Wybacz mi
cz. 2
James udał się do ministerstwa razem z panem Owenem, Flaherty’m i Ginny, która oznajmiła, że nie zostawi syna ani na moment. Harry zapowiedział, że zjawi się tam niedługo. Hermiona zabrała Louisa do Leah i tylko Jo, Rose, Scorpius i Al nie ruszali się ze swoich miejsc.
- Kto jest ze Scarlett? - zapytała nagle Rose, wyrywając się z otępienia.
- Dakota i Jack – wytłumaczył Albus. Był nie mniej wstrząśnięty niż ona. – Scar śpi… Podali jej coś. Dlatego tu w ogóle przyszedłem.
- Panie Potter – odezwał się Scorpius do Harry’ego, który chyba ich nie słuchał, pogrążony we własnych myślach. – Co teraz?
Harry podniósł głowę i spojrzał na prawie nieprzytomną Jo, która obejmowała się ciasno ramionami i kiwała to w jedną to w drugą stronę, a Scorpius przezornie przysunął się bliżej, by w razie czego ją złapać.
- Ankdal uciekł. Nie ma już armii. Pozostała mu garstka żołnierzy w Norwegii, może parę oddziałów w Danii i Szwecji. Ukryje się na jakiś czas.
- Pozwolimy mu na to? – zapytał Albus. Harry wciąż wpatrywał się w Jo.
- Może nie za naszego życia, ale kiedyś Ankdal powstanie. Jest przepełniony ukradzioną magią i ma do dyspozycji Bestię, która jest nieśmiertelna. Możemy sobie darować. Odpocząć. On nam już nie zagrozi.
Wszyscy zamilkli, aż…
- Nie.
Jo podniosła w końcu wzrok pełen bólu i nienawiści.
- Musimy go znaleźć, zabić Bestię i pozbawić go wszystkiego. Zapłaci za to co się przez niego wydarzyło.
Harry skinął głową. Wyglądał jakby wiedział, że to powie.
- Nie mamy kołczanu – przypomniał Scorpius. – I nie bardzo wiemy tak naprawdę jak zabić Bestię.
- To są szczegóły techniczne – stwierdziła filozoficznie Rose. – Wracamy do domu? – zapytała z nadzieją.
- Przykro mi – odparł jej Harry. – Nie możemy jeszcze wrócić do swoich domów. Nie wszyscy zwolennicy Hurrlingtona zostali schwytani. Mogą chcieć zemsty. Poza tym w zamku Merlina będzie nam łatwiej zaplanować polowanie na Ankdala.
Rose zrobiła zdumioną minę.
- Ale ja mówiłam właśnie o tym zamku! – stwierdziła pewnie. – Dom jest tam, gdzie rodzina. Wracajmy.
*
Scarlett otworzyła ciężko najpierw jedno, potem drugie oko. Nie miała pojęcia gdzie jest, ani kto siedzi koło jej łóżka. Coś przelewało się przez jej głowę i zmywało w jeden obraz, którego nie mogła odczytać.
- Och, jak dobrze! Obudziłaś się!
Jakaś postać zbliżyła do niej twarz i Scarlett zamrugała szybko.
- Dakota?
- Jak się czujesz? Boli cię coś?
- Nie wiem – odparła słabo. – Gdzie jestem?
- W bezpiecznym miejscu. Słuchaj, musisz mi dokładnie powiedzieć jak się czujesz! – mówiła szybko, wyłupiając oczy. – Wiesz, ja nie jestem jeszcze nawet w połowie kursu na uzdrowiciela i…
- Jest okej – przerwała jej Scarlett, bojąc się, że to Dakota zaraz poczuje się gorzej od tego przejęcia. – Nic mnie nie boli, serio.
Ale Dakota wciąż przypatrywała jej się podejrzliwie.
- Pójdę po jeszcze parę maści. Ta twoja rana powinna niedługo zniknąć.
Scarlett kiwnęła tylko głową, niezbyt zainteresowana swoją raną. Dakota wyszła a ona próbowała się podnieść. Wiedziała, że Scott prędko jej na to nie pozwoli a ona musiała dowiedzieć się co z jej mamą. Ale zdążyła tylko podnieść głowę, gdy drzwi otworzyły się a Scarlett uśmiechnęła się blado.
- Al…
Albus dotarł do niej w paru krokach i rzucił się do jej rąk, które zaczął całować, jak w amoku.
- Al… Moja mama – powiedziała zaskoczona Scarlett. – Co z nią?!
Albus podniósł głowę i szybko skinął.
- James przeniósł ją w bezpieczne miejsce. Teraz jest w szpitalu św. Munga. Nic jej nie jest! Po prostu ją badają – dodał szybko, widząc jej rosnące oczy. – Właśnie stamtąd wracam. Kazała cię ucałować i obiecała, że jak ją wypuszczą od razu się tu zjawi.
Scarlett kiwnęła głową ale wciąż wyglądała na zdziwioną.
- Jak to… „James ją przeniósł”? – zapytała. Albus uśmiechnął się ponuro.
- Cholernie długa historia. W skrócie – Hurrlington podał mu eliksir, potem on i Leah udawali, żeby wciągnąć Ankdala w pułapkę. To James ci pomógł.
Scarlett ciągle wyglądała na zdumioną.
- Ja… Pamiętam, że tam był – mówiła przymykając na moment oczy. – Tak. Masz rację! – dodała zduszonym głosem. – Opatrzył moją ranę!
Al pokiwał głową.
