Ginger Golden Girls

26 sierpnia 2015

Rozdział LXX



Umarłem razem z nią


Trzy lata wcześniej

- Leah! Zejdź tu natychmiast, Leah!
                Z ociąganiem wstała i ruszyła w stronę schodów, a potem zbiegła po nich do salonu. Eleonor siedziała w wysokim fotelu i piła wino w pękniętym kieliszku.
- Tak, mamo?
Eleonor spojrzała na nią jak zwykle od góry do dołu.
- Będziemy mieli dziś gościa. Powinnaś ubrać moją brązową suknię.
Leah wytrzeszczyła oczy.
- Kto nas odwiedzi?
- Sir Steven Hurrlington! – usłyszała i podniosła wzrok na Petera.
- Ten… ten arystokrata? – zapytała wyławiając z pamięci obraz grubego człowieczka, którego widziała kilka lat temu na przyjęciu u dziadków.
- Sir Hurrlington tworzy właśnie nowe ugrupowanie – powiedział ojciec. – Ma szczytne, szlachetne cele. Powstało w Norwegii.
- Co ma na celu? – zapytała Leah.
- Może wezwę fryzjera… - zastanawiała się głośno Eleonor, patrząc z niechęcią na jej zwichrzone włosy.
- Mam nadzieję dzisiaj się tego dowiedzieć – odpowiedział na pytanie Leah Peter, a potem bez słowa wyszedł z pokoju. Matka wciąż wpatrywała się w nią, jakby wolała zobaczyć kogoś innego i w końcu Leah też wyszła.

                Brązowa suknia leżała na niej tylko trochę lepiej niż na wieszaku. Upięła ciasno włosy i zeszła wcześniej, by witać gości w holu.
                Sir Steven Hurrlington okazał się być jeszcze okrąglejszy niż, gdy widziała go poprzednim razem.
- Moja droga, przypomnij mi jak masz na imię! – polecił, pochylając się nad jej ręką i składając na niej długi pocałunek. Leah poczuła nagłą ochotę cofnięcia dłoni.
- Leah, sir – ukłoniła się. Świńskie oczka sir Stevena pokraśniały z zachwytu.
- Chodzisz jeszcze do Hogwartu, moje dziecko?
Skinęła głową.

- Wyśmienicie. Wyśmienicie!
I minął ją, nie zajmując się nią dłużej, a Leah odetchnęła.

                Gustav Ankdal. Trzeba wyprowadzić magię z ukrycia. Mugole są zagrożeniem. Gustav Ankdal.
                Informacje galopowały przez umysł Leah jak szalone. Nowy świat. Co to znaczy? Ten człowiek był ewidentnie pomylony.

                Goście wyszli a Leah pomagała zgarbionemu skrzatowi domowemu zmywać. Musiała być cicho, inaczej jej matka srogo by ją za to ukarała. Nagle zamarła, bo z salonu dobiegł ją podniesiony głos ojca.
- Wizjoner. Wizjoner i geniusz.
- Wróżę nam świetlaną przyszłość, Peterze… - dodała Eleonor.
- Wszystko zależy od Leah. Musi wypełnić każde polecenie. Przyjąć każde zadanie jakie jej powierzy i godnie je wypełnić.
- Na pewno nas zawiedzie – westchnęła Eleonor, nawet nie ściszając głosu. – Ta dziewczyna sprawia nam zawód każdego dnia. Nie odziedziczyła żadnych cech mojego ani twojego rodu…
- Ale sir Steven potrzebuje właśnie jej – wtrącił obojętnie Peter. – Dajmy jej szanse, moja droga.
                Talerz wypadł z trzęsącej się ręki Leah i byłby upadł, ale stary skrzat zdążył go złapać i odstawić, odwracając od swojej pani żałosne spojrzenie.

                                                       *

Teraz                                                   

- Al, zwolnij! Na wszystkie świętości, zwolnij!
Albus zerknął przez ramię.
- Po prostu się rusz!
Jo już miała mu odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Z każdym krokiem coraz bardziej uświadamiała sobie co działo się dwa lata temu. Nie mogła uwierzyć, że Al i James przez to przeszli.
- To tutaj! – głos Albusa wyrwał ją z otępienia.
- Tutaj albo i nie tutaj! – burknęła, spoglądając na odrapany budynek starej mugolskiej szkoły. – Ta wiadomość była ANONIMOWA, Al!
Albus zerknął na nią przelotnie.
- Sama powiedziałaś, że to jedyne co mamy!
- To nie znaczy, że wiem co mówiłam! – syknęła prędko. – Równie dobrze Ankdal albo… Hurrlington zaprosili nas na obiad. My będziemy daniem głównym!
Albus jej nie słuchał. Machnął różdżką i po chwili znikł jej z oczu. Jo też wypowiedziała zaklęcie Kameleona.
- Gdzie jesteś? – szepnęła jeszcze. Prawie podskoczyła, gdy poczuła, ze bierze ją za rękę.
                Podbiegli do ogrodzenia i przykucnęli przy furtce.
- AL!!! – syknęła Jo i pociągnęła go w bok.
                Drzwi szkoły otworzyły się na oścież a potem sznur ludzi z zamaskowanymi twarzami zaczął iść wzdłuż ścieżki do wyjścia. Wyglądało to jakby się stąd ewakuowali. Jo trzymała mocno Albusa, bo zaczął drżeć na całym ciele. Na swoje nieszczęście usłyszeli jeszcze rozmowę:
- Co z dziewczyną? Sir Steven kazał ją utrzymywać przy życiu.
Krępy czarodziej zarechotał tak, że Jo poczuła ciarki na plecach.
- No to się nie udało. Myślę, że Vincent już za to zapłacił, wezwali go parę godzin temu.
Ramiona Albusa opadły i Jo ścisnęła go mocniej za rękę, chcąc dać znać, że za chwilę wszystko się skończy.
- Szybciej! – ryknął jeden z idących w stronę furtki. – Za dwie godziny bitwa. Wszystkie siły mają być w gotowości!
                Furtka otworzyła się na oścież i głośne huki wypełniły ulicę przed szkołą, gdy zaczęli się teleportować. Dwie minuty później Jo podniosła się szybko na równe nogi.
- Chodźmy!
                Nie widziała go, ale z jakiegoś powodu była pewna, że nie wstał z miejsca.
- AL!!!
- Słyszałaś go – powiedział strasznym głosem. – Ona… ona…
- Wstawaj, Al!!! – ryknęła Jo, która miała łzy w oczach. – Wstawaj!
                Pchnęli furtkę i ruszyli. Przez myśli Jo przemknęło jeszcze by rzucić zaklęcie sprawdzające obecność, ale bała się. Bała się, że nikogo nie wyczuje.
                Pchnęła drzwi szkoły.

                Albus czuł tyle rzeczy, że miał wrażenie jakby leciał. Płonął. Nie. Było mu zimno. Widział przed sobą Jo, a jednocześnie był pewien, że jest sam. Nagle stwierdził, że biegnie a dopiero później zdał sobie sprawę, że widzi jedyne zamknięte tu drzwi, zupełnie jakby fakty docierały do niego w odwrotnej kolejności.
                Jeszcze nigdy nie bał się tak, jak w tamtej sekundzie, gdy dotknął klamki i nacisnął.
                Krew.

                Wszędzie krew. I ona.
                Rzucona na ziemię jak szmaciana lalka w morzu własnej krwi.
               
                Albus stracił zmysły. Rzucił się do niej, modląc tylko o śmierć.

                Nie rozumiał rany na jej piersi. Ledwie ją zauważył. Wpatrywał się w jej twarz, nie czując, że jego zalewają potoki łez.

                Jo uklękła koło niego i trzęsąc się jak w febrze dotknęła rany Scarlett. Była świeża, ale nie aż tak, by móc mieć jakieś nadzieje. To wszystko działo się wczoraj.
                Chwyciła jeszcze jej dłoń i rozszerzyła zaszłe łzami oczy. Była ciepła.
- Al… - szepnęła, ale nie zwrócił na nią uwagi, obejmując Scarlett tak mocno, że miała problem z dosięgnięciem jej nadgarstka. W końcu jej się udało i…
- Al… AL!!!
Jo zerwała się na równe nogi i wyszarpnęła różdżkę. Albus był wciąż w zbyt wielkiej rozpaczy, by rozumieć co się działo.
                Nie miała wyjścia. Huknęła różdżką i Ala odrzuciło na stopę. Zerwał się i wpatrzył w nią wściekle.
- CO TY WYPRAWIASZ?!
Ale Jo nie zwracała na niego uwagi. Uklękła przy Scarlett i skierowała różdżkę na jej twarz.
- Enervate!

