Ginger Golden Girls

25 sierpnia 2014

Rozdział XXII

Jak się obudzisz, wszystko będzie dobrze.



            Harry od dłużeszgo czasu przyglądał się Jo Carter na swoich lekcjach. Jeśli wierzyć Ginny to ona była dziewczyną, w której byli zakochani obaj jego synowie. Dlatego Harry postanowił trochę ją poobserwować. Wydawała się bystra i energiczna. Gdyby nie to, że James i Albus omal się o nią nie pozabijali, Harry cieszyłby się, że jego synowie nie interesują się pustymi albo zwyczajnie nudnymi dziewczynami.
- Jo Carter – powiedział głośno na pierwszej lekcji po wielkanocnej przerwie. Jo wstała wywołana i z wyciągniętą różdżką przemaszerowała na środek.
- Pokaż mi, jak wyczarowujesz Patronusa.
Zrobił to celowo. Niewielu osobom na piątym roku udało się już opanować to zaklęcie. Wiedział jednak, że lepiej można poznać człowieka po tym jak odbiera porażki niż sukcesy.
            Jo skinęła głową po żołniersku i podwinęła rękawy. Na moment przymknęła oczy, wybierając najszczęśliwsze wspomnienie, a potem wycelowała różdżkę w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Expecto Patronum!
Szara mgiełka wystrzeliła w kierunku Harry’ego i natychmiast znikła. Jo pokręciła szybko głową.
- Mogę jeszcze raz? – zapytała błagalnie. Harry prawie się zaśmiał, widząc jej determinację. Skinął głową.
- EXPECTO PATRONUM!
Dwa razy większa mgiełka pojawiła się koło Jo, ale i tym razem nie przybrała cielesnej formy. Jo zagryzła wargi i tym razem bez pytania znowu wyciągnęła różdżkę i spróbowała po raz trzeci.
- Expecto Patronum!!!
Srebrny wilk wyskoczył z końca jej różdżki i przywarł do jej nogi, ukazując ostre zęby. W klasie rozległy się głośne oklaski a Jo odwinęła rękawy szaty i spojrzała na Harry’ego, jakby w oczekiwaniu na następne zadanie.
- Dobra robota – powiedział wciąż przyglądając jej się uważnie – Piętnaście punktów dla Gryffindoru, możesz usiąść. Panie Donovan?
Obserwując wysiłki następnych uczniów, Harry uśmiechał się pod nosem. Wojna Jamesa i Albusa kiedyś się skończy, a on wtedy będzie miał synową, która potrafi wyczarować Patronusa.
                       
                                  
Ledwie zabrzmiał dzwonek na przerwę, gdy w drzwiach jego klasy pojawiła się Hermiona. Była zasapana, jakby przebiegła sporą odległość, a w ręku trzymała dwa listy.
- Harry! – podeszła do jego biurka, prawie taranując ostatnich uczniów, którzy opuszczali klasę i pomachała otwartym listem. Drugi, zaadresowany do Harry’ego miał pieczątkę Ministerstwa Magii.
- O co chodzi? – zapytał szybko.
- Przyszły przed chwilą, Kingsley wysłał je kominkiem. W twoim musi być to samo co w moim!
- Czyli co? – zniecierpliwił się Harry, biorąc od niej kopertę. Nie zdążył jej jednak rozerwać, bo Hermiona powiedziała słabym głosem:
- Harry, zaczęła się wojna…
Harry zamarł. Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Niemożliwe – powiedział w końcu – Baliby się, nie są wystarczająco silni… Nawet z Danią i Szwecją Norwegia nie ma tyle siły, żeby pokonać koalicję…
Hermiona pokręciła smutno głową.
- Dogadali się nie tylko ze swoimi sąsiadami – powiedziała wskazując na list – wczoraj odbyła się Międzynarodowa Konferencja Czarodziejów, na którą nie zaproszono państw, które zdecydowanie wystąpiły przeciw Ankdalowi. Irlandia przekazała nam decyzje, które tam zapadły.
- I?
- Poparli go – powiedziała słabym głosem Hermiona – czternaście państw poprało Ankdala. Postanowiono wyprowadzić magię z ukrycia.
Harry czuł się jak trzydzieści lat temu, w innym gabinecie tego zamku.
„Siedem Horkruksów. Trzeba je znaleźć i zniszczyć…”