- Zawdzięczamy mu cholernie dużo. Ale najważniejsze, że nic ci nie jest – dodał, głaskając ją po twarzy. – Wiesz… Mamy jeszcze jedno zadanie. Ale pomyślałem, że jak wydobrzejesz wyjedziemy gdzieś. Możemy zabrać twoją mamę i pojechać gdziekolwiek. Na bardzo długo…
Albus wpatrywał się w nią z dziwnym uporem i Scarlett w końcu zrozumiała.
- Al… domyśliłeś się, prawda? – odwróciła wzrok. Poczuła tylko jak jej kołdra podnosi się, jakby zaciskał na niej pięść.
- Jest niewiele rzeczy, przez które człowiek pcha się nożem – wycharczał przez zaciśnięte zęby. Scarlett znowu na niego spojrzała i zobaczyła w jego oczach coś takiego, czego nawet ona się teraz przestraszyła.
- Zapomnij o tym – poprosiła cicho. – Każdego dosięgnie sprawiedliwość.
- Wiem! – ryknął, zrywając się na równe nogi. – Moja!
Scarlett też się podniosła, wodząc za nim przerażonym wzrokiem.
- Al, obiecaj mi, że…!
Zatrzymał się w miejscu. Jego spojrzenie trochę zelżało, gdy znowu do niej podszedł.
- Nie mogę – powiedział spokojnie. – Możesz mnie prosić o wszystko co zechcesz za wyjątkiem tego.
- Al…!
- Cicho – przerwał jej tym samym tonem i zaczął wygładzać jej kołdrę. – Koniec tematu, nie masz się czym martwić.
- Ale…
Albus westchnął i położył jej palec na ustach. Nie wytrzymała i w końcu się uśmiechnęła.
*
Rose zgięła i wyprostowała rękę. Dotknęła jej drugą i syknęła. Przestawało ją to bawić i zaczynała się zastanawiać czy wyznać prawdę. W końcu Malfoy się zorientuje… Cholera, piecze jakby ją podpalali ogniem.
Z tym, że tak naprawdę miała mało opcji. Nie mogła przyznać się matce, ojcu, wujowi Harry’emu ani Dakocie. Wszyscy narobiliby zbyt wielkiego zamieszania. Ale właśnie przypomniała sobie o kimś jeszcze! O kimś kto był wystarczająco twardy, by nie zacząć histeryzować a w dodatku znał się na czarnej magii…
Puk. Puk. Puk.
- Rose?
- Och! – zawołała na widok Noela i uniosła brwi. – Szukam Ryana!
Raejack pokręcił głową.
- Nie ma go. Wyjechał. Szukam kilku swoich rzeczy, których „zapomniał” mi oddać.
- Rozumiem, złapię go innym razem – odwracała się już by odejść i nie widziała uważnego spojrzenia Noela.
- Rose?! – Odwróciła się przez ramię. – Coś się stało? Potrzebujesz czegoś?
- Nie… Ale dziękuję!
Zrobiła jeden krok i usłyszała trzaśnięcie drzwi. Wywróciła oczami.
- Rose… Masz bardzo zmartwioną minę…
Red zatrzymała się i westchnęła.
- Potrzebuję Ryana, bo on zna się na czarnej magii, okej?! – zawołała rozzłoszczona. Raejack wciąż badał ją wzrokiem.
- Chcesz zacząć praktykować? Bo wiesz… ja też mogę udzielić ci kilku niezłych lekcji!
Rose parsknęła śmiechem. Ale potem spoważniała i też zaczęła mu się przyglądać. Chyba nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała i nawet nie wiedziała czy może mu ufać… Ale z drugiej strony, tym która mogła ufać nie chciała o niczym mówić.
- Okej… - powiedziała powoli. – Potrzebuję rady…
Wrócili do pokoju Ryana i Rose zamknęła szczelnie drzwi a potem podeszła do Raejacka i wyciągnęła w jego kierunku lewą rękę. Porucznik najpierw zrobił zdumioną minę, ale potem przyjrzał się jej skórze i żyłom, które zdawały się być wyraźniejsze i o wiele ciemniejsze niż przeciętnie. Nagle chwycił ją za rękę i wyjął różdżkę.
- To nie jest zaklęcie… Czego dotknęłaś?
Rose westchnęła, ale doceniła fakt, że rzeczywiście nie jest amatorem.
- Szkatułki ze strzałą Ankdala. Zapiekło mnie i jakby przeszedł mnie prąd, ale potem nic się działo. Aż do wczoraj.
- Rose… - Noel wydawał się wyjątkowo poważny. – To stara klątwa, którą rzuca się na przedmioty chronione też za pomocą innej magii. Ma służyć ukaraniu tego kto pokona wszystkie inne przeszkody.
Rose nie bardzo rozumiała.
- Co to znaczy?
Noel wciąż trzymał jej rękę w obu dłoniach i patrzył na nią ze strachem.
- To znaczy, że masz w sobie czar, który cię zabija.
- Zabija.
- Rose?
Pomachała głową i zabrała rękę.
- Spotkał się pan już z tym?
Noel pokiwał głową.
- To potwornie stara klątwa. Kiedyś odcinano część ciała, która została zakażona. Pomagało tylko na jakiś czas.
Rose zabrała swoją rękę. Wciąż stała prosto, jakby te informacje były tylko suchymi faktami o pogodzie.
- Ile mam czasu?
Noel podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.
- Rose… Na pewno uda się coś zrobić. Są stare maści… Eliksiry… Jeszcze dziś skontaktuję się ze wszystkimi znajomymi, którzy mają o tym pojęcie.
Rose kiwnęła głową z wdzięcznością.
- Dziękuję. Niech pan odpowie na moje pytanie.
Noel zamarł.
- Proszę – powtórzyła chłodno.
