Ginger Golden Girls

15 września 2015

Rozdział LXXIII

Tak




                Słońce wstawało milcząc o ludzkiej zgubie. Pewnie była zasłużona.
                Ręce Albusa były zalane krwią, a pot wlewał mu się do oczu. Dudniło mu w uszach i już dawno nie słyszał krzyku. I nie przestawał, nawet gdy zaczął tracić siły.
                Inny krzyk wypełnił stary magazyn, ale Al ani drgnął. Dopiero, gdy czyjeś ręce zacisnęły się wokół jego ramion obudził się. Chciał się odwrócić i rozglądał za różdżką, ale ktoś silnym ruchem odciągnął go od zakrwawionego Vincenta.
- Wystarczy! – huknął mu ktoś do ucha i Al zdał sobie sprawę, że stoi za nim James. Po jego prawej stronie pojawił się Scorpius. Wyglądał jakoś inaczej, ale Albus nie miał głowy, by zwrócić na to większą uwagę.
- Wstawaj! – Scor dźgnął butem strażnika. Ale tamten chyba nie miał siły się podnieść. – Popłynąłeś, Potter – mruknął Malfoy i wycelował różdżką w Vincenta i coś poderwało go do góry.
- Puść mnie! – warknął Albus do trzymającego go wciąż Jamesa. – Co wy tu robicie?!
James odsunął się ale tylko na krok.
- Ryan wysłał nam patronusy.
Al prychnął, znowu odwracając się w stronę zmasakrowanego Vincenta.
- Żyje – wycharczał. – Miał żyć i żyje.
Scorpius trzepnął różdżką i cielisty sznur otoczył ciasno strażnika.
- Niedużo mu już brakuje – mruknął Scor. Albus wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu schylił się po swoją różdżkę, zabrał ją i wyszedł z magazynu.
- Odstawię go – powiedział Scor do Jamesa a ten skinął głową.
- Czekaj… - zrobił krok w jego stronę i splunął na strażnika. – Obyś zdechł w Azkabanie.
- Dopilnuję tego – dodał Scorpius, a potem chwycił za sznury trzymające Vincenta i teleportował się.

                James znalazł Albusa na zewnątrz, podtrzymującego się chłodnego muru. Wyglądał, jakby przed chwilą wymiotował.
- Lepiej? – zapytał krótko James. Al pokręcił głową a James dodał – ojciec wysłał nas na turnus. Brakuje tylko spa… 
Al chyba go nie słuchał.
- Dzięki – powiedział w końcu i wyciągnął do Jamesa rękę, ale zdał sobie sprawę z tego, że jest cała z krwi i zaczął ją wycierać o spodnie.
- Umyj się przed powrotem. Scarlett nie będzie zachwycona jak cię zobaczy.
Al kiwnął głową.
- Pozdrów Jo.
- Nie wracam jeszcze – poinformował go James, sięgając po różdżkę. – Muszę się włamać do Hogwartu.
Skinął mu głową i znikł. Albus nie miał siły się nad tym zastanawiać. Marzył tylko o odrobinie wody, w której mógłby się obmyć i ciepłym łóżku, w którym jak miał nadzieję, spokojnie spała Scarlett.

                                                               *

- Chcę coś ogłosić.
Draco i Ron spojrzeli w górę. Astoria stała nad nimi z rękoma założonymi na piersiach i surową miną.
- Jeżeli Rose i Scor będą mieli dzieci, zamknę was w osobnych pokojach bez klamek i nie wypuszczę, póki moje wnuki nie dorosną i nie uodpornią na wasz debilizm, debile!
Ronald nabrał powietrza w płuca głęboko oburzony, a Draco spojrzał na nią jak szczeniak, któremu zabrano kość.
- As… - jęknął płaczliwie. – O co ci chodzi?!
Ron pokiwał szybko głową, na znak, że też chce się tego dowiedzieć. Astoria prychnęła głośno.
- Jesteśmy tu od DWÓCH godzin! Nie możecie się dogadać w JEDNEJ PROSTEJ SPRAWIE OD DWÓCH GODZIN!!!
- To już tyle? – zapytał niefrasobliwie Ron a Draco zagwizdał. Astoria nie miała już sił.
                Bez słowa odwróciła się, wyjęła różdżkę i zaczęła po prostu maszerować. Draco i Ron zerwali się na równe nogi i pobiegli za nią.
- AS!!!
- Nie możesz tam tak wejść! Nie wiemy ilu ich jest ani…! – urwał, bo Astoria przyspieszyła, chyba chcąc ich zgubić.
- Ona cię nie słucha!
- Przymknij, się!

                Tymczasem Astoria była już przed rybackim kutrem, w którym spodziewali się znaleźć kryjówkę Alexandra. Wyciągała już rękę z różdżką, gdy Draco dopadł do niej i posyłając jej oburzone spojrzenie, wyprzedził ją, zasłaniając sobą.
                Wszyscy troje zamilkli zgodnie. A potem potężny huk wyważył drzwi kutra i wbiegli do środka. Dym wypełnił pomieszczenie i usłyszeli kaszel a zaraz po nim… dziki śmiech.
- Tęskniłaś?!
Raphael Alexander siedział w odrapanym fotelu, wpatrując się w wejście. Wyglądał jak resztka dawnego siebie – miał obwisłą, pomarszczoną skórę, schudł i zżółkł na twarzy.
- Mniemam, że posiadanie w rodzinie pani minister bardzo pomogło mnie namierzyć – powiedział, wciąż wpatrując się tylko w Astorię. W dłoniach trzymał różdżkę, ale nie wyglądał jakby zamierzał ich atakować.
- Owszem – oznajmił Ron i zrobił krok do przodu, tak, że teraz i on zasłaniał Astorię. – A tobie nie pomogło wysłanie brata na bitwę. Siedzi w więzieniu i śpiewa. Na przykład o tym gdzie jesteś!
Raphael nie wyglądał na przejętego tym faktem. Prawdę mówiąc, wyglądał jak ucieleśnienie obłędu. Na te słowa znowu ryknął szaleńczym śmiechem.
- A co u synka?! Ciągle jest taki opalony?
                Draco zawył i runął w jego stronę, ale Astoria krzyknęła i chwyciła go w ostatniej chwili. Raphael nawet nie podniósł różdżki.
- Dopadnę go! Tym razem go nie odratujecie! – i znowu ryknął śmiechem. Astoria powstrzymywała Draco przed rzuceniem się na niego. Ale nie była w stanie powstrzymać obydwu swoich kompanów.
                Ron zrobił krok do przodu i szybkim gestem rozbroił Alexandra.
- Nie tkniesz ich. Nie zrobisz już nikomu krzywdy.
I znowu uniósł różdżkę.
- NIE! – Astoria puściła Draco i rzuciła się w kierunku Rona. – Nie. Oddajmy go władzom. Niech go skażą. Niech cierpi jak cierpiał mój syn. Śmierć to za mało dla kogoś, przez kogo uciekałam całe życie i przez kogo Scorpius przeszedł te okropieństwa.
Raphael przestał się śmiać. Zaczynali rozumieć o co mu chodzi.
- Zamknij mnie w więzieniu to z niego wyjdę. Ucieknę z najgorszej nory i dorwę i ciebie i twojego synalka i tę jego piękną…
ŁUP.
Ręka Draco odbiła się od jego nosa i buchnęła z niej krew.
- Chcesz tego – syknął z nienawiścią Draco. – Nic ci nie zostało i marzysz o śmierci. Jesteś nawet zbyt wielkim tchórzem by zrobić to sam…
- Wstawaj! – ryknął Ron i uniósł różdżkę a Alexandra poderwało z miejsca. Jeszcze jedno machnięcie i otoczyły go więzy.
- Zdechniesz jak szczur, którym jesteś – powiedziała cicho Astoria. – Och i jeszcze jedno – dodała, jakby sobie to nagle przypomniała. – Przy naszym pierwszym spotkaniu zapytałeś mnie czy mi się podobasz. Wiesz, przy moim mężu wyglądasz jak mały żałosny gumochłon.