- Kto przystąpił do paktu? – zapytał wracając do rzeczywistości.
- Estonia, Rumunia, Białoruś – wyliczała Hermiona, a jej oczy robiły się coraz większe – Turcja – Harry sapnął z przerażenia – Chorwacja, Czechy, Bułgaria, Francja – Harry podparł się biurka – Belgia, Holandia, Portugalia i… Rosja.
Opadł na krzesło. Lata jeżdżenia po świecie i tropienia czarnoksiężników dały mu wielkie doświadczenie. Ale nie trzeba było być uznanym aurorem, żeby wiedzieć co oznacza koalicja tych państw. Jednego tylko nie rozumiał.
- Po co im wojna? – zapytał nie oczekując od Hermiony odpowiedzi – Zrobią co zechcą w swoich krajach…
Ale jego szwagierka nie potrafiła nie odpowiadać na zadane pytanie.
- Myślę, że to wyprzedzenie ataku – Reszta państw panicznie boi się wyjścia magii z ukrycia. Włochy zorganizowały dziś tajną naradę w Rzymie, gdzie prawdopodobnie opracują plan ataku na Skandynawię. A Norwegia chce być szybsza. Poza tym, Harry – dodała martwym głosem – przecież wiesz, że w Wielkiej Brytanii i pewnie pozostałych krajach również jest wielu czarodziejów, którzy chcą tego samego co Ankdal. A on czuje się jakimś pieprzonym, duchowym przywódcą tej bandy i pewnie mu się marzy „władza nad światem”.
Harry milczał. Powoli zdjął okulary i zaczął je czyścić. Hermiona, która przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę, zbliżyła się do niego i powiedziała znowu:
- Musimy się śpieszyć, Harry. Jeśli obce wojska wejdą do naszego kraju, Hogwart będzie pierwszym celem. Musimy znaleźć klucze!
Harry spojrzał na nią zirytowany.
- Jakbym tego nie wiedział! – odburknął – A co niby robimy od września, jeśli nie szukamy tych przeklętych kluczy?!
- Więc musimy postarać się bardziej – powiedziała z naciskiem Hermiona – Nie będzie już potrzeby walczenia o zostanie w ukryciu, jeśli przestaną się rodzić czarodzieje!
Harry westchnął wciąż poirytowany.
- Hermiono – powiedział zakładając okulary i wlepiając w nią ostre spojrzenie – Te klucze po prostu przepadły. Trzeba znaleźć inny sposób by tam wejść…
- Nie nie nie! – zawołała szybko Hermiona, machając energicznie głową – To kwestia logiki, jak z Kamieniem Filozoficznym, pamiętasz?
Harry spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Nie. Zapomniałem. Który to był kamień?
Ale Hermiona nie zwracała na niego uwagi.
- Każdemu dyrektorowi przekazywano tę samą informację – mówiła patrząc w nicość – „Jeden klucz w znikającym szkle, drugi w sercu prawdziwego rycerza, trzeci na granicy strachu i czwarty u zaufanego strażnika”. Musimy spojrzeć na to inaczej i…
- Hermiono – przerwał jej znowu Harry – Śpiewasz mi tę piosenkę od ośmiu miesięcy i nic z tego nie wynika. Naszą jedyną nadzieją jest to, że skoro ty nie potrafiłaś odgadnąć tej durnej zagadki, to i żaden debil, któremu się marzy władza nad światem też nie wejdzie do pomieszczenia z Drzewem!
Hermiona zrobiła kwaśną minę.
- Dobrze wiesz, że jakiś debil próbuje – stwierdziła gorzko – i póki on to robi, my też nie możemy sobie odpuścić!
Harry zaperzył się na te słowa.
- A czy ja mówię, że mamy sobie odpuścić?! Po prostu zamiast szukać tych kluczy, rozwalmy tę ścianę w lochach…
- Jakbyś nie próbował – mruknęła Hermiona z naganą, a Harry spuścił szybko wzrok. Hermiona westchnęła – Wrócimy do tego wieczorem. A tymczasem odwołaj popołudniowe lekcje, Kingsley wzywa nas na naradę.
Harry kiwnął sztywno głową i z ociąganiem podniósł się z krzesła, a potem ruszył za Hermioną.
                                                             *
- Szybko! – syknął Scorpius i pociągnął bladą jak trup Jo za sobą. Zatrzymali się dopiero na korytarzu pod klasą Obrony Przed Czarną Magią.
- O ja pierdolę – rzekł Scorpius wpatrując się tępo w Jo. Ona tylko niemo poruszała ustami, wciąż trzymając w rękach parę Uszu Dalekiego Zasięgu.
- Te wszystkie kraje… - powiedziała w końcu z przerażeniem – Wszędzie tam mugole staną się popychadłami i…
- Jeszcze do tego nie doszło – przerwał jej szybko Malfoy – Najpierw będzie wojna.
- To nie jest pocieszające – odparła marszcząc nos.
- Nie mazgaj się, Carter, na pewno wygramy.
Jo skinęła szybko głową.
- Rzucam szkołę – oznajmiła – Będę walczyć.
Scorpius tylko przewrócił oczami.
- Nie bredź. W zamku jest więcej rzeczy do roboty… - powiedział znacząco. Oczy Jo znowu się powiększyły.
- Masz rację! Klucze! – zawołała a jej oddech znacznie przyspieszył – To dlatego nie można przejść przez tę ścianę w lochach! I rośnie tam Drzewo! Miałam rację!
- Uspokój się, Carter – powiedział sucho Scor – Problem jest taki, że wspaniały Harry Potter nie odnalazł tych kluczy, ale zrobił to jakiś zakapturzony facet, jak wynika z twoich porannych opowieści.
Jo skinęła szybko głową.
- Wszedł do środka. Ale… ale to znaczy, że on je znalazł? – zapytała przerażona. Scorpius zamilkł na chwilę, usilnie się nad czymś zastanawiając.
- Niekoniecznie – powiedział w końcu – Są cztery klucze, tak? To może oznaczać, że każdy przepuszcza przez kolejne drzwi. Oczywiście to tylko domysły, ale gdyby ktoś faktycznie odnalazł już wszystkie, to prawdopodobnie wiedzielibyśmy o tym, prawda?
Jo skinęła głową.
- Trzeba im powiedzieć – stwierdziła poważnie – profesorom! Muszą wiedzieć, że ktoś tam wszedł!
- Zwariowałaś – stwierdził Scorpius – Oni są kompletnie nieprzydatni. Osiem miesięcy nie potrafią rozwiązać głupiej zagadki.
- Masz rację, sami się tym zajmiemy - zawyrokowała Jo - Oni niech się martwią swoją wojną. My mamy swoją. To jest nasza szkoła i nikt nie będzie tu nikogo mordował bez naszego zezwolenia.
Scor przyglądał jej się przez chwilę.
- Powiedzmy reszcie – stwierdził w końcu. Skinęła głową i popędzili razem korytarzem.
                                                           *
            Cameron kopnął w krzesło wychodząc z klasy Transmutacji. Od tygodnia nie robił nic innego tylko w coś kopał albo walił pięścią. Po powrocie ze świąt było tylko gorzej. Widział Lucy na korytarzach i w czasie posiłków i za każdym razem miał wtedy ochotę kogoś zabić. Ale dotrzymał obietnicy i trzymał się od niej z daleka. Choć absolutnie nie miała racji, nie mógł jej tego przecież wytłumaczyć siłą, prawda? Nie podoba jej się chodzenie z nim, bo ludzie się na nią patrzą? Świetnie.
            Po południu urządził trening Quidditcha. Po dziesięciu minutach jego drużyna zleciała na ziemię.
- Co ci odbiło?! – wrzasnął Jesse. Cameron podleciał do niego.
- O co ci chodzi? – warknął. James teatralnie wskazał na szatnię.
