To połowa rozdziału, ale od dawna miałam napisane 3/4 więc wrzucam, bo wiem, że czekacie na opowieść Jamesa. No i jestem ciekawa co wy na to! :)
Wybacz mi
cz. 1 James trząsł się jak w febrze. Wpatrywał się w ziemię, na której klęczał i nie reagował na nic. Jo w podobnym stanie schylała się w jego kierunku, ale w tym momencie usłyszeli jakieś wrzaski.
- Tknij ją a utnę ci ręce!!!
Louis podniósł się na cal i wyszarpnął różdżkę w kierunku jakiegoś aurora, który zbliżył się do Leah. Na ten widok James zdołał się w końcu podnieść i szybko ruszył w ich stronę.
Auror najpierw spojrzał bezradnie na Harry’ego a potem znowu odwrócił się do Louisa tulącego Leah.
- Chłopcze, jeśli nie chcesz poważnych kłopotów… Ta dziewczyna była szpiegiem najgroźniejszego człowieka na świecie. Jest winna wielu zbrodniom, w tym śmierci Mary Hervell i…
James zatrzymał się przed nim.
- …i Stevena Hurrlingtona. A także tego, że właśnie skończyła się wojna.
Przez tłum przeszedł szmer zdumienia i wszyscy wlepili w Jamesa rozszerzone do granic możliwości spojrzenia. Auror na jego widok powoli podniósł różdżkę.
- Nie! – zawołała Hermiona. – Co pan wyprawia, Flaherty?!
Funkcjonariusz sapnął z oburzenia nad tą sytuacją.
- Pani minister, z całym szacunkiem… - zaczął roztrzęsiony… - Wiem, że ci chłopcy to pani bratankowie, ale…
- A jakie to ma, na Merlina znaczenie?! – oburzyła się Hermiona idąc w jego kierunku i zatrzymując się przy Jamesie, któremu położyła dłoń na ramieniu. – Czy pan nie wie co się stało?! Wpadli w pułapkę dzięki Jamesowi i – Hermiona spojrzała na niego szybko – tej dziewczynie, tak?
James chyba nie mógł patrzeć już na Leah, bo znowu tylko się zatrząsnął i skinął głową.
- Pani minister… - westchnął Flaherty. – Tam stoi szef Departamentu Przestrzegania Prawa – wskazał na mężczyznę, który kierował akcją przenoszenia skandynawsko-brytyjskich żołnierzy do więzienia. – Myślę, że pana Pottera trzeba jak najszybciej przesłuchać…
- Masz rację.
Wszyscy spojrzeli na Harry’ego, który chyba odzyskał w końcu głos. Patrzył na Jamesa z mieszaniną tak wielu rzeczy, że ciężko było je właściwie odczytać.
- Masz rację. James… Wszyscy czekamy na twoją opowieść.
- Zaraz! – usłyszeli i odwrócili się do Rose. Wyrwała się Scorpiusowi i zaczęła biec w stronę Louisa. Nikt jej nie powstrzymał i uklękła przy nim i Leah.
- Lou… - szepnęła tak, że tylko on ją usłyszał. – Już po wszystkim. Musisz ją puścić.
Louis szarpnął tylko głową, na znak by odeszła, ale Rose dotknęła go powoli i mówiła dalej:
- Nie pomożesz jej. Już po wszystkim, Lou…
Wydawało się, że Louis ją odtrąci, ale w końcu bardzo powoli odsunął się od Leah, trzymając ją jeszcze tylko za rękę. Posłał jej ostatnie, pełne miłości spojrzenie i z najwyższym bólem wstał, ledwie trzymając się na nogach.
Rose przygarnęła go do siebie i przytuliła a w tym momencie do Leah podeszła Hermiona. Szarpnęła lekko różdżką i ciało Leah owinęła delikatna tkanina. Red zachybotała, gdy Louis prawie upadł, podtrzymując się na niej. Hermiona znowu machnęła różdżką i Leah zniknęła.