                Niemożliwe.
                Nieprawdopodobne.
                Nie.

- Al…
Scarlett otworzyła oczy.

                                                               *

Ryan rechotał jak opętany.
- A więc jest więcej szaleńców takich jak ty na tym świecie – stwierdził z zamyśleniem Noel.

                Morza ludzi. Niezaproszonych, wściekłych i gotowych na najwyższe oddanie stały pod bramami kraju, który nie po raz pierwszy chciał rzucić świat do swoich kolan. Wielka Brytania, Polska i Czechy były ułamkiem wszystkich zebranych pod granicą Rosji wojsk. Cała Europa wstała i patrzyła dumnie na surowy krajobraz.

- To Niemcy… - powiedział cicho Harry a Noel i Ryan poszli za jego spojrzeniem.
Milczący i najbardziej wściekli. Wyglądali jakby chcieli przyspieszyć czas.
                A potem dano znak, granica padła bez najmniejszego oporu i losy świata zaczęły zmieniać swój bieg.

                                                               *

                Rose pożegnała się z Jessiem serdecznym uściskiem i porządnym ciosem w splot słoneczny, a potem wbiegła do zamku Merlina jakby ją niósł wiatr. Nie miała pojęcia jak mogła się tak stęsknić przez kilka dni.
                Zamek był dziwnie pusty, ale nie zwracała teraz na to uwagi. Biegła wykrzykując jego imię i zaglądając do każdej komnaty.
- I czego się drzesz, Weasley? – Elizabeth pokręciła głową nad jej manierami.
- CAMBELL!!! Kiedy wróciliście?! – Rose wyglądała jakby chciała ją przytulić, ale w ostatnim momencie zrezygnowała.
- Widziałaś może Curringtona? – zapytała Elizabeth.
- Nie. Gdzie jest Scorpius?!
- Mam naprawdę ważną sprawę do Blake’a.
Rose obnażyła zęby.
- Wymknęliśmy się dwudziestu żołnierzom Ankdala – warknęła. – Mamy strzałę i jestem strasznie głodna. Nie denerwuj mnie bardziej i mów gdzie jest Malfoy!
Elizabeth westchnęła.
- Żołnierzy! – prychnęła z pogardą. – MY walczyliśmy z Ankdalem.
Rose opadła szczęka.
- Nic mu nie jest? – zapytała słabo. Elizabeth pokręciła głową.
- Jest tam – wskazała na komnatę, z której wyszła.
Rose nie zawracała sobie nią dłużej głowy.

                Scor wkładał Czarną Różdżkę do szkatułki, ale zatrzymał się w połowie. Imbir wypełnił mu nozdrza i uśmiechnął się szeroko, ale nie odwrócił.
                Rose stanęła tuż za nim. Też nie musiała się odzywać. Podeszła i objęła go, wtulając się w jego plecy. Stali tak chwilę, póki Scorpius w końcu się nie odwrócił, chcąc się upewnić, że jest cała.
- Cholera.
- Co?! – zapytała robiąc wielkie oczy, gdy ręce Scora zacisnęły się na jej tali.
- Zapomniałem jaka jesteś ładna.
Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Widziałam Cambell. Wszystko z nią w porządku?
Scorpius zagryzł wargi.
- Trochę oberwała, miała małe zaćmienie mózgu, ale mam wrażenie, że po raz pierwszy w życiu z Elizabeth jest w końcu w porządku.
Rose nie bardzo rozumiała ale skinęła głową.
- A jak Atwood?
Wzruszyła ramionami.
- Trochę oberwał, miał małe zaćmienie mózgu i zdecydowanie nie jest z nim w porządku.
Scor zachichotał.
- Nie mogę znaleźć Carter ani Pottera.
- Zaraz ich poszukamy.
- Mmm, a co będziemy robić teraz?
Rose uśmiechnęła się bardzo niewinnie, na co ani trochę się nie nabrał.
- Teraz, kochanie będziemy się całować. Tylko porządnie!
Scorpius zawył śmiechem i opuścił ręce.

                                                               *

                Blake kończył pakować najpotrzebniejsze rzeczy, gdy drzwi jego sypialni otworzyły się z takim hukiem, że powinny wypaść z zawiasów… Stała w nich Elizabeth i ku jeszcze większemu zdumieniu Blake’a patrzyła na niego bez cienia pogardy.
- Cambell! Cieszę się, że żyjesz – powiedział, robiąc krok w jej stronę, ale szybko przypomniał sobie, że nie jest jej godzien.
                Tymczasem Elizabeth chyba miała jakieś objawienie. Jej oczy rosły z każdą sekundą, gdy nie spuszczała z niego wzroku i po chwili była już przy nim.
- Nie mów, że tęskniłaś! – burknął, czując kompletne otępienie.
Ale Cambell chyba zrezygnowała z werbalnych środków przekazu.
                Jej ręka wystrzeliła w górę i zacisnęła się na przodzie jego koszulki, a Elizabeth mocnym gestem przyciągnęła się do ciebie. Jego nos był na jej nosie, gdy…
- Nie w ten sposób… - szepnął, choć mózg mu prawie parował.
Elizabeth uniosła tylko brwi, a w tym samym momencie poczuła, że unosi się w górę. Blake trzymając ją mocno szedł z nią w kierunku najbliższej ściany i w końcu oparł ją o nią, prawie ją w nią wciskając. Dyszeli głośno i szybko.
- Zrób to! – zażądała Elizabeth, wibrującym głosem. Blake obejmował ją tak ciasno, że czuł każde wypuklenie i każdą kostkę w jej ciele.
- Będziesz ze mną… - powiedział groźnie, świdrując ją wzrokiem. – Przestaniesz mnie drażnić i ode mnie uciekać. Będziemy w normalnym związku.
Jej szczęka praktycznie drgała.
- Pocałuj mnie. Proszę.

                Nawet ściana jęknęła. Blake zjechał tylko ciut niżej, położył wargi na jej spieczonych ustach i poruszył nimi. Smakowała jak lubieżny luksus, ale do tego wniosku doszedł dużo później. Teraz całował ją tak długo jak chciał i tak mocno jak potrafił, a Elizabeth poddała mu się jak nie zrobiła tego jeszcze nigdy w życiu. I nie po raz ostatni.

                                                               *

                Scarlett oddychała bardzo ciężko. Była trupio blada i miała w oczach taki rodzaj smutku, że Jo zaczęła się mimowolnie trząść a Albus zaciskał pięść tak mocno, że mu zdrętwiała.
- Przepraszam… - powiedział, ciężkim, martwym głosem i dotknął jej powoli. Scarlett przymknęła na moment oczy, jakby cieszyła się tym dotykiem, ale szybko je otworzyła.
- Moja mama… Gdzie jest moja mama?
Jo i Al spojrzeli po sobie wystraszeni.
- Wszyscy się stąd ewakuowali – powiedziała cicho Jo. – Może zabrali ją ze sobą.
- Znajdziemy ją – dodał natychmiast Albus, a potem jakby wróciło mu myślenie pochylił się i wziął ją na ręce.
Usta Scarlett drżały jak w gorączce. Po jej twarzy spływały łzy i spojrzała na Jo.
- James tu był – powiedziała, a Jo zamarła. – Widziałam go dzisiaj. On… On na pewno wie gdzie jest moja mama.
Jo wyglądała strasznie. Oczy zaszły jej czerwienią jak jeszcze przed chwilą Alowi i wydawało się, że jej klatka piersiowa paruje.
- Znajdziemy twoją mamę – powiedziała tylko martwym głosem.

                Albus chyba nie do końca był świadom tego co się działo. Wyniósł Scarlett z budynku, idąc za Jo, bo mieszało mu się w głowie tak bardzo, że niewiele widział i słyszał. Patrzył na nią, przyciskając ją do piersi i nienawidząc się z całej siły.
- Zabierz ją do zamku – usłyszał i stwierdził, że stoją już przed bramą. Jo patrzyła na niego i zdziwił się, bo wyglądała okropnie. – Na pewno są tam Dakota i Jack – mówiła jeszcze Jo, omiatając wzrokiem klatkę piersiową Scarlett, która nosiła dziwną, głęboką ranę.
- Gdzie ty idziesz? – zapytała słabo Scarlett, gdy Jo odbiła się od miejsca. Ale Carter nie odpowiedziała i szła dalej. – Al? Nie zatrzymasz jej? Może jej grozić niebezpieczeństwo…

                Jo szła dalej, ale Albus nawet nie spojrzał w jej stronę. Wpatrywał się w Scarlett jak w najdroższą rzecz na świecie.
- Wracamy do domu, skarbie – powiedział tylko i teleportował się, przyciskając ją do siebie mocno.

