Ginger Golden Girls

21 września 2015

Rozdział LXXIV cz. 2

Nie zostawiaj mnie

cz.2  

 

Do wszystkich, którzy z dziwnych względów lubią pisać "pierwszy, drugi" w komentarzach i zajmować sobie miejsce (:P) : nie róbcie tego i nie zjeżdżajcie w dół przed przeczytaniem; odbierzecie sobie wiele emocji oglądając najpierw ostatnie gify!
Ps. Zerknijcie na LL. 







:)


                Wstał dzień po nocy, która nie przyniosła snu. Radosny nastrój z powodu zaręczyn Jo i Jamesa ulotnił się jak dym. Hermiona, Ron i Scorpius mieli takie humory, że nikt nie śmiał nawet do nich podchodzić, ani pytać co się stało. Nie mówiąc o tym, że Rose, na którą Jo krzyczała niemal do świtu, nie rozmawiała prawie z nikim.
                I tak mieli wyruszać na ostatnią walkę.
                Był tylko jeden problem.
- Harry, czy ty masz nas za idiotów? – zapytał Ryan, a cała reszta zaczęła mu przytakiwać. Potter uniósł głowę znad zapięcia płaszcza, który zakładał.
- O co ci chodzi?
Noel uprzedził Hastinga:
- O to, że twój plan opiera się na tym, żeby wszyscy wrócili do domów w dobrym zdrowiu! – Raejack zrobił parę kroków do przodu i spojrzał na Harry’ego wyzywająco. – Nie dopadniemy Ankdala w ten sposób.
- Wychodzimy – zarządził Harry. Ale nikt nie ruszał się z miejsca.
- Oni mają rację, Harry – odezwała się Agatha. – Ankdal wydrążył jaskinię. Jak zaatakujemy go od głównego wejścia, jego wojsko nas zatrzyma a on zdoła uciec.
- Ukrytego przejścia strzeże Bestia – powiedział tylko Harry. – Nikt z nas nie ma z nią najmniejszych szans. Dostała zadanie – zabić natychmiast pierwszą osobę, którą zobaczy. Sama to podsłuchałaś!
Agatha pokiwała głową a Harry mówił dalej:
- Nie ma opcji, by ktokolwiek próbował wejść tamtędy. Na Bestię nie zadziałają peleryny-niewidki, ani żadne zaklęcia. Jest na nie odporna, bo wchłonęła morze magii!
- Dwa lata temu zniknęła, kiedy połknęła antidotum, które było w moich żyłach! – odezwała się szybko Jo, ale Harry pokręcił głową.
- Jo, nie wiedziałem z czym walczymy. Po ataku podałem ci odtrutkę na zakażenie. Składała się z sześciu eliksirów. Nie mam pojęcia który ją wtedy zneutralizował tak, że odeszła z Hogwartu. ODESZŁA, bo zniszczyć ją może tylko jedna rzecz i na tym musimy się skupić! – dodał do całej reszty. – W jaskini, do której idziemy jest wojsko i kołczan. Wystarczy, że przerzedzimy oddziały Ankdala i wtedy zniszczymy Bestię, unicestwiając kołczan.
- To nie wystarczy! – zawołała nagle Hermiona. – Mam dość. Harry musimy to skończyć raz na zawsze!
Harry cofnął się, bo miał wrażenie, że jest sam jeden przeciwko nim wszystkim.
- Podsumujmy – odezwała się Rose. – Ankdal siedzi we wnętrzu jaskini i jak się tam zjawimy on zwieje?
- Drogi jego ucieczki strzeże Bestia, z którą według wierzącego w nas bardzo Harry’ego, nikt nie ma szans – dodał śpiewnie Ryan.               
- Wujku – powiedziała znowu Rose – pozwól mi iść. – Na te słowa Scorpius zerwał się z miejsca, a Hermiona i Ron zaczęli krzyczeć jedno przez drugie.
- Przecież ja… - próbowała jeszcze Rose, ale wystarczyło jedno spojrzenie Scorpiusa, by zamilkła.
- Nikt tam nie pójdzie – powiedział sucho Harry. – Mówimy o  ciasnej przełęczy i potworze, który wysysa z ludzi magię. To jest pewna śmierć i nikogo na nią nie skażę. Koniec dyskusji – dodał, widząc, że wszyscy otwierają usta. – Ja i wszyscy, którzy mają więcej niż dziewiętnaście lat zaczynamy za pięć minut – mówił dalej, suchym tonem. – Rozbroimy część wojska, wtedy reszta może się przyłączyć. Czy to jest jasne?
Jo, James, Rose i reszta zrobili naburmuszone miny.
- Czy to jest jasne?!
Jedno po drugim skinęli głowami.