                                                             *

Mary spała.
- Nie ma mowy.
- Dużo masz do gadania.
- Schowaj ten płaszcz! Nigdzie nie jedziesz!
Po tych słowach Cam musiał się cofnąć, bo Lucy ruszyła w jego stronę jak rozjuszony zwierz.
- TY będziesz o tym decydował?! – ryknęła, wbijając w niego mordercze spojrzenie. Cameron zatrzymał się i spojrzał na nią podobnie.
- Czekaj… Skąd pomysł, że mam prawo? Ach, tak! JESTEM TWOIM MĘŻEM!!!
- Świetnie! – warknęła Lucy. – Więc ja jako twoja żona, zdecydowałam, że ty też nie jedziesz!!!
Cam złapał się za głowę.
- Czy ty możesz przez chwilę pomyśleć o Mary?!
To był cios poniżej pasa. Lucy wbiła w niego spojrzenie tak lodowate, że prawie je poczuł.
- JA?! Ja nie myślę o naszej córce?! A kto wywiózł nas za granicę i poszedł się bić, nie wiedząc czy wróci?! I teraz chce zrobić to samo?!
Cameron nie odpowiedział, tylko podszedł do łóżeczka Mary i długo się w nią wpatrywał. W końcu spojrzał jeszcze na Lucy.
- Harry potrzebuje nas jak nigdy. Nie może ściągnąć wojska, ani obcych ludzi. Ankdal ma sekrety, których nie powinien oglądać żaden przypadkowy człowiek. Żaden człowiek – poprawił się szybko. – Lucy, oddałbym Mary wszystko łącznie z ostatnią krwią. Ale nie będę dla niej takim samym ojcem, jeśli zostanę bezpiecznie w domu. Nie spojrzę jej w oczy, gdy dorośnie. Rozumiesz?
Lucy przygryzała wargi do krwi.
- Rozumiem. Aż za dobrze. Dlatego chcę jechać z tobą.
- Lucy! – Cameron złapał się za głowę. – Możemy stamtąd nie wrócić!
Pokiwała głową.
- Wiem.

                Mary otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą dwie osoby, które najlepiej poznawała. Poruszyła mięśniami przy otworze, którym dostawała jedzonko. Wiedziała, że ci dwoje lubią jak to robi. Mówili wtedy, że pięknie się uśmiecha… Cokolwiek to znaczyło. Nie wiedziała tylko dlaczego akurat w tej chwili nie zrobiło to na nich takiego wrażenia jak zwykle. Tym razem ta piękna pani była bardzo smutna, a ten cudowny pan patrzył na nią tak poważnie. Spróbowała więc jeszcze bardziej naciągnąć mięśnie ust i w końcu, w końcu wzięli ją na ręce i już nie byli tak smutni i też naciągali swoje własne mięśnie do uśmiechu. 

                                                               *

                Scorpius wszedł do namiotu, gdy Rose odwijała rękaw koszuli.
- Cześć! Dobrze, że Hasting dał nam znać. Al był o włos od rozwalenia łba temu śmieciowi. Ale przyszła wiadomość od twojego wujka – mówił dalej Scorpius, zdejmując bluzę. – Dziś wieczorem mamy wszyscy stawić się w Maroku. Czuję, że go znalazł. I dobrze, bo tu robi się już nudno… Rose?
Scor zatrzymał się, bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że Rose go nie słucha i wpatruje się w swoje ręce.
- Red!
Podniosła głowę. Miała szkliste oczy i Scorpius natychmiast rzucił się w jej stronę.
- Coś się stało?! – zapytał szybko, chwytając ją za ręce. Rose znowu spuściła wzrok.
                A potem sięgnęła po swoją różdżką i bez słowa zaczęła coś szeptać, ale nie mógł zrozumieć słów. Chciał jej przerwać, ale Rose przez chwilę mamrotała jakieś zaklęcie, ciągle na niego nie patrząc.
- Rose! – zawołał w końcu.
                Wyszarpnęła swoją dłoń a potem bardzo powoli zaczęła podwijać rękaw swojej koszuli. Scorpius był kompletnie oszołomiony jej zachowaniem. Patrzył na nią w zdumieniu, przyglądając się jej twarzy, w końcu ręce. A potem mrugnął.

                Zduszony okrzyk wyrwał się z jego gardła i najpierw odsunął się, żeby lepiej widzieć, a potem niecierpliwym gestem złapał Rose za drugą rękę i przyciągnął do siebie.
- CO TO JEST?! – ryknął z furią. Red próbowała się wyrwać ale na niewiele to się zdało.
- Klątwa – odparła tylko. – Dotknęłam szkatułki ze strzałą.
Fakty docierały do niego bardzo powoli. Szczęka zaczęła mu drgać i tylko częściowo nieświadomie ściskał lewą rękę Rose coraz mocniej.
- To było ponad miesiąc temu… – wycharczał. – Dlaczego widzę to dopiero teraz?! Co to było za zaklęcie?!
Rose jęknęła. Wiedziała, że ma przechlapane.
- Nie widziałeś, bo nie chciałam żebyś widział! – burknęła, uciekając wzrokiem gdzie się dało. – Ja… Ja musiałam się sama z tym uporać!
- Z czym?! – warknął. – Dlaczego nie byliśmy u lekarza?! Dlaczego to wygląda tak źle?!
Scorpius już nad sobą nie panował. Trząsł się jak w febrze i ściskał Rose tak, że w końcu warknęła i wyrwała mu zdrową rękę, na której miała teraz widoczny ślad.
- Bo jest źle! – oświadczyła. – Jest bardzo źle! Nie ma na to lekarstwa. Nic nie można zrobić. Zostało mi jedenaście miesięcy i… wiesz, co?! – warknęła nagle. – Dobrze, że ci nie powiedziałam wcześniej! Właściwie to żałuję, że zrobiłam to teraz!
I wstała z miejsca a potem wyszła z namiotu. Scorpius jej nie zatrzymał.

                Był już wieczór, za godzinę powinni wychodzić, by stawić się w Maroku, na prośbę Harry’ego. Scorpius spakował ich rzeczy i przebrał się. Wyszedł z namiotu i zobaczył Rose leżącą na plecach na jego bluzie i wpatrującą się w niebo. Ale serce mu nie zmiękło.
- Musimy się zbierać – powiedział chłodno, zatrzymując się nad nią. Rose przekręciła głowę, by go widzieć.
- Będziesz znowu krzyczał? – zapytała rzeczowo.
Scorpius zawahał się i po chwili przykucnął.
- Rose, wiem jak to jest mieć takie problemy, że nie jesteś w stanie się z nimi zmierzyć. I staram się zrozumieć, czemu mi nie powiedziałaś. Ale tu chodzi o to, że pozbawiłaś mnie miesiąca, w czasie którego mógłbym szukać lekarstwa.
Rose natychmiast się podniosła.
- Ale to jest właśnie jeden z powodów, dla których ci nie powiedziałam! – oświadczyła. – Noel Raejack szukał wszystkiego i wszędzie. I nie znalazł. A my mogliśmy dzięki temu przeżyć cudowny miesiąc!
Scorpius odsunął się. W jego oczach była stal.
- Raejack? – powtórzył lodowato. – Naprawdę myślisz, że KTOKOLWIEK jest w stanie zrobić dla ciebie więcej niż ja? Zbieraj się, Rose – dodał szybko wstając. – Jedziemy na bitwę, a potem ja wyjeżdżam i będę szukać tego cholernego lekarstwa aż je znajdę.
Rose popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Nie ma go, Scor…
Ryknął jak raniony zwierz a do jego oczu napłynęły łzy.
- Znajdę sposób! – zagrzmiał. – Tylko po to, żeby ci całe życie wypominać, jak wielką jesteś egoistką!
Rose zadrżała.
- Taką samą jak ty – burknęła.
Nie wytrzymał. Przyciągnął ją niecierpliwie i mocno przytulił. Trochę dlatego, że musiał się uspokoić. A trochę po to, by nie widziała jak łzy płyną po jego twarzy.

                                                             *
               
Blake patrzył na zachodzące słońce Grecji przez rozwiane we wszystkie strony włosy Elizabeth. Nic więcej. Tyle mu wystarczało do końca życia.
- Powinniśmy się chyba zbierać – powiedział w końcu z prawdziwym bólem. Elizabeth podniosła się i zsunęła z jego klatki.
- Grecja jest skończenie nudna – oznajmiła. Blake parsknął śmiechem.
- Nie poznaję cię, Elizabeth – mruknął, wodząc za nią wzrokiem. – Jak zjawiłaś się w Hogwarcie gardziłaś tym co teraz robimy.
Cambell przewróciła oczami.
- Odkryłam swoje powołanie.
Wstali i zaczęli chaotycznie zbierać swoje rzeczy, porozrzucane po całym dwupiętrowym namiocie.
- Zastanawiałaś się co będziemy robić po wojnie? – zapytał jeszcze Blake. Elizabeth zatrzymała się w połowie czynności i odrzuciła do tyłu swoje lśniące włosy.
- Boję się o tym myśleć – powiedziała cicho. – Nie chcę się starzeć, pracować w plebejskim, nudnym zawodzie… Może poszukam eliksiru młodości?
Blake odłożył walizkę, którą rozkładał i podszedł do niej.
- Ja nim jestem, skarbie – szepnął, obejmując ją z tyłu. – Nie wiesz, że każda kobieta jest zawsze najpiękniejsza dla swojego mężczyzny? Dla mnie nigdy się nie zestarzejesz.
Elizabeth wyglądała jakby się wahała.
- Nie, nie przekonujesz mnie.
Parsknął śmiechem.
- W porządku – odparł. – Będziemy szukać przygód.
Elizabeth wyswobodziła się delikatnie z jego uścisku i odwróciła twarzą do niego.
- Podoba mi się ten plan. Byleby nie było tam za dużo błota! – dodała nagle z przerażeniem. – Ani much!!!
Chyba zamierzała wymieniać dalej, ale jej nie pozwolił. Przysunął się i od razu zamilkła. A potem upadli na otwartą walizkę i choć Elizabeth ewidentnie nie było zbyt wygodnie, nie powiedziała już ani słowa.