                                                               *

                Nienawidziła go całym sercem. Każdą komórką swojego chudego ciała, każdą pojedynczą myślą swojej biednej głowy. Był w tej szkole. James był tam i widział Scarlett. Nie pomógł jej, mimo, że była umierająca. Jo miała wrażenie, że coś wyżera jej wnętrzności i je spala.
                 Nie miała zamiaru wracać do zamku Merlina. Teleportowała się w Londynie i szła przed siebie. Szybko, jakby chciała zostawić coś za sobą. Weszła do Dziurawego Kotła, żeby się czegoś napić. Przestąpiła tylko próg.
- Zaczyna się!!! – usłyszała.

                                                               *

- Och, zginie! Zginie tak jak jeszcze nikt nigdy nie zginął. A o tych torturach, które mu zgotuję będą śpiewać pieśni!!!
Ron przypatrywał się Hermionie ze zmarszczonymi brwiami.
- Zdąży! Harry jeszcze nigdy nie spóźnił się na żadną bitwę!
Hermiona spojrzała na niego tak, że chyba podziękował w myślach za ich rozwód.
- POTTER JEST W ROSJI!!! ZABRAŁ MI PÓŁ ARMII, A ZA MOMENT ZWALI SIĘ TU CAŁA SKANDYNAWIA, HURRLINGTON I… ZABIJĘ CIĘ!!!
                Londyn błyszczał w zachodzącym czerwonym słońcu, gdy kilka tysięcy żołnierzy wracało strudzonych z dzikich stepów. Harry szedł pierwszy, choć na widok Hermiony nieco zwolnił i niezauważalnie rozchylił szatę przy zapięciu tak, żeby jego nowe rany dały się zauważyć z daleka. Nie pomogło. Hermiona rzuciła się na niego z całym impetem a Ron chyba uznał, że sobie daruje oglądanie morderstwa i odszedł.
- CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ, TY WSTRĘTNY…?!
- Wygraliśmy.
Hermiona zabrała pięść z jego głowy i rozszerzyła oczy. W tym momencie ktoś przepchnął się do nich i Hermiona odetchnęła z wielką ulgą.
- Nie tak się wita bohaterów! – zawołał wesoło Noel. Hermiona chwyciła swoją twarz obiema rękami.
- Co się stało?!
- Powiedzmy, że pospolite ruszenie w Europie wciąż jest w niezastąpione. Rosja przez wieki gnębiła zbyt wiele narodów.
Noel wpatrywał się w Hermionę z błyszczącymi oczami a ona wyglądała, jakby miała ochotę rwać sobie włosy z głowy.
- A gdybyście nie wrócili?! – krzyknęła wciąż wściekła. Harry przewrócił oczami.
- Przywlókłbym się tu bez kończyn i pięć minut przed śmiercią.
- Ja tym bardziej – powiedział Noel, patrząc na nią znacząco. Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Jesteście…
Ale nie dowiedzieli się co jeszcze o nich sądzi. Przez tłum pędził trzeci muszkieter.
- Oczywiście to był twój pomysł! – syknęła Hermiona. Ryan spojrzał na nią nieprzytomnie. Wyglądał jakby przed chwilą zobaczył ducha.
- Nie, ja tylko położyłem wszystkich ruskich… - odparł i zatrzymał się, ciężko dysząc. – Hermiono, skąd wiedziałaś, że masz tu być?!
Granger zrobiła zdumioną minę.
- Dostałam wiadomość od porucznika Tally’ego! Napisał, że widział jak wojska Hurrlingtona i Ankdala wychodzą z koszar.
Ryan pokręcił głową.
- Skąd wiedziałaś, że masz czekać TUTAJ?
- Od Tally’ego! – powtórzyła ze złością. Harry wpatrywał się w Ryana.
- Co się stało? – zapytał ostro.
- Tally jest w Danii. A ja właśnie rozmawiałem z…
                Harry, Hermiona i Noel otworzyli szeroko oczy.  
                                                                                                                          
                                                               *

- Gdzie jest Carter i Aluś?! Aha, nie ma was… - Rose rozejrzała się po placu i zdała sobie sprawę z tego, że jest pierwsza. Zaczęła uderzać nerwowo dłonią w udo. – W końcu!
Syknęło i aportował się Scorpius, a tuż za nim Elizabeth, Blake i Jesse.
- Gdzie jest Carter?! – ryknął Malfoy, bezwiednie naśladując Red.
- Myślałem, że już tu będą! – zawołał Jesse, odchylając się by ogarnąć spojrzeniem wojsko ministerstwa.
- Może są gdzieś w tym tłumie! – denerwowała się Rose.
- Podejdźmy bliżej…
Ruszyli w stronę wojska, wypatrując Jo i Albusa. Zobaczyli Hermionę i wielu mieszkańców zamku Merlina, ale najpierw woleli znaleźć Jo i Ala nim wpadną w objęcia stroskanych dorosłych…
- Powieszę ich za…
- ROSE!!! – obrócili się na trzy-cztery. Jo biegła w ich kierunku z rozwianymi włosami. Scorpius i Rose rzucili się do niej pierwsi i wpadła w ich wyciągnięte ramiona. – Słyszałam! – krzyknęła łapiąc dech. – Byliście niesamowici!
- Gdzie jest Al? – zapytała szybko Red, gdy Jo witała się z Jessiem. Oczy Jo natychmiast posmutniały.
- Coś się stało...
Wszyscy wytrzeszczyli oczy.
- Chodzi o Scarlett – dodała gorzko Jo. Rose złapała się za serce.

                                                       *

                Harry wpatrywał się w Ryana płonącym spojrzeniem.
- Jesteś pewien?
- Harry, to był on. Mówił szczerze, był pewny, chociaż śmiertelnie zdenerwowany.
Potter przetarł twarz obiema dłońmi.
- To może być pułapka.
Ryan pokręcił głową.
- Wierzę mu. Znam się na legimencji i widzę zajebistą różnicę w jego zachowaniu. Myślę, że możemy mu zaufać.
- Wiesz co to znaczy? – szepnął nagle Harry. Ryan pokiwał poważnie głową.
Odwrócili się w stronę Hermiony i Noela.
- Zadecyduj – powiedział Harry do Hermiony. – Ja nie jestem obiektywny…
Hermiona spojrzała na garstkę wojska, które ze sobą przyprowadziła i na kilka oddziałów, które przybyły z nimi.
- Nigdy nie mieliśmy większej szansy.

                                                       *

                Rose płakała, podpierając się na ramieniu Jo, Scorpius zaciskał pięści z bezsilnej złości a Elizabeth wygrażała głośno każdemu zwolennikowi Ankdala z osobna. Nagle Jesse klepnął Jo w ramię i wskazał na coś, a wszyscy poszli za jego wzrokiem. W ich kierunku szedł Albus. Wyglądał strasznie. Miał przekrwione oczy i spojrzenie, które groziło śmiercią wszystkiemu i wszystkim.
                Rose puściła Jo i rzuciła się w jego kierunku, ale Al nie był w nastroju do rodzinnych spotkań.
- Co ze Scarlett? – zapytała szybko Jo, gdy Al wyswobodził się z uścisku Rose.
- Jest z nią Dakota i ten uzdrowiciel, Jack. Powiedział, że ktoś jej pomógł, myślę, że to była jej matka. Ci skurwiele myśleli, że nie żyje, dlatego ją zostawili.
- Al… - szepnęła Jo, która wpatrywała się w niego przerażona. – Powiedziała ci co się stało?
Albus patrzył na nich długo, a potem powoli skinął głową, trzęsąc się z bezsilności.
- Wiem kto to był – powiedział. – Znajdę go.
I nie czekając na nich ruszył w kierunku Harry’ego i Hermiony a reszta pobiegła za nim.

- Zaklęcie antydeportacyjne i bardzo duże pole siłowe, które na kilka minut wstrzyma jakiekolwiek czary – mówiła Hermiona. Ryan i Noel skinęli głowami i odeszli.
- Musimy się ustawić – zaczął Harry, ale w tym momencie zobaczył Ala, Rose i resztę i na moment urwał a potem on i Hermiona rzucili się w ich stronę.
- Nie ma czasu – mówił Harry, który wyglądał jakby miał gorączkę.
Hermiona ściskała Rose i Scorpiusa, a Harry zdążył tylko obrzucić zaniepokojonym spojrzeniem Ala i szybko odciągnął ją od dzieci.
- Dziwnie się zachowują – zauważyła Rose.
- Zaraz ma się odbyć bitwa stulecia – odpowiedział jej Scorpius. – Jak się mają zachowywać?!
  