- Nie wiem. Może rok… Nie myśl o tym! – zawołał szybko, wyglądając jakby przejął się tym o wiele bardziej niż ona. – Znajdziemy coś! Twoja matka…
Rose uniosła szybko zdrową rękę.
- Ani słowa mojej matce – powiedziała natychmiast a zabrzmiało to jak groźba. – Jeśli coś mi pomoże to pan to znajdzie, prawda?
Noel pokiwał szybko głową.
- A ona zwariuje. NIKT nie może o tym wiedzieć. Czy to jasne?
Raejack wyglądał na potwornie zdenerwowanego.
- Rose…
- JASNE?!
- Zacznę szukać – powiedział w końcu. – Wtedy porozmawiamy.
- Dziękuję – odparła i szybko wyszła z pokoju Hastinga.
Rok to dużo – myślała. Wystarczająco dużo.
*
Oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Nie mieściło mu się to w głowie. Właściwie… wcale tego nie chciał. ON uważał, że powinni go ukarać. Zamknąć, kazać ciężko pracować. Cokolwiek. Przecież był winny. Miał krew na rękach a w głowie każdego dnia huczało mu wszystko co powiedział ojcu i Jo.
I Leah. Ona poniosła największe poświęcenie, a on? Wracał z Ministerstwa Magii jako wolny człowiek. James nie umiał się z tym pogodzić.
Ginny mówiła coś na okrągło. Głaskała go po twarzy, opowiadała o maleńkiej Mary i ani na moment nie spuszczała z niego wzroku, jakby nie mogła się na niego napatrzeć. Harry milczał i James miał wrażenie, że jest mu prawie tak ciężko jak jemu.
Znaleźli się przed jakimś wysokim ogrodzeniem, obrośniętym ciemnym żywopłotem. Harry odczarował wejście i puścił Ginny przodem, ale on sam zatrzymał się i spojrzał wyczekująco na Jamesa.
- Zaraz wejdziemy – powiedział do żony, a ta obrzuciła jego i Jamesa bacznym spojrzeniem, ale w końcu oddaliła się do zamku Merlina.
James spojrzał na ojca pociemniałym wzrokiem.
- Muszę ci coś powiedzieć…
James nie wiedział czy chce tego słuchać. Na pewno mu powie, że go zawiódł i, że Harry’emu jest za niego bezgranicznie wstyd.
- Nigdy w życiu nie czułem takiej dumy.
James był pewien, że się przesłyszał. Otworzył szerzej oczy.
- Ja, Hermiona i Ron mieliśmy dużo przygód – mówił dalej Harry, a James przeląkł się nie na żarty, bo w oczach jego ojca błyszczały łzy. – Nieraz ryzykowaliśmy więcej niż parę zadrapań, ale… To co zrobiłeś… To co zrobiliście z Leah – poprawił się szybko. – Znałem tylko jednego człowieka, który dokonał czegoś podob…
- Przestań! – ryknął James i Harry zamilkł. James cały się trząsł. – Nie będę tego słuchał! O czym ty mówisz?! Nie jestem żadnym bohaterem! Ja… - pierś Jamesa podnosiła się i opadała szybko. – Zabiłem dziesiątki ludzi. Zabijałem twoich aurorów!
Harry patrzył na niego przez długą chwilę.
- Nie – powiedział w końcu. – Zabił ich Hurrlington. Ty pomyliłeś się w kwestii zaufania i uwierzyłeś Warrenowi. To jedyny twój grzech, synu.
Ale James kręcił głową jakby chciał się od czegoś uwolnić. Nim się odezwał, Harry powiedział jeszcze:
- James, gdyby nie ty i Leah zginęłyby tysiące, może miliony ludzi. Mugole znaleźliby się pod jarzmem strasznego człowieka a świat pogrążyłby się w cieniu. Wiem, że nie chcesz żadnej wdzięczności – dodał szybko, widząc, ze James otwiera już usta. – To dobrze. To znaczy, że nigdy nie kierowała tobą próżność. Synu, już po wszystkim…
I nim James zdążył zaprotestować, Harry podszedł do niego i objął go mocno. Poklepał go plecach, a w końcu puścił i pchnął furtkę. Razem wkroczyli na dziedziniec.
James szedł przed siebie ani trochę nieprzekonany, choć jego serce było może o gram lżejsze. W połowie drogi zobaczyli, że mosiężne drzwi zamku otwierają się i ujrzeli Ala. Harry bez słowa oddalił się i wszedł do środka, a James przystanął, widząc, że jego brat idzie w jego stronę, wbijając w niego uporczywe spojrzenie.
Nie bardzo wiedział jak się zachować, po prostu czekał. Albus zbiegł po stopniach, przyspieszył i… rzucił na niego z całym impetem, prawie zwalając go z nóg. A potem ścisnął tak mocno, że James miał ochotę mu przyłożyć. Ale Albus wciąż go ściskał i klepał po plecach, nie mówiąc przy tym ani słowa a James jakoś nie umiał tego zakończyć. I w końcu, gdy był pewien, że ma już trochę mniej kości Al odsunął się od niego a James dopiero zauważył, że drga mu warga.
- Dziękuję – powiedział patrząc na niego z wdzięcznością, która wręcz bolała Jamesa.
- Stary… Ja…
- Nie rozumiesz – powiedział szybko Al. – Umarłaby. Parę minut i by umarła. Nie masz pojęcia co to dla mnie znaczy.
James nie odpowiedział tylko kiwnął głową. Al wziął głębszy wdech i gdy się odezwał, brzmiał już spokojniej:
- Idziesz do Jo? – zapytał, uśmiechając się jednoznacznie. – Zaprowadzę cię…
James przełknął głośno ślinę.
- Nie… raczej… Właściwie to nie wiem co ze sobą zrobić.