Tyle tylko, że nie zamierzali go słuchać…
                              
                                                               *

                Dorośli zniknęli a młodsi natychmiast poderwali się z miejsca.
- Musimy ustawić się niedaleko tego tajnego przejścia! – zawołała szybko Jo. – Jeśli Ankdal faktycznie nim zwieje, będziemy mogli go dopaść!
Albus pokręcił głową.
- Jo, jesteśmy w górach. Nie masz pojęcia którędy biegnie ten tunel ani jak jest długi. Nie zostawili nam żadnej mapy ani niczego.
Elizabeth drgnęła niespokojnie a potem odezwała się szybko:
- Możecie po prostu iść wzdłuż tamtej jaskini. Trochę wam to zajmie ale zobaczycie jak rozwinie się sytuacja…
James i Jo spojrzeli po sobie.
- Chyba nie ma innego wyjścia… Do zobaczenia potem! – i tyle ich widzieli.
- Chodźmy, za chwilę będziemy mogli się przyłączyć – zawyrokował Al. On, Scarlett, Dakota i Jesse wybiegli z jaskini. Zostały w niej cztery osoby.
- Rose – powiedział ostrzegawczo Scorpius. Red wzięła głęboki wdech.
- Ja i tak umrę! – zawołała z żałością. – Wolałabym, żeby moja śmierć na coś się komuś przydała!
Scorpius patrzył na nią z prawdziwą nienawiścią. Ale nim zdążył się odezwać, Elizabeth zrobiła krok do przodu.
- O czym ty mówisz, Weasley?!
Rose westchnęła i podwinęła rękaw płaszcza. Cambell krzyknęła a Blake podszedł do niej szybko, żeby przyjrzeć się jej poczerniałej skórze.
- CO TO JEST?!
- Naprawdę nie ma na to czasu! – jęknęła Rose i obróciła się do Scorpiusa. – Wybacz mi… Błagam cię, wybacz mi ale ja tego nie wytrzymam! Tych miesięcy rozpaczy i odliczania do końca. Scor… Ja i tak odejdę, a wolę to zrobić w taki sposób. Oddając życie za wasze.
Oczy Malfoya zaszły łzami, bólem i nienawiścią.
- Nie wiesz gdzie jest ta przełęcz! – wycharczał. Nagle usłyszeli chrząknięcie i odwrócili się do Elizabeth.
- Ja wiem… - mruknęła cicho. Blake spojrzał na nią tak szybko, że zatrzeszczały mu kości w karku.
- CO?!
Elizabeth spojrzała w niebo i włożyła rękę do kieszeni.
- Zwinęłam to Potterowi – pomachała kawałkiem pergaminu, choć Blake zdążył zauważyć, że przelotnie dotknęła ręką drugiej kieszeni. – Wiem gdzie jest to drugie wejście, tu są współrzędne.
Rose i Blake rzucili się do niej w tej samej chwili.
- Czekaj, Weasley – powiedziała szybko Cambell. – No więc o co chodzi z tą twoją śmiercią?
Rose westchnęła.
- To stara klątwa – powiedziała, potrząsając poczerniałą dłonią. – Nie ma lekarstwa i jest niewiele czasu.
Po tych słowach obydwie odwróciły się w stronę Scorpiusa.
- Naprawdę nic nie można zrobić? – zapytała Elizabeth. Malfoy wpatrywał się w Rose.
- Jak trzeba będzie to ci oddam swój ostatni pierdolony organ.
Rose uśmiechnęła się czule.
- Czyli nie ma – powiedziała do Elizabeth. Cambell to wystarczyło. Wyciągnęła kartkę ze współrzędnymi i podała ją Rose.
- Do zobaczenia po tamtej stronie! – i pociągnęła za sobą zdumionego Blake’a a potem wybiegli z jaskini. Rose podniosła oczy na Scorpiusa.
- Pozwól mi.
- Dlaczego?! – ryknął na kraju wytrzymałości. – Czemu tego chcesz?! Czemu chcesz mnie zostawić?!
Rose rzuciła się do niego błyskawicznie.
- Nie chcę. CO ja mówię… Nie umiem! Ale jak pomyślę co będziemy przechodzić przez te miesiące… Nie mam na to siły, Scor… Przeżyliśmy cudowny miesiąc – mówiła z oczami pełnymi łez, wpatrując się w jego surową twarz. – Chciałabym, żeby to były nasze ostatnie wspomnienia. Nie to jak się odchodzisz od zmysłów, próbując znaleźć nieistniejące lekarstwo…
Scorpius milczał bardzo długo. Patrzył na nią, w końcu dotknął palcem jej szyi i pochylił się, by ją pocałować.
- Idziemy tam razem.
Rose zrobiła krok w tył.
- NIE! Ja i tak umieram! Ale ty…
- Ja umrę zaraz po tobie – powiedział tylko. – Dziś lub za jedenaście miesięcy.
Rose już otwierała usta, by się kłócić, ale Scorpius przesunął dłoń i położył jej na ustach.
- Rose, nie ma czasu. Jeśli chcesz zatrzymać Ankdala musimy wychodzić. To jest mój warunek.
                Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem. A potem przytaknęli, nie patrząc już sobie w oczy.

                                                      *

                I znowu walka. Atlas grzmiał nad nimi ale nie był w stanie im przerwać. Ostatnie, zdziesiątkowane oddziały skandynawskie broniły wejścia do jaskini, w której ukrywało się największe zło świata. Harry walczył za dwóch. Hermiona i Ron wyglądali jakby byli zdeterminowani ponad wszelką miarę. Malfoy’owie, Carterowie i cała rodzina Weasley’ów cudem dotrzymywali im kroku. Śnieg wzbijał się wysoko, a walka wchodziła w decydującą fazę.
                W wąwozie przed jaskinią zrobiło się głośniej i już było wiadomo, że przybyło nowe pokolenie. Albus pociągnął Scarlett w bok, jakby za wszelką cenę chciał odciągnąć ją od ognia tej bitwy. Jesse trzymał się blisko Dakoty.
- Hej, Scott! – ryknął, gdy dwa zaklęcia śmignęły mu koło ucha. – Pójdziesz ze mną na kawę?!
Dakota musiała się uchylić a potem zgrabnym ruchem położyła grubego żołnierza.
- Nie ma takiej opcji! – odkrzyknęła, choć usta jej się śmiały. Jesse okręcił się w miejscu, posłał trzy zaklęcia pod rząd, trafił i znowu na nią spojrzał.
- To nie będzie randka! Obiecuję! To będzie początek pięknej przyjaźni!
Dakota zatrzymała się w miejscu skonsternowana.
- W porządku.
Jesse strzelił na oślep.
- …przyjaźni z bonusami?! – dodał szybko. Dakota wycelowała w niego różdżkę. – Tylko przyjaźni! – westchnął ciężko.
               