                                                             *

                Zdumieni żołnierze wykonywali w ciemno każdy rozkaz jaki padał ze sztabu dowódczego, choć niektóre były doprawdy zaskakujące. Kazano im na przykład rozbić wszystkie szyki, w których stali, przejść dwadzieścia jardów na wschód i ustawić się w olbrzymim kręgu. Odległość między walczącymi była tak duża, że niektórzy nawet się nie słyszeli…
                Ale nie było już czasu na pytania. Teraz był czas na walkę, na oddanie, na śmierć.

                Ziemia zadrżała. Potężny huk rozległ się w Londynie i kakofonia świstów towarzyszących aportowaniu wypełniła uszy wojsk ministerstwa. Dziesiątki tysięcy posępnych czarodziejów i czarownic pojawiło się na łące, gotowe rozbić ostatnią bastylię przeciwników niepokonanego Norwega.
 Ale potem… blady strach i przerażenie odmalowało się na twarzach przybyłych, gdy zobaczyli, że ministerstwo już na nich czeka. Ruszyli i… zamarli. Z żadnej różdżki nie wydobył się nawet blask, podczas, gdy ministerstwo zaatakowało natychmiast.
Różdżki Norwegów i wojsk Hurrlingtona wyleciały w górę, oni sami kamienieli, nie mogąc się poruszyć, lub padali na ziemię z otwartymi oczami, obserwując w najwyższym zdumieniu własną, sromotną klęskę.
I trwało to krótko. Śmiesznie krótko jak na największą bitwę tej wojny.

Harry i Hermiona spoglądali na siebie z rosnącymi sercami, obchodząc dookoła zamkniętych w pułapce przeciwników. Harry wyraźnie kogoś wypatrywał a Hermiona trzymała różdżkę wysoko, jakby spodziewała się jeszcze czegoś tego dnia. Byli już w połowie, gdy rozległ się krzyk i zobaczyli Ryana wypadającego z lasu. Ale nie to było najdziwniejsze. Przed sobą gnał niskiego, przykurczonego jegomościa ze sporym brzuchem i świńskimi oczkami.
- HARRY! – Hermiona złapała go za łokieć i obróciła w tamtą stronę. Harry zadrżał z gniewu i ruszył w stronę Hurrlingtona tak szybko, że Hermiona musiała biec, by go dogonić.
                Ale pomimo faktu jednoznacznej przegranej, w oczach sir Stevena wciąż czaił się triumf.

                                                            *

                Jo, Rose i reszta przypatrywały się w zdumieniu jak oddziały wojska rozbrajają praktycznie bezbronnych żołnierzy. I każde z nich było jednakowo wściekłe.
- Wolałabym walczyć! – warknęła wściekła Elizabeth. Reszta podzielała jej zdanie.
                Tylko Albus nie przyłączył się do ogólnego marudzenia i ruszył nagle przed siebie w stronę pokonanych oddziałów.
- LOUIS! – krzyknęła nagle Rose i zaczęła machać w stronę kuzyna, który z szarą twarzą przemierzał londyński plac boju, którego nie było. Na widok Rose zmienił kierunek i ruszył w ich stronę. Dokładnie w tym samym momencie, w którym Ryan Hastings rzucał o ziemię Stevenem Hurrlingtonem.
                Wszyscy rzucili się do przodu, by lepiej widzieć.
- Był z nim Ankdal. Zwiał – mówił Ryan. Splunął na Hurrlingtona i odsunął się zostawiając go Harry’emu.
- Myślisz, że wygrałeś, Potter? – syknął Steven z ziemi. Harry uniósł różdżkę.
Hurrlington zmrużył oczy, spodziewając się najpewniej bólu, ale… podniosło go do pozycji stojącej.
- Obiecałem ci kiedyś, że cię nie zabiję. Nie. Pozbawię cię wszystkiego jak to zrobiłeś swojemu krajowi. Będziesz patrzył na ten upadek z szeroko otwartymi oczami.
- Och, czyżby? – zaśmiał się tylko Hurrlington. – To tylko robactwo! – machnął ręką w kierunku armii brytyjsko-skandynawskiej, uwięzionej i pozbawionej magii – wyhodujemy sobie nowe!
- Jesteś wstrętny! – zagrzmiała Hermiona. – Obrzydliwy, obmierzły!
Hurrlington tylko uniósł brwi. A potem jakby to wcale nie on był pozbawiony najmniejszych szans odbił się od miejsca i ruszył w stronę pokonanego wojska. Harry wciąż mierzył do niego różdżką.
- Dam ci ostatnią szansę. Gdzie jest Gustav Ankdal?
- W twoim najczarniejszych koszmarach, Potter… - i spokojnie szedł dalej aż zatrzymał się w niedalekiej odległości od swoich byłych oddanych i objął ich teraz wzrokiem. – Dość tych głupot!
                I szarpnął rękawem, z którego wypadła różdżka. Pomarańczowy dym i huk. Wszyscy rzucili się do przodu, a wiele osób pobiegło, by zasłonić Harry’ego. Hermiona machnęła raz różdżką i dym opadł.
Usłyszeli dwa ciężkie zaklęcia i dwa zielone promienie przecięły się w locie. A potem zobaczyli co się stało. Hurrlington nie celował do Harry’ego. Stał obrócony do swojego wojska, a z jego różdżki pędziło mordercze zaklęcie.
- Więcej mnie nie zdradzisz!!! – ryknął jeszcze, na sekundę przed tym jak śmiercionośny promień Hermiony dosięgnął go i Steven Hurrlington opadł bez życia.

                Ale nikt nie patrzył na niego. Zaklęcie, które zdołał rzucić przed śmiercią mknęło jak strzała. Dziewczyna, w którą było wymierzone nawet go nie widziała. Wpatrywała się w dal, gdzie stał przystojny chłopiec z jasnymi włosami. Uśmiechała się i miała spokojną twarz. Była szczęśliwa.

                                                               *
                                                               *
                                                               *

                Louis prawie był przy niej. Prawie zdążył. Prawie wyprzedził zaklęcie. Prawie.

                Leah posłała mu ostatni uśmiech i upadła a z piersi Louisa wyrwał się krzyk, głośniejszy od ryku zranionego zwierzęcia. Nie słyszał już i nie widział. Dopadł do niej i rzucił się na kolana, podnosząc jej głowę i kładąc ją na swoich kolanach. Ale oczy Leah, te najpiękniejsze oczy jakie widział były już puste.

                                                               *

                Zrobiło się zamieszanie, ktoś podbiegł, by zabrać ciało Hurrlingtona, bo wiele osób rzuciło się na nie z dzikim krzykiem. Nikt nie wiedział co się dzieje, jedni ryczeli z radości, inni wołali o wyjaśnienia.

                Przez rozbrojony tłum żołnierzy szedł mężczyzna ze spuszczoną głową. Patrzył na martwą dziewczynę i łzy same skapywały mu z twarzy. Ktoś krzyczał, by go pojmać, ktoś już skierował na niego różdżkę.
- NIE!!! Nie strzelać! – Ryan Hastings rzucił się w jego kierunku i osłonił Jamesa własną piersią.
- Ten chłopak…! – ryknął wściekle jakiś czarnoskóry czarodziej, patrząc na Jamesa z odrazą. Ryan wyciągnął swoją różdżkę w jego kierunku.
- Ten chłopak…! – zagrzmiał Ryan – Zakończył tę wojnę!

                Piski i wrzaski. Okrzyki radości i przerażenia. Płacz i szczera radość. To wszystko zalewało Londyn i zalewało świat. Hermiona kazała odsyłać rozbrojonych żołnierzy do tymczasowego więzienia, wszędzie ktoś biegał i krzyczał. W zasadzie tylko kilka osób stało spokojnie.

                Jo czuła, że dłużej nie wytrzyma. Nie mogła… Nie miała siły. Ale nie umiała ruszyć z miejsca. James dotarł do nich, spojrzał krótko na swojego ojca, który skinął mu głową a potem przeniósł wzrok na nią. Nic nie powiedział, tylko szedł w jej stronę jak skazaniec. Jego twarz wciąż błyszczała od łez. Jo drżała okropnie. James już na nią nie patrzył, gdy zatrzymał się przed nią i upadł na kolana.

                                                               *
                                                               *
                                                               *

                Louis i Leah leżeli pośród tej wojny wtuleni w siebie i obojętni. Ktoś do nich podbiegł, chyba jego matka, a może ciotka… Mówił coś i próbował go podnieść.
- Zostawcie mnie – mówił spokojnie Lou. – Ja też umarłem. Umarłem razem z nią.
               