- O to, że doprowadziłeś Mindy do płaczu, pacanie – oznajmił – Darłeś się na nią, jakbyś oszalał.
Cameron łypnął na niego groźnie.
- Uważaj na słowa, Potter.
James tylko pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem odwrócił się do drużyny.
- Koniec treningu, wracajcie do zamku!
- Nie będziesz im mówił co mają robić, Potter! – krzyknął wściekle Cameron, ale reszta nie zwracała na niego uwagi i schodziła z boiska, otwarcie na niego pomstując.
- Co się dzieje, Cam? – zapytał James podpierając się na miotle. Carter prychnął.
- A umyjesz mi włosy po takich dziewczyńskich zwierzeniach? – zapytał słodko. James wyszczerzył zęby.
- Bardzo zabawne. To co się stało?
- Zjeżdżaj, Potter – mruknął groźnie. James nagle coś sobie uświadomił.
- Pokłóciłeś się z Lucy?
Odpowiedziało mu wściekłe spojrzenie Camerona.
- Nie twoja sprawa.
- Łał – mruknął zdumiony James – Nie wiedziałem, że Lucy potrafi się z kimś pokłócić. W każdym razie – dodał szybko, bo Cameron już się odwracał, żeby odejść – Posłuchaj kogoś, kto się z nią wychowywał – Carter przystanął mimowolnie – Lucy to najsłodsze i najbardziej strachliwe stworzonko na świecie. Więc po pierwsze – ton Jamesa nagle stał się groźny – Jak zrobisz jej krzywdę to zawiśniesz na drzewie. A po drugie – dodał już normalnym głosem – Dziewczyny to wariatki. Jak mówią, że czegoś nie chcą, to trzeba im uświadomić, że są w błędzie.
Cameron słuchał go z kwaśną miną.
- Przecież jej nie zmuszę do niczego! – warknął wściekle. James przewrócił oczami.
- A czy ja ci to sugeruję? Mówię tylko, że nie należy im ustępować jak się przy czymś głupio upierają.
Cameron obserwował go przez chwilę.
- Potter, od kiedy ty się znasz na kobiecych uczuciach?
James darował sobie szczerą odpowiedź na to pytanie, wiedząc jak jego kumpel reaguje na choćby wzmiankę o swojej siostrze.
- Czytałem poradnik – mruknął z ironią i popchnął go w kierunku szatni.
                                                           *
            Logan spędził dwie noce w szpitalu, bo jak się okazało miał paskudnie złamaną kość. Jakoś nie martwiło to Rose. Właściwie to nie zwróciła uwagi na to, że go nie ma. Wkurzyła się natomiast widząc jak w środę maszeruje w jej stronę.
- Rose, masz chwilę? – powiedział z miną wyrażającą wielką skruchę. Red pomachała głową.
- Jestem zajęta – nie było to nawet kłamstwo. Od kiedy Jo i Scorpius powtórzyli im zagadkę o kluczach, cała piątka próbowała ją rozwikłać. Rose od południa ślęczała nad informacją o pierwszym kluczu.
- Słuchaj, chcę cię przeprosić – oznajmił Logan, nie zrażając się jej odpowiedzią i zajmując miejsce naprzeciw niej. Rose ostrożnie schowała kartki ze swoimi pomysłami.
- Okej, przepraszaj – powiedziała obojętnie. Logan skrzywił się słysząc ten ton.
- No więc przepraszam! Za to, że byłem… trochę nachalny.
Red uniosła wysoko brwi.
- Trochę?!
- Na Merlina, nic ci nie zrobiłem! – zawołał zdenerwowany – A ten kretyn zapłaci mi za rękę! – dodał wskazując na obandażowany łokieć – W każdym razie – odezwał się widząc, że Rose nic nie mówi i ma bardzo niezadowoloną minę – mam nadzieję, że między nami wszystko w porządku?
Rose strzeliła z balonowej gumy.
- To zależy co masz na myśli – odparła filozoficznie – Bo jeśli to, że nie będę ci robić wyrzutów i zapomnę o tym, że jesteś cholernie natrętny, to tak, w porządku. A jeśli chodzi ci o to, że wciąż jesteśmy razem, to nie, nie jesteśmy.
Logan wyglądał jakby znów połamano mu rękę.
- To przez tego gnoja, tak? – warknął zbliżając się do niej, niebezpiecznie – Dzielny rycerzyk zawrócił ci w głowie, co?!
Rose uśmiechnęła się radośnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo!
Logan syknął wściekle i podniósł się z fotela. Red błyskawicznie wyciągnęła różdżkę.
- Ani kroku. Sama potrafię się bronić – warknęła celując w jego chorą rękę – Zjeżdżaj stąd, albo tym razem cię nie połatają!
Logan wpatrywał się w nią z żądzą mordu.
- Pożałujesz! – syknął tylko. Rose wstała. Choć była sporo niższa, nie sposób było się nie przestraszyć jej ognistego wzroku.
- Zastanów się czy powinieneś mi grozić – powiedziała spokojnie i schowała różdżkę. Nim odeszła, odwróciła się jeszcze przez ramię i dodała – I nie wiem co sobie uroiłeś sądząc, że „Scorpius ci za coś zapłaci”. Pokonałby cię jednym palcem.
I nie czekając aż pozbiera szczękę z podłogi, odeszła, a jej postać przypominała żywy płomień.
                                                             *
            Lucy snuła się korytarzami Hogwartu. Czegoś jej brakowało i dobrze wiedziała czego. Postąpiła słusznie ale nie umiała wymazać z pamięci ostatnich miesięcy. Ciągle stawał jej przed oczami. Jak spalił swoją pracę domową, jak ulepił jej bałwana, jak ciągle całował ją w czubek głowy.
            Może źle zrobiła? To Olivia się do niego przykleiła. I to nie jeego wina, że cała szkoła jej zazdrości…
            Dziesiątki razy maszerowała do Gryffindoru i w ostatniej chwili zmieniała kierunek.
- Tchórz… - mruczała sama do siebie z nosem wycelowanym w podłogę.
            Ale któregoś wieczoru w Wielkiej Sali, gdy jej wzrok padł na niego, poczuła, że nie wytrzyma. Był smutny. Albo wściekły. Trudno było ostatnio go wyczuć… Ale gdy tak na niego patrzyła, wydawało jej się, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi i miękko opadnie na stół Gryfonów. Podniosła się, pewna, że i tak niczego nie przełknie i pomaszerowała do Sali Wejściowej. Zaczeka na niego i powie mu, że się myliła!
            Nie przewidziała tylko jednego.
- Wiewióreczka! – Ethan i Mason wyszli pierwsi z kolacji i skierowali się prosto w jej stronę.
- Odczepcie się – powiedziała, mając nadzieję, że zabrzmi groźnie, ale wyszedł jej tylko błagalny jęk. Mason zawył śmiechem.
- Chcieliśmy tylko sprawdzić jak się trzymasz! – oznajmił z udawanym przejęciem Ethan – No wiesz, nowy związek Camerona na pewno cię zabolał…
Do oczu Lucy napłynęły łzy, choć usilnie starała się je powstrzymać.
- Nie jest w żadnym związku! – zawołała słabo – Kłamiesz!
Znowu wybuch śmiechu.
- Czyżby? – zapytał drwiąca Mason – Może zapytamy go o to? Albo – dodał jakby na coś wpadł – Może chcesz pogadać z jego dziewczyną Olivią?
Dłonie Lucy bezwiednie zacisnęły się w pięści.
- Dajcie mi spokój! – wyszeptała zaczynając się trząść.
- Ależ oczywiście! – Ethan skłonił się teatralnie – Chcieliśmy tylko przypomnieć warunki naszej umowy – ty trzymasz się z dala od Cartera a my nie zamieniamy twojego nędznego życia w piekło. Zgadza się?

