Jak się obudzisz, wszystko będzie dobrze.
Harry
od dłużeszgo czasu przyglądał się Jo
Carter na swoich lekcjach. Jeśli wierzyć Ginny to ona była dziewczyną, w której
byli zakochani obaj jego synowie. Dlatego Harry postanowił trochę ją poobserwować. Wydawała się bystra i energiczna. Gdyby nie to, że James
i Albus omal się o nią nie pozabijali, Harry cieszyłby się, że jego synowie nie
interesują się pustymi albo zwyczajnie nudnymi dziewczynami.
- Jo Carter – powiedział
głośno na pierwszej lekcji po wielkanocnej przerwie. Jo wstała wywołana i z
wyciągniętą różdżką przemaszerowała na środek.
- Pokaż mi, jak
wyczarowujesz Patronusa.
Zrobił to celowo. Niewielu
osobom na piątym roku udało się już opanować to zaklęcie. Wiedział jednak, że
lepiej można poznać człowieka po tym jak odbiera porażki niż sukcesy.
Jo skinęła głową po żołniersku i podwinęła rękawy. Na
moment przymknęła oczy, wybierając najszczęśliwsze wspomnienie, a potem
wycelowała różdżkę w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Expecto Patronum!
Szara mgiełka wystrzeliła
w kierunku Harry’ego i natychmiast znikła. Jo pokręciła szybko głową.
- Mogę jeszcze raz? –
zapytała błagalnie. Harry prawie się zaśmiał, widząc jej determinację. Skinął
głową.
- EXPECTO PATRONUM!
Dwa razy większa mgiełka
pojawiła się koło Jo, ale i tym razem nie przybrała cielesnej formy. Jo
zagryzła wargi i tym razem bez pytania znowu wyciągnęła różdżkę i spróbowała po
raz trzeci.
- Expecto Patronum!!!
Srebrny wilk wyskoczył z
końca jej różdżki i przywarł do jej nogi, ukazując ostre zęby. W klasie
rozległy się głośne oklaski a Jo odwinęła rękawy szaty i spojrzała na Harry’ego,
jakby w oczekiwaniu na następne zadanie.
- Dobra robota –
powiedział wciąż przyglądając jej się uważnie – Piętnaście punktów dla
Gryffindoru, możesz usiąść. Panie Donovan?
Obserwując wysiłki następnych uczniów, Harry uśmiechał się pod nosem. Wojna
Jamesa i Albusa kiedyś się skończy, a on wtedy będzie miał synową, która
potrafi wyczarować Patronusa.
Ledwie zabrzmiał dzwonek na przerwę, gdy w drzwiach jego klasy pojawiła się
Hermiona. Była zasapana, jakby przebiegła sporą odległość, a w ręku trzymała
dwa listy.
- Harry! – podeszła do
jego biurka, prawie taranując ostatnich uczniów, którzy opuszczali klasę i
pomachała otwartym listem. Drugi, zaadresowany do Harry’ego miał pieczątkę
Ministerstwa Magii.
- O co chodzi? – zapytał
szybko.
- Przyszły przed chwilą,
Kingsley wysłał je kominkiem. W twoim musi być to samo co w moim!
- Czyli co? –
zniecierpliwił się Harry, biorąc od niej kopertę. Nie zdążył jej jednak rozerwać,
bo Hermiona powiedziała słabym głosem:
- Harry, zaczęła się
wojna…
Harry zamarł. Wpatrywał
się w nią z niedowierzaniem.
- Niemożliwe – powiedział
w końcu – Baliby się, nie są wystarczająco silni… Nawet z Danią i Szwecją
Norwegia nie ma tyle siły, żeby pokonać koalicję…
Hermiona pokręciła smutno
głową.
- Dogadali się nie tylko
ze swoimi sąsiadami – powiedziała wskazując na list – wczoraj odbyła się
Międzynarodowa Konferencja Czarodziejów, na którą nie zaproszono państw, które
zdecydowanie wystąpiły przeciw Ankdalowi. Irlandia przekazała nam decyzje,
które tam zapadły.
- I?
- Poparli go – powiedziała
słabym głosem Hermiona – czternaście państw poprało Ankdala. Postanowiono
wyprowadzić magię z ukrycia.
Harry czuł się jak
trzydzieści lat temu, w innym gabinecie tego zamku.
„Siedem Horkruksów. Trzeba
je znaleźć i zniszczyć…”
- Kto przystąpił do paktu?
– zapytał wracając do rzeczywistości.
- Estonia, Rumunia,
Białoruś – wyliczała Hermiona, a jej oczy robiły się coraz większe – Turcja –
Harry sapnął z przerażenia – Chorwacja, Czechy, Bułgaria, Francja – Harry
podparł się biurka – Belgia, Holandia, Portugalia i… Rosja.
Opadł na krzesło.
Lata jeżdżenia po świecie i tropienia czarnoksiężników dały mu wielkie
doświadczenie. Ale nie trzeba było być uznanym aurorem, żeby wiedzieć co
oznacza koalicja tych państw. Jednego tylko nie rozumiał.
- Po co im wojna? –
zapytał nie oczekując od Hermiony odpowiedzi – Zrobią co zechcą w swoich
krajach…
Ale jego szwagierka nie
potrafiła nie odpowiadać na zadane pytanie.
- Myślę, że to
wyprzedzenie ataku – Reszta państw panicznie boi się wyjścia magii z ukrycia.
Włochy zorganizowały dziś tajną naradę w Rzymie, gdzie prawdopodobnie opracują
plan ataku na Skandynawię. A Norwegia chce być szybsza. Poza tym, Harry – dodała
martwym głosem – przecież wiesz, że w Wielkiej Brytanii i pewnie pozostałych
krajach również jest wielu czarodziejów, którzy chcą tego samego co Ankdal. A
on czuje się jakimś pieprzonym, duchowym przywódcą tej bandy i pewnie mu się
marzy „władza nad światem”.
Harry milczał. Powoli
zdjął okulary i zaczął je czyścić. Hermiona, która przestępowała niecierpliwie
z nogi na nogę, zbliżyła się do niego i powiedziała znowu:
- Musimy się śpieszyć,
Harry. Jeśli obce wojska wejdą do naszego kraju, Hogwart będzie pierwszym
celem. Musimy znaleźć klucze!
Harry spojrzał na nią
zirytowany.
- Jakbym tego nie
wiedział! – odburknął – A co niby robimy od września, jeśli nie szukamy tych
przeklętych kluczy?!
- Więc musimy postarać się
bardziej – powiedziała z naciskiem Hermiona – Nie będzie już potrzeby walczenia
o zostanie w ukryciu, jeśli przestaną się rodzić czarodzieje!
Harry westchnął wciąż
poirytowany.
- Hermiono – powiedział
zakładając okulary i wlepiając w nią ostre spojrzenie – Te klucze po prostu
przepadły. Trzeba znaleźć inny sposób by tam wejść…
- Nie nie nie! – zawołała
szybko Hermiona, machając energicznie głową – To kwestia logiki, jak z
Kamieniem Filozoficznym, pamiętasz?
Harry spojrzał na nią jak
na wariatkę.
- Nie. Zapomniałem. Który
to był kamień?
Ale Hermiona nie zwracała
na niego uwagi.
- Każdemu dyrektorowi
przekazywano tę samą informację – mówiła patrząc w nicość – „Jeden klucz w
znikającym szkle, drugi w sercu prawdziwego rycerza, trzeci na granicy strachu
i czwarty u zaufanego strażnika”. Musimy spojrzeć na to inaczej i…
- Hermiono – przerwał jej
znowu Harry – Śpiewasz mi tę piosenkę od ośmiu miesięcy i nic z tego nie
wynika. Naszą jedyną nadzieją jest to, że skoro ty nie potrafiłaś odgadnąć tej
durnej zagadki, to i żaden debil, któremu się marzy władza nad światem też nie
wejdzie do pomieszczenia z Drzewem!