                Świat się kończył i zaczynał się świat. Louis nie puszczał swojej Leah ani na moment.


               




47 komentarzy:

  1. Opowieść Jamesa będzie w następnym rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niespodziewałam się jej śmierci... Teraz beczę jak wariatka! Nie! Oni mieli być szczęśliwi! Lou miał dziennie rano się kłócić z Leah o to, że sobie zrobiła śniadanie a mu nie! Mieli się kłócić, kiedy Louis nie weźmie skarpetek z łóżka! Mieli się kłócić tak jak to oni! Mieli się kochać! Oni byli inni niż reszta! To nie miała ona zginąć! To nie miała być tak niepotrzebna śmiedci, niszcząca ich niezwykłą, wręcz dziwną miłość! To miała być Scarlett! Ale nie moja mała Leah, przypominająca wilka! I nie mój smutny Louis, który teraz tak rozpacza!
    Nie wierze, że im to zrobiłaś... Że Louisowi to zrobiłaś...
    James!!!
    Zabije, ukatrupie, pogrzebie, odkopie, zabije, a potem wycałuje na śmierć!
    Teraz niech się płaszczy nad Jo godzinami! A ta się z nim pogodzi dopiero wtedy, gdy walnie go tak trzy razy mocno patelnią w tą durną mózgownice!!!
    Boż, Al... Ona nie zginęła, idioto! Żyje! Nie to co Leah Leander! Ona żyje! Ogarnij się gościu i zabij wszystich na drodze do matki Scar i tego pacana, który ją zostawił w tej komnacie, by go potorturować, a potem zabić!
    Elizabeth, kobieto wreszcie zmądrzałaś! Wreszcie mój Blake, będzie miał się z kkm poprzytulać (bo ja jestem za daleko xd)!
    Noel i Hermiona... MIŁOŚĆ ROŚNIE WOKÓŁ NAAAAS!
    Ryan i Dakota? Plzzz ja shipuje moje Dyan!
    Zabije tych wszystkich cweli, którzy choć odrobine się orzyczynili do życia Hurrlingtona i jego różdżki, która uśmierciła moją Leander!
    A potem, Ginger znajdę Ciebie i rozkaże Ci, moją blondyneczke wskrzesić!
    Chociaż, mogłam się spodziewać, że zabijesz ją po początku rozdziału... Eh...
    Nie mam słów. Jestem zła, smutna, zła i zdenerwowana. No i zła. Wspominałam, że jestem zła? No to mówię: JESTEM CHOLERNIE ZŁA, GINGER!!!!!
    Teraz pozwalam Ci zabić Jessiego i Scarlett, a reszta zostaw mi w spokoju, bo nie ręczę za siebie... Zwłaszcza za Jomes, Dyan, Scorose i Lameron... Bo zginiesz, śmiercią doskonale zaplanowaną z ogromnymi torturami (a tak btw zauważyłaś, że bardzo często w komentarzach grożę Ci i wspominam o Twojej śmierci? Xd)
    Kończe i mam focha, za Leah i Lou
    ~Nat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam focha. Leah to jedna z moich najukochańszych postaci, każdy chyba o tym wie. Powiedziałabym Ci nawet czemu właściwie zginęła, ale Louis usłyszy to w następnym rozdziale i będzie trochę jaśniej.

      Jesse i Scarlett nie są parą a to para zginie...

      Usuń
    2. Okay, mam nadzieję, że mi to wyjaśnisz...

      To mogłabyś ich dać razem tak na dwa dni, a potem, to by zginęli... plz? (Sorry jeżeli, ktoś ich lubi...)

      A tak serio to wydaje mi się, że zginie Cam i Lucy, choć przez to, że ich skryłaś, to teraz uważam, że to zginie Scorose, mimo, że wolałabym Ala i Scar widzieć w tej scenie...

      Nic nie mówisz o Dyan, więc mam nadzieje! ;p

      ~Nat

      Usuń
    3. Cameron jest na polu niedoszłej bitwy, nie ukrył się razem z Lucy.

      A o Dakocie i Ryanie nie mówię, bo nie ma o czym. Przykro mi, ale to najbardziej niedobrana dwójka ever :P Ryan potrzebuje kogoś podobnego do Jo, a Dakota to przecież pani prefekt! :) Nie. Oni nie.

      :)

      Usuń
    4. Zburzyłaś moje marzenia!
      Właśnie o to chodziło z tą miłością! Są tak niedobrani, że aż do siebie pasują ;P xd
      Tak mi namieszałaś w głowie, że już nie wiem kto będzie z Ryanem... Może stworzysz nową postać, z mixem charakteru Jo i Rose (tak wiem mieszanka wybuchowa xd)?
      Ale nie zabijaj mi Cama! On ma żyć! Zrozumiano?!
      Z facetów może zginąć tylko Jess, lub Albus...
      A z dziewczyn to whatever. Byle, żeby to nie była Rose i Jo... Dodałabym Leah, ale sama wiesz najlepiej co znią się stało (ja wcale wrogo tego nie powiedziałam, nie...)
      Będzie miniaturka jakaś dodatkowa ze sprawą Jamesa, albo życiem Leah?
      Fajnie by było...
      Poza tym uśmierciłaś moją jedną z trzech fav dziewczyn w tej historii... Więc już przekroczyłaś limit...
      Wydaje mi się, że nie uśmiercisz Jomes, bo wszyscy by Cię zakatrupili na śmierć...
      Scorose... jak już śmierć, to liczę na zjawiskową! W stylu Malfoya i Weasley! Takie typu:
      "-Rose... Wszystko będzie dobrze, słyszysz? - chlipał Malfoy, (...).
      -Przymknij się, frajerze... - powiedziała Red ze śmiechem, a potem przymknęła oczy, nigdy więcej już ich nie otwierając..."

      Albo:

      "-Scorp... Scorpius... Malfoy... Nie możesz umrzeć, jasne? Nie pozwalam!!!
      -Przymknij się, Rose. Czy ja Cię muszę słuchać nawet teraz? - westchnął dramatycznie Scorp, lekko krzywiąc usta w uśmiechu, a potem opadając na nogi Red z bezsilności..."

      Takie uwagii w stylu Freda i Georga o uchu Georga w siódmej części HP...
      Taka śmierć, byłaby dla nich idealna...

      Dobra! Nie męczę!
      ~Nat

      Usuń
    5. Po pierwsze podtrzymuję to, że Ryan nie jest nawet drugoplanowym bohaterem tego opowiadania (bo odwróciłby uwagę od innych). I nie powiedziałam nawet nigdy, że będzie z kimś w czasie trwania GGG! :P

      Sprawa Jamesa i Leah będzie całym następnym rozdziałem, nie potrzeba miniaturki.

      Okej, zabiję Rospiusa :P

      Usuń
    6. A nie pisałaś mi to czasem w kednym komentarzu? Czy tylko to roi mi się w mojej mózgownicy? On MUSI mieć dziewczyne/żonę!

      Okay, okay to będzię ciekawe...

      Nie zabijaj ich! Ale jak masz już to zrobić, to zrób to w taki sposób, by można było się śmiać przez łzy! Bo osobiście ja nie widze innego rodzaju śmierci dla nich...

      Ale jak nie miałaś planów ich zabić, to nie zabijaj! Wiesz, oni nardziej podobają mi się żywi... Tak tylko mówie xd

      ~Nat

      Usuń
    7. Owszem, będzie miał żonę. Ale nigdy nie powiedziałam, że w GGG :D

      Usuń
    8. Czy to mam brać jako propozycje? :D xd
      Czyli jednak nic nie pomyliłam... Jednak nie jest ze mną aż tak źle XD
      ~Nat

      Usuń
  3. Ja nie wiem jak to skomentować, czułam, że to właśnie Leah umrze, ale to jak zgineła to było niedopisania. Ona oddała swoje życie za życie Scarlett. Tak współczuję Louisowi, nie zdziwiłabym się gdyby popełnił samobójstwo, ale ma się trzymać, ma pamiętać wszystkie z nią spędzone chwile, wiem, że mu jest strasznie ciężko.
    A teraz o plusach, czyli przede wszystkim JAMES, oczywiście cieszę się, że Scar żyje ale za cenę życia Leah, więc ten fragment ,, Harry, to był on. Mówił szczerze, był pewny, chociaż śmiertelnie zdenerwowany.'' JAMES!
    ,,Wierzę mu. Znam się na legimencji i widzę zajebistą różnicę w jego zachowaniu'' JAMES!
    ,,Ten chłopak…! – zagrzmiał Ryan – Zakończył tę wojnę!''
    ,,James już na nią nie patrzył, gdy zatrzymał się przed nią i upadł na kolana.''
    Scarlett wie, że James ją widział i jestem prawie pewna, że jej chociaż trochę pomógł.
    Myślę, że był szpiegiem i nikomu o tym nie powiedział, bo jego plan mógłby runąć.
    Wygrali wojnę, ale Ankdal ciągle żyje a póki on nie zginie nikt nie zazna spokoju.
    Noel i Hermiona, mimo, że ich momentów jest bardzo mało, raduje mnie nawet krótkie zdanie z nimi.
    Ryan jest cudowny.
    Kończę i nie mam żalu za śmierć Leah.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leah nie oddała życia za Scarlett. To zupełnie co innego. James nie do końca był szpiegiem.
      Musicie zaczekać na następny rozdział.