                Zaczynało się przerzedzać. George dostał a Raejack krwawił potwornie, ale wygrywali. Widzieli już wejście do jaskini i parli naprzód. W pierwszym rzędzie był Louis. Milczący, zdeterminowany. Gdyby policzyć jego ofiary, można by pomyśleć, że jemu zawdzięczają sukces.

                Cameron i Lucy zamykali bitwę, pilnując, by żaden żołnierz Ankdala nie uciekł. W końcu za ich plecami urosło małe morze więźniów, ale wciąż mieli co robić. Cam oddalił się, ścigając dwóch rosłych Norwegów, a Lucy zdała sobie sprawę, że dziko wyglądająca blondynka zmierza w jej stronę ze zwierzęcą żądzą.
- Wyglądasz jak pisklak! – zawołała łamanym angielskim i strzeliła w nią czerwonym płomieniem. Lucy odrzuciła do tyłu rude włosy i uniosła różdżkę jeszcze wyżej.
                Co to była za walka! Co poniektórzy aż odwracali się, by popatrzeć na dwie kobiety pochłonięte pojedynkiem i zapamiętałe w swoim tańcu. Cios za cios. Blondynka zgięła się wpół a chwilę później Lucy zawyła cicho. Polała się krew i wyglądało na to, że nie rozstrzygną tego we dwie. A wtedy…
                Zaklęcie Norweżki przebiło się przez obronę Lucy i złocisty promień trafił ją prosto w pierś. Coś syknęło i srebrny łańcuszek oderwał się od jej szyi i upadł na rozbryzgany śnieg, a zdjęcie Mary pacnęło na ziemię.
                Dziki wrzask wyrwał się z gardła pani Carter.
- NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO!
                Takiej furii Atlas jeszcze nie widział. Huknęło, grzmotnęło i po chwili Lucy podnosiła się ciężko. Odrzuciła włosy i schyliła się jeszcze po urwany łańcuszek.

                                                            *
               
                Rose i Scorpius aportowali się z takim hukiem, że mała grudka śniegu spadła z najbliższej skały. Rozejrzeli się błyskawicznie a potem w tym samym momencie unieśli różdżki i… wycelowali je w siebie.
                Rose prychnęła i uniosła swoją jeszcze wyżej. Scorpius zamarł z determinacją na twarzy.
- Opuść różdżkę, kochanie! – syknęła Red, zerkając jeszcze na boki. Scorpius ani drgnął.
- Naprawdę myślisz, że pozwolę ci pójść się zabić?
- A ty, że ja pozwolę ci zginąć ze sobą?!
                Mierzyli do siebie z jednakowym zacięciem wypisanym na twarzy a potem Scorpius szarpnął lekko różdżką, Rose poderwała swoją i rozpoczęli pojedynek.
                 Śnieg wzbijał się w górę, Rose coś krzyczała, Scorpius uchylał się w prawo i w lewo. Rose dostała. Malfoy nawet nie próbował być delikatny. Stawka była zbyt wysoka na sentymenty. Ale Red nie była gorsza i po chwili Scorpius syknął głośno.
                Jeszcze po serii zaklęć, gdy nagle…
- STOP! – Rose opuściła różdżkę.
- Masz dość? – zapytał triumfalnie Scor. Rose wykrzywiła się i zaczęła obracać w miejscu.
- To nie tu! – krzyknęła. Scorpius błyskawicznie się rozejrzał.
- Skąd wiesz?!
- Bo tu nie ma żadnego połączenia z jaskinią! – zawołała niecierpliwie. – Nie ma tu wąwozu, a więc i Ankdala i Bestii!
Scorpius zamarł.
- Oszukała nas.
Rose wyglądała na przerażoną.
- Coś ty zrobiła, Cambell?!
                              
                                                           *

                Blake chwycił ją za rękę w ostatniej chwili, choć próbowała go zgubić. Ale Elizabeth zaczęła już się deportować i wciągnęło go w wir, a chwilę później uderzyli nogami w coś twardego.
                Długi wąwóz rozciągał się przed ich oczami i mieli wrażenie, że jest tu ciemniej a powietrze jest cięższe. Blake nie spuszczał wzroku z Elizabeth a ona wyglądała na przerażoną faktem, że ją złapał. Teraz pociągnęła go szybko za olbrzymią zaspę śniegu.
- Wracaj! – szepnęła błagalnie. Wpatrywał się w nią wściekle.
- Dałaś Rose złą kartkę – powiedział tylko.
- Błagam cię, idź stąd! – powtórzyła.
- Czemu, Elizabeth? Czemu ty?
Uśmiechnęła się. Trochę pięknie, trochę szaleńczo.
- Mówiłam ci! Nie chcę się starzeć, nie chcę żyć jak „każdy”. Chcę wielkiej przygody! Nawet jeśli ma być ostatnia!
- Nie puszczę cię. – powiedział tylko.
Przylegali do siebie tak blisko, że czuł jej zimny oddech. Elizabeth pokręciła spokojnie głową.
- Nie umrzesz przeze mnie.
- Nikt w ogóle nie musi umierać! Może będziemy lepsi od tej pieprzonej Bestii i położymy ją jednym kciukiem!
Elizabeth wpatrywała się w niego jak urzeczona.
- Kocham cię.
- To mnie nie zostawiaj. Nie zostawiaj mnie, Elizabeth! Przecież wiesz, że pójdę za tobą do piekła. A tu... Uschnę. Nie chce żyć, jeśli nie będziesz patrzeć na mnie swoimi oczami, zimniejszymi od lodu! Nie zostawiaj mnie...