Hermiona zrobiła kwaśną
minę.
- Dobrze wiesz, że jakiś
debil próbuje – stwierdziła gorzko – i póki on to robi, my też nie możemy sobie
odpuścić!
Harry zaperzył się na te
słowa.
- A czy ja mówię, że mamy
sobie odpuścić?! Po prostu zamiast szukać tych kluczy, rozwalmy tę ścianę w
lochach…
- Jakbyś nie próbował –
mruknęła Hermiona z naganą, a Harry spuścił szybko wzrok. Hermiona westchnęła –
Wrócimy do tego wieczorem. A tymczasem odwołaj popołudniowe lekcje, Kingsley
wzywa nas na naradę.
Harry kiwnął sztywno głową
i z ociąganiem podniósł się z krzesła, a potem ruszył za Hermioną.
- Szybko! – syknął
Scorpius i pociągnął bladą jak trup Jo za sobą. Zatrzymali się dopiero na
korytarzu pod klasą Obrony Przed Czarną Magią.
- O ja pierdolę – rzekł
Scorpius wpatrując się tępo w Jo. Ona tylko niemo poruszała ustami, wciąż
trzymając w rękach parę Uszu Dalekiego Zasięgu.
- Te wszystkie kraje… -
powiedziała w końcu z przerażeniem – Wszędzie tam mugole staną się popychadłami
i…
- Jeszcze do tego nie
doszło – przerwał jej szybko Malfoy – Najpierw będzie wojna.
- To nie jest pocieszające
– odparła marszcząc nos.
- Nie mazgaj się, Carter,
na pewno wygramy.
Jo skinęła szybko głową.
- Rzucam szkołę –
oznajmiła – Będę walczyć.
Scorpius tylko przewrócił
oczami.
- Nie bredź. W zamku jest
więcej rzeczy do roboty… - powiedział znacząco. Oczy Jo znowu się powiększyły.
- Masz rację! Klucze! –
zawołała a jej oddech znacznie przyspieszył – To dlatego nie można przejść
przez tę ścianę w lochach! I rośnie tam Drzewo! Miałam rację!
- Uspokój się, Carter –
powiedział sucho Scor – Problem jest taki, że wspaniały Harry Potter nie
odnalazł tych kluczy, ale zrobił to jakiś zakapturzony facet, jak wynika z
twoich porannych opowieści.
Jo skinęła szybko głową.
- Wszedł do środka. Ale…
ale to znaczy, że on je znalazł? – zapytała przerażona. Scorpius zamilkł na
chwilę, usilnie się nad czymś zastanawiając.
- Niekoniecznie –
powiedział w końcu – Są cztery klucze, tak? To może oznaczać, że każdy
przepuszcza przez kolejne drzwi. Oczywiście to tylko domysły, ale gdyby ktoś
faktycznie odnalazł już wszystkie, to prawdopodobnie wiedzielibyśmy o tym,
prawda?
Jo skinęła głową.
- Trzeba im powiedzieć –
stwierdziła poważnie – profesorom! Muszą wiedzieć, że ktoś tam wszedł!
- Zwariowałaś – stwierdził
Scorpius – Oni są kompletnie nieprzydatni. Osiem miesięcy nie potrafią
rozwiązać głupiej zagadki.
- Masz rację, sami się tym zajmiemy - zawyrokowała Jo - Oni niech się martwią
swoją wojną. My mamy swoją. To jest nasza szkoła i
nikt nie będzie tu nikogo mordował bez naszego zezwolenia.
Scor przyglądał jej się przez chwilę.
- Powiedzmy reszcie –
stwierdził w końcu. Skinęła głową i popędzili razem korytarzem.
*
Cameron
kopnął w krzesło wychodząc z klasy Transmutacji.
Od tygodnia nie robił nic innego tylko w coś kopał albo walił pięścią. Po
powrocie ze świąt było tylko gorzej. Widział Lucy na korytarzach i w czasie
posiłków i za każdym razem miał wtedy ochotę kogoś zabić. Ale dotrzymał
obietnicy i trzymał się od niej z daleka. Choć absolutnie nie miała racji, nie
mógł jej tego przecież wytłumaczyć siłą, prawda? Nie podoba jej się chodzenie z
nim, bo ludzie się na nią patrzą? Świetnie.
Po południu urządził trening Quidditcha. Po dziesięciu
minutach jego drużyna zleciała na ziemię.
- Co ci odbiło?! –
wrzasnął Jesse. Cameron podleciał do niego.
- O co ci chodzi? –
warknął. James teatralnie wskazał na szatnię.
- O to, że doprowadziłeś
Mindy do płaczu, pacanie – oznajmił – Darłeś się na nią, jakbyś oszalał.
Cameron łypnął na niego
groźnie.
- Uważaj na słowa, Potter.
James tylko pokręcił głową
z niedowierzaniem, a potem odwrócił się do drużyny.
- Koniec treningu,
wracajcie do zamku!
- Nie będziesz im mówił co
mają robić, Potter! – krzyknął wściekle Cameron, ale reszta nie zwracała na
niego uwagi i schodziła z boiska, otwarcie na niego pomstując.
- Co się dzieje, Cam? –
zapytał James podpierając się na miotle. Carter prychnął.
- A umyjesz mi włosy po
takich dziewczyńskich zwierzeniach? – zapytał słodko. James wyszczerzył zęby.
- Bardzo zabawne. To co
się stało?
- Zjeżdżaj, Potter –
mruknął groźnie. James nagle coś sobie uświadomił.
- Pokłóciłeś się z Lucy?
Odpowiedziało mu wściekłe
spojrzenie Camerona.
- Nie twoja sprawa.
- Łał – mruknął zdumiony
James – Nie wiedziałem, że Lucy potrafi się z kimś pokłócić. W każdym razie –
dodał szybko, bo Cameron już się odwracał, żeby odejść – Posłuchaj kogoś, kto
się z nią wychowywał – Carter przystanął mimowolnie – Lucy to najsłodsze i
najbardziej strachliwe stworzonko na świecie. Więc po pierwsze – ton Jamesa
nagle stał się groźny – Jak zrobisz jej krzywdę to zawiśniesz na drzewie. A po drugie – dodał już normalnym głosem –
Dziewczyny to wariatki. Jak mówią, że czegoś nie chcą, to trzeba im uświadomić,
że są w błędzie.
Cameron słuchał go z
kwaśną miną.
- Przecież jej nie zmuszę
do niczego! – warknął wściekle. James przewrócił oczami.
- A czy ja ci to sugeruję?
Mówię tylko, że nie należy im ustępować jak się przy czymś głupio upierają.
Cameron obserwował go
przez chwilę.
- Potter, od kiedy ty się
znasz na kobiecych uczuciach?
James darował sobie
szczerą odpowiedź na to pytanie, wiedząc jak jego kumpel reaguje na choćby
wzmiankę o swojej siostrze.
- Czytałem poradnik –
mruknął z ironią i popchnął go w kierunku szatni.
*
Logan
spędził dwie noce w szpitalu, bo jak się okazało miał paskudnie złamaną kość.
Jakoś nie martwiło to Rose. Właściwie to nie zwróciła uwagi na to, że go nie
ma. Wkurzyła się natomiast widząc jak w środę maszeruje w jej stronę.
- Rose, masz chwilę? –
powiedział z miną wyrażającą wielką skruchę. Red pomachała głową.