                                                            *            
               
                Hermiona nigdy by nie pomyślała, że po wojnie będzie więcej do zrobienia niż w jej trakcie. Tymczasem od tygodnia spała mniej niż w ciągu ostatniego roku, w dodatku trzymała łóżko w swoim biurze, bo wychodzenie z niego nie miało sensu. Oczywiście musiała rano transmutować je w krzesło, żeby nikt go nie zobaczył. Nikt! Ostatnio bała się tylko jednej osoby na świecie, co też niezmiernie ją śmieszyło. Faktem było jednak, że Noel potrafił robić jej awanturę przy połowie ministerstwa za to, że o siebie nie dba i się przemęcza, więc była bardzo ostrożna, gdy wiedziała, że może mu się narazić.
                Jakby wywołała go myślami… Ktoś zapukał, a Hermiona już wiedziała, że to porucznik, bo jakimś cudem zawsze rozpoznawała jego trzy krótkie i jedno długie uderzenie w drzwi. Upewniła się, że nie ma śladu po jej zarwanej nocy w biurze i przelotnie spojrzała w kieszonkowe lusterko, żeby sprawdzić czy nie ma worków pod oczami. Miała, ale nie większe niż zwykle.
- Proszę!
                Noel otworzył drzwi i wszedł do środka. Ale po raz pierwszy odkąd udzielił sobie prawa spoufalania się z panią minister, nie wyglądał zbyt pewnie.
- Cześć – powiedział cicho i zamknął drzwi z ociąganiem.
- Cześć! – przywitała go raźno. Obrzucił ją wzrokiem i podszedł do krzesła przy biurku, na które opadł ciężko. – Co jest? – zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
Noel patrzył na nią jakby z żalem i współczuciem. Była już poważnie zaniepokojona, gdy w końcu otworzył usta:
- Hermiono… Musisz mnie wysłuchać. Mam bardzo złe wieści, ale nie możesz się załamać, rozumiesz?
Oczy Hermiony wyłaziły z orbit.
- Co się stało? – szepnęła przerażona. Noel pokręcił szybko głową.
- Nic. Jeszcze nic – powiedział szybko. – Ale Rose ma poważne kłopoty.
Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk a potem wbiła w niego błagalny wzrok, więc zaczął mówić:
- Kiedy pojechała po strzałę Ankdala, nieopatrznie dotknęła jej gołą ręką – Hermiona zamarła. Twarz Noela stężała, ale przymknął oczy i mówił dalej – Była na niej klątwa. Stara jak świat. Tak stara, że wyginęły wszystkie antidota na nią.
Hermiona krzyknęła. Ale Noel przeczuwał co zaraz powie i chyba postanowił wyrzucić z siebie wszystko nim do tego dojdzie.
- Szukałem przez miesiąc. Byłem na tajdze, gdzie rosły kiedyś ziela, które cofały ogień z klątwy. Potem w Singapurze, gdzie żyje Mistrz Eliksirów, który leczy czarnomagiczne obrzęki. Zamówiłem maści od magów z Zairu i pisałem do wiedźm, które zbierają plony z ziem zabranych Indianom. Nie umiem jej pomóc… przepraszam.
Hermiona zamknęła oczy na bardzo krótką chwilę. Otworzyła je i wzięła kilka głębokich wdechów.
- Jak wygląda ręka Rose?
- Ma cztery duże plamy. Jeszcze się nie połączyły. Rose pije krew jednorożca od miesiąca. Na razie nie opadła z sił.
- Ile czasu jej zostało? – zapytała tym samym, przerażająco opanowanym tonem Hermiona. Noel drgnął, wpatrując się w jej dłoń, która leżała na biurku, jakby chciał jej dotknąć, ale nie zrobił tego.
- Dziesięć, jedenaście miesięcy.
Hermiona skinęła głową, a potem wstała z miejsca. Wzięła jeszcze jeden wdech i spojrzała na niego z góry.
- Wynoś się. Wynoś się stąd i nigdy więcej do mnie nie zwracaj, ani na mnie nie patrz. Zabrałeś mi jeden z ostatnich miesięcy życia mojej córki.
                W jej oczach było pełno łez. Szczęka Noela zadrgała gwałtownie, ale nie powiedział ani słowa. Spuścił wzrok i podniósł się z miejsca a potem opuścił jej gabinet.
                Hermiona poczuła ostry ból w klatce piersiowej, chwyciła się za nią i opadła ciężko na kolana, próbując złapać odrobinę powietrza.

                                                             *
                                                             *
                                                             *

                Ziemia zadrżała i Harry podniósł wzrok a potem wstał szybko, próbując rozpoznać twarze. Najpierw zobaczył Albusa i Scarlett, a jego syn wyglądał na dziwnie zmęczonego; za nimi szli Rose i Scorpius, którzy z kolei sprawiali wrażenie, jakby coś się stało i Harry natychmiast się zaniepokoił. Potem szedł Ryan i przynajmniej on wyglądał, jak Harry oczekiwał od sytuacji – był skupiony i trochę jakby radosny z powodu bliskiej bitwy… Potem maszerowali Draco, Ron i Astoria. Na nich Harry bał się długo patrzeć, świadom tego co musieli wyprawiać w swoim towarzystwie… Potem zobaczył Camerona i Lucy i coś zakłuło go w sercu – przecież im napisał, że nie muszą przyjeżdżać.
                Za nimi szli George, Angelina i Fred, Percy i Audrey, Charlie, Bill, Fleur, Victoire i Teddy. A tuż za nimi… Harry poprawił szybko okulary… tuż za nimi szedł Louis. Potem zobaczył Neville’a i Norah i uśmiechnął się na moment. Elizabeth i Blake, następnie Dakota, Jesse i Noel.
                Harry wyszedł im na przywitanie, choć po drodze ścisnęło mu się gardło i nie mógł nic powiedzieć. Ale przecież po tym wszystkim nikt tego od niego nie wymagał.
- Jo i James się trochę spóźnią – poinformował ojca Albus. – Mają coś… ważnego.
- Gdzie jest mama? – zapytała szybko Rose.
- Powinna być lada moment – odparł Harry, witając się ze wszystkimi po kolei. 
- Okej – Ryan spojrzał w górę, na groźny Atlas. – Kiedy zaczynamy?
Harry też omiótł spojrzeniem zaśnieżone szczyty.
- Rano. Musimy ustalić plan i… zaczynamy z samego rana.
               
Atlas był cichy i milczący. Zapraszał ich i wstąpili w jego progi, nieświadomi, że nie wszystkich ich stąd wypuści.
               
                                                               *
               
                Jo zaczynała się porządnie denerwować. James wysłał jej wiadomość, że pomógł Alowi, ale ma jeszcze jedną sprawę. Zabrzmiało to tajemniczo, a poza tym powinni już teleportować się do Maroka. A James wciąż nie wracał.
                Pozbierała już wszystkie rzeczy i chaotycznie próbowała się pakować, ale strach zaczynał brać górę. I wtedy usłyszała wołanie Jamesa.
                Zdumiona i wściekła wypadła jak strzała z namiotu. Potter stał w sporym oddaleniu i wyciągał ręce w jej kierunku.
- Gdzieś ty był?! – wrzasnęła, biegnąc w jego stronę, ale bynajmniej nie po to, by go przytulić.
- Ała! Tu i tam! Wracajmy do namiotu!
- To po co mnie z niego wyciągałeś?! – warknęła Jo. – I co to znaczy „tu i tam”, Potter?! Przecież ja się martwiłam!!!
- To dobrze – odparł James, a potem chwycił ją pod pachą i ruszył do namiotu.
                Sfrustrowana Jo próbowała kopnąć go po drodze w kostkę, ale James szedł zbyt szybko. Przed namiotem zatrzymał się i puścił ją przodem. Miała ochotę zbadać mu czoło, pewna, że ma gorączkę.
                Weszła i już miała odwrócić się do niego, żeby znowu powrzeszczeć, ale zaniemówiła. Po całym namiocie rozstawione były rzeczy, których jeszcze minutę temu tu nie było. Olbrzymia szafa, stolik, który wyglądał jak te z Hogwartu, a na nim mnóstwo kartek i pergaminów; jakiś pluszak, album ze zdjęciami i… kierownica mugolskiego samochodu. Ale wcale nie to było najdziwniejsze. Na każdym z tych przedmiotów coś błyszczało. Jakby wszystkie były pochromowane i pozłacane. I albo ją wzrok zawodził, albo na szafie i zdjęciach połyskiwały szkliste kamienie.  