      Usuń
  4. Ohhhh... To taaakie smutne :( . Ale kiedy zobaczylam ma początku rozdziału wspomnienie Leah, to juz wiedziałam,ze to ona zginie . Ale i tak jest mi przykro strasznie. I tak szkoda mi Louisa :( Biedaczek .. Kurcze ..
    No ale w końcu James uratował wszystkich! Mój bohater. :D No i Jomes tak bardzo!!! :) I właśnie mi się przypomniało, ze Jo nie mogła zginąć teraz, bo przecież ma wziąć ślub z Jamesem . Było przecież cośs takiego na początku tej części czy jakoś tak.
    eee a tak właściwie to James nie do końca zakończył te wojnę, prawda? Bo Ankdal teraz nasle na nich ta Bestie, tak? Boje się o nich..
    Normione <3 i tak będę ich shippowac juz to pisałam :)
    Kochana Leah. Zginęła jako prawdziwa bohaterka, bo w ostatniej chwili przeszła na właściwą stronę . Była bardzo odważna, podziwiam ja .
    Jest mi smutno .

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha!! Wiedzialam, że dzisiaj dodasz nowy rozdział... takie przeczucie. :D
    Już wiem dlaczego Leah nie sprzeciwiła sie rodzicom i stała po stronie Hurrlingtona! Ona chciała udowodnić rodzicą, że sie mylą.
    Ale, jak moglaś ja zabić??? Jedną z moich ukochanych postaci twojego opowiadania..
    Jesteś.. okrutna i, i bezuczuciowa!!
    Okey już mi przeszlo..
    "Równie dobrze Andakal, albo Hurrlington zaprosili nas na obiad. My będziemy głównym daniem."
    Zabrzmiało to troche jakby szli do kryjówki .. wampirów, wilkołaków?
    Jo uratowała Scarlet życie!!! W sumie to myślałam, że to Scar umrze.
    Ale, ale to Leah lubiłam bardziej...
    Louis.. dlaczego to jego cały czas krzywdzisz? To jest nie fair!!
    Elizabeth i Blake, nareszcie!
    Właśnie.. gdzie jest mama Scarlet? Ona napewno została powiadomiona o rzekomej śmierci Scar. Pewnie siedzi gdzieś tam załamana.
    Jakby Jo spotkała Jamesa po wyjściu z tej szkoły to by go zabiła.
    Hermiona! Hermiona! Nareszcie ktoś sie pozbył tego gn*ja raz na zawsze.. chyba, ze ma horkruksy. Powiedz, ze nie!!
    "I choćbyś upadł na kolana,
    I choćbyś błagał.. "
    James.. nareszcie wróciłeś do świata normalnych!!

    ~Pozdrawiam i życzę dużo weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Leah nie chciała nikomu niczego udowadniać. Powiedziała w ostatnim rozdziale, że nikt nigdy jej nie kochał. Chciała zasłużyć na miłość rodziców.

      Czemu Louis tyle przeszedł? Bo tak jest w życiu, że niektórzy mają cały czas przesrane. Serio, zero drwiny.

      :)

      Usuń
  6. Witam!
    W normalnych okolicznościach pewnie fochnęłabym się, że znowu nie jestem pierwsza, lecz teraz... nie mam na to sił. Jestem smutna. Smutna, ale nie wściekła mimo, że zabiłaś Leah. Wiedziałam, iż to zrobisz.
    Nie zabiłabyś Jo, ponieważ był moment, w którym ona i James składali przysięgę "Na zawsze" i wtedy byli już "pogodzeni", poza tym planowana ilość rozdziałów jest koło siedemdziesięciu (?), a Jo jest główną bohaterką i nie mogłaś jej tak wcześnie uśmiercić. Co do Scarlett, specjalnie chciałaś wzbudzić w nas uczucie, że to ona umrze, a potem nas zaskoczyć.
    Ale Cię przejrzałam!
    I co cwaniaczku? Przejrzałam Cię! Ok, spróbuję zachować powagę ze względu na Leah... ten moment gdzie zabójczy promień leciał w jej stronę, a ona patrzyła się na Louisa taka szczęśliwa, spokojna... nie mogłam się powstrzymać i puściłam sobie do tego "I will always love you". Dodało to takiego klimatu, że... ty debilu! Ja prawie się przez to poryczałam! Zadowolona jesteś?!
    W zasadzie to powinnaś być, nie każdemu uda mnie się tak wzruszyć. A teraz czarodzieje i mugole! Wznieśmy różdżki bądź patyki za Leah!
    LOAH ALWAYS AND FOREVER ♥†♥†♥† (tutaj dam trzy serduszka (krzyże nie muszę tłumaczyć po co), bo sobie na to zasłużyli. Powinni mieć cztery, ale te są już zarezerwowane dla Jomes, mimo wszystko, a piąte to moje złamane serduszko).
    Nie no, serio. To najsmutniejszy rozdział EVER. Jak mam być szczera to już mogłaś zabić Rospiusa, mimo wszystko, z Loah byłam chyba bardziej związana. Chociaż... nie, czekaj, cofam to. Jesteś zdolna do wszystkiego i nie mam zamiaru zostać potem spalona na stosie przez fanki Rospiusa za to, iż Cię podjudzałam do tej zbrodni, a Ty ją wykonałaś.
    Teraz przejdźmy do weselszej, aczkolwiek wciąż smutnej części tego rozdziału. Mianowicie...
    JOMES ALWAYS AND EVER FOREVER ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ (plus moje wcześniejsze złamane serduszko, które po momencie z Jomes zostało sklejone). HA! I co frajerzy?! Mówiłam, że oni będą razem! Mówiłam, że James wciąż kocha Jo i tak naprawdę nie zdradził jasnej strony!
    Oni byli sobie przeznaczeni jeszcze zanim powstało to opowiadanie!
    Tym krótkim momentem z nimi sprawiłaś niewyobrażalnie wielką radość i podnietę takiemu po*ebanemu dziecku jak ja. DZIĘKUJĘ!
    Masz, zasłużyłaś sobie na serduszko ode mnie! ♥
    Blake i Elizabeth... może nie przebiją momentu z Jomes, ale pomijając to, to... mrał i ha! Tą dwójkę wyraźnie do siebie ciągnęło i w końcu, Elizabeth przyznała się do swojego gorącego uczucia względem niego!
    Teraz, tradycyjnie zaczynam cytowanie!
    ,,- Będziesz ze mną… - powiedział groźnie, świdrując ją wzrokiem. – Przestaniesz mnie drażnić i ode mnie uciekać. Będziemy w normalnym związku.
    Jej szczęka praktycznie drgała.
    - Pocałuj mnie. Proszę." OMFG... to było takie... łaaaaa!
    ,,- Och, zginie! Zginie tak jak jeszcze nikt nigdy nie zginął. A o tych torturach, które mu zgotuję będą śpiewać pieśni!!!" O Boziu! Jak ja kocham Twoją Hermionę <3 xd
    ,,Nic nie powiedział, tylko szedł w jej stronę jak skazaniec. Jego twarz wciąż błyszczała od łez. Jo drżała okropnie. James już na nią nie patrzył, gdy zatrzymał się przed nią i upadł na kolana." Moja kochana Jo! Musisz mu wybaczyć! I nie, to nie było coś w stylu "omg, ona musi mu wybaczyć! Jednorożce, tęcza, jednorożce, Syriusz, jednorożce". To było coś w stylu...
    "wybaczysz mu... wybaczysz... a jak nie to przysięgam, nogi ci po upie*dalam przy samych kończynach... zobaczysz, jeszcze zatańczę krakowiaka na twoim grobie...". Ojejku! Jak tu się mrocznie zrobiło! xd
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn i jakiegoś romantycznego momentu z Jomes!
    Twoja niezrównoważona psychicznie,
    Selene Neomajni
    PS: Mogłabym prosić o zaproszenie na Twojego wcześniejszego bloga? Bardzo chciałabym jeszcze tam zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam. Kiedy opublikowałaś tą tak jakby zagadkę, z której wynikało kto zginie dumałam nad tym kilka dni no i do jasnej ciasnej wydumałam. W tej części naprawdę zaczynałam się przekonywać do Leah chyba nawet ją trochę polubiłam głównie przez to, że Louisowi tak na niej zależało. Nie będę strzelać focha, krzyczeć i tupać nogą, bo bądź co bądź nie zabiłaś (jeszcze) nikogo z moich najulubieńszych bohaterów. Teraz jest mi przykro, to jest tak strasznie niesprawiedliwe! Kochali się tak mocno, walczyli o tę miłość, a teraz zostaną rozdzieleni. Mam nadzieję, że Louis pozbiera się po tej stracie. I że Hurrlingtonowi dostanie się najgorszy piekielny kocioł jaki wg istnieje!
    Pozdrawiam,
    ~ Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
  8. Ginger coś ty mi zrobiła? Płaczę. Szczerze, pierwszy raz od dawna płaczę nad postacią fikcyjną. I choć przeczuwałam to od dawna, miałam nadzieję, że się mylę. :(
    Louis - błagam zostaw go w spokoju. Już wystarczy. Niech ktoś go odklei od ciała, zapakuje w kartonowe pudło i wyśle do mnie. Zajmę się nim. Może nie tak jak Leah, ale z pełną troską i miłością.
    Rose i Scorpius - gołąbeczki moje jedne. Poprostu wyższy poziom miłości
    Elizabeth - cokolwiek jej jest, mam nadzieję, że jej przejdzie. Oczywiście jak już sobie użyje na Blake'u. :D
    Al - ja rozumiem, że chłopak w ciężkim szoku ale chwilami myślałam iż w depresje popadł. Zachowywał się tak biernie, że w przypadku ataku, Jo zdana by była tylko na siebie. Będę ta zła jak powiem, że Ala możesz uśmiercić jeśli już kogoś musisz?
    James - wrócił z podkulonym ogonem. Dobry piesek, dobry. Siad :) czekam z niecierpliwością na jego opowieść.
    Rosja pokonana, hip hip hurra, hip hip hurra i to potężne zaklęcie rozbrajające. Za tym musiała stać najmądrzejsza pani Minister. Jestem przeciwna Noelowi. Nie. Nie i nie. Ginger nie ulegaj. Nie swataj Hermiony z nim.
    I był Ron :) :) :*

