Powodzenia w pisaniu :)
Zastanawiałam się czy ktoś to wyłapie! :p Obiecuję, że kiedyś wyjaśnię co się stało przed ślubem Hermiony, choć oczywiście nie wiem czy będziecie zadowoleni :P
UsuńA więc w końcu Albus doczekał się swoich fanek?! :)
"- Kto to kurwa jest?!
OdpowiedzUsuń- Uspokój się!
- SAM SIĘ USPOKÓJ! Zabiję go."
Hahaha Scorpius :D No co wy przecież Malfoy nie jest wcale zazdrosny :D Ja na miejscu Albusa bym ich obojga unikała jak są w takim stanie :D
Podobała mi się rozmowa Harrego i Jamesa. Była taka normalna jak na nich, ale to był właśnie fajne :D
A Albus jest naprawdę idealny :D Jest pomocny, każdy może na niego liczyć, zawsze służy dobrą radą i ogólnie jest świetny :D
Cameron i Lucy są naprawdę słodcy :D <3
Ja chcę takiego chłopaka jak James, Albus, Scorpius, Cameron i Jesse razem wzięci !!!
Przez te wszystkie książki i opowiadania strasznie trudno znaleźć odpowiedniego chłopaka :D
Pozdrawiam i życzę weny,
Calypso
PS Harry, Hermiona i Draco w ogóle się nie zmienili :D
Albus idealny... do następnego rozdziału :P
UsuńDzięki!
Również pozdrawiam :)
Czytam twój blog już od dłuższego czasu ale do tej pory nie było okazji komentowania :( więc tak... zakochałam się w Jamesie <3 ale ja zawsze go kocham (w każdym blogu, obojętnie jakim byłby draniem) on musi być z Jo!!! Al jest taki słodki i czuły ale oni nie mogą być razem :( wątek z Rose i Scorpiusem jest genialny - zwłaszcza teraz...uwielbiam te ich kłótnie <3 niestety nie lubię camerona i lucy :( hahahaha harry i hermiona kłócą się z draconem jak w szkole...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział :) ~ foreverhappy
Super bardzo mi się podoba wątek Cartera i Lucy a również super sceny z moimi ulubionymi bohaterami Rose i Scor <3
OdpowiedzUsuńGallo Konio Anonim
Kocham Lucy i Camerona <3 Chciałabym żeby Al był szczęśliwy, więc jak już Jo i James bd razem (czemu jestem tego tak pewna?) to znajdź mu jakąś idealną partnerkę ;) Red i Scor są genialni, ale i tak współczuję osobom znajdującym się w pobliżu kiedy ta dwójka jest razem xD do następnego
OdpowiedzUsuńNika
Trafiłam na tego bloga już jakiś czas temu i naprawdę bardzo lubię tu zaglądać. Scor i Rose <3 <3 <3 z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie rozbrajają Lucy i Cameron idealni... Oczywiście byłoby nudno gdyby sielanka trwała wiecznie ale nie narozrabiaj między nimi za bardzo :-) Harry i Hermiona - momentami mam wrażenie że to coś więcej niż trzydziestoletnia przyjazn. Mam nadzieje że to tylko jakiś mój wymysł i nagle nie okaże się że chcieli razem uciec przed ślubem czy coś w tym stylu...
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na kolejny rozdział
Lenn
Albus jest naprawdę zachwycający w tym rozdziale! Bez koszulki, przytulił ją bez słowa... Wyczuwam w następnym wzrost uczuć Jo i cholera... nie można jej winić! :p
OdpowiedzUsuńAle... James! On się zmienił! A genialne jest to, że po prostu nie chce innej dziewczyny, ale charakter ma wciąż ten sam! :p
Bohaterem rozdziału - oczywiście Scorpius, Który Nie Jest Zazdrosny.