- James… - Jo wyglądała jak człowiek, który ma silną potrzebę zrozumienia sytuacji. – James, co ty tu przytargałeś?
                Potter stanął za nią i objął ją w pasie, pochylając się do jej szyi.
- Nie poznajesz? – szepnął do jej ucha. – Przypomnij sobie…
                Jej wzrok błądził po przedmiotach, meblach i kartkach. Wyjęła ze spodni różdżkę i przywołała do siebie jeden z urywków pergaminu. Wyglądał jak zużyta Karteczka Komunikująca i jak wszystko inne tutaj była pokryty złotem.
- „Puste dormitorium, po kolacji”? – przeczytała marszcząc brwi. Rozpoznała swoje pismo, choć nie mogła teraz skojarzyć kiedy to napisała.
- Ostatni dzień szkoły, ponad dwa lata temu – szepnął James, aż ją ciarki przeszły. – Godzinę później zostałaś porwana. Miałem to ze sobą przez cały miesiąc jak cię szukaliśmy.
Jo wyswobodziła się z jego uścisku i odwróciła twarzą do niego.
- James… Co to wszystko…?
Ale on nie odpowiedział, tylko wziął ją za rękę i pociągnął w kierunku tajemniczych przedmiotów.
- To jest maść na siniaki, którą mnie posmarowałaś jak mnie pobili – powiedział, sięgając po prawie pusty słoiczek. – Piekła jak diabli, ale udawałem twardziela… - Jo parsknęła śmiechem.
- James – odezwała się nagle poważniejąc, gdy jej wzrok padł na olbrzymią szafę. – A czy to jest…?
- Ta sama. Wepchnęłaś nas do niej w gabinecie McGonagall… Swoją drogą, od rana przesłuchuje wszystkich uczniów w Hogwarcie w jej poszukiwaniu – wtrącił niefrasobliwie. – Tu się zaczęło, pamiętasz?
Czy pamiętała? Jak mogłaby zapomnieć?! Nagle poczuła, że ogarnia ją wzruszenie większe nawet niż oszołomienie i ciekawość, które ją zalewały. A James prowadził ją dalej.
- To jest rysunek Drzewa Początku… To pluszak ze sklepu twoich rodziców, jeden z tych, którymi we mnie rzucałaś, jak już miałaś mnie dość w tamte wakacje. To są zdjęcia ze świąt – pokazał jej plik zdjęć: tu dziadek Arthur opowiadał jej coś z pasją: tu Rose w czapce Mikołaja robiła jej królicze uszy: tu Harry ściskał ją i Jamesa… - A to jest… jak to się nazywa, Carter? – Jo zatkało.
- Kierownica…
- Tak! Kierownica samochodu, którym jeździliśmy w moje szesnaste urodziny… Zawsze mówiłaś, że lubisz prowadzić…
- Skąd…?!
James tylko się zaśmiał ale natychmiast spoważniał.
- To jest szalik Leah. Gdyby nie ona… Zresztą wiesz.
- Naprawdę nie rozumiem – mówiła Jo, nie przejmując się łzami, które napływały jej do oczu.
James skrócił ostatni dystans między nimi i objął ją tak, żeby móc widzieć jej twarz.
- Kocham cię, Jo. Od trzech lat, od zawsze, a na pewno do końca życia. Mam cholernie dużo powodów, ale jeśli mam być szczery teraz myślę tylko o jednym – o tym jak klepiesz się po nosie – oszołomiona Jo parsknęła niekontrolowanym śmiechem. James też się śmiał. – Nie ma rzeczy, której bym ci nie oddał, niczego czego bym dla ciebie nie zrobił…
- Potter – wydyszała Jo. – Ja to wiem.
James pochylił się i pocałował ją. Jak wtedy, gdy działo się to wszystko. Jak zawsze.
                A gdy Jo otworzyła oczy krzyknęła cicho. James przykląkł na jedno kolano. I Jo zrozumiała. Nigdy nie wyobrażała sobie tego momentu, nie czekała na niego. Tylko raz przeszło jej to przez myśl – dwa lata temu, gdy byli świadkami oświadczyn Camerona. Była wtedy przerażona tą wizją.
                Teraz coś ciepłego wlało się w jej serce. Nie musiał klękać, nie musiał robić tego wszystkiego…
                Ale nim James się odezwał, wydarzyło się coś dziwnego. Wszystkie te przedmioty, które tu ze sobą przytargał oderwały się od podłoża i zaczęły krążyć wokół nich, zamieniając się w jedną złotą smugę. Tego Jo wciąż nie rozumiała.
- Wyjdziesz za mnie, Jo? – zapytał James, gdy szafa przeleciała mu koło ucha. Ale nim Jo odpowiedziała, meble i przedmioty zwolniły i… zniknęły. A na wyciągniętą dłoń Jamesa upadł złoty pierścionek z oczkiem z jakiegoś kruszcu, którego oczywiście nie umiała zidentyfikować
                Jo zaczęła się śmiać. Kręciła głową z niedowierzaniem wpatrując się w swojego chłopaka.
- Jesteś szurnięty… - szepnęła. – I to wszystko… Jest w tym pierścionku?
James skinął głową.
- Żeby ci przypominało o tym jak się tu znaleźliśmy. No wiesz – dodał szybko – na wypadek, gdybyś miała mnie dość za dziesięć lat, to może zostaniesz ze mną z litości.
                Jo już się nie śmiała. Pochyliła się i pociągnęła go w górę.
- Chcę być łowcą – powiedziała poważnie, gdy już się podniósł. – I naprawdę nie wiem czy nadaję się na jakikolwiek rodzaj pani domu. A dzieci… Kiedyś, okej? Nie, to nie są moje warunki! – zawołała szybko widząc jego minę. – Nie mam żadnych. Kocham cię. Tak samo od zawsze. I za wszystko i ze wszystkim. Tak. Zostanę twoją żoną nawet za pięć minut. Dawaj ten pierścionek!
                Pisnęła, bo jej nogi oderwały się od ziemi i pofrunęła prawie pod sufit. Gdzieś pomiędzy podnoszeniem jej i całowałem, Jamesowi udało się włożyć pierścionek na jej palec. Wyglądał dziwnie – Jo nie nosiła żadnej biżuterii, teraz miała na sobie dżinsy z dziurami na kolanach i bluzę Jamesa, za dużą o jakieś cztery rozmiary. Pierścionek z diamentowym oczkiem trochę odstawał od dziewczyny, która chciała łapać potwory, ale przecież chłopak, który jej go dał, wiedział, że nie będzie go nosić, jeśli będzie składał się wyłącznie z drogich kruszców. Ale było tu wszystko na co składało się ich życie i Jo już wiedziała, że nigdy go nie zdejmie.

                Raz w życiu jeden James spotyka jedną Jo. I choćby szli do siebie pod górę, przez piekło i brnąc po pas – jeśli się kochają, jeśli umieją wybaczać, jeżeli mają odwagę… – spotkają się. I będą razem, póki razem nie odejdą.