- Już ja ci pokażę jak się, kurwa zgadza!

Mason i Ethan obrócili się momentalnie. Lucy wychyliła się, żeby zobaczyć kto ją uratował. Jo Carter szła szybko w ich stronę. Jej oczy wyglądały jak dwa sztylety utkwione w kolegach jej brata.
- Jo! – zawołał Ethan, wyraźnie się spinając. Mason natomiast zdawał się udawać, że jest wyższy i szerszy niż w rzeczywistości.
- Możemy w czymś pomóc? – zapytał, a Lucy zdumiała się słysząc pogrubiony, bardziej męski głos. Jo zatrzymała się na pół stopy przed nimi i obdarzyła ich najbardziej pogardliwym spojrzeniem jakie Lucy kiedykolwiek widziała.
- Jesteście żałośni! – krzyknęła wściekle Jo – To wy rozwaliliście ich związek! A obstawiałam swojego skretyniałego brata... A teraz mnie posłuchajcie… - warknęła a oni cofnęli się w tej samej chwili – Cameron was zmiecie, możecie być tego pewni. Ale on będzie waszym najmniejszym zmartwieniem, jeśli jeszcze raz usłyszę jak choćby mówicie jej „cześć”. Zrozumiano?!
Ethan powoli skinął głową. Mason chyba wolał się nie odzywać.
- Spójrzcie na nią, a tak was urządzę, że nie wyjdziecie z mysiej dziury, barany! Czym jej grozicie?! Jesteście śmieszni! JAZDA STĄD!!!
Lucy w oszołomieniu obserwowała jak dwaj potężnie zbudowani siódmoklasiści umykają przed rozwścieczoną, drobną blondynką. Nie mogła wypowiedzieć słowa, a kiedy Jo i na nią spojrzała, miała ochotę pójść w ślady Masona i Ethana.
- Serio?! – zawołała z niedowierzaniem Jo, patrząc lodowato na Lucy – Dlatego z nim zerwałaś?! Bo dwaj kretyni są zazdrośni o to, że mój brat w końcu zmądrzał?!
Lucy nie wiedziała co powiedzieć.
- To nie tak – wyjąkała – Olivia Asto…
- Och, doprawdy! – darła się Jo – Nie kończ. Jemu też wcisnęła język do gardła?! Lucy, mój brat był największym kretynem w tej szkole, póki nie poznał ciebie! Nawet ja nie mogłam mu nic zarzucić kiedy byliście razem! A ty go zostawiłaś przez dziecinne intrygi największej lafiryndy w Hogwarcie i dwóch idiotów, którzy nie potrafią wycelować różdżką w siebie nawzajem! Wiesz co? – dodała nie zwracając uwagi na to, że Lucy prawie się popłakała – Dobrze zrobiłaś – powiedziała gorzko – Cameron jest szurnięty, ale zasługuje na kogoś kto przynajmniej będzie o niego walczył!
Lucy przełknęła głośno ślinę. Jo pokręciła jeszcze głową i odwróciła się, żeby odejść, ale Weasley podbiegła i złapała ją za ramię.
- Mam jedną prośbę – powiedziała cicho. Jo zrobiła zniecierpliwioną minę – Nie mów mu o tym wszystkim. Będzie cierpiał, jak dowie się, co zrobili jego najlepsi przyjaciele.
Jo nie mogła być bardziej zdruzgotana.
- Raczej oni będą cierpieć jak będzie ich zabijał! – zawołała zdumiona. Lucy pokręciła szybko głową.
- Nie chcę, żeby przeze mnie stracił przyjaciół.
Jo nie wierząc własnym uszom, wzruszyła w końcu ramionami i odmaszerowała do Wieży Gryffindoru. Lucy po chwili też odwróciła się i odeszła, a gorące łzy zalały jej piegowatą twarz.
                                                                  *
            Z narady u Ministra Magii Hermiona wróciła z potężnym bólem głowy i w ponurym nastroju. Kingsley nie ukrywał, że jest zaniepokojony brakiem postępów w poszukiwaniu kluczy. Nie wspominając o groźbie czarodziejskiej wojny światowej…
            Hermiona po raz tysięczny przyjrzała się wszystkim notatkom, które sporządziła od kiedy rozpoczęli szukanie kluczy, ale po pół godziny musiała je odłożyć. Ból w skroni stał się nieznośny a małe literki, znaki i runy zlewały się ze sobą tak, że wszystko jej się mieszało. Postanowiła pójść do skrzydła po coś przeciwbólowego. Idąc przez korytarz coś sobie jednak przypomniała. Wściekłość zalała ją tak, że zapomniała nawet o pulsującym bólu w skroni. Załomotała do drzwi Norah.
            Gdy jej otworzyła, Hermiona wiedziała już, że nauczycielka Zaklęć wie po co przyszła.
- Hermiona… - patrzyła na nią z lekkim przestrachem i wyraźnym poczuciem winy – Wejdź, proszę.
Przemaszerowała przez jej gabinet, odwróciła się i założyła ręce na piersiach.
- Ostrzegałam cię, że jeśli… – zaczęła, ale Norah zrobiła kilka szybkich kroków w jej stronę i uniosła rękę.
- Napijesz się ze mną? – zapytała spokojnym, zrezygnowanym tonem. Hermiona uniosła brwi najwyżej jak mogła.
- Słucham? – zapytała zdumiona. Norah podeszła do małego stoliczka, za którym był niewielki barek z winami i wyborem innych alkoholi. Przyglądała się przez chwilę pękatym butelkom, a potem wybrała jedną i odkręciła.
- Jeśli nalegasz na tę rozmowę, to ja nalegam, żeby nie odbyła się na trzeźwo – powiedziała zażenowana i rozlała wino do dwóch kieliszków. Jeden podała Hermionie. Ta przyglądała jej się nieufnie, ale zobaczyła w jej oczach coś, czego się nie spodziewała. Norah patrzyła na nią płochliwym, zawstydzonym wzrokiem kogoś, kto żałuje jakiejś głupoty. Niepewnie wzięła kieliszek. Norah uniosła do góry swój, a potem opróżniła jednym haustem. Wskazała Hermionie krzesło, a sama usiadła w fotelu naprzeciw niej.
- Więc… jestem idiotką – oświadczyła gorzko, na co Hermiona uniosła brwi jeszcze wyżej, choć wcześniej była pewna, że to niemożliwe.
- To nie ulega wątpliwości – odparła chłodno. Norah roześmiała się ponuro, a Hermiona upiła łyk swojego wina.
- Nie powiesz mi nic, czego bym nie wiedziała – stwierdziła Norah – wiem, że Harry ma żonę, trójkę dzieci i nigdy w życiu nie zwróci na mnie uwagi! Wiem to doskonale!
- Więc czemu wsadzasz mu język do ust? – zapytała z przekąsem Hermiona. Norah spuściła wzrok.
- Bo jestem idiotką, chyba już wspominałam? Hermiono, musisz mnie wysłuchać – dodała nagle rozżalonym tonem – Niewiele miałam w życiu okazji, żeby poznać kogoś ciekawego, tacy faceci nie zwracają na mnie uwagi…
- Niemożliwe! – wypaliła Hermiona i szybko zreflektowała się, że powinna to zachować dla siebie. Stwierdziła jednak, że musi skończyć myśl – Chodzi mi o to, że jesteś dość atrakcyjną kobietą – dodała chłodniejszym tonem. Norah uśmiechnęła się smutno.
- Ale mam potwornego pecha – powiedziała – Każdy facet, z którym się spotykałam był dupkiem. Między innymi dlatego wylądowałam w Hogwarcie! – dodała znowu z rozżaleniem – Mój ostatni chłopak zdradził mnie w dniu zaręczyn.
- Nie! – zawołała Hermiona i upiła łyk wina, zupełnie zapominając, że powinna nienawidzić wroga swojej przyjaciółki, a nie pić z nią wino i wdawać się w rozmowy o nieszczęśliwych związkach.
- Tak – odparła gorzko Norah – Wtedy zaczęłam starać się o posadę w Hogwarcie. Ale tu jest tak nudno! – zawołała z beznadzieją w głosie – Mam dwadzieścia dziewięć lat a moją jedyną rozrywką jest pokazywanie Irytkowi jak najlepiej nastraszyć Crosby’ego!
Hermiona zachichotała. Norah widząc to też się uśmiechnęła.
- Kiedy pojawił się Harry odbiło mi – powiedziała po chwili, napiętym tonem – Jego przeszłość, sposób bycia, wszystko… Jak z nim rozmawiałam zapominałam, że ma żonę. Potem nie chciałam pamiętać.