- Jestem zajęta – nie było
to nawet kłamstwo. Od kiedy Jo i Scorpius powtórzyli im zagadkę o kluczach,
cała piątka próbowała ją rozwikłać. Rose od południa ślęczała nad informacją o
pierwszym kluczu.
- Słuchaj, chcę cię
przeprosić – oznajmił Logan, nie zrażając się jej odpowiedzią i zajmując
miejsce naprzeciw niej. Rose ostrożnie schowała kartki ze swoimi pomysłami.
- Okej, przepraszaj –
powiedziała obojętnie. Logan skrzywił się słysząc ten ton.
- No więc przepraszam! Za
to, że byłem… trochę nachalny.
Red uniosła wysoko brwi.
- Trochę?!
- Na Merlina, nic ci nie
zrobiłem! – zawołał zdenerwowany – A ten kretyn zapłaci mi za rękę! – dodał
wskazując na obandażowany łokieć – W każdym razie – odezwał się widząc, że Rose
nic nie mówi i ma bardzo niezadowoloną minę – mam nadzieję, że między nami
wszystko w porządku?
Rose strzeliła z balonowej
gumy.
- To zależy co masz na
myśli – odparła filozoficznie – Bo jeśli to, że nie będę ci robić wyrzutów i
zapomnę o tym, że jesteś cholernie natrętny, to tak, w porządku. A
jeśli chodzi ci o to, że wciąż jesteśmy razem, to nie, nie jesteśmy.
Logan wyglądał jakby znów
połamano mu rękę.
- To przez tego gnoja,
tak? – warknął zbliżając się do niej, niebezpiecznie – Dzielny rycerzyk
zawrócił ci w głowie, co?!
Rose uśmiechnęła się
radośnie.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo!
Logan syknął wściekle i
podniósł się z fotela. Red błyskawicznie wyciągnęła różdżkę.
- Ani kroku. Sama potrafię
się bronić – warknęła celując w jego chorą rękę – Zjeżdżaj stąd, albo tym razem
cię nie połatają!
Logan wpatrywał się w nią
z żądzą mordu.
- Pożałujesz! – syknął
tylko. Rose wstała. Choć była sporo niższa, nie sposób było się nie
przestraszyć jej ognistego wzroku.
- Zastanów się czy
powinieneś mi grozić – powiedziała spokojnie i schowała różdżkę. Nim odeszła,
odwróciła się jeszcze przez ramię i dodała – I nie wiem co sobie uroiłeś
sądząc, że „Scorpius ci za coś zapłaci”. Pokonałby cię jednym palcem.
I nie czekając aż pozbiera
szczękę z podłogi, odeszła, a jej postać przypominała żywy płomień.
*
Lucy snuła się korytarzami Hogwartu. Czegoś jej brakowało
i dobrze wiedziała czego. Postąpiła słusznie ale nie umiała wymazać z pamięci
ostatnich miesięcy. Ciągle stawał jej przed oczami. Jak spalił swoją pracę
domową, jak ulepił jej bałwana, jak ciągle całował ją w czubek głowy.
Może źle zrobiła? To Olivia się do niego przykleiła. I to
nie jeego wina, że cała szkoła jej zazdrości…
Dziesiątki razy maszerowała do Gryffindoru i w ostatniej
chwili zmieniała kierunek.
- Tchórz… - mruczała sama
do siebie z nosem wycelowanym w podłogę.
Ale któregoś wieczoru w Wielkiej Sali, gdy jej wzrok padł
na niego, poczuła, że nie wytrzyma. Był smutny. Albo wściekły. Trudno było
ostatnio go wyczuć… Ale gdy tak na niego patrzyła, wydawało jej się, że jej
serce zaraz wyskoczy z piersi i miękko opadnie na stół Gryfonów. Podniosła się,
pewna, że i tak niczego nie przełknie i pomaszerowała do Sali Wejściowej.
Zaczeka na niego i powie mu, że się myliła!
Nie przewidziała tylko jednego.
- Wiewióreczka! – Ethan i
Mason wyszli pierwsi z kolacji i skierowali się prosto w jej stronę.
- Odczepcie się –
powiedziała, mając nadzieję, że zabrzmi groźnie, ale wyszedł jej tylko błagalny
jęk. Mason zawył śmiechem.
- Chcieliśmy tylko
sprawdzić jak się trzymasz! – oznajmił z udawanym przejęciem Ethan – No wiesz,
nowy związek Camerona na pewno cię zabolał…
Do oczu Lucy napłynęły
łzy, choć usilnie starała się je powstrzymać.
- Nie jest w żadnym
związku! – zawołała słabo – Kłamiesz!
Znowu wybuch śmiechu.
- Czyżby? – zapytał
drwiąca Mason – Może zapytamy go o to? Albo – dodał jakby na coś wpadł – Może
chcesz pogadać z jego dziewczyną Olivią?
Dłonie Lucy bezwiednie
zacisnęły się w pięści.
- Dajcie mi spokój! –
wyszeptała zaczynając się trząść.
- Ależ oczywiście! – Ethan
skłonił się teatralnie – Chcieliśmy tylko przypomnieć warunki naszej umowy – ty
trzymasz się z dala od Cartera a my nie zamieniamy twojego nędznego życia w
piekło. Zgadza się?
- Już ja ci pokażę jak
się, kurwa zgadza!
Mason i Ethan obrócili się momentalnie. Lucy wychyliła się, żeby zobaczyć
kto ją uratował. Jo Carter szła szybko w ich stronę. Jej oczy wyglądały jak dwa
sztylety utkwione w kolegach jej brata.
- Jo! – zawołał Ethan,
wyraźnie się spinając. Mason natomiast zdawał się udawać, że jest wyższy i
szerszy niż w rzeczywistości.
- Możemy w czymś pomóc? –
zapytał, a Lucy zdumiała się słysząc pogrubiony, bardziej męski głos. Jo
zatrzymała się na pół stopy przed nimi i obdarzyła ich najbardziej pogardliwym
spojrzeniem jakie Lucy kiedykolwiek widziała.
- Jesteście żałośni! –
krzyknęła wściekle Jo – To wy rozwaliliście ich związek! A obstawiałam swojego
skretyniałego brata... A teraz mnie posłuchajcie… - warknęła a oni cofnęli się
w tej samej chwili – Cameron was zmiecie, możecie być tego pewni. Ale on będzie
waszym najmniejszym zmartwieniem, jeśli jeszcze raz usłyszę jak choćby mówicie
jej „cześć”. Zrozumiano?!
Ethan powoli skinął głową.
Mason chyba wolał się nie odzywać.
- Spójrzcie na nią, a tak
was urządzę, że nie wyjdziecie z mysiej dziury, barany! Czym jej grozicie?!
Jesteście śmieszni! JAZDA STĄD!!!
Lucy w oszołomieniu
obserwowała jak dwaj potężnie zbudowani siódmoklasiści umykają przed
rozwścieczoną, drobną blondynką. Nie mogła wypowiedzieć słowa, a kiedy Jo i na
nią spojrzała, miała ochotę pójść w ślady Masona i Ethana.
- Serio?! – zawołała z
niedowierzaniem Jo, patrząc lodowato na Lucy – Dlatego z nim zerwałaś?! Bo dwaj
kretyni są zazdrośni o to, że mój brat w końcu zmądrzał?!
Lucy nie wiedziała co
powiedzieć.