41 komentarzy:

  1. Która z Was to "Little teen"???? Nikt taki nie dostał zaproszenia, a jest w obserwatorach bloga!

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Popłakałam się! To takie piękne! Aaaa! Jomes always and forever! <3 <3 <3
    Rose. Nie nie nie, musi być jakiś sposób! Kiedy w ostatnim rozdziale spotkała feniksy byłam przeszczesliwa, ale potem przypomniałam sobie, że Dumbledor miał Fawkesa, ale mu nie pomógł...
    Uczestnictwo młodych Carterów tak bardzo przypomina drugą bitwę o Hogwart, Remusa i Tonks. Proszę, Mary nie może zostać sama na świecie!
    Dawno mnie nie było, wiem, ale okazało się, że w liceum też trzeba się uczyć ;) postaram uzupełnić kilka komentarzy, pozdrawiam
    ~ Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jeju tak to jest jaj odkłada się komentowanie na później -,-' komentuje się wtedy dwa dni później
      ale do rzeczy
      Al... zemscil się tak jak chciał a czy to mu coś dało? Chyba troszkę...
      Coraz bardziej uwielbiam Ryana ^^ pomógł Alowi ale też przypilnowal by nie narobił sobie kłopotów i żeby nie został mordercą bo to musi być straszne uczucie kogoś zabić w takim amoku
      Carterowie *.* a ja myślę że ich nie zabijesz! Bo czemu niby? Juz szybciej byś zabiła Jo niż Camerona takie moje zdanie... nie jesteś Rowling która musiała zabić Reamusa by wszyscy huncwoci byli martwi... mam nadzieje ze ich oszczędzisz
      Jomes *.* moja druga ulubiona para ^^(wiem Ginger ze Cię ranie tym stwierdzeniem ale Rospius wygrywa dla mnie wszystkie rankingi) pierścionek jest taki oryginalny... tylko jedno mnie niepoi... oni za szybko wracają do normalności... to na pewno ma ukryty sens ale jest niepokojące
      Blake i Elizabeth i ich plany na przyszłość ^^ tak swoją drogą ciekawa jestem co będą robić bohaterowie po wojnie
      Hermiona... nawet sobie nie wyobrażam co może czuć
      a co dopiero Scorpius... ale brawo dla Rose ze mu w końcu powiedziała...a lekarstwo musi istnieć! Nie ma sytuacji bez wyjścia!
      Jeju dalej nie umiem się zebrać a tak płakałam w tym momencie :'(
      Nie umiem pisać tak ładnych komentarzy jak niektórzy ale mam nadzieje ze się ucieszysz widząc ta spóźniona odpowiedz na twoje arcydzieło ^^
      Dużo weny I do następnego ;*

      Usuń
  4. Zaraz skomentuję, tylko odrobię lekcje. Jeszcze dzisiaj, przysięgam. miejsce zaklepane. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy możemy przez chwilkę docenić ten dozdział w zadumie i ciszy? Ja mogę, muszę.
      Kochana Ginger, miałam dzisiaj jeden z paskudniejszych dni, a tutaj nowy rozdział GGG, niczym deszcz spadł mi z nieba i automatycznie poprawił humor. I za to ogromnie Ci dziękuję. :)
      Zaręczyny Jomes są jeszcze lepsze od ich ślubu, przynajmniej moim zdaniem. Bo o ile się nie mylę już nam zdążyłaś fragment ślubu opisać, ten z Harry'm jako "kapłanem" i w pięknym otoczeniu pola bitewnego? Był cudny, ale te zaręczyny są po prostu CZADOWE. Pomysł z pierścionkiem jest piękny, wyjątkowy i bardzo romantyczny (ja osobiście romantyczką nie jestem, ale tutaj po prostu muszę to docenić). Naprawdę fanfastyczny.
      Dobrze, że Ryan wysłał chłopaków na pomoc Alowi, a raczej temu wstrętnemu strażnikowi. Jeszcze parę uderzeń i dostałby to, na co zasłużył. Dobrze jednak, że nie z rąk Albusa, nasz Potter nie jest przecież mordercą. Poza tym Scarlett prowdopodobnie więcej by się do niego nie odezwała.
      Rospius zakłuł mnie w serce. Mocno, cholernie mocno. Tak bardzo im obojgu współczuję. Rozumiem Rose, miała prawo chcieć spędzić swoje ostatnie chwile życia w toważystwie osoby, którą kocha najbardziej, ale z drugiej strony Scor jest trochę pokrzywdzony. Na pewno czuje się fatalnie z tym, że raz: nie zauważył, że z Rose jest coś nie tak (nawet mimo zaklęcia) i dwa: nie mógł jej pomóc. Beznadziejna sytuacja, nie wiem co powinni zrobić. Jest mi tak smutno, że miałam łzy w oczach jak czytałam tę scenę. :'(
      Astoria to jedna z moich najulubieńszych bohaterek. Podziwiam ją, że nie zabiła jeszcze tych dwóch przedszkolaków. Już bym ich dawno Kevadą strzeliła na jej miejscu. Ugh, Draco może jeszcze by przeżył, ale za Ronem nie przepadam. Miałby szanse tylko dlatego, że wolałabym nie pozbwiać Różyczki ojca... xD
      Cieszę się, że Lou się pojawił, no i zdecydowanie nie moge się doczekać wojny! Ciekawe kto zginie? Tak, wiem, nie powiesz mi, nie odpowiadasz na takie pytania. :D Ale i tak jestem ciekawa, już umieram ze strachu o moich ulubieńców. Jedynym problemem jest, że już po nich. Jeśli wydałaś wyrok, to nawet moje prośby i groźby na nic się nie zdadzą. ;P
      Mam tylko nadzieję, że oszczędzisz młodych rodziców. Mary jako sierotka to nie jest miła perspektywa. Przecież oni się tak ładnie do siebie uśmiechają napinając mięśnie twarzy, nie psuj tego. :)
      Jeszcze nie umem się zdecydować czy Noel dobrze zrobił chroniąc tajemnicę Rose. Niby zrobił tak, jak go prosiła, ale Hermiona, tak samo jak Ron i Scorpius zresztą (i wszyscy tak naprawdę, Jo i jej inni przyjaciele/kuzyni też muszą się dowiedzieć!!!), ale to nie była jego decyzja do podjęcia. Tyle, że Hermiona mu ufała (tak myślę), więc nie mówiąc jej o tak ważnej rzeczy stracił jej zaufanie. Przecież chodzi o jej JEDYNĄ CÓRKĘ, DO JASNEJ CHOLERY!!! Dzieci są podobno dla rodziców najważniejsze, Hermiona musi być załamana...

      Jejku, nawet już nie wiem co piszę. Znowu przepraszam za błędy, których na pewno znajdziesz masę, z czego większośc niewybaczalnych, ale nie mam siły tego sprawdzać. xD
      Rozdział JAK ZAWSZE ZAJEKURDEBISTY (ja nie przeklinam :P), nie mogę się doczekać następnego. Tylko że te śmierci... :C

      No nic, pozdrawiam serdecznie moją ulubioną blogerkę, do przeczytania (tak, wiem, jestem żenująca, ale to w pierwotnym założeniu miało być trochę zabawne xD) przy kolejnym poście! ;* CJ XX

      Ps mam nadzieję, że Alexander zgnije w pierdlu...

      Usuń
    2. Miałam rację, jest błąd niewybaczalny. Ale ze mnie idiotka...

      *towarzystwie

      Usuń
    3. Podsumowując Twój komentarz: śpieszmy się kochać bohaterów GGG, Ginger i tak ich zabije.

      :P
      Zdemoralizowana mi świadkiem jak nie umiałam się wziąć za napisanie sceny śmierci Leah, to była moja ulubiona (po Jo) bohaterka. A teraz uważam, że to było dobre dla opowiadania. Skoro już wymyśliłam całą tę wojnę to muszą ginąć ludzie. Ale trochę wiary, przecież ja serce też mam! :P

      Usuń
    4. Hahha, podniosłaś mnie na duchu.
      A skoro już o Zdemoralizowanej, nie wiesz czy może coś się na Ślizgońskiej Krwi szykuje? Jestem fanką! :)

      Usuń
    5. Autorka ŚK jest złym człowiekiem i ciągle tylko obiecuje :P W związku z czym nastpęony rozdział piszę ja! będzie o ślubie Ala i Carrie :D

      Usuń
    6. Haha popieram! Wpleć tam gdzieś jeszcze Alexa i Chloe, i koniecznie nie zapomnij o Zoey. xD "Mała" zemsta na Scorpiusie też by nie zaszkodziła. :)

      Usuń
  5. TAAAAAAK!
    OŁ JEA.
    Najlepsi na świecie. Kto inny okradłby Hogwart dla swojej dziewczyny, żeby zaczarować jej szafę w pierścionku?! :D
    Cudowne, czytałam chyba sto razy ostatni fragment <3

    Podoba mi się też początek! Lubię takiego Ala! No, w końcu się tamtemu należało! I kocham Astorię (mam wrażenie, że kupiła Rona :P). Ja tam nie uważam, że zginą Cam i Lucy, jakoś tak nie widzę tego.
    Rose - cóż, rozumiem ją i rozumiem Scora, oboje mają rację. Ale coraz bardziej przeraża mnie myśl, że nie ma tego lekarstwa. I jeszcze to Twoje cholerne: "nieświadomi, że nie wszystkich ich stąd wypuści". Musiałaś mi zepsuć wszystko, nie? ;/
    Aha! Strasznie szkoda mi Noela! Mogę go pocieszyć?
    Ale dobrze, że zjawił się Louis!
    No i mimo przypomnienia o tym, że jesteś mordercą, dziękuję za Jomes - najlepsza scena ever (bo najlepsza para ever!).
    Czekam na ślub! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię Cię. Powiem Ci więc prawdę - nie ma na świecie lekarstwa na klątwę Rose.