Al wybałuszył oczy.
- Nie idziesz do Jo?! – powtórzył serdecznie zdumiony. James wyglądał na przestraszonego.
- Ona raczej nie chce mnie widzieć…
- Nie chce cię wi… Co ty bredzisz?! – wrzasnął Albus prawie się opluwając. – Od roku ona chce widzieć WYŁĄCZNIE ciebie! Ośle! – dodał po krótkim namyśle. Ale James wciąż kręcił głową.
- Może było tak na początku… Al, nie masz pojęcia co jej powiedziałem jak się spotkaliśmy i… i te listy. Carter mnie nienawidzi i nigdy mi nie wybaczy.
Albusowi zupełnie przeszło wzruszenie. Teraz wpatrywał się w Jamesa już tylko ze złością.
- Wiesz co robiła przez te wszystkie miesiące? – zapytał napastliwie. – Szukała guza – odpowiedział sam sobie, a James mimowolnie się uśmiechnął. – I czekała. Walczyła. Miała złe momenty, to fakt. Ale nigdy jej nie przeszło… A teraz? Wracasz jako bohater całego świata! Ona na ciebie czeka, James.
Al, jakby wiedział, że to wystarczy skinął mu tylko głową i odszedł. Przed samym wejściem obrócił się jeszcze przez ramię i krzyknął:
- Czwarte piętro! Pokój za lewitującą przyłbicą!
James wciąż nie ruszał się z miejsca.
*
Dakota nakrzyczała na Scarlett jak prawdziwy uzdrowiciel. Była z siebie dumna. Przynajmniej do czasu, gdy Albus Potter nie nawrzeszczał za to na nią i prawie wyrzucił ją z pokoju, zatroskany, że jego „Scar” jest przykro.
Zgrzytnęła zębami i odmaszerowała do swojej małej pracowni. Jack był na przepustce i odwiedzał dziewczynę, więc miała ją tylko dla siebie. Przynajmniej przez pierwsze dwie minuty.
- Mam dwie rany – usłyszała i zwęziła usta w wąską kreskę na jego widok. – Jedną i drugą przez Rose ale tylko ta – tu wskazał na łokieć. – Przez przypadek.
Dakota nic nie mówiła, tylko wycierała fiolki po eliksirze.
- Ale nie, nie wymagają opatrzenia.
Dakota wciąż milczała.
- Jeśli chcesz, wyjadę – powiedział poważniej Jesse i w końcu podniosła na niego wzrok.
- Pan Potter powiedział, że mamy jeszcze coś do zrobienia. Jeśli chcesz zostać, nie mam nic przeciwko.
- Słuchaj… Wiem, że złamałem wszystkie obietnice, które złożyłem. Również sobie – dodał, robiąc dwa kroki w przód. – Ale mam jeszcze jedną. I prędzej umrę niż ją złamię. – Dakota posłała mu zirytowane spojrzenie, a on ciągnął. – Nigdy więcej cię nie dotknę. Nie będę próbował cię dotknąć – poprawił się. – Wiem co zrobiłem i wierz mi lub nie… Myję teraz zęby bez lustra.
- Spoko, możesz się tak też golić – mruknęła. Jesse uśmiechnął się, wodząc za nią wzrokiem.
- Każdy jest jaki jest. Ja jestem palantem, Scott i jest tylko kilka sposobów na to, żebym się zmienił. Wszystkie są nielegalne.
Dakota wciąż myła fiolki, ale teraz uśmiechnęła się gorzko pod nosem.
- Mam cholerną nadzieję, że znajdziesz kiedyś kogoś kto doceni to jaka jesteś mądra i cudowna. I najpiękniejsza na świecie – dodał jeszcze z prawdziwym zachwytem. – Ja prawdopodobnie będę chciał go zamordować, ale nie zrobię tego – wtrącił, gdy na niego spojrzała. – Zdecydowanie będzie ci lepiej beze mnie…
Dakota skinęła niecierpliwie głową, a Jesse odwrócił się i zamierzał odejść.
Dakota zawahała się przez moment.
- Atwood! – odwrócił się szybko. – Chyba mnie tak nie zostawisz? Tu jest jakieś pięćdziesiąt cholernych fiolek!
Zaśmiał się i podwinął rękawy, idąc w kierunku sterty brudnych naczyń.
*
Lola wyła przy oknie do sierpa księżyca. Jo jej nie słyszała, choć siedziała stopę dalej, oparta o swoje łóżko. Gdy otworzyły się drzwi podniosła głowę może na cal, raczej spodziewając się Rose.
James zamknął cicho drzwi. Lola zawarczała i ruszyła w jego stronę, ale po drodze schowała zęby. Poklepał ją po głowie i jakby to była granica jej czułości wróciła do wycia przy oknie. On usiadł na podłodze, w tej samej pozycji co Jo, w sporym oddaleniu.
Ona milczała. Jemu też nic nie przechodziło przez gardło. Lola wyła do księżyca i chyba tylko on rozumiał ich oboje.
James otworzył usta. I zamknął je szybko.
Jo obracała się w jego stronę. Już prawie na niego patrzyła i… odwróciła się.
Aż nagle Lola przestała wyć. Jo spojrzała na Jamesa a on powiedział:
- Zmieniłaś szampon.
Pokiwała powoli głową.
- Tamten mnie denerwował.
Kiwnął na znak, że rozumie.
- Myślę nad tym od miesięcy – odezwał się znowu po chwili. – Ale wciąż nie wiem jak cię…
- …przeprosić – dokończyła. James podniósł głowę oszołomiony.
- Ty mnie? – zapytał bardzo cicho. Jo była zdumiona jego zaskoczeniem.