- To nie tak – wyjąkała –
Olivia Asto…
- Och, doprawdy! – darła
się Jo – Nie kończ. Jemu też wcisnęła język do gardła?! Lucy, mój brat był
największym kretynem w tej szkole, póki nie poznał ciebie! Nawet ja nie mogłam
mu nic zarzucić kiedy byliście razem! A ty go zostawiłaś przez dziecinne
intrygi największej lafiryndy w Hogwarcie i dwóch idiotów, którzy nie potrafią
wycelować różdżką w siebie nawzajem! Wiesz co? – dodała nie zwracając uwagi na
to, że Lucy prawie się popłakała – Dobrze zrobiłaś – powiedziała gorzko –
Cameron jest szurnięty, ale zasługuje na kogoś kto przynajmniej będzie o niego
walczył!
Lucy przełknęła głośno
ślinę. Jo pokręciła jeszcze głową i odwróciła się, żeby odejść, ale Weasley
podbiegła i złapała ją za ramię.
- Mam jedną prośbę – powiedziała
cicho. Jo zrobiła zniecierpliwioną minę – Nie mów mu o tym wszystkim. Będzie
cierpiał, jak dowie się, co zrobili jego najlepsi przyjaciele.
Jo nie mogła być bardziej
zdruzgotana.
- Raczej oni będą cierpieć
jak będzie ich zabijał! – zawołała zdumiona. Lucy pokręciła szybko głową.
- Nie chcę, żeby przeze
mnie stracił przyjaciół.
Jo nie wierząc własnym
uszom, wzruszyła w końcu ramionami i odmaszerowała do Wieży Gryffindoru. Lucy po
chwili też odwróciła się i odeszła, a gorące łzy zalały jej piegowatą twarz.
*
Z narady u Ministra Magii Hermiona wróciła z potężnym
bólem głowy i w ponurym nastroju. Kingsley nie ukrywał, że jest zaniepokojony
brakiem postępów w poszukiwaniu kluczy. Nie wspominając o groźbie
czarodziejskiej wojny światowej…
Hermiona po raz tysięczny przyjrzała się wszystkim
notatkom, które sporządziła od kiedy rozpoczęli szukanie kluczy, ale po pół
godziny musiała je odłożyć. Ból w skroni stał się nieznośny a małe literki,
znaki i runy zlewały się ze sobą tak, że wszystko jej się mieszało. Postanowiła
pójść do skrzydła po coś przeciwbólowego. Idąc przez korytarz coś sobie jednak
przypomniała. Wściekłość zalała ją tak, że zapomniała nawet o pulsującym bólu w
skroni. Załomotała do drzwi Norah.
Gdy jej otworzyła, Hermiona wiedziała już, że
nauczycielka Zaklęć wie po co przyszła.
- Hermiona… - patrzyła na
nią z lekkim przestrachem i wyraźnym poczuciem winy – Wejdź, proszę.
Przemaszerowała przez jej
gabinet, odwróciła się i założyła ręce na piersiach.
- Ostrzegałam cię, że
jeśli… – zaczęła, ale Norah zrobiła kilka szybkich kroków w jej stronę i
uniosła rękę.
- Napijesz się ze mną? –
zapytała spokojnym, zrezygnowanym tonem. Hermiona uniosła brwi najwyżej jak
mogła.
- Słucham? – zapytała
zdumiona. Norah podeszła do małego stoliczka, za którym był niewielki barek z
winami i wyborem innych alkoholi. Przyglądała się przez chwilę pękatym
butelkom, a potem wybrała jedną i odkręciła.
- Jeśli nalegasz na tę
rozmowę, to ja nalegam, żeby nie odbyła się na trzeźwo – powiedziała zażenowana
i rozlała wino do dwóch kieliszków. Jeden podała Hermionie. Ta przyglądała jej
się nieufnie, ale zobaczyła w jej oczach coś, czego się nie spodziewała. Norah
patrzyła na nią płochliwym, zawstydzonym wzrokiem kogoś, kto żałuje jakiejś
głupoty. Niepewnie wzięła kieliszek. Norah uniosła do góry swój, a potem
opróżniła jednym haustem. Wskazała Hermionie krzesło, a sama usiadła w fotelu
naprzeciw niej.
- Więc… jestem idiotką –
oświadczyła gorzko, na co Hermiona uniosła brwi jeszcze wyżej, choć wcześniej
była pewna, że to niemożliwe.
- To nie ulega wątpliwości
– odparła chłodno. Norah roześmiała się ponuro, a Hermiona upiła łyk swojego
wina.
- Nie powiesz mi nic,
czego bym nie wiedziała – stwierdziła Norah – wiem, że Harry ma żonę, trójkę
dzieci i nigdy w życiu nie zwróci na mnie uwagi! Wiem to doskonale!
- Więc czemu wsadzasz mu
język do ust? – zapytała z przekąsem Hermiona. Norah spuściła wzrok.
- Bo jestem idiotką, chyba
już wspominałam? Hermiono, musisz mnie wysłuchać – dodała nagle rozżalonym
tonem – Niewiele miałam w życiu okazji, żeby poznać kogoś ciekawego, tacy
faceci nie zwracają na mnie uwagi…
- Niemożliwe! – wypaliła
Hermiona i szybko zreflektowała się, że powinna to zachować dla siebie.
Stwierdziła jednak, że musi skończyć myśl – Chodzi mi o to, że jesteś dość
atrakcyjną kobietą – dodała chłodniejszym tonem. Norah uśmiechnęła się smutno.
- Ale mam potwornego pecha
– powiedziała – Każdy facet, z którym się spotykałam był dupkiem. Między innymi
dlatego wylądowałam w Hogwarcie! – dodała znowu z rozżaleniem – Mój ostatni
chłopak zdradził mnie w dniu zaręczyn.
- Nie! – zawołała Hermiona
i upiła łyk wina, zupełnie zapominając, że powinna nienawidzić wroga swojej
przyjaciółki, a nie pić z nią wino i wdawać się w rozmowy o nieszczęśliwych
związkach.
- Tak – odparła gorzko
Norah – Wtedy zaczęłam starać się o posadę w Hogwarcie. Ale tu jest tak nudno!
– zawołała z beznadzieją w głosie – Mam dwadzieścia dziewięć lat a moją jedyną
rozrywką jest pokazywanie Irytkowi jak najlepiej nastraszyć Crosby’ego!
Hermiona zachichotała.
Norah widząc to też się uśmiechnęła.
- Kiedy pojawił się Harry
odbiło mi – powiedziała po chwili, napiętym tonem – Jego przeszłość, sposób
bycia, wszystko… Jak z nim rozmawiałam zapominałam, że ma żonę. Potem nie
chciałam pamiętać.
Hermiona milczała trawiąc
jej słowa. Norah w tym czasie wstała, żeby dolać sobie wina a potem podała
butelkę Hermionie.
- Jeśli oczekujesz, że cię
rozgrzeszę… - odezwała się w końcu. Norah pokręciła szybko głową.
- Wcale tego nie chcę! Po
prostu po naszej ostatniej rozmowie musisz mieć o mnie straszne zdanie… A ja
była o ciebie zwyczajnie zazdrosna – przyznała z zawstydzeniem. Hermiona
zrobiła wielkie oczy.
- O mnie?! Harry ma żonę,
którą bardzo kocha i…
- Jest między wami coś
takiego, co trudno nazwać – powiedziała Norah z zastanowieniem – Nie powiesz mi, że
nigdy między wami niczego nie było!
Hermiona opróżniła drugi
kieliszek.
- Harry jest moim
najlepszym przyjacielem. I mam męża.
- To nie jest odpowiedź na
moje pytanie!
Hermiona nalała sobie
jeszcze wina i uśmiechnęła się kwaśno.
- Miałyśmy rozmawiać o
twoim niestosownym uczuciu do Harry’ego, a nie moim przyjacielskim stosunku do
szwagra – dodała z przekąsem. Norah przyglądała jej się przez chwilę, ale
widocznie postanowiła nie drążyć tematu, bo westchnęła i powiedziała:
- Po tym, co się ostatnio
wydarzyło nie mogę spojrzeć mu w oczy. Chciałabym go przeprosić, ale chyba
lepiej będzie, jeśli się więcej do niego nie odezwę.