      Usuń
  6. Chciałam zacząć inaczej ten komentarz, ale znów przekręciłaś mi plany! Nie mam innej możliwości, prócz napisania Ci tak:
    JOOOOOOOOMEEEEEEEEEES!!!! *.* *O* ♡ <3
    NIE WIERZE!!! AAAAAAAAAAA! TAK SIĘ CIESZEEE! *-*
    Dobra załóżmy, że to koniec i wszystkim się wydaje, że już tak się nie szczerze do tego telefonu, jak nienormalna (co oczywiście jest kłamstwem c;)
    To teraz może w końcu zaczne, tak jak chciałam:
    Początek ego rozdziału idealnie kojarzył mi się ze zemstą. Scena z Albusem i Draco... oni najbardziej chcieli się zemścić i... o to bum! W tym rozdziale dwie zemsty na jednym ogniu xd
    Dobra, za nim znów zaczne wymyślać niekończące się historie może powiem coś o tytule: "Tak" - pierwsze skojarzenie Nat? Oświadczyny. I co? Bum! Oświadczyny! ;p
    Co raz częściej (głównie dziś w scenie z Mary) myśle, że chcesz uśmiercić Cameronz i Lucy, jak J.K.Rowing Tonks i Lupina... W sumie... uwielbiam ich, ale jeżeli mam wybierać między nimi, a Rose i Scorpiusem (co też wydajd mi się dość prawdopodobne) to wolę by Lameron zginęli ;c
    Czyżbym widziała perspektywe Mary? Awwwww *,*
    Wreszcie! Scorp i Hermiona wiedzą o klątwie Rose!!! Szkoda mi Noela, bo w sumie nie zawinił, po prostu chciał pomóc Red, a wszyscy wiemy, że już lepiej nic nid mówić Hermionie, niż sprzeciwić się Rose ;p
    Scorpius!!! Ta scena *jak ostatnio większość* chwyta za serce i rozwala młotkiem...
    Jestem dumna z Ala! Obronił Scar i - jak dla mnie - zasłużył w końcu na Scarlett czystą perfekcje oprócz gotowania Archibald ;D
    Dopóki nie wspomniałaś w tym rozdziale o Noah i Nellvilu to właściwie o nich zapomniałam, ale... teraz musisz dać z nim jakąś scene! (Albo tą miniaturkę, o której kiedyś tam wspominałaś ;))
    Ach! No i na koniec opisze jeszcze mój pozątek komentarza... (Nat jak zwykle zorganizowana ;p)
    Jomes <3 scena i oświadczyny godne nich *___* Roztopiłam się w tej scenie jak margaryna na patelni xddd James taki awwww i Jo zatkało! Hahahhaha :') Chyba najromantyczniejsza (pls powiedz, że nie zrobiłam błędu pisząc to słowo xd) scena Jomes jaką w życiu czytałam na GGG!!! *o*
    Ps. Scena Elizabeth i Blake'a, jak zwykle = sarkazm, marudzenie i "miłość rośnie wokół nas!!!"
    Ps. Czekam na nexta *.*
    Życze weny na końcówke GGG, żebyś nie zabijała moich ulubieńców ;D
    ~Nat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy tak myślicie, co? :P Tylko ja jestem szurnięta i zawsze i na zawsze moim ulubionym wyobrażeniem chwili (nie sceną, to źle brzmi z moich... palców) Jomes będzie ta, w której on chciał się z nią po raz pierwszy umówić. Nie wiem czemu :p Zaraz po tym chwila jak go pobili. Potem oświadczyny :D

      :P

      Usuń
  7. O mój Merlinie! Jak tylko się ogarnę to skomentuję! Ja pierniczę, JOMES!!! ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówią, że najlepsze zostawia się na koniec. Na początek perspektywa Mary. So nice :D Bardzo podobał mi się ten fragment i twoje opisywanie... całej sytuacji.
      Blake i Elizabeth. Uwielbiam ich. Są tacy... no, nie da się tego opisać :p
      Albus, Draco i ich zemsta. To było piękne i przerażające jednocześnie, a że jestem psycholką ten moment bardzo mi się podobał. Kolejny ukochany moment do kolekcji.
      Hermiona. O niej chyba nikt nie mógłby zapomnieć. A jeśli zapomniał to jest mugolem. Uwielbiam 'twoją' Hermionę. Jest taka... prawdziwa, a ja lubię prawdziwe postacie. Jej scena z Noelem poruszyła moje skute lodem i sarkazmem serduszko. Dziękuję!
      Wreszcie Scorpius i Hermiona dowiedzieli się o... chorobie(? Nie wiem, czy mogę tak to nazwać) Rose. Kocham takiego Scorpiusa. I uwielbiam ten fragment.
      I teraz najlepsze. Fani Jomes wiwatują i otwierają szampany, albo tak jak ja, biedni, zmęczeni długim dniem w szkole krzyczą i uśmiechają się z wyrazem błogiego uwielbienia do telefonu lub komputera.
      Kocham, kocham, kocham. Tylko najlepsi chłopcy potrafią wyczarować pierścionek zaręczynowy z szafy. Tzn. szafa najpierw była szafą, a potem... No wiecie, o co chodzi :p
      Uwielbiam ten moment. Oficjalnie wg mnie jest najlepszym, jaki do tej pory się pojawił. Ze względów oczywistych, oczywiście :p
      Z tego wszystkiego zapomniałam się przywitać. Witam! :D
      Ale mówię też żegnam i życzę ogromu weny,
      Karolina.
      Na razie nie robię licytacji trupów. To wyjdzie w praniu :3

      Usuń
  8. Witam Cię Ginger, moja Ty ulubiona autoreczko!
    OMG! OMG! JOOOOOOOOOOOOOOOMES!!! <3 <3 <3
    Ja walę... czemu Ty zawsze musisz pisać takie zajebiste rozdziały?! Łokej, zacznę tradycyjnie od cytowania:
    ,,- A co u synka?! Ciągle jest taki opalony?" Jebłam. Ja tam lubię Scorpiusa i w ogóle, ale nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem w tamtym momencie! :D
    ,,Atlas był cichy i milczący. Zapraszał ich i wstąpili w jego progi, nieświadomi, że nie wszystkich ich stąd wypuści." Ginger... co Ty zamierzasz zrobić? Przerażasz mnie. Pierwszy raz od tych siedemdziesięciu trzech rozdziałów. Boję się Ciebie i tego co wymyśliła Twoja chora główka (bez obrazy dla Twojej główki, ja lubię i szanuję Twoją główkę. Dziwnie to zabrzmiało, ale dobra)... czyli co? PRZYJMUJĘ ZAKŁADY! (Ale niech ktoś spróbuje obstawiać Jo i Jamesa to... zadźgam go łyżką i zostawię w schowku na miotły. Z Filchem. Na miesiąc)
    ,,Elizabeth ewidentnie nie było zbyt wygodnie, nie powiedziała już ani słowa." Czy ja dobrze widzę? Umieściłaś imię "Elizabeth". Imię TEJ Elizabeth w jednym zdaniu ze słowami "nie powiedziała już ani słowa"?! To takie... dziwnie. Miłość zmienia ludzi... miłość jest dziwna. I ślepa. I bezlitosna. I okrutna. I... Jomesowata <3
    ,,Raz w życiu jeden James spotyka jedną Jo. I choćby szli do siebie pod górę, przez piekło i brnąc po pas – jeśli się kochają, jeśli umieją wybaczać, jeżeli mają odwagę… – spotkają się. I będą razem, póki razem nie odejdą." Borze szumiący... umrzyłam (kolejne słowo, którego nie znajdziesz w słowniku języka polskiego). Umrzyłam w momencie, gdy James oświadczył się Jo, ale zmartwychwstałam, kiedy doszłam do tego momentu. Ten tekst spodobał mi się bardzo, ale to bardzo.
    I w ogóle to było takie... aww <3
    Ale co prawda to prawda. Miłość Jo i Jamesa była jedną z tych najbardziej pochrzanionych miłości (która z resztą nie była?) w historii całego GGG, a mimo tego od siebie nie odeszli. Chociaż było im wiele razy tak ciężko (tak jak praktycznie każdej parze w GGG, za co ślę podziękowania kochanej autorce, bo bez tego byłoby nudno) to ich miłość nie wygasła, a trwała. Sam pomysł na te zaręczyny był bardzo dosyć oryginalny i ciekawy.
    Uhuhu!
    Albus się zemścił! W końcu! Mam tylko nadzieję, że w następnym rozdziale napiszesz coś trochę o torturach, które zadawał dla Vinca. Paczając na to, że był Krukonem spodziewam się czegoś niezwykle oryginalnego i bolesnego ^^
    Czytanie tamtych kilku/kilkunastu zdań z perspektywy Mary było dosyć... niecodziennie. Tutaj daję Ci dosyć dużego plusa, ponieważ raczej trudno jest napisać cokolwiek z perspektywy tak małego dziecka. Propsy dla Ciebie, Ginger.
    Czo tu dalej pisać... kurdełki, nie mam zbytnio pomysłu.
    A! No tak! Chciałabym Cię przeprosić za mój spóźniony komentarz (bo jeden dzień spóźnienia to tak bardzo dużo), bo wiem, że uwielbiasz moje komentarze tak jak ja Ciebie. Mam nadzieję, że komentarz wyszedł w miarę długi i Cię nim nie zawiodłam.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuje nn!
    Wierna fanka,
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam zacząć słowami: "czy Ty jesteś normalna?" ale stwierdzam, że znam odpowiedź :P Czekaj, wytłumaczę dlaczego!:
      "Albus się zemścił! W końcu! Mam tylko nadzieję, że w następnym rozdziale napiszesz coś trochę o torturach, które zadawał dla Vinca."
      Eeee. Co? Ta scena się skończyła. Albus go rozbroił, pobił boleśnie i wyszedł. Co ja Ci mam opisywać jak mu zadawał ciosy? I jakie tortury?!
      Zadanie domowe: przewartościuj swój system moralny.
      :P Nie no żartuję, ale niczego takiego nie będzie.