                Podeszła jeszcze bliżej. O tym pocałunku Atlas będzie śpiewał przez następne stulecie. Ile było w nim pasji, radości, Miłości. Śnieg prószył na nich, gdy wyszli ze swojej kryjówki. Wiatr wiał do rytmu. Rytmu piosenki żołnierzy.

                Trzymali się za ręce, przyspieszyli i już biegli. Odwrócili się jeszcze do siebie. Może chcieli powstrzymać to drugie? Nie zdążyli.
                Wycie wypełniło Atlas, gdy potężny, włochaty stwór wychylił łeb z jaskini i spojrzał na nich przekrwionymi oczami. A potem…
- Lady Elizabeth…
                Gustav Ankdal, zasapany i zmęczony jakby dopiero przebiegł spory kawał wpatrywał się w nią z nonszalancją. Elizabeth uśmiechnęła się zwycięsko.
- Nie uciekniesz. Nie zdołasz.
A potem odwróciła się i huknęła różdżką. Srebrzysty Patronus wystrzelił w przeciwną stronę, Ankdal ryknął a Blake odbił się od miejsca atakując Bestią.
                A ta ruszyła. Powaliła go i zaczął z nią walczyć, choć nie miał wielkich szans. Elizabeth obróciła się jeszcze w stronę Ankdala, który przedzierał się do końca wąwozu, gdzie pewnie kończył się czar antydeportacyjny. Już prawie tam był. Prawie.
- Expelliarmus! – ryknęła Elizabeth. Różdżka Ankdala wyrwała się w powietrze i wpadła prosto do jej rąk. Norweg zawył wściekle, krzyknął coś do swojego potwora i rzucił się w ich stronę.
                Elizabeth miała dwie sekundy. W pierwszej spojrzała na Blake’a, który powalony przez Bestię walczył ostatkiem sił. W drugiej, przełamała obydwie różdżki na pół.

                Nie słyszała już niczego. Biegła w stronę Blake’a. Jego zaklęcia nie zdawały się na nic. Bestia chłonęła każdy czar, każde zaklęcie. Jeden cios i drugi. Krew zalała całe jego ciało i upadł ciężko. Różdżka wyleciała mu z ręki.
Ankdal też biegł w tę stronę. Ale Elizabeth była szybsza. Dopadła do nich pierwsza, zabrała różdżkę Blake'a, który nie miał już siły nawet jej podnieść i przełamała ją. A potem padła na kolana przy nim. Ledwie oddychał. Bestia przeniosła na nią spojrzenie, ale Elizabeth nie zwracała na nią uwagi.
- Uciekaj! – szepnął Blake. Jego oczy traciły kolor. Elizabeth poczuła jak skóra na jej plecach rozdziera się, od ostrych pazurów Bestii. Ani drgnęła.
- Za chwilę się spotkamy! – szepnęła do Blake’a. Kolejny cios. Poczuła jak jej głowa robi się ciężka i opadła na pierś Blake’a.
- Nikogo nigdy… - zaczęła. Uśmiechnął się resztką, kropelką ostatnich sił.
- Byłem zaszczycony mogąc panią poznać, panno Elizabeth.
Uśmiechnęła się dumnie.
- …nie kochałam – dokończyła w końcu, gdy kolejny cios padł na jej szczupłe ciało. – Nie, jak pana!
I ostatnie uderzenie.

                Głowa Elizabeth upadła głucho na jego pierś. Bestia odeszła. Ankdal rozglądał się szaleńczo po wąwozie. Czuł zgubę. Z niedaleka dochodziły już głosy jego wrogów… Za chwilę wszystko miało się skończyć.

                I kończyło się. 
                Niewielu ma to szczęście patrzeć do końca w oczy najważniejszego dla siebie człowieka. Niewielu odchodzi tak butnie, tak godnie.
                Ale przede wszystkim – wielu brakuje w życiu takiej odwagi, z jaką umarli Blake i Elizabeth.



















31 komentarzy:

  1. O Merlinie. To było takie, takie... Piękne.
    Wzruszające i piękne. Poświęcenie którego dokonali opisywać będą wszystkie książki historyczne.
    Ziemniaki dochodzą, kotlety skwierczą na patelni, a ja zamiast ich pilnować łkam nad losem dzielnej Elizabeth i wiernego Blake'a.
    Fragment krótki (albo tak szybko przeczytałam), ale jaki emocjonujący. Przez chwilkę pomyślałam, że to koniec Rospius, ale zaświeciła mi się lampka, że Elizabeth coś tam kombinowała z kieszeniami. Wykazała się nie lada odwagą. Godną Gryffindora. I ta determinacja by za wszelką cenę złamać różdżki, by nie pozwolić mu uciec.
    Czekam z niecierpliwością na rozstrzygające spotkanie.
    MiMiK