- Po co właściwie to
zrobiłaś? – zapytała z ciekawością Hermiona – Nie wierzę, że Harry cię do tego
zachęcił!
- Nie, na Merlina! –
zawołała Norah – Czasem mam wrażenie, że on nie zdaje sobie sprawy z tego jaki
jest pociągający…
Hermiona wybuchła
śmiechem.
- Opowiedz mi o tym –
mruknęła z ironią. Norah też się roześmiała, a potem wstała i wyjęła z barku
kolejną butelkę wina.
- W każdym razie, w tamtym
momencie… coś mi odbiło – rzekła poważnie – Straciłam rozum. Ale to się więcej
nie powtórzy – dodała pewnie – Żona Harry’ego musi być wspaniałą kobietą i nie
zamierzam więcej podrywać jej męża…
- Świetny plan –
stwierdziła Hermiona z nutką groźby w głosie. Upiły po łyku wina i Norah
powiedziała znowu:
- Więc… Twój mąż to
najlepszy przyjaciel Harry’ego?
Hermiona skinęła głową.
- Byliśmy razem w
Hogwarcie.
- Czym się teraz zajmuje?
Hermiona zgrzytnęła
zębami, a Norah mrugnęła zaskoczona.
- Prowadzi sklep z
dowcipnymi zabawkami na Pokątnej – ton Hermiony wyraźnie wskazywał co sądzi o
prowadzeniu sklepu z dowcipnymi zabawkami.
- Eee… - zająkała się
Norah, nie wiedząc co powiedzieć – To…
- Świetne zajęcie dla nastolatka
– warknęła Hermiona, która czuła już, że wino zaczyna krążyć jej w żyłach –
kiedyś był aurorem – dodała gorzko – Ale Kieszonkowe Latarki, które
wyprowadzają cię w pole same się nie zrobią, prawda?
Norah nie była pewna, czy
ma odpowiadać na to pytanie.
- Nie słuchaj mnie –
powiedziała szybko Hermiona – Po dwudziestu latach małżeństwa każdy lubi sobie
pomarudzić.
Norah nie była tego taka
pewna, a Hermiona ze zdumieniem stwierdziła, że jej młodsza koleżanka patrzy na
nią z zazdrością. Co za ironia! Ona sama wiele by dała, by siedzieć na jej
miejscu, mieć dwadzieścia dziewięć lat, albo móc podjąć jeszcze raz niektóre
decyzje…
- Wyśmienite wino –
stwierdziła tylko i wstała. Norah wyszczerzyła zęby.
- Zapraszam częściej. I…
dzięki.
Hermiona skinęła głową i
chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi.
Idąc przez korytarz z zadowoleniem stwierdziła, że
przestała ją boleć głowa.
- Hermiona?!
Odwróciła się. Harry szedł
za nią i przyglądał jej się wyraźnie rozbawiony.
- Piłaś?
- Jestem dorosła, Potter –
burknęła wyciągając różdżkę, żeby otworzyć swój gabinet. Harry z uniesionymi
brwiami i coraz szerszym uśmiechem obserwował jak próbuje wejść do pokoju, ale
nie mogła wycelować w zamek.
- Coś się stało? – zapytał
i sam go odczarował. Hermiona wmaszerowała energicznie do środka, a potem
odwróciła się do niego i wycelowała w niego palec.
- Ależ skąd! – zawołała
histerycznie – Poza tym, że mnie nikt nie zostawił w dniu zaręczyn!
- CO?!
Hermiona przewróciła
oczami.
- Nic – burknęła – Dobrze
jest jak jest, nie? Mam męża, który był moim jedynym chłopakiem i nigdy nikt
mnie nie rzucił. Nie płakałam po nocach przez żadnego zimnego drania, nie
zrobiłam nic głupiego! Aha! I nie miała romansu z tobą!
Harry natychmiast
spoważniał.
- O czym ty…?
- Idź już, Potter. Sam
zaraz zaczniesz bredzisz na nasz temat – burknęła a Harry wyszczerzył zęby.
- Masz rację, pójdę, bo
jutro znowu mi wygarniesz – dodał mrugając do niej. Uśmiechnął się jeszcze
ciepło i odwrócił.
- Szlaban, Potter! –
zawołała jeszcze, ale usłyszała tylko wesoły śmiech. Ona też się uśmiechnęła.
Był to bardzo smutny uśmiech.
*
Scorpius czytał Proroka Codziennego w Pokoju Wspólnym
Slytherinu. Nie pisali wprost o wydarzeniach w Europie, ale wiele artykułów
zwracało uwagę na to, że dzieją się niepokojące rzeczy. Zastanawiał się czemu
nie napiszą czarno na białym, że lada dzień może wybuchnąć wojna. Żeby nie
straszyć społeczeństwa? Przecież dziennikarze uwielbiają straszyć
społeczeństwo! Jego rozmyślania przerwała blond czupryna pod jego nosem. Emma
wskoczyła mu na kolana, jak wyjątkowo zwinny kot.
- Cześć! – zaśpiewała i
nastawiła się do pocałałunku. Scorpius cmoknął ją w usta.
- Co tam? – zapytał
wracając do gazety. Emma zrobiła poważną minę i zaczęła mu się uważnie
przyglądać.
- Słyszałam dziś coś
ciekawego… - powiedziała powoli.
- Co takiego? – mruknął
bez zainteresowania Scor. Emma obserwowała go dokładnie.
- Rose Weasley zerwała z
chłopakiem.
Ręka Scorpiusa zawisła w
powietrzu w połowie odwracania strony. Nie, żeby się tego nie spodziewał, ale…
Coś wypełniło mu klatkę i cudownie rozgrzało trzewia. Jakby wypił trzystuletnią
Ognistą Whisky.
- Och, szkoda – mruknął
niedbale. Efekt zepsuł jednak cisnący się na jego usta uśmiech. Emma ostrożnie
ześliznęła się z jego kolan.
- Ludzie mówią, że się o
nią pobiliście! – zawołała ze łzami w oczach, widząc jego reakcję na tę
wiadomość. Widocznie miała nadzieję na inną.
- Mówią też, że McGonagall
w młodości była seksowna – odparł Scorpius – Nie należy więc wierzyć w plotki.
Emma przyglądała mu się
jeszcze przez chwilę, ale wytrzymał to spojrzenie robiąc najbardziej niewinną
minę na jaką było go stać. W końcu jego dziewczyna oderwała od niego wzrok i
mógł odetchnąć.
- No to idę! – oświadczył
po minucie.
- Dokąd?!
- Aaa… Tak się przejdę! –
zawołał radośnie i nie dając jej czasu na zareagowanie wystrzelił do drzwi.
Minął w nich jeszcze piekielnie zadowoloną Genevive i wyszedł na korytarz a
potem gwiżdżąc wesoło skierował się do Ravenclawu.
Nie dotarł jednak pod salon Krukonów. Z korytarza w
lochach dochodził stłumiony jęk. Tak cichy, że gdyby nie był sam na pewno by go
nie usłyszał. Scorpius odwrócił się w przeciwnym kierunku i przyspieszył.
Skręcił za róg i zamarł.
- O, kurwa!
To była Jo. Leżała na
podłodze, cała zalana krwią. Była na wpół przytomna i wydawała z siebie tylko
głuche jęki. Obok niej leżała różdżka. Scorpius ocknął się z pierwszego szoku,
ale natychmiast zalało go przerażenie. Podbiegł do niej i cały dygocząc
pochylił się nad jej ciałem.