      Usuń
    2. Aaa... czyli jednak żadnych tortur nie było. Szkoda.
      Znaczy, ostatnimi czasy mam tzw. "fazę" na wszystko co okrutne, bolesne i tak dalej. Po prostu szukam inspiracji (inspiracji, nie to, że miałabym ściągać!), bo w moim opowiadaniu... dobra, nieważna. Uznajmy temat za skończony i uznajmy, iż jednak nie jestem aż tak bardzo psychiczna jak się wydaje... żartuję, jestem tak bardzo psychiczna jak się wydaje.
      Selene Neomajni

      Usuń
    3. Nie bo to jest Al! Słodki, kochany Al! No może Scorpius, James, Ryan... tak oni by mu wyrwali flaki... Ale nie Albus. Po inspirację odsyłam do horrorów, a nie na GGG :D

      Usuń
  9. JEEA! Będzie slub Jomes! :D To bylo takie.. Ohhh! I ten pierscionek! Jak ja sama nie lubie nosic bizuterii to jakbym dostała taki pierścionek to też bym go nie zdejmowala nigdy. No ale go nie dostanę, bo James juz zajęty :P Ahhh! Ahhh! Jomes Jomes Jomes forewa! :)
    Wiem ze juz to pisałam, ale ja naprawdę uwielbiam Astorie :) a zwłaszcza jej opieprzanie Rona i Draco. Nigdy nie przepadalam za Dramione i twoja Drastoria jeszcze bardziej mnie w tym utwierdza :)
    Perspektywa Mary była taka slodziutka .. Rozplynelam się po prostu :)
    Zaskoczyło mnie kiedy Hermiona tak się wściekła na Noela, ale w sumie to się jej nie dziwie . Szkoda mi się jej zrobiło
    Jestem zrozpaczona! Ta scena kiedy Scorpius dowiedział się o klątwie i się rozpłakał.. No nie mogę! Sama miałam łzy w oczach. To było naprawdę smutne.
    Czy to juz w następnym rozdziale zginie ta para?

    Pozdrawiam


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w następnym zginą ostatni już bohaterowie. Więcej śmierci nie będzie, I promise.

      :)

      Usuń
    2. Huh. Ale to zlecialo :) dopiero co blagalysmy " Nie zabijaj Scorpiusa", a ty się na nas wsciekalas :D a tu zaraz się wyjaśni najgorsze

      Usuń
  10. ,,Raz w życiu jeden James spotyka jedną Jo. I choćby szli do siebie pod górę, przez piekło i brnąc po pas – jeśli się kochają, jeśli umieją wybaczać, jeżeli mają odwagę… – spotkają się. I będą razem, póki razem nie odejdą. ''
    Wspaniałe, naprawdę, cały fragment Jomes wow, bez dwóch zdań. Ktoś powyżej z komentujących wspomniał, że do ich ślubu może dojść podczas bitwy, Harry udzieliłby im ślubu i to skojarzyło mi się z Piratami z Karaibów, dziwne skojarzenie, wiem, ale ja kocham te filmy. Boję się to właśnie oni zginą, mam takie straszne przeczucie, ale mogę nie mieć racji i Lucy i Cameron albo Elizabeth i Blake, tyle okrutnych możliwości.
    Fragmencik z małą Mary był cudowny naprawdę, ona jest taka słodka i to jak próbowała ich rozweselić było takie rozczulające.
    ,,Atlas był cichy i milczący'' nie powinien był albo cichy albo milczący, czy to oznacza to samo?
    Twoja Astoria jest świetna naprawdę, chyba za chwilę przeczytam miniaturkę z nią i Draco.
    Okay, idę odrabiać lekcje. Do następnego, pozdrawiam




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Tak! Po pierwsze ja sama gdy kilka miesięcy temu pisałam scenę ślubu cały czas miałam z tyłu głowy, że gdzieś coś podobnego się działo i potem wpadłam na to, że Elizabeth i Will brali ślub w takich samych warunkach, zaślubiani przez Barbossę! A 2. wierzysz w przypadki? Wczoraj oglądałam Klątwę Czarnej Perły! :))

      Mam pytanie. Czemu obstawiasz Elizabeth i Blake'a (bo, że Jomes to wiem - wszyscy tak strzelają, Cam i Lucy też wiem czemu) - jestem ciekawa czemu typujesz też ich :O

      A z tym cichy i milczący, masz rację! W pierwszej wersji było cichy i jakiś tam inny, nie pasowało mi słowo i zmieniłam na "milczący" bez sprawdzenia z całym zdaniem. Za chwilę poprawię :)

      :P

      Usuń
    2. Wierzę w przypadki :) i kocham te filmy, a moją naj naj z tych części jest właśnie Klątwa Czarnej Perły ;)
      Sama nie wiem czemu Elizabeth i Blake, tak jakoś w tamtej chwili o nich pomyślałam, nie powiesz mi czy trafiłam?

      Usuń
  11. Uprzedzam, że piszę na klawiaturze, której nie ogarniam, więc komentarz będzie raczej krótki i pewnie kulawy (a jeślibym odwlokła skomentowanie, to pewnie nie zrobiłabym już tego wcale, bo do mojego komputera dorwę się dopiero za kilka dni).
    Nie mogłam się powstrzymać i kiedy zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział od razu zaczęłam go czytać. To nic, że byłam w tym czasie w lumpeksie (ale akurat siedziałam na krześle przy stoliku (btw strasznie wygodny ten lumpeks, obok tego miejsca do siedzenia stał nawet zbiornik z wodą) i czekałam na mamę). Trochę problematyczne było to, że przy fragmentach, w których Hermiona i Scorpius dowiedzieli się o klątwie, zachciało mi się płakać (ale tym razem jakoś się nie rozkleiłam). Okey. Zaręczyny Jamesa i Jo były najcudowniejszymi zaręczynami jakie kiedykolwiek widziałam/czytałam. James wpadł na naprawdę epicki pomysł z tym pierścionkiem (szafa! <3). Kocham Jomes z rozdziału na rozdział coraz mocniej. Poza tym - strasznie współczuję Hermionie (i Ronowi też). Bardziej niż Scorpiusowi. To straszne wiedzieć, że twoje dziecko umiera. Fragment z Cameronem, Lucy i Mary był słodko-gorzki. Przykro mi się strasznie zrobiło, ale wierzę, że jednak nie osierocisz Mary. Elizabeth/Blake są cudowni. Mam wrażenie, że o czymś ważnym zapomniałam, kurde.
    Chciałabym skopiować kilka cytatów, które mnie urzekły, ale na tym laptopie nie dam rady, bo szwankuje. :c
    Pozdrawiam, LS!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no dzięki za opis swojego dnia! :D
      Ja dzisiaj kosiłam ogród, a na obiad miałam kurczaka w sosie słodko-kwaśnym :D