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Zacznę od cytowania, bo normalne zaczynanie komentarzy jest zbyt trudne.
    ,,- Czy to jest jasne?!
    Jedno po drugim skinęli głowami.Tyle tylko, że nie zamierzali go słuchać…" czytając ten moment po moich plecach przeszły. Mimo, że nigdy nie byłam jakoś blisko z Elizabeth to czytając opis jej śmierci miałam łzy w oczach. A wszystko przez Ciebie. Ginger, Ginger. Ty mały pulpecie (wybacz, musiałam xd). Ona odeszła z takim... takim czymś co mnie bardzo wzruszyło. Dostajesz u mnie wielkiego plusa za ciekawy zwrot akcji. Wszyscy obstawiali kto zginie, a Ty uśmierciłaś tych, których raczej nikt się nie spodziewał. Ginger, Ty mały cwaniaczku.
    ,,- NIE! Ja i tak umieram! Ale ty…
    - Ja umrę zaraz po tobie – powiedział tylko. – Dziś lub za jedenaście miesięcy." Wzruszył mnie bardzo ten moment. W zasadzie, co mnie nie wzruszyło w tym rozdziale? Przez Twoje opowiadanie robię się taka wrażliwa i... schodzę na psy. Propsy dla Ciebie! Chyba nigdy w życiu nie związałam się tak z jakimikolwiek bohaterami jak tymi z Twojego opowiadania!
    ,,Dziki wrzask wyrwał się z gardła pani Carter.
    - NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO!" Nieładnie Lucy, nieładnie. Jak możesz kraść teksty Molly? Chociaż obstawiam, że specjalnie umieściłaś tutaj ten tekst, żeby nam coś pokazać... więzi rodzinne lub coś w tym stylu. Nie wiem, nie znam się, ale dobrze wyszło. Co do Elizabeth i Blake'a. Długo szukałam jakiejś porządnej piosenki przy, której mogłabym przeczytać moment, w którym oni umierają, ale nie wiedzieć czemu padło na "My heart will go on". Tłumaczenie nie za bardzo pasowało, lecz nawet nieźle wyszło. Jomes, mało ich było. Kurde... mogłam tego nie pisać. Znając Ciebie to mogłabyś stworzyć specjalnie dla mnie scenkę z Jomes. W następnym rozdziale gdzie razem umierają. Ale... nie zrobisz tego. Prawda? Nie jesteś, aż taką jędzą, prawda? Żartuję, jesteś taką wredną jędzą i jesteś w stanie to zrobić ;)
    Bez obrazy. Wiesz, ja Cię tam kocham i w ogóle (ale nie myśl sobie, że w TEN sposób! Moje serce od zawsze należało do Syriusza! (Sorka James, ale Ty masz Jo i... nic by z tego nie wyszło)), ale sposób w jaki piszesz... wszystko jest taki emocjonalny i...
    Łokej, pożegnaliśmy już Leah, Blake i Elizabeth... została jeszcze jedna para, tak?
    Nie wiem czemu, ale... czuję, że następne śmierci przeżyję równie mocno jak śmierć Leander, Elizabeth i Blake'a. Borze szumiący... jak ja się z nimi zżyłam. A to wszystko przez Ciebie! I tak! Całą moją frustrację, złość i ból po przeczytanym rozdziale będę wylewać na Ciebie! Oczywiście, droga Ginger, mogła zrobić jakiś wkurzających i głupich bohaterów, których nikt by nie lubił i nikt by nie cierpiał po ich śmierci. Ale nie. Gdzie tam! Musiała zrobić takich, których każdy będzie uwielbiał, a ich śmierć będzie traktowana na równi ze śmiercią naszego ulubionego chomika, tak?!
    Dobra, Ty źle na mnie działasz.
    Już zaczynam pieprzyć jakieś głupoty, więc to dobry znak, żeby zakończyć komentarz.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni
    PS: Ginger... gdzie Ty w ogóle mieszkasz? Bo wiesz... jakbyś chciała uśmiercić Jomes to ja mam w stodole widły i pochodnie i no wiesz... szkoda byłoby nie wykorzystać. To jak? Wyślesz mi swój adres na e-mail? ^^
    PS2: Taa... nie musisz brać tego co napisałam powyżej na poważnie. No, bo kto normalny ma pochodnie w stodole? Pff... zawsze mogę wziąć benzynę i zapałki nie? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem gdzieś to znowu wyczytała, ale to były ostatnie moje ofiary. Domyśl się co to znaczy :P

    Dyktuję adres:
    ul. Przestań Mi Grozić
    Ja Też-Mam Widły
    Ciągle Mogę Ci Zabić Jomes
    woj. Sama Jesteś Pulpet Mały


    :PPP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Czyli jednak mogę już przestać czyścić widły!
      Dziękuję, że to napisałaś. Trochę ich było... Jomes... oni... przeżyją (no reszta też)?
      *.*
      Nawet nie wiesz jaką sprawiłaś radość takiemu powalonemu dziecku jak ja! <3
      Powalone dziecko znane również jako:
      Selene Neomajni
      PS: Sorry za te widły ja nie chcia... znaczy chciałam, ale się rozmyśliłam. No chyba, że jednak zabijesz Jomes... ja mam nie tylko widły. Mam w razie czego mydło w płynie i nie zawaham się go użyć w razie gdyby... no sama wiesz :)
      PS2: Jeszcze raz przepraszam za te widły. Na początku miały to być łyżki, ale uznałam, że nie jesteś, aż taka zła, żeby ich używać.
      PS3: Jeszcze raz przepraszam.

      Usuń
    2. Przestań przepraszać. Ja naprawdę mam trochę poczucia humoru :P

      Usuń
  4. Ryczeeee! Obstawialabym kazda parę, ale na nich jakoś bym nie wpadła. Jakie to było.. poruszające . Ranyy. Elizabeth! Ty przebiegła. Tak wpuscic w maliny Rose i Scora! I mimo, ze moja ulubiona para jest Rospius, a zaraz potem Jomes, i mimo ze gdybyś to któras z tych par zabiła to chybabym popadła w depresje, to jednak ta śmierć jest dla mnie bardzo ciezka. Będzie mi ich brakowało, chociaż GGG się juz kończy. I te ich ostatnie słowa <3 Jestem z nich dumna za to, jak się poświęcili.
    Lucy wdala się w babcie :) Historia się powtarza
    Jesse nigdy sie nie zmieni . "Przyjazn z bonusami"? :D
    Czyli jednak istnieje lekarstwo dla Rose?
    A teraz minuta ciszy dla trzech najdzielniejszych bohaterów tej wojny:
    Leah Leander
    Blake Currington
    Elizabeth Cambell
    Zawsze będziemy o was pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, naprawdę nie ma lekarstwa dla Rose.