- Carter! Carter!!!
Ale Jo nie reagowała. Gdy
Scor znalazł się bliżej, zobaczył, że na całym ciele ma cięte rany, jakby ktoś
poharatał ją ostrym nożem, albo pazurami. Z każdego zadrapania ciekła krew a
szramy na jej twarzy krwawiły najbardziej obficie. Scorpius nie tracąc ani chwili,
włożył drżące ręce pod jej ciało a potem dźwignął ją i stanął na nogi.
- Trzymaj się, Carter… -
chciał jej zagrozić, ale wyszła mu tylko błagalna prośba. Odwrócił się i
najszybciej jak mógł ruszył w stronę szpitala. Przez całą drogę patrzył na jej
blado trupią twarz wstrzymując oddech. Modlił się, by zdążyć.
- Carter, ty idiotko –
mówił cicho – znowu polazłaś sama do lochów?
Ale Jo nie odpowiadała.
Traciła tyle krwi, że cała droga, którą przebył Scorpius była umazana czerwoną
mazią. Nie przejmował się tym i biegł ile miał sił.
Pchnął drzwi do sali szpitalnej. Pielęgniarka Monica
Vurtage siedziała przy stoliku i rozwiązywała krzyżówkę.
- Pomocy! – wrzasnął
Scorpius. Kobieta zerwała się z miejsca i wydała z siebie głośny pisk a potem
złapała się za serce. Scor miał ochotę nią potrząsnąć, ale był zajęty
kładzeniem Jo na najbliższym łóżku.
- Co się stało?! – darła
się Vurtage, a Scorpius rozchylił nozdrza.
- Niech się pani nią
zajmie, a nie zadaje pytania!
Pielęgniarka skinęła
szybko głową i wyjęła różdżkę, a potem zaczęła badać krwawiące rany Jo. Potem
podbiegła do biurka i wyjęła buteleczkę z płynem, w którym Scor rozpoznał
dyptam i zaczęła ją nim smarować. Wydawało się, że minęły wieki, nim zadrapania
przestawała sączyć czerwoną ciecz.
Kiedy sytuacja była trochę opanowana, Scorpius ocknął się
i wyjął z kieszeni dwie Komunikujące Karteczki. Na każdej napisał te same trzy
słowa: Skrzydło Szpitalne, Jo. Jedną zaadresował do Red, drugą do Albusa, a
potem opadł na krzesło koło łóżka Carter i czekał.
- Powiesz mi w końcu co
się stało?! – zapytała tym samym histerycznym tonem pani Vurtage.
- Nie mam zielonego
pojęcia – powiedział szczerze Scorpius, przyglądając się nieprzytomnej Jo –
Znalazłem ją w lochach, była w takim stanie.
- To nie zaklęcie! – zawołała
ze zgrozą Vurtage – Ktoś ją dopadł i miał przy sobie coś bardzo ostrego!
Scorpius zmrużył oczy.
Nawet nie mógł sobie wyobrazić, co musiało wydarzyć się w lochach. Pielęgniarka
pieczołowicie nasmarowała każdą ranę Jo dyptamem, a Scorpius ukrył twarz w dłoniach
i czekał. Nie minęło dużo czasu, gdy drzwi do Sali szpitalnej otworzyły się z
hukiem. Stała w nich Rose z rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
- Co się…?! NIE!!!
Rose rzuciła się w
kierunku Jo, a Scorpius chwycił ją w ostatniej chwili.
- CO…?! – Rose nie mogła
wykrztusić z siebie nic więcej.
- Znalazłem ją w lochach –
powiedział wciąż trzymając ją mocno.
Oboje przyglądali się jak pani Virtage
krząta się koło nieruchomej Jo, kiedy do skrzydła wpadł jak burza Albus. W przeciwieństwie
do Rose, nie panikował, ale rzucił Jo jedno spojrzenie i na jego twarzy
odmalowało się coś strasznego. Podbiegł i zatrzymał się na jej łóżkiem, blednąc
tak, że wyglądał prawie jak ona.
- Wyjdzie z tego? –
zapytał pielęgniarki. Ta spojrzała na niego uważnie a potem skinęła głową.
- Nieźle ją załatwili –
powiedziała poważnie – ale to dość łatwe do wyleczenia…
Powiedziała te słowa w
złej godzinie. Rany, które jeszcze przed chwilą wyglądały, jakby się goiły pod
wpływem dyptamu otworzyły się na nowo a z wielu miejsc na ciele Jo trysnęła
krew. Rose wrzasnęła głośno, a Scorpius wzmocnił uścisk. Albus chwycił Jo za
rękę i z niemym przerażeniem wpatrywał się w nią jakby chciał ją wybudzić siłą
woli. Pani Vurtage ze znaną już sobie histerią pobiegła do szafki, z której
wyciągnęła kilka fiolek i szybko wróciła.
Tymczasem wyglądało na to, że Jo się budziła. Jej gałki
oczne poruszały się szybko, jakby o czymś śniła i zaczęła poruszać ustami.
- Jo! Słyszysz mnie? –
pytał błagalnie Albus. Ale wyglądało na to, że dziewczyna dostała jakiegoś
ataku. Jej ciało drgało konwulsyjnie a krew ciekła coraz szybciej. Po twarzy
Rose spływały łzy, Scorpius zaciskał pięści aż zrobiły się zupełnie białe, a
Albus wyglądał, jakby miał za chwilę paść nieprzytomny. Pani Vurtage uwijała
się szybko, wystukując różne zaklęcia i polewając rany Jo śmierdzącymi
eliksirami. W końcu udało jej się zatamować krew, ale Jo wciąż dygotała
potwornie.
- Pan Potter zrobiłby to
lepiej – odezwała się cicho pielęgniarka, przyglądając się ze smutkiem Jo.
- Co? – zapytał Scorpius.
Vurtage spojrzała na niego ponuro.
- To czarna magia –
oznajmiła im – Gdybyś jej nie znalazł zakażenie już by ją zabiło.
Rose zaczęła dygotać na
całym ciele, Scorpius dawno przestał ją powstrzymywać przed rzuceniem się do
łóżka Jo, a sam po prostu przytulał się do jej pleców, żeby powstrzymać drżenie
swojego ciała. Albus głaskał rękę Jo z najwyższą czcią, zaciskając wargi, aż
pobielały.
- Budzi się… - szepnęła
Rose.
Oczy Jo otworzyły się i zamknęły kilka razy, ale nie
przestawała się trząść. Pani Vurtage z zaniepokojeniem pokręciła głową.
- Ma gorączkę i omamy –
powiedziała przykładając jej zimny okład do czoła.
- To niech pani coś zrobi!
– ofuknął ją Scorpius. Spojrzała na niego z naganą.
- Zrobiłam wszystko. Organizm
musi się pozbyć trucizny, ale nie mogę teraz podać jej nic na gorączkę ani
spokojny sen.
Jo rozchyliła zupełnie białe usta i powiedziała coś,
czego nie zrozumieli.
- Jesteśmy tu – szepnął Al.
Gdy się zbliżył Jo wstrząsnął potężny dreszcz.
- Proszę się odsunąć,
panie Potter! – zawołała pielęgniarka – Być może wydaje jej się, że to
napastnik!
Albus z widocznym bólem
puścił jej rękę i stanął trochę dalej.
To był straszny widok. Jo rzucała się po łóżku, jakby
groziło jej straszne niebezpieczeństwo. Ledwo przytomna, najwyraźniej
przekonana, że wciąż walczy, drżała na całym ciele i mamrotała coś niewyraźnie. Pielęgniarka
patrzyła na nią z niepokojem.