- Później ją… - urwała, gdy spojrzała na Louisa.
Zapadła cisza, której nikt, nawet pan Flaherty nie chciał przerywać. Ale nagle rozległ się wrzask i usłyszeli szybkie kroki. Ginny biegła w ich stronę, wpatrując się w Jamesa z szaleństwem w oczach. A potem rzuciła się na niego, nie zważając na nic. To chyba zwróciło na nich uwagę szefa Departamentu Przestrzegania Prawa, który polecił coś aurorom i ruszył w ich stronę.
- Harry – odezwał się, patrząc na Ginny i Jamesa, który po prostu stał nieruchomo, pozwalając matce się obejmować. – Musimy zabrać Jamesa.
Harry pokręcił głową.
- Jeszcze nie.
- Harry – pan Owen podniósł nieco ton. – Tak nakazują wszelkie procedury.
- Ogarnij się, człowieku! – zawołał szybko Ryan. – Masz pojęcie co tu się stało?!
Pan Owen wyglądał na wściekłego, ale nim mu odpowiedział, Harry wyciągnął rękę.
- Zabierzesz dziś Jamesa do ministerstwa. Będziesz mógł go przesłuchać, podać veritaserum, zbadać jego wspomnienia i różdżkę. Ale najpierw chcę usłyszeć co ma do powiedzenia mój syn.
Pan Owen wyglądał jakby się wahał. Ginny w końcu puściła Jamesa i odwróciła się w jego stronę najwidoczniej gotowa się wykłócać, ale Hermiona była szybsza.
- Na Merlina, nie ma pan serca?!
Owen ewidentnie nie był przekonany a pan Flaherty wyglądał podobnie, ale w końcu obydwaj skinęli głowami.
- Ale ktoś musi… - zaczął Owen. Ryan wystąpił szybko.
- Zajmę się wszystkim! – i ruszył w kierunku ostatnich więźniów.
Hermiona znowu uniosła różdżkę. Olbrzymi pokrowiec zaczął wzbijać się w górę i po minucie przed ich oczami zmaterializował się wielki namiot.
- Zapraszam! – wskazała obu urzędnikom drogę i weszli pierwsi.
Za nimi wkroczyła Hermiona, potem Harry, oglądając się na Jamesa i Ginny. Na końcu do namiotu weszła Rose, Louis, Scorpius i Al. Na samym końcu, prawie jak duch pojawiła się Jo.
W namiocie był tylko okrągły stół i krzesła. Zajęli miejsca i zgodnie wpatrzyli się w Jamesa. Ten miał spuszczony wzrok i ciężki oddech. Na nikogo nie patrzył. Hermiona położyła rękę na jego ramieniu.
- James… Możesz zaczynać.
Wziął głębszy wdech.
- Dwa lata temu Steven Hurrlington wymyślił plan na to jak zyskać szerokie poparcie. Miał dwa sposoby. Pierwszym było zastraszanie i okłamywanie ludzi, by przechodzili na jego stronę. Drugim – zdobycie w swoich szeregach kogoś, kto przekona tłumy.
Miał obsesję na punkcie mojego ojca – tu James posłał Harry’emu przelotne spojrzenie i wpatrzył się w okno. – Nienawidził go i zawsze uważał, że jest dla niego zagrożeniem. Wymyślił więc, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu i postanowił za wszelką cenę ściągnąć do swojej siedziby jego syna. Po raz pierwszy spróbował dwa lata temu.
James urwał na moment a Jo w tym czasie otworzyła szeroko oczy i wypuściła głośno powietrze. James nie patrzył jej w oczy, ale kiwnął głową, wiedząc, że ona już rozumie.