      :P

      Usuń
  5. Oni? Nie wierzę... poprostu nie wierze... jestem tak wstrząśnięta...
    Ten podstęp Elizabeth był fenomenalny! Ale czemu się poświęcila? I czemu nie pozwoliła na to Rose? Jest tyle pytań! Blake jak Ty się zmieniłeś! Tylko po to by umrzeć?! To nie była moja ulubiona para ale ulubiona Slizgonka! Ale kochali się ^^ chociaż tyle
    A Ty Ankdal stary zgredzie!!! Umrzesz marnie! Zabiles takich odważnych ludzi! Jeszcze zobaczysz!
    Rose i Scorpius! Szkoda słów... są siebie warci poprostu -,-' ale Rose faktycznie przyszłe miesiące będą ciężkie...
    Harry nie wiem czemu ale mam dziwne wrażenie ze pozwoliłes im na ta samodzielna akcje może nie świadomie... ale błagam ile Ty ich znasz by zostawić ich w tyle!? Przecież to było oczywiste że pójdą szukać Bestii!
    Lucy i Agatha uwielbiam *.*
    Ciesze się że to już koniec trupów ale z drugiej strony wiem ze to juz koniec...i to jest tak ogromnie smutne! Mimo wszystko...
    Do następnego...
    Duzo weny życzę I pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Elizabeth odpowiedziała na Twoje pytania. Chciała przygody, nie chciała się starzeć no i podkreśliłaś była Ślizgonką - na pewno bycie bohaterem bardzo by jej pasowało :)

      Usuń
  6. To jest takie piekne :') Umarła moja ulubiona bohaterka jednak, w jaki sposób to zrobiła jest niesamowity. Oczywiście nie mogę odebrać chwały też Blake'owi, który do końca był z nią. A można by pomyśleć ze Elizabeth to zimna i samolubna arystokratka. Tutaj udowodniła że w ważnej sprawie nie boi się stracić życia. Moja sympatia do niej wzrosła jeszcze bardziej, jeśli to możliwe.
    To ostatnie śmierci w GGG, więc śmierci Rose albo nam oszczędzisz albo jeszcze w jakiś cudowny sposób uzdrowieje. Mam nadzieje na to drugie. Te momenty z Scorem i nią w tym rozdziale ... Jak i w poprzednich. Nie wyobrażam sb żeby nie żyli długo i szczęśliwie.
    Jeny, uwielbiam walczacą Lucy! Wręcz nie poznaje tej tchorzliwej Lucy z pierwszej części. Wyszło jej to na dobre. A ten tekst o córce, identyczny jak babci Molly, przywraca cudowne wspomnienia i jest tak sentymentalny. Bardzo się cieszę, że umiescilas go w GGG. Jestem jak najbardziej za wszystkimi nawiazaniami do HP.
    Ach, tyle emocji! Mam nadzieję, że śmierć Blake'a i Elizabeth nie pojdzie na marne i ten dziad Andkal w końcu dostanie za swoje. Tylu cudownych ludzi oddało życie... Pocieszam się tym że trupów już nie będzie, ale taki Andkal mogłby przejść na drugą stronę :c
    Pozdrawiam serdecznie i do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówiłam o 3 trupach miałam na myśli 3 z głównych bohaterów (dokładnie z tych, których zdjęcia są po lewej). Inne śmierci wciąż przewiduję :D

      Usuń
  7. Powiem szczerze, że ciesze się już, że koniec stresu z tą śmiercią... uff, nie zginęli Lameron, Jomes i Scorose...
    Miałam cichą nadzieje, że zginie Albus i Scar, bo jak wiadomo od zawsze, nie przepadam za tą parą...
    Blake i Elizabeth... Nie spodziewałam się. Nie spodziewałam się, ale nie jest mi jakoś bardzo smutno, że zginęli... Nawet się ciesze, że nie ktoś inny (ah, taka urocza ja ;p) ... Nie byłam do nich tak bardzo orzywiązana jak do reszty par, więc... Nie jest mi ich szkoda tak jak Leah i mojego biedaczka Louisa... Nawet nie miałam co do nich nazwy... Blake'a szczerze uwielbiałam (trzeba tu kkniecznie dodać, że uwielbiam chłopaków ze Slytherinu mimo, że tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru)... Co do Elizabeth... Na początku jej niecierpiałam, potem była mi obojętna, a w ostatnich rozdziałach rozśmieszała, ale... nic poza tym...
    Ginger, Ty kobieto, o umyśle najprzebieglejszego (jest takie słowo? A jak tak to dobrze je odmieniłam?) Włamywacza w dziejach ludzkości... wiedziałam, że coś knujesz!!! To było niesamowite, ale wiedziałam, że nie zabijesz Red i Scorpa mimo, że robiłaś wszystko by wszyscy tak myśleli, ale ja byłam zbyt spokojna czytając ten rozdział by umarli moi idioci ;D
    Jak zwykle oczarowałaś mnie swoją pomysłowością i tym, że kolejna nutka J.K.Rowing była w tym rozdziale: "Nie w moją córkę, SUKO!" - Molly do Belli w Insygni, czyżbyś przypominała? Oh! Jak ja uwielbiam tę nutkę książkowego HP w Twoim opowiadaniu! *.*
    Teraz tylko czekać, jak rozwiąże się sprawa z Rose i tym zaklęciem (nadal licze na Jo detektywa ;D)
    Scorpius złapał dziś za serce i potrząsnął nim a potem rzucił w głąb morza... Scena Scorose po prostu słodko-gorzka tak jak lubie w im przypadku, na skraju kłótni *-*
    Czekam na kolejny rozdział, który zapewne będzie idealnym momentem na wylanie wszystkich łez z zbiornika zwanego organizmem ludzkim z Twoich czytelników na temat Blake'a i Elizabeth ;)
    Pozdrawiam i życze tyle weny ile każdy z Twoich czytelników wylał czytając to opowiadanie ;)
    ~Nat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie umiałabym zabić nikogo innego w tym opowiadaniu. Już i tak miałam depresję po śmierci Leah :/