- Co ją zwykle uspokaja? –
zapytała nerwowo patrząc to na Rose i Scorpiusa to Ala. Red oddychając ciężko
potrząsnęła głową na znak, że nie wie. Albus też miał pustkę w głowie. Nagle z
ust Jo wyrwał się słaby dźwięk, który brzmiał jak ostatnia prośba.
- Co, kochanie? – Al mimo
wyraźnego sprzeciwu pielęgniarki przysunął się, żeby usłyszeć, ale nie było to
konieczne. Następne słowo usłyszeli wszyscy.
- James…
Albus przestał oddychać. Nie
poruszał się, nie czuł, nie myślał.
Bardzo powoli, odwrócił się do Rose.
- Idź po niego.
Z oczu Rose wciąż płynęły
łzy i pokręciła szybko głową. Ale Jo wciąż cała drżała i choć z jej ran nie
leciała już krew, ten widok krajał im serca.
- James… - poprosiła znowu.
Albus wbił w Red stalowy
wzrok.
- Rose, przyprowadź go
tutaj.
- Al…
- IDŹ!
Rose wybiegła z sali, w której zapadła martwa
cisza. Przerywały ją tylko jęki trzęsącej się Jo i ciche przyzywanie Jamesa. Każdy
taki szept mroził Alowi krew w żyłach i, gdyby nie to, że leżała tutaj, cała
poharatana i zakrwawiona dawno wyszedłby i pewnie nie wrócił.
Wydawało się, że minęła cała wieczność, podczas której
oglądali z napięciem jak Jo wije się w spazmach, nie mogąc wrócić do
rzeczywistości. Pani Vurtage co chwila zmieniała jej okłady, a w końcu oznajmiła
cicho, że minie jeszcze długa chwila nim oprzytomnieje i wycofała się do
swojego kącika. Scorpius bał się odezwać. Dlatego, gdy usłyszał szybkie kroki
był wdzięczny, że Rose i James już tu są.
Kiedy James wszedł do środka, nic tak nie przeraziło Red
jak jego twarz. Malowało się na niej szaleństwo. Podbiegł do łóżka Jo i
zrobił mimowolny ruch, jakby chciał jej dotknąć, ale szybko zreflektował się i
spojrzał na Ala. Ten nie patrząc na niego powiedział tylko:
- Wołała o ciebie.
James wyglądał na
zdumionego. Spojrzał na nią a w jego oczach pojawiła się taka czułość, jakiej
ani Al ani Rose nigdy nie widzieli. Tymczasem Jo coraz słabiej powtarzała jego
imię. Kiedy James usłyszał je po raz pierwszy rzucił się koło jej wezgłówka i
delikatnie dotknął jej ramienia.
- Jestem tu – szepnął tak
cicho, że tylko ona mogła to usłyszeć, choć w skrzydle panowała zupełna cisza.
Jo wciąż się trzęsła, ale było pewne, że go usłyszała. Bardzo
powoli, miarowo jej ciało się uspokoiło, oddech zwolnił i zamknęła usta. Wydawało
się, że śpi.
Albus wyglądał jak żywy trup. Cała krew odpłynęła mu z
twarzy, gdy przyglądał się jak Jo uspokaja się przy Jamesie. Zamrugał kilka
razy, jakby uświadamiał sobie co zobaczył, a potem odwrócił się nagle i wyszedł
bez słowa. Rose pobiegła za nim, a Scorpius stwierdził, że i on powinien
zostawić Jo i Jamesa i również opuścił salę.
James nie miał głowy do przejmowania się Albusem. Policzył
jej rany i zdusił w sobie chęć wybiegnięcia stąd. Jeszcze się policzy z tym,
kto to zrobił. Teraz skupiał się na tym, żeby dać jej znać, że nie jest sama, a
koszmar się skończył. Bał się zbliżać bardziej. Pozwalał sobie tylko na lekkie
muskanie jej obojczyka.
- Śpij malutka. Jak się
obudzisz wszystko będzie dobrze.
Omfg omfg ! Moje emocje! Moje uczucia! Red zerwała z Loganem! Cameron! Lucy! Hermiona, którą by the way zawsze shippowałam z Harrym! Norah (ale nadal jej nie lubię)! Wojna! Ankdal! (Czy jak to tam się pisze) no i w końcu... JOMES! Padłam. Nie wstaje. Zabiłaś mnie. O moja Rowling...warto było czekać!
OdpowiedzUsuńAle jednak mam serce. Skute lodem i bijące jedynie dla Jamesa, ale jest. I szkoda mi Ala. Niech Scarlett go pocieszy i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie! Amen.
Dopóki nie wybuchnie wojna oczywiście... Ale pominiemy ten wątek.
And they lived happily ever after!
Znowu pierwsza Bl
Usuńfuck yeah!
A dziękuję bardzo! Chociaż z tą Rowling to wiesz... :P bluźnisz :D
UsuńWojna będzie, nie pominiemy jej :D A Albus będzie kiedyś bardzo szczęsliwy, obiecuję :P Może z Jo, może nie z Jo. Ale będzie :)
Jaaaaasna cholera! Ile tu się podziało przez... trzy dni, tydzień?!!!
OdpowiedzUsuńCzekaj, no od początku.
Wojna... Nie mogę się doczekać! Powiało grozą i to jest zajebiste :D
Jak Jo nawrzeszczała na kolegów Camerona to wstałam i zaczęłam klaskać (haha taki suchar). Ale to było dobre :p Tylko nie wiem czemu Lucy się uparła, żeby mu nie mówić o tym wszystkim :/
Hermiona! Tak! Tak! Tak! W końcu ma taką ikrę jak w Hogwarcie, a nie w tych durnych opowiadaniach! :D Czy Ty ją tentegesujesz z Harrym??? Matko, nie wiem co o tym myśleć, ale wyszło całkiem ciekawie i cholera, to może być dobre! :P
Rose mówiąca Loganowi, że nawet nie wie jak Scor zawrócił jej w głowie - <3<3<3
No i końcówka. Bezbłędne, genialne, diabelsko dobre. A moment, w którym Al każe Rose iść po Jamesa sprawił, że miałam ciarki.
Nie mogę się doczekać aż Jo się obudzi!!!
Pozdrawiam!!
Katerina
Lucy się uparła, bo sposób w jaki Cam się dowie będzie ciekawszy niż gdyby ona się poskarżyła, albo powiedziała mu Jo.
UsuńHermiona... Mam na nią plan :)
Pozdrawiam ! :)
A.... a.... ale jak to? Co tu się właśnie do jasnej cholery stało?! O.o
OdpowiedzUsuńTak bardzo szkoda mi Ala. Ja wiedziałam, że Jomes to przeznaczenie itd. ale, kurde, Albus teraz musi naprawdę bardzo cierpieć. W końcu dziewczyna jego życia w agonii wzywała jego brata. Cios.
Wielka Kumulacja! To jest chyba niezły tytuł dla tego rozdziału...
Rosie nareszcie zerwała z tym dupkiem! Jak się cieszę! ;D I jeszcze ta ich wymiana zdań. <3
Pewnie nikt mnie nie zrozumie, ale bardziej emocjonowałam się Scorose niż krwawiącą Jo. No bo jak wtulił się w jej plecy... Aww *,*
Mam nadzieję, że Scorpius też zostawi Emmę, bo mi jej szkoda. Trochę, ale jednak. Ona trochę oszukuje samą siebie. :(
Norah pokazała ludzką stronę, co się stało? Czyżby Święto??? xD
Ja też shippuję Harry'ego i Hermionę! ;)
Świetna była rozmowa Lucy i Jo, mam nadzieję, że Luceron/Camucy (jak to się nazywa???) zaraz się pojawi. :D
I tutaj mam problem... Logika każe mi posądzić o atak na Jo Genevive, ale ja wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że 15-latka mogłaby być taką suką. Podświadomie ją bronię... Ale jeśli to serio ona, to ma wpierdol!!!