Hermiona milczała trawiąc jej słowa. Norah w tym czasie wstała, żeby dolać sobie wina a potem podała butelkę Hermionie.
- Jeśli oczekujesz, że cię rozgrzeszę… - odezwała się w końcu. Norah pokręciła szybko głową.
- Wcale tego nie chcę! Po prostu po naszej ostatniej rozmowie musisz mieć o mnie straszne zdanie… A ja była o ciebie zwyczajnie zazdrosna – przyznała z zawstydzeniem. Hermiona zrobiła wielkie oczy.
- O mnie?! Harry ma żonę, którą bardzo kocha i…
- Jest między wami coś takiego, co trudno nazwać – powiedziała Norah z zastanowieniem – Nie powiesz mi, że nigdy między wami niczego nie było!
Hermiona opróżniła drugi kieliszek.
- Harry jest moim najlepszym przyjacielem. I mam męża.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie!
Hermiona nalała sobie jeszcze wina i uśmiechnęła się kwaśno.
- Miałyśmy rozmawiać o twoim niestosownym uczuciu do Harry’ego, a nie moim przyjacielskim stosunku do szwagra – dodała z przekąsem. Norah przyglądała jej się przez chwilę, ale widocznie postanowiła nie drążyć tematu, bo westchnęła i powiedziała:
- Po tym, co się ostatnio wydarzyło nie mogę spojrzeć mu w oczy. Chciałabym go przeprosić, ale chyba lepiej będzie, jeśli się więcej do niego nie odezwę.
- Po co właściwie to zrobiłaś? – zapytała z ciekawością Hermiona – Nie wierzę, że Harry cię do tego zachęcił!
- Nie, na Merlina! – zawołała Norah – Czasem mam wrażenie, że on nie zdaje sobie sprawy z tego jaki jest pociągający…
Hermiona wybuchła śmiechem.
- Opowiedz mi o tym – mruknęła z ironią. Norah też się roześmiała, a potem wstała i wyjęła z barku kolejną butelkę wina.
- W każdym razie, w tamtym momencie… coś mi odbiło – rzekła poważnie – Straciłam rozum. Ale to się więcej nie powtórzy – dodała pewnie – Żona Harry’ego musi być wspaniałą kobietą i nie zamierzam więcej podrywać jej męża…
- Świetny plan – stwierdziła Hermiona z nutką groźby w głosie. Upiły po łyku wina i Norah powiedziała znowu:
- Więc… Twój mąż to najlepszy przyjaciel Harry’ego?
Hermiona skinęła głową.
- Byliśmy razem w Hogwarcie.
- Czym się teraz zajmuje?
Hermiona zgrzytnęła zębami, a Norah mrugnęła zaskoczona.
- Prowadzi sklep z dowcipnymi zabawkami na Pokątnej – ton Hermiony wyraźnie wskazywał co sądzi o prowadzeniu sklepu z dowcipnymi zabawkami.
- Eee… - zająkała się Norah, nie wiedząc co powiedzieć – To…
- Świetne zajęcie dla nastolatka – warknęła Hermiona, która czuła już, że wino zaczyna krążyć jej w żyłach – kiedyś był aurorem – dodała gorzko – Ale Kieszonkowe Latarki, które wyprowadzają cię w pole same się nie zrobią, prawda?
Norah nie była pewna, czy ma odpowiadać na to pytanie.
- Nie słuchaj mnie – powiedziała szybko Hermiona – Po dwudziestu latach małżeństwa każdy lubi sobie pomarudzić.
Norah nie była tego taka pewna, a Hermiona ze zdumieniem stwierdziła, że jej młodsza koleżanka patrzy na nią z zazdrością. Co za ironia! Ona sama wiele by dała, by siedzieć na jej miejscu, mieć dwadzieścia dziewięć lat, albo móc podjąć jeszcze raz niektóre decyzje…
- Wyśmienite wino – stwierdziła tylko i wstała. Norah wyszczerzyła zęby.
- Zapraszam częściej. I… dzięki.
Hermiona skinęła głową i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi.
            Idąc przez korytarz z zadowoleniem stwierdziła, że przestała ją boleć głowa.
- Hermiona?!
Odwróciła się. Harry szedł za nią i przyglądał jej się wyraźnie rozbawiony.
- Piłaś?  
- Jestem dorosła, Potter – burknęła wyciągając różdżkę, żeby otworzyć swój gabinet. Harry z uniesionymi brwiami i coraz szerszym uśmiechem obserwował jak próbuje wejść do pokoju, ale nie mogła wycelować w zamek.
- Coś się stało? – zapytał i sam go odczarował. Hermiona wmaszerowała energicznie do środka, a potem odwróciła się do niego i wycelowała w niego palec.
- Ależ skąd! – zawołała histerycznie – Poza tym, że mnie nikt nie zostawił w dniu zaręczyn!
- CO?!
Hermiona przewróciła oczami.
- Nic – burknęła – Dobrze jest jak jest, nie? Mam męża, który był moim jedynym chłopakiem i nigdy nikt mnie nie rzucił. Nie płakałam po nocach przez żadnego zimnego drania, nie zrobiłam nic głupiego! Aha! I nie miała romansu z tobą!
Harry natychmiast spoważniał.
- O czym ty…?
- Idź już, Potter. Sam zaraz zaczniesz bredzisz na nasz temat – burknęła a Harry wyszczerzył zęby.
- Masz rację, pójdę, bo jutro znowu mi wygarniesz – dodał mrugając do niej. Uśmiechnął się jeszcze ciepło i odwrócił.
- Szlaban, Potter! – zawołała jeszcze, ale usłyszała tylko wesoły śmiech. Ona też się uśmiechnęła. Był to bardzo smutny uśmiech.
                                                                *
            Scorpius czytał Proroka Codziennego w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Nie pisali wprost o wydarzeniach w Europie, ale wiele artykułów zwracało uwagę na to, że dzieją się niepokojące rzeczy. Zastanawiał się czemu nie napiszą czarno na białym, że lada dzień może wybuchnąć wojna. Żeby nie straszyć społeczeństwa? Przecież dziennikarze uwielbiają straszyć społeczeństwo! Jego rozmyślania przerwała blond czupryna pod jego nosem. Emma wskoczyła mu na kolana, jak wyjątkowo zwinny kot.
- Cześć! – zaśpiewała i nastawiła się do pocałałunku. Scorpius cmoknął ją w usta.
- Co tam? – zapytał wracając do gazety. Emma zrobiła poważną minę i zaczęła mu się uważnie przyglądać.
- Słyszałam dziś coś ciekawego… - powiedziała powoli.
- Co takiego? – mruknął bez zainteresowania Scor. Emma obserwowała go dokładnie.
- Rose Weasley zerwała z chłopakiem.
Ręka Scorpiusa zawisła w powietrzu w połowie odwracania strony. Nie, żeby się tego nie spodziewał, ale… Coś wypełniło mu klatkę i cudownie rozgrzało trzewia. Jakby wypił trzystuletnią Ognistą Whisky.
- Och, szkoda – mruknął niedbale. Efekt zepsuł jednak cisnący się na jego usta uśmiech. Emma ostrożnie ześliznęła się z jego kolan.
- Ludzie mówią, że się o nią pobiliście! – zawołała ze łzami w oczach, widząc jego reakcję na tę wiadomość. Widocznie miała nadzieję na inną.
- Mówią też, że McGonagall w młodości była seksowna – odparł Scorpius – Nie należy więc wierzyć w plotki.
Emma przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, ale wytrzymał to spojrzenie robiąc najbardziej niewinną minę na jaką było go stać. W końcu jego dziewczyna oderwała od niego wzrok i mógł odetchnąć.
- No to idę! – oświadczył po minucie.
- Dokąd?!
- Aaa… Tak się przejdę! – zawołał radośnie i nie dając jej czasu na zareagowanie wystrzelił do drzwi. Minął w nich jeszcze piekielnie zadowoloną Genevive i wyszedł na korytarz a potem gwiżdżąc wesoło skierował się do Ravenclawu.
            Nie dotarł jednak pod salon Krukonów. Z korytarza w lochach dochodził stłumiony jęk. Tak cichy, że gdyby nie był sam na pewno by go nie usłyszał. Scorpius odwrócił się w przeciwnym kierunku i przyspieszył. 