- Greyson Hunt zjawił się w Hogwarcie w celu porwania trzech osób, których rodziny miały przejść na stronę Ankdala i Hurrlingtona. Ale zdarzył się przypadek, który był jednym z najszczęśliwszych, jakie mogły ich spotkać. Porwali… Jo Carter – James patrzył na jej ramię, jakby bał się tego co może znaleźć w jej oczach. – Kiedy odkryli, że jest... blisko ze mną, nie posiadali się ze szczęścia. Oto trafiła się okazja by dotrzeć do syna Harry’ego Pottera i Hurrlington wiedział, że musi ją wykorzystać.
- Chcieli, żebym przemyciła coś dla ciebie – odezwała się cicho Jo, przypominając sobie wszystko. James wciąż nie patrzył jej w oczy, tylko kiwnął głową.
- Czarny Wywar – oznajmił, na co Hermiona wypuściła głośno powietrze z płuc a Rose spojrzała szybko na Albusa i Scora. – Czarnomagiczny Eliksir, który zmienia myśli i pragnienia, zgodnie z życzeniem tego czyją krew zawiera. Jo miała przemycić go do Hogwartu i podać mi, żebym dołączył do Hurrlingtona.
- Ale się nie udało – odezwał się Scorpius. – Jo odmówiła.
James ponownie skinął głową.
- Hurrlington wyciągnął jednak z jej głowy ważne informacje.
Jo zamarła i Ginny, która siedziała koło niej położyła szybko dłoń na jej ramieniu. James mówił dalej, omiatając ją wzrokiem, który wciąż jednak omijał jej oczy.
- Hurrlington dowiedział się wszystkiego co było mu potrzebne… Jaki mam charakter, co lubię… Dostał informacje o tym, że w przyszłości na pewno zajmę się walką z czarną magią.
Jo trzęsła się coraz mocniej.
- Ja… Nie umiałam tego zablokować. Używał legimencji i…
- Jo – przerwał jej spokojnie Harry. – Wszyscy jesteśmy wdzięczni, że przeżyłaś.
Jo już się nie odezwała, choć wpatrywała się w Jamesa z przerażeniem.
- Po uwolnieniu Jo, Hurrlington uknuł inny plan jak mnie dopaść, na podstawie informacji, które już miał. – James znowu spojrzał na wysokie, witrażowe okno. – W Hogwarcie zwolniła się posada nauczyciela OPCM.
Znowu przerwał mu zduszony okrzyk, a potem zaciśnięta pieść wylądowała na stole i wszyscy spojrzeli na Hermionę i Harry’ego.
- Warren! – zagrzmiała Hermiona. Harry nic nie powiedział, ale zebrani po raz pierwszy od kiedy weszli do namiotu zobaczyli w jego oczach prawdziwy gniew.
James skinął głową.
- Nie wiem od kiedy dla nich pracował. Podejrzewam, że zwerbowali go, gdy był już porucznikiem. Może nawet całkiem nie dawno, bo z tego co zapamiętałem był nadgorliwy jak typowy świeżak… W każdym razie, kiedy Warren zaczynał pracę w Hogwarcie, był już człowiekiem Hurrlingtona. Początkowo miał to samo zadanie co… Jo – wszyscy zauważyli, że James ma problem z wypowiadaniem jej imienia i patrzeniem na nią, ale byli zbyt poruszeni, by zwrócić na to większą uwagę. – Miał mi podać Czarny Wywar. Ale w Hogwarcie okazało się to niemożliwe. Skrzaty Domowe udaremniły kilka jego prób, potem zmienił taktykę.
- Namówił cię do wstąpienia do wojska… - James spojrzał na Albusa i pokiwał głową.
- Mógł próbować do skutku… Podać mi eliksir w czasie szlabanu, zamienić się w kogoś… Ale Warren odkrył dwie rzeczy – wzrok Jamesa prześliznął się z Ala na Rose i Scorpiusa ale znowu nie dotarł do Jo. – Po pierwsze zdał sobie sprawę z tego, że wy nigdy nie uwierzycie w moją przemianę. Wolał więc nie ryzykować.