Wojna, o kurde. Ale się dzieje!
I na koniec ronantyczna scenka Jomes. Jak już pisałam wyżej, szkoda mi Ala, ale... Zawsze musi być jakieś "ale". Może młodszy Potter wreszcie przejrzy na oczy i zda sobie sprawę, że jego niewątpliwie głębokie uczucie jest nieodwzajemnione. A przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim powinno być. I wreszcie Jo bez wyżutów sumienia zaangażuje się w związek z Jamesem!
Do następnego rozdziału!
Pozdrawiam xx
Przepraszam za taki "tasiemcowaty" kom., ale tyle się dzieje! Nie mogłam tego bardziej streścić! ;D
UsuńCzy Genevive jest taką suką, żeby poharatać Jo? Jak najbardziej! :) Czy to zrobiła? Poczekajmy.
UsuńA tego związku Jo z Jamesem to nie przewiduję w tym momencie :P
Pozdrawiam!
Zawsze liczyłam ze Jo wybierze Jamesa, ale tak szkoda mi Ala jak jeszcze nigdy. Ale uwielbiam takich pisarzy... którzy nie liczą się ze zdaniem czytelnika i zależy im tylko żeby książka była dobra jak np. Veronica Roth i ostatnia część niezgodnej <3 Z takim drastycznymi ale niesamowitymi końcówkami ^^
OdpowiedzUsuńRose nareszcie zerwała z Loganem. To straszny kretyn. I jak Scor od razu chciał pobiec do Rose <3 I jeszcze jak słodko ją trzymał kiedy chciała pobiec do Rose . Kocham. Kocham. Kocham.
I w końcu coś się dzieje! Wojna! Jestem ciekawa jak rozwiniesz wątek z kluczami :)
Ehhhhh nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
~foreverhappy
"Pisarzy"! Ja tu tylko bazgrolę głupoty :P
Usuńale ja od 3 miesięcy nie mogę się uwolnić od tych głupot :)
Usuń~foreverhappy
O kurcze, ale świetny rozdział! <33 Rose zrywająca z Loganem, Lucy <33. No ale smutno mi z powodu Ala, no ale to w końcu musiało się stać. Tylko dlaczego w takim momencie :( A końcówka bezbłędna.
OdpowiedzUsuńTak bardzo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
Pozdrawiam
Hmmm, bo to jest tak, że im wszystkim przypisałam swoją dawkę cierpienia. A Albus przyjął swoją pierwszy... Ale spokojnie, kiedyś mu to wynagrodzę :P
UsuńPozdrawiam :)
Po pierwsze: ŁAŁ :P
OdpowiedzUsuńPodobał mi się Harry w tym rozdziale, choć nie ma go za wiele. Uśmiałam się jak się ucieszył, że będzie miał synową, która potrafi wyczarować Patronusa :P
No i ewidentnie on czuje coś do Hermiony. W każdym innym opowiadaniu, które czytałam było to po prostu głupie (jak i wszystkie Dramione - bo oni NIGDY by się sobą nie zainteresowali!). Ale od ostatniej wypowiedzi Rowling (że Harry powinien być z Hermioną) patrzę na to inaczej. A co najważniejsze - u Ciebie to nawet ma sens! I chyba zacznę im kibicować :P
Uwielbiam Jo. Brawo za to jak nawrzeszczała na tych kretynów a potem i na Lucy :) I w ogóle wielbię ją za to jej bezstresowe łażenie gdzie się da i gdzie się nie da. Choć tym razem zapłaciła za to wysoką cenę :/
A no i właśnie! Jo leży prawie martwa, wszyscy nad nią płaczą ona woła Jamesa. Opisałaś to tak, że robiło mi się raz zimno raz gorąco...
Aczkolwiek. Albus w tym rozdziale jest boski. Totalnie. Zachował się jak prawdziwy facet, kiedy kazał Rose iść po Jamesa i jestem pewna, że on sobie teraz odpuści Jo, więc będzie jeszcze bardziej boski... :P
Ach, co dalej, co dalej??? :)
Już mówię! No więc Jo będzie ostatecznie z... Rose i Scorpius..., a na wojnie... Żartowałam. Nic nie powiem! :P
UsuńDrzewko https://38.media.tumblr.com/b1e9017da52a85b85aa30a8465b33879/tumblr_naa1ukZKzK1rpsuq5o5_r1_250.gif
OdpowiedzUsuńŁał! Dziękuję! :)
UsuńO matko , Rozwaliłaś system .
OdpowiedzUsuńRozmowa Hermiony i Norah , Ciekawa . Hermiona chyba się po raz pierwszy upiła .
Rose wreście zerwała z Loganem , jeszcze brakuje żeby Scorpius zerwał z blondwłosym stworzonkiem .
Świetny pomysł z atakiem na Jo , nie żeby to jej nie lubię , poprostu fajnie że coś się dzieje . :D
No nareszcie Rose zerwała z Loganem ( w ogóle nie wiem na co ten idiota liczył, że Red rzuci mu się w ramiona czy co ), to teraz Scor powinien zerwać z tą kretynką. Hahaha nie wierzę Hermiona się upiła :) + szczerze przyznam, że po tym rozdziale bardziej polubiła Norah.
OdpowiedzUsuńNadal podtrzymuję, że kumple Camerona to kretyni w końcu co im do ich związku, bardzo dobrze, że Jo im wygarnęła i ma racje, że Lucy powinna o niego walczy.
I o matko Jooo co jej się stało kto ja tak załatwił czyżby ta tajemnicza postać czy może ta Genevive co w sumie nie było by takie dziwne w końcu groziła Jo, że w końcu się doigra, mam tylko nadzieje, że Jo szybko z tego wyjdzie.
No i biedny Al, żal mi się go zrobiło na koniec, niech lepiej Jo dobrze zdecyduję, żeby nie wyszło na koniec tak, że wszyscy z tego trójkąta będą cierpieć.
Pozdrawiam
Carmen
Kto mógł tak załatwić Jo? Może Genevive, przecież ona jej groziła, ale w sumie jakaś zaawansowana czarnomagiczna klątwa to chyba nie jest jej poziom. No cóż mój komentarz nie będzie długi, bo zmykam czytać następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ah alej nie znoszę Nohry, choćby nie wiem co !
OdpowiedzUsuńOh Lucy musi wrócić do Camerona!
O boże Jo... Wyjdź z tego jak najszbciej!
Scor i Rose wciąż najlepsi.
A tobie dziękuję Rose Ginger za znalezienie mi zajęcia na wakacje ! :D Muszę jeszcze trochę nadrobić :D
Tyle się działo, że zapomniałam już co mam napisać... Jak zwykle powiem, że rozdział jest wyśmienity-boski-zajebisty i nie wiem jaki jeszcze... :]
OdpowiedzUsuńPaulina M. aka Hit Girl
O mój Boże!!!! Piszesz genialnie te emocje, które wzbudzasz u czytelnika awwww ❤️
OdpowiedzUsuńTo straszne, że szykuje się wojna... I wgl Jo, biedna ciekawe kto jej to zrobił może ten psychol z lochow?? ���� Biedny Albus z jednej strony jest mi go tak szkoda, ale z drugiej on sam takjaby wymusił na Carter ciągnięcie związku �� I James jak taki rycerz
No i dobrze że Red zerwała z Loganem, bo inaczej Scor mógłby nie wychodzić wtedy z pokoju wspólnego ����
Lece dalej Caraline Gentile