            Skręcił za róg i zamarł.
- O, kurwa!
To była Jo. Leżała na podłodze, cała zalana krwią. Była na wpół przytomna i wydawała z siebie tylko głuche jęki. Obok niej leżała różdżka. Scorpius ocknął się z pierwszego szoku, ale natychmiast zalało go przerażenie. Podbiegł do niej i cały dygocząc pochylił się nad jej ciałem.
- Carter! Carter!!!
Ale Jo nie reagowała. Gdy Scor znalazł się bliżej, zobaczył, że na całym ciele ma cięte rany, jakby ktoś poharatał ją ostrym nożem, albo pazurami. Z każdego zadrapania ciekła krew a szramy na jej twarzy krwawiły najbardziej obficie. Scorpius nie tracąc ani chwili, włożył drżące ręce pod jej ciało a potem dźwignął ją i stanął na nogi.
- Trzymaj się, Carter… - chciał jej zagrozić, ale wyszła mu tylko błagalna prośba. Odwrócił się i najszybciej jak mógł ruszył w stronę szpitala. Przez całą drogę patrzył na jej blado trupią twarz wstrzymując oddech. Modlił się, by zdążyć.
- Carter, ty idiotko – mówił cicho – znowu polazłaś sama do lochów?
Ale Jo nie odpowiadała. Traciła tyle krwi, że cała droga, którą przebył Scorpius była umazana czerwoną mazią. Nie przejmował się tym i biegł ile miał sił.
            Pchnął drzwi do sali szpitalnej. Pielęgniarka Monica Vurtage siedziała przy stoliku i rozwiązywała krzyżówkę.
- Pomocy! – wrzasnął Scorpius. Kobieta zerwała się z miejsca i wydała z siebie głośny pisk a potem złapała się za serce. Scor miał ochotę nią potrząsnąć, ale był zajęty kładzeniem Jo na najbliższym łóżku.
- Co się stało?! – darła się Vurtage, a Scorpius rozchylił nozdrza.
- Niech się pani nią zajmie, a nie zadaje pytania!
Pielęgniarka skinęła szybko głową i wyjęła różdżkę, a potem zaczęła badać krwawiące rany Jo. Potem podbiegła do biurka i wyjęła buteleczkę z płynem, w którym Scor rozpoznał dyptam i zaczęła ją nim smarować. Wydawało się, że minęły wieki, nim zadrapania przestawała sączyć czerwoną ciecz.
            Kiedy sytuacja była trochę opanowana, Scorpius ocknął się i wyjął z kieszeni dwie Komunikujące Karteczki. Na każdej napisał te same trzy słowa: Skrzydło Szpitalne, Jo. Jedną zaadresował do Red, drugą do Albusa, a potem opadł na krzesło koło łóżka Carter i czekał.
- Powiesz mi w końcu co się stało?! – zapytała tym samym histerycznym tonem pani Vurtage.
- Nie mam zielonego pojęcia – powiedział szczerze Scorpius, przyglądając się nieprzytomnej Jo – Znalazłem ją w lochach, była w takim stanie.
- To nie zaklęcie! – zawołała ze zgrozą Vurtage – Ktoś ją dopadł i miał przy sobie coś bardzo ostrego!
Scorpius zmrużył oczy. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, co musiało wydarzyć się w lochach. Pielęgniarka pieczołowicie nasmarowała każdą ranę Jo dyptamem, a Scorpius ukrył twarz w dłoniach i czekał. Nie minęło dużo czasu, gdy drzwi do Sali szpitalnej otworzyły się z hukiem. Stała w nich Rose z rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
- Co się…?! NIE!!!
Rose rzuciła się w kierunku Jo, a Scorpius chwycił ją w ostatniej chwili.
- CO…?! – Rose nie mogła wykrztusić z siebie nic więcej.
- Znalazłem ją w lochach – powiedział wciąż trzymając ją mocno. 
             Oboje przyglądali się jak pani Virtage krząta się koło nieruchomej Jo, kiedy do skrzydła wpadł jak burza Albus. W przeciwieństwie do Rose, nie panikował, ale rzucił Jo jedno spojrzenie i na jego twarzy odmalowało się coś strasznego. Podbiegł i zatrzymał się na jej łóżkiem, blednąc tak, że wyglądał prawie jak ona.
- Wyjdzie z tego? – zapytał pielęgniarki. Ta spojrzała na niego uważnie a potem skinęła głową.
- Nieźle ją załatwili – powiedziała poważnie – ale to dość łatwe do wyleczenia…
Powiedziała te słowa w złej godzinie. Rany, które jeszcze przed chwilą wyglądały, jakby się goiły pod wpływem dyptamu otworzyły się na nowo a z wielu miejsc na ciele Jo trysnęła krew. Rose wrzasnęła głośno, a Scorpius wzmocnił uścisk. Albus chwycił Jo za rękę i z niemym przerażeniem wpatrywał się w nią jakby chciał ją wybudzić siłą woli. Pani Vurtage ze znaną już sobie histerią pobiegła do szafki, z której wyciągnęła kilka fiolek i szybko wróciła.
            Tymczasem wyglądało na to, że Jo się budziła. Jej gałki oczne poruszały się szybko, jakby o czymś śniła i zaczęła poruszać ustami.
- Jo! Słyszysz mnie? – pytał błagalnie Albus. Ale wyglądało na to, że dziewczyna dostała jakiegoś ataku. Jej ciało drgało konwulsyjnie a krew ciekła coraz szybciej. Po twarzy Rose spływały łzy, Scorpius zaciskał pięści aż zrobiły się zupełnie białe, a Albus wyglądał, jakby miał za chwilę paść nieprzytomny. Pani Vurtage uwijała się szybko, wystukując różne zaklęcia i polewając rany Jo śmierdzącymi eliksirami. W końcu udało jej się zatamować krew, ale Jo wciąż dygotała potwornie.
- Pan Potter zrobiłby to lepiej – odezwała się cicho pielęgniarka, przyglądając się ze smutkiem Jo.
- Co? – zapytał Scorpius. Vurtage spojrzała na niego ponuro.
- To czarna magia – oznajmiła im – Gdybyś jej nie znalazł zakażenie już by ją zabiło.
Rose zaczęła dygotać na całym ciele, Scorpius dawno przestał ją powstrzymywać przed rzuceniem się do łóżka Jo, a sam po prostu przytulał się do jej pleców, żeby powstrzymać drżenie swojego ciała. Albus głaskał rękę Jo z najwyższą czcią, zaciskając wargi, aż pobielały.
- Budzi się… - szepnęła Rose.
            Oczy Jo otworzyły się i zamknęły kilka razy, ale nie przestawała się trząść. Pani Vurtage z zaniepokojeniem pokręciła głową.
- Ma gorączkę i omamy – powiedziała przykładając jej zimny okład do czoła.
- To niech pani coś zrobi! – ofuknął ją Scorpius. Spojrzała na niego z naganą.
- Zrobiłam wszystko. Organizm musi się pozbyć trucizny, ale nie mogę teraz podać jej nic na gorączkę ani spokojny sen.
            Jo rozchyliła zupełnie białe usta i powiedziała coś, czego nie zrozumieli.
- Jesteśmy tu – szepnął Al. Gdy się zbliżył Jo wstrząsnął potężny dreszcz.
- Proszę się odsunąć, panie Potter! – zawołała pielęgniarka – Być może wydaje jej się, że to napastnik!
Albus z widocznym bólem puścił jej rękę i stanął trochę dalej.
            To był straszny widok. Jo rzucała się po łóżku, jakby groziło jej straszne niebezpieczeństwo. Ledwo przytomna, najwyraźniej przekonana, że wciąż walczy, drżała na całym ciele i mamrotała coś niewyraźnie. Pielęgniarka patrzyła na nią z niepokojem.
- Co ją zwykle uspokaja? – zapytała nerwowo patrząc to na Rose i Scorpiusa to Ala. Red oddychając ciężko potrząsnęła głową na znak, że nie wie. Albus też miał pustkę w głowie. Nagle z ust Jo wyrwał się słaby dźwięk, który brzmiał jak ostatnia prośba.
- Co, kochanie? – Al mimo wyraźnego sprzeciwu pielęgniarki przysunął się, żeby usłyszeć, ale nie było to konieczne. Następne słowo usłyszeli wszyscy.
- James…
Albus przestał oddychać. Nie poruszał się, nie czuł, nie myślał. 