    MiMiK

    Ps. Wyrazy współczucia Lou, chodź do mnie skarbie. Moje ramiona działają kojąco, zupełnie jak eliksir słodkiego snu. ;)
    Ps2. Czy istniała by szansa, abyś wysłała mi całe opowiadanie po jego zakończeniu na maila? Chciałabym je sobie wydrukować, oprawić i postawić na półce. By móc zawsze do niego wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że w kwestii Rona nigdy się nie dogadamy :P

      Jak skończę to postaram sie zrobić PDF :)
      Ps. Jestem czerwona jak burak. Moje "coś" na półce? Wydrukowane?
      ...

      Usuń
    2. To wale nie jest "coś". To genialna opowieść. Na równi z książkami Rowling. Nawet lepsze, bo przy tworzeniu czasem brałaś pod uwagę nasze zdania :)

      Nie dogadamy się w kwestii Rona? Trudno :) sama dla siebie coś wykombinuje do szuflady. Jak tylko uda mi się znaleźć czas aby przysiąść i spisać. Może jak mała zacznie w końcu chodzić to da mi trochę luzu :D

      Ps. dostanę zaproszenie do części 1 i 2? Ostatnio nie mogę spać po nocach. Przeczytała bym raz jeszcze, przynajmniej dopóki nie będę miała wersji papierowej :)

      Usuń
  9. Cholera, chyba po raz pierwszy nie cieszę się z tego, że miałam rację :( Nie dociera to do mnie, że już nigdy nie zobaczymy razem Leah i Louisa. A ten ostatni fragment czytałam już parę razy, znam go prawie na pamięć :c Biedny Louis, nie wyobrażam sobie co on musi przeżywać.
    Jak dobrze, że Hurrlington zapłacił za swoje zbrodnie, dobra robota, Hermiono. Żałuje
    tylko, że to nie Harry go zabił wcześniej, gdy miał taką możliwość, wtedy Leah by jeszcze żyła!
    Wiedziałam, że James jest nie jest zły! WIEDZIAŁAM! Nie mogę się doczekać jego rozmowy z Jo. Dobra, dzięki niemu wygrali wojnę, ale nie wiem czy to wystarczy, aby dziewczyna mu wybaczyła. Po tym wszystkim, po tym jak powiedział,że jej nie kocha :/ Ale ona musi mu wybaczyć i wierzę z całego serca, że to zrobi. I stwierdzam, że James jest przerażająco dobry w kłamstwie i ukrywaniu swoich emocji, tak, że nawet Harry myślał, że przeszedł na stronę Andkala. Kurczę, wszyscy tak myśleli.
    Uff, ulżyło mi gdy okazało się, że jednak Scarlett przeżyła. Mimo mojego przeczucia co do Leah, cały czas miałam wątpliwości, dopóki dziewczyna nie otworzyła oczu. Ciekawe kto jej pomógł. James? Leah? Bo szczerze wątpię, że to była jej matka.
    Ach, Elizabeth i Blake, uwielbiam ich razem! Mam nadzieję, że im się uda i będą żyli długo i szczęśliwie.
    Pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie jest powiedziane, że James był szpiegiem. Jego opowieść jest naprawdę długa + zawiera wątek historii Leah.

      :)

      Usuń
  10. Miałam zły nastrój. POWINNAM mieć zły nastrój.
    2. Jesteś jedną z niewielu osób, które mogą mówić do mnie "debilu" .
    Jestem totalnie rozjebana Whitney. Nie wierzę, że ją puściłaś... Nawet Ty, nie jesteś tak szurnięta.
    I wcale nie jesteś cwańsza ode mnie, bo nie zgadniesz co się teraz wydarzy z Jomes!

    Haha.
    :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Czuję się zaszczycona mogąc nazywać Cię debilem ^^
    Nie jestem tak szurnięta? Nawet moja sześćdziesięcioletnia sąsiadka powiedziała mi, że jestem pieprznięta. Teraz nie wiem co się wydarzy z Jomes, ale mogę tworzyć scenariusze ich dotyczących. A warto przyznać, że mam bardzo wybujałą wyobraźnię. To co z tym zaproszeniem? :)
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  12. Dostałaś przecież.
    Jak zgadniesz jak przebiegnie rozmowa Jomes, pozwolę Ci napisać scenariusz następnego rozdziału. I kupię Ci pałac.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wybacz, zapomniałam spojrzeć na pocztę xd
    Kurde bela... jak przebiegnie rozmowa? Hym, hym... to trudne zadanie, ale się nie poddam! I tak mi się pewnie nie uda zgadnąć, ale spróbuję. W końcu. Do idiotów świat należy! (Czy jak tam to leciało)
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wierzę! Co się dzieje?! Nie wiem czy mój umysł jest w stanie to wszystko pojąć!
    Błagam dodaj jak najszybciej następny rozdział! Muszę wiedzieć co się działo z Jamesem
    Co będzie ze Scarlett? Będzie o niej w następnym rozdziale?
    Coś czuję, że Ankdal jeszcze zaatakuje bo z tego co pisałaś wcześniej to chyba jeszcze nie umarli wszyscy którzy mieli umrzeć?
    Błagam tylko nie zabijaj ani Jamesa ani Jo! Zabij kogokolwiek chcesz tylko nie ich, oni tyle przeszli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż nie... lepiej nie zabijaj nikogo ;)

      Usuń
    2. Scarlett przeżyła i oczywiście będzie w nastęopnym rozdziale. Wyjaśni się też co działo się z nią po tym jak pchnęła się nożem.

      Zginie jeszcze 2 osoby. Tak konkretnie jedna para.