- A po drugie? – odezwał się Scor.
- Warren musiał kogoś asekurować – wyjaśnił, trochę ciszej a na te słowa Louis wyprostował się na krześle. James mówił dalej – W Hogwarcie przebywał jeszcze jeden szpieg Hurrlingtona. Zadaniem Leah było wyciągnąć z zamku Mary Hervell. Wszyscy wiemy, że jej się to udało i jak się to skończyło – James starał się za wszelką cenę nie patrzeć już na Louisa. – Ale Warren miał wykonać to zadanie, gdyby jej się nie powiodło. Wprowadzał więc w życie swój plan: zdobył moje zaufanie, przekonał mnie, że wojsko jest dla mnie idealnym miejscem. Posłuchałem go. Nie domyśliłem się niczego…
- Synu… To nie twoja wina – Ginny wyciągnęła rękę w jego kierunku, ale James siedział daleko. Posłał jej tylko zgaszone spojrzenie.
- Skończyłem Hogwart a plan Warrena się powiódł. Złożyłem podanie do wojska i zostałem przyjęty. Miał mnie na tacy. Pierwszego dnia w koszarach wypiłem Czarny Wywar, nasączony krwią Stevena Hurrlingtona.
W namiocie zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w Jamesa z tym samym – współczuciem i wyrzutami sumienia. Jo wyglądała jak trup – była blada i zaciskała ręce na oparciu swojego krzesła aż zupełnie pobielały.
Z oczu Ginny ciekły łzy, Harry przymknął powieki a pan Owen przestał kręcić z powątpiewaniem głową. I tylko James wyglądał wciąż tak samo – jak człowiek, któremu nic nie pozostało.
- Eliksir działa bardzo prosto. Przejmuje się wszystkie racje, uczucia i całe widzenie świata tego, kto dodał do niego swojej krwi. I tak było ze mną. Z dnia na dzień zmieniło się wszystko. Wyprowadzenie magii stało się dla mnie najwyższym ideałem, czymś za co oddałbym życie. Ankdal był moim nowym idolem, za którego mogłem się pociąć. I… nienawidziłem was – James spojrzał na swoją rodzinę i przyjaciół pociemniałymi od zgryzoty oczami. – Życzyłem wam śmierci.
- James… - odezwała się cicho Hermiona, która też miała łzy w oczach. – To nie byłeś ty.
Znowu wpatrzył się w okno, jakby nie mógł znieść tego współczucia.
- Czasami… Miałem przebłyski świadomości. Przypominało mi się jak walczyliśmy z Crosby’m – zerknął znowu na Rose, Ala i Scorpiusa. – Bitwa w ministerstwie… A nawet wspomnienia z dzieciństwa – Ginny uśmiechnęła się przez łzy. – Ale po każdym takim wydarzeniu było gorzej. Myślę, że Hurrlington zaczął podwajać dawki, kiedy sprowadził mnie do swojej siedziby. Kontrolował moją głowę i w końcu wszystko zniknęło. Liczyło się tylko to, czego i on pragnął. Zrobiłem wszystko co kazał z najwyższym oddaniem.
James umilkł na moment, jakby nie mógł poradzić sobie ze wspomnieniami, które go zalały. Zdjął ręce ze stołu, na sekundę po tym, jak wszyscy zobaczyli jak potwornie się trzęsą. Ale nikt nie przerywał tego milczenia i w końcu James mówił dalej:
- Dzięki mnie na stronę Hurrlingtona zaczęło przechodzić mnóstwo ludzi. Mówił im, że mój ojciec chce władzy i sławy, a jak mogli mu nie wierzyć, skoro jego własny syn to potwierdził.
- James – odezwała się Ginny. Nie płakała już, ale chyba nie chciała, by James wgłębiał się najczarniejsze chwile tej opowieści. – Jak się im wyrwałeś? Co się stało?