Bardzo powoli, odwrócił się do Rose.
- Idź po niego.
Z oczu Rose wciąż płynęły łzy i pokręciła szybko głową. Ale Jo wciąż cała drżała i choć z jej ran nie leciała już krew, ten widok krajał im serca.
- James… - poprosiła znowu.
Albus wbił w Red stalowy wzrok.
- Rose, przyprowadź go tutaj.
- Al…
- IDŹ!
                        Rose wybiegła z sali, w której zapadła martwa cisza. Przerywały ją tylko jęki trzęsącej się Jo i ciche przyzywanie Jamesa. Każdy taki szept mroził Alowi krew w żyłach i, gdyby nie to, że leżała tutaj, cała poharatana i zakrwawiona dawno wyszedłby i pewnie nie wrócił.
            Wydawało się, że minęła cała wieczność, podczas której oglądali z napięciem jak Jo wije się w spazmach, nie mogąc wrócić do rzeczywistości. Pani Vurtage co chwila zmieniała jej okłady, a w końcu oznajmiła cicho, że minie jeszcze długa chwila nim oprzytomnieje i wycofała się do swojego kącika. Scorpius bał się odezwać. Dlatego, gdy usłyszał szybkie kroki był wdzięczny, że Rose i James już tu są.
           
              Kiedy James wszedł do środka, nic tak nie przeraziło Red jak jego twarz. Malowało się na niej szaleństwo. Podbiegł do łóżka Jo i zrobił mimowolny ruch, jakby chciał jej dotknąć, ale szybko zreflektował się i spojrzał na Ala. Ten nie patrząc na niego powiedział tylko:
- Wołała o ciebie.
James wyglądał na zdumionego. Spojrzał na nią a w jego oczach pojawiła się taka czułość, jakiej ani Al ani Rose nigdy nie widzieli. Tymczasem Jo coraz słabiej powtarzała jego imię. Kiedy James usłyszał je po raz pierwszy rzucił się koło jej wezgłówka i delikatnie dotknął jej ramienia.
- Jestem tu – szepnął tak cicho, że tylko ona mogła to usłyszeć, choć w skrzydle panowała zupełna cisza.
            Jo wciąż się trzęsła, ale było pewne, że go usłyszała. Bardzo powoli, miarowo jej ciało się uspokoiło, oddech zwolnił i zamknęła usta. Wydawało się, że śpi.
            Albus wyglądał jak żywy trup. Cała krew odpłynęła mu z twarzy, gdy przyglądał się jak Jo uspokaja się przy Jamesie. Zamrugał kilka razy, jakby uświadamiał sobie co zobaczył, a potem odwrócił się nagle i wyszedł bez słowa. Rose pobiegła za nim, a Scorpius stwierdził, że i on powinien zostawić Jo i Jamesa i również opuścił salę.

            James nie miał głowy do przejmowania się Albusem. Policzył jej rany i zdusił w sobie chęć wybiegnięcia stąd. Jeszcze się policzy z tym, kto to zrobił. Teraz skupiał się na tym, żeby dać jej znać, że nie jest sama, a koszmar się skończył. Bał się zbliżać bardziej. Pozwalał sobie tylko na lekkie muskanie jej obojczyka.
- Śpij malutka. Jak się obudzisz wszystko będzie dobrze.




23 komentarze:

  1. Omfg omfg ! Moje emocje! Moje uczucia! Red zerwała z Loganem! Cameron! Lucy! Hermiona, którą by the way zawsze shippowałam z Harrym! Norah (ale nadal jej nie lubię)! Wojna! Ankdal! (Czy jak to tam się pisze) no i w końcu... JOMES! Padłam. Nie wstaje. Zabiłaś mnie. O moja Rowling...warto było czekać!

    Ale jednak mam serce. Skute lodem i bijące jedynie dla Jamesa, ale jest. I szkoda mi Ala. Niech Scarlett go pocieszy i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie! Amen.

    Dopóki nie wybuchnie wojna oczywiście... Ale pominiemy ten wątek.

    And they lived happily ever after!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu pierwsza Bl

      fuck yeah!

      Usuń
    2. A dziękuję bardzo! Chociaż z tą Rowling to wiesz... :P bluźnisz :D

      Wojna będzie, nie pominiemy jej :D A Albus będzie kiedyś bardzo szczęsliwy, obiecuję :P Może z Jo, może nie z Jo. Ale będzie :)

      Usuń
  2. Jaaaaasna cholera! Ile tu się podziało przez... trzy dni, tydzień?!!!
    Czekaj, no od początku.

    Wojna... Nie mogę się doczekać! Powiało grozą i to jest zajebiste :D
    Jak Jo nawrzeszczała na kolegów Camerona to wstałam i zaczęłam klaskać (haha taki suchar). Ale to było dobre :p Tylko nie wiem czemu Lucy się uparła, żeby mu nie mówić o tym wszystkim :/

    Hermiona! Tak! Tak! Tak! W końcu ma taką ikrę jak w Hogwarcie, a nie w tych durnych opowiadaniach! :D Czy Ty ją tentegesujesz z Harrym??? Matko, nie wiem co o tym myśleć, ale wyszło całkiem ciekawie i cholera, to może być dobre! :P

    Rose mówiąca Loganowi, że nawet nie wie jak Scor zawrócił jej w głowie - <3<3<3

    No i końcówka. Bezbłędne, genialne, diabelsko dobre. A moment, w którym Al każe Rose iść po Jamesa sprawił, że miałam ciarki.

    Nie mogę się doczekać aż Jo się obudzi!!!
    Pozdrawiam!!
    Katerina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy się uparła, bo sposób w jaki Cam się dowie będzie ciekawszy niż gdyby ona się poskarżyła, albo powiedziała mu Jo.

      Hermiona... Mam na nią plan :)

      Pozdrawiam ! :)

      Usuń
  3. A.... a.... ale jak to? Co tu się właśnie do jasnej cholery stało?! O.o
    Tak bardzo szkoda mi Ala. Ja wiedziałam, że Jomes to przeznaczenie itd. ale, kurde, Albus teraz musi naprawdę bardzo cierpieć. W końcu dziewczyna jego życia w agonii wzywała jego brata. Cios.

    Wielka Kumulacja! To jest chyba niezły tytuł dla tego rozdziału...
    Rosie nareszcie zerwała z tym dupkiem! Jak się cieszę! ;D I jeszcze ta ich wymiana zdań. <3
    Pewnie nikt mnie nie zrozumie, ale bardziej emocjonowałam się Scorose niż krwawiącą Jo. No bo jak wtulił się w jej plecy... Aww *,*
    Mam nadzieję, że Scorpius też zostawi Emmę, bo mi jej szkoda. Trochę, ale jednak. Ona trochę oszukuje samą siebie. :(

    Norah pokazała ludzką stronę, co się stało? Czyżby Święto??? xD

    Ja też shippuję Harry'ego i Hermionę! ;)

    Świetna była rozmowa Lucy i Jo, mam nadzieję, że Luceron/Camucy (jak to się nazywa???) zaraz się pojawi. :D

    I tutaj mam problem... Logika każe mi posądzić o atak na Jo Genevive, ale ja wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że 15-latka mogłaby być taką suką. Podświadomie ją bronię... Ale jeśli to serio ona, to ma wpierdol!!!