A a propos Harry'ego i Hermiony - nie wiem co tam kombinujesz w ich małżeństwach, ale kogokolwiek z nimi nie wyswatasz będą lepsi od Ginny i Rona. Sorry nigdy nie lubiłam rudej, a Ron to po prostu największa porażka Hermiony :P
W ogóle, to od 15 minut zastanawiam się, który facet w Twoim opowiadaniu jest najfajniejszy... :p Póki co, ciężko zdetronizować Camerona :D
Całuski :**
:)
OdpowiedzUsuńZ Ginny i Ronem mam dokładnie to samo, stąd ich problemy w małżeństwach, które mogą skończyć się... różnie :p
A z tymi facetami, to też się zaczęłam zastanawiać. Ja chyba najbardziej lubię Scora :p Wbrew pozorom jest najdoroślejszy, no i jest blondynem! :D
no ale to boskie ! :D
OdpowiedzUsuń(spam)
" Zawsze, nawet jako mała dziewczynka chciałam, aby moje życie przypominało bajki Disneya. Niestety tak nie jest.
Dlaczego nic nie jest po naszej myśli?!
Już nic z tego nie rozumiem.
Chciałam być jak Ariel i Eryk z Małej Syrenki. Tak bardzo się kochali, byli tacy idealni. " http://niesmiertelny-czlowiek.blogspot.com/
Świetny moment spotkania Jamesa i Harrego :D Rose i Scora opisujesz genialnie, te ich przepychanki <3
OdpowiedzUsuńHahaha pierwsza scena najlepsza normalnie jak dzieci a z Rose i Scorem jest dokładnie tak samo niby nic do siebie nie mają a jedno zazdrosne o drugiego jak nie wiem. Super, że Lucy spotyka się z Cameronem uwielbiam ich mam nadzieje, że się nic między nimi nie popsuje. Co do końcówki powiem, że po tym rozdziale o wiele bardziej polubiłam Al tak po prostu przytulił Jo bez pytania o cokolwiek, pocieszył za to należą mu się punkty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Carmen
Rose i Scorpius zachowują się jak dzieci. Cameron i Lucy to zaskakujące połączenie, ale bardzo mi się spodobało. James wreszcie ''normalnie'' porozmawiał z ojcem. Może zrozumie jaki ciężar niesie na barkach jego ojciec. Rozdział świetny !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Uwielbiam wspólne momenty Camerona i Lucy :D zasługują na spokój, a coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie nie zaznają go dużo...
OdpowiedzUsuńPrzepychanki dorosłych na początku rozdziału kompletnie mnie rozwaliły :P oby więcej takich :)
Pozdrawiam,
Paulina M. aka Hit Girl
Już nie mam pojęcia, którego z braci wybierze Jo! Robisz bardzo dobre zakończenia. Cameron i Lucy też są świetni.
OdpowiedzUsuńCześć! Tak mnie przed samym końcem wzięło na czytanie całości od początku :')
OdpowiedzUsuńI będę się czepiać bo znalazłam błąd. Drobny bo droby, ale uważnym czytelnikom może przeszkadzać. Mianowicie, gdy Scor przedstawia Emmę Alowi mówi o niej, że jest szukającą, a po pierwsze szukającym jest on, po drugie kilka rozdziałów temu owe blond dziewczę było scigającą...
Pozdrawiam i wracam do ronienia dalszych łez wzruszenia
Mała Mi
Cameron i Lucy? OH, przepraszam wyjde do innego pokoju, tu jest za słodko. ;)
OdpowiedzUsuńOla Boga, Al, zostaw Jo i poszukaj sobie jakiejś miłej spokojnej dziewczyny i miej z nia gromadke słodkich dzici, zostaw Jo!
~TikiTaka
Super rozdział!!! Pewnie będę się powtarzać, ale masz ogromny talent i super czyta się twoje opowiadanie ��
OdpowiedzUsuńScorose znowu tacy kochani, jak Scorpius był zazdrosny o Red awwwww
I Aluś przyszedł do Carter i ją przytulił od tak, i chyba coś zaczyna się między nimi dziać... No i najważniejsze Cameron i Lucy ojejku no to jest takie romantyczne On przystojny popularny sportowiec a Ona typowa spokojna cicha kujonka i oni tak do siebie pasują ��������
Mam nadzieję że będą razem
Caraline Gentile