      :)

      Usuń
    2. Nie dziwie się... Słusznie poczyniłaś w tej sprawie, młody padawanie ;P

      ~Nat (Joda xd)

      Usuń
  8. Byłam pewna, że zabijesz kogoś innego, kogoś kto jest jedną z głownych postaci. Zjednej strony jestem szczęśliwa bo Jomes żyją :) ale szkoda mi Blake'a i Elizabeth.
    Ten rozdział jest tak niesamowity, że jak njgdy przed tem płakałam. Nie wiem czy ze wzruszenia czy ze smutku czy po prostu dlatego, że ten rozdział jest niesamowity ;)
    Szkoda, że to już końcówka GGG jakoś się zaprzyjaźniłam z bohateramu tego opowiadania i będzie smitno bez GGG ; (
    W ogóle to Wlizabeth jednak ma serce :D
    W końcu dorwą Ankdala! Należy mu się pożądna kara! Powinni go najpierw uwięzić, potem torturować ale w taki sposób żeby przeżył jak najdłużej a potem dać jegk ciało do zjedzenia ośmiornicy z jeziora w Hogwarcie!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie nie byłam pewna czy to ośmiornicy czy kałamarnica ;)

      Usuń
  9. Nigdy nawet nie przyszło mi na myśl, że to Elizabeth i Blake będą tą parą, która zginie. Nawet przez ułamek sekundy 😏.
    Ja już naprawdę nie wiem co będzie z Rosie... I nie chcę sobie wyobrażać nie wiadomo czego, ze złudną nadzieją. :)
    A ten fragment walki Lucy z jakąś tam blondi ten krzyk Rudej, był przeboskim momentem i z mety przypomniałam sobie o tej wersji w Insygniach 😋.
    Naprawdę będę tęsknić za GGG... To było, jest i będzie najlepszym opowiadaniem o młodym pokoleniu, jakie w życiu czytałam. 😊
    Pozdrawiam,
    Paulina M. aka Hit Girl

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem wstrząśnięta. Serio, nie spodziewałam się, że śmierć Cambel zrobi na mnie takie wrażenie. Zaimponowała mi bardzo trzeźwość umysłu Elizabeth, zniszczenie różdżek było ostatnią rzeczą o jakiej myślałam kiedy czytałam tę (albo tą, nigdy nie wiem -.-) scenę. Łezki się nie polały, ale nawet dzisiaj jest mi dalej trochę smutno... Pewnie dlatego, że nie będzie już więcej cudownych słownych przepychanek i morderczych spojrzeń jej i Blakea. A może też dlatego, że ta, ja twierdzisz, ostatnia śmierć zapowiada bardzo szybko zbliżający się koniec GGG
    Fajnie, że nie zabiłaś Carterów :) Lucy to wykapana wnusia babci Moly <3
    Pozdrawiam, czekam na kolejny tekst i lekarstwo dla Rose (w dalszym ciągu nie porzucam nadziei) i biegnę do moich ukochanych wzorów skróconego mnożenia trzeciego stopnia...
    Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tę! :) Jeśli ScenĘ to Tę, gdyby np. za scenĄ, wtedy Tą :P

      Lekarstwa nie ma. Serio :P

      Usuń
  11. :O Elizabeth i Blake... moja Elizabeth :C jestem wstrząśnięta...w duchu miałam nadzieję, że może to być Scarlett i Albus, ale nie Elizabeth i Blake ...
    Scena, gdy Lucy walczyła byłą mega, przypomniało mi się scena z Insygni, którą kocham <3
    Czekam teraz jak potoczą się losy Rose :)

    OdpowiedzUsuń
  12. I akurat w takich chwilach odcieli mi Wi-Fi, no nie do wiary...
    Ale jestem! :)
    No nie, a właśnie polubiłam Elizabeth. A Ty ją uwielbiałaś, musiało Ci być niebywale trudno ją zabić. Ale przynajmniej poświęcili się dla innych. Zginęli bohaterską śmiercią, tak jak Leah. Na dodatek i Elizabeth i Leah były dość kontrowersyjne. Kurde, ale mi smutno. :(
    ROSPIUS JEST TAAAKI CUDNY! <3 Aww, uwielbiam ich. To, że Rose chciała się poświęcić jest super. To, że Scor wdał się z nią w pojedynek żeby ją uratować jest jeszcze lepsze. ;D Kocham ich tak bardzo, że nie wiem jak dam sobie radę po zakończeniu opowiadania. Tylko jeszcze ta klątwa... Ugh, nie mogę się doczekać co dalej.
    Super był ten moment kiedy Lucy została uratowana, bomba! :*
    Wogóle wszystko mi się podobało, i kocham to, że Jo nakrzyczała na Rose, i że wierzy, że Scor znajdzie lekarstwo. *,*
    Jesse proponujący Dakocie przyjaciół z korzyściami = jestem ciekawa miny Jamesa, hahahah. xD