      Usuń
  15. Och, Ginger, znowu przez Ciebie płakałam. Zbyt często łamiesz mi serce (a to jeszcze nie koniec, boję się co będzie dalej, bo Leah do moich najbardziej ulubionych postaci nie należała, a i tak przeżywam jej śmierć). Po przeczytaniu retrospekcji już wiedziałam, że to Leah zginie i z jednej strony bardzo, bardzo chciałam już to mieć za sobą i jak najszybciej skończyć ten rozdział, a z drugiej strony chciałam czytać go wiecznie. Niestety przeminął mi bardzo szybko. Rany, biedna Leah. Biedny Louis. Ich miłość była taka... zakazana, musieli się ukrywać, a i tak nie doczekali się szczęśliwego zakończenia, chociaż na nie zasłużyli. Niestety w życiu już tak bywa. A tak przy okazji, to nie lubię rodziców Leah, o. A to, jak ona pomagała skrzatowi myć naczynia było bardzo fajne. W ogóle na początku Leah była mi totalnie obojętna, ale z czasem naprawdę ją polubiłam.
    Tak bardzo dotknęła mnie ta śmierć i to zdanie: "Wpatrywała się w dal, gdzie stał przystojny chłopiec z jasnymi włosami. Uśmiechała się i miała spokojną twarz. Była szczęśliwa.", że nie wiem co jeszcze napisać. Jestem ciekawa historii Jamesa. Jeśli Leah nie żyje, to chociaż dobrze, że Scarlett żyje (chociaż chętnie bym je wymieniła!), no. I dobrze, że ten męski członek, Hurrlington, zdechł! Szkoda, że nie odrobinę wcześniej! Mam jedno pytanie: Czy z tą śmiercią jednej z par chodziło o to, że zginie razem czy np. może zginąć osobno (np. Leah ginie teraz, a Louis za parę rozdziałów). Bo zastanawiam się czy mam się martwić o Louisa. Ale chyba za bardzo oberwał, więc mu darujesz? Bo mimo wszystko jest młody, ma jeszcze szansę na szczęście.
    Pozdrawiam, LS
    PS: Kiedy skończysz pisać trzecią część, to na bank za jakiś czas, jak już ochłonę po tych śmierciach, które jeszcze nas czekają, przeczytam wszystko jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jedna z par zginie w tym samym momencie.
      Oznacza to, że Louis przeżyje to opowiadanie.
      :)

      Usuń
  16. Ale, ale... Ja w moich wyobrażeniach miałam być na ślubie Leah i Louisa... Płaczę po raz kolejny, czytając twoje opowiadanie. Jak skończę myć głowę i ciąć się mydłem, napiszę dłuższy komentarz...
    Do zobaczenia,
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Przeczuwałam, że to Leah będzie kolejnym trupem do twojej kolekcji. Na początku, kiedy dałaś retrospekcję z jej życia, zapaliła mi się czerwona lampka nas głową. Ta blondynka była jedną z moich ulubionych żeńskich postaci twojego opowiadania. Zrobiło mi się wtedy tak smutno. Chwała Bogu, a raczej Tobie, że Louis pozostanie przy życiu. Bo przecież teraz ma zginąć któraś z par, prawda? Jestem kompletnie wyprana z emocji, idę oglądać 'Scream'.
      Elizabeth i Rospius byli jednymi z najjaśniejszych punktów tego rozdziału. Tak bardzo boję się reakcji Jo na powrót Jamesa. Naprawdę, bo co z tego, że wrócił. Jo prawie się poddała.
      No właśnie.
      JOMES ALWAYS AND EVER FOREVER
      ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
      Ten moment wygrał wszystko.
      I mimo, że KOCHAM Elizabeth i Blake'a to... JOMES, no. I jak ich nie kochać?
      I czy ja też mogłabym dostać całą historię (po jej zakończeniu) na gmaila i ją sobie wydrukować? Plossie!
      Ech, nie wiem, co mam powiedzieć jestem zdołowana, zła, smutna, zła, zaciekawiona, zła i jeszcze bardziej zła.
      Pozdrawiam,
      zła, zdołowana
      Karolina.
      Ps. Nie zabijaj Jomesa! :p

      Usuń
    2. Dobra, właśnie stwierdziłam u siebie schizofrenię.
      Idę się leczyć...

      Usuń
    3. Spoko, pomyślimy po zakończeniu o PDFie :)

      Usuń
  17. Jeju Leah... podejrzewalam ze zginie ale i tak szok! Była jedną z moich ulubionych postaci i trochę się z nią utożsamiałam (eh jakie trudne słowa...) bo ja też na wszystkich warcze i jestem raczej aspoleczna... ale myślałam że akurat im się uda... wiesz pokażą ze przekonania nie do końca się liczą gdy w grę wchodzi miłośc... żal mi Louisa bo faktycznie ma przesrane w życiu... ale najbardziej żal mi Hermiony... nie chciała jej zabic... teraz ludzie będą ja cisnac a ludzie są okrutni... ale pięknie to opisalas... przynajmniej Leah umarła będąc szczęśliwa
    Albus i Scarlett... mam wrażenie ze to Leah i James jej pomogli... tylko czy to znaczy ze Warren nie żyje czy cus? Nie mów! Dowiem się w następnym
    Scorpius i Rose... patrząc na nich naprawdę można zapomnieć ze jest wojna i ze można umrzeć w każdej chwili
    James dal im "cynka" prawda? Ryan Noel i Harry wrócili zwycięsko z wojny i ocalili świat przed Putinem haha!
    Hurrlington nie żyje ale Ankdal zwial :/ czyli to jeszcze nie koniec
    Życzę dużo weny i żebyś nie wylała wszystkich łez przy pisaniu końcówki (a może jednak nie?) GGG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju przepraszam... źle zrozumiałam
      Tak to jest jak się czyta w nocy i komentuje na drugi dzień... przepraszam ze namieszalam

      Usuń
  18. płacze, jeju Leah moja kochana ożyj prosze
    Milosc jej i Lou była prawdziwa jak widac jeju płacze jeszcze bardziej
    James James James co zrobisz???????? boze jestem taka zestresowana jejuu byles szpiegiem???? czy nie jejuuu Joo wybacz mu(zalezy od historii) ale wy razem musicie byc!!!!
    Biedny All noo tu tez płakałam jak był załamany:'( najbardziej płaczący rozdział(nie wiem co napisałam ale no)
    BITWA WYGRANA
    ja nie moge zrozumieć o co chodzi z tym ze to Leah go wydała
    nie moge jeszcze napisac za długiego komentarza bo sie zbieram jeszcze jejuu
    NIECH WSZYSCY OŻYJĄ I BEDE SZCZESLIWA(ci dobrzy oczywsicie)
    czekam na nowy rozdział juz:(((

    OdpowiedzUsuń
  19. Na początku nie lubiłam leah. Ale teraz... coś ściska za gardło. Myślałam, że Scarlet umrze, a tu jednak Leah. Szkoda. Nie lubię śmierci. Wolę raczej bardziej pozytywne brzmienia. Przepraszam, ale na razie nie jestem w stanie nic więcej napisać, bo jeszcze 'trawię' rozdział.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  20. Wystarczyło kilka akapitów, abym znienawidziła matkę Leah. Niesamowicie piszesz, nie ma co do tego najmniejszej możliwości.
    No i to, że to nie Scarlett zginęła, tylko Leah kompletnie mnie zszokowało i w sumie nie mam pojęcia, czy cokolwiek co tutaj napiszę, będzie miało sens, bo jeszcze logicznie nie myślę... :)
    No i cieszmy się, że El i Blake w końcu się dogadali.
    A po tym rozdziale James wydaje mi się być kimś takim jak Severus Snape... Szpieg, itd. itp. Zobaczymy w nastęnym rozdziale, czy coś więcej na ten temat nie będziemy wiedzieć. :D
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde no, szkoda, że nie ma najmniejszej "możliwości", żebym dobrze pisała! :/
      poprawię się, serio
      :PP

      Nie, James nie jest jak Severus. On myje włosy :D

      Usuń
  21. Coooooooooooooooooooooooo?! ....o=o O-O o=o Że niby jak? Masz czelność uśmiercać moją ulubioną bohaterkę?! Leah Leah! Proponuję, aby zabić na przykład Skarlett, bo jej nie lubię, a przywrócić do życia Leah. Ale tak na poważnie, to szanuję twoją decyzję, tylko trochę mi przykro. Jednak wiem, że to ma jakieś znaczenie dla fabuły. Przykro, smutno, no ale cóż. Zastanawiam się, co będzie dalej z Jomes... I oczywiście ognistym romansem Elizabeth i Blake :D

    No cóż, pozdrawiam serdecznie, i w wolnym czasie zapraszam:
    http://niezapomnijoniepamieci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. LEAH, polubiłam ją w momencie, w którym umarła. Elizabeth i Blake kocham ich. Nareszcie razem. James wraca. Cudownie. Ciekawe co będzie z niem i Jo.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie przepadalam za watkiem Luisa i Leah, choc ja pokochalam w chwili smierci...

    OdpowiedzUsuń
  24. O widzebidentyczny komentarz nade mna haha

    OdpowiedzUsuń