- Ja ciebie. Tylko ja ciebie – szeptała, a on przysuwał się, nie wierząc w to co słyszy. I nie podobało mu się to co słyszał.
- Carter! – syknął na cale od niej. – Ja zrobiłem coś…
- …wielkiego – wyszeptała. – A ja w ciebie zwątpiłam.
- Co ty wygadujesz?! – odparł podobnym tonem. – Pamiętam co robiłem! Co ci powiedziałem!
- Uwierzyłam w to! – załkała cicho. – Wybaczysz mi to, James?
Krew. Tortury. Martwa Leah.
Jo.
- Wybacz mi, James…
Śmierć. Wywar czarny jak smoła.
Jo.
- Wybacz mi!
Wojna. Agonia. Krzyk i wołanie o litość.
Jo.
- James…
Wstał. Podał jej rękę i też się podniosła.
- Bałem się tu przychodzić – powiedział, gdy stali na wyciągnięcie ręki od siebie. – Modliłem się tylko o to, żebyś mnie zwyzywała i stłukła. To by znaczyło, że kiedyś, za sto lat… mogłabyś jeszcze spojrzeć na mordercę.
Jo podeszła bardzo blisko, ale nie dotknęła go. James mówił dalej:
- Zapomniałem, że jesteś nienormalna. Nie wiem jak mogłem zapomnieć…
Nie zwracała na niego uwagi. Od początku nie zwracała na niego uwagi.
- Wybaczysz mi?
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
Nieśmiało wyciągnął ręce.
Nie uśmiechnęła się jak trzy lata temu. Bo to już nie byli ci sami Jo i James. Ona nie chowała się po szafach. On nie mierzwił włosów z nonszalancją. I tylko jedno się nie zmieniło.
Gdy wreszcie mogli się dotknąć, przylgnęli do siebie blisko. Oddechy zmieszały się w jeden, usta Jamesa odnalazły jej szyję. Palce Jo zacisnęły się na jego krótkich włosach. I było w tym chyba więcej bólu niż radości; goryczy niż tęsknoty i żalu niż nadziei. Ale ani gdy ktoś zapukał do drzwi, ani gdy za oknem zaczęło w końcu świtać nie ruszali się z miejsc. Noc przeszła i wstawał nowy dzień.
Witam!
OdpowiedzUsuńJest! Tak! W końcu! Nareszcie jestem pierwsza!
Czuję się taka... wyjątkowa. Nigdy nie potrafiłam zaczynać komentarzy, więc zacznę od cytowania, ok?
,,- Jak to… „James ją przeniósł”? – zapytała. Albus uśmiechnął się ponuro.
- Cholernie długa historia. W skrócie -" James ją przeniósł i uratował jej tym samym życie. Koniec historii. Jamesik, mój hero ♥
,,- Zapomniałem, że jesteś nienormalna. Nie wiem jak mogłem zapomnieć…" Ach, te romantyczne momenty! Tylko Ty takie potrafisz robić Ginger! <3
Gdy czytałam te momenty z Jomes po prostu musiałam puścić sobie "A Thousand Years" Christiny Perri. Kojarzysz może?
Zauważyłaś, że ta piosenka po części nawet opisuje historię Jomes?
Gdy James był pod wpływem Czarnego Wywaru i w ogóle, to Jo mimo wszystko na niego czekała, kochała go i wierzyła, iż go znajdzie.
THAT'S LOVE BITCH! (Jebać cenzurę!)
JOMES FOR A THOUSAND YEARS AND MORE ♥!♥!♥!♥!♥ (mój inglisz nie jest perfect, ale mam hope, że good napisałam i nie próbuj mi mówić, że komuś zawaliłam ten tekst! Od teraz to mój tekst! <3) Tak w ogóle to znalazłaś świetnego gifa. Jest taki... pasujący do sytuacji.
To wyznanie Atwooda o tym, że Scott jest najpiękniejsza, najmądrzejsza i tak dalej było... urocze. Ale nie myśl, że wybaczyłam sku*wielowi tą zdradę. Wciąż pamiętam jak skrzywdził Dakotę. Albowiem pewnego dnia nadejdzie dzień, gdy umieścisz mnie w swoim opowiadaniu tylko po to, żebym mogła powiesić Atwooda za jaja na Wierzbie Bijącej. Zobaczysz! Wszyscy zobaczą! *Selene śmieje się jak psychopa... a nie, ona zawsze się tak śmieje*
Czyli Rose może umrzeć?
Uff... już myślałam, że jest w ciąży ze Scorem, ale na szczęście, ona tylko może umrzeć. Kolejny dowód na to, że jednak zwiałam z oddziału zamkniętego św. Munga. Jak coś to mnie nie znasz. Nie no, serio. Sama nie wiem czemu tak pomyślałam, lecz to ja. Tego nie ogarniesz. Chociaż... ta moja teoria nie jest taka bezsensowna patrząc na blogi, które miałam okazję czytać. W jednym na przykład Hermiona została zgwałcona, Ginny zdradziła Harry'ego i urodziła małego murzynka o platynowych włosach (Zabini, Malfoy? Tak przypuszczam), a potem... dobra, nie chcę niszczyć Twojej psychiki.
Wystarczy, że moja jest zryta doszczętnie.