    Wojna, o kurde. Ale się dzieje!

    I na koniec ronantyczna scenka Jomes. Jak już pisałam wyżej, szkoda mi Ala, ale... Zawsze musi być jakieś "ale". Może młodszy Potter wreszcie przejrzy na oczy i zda sobie sprawę, że jego niewątpliwie głębokie uczucie jest nieodwzajemnione. A przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim powinno być. I wreszcie Jo bez wyżutów sumienia zaangażuje się w związek z Jamesem!

    Do następnego rozdziału!
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za taki "tasiemcowaty" kom., ale tyle się dzieje! Nie mogłam tego bardziej streścić! ;D

      Usuń
    2. Czy Genevive jest taką suką, żeby poharatać Jo? Jak najbardziej! :) Czy to zrobiła? Poczekajmy.

      A tego związku Jo z Jamesem to nie przewiduję w tym momencie :P

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Zawsze liczyłam ze Jo wybierze Jamesa, ale tak szkoda mi Ala jak jeszcze nigdy. Ale uwielbiam takich pisarzy... którzy nie liczą się ze zdaniem czytelnika i zależy im tylko żeby książka była dobra jak np. Veronica Roth i ostatnia część niezgodnej <3 Z takim drastycznymi ale niesamowitymi końcówkami ^^

    Rose nareszcie zerwała z Loganem. To straszny kretyn. I jak Scor od razu chciał pobiec do Rose <3 I jeszcze jak słodko ją trzymał kiedy chciała pobiec do Rose . Kocham. Kocham. Kocham.

    I w końcu coś się dzieje! Wojna! Jestem ciekawa jak rozwiniesz wątek z kluczami :)

    Ehhhhh nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
    ~foreverhappy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Pisarzy"! Ja tu tylko bazgrolę głupoty :P

      Usuń
    2. ale ja od 3 miesięcy nie mogę się uwolnić od tych głupot :)
      ~foreverhappy

      Usuń
  5. O kurcze, ale świetny rozdział! <33 Rose zrywająca z Loganem, Lucy <33. No ale smutno mi z powodu Ala, no ale to w końcu musiało się stać. Tylko dlaczego w takim momencie :( A końcówka bezbłędna.
    Tak bardzo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, bo to jest tak, że im wszystkim przypisałam swoją dawkę cierpienia. A Albus przyjął swoją pierwszy... Ale spokojnie, kiedyś mu to wynagrodzę :P

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Po pierwsze: ŁAŁ :P

    Podobał mi się Harry w tym rozdziale, choć nie ma go za wiele. Uśmiałam się jak się ucieszył, że będzie miał synową, która potrafi wyczarować Patronusa :P
    No i ewidentnie on czuje coś do Hermiony. W każdym innym opowiadaniu, które czytałam było to po prostu głupie (jak i wszystkie Dramione - bo oni NIGDY by się sobą nie zainteresowali!). Ale od ostatniej wypowiedzi Rowling (że Harry powinien być z Hermioną) patrzę na to inaczej. A co najważniejsze - u Ciebie to nawet ma sens! I chyba zacznę im kibicować :P

    Uwielbiam Jo. Brawo za to jak nawrzeszczała na tych kretynów a potem i na Lucy :) I w ogóle wielbię ją za to jej bezstresowe łażenie gdzie się da i gdzie się nie da. Choć tym razem zapłaciła za to wysoką cenę :/

    A no i właśnie! Jo leży prawie martwa, wszyscy nad nią płaczą ona woła Jamesa. Opisałaś to tak, że robiło mi się raz zimno raz gorąco...

    Aczkolwiek. Albus w tym rozdziale jest boski. Totalnie. Zachował się jak prawdziwy facet, kiedy kazał Rose iść po Jamesa i jestem pewna, że on sobie teraz odpuści Jo, więc będzie jeszcze bardziej boski... :P

    Ach, co dalej, co dalej??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mówię! No więc Jo będzie ostatecznie z... Rose i Scorpius..., a na wojnie... Żartowałam. Nic nie powiem! :P

      Usuń
  7. Drzewko https://38.media.tumblr.com/b1e9017da52a85b85aa30a8465b33879/tumblr_naa1ukZKzK1rpsuq5o5_r1_250.gif

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko , Rozwaliłaś system .
    Rozmowa Hermiony i Norah , Ciekawa . Hermiona chyba się po raz pierwszy upiła .
    Rose wreście zerwała z Loganem , jeszcze brakuje żeby Scorpius zerwał z blondwłosym stworzonkiem .
    Świetny pomysł z atakiem na Jo , nie żeby to jej nie lubię , poprostu fajnie że coś się dzieje . :D

    OdpowiedzUsuń
  9. No nareszcie Rose zerwała z Loganem ( w ogóle nie wiem na co ten idiota liczył, że Red rzuci mu się w ramiona czy co ), to teraz Scor powinien zerwać z tą kretynką. Hahaha nie wierzę Hermiona się upiła :) + szczerze przyznam, że po tym rozdziale bardziej polubiła Norah.

    Nadal podtrzymuję, że kumple Camerona to kretyni w końcu co im do ich związku, bardzo dobrze, że Jo im wygarnęła i ma racje, że Lucy powinna o niego walczy.

    I o matko Jooo co jej się stało kto ja tak załatwił czyżby ta tajemnicza postać czy może ta Genevive co w sumie nie było by takie dziwne w końcu groziła Jo, że w końcu się doigra, mam tylko nadzieje, że Jo szybko z tego wyjdzie.
    No i biedny Al, żal mi się go zrobiło na koniec, niech lepiej Jo dobrze zdecyduję, żeby nie wyszło na koniec tak, że wszyscy z tego trójkąta będą cierpieć.
    Pozdrawiam
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  10. Kto mógł tak załatwić Jo? Może Genevive, przecież ona jej groziła, ale w sumie jakaś zaawansowana czarnomagiczna klątwa to chyba nie jest jej poziom. No cóż mój komentarz nie będzie długi, bo zmykam czytać następny rozdział.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ah alej nie znoszę Nohry, choćby nie wiem co !
    Oh Lucy musi wrócić do Camerona!
    O boże Jo... Wyjdź z tego jak najszbciej!
    Scor i Rose wciąż najlepsi.
    A tobie dziękuję Rose Ginger za znalezienie mi zajęcia na wakacje ! :D Muszę jeszcze trochę nadrobić :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Tyle się działo, że zapomniałam już co mam napisać... Jak zwykle powiem, że rozdział jest wyśmienity-boski-zajebisty i nie wiem jaki jeszcze... :]
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  13. O mój Boże!!!! Piszesz genialnie te emocje, które wzbudzasz u czytelnika awwww ❤️
    To straszne, że szykuje się wojna... I wgl Jo, biedna ciekawe kto jej to zrobił może ten psychol z lochow?? ���� Biedny Albus z jednej strony jest mi go tak szkoda, ale z drugiej on sam takjaby wymusił na Carter ciągnięcie związku �� I James jak taki rycerz
    No i dobrze że Red zerwała z Loganem, bo inaczej Scor mógłby nie wychodzić wtedy z pokoju wspólnego ����
    Lece dalej Caraline Gentile

    OdpowiedzUsuń