    Kocham opko, bardzo gorąco pozdrawiam. Xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Popłakałam się :'((((( Nie mogę uwierzyć, że Elisabeth i Blake zgineli. Jednak cieszę się że poświęcili się dla przyjaciół. Nie spodziewałam się tego po Elisabeth, zwłaszcza że uratowała Rose a chyba średnio za sobą przepadały.
    Rose i Scor są jak zwykle cudowni <3333 chyba bym nie przeżyła gdyby to oni zginęli. Zastanawiam się czy znajdzie się lekarstwo dla Rose?? Oby tak :D
    Tak bardzo nie chcę żeby ggg się kończyło. Przyzwyczaiłam się do wyczekiwania na nowy rozdział i omawania go z koleżankami :(((((
    Pozdrawiam <33333

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem w szoku, serio. Obstawiałam Scorpiusa i Rose albo Albusa i Scarlett, ale w życiu nie pomyślałabym, że zabijesz Elizabeth i Blake'a. Będzie mi brakować języka i sposobu bycia Elizabeth. Ale chociaż Elizabeth była moją ulubioną damską postacią, to jestem zadowolona z takiego obrotu spraw, bo Ty, Ginger nawet zabijasz wspaniale. Mam nadzieję, że teraz nasi dorwą Ankdala i unicestwią bestię jak najszybciej.
    Co do reszty rozdziału - jak zwykle podobało mi się wszystko, każde najkrótsze zdanie i jak zwykle nie ma nic, do czego mogłabym się przyczepić. "NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO!" - przy tym zaczęłam się szczerzyć jak głupia. Pierwsze skojarzenie? Molly.
    Pozdrawiam, LS

    OdpowiedzUsuń
  15. No i co ja mam ci napisać? Ty wiesz, że jest fantastycznie. Ty wiesz, że jest wspaniale. I wiesz, że choć z jednej strony szkoda mi Elizabeth i Blake'a...to cieszę się, że to oni, a nie chociażby Rose i Scor, albo Cam i Lucy (która jak dla mnie wygrała ten rozdział!) Zginęli bohaterską śmiercią i cóż: różdżki do góry, moi drodzy, dla bohaterów tej wojny! Będą świętować i cieszyć się sobą na niebiańskich imprezach w towarzystwie Leah Leander i śmiejąc się ze swoich przyjaciół, których będą obserwować z puchowych chmurek :)
    No i muszę jeszcze wspomnieć o tym fragmenciku Dakota/Jesse. Cud, miód i orzeszki. Urocze i kochane. Trochę mi szkoda, że tak to się potoczyło, ale może dobrze. Inaczej chyba byłoby za idealnie...
    No i powiedzmy sobie szczerze: NAJWAŻNIEJSZE ŻE JOMES JEST RAZEM, OK? NIC WIĘCEJ SIĘ NIE LICZY, OK?
    Uwielbiam cię, życzę weny i pozdrawiam :*

    PS Nie uwierzysz, ale napisałam rozdział na ŚK. Zaskoczona? Nie bardziej niż ja! :p

    OdpowiedzUsuń
  16. COOOO
    ';?!!?!?!?!c .,' 2PJEDHIB
    Nje, matulooo... nie... Blake i Elizabeth... :(

    OdpowiedzUsuń
  17. No właśnie Noel i Ryan maja racje. Nie ma wojny bez ofiar, tak czy siak ktoś zginie, nie da się temu zapobiec.
    „- Wujku – powiedziała znowu Rose – pozwól mi iść. – Na te słowa Scorpius zerwał się z miejsca, a Hermiona i Ron zaczęli krzyczeć jedno przez drugie.” – Ona serio myślała, że ktoś się zgodzi by się poświęciła? Nawet jeśli Harry by się zgodził to pozostają jeszcze Scorpius, Hermiona, Ron i nawet Draco I Astorii. Nie zgodzili by się też Al., James i reszta…
    Oni zawsze biorą udział w bitwie, przegapić choćby kawałek, gdy inni walczą to dla nich największa zbrodnia.
    „- Pozwól mi.
    - Dlaczego?! – ryknął na kraju wytrzymałości. – Czemu tego chcesz?! Czemu chcesz mnie zostawić?!
    Rose rzuciła się do niego błyskawicznie.
    - Nie chcę. CO ja mówię… Nie umiem! Ale jak pomyślę co będziemy przechodzić przez te miesiące… Nie mam na to siły, Scor… Przeżyliśmy cudowny miesiąc – mówiła z oczami pełnymi łez, wpatrując się w jego surową twarz. – Chciałabym, żeby to były nasze ostatnie wspomnienia. Nie to jak się odchodzisz od zmysłów, próbując znaleźć nieistniejące lekarstwo…’’ - ta scena jest jedną ze smutniejszych w twoim opowiadaniu :( .
    Czytając ten fragment i te nazwiska skojarzyło mi się z Bitwą o Hogwart.
    „- NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO!’’ – teraz już jest całkiem jak w 7 części Harry’ego.
    Elizabeth, Blake, Andakal, Bestia… NIEEE!!!!!!!
    Jest tylko jeden plus tej sytuacji… Elizabeth przełamała Andakalowi różdżkę i nie mógł uciec. Nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że to oni zginą.
    -Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiedziałam. Wiedzialam, ze para która umrze razem, nie bedzie z głównych bohaterów. Dziekuje ci, bo w przeciwnym razie normalnie bym sie załamała :p
    Uwielbiam to jak piszesz, jak konstruuujesz wyrazy. Zastanawia mnie dlaczego Elizabeth złamała różdżki ale jestem pewna ze sie tego dowiem, jak zwykle w twoim opowiadaniu. Tylko ci bić pokłony za to opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Wzruszajaca scena i w ogole ale mam wrazenie ze Blake zachowal sie strasznie lekkomyslnie...

    OdpowiedzUsuń