O czym to ja zapomniałam... no tak! Mam małą teorię (kolejną, bezsensowną, która nigdy się nie spełni, ale pomińmy ten fakt). Być może Ryan będzie z Dakotą! Dzieli ich niewiele lat oboje są... a nie, jednak nie. Właśnie mi się przypomniało jak pod tamtym rozdziałem napisałaś, że moment Ryana z Carter miał pokazać jakie dziewczyny lubi Ryan, a Dak-Dak (moja wyobraźnia jest kompletnie z*ebana, za przeproszeniem, po tym jak w końcu dodałaś rozdział. Wiem, że ostatni rozdział napisałaś pod koniec sierpnia, a jest już drugi września, ja po prostu nie mogę długo czekać na notkę i tak to jest) ani trochę nie przypomina Jo, więc... nic z tego nie będzie? Szkoda. Nie przejmuj się mną, teraz, kiedy powoli zbliżamy się do epilogu chcę jak najszybciej zeswatać Ryana, Hermionę i resztę singli z jakimiś postaciami godnymi ich, więc... nie, naprawdę, nie przejmuj się.
Mam nadzieję, że komentarz wyszedł w miarę długi, a Ty nie będziesz się ze mnie śmiała, że jednak nie wymyśliłam żadnych propozycji dotyczącej rozmowy Jomes.
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Selene Neomajni
Ty weź ostrzegaj jak komentujesz, czy coś... ja słabe serce mam :D
OdpowiedzUsuńPołowa komentarza jest o Tobie i nie wiem jak się odnieść :P Piosenkę znam, ładna, aczkolwiek podejrzewam, że nie została napisana z myślą o Jomes :D
Rozumiem, że jak Rose zaczęła boleć ręka, połączyłaś fakty i wyszła Ci ciąża?:D
Ryan nie będzie z Dakotą.
Nikt nie powiedział, że będzie w GGG z kimkolwiek...
Właśnie w trakcie pisania komentarza stwierdziłam, że dosyć sporo napisałam o sobie... ale ja po prostu piszę wszystko to co myślę i.... wychodzi jak wychodzi. Jeśli chodzi o tą ciążę to... mogłabym wytłumaczyć, ale nie dałoby się zrozumieć. Co do Ryana. Zawsze warto mieć nadzieję nawet jeśli potem miałabym się rozczarować :)
OdpowiedzUsuńSelene Neomajni
Nie wiem co się dzieje, ale jak czytam te rozdziały, one są tak wspaniałe zarazem tak smutne, ale i pełne nadzieji, że nie mam pojęcia co pisać.
OdpowiedzUsuńMam takie przygnębiające wrażenie, że zabijesz Jamesa i Jo.
Ma umrzeć jeszcze jedna para i jedna osoba, prawda?
Zakładam że tą osobą będzie Rose. Czy jej dolega to samo co Dumbledor'owi?
Pozdrawiam serdecznie!
PS Chyba lepszy taki komentarz niż żaden, prawda? ;)
Ja też czasami nie wiem co pisać, ale zawsze się staram... :PP
UsuńMiała umrzeć para i jedna osoba. Umarła jedna osoba.
Zobaczymy co będzie z Rose :)
Rose jest taka słodka "Dom jest tam, gdzie rodzina." Scarlett i Albus! Moja druga ulubiona para! <3 ROK?! Tylko nie Rosie! :'''( Boże James jest cudowny! Jojku! Jesse i Dakota są spoko jak nie są razem :P JO i JAMES! <3 Trzecia najlepsiejsza para! Z tego co teraz skumałam to została już tylko para która zginie tak?
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć że to już prawie koniec! :'( Ile zostało jeszcze do końca? A i takie pytanie mam. Jak już to skończysz pisać, to będziesz wstawiać jakieś miniaturki czy coś? Oby tak! :D
Z pozdrowieniami
Margo!
PS. Jeszcze raz sorki za komentarz pod tamtym rozdziałem!
Tak, zginie jeszcze tylko i aż jedna para. Jeszcze 6 rozdziałów.
UsuńCo potem? Historia GGG na pewno się skończy. Będą miniaturki o kilku bohaterach, których wątki się nie zakończą, czyli prawdopodobnie o Louisie i Dakocie (Nie razem, osobno :P).
:)
Rose... nie umieraj... Scorpius Cię zabije jak umrzesz...
OdpowiedzUsuńTeraz juz wiem czemu Rose była krukonka jest ogromnie inteligentna... ten tekst o domu i to jak się zachowala gdy dowiedziała się ze umiera... sama chciałbym być taka twarda
Albus... tak się opiekuje Scarlett... to takie słodkie i totalnie Albusowe ^^ i ta scena Al/James! Ja wiedziałam że mimo wszystko ta sytuacja ma dobre strony! Bracia wreszcie są braćmi a Harry jest dumny z syna ^^
Jesse i Dakota... znowu pożegnanie... szkoda
Jomes!
Jo przeprasza Jamesa! Jeju i te teksty ze juz nie są tacy sami jak trzy lata temu...
Rozdział cudowny! Dużo weny życzę Ci moja ulubiona autorko :*
Do następnego
Dobra, przegięłaś z tym ostatnim. Masz maila :P
OdpowiedzUsuńNie. Nie. I jeszcze raz NIE!!!! Ale o tym zaraz.
OdpowiedzUsuńJomes! Wreszcie! W końcu! Ahh... Tamtaratam! Ale tak w ogóle to jak to Jo zmieniła szampon?! Juz nie kukurydzowy? Czemu ? :D To pewnie dlatego ze nie było Jamesa. Ale on wróci, więc to łazienki Jo wróci też szampon kukurydzowy, tak?
Kompletnie się wzruszyłam.. Moment kiedy Al wita się z Jamesem totalnie uroczyy.
A jeśli mowa juz o Alu to czy on nie jest za bardzo opiekuńczy jeśli chodzi o Scar? :)
Harry znal kiedyś człowieka, który dokonał czegoś podobnego do Jamesa.. Czyżby chodziło o Snape'a?
A wracając do początku tego komentarza to tak dobrze myślisz! :) Chodziło mi o Rose! Ona NIE umrze. Wiesz czemu? Bo jest twardą sztuką i bedzie się trzymać do 100 i zginie pewnie w czasie akcji łapania jakiegoś potwora. Zobaczysz :D i tyle! :P
Pozdrawiam
Eee kukurydziany, ok? :P
Usuńhmmm a można być nadopiekuńczym w stosunku do kogoś kto albo spada z ósmego piętra, albo zostaje porwany albo jest prawie zgwałcony?
Harry mówił o Snapie :)
Ale kukurydzowy też chyba jest poprawnie. :)
UsuńA co do Ala to tak masz racje, ale on juz chyba dużo wcześniej taki był. Ale to normalne ze się martwi o ukochana :)
okej, racja, moja pomyłka sprawdziłam to. Ale przyrzekam mi to brzmi jak "powiedz temu psowi" :D
UsuńAlbus od zawsze był nadopiekuńczy, taki ma charakter i zdecydowanie się to nie zmieni :)
To jakiś żart z Rose? Nie wierzę. Rany. Jejku. Kiedy to przeczytałam, zaczęłam przeklinać na głos. Jestem w wielkim, wielkim szoku. Zwykle u Ciebie było tak, że jak już kogoś spisywałam na straty, to okazywało się, że przeżywał (Scarlett, Scorpius). I teraz jestem ciekawa jak będzie w tym przypadku. Ale jeśli umrze Rose, to umrze również i Scorpius... Podwójne aua. Chociaż niby Rose ma rok czasu i jeśli ten rok to taki pewniak, to WYDAJE mi się, że w tych kilku ostatnich rozdziałach śmierć z powodu tej klątwy nie będzie miała miejsca. Nie wiem co o tym myśleć. Kurczę.
OdpowiedzUsuńZ przyjemniejszych spraw, to... powrót (nie wiem jakiego słowa użyć) Jamesa i Jo. Popłakałam się ze wzruszenia. Znowu.
" Nie uśmiechnęła się jak trzy lata temu. Bo to już nie byli ci sami Jo i James. Ona nie chowała się po szafach. On nie mierzwił włosów z nonszalancją. I tylko jedno się nie zmieniło." - zauroczył mnie ten fragment. Bardzo to ładne.
A jak już za cytowanie się zabrałam to:
"Dakota nakrzyczała na Scarlett jak prawdziwy uzdrowiciel. Była z siebie dumna. Przynajmniej do czasu, gdy Albus Potter nie nawrzeszczał za to na nią i prawie wyrzucił ją z pokoju, zatroskany, że jego „Scar” jest przykro." - Zaczęłam machać nogami jak głupia. Strasznie to pocieszne było.
Okey, chyba kończę.
Pozdrawiam, LS
Przepraszam, nie miałam internetu i nie mogłam napisać komentarza, ale teraz piszę, dzięki mojej koleżance, choć i tak nie mam za dużo czasu.
OdpowiedzUsuńDo rzeczy, brakuje mi momentów z Leah i Louisem, tak jakoś dziwnie bez nich, naprawdę szkoda mi Leah, ale za to Scarlett i Albus, ten krótki fragment jak Al. nakrzyczał na Dakotę i ten z zemstą bardzo poprawiły mi humor, więc dziękuje.
Jak Scorpius się dowie, że Rose ma w sobie truciznę, która ją zabija to nie wiem jak on zareaguje, to na pewno nie będzie przyjemne.
Jomes, Jomes, Jomes, cieszę się, że do siebie wrócili i, aż dziw bierze, że te trzy lata minęły.
Mogłabym prosić o dostęp do pierwszej i drugiej części? Chciałaby przypomnieć sobie jak to wszystko zaczęło się od schowania w szafie.
Pozdrawiam
Wiecznie zapominam dodać Was wszystkie, kiedyś to zrobię. Ty już masz :)
UsuńPokazuje mi się odmowa uprawień, sprawdzisz czy na pewno mnie dodałaś?
UsuńMusisz wejść na pocztę (adres, który podałaś pod koniec części 2) i otworzyć wiadomość. Na pewno dodałam.
UsuńO tak, dziękuję :)
UsuńEj coś mi tu nie pasuje. Rose miała żyć długo i szczęśliwie ze Scorpiusem i nie widzę innegozakończenia. Musi być lekarstwo!
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się przy scenie z Albusem i Jamesem ♡ chciało mi się płakać.
Nareszcie James i Jo znów razem.
Jestem niezmiernie ciekawa jak potoczą się losy Jessiego i Dakoty.
Cześć!
OdpowiedzUsuńAle, ale... Rospius nie może może umrzeć. Nie może! Ej, no! Nie rób mi (nam) tego... Pierniczę wszystko! Szkołę, studia, prawko i inne duperele! Idę szukać lekarstwa dla Rose. To mie może się tak skończyć!
Jomes! Mój Jomes kochany! Jak ja tęskniłam. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy! Ale jedno mnie niepokoi... Czemu Jo nie ma już tego szapmonu? Za bardzo przypominał jej Jamesa? :p Ja chcę kukurydzę!
Jesse i Dakota! Ja chcę ich tugeder forever! Zakładam Fanklub Jessego i Dakoty!
Jakota (XD) Forever Tugeder!
Ps. Czemu Jakota kojarzy mi się z 'Panną Kottą' ?!?
Ten moment z Albusem i Jamesem był taki świetny! Wzruszyłam się!
Wracając jeszcze do Jessego i Dakoty :D Czemu mam takie wrażenie, że ich teraz uśmiercisz? Dobra, bo znowu odbiegam od tematu...