James odwrócił się od niej i przelotnie spojrzał na Louisa, a gdy się odezwał coś zmieniło się w jego głosie.
- To ja powinienem był dzisiaj zginąć.
Zaczęli mówić jeden przez drugiego. Tylko Jo wciąż milczała, a Rose przysunęła się do Louisa i wzięła go za rękę.
- James… - odezwał się pan Owen. – Ta dziewczyna, Leah Leander… Nie była zwolennikiem Ankdala?
Znowu nie odpowiedział od razu. W jego oczach był taki smutek, że większość uczestników narady poczuła do siebie obrzydzenie, że zmuszają go by to znowu przeżywał.
- Leah pochodziła ze zubożałej rodziny z długim tradycjami nienawidzenia mugoli. Jej dziadkowie służyli Voldemortowi, rodzice to nieobliczalni, okrutni ludzie. Spotkałem ich tylko raz i nikomu tego nie życzę. Ich zadowolenie z córki było uzależnione od tego, czy zdoła przywrócić ich rodzinie dawne poważanie i bogactwo. Leanderowie zwąchali się z Hurrlingtonem dawno temu i ofiarowali mu swoją córkę do pomocy.
James co jakiś czas zerkał na Louisa, jakby gotów w każdej chwili przerwać. Ale Louis słuchał tego niewzruszenie, jakby nic nie mogło go już bardziej zaboleć.
- I nadarzyła się okazja, by Leah mogła się przydać. Hurrlington potrzebował kogoś w Hogwarcie. Kogoś kto nie wzbudzi podejrzeń i wykona jego polecenia. Leah wiedziała, że gdy wyciągnie ze szkoły Mary Hervell, Hurrlington ją zabije. Wypełniała jego zadanie krok po kroku, ale wtedy… coś się zmieniło.
James patrzył na Louisa, Rose ściskała mocno jego ramię, ale Weasley nie reagował. Przecież nie usłyszy nic, co mu ją zwróci… Nic co cokolwiek zmieni.
- Leah wiedziała, że jeśli nie zrobi tego co chce Hurrlington rodzice nigdy jej nie darują. Wykonała rozkaz. Mary Hervell zginęła.
James nie patrzył już na nikogo i znowu opowiadał, oglądając niewidoczne obrazy.
- Leah nigdy sobie tego nie wybaczyła. Od tego momentu udawała. Wymyśliła jak pokonać Hurrlingtona i wciągnęła w ten plan mnie. To wszystko co wydarzyło się dzisiaj… – James spojrzał najpierw na ojca, potem na pana Owena. – Zawdzięczacie jej wszystko.
- Jak to się stało? – zapytała Hermiona, najwyraźniej wciąż nie rozumiejąc.
- Spotkaliśmy się w siedzibie Hurrlingtona – opowiadał dalej James. – Leah od razu zrozumiała, że nie jestem tam z własnej woli. Kilka dni zajęło jej rozgryzienie co się ze mną dzieje, ostatecznie na chybił-trafił zaczęła wylewać wszystkie napoje, które miałem brać do ust.
To było jak odwyk. Obudziłem się w końcu trzeźwy i przerażony. Pamiętałem co robiłem przez cały ten czas. Jak… jak z wami walczyłem. Co mówiłem… Chciałem go zabić. Jego a potem siebie. Leah mnie powstrzymała. Powiedziała, że możemy wszystko naprawić, ale musimy wciąż udawać, że jesteśmy po jego stronie. I tak robiliśmy. Hurrlington ufał już na tyle w powodzenie swojego planu, że coraz rzadziej mnie sprawdzał. Zdołałem też opanować podstawy oklumencji, by go oszukiwać. Ani przez chwilę nie podejrzewał co robimy. Był tylko jeden moment, przez który cały plan Leah mógł pójść w diabły.