      Usuń
  12. To takie słit... a na serio, to ta scena zaręczyn jest napisana tak niebanalnie :D <3
    Ogólnie cały rozdział jest smutny, jak wszystkie ostatnio.
    PS: Nie zabijaj Rose... :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Scena zaręczyn była CUDOWNA <3 i to wszytko co James dla Jo zrobił ojej.... <3
    hahha uwielbiam Elizabeth i Blake :D
    Szkoda mi Hermiony, czuje się pewnie strasznie, wiedziec ze jej dziecko umiera :(
    ja dalej mam nadzieje ze Rose jakos wyzdrowieje
    przepraszam ze tak krotko, ale szkoła zabiera mi dużo czasu, obiecuje ze następny komentarz będzie dłuższy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem czy tylko ja tak sądzę, ale wydaje mi się, że Scorpius i Hermiona są trochę nie fair wobec Noela i w pewnym stopniu Rose. :)
    I nie wiem też, czy Lucy i Cameron wrócą z wyprawy. Gdzieś pod skórą czuję że podzielą los Lupina i Tonks. Obym się myliła...
    A scena oświadczyn była chyba najoryginalniejsza, jaką kiedykolwiek przeczytałam. 😏 Przebiła nawet tą Cameron/Lucy 👍
    Nie mam zielonego pojęcia co mogłabym tutaj jeszcze napisać, więc może już skończę 😃
    Świetny rozdział,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem czy w sytuacji, w której twoja córka/dziewczyna okazuje się być śmiertelnie chora można być fair. Ja myślę, że to by było nielogiczne zachowywać wtedy zdrowy rozsądek.

    Dostałaś odpowiedź w "niespodziance"...

    OdpowiedzUsuń
  16. OMG KAKI PRZECUDOWNY ROZDZIAL
    Jo i Janes po prostu halashwikzxhsiskzbhz oswiadcxyny czekalaam na to!!!❤️❤️ (w glebi duszy liczylam ze moze Scor sie oswiadczy Rose no ale)
    scoro na swiecie nie ma lekarstwa na klatwe ktora ma Rose to nawet jak jej nie zabijesz w naatepnym rozdziale tovona i tak zginie kiedys tam?:(((
    brawo dla Ala!!!!! nalezalo sie temu skurwielowi(za przeproszeniem
    Elizabeth i Blake po prostu aaaaa!!!*-*
    mowilam juz ze kocham Astorie????to mowie to jeszcze raz kooocham ja za te teksty do Draco i Rona ahshahahshsa
    zycze milego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaręczyny Jomes przecudowne! <3 Zazwyczaj nie rzucam cytatami ale tu po prostu nie można inaczej:" Raz w życiu jeden James spotyka jedną Jo. I choćby szli do siebie pod górę, przez piekło i brnąc po pas – jeśli się kochają, jeśli umieją wybaczać, jeżeli mają odwagę… – spotkają się. I będą razem, póki razem nie odejdą."
    Uwielbiam! Idealnie opisuje ich relację. :)
    Reakcja Hermiony na chorobę Rose złamała mi serce ;( To musi być okropne dowiedzieć się, że twoje dziecko umrze...
    Dobrze, że Scor też już wie. Chociaż ten fragment był mega smutny. Ale Rose już nie musi udawać, co na pewno jej ulży.
    Lucy i Cameron... Mam nadzieję, że nic się im nie stanie, mała Mary potrzebuje rodziców.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobrze, że Rose w końcu powiedziała Scorowi o swojej ręce. Może on coś wymyśli. Biedna Hermiona... To było smutne, nie powinna tak naskakiwać na Noela, ale rozumiem, że była zła. Ośmidczyny Jamesa najlepsze. <3 Super romantyczne.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak tylko przeczytałam tytuł, to od razu wiedziałam, że James oświadczy się Jo.
    Nawet nie chcę myśleć co by się stało gdyby James i Scorpius nie powstrzymali wtedy Albusa, pewnie trafiłby do Azkabanu, a kto wtedy opiekowałby się Scarlett ??
    Pokoje, w których Astroria, by zamknęła Rona i Draco musiałyby być od siebie oddalone o kilka mil., żeby nie krzyczeli do siebie przez drzwi. :D
    Mam dziwne przeczucie, ze z Lucy i Cameronem powtórzy się historia Nimfadory i Remusa, a wtedy Jo zajmie się Mary, nie wiem dlaczego Jo, a nie Al, ale mam takie przeczucie, ze to jednak będzie ona.
    Powrócę jeszcze do Carterów, jak ja lubię Lucy wrzeszczącą na Camerona :P
    Bardzo podobnie wyobrażałam sobie scenę jak Malfoy dowie się o tej klątwie.
    „- Raejack? – powtórzył lodowato. – Naprawdę myślisz, że KTOKOLWIEK jest w stanie zrobić dla ciebie więcej niż ja? Zbieraj się, Rose – dodał szybko wstając. – Jedziemy na bitwę, a potem ja wyjeżdżam i będę szukać tego cholernego lekarstwa aż je znajdę.” – Uwielbiam tą scenę, nie wiem dlaczego, ale to chyba moja druga ulubiona scena w tym rozdziale (zaraz po oświadczynach Jamesa).
    Elizabeth jest genialna, zastanawiam się dlaczego wcześniej jej nie lubiłam, ale to pewnie dlatego, że tak otwarcie głosiła, to że popiera Andakala.
    Hermiona jeszcze będzie prosiło Noela o to by jej wybaczył, że rozumie, że próbował pomóc.
    I znowu będzie wojna… ale w sumie lubię sceny wojenne :D
    Tyle wspomnień z pierwszej i drugiej części…
    Tylko James potrafi ukraść szafę z gabinetu dyrektorki, żeby oświadczyć się swojej dziewczynie… a tak w ogóle to skąd on wziął hasło?
    Te przemówienia Potterów są takie… wspaniałe, przemyślane?
    „Dawaj ten pierścionek ‘’ – hahhah Jo :D
    - Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale ostatnio nie mam na nic czasu. Biorę się za czytanie następnego rozdziału. Postaram się nadrobić wszystkie komentarze :D.
    -Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku James,te oświadczyny to był twój najlepszy pomysł w całym życiu. Włamanie do Hogwartu,tylko by ukraść,rzeczy,wspomnienia.
    Scorpius i Hermiona nareszcie się dowiedzieli. Biedna Rose,i Noel który nie znalazł żadnego sposobu.
    Perspektywa Mary była tak cudowna jak ona sama. Oby Cam i Lucy jej nie osierocili,nie zasługuje na to.
    Wrócili Elizabeth i Blake,kocham ten rozdział I kocham ich razem.
    Dobrze,ze Ryan pomyślał o Albusie bo mogłoby się to źle skończyć,byle Scarlett się nie dowiedziała co zaszło.
    Szykujmy się na nową bitwę!

    OdpowiedzUsuń
  21. Szczerze? Najpiękniejsze oświadczyny. Jo to nie zwykła, nieskomplikowana dziewczyna. Wręcz odcienie jest wymagająca złożona i trzeba sie o nia starać. Zebranie tych wszystkich przedmiotow... Nie wyobrażam sobie lepszych zarecznyn dla carter do ktorej to wlasnie przemówiło.
    Wiem, ze jesli Cameron i Lucy zgina, bedzie to dla budowania lepszego swiata i dla ich córeczki. Dlatego nie mam obaw, uważam to za wspaniałe aczkolwiek niesamowicie smutne. Tak jak i smierć tonks i lupina.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ah i ta twoja zagadka. Trzy pary: jedna zginie, z drugiej tylko jedna, a trzecia nigdy nie pasowała do siebie. Coz Leah juz zginęła. Kto zginie jako cała para? Mam nadzieje ze nie Rose i Scorpius (choc mógłby to zrobic z żalu po niej). Obstawiam Camerona i Lucy, ale tym samym powtorzysz schemat. Blake i Elizabeth? Moze po to żebyśmy nie płakali za głównymi postaciami. Jo i James? Nie, tego nie chce. A moze w takim razie Albus i scarlett? Mało sie do nich przywiazalam, to moze... Oni? :D albo to oni beda ta para która nie bedzie ze sobą, choc moze nia tez byc dakota i jesse (dla mnie oni sa oczywisci). Coz pozyjemy zobaczymy!

    OdpowiedzUsuń