Scar i Albus. Mimo wszystko podoba mi się jego 'lekka nadopiekuńczość'. Wyobraziłam sobie mnie na jego miejscu. Byłabym jeszcze bardziej przewrażliwiona na punkcie ukochanej osoby.
Kocham te rozdział. Ogólnie kocham wszystkie twoje rozdziały, ale ten jest w TOP 5 :D
Czy mogłabym uzyskać dostęp do pierwszej i drugiej części? Chciałabym wrócić do szafy i przeżyć z nimi jeszcze raz te wszystkie przygody.
Ps. Boże, Merlinie, jak ja się jaram Jomes i Jakotą :3
Pozdrawiam i życzę ogromu weny,
Karolina.
Ps. Przepraszamza błędy i nie liczenie 'ps'. Jestem zbyt szczęśliwa.
Spokojnie, masz na to cały rok! A... nie, 3 rozdziały :P
Usuńw 74 zginą ostatnie osoby, które mają zginąć i jeśli ma to być Rose i Scor... to, okej spiesz się! :P
Dostęp już masz.
Dziękuję! <3 Ale ja mam codziennie po
Usuń7-8 lekcji. Nie śpiesz się tak z tym uśmiercaniem, proszę, okey? Od szesnastej jestem wolna. Wtedy idę na poszukiwania. Moja siostra nie zgodziła się mi pomóc i powiedziała, że jestem je*****a, skoro chcę ratować nieistniejące istoty. Rzuciłam w nią zesztytem do geometrii. Atakujcie, ekierki! Nie, no, żartuję :p Tzn. z tymi ekierkami XD
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
Przekaż siostrze, że to, że coś dzieje się w czyjejś głowie, nie znaczy, że nie dzieje się naprawdę :)
Usuń:P
Jo i James!!! tak bardzo się cieszę, nie mogłam się doczekać kiedy wszytko się wyjaśni i oni znów będą razem :)
OdpowiedzUsuńRose... nie możesz umrzeć, nie pozwalam :(
Nadopiekuńczość Albusa o Scarlett jest taka słodka <3
Rozdział cudowny tak jak każdy :)
Jo ma racje.. lepiej go zabić teraz niż zeby próbował zawładnąć znowu kiedyś całym światem.
OdpowiedzUsuńRose to dobrze powiedziała "Dom jest tam gdzie rodzina"..
Nigdy nie sądziłam, że Al może być aż tak zły... a w zaistniałej sytuacji jest i tak spokojny, bo wole sobie nie wyobrażać co by zrobił Scor to Rose stało sie coś podobnego.
Rose!! Ku*wa mogła być bardziej ostrożna.. A nie teraz pozostaje czekać na reakcje Scora. Zastanawiam się co ona planuje zrobic przez ten rok.
James.. w sumie mu sie nie dziwie, w jego mniemaniu jest potworem. I w sumie ja też bym się tak czuła.. Pomimo tego, że jest niewinny zawsze będzie czuł sie winny.
Zaskoczyłaś mnie! Nigdy sie nie spodziewałam, że to Jo będzie przepraszać Jamesa.. właśnie tak jak powiedział Potter ona jest nienormalna.
~Pozdrawiam i życze weny :D
James kazał przekazać, że tylko jemu wolno mówi, że Jo jest nienormalna :P
UsuńBardzo mi się podoba decyzja Jo, aby zaciukać tego palanta. :)
OdpowiedzUsuńAlbus taki męski, gdy opiekuje się Scar (ostatnio przypomniałam sobie, że z angielskiego to blizna... nie dziewię się Rose, że raz opieprzyła Ala :D) i wtedy, gdy chce dopaść tego drania. Kibicuję mu, gdy postanowi go dorwać, ino żeby potem nie było jakiegoś nieszczęścia! :P
Rose musi coś zrobić z tą ręką, ale nie mam pojęcia co... Hmmm...
No i całe szczęście, że Jo i James się pogodzili. I dobrze, że Albus naprostował swojegobrata :D
Świetny rozdział,
Paulina M. aka Hit Girl
dopiero teraz komentuje bo wczesniej ciagle mi sie usuwał komentarz:-:
OdpowiedzUsuńJames i Jo wreszcie boozee❤️❤️❤️
Rose jak to rok?halo lekarstwo musi byc jakies
z uwagi ze czytałam ten rozdział pare dni temu juz nie pamiętam co sie stało ahahah
nadopiekumczy Al yo super Al AHHAAHAH
duzooo weny zycze i czekam na nn
Rose nie może umrzeć!!! Nie zgadzam się na to. Każdy tylko nie Rose (i Scor). Musi być dla niej jakieś lekarstwo. Po prostu musi. Dlaczego Jesse nie dotknął tej szkatuły? Jego nie byłoby tak szkoda. Rose nie może umrzeć!
OdpowiedzUsuńCudowne sceny Jamesa w tym rozdziale. Uwielbiam szczególnie jego rozmowę z Harry'm i ten cytat: " Znałem tylko jednego człowieka, który dokonał czegoś podob…". Snape, prawda? Cudowne.
No nie,tylko nie Rosie. Jaki rok?! Noel niech lepiej coś znajdzie,żeby ją uratować.
OdpowiedzUsuńNareszcie James porozmawiał z Harry'm. Musi się czuć okropnie z wyrzutami sumienia. Świetna scena z Albusem i w końcu szczera rozmowa z Jo.
Tak,Atwood jesteś idiota,ale mam nadzieję,że umiesz zmywac.
A Ankdala trzeba zabić jak najszybciej.
Boze jaki smutny rozdzial... James...z Harrym, Alem i Jo no masakra! Przy rozmowie Ala i Jamesa wylam po prostu.. Do tego reka Rose..
OdpowiedzUsuń