Tym razem spojrzał na jej dłonie, nie podnosząc wyżej spojrzenia. Ale z jakiegoś powodu był pewny, że i Jo nie patrzy mu w oczy.
- Podczas ataku na szkołę w czerwcu walczyliśmy z wami do końca. To jeszcze nie był ten moment, na który czekaliśmy, ale…
- To byliście wy! – przerwała mu szybko Hermiona i przeniosła spojrzenie na Harry’ego. – Dostaliśmy wiadomość, że Hurrlington planuje atak na Hogwart.
James skinął głową.
- McGonagall nie miałaby szans. Ale w czasie tamtej bitwy… - mówił, nie spuszczając wzroku z dłoni Jo. – Jeden z jego żołnierzy cię dopadł. Nie mogłaś z nim wygrać. Kazałem mu odejść, a on musiał mnie posłuchać. Ale wtedy nasz plan prawie legł w gruzach. Cały oddział żołnierzy widział jak cię ratuję. Zaczęli mnie podejrzewać. Wiedziałem, że pójdą do Hurrlingtona.
- Co się stało? – zapytał Scorpius.
- Znowu Leah – odparł gorzko James. – Ukradła sporo Czarnego Wywaru przez cały ten czas i postanowiła go wykorzystać. Podała go żołnierzom i od tej pory mieliśmy kilku pomocników. Od tego czasu przygotowywaliśmy się do ostatecznej bitwy. Zaplanowaliśmy, że wciągniecie w pułapkę całą armię Ankdala i Hurrlingtona. Ale dwa dni temu znowu pojawił się problem…
- Scarlett – szepnął Albus, a James przeniósł na niego wzrok.
- Kiedy Leah dowiedziała się o tym, że jest przetrzymywana natychmiast mi o tym powiedziała. Ruszyłem od razu do szkoły, w której jak wiedziałem jest kilku jeńców porwanych po bitwie w Hogwarcie. Znalazłem Scarlett w ostatniej chwili. Pchnęła się nożem, kiedy jej strażnik próbował zrobić jej krzywdę.
Albus już o tym wiedział. Dlatego nie dał po sobie poznać co się z nim działo, gdy znowu o tym usłyszał. Ale po tych słowach Rose wypuściła głośno powietrze i Scorpius objął ją a Ginny zatrzęsła się od urywanego szlochu.
- Powiedziałem tamtemu, że jest wzywany. Opatrzyłem ranę Scarlett i wysłałem wam wiadomość – tu znowu zerknął na Albusa. – Kazałem reszcie wynosić się ze szkoły a jeńców przeniosłem w bezpieczne miejsce. Bałem się przenosić Scarlett.
Ginny płakała głośno, Hermiona kręciła głową nie mogąc uwierzyć, a Albus patrzył na Jamesa tak, że wzruszenie odbierało innym mowę. Ale James nie mógł znieść żadnej wdzięczności. Szybko odezwał się tym samym martwym głosem:
- Mieliśmy mało czasu. Ankdal zaufał Hurrlingtonowi i polecił mu wybrać miejsce na aportację. Wcześniej ja i Leah wmówiliśmy mu, że ta polana będzie najlepsza. Dzisiaj rano wysłaliśmy wiadomość do ministerstwa, podpisując się za porucznika Tally’ego, tak, byście się przygotowali. Ja od rana byłem w tamtym lesie, czekałem aż ktoś z was się pojawi i w końcu zobaczyłem Ryana. Zaufał mi.
Hurrlington musiał domyślić się wszystkiego w ostatnim momencie. Stałem za daleko. Zdołał dosięgnąć ją, nie mnie.
Powinien był dosięgnąć mnie.
James skończył swoją opowieść. W namiocie panowała cisza, przerywana łkaniem, i wibrująca drżeniem wszystkich rąk. A w powietrzu unosiła się prawda, gdzieś pomiędzy niespokojnymi spojrzeniami i odwracanym ze strachu